• Nie Znaleziono Wyników

Pracownia fotograficzna - Krystyna Puzoń - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pracownia fotograficzna - Krystyna Puzoń - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

KRYSTYNA PUZOŃ

ur. 1937; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, pracownia fotograficzna, ulica Lubartowska 30, monidła

Pracownia fotograficzna

Pracownia mieściła się na Lubartowskiej 30, w drugim podwórzu, na pierwszym piętrze. Mieliśmy taką dużą salę, ponad 100 metrów kwadratowych, przedzieloną na dwie części – dla palących i niepalących. W środku mieściła się ubikacja, łazienka, piec na węgiel, dlatego trochę było zimno. Nasza praca była brudna, z tego powodu dostawaliśmy bilety do łaźni. Bardzo fajnie nam się pracowało. Towarzystwo było zjednoczone, rodzinne, ciepłe. Gorzej było z prezesem technicznym, który nie miał o tym pojęcia i lubił robić na złość ludziom – przede wszystkim mnie. Były także niesnaski między pracownią fotograficzną a powiększalnią.

To była ciężka praca, bo myśmy pracowali nawet i do ósmej wieczór. Każdy pracownik miał swój numer i jak nieraz zwroty przychodziły, to wiadomo było, że to jest jego praca. Robiliśmy portrety dziecięce, ślubne, zwykłych osób. Dużo było wojskowych. Wykonywaliśmy także zamówienia za granicę, do Stanów. Cena portretu zależała od wielkości. Za taki podstawowy 30x40 było 15 złotych. Więcej płacili za te prace zagraniczne, ale były bardzo ciężkie.

Najpierw zdjęcie przechodziło przez powiększalnię. Krokusem robili powiększenia z małego zdjęcia na papier wymiarowy. Wymiarowe były te 24x30, 30x40, 40x50. A jak trzeba było większe, no to były z rolki papiery światłoczułe. Później na te powiększenia naklejano tekturkę. Myśmy dostawali od kierownika te już naklejone powiększenia i wykonywaliśmy swoją pracę. Kolorowało się sadzami, pastelami takimi w proszku. Jak nie było tych w proszku, to samiśmy proszkowali. Mieszało się kolory. Do twarzy to były beżowy i różowy. Garnitur kolorowało się natomiast czarną sadzą. Na końcu wykonane prace jeszcze się utrwalało denaturatem, aby ten

(2)

proszek się nie zmazywał i żeby to mogło przejść do retuszerni i do oprawienia.

Myśmy mieli zezwolenie pracy na całe województwo lubelskie.

Później spółdzielnia zaczęła robić zdjęcia porcelankowe i ja przeszłam na retusz. Na retuszu lepiej zarobiłam. Porcelankę się robiło kliszą i tą kliszę ja retuszowałam.

Różne były te porcelanki – większe, mniejsze. Wypalało się je w piecu w dużej temperaturze. Ja zostawiałam na noc w piecu, żeby wystygło. Później się wyjmowało i robiło złoty pasek, taką obramówkę.

Data i miejsce nagrania 2013-02-01

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Norbert Borzęcki

Redakcja Anna Stelmach

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Żeby dostać [bilet] na godzinę czternastą, to czternasta minęła, była piętnasta, stało się dalej, na godzinę szesnastą dopiero się dostawało. Tak, że trzeba było

Słowa kluczowe projekt Pożar Lublina - 298 rocznica ocalenia miasta z wielkiego pożaru, rodzina, warunki życia, praca.. Było ciężko,

Nauczycielki mieszkały trzy chyba, dwa pokoje miały we trzy chyba, no i dwa pokoje mieliśmy na naukę, a korytarz to aby poczekalnia. Data i miejsce nagrania

Później był taki stół pochyły i wtedy wozili mężczyźni glinę na ten stół, a my mieliśmy formy i takie okrągłe coś z drutem, tym się ściągało nadmiar gliny, i cegłę

No, ale nie trafiało się tak, żeby wypić co dzień, tylko jak mu się przytrafiło przykładowo w czerwcu, to w sierpniu znów mu się przytrafiło czy w październiku..

Była nawet szwalnia, spółdzielnia takich różnych rzeczy, szycie na [ulicy] Przemysłowej.. Kaletnicza była po

Ona miała dwoje bardzo małych dzieci i widocznie nie wiedziała co z tymi dziećmi zrobić i mamusia zaprosiła te dzieci i one spędziły lato [19]39 roku z własną nianią w Mełgwi..

Na tych górkach to bawiliśmy się zawsze, to był nasz plac, gdzie nikt nam nie przeszkadzał.. Palant, piłka,