• Nie Znaleziono Wyników

Kamena : miesięcznik literacki Nr 6, R. I (1934)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kamena : miesięcznik literacki Nr 6, R. I (1934)"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

R O K I MR. 6

L U T Y 1 9 3 4 M I E S I Ę C Z N I K

T R E Ś Ć N U M E R U S Z Ó S T E G O :

Z E N O N W A Ś N I E W S K I Kroki wśród nocy str. 93 G R Z E G O R Z T I M O F I E J E W K o c h a n k o w i e ł 94 KAZ. A N D . J A W O R S K I Załodze „Syrjusza" 95 J Ó Z E F Ł O B O D O W S K I D o n Kichot y 96 S T A N I S Ł A W C Z E R N I K R o z j a ś n i e n i e 97

Z E N O N W A Ś N I E W S K I Zawsze 97

M A R . C Z U C H N O W S K I U s p o ł e c z n . e k s p e r y m e n t y 98

T E O D O R B U J N I C K I T r u m n y 100

JERZY P U T R A M E N T Poecie 100

J Ó Z E F M A Ś L I Ń S K I Przebłysk . . . . 101 W I T O L D K A S P E R S K I P o j e d n a n i e . . . . 101

P o c z j a c z e s k a

A N T O N I M A D E J V i l e m Zavada . 102

VILEM Z A V A D A L o s 103

J A R O S L A V B E D N A R Z Haszysz 104

L U D O M I R R U B A C H Vitiezslav Nezval 99 105 V I T I E Z S L A V N E Z Y A L E d i s o n II (fragment) . 99 105

P o e z j a r o s y j s k a

S E R G J U S Z J E S I E N I N R u ś sowiecka 99 107 P o e z j a f r a n c u s k a

J. M . H E R E D I A B a k c h a n a l j a . . . . 99 109 C H A R L E S B A U D E L A I R E G r ó b p r z e k l ę t e g o poety 99 109 N o t y

. . . , . *

99 110

P r o u r b e s u a 99 112

W k ł a d k a l i n o r y t o w a Władysława U k l e i : D r o g a na szczyt O k ł a d k a linorytowa Z. W a ś n i e w s k i e g o

R e d a k t o r : Kazimierz A n d r z e j J a w o r s k i W y d a w c a : Z e n o n W a ś n i e w s k i R e d a k t o r o d p o w i e d z i a l n y : W a w r z y n i e c B e r e z e c k i

R e d a k c j a : C h e ł m L u b e l s k i , R e f o r m a c k a 43. R e d a k t o r przyjmuje w p o n i e - d z i a ł k i o d 15 d o 16-ej.

A d m i n i s t r a c j i : C h e ł m L u b e l s k i , R e f o r m a c k a 15 B.

P r e n u m e r a t a roczna ( 1 0 n u m e r ó w ) 4 zł., p ó ł r o c z n a (5 n u m e r ó w ) 2 zł. 25 gr.

C e n a n u m e r u p o j e d y n c z e g o 50 gr.

(3)
(4)

ZENON WAŚNIEWSKI

K R O K I W Ś R Ó D N O C Y

Zdarza się, że pospolity człowiek nie p o z n a j e swego zbioro- wiska, kiedy r o z w i ą z u j ą c metafizyczne problemy w p a d a w o b - jęcia ulicznej pustki na taśmę m o c n o zużytych f i l m o w y c h zda- rzeń, czającego się s p o k o j u i w r a m i o n a krzyżujących się per- spektyw świateł.

W chwili, kiedy szafirową wstęgę nocy zdobi krzyż n a j - mędrszych konstelacja O r j o n a , e w e n e m e n t e m b ę d z i e zjawisko siwej brody, włóczących się nóg i głuchy s t u k o t k o s t u r a .

O b s e r w a c j a w z a j e m n a , szybka jak krzyżowanie śmiertel- nych p c h n i ę ć r a p i e r u . Zwiększenie t e m p a z m ę c z o n y c h mięśni lub szybko n a d b i e g a j ą c y o d p o c z y n e k .

T u p o t w y b i j a n e g o marsza t r i u m f a l n e g o lub baletniczy k r o k na palcach, nie budzący licha, k t ó r e właśnie nie śpi.

N a d ę c i e warg, wściekłe s a p a n i e i głowa n a j e ż o n a albo milczenie, w c i s k a j ą c e się w piony c i e m n o ś c i zatrzymanych w biegu k a m i e n i c .

M o ż n a zadrżeć w czasie n i e s p o d z i e w a n e g o a t a k u myśli, wylęgłych w h u c z ą c e j ciszy.

Przyjacielem będzie n a w e t cień, c o f a j ą c y się ku światłu.

Ale n i e s p o s ó b n o c o w a ć p o d latarnią.

Z n o w u więc ucieczka w i e r n e g o towarzysza i tak o d słońca d o słońca zawieszonych lamp, póki nie zbliży się ceł w ę d r ó w k i . Ale z a s t ę p u j e d r o g ę rozmyślanie nad u b ó s t w e m b a w i ą c y c h się w tej chwili w głębiach alkowy, salonu, d r e w n i a n e j izdebki.

J e d n e m u brak skrytek, mieszczących w d o w i e grosze, h u r a - ganem wtłacza się wiatr b a n k n o t ó w d r u g i e m u , nie m a j ą c e m u prócz lekkich i ciężkich b u t e l e k niczego, co p a c h n i e o ł o w i e m i c z e r n i d ł e m d r u k a r s k i e m .

N i e śpi miasto trzydziestotysięczne.

Przez u c h y l o n e szyby kłębią się c h m u r ą n a d m i a r y od- d e c h ó w i wzruszenia. Miasto zamienia się w groteskowy t e a t r cieni, s k ą p a n y c h w a t m o s f e r z e t a n i c h p e r f u m i jeszcze t a ń s z e g o b e z w o d n i k a węglowego.

N i e t k n i ę t e r ę k a m i drzemią w dziewiczej czystości książki i księgi, pisma, n a b r z m i a ł e m ą d r o ś c i ą . Śpiący rycerze pióra, cze- kający D N I A . N i k t ciszy na p ó ł k a c h nie zamąci i t w o j e j ciszy, ulico, nie trzeba b u d z i ć e c h e m k r o k ó w .

W kręgu jasnego koła chwieje się siwa r o z w i a n a b r o d a jakiegoś don Kichota. K o s t u r u j ę t y zagłębia się w s p i e n i o n e kryształy n i e p o k a l a n e j zimy i n a r o d z i n o m n o w e j myśli w t ó r u j ą u d e r z e n i a zegara i p o w o l n e z m ę c z o n e kroki.

(5)

K A M E N A

Chwila, widząca z n i e r u c h o m i a ł e głowy, z kielichami wznie- sione dłonie, uroczyste źrenice, nabożnie w p a t r z o n e w piono- we wskazówki wyciągniętych rąk C h r o n o s a , r e g u l u j ą c e g o jakąś jazdę w n i e z n a n e . Słychać r a d o s n e tętna lilipucich bransolet, syczenie bezzębnych w e t e r a n ó w ściennych, d r e w n i a n y głos li- p o w e j k u k u ł k i i chrapliwe bim b a m wieżowego p o t w o r a , zbudzo- nego marszem historji, przerażonego rdzą rozkołysanego serca, k t ó r e d a w n i e j n i e w y c z e r p a n e było i wieczne.

Na obłocznym Rosynancie jak c h m u r a przykrego snu, wi- sząca nad myślą bez grzechu, odpływa w czerń d o n Kichot, żegnając ziemię wciskającym się wszędzie śniegiem żalu.

Wiatraki, bezduszne sześciany, u s t a w i o n e w szereg, chi- chocą z w e w n ę t r z n e j radości.

Mija s e k u n d a wieków i pierwszy piasek czasu już się za- czyna przesypywać przez zaciśnięte d ł o n i e przeznaczenia.

Szumi i huczy od o t w i e r a n y c h szeroko ust, r a m i o n i po- dwoi.

Zycie u p o m i n a się o swoje prawa, a człowiek po staremu, o b l e k a j ą c twarz w maskę, wita świt nowy.

G R Z E G O R Z T 1 M O F I E J E W

K O C H A N K O W I E Świat dziejami przepływa,

bystrym n u r t e m zdarzeń i ludzi;

u brzegu drga ta p i o s e n k a jak O f e l j a nieżywa.

U k o c h a n y mój, idę,

pełną pieszczot siebie przynoszę, drżąca o rosy t r ą c a m o rosy...

W i a t r liście na d r z e w a c h nastraja

i ciszę w polu i jeszcze koła na wodzie.

N a w a ł wieczoru jak utrzymać w r a m i o n a c h . U r o n i ł a m cień swój zapóźniona

w ogrodzie.

N i e biel twoich r a m i o n nie czar, ale dal się w przebłysku odkrywa;

nie p o w i e w nie wiew — p i o r u n za chmurą przywarł.

Przełamana na wzgórzu ścieżka, o g r ó d na wietrze padł,

(6)

K A M E N A

wola mnie n a m i ę t n o ś ć inna, silniejsza, n a m i ę t n o ś ć w a l k !

D u s z n e powietrze i na upalnym wietrze topnieją glosy. —

U k o c h a n y mój, idę,

pełną pieszczot siebie przynoszę, drżąca o rosy t r ą c a m , o rosy...

K A Z 1 M I E R Z A N D R Z E J J A W O R S K I

Z A Ł O D Z E „ S Y R J U S Z A "

T r z e c h ludzi w przeraźliwej i głuchej samotni wyżej szczytów najwyższych i najwyższych c h m u r . T e r m o m e t r : 60 stopni

i życie: wątły sznur.

Lecz parzą twarze w p a r t e w b a r o m e t r u szkła, gdy pod n o g a m i olbrzymieje pion,

gdy oczy więcej nie s o n d u j ą d n a i wali serca oszalały dzwon.

73 Eiflia n a p i e t r z o n y c h wież.

M a r t w e j ciszy nie zmąci żaden wiatru wir już.

Wyżej, wyżej aż w słońca gorejący kierz, gdzie na niebie migoce brylantowy Syrjusz.

I nagle w tej r a c h u b i e nieprzeczuty b ł ą d jak mściwy bóg zaciąży nad losem człowieka.

O d w r ó c o n y k i e r u n e k — zapalony lont i ziemia na eksplozję o b o j ę t n i e czeka.

T o wieczność całą trwa. Kołują twarze matek i gryzie p o d rzęsami witryolej łez,

w oczach kwitną dziecięce oczki jak b ł a w a t e k , k t ó r y m wargi ojcowskie szepczą: s. o. s.

T o wieczność całą trwa. Jak palą p o l i c z k i ! Jak boleśnie oślepia c h m u r ś m i e r t e l n a b i e l ! Przed i n s t r u m e n t e m cyfry n o t u j e Uszyczkin, wpatrzony w r u c h y strzałki jak w o s t a t n i cel.

Aż ułamek s e k u n d y . I świat się zaciemni.

T o n a w e t nie zaboli — i już oczy w słup.

Tylko c h ł o d n e objęcia śnieżnej matki-ziemi i za Kremla m u r a m i b o h a t e r s t w a grób.

(7)

K A M E N A

J Ó Z E F Ł O B O D O W S K I

D O N K I C H O T

szmerem k r o p e l zaszumiała na c e d r a c h a l k o h o l e m nocy cierpka ciecz

piersiom stal kolczugi u s t o m zimny miecz miguelu miguelu saavedra

nad la manczą s e n n e orły w mgłach nad la manczą o p ę t a n e wichry

od tych t ł u m ó w co w d o l i n a c h zacichły d o n kichocie o t o boleść i strach

wśród fortecznych wśród ściemniałych ścian czarne zwłoki opuszczonych faszyn

gdy cię zegar p ó ł n o c n y przestraszy wtedy poznasz żeś marzył nad stan

rośnie z w i c h r e m śpiewający las błyszczą oczy przydrożnej s z y n k o w n i d o n kichocie o b ł ą k a n y tyś w a r t o w n i k spuść przyłbicę znak p o d a j już czas czarne m r o k i na gałęziach jak sowy

pierś kokardą p r z e w i ą z u j e g r o m na s p o t k a n i e szalonym d n i o m lśniące ostrze kopji stalowej

po a r t e r j a c h rozbrzęczanych szyn krwią nabiegłe potwory dudnią coraz ciężej u m ę c z o n y m p o ł u d n i o m coraz szybciej oszalały młyn

fosforyczny p ł o m i e ń na maszt jęczą z w i c h r e m liny p o s z a r p a n e p o n a d burzą nad ryczącym o c e a n e m w mgłach w i d n i e j e twoja orla twarz

lśniące płaty zdruzgotanych blach ciężkim m ł o t e m skuwa czarny płatnerz d o n kichocie ostrzem w serce cię zatnę abyś poznał czem rozpacz i strach szpalerami żałobnych t u j

k o r o w o d y naszych krwawych tarczy świat nas swoim ciężarem obarczył o b a r c z o n y c h wyprowadza na b ó j

m ę k ę ciał kładź na sercu i zważ czy ustoi p o d g r o m a m i katedra miguelu miguelu saavedra p o d d ę b a m i straszny zakon nasz

(8)

S T A N I S Ł A W C Z E R N I K

R O Z J A Ś N I E N I E N i e kopulaste, baniaste pragnienie Otyłych świątyń pozłacany płaz.

Ale igła najcieńsza i długa, Czuła i ostra,

Jak włosów wgórę nagły zryw

T o nie okrągły, powikłany płacz — T e n z zaczeluścień w łzach,

1 ten z zabagnień.

Lecz pal wytrysły nad ugor, Źdźbło n a j s a m o t n i e j s z y c h niw, Sił najbystrzejszych p r o m i e ń . 1 tak się staje pełne rozjaśnienie 1 r o z w i d n i e n i e u korzenia, na dnie, R o z p ł o m i e n i e n i e najwyższe u góry, Na ostrzu,

Które z pod nieba w ziemie wrócić pragnie.

Z E N O N W A Ś N I E W S K I

Z A W S Z E

o t o załomotały przeraźliwie dzwony spiżowe

sygnał wieczności zwiastujący n i e k t ó r y m o d k u p i e n i e i wyzwolę-

|nia g r ó b czaszkę rozsadza wieść o n a r o d z e n i u ery n o w e j

los nieznany m e t e o r r a m i e n i e m wdzięczności sygnalizuje szereg | p r ó h mięśnie nabrzmiewają w oczekiwaniu przecież tak łatwej rozkoszy

księżyc w seledynie kroczy gąszczem miast p o o w i j a n y w n a s t r o j e ktoś głuchą rozpacz w głębi k a m i e n n y c h m u r ó w bez iskry nadziei

| o b n o s i stopy ni u obezwładnia wyroku wąż rodzący n i e p o k o j e

słońce to i euklides i nierozwiązany k w a d r a t

koło w k t ó r e bijesz ciosami kiedy biegnie szybko jak r e k o r d uszy chciałbyś mieć n i e m e gdy głos się wylewa z wiadra 2 o d m ę t ó w wywlokłeś go niedźwiedziem a w świat wybiega lekko od k o l e b k i d o g r o b u w nadzieje b r z e m i e n n y klepsydry złoty szept u c h e m namacalny ślad s k r a d a j ą c y c h się k r o k ó w przeznaczenia

z toba

w o k o ł o ciebie

za tobą

cień się wlecze a czas niebieski step marszczy ludzkie oblicza i twarz ziemi wiekami orząc zmienia

(9)

K A M E N A M A R J A N C Z U C H N O W S K I

U S P O Ł E C Z N I O N E E K S P E R Y M E N T Y

Fala e k s p e r y m e n t ó w poetyckich awangardy, ogarniając naj- młodszą poezję polską, użyźniła pole p o p r z e d n i c h doświadczeń n a sposób siły e l e m e n t a r n e j , na sposób wylewu. T e j e d w a b n e zarośla rytmiki, kwiaty rymów, drzewa metafor, s t r u m i e n i e gnie- wu, wyrzucające na brzeg k a m i e n i e b a r w n e j nowości, dziś wy- magają s u r o w e g o inżyniera, surowej, celowej regulacji. Fala tych doświadczeń artystycznych musi być o b m u r o w a n a wałami o c h r o n - nemi, by zostać naprawdę planową, zorganizowaną siłą społeczną, nierozlewaną n a p r z e k ó r i naprzełaj, ale ujętą we właściwe ło- żysko.

T e j r ó ż n o b a r w n e j rzece e k s p e r y m e n t ó w trzeba nałożyć bar- dziej ścisłe i d o s a d n e wędzidło, niż historycznym k o n i o m genjal- nych i m p r o w i z a t o r ó w

Materjał n a j m ł o d s z e j poezji polskiej, s k u p i o n e j przedewszy- skiem na prowincji, daje prócz p i ę k n e g o w i d o k u również wy- miar troski o jej jutro. A w a n g a r d a popełniła szereg błędów, wydając równocześnie szereg wybitnych dzieł o dziejowym pro- filu. Profil ten jednak ulegał w chaosie literackiej walki tak s k o m p l i k o w a n y m r o z w o j o m , że rozmiar jego czytelników zamiast zataczać szersze kręgi, ulegał ograniczeniu.

W s p a n i a ł a b u d o w a pejzażu, nowa k o n s t r u k c j a zdaniowa, n o w e uproszczenia w i ą z a n e j mowy, m o w a wiązana o maksymal- n e m zgęszczeniu - t o n i e w ą t p l i w e owoce, k t ó r e n i e p r ę d k o zgniją.

Ale jeśli powiemy, że technika awangardy jest najwyższym do- tąd osiągniętym szczytem, który trzeba było zdobyć, to zastoso- wanie te i techniki d o celów ściśle nawet poetyckich budzi sze- reg zastrzeżeń. T e c h n i k a p o e t ó w awangardy, którzy uznają się za p o e t ó w lewicowych zamiast służyć tego rodzaju zadaniom użyteczności społecznej służyła i służy celom, wytyczonym jej b e z p l a n o w y m dla p o s t ę p u biegiem.

Dlatego powstało dziś w związku z poezją awangardy waż- ne zagadnienie: 80% poezji a w a n g a r d o w e j stanowi (jasno) techni- ka techniki. P o d o b n i e jakby ktoś zamiast a d a p t o w a ć r a d j o a p a - raty dla celów społecznych stwarzał aparaty dla a p a r a t ó w . T a sprawa wymaga wyświetlenia.

Wszyscy (czyści) poeci awangardy nastawieni są na fikcyj- ne, b o czysto poetyckie cele poezji, a przez swe milczenie s p o - łeczne opowiadają się p o stronie mieszczaństwa. S t a n o w i s k o czystej poezji jest purystyczną fikcją, gdyż zagadnienie klaso- wości tej poezji ujawnia jej społeczny charakter. N i e c h ę ć d o

(10)

pozapoetyckich celów poezji wynikała z ubiegłej fazy walki, jaką czysta awangarda stoczyła z poezją n i e a w a n g a r d o w ą . A b y przeciwstawić swój wysoki poziom również w y s o k i e m u pozio- mowi n i e a w a n g a r d o w y c h p o e t ó w , awangarda zrezygnowała z sze- rokiego horyzontu na rzecz ściśle o k r e ś l o n e g o wysokiego ho- ryzontu. S k o r o teraz r o z w ó j tej techniki zagraża m a s o w e m bez- r o b o c i e m innych p o e t ó w na tej wyżynie, część p o e t ó w awan- gardy ograniczyła swą p r o d u k c j ę do m i n i m u m ilości, starając się o n i e d o s t ę p n e m a k s i m u m jakości. Zostali złotnikami swej n i e r o z w i n i ę t e j sławy Zostali lub zostaną sami, jeżeli...

Jeżeli nie sprecyzują d o k ł a d n i e j i nie zrewidują jeszcze d o k ł a d n i e j swego s t o s u n k u d o swej poezji i d o celów p r o d u - k o w a n e j techniki. W a ż n e jest, czy w tych solidnych a u t o m o b i - lach awangardowych wierszy czy nowoczesnych p o e m a t ó w będą jeździć westchnienia u t r z y m a n e k , p e r f u m y i u ś m i e c h b a r o n ó w , czy łzy i gniew ludu. N o w o c z e s n y język p o e t ó w , nowa skład- nia, tworzona przez n o w e g o człowieka, n o w e wynalazki wzru- szania, n o w e sposoby oddziaływania, jeśli są bezpośrednią lub pośrednią własnością klasy walczącej, spełniają swą rolę dziejo- wą tak jak spełnia ją o b j e k t y w n i e dany twórca d a n e j t e c h n i k i w k l a s o w e m społeczeństwie. U s p o ł e c z n i e n i e poezji w bezklaso- w e m społeczeństwie nosi zupełnie inny charakter

Jeśli poeci będą w a u t o m o b i l a c h swych pięknych zdań wozić serję innych a u t o m o b i l ó w , t r u d n o nazwać to przemyślaną celowością. Jeśli poeci wożą w a u t o m o b i l a c h swych strof łzy białych utrzymanek, są p o e t a m i mieszczaństwa. Jeśli poeci wożą głód b e z r o b o t n y c h , krzyk ginących i krew żywych ludzi prole- t a r j a t u , są p o e t a m i walki.

W e p o c e radja, szybkości a e r o p l a n ó w i a u t o m o b i l ó w po- żyteczniej i r a c j o n a l n i e j jest wozić gniew społeczny w nowo- czesnych szybkich maszynach. Jeśli jest inaczej, winna nic ma- szyna, ale niewłaściwi... lub źli jej szoferzy

Przyp Red Artykuł powyższy d r u k u j e m y jako pierwszy w „ K a m e n i e " na wciąż aktualny t e m a t w z a j e m n e g o s t o s u n k u treści i formy w poezji. Pragnęlibyśmy, by sprawa ta znalazła w naszem piśmie w i e l o s t r o n n e oświetlenie.

Przypominamy, że czas odnowić prenumeratę „Ka- m e n y " za drugie półrocze (2 zł 25 gr za 5 numerów od 1 lutego do 30 czerwca).

Kupujcie i rozpowszechniajcie „Kamenę". Popiera- jąc pismo, umożliwicie jego dalszy - o zwój

(11)

T E O D O R B U J N I C K I

T R U M N Y N a w e t wierszy pisać już nie u m i e m , nawet krzyknąć nie potrafię głośniej.

W n i e s p o k o j n i e zapatrzonych oczach rośnie wizja prostych i milczących t r u m i e n .

W i e m , że śmierć jeszcze bardzo d a l e k o czeka na m n i e łagodna i dobra,

ale już mi serce w śniady mosiądz się o b l e k a jak sczerniały bizantyjski obraz.

Z dnia na dzień liczę chwile n a d c h o d z ą c e może nawet piękne i szczęśliwe,

O zdarzenia błahe p o t r ą c a m jak o s t r u n ę n a p i ę t e j cięciwy

I d o p r a w d y nie wiem i nie myślę o tym k o ń c u , który z mgły wypłynie, tylko widzę trumny, t r u m n y

jak łodzie na w e z b r a n e j głębinie.

J E R Z Y P U T R A M E N T

P O E C I E

A l e k s a n d r o w i R y m k i e w i c z o w i

W letni r a n e k , kwitnący na o g r o m n e m niebie, nim skwar liście osuszy i z traw zetrze rosę, pójdziesz drogą, p r z y p a d k i e m rzuconą przed siebie, pod h o r y z o n t , zamknięty k o r o w o d e m sosen.

Poza lasem, gdzie twoja droga sic zanurza, tysiąc jaskrawych kształtów życia ciebie czeka:

białe szosy się ścielą przez n i e z n a n e wzgórza, nawi?łe ł o z i n a m i nad śpieszącą rzeką.

T a k przed tobą powstaną rzeczy, k t ó r y c h grozą zachłyśnięty n a p r ó ż n o d o krzyku się zerwiesz, prawo t ę p y m b r u k o w c e m pięść na kark położy, dusząc nienawiść myśli i policzków c i e r w i e ń .

N i m zejdzie posiew zdarzeń niewyrosłych jeszcze, ucz się oczy p o s k r a m i a ć i nie gardź rozpaczą,

najsilniejszem uczuciem dziadów naszych wieszczów, ' k t ó r y c h słowem s t a n ę ł o to, co nas otacza.

Oto czemu, skuleni przed występnym światem, p r ó ż n o szukając w sobie h a r m o n j i i d o b r a , chylimy się d o strzelistej symetrji k w i a t ó w

i wielbimy p o r a n k a d w u b a r w n y k r a j o b r a z .

(12)

JÓZEF MAŚLIŃSKI

P R Z E B Ł Y S K

ż o n i e m o j e j

trwa sen

dni d n i o m n o c e n o c o m zgorszone mię przesłały jak bełt strzały jak o b ł o k o d u r z o n y e t e r e m trwa sen bez uniesień

w p o p r z e k m a t o w y m d n i o m w t u r k o c i e osi n o c e

rozpryśnięte na d r o b n e szkło na s n ó w łupież

l ą d u j ą na d n o mgieł

t o n ę w d n i a c h z pajęczyny i wosku gdy nagle

puls dziewięćdziesiąt na m i n u t ę dziewięćdziesiąt powitalnych salw to t w ó j uśmiech

jaskrawy (białość zębów) jarzący (w m r o k u ostro świeci) w i e l o k r o p e k p o d k r e ś l o n y c z e r w o n o e t i n c e l a n t !

W I T O L D K A S P E R S K I

P O J E D N A N I E

C i e ń pada mi na oczy z za o k n a wierzb zrębem, w r a m a c h zielonych k o r o n błękit nieba płynie.

L e k k o zanurzam usta w wieczorze jak w winie i pije zmrok mieszany księżycowym zębem.

Jestem jak dzień, co spływa p o wierzchołku drzewa, wiem, że o d c h o d z ą c w r a c a m k u s p r a w o m d a l e k i m i chociaż usta milczą, serce cicho śpiewa

biblijne p o z d r o w i e n i e n a d c h o d z ą c y m w i e k o m . W i e m , że kiedyś ktoś młody będzie znów się targał, a bluźniąc u m i ł u j e swą p r a w d ę n a d Boga,

wiec błogosławię grzędy życiotwórczych mogił i wieczne p o j e d n a n i e : skrzepłą krew na wargach.

(13)

K A M E N A

A N T O N I M A D E J

V I L E M Z A V A D A

T w ó r c z o ś ć Vilema Zavady nie jest ilościowo bogata, wy- dal b o w i e m dotychczas tylko dwie książki poetyckie: „ P a n i c h i d a "

i „ S i r e n a " 1933 r Z tych d w u książek pierwsza dla p o z n a n i a d u c h a i talentu Zavady jest bardziej r e p r e z e n t a t y w n a i podsta- wowa. W ł a ś n i e ukazało się wydanie III. Z tego p r o s t e g o f a k t u w n i o s k o w a ć już można o wzięciu i rozgłosie „ P a n i c h i d y " T r z e - ba jednak powiedzieć, iż u z n a n i e jest zasłużone. „ P a n i c h i d a " — to t o m poezyj o szerokim r o z m a c h u i żywiołowości.

Zrywanie się d o walki, b u n t , szarpanina, szydercze inwek- tywy względem współczesnych, t o znów głęboka wyrozumiałość, pełnia mocy i ś w i a d o m o ś ć słabości pulsują w n i e j i mienią się b a r w a m i m e t a f o r i t o n a c y j .

Postawę poety c h a r a k t e r y z u j e d o s k o n a l e o d r a z u pierwszy wiersz tej książki „Przebudzenie się A h a s w e r a " :

P o d o b n y a n t y c z n y m r z e ź b o m

z p o d s u c h e j g l i n y i s c z e r n i a ł y c h l i ś c i , z a s y p a n y b y ł e m n a m u ł a m i w i e k ó w ; o s u n ę ł y się o n e w tej c h w i l i , gdy w r d z e n i u m y c h k o ś c i

zagra! c z u ł y s e i s m o g r a f w s t r z ą s ó w przyrody, a p a l ą c y w y p r y s k ś w i e r z b ą o g n i s t ą

p o d r a ż n i ł t a j e m n e m o c e ,

•przyczajone w z a s i e k a c h k o m ó r e k ,

r o z s n u t y c h p o w s z y s t k i c h f r o n t a c h m o j e g o ciała.

R ę c e m o j e i pierś z m i e n i ł y się w b i t e w n e p o l a .

Rytm u t w o r ó w w „ P a n i c h i d z i e " jest rwany, niestały, podległy impulsom, p o r y w o m i n a m i ę t n o ś c i o m serca. O rymy poeta nie d b a . N i e k i e d y pogarda i odraza d y k t u j e p o e c i e słowa pełne goryczy!

Patrz, twarze r o z p u s t n e i k a m i e n n e jak c z o ł a m u m i j . Patrz, twarze w s z y s t k o w i e d n e , k t ó r y m nic nie jest o b c e , n i c z e m u się n i e dziwią, n i c z e m u n i e wierzą...

O d e p c h n i ę t y z a k o n B o g a i prawa.

Ż y c i e r o z l a ł o się s z e r o k o , l e c z w y s c h n ę ł o w m i e j s c u . W s w e j g ł ę b i w s z y s t k o się c h w i e j e i m i e n i ,

jak p r z y p i e k a n y żaren, czerw na d n i e r z e c z n e g o k o r y t a , w k t ó r e m d a w n o n i e m a w o d y .

N i e m a w o d y -

Jest to wyjątek z pierwszej części dłuższego p o e m a t u , k t ó - r e m u p o e t a dał tytuł: „Z powieści". P o d o b n i e pesymistycznie odzywa się a u t o r w i n n e j p a r t j i tego u t w o r u :

W s z y s t k o t® j e s t t y l k o p o d ś w i a d o m o ś ć ,

d a l e k o i s z e r o k o w o k o ł o niej k o ł o w r ó t j a s k r a w y c h d n i się [spiętrza, lecz boży d o t y k już d a w n o , już d a w n o z w s z y s t k i c h rzeczy

[ w y w i e t r z a ł .

Zavada rzuca się w więzi życia, szamoce jak ryba w sieci.

(14)

K A M E N A

Potrafi j e d n a k niekiedy zdobyć się na s p o k ó j , na rezygnacje, wypowiadając słowa proste, u j m u j ą c e cichym i natężonym liryz- mem: „Litościwy deszcz"

P o s ę p n a w i e r z b o d e s z c z u , a ż u r o w y p a ł ^ k u n i e b i o s , j a k ż e w a m z a z d r o s z c z ę

w a s z e g o p ł a c z u i w a s z e j p o k o r y . Ja

już n i e m o g ę p ł a k a ć .

T a k i c h wierszy, o d c z u w a j ą c y c h liryzm rzeczy prostych, jest więcej w książce drugiej. „ S i r e n a " b o w i e m , m i m o że wydaje się być n i e c o słabszą, zawiera wiele u t w o r ó w , w k t ó r y c h p o e t a ową ledwie w „Panichidzie" nakreśloną p r o s t o t ę w y p o w i e d z e ń d o p r o w a d z i ł niekiedy niemal d o finezji.

T w ó r c z o ś ć Zavady d o s k o n a l e ocenił w dłuższym i ź r ó d ł o - wym artykule Bedrzich Fuczik.

C z y t e l n i k o w i p o l s k i e m u wystarczy tych niewielu zdań i w y j ą t k ó w powyższych, by wyrobił sobie niejaki pogląd na r o d z a j poezji Zavady.

S m u t e k , m e l a n c h o l j a w niej rozlana opływają gorzką atmos- ferą czytelnika. Jest w niej j e d n a k zarazem twarda i uporczywa potrzeba nieustępliwości, przekory i dumy, k t ó r a sprawia, że m i m o klęsk i ciosów poeta nie załamuje się, lecz trwa i walczy;

J a k u c i ę t y k i k u t

s t e r c z ę tu na w s z y s t k i e s t r o n y p r z y c i n a n y .

C o g n ę b i m y , m a r n i e j e , a j e d n a k t w a r d y ż y w o t m a i n i c u m i e r a .

VI L E M Z A V A D A

L O S

Z w y s m o ł o w a n e j łodzi swego ciała Ewa p o t o m s t w o wydała

na ziemie b i e d n ą .

Pod krzakami prężą się, jak żmije srebrne, k o b i e t b r u n a t n e torsy,

k ą p i ą c się w s ł o n e c z n e m m o r z u , k t ó r e w lęku o gwiazdy się trze.

Z rozkoszą kruszą w palcach zerwaną trawę, ssąc w s p o m n i e n i e , jak łyk świeżości wilgłej,

że ciągle jeszcze głaszczą negrów głowy kędzierzawe, gdy koci wiew układa się im w ł o n i e przymilnie.

C o widzicie ?

(15)

K A M E N A

P o d wystającym k o ł n i e r z e m skał zmarzły zamek, z d w o r k u łechcąca w o ń dziegciu,

tu rozkoszy waszych nie znają, przecież śpiewnie przez b r ó d unoszą m o r d e m małżeństwa s p l a m i o n e płachty samek.

C o ujrzycie ?

S ł o ń c e m ubita, m o r z e m wyszczerbiana, wiatrami pieszczona, u r o k u p o z b a w i o n a , n^ kość wybielona

leżeć tu b ę d z i e ziemia.

C ó ż , jestem jak o s t a t n i o r d y n a r n y tubylec,

srożący się los swej ziemi w duszy nosze zapieczętowany Ale czasem w p o l u cieknie z mych oczu łzawy śluz.

Mogę-ż o s u w a j ą c e j się w o t c h ł a ń ziemi przypatrywać się bez [1itości, p ł y n ą c

na wyspę waszych muz?

( „ P a n i c h i d a " ) Z c z e s k i e g o s p o l s z c z y ł A n t o n i M a d e j

J A R O S L A V B E D N A R Z

H A S Z Y S Z Płodziwe kwiaty indyjskich k o n o p i d o t k n ę ł y twarzy gwiazd p r z e w o d n i c h .

Przelały się w n a r k o t y c z n e o p i u m bóstwa i słońca I n d y j W s c h o d n i c h . W z n i e c a m y p i ę k n o w s p o m n i e ń :

jesteśmy wyżej niż śnieżny M o u n t Everest.

O przestrzeni n i e s k o ń c z o n e j marz, a s t r o n o m i e , o lunie myśl.

W i e l k i e szaleństwo niebios zmysły a n t e n m o t a . G a j e m o r c h i d e j błądzimy,

tęczami słońc, wszechświatem, bez boga, ziemi, ludzi, głodu, złota, bez dziewczyny

Pijemy najczystszych snów a l k o h o l z bengalskich gron.

O szklane, m ę t n e oczy n a d czasu c i e n i e m , nie wiecie d o k ą d płynie A h a s w e r

o g n i s t e m m o r z e m p ł o m i e n i , melodją s f e r ?

(„Gwiezdna w ę d r ó w k a " )

Z c z e s k i e g o spolszczył A n t o n i M a d e j

(16)

KAMENA

L U D O M I R R U B A C H

V 1 T I E Z S L A V N E Z V A L

J e d n y m z najpopularniejszych w s p ó ł c z e s n y c h p o e t ó w c z e s k i c h j e s t V i t i e z s l a v N e z v a l (ur. w r. 1900). W s t ą p i ł w s z r a n k i p o e z j i j a k o n a m i ę t n y b o j o w n i k o s z t u k ę p r o l e t a r j a c k ą . J e d n a k p r ę d k o zszedł z t e j d r o g i . Już d r u g i z b i ó r w i e r s z y „ P a n t o m i n a " (1924 r.) u k a z u j e w ł a ś c i w e o b l i c z e t e g o m i s t r z a e f e k t ó w s ł o w n y c h i o r y g i n a l n y c h p r z e n o ś n i . W y p r a c o w u j e t a k ą n o w ą f o r m ę w i e r s z a , k t ó r a d o s k o n a l e o d d a j e w s z y s t k i e u c z u c i o w e i n e r w o - w e n a s t r o j e t w ó r c y . N e z v a l j e s t p o e t ą p ł y n n e g o b i e g u z j a w i s k o d c z u w a ń , n i e s p o d z i e w a n i e w y d o b y w a j ą c y c h się z p o d ś w i a d o m o ś c i o d r u c h ó w m y ś l i , u c z u ć i i n s t y n k t ó w . N i e interesują g o ż a d n e p r o b l e m y s p o ł e c z n e ; n a r o d o - we, p o l i t y c z n e , czy k l a s o w e . O b o k w i e r s z y , w k t ó r y c h N e z v a b a w i się s ł o - w e m , j a k d z i e c i b a w i ć się u m i e j ą k o l o r o w e m i b a l o n i k a m i , z n a j d u j e m y w l i c z n y c h j e g o k s i ą ż k a c h u t w o r y , w k t ó r y c h g o r ą c o p r z e m a w i a r o m a n t y c z n a t ę s k n o t a za s z c z ę ś c i e m , s p o k o j e m , h a r m o n j ą , a c z a s e m m e l a n c h o l i j n e w s p o m n i e n i a u t r a c o n e j m i ł o ś c i l u b s m u t e k n i e w y ż y t e j m i j a j ą c e j m ł o d o ś c i .

C a ł e p o e m a t y j a k n a p . „ E d i s o n " czy „ S y g n a ł c z a s u " są w y r a z e m n i e - n a s y c o n e g o s z c z ę ś c i e m , ł a k n ą c e g o o d m i a n y s e r c a . N e z v a l w y d a ł o b o k w y - m i e n i o n y c h n a s t ę p u j ą c e z b i o r y w i e r s z y i p o e m a t y : „ M n i e j s z y o g r ó d r ó ż a n y " ,

„ A b e c a d ł o " , „ A k r o b a t a " , „ G r a w k o s t k i " , „ Ś n i a d a n i e w t r a w i e " , „ S z k l a n a o p o ń c z a " P r o z ą w y d a ł " K a r n a w a ł " ( f a n t a s t y c z n a r o m a n e t t o ) , " K r o n i k ę z k o ń c a t y s i ą c l e c i a " ( d o k u m e n t g e n e r a c j i ) o r a z „ F a ł s z y w y m a r j a ż " W ł a ś c i - w o ś c i j e g o p i ó r a w y s t ę p u j ą r ó w n i e ż w c a ł e j p e ł n i i w t y c h u t w o r a c h . V I T I E Z S L A V N E Z V A L

E D I S O N

II ( f r a g m e n t )

Nasze istnienia jak góry s t r o m e są

Kiedyś wieczorem pośpieszny pociąg m k n ą ł między Kanadą a między Micziganem drogami k t ó r e dla m n i e są n i e z n a n e Po ścieżynie mały dróżnik kroczył w czapce która zakrywała oczy

Było w tem to p i ę k n e co szarpie na ćwierci odwaga i radość z istnienia i śmierci

Jego ojciec krawiec szewc a może kiep handlarz zbożem miał chatynę ziemię sklep wieczny n i e p o k ó j który d o tułaczki goni

więc z tęsknoty za k r a j e m życie w świecie strwonił O j c z u l k u tyś wiedział co to duszy szloch dziś jest z ciebie p i o r u n gwiazda albo p r o c h O j c z u l k u tyś wiedział że są wszędzie chamy miedzy k r a w c a m i i między ż a n d a r m a m i Tyżeś poznał co to włóczęga i głody

C h c i a ł b y m umrzeć jak ty taki zdrowy młody Bo w t e m jest coś z tego co szarpie na ćwierci s m u t e k ból tęsknota z i s t n i e n i a i śmierci

Nie wiem gdzie leżysz czy masz jaki n a g r o b e k Z twej krwi pozostał tylko mały p o g r o b e k Patrz sylabizuje w Kanadzie twe książki patrz jak go cieszą n i e z n a n e obowiązki patrz już s t u d j u j e sławnych ludzi losy

(17)

K A M E N A

encyklopedyczne stare eposy

Patrz już wyrósł patrz jak czas szybko mija Patrz nie bawi się pochłania go c h e m j a

Ja także dzieckiem nie byłem psina ja też czytałem książki Darwina ja też się bawiłem p o w a ż n i e j niż inni

często solnym kwasem w małej szkolnej skrzyni r ó ż n e m i s u b s t a n c j a m i s t o j ą c e m i w szafie

a p o t e m chciałem grywać w p o d w ó r k a c h na harfie P o t e m lubiłem dym z sąsiada fajki

ach a p o t e m tak lubiłem bajki

Z nich mi pozostało to co w sercu gości s m u t e k ból i rozpacz z życia i nicości T o m a s z u i tyś doznał o w e j doli

czytałeś „Analizę m e l a n c h o l j i "

i tyś poznał żale s m u t e k ból k o c h a n i e z książek w D e t r o i t e w czasie g ł o d o w a n i a i tyś także śnił o mórz a k c e s o r j u m

w s w o j e m p r y m i t y w n e m l a b o r a t o r j u m k t ó r e ś umieścił w t o w a r o w y m wozie d r u k u j ą c białe gońce o życiowej prozie

G r a n d Frenk Herald ! W i e l k i e Echo w wagonie ! Składasz ! Łamiesz ! D r u k u j e s z ! Już s k o ń c z o n e ! Wołasz o t o wyszło ! kupcie ! n o w e sprawy ! Pożar w Kanadzie i Mały Kurjcr z Jawy ! Było w tem coś z tego co to w sercu gości

odwaga i radość z życia i nicości.

Ale w t e m tyś skoczył p o d koła ani żywej duszy k o ł e m d o k o ł a

i już niesiesz chłopca l e k a r z o m d o reki Ocaliłeś życie przyjmij m o j e dzięki O t ó ż we fabryce na wyrób kamaszy

żarem każda z maszyn niby wulkan straszy czegoś to nałykał przy każdym p ó ł b u c i e W i e m tyś wziął t ę s k n o t ę ojca za u c z u c i e

Tułasz się jak tragarz z d w o r k u

i o t o raz trafiłeś n a w e t d o N e w - Y o r k u b ł ą d z ą c w tej a m e r y k a ń s k i e j m e t r o p o l j i chciałeś się u t o p i ć w m e l a n c h o l j i

pewnie grałeś w karty pewnieś także pił p e w n i e tam straciłeś wiele młodych sił Było w tem to piękne co szarpie na ćwierci odwaga i radość z istnienia i śmierci.

Z c z e s k i e g o s p o l s z c z y ł L u d o m i r R u b a c h

(18)

K A M E N A S E R G J U S Z J E S I E N I N

R U Ś S O W I E C K A

H u r a g a n ów już przeszedł. Niewielu ocalało.

A wśród przyjaciół moich ileż s t r a t ! Z n o w u m n i e wita k r a j osierociały, w k t ó r y m nie byłem osiem lat.

Kogóż m a m witać ! Z kimże się podzielę smutną radością, że zdrowie mi służy.

Tu nawet wiatrak ptak sklecony z belek z j e d y n e m skrzydłem oczy na m n i e mruży.

N i k t mnie już dzisiaj nie zna tu p o latach.

Z a p o m n i a ł każdy Któż pamięta, k t ó ż ? A tam, gdzie stała kiedyś rodzicielska chata, na gruzach osiadł dziś popiół i kurz.

A życie wre.

T ł u m w k o ł o się p o r u s z a .

W i d z ę twarze młodzieńcze i starcze.

Lecz nie mam przed kim zdjąć już kapelusza, w żadnych oczach nie widzę oparcia.

W głowie myśli wiją się wstęgą.

C ó ż mi ta ziemia ? A może to się tylko śni ?

Wszak patrzą na m n i e wszyscy jakby na włóczęgę, c o z stron d a l e k i c h wlókł się tu przez wiele d n i .

I to j a !

Ja wsi tej obywatel,

k t ó r e j stąd tylko sława się uściele, że tu kiedyś powiła b a b a z k u r n e j chaty rosyjskiego p o e t ę gorszyciela.

Lecz myśli sercu szepczą takie słowa:

P o c z e k a j ! Cóż cię tak obraża, wszak t u t a j tylko p o k o l e n i e n o w e n o w e o g n i e w izbach rozżarza.

Tyś zaczął przecie już o k w i t a ć t r o c h ę inni młodzieńcy inne nucą pieśni

o tem, że w oczach ich cud się cieleśni, nie wieś chcą tylko całą ziemie kochać.

O j c z y z n o m o j a ! Jak się śmieszny s t a ł e m ! Na zapadłych policzkach pali się r u m i e n i e c . Dzis język braci zda mi się niezrozumiały i w -własnym k r a j u j e s t e m c u d z o z i e m i e c .

(19)

K A M E N A

A o t o widzę,

wieśniacy w niedzielę

jak d a w n i e j w cerkwi zebrali się w g m i n i e i n i e z d a r n e m i słowami się dzielą,

jakby t o lepszem swe życie uczynić.

Już wieczór. Płynną już pozłotą obryzgał zachód szare pola i b o s e nogi jak ciołki pod wrota w kałuże s m u k ł e w e t k n ę ł y t o p o l e . C h r o m y k r a s n o a r m i e j e c o obliczu s e n n e m , w s p o m n i e n i e m goniąc w przeszłości daleko, o p o w i a d a poważnie c h ł o p o m o B u d i e n n y m , jak to c z e r w o n i odbili P e r e k o p .

„ A my go tędy i tędy raz jeszcze

b u r ż u j a tego... który... tam na Krymie"...

A klony wznoszą swych gałęzi kleszcze, a baby dziwią się w k u c h e n n y m dymie.

Ze wzgórza młodzież k o m s o m o l s k a kroczy i w takt h a r m o n j i t u p i ą c r o z e ś m i a n a , śpiewa agitki B i e d n e g o D i e m j a n a ,

a krzyk wesoły p o polach się toczy.

T o ęi k r a j d o p i e r o ! 1 p o c h o l e r ę

d a r ł e m się w wierszach, żem d r u h wsi bezsprzeczny?

M o j a poezja t u t a j nie wyda się szczera, i sam właściwie także jestem tu zbyteczny.

C ó ż p o c z ą ć !

Żegnaj, ziemio lat dziecięcych.

O d d a ł e m t o b i e m ó j najszczerszy poryw.

N i e c h a j mię dzisiaj n i k t nie śpiewa w i ę c e j — śpiewałem wtedy, gdy m ó j k r a j był chory.

P r z y j m u j ę wszystko r a d o ś n i e i śmiało,

g o t ó w po śladach piąć się ścieżką s t r o m ą . M a j i październik wezmą d u s z ę moją całą, lecz l u t n i miłej nie o d d a m n i k o m u . N i e złożę jej przenigdy d o niczyjej reki, n a j d r o ż s z e j matki, ni d r u h a , ni żony.

Bo tylko m n i e swe o n a powierzała dźwięki i słodką pieśń m n i e tylko jej szeptały t o n y .

Kwitnijcie m ł o d z i ! I k ą p c i e się w zdrowiu ! Inne jest życie wasze i inny wasz śpiew.

Ja p ó j d ę tam, gdzie gwiazd się błyszczy m r o w i e , na wieki d ł a w i ą c duszy b u n t o w n i c z e j gniew.

Nr, i

(20)

Ale i wtedy,

kiedy na c a ł e j planecie u s t a n i e wszelkie zło i s m u t e k zniknie już, ja b ę d ę śpiewał wciąż sercem, co drży w poecie, te szóstą świata cześć, c o zwie się k r ó t k o - Ruś.

Z r o s y j s k i e g o s p o l s z c z y ł K a z i m i e r : A n d r z e j J a w o r s k i

J. M . H E R E D I A

B A K C H A N A L J A Nagły okrzyk przeszywa G a n g e s u krynice Tygrysy jarzm bluszczowych zerwały o t o k i i, miaucząc, o g r o m n e m i ciskają się skoki:

p o p ł o c h B a k c h a n t e k łamie i miażdży w i n n i c ę . Latorośl, d r u z g o t a n a s z p o n e m i kielcami, skrwawi czarną jagodą to gardziel, to ł o n o , gdy p o ś r ó d p r e g o w a n y c h b o k ó w bielą płoną brzuchy l a m p a r t ó w , juchą myte i b a g n a m i . N a sprężystych k a d ł u b a c h blaski świecą płowe, a p o m r u k się w rzężenie wydłuża g o r ą c e :

tak pędząc, k r e w czerwieńszą węszą poprzez s ł o ń c e . Lecz bóg, k t ó r e g o bawi to igrzysko n o w e , tyrsem jeszcze p o d n i e c a szału n a w a ł n i c ę i miesza z wyjącemi s a m c a m i samice.

Z f r a n c u s k i e g o spolszczył T a d e u s z B o c h e ń s k i ( K r a k ó w ) C H A R L E S B A U D E L A 1 R E

G R Ó B P R Z E K L Ę T E G O P O E T Y W ś r ó d n o c n e j słoty i p o m r o k i

c h r z e ś c i j a n i n , serca t k n i ę t y głosem, p o d e j m i e sławne t w o j e zwłoki i gdzieś p o d gruzu s c h o w a stosem

A kiedy księżyc g a s n ą ć b ę d z i e i już o s t a t n i a s k o n a gwiazda, p a j ą k t w ó j c i e m n y g r ó b o p r z ę d z i e , żmija rozpleni się w ś r ó d gniazda.

I będziesz słuchał wieczność całą, jak n a d twą głową obolałą

zgłodniałych w i l k ó w wyją stada,

jak w i e d ź m y i l u b i e ż n i starce t a m wyprawiają swoje h a r c e i jak się r a b u ś c i c h o s k r a d a .

Z f r a n c u s k i e g o spolszczyła J a d w i g a Ważewska

(21)

N O T Y

„ T W A R Z " I „ W G R U D Z I E Z I E M I " , dwa ostatnie zbiorki poe- tyckie A n t o n i e g o M a d e j a , to dalsze szczeble w r o z w o j u tego ciekawego p o e t y „Twarz", z w r ó c o n a ku jego „najbliższym", u k a z u j e n a m z n o w e j strony oblicze o p a n o w a n e g o zazwyczaj i raczej chłodnego refleksjonisty, W p r a w d z i e i z tych wierszy biją powaga i zaduma, lecz o w i a n e s e r d e c z n e m c i e p ł e m klimatu r o d z i n n e g o , „ b o w i e m jest dźwięk n a m w s p ó l n i e znany, jest rytm - co twe i moje serce wzrusza i są te cienie przemi- jane, co n a m siwizną włosy prószą", b o w i e m gdy „życie nasze z burz i szlochu i z błysków g r o ź n e j n a w a ł n i c y " , — gdy „po- mocy niema z n i k ą d " — jest j e d n o p e w n e oparcie: „ku sobie idźmy coraz bliżej" Gdy „ T w a r z " c e c h u j e ś w i a d o m a prostota,

„ W grudzie ziemi" widać wysoki kunszt poetycki. Dalsza kry- stalizacja zarysowanej już w „ P ł o n ą c y c h l o n t a c h " ideologji: kult h e r o i z m u („Muzy", „ O d l o t b o h a t e r ó w " , „Joanna d ' A r c " ) i po- święcenia („zasiewać ugory spękane, o d d a w a ć serce wszystkie- mu, przez ból p o d ciężarem milczenia i ś ć " — K r z y ż — ) . N a o g ó ł myśl g ó r u j e nad uczuciem (z w y j ą t k i e m g ł ę b o k o o d c z u t e g o poe- m a t u „ P o l e g ł y m w b o j u " i „ P o g r z e b u " ) przyczem szlachetny p a t o s niektórych wierszy Madeja m o ż e czasem n a d t o t c h n i e re- toryką. W ś r o d k a c h ekspresji widać znaczne u d o s k o n a l e n i e : uderza niezwykła t r a f n o ś ć i świeżość n i e k t ó r y c h p o w i e d z e ń dość wstrzemięźliwego p o d tym względem w p o p r z e d n i c h zbior- kach poety. Takie przenośnie, jak „skrzypce trzcin", „księżyc—

czerwony k o g u t " , „płynie gęsto złoto czerwieni, m u s u j e lodow- c o w a b i e l " (o sztandarach), „blachy kałuż", „wachlarz kamie- nic", „salwą pogody bije słońce", „flety gałęzi", „ c h m u r y p ł y n ą — zaprząg w o ł ó w n u b i j s k i c h " (świetne!) oraz zerwanie z dotych- czasową formą zwrotkową świadczą o n a c h y l a n i u się M a d e j a ku awangardzie. „ W grudzie ziemi" to bezsprzecznie n a j l e p s z a książka A n t o n i e g o M a d e j a .

„ P R Z Y J A Ź Ń Z Z I E M I Ą " zawarł w swym o s t a t n i m zbiorku Stani- sław C z e r n i k . W i ę c e j niż przyjaźń to — zespolenie, „scalenie", nie n a d a r m o ostatni wyraz tak się często w tych wierszach p o w t a r z a . Z t c h n ą c y c h klasycyzmem tytułów, jak „Zrywanie śliw",

„ O b c i n a n i e wierzb", „Bielenie ścian", „ K o p a n i e z i e m n i a k ó w "

możnaby sądzić, że to swoista o d m i a n a jakiegoś n o w e g o „Zie- m i a ń s t w a " . Ale poeta nie ogranicza się tylko d o o p i s ó w k r a j o - brazu lub czynności. Wiersze o w i a n e są s e r d e c z n e m umiłowa- n i e m „wiejskiej ojczyzny" i p r z e s i ą k n i ę t e zadumą nad pracą i w i e c z n c m p r z e m i j a n i e m człowieka. Cały- zbiorek nasyca spe- cyficzna, właściwa C z e r n i k o w i a t m o s f e r a wiejskości nie fałszy-

(22)

wej, s i e l a n k o w o - c u k i e r k o w e j , jak u wielu naszych współczes- nych rurystów, ale szorstkiej, prostej, n i e p o d r a b i a n e j . Książka stanowi doskonałą ilustracje d o zamieszczonego w p o p r z e d n i m n u m e r z e „ K a m e n y " artykułu C z e r n i k a „Synowie ziemi" ( „ c h e m j a dzieciństwa", „ o d p a d ł y od pędzla kłos").

W wierszach C z e r n i k a uderza b o g a c t w o pierwiastka zmysłowe- go, szczególnie ciekawe się te utwory, w których poeta o d d a j e wrażenia n a j m n i e j d o t ą d wyzyskanego w poezji dotyku („Boso",

„Zrywanie śliw"). W o b r a z o w a n i u zwracają uwagę przenośnie egzotyczne, typu mickiewiczowskich „cyprysów jarzyn", a więc

„szumiał, kołysał się żyra łan, m ó j o c e a n s p o k o j n y i wielki"

l u b „zielony Atlantyk - łan b u r a c z a n y "

" R Z E C Z Y W I Ś C I E " W a c ł a w Mrozowski w swym d r u g i m zbiorku uczynił znaczne postępy w s t o s u n k u do niedojrzałych jeszcze, będących tylko zapowiedzią „ M o s t ó w nad ż y c i e m " W i ę c e j już tu samodzielności, znać wysiłek w poszukiwaniu oblicza ideo- wego i d o p r a c o w y w a n i u się własnego wyrazu. Ale gadulstwo psuje wiele wierszy, n i e k t ó r e rozpływają się we frazeologji ("jak aureolą n i m b e m niewiedzy o b l a n y " ( ?), „ t a j e m n i c natury, o b ł o k i e m niewiedzy o w i a n y c h " ( ? V, nieliczne są wytrzymane w swej linji d o k o ń c a . D o najlepszych należą ciekawe w ujęciu u t w o r y o zbożu („Pułk polny", zepsuty przy k o ń c u , „ P o b o - jowisko"), „ N a m i o t w nocy", „ N i c " , „Przeżycie", i „ R e k o r d " . O b r a z o w a n i e M r o z o w s k i e g o nieraz świeże i oryginalne: „I po- toczyły się bilą dnie jak jabłka, soczyste, rumiane, s p a d a j ą c po czasu paraboli", „śmigła bronzowych rąk skrzydłami w i a t r a k ó w p r a c u j ą " , „błyskawicowy k o r d e l a s wbił się w pierś m a t k i " , „wi- c h r u kopyta cwałowały blokadą c h m u r " .

Przyszłość w pracy i większej dyscyplinie. — kaj -

W K S I Ą Ż C E A D A M A Z N A M I R O W S K I E G O ( „ W i r p e r s p e k - t y w " K r a k ó w — W a r s z a w a , 1933. G . i W.) zastanawia k o ł o w r ó t m a k a b r y c z n y c h historyj przy r ó w n o c z e s n e j a b n e g a c j i życia a ciągłem k o k i e t o w a n i u śmierci. Może ta pogarda d o c z e s n o ś c i pozwoliła na m n i e j szczęśliwe n o w o t w o r y językowe („zadrgnie- n i o m " , „zaświatny" „teczowały" i in.) i niewiele szczęśliwsze pro- w i n c j o n a l i z m y („rozgartują", „bez myłki" „ s z w i n d l e m " i t. p.);

przypuszczalnie i wielkość d o z n a n y c h wstrząsów psychicznych kierowała p i ó r e m przy pisaniu takich c m e n t a r n y c h słów: „ból wypełnił tak szczelnie wszechświat, że n i e m a niczego prócz b ó l u " albo: „świat - głuche nic", czy też: „człowiek położył głowę na pniu straceńczym, czeka na o s t a t n i e g o słowa c u d o - twórcze przyjście".

T o wszystko mogłoby być t e m a t e m dyskusji. N i e może n i m

(23)

być j e d n a k wstęp „ O d autora", w którym między i n n e m i czy- tamy: „ C h o ć b y dla ukazania dziwnych losów książek, n a p o m k n ę m i m o c h o d e m , że gdy w k w i e t n i u 1904 r. wyszła d r u k i e m

„Śmierć", przywitał ją entuzjazm, jakiemu r ó w n e g o nie znają chyba dzieje literatury"

Nie, tego nawet m i m o c h o d e m pisać nie należało. — zw — N A L E Ż Y W Y R A Z I Ć U Z N A N I E Z. K I S I E L E W S K I E M U , kie- r o w n i k o w i literackiemu Polskiego R a d j a za zrozumienie i po- parcie akcji zbliżeniowej wśród n a r o d ó w słowiańskich, k t ó r e g o wyrazem jest zorganizowanie szeregu odczytów r a d j o w y c h na tematy, związane z literaturą naszych p o b r a t y m c ó w N a tem polu szeroką działalność rozwinął L. R u b a c h , który dotychczas wygłosił przed m i k r o f o n e m odczyty o współczesnej prozie czeskiej, literaturze słowackiej, poezji serbsko-łużyckiej i buł- garskiej.

P R O U R B E S U A

A jednak może w C h e ł m i e nie jest tak b e z n a d z i e j n i e źle.

W każdym bądź razie nowy rok zaczął się p o d szczęśliwemi auspicjami.

O t o powstało (pierwsze, zdaje się, w Lubelszczyźnie) koło m i e j s c o w e Związku W s z e c h s ł o w i a ń s k i e g o w Polsce, placówki w dzisiejszych czasach szczególnie pożytecznej. Organizacja zespoli Słowian chełmskich, u ś w i a d a m i a j ą c ich na g r u n c i e zbliżenia towarzyskiego i k u l t u r a l n e g o o życiu politycznem, gospodar- czem, k u l t u r a l n e m i artystycznem w s p ó ł c z e s n e j Słowiańszczyzny.

Koło nawiąże k o n t a k t z p o k r e w n e m i towarzystwami w innych k r a j a c h słowiańskich, a w przyszłości zorganizuje może wy- cieczki d o ziem naszych p o b r a t y m c ó w . W najbliższym czasie w C h e ł m i e o d b ę d z i e się wielki wieczór wokalno-artystyczny, po- ś w i ę c o n y pieśni i poezji słowiańskiej. Prócz tego w p r o j e k c i e jest szereg odczytów na różne tematy, związane ze s p r a w a m i słowiańskiemi.

W y d z i a ł O ś w i a t o w o - P r o p a g a n d o w y s p ó ł d z i e l n i księgarskiej

„ P r o m y k " zainicjował u r z ą d z a n i e miesięcznych w i e c z o r ó w li- terackich, k t ó r e wywołały wśród m i e j s c o w e j inteligencji duże zainteresowanie. Dotychczas o d b y ł y się dwa: pierwsze, poświę- c o n e w s p ó ł c z e s n y m p o e t o m Lubelszczyzny, d r u g i e — poezji rosyjskiej od L e r m o n t o w a d o P a s t e r n a k a .

Jeszcze nie przebrzmiało e c h o g r u d n i o w e g o t u r n i e j u recy- tatorskiego wśród miejscowych szkól średnich, imprezy chlub- nie.; świadczącej, że młodzież chełmską nietylko a b s o r b u j e sport,

(24)

lecz ciekawi również n a j n o w s z a p o e z j a polska i sposoby jej interpretacji, gdy d o w i a d u j e m y się, że na g r u n c i e szkolnym po- wstała grupa „Pryzmaty", m a j ą c a na celu d o s k o n a l e n i e się jej członków, p o s i a d a j ą c y c h zamiłowania i u z d o l n i e n i a literackie, w ż m u d n e j pracy pisarskiej, k t ó r e j mają zamiar w przyszłości się poświecić. O ile n a m w i a d o m o , grupa składa się n a p r a w d ę z ludzi, r o k u j ą c y c h p o d tym względem m n i e j lub więcej na- dziei, a nie z zarozumiałych g r a f o m a n ó w .

A T e a t r Polski p o d dyr. A . Rodziewicza o s t a t n i o jest wciąż przepełniony. W p r a w d z i e w wyborze r e p e r t u a r u musiał obniżyć swój lot („Papa kawaler C a r p e n t e r a to n u d n e , a „ G o - rąca k r e w " Fijałkowskiego — głupie sztuczydło)—ale gdy p u b - liczność wejdzie w nałóg c h o d z e n i a d o teatru, nauczy się pa- trzeć i na sztuki wartościowe, k t ó r e n i e z a w o d n i e w w y k o n a n i u sympatycznego i i n t e l i g e n t n e g o zespołu w k r ó t c e ujrzymy. Dyr.

A. Rodziewicz jest d o b r y m wychowawcą Lubelszczyzny i W o ł y - nia i p o d względem p o d n i e s i e n i a kultury t e a t r a l n e j tych regjo- n ó w poważnie się zasłużył.

N o i n a w e t k i n o chełmskie zaczyna się p o p r a w i a ć . Świet- ny film „ G ó r a l o d o w a—S . O . S.", a p o nim,, T u r b i n a—5 0 . 0 0 0 "

artystyczna apoteoza pracy — to n a p r a w d ę n i e o c z e k i w a n e po- sunięcia apatycznej d o t ą d p o d tym względem dyrekcji. W i ę c e j t a k i c h obrazów, a i „ T o n " nabierze d o b r e g o t o n u .

Narazie tyle. Ale d o b r e i to. Maluczko, a i „ K a m e n ę "

zacznie C h e ł m więcej czytać.

O d n a s t ę p n e g o n u m e r u „ K a m e n y " w p r o w a d z a m y stały dział p. t. „ W ś r ó d książek", w którym w s p ó ł p r a c o w n i k naszego pisma J N . Kłosowski omawiać będzie wybitniejsze nowości z dzie- dziny prozy beletrystycznej.

O D P O W I E D Z I O D R E D A K C J I :

Ż A G A R Y Ś C I W W I L N I E . D z i ę k u j e m y za p a m i ę ć . Dalszy ciąg d r u k u j e m y w n a s t ę p n y m n u m e r z e . Prosimy o u t w o r y p o z o - stałych.

„ K A R B O N A R J U S Z O W I " W K O W L U . G r a f o m a n j a pierwszej klasy.

P. O . R. w Lublinie. Chętnie zaznajomimy się z tą książką.

P. W . L. w S o s n o w c u . Sądząc z nadesłanych p r ó b e k , w a r t o pracować. Narazie — surowizna.

P M. G. w H r u b i e s z o w i e . N i e d r u k u j e m y .

(25)

P I S M A I K S I Ą Ż K I N A D E S Ł A N E :

B i u l e t y n P o l s k o - U k r a i ń s k i -Ni 3 6 — 39. D e k a d a .Ys 19. D z i e n - nik U r z ę d o w y Kur. O k r . Szk. L u b . >S 6 . W o l n o ś ć s u m i e n i a JSiś 1 (styczeń — luty 1934). L e w a r 4 . P i o n .NŚ 4 — 6. P o l o n i s t a

: c s z. V — V I 1933. Zet X i 19, 20.

R o m a n K o ł o n i e c k i : S p o ł e c z n e zadania l i t e r a t u r y , wyd. „ D r o g a " - W - w a 1934. J . N . K ł o s o w s k i : T a ń c z ą c a k a r c z m a (powieść). A n -

t o n i M a d e j : T w a r z . A n t o n i M a d e j : W g r u d z i e ziemi. S t a n i s ł a w C z e r n i k : Przyjaźń z ziemią. S t a n i s ł a w Helsztyński: N a P a ł u k a c h . S t a n i s ł a w H e l s z t y ń s k i : W g r o d z i e H a l s z k i . S t a n i s ł a w H e l s z t y ń s k i : W e n e c j a n a d B r d ą . S t a n i s ł a w H e l s z t y ń s k i : K o h e l e t . J u l j a n Przy-

boś: W g ł ą b las. W a w r z y n i e c C z e r e ś n i e w s k i : O d k r y w a n i e t a j e m - nic. A d a m Galis: Bryły. A d a m Bielecki: A k w a r j u m ulic. J . K o t t , R. M a t u s z e w s k i , W . Pietrzak: S. W a c ł a w M r o z o w s k i : „Rzeczy- wiście".

J u ż w y s i a d ł Jako druQi t o m „Biblioteki K a m e n y "

O G R Ó D S L O W I C Z Y

I I n n © p o © z j © ALEKSANDRA BŁOKA

w przekładzie K. A. JAWORSKIEGO z 4-ma linorytami Z. WAŚMIEW3KIEGO

S K Ł A D G Ł Ó W N Y — R E D A K C J A „ K A M E N Y " . C e n a 1 zł.

Cytaty

Powiązane dokumenty

znowu patrzę z małej wysokości na zmieniającą się każdej chwili górskość, na część gór, któryśmy przeszli widzeniem, na część nas, którąśmy zostawili na nich,

nim nadesłaniu 60 gr. przekazem lub w znaczkach pocztowych. CENA NUMERU POJEDYNCZEGO 60 gr.. Miał ku temu i powołanie i specjalną skłonność juć w początkach swej drogi d o

Robi się tak: domorosły malarzyna rysuje karykaturę, przedstawia- jącą obdartego mizeraka, do którego nosa i nogi przymocowane są łańcu- chy: przedni trzyma opasły,

Niewiele co chciał gadać, a tylko w okna spozierał, czy już bardzo późno, to znów na Franka, za- zębiając się wzrokiem w jego twarz uśmiechniętą, zadowoloną.. W tej

więc chociaż damasceńska szabla się rozbestwia, dumnej serca kolczugi nie ima się trwoga.. Gdzieś tam krwawi maleńka, niewidzialna rysa, Izyda zadumana ma

Światopogląd poety nabiera wyrazistości („Więcierze"). Poeta czuje się maleńkim kosmosem, który chciałby rozszerzyć i narzucić nieniewolniczo światom innym. Program

Pigoń urodził się w jakiejś Komborni galicyjskiej, i może on jest pochodzenia chłopskiego.. Teraz ma

Miłości tej poświęca Rusinek najdoskonalsza karty swojej powieści, zdobywając się nieraz w „Burzy nad brukiem" na prawdziwie mistrzowskie miejsca (śmierć matki).