• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 8, nr 6 (1928)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 8, nr 6 (1928)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

P D W R R S S B W H K R R K O W P 0 2 H A N □ □

MłESiĘCSNiK 2W1H2KU SGBBLICHJ MftRJflH.'

E3ue2Hiów s.śKót/śRBmieH wpoŁses.o

HDRES RED. I HDM1NI STR.

K S . 3 0 3 E F WINKOWSKI

S H K O P H M E X M A Ł O P O L S K A X Ł l / K H S 2 Ó WK f t .

MARZEC 1928

(2)

WAŻNE!

Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem Marji" (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1927/8

z przesyłką pocztową

NIEZMIENIONE

Całorocznie :

j f i t j r j s r r m h

katan ii

W

Pnisre- • ŁI. w n„|,,p.

L i

U Łl. lagramtą. *t Li.

kategorji w Polsce: ‘ * '* ' w Polsce:

Pojedynczy n u m er

Dla sod.-uczniów > > n „ Dla w szystkich i m todz. w szelkiej

kategorji w Polsce: “ u s s ‘

ZO Si. - 2 5 " 38Si. A r - 45 Si.

w Polsce;

Nr konta P. K. 0 . 406.680, Kraków.

TREŚĆ NUMERU: str

Na Anioł Pański — U?... ... 121

Śmierć — J. P rzyb... ... .... . 122

.lam., jest życie — A' . B K ...122

Atmosfera szczytów — X I W i n k o w s k i ... ... 124

Ponad śnieg — 1. T u c iń s k i... 126

Katolik z życia 1 c z y n u ...126

Noc nad morzem — S. T e l e g a ... 129

Wola B o ż a ... ...129

List do prezesa, który się martwi H. — K s i ą d z ... 133

Jak najłatwiej zabić o r g a n i z a c j ę ? ...134

Wiadomości katolickie — Z Poliki — ze ś w ia t a ... 135

Z rekolekcyj naszych m aturzystów w r. 1927 ... . 136

Nowe książki i wydawnictwa {de Broglie — G ilo ta u x — Schilgen — T repków ski — K alendarz — Ośrn ś p i e w ó w ) ...137

Czasopisma nadesłane d^ R d i k c j i ...139

Częić urzędow a i o rg an izacy jn a Komunikat Prezydjum Nr 6... 140

Ze spraw Kolonjl ...140

O d^W ydawnictw a' ...142

Nasze Sprawozdania — (Kościerzyna 1. — KrotoszynJH. — Lwów V Lwów VI. — Poznań 1. — Ś w i e c i e ) ... ...142

VI.’;Wykaz darów i w k ła d e k ...144

Z A L E G Ł O Ś',C I K A S O W E stanowią największą pla^ę Centrali!

O kładkę projektował prof. K. Kłossowski w Zakopanem.

(3)

W ‘pierwszych promieniach wiosennego słońca staje przed nami co rok nadziemska wizja Zwiastowania. W cichej, u b o ­ giej izdebce Nazaretu dopełnia się tajemnica cudu nad cudami.

Anioł Pański zwiastuje Dziewicy misterjum Wcielenia.. Na wargach Jej szept przyzwolenia — oto ja słu że b n ica — le­

dwie dosłyszalny szemrze — i Słow o Ciałem się staje:..

Jak cichem i ukrytem było Zwiastowanie — tak i roczni­

ca jego cicho nam przychodzi.,.

A przecie ze wszystkich świąt ona jedyna — tysiącznym dźwiękiem głosów podzwonnych niesie się po ziemskim okręgu...

Bóg, klóry wywyższa uniżone i pokorne z mocarzami równa, od wieków i na wieki wolą Kościoła swego nakazuje głosić światu cud Zwiastowania...

ł biją “dzwony,*" na cześć Annuncjaty cofdzień, co*dzień — Skoro świt perłowy dzień zapowiadać poczyna i skoro słońce do zenitu się wzniesie i potem, gdy w zachodu pur­

purowych obłokach na nocny spoczynek się układa.

Na Anioł Pański biją d z w o n y !

Sodalisi Marji! — \ zali chylą się głowy Wasze w pokło­

nie choć raz jeden w, dniu] — gdy wieczornych dzw onów echo Was doleci?

O ! — zegnijcie kolana! odkryjcie głow y! i złóżcie po­

kłon korny Matce Dziewicy — na Anioł Pański...

Na A n io ł Pański.

Leonardo da M inci Zwiastowanie (Floren:ja).

(4)

122 P O D ZNAKIEM MAR U Nr 6

Śmierć.

(N a Środę Popielcową).

S zyb ko człeka śm ierć n a c h o d zi!

A g d y p rzy jd zie — n i g o d zin y N ie p rzew leka ..

W lo t ugodzi

W środku życiow ej drożynyJ C złow ieka,

C zy bez ska zy, czy grzesznego Na są d sta w i — p rze d Sędziego...

Miarą wartości] człowieka jest stopień duchowej jego] kultury, bo duszą prawdziwej kultury jest — kultura duszy.

Człowiek) nowoczesny zerwał kontakt z życiem wewnętrznem, wylał się nazewnątrz, rozdarty tysiącem sprzeczności. Stąd ta pano­

sząca się dziś moc świata nad duszą człowieka nowoczesnego, stąd to bankructwo ideowe i moralne, ta małostkowość,) miernota, sza­

rzyzna, pustka...

A tymczasem „w duszy — jak powiada G o e t h e — wzbiera nam pragnienie wieczyste, ażeby temu, co wzniosłe, czyste oddać swą d u ­ szę z dobrej i wdzięcznej woli“ .

Istota pracy sodalicyjnej to kultura wnętrza, rzeźbienie charakte­

rów na modtę Chrystusową, g o m i d z e n i e sił, energji i męstwa, by

w życiu nie skapitulować marnie, ale do o s ‘atniegoJ tchnienia nieść dum nie Ji wysoko niepokalany sztandar marjański.

Zakreślając wielkie cele, jsodalicja daje też i wielkie środki.]

W Rozdzule 11. § 8., 9. swych U>taw wskazuje ze SDecjalnym naciskiem na Tego, którego kierownictwu bez zastrzeżeń ma się p o d ­ dać każdy sodalis, wskazuje na C h r y s t u s a e u c h a r y s t y c z n e g ^ o , jako na Wielkiego Artystę, D iw cę życia nadprzyrodzonego.

„Boskość pośród ludzkości, duchowość pośród cielesności, nad- ziemskość pośród ziemskJści, całkowita je d io ś ć Boga i człowieka

— oto istotna tajemnica Chrystusa- E-icharystji." *)

„Dusza .„'moja łaknie B ) * i,| żywego B ) j a łaknie — to wyraz gorącej tęsknoty sodalisa za Chrystusem eucharystycznym.

Dasza ludzka bowiem, to subtelny, £ zu iy ; instrument, opięty mnóstwem delikatnych strun, rwących się, jby wygrać pieśń życia.

Gdy w nie nikt nie uderza — marnieją, gdy opanuje je partacz- świat — popękają, lub co najwyżej przemówią wiecznym zgrzytem i ; dysonansem a gdy zagra na nich Arcymistrz-Chrystus — wydobę­

(Z .W ilh elm a Telia* J. Przyb.)

*)J- o e is ic i: C h rystus_a,życie J u d ź kie.

(5)

Nr 6 „P O D ZNAKfEM MAR }!** 123

dzie z nich pieśń nad pieśniami człowieczeństwa i świętości, wtedy dusza nasza wypowie się pełnią czarów i harmonij.

Gdy duch nasz przenosi się na szczyty religtjuego związku czło­

wieka z Bogiem, w chwili Komunji św., artyzm naszej duszy p o ­ tężnieje.

„Serce Boże spoczywa na sercu naszem, życie Boże stapia się w jedno z naszem życiem, promieniuje Chrystus, jakc światło, siła 'i miłość. **)

Wielka to i bardzo święta chwila, Ukochani Sodalisi!

Bóg stał się Chlebem, chleb Bogiem na pokarm ludzi wygnańców.

Ego sam vita... Jam je st życie.

Jeżelibyśde nie jed li Ciała S y n a Człowieczego, nie będziecie mieć żyw ota w sobie.

Wybitny pedagog, Dr Krotoski na Kongresie Eucharystycznym w Wiednm w r. 1912 podkreślił wybitne, pedagogiczne znaczenie Eucharystii w życiu młodzieży.

„Zepsucie obyczajów — powiada — jest dziś jedną z najgro­

źniejszych chorób naszei młodzieży i naszej inteligencji.

Kongres eucharystyczny, jako środik zaradczy przeciwko zabój­

czemu rakowi, toczącemu ludzkość, podaje Euchar>stję częstą a do­

browolną.

Każda dobra Komunja św. jest przecież przysięgą wierności, składaną Bogu Ukrzyżowanemu. Im kto ściślej z Boskim Wodzeni jest złączony, tem pewniej walkę życia przetrwa zwycięsko".

Ceńmy więc sodalisi Komunję św. miesięczną, jak Kazimierze i Stanisławy, z czcią i namas:czeniem do niej pr :ystępuimy, nie o p u­

szczajmy tych najświętszych chwil na ziemi, przez Eucharystię krocz­

my na przemienienia Górę Tabor i m ó v m y po Komunji św. Panie do­

brze nam ta być! — wsłuchujmy Się. w wołający do nas w ogniach natchnienia głos Pani, śpiewaj ny z naszą Patronką hymn Magnificat

„Uwielbiaj duszo moja Pana...“

O n młodych serc sercem i dusz duszą'!

On skrzydłem orłem porywającem nas ku szczytom, ku niebios lazurom!

O n ideałem młodości n a sz e j!

A wtedy w myśl wieszcza psalmisty —

Z ostaw isz w dole u stóp ciemnych w zgórzy W szystko, co z w o iz ' i w szystko co boli;

Zostaw isz w dole sziitaństwo niewoli, Zostaw isz w dole kłam stw a opętanie, A w eźm iesz z sobą dachowe poznanie, l sersa wieczną, nieskończoną m iłość!

I z temi dwoma świętem i potęgi ,

Jak Chrystusw światła w zbijesz się kręgi!

Radomsko /Cs. B. K.

**) Arcyb. Biiczewskis Charakter.

(6)

124 = P O D ZNAKIEM M ARJI ____ Nr 6

• A tm o sfera szczytów.

Zdarzyło się raz — komuż się to nie zdprzy — że skończywszy lekcję religji, ostatnią już teg o dr-.ia lekcję w klasie. . wyszedłem szyb- ko, spiesząc do demu, ale jeszcze w dziedzmcu gimnazjalnym spo­

strzegłem , że jedna z mych książek pozostała przez zapomnienie na profesorskiej katedrze. Zaw róciłen w ięc mocno n ezadowolony z sw ego roztargnienia i wpadłem do sali szkolnej, d op itroco opuszczonej przez dużą grom adę chłopców ... Uderzyło mnie risg.e z c .łą siłą to niezno­

śne, okropne powietrze, które wypełniało ową klasę p> skoń zen u nauki. W tumanach pyłu, \vzniesionych przez zbierających się prędko do domu uczniów (przyczem, jak zwykle, nie obeszło się bez lekkich bitek i szturchańców), unosił się bezwodnik węglow y, odór potu, obu­

wia, nieco czadu z pieta i tym p ed ob n e składniki zwyczaj lej atm osfe­

ry przepełnionej, a nie dość intensywnie wietrzonej izby szkolnej.

Prawem kontrastu, odczułem to niezwykle s i n e , wróciwszy tu nagle z św ieżego, czystego powietrza... 1 przeraziłem się na myśl, że­

śmy razem, blisko w pięćdziesiątkę pracowali godzinę w takiem po­

wietrzu...

A drugie, znane prawo psychologiczne — prawo asocjacji — czyli łączenia i kojarzenia się wyobrażeń i pojęć — nasunęło mi na­

tychm iast liczne refleksje na ten at atmosfery moralnej w tej klasie...

w szkole... wśród m łodzieży w o g ó !e...

I miałem już o czem rozmyślać, wracając wolno, pod wpływem mych myśli, do domu...

Pozw olicie — D rcdzy moi — wszak prawda — że i temi myśla­

mi dziś się z Wami podzielę i może, może znów się Wam trochę przysłużę w urzeczywistnianiu naszych haseł w lt ńskich...

Atm osfera moralna...

Ileż to czynników składa się na nią i w tem małem społeczeń­

stw ie, jakiem jest szkoła, a choćby tylko k la sa .. P< ziom duchowy i wyrobienie jednostek, środowisko, z którego wyszły, wpływ wycho- wawców, lektura, sztuka i wiele, wiele innych czynników często nie­

uchwytnych, tajemnych, a tak niezmiernie doniosłych...

W wytwarzaniu tej atmosferyj moralnej, ale zdrowej, uczciwej dominującą rolę jednak powinni odegrać ci z pcśród uczniów klasy, którzy imię swoje wpisali w księgę sodalisów.

To^takie^proste'!

Sodalicja marjańska trzy stawia ludziom swym cele: cześć Naj­

świętszej Panny, wyrobienie s ebie, apostolstw o. T e dwa pierwsze wydają się nam bliskie i jasne. Trzeci zda się nam jakiś odległy, m glisty, nieuchwytny... Ja mam, być a p o sto łe m ? I\o dobrze, ale cze- g o .jg d z ie , j a k ? ? _____

Masz być apostołem w Twojej klas:e, na TwomJ kursie, w naj-

bliższem gronie koleżeńskiem. Masz rzucać cały Twój wpływ, cały

Twój wysiłek na szalę, aby wyprzeć z klasy zatęchłą atn.osferę, siwa-

(7)

PO D ZNAKIEM MARJ1 125

rżaną przez niektóre. wpływ ow e, ale zaszargane duchow o jednostki, a otworzywszy na oścież okna na słoneczny świat Boży, masz — Ty

— tak jest Ty ! wpuszczać strumienie prześw ietlonego, czystegoj p o ­ wietrza, stwarzać a t m o s f e r ę s z c z y t ó w . i

Mój Boże Drogi ! myślę sob ie nieraz — w tej — w tamtej — W owej klasie jest sześciu, ośmiu, dziesięciu sodalisów. Czy ich znać w życiu klasy? Czy oni mają ten wpływ łudzi uświadomionych, czy­

stych, nieugiętych w dobrem, który podbija, który zdobyw a resztę k o ­ legów ... A jeili g o nie mają, to poco oni tam s ą ? Tak |est, poco oni tam tkwią i poco tkwią w soddlicji? Jeśli myśłą, że bez apostolstw a czczą Marję, że bez aposlolstw a są w yrob en i duchow o, to mylą się zupełnL, mylą się na całej linji,.. Jeśli dopuszczają w klasie do dw u­

znacznych rozmów, dowcipów, anegdut, rysunków i nie protestują, nie palą się oburzeniem ś v ę t e m — zapierają się ducha sodaHcyjnego, nie zastawiają się ani za Chrystusa i J ego prawo, ani za Marję... A zasta­

wić się winni, choćby do m ęczeństw a!... Boicie się jeszcze a ż do krw i nie zastawili, w alcząc przeciw ko grzechowi — wyrzuca św. Paw eł chrześcijanom jerozolimskim... Tak! ac do krwi! Słyszycie! Wy, którzy Jiawet na pr ste „nie pozwalam" czy „przestań" zdobyć się nie mo- je c ie w W aszej klasie, w W aszem koleżeńskiem k ó łk u !! I W as, sod a­

lisów w tej klasie jest pięciu,, ośmiu, d z ie sięciu ? ? P oco — pytam raz jeszcze, p o c o ?

Dziś już w ie c e !

Czystymi, nieskalanymi bądźcie W y sami i stwarzajcie w około Was atmosferę czystości, a t m o s f e r ę s z c z y t ó w . T o będzie W asze przecudne, pełne zasługi apostolstw o sodalicyjne.

1 jaka radość, jaki zaszczyt!

Powoli, cierpliwie, z dnia na dzień oczyszczać moralną atm osferę swojej klasy. Tępić brud, zgniliznę, a wpuszczać strumienie światła i powietrza gdzieś z niebosiężnych tatrzańskich szczytów... P oić nią sw e własne dusze i dusze braci, kolegów ... W ieść je wzwyż... do słoń ­ ca i wskazywać ideał nieskalanej czystosci czynem, przykładem, życiem eałena... Pow iedzcie, czy to nie cudowne zadanie m ło d o ś c i? ? Czy nie wspaniała zasługa najlepszego w św iecie koleżeństwa ? ?

O chciejcie, o zacznijcie już dziś to apostolstw o so d a lic y jn e !...

B ąd icie Aniołam i Stróżami klas Waszych i w szędy wznoście ze sobą promienną czystość, nieskalaność, która dźw iga upadłych, krzepi sła­

bych, porywa ziemskich synów w krainy C hrystusow ego ideału...

X. J. Winkowski.

(8)

126 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 5

TA D E U SZ T U C IŃ SK l S. M.

kl. VIII. Kielce I.

Ponad śnieg!...

Z m ru źa m oczy L śn i biała równina. N a śniegu d rzew szk ie le ty hen idą, n a le ją ; ja k kreski siw e — ikają krańcow y n iż blado-niebieski, w zro k leci p o b lę k itn \m ich cieni szeregu:

M róz i cisza pogody Po długim noclegu zisk rzy ło gorączkow e słońce, p ła szcz królew ski śpiącej ziemi. K ryształki, ja k tęczowe łiz k i skrzą rzęsy latorośli zm arłych. Po okręgu w oślepiającej bieli, olśnione przepychem — m yśli lecą do Boga m odlitw ą radisną.

W p rzed w io śn ia n y czas idę z duchem j u ż weselszym ...

Z jęd rm eć tak, ja k na m rozie — w cierpień tchnieniu cichem i, by zdobyć to, co ie st doskonałą wiosną — trzeba być śnieżno-białym ... n ie ! — ponad śnieg

bielszym.

Katolik — z życia i czynu.

We wrześniu 1923 reku wstrząsnęła rodziną i gronem serdecznych przyjaciół Komandora Jana du Plessis, 'Nieustraszonego lotnika, straszliwa w ifdom rść o k it a stre­

fie, której uległ jego statek powietrzny i śm erci sami go dowódcy. W katolickiej prasie francuskiej p o jaw ł się ca<y szereg artytułów i gerących w sprm nitń, poświę­

conych temu do głębi chrześcijańskiemu „ryrerzowi bez skazy“ Przypomina cn mo­

cno naszego Antoniego S heura, którego pamiętnik powinien przeczytać każdy seda- lis, jest jednak od niego glt,bszy religijnie, żarliwszy . Już dawno piagnęliśmy podat naszym sodalisom ebeć Mika kart z życia i listów Jana du Plessis, które wztusjjiją.

1 porywają zarazem, a przedewszystkjem uczą życia i czyru katolickiego, dziś speł­

niamy to pragn;enie, korzystając' z artykułu p. Wiktcra Maimciton, który ukazał się w roku 1925 w „M essager du Cceur de Jesus", a w ybirnie przełożony znalazł się na szp ltach znanego już ; dobrze w Polsce w arszaw skiego'm iesięcznika „W iara i Czyn“.

Nie wątpimy, że n?si Czytelnicy niemało skorzystają zeń dla własnej duszy 1 zechcą niewątpliwie w świetle życia korrandora du Plessis pcrachować śię z wla~

snem sum ieniem i wlasnem dotychczasowem życiem katolickiem, sodalicyjnem.

* 1 *

W drugim roku wojny"światowej, w grudniu 1915 Jan du Ples­

sis znajduje się w przystani w Salonice, gdzie wówczas koncentro­

wały się wojska Ententy. Żyje tu nadzieją przyszłej rekompensaty za dotychczasową swą bezczynność. Ale i przez ten rok będzie jeszcze musiał zadawalniać się rolą świadka bohaterskich czynów innych. Swo­

je wrażenia, jako podróżnika i żeglarza, wraz z d u b n e m i wypadka­

mi banalnej wyprawy, zapisuje stale. Z pośród nich niepospolitemu

słowami wyraża swój zachwyt, spowodowany nocami Wschodu, po-

zwalającemi mu zapomnieć^o sprawach codziennego życia .,

(9)

Nr 6 P O D ZNAKIEM MARII 127

„Co jest najbardziej cudownem — pisze — w tych nocach — to urok wieczystej młodości, która kwitnie pod temi jasnemi, uśmie- chniętemi niebiosami. Wszystko tu jest wdzięczne i pięKne: czyto będą niepochwytnę kontury wysp; albo ledwo się zarysowujące konstelacje; lub też lekko posuwające się białe chmury, podobne do piór; czy wreszcie ten niezwykle płowy księżyc. T n e b a to wszystko widzieć, aby można było soWie dostatecznie przedstawić.

Jakże pięknym jest świat boży,"a ^jacy „brzydcy są ludzie".j Z końcem stycznia 1916 r. statek „Bruix“ zosla e wysłany pod Dedeagatch dla zbombardowania zakładów wojskowych. Jan przez godzinę kieruje strzelaniną i już od pierwszej salwy dopina celu.

W kilka dni potem, ten, którego nazwą wkrótce „wielkim mary­

narzem powietrza'*, wznosi się po raz pierwszy w przestrzeń na s a ­ molocie.

Z wycieczki tej notuje, że: „Sterowiec jest wymarzoną bronią".

10 maja Jan du Plessis opuszcza wreszcie „Bruix“ i przenosi się na kontrtorpedowiec „Hussard“ — główny statek 4 tej odliczonej eskadry w Salonice.. To go cieszy, gdyż, będzie miał za dowódcę prawdziwego wodza:

„Pan Bóg widocznie posyła mię tam, ażebym przeszedł sito próby; dziękuję Mu za to, bo tak przynajmniej będę ustalony na całe moje życie..."

Jednakże, zanim dojrzeje zupełnie, popełni on jeszcze wiele błędów.

Po czterech dniach pobytu na „Hussardzie" przeniesiony zosta­

je na statek „Bretagne", skąd dostaje się do szpitaf.i, gdzie gorączka unieruchomi go na całe dwa miesiące. Potem Tourviile, a wkońcu przyjście do zdrowia w Berneiie.

W pięćdziesiąt dni potem wsiada na okręt „Suffren“, gdyż wy­

znaczony jest do Castelloruo, do korpusu okupacyjnego. Przystań i małe miasteczko położone było na odległość o mało co większą niż na strzał działa od wybrzeża azjatyckiego, gdzie Tuicy organizo­

wali obronę.

Przez kilka tych miesięcy pozna on prawdziwy obraz wojny i życie w okopach, którego tak c/ęsto zazdrościł swoim kolegom.

Jestem na pustyni, gdzie niema nic. Żyję i jadam z moimi ludźmi;

sypiam z nimi na ziemi, albo na deskach. Ale czuję się tak dobrze jak n i g d y ; są pewne łaski stanu.

„Nie mogłem się jeszcze rozebrać od dziesięciu dni. Nędza m o­

ja bawi mnie. Byłem zanadto szczęśliwy z początkiem wojny. Nie mam się teraz w co obuć i śmieję się z tego. Będę miał przynaj­

mniej cząstkę z tej ogóln;j kary... A przytem, jakże się człowiek za­

stanawia głęboko, kiedy granaty pada ą nackoło niego!... Z pccząlku przemawiają one do ciebie ostro i surowo, ale po kilku dniach, przy­

zwyczajasz się i kiedy słyszę zły ich świst — rozmyślam nad tern

co one nam przynoszą. Jakżebym chciał najlepszem sercem zawołać:

(10)

POŁJ iMAK.ifc.IVl M A K M f\F 6

„Przyjdź Panie Jez u “ ! — Rozmyślam, jak mi będzie doLrze u Pana w towarzystwie rozpromienionych świętych. Przeraża mnie tylko to, że jeszcze tak mało jestem przygotow ań/. Módlcie się, proszę, abym był gotów jak najprędzej i żebyśmy wszyscy byli gotowi spotkać się kiedyś tam razem".

Ta komunja świętych w niebiańskiej Ojczyźnie nie schodzi mu z myśli. Już nie jest on wprost na zu mi, kiedy 19 lutego 1917 r.

0 7-ej rano przychodzi do jego schroniska w Castellorizo „Wezwanie

— z nieba'1.

Główny dowódzca oznajmia mu, iż władze wzywają go do Saint-Cyr, celem odbycia kursów „lotników — sterowców".

Jana jest historja tego wezwania, o którem nigdy nie myślał? — Czy b ł a b y to pomyłka w nazwiskach? A m o że? ! Cóż to zresztą szkodzi ?! Tembsrdziej, iż przyznaje on, że sterowiec jest dla niego pokusą. Mozę dlatego, że n ebezpieczeństwo jest większe, niż na morzu, a może intuicyjnie p rz e w id u j, jakie pod jego zwierzchnictwem delikatna ta broń będzie mogła oddać usługi krajowi?!

P o d koniec lutego jest on w bazylice N. Serca w Montmartre 1 w kościele Notre-Dame des Victoires w Paryżu, ażeby złożyć sw o ­ ją przyszłość w ręce Najwyższego. Chwilę tę wybiera Opatrzność i stawia na jego drodze tę, która się stanie towarzyszką dalszego jego życia.

Rodzice Jana du Plessis często wspominali mu o małżeństwie.

Nadto, podczas swoich marzeń w podróży na Wschód, próbuje on przedstawić sobie idealną żonę:

„Jedyną kobietą, którą chciałbym poślubić, byłaby ta, która uważałaby scbie za zaszczyt pójść za mnie... Wvdaje się mi zaszczy­

tem dla kobiety, być wyniesioną ponad siebie. Otóż, ażeby zostać żoną marynarza, trzeba być istotnie wyniesioną ponad siebie, gdyż trzeba mieć odwagę powiedzieć sobie, że często będzie musiała zostać sam otną i stawiać czoło przeróżnym trudnościom... Większa ilość żon marynarzy ogromnie sie na to uskarża. Ja chciałbvm przeciwnie, aby moja — była z tego dumna, tak, jak chrześcijanka — dum na z krzy­

żów, jakie przynosi jej życie. Mojem marzeniem jest n ieć taką żonę, któraby mogła w ka.dej chwili stawić się w obliczu Boga razem ze swoim mężem “.

Marzenia te stają się wkrótce rzeczywistością.

15 maja 1917 r. pisze do swej ciotki:

„Chcę, aby ciocia pierwsza powiadomiona była o mojem szczę­

ściu. Ukochana moja Lucia zapytała dziś Maryni, czy rada byłaby zostać jej siostrą? We czwartek rano ojciec wystąpi z propozycją. Ty­

le radości mnie spotyka ostatniego dnia mojej nowenny do Najświęt- tszej P anny“ .

Zaręczyny miały miejsce 8 czerwca, a 28 listopada odbył się ślub w Wersalu, w kościele Notre-Dame.

O dtąd wyrazem — szczęście, które najczęściej bywało surowe —

streścić można te sześć lat związku, jakich im Bóg udzielił.

(11)

.iP O D ZNAKIEM MARJl" ias,

Jeden z jego przyjaciół tak opisuje owo ż y c ie :

„Chodziłem odwiedzić Jana w kilka tygodni po zawi«6ze- niu broni. Był on uszczęśliwiony z powodu zostania po raz pierwszy ojcem. Pogoda i szczęście rozpromieniały całą jego postać. Pragnął widzieć siebie otoczonym wielu drogiemi głów­

kami. Mimo to wydaje mi się, że wola jego jest tem szczęściem rodzinnem coraz bardziej podtrzymywana i um acniana w kie­

runku kontynuowania raz przyjętego obowiązku".

(ciąg dalszy nastąpi)

S T A N IS Ł A W 1ELEGA S. M.

k l. V III g . R zeszów .

Noc nad morzem.

H e j ! cudowna, pogodna noc! G dzie n ad w o d a m i strach i g niew H ej! P chnijm y łódkę na w o d y ! S n u ją zw o d n icze cienie,

R zeźw eg o czynu niechaj moc, G dzie u w rót głębin śm ierci w iew — Sp łyn ie w sza leń stw o sw obody! Piętna w y ry te zw ą tp ien ie!

Popłyniem w daleki, ciem ny kres, Tam m y p rzep łyn iem całą dal

Wieczornym m rokiem zam glony, Ś w ia tłem nam — mocy ś w ita n ie ! G dzie w czerni mgieł kró lu je bies Choć drogow skazem — m ętnych f a l

Pod ciem ne sk r y ty osłony. Z w odnicze, błędne igranie 1 S iły nam doda p ra w d y moc,

F a n ta zja n a szej sw o b o d y ! H e j cudowna, pogodna noc,

H e j! P ch n ijm y łódkę na w o d y !

W ola Boża.

W „Rodzinie Serafickiej" organie zgromadzeń III. Zakonu św.

Franciszka Serafickiego, czytaliśmy w n-rach z maja i czerwca zadzi­

wiające opowiadanie, osnute na przeżyciach polskiego kapłana, ks.

B. proboszcza jednej z parafij pod rządem bolszewickim. Zajmie ono niewątpliwie naszych sodalisów, umocni ich wiarę i ufność w Bogu i dlatego pozwalamy sobie je podać w skróceniu, pozostawiając bez zmiany ostatni jego rozdział.

Otóż na ple ban ji owego kapłana rozgościła się „resursa młodzie­

ży komunistycznej1* — księdzu zastawiono łaskawie jeden tylko p o ­ koik.. P ewnego wieczora ostrzegła go jedna z tercjarek, że ma być aresztowany i błagała, by uciekał. Kapłan odmówił, oddając się zu­

pełnie woli Bożej 1 istotnie tego samego dnia księdza aresztowano i stawiono pod sąd doraźny za wichrzenia kontrrewolucyjne i zdradę na rzecz Polski.

Obywatel praworządnego państwa z trudnością wyobrazi sobie,

czem jest sąd w Sowdepji i w jaki sposób wydaje wyroki...

(12)

130_____ ____________ PO D 'ZN A K IEM MARJ1 _______________ Nr. 61

Ź le' oświetlona i źle przewietrzana sala dawnego Magistratu.

Przy stole sędziowskim 'trzech sędziów-komunistów: były felczer, były woźny] sędziego pokoju (jako posiadający znajomość procedury są­

dowej), oraz koniokrad, który w swoim czasie odbył w kryminale dłuższy kurs p raktyki|z zakresu więziennictwa.

Prezydujący (woźny) zwraca się do księdza B . :

— Obywatelu B., zostaliście oskarżeni, o knowania z Polską i^dąź enie do obalenia władzy sowieckiej. Czy szanujecie tę władzę?

— Jakżeż mam szanować władzę, która prześladuje Boga i reli- gję, która zamyka kościoły, gnębi swych obywateli i opiera swe pra­

wo na przemocy? Będąc sługą Bożym, kapłanem katolickim, nie zwal­

czam was, nie spiskuję przeciwko wam, jeno błagam Najwyższego, by zlitował się nad wami, by oświecił wasze dusze i serca i darował wam wasze winy...

— Obywatelu B. jesteś zuchwały i zarozumiały — odezwał się koniokrad — my sądzimy podług zasad i pojęć komunistycznego su­

mienia. Nie tylko jesteś burżujem i kontrrewolucjonistą, ale jeszcze w dodatku obrażasz sąd głupiemi dowcipami i religijnemi przesądami.

Powiększa to tylko t r o j ą winę.

Po krótkiej naradzie, ogłoszono wyrok: obywatel B. za ujawnio­

ną szkodliwą działalność przeciwpaństwową i planowanie zamachu na rząd sowiecki, skazany jest na „najwyższy wymiar kary“. (Formuła ta zastępuje u bolsiewików określenie kary śmierci).

Z godnością i powagą wysłuchał ksiądz B. tej szyderczej sen­

tencji, dodając jakby do s ie b ie : „Niech się stanie wola Boża. Tak będzie, jak Bóg postanowi".

* * *

Następnego dnia o świcie, wsadzono księdza B. w otoczeniu dowódcy, żyda Grynbauma i dwóch uzbrojonych żołnierzy, do sam o­

chodu, który miał ich odwieźć na miejsce stracenia, do lasku, poło­

żonego tuż nad granicą, o kilkanaście kilometrów od miasteczka.

Grynbaum wyjmując zegarek, drwiąco odezwał się do księdza :

• — Za pół godziny staniemy na miejscu; przekonasz się nieba­

wem, klecho, źe nawet wola Boża nie zdoła przydiużyć ci życie choć­

by o kwadrans. O siódmej zginiesz!

— Jeżeli będzie na to wola Boża — odizekł ksiądz — bez J e ­ go świętej woli włos mi z głowy nie spadnie 1

• — No, no, zaraz przekonasz się! — replikował Grynbaijm. Szo­

fer, jazda! A pędź z całą chyżością!

Samochód pomknął, lecz po kilku minutach jadący usłyszeli jakby strzał z pistoletu — samochód drgnął i niebawem zahamowa­

ny przez szofera, stanął.

— Psiakrew, kiszka pękła ! — zaklął szofer i przystąpił do na­

prawiania uszkodzonej opony. Po kilkunastu minutach reperację skoń­

czono i samochód ruszył w dalszą drogę.

(13)

Nr. 6 P O D ZNAKIEM MARJI 131

Nie ujechano jednak kilku kilometrów, jak Samochód, wymija­

jąc wóz, najechał na ostry kamień przydrożny, o który rozcięła się kiszka u drugiego koła.

I znowu przystanek. Wzburzony do ostateczności Grynbaum na- wymyślał szoferowi, że wyjechał ze zniszczonym samochodem, lecz ten zapewniał, że dopiero wczoraj wszystkie auta oglądała komisja rewizyjna i znalazła je w zupełnym porządku.]

Grynbaum zwrócił się do księdza:

— Głupi przypadek opóźnia egzekucję, ale jej nie przeszkodzi!

— O ile Bóg nie zechce, włos mi z głowy nie spadnie — z przekonaniem odpowiedział ksiądz.

—• Te dwa wypadki wywarły jednak na kołnierzach' nadzwy­

czajne wrażenie. Szeptem poczęli się naradzać, poczem jeden z nich pow iedział:

— Słuchaj księże. Choć to były przypadki, lecz, jeżeli samo­

chód stanie po raz trzeci — to uwierzymy, że tu działa jakaś n a d ­ przyrodzona siła i wtedy puścimy cię — zmykaj na wszystkie cztery wiatry !

Zaskoczony Grynbaum chciał protestować przeciw „dziecinnym zabobonom", lecz żołnierze kategorycznie oświadczyli, że po trzecim wypadku bezwarunkowo do księdza strzelać nie będą!

— Jak Bóg zarządzi, tak się stanie — zakonkludował ksiądz.

Ruszono w dalszą drogę... Już było widać z daleka fatalny las

— gdy nagle motor zaczął nieprawidłowo działać — coś zgrzytnęło i samochód stanął jak wryty... Szofer pobiegł do motoru, otworzył generator, obejrzał cylindry i znowu zaklął.

— Magneto się zepsuło! — samochód już nie ruszyIj

Żołnierze z przerażeniem wyskoczyli i wysadzili księdza przy- czem jeden, całując mu rękę, oświadczył:

— Słowa dotrzymamy. Idź, księże prosto] na lasek, tam zaraz granica polska. Twoje szczęście!

Grynbaum wściekły, że ksiądz ujdzie jego rąk, krzyknął :

— Daleko nie ujdziesz, zginiesz, jak na to zasłużyłeś! — i gwał­

townym ruchem uchwycił za wiszący u pasa futerał, by wyjąć rewolwer.

Ruch ten zauważył stojący obok żołnierz i złapał go za rękę, wołając, że nie pozwoli zabijać cudownie ocalonego.

— I ciebie, zdrajco zastrzelę jak psa! — odparł Grynbaum, starając się oswobodzić rękę, trzymającą rewolwer.

Podczas szamotania odsunął się bezpiecznik —■ padł strzał i Gryn- t>aum, wpakowawszy sobie kulę w brzuch, runął na ziemię z prze­

raźliwym wrzaskiem :

— Gewałt, to id t.J —• poczem drgnąwszy, wyprężył się z po- bielałemi oczami.

* * *

I stała się rzecz niezwykła.

Trzech niedowiarków padło na kolana przed katolickim kapła­

nem ze słowami:

(14)

132 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 6

— Ojcze duchowny, przebacz i pobłogosław nam ! Widzimy, że Bóg jest i źe się tobą opiekuje. Pomódl się za nas, nieszczęśliwych!

— Boga i wiarę nam zabrali — dodał jeden — a miast tego kazali słuchać ot takich draniów — tu ze wstrętem wskazał na sty­

gnącego trupa Grynbauma.

Jak natchniony stanął ksiądz B. i pobłogosławiwszy ich ze sm u­

tkiem d o d a ł :

— Biedni wy ludzie, biedny i nieszczęśliwy wasz n a r ó d ! Obdarli was z istotnych skarbów życia — z wiary chrześcijańskiej, lecz bliska chwila, kiedy otworzą się wam oczy, a wtedy biada g orszycielom ! Piękny, wiosenny ranek przeistoczył się w uroczy słoneczny dzień. Trysnęły potężne smugi światła, przywołując do życia młoda, kiełkującą roślinność; ptaszęta wypełniły świergotem radosnym po­

wietrze, a cały krajobraz, zalany jasnością, składał hołd dziękczynny Twórcy wszechświatów.

Ksiądz B. głęboko zamyślony, kroczył ku laskowi — miejscu, gdzie go miała spotkać śmierć męczeńska.

Nagle usłyszał tuż za sobą spieszne kroki. To jeden z niedo­

szłych siepaczy dopędzał go, a zbliżywszy się stanął i niepewnym głosem począł p r o s ić :

— Drogi Ojcze duchowny, ja pójdę z Tobą. Znam wszystkie ścieżyny i wyprowadzę cię poza granicę polską. Ty wrócisz do swoich, a ja wolę, żeby mnie Polacy uwięzili lub zabili, niż pozosta­

wać dłużej w tem piekle, gdzie, ponadto, znęcać się będą nademną za to, że wzdragałem się być zabójcą niewinnego człowieka. Przy­

wróciłeś mię do Boga... Widzę w tem palec Boży...

Ksiądz B. zgodził się na prośbę nawróconego Szawła.

* * *

Czy ciekawi jesteście zakończenia tego niezwykłego zdarzenia?

A więc, przedostawszy .cię szczęśliwie do kraju, ksiądz B. z dawną gorliwością, ale już nie prześladowany przez nikogo, pracuje na ni­

wie Pańskiej w jednej z zacisznych wiejskich parafij, a ma dzielnego i niestrudzonego pomocnika w osobie brata Pawia, gorliwego tercja- rza •— byłego komunisty i niedoszłego zabójcy.

Młodzież miejscowa z zajęciem przysłuchuje się jego opow ia­

daniom o bezeceństwach i gwałtach, dokonywanych przez głosicieli zasad komunistycznych, niby to w celu o>iągmęcia ogólnego szczę­

ścia i dobrobytu — w rzeczywistości dla zagarnięcia całego świata chrześcijańskiego pod jarzmo masońsko-żydowskiego wyzysku.

Niezachwiana wiara w wolę Bożą ułatwia pracę księdza P ro ­ boszcza ... omal, że nie wymieniłam jego nazwiska, lecz skromny, jak przystało na sługę Botego, kapłan zastrzegł się wyra iie przeciw­

ko wszelkiej niedyskrecji, do czego się też skrupulatnie stosuję.

R edivivus,

(15)

N r 6 P O D ZN A KIEM MARJI 133

List do prezesa, k tó ry się martwi.

II.

Zakopane w styczniu 1928.

N ie b ęd ę taił przed T cbą, mój Drowi, że z dużą niecierpliwością wyczekiwałem odpow iedzi Twojej na mój list grudniowy. W szak d o ­ świadczenie uczy, że rozmowa listowna często zawodzi. Tyle słów z o ­ staje niewypowiedzianych, tyle niedopowiedzeń z braku czasu i miejsca, tak zmienne nastroje człowieka m łodego... Trudności co niemiara. Tem milej było mi czytać Twoje uw aji. B ó g Ci zapiać za radość, któraś mi sprawił Twą odpowiedzią.

U jąłeś sprawę osobistą bardzo konkretnie, praktycznie. P ostano­

w iłeś w życiu wewnętrznem większy nacisk p ołożyć przedewszystkiem na osobisty i sodalicyjny, codzienny rachunek sumienia. O to wyborna i niemylna droga. A wybranie jej tak t/afne z Twej strony dow odzi, że Pan B óg użyczył Ci wielkiego daru, który nazywamy autokrytycy­

zmem, a który dla każdego człowieka jest bezwątpienia podstaw ą pra­

cy nad sobą.

A le dość o tem, gdyż muszę przejść dziś jeszcze do dalszego spełniania danej obietnicy i udzielić Ci znów parę wskazówek od n o­

szących się do T w ego prezesow skiego urzędu.

N ie wiem, czy zastanowiłeś się kiedy głębiej nad tem, że soda- licja, jako organizacja składa się z trzech niezmiernie ważnych czyn­

ników : z ks, moderatora, z konsulty z prezesem na czele i z człon­

ków. Harmonijne współdziałanie tych czynników tworzy wzorową i sil­

ną sodalicję. D ziś powiedzm y sobie słów kilka o pierwszym z nich t. j. o księdzu.

Skarżyłeś się przedemną w Twym pierwszym liście, że wasz mo­

derator jest tak nadmiernie zapracowany, iż mimo szczerych chęci nie może pośw ięcić się zupełnie sodalicji Skutki te g o są naturalnie przykre i cały Twój i Konsulty wysiłek nieraz idzie na marne. W ierzę najzupełniej, głęb ok o w spółczuję i doskonale to rozumiem. A le — choć mała to pociecha - - stwierdzam, że tak mniejwięcej jest w całej Polsce i co gorsze, długo jeszcze nie może być inaczej.

Wykazuje to oarazo prosty rachunek.

W krajach zagranicznych wypada przeciętnie jeden kapłan na 4 0 0 — 500 wiernych. W Polsce na 20 0 0 —3000. Przyjmując przeciętną normę zagraniczną, na 20.000.000 katolików w P olsce powinnoby być około 40 000 księży. A je s t? O k oło 8000. W iesz co to zn a czy ? O to, że każdy z nas musi pracować za pięciu. Rozważ to i w świetle tej okropnej prawdy spojrzyj teraz na W aszego księdza moderatora.

A le to za mało. Vlódl się, módl.r.y się wszyscy razem w sodalicjaih o liczne i święte powołania kapłańskie wśród naszej młodzieży, aby n asze „krainy, białe ku żniwu" jak mówi Jezus Pan doczekały żeńców

w obfitości.

W tych warunkach sam widzisz, że musisz być najgorliwszym

(16)

134 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 61

prezesem, aby stać się prawdziwie „prawą ręką“ księdza, aby g o za­

stąpić wszędzie, gdzie się tylko da. A. ileż jest takich drobnostek, które Ty z konsultorami możesz przewidzieć, przygotow ać i potem zdać relację moderatorowi. A b y tak było, trzeba znowu, abyś z Nim był w stałym kontakcie- N ie ciągłym, bo i tu brak czasu, ale stałym.

Uproś sobie u księdza 'h godziny rozmowy przed każdem p osied ze­

niem Konsulty czy przed zebraniem miesięcznem. A le idąc doń, miej w szystko, o co chcesz pytać, lub radzić się, porządnie spisane, abyś czeg o nie zapomniał i niepotrzebnie czasu nie zabierał.

A ponad wszystko miej do ks. moderatora W aszego pełne zaufa­

nie nietylko urzędowe, sodalicyjne, ale osobiste. Pamiętaj, że kapłan- przyjaciel to skarb w życiu młodzieży, skarb przedziwnej wartości, k tó­

rą ocenisz dopiero po latach W ięc korzystaj z tego, że możesz się częściej i bardziej zbliżyć do kierownika sodalicji, dośw iadczonego wychowawcy i sternika dusz, a dla siebie i dla ukochanej przez Cię sodalicji wyniesiesz b o g a te ow oce...

Matce Najśw. z serca C ię oddaję. W tym miesiącu stawia nam Ją K ościół przed oczy, jako Matkę Przedziwną, która z rozkoszą serca i uniesieniem ducha patrzy w Nazirec>e na wzrost Jezusa „w mądro­

ści i w leciech i w łasce u Boga i u ludzi". Spraw tej Matce N ajle­

pszej tę wielką radość, Drog-i mój, abyś i Ty w Jej oczach za wzorem B osk iego Synaczka coraz i coraz pomnażał się w łasce Bożej, a mi­

łości i złotej przyjaźni ludzkiej. Teg^o Ci życzęj i serdecznie pozdrawiam oddany Ci w Jezusie Panu

ŹKsiądz

Ja k najłatwiej zabić o rg a n iz a c ję ?

Pisma amerykańskie podały już dość dawno dziesięć wybornych rad ku zni­

szczeniu każdej organizacji, które w zastopowaniu do naszej sodalicji tak oto wy­

glądają :

1. Nie przychodź na ze;brania.

2. Jeśli przyjdziesz — to się spóźnij.

3. Nie myśl o przyjściu, jeśli niepogoda.

4. Na zebraniu wynajduj zarzuty przeciw działalności zarządu i innych członków.

5. Nigdy nie przyjmuj żadnego urzędu, gdyż łatwiej krytykować niż pracować.

6 Obraź się jednak, gdy ;ię nie wybiorą do konsulty; jeśli cię wybiorą, nie przychodź na jej posiedzenia.

7. W dyskusji, naw et na prośbę księdza czy prezesa oświadcz, że nie masz nic do powiedzenia, ale po zebraniu wszystkim opowiadaj, co trzeba było mówić i co robić.

8. Nie rób nic w ię:ej poza absolutnym obowiązkiem członka, lecz wołaj głośno, że konsulta opanowała sodalicję.

9. Zalegaj z wkładkami mięsięcztieml, lub lepiej nie płać ich wcale.

10. Nie troszcz się o nowych członków, niech ich przysparza kto inny.

(17)

Nr

6

POD7ZNAKIEM MARJI |l 135

WIADOMOŚCI KATOLICKIE.

Z Polski.

Nowi XX. B iskupi polscy. O jc ie c św . m ian o w ał b isk u p e m s u f ra g a n e m pło ck im X. d r a W e tm a ń s k ie g o , o jca d u c h o w n e g o S e m in srju m w P ło c k u , a c h ełm iń sk im X. K an.

K o n s ta n te g o D o m in ik a , r e g e n s a sem . duch. w P elplinie.

Nawrócenie dwóch p a ra fij m a rja w ic k ic h n a k ato licy zm , o k tó re m d o n o sz ą z Ł o ­ dzi, z n a m io n u je bliski już c h y b a u p a d e k te j n ie sz c z ę sn e j se k ty

S n u t n e w ia d o m o ś c i p o ru sz y ły s e rc a p raw d ziw y ch k a to lik ó w w P o lsc e w o s t a ­ tn im , p o św ią te c z n y m o k re sie . J e d n o z p ism w a rsz a w sk ic h u m ieśc iło w g w iazd k o w y m n u m e rz e w ie rsz b lu ź n ie rc z y n a M a tk ę N ajśw ., k tó r y w y w o łał g o r ą c e p r o te s ty licznych zw iązk ó w k a to lic k ic h . N a s tę p n ie d e k r e t rz ą d o w y o zn ajm ił u su n ię cie k rz y ż a z K o ro n y O r ła JS iałego ja k o h e rb u p a ń s tw a W k o ń c u n o w e fo rm u la rz e w y k a z u c e n z u r w s z k o ­ ła c h p o w sz e c h n y c h n ie m a ją ju ż m iejsca n a p o d p is k s. p r e fe k ta ja k o d u s z p a ste rz a sz k o ły . O to g a r ś ć fa k tó w , k tó r e n a s b o lą, a le z a ra z e m i p a lą w s ty d e m , iż kato licy zm p o lsk i b ie rn y je s z c z e i sła b y n ie p rz e d s ta w ia siły, z k tó r ą się liczyć trz e b a ...

ZE ŚWIATA.

C h in y . K ato licy zm sz erz y się w „ p a ń stw ie śro d k a * z c o ra z w ię k sz ą siłą. W n a j­

b liższym c z a s ie m a ją p o w s ta ć trz y se m in a rja d u c h o w n e d ia k s z ta łc e n ia c h iń sk ic h k a ­ p ła n ó w , a to n a w y sp ie H o n k o n g , w K ia n g -si i M u k d e n . W te j chw ili ty c h k a p ła n ó w , ro d o w ity c h C h iń cz y k ó w p ra c u je w sw ej o jczy źn ie ju ż 1 1 /8 (o b c o k ra jo w c ó w z a ś !776), n a cz e le z a rz ą d u k o śc ie ln e g o sto i ju ż 6 b isk u p ó w chińskich (56 c u d z o z ie m c ó w ). K le r y ­ k ó w c h iń sk ic h n a stu d ja c h filozofji i te o lo g ji je s t 441. L ic zb a w iern y ch d o sz ła d o

2 2 4 0.230. .

ln d je. Ilo ść k ato lik ó w d o c h o d z i 3 .3 3 4 0 0 0 . W sz k o ła c h p ra c u je l i z ak o n ó w , w d z ie d z in ie m iło sie rd z ia 6 0 z g r o m a d z e ń ż e ń sk ic h . M iłos e rd z ie c h rz e ś c ija ń sk ie p ra c u ­ ją c e ta m d la n ie sz c z ę śliw e j lu d n o śc i b e z ró żn icy w y zn ań św ię ci p ra w d z iw e triu m fy . S z p ita l św . M a rty w B a n g a lo re leczył p rz e z is t 4 0 sw e g o istn ie n ia 1.920.000 ch o ry ch . T o te ż nie dziw , że ta k i lo rd E a rl of Id d le ig h n a w ra c a się n a k ato licy zm , o św ia d c z a ją c , że sk ło n iło g o d o te g o g łó w n ie p o z n a n ie d z ia ła ln o śc i m isjo n arzy k a to lic k ic h w la d ja c h .

R o s ja so w ie c k a . N o w y m a k te m g w a łtu sąd bolszew icki s k a z a ł n ajczcig o d n iejsz( g o k a p ła n a p o lsk ie g o , p ro b o sz c z a w K ijow ie X . p r a ła ta T e o d o ra S k a lsk ie g o na 10 lat w ięzien ia za d z ia ła ln o ść a n ty so w ie c k ą . B y ła n ią sz e ro k a d z ia ła ln o śś k a p ła ń s k a , p e łn a b o h a te rs k ic h p o św ię c e ń w c z a sie n a jg o rs z e g o p rz e ś la d o w a n a .

Znowu znam ienne naw rócenie n a k a to licy zm . W A o g lji o lb rzy m ie w ra ż e n ie w y w o ła ła w o s ta tn ic h c z a sa c h w ia d o m o ść , że n a kato licy zm p r z e s z e d ł g e n e r a ł B ry an M a h o ń , k tó ry w czasie w o jn y św ia to w ej d o w o d z ił X t ą d y w izją p o d D a rd a n e la m i, po t ; m by ł czło n k iem s e n a tu irla n d z k ie g o a cieszy ł się o g ro m n ą p o p u la rn o śc ią .

Czy zakony s ię p rz e ż y ły ? S ły sz y c ie c z a se m tw ie rd z ą c ą o d p o w ie d ź n a to p y ­ ta n ie , p r a w d a ? O tó ż p o słu c h a jc ie o p rz e d z iw n y c h v. p r c s t, n ajn o w szy ch p o w o łan iach z a k o n n y c h , k tó r e W am p o d a m y sty le m te le g ra fic z n y m : W ielkiej sław y c h iiu rg w łoski, d r R y sz a rd P a m p u ri w stą p ił d o z a k o n u B o n ifrató w i p o św ię c a się o p ie c e n a d naj u b o ższy m i c h o ry m i; m ło d a w ło sk a a k to ik a Pini, p o rz u c a sc e n ę i p rzy j n u je h a b it zakon n y ; b o g a ty H sz p a n L ucjan Z u b u ria s, w y d aw ca s z e ro k o ro z p o w sz e c h n io n e g o czasopism o, c z ło n e k w ielkich k o n c e rn ó w p rz e m y sło w y c h w s tę p u je d o Je z u itó w , A m e ry k a n in A r tu r H a g a s , u ta le n to w a n y ś p ie w a k -te n o r w stą p ił d o se m in a rju n w B rig to n ... W ię c idea ży c ia z a k o n n e g o w ieczn ie żyw a i w ieczn ie p o c ią g a ją c a d u s z e lu d zk ie ku so b ie ...

Rząd b razy lijsk i w y d a ł ro z p o rz ą d z e n ie , w e d łu g k tó r e g o w e w sz y stk ic h sz k o ła c h p a ń stw o w y c h i p ry w a tn y c h w inny b y ć u m ie sz c z o n e k rzyże.

(18)

136 „P O D ZNAKIEM MARJI“ Nr. 6

Z rekolekcyj naszych maturzystów w r. 1927.

(Ciąg dalszy).

II. Prowincja warszawska.

Rekolekcje odbyły się, jak zwykle w konwikcie XX. Marjanów na Bielanach pod Warszawą w dniach 27 czerwca do 1 iipca pod kierunkiem X. Mod. M. W iśniew­

skiego. Zgłoszonych 33 uczestników, przybiło 27, a to z sodalicyj: Biała Podlaska 1, Kielce I. 13, Łask 3, Łódź 2, Radom 3, Skarżysko 3, Slonim (który?) 2, wśród nich było 7 niesodalisów. Przewodnią ideą nauk było zadanie inteligencji katolickiej w odrodzeniu kraju. Po rekolekcjach odbyło się się zebranie sodalicyjne, z którego nie­

stety nie otrzymaliśmy protokółu.

III. Prowincja lwowska.

Rekolekcje odbyły się po raz pierwszy w tej prowincji, a to dzięki wyjątkowej życzliwości PW. X. Prowincjała OO. Jezuitów i PW. X. Rektora w konwikcie w Chy- rowie, gdzie poważna liczba maturzystów naszych otrzymała bezpłatnie - całkowite utrzymanie p rz e z \4 iiŁdm tych św. ćwiczeń dtchow nych. Odbyły się one w dniach 28 czerwca do 2 lipca pod kierunkiem znakomitego konferencjonisty, PW. X Jana Rostworowskiego*!. J.^Ze zgłoszonych 80 uczestników przybyło tylko 54, zwyczajny to niestety wypadek tam, gdzie rekolekcje są; jeszcze] zupełną nowością. Reprezento­

wane były sodalicje: Brzozów (7), Buczacz (1), Chyrów£(2), Jarosław I!. (1), Krosno (8), Leżajsk (3), L w ów illl. (4),1 IV. t (4), V. (2), VII.” (3),; Rzeszów 1. (6), 11. (4), 111. (4), Sambor 1. (3).

Rekolektanci cl.yrowscy u slop pizepi^Kiiej liguiy Serca P jezusa w parku konwiktu.

Po rekolekcjach odbyło się, jak zwykle, zebranie sodalicyjne, z którego-dokładny protokół nadesłał sekr. sod. J . Zieliński (Lwów), który tak^e wygłosił referat p. t. „Dalsza praca na terenie sodalicji akademickiej" a to na podstawie ideowej deklaracji ogło­

szonej przez związek s. ak. Z rekolekeyj w jsU no telegramy do J. E X. Arcybiskupa

(19)

P O D ZNAKIEM MAk.ji 137

Twardowskiego we Lwowie, do prezesa Związku X. Winkowskiego, Prowincjała 0 0 . Jezuitów X Jankiewicza i do mod, prowincji Iwow. X dra Thullie.

Rekolekcje zirówno w swej stronie du:how ej, jik gospodarczej wypadły w e­

dług zgodnych relacyj uczest lików wspaniale, to też wdzięczność Ich dla OO. Je ­ zuitów przebija ze sprawozdań i listów szczerze i wyraźnie.

IV. Prowincja wileńska.

I tutaj rekolekcje odbyły się po raz pierwszy. G ośńnę znalazły zaś w domu XX. Misjonarzy w Wilnie. Ze zgłoszonych 2f uczestników przybyło 19, a to z sodali- cy): Białystok 1. (3), Grodno I (5), Łomża 1 (3), III. (2), Słonim II. (2). Wilno 1. (4).

Rekolekcjami w dn. 2 8 —30 czerwca kierował P.W. X H e o n im Feicht, omawiając w swych naukach te m a t: Wybór stanu według woli Bożej Na zebraniu sodalicyjnem przewodniczy! moderator prowincji PW. X. Pref Leopold ChomsKi (Wilno I.), proto­

kół spisał sod. Józef Malinowski. Na zebraniu omówiono same rekolekcji i ich przy­

szłość w tej prowincji, poczem przewodniczący w dłuższem przemówieniu określił ważność c h w li, w której nowa epoka otwiera się w- życiu młodego sodałisa, nie szczędząc bard/.o praktycznych wskazówek Na zakończenie omówiono udział rek o ­ lektantów w urocz\stej koronacji N M. P. Ostrobramskiej w dwóch dniach nastę­

pnych. Aktem sodalicyjnego poświęcenia się Matce Bożej zamknięto mile i poży­

teczne zeb ran ie.^

(dokończenie nastąpi).

NOWE KSIĄŻKI i WYDAWNICTWA.

K siążę de B ro g lie : Św. A mbroży, Kraków 1926, wyd. XX Jezuitów, str 173.

Rzeczywiście św ietnie napisany żvwot naprawdę w elkiego człowieka, wielkiego św iętego. Ambroży to postać wykuta z jednej bryty marmuru, charakter spiżowy, który zda się zamknął w sobie z jednej strony moc rzymską, z drugiej całą dostojność chrze­

ścijańską Na dzisiejsze czasy i dla dzisiejszej młodzieży znakomita lektura, ucząca, co znaczy uie uznawać komprottiisóv/ z zfsadam i i sumieniem, choćby zza każdego węgła życia czyhała śmierć Aby tę właśnie wielkość biskupa Medjolanu nakreślić, przedstaw ił go nam aut ir niemal wyłącznie na wielkiej arenie ówczesnych wypadków kościelnych i politycznych, nie wniknął zaś głębiej w życie osobisto wewnętrzne Ambrożego, jak równfeż z wielką szkodą dla czytelnika pominął zupełnie jego stosu­

nek do ś v Augustyna. Rozumiemy, że to wszystko psułoby nieco czystość linji jego pisarskiego planu, niemniej brak ten czuje się bardzo żywo. Książkę polecamy usil­

nie; szkoda, że może dla uczniów klasy V tej, gdzie m ova o wielkich Ojcach Kościo ła, lektura to zbyt trudna i za poważna. Starsi przeczytają książkę z zajęciem i wiel­

kim pt żytkiem duchowym. .

X . P aulin Q ilo ta u x : A nioł K arm elu, Warszawa 1927 „Kronika Rodzinna"

str. 291. Dzieło X. Paulina QiIotaux to z wielką przenikliwością napisane studjum o życiu i znaczeniu dla współczesności św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Na studjum to złożyły się rozdziały następujące: I. Życie św. Teresy. — II Zalety przyrodzone. — III. Myśl przewodnia życia. — IV ■ Cnoty zakonne. — V. Dziecięctwo duchowne. — VI Cnota miłości. — VII. Miłość i cierpienie. — VIII Duch modlitwy. — IX. Łaski nadzwyczajne w żvc!u — X. Deszcz różany. — XI. Zakończenie W obszernym do­

datku podane zostały szczegółowe opisy beatyfikacji i uroczystości kanonizacji Małej Świętej w Bazylice watykańskiej oraz specjalny rozdział o czci św. Teresy w Polsce.

Wszystko to razem tworzy wysoce wartościową całość, zarówno pod względem w e­

wnętrznym, jak i syrrpatycznej szaty zewnętrznej. Przekładu um iejętnie i ze znajo­

mością przedmiotu dokonał p. Zygmund Rieff, artystyczną okładkę projektowała p.

H. Maszyńska.

O. H ardy Schilgen T J . : Ty i ona, młodemu ku rozwadze, z niem. przel.

X. T, Czaputa, Kraków, XX. Jezuici, str. 206 O to znowu jedna z tvch książeczek, którą powinien przeczytać, przemyśleć i przetrawić każdy starszy chłopiec. O. Schil- gen jest bezwątpienia mistrzem w dziedzinie tak drażliwej i zarazem serdecznym przyjacielem i doradcą każdego chłopca. Powiadają wychowawcy ] że trzeba mieć

(20)

138 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 6

szczególny dar od Boga, aby umieć przemówić przekonać i -łodźwignąć ml odą duszę w dziedzinie żytia zmysłowego — autor tej książki ctrzymał ten dar od Boga w obfitości i przynosi go hojną dłonią swym ukochanym przyjaciołom. Myślę, że każdy urzeń klasy VII. i VIII. powinien tę książkę posiadać i często do niej zaglądać.

Napisanie jej było praw ddw ą przysługą naszej młodzieży cddaną Dzieli ją z autorem tłumacz, gdyż doskonale przyswoił ją naszemu językowi. Najgoręcej polecamy ta dziełko starszym sodalisom.

X . Alfons Irep ko w ski: Świeckie związki m isyjne, Warszawa, zw. mis. kleru, str. 101. W każdej pracy ideowej i społecznej daje się odczuwać przedew szystkiem potrzeba prdręcznika, któryby udzielał wiadrrrości, wskazywał źfódła, ro tro re i tem samem strzegł od tak łatwych zboczeń Książeczka X. T jest takim doskonałym podręcznikiem . W krótkich, ale treścią bogatych rozdziałach prdaje właściwie wszyst­

ko, co może stić się pomocą dla akcji misyjnej w " a « e j ojczyźnie przez co okazuje się ona niezbędną dla kółek i sekcyj m isjjnych także w sodalicjach. Kierownikom i cz'on- kom usilnie polecamy.

K alendarz Serca Jezusowego na rok 1928, Kraków, XX. Jezuici str 286. Te same wybitne przedmie ty, co jtg o poprzednicy z lat dawnych posiada i ten naj­

świeższy rocznik. Bogactwo treś-i śliczne ryciny, gorący duch katolicki i narodowy idą ze sobą o lepsze w tej sympatycznej książce, całorocznym towarzyszu polskiej, chrześcijańskiej rodziny. Nie brak też i szczerej wesołości w licznych i udanych dowcipach i humoreskach. Cena tylko 1 20 zł.

Nakładem ruchliwej Salezjańskiej szkoły organistów w Przemyślu (Skład głó­

w ny: Inspektorat XX. Salezjanów, Warszawa. Lipowa 14) ukazało się _0śm śpiewów k u czci iw . Stanisław a K ostki, patrona młi dzieży, uiożon\ ch na chór mieszany przez znanego chlubnie kompozytora Ks. Antonirgo CHondowskiego (op. 53). Wszystkie utwory odznaczają się temi sem en i zaletami, co i uprzednio już w naszem piśmie wzmiankowane kompozycje, mianowicie zistosowaną do stów metod ą, opracowaniem bardzo starannem, doskonaleni brzmieniem (W taj św. Stanisławie, S^lyeto). „Ośm, śpiewów* powinna posiadać„kaźda bibljoteka chórowa młodzieży. (J. B )

Ponadto nadesłano do r e d a k c ji:

Książnica A tlas, Lwów-Warszawa:

Witold Hubert: Z a j ę c i e M a ł o p o l s k i W s c h ó d , i W o ł y n i a w r. 1919.

M a t e r j a ł y ź r ó d ł o w e do dziej, wychów i szkoln. w Polsce.

H . C A ndersen: Ausgewahlte JV3rchen, cz I.

D . a s N i b e l u n g e n l i e d - G u d r u n F riedr će la Motte Fouq e : U n d i n e

^ ł h ' H i n t e r P f l u g u n g S c h r a u 'b s to]c k 'Platon : M e n o n E u t y f r o n

Wyd. .M icbaelineum ", Miejsce P iastow e:

X. J. A. Łiikaszkiewicz: C z e ś ć M a r j i N ie p o .k . P o c z ,,, nowenna i modl. w yd.

II., rena 1 zl.

N a b o ż e ń s t w o do ś w. T e r e s y od Dziec. Je z u s cena 25 gr.

Ks. B, Markiewicz r N a b o ż e ń s t w o d i ś v. J ó z e f a, c e ia 60 gr.

M. J a n o s z a n k a Z e s e r c a cena 1 20 (ku rozw. kobiecie nowocz.) Ta sama W o d w i e c z n e ś w it y , cena l -—

Ta sama . Ś w i ę t o ż y c i a cena 1‘—

Ta sama N o w e l e , cena 3 zł.

E g z o r c y ż m przeciw szatanowi, rena 20 gr.

W i l e ń s k i K a l e n d a r z M a r j a ń s k i 1928, cena 120.

UWAGA: Dochód ze sprzedaży tych wydawnictw przeznaczony na zakład dla sierot. Zamawiać naieży w p r o s t w M. Piastowem D li naszych sodalicyj na wszystkich wydawnictwach 5 0 % opustu od cen podanych wyżej.

Inne w ydaw nictw a:

R o c z n i k U c z n l o w s k | i e j J R z e ’c z y p o s p ’o l i t e j Bielańskiej, 1927,|Bielany pod Warszaw ą.

X. Ant. Chlondowski: Ś p i e w y n a c z e ś ć P a p i e ż a po 1 — zł.

X. Nikodem Cieszyński: K o ś c i ó ł a E s p e r a n t o , nakład Pol. Unji Esp.

(21)

Nr 6 P O D ZNAKIEM MARJ1 139

Czasopisma nadesłane do Redakcji

(ciąg dalszy)

C urrenda, p ism o urz. T a rn o w sk ie j K urji Bisk., T a rn ó w , n r. I I.: List p a s te rs k i b a W . P (o m iłości w zajem n ej) — W sp ra w ie spow . w ielk an . i d y s je n z y .

H asło, S ie d lc e , nr. 3 listo p .-jjru d ^ ..: P ły ń m y p o fali ż y ria (W . O lsz e w sk i) — Je sie ń — P o d la sie — L u źn e k a rtk i (J Bobilew cz) — H is to rj* d ru g ic h ś n ia d a ń — Z a d a n ia h arc. poi.

H lasy svato b o sty n sk e, S v a ty H o s ty n , m e s ‘cnik p ro lid, zesz. 2. lu ty 1928 (p ism o pr św . p r o p a g a n d z ie z a m k n ię ty c h re k c le k c > j): Svat< h* s ly n s k e pisnicki >V. K u- bin) — F o la n d s k o uci (E. K n v a n e k ) — E x ercicn i hlicika — T ric e t dn i v V am b ericicli (J. R y b a k ).'

K ielecki P rzegląd diecezj., K ielce, zesz. 1 s t y c z .: O c h rz ę ś ć . c h a r a k te r n a u ­ czy cielstw a (X. S. D en .b cz y k ) — # P raca^ d u s7 p . w p a r . św . K rzy ża w K ielcach — D io e c e sa n a .

K ronika Diecezji P rzem yskiej o b . ła c . P rz em y śl, zesz. 2 l u t v . : E n cy k lik a p a ­ p ie sk a o je c n c ś c i w iary — K o n s ty tu c ja a p c s t. o < d d an iu p< 1. J e z u ito m te r y t misyj.

płn. R o d e zji — L is t p a s te rs k i na re k 1928 (o rc z w a ż . M ęki P J.)

Miesięcznik k atech ety czn y i wy<hovawc>y, L w ów , z esz. 2. lu ty .: O n o w o ­ c z e sn y c h ta ń c a c h (X. d r \C ts ik ) — b z k c ła jr a « y a n a u c z a n ie r»ligji (X. J. Rozkwl- talsk i) — O n a sz e u p ra w n ie n ie w sz k o le śr. c g k sz ta łc ą c e j (X. d r R yehl.cki.)

Miesięcznik Kościelny d la a rc h id . g r ie ź ń i p( z n ań sk iej, P« z n a ń , r r 2. l u t y : E n c y k lk a O ic a św Pii sa XI o p o p e r. p ra w d z iw e j je d n o ś c i re l.g ji — O d n o w ien i*

k o śc io ła N . M. P . w P o zn an iu .

Przegląd katolicki, W a rsz a w a , n r 7 z 12 l u t e g o : W s z ó s tą ro c z n ic ę koron.

Ojca św . (X. d r K o zu b sk i) — P io P a p a e U n d e c im o (P. A n ic e tu s) — C h rz ę ść . Rzym W c z a sa c h a p o s to łó w (X. d r S t y g e r ) — P ry m a t p a p ie sk i a p o w sz e c h n o ść K o śc io ła (X. dr R o sła n ie c ) — A u t o r y t tt K o śc io ła w o b e c r e l g j o e g o in d y w id u alizm u (X. dr W . Kwiat­

kowski.

Rodzina Polska, m ieś ilu str. W a rsz a w a , n r 2. lu ty : P o b y t w S in g a p r r e (J. F a ­ ła t) — W c z e sn a n ło d o ść A u g u s ta M orn. (K . M. M o raw sk i) — K a rd . P u z y n a (A . O .)

— A r t. G r o ttg e r (H P iątk o w sk i) — S z u m m o d litew n y ch sk rz y d e ł (M. S m o la rsk i) — Z dziej, p o b y tu k s. J ó z e fa n a P o d o lu (A . U rb a risc i).

Sodalis M arjański, O r c h a r d L ak e, n r 8 , s ty c z .: K o lo n ja w a k a c . m ło d zieży so­

dalicy jn e j — S z c z ę ś liw e g o n o w e g o r o k u (P. P. B ) — N o w y ro k — Inrię J e z u s — K< ściół k a to l. i n a u k a — D z ia ł sp o łe c z n y — O b e c n y s ta n ru c h u s a d a lic y jn e g o w Pol­

sce — W iad o m o ści k o śc ieln e.

S tella M alutina, R zym , n r 2 luty : La V e rg in e M ą d re (E. V illa re t) — L a p re se n - ta z io n e di Gej«u B an.bino al T e m p io — N ella fe s ta d rH ’a p p a riz io n e di M aria a Lour­

d e s — V e n t ’anni (C a rlo M o ttu ra ) — M e m e n to h o m o ! (E. P.)

Ś w it, m ies. p o św . w a lc e z alkohc lizm em , P o z n a ń , n r '^85/S sty c z e ń -lu ty : P ie rw - S7y b isk u p a b s ty n e n t w P o ls r e — W y b o ry a ru c h przCciw alkt h le w y — T y d z ie ń p ro ­ p a g a n d y trz e ź w o śc i — U d z ia ł k o b ie t w w alce z a U o h . (R. D e d io w a ).

Wiadomości A rchid. W arszaw skie, W a rsz a w a , n r 1 stycz. : R o z p o rz ą d z e n ia S to lic y A p o st. — R o z p o z. K urji M e trc p . — P rz em ó w J Em . X. K a rd . K a k o w sk ieg o p rzy p ośw . ln s tv tu tu b a d a ń chem . — K r u c ja ta Eu< h. m ło d z. szkolnej.

W iadom ości Diec. P odlaskie, S ie d lc e , n r 1 s ty c z .: P ism o S e k r a ta rja tu S ta n u — Ś w ia tło e le k try c z n e w k o śc io ła c h — P ro to k ó ł XXIII k o n fe re n c ji XX. D z ie k a n ó w — Z K urji D iecez ja ln e j.

W czasie Ś w ią t Wielkanocnych w szyscy pamiętajcie

o Kolonji. Żądajcie z Centrali odezw i list składkow ych i

W yślem y g r a tis !

Cytaty

Powiązane dokumenty

— Rozweseleni takim rankiem szybko załatwiamy się ze śniadaniem i gromadzimy się na Mszę świętą w kaplicy.. — Przedtem jednak odnawiamy przed wielkim

remne i zostały uwieńczone pomyślnym wynikiem. Zadowoleni byliśmy, weseli jak może nigdy w życiu. Zapraszaliśmy się wzajemnie, urządza- Kamy zabawy, wycieczki —

niczyć w nim nie może z powodu koniecznego wypoczynku waka- eyjnego po całorocznej pracy, wypoczynku i tak jeszcze zagrożonego przerwą wskutek zjazdu

Związek posiada na składzie drukowane deklaracje*). A może, może znajdą się w Polsce sodalicje uczniowskie, które podejmą z nami razem walkę ze szkodnikiem i

Hojny dar złożyły nam obie sodalicje lubelskie (Lublin I. raczyły przesłać centrali. Sodalicyj starszego społeczeństw a: Sod. Jednym, to mój pobyt w

Na, drugi dzień po Mszy świętej, więc w sobotę przed Zesłaniem Ducha Świętego przyjął Molumbo swoją ostatnią Komunję i święte Namaszczenie... Wzruszeni

W ostatnich czasach stało się w Polsce bardzo aktualnem hasło rzucone przez Marszalka Piłsudskiego o czasach, których znamieniem ma się stać wyścig pracy.. ,

tw orzył się niezmiernie szybko ten dziwny, rodzinny nastrój, który tak w ybitnie charakteryzuje nasze Zjazdy. R zekłbyś, że tu wszyscy znali się oddaw na i