M 22. Warszawa, d. 31 Maja 1885 r, T o m I V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie:
rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2
Z przesyłką pocztową:rocznie „ 10
półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata
i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny
stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. Kwietniewski, B. Rejchm an,
m ag. A. Ślósarski i prof. A. Wrześniowski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, których treść m a jakikolw iek związek z nauką na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 '/2,
za sześć następnych razy kop. C, za dalsze kop. 5.
iL d re s ZRedałscyi: P o d w a le IbTr 2.
4 H E R M A N - f g O L B E ,
JEGO ŻYCI E I DZ IAŁALNOŚĆ N A U K O W A .
P O D Ł U G E . M A Y E R A s k r e ś lił
G r . IF 5.
O bszerna i głęboka um iejętność w okre
sach najżywszego swego rozw oju nigdy je - dnem nie płynie korytem . P raw d a , że n u rt głów ny unosi z sobą najwięcej siły, ale i bo
czne rozgałęzienia zasługiw ać mogą na naj
głębszą naszą uw agę, szczególniej zaś wte- dy, gdy w nich odnaleść się dadzą dopełnie
nia, albo naw et sprzeczności z kierunkiem poryw ającym głów ne masy. K iedy od po
łow y bieżącego w ieku znaczna większość chemików poszła za wielkimi reform atora
mi pod wodzą Dum asa, współcześnie m niej
szość została w ierną starem u sztandarow i B erzelij usza, a naj wybitniej szym może p rz ed stawicielem tój mniejszości był zm arły w końcu roku przeszłego H erm an Kolbe.
Przedstaw iw szy czytelnikom naszym obraz rozw oju chemii pod wpływem Dum asa (po
ro wn. W szechświat z r. b. N. N. 18 i 20), nie możemy pozostawiać go niezupełnym i podajem y obecnie treściw y rys zasług K ol- bego, położonych w spraw ie utrzym ania i poparcia tego kierunku, który, wręcz prze
ciwny z poglądam i nowej szkoły, konserw a
tyw ny i ściśle doświadczalny, do nazw y klasycznego posiada niebłahe praw a.
M łodociane lata H erm ana Kolbego nie sprzyjały bynajm niej rozw ojow i zarodków przyszłej jeg o działalności naukow ej. U ro dził się on w skrom nej plebanii w E llieh au- sen pod G etyngą dnia 27 W rześnia 1818 ro ku. Pierw szych nauk udzielał mu ojciec jego, proboszcz K a ro l Kolbe, po którym odziedziczył usposobienie zam knięte w so
bie. M atka jego była córką H em pla, p ro fesora anatom ii w Getyndze. W 14 roku opuścił H erm an Kolbe dom rodzicielski i udał się do Getyngi, gdzie ukończył gimna- I zyjum i gdzie zarazem poznał się z Knese-
; beckiem, któ ry sam zostając w bliskich sto- [ śunkach z Bunsenem , wzbudził w nim zami
łowanie do chemii. W roku 1838 wstąpił Kolbe na uniw ersytet w Getyndze, poświę
cając się wyłącznie nauce chemii, którój k a
tedrę zajm owałpodówczas W oehler. P ie rw
szym owocem jeg o studyjów chemicznych
338
w s z e c h ś w i a t . lN'r22.
była rospraw a o „składzie fuzlu zbożowego"
(U eber die Zusam m ensetzung des G etreide- fuselols), k tóra się u k azała w rocznikach L ie- biga (w r. 1842). W r. 1843 otrzym ał K olbe w M arburgu, dokąd się przesiedlił ro k p rzed tem jak o asystent Bunsena, stopień d o k to ra filozofii, na podstaw ie rospraw y p. t. „o cia
łach pow stających p rzy działan iu ch lo ru na siarek w ęgla.“ W tym samym roku, a na
stępnie we dw a lata później wyszły w ro
cznikach L iebiga rospraw ki, uzupełniające poglądy zaw arte w powyżój w ym ienionej.
W ykazuje w nich K olbe, że chlor ru g u je siarkę z siarku węgla i to na gorąco zupeł
nie, na zimno częściowo tylko, tw orząc w pierwszym w ypadku czterochlorek węgla, w drugim zaś chlorosiarek węgla. W ażne dla k ieru n k u dalszych jeg o prac były bada
nia n ad działaniem wilgotnego chloru na siarek węgla. P ro d u k t, k tó ry otrzym ał, uważał Kolbe, chyląc się ku zapatryw aniom Gm elina, za połączenie sprzężone chlork u węgla i kw asu siarkaw ego. P rz e z roskład tego połączenia zapomocą potażu doszedł K olbe do odkrycia kw asu trójchlorom etylo- sulfonowego, a badając dalej ten kw as, po
znał K olbe jeg o podobieństwo z kwasem trójchlorooctow ym , k tó ry uw ażał za kwas cliloro-węglowo-szczawiowy. W tej że samej rospraw ie podaje sposób otrzym yw ania sztu
cznie kw asu trójchlorooctow ego, z tak zw.
pojedyńczego chlorku węgla. P oniew aż chlorek w ęgla z siark u węgla, ten zaś znów z części swych składow ych pow staje, ponie
waż znów kw as trójchlorooctow y łatw o za
mienić w kwas octowy, przeto działaniem tem przeprow adzona została zupełna synte
za takiej doniosłości, jak ićj lite ra tu ra che
miczna nic zn ała od czasu syntezy mocznika, uskutecznionej przez W oehlera. Z powyż
szych zapatryw ań K olbego widzim y, że ho ł
dow ał teoryi tak zw anych związków sprzę
żonych (P aarling). O d poglądów B erzeli- jusza odstąpił w tem, że p rz y ją ł zastąpienie w odoru przez chlor w zw iązkach organi
cznych.
Za pośrednictw em i nam ową Bunsena, udał się K olbe w ro k u 1845 do L ondynu, jak o asystent L yona P la y faira , k tó ry potrzebo
wał pom ocnika obeznanego dokładnie z me
todami rozbioru gazów B unsena. Rospoczął tam znakomite badania n ad działaniem p rą - i
du galw anicznego na zw iązki organiczne.
Tam że poznał się ze znakom itym i badacza
mi angielskim i: G raham em , F araday em itd, wreszcie z F rank lan dem , z którym wszedł w zażyłą przyjaźń i wspólnie następnie p ra cował. B adania swe nad elektrolizą, ciał organicznych kierow ali ku spraw dzeniu po
glądu, że w kw asach tłuszczowych węgiel i w odór znajdują się w kwasie octowym, j a ko m etyl, propijonow ym jak o etyl itd. U do
wodnili następnie, że cyjanki rodników po
wyższych, ja k m etylu, etylu, amilu i t. d.
tw orzą pod działaniem ługu potażowego kw asy tłuszczowe, posiadające tę samą ilość atomów w ęgla, ja k pierw otny cyjanek.
W dalszym ciągu wypowiedzieli zapatryw a
nie, że kwasy tłuszczowe są zw iązkam i sprzężonemi kw asu szczawiowego i odpo
w iednich rodników . N ajprostsze połącze
nie cyjanow e, t. j . kwas pruski odpow iada kwasowi szczawiowemu w połączeniu z wo
dorem tj. kwasowi mrówkowem u, cyjanom e- tyl—m etyloszczawiowemu (octowemu), ben- zonitryl— feniloszczawiowemu tj. benzoeso
wemu i t. d. U siłow ali następnie zapomocą elektrolizy otrzym ać te rodniki, co się im w pew nej mierze udało. O trzym ali miano
wicie zapomocą elektrolizy octanu potasu i in.
soli hom ologicznych cały szereg węglowo
dorów, co upew niło jeszcze Kolbego w po
wyżej wym ienionych poglądach.
Stosunki skłoniły Kolbego do przesiedle
nia się w roku 1847 do B runszw iltu, gdzie, na zaproszenie słynnego księgarza i w ydaw cy Y iew ega zajął się redakcyją „S łow ni
ka chemicznego
' 1założonego przez Liebiga i W oehlera. T utaj ogłosił również kilka teo
retycznych rospraw , między którem i znaj
duje się „o budowie chemicznej i naturze rodników organicznych*', zamieszczona w ro- i cznikach Liebiga. W roku 1851 opuścił K olbe B runszw ik i u d ał się do M arburga, dokąd po wołany został w miejsce Bunsena, który się podówczas do W rocław ia prze
niósł.
P ierw sze lata profesorskie ubiegły mu na przygotow aniach do nowych badań doświad
czalnych, jak o też na teoretycznych p ra cach. W pracach teoretycznych, jak o to:
„P rzyczynek do historyi rozw oju teorety
cznej chem ii", „Połączenia sprzężone'1, w y
pow iedział zapatryw anie, że kw asy tłuszczo
N r 22.
WSZECHŚWIAT.3 3 9 we są tlenowemi połączeniam i rodników
w odoru, m etylu, etylu i t. d. z podwójnym równow ażnikiem w ęgla C2, ja k o też ważną myśl, że w acetylu kw asu octowego (podług sposobu pisania K olbego C2 I I 3 C2, gdzie C = 6 ), g ru p a C2 stanowi w yłącznic pu n k t zaczepienia dla tlenu. Również j asno określił stosunek połączeń organicznych do nieorga
nicznych j ako to'- kw asów karbonow ych, alko
holów, aldehidów, acetonów' dokw. w ęglanc- o-o, kwasów sulfonowych i sulfonów do kw.
c
5 •>
siarczanego, kw. kakodylow ego do arseno
wego i t. d. W słow niku wyżej wymienio
nym, w rozdziale „Rodniki** (R adikale), znajdujem y poglądy na nasycalność pier
wiastków. W pracach swych teoretycznych z powyższego okresu w ystępuje stanowczo przeciw poglądom niektórych chemików, że wszystkie połączenia organiczne, dadzą się, podobnie ja k nieorganiczne odnieść do trzech typów: w odoru, wody i am onijaku. W pi
śmie okolicznościowem „O budowie chemi
cznej zw iązków organicznycli“, j ako też pó
źniej w roku 1865 w rospraw ie „O realnych typach w chemii o r g a n i c z n e j o ś w i a d c z a się stanowczo przeciw przyjęciu form alnych typów. W ro k u 1859 w ydał rospraw ę, za
w ierającą poglądy jeg o na budowę związków organicznych p. t. „O naturalnym zw iązku połączeń organicznych z nieorganicznemi,—
jak o naukow ej podstaw ie do naturalnego podziału chemicznych ciał organicznych".
R ospraw a ta zaw iera dokładne opracowanie, zestawienie i rozszerzenie pbglądów, wprzód ju ż w ypow iedzianych. „Co się tyczy związ
ków organicznych, mówi w niej Kolbe, są one w każdym razie pochodnemi związków nieorganicznych, pow stałem i częścią wprost, częścią przez dziw nie proste procesy podsta- w ienia“ . Z kw asu węglanego, wywodzą się acetony, ałdehidy, kw asy karbo‘nowe i alko
hole. W form ułach podanych przez K olbe
go, w których węgiel, tlen i siark a występu
j ą w rów now ażnikach, należy wprow adzić tylko atom y, ażeby spostrzedz ja k głębokie i bystre były poglądy K olbego, w stosunku do zw olenników teoryi typów. J a k pewne' były je g o zdania, okazuje się z jeg o zapa
tryw ań n a budowę alkoholów, z których wywnioskował i przepow iedział naprzód istnienie alkoholów drugo i trzeciorzędo
wych. Tłum aczenie budowy kwasów tłusz
czowych doprow adziło go do praw d zi
wych pojęć o kwasach dw u i trój karbono
wych, które wywodził z kw asu węglanego przez przystąpienie do 2 lub 3 m olekuł tegoż, dw u i i rój atomowych rodników. P o dobnie zapatry w ał się na kwasy sulfonowe.
R ospraw ę powyższą kończy słowami: „S p ro w adzając wszystkie chemiczne ciała organi
czne do nieorganicznych połączeń wspól
nych najprostszych rodników , budujem y sobie most, po którym postępując, dojdzie
my pewnie do praw dziw ego i należytego po
znania składu i budow y najzaw ilszych na
wet organicznych związków chemicznych;
gdy przeciwnie, usiłow ania tych, którzy chcą wywodzić wszystkie powyższe połączenia od czterech jed y n ie typów: wodoru, kwrasu solnego, wody i am onijaku, od połączeń, które z wielką ilością ciał organicznych w ża
dnym zw iązku naturalny m się nie znaj d u ją—
doprow adziły jed y n ie do m artw ego schema
tyzm u". P rzeciw bezpłodnem u schematy- zowaniu występował Kolbe zawsze z ostrym i zjadliw ym n aw et dowrcipem, w ykazując jeg o niebespieczne strony.
Z porządku rzeczy w ypada teraz pomówić 0 pracach doświadczalnych, przypadających na okres od roku 1859. P ró cz prac, które dokonał przy pomocy swych uczniów, ja k np. Gricssa, L auteinanna, Schm itta i U lri
cha, podjął on szereg badań, k tóre zm ierza
ły do poznania budow y i zasadowości k w a
su mlecznego. W u rtz , któ ry podówczas nad tym samym kwasem pracow ał, zaliczał go do kwasów dwuzasadowych, zwolennicy zaś teoryi typów nadaw ali m u form ułkę
^
4j j
2^
4,jednakże kw estyja budowy kw a
su mlecznego nie została dokładnie rozstrzy
gnięta. O pierając się częścią na badaniach W u rtza, częścią n a swych własnych, poznał K olbe praw dziw ą budowę kw asu mleczne
go, stosunek jego do kwasu propionowego 1 w yjaw ił zdanie swe, że je s t on kwasem oksypropionowym. U dow odnił zaś praw dzi
wość tw ierdzenia powyższego tem, że p rz e
prow adził kwas mleczny w propionowy, po
średnio przez redukcyją kw asu chloropro- pionowego—bezpośrednio przez odjęcie tle
nu kwasem jodowodornym . W ykazał n a
stępnie, że alanina je s t kwasem am idopro-
pionowym, przez przemianę kw asu chloro-
340
w s z e c h s w i a t .N r 22.
propionowego. Również zbadał budow ę kw a
su glikolowego i glilcokołu— następnie kw asu głioksylowego i glicerynow ego. W spólnie z Lautem annem badał kwas salicylowy, a wyniki ogłosił w rospraw ie: „O budow ie i zasadowości kw asu salicylow ego". K w as ten uw ażany był podówczas za dw uzasado- wy, K olbe zaś w ykazał, że b rak mu wszy
stkich własności, cechujących kw asy dw uza- sadowe i oświadczył zdanie, że je s t on kw a
sem oksyfenilo węglowym. Doniosłego zna
czenia w tej rospraw ie było spostrzeżenie, że salicylan sodowy pow staje przez zetknię
cie fenolatu sodowego z elem entam i kw asu węglanego. P odobny proces został p rzep ro wadzony z ciałami zbliżonemi do fenolu, ja k np. kresol, tym ol i tym sposobem chem ija oi-ganiczna zwiększoną została o je d n ę z n aj
piękniejszych metod syntetycznych, k tóra dała podstaw ę do fabrykacyi na w ielką ska
lę kw asu salicylowego. K olbe zajm ow ał się badaniem składu kwasów organicznych, spo
tykanych w ciałach roślinnych i zw ierzę
cych. Pom iędzy innem i, zbadał kw as b u r
sztynowy i stosunek jeg o do kw asu ja b łk o wego i winnego, z któ ry ch m u się udało powyższy kw as w ytw orzyć. O gólnie przy
ję te zapatryw anie, że kwas asparaginow y je s t kwasem am idobursztynow ym , aspara- gina zaś am idosukcynam inowym , zaw dzię
czamy rów nież K olbem u. P ra c a je g o „O bu dowie chemicznej i sztucznem otrzym yw a
niu ta u ry n y 11, uw ieńczyła badania n ad racy- jonalnym składem ta k zw anych oksykw a- sów i amidokwasów. D om niem anie swe, że tau ry n a i kw as izetijonow y są podobnie zbu
dowane, ja k alanina i kw as mleczny, a m ia
nowicie, że są pochodnem i kwasów etylosul- fonowycli, udow odnił K olbe dośw iadczenia
mi. S ynteza ta u ry n y z chloroetylosulfonia- nu sreb ra i am onijaku nie pozostaw ia n aj
mniejszej w ątpliwości, że tau ry n a je s t kw a
sem am idoetylosulfonowym , a zatem kwas izetijonow y — kwasem oksyloetylosulfono- wym.
(dok. nast.)
BŁYSZCZE1E SIĘ OCZOW W CIEMNOŚCI
U Z W IE R Z Ą T .
P R Z E Z
Prof. Dra Szokalskiego.
Iskrzenie się oczów o zm roku, ja k ie u na
szych domowych kotów obserwujem y, zda
rz a się bardzo często m iędzy zw ierzętam i, np. u w ilka, u sowy, u wielu drapieżnych ssawców, a naw et u przeżuw ających. P rz y pisywano j e dawniej fosforescencyi, ale od czasu j ak Radziszew ski w ykazał, że ona po
lega na utlen ianiu się aldehidów w powie
trzu, o fosforescencyi w głębi oka bez jego przystępu m owy być nie może.
Iskrzenie odnosi się w yraźnie do odbija
nia się św iatła, rosproszonego w ociemnionej przestrzeni, od głębi gałek ocznych albo od błyszczącej pow ierzchni tęczy, j a k to np.
vi sowy napotykam y, u której w nętrze oka, rów nież ja k i u wszystkich ptaków, z w yjąt
kiem chyba strusia, je s t czarne. W niosku
ją c z anatom icznych danych mniemaćby wy
padało, że oczy u x*yb błyszczą się o zm ro
ku, zw łaszcza w głębinach, do któ ry ch sła
be tylko dochodzi światło. Ażeby się jed n ak o tein przekonać, trzebaby chyba samemu zanurzyć się w wodę, prom ienie bowiem od oka odbite, rozchodzą się w wodzie bardzo rozbieżnie, odbijają się w znacznej części od jej zw ierciadła ku głębi, a te, k tó re się do pow ietrza dostają, rozbiegają się jeszcze tem więcej, tak , że m ała ich tylko liczba do oka obserw atora może się dostać.
N ajzw yklejszym powodem odblasku vx zw ierząt je s t tak zw ana m a k a t a (tape- tum ), k tó ra się u najw iększej ich liczby w głębi ich oczów znajduje. W iadom o, że błona n a c z y n i o w a oka rospięta je s t po- środku pom iędzy błoną b i a ł k o w ą , stano
wiącą skorupę gałki, a błoną s i a t k o w ą światło odczuw ającą, k u w nętrzu g ałk izw ró - coixą. O tóż od stx-ony tej ostatniej błona na
czyniowa je s t o kryta grxxbą w arstw ą czarne
go nabłonka, tak, iż tym sposobem całe wnę
trze gałki je s t zupełnie ciemne, j a k wnętrze
N r 22.
WSZECHŚWIAT.341 wszystkich naszych narzędzi optycznych,—
ale w yjątkow o u wielu zw ierząt, tych w ła
śnie, których oczy w ciemności się błyszczą, na samem dnie gałki, w miejscu, gdzie na nie oś optyczna pada, czarnego barw nika w kom órkach nabłonkow ych brakuje, a stad pow staje na czarnej naczyniówce obszerna plama, m ieniąca się zazwyczaj różnemi kolo
ram i tęczy, gład k a i lśniąca ja k b y zw iercia
dło wklęsłe głęboko umieszczone poza źre
nicą. Rzecz prosta, że zw ierciadło takie przy stosownie o zm roku rozszerzonej źreni
cy, skupia zbłąkane w znacznej przestrzeni prom ienie w jedno ognisko, a wychodząc z owego ogniska rozbieżnie łam ią się one na soczewce w k ieru n k u jeszcze więc.ćj roz
bieżnym p rzed źrenicą, wychodząc naze- w natrz i że oko obserw atora stojącego zda
ła, spostrzega w głębi oka zw ierzęcia owo ognisko, ja k b y rozżarzony węgiel m igający się za każdem poruszeniem zwierzęcego spoj
rzenia.
Oczy u zw ierząt nie świeca nigdy w zu pełnej ciemności, lecz w tedy tylko, gdy się w przestrzeni zn ajd u je mniej lub więcej zbłąkanego św iatła, a ilość ta może być nie
kiedy tak m ała, ja k np. przy odblasku u ko
ta, że nas rzeczywiście zadziwia. Oczy w il
k a świecą się w kniei przy blasku księżyca lub na mocnym m rozie przy pogodnem nie
bie, gdy gw iazdy świecą a ziem ia je st po
k ry ta śniegiem, p rzy odblasku od kory brzo
zo wej lub przy fosforescencyi bliskiego spró
chniałego drzew a. W id u ją j e nieraz zdale- k a na jesieni pasterze, gdy siedzą przy ogniu piekąc sobie kartofle, a strzelcy kalifornijscy rospalają um yślnie w śród borów ogniska, aby niemi dzikie przyw abiać zw ierzęta, a po
tem zaczajeni z za drzew pom iędzy świecą
ce się oczy strzelają.
B udow a anatom iczna m a k a t y odpowia
da jakn ajzu p ełn iej swemu przeznaczeniu, poza warstwą, bowiem ogołoconego z barw nika nabłonka błony naczyniowej i poza cie- niuchna błoneczką szklistą (lim itans), na której się rospościera, znajduje się pokład zbitej tkanki kom órkow ej, światło odbły- skującej. T kanina ta przybiera nieraz układ w łókienkow aty, a co więcój, zaw iera w sobie krystaliczny pyłek g u a n i j a n u w a p n i a , u ryb m ianowicie, gdzie on zarazem obficie na zew nętrznej pow ierzchni błony naczy
niowej się grom adzi, stanowiąc tam srebrzy
sto połyskujący pokład, czyli tak zw aną s r e b r z y s t ą b ł o n ę (argentea). Że tak a budow a odblask od m akaty w wysokim sto
pniu podnosi i że j ą rzeczywiście na pewien rodzaj zw ierciadła wklęsłego zamienia, sa
mo się przez się rozumie.
M niem ano daw niej, że takie zw ierciadło w yrzucające z oka światło zgromadzone w ognisku, powinno działać jak o latark a (T reviranus) i oświetlać przed wzrokiem le
żące przedm ioty w przestrzeni; bliższe j e d n ak zastanow ienie nad przebiegiem p ro mieni z oka wychodzących dowodzi, że do tego stopnia są rosproszonem i, że nic oświe
tlić nie mogą. U ryb wszelako przedstaw ia
ją się rzeczy nieco inaczej, u nich bowiem soczewka je st k u lista i jój ognisko pada tuż za jó j tylną pow ierzchnią. Tym sposobem ognisto wklęsłego zw ierciadła, które pada w połowie prom ienia kuli ocznej, nie z n a j
dzie się ja k w oku ssących pomiędzy so
czewką a jój ogniskiem, przypadaj ącem na błonce siatkowej ale poza ogniskiem kulistej soczewki,—prom ienie zatem z niego p ad a ją
ce na soczewkę z tyłu, mniej nierów nie po załam aniu się na niój przebiegać będą w p rz e - strzeń przedoczną rozbieżnie, zwłaszcza, że wychodząc nie do pow ietrza ale do wody, mniej się nierów nie odłam ią. O dzw iercia- dlająca zatem m akata będzie mogła ju ż przeto, w pewnej mierze przynaj mniej, bli
sko leżące w wodzie przedm ioty oświe
tlać, a to tem więcćj, jeżeli jój przyjdzie w pomoc np. fosforescencyja, wielce tworom m orskim właścivva.
W szakże nam wiadomo, że ryby w je z io rach jaskiniow ych żyjące, w S tyryi i K a- ryn tyi np., oczów nie mają, bo i na cóżby się one im zdały, kiedy życie pędzą ciągle w ciemności. A le wobec tego faktu, ude
rzającym je st inny, któ ry niedawno w wiel
kich głębinach m orskich w ykryto. R yby tam poławiane m ają doskonałe oczy, pom i
mo wiecznie otaczającej je ciemności. Otóż u w ielu ryb takich znajdujem y n a różnych częściach ich ciała przyrządy fosforyzujące, nieraz soczewkami wypukłemi poopatrzane, n ak ształt naszych latarek. (Zob. W szechśw.
N r 14 zeszłego roku). Światło tych p rz y
rządów, umieszczonych nieraz na długich
sznurkcw atych wyroślach, ja k np. u E usto-
3 4 2
W SZECHŚW IAT.S r 22.
mias obscurus i pływ ających naokoło ryby, rozświetla je j otoczenie, a zdaje się, że zw ier
ciadło oczne, o którem mowa, zbierając p ro mienie i odrzucając j e w prost na przedm iot, na który ryb a się patrzy, może się przyczy
nić do jego uwidocznienia.
Oprócz takiego jed n ak , bądżcobądź p ro blem atycznego jeszcze pożytku, odblask od m akaty m a jeszcze inny, w idoczniejszy nie
równie. Jeżeli czarny b arw n ik dn a oka pochłania światło, to błona siatkow a p rzy jeg o przejściu z przodu k u tyłow i raz tylko podrażnioną być może, — a jeżeli m akata św iatła nie pochłania, lecz je odrzuca, to błona siatkow a i p rz y jeg o odw rocie musi pobudzaniu ulegać, a to w łaśnie n ad e r je s t pożytecznem dla oka, które m a w idzieć p rzy m inim alnych stopniach ośw ietlenia. M aka
ta ma zatem wskazane swe pow ołanie w interesie zwierzęcia, chociaż, kto wie, czy i owo świecenie oczyma nie służy także do zobopólnego porozum iew ania się ze sobą w celach tow arzyskich lub płciow ych.
U człow ieka świecenie się oczów zdarza się u albinosów i u jasnych blondynów, u których czarnego barw n ik a w błonie na
czyniowej albo zupełnie brak u je albo nader znajduje się skąpo. O bserw ujem y j e wtedy o zm roku przy mocno rozszerzonej źrenicy, natu raln ie lub sztucznie. S tąd też pochodzi, ów połysk w spojrzeniu w salonach, u nie
których blondynek, k tó re znając dobrze jego powody, używ ają w kroplań atro p in y do oczów ja k o środka toaletowego.
PRZYCZYNEK DO ZNAJOMOŚCI
NAFTY GALICYJSKIEJ.
1'KZEZ
Bronisława Panieńskiego.
Dotychczas ze strony chemicznej naftę ga
licyjską badało zaledw ie k ilk u chemików:
l-o . Prof. F reu n d wskazał w nafcie wscho- dniogalieyjskićj obecność trzech szeregów węglowodorów, a głów nie arom atycznych,
j n a tu ry ich indyw idualnej je d n a k bliżej nie oznaczył. 2-o. S. p. prof. J u l. G rabow ski i p. Leszko w ykryli w nafcie zachodniogali- cyjskiej kilk a węglowodorów nasyconych, w ykazali obecność jednego węglow odoru nienasyconego i jednego arom atycznego. 3-o.
D r B ronisław Lachow icz w yk rył trzy szere
gi węglow odorów w nafcie wschodniogali- licyjskicj: nasycone, arom atyczne (benzol, toluol, izoksylol i m ezytylcn) i arom atyczne uwodornione, a zaprzeczył w ystępowaniu nienasyconych (olefinów) tak w nafcie wscho
dnio ja k i zachodniogalicyjskiej. To są do dziś dnia główne prace nad naftą galicyjską;
pom ijam inne, które z chem ija nafty nic wspólnego nie mają.
P oniew aż nafta stanow i ciało, które ze wszech m iar zasługuje na n ajd okładn iej
sze poznanie, ponieważ w naftach wscho
dnio i zachodniogalicyjskich są w skazy
wane pew ne różnice fizyczne i ponieważ wreszcie kw estyją węglow odorów arom a
tycznych w nafcie je s t ważną i ze względów technicznych, podjęcia ponownego chemi
cznego b adania nafty nie uważałem za zby
teczne, sądząc, że faktów nigdy nie będzie zawiele. O trzym ane rezultaty pozwalam tu sobie streścić, chociaż one są bardzo n ieli
czne. B adałem naftę klęczańską z zacho
dniej Galicyi, nadesłanie której zawdzięczam uprzejm ości p. E. Zielińskiego, właściciela kopalń klęczańskich. N afta surow a je s t pro
duktem w yjątkow o czystym, lekfdm , nasy
cona je d n a k znaczniejszem i ilościami parafi
ny, k tó ra ju ż przy zw ykłej tem peraturze w ydziela się po dłuższem staniu. N afta po
siada barw ę brunatno czerwoną, z popielato- zielonem odbarw ieni (refleks). N afta suro
wa daje znaczną ilość płynu lekkiego, b e n z y n (do 150° C.), k tó re f n ajpierw badano.
Benzyny te łatwo ulegają działaniu mocne-
! g° kw asu azotnego, w edług w zoru np.
Cn H m + N O a l l^ C n H m — , N
0 2+ I I
2 0i działaniu bromu. P ierw sze ilości niezna
czne brom u w tej chw ili się odbarw iają, bez
w ydzielania brom ow odoru. To działanie
brom u dow odzi obecności w badanej nafcie
węglow odorów n i e n a s y c o n y c h . Ilość
otrzym anego p ro d u k tu tak jednakow oż je s t
nieznaczną., że n a tu ry tych węglowodorów
bliżej oznaczyć nie mogłem. P rz y wprow a-
W sz ec h św ia t N?2 2 1 8 8 5 Tom IV
Z a r a z a n i s z c z ą c a k a r t o f l e .
* £. ( G-tÓHCzewskitgo » N a n i w u
N r 22.
WSZECHŚWIAT.3 4 3 dzaniu dalszych ilości brom u zaczyna się
w ydzielać i w ciemności i w świetle bromo- wodór. R eakcyja w tym razie iść mo
że tak:
C n H m + C r 2 = C n H m — , B r + B r H
gdy w pierw szym razie, odbywa się ona p ro ściej:
Cn Hm + B r 2= C n Hm B r2.
W ydzielanie brom ow odoru wykazywać może albo obecność węglow odorów n a s y c o n y c h , albo a r o m a t y c z n y c h . P o dłuż- szem działaniu brom u otrzym ują się znaczne ilości ciężkiego płynu oleistego.
D la przekonania się, czy w danej nafcie istotnie w ystępują węglow odory arom aty
czne, poddano inną część benzyn działaniu mocnego kw asu azotnego, trzecią wreszcie działaniu m ięszaniny kwasów azotnego z siarczanym . P rz y działaniu kw asu azot
nego pow stał z benzyn płyn oleisty, zapa
chem mocno przypom inający t. z. olejek m i r b a n o w y, w chemii zw any n i t r o b e n - z o l e m , m ający zastosowanie p rz y wyrobie perfum, kosmetyków, maści, smarów i t. d.
P ły n ten przem ieniano na b a r w n i k i rze
czywiście otrzym ano barw nik, któ ry je s t praw ie czystą f u k s y n ą , rospuszczalną z pię
kną czerwoną barw ą.
P rz y działaniu m ięszaniny kwasów azot
nego i siarczanego, pow stają ciała przew a
żnie stałe. Te ciała stałe, odpowiednio prze
robione dały także b a r w n i k fijoletowy nie
czysty, lepki, zastygający w tw ardą masę niekrystaliczną. W szystko to wskazuje, że mamy do czynienia z węglowodoram i aro- matycznemi niew ątpliw ie. Sum a ich jed n ak je st nieznaczna. W benzynach oznaczyłem ich tylko 5% , co po przeliczeniu na naftę surow ą wynosi
2° / 0• W edług badań p. L a chowicza, ilość węglowodorów arom aty
cznych w nafcie wschodniogalicyjskiej wy
nosi 14,3%.
D la bliższego określenia tych ciał arom a
tycznych dystylowaniem rozdzielano benzy
ny na pojedyńcze części i w tych szukano oddzielnych w ęglow odorów aromatycznych.
P rzez działanie mięszaniny kwasów azotne
go i siarczanego z części wrącycli od 75° do 125° wydzielano tylko b e n z o l w postaci p a r a d w u n i t r o b e n z o l u
C0 I I 4 (N 0
2 ) 21
:4, któ ry otrzym yw ano w większych ilo
ściach i w postaci m e t a d w u n i t r o b e n z o - lu C
6H
4(N 0
2 ) 21 :3 , który otrzym ywano w mniejszych zawsze ilościach, po oddziele
niu ju ż pierwszego ciała. Oba te ciała po
chodzą od b e n z o l u CGI I 0, węglow odoru aromatycznego, który zatem w badanej naf
cie się znajduje.
Innych ciał arom atycznych zapomocą ni- trozw iązków dotychczas nie w ykryłem , zato jeszcze je d e n węglow odór arom atyczny ud a
ło mi się w ykryć inną drogą.
Część benzyn w rąca od 125 •— 145° była wystawiona na kilkotygodniow e działanie bromu. P ow staw ał przytem olej, z którego zczasem w ydzieliły się kryształy. K ry ształy te, po odpowiedniem oczyszczeniu, okazały się ciałem C
8H s B r2, pochodzącem od C
6II, (C II
3 ) 21 :4 zwanego paraksylolem i będą
cego ciałem aromatycznem. Podobne ciało, odmiennych je d n a k własności i innym spo
sobem w ykrył p. Lachow icz w nafcie wscho- dniogalicyjskiej (izoksylol). Różnica tych dw u ciał polega na ich budowie, k tó ra wpły
wa na różnicę w własnościach.
C H , C
C II
3c I
C II C C II, C II
C II C II c
CII3
paraksylol Dołączone wzory wskażą lepiój pokre
wieństwo i różnice budowy tych dwu ciał.
W ystępow anie w nafcie węglowodorów nie
nasyconych, do których należą i arom aty
czne, a szczególniej występowanie związków para, takich ja k np. paraksylol przem aw ia za wytworzeniem się nafty przy działaniu tem p eratury wyższej.
P o oddzieleniu z oleju kryształów C
8H s
B r2, zapomocą alkoholowego rostw oru wo-
danu potasu przem ieniono je na płyn lżejszy
od wody, o przyjem nym zapachu eterów
owocowych. N atu ry jed n ak tego płynu,
bardzo złożonego, dotychczas nie udało mi
się określić, a samo badanie dalsze nafty na
344
WSZECHŚW IAT.N r 22.
czas pewien zm uszony zostałem przerw ać.
Szczegóły bliższe tego badania podałem do
„K osm osu" z ro k u bieżącego.
ZARAZA NISZCZĄCĄ KARTOFLE
I J E J STOSUNEK
DO CHORÓB ZARAŹLIWYCH W OGÓLNOŚCI.
T R ZEZ