• Nie Znaleziono Wyników

JEDNOŚĆ ORGAN ŻYDÓW POLSKICH.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "JEDNOŚĆ ORGAN ŻYDÓW POLSKICH."

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 6. Lw ów , d n ia 7. lu te g o . Rok 1908.

JEDNOŚĆ

ORGAN ŻYDÓW POLSKICH.

REDAKCYA I ADMINISTRACYA: Lwów, T eatralna 8. — Nr. telefonu 994. — P renum erata kw artalnie 2 kor. N um er pojed. 20 h. — OGŁOSZENIA I INSERATY oblicza się p o 20 h. za m iejsce w iersza petitow ego. P renum eratę i inseraty przyjm ują: A dm inistracya „Jedności" (ul. Teatralna 8) i wszystkie biu ra dzienników.

W YCHODZI W PIĄTEK.

T R E Ś Ć : .

Przed wyborami do Rady miejskiej (H en ryk Im meles)

„Renesansowy" syonizm (A. K oralnih) O chederach (S ła ły nauczyciel relig ii m ojż.) Znamienny głos w kwestyi żydowskiej (R) Odpowiedź „mieszańca11 ( Bertold M er win) Korespondencye: Horodenka, Śniatyn, Przemyśl,

Czerniowce.

W sprawie odpoczynku niedzielnego na W ęgrzech (s) Z tow arzystw .

Przegląd spraw żydowskich.

W ykaz składek.

Komunikaty.

W odcinku:

Sabbath. ( Tekla Blech, tłum. K . M akuszyński.

On i oni wszyscy. (A . Kallas).

Przed wyborami do

Rady miejskiej.

Jesteśm y pod hasłem w yborów ! Ledwo przebrzmiały echa walk wyborczych do Rady państw a, na widownię polityczną w ystępują dwie kw estye nas najbliżej obchodzące — vt-ybory do Sejm u krajow ego i lwowskiej Rady miejskiej. — Nie m am y potrzeby udo­

wadniania faktu, jak wybitny w pływ w y ­ wiera ta instytucya autonom iczna — lw ow ­ sk a Rada m iejska — pośrednio lub też bez­

pośrednio, na tok w ypadków politycznych m iasta i kraju.

Mieszczaństwo Zachodu dzięki sw ym tradycyom przeszłości, udziału wybitnego w w alkach o polityczną samodzielność i wol­

ność, było czynnkiem na w skroś dem okraty­

cznym , opoką, o którą daremnie rozbijały się tarany wstecznictwa.

Odmiennymi losami rozw oju poszły m ia­

sta Polski, a w szczególności Galicyi.

Pozbawione były ze względu na od­

m ienne stosunki stanowo-polityczne możności rozw oju i odegrania ważniejszej roli w życiu polityczno-społecznem .

Dzięki jednak zmienionym stosunkom, dzięki zapałowi je d n o ste k , sile żywotnej społeczeństwa, m ogliśm y święcić odrodzenie m ieszczaństw a polskiego — m iasta polskie stały się najsilniejszą dźw ignią ducha, po­

tężnym ogniwem w rozwoju naszego naro­

dowego i społecznego życia.

W tych to m iastach skupiły się sfery handlowe i przem ysłow e, tu zbierały się jednostki, które miały stw orzyć podwaliny naszej samodzielności ekonomicznej, — tu osiadły m asy ludności żydowskiej.

Lecz sam a liczbą to nie jedyna kwalifi- kacyą tej tak wielkiej ilości żydowskiej lu­

dności m iejskiej; oni tworzyli pośredni czy też bezpośredni łącznik z Zachodem, oni w zdrowej, czy też chorobliwej gorączce spe­

kulacyjnej w wielkiej części m iasta te w y ­ budowali; oni dali impuls do całego sze­

regu przedsiębiorstw i instytucyi.

Na jakim kolwiek ich stawiano poste­

runku, jakiegokolwiek podjęli się zadania, spełniali go z całą świadom ością ciążących na nich zobowiązań, ku ogólnemu pożytkowi.

Na czele tej ludności żydowskiej, rozsia­

nej po licznych miastach i m iasteczkach Ga­

licyi, kroczyli żydzi m iasta Lwowa.

Ich tradycye historyczne, znaczna ilość i w yższa stosunkow o inteligencya, kwalifiko­

w ała ich do zajęcia wybitniejszego stano­

w iska w społeczeństwie i kraju.

Jakąż to rolę odegrali, jaki udział przy padł w życiu społecznem i obywatelskiem tego miasta żydom ?

Jakiej ochrony, jakiego wsparcia, jakiej pomocy doznali żydow scy obywatele m iasta L w ow a w sw ych zabiegach ł usiłowaniach, swej pracy i dążnościach?

Źle wystosow aliśm y pytanie! Nie py­

tajm y się o prawa, ani przywileje — py­

tajm y się o rów ność praw ną tej ludności ży­

dowskiej z m asą reszty m ieszkańców tego m ia sta !

Żydzi zajęli w yjątkow e stanowisko. Sta­

now ią ł/s część ludności miasta. Uzykali też przywilej, privilegium odiosum: powoływano ich stale i zaw sze do licznych obowiązków, odsuw ano od równych praw.

Pod źle zrozum ianą pokryw ką w y zn a­

niową, pod m aską jaw nego lub też ukrytego klerykalizmu dopuszczano się niesprawiedli­

wości społecznej, spaczano zasady równości i sprawiedliwości obywatelskiej.

A gdy woźny m agistratu m ógł naruszać charakter chrześcijański tego miasta, któżby śm iał m arzyć o tem, by w gronie wybitniej­

szych organów w ykonaw czych spotkać je ­ dnostkę ze stygm atem w yznania żydowskiego.

H e rezy a!

Gospodarka kliki dobrodusznej może, czasam i naw et patryotycznej — gospodarka jednostek o horyzoncie ciasnym i zasklepio­

nym , odbija się z każdym dniem coraz fatal­

niej na stosunkach tego m iasta i jego lu­

dności. Kto chce poznać tę gospodarkę, jej fatalne skutki, jej wygląd i cechy, niech po­

patrzy okiem krytycznym na zaułki żydowskie, pełne brudu i nędzy.

Cóż zrobionó dla całego szeregu tych obywateli, ponoszących wszelkie obowiązki ? Hygiena nowoczesna święci tu prawdziwe orgie, a w inną jest apatya tych, którzy w pierw szym rzędzie powinni dbać o dobro tysięcy obywateli!

Jak poradzić istniejącem u stanow i rze­

czy, jakich chwycić się środków zapobie­

gaw czych !?

Niezadowolenie, obejmujące coraz szersze w arstw y społeczeństwa, jest, najlepszym dow o­

dem nieudolności dotychczasowego zarządu miejskiego.

Hom ines novi objąć m uszą ster rz ą­

dów miejskich, m uszą now ych dobyć sił ży ­ w otnych, na nowe pchnąć tory ten siłą bez­

w ładności i „zaskorupiałej chińszczyzny" to ­ czący się aparat.

W ątpim y bardzo, czy na podstawie do­

tychczasow ego system u wyborczego w ybrane jednostki, którym nie brak może ni sił, ni zapałów, potrafią dokonać tej pracy.

W ątpim y, czy znajdą w gronie sw ych kolegów odpowiednią większość.

I oto przedewszystkiem dom agać się musi ludność tego m iasta dopuszczenia szer­

szych m as społeczeństw a do udziału w w y ­ borach do Rady miejskiej.

Nie wątpim y, iż dem okratyzacya naszych wszjrstkich ciał ustaw odaw czych i w yko­

naw czych jest kw estyą krótkiego czasu — lw ow ska Rada] m iejska nie pozostanie-'chyba w tyle !

Prawdziwie dem okratyczna większość, dem okracya św iadom a sw ego powołania, m a­

jąca m andat szerszych w arstw ludności tego miasta, pojmie sw e obowiązki wobec w ybor­

ców, pojmie sw e obowiązki wobec ludności żydowskiej !

I o to kw estya pierwszorzędnej w a g i!

W stosunku naszym do zbliżających się w yborów do Rady miejskiej trzym ać się m u­

sim y bezwzględnie tej zasady sanacyjnej, reformy in capite et membris.

Ludność żydow ska liczbowo rozporzą­

dza odpowiednią ilością głosów, które po­

ważnie zaw ażyć m ogą i m uszą. W ybrać m am y jednostki, których przeszłość polity­

czna daje nam dostateczną gw arancyę ich dem okratycznych przekonań — teoretycznycli i praktycznych.

W pierw szym zaś rzędzie bezwzględnie stosow ać powinna tę zasadę ludność żydow ­ ska wobec tych, którzy przedew szystkiem są powołani, by strzedz ich praw i interesów — wobec rajców-żydów.

M anekiny, które dzięki kurtoazyi, czy też tow arzyskim względom, jednoslki które siłą bezwładności czy też przyzw yczajenia pow iększają liczbę nierobów polityczno-spo­

łecznych ; rajcy miejscy honoris causa, zja­

wiający się na posiedzeniach reprezentacyj­

nych — tych zaliczylibyśmy już chętnie do pamiątek i zabytków przeszłości.

Ludność żydow ska tego m iasta nie m oże się liczyć, z ambicyami i am bicyjkam i jedno­

(2)

stek — ona m a w yższe interesa, spraw y ogółu, kw estye sw ego bytu i egzystencyi.

Pól pracy chyba nie zabraknie rajcom żydow skim . Chcielibyśmy widzieć dzielnych orędow ników spraw ludności tego miasta, skutecznych obrońców słusznych i uzasadnio­

nych postulatów sprawiedliwości i rów no­

uprawnienia.

Ludność żydow ska dość długo milczała, darem nie oczekiwała sprawiedliwości i speł­

nienia sw ych najżyw otniejszych potrzeb ; za­

pomniała o tak trafnej zasadzie jednego z w y ­ bitnych polityków niem ieckich: gule K in­

der verlangen nichłs, kriegen aber auch nichts.

O równouprawnienie ludności żydow ­ skiej tego m iasta niech się skutecznie upom ną jej miejscy senatorowie!

H enryk Im m eles.

„Renesansowy" syonizm.

Jedną z bufonad, którą syoniści starają się zamydlić oczy żydom, stanow i frazes, ja ­ koby oni reprezentowali — renesans. I oto jeden z najw ybitniejszych publicystów ży ­ dowskich, do niedaw na zapalczyw y zwolennik i stronnik syonizm u, A. K o r a 1 n i k, za­

mieszcza w berlińskiej Allgem eine Zeitung des Judentum s (głów nym organie asym ilacyi niemieckiej, redagow anym św ietnie przez dra G ustaw a Karpelesa) artykuł p. t. „Ostatek ren esan su 11, który redakcya zaopatrzyła na­

stępującym przypiskiem :

„Powyższy artykuł, jakkolwiek w ż a d n y m k i e ­ r u n k u z nim się nie zgadzamy, chętnie w ydrukowa­

liśmy : po pierwsze, ponieważ mimo rozczarowań trzy­

mamy się naszego starego programu, dopuszczania do słow a w s z y s t k i c h prądów w żydostwie nurtujących,

TEKLA BLECH.

S A B B A T H .

Od stołu smugą wionie blask,

Ż a r świec płomieniem w krąg się toczy, I płynie domem, pełen łask,

W wilgotne twoje od łez oczy;

Rękoma, jakby bielą chust

Zakrywasz twarz, — tak prawo czyni!

I tak się modlisz szeptem ust, Jak gdybyś była prorokini.

R nim omdleje blask, co lśni,

1 nim zapadnie szept twój w cienie, Ujrzysz, jak Sabbath poprzez drzwi Idzie ku tobie przez promienie.

Odejmij dłonie od swyeh lic:

Dostojnie czyńmy mu objatę.

Uczułaś go, nie widząc nic...

— Przechodził tędy, przez komnatę.

Na twarz twą położywszy dłoń Starł bruzdy, ślady po trosk wojnie.

P rzeto różam i strójmy skroń 1 święćmy Sabbath ten dostojnie 1 Dobądź najstarszą z świętych ksiąg I czytaj hymn o ojców trudzie, I niech w nas uśnie gorycz mąk, Jakbyśmy byli wolni ludzie.

Tłum . K. M akuszyński.

powtóre, ponieważ artykuł ten jest charakterystycznym wyrazem nastroju w owych kołach naszej młodzieży, które przed 15 laty śniły i marzyły jeszcze o „naro­

dowym renesansie", a które tracą obecnie wszelką na­

dzieję.

Nasz ideał renesansu żydowstwa jest inny. Wie­

rzymy w ten renesans i spodziewamy się, że pobudzi żydowstwo do nowego życia. W szystkie zjawiska czasu, w szystkie wiadomości dnia wzmacniają nas w tej wie­

rze. I właśnie w yraz uczuć naszej młodzieży — i to kwiatu jej, do której bezwarunkowo zaliczamy autora tego artykułu —■ wzmacnia nasz optymizm. Optymizm ten opiera się w każdym razie na myśli nowego świa­

topoglądu, na „centralnej idei“, jak mówi autor, która jednakowoż nie jest niczem nowem ani nieprzewidzia- nem, tylko spełnieniem tego wszystkiego, co zastępcy r e f o r m y w żydowstwie od więcej niż 100 lat nazy­

wali p o j e d n a n i e m s t a r e g o ż y d o w s t w a z n o ­ w y m ś w i a t o p o g l ą d e m i gorąco tego wyczekiwali*1.

C harakterystyczne zaś ustępy w yw odów Koralnika brzm ią:

...Mieliśmy „renesans1* i doszliśm y już do ostatka epoki. Dziwne to i sm utne. „Re­

nesan s", który trw a 10 do 15 lat i już ma się ku końcow i! „Odrodzenie", które naw et jednej generacyi nie wydało, które nie mogło w yw ołać głębokiego, długotrw ałego zapału!

Drogę, którą inne ludy odbyw ają, m a lud żydow ski w najkrótszym możliwie czasie za sobą Żyjem y szybko...

B y ł a . . . Sądzę, iż m ożna to wyrazić w czasie przeszłym dokonanym . Pow stała now a żydow ska literatura — i znikła. Były zarodki żydow sko-narodow ej sztuki, w której m iała się odzwierciedlać praw dziw a dusza ludu żydow skiego, tak mało znane, gdyż nigdy w prawdziwej postaci się nie okazuje — na zarodkach się skończ37ło. Schw ycono na now o nić myśli żydow skiej, która tak długo była zaniedbaną i zapom nianą — aby ją w krótce zerwać. Tyle i tak często lżono

„żyda", aż tenże wreszcie się zgorszył i innym zostać chciał. Sądził, iż tak się stało. Ale nastąpił odpływ — i spostrzegł, iż była to tylko chęć, ale nie zostanie.

A. KALLAS. 2

O n i oni wszyscy.

. P O W I E Ś Ć .

— Prześpij się —- rzekła na to Erna W eiss. — Ja tym czasem zostanę tutaj w tym pokoju... Czyj to pokój?...

— T u uczą się bracia W olf i Szym ele;

m ają sw ojego nauczyciela.

— Jak tu ładnie!... Maleńki pokoik, ale jak ładnie!... Jakie ładne kw iaty na oknie!...

Lubię tw ego brata, S z y m e fa ; ma takie piękne oczy, jak Leon...

(Leon to był pan młody).

— Z mojej siostry to wielka g a d u ła ! — rzekła Lea Buchenholz. — Ona m a także zaw rócone w głowie teatrem i modnemi książ­

kami. Ona codzień przeczyta jedną książkę, a w teatrze, to ona m usi być na każdej premierze.

— O h ! jak ja pani zazdroszczę! — za­

w ołała Rózia.

A Lea Buchenholz uśm iechnęła się wzgardliwie i wypowiedziała now ą sentensyę.

— T o jeszcze nie jest to prawdziwe szczęście.

Czem jest to „prawdziwe szczęście"

i ja k je sobie tłóm aczy, nie objaśniła; poszła do drugiego pokoju przespać zmęczenie, na które skarżyła się bez ustanku.

— A teraz pomówimy o tem, co nas najbardziej zajm uje — rzekła E rna W eiss, siadając na kanapce w pobliżu okna. — T y wiesz, moja Róziu, że ja Leona bardzo ko­

cham ; Leon w ychow ał się po śmierci matki u mnie. Nie m am y teraz ni matki, ni ojca;

...Że tu lub tam prowadzono narodow o- żydow ską politykę z w iększym 'lub m niejszym skutkiem , zmienia to mało istotę rzeczy. S ą to tylko rozpaczliwe próby staw iania grobli, gdzie grobla pomódz nie może, ratow ania, czego ratow ać nie m ożna.

Zmienia to mało, bo w końcu jest to po­

lityka czasow o dobra na chwilę, ale nie trw ała. Ani w Austryi, ani w Rosyi nie dojdą żydzi do znaczenia jak o naród. O tem żydzi wiedzą, odczuw ają to instynktow o — a jeśli kiedykolwiek dają posłuch m rzonkom „auto- nom istów ", to wiedzą dobrze, że to są mrzonki.

W iedzą o tem, gdyż czują instynktow o, iż nie m ają żadnego silnego węzła, któryby ich złączył w jednolitą grupę z w łasnym i intere­

sam i i ideałami.

Gdyby tak pewnego pięknego poranku mrzonki autonom istów się ziściły i żydzi w Rosyi i A ustryi doszli do w łasnego za­

stępstw a ludowego, to nie wiedzieliby, co m ają z tem począć. Musieliby sobie stw orzyć nie tylko środki, ale i cele.

Polityka jest tylko formą, sposobem rze­

czyw istego życia ludowego. Jeśli ono jest istotnem, tedy i polityka może być skuteczną.

Ale tylko z tem przypuszczeniem . T o przy­

puszczenie zrobiliśmy i uw ażaliśm y je jako rzecz naturalną. Ale kilka lat w ystarczyło do w ykazania, iż to wcale rzeczą naturalną nie jest. Szczególnie ostatnie dziesięciolecie, pełne nadszargającej, natężającej i niezm ordowanej pracy partyjnej, dziesięciolecie narodowej po­

lityki, jakiej żydow stw o od wieków nie po­

dejm owało się, w ykazało, iż na czystej logice choćby naw et uczuciowej, nie m ożna tw orzj7ć polityki.

...Renesans był koniecznością. Bezwa­

runkowo. Stan połowiczności, urzeczyw istnie­

nia m endelsonowskiego ideału żyda, nie mógł dłużej potrwać. Poniew aż żydow stw o nic wię­

cej tw orzyć nie mogło, m usiano now ą drogę wynaleźć. Chciano sobie wyobrazić, iż lud Leon w moim dom u spędził te lata, w któ­

rych kształtuje się dusza. On nie jest takim, jak przypuszczają twoi rodzice. Zaręczył się za wolą dziadka, który um arł tem u trzy mie­

siące ; ja sprzeciwić się nie chciałam z obaw y, żeby go dziadek nie wydziedziczył. Przecie wiesz o tem Róziu, że on był najulubień- szym w nukiem naszego dziadka...

— - W ie m ! Przecie dziadek zostaw ił mu w spadku dwadzieścia tysięcy koron.

— T ak . Leon jest bogaty. Zrobiłaś na nim bardzo dobrą partyę.

— Mój posag w ynosi trzydzieści ty ­ sięcy. A prócz tego ojciec mój obiecał w pro­

w adzić Leona w sw oje interesa. A pani wie, jakie wielkie przedsiębiorstwa mój ojciec pro­

wadzi.

— W idzisz, R ó ziu ! — przerw ała pani E rna W eiss. Jabym wolała, żeby twój ojciec umieścił Leona i ciebie tam w waszej wsi...

— T am jest ekonom, rządca! T a wieś nie należy do mojego ojca, ale do dziadka.

— T ylko w połowie. Na jedną połowę ojciec twój uzyskał ju ż zapis.

— Mój ojciec zapisany jest tylko na hi­

potece. Moja ciotka, siostra ojca, a bardziej jeszcze jej m ąż, stary, Sprinhut, oni się ju ż dość naklęli z tego powodu. Ledwie teraz przed weselem przeprosili się z nami. No, daliby nam oni, gdybyśm y tak weszli w po­

siadanie Ż uraw iecL .

— A przecie Żurawce i tak w połowie są w asze!...

— Powiedziałam pani. My dla zgody rodzinnej m usim y tak robić, żeby żadne z nas nie ciągnęło zysków z Żurawiec, tylko dziadek.

— A ja słyszałam , że dochody w po­

łowie pobiera twój ojciec.

(3)

Nr. 6 J E D N O Ś Ć 3 żydow ski w samej rzeczy tą drogą pójdzie.

O rganizow ano go politycznie i unaradaw iano.

W yrosła literatura w jednym , dwóch, trzech językach. P ow stał szereg poetów i pisarzy.

Co dawali? O b c e . Czyż poeci narodowi wnieśli ludowi coś w ł a s n e g o , coby n a­

dało piętno intellektualnemu rozwojowi ży- dow stw a? Co w niosły setki hebrajskich i ża r­

gonow ych książek w życie żydow skie, o jaki now y żyw ioł je w zbogaciły? N ajw ięksi ży ­ dow scy literaci — Mendel Mocher Sworim, pod pew nym względem Perez — są nie po­

przednikami ani zw iastunam i „renesansu", lecz raczej epigonami narodowej epoki kultu­

ralnej, która b y ł a żydow ską. Był to tylko kaprj^s, ale niema go więcej.

O renesansie mówić m ożna, jeśli pozo­

staw ia wiekopomne dzieła o nieocenionej w a r­

tości, jako nabytek narodowej twórczości.

W tem zrozumieniu, renesansem jest na przykład okres hiszpańsko-arabski żydow stw a, albo epoka m esyańskiego i chasydzkiego ruchu.

Jaki owoc w ydał nasz ostatni renesans?

Oto świadom ość, iż. nasza petencya stoi poza naszem i życzeniami, że m asy ludu żydow ­ skiego straciły nieprzerw ane, zdrowe poczucie plemienne, iż nie posiadają one entuzyazm u niektórych i nie rozum ieją go. T y m owocem jest dalej świadom ość, że i d e a n a r o d o w a n i e m o ż e sam a przez się w s k r z e s i ć ani zgalw anizow ać ż y d o w s t w a , że chyba należałoby głębiej wniknąć, aż do wnętrza, burząc, co m usi być zburzone, budując gdzie można. Aby zbudow ać now e żydow stw o w sposób, w jaki talm udyczne żydow stw o po­

w stało z biblijnego, a now oczesne z średnio­

wiecznego chasydyzm u, to m usi rozwinąć się z obecnego, niew ystarczającego, niezada- w alniającego poczucia, now a żydow ska św ia­

domość.

Jestem tego zdania, iż wreszcie dojść musi w żydow stw ie do wielkiego przełomu,

który stw orzy centralną ideę. Ostatni „rene­

sans" był przeglądem wojsk. M ulti vocałi, pauci electi...

„R enesans"! Przyjęliśm y nazwę, wnjó- w iliśm y w siebie pojęcie, które nie odpow ia­

dało rzeczywistości. Dlatego też nie możem y mówić o „ostatku renesansu". Jest to może desiluzya, potęga praw dy nad poezyą, roz­

wiązanie formy. Praw dziw ego renesansu nie mieliśmy jeszcze, najw yżej wizyę...

O CHED ERACN .

W edle rozporządzenia c. k. Rady szkol­

nej krajowej z 12. kwietnia 1899 1. 32612 postanowiono nie uw alniać m łodzieży żydow ­ skiej od uczęszczania do szkoły pub., jeżeli uczęszcza do chederów. Rada szk. kr. m oty­

w uje sw oje rozporządzenie tem, że chedery, jako szkoły czysto konfesyjne, m ają na celu naukę rytuałow ego języka hebrajskiego i nauk talm udycznych. W spraw ie chederów istnieje także okólnik Rady szk. kraj. z 5 listopada 1885 1. 13442, który obok innych żądań kończy się następująco: „Gdy zaś, w edług zapatryw ań w yznaw ców religii mojżesz., zna­

jom ość rytuałow ego języka hebrajskiego sta­

nowi integralną część nauki religii, należy baczyć i na to, ażeby dzieciom tym daną była m ożność uczenia się modlitw rytuało- w ych w języku hebrajskim na godzinach re­

ligii, lub też języ ka hebrajskiego, jako przed­

miotu nadobow iązkowego w godzinach wol­

nych poza obrębem w ym iaru czasu, przepi­

sanego planem naukow ym ".

Z przytoczonych powyżej rozporządzeń zdaw ałoby się, że młodzież żydow ska, za­

pełniająca tak licznie chedery, nie w yłam uje się więcej z pod ogólnego, ustaw am i okre­

ślonego obowiązku pobierania nauki publi-

— Bo w łożył w kupno Żurawiec swój kapitał.

— Niewiele tego było. Podobno dziadek twój kupił Żuraw ce na licytacyi bardzo ta ­ nio — o sto tysięcy poniżej ceny szacun­

kowej?...

— Dali w tedy dw akroć sto tysięcy. Dzi­

siaj Żuraw ce w artają pół miliona.

— T o znaczy robić interesal... Czy twój dziadek zaw sze m a taką szczęśliwą rękę?...

—- T o mój ojciec m a taki spryt. Dziadek potrzebny tylko dla firmy, bo jego tu w ca­

łej okolicy bardzo lubią; tak żydzi, jak i chrześcijanie go lubią i bardzo szanują.

■— W idzisz, to w szystko bardzo ładnie, ale boję się, że Leon będzie tu miał ciężkie życie w m iasteczku w śród tych w szystkich zacofanych żydów. T am , na wsi, nie byliby­

ście pod taką kontrolą.

— Jabym za nic w św iecie nie chciała m ieszkać na wsi.

— Ależ na wsi przyjem niej, aniżeli w nędznej mieścinie.

— T u jest przynajm niej do kogo prze­

mówić. Na w si żyd posesor, czy naw et żyd właściciel, jeśli nie jest zupełnie postępowy i nie prowadzi otwartego domu, niema z kim obcować. A w dodatku jest znienaw idzony przez chłopów. Przecie ile razy przyjadę do Żurawiec, a droga w ypadnie przez wieś, dzieci wiejskie ciskają kamienie za naszym powozem i w ołają za nam i: „żydy parchy"!

Nie... nie!... Za nic w świecie nie chciałabym m ieszkać na wsi...

— W swojej w si? Jako dziedziczka?

A przecie m ogłabyś zm usić tych wieśniaków, żeby cię kochali. M ogłabyś założyć dla nich

apteczkę; dbać o ich dolę. zżyć się z nimi...

— T o się tylko tak m ówi!...

— A przecie powiedziałaś, że twojego dziadka w szyscy lubią. Czy i za twoim dzia­

dkiem wiejskie dzieci rzucają kamieniami, gdy w powozie przyjeżdża do Żurawiec?

— Mój dziadek nigdy nie jedzie po­

wozem. M yśm y kupili przecie i powóz i lan­

do ; ale dziadzio zaw sze tylko bryczką jeździ.

Dziadzio powiada, że nie trzeba drażnić „go­

jów ". Ja zaś innego jestem zdania. Nie je ­ stem gorszą panią od k się ż n e j!...

— T ak. Ale twoi rodzice ani na jotę nie ustąpią z tradycyjnych zw yczajów i cię­

żko będzie Leonowi żyć tu pod jednym dachem ...

— Pani o tem wiedziała...

— T ak... Ale nie miałam wyobrażenia, jak tu taktycznie wj^gląda. Pierwsze nasze spotkanie z wam i, a także zaręczyny, odbyły się w Przemyślu. W tedy w ydaw ało mi się, że jesteście ju ż postępowi.

— T u , w m iasteczku m usim y się do­

stosow ać do innych żydów. Mój dziadek jest prezesem w kahale.

Rćzia nachm urzyła się, E rn a W eiss od­

czuła, że przeholowała w swej szczerości.

Rozpoczęła więc odwrót z niebardzo zna­

cznym talentem strategicznym .

— Miejmy nadzieję, że w szystko będzie dobrze. Jesteś bardzo ładna, a Leon taki jeszcze dzieciak. Rok ten pierw szy prędko upłynie, a potem przyjedziecie do K rakow a...

zobaczym y...

Epilogiem tej rozm ow y była plotka, która przechodząc z ust do ust, zanim obeszła w szystkie kobiety rodu H uberów urosła jeśli nie do rozm iarów katastrofy familijnej, spra-

cznej. Lecz tak nie jest i, zdaje się, tak prę­

dko nie będzie. Żydzi zanadto są przywiązani do chederów i nie bez słu szn o ści; chodzi im bowiem o religijne w ychow anie młodzieży, a takie w ychow anie dają przedewszystkiem chedery. T ak nauczyciele (melamedzi), jak pomocnicy (belterzy) i ich religijno-moralne prowadzenie się — w szystko składa się na wyrobienie u młodzieży uczuć religijnych i moralnych. Celem chederów jest nauczanie Biblii i Talm udu. Kto chodził do chederów, ten m usi przyznać, że tylko w nich nauczyć się m ożna hejbrajszczyzny — rozumie się religijnej, a nie narodowej. Nie przeczę, że chedery w ym agają reformy, ale nie w y nik a stąd jeszcze, jakoby w szystkie chedery bez w zględu na rodzaje (początkowe, w yższe i najw yższe) m iałyby być szkodliwe. Już w Talm udzie np. spotykam y w skazów ki pe­

dagogiczne, zgadzające się z naszą ustaw ą krajow ą, a mimo to przez naszych żydów nie przestrzegane. „Raw rzekł do rabiego S a­

m uela: m łodszych, jak 6 lat, nie przyjm uj uczniów i gdy tylko dziecko do tych lat do­

szło, w prow adź je do szkoły i daj m u mate- ryału naukow ego, ile ono obraoiać jest w stanie". Otóż widzim y, że nasi talm udyści również uw ażali za błąd kardynalny naucza­

nie dzieci przed wiekiem szkolnym . T en czas przedszkolny powinien w zupełności służyć rozw ojow i fizycznemu ciała. T ym czasem ży­

dzi nasi posyłają sw oje dzieci do chederu ju ż w 4. roku życia. Chedery początkowe,

„dardyk", udzielają nauki abecadła hebraj­

skiego, sylabizowania, płynnego czytania, błogosław ieństw pamięciowych, tudzież po­

czątków Biblii. Uczniów w chederach (dar­

dyk) może być najw yżej czterdziestu, obojga płci, a nauki u d ziela ją: nauczyciel kierujący (melamed) i dwaj jego pomocnicy (belferzy).

Zakres działania chederów tego rodzaju jest dość szczupły; mimoto nauka w nich trw a przez cztery półrocza (zman) najmniej i od- w iła przecie, że odczuli ją w szyscy nibj złow różbną chmurę, z której lada chwila wyleci iskra-piorun.

— „K rewni narzeczonego nie są zado­

woleni".

— „Oni by może chcieli cię w ycofać".

— „Pow iadają: nie wiedzieli, że u nas takie zacofanie1'.

— „N arzeczony ma zapłakane oczy.

Szymele widział, jak on pokryjom u łzy ociera?".

— „A ja zaraz powiedziałam, że ta Esterl von K rukew jest taka wielka d a m a " !

„Esterl von K rukiew " to była pani Erna W eiss, siostra pana młodego.

Kobiety rodu H uberów chciały koniecznie zaim prowizować radę familijną; przyw ołano na razie reb’Hersza Hubera. Ale ten, ledwie posłyszał o co chodzi, rozśm iał się lekce­

ważąco.

— T o są takie kobiece gadania — rzekł, gładząc krótką, czarną brodę. — W y róbcie swoje, bądźcie grzeczne, gościnne, nie ża­

łujcie niczego. Za kilka dni goście odjadą, a Lajbisz zostanie przy nas i Lajbisz będzie nasz.

Uspokoiły się zalęknione kobiety rodu Huberów, lecz każda z nich stała się po­

dejrzliwą, w yczekującą i w ytw orzył się z tego pow odu dość przykry nastrój.

I stało się, że kiedy tam , w sąsiednim pokoju, u m ężczyzn, panow ała swoboda ru ­ chów i sw oboda w ym iany zdań, ogromna szczerość w w yładow aniu się istotnego życia ich duszy, tu, w śród kobiet, widoczny był przykry jakiś przym us. (c. d. n.)

(4)

gryw ają najw ażniejszą rolę w nauczaniu re- ligijnem. Dziewczęta kończą tu sw oją eduka- cyę w zakresie religii, a ćwiczą się chyba codziennie w czytaniu modlitw -— rozumie się, bez zrozumienia ich treści; chłopcy zaś, z domów uboższych, o ile nie chodzą od 6 roku do szkół publicznych, udają się na pra­

ktykę do różnych zawodów. Metoda naucza­

nia w chajderach „dardyk“ jest dość trudna i w ym aga wiele biegłości, cierpliwości i pracy od nauczycieli. Pomocnik m łodszy, w stępu­

jący do praktyki nauczycielskiej, m usi się w ykazać pew nem i wiadomościami biegłego czytania hebrajskiego i Biblii. Przez 4 lata najmniej m usi praktykow ać, by się stać do­

brym pomocnikiem (belferem).

Chłopcy t. zw. „m ieszczan11 udają się następnie do w yższych chajderów, zostają­

cych pod kierownictwem nauczycieli Gemary (gemara melamedów). Rodzice bacznie czu­

w ają nad tem, by w takich chederach nie przyjęto więcej, jak 12 uczniów. Rodzice płacą za sw ego syna w tych chederach 24 koron półrocznie (zman). Przedmiotami nauki są : tłumaczenie Biblii i kom entarza Raszi;

początki rozpraw (Gemary) i ich kom entarze, (Pirkei uwojs), Przypowieści Ojców, ćwicze­

nia w pisaniu literami żargonowem i i pol- skiemi, ażeby uczniowie umieli listy pisać i je ad re so w a ć ; tłum aczenie Psalm ów i cztery działania rachunkow e. Melamed obowiązany je st co soboty egzam inować każdego ucznia w domu rodziców, ażeby ich przekonać, że materyał, przerobiony w ciągu tygodnia, uczeń sobie należycie przyswoił. Takie egza­

minowanie odbyw a się w e w szystkich che­

derach od najniższych do najw yższych. W ten sposób m ają rodzice ścisły nadzór nad nau­

czaniem i w ychow aniem sw ych dzieci. W tych chederach uczą się dzieci zw ykle do 12 r. ży­

cia. Do1 chederów najw yższych uczęszcza ju ż tylko m ała liczba liczba (4— 5) uczniów.

S ą to synow ie bogatych ludzi, którzy pragną dać swoim synom najw yższe w y­

kształcenie. Opłata półroczna od jednego ucznia w ynosi 80 do 100 K. Nauczycielami tych szkół są powszechnie poważani ludzie z szerszym poglądem naukow ym , odznacza­

jący się w szechstronną wiedzą talm udyczną.

Znani ze swojej pobożności i cnotliwego ży ­ cia, doznają w gminie wielkiego poważania, szacunku i życzliwości. N auka polega na gruntow nem nauczaniu Talm udu i jego ko­

m entarzy, ćwiczeniu w pisaniu hejbrajskiem i odbywaniu praktyk religijnych. Metoda, j a ­ k ą się na tym stopniu posługują, jest nastę­

pująca: 1. prosta m yśl w yrazu (pszat), 2. ti- pytyczny w ykład i objaśnienie nieznanych ustępów (remis), 3. moralno-religijne exegezy (drisz), 4. m istyczne czyli tajem nicze lub k a ­ balistyczne objaśnienie (sod). Uczniowie, chciwi wiedzy talm udycznej, udają się na­

stępnie jeszcze, po ukończeniu najw yższego chajderu, albo do miejscowych bożnic (klaus), gdzie dalej studyują Talm ud samodzielnie dla podniecenia bystrości um ysłu, albo też do tak zw anych „jesziw os", rodzaju akade­

mii. Jest ich kilka w kraju, a przybyw ają do nich zdolniejsi uczniowie z różnych zakątków daw nej Rzeczypospolitej polskiej.

A by przekonać osoby, nieobeznane z tre­

ścią Talm udu, o co. chodziło naszym uczo­

nym żydow skim przy tworzeniu tych szkół konfesyjnych — przytoczę poniżej kilka sen- tencyi z Talm udu : „Św iątynia żydow ska nie w służbie kościelnej, lecz w nauce judaizm u upadła. Odbuduje się więc tylko znow u w tro­

skliwości ducha religijnego". „Nie tykajcie moich pom azańców — to są uczniowie. Pro­

rokom moim nie czyńcie nic złego — to są nauczyciele. Dopóki różowym ustom dziatwy religia w ykładaną będzie, Izrael m a się cie­

szyć zbaw ieniem ".

„Jeżeli czysta idea Boska trwale m a się zakorzenić, nie pow inna ani z w yżyn gór, ani też z widoku natury być obznajomioną, lecz m a i m usi w łonie rodzin, w idealnie cnotliwych i przykładnych nauczycielach, w sercach czulej młodzieży, w domu i w szkole sw ą ochronę, opiekę i przykład znajdow ać".

„N auka Zakonu bez bojaźni Bożej po­

dobną jest do owego kasy era, którem u wnę- trzne klucze domu powierzono, ale zew nę­

trznych nie dano; którędyż on będzie mógł wejść?"

„Kto się tylko choć przez jeden dzień w roku studyow aniem zakonu w świątobli­

w ym zam iarze zajm uje, tem u policzoną bę­

dzie zasługa, jakby przez cały rok studyo- w a ł“.

Z pow yższych sentencyi poznajem y, że nie chodziło wcale naszym talm udystom o przysw ojenie język a hebrajskiego, jak o naro­

dowego, lecz jak o środka do osiągnięcia celu religijnego życia. A jak działają dzisiejsze szkoły hebrajskie, „zreform ow ane1' przez syonizm ?

O tem pomówimy w następnym numerze.

S ła ły nauczyciel re lig ii m ojż.

Znamienny glos w kwestyi żydowskiej.

Hr. J. Tołstoj: „Fakty i myśli (sprawa żydowska)".

(Ciąg dalszy).

Do chwili wstąpienia na tron cesarza Aleksandra II — twierdzi hr. Tołstoj w dal­

szym ciągu swej pracy — żaden żyd nie miał praw a stałego zam ieszkiw ania poza strefą osiedlenia. Pod wpływem jednak względów praktycznych, za panow ania tego cara, poczy­

nając od r. 1859, w ydano kilka rozporządzeń, uzupełniających dane prawo i dających pew ­ nym kategoryom żydów m ożność zam ieszki­

w ania w całem państwie. Z ulg tych korzy­

stać m ogą: 1) kupcy I-ej gildy; 2) osoby, posiadające w ysoki cenzus w ykształcenia; 3) rzemieślnicy i 4) pewne grupy służących w wojsku.

Pierw szeni praw em w danej mierze było praw o roku 1859, na m ocy którego żydzi, należący do I-ej gildy kupieckiej i opłacający stosow ny podatek, m ogą stale przebywać we w szystkich miejscowościach państw a rosyj­

skiego bez żadnych ograniczeń. W raz z nimi mieszkać może rodzina i subjekci, oraz ży ­ dow ska służba domowa. Założenie tego roz­

porządzenia, które pierwsze przebiło m ur chiń­

ski współczesnego ghetta, przedstaw ia się zu­

pełnie zrozumiale. Żydzi, m ogący uzyskać zasadnicze prawo obywatelskie, zostają w y ­ puszczeni ze strefy osiedlenia, podobnie jak w wiekach średnich pozwalano niekiedy pod­

w ładnem u żydow i opuścić m u ry ’ ghetta. W Rosyi atoli praw o to ma jeszcze jedną pod­

stawę. W iedziano dobrze, iż obecni kupcy żydow scy I-ej gildy, jako ludzi majętni, po­

trafiliby w każdym razie choćby drogą nie­

legalną, w ydostać się ze strefy, dane więc uzupełnienie przepisów nie zmienia faktycz­

nego stanu rzeczy, lecz tylko legalizuje go.

Z drugiej jednak strony, praw odaw ca odstą­

pił od głównej zasady praw a o strefie osie­

dlenia, co w dalszym rozw oju pociągnęło za sobą zakłócenia harmonii całego system u.

Innym i atoli nie m ogły być wyniki prawa, opierającego się na praktycznych widokach i obliczeniach.

D rugą kategoryę szczęśliwych, m ogących zam ieszkiwać na całym obszarze państw a, stanow ią ci, którzy ukończyli jakikolwiek w yższy zakład naukow y rosyjski. Stosow ne rozporządzenie w ydane zostało w roku 1861

w raz z uw agą, iż ciż sami żydzi m ogą być przyjm owanli do służby państw ow ej, uw aga ta atoli pozostaje m artw ą literą, oprócz kilku pojedyńczych w yjątków . Ciekawy jest rozwój stosunku sfer rządzących do ośw iaty żydów.

W ustawie, wydanej za panow ania cesarza P aw ła I. głów ną zasadę stanow ił pogląd, że żydzi powinni być przyjm ow ani do szkól ogólnych na równi z pozostałą ludnością, bez ograniczeń. Analogiczne zasady widzimy w prawach, odnoszących się do szerzenia ośw iaty w śród żydów, aż do roku 1887.

W tedy dopiero m inister ośw iaty rozesłał do podw ładnych urzędów cyrkularz, na mocy którego w średnich i w yższych zakładach naukow ych rządowych wprow adzono ograni­

czenia dla żydów w postaci norm y procen­

towej, istniejącej do dziś dnia. W ynosi ona w strefie osiedlenia 10 procent, w stolicach 3 procent, w pozostałych zaś miejscowościach 5 procent. U stanaw iając te ograniczenia, rząd uznał niejako za m ylną dotychczasow ą sw ą działalność w stosunku do ośw iaty żydów, która to działalność starała się jaknajbardziej ułatwić im dostęp do szkół. W ładza uznała młodzież żydow ską za żyw ioł burzliwy i wrogi rządowi i skutek tego ograniczyła jej praw a do kształcenia się. Jak w szystkie atoli przepisy o żydach — rozwija m yśl sw ą da­

lej b. m inister oświaty, tak i ten uznać m u­

sim y za wielce niefortunny, nie przynoszący nikom u korzyści, a w yrządzający dużo złego.

Przedew szystkiem , praw o o normie procento­

wej jest niezmiernie szkodliwe 1) pod w zglę­

dem pedagogicznym , jako sprzyjające roz­

wojowi antysem ityzm u w śród młodzieży, i 2) pod względem kulturalnym , ponieważ tam uje dostęp do wiedzy szerokim w arstw om ludno­

ści żydowskiej. Następnie prawo to przyczy­

nia się w znacznej mierze do rozgoryczenia żydów , gdyż stanow i ono jedno z najdotkliw ­ szych ograniczeń. W yobraźnia mimowoli n a­

suw a nam tu obraz n a stęp u ją cy : tłum gło­

dnych siedzi pod wysokim m urem , wiedząc, że poza nim rozdają chleb d a rm o ; aby um o­

żliwić przejście, jakiś dobroczyńca przystawił drabinę, lecz pozwala tylko kilkunastu w yb rań ­ com losu przedostać się za m ur, reszta zaś zgrzyta zębami na dole. Lecz i ci nawet, którym udało się przezwyciężyć przeszkodę, czyli dostać się do szkoły średniej — n a p o ­ tykają na swej drodze pow tórną baryerę u w rót szkoły wyższej. Każdem u chrześcijani­

nowi świadectwo dojrzałości daje prawo n a­

tychm iastowego zaliczenia się w poczet stu ­ dentów. Dla żyda stanow i ono niejako bilet loteryjny, na który z niewielkiem praw dopo­

dobieństwem paść może w ygrana, up rzy stę­

pniająca szczęśliwem u posiadaczowi dostęp do ośw iaty i zarazem pozw alająca m u w y ­ dostać się ze strefy osiedlenia. T o też roz­

porządzenie o normie procentowej dla żydów św iadczy o jaskraw ię antysem ickiem zapa­

tryw aniu m inistra, który je wydał.

Trzeci sposób w ydobycia się ze strefy osiedlenia stanow i zajm owanie się jakiem - kolwiek rzemiosłem. Początkow o żydom rze­

mieślnikom w ydaw ano specyalne pozwolenia na zam ieszkiwanie w obrębie całego państw a, następnie zaś w ydane zostało w tej mierze rozporządzenie w drodze prawodawczej. Rząd pragnął z jednej strony uwolnić chrześcijan w strefie od konkurencyi żydow skiej, z dru­

giej zaś rzemieślnikówr-żydów osiedlić w tych guberniach, gdzie daw ał się uczuw ać brak należycie w ykw alifikow anych pracow ników rzemiosła. Chociaż ta właśnie kategorya ży ­ dów, m ogących dowolnie obierać sobie miejsce zam ieszkania, jest najliczniejszą —- stosow ne przepisy i rozporządzenia w yw oływ ały bardzo nieznaczne wzburzenie w obozie antysemickim.

Dowodzi to oczywiście, że rzemieślnicy-ży- dzi okazali się pożytecznym i członkam i spo­

(5)

Nr. 6 J E D N O Ś Ć 5 łeczeństw a, a zarazem przekonyw a, jak nie-

uzasadnionem i są obaw y „najścia żydow ­ skiego" w razie zupełnego rów noupraw nie­

nia żydów z pozostałą ludnością.

T rzy wyżej omówione sposoby w ydo­

stania się ze strefy osiedlenia uznać m usim y za zasadnicze; czw arty bowiem, a zarazem ostatni, polegający na pełnieniu powinności w ojskow ej, nie odgryw a w ażniejszej roli.

K orzystać z niego m ogą ci tylko żołnierze- żydzi, którzy odznaczyli się zaszczytnie na polu walki, przeto ta kategorya żydów , nie podlegających żadnym ograniczeniom co do miejsca zam ieszkania, z natu ry rzeczy jest bardzo nieliczną.

(Ciąg dalszy nastąpi) R -

Odpowiedź „mieszańca".

Da lass’ ich Jeden liigen Und reden, was er will, H att’ W ahrheit ich geschwiegen, Mir waren Hulder v ie l!

Ulrich von H utten.

Nazwałem ich „dziczą". I w ytłum aczy­

łe m : dlaczego. Powiedziałem, że ludzi, sza­

lejących po świątyniach podczas nabożeństw żałobnych, innem m ianem nazwać trudno.

W odpowiedzi na to zamieścił jeden ze syo­

nistów w swoim organie artykuł*), w którym nazw ał nas „m ieszańcam i4'. Nie powiedział jed n ak : dlaczego. Przystroił swe wywody w kostyum antiąue i chciał się wyblagować szeregiem w aryantów jednego i tego sam ego w yrazu „m ieszańcy". A więc mówi, żeśmy

„m estycow ie", „m ulaci", „kreolow ie", żeśmy jako „ów kwiat wyrosły na gnojow isku", żeśm y „apostołam i chaosu", żeśm y „lada­

cznicami w męskich strojach", żeśmy „typem bękarcim ", „cloaca gentium " i tym pod o­

bne w onne i sm aczne epitetu ornantia.

A utor artykułu „M ieszańcy" sądzi, że tym sposobem ordynarnego lżenia zastąpi rzeczowe argum enta. U syonistów widocznie im kto paskudniejszym słownictwem włada, tem uchodzi za m ądrzejszego...

Lecz do takiego tonu Wschodu już się przyzwyczaiłem i przestał mię razić.

Chodzi o rzecz w ażniejszą: co chciał au to r artykułu „M ieszańcy" wyrazić, tak nas nazyw ając? Do czego się to słowo „m ie­

szańcy" odnosi? O ile my jesteśm y „m ie­

szańcam i44, a o ile syoniści są niezmieszani, a więc jednolici, czyści?

I z tego pytania pisarz Wschodu chciał się wyblagow ać !

Pow iada o n : asym ilatorzy są m ieszań­

cam i w przeciwieństwie do syonistów, którzy są „św iadom i świętości c z y s t e j r a s y w śród tłum ów zniwelowanych ludów, wy­

znawcy bezwzględnej c z y s t o ś c i k r w i i idei, św iadom i zasady doboru..."

W iększego idyotyzm u nigdy jeszcze nie czytałem ! To niby np. p. Reich należy do

„czystej rasy" i m a „czystą krew " w żyłach, a ja m am nieczystą krew i mniej pod wzglę­

dem rasy jestem czyściutki. Kom u chce Wschód także ab su rd a w m ów ić?

M ożemy się różnić pod względem za­

patryw ań społecznych i politycznych, m oże­

my się pisać na inny światopogląd kultu­

ralny i ekonom iczny — ale ra sa? krew ? S kąd to zróżnicow anie?

O , mój pisarczyku Wschodu, straciłeś zim ną (i czystszą) krew, kiedyś się na takie n on sensa puścił!

*) Vide ost. nr. Wschodu : artykuł w stępny p. t.

„Mieszańcy44.

Ja, z ojca i dziada żyd, nie dam sobie żadnem u m atołkow i ze Wschodu powiedzieć, aby krew m oja była mniej czysta, i abym był tej czystości mniej świadom y, niźli pieęw- szy z brzegu syonista.

Słow o „m ieszańcy" w odniesieniu do rasy i krwi asym ilatorów, jest taką blagą i tak do śm iechu pobudza, iż nie w arto mu więcej czasu i m iejsca poświęcać.

Nie m ogąc słowa „m ieszańcy44 odnieść do rasy i krwi, spróbujm y je zastosow ać do do św iatopoglądu społecznego.

I tu au to r artykułu we Wschodzie nie zastanow ił się nad słowem, którego użył.

Kto jest m ieszańcem ? My, którzy p ro p ag u ­ jemy j e d n o l i t o ś ć żywiołu napływowego

(żydowstwa) z żywiołem rdzennym (polsko­

ścią), którzy dążymy do j e d n o ś c i , czy ci, którzy chcą oddzielić oba tła, obie grupy, w yelim inować żydow stwo i — w niem ożno­

ści zupełnego oddalenia czy za m orze, czy do odrębnego terytoryum — stworzyć typo­

w ą m i e s z a n i n ę obu żywiołów. Kto więc jest m ieszańcem ? Czy ten, kto chce z dwóch pierw iastków zrobić społecznie i politycznie jeden, czy ten, kto się stara po takiego stopu nie dopuścić?

Pow iada hiszpańskie przysłow ie: No ltay peor sordo, que el que no quiere oir (nie m a bardziej głuchego, niż ten, kto n i e c h c e słyszeć). Takim głuchm anem jest autor „M ieszańców ". Sto razy pow tarza mu s i ę : jedność, a on słyszy: m ieszanina. 1 g a ­ daj tu z takim ...

A utor artykułu we Wschodzie nie m ógł sobie darow ać, aby nie wyprorokować, coby było, gdyby asym ilacya odniosła zwycięstwo.

I oto p is z e :

„...zlanie się z Polakam i dla obu stron wywołać m usi skutki ujem ne i stworzyć nie typ tęższy, ale t y p b ę k a r c i , p o ­ dobny do typu m ieszkańców Rzymu ceza­

rów, który nazywano cloaca gentium ".

Pan, który to pisał, m a stanow czo me- ningitis m ózgow ą i należy do szpitala...

Cezareizm w Rzymie a porozbiorow a P olska; stada niewolników a żydzi polscy.

M ożnaż to porów n ać? Chyba tylko we w stępnym artykule Wschodu! Ten pan sta­

nowczo pisał w malignie...

Lecz darujm y sobie „historyczne44 po ­ rów nania artykularza Wschodu. P o zo staje:

typ bękarci.

Ilekroć jakaś jednostka się zasymilowała, tem sam em zbękarciała. A więc np. (aby kilka postaci kobiecych tym razem przytoczyć) M arya Nunez, która wraz z Jakóbem Tirado założyła pierw szą hiszpańsko-żydow ską gm inę w yznaniow ą w A m sterdam ie, a więc D onna G ratia M endoza, jedna z największych filan- tropek, a więc myślicielka Berusia, publi­

cystka Rebekka Tiktiner, poetka S arah Copia Sullam , a więc H enrietta Herz, a więc Ra- hel V arnhagen von Ense, a więc wszyscy ci bękarci, którzy się w epoce pom endelsohnow - skiej zasymilowali, a więc Ludwik Borne, Henryk Heine, Herz, M oser, Zunz, Philippson, Jo st i t. d.

To była cloaca gentium — bękarci!

O byśm y się takich „bękartów " wkrótce doczekali w Polsce!

Bertold M erwin.

KORESPONDENCYE.

Horodenka.

Staraniem bardzo ruchliwej i doskonale prosperującej w naszem mieście Czytelni im.

B. Goldmana odbędzie się 15. b. m. wieczór ku uczczeniu poety-żołnierza W incentego Pola. W skład program u w chodzą: 1) Słowo w stępne; 2) „Nikt mnie nie zna", komedya F redry ; 3) Deklamacya celniejszych w y ją­

tków z „Pieśni o ziemi naszej", ilustrowana obrazami z żyw ych osób i m uzyką". Czj^sty dochód na cele ośw iatow e Czytelni.

Śniatyn.

H r y ć G a b y ł a s y m i l a n t e m . Jakto? Pan Gabel jest przecież syonistą czystej krwi, najw iększym wrogiem asym i- lantów? Proszę tylko się nie dziwić, lecz w y­

słuchać mojej opowieści, bo jeżeli coś tw ier­

dzę, potrafię udowodnić. Mimo wszystkich starań około „ukoszerniania" w ojska austrya- ckiego i zostawienia dla żydów spoczynku sobotniego celem tem w yraźniejszego zamar- kowania żydowsko-narodoW ych ideałów, pan Hryć Gabył asy mil uje się z posłem p. Kiryłą Trylow skim i razem z nim przyjeżdża w s a- m ą s o b o t ę do Śniatyna. Czy to nie jest początek asymilacyi?*)

Na plakatach żydow skich, rozlepionych po m urach m iasta Śniatyna, widnieje podo­

bizna p. dr. Trylow skiego, który tak prze­

m awia do wyborców żydow skich: „Pragnę w as reprezentować w sejmie, a musicie prze­

cież wiedzieć, że stoję w bardzo ścisłej ko­

mitywie z narodowo - żydow skim i posłami i im w każdej potrzebie pom agam ; ująłem się także za w aszym niedoszłym posłem do parlam entu dr. Birnbaumem. Jest dosyć miej­

sca na tym świecie, a jeżeli wybierzecie mię posłem, w ystaram się, byśm y w braterskiej zgodzie żyli. Spodziewam się, że przybędzie­

cie m asam i na zgromadzenie, a b y n a s z e ­ m u r u s k i e m u c h ł o p s t w u u ś c i s n ą ć b r a t e r s k ą d ł o ń . R e f e r o w a ć b ę ­ d z i e p. dr. Gabel".

Jeżeli p. H ryć Gabył nie jest asym ilan- tem, to chyba jest komedyantem.

W spółudział żydów w tem zgrom adze­

niu był w praw dzie bardzo nieliczny, ale p.

H ryć Gabył w bardzo słabej co do treści i formy przemowie dokonał £ktu asymilacyi

rusko-żydow skiej. , '

Przemyśl.

„Gazeta przem yska" podaje w ostatnim num erze fakt, który warto zanotow ać:

Czterdzieści cztery lat tem u żył w Prze­

myślu Abraham Mojeższ Sarter kupiec i w ła­

ściciel realności. T roską jego najw iększą było, b y d z i e c i w s p ó ł w y z n a w c o w j e g o o t r z y m a ł y w y c h o w a n i e s z k o l n e i b y b y ł y P o l a k a m i . T o też um ierając przeznaczył testam entem cały swój m ajątek na założenie szkoły. Stw orzył fundacyę wie­

kopom ną, zarząd jej polecając równocześnie czterem przez siebie m ianow anym kuratorom, którym przysługiw ał w ybór następcy w miej­

sce zm arłego kolegi.

Szkoła imienia bł. p. A braham a Sartera istniała ju ż lata całe. Lecz ludzie nie są wie­

czni. K uratorzy w szyscy pomarli. Przed śm ier­

cią jednak w r. 1894, ostatni z nich zaw ia­

domił tut. Sąd obwodowy, że obrani są inni zarządcy, których nazw iska wymieniono. Sąd jednak zawiadomienia tego nie przyjął i ode­

słał ich do władz politycznych.

Na drugi rok wniesiono podanie do pro- kuratoryi skarbu i namiestnictwa. Długi czas milczały obie władze. W reszcie prokuratorya skarbu odpowiedztala, że m ajątek testam en­

tem na cele fundacyi przekazany jest za

*) P rzy p . Red. Asymilacyi, która się objawia w bezczeszczeniu soboty i t. d., my nie propagujemy, Pragniemy przy z a c h o w a n i u z a s a d n a s z e j w i a r y zgodnego pożycia z narodem polskim, z któ­

rym nas łączą 800-letnie węzły, na podstawie równych praw i obowiązków, a nie z potomkami Chmielnickiego.

(6)

szczupły (nawiasem m ówiąc w artość tego m ajątku w ynosi dziś około 90.000 kor.).

T ak tundacya bł. p. Sartera zaw isła między niebem, a ziemią. Jest i — niem a jej. Faktycznie istnieje, praw nie uznaną nie jest. Szczęście, że dziś jest w rękach uczci­

wych. Gdy jednak dzisiejszy jej zarządca zejdzie ze św iata, co się z nią stać może, gdy dostanie się w ręce — już niemniej uczciwe, ale tylko — mniej dbałe ?

Zmarnieje. Zniknie.

Zgubi ją ociężałość m achiny biurokra­

tycznej, która nie potrafi, czy też niechce zapewnić gw arancyi praw nych istnieniu fun- dacyi ju ż istniejącej, już rozwiniętej. Za lat kilka, czy kilkanaście dowiemy się, że w Przem yślu... istniała szkoła im. A. M.

Sartera.

T ak m arnieją fundacye.

Czerniowce.

Dnia 24. stycznia zagościł do m iasta naszego potentat Syonu, tow arzysz i poseł Adolf Stand. P. Stand — jak nas wieści z Galicyi dochodzą — w ykazał ponoś nie­

zbicie, iż kom iw ojażer z niego niepospolitej miary. Podobne wrażenie w yw arł i u nas.

W rzeczy samej nikt inny nie zdołał lepiej i zręczniej od Standa w ychw alać aż nadto lichego towaru. W długiem, w ysoce ogólni- kowem, n a ełekt obliczonem przemówieniu w t. zw. „Bierpalast“ starał się pan poseł wm ówić w prost w słuchaczy, że tylko on i jego „liczni11 w partamencie trabanci dla spraw y żydow skiej działali. Nie om ieszkał też wspom nieć o gorącej przyjaźni, jak ą pała wobec Polaków, czego dowodem przem ow a

„z serca i duszy płynąca11 przeciw P rusa­

kom. N a zakończenie całej szopki urządziła brać syońska bankiet na rzecz nieustraszo­

nego „obrońcy narodu żydow skiego". — M owa p. Standa, na ogół w ziąw szy, jedną w ykazała dobrą stronę. Dowiodła dosadnie, iż człowiek, który wiecznie na frazesu jeździ i frazesem pogania, tylko bezmyślne sfory burszów syońlkich porw ać potrafi. S ą ludzie, których piękne słów ka nie grzeją. Czynów żądają, nie w rzasków i krzyków . T ych oczy­

wiście p. Stand zadowolnić nie zdołał. Bo też jakim że cudem m ógł im dogodzić. Praca jego — sam to zresztą nieopatrznie w za­

pale w yśpiew ał — to jedno wielkie zero — idea, której dla oka ludzkiego hołduje — to w ykw it fantazyi, urojeń i m arzeń, w ichrze­

nia zaś w kraju — których w znacznej mierze jest spraw cą — to w yborny przeciw żydom atut w ręku antysem itów — serde­

cznych przyjaciół i praw dziw ych zw olenni­

ków syonizm u.

W sprawie odpoczynku niedzielnego na Węgrzech.

Z końcem zeszłego m iesiąca u dała się deputacya kupców żydowskich z całego kraju do m inistra handlu Franciszka K oszutha i se­

kretarza Józefa Sztereny’ego w celu w ręcze­

nia im m em oryału w spraw ie ustaw y o od- czynku niedzielnym. D eputacyę prow adził redak tor org anu ortodoksów Allgem eine jii- dische Zeitung p. Leopold G rossberg.

W sw em przem ów ieniu zaznaczył p.

G rossberg, iż kupcy żydowscy są w skutek ustaw y o odpoczynku niedzielnym bardzo upośledzeni, gdyż m ają sklepy zam knięte od piątku w ieczorem dó poniedziałku rano, prócz tego obchodzą licznie w roku przypa­

dające św ięta żydowskie. Poniew aż obecnie uregulow anie odpoczynku niedzielnego jest spraw ą aktualną i planow anem jest naw et

zaostrzenie istniejących przepisów, pozostaje 50.000 patryotycznym węgierskim obyw ate­

lom albo zupełna ruina m ajątkow a albo przekroczenie przykazania religii żydowskiej o święceniu soboty. Poniew aż większość p ra­

wowiernych kupców wybierze pierwsze, przeto państw o stanie przed kwestyą utraty tysięcy podatników . D eputacya up rasza tedy m inistra o przyw rócenie w mającej być wydanej u sta­

wie pierw otnego stanu, aby w szczególności na prowincyi wszyscy kupcy bez różnicy wy­

znania mogli m ieć sklepy otw arte do godziny 12. w południe.

M inister h andlu K oszuth przyjął uprzej­

mie wręczony m em oryał i odpowiedzi zazna­

czył, iż w tej chwili po w ysłuchaniu tylko przem ów ienia nie m oże dać ściśle określonej odpowiedzi, gdyż spraw ę, o którą chodzi, poddać m usi g ru ntow nem u zbadaniu, aby ją załatwić z uwzględnieniem interesów re­

szty ludności kraju. W spraw ie uregulo­

w ania przepisów o odpoczynkn niedzielnym m a zam iar zw ołać ankietę, do której po­

woła odpow iednią ilość reprezentantów lu­

dności żydowskiej, by swoje życzenia mogli należycie um otyw ow ać, gdyby zaś zwołanie ankiety było niem ożliwem , to w tym wy­

padku wezwie dotyczące koła, więc także żydowskie, do pisem nego przedłożenia swoich zapatryw ań. Z apew nił dalej deputacyę, iż jej żąda ia wzięte będą pod głęboką rozwagę, a sam przytem kierow ać się będzie najlepszą wolą.

W deputacyi brali także udział posłowie sejm ow i: hr. T eodor B atthanyi, dr. Jakób Schachter i Juliusz H audi. O statni przedsta­

wił deputacyę m inistrow i. Po odejściu de­

putacyi odbył z nim i m inister w swym g a ­ binecie dłuższą narad ę nad tą kwestyą.

s .

Z T ow arzystw .

T ow arzystw o ku wspieraniu chorej uczą­

cej się młodzieży żydowskiej szkół w yższych i średnich „Zdrow ie11 w ydało pierwsze spra­

wozdanie za rok 1906/7. T ow arzy stw o to na w skroś hum anitarne postawiło sobie za cel:

wspieranie piersiowo chorej młodzieży ży­

dowskiej i, jak spraw ozdanie w ykazuje, speł­

nia odpowiednio sw oje zadanie. Z powodu szczupłych funduszów , jakim i tow arzystw o rozporządzało, nie m ożna było u chorych przeprowadzić leczenia ściśle sanatoryjnego, lecz m usiano się ograniczyć na w ysyłaniu ich do uzdrojow iska klim atycznego, m iano­

wicie do Korczyca, m iejsca uznanego jako odpowiedniego dla cierpiących na choroby narządów oddechowych. W ysłano tam 8 stu ­ dentów w wieku od 14— 24 lat i 4 uczenice szkół średnich, dla których w ynajęto osobny dom ek i w ystarano się o wygodną, obszerną werandę w parku dla przeprow adzenia kura- cyi n a wolnem powietrzu i w tym celu za­

kupiono cztery w ygodne leżaki, na których przebywali chorzy naprzem ian przez kilka godzin dziennie. Naczynia były własne, po­

żyw ienie stosow nie do przepisów lekarskich.

W ynik pięciotygodniowej kuracyi był wyśm ienity. Oprócz tych 12 pacyentów w y ­ słano jeszcze jedną pacyentkę na ośmioty- godniow y pobyt do sanatorym Brehm era w Gorbersdortie, dwom studentom udzielono za­

pomogi celem w yjazdu do Zakopanego, zaś trzech w ysłano do Allandu. W ynik leczenia był zadow alniający, co stwierdzili bezintere­

sownie lekarze tow arzystw a.

Dochód ogólny w ynosił 4.330 K. 14 h., rozchody 4.200 K. 74 h., na fundusz skła­

dają się w przeważnej części w kładki człon­

ków (2.700 koron), których jest spora ilość,

jednakow oż nie w ystarczająca na pokrycie potrzeb tow arzystw a. Kom uż więc zdrowie m łodzieży gorąco leży na sercu, niechaj po­

spieszy z pomocą tam , gdzie jej najwięcej potrzeba, dla tych, którym w kwiecie wieku, w zaraniu młodości, choroba zabija najlepsze siły i i nadzieje, niszcząc najw iększe nieraz zdolności, najszlachetniejsze charaktery.

Na odbytem niedawno W alnem Zgrom a­

dzeniu w ybrano przew odniczącym dr. Emila Parnasa, zastępcam i Maryę Loew ensteinow ą i dr. Jonasa Reinholda.

Przegląd spraw żydowskich.

Ograniczenie imigracyi do Stanów Zjednocz.

W edle doniesienia pism a Die W ahrheil odbyło się ju ż na kongresie Stanów Zje­

dnoczonych drugie czytanie projektu usta­

w y em igracyjnej senatora Lotimara. Projekt ten w w ysokim stopniu ogranicza imigracyę do Stanów Zjednoczonych. W edle tego pro­

jek tu im igracya m a być dozw olona osobom , które w ykażą się um iejętnością czytania i pi­

sania, świadectwem moralności z miejsca ro­

dzinnego, względnie ostatniego dłuższego po­

bytu. Niedozwoloną m a być im igracya dla osób, którym ktoś zapłacił bilet jazdy i dzie­

ciom niżej lat 16 bez tow arzystw a rodziców.

Projekt Lotim ara ogranicza również do liczby 50.000 n a rok im igrantów z jednego kraju lub jednej narodowości.

Gdyby projekt Lotim ara został przyjęty, to byłby to straszny cios dla ludności żydo­

wskiej, która w znacznej ilości do Ameryki emigruje. Zw łaszcza przykro by się odbił na żydach rosyjskich, którym z powodu zna­

nych tam stosunków trudnoby było postarać się o zezwolenie na emigracyę. W bardzo przykrej sytuacyi pozostawaliby z uwagi na ograniczanie ilości em igrantów z jednego kraju przebyw ający w Stanach żydzi ro sy j­

scy, którzyby pragnęli sprow adzić tam ro­

dzinę, a sam i nie mogli wedle u staw y za­

płacić jej biletu jazdy.

Projekt Lotinara nie został jeszcze zała­

tw iony i je st w szelka nadzieja, iż w Izbie opadnie. W każdym razie jest on wielce charakterystycznym i św iadczy o prądzie, jaki w śród m ężów stanu nurtow ać zaczyna.

Żyd sędzią pokoju w południowej Afryce.

Sędzią pokoju portu Elżbiety zam iano­

w any został E. H. Cotton. Cotton ukończył studya sw oje w londyńskiej żydow skiej ak a­

demii „Jew s College", od kilku zaś lat jest prezesem gm iny wyznaniowej w porcie El­

żbiety, gdzie głównie w łasnym i środkam i w ybudow ał synagogę.

Z Palestyny.

Ogólna cyfra żydow skich kolonistów w ynosi 6.500, zaś obszar kolonialny 25.000 ha. Cyfry bardzo w ym ow ne...

Polityka chrześcijańska.

Na niedaw no odbytem konstytuującem się zgrom adzeniu „katolickiego zw iązku ludo­

wego" na W ęgrzech dyskutow ano szeroko na tem at polityki i stwierdzono, iż nie należy w interesie narodow ym i ogólnym prowadzić polityki chrześcijańskiej, prowadzącej do ró­

żnic w yznaniow ych. Obecni n a zgrom adzeniu przedstawiciele antysem ickiej partyi ludowej pozostali w mniejszości.

% ( Ł

m Ł

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykazać, że w nierówności Schwarza równość zachodzi wtedy i tylko wtedy gdy wektory x, y, które się w niej pojawią są liniowo zależne.. Pokazać, że każdy zbiór

Zestaw zadań 1:

Udowodnić, że jeśli nad pierścieniem przemiennym A każdy skończenie generowany A−moduł jest wolny, to A jest

niosłości, jeżeli chodzi o glebę samą dla siebie. Chronienie gleby przed spłókiwa- niem staje się problematem coraz bardziej aktualnym i — co

Odrazu dostrzegamy, że najświetniejsze gwiazdy najliczniej gromadzą się przy Drodze Mlecznej, dokładna zaś statystyka słab­.. szych gwiazd wykazuje również,

śród 500 abonentów abonenta żądanego. 2, Łącznik przed ramką w ielokrotnika.. dów— połączenie zostało dokonane. W nioski te są przytem tem bard ziej

W pracy doradcy mog¹ pojawiæ siê zaniedbania i nadu¿ycia, które œwiadcz¹ o nieuczciwym postêpowaniu wzglêdem osoby radz¹cej siê.. Kargul wskazuje na niektóre tego typu

tura ludność żydow ską obdarzyła — ludność ta nie może się przyczynić w odpowiedni sposób do rozrostu i rozwoju kraju.. Równoczenie z ubole waniem