CZYTANIA ŻOŁNIERSKIE - Nr. 12 (c).
pcliafl wopowiadjolgcts M ira nimi
Opracowali
Dr. W. Tokarz i R. C ich o w icz
Warszawa — 1921.
GŁÓWNA KSIĘGARNIA WOJSKOWA.
CZYTANIA ŻOŁNIERSKIE - Nr. 12 (c).
Napoleon v opowiadaniach żołnierzy naszych.
Opracowali
Dr. W. Tokarz i fl. C ich o w icz
Warszawa — 1921.
W y d a n e z polece n ia Sekcji Oświaty i Kultury Oddz. 111 Szt. M. S. W o jsk .— 12/IV 1921.
DRUKARNIA J . KONDECK1EGO MARSZAŁKOWSKA Na 53 a.
Medaljon B onapartego przez D avłd’a d’Ang9rs.
S P I S R Z E C Z Y . W s t ę p .
1. R ok 1806.
N a p o l e o n w P o z n a n i u
(z p a m . g en . D e z y d e re g o C hłapow skiego).
P r z e p r a w a p r z e z W k r ę
(z p a m . g e n . J ó z e f a S z y m a n o w sk ie g o ).
2. Rok 1807.
P o b i t w i e p o d P r u s k ą I ł a w ą (z p a m . g en . J ó z e fa S zym anow skiego).
P r z e g l ą d p. 2-go p. L e g j i N a d w i ś l a ń s k i e j.
(z p a m . gen. H e n ry k a B randta).
3. Rok 1808.
R a p o r t u C e s a r z a
(z p a m . gen. D e z y d e re g o C hłapow skiego).
S z w a d r o n p r z y b o c z n y
(ze w sp o m n ie ń płk. A ndrz eja Niegolewskiego).
P r z e d S o m o S i e r r ą
(ze w s p o m n ie ń płk. A ndrzeja N iegolew skiego).
4. R ok 1809.
W k a m p a n j i n a d d u n a j s k i e j (z pam . gen. D e zydere go C hłapowskiego).
F a ł s z y w y a d j u t a n t m a r s z a ł k a D a - v o u t ’ a
(z p a m . g en . J ó z e f a S z y m an o w s k ieg o ).
A r e s z t z a n i e ś c i s ł y w y w i a d
(z p a m . g en . D e z y d e re g o C hłapow skiego).
P r z e g l ą d s z w o l e ż e r ó w w S c h o n b r u n n . (ze w s p o m n ie ń g e n . J ó z e f a Z ałuskiego).
5. Rok 1812.
R e w j a w P a r y ż u w dn. 2 2 m a r c a 1 8 1 2 r.
(z p a m . g en . H e n ry k a B randta).
N a p o l e o n w P o z n a n i u (z p a m . gen. H e n ry k a B randta).
P o d S m o l e ń s k i e m
U s lę p z p am . gen. R o m a n a W yLranow skięgo (Jrywek z listu gen. Jó z e fa Sowi.iskiego U stęp z paru. g en . H e n ry k a D e m b iń sk ieg o U stęp z p a m . gen. H e n ry k a B ran d ta U stę p z p a m . gen. J a n a W eyssenhoffa.
S z y n k i C e s a r z a
(? pam . płk. F ranciszka Gajewskiego).
W o d w r o c i e
(z p am . płk. F ia n ciszk a G a w rońskiego).
W g ł ó w n e j k w a t e r z e w S m o l e ń s k u (z pam . szefa s zw a d ro n u J ó z e f a Krasińskiego).
P a l e n i e t a b o r ó w
(z p a m . szefa szw a d ro n u J ó z e fa Krasińskiego).
6. Rok 1813.
R a p o r t u C e s a r z a
(z p a m . płk. J ó z e f a G rabow skiego).
P r z e g l ą d d y w i z j i D ą b r o w s k i e g o (z p am . gen. J ó z e f a S zy m an o w sk ieg o ).
P r z e g l ą d K r a k u s ó w
(ze w sp o m . g en . K lem ensa Kołaczkowskiego).
7. R ok 1814.
C e s a r z i M a z u r
(z pam . płk. F ranciszka G a je w sk ieg o ).
S p u d ł o w a n y s t r z a ł C e s a r z a (z p a m . kpt. A le k s a n d ra Fredry).
P o l a k w i n i e n s ł u ż y ć s w e j o j c z y ź n i e (z p a m . płk. Franciszka G ajew skiego).
W S T Ę P .
Postać W ielkiego C esarza F ranc uzów wyryła się nieza tartem i nigdy rysami w pam ięci wiarusów naszych. Żołnierze i dobrzy żołnierze sam i, o c e nili w nim przed ew sz y stk ie m wartości żołnierskie.
Pozyskał ich s to s u n e k C esaiza do szeregow ych, n a c e c h o w a n y d o k o ń c a z j e g o s tro n y pocz u ciem braterstw a z a w o d o w e g o i św ia d o m o ś c ią teg o , że on sam wyszedł z s z e re g ó w ,—o d g ło s e m wreszcie p ro stoty, jaka p an o w ała w w ojskach Wielkiej R e wolucji. Zadziwiła n a s t ę p n i e ta n i e z m o r d o w a n a ruchliwość i p ra cow itość z a w odow a w cdza, który sam czuwał n a d wszystkiem , w kra cza ł nieraz w sprawy n a jd ro b n ie js z e i wszystko rozwiązywał z tą p ro sto tą i n atu ra ln o śc ią, ja k a c e ch u je rozwią
zania n a p r a w d ę wielkie. P o c ią g n ę ła ta w yjątkow a zna jom ość ludzi i zdolność o c e n ia n ia ich, jak ą na każdym k roku okaz yw ał N a p o le o n , o d p ła c a ją c y
w d o d a tk u za lojalność, za szczerą ż o łn ie rsk ą p o słu g ą tak, jak m ało któ ry z wodzów.
Nasi oficerowie p a m ię tn ik a rz e nie byli p rz e
ważnie s ta ty s ta m i większej m iary i o g ó ln e g o s t o s u n k u C esarza d o Polski nie oceniali z p u n k t u wi
dzenia wyższej polityki, która m u siałaby stwierdzić w nim różne okresy. O d ru c h o w o czuli tylko j e d no: życzliwość ogó ln ą N a p o le o n a dla s p ra w y n a szej, o p a r tą na szeroko p o ję ty m in tere sie Francji sam ej. Byli d u m n i z teg o , że to oni, żołnierze Polski, walczącej o swą niepodległość, wytworzyli we Francji, ugruntow ali w J e j C esarzu t e n s za cu n ek dla spraw y n a ro d u n a sz eg o , dla je g o wartości.
Dawniej było inaczej: P olskę o c e n ia n o na z a c h o dzie p o d łu g szybkości i łatwości jej rozbiorów. Ich pierwszych, tych legjonistów D ąbrow skiego, o b d a r tych i niezadow olonych, sejm ikują cych nieraz, ale za to nigdy nieza w odzą cych w boju — p o zn a ł i o c e nił N a p o le o n w e W łoszech, w p o c z ą tk a c h swej św ietnej karjery; ich o statn ich p o że g n ał w najcięż
szej swej niedoli, gdy złożył koronę, i patrzył na d e zercję najwierniejszych. Za je g o p o m o c w o d z y s k a niu niepodległości odpłacili m u lojalnością praw dziwie rycerską, ta k r z a d ą w tych czasach, i głę- 10
bokiem , s e r d e c z n e m p rz y w iąza n ie m o so b iste m „Oni się uśmiechają do mnie zaw sze", powiedział raz N ap o le o n na je d n y m z p r z e g lą d ó w w ojska n a s z e go w r. 1813. U śm iechali się d o n iego i z n a d grobie jeszcze, gdy brali za pióro, by spisać swe pam iętniki. Zwłoki C esarza przew ieziono już d a w no z wyspy Św. H e le n y do D o m u Inwalidów;
w p a m ięc i oficerów n a sz y c h przygasło w s p o m n i e nie te g o dnia 5 m a ja 1821 r., gdy to w g arn iz o n ach Królestwa K o n g re so w e g o zam aw iali so b ie u ju b i
lerów p o k ry jo m u p ierścionki z p o d o b iz n ą Cesarza, ścią g a ją c na siebie za to kary d y s c y p lin a rn e ze strony w. ks. K o n stan teg o . O d tych chwil, od przeżyć n a p o leo ń sk ic h dzieliła ich p r z e g ra n a walka roku 1831, w której m ieliśm y żołnierzy n a p o l e o ń skich, ale nie wyłoniliśmy z siebie w o d z a ze szkoły N a p o le o n a . M im o to i wtedy, n a sch y łk u życia, prz y p o m in a ją c s o b ie czasy m łodości, uśm iechali się do sw e g o C esarza.
N iechże coś z te g o j a s n e g o u ś m i e c h u d o brych żołnierzy, przodków Twoich, rozjaśni dziś i Twoje oblicze, o b e c n y żołnierzu nasz, gdy weź
miesz do ręki u stę p y ich w sp o m n ie ń , p o św ięc o n e osobie C esarza. N a u ś m i e c h ich, nazajutrz po
walce i w p rz e d e d n i u walki, s k ła d a ło się poczucie s p ełn io n ej rz etelnie posługi rycerskiej i g otow ość sp o jrze n ia n a n o w o w oczy niebezpieczeństw u;
czuli, że patrzy n a nich z z a d o w o le n ie m ten, co um iał u sza n o w ać serca g o rą c e i ch a ra k te ry silne.
W. T.
Napoleon. Posążek z bronzu.
% 12
\ ROK 1806.
NAPOLEON W POZNANIU.
Ż p a m ię tn ik ó w g en . D. C h łapow skiego.
Przyszła n areszcie w ia d o m o ś ć , że cesarz N a poleon przybyw a do P oznania. W ym asz ero w ała zaraz cała n asz a g w a rd ja h o n o ro w a *) i miała stanąć za M iędzyrzeczem , ab y przyjąć go na g r a nicy polskiej, ale p o d B ytyniem , g d zieśm y pod wieczór stanęli, cesarz n a d je c h a ł w no<-y i k a z a n o nam go e sk o rto w a ć , przed i za ka re tą ; strzelcom ko n n y m gw ardji, to jest pikiecie z 25 ludzi i j e d nego oficera złożonej, która go d o tą d eskortow ała, kazano m a s z e ro w a ć za nam i, za p e w n e , ażeby okazać n a m za ufanie.
C ie m n a n o c była i tylko tu rb a n biały na
*) G wardja ta utw orzona została po oswobodzeniu P oznania przez Francuzów , n a rozkaz gen. Dąbrowskiego w listopadzie 1806 roku.
gł«wie m a m e l u k a R usta na, który siedział na koźle k a re ty cesarskiej, widać było — 7 g e n e r a ł e m D ą
brow skim rozmawiał cesarz z k arety i podczas prz ep rz ęg u i p o kilka razy w drodze, poniew a ż po wielkiem błocie wolno ta k ciężkim p ow ozem j e c h a ć m u s ia n o .
S ta n ą w s z y w P o z n a n iu w g m a c h u pojezui- ckim, k a z a n o n a m 25 gwardzistów zostawić na służbie, i pokój d o b ry na do le n a m przeznaczono.
N azajutrz około 10 zra n a cesarz siadł na konia, ctfła gw ardja nasza już czekała na p o d wórku; k a z a n o cz te re m ruszyć n ap rzó d przed ce
s a r z e m ,- a reszcie za nim Cesarz prosto przez m ost, d r o g ą ku W arszawie, p o najw iększym błocie g a lo p e m d o je c h a ł d o Swarzędza, za m iasteczkiem skręcił w praw o w pole, wyszukiw ał pagórków, na których zatrzy m u jąc się, przypatrywał się n a około o tw a rty m polom , j a k b y a r m ję p rz e d so b ą i wokoło s iebie widział. — Poniew aż b y łe m n a j
częściej przy cz te rec h n a s z ,c h na przodzie, m o głem m u się d o b rz e przypatrzeć, kiedy się zatrzy
m ał i z da w ało mi się, żem g o już d a w n o był widział, t a k p o rtre ty j e g o były p o d o b n e , zwłaszcza te, k tóre go wystawiały na koniu. T ru d n o było 14
jednak koloru oczu rozpoznać, t a k byty ciągle w ruchu, że n i e p o d o b n a było im się przypatrzeć;
zdawały mi się w ów czas c ie m n e , a to z a p ew n e dla te g o , że były g łę b o k o o s a d z o n e . Później, b ę dąc bliżej i c z ęsto z nim ro zm aw iając, widziałem, że były b a r d z o j a s n e . Mówiąc, n ie patrzał w oczy tem u, z kim mówił, ale na dół lub na bok, cz a
sem tylko spojrzał p ro sto w twarz.
Powróciliśmy do m iasta około 5-tej w ieczorem.
D rugiego dn ia w yjechał znów około południa i kazał się prow adzić tak, że by zobaczyć pałac polski. Ruszył zaraz za m i a s t e m d ro g ą ku Stę- szewu g a lo p e m i nie s ta n ą ł aż w Konarzewie.
Trzeciego d n i a , , g rudnia, kazał jech a ć w przeciw ną s tro n ę N ajpr?ód około Wi^iar, ta m stawał kilka razy i okolicę przepatryw ał, p o te m polami i przez błoto, w k tó re m ledwo z koni«m nie uwiąż*, a e s k o rta za nim p rz s je c h a ć już n!«
mogła, bo n asz e konie, k o ń c e sarz a i kilku r . nerałów, którzy prz ejech a ć nie mogli, rozrobili błoto do nieprzebycia. *)
*) P rzytaczam y tu zdarzenie, k tó re m iało wpływ na służbę późniejszą autora. Gdy oficerom francuskim nie udało się przejechać przez b łotnisty rów n a łące, autor
Tak, z nam i i z d w o m a s z a se ra m i francuz- kimi, zajechał do R adojew a, przewiózł się na pro mie d o O w ińsk i ta m klasztor p róż ny oglądał.
J a k e ś m y przybyli z O w ińsk do Poznania, cesarz kazał m n ie zawołać i siąść do obiadu o b o k siebie. O próc z m n ie był tylko Berthier, szef sztab u całej armji i zajm ow ał m iejsca n r- przeciw cesarza. St t l i k by! tak mały, że tylko jeszcze j e d n a o s o l a m ogłaby się była n a p r z e c iy m n ie zmieścić; je d e n tylko s !użący stawiał na stole potraw y i co p o 'r z e b a było.
O b iad nie tiwal dłużej, jak mi się wydało, ja k pół godziny. Przez te pół godziny, cesarz pytał m n ie się j e d n a k o bard zo wiele rzeczy.
S zybko mi najprzód z a d a w a ł pytania, ja k gdybym m u zdaw ał egzam in. Wiedział już bo po d ro dze był m n ie się pytał, że służyłem w wojsku p ru^kiem , więc dow iadyw ał się o nauki i o pro
fe sorów artylerji, o jej składzie i ogółem o całii dopadł row u z okrzykiem : „U n P o l o n a i s p a s s e p a r- t o u t ” („Polak wszędzie przejedzie”) a e sa rz je g o śladem przejechał. Po pokoju Tylżyckim cesarz zażądał, ahy mu p rzysłano tego P olaka młodego „q u i p a s s e p a r t o u t ” i m ianow ał go swoim oficeiem ordynansuw ym .
16
a r m ję pruską, nare sz c ie zapytał się, ile m o ż e być Polaków w ko rp u sie, stojących jeszcze w P iu s e c h K siążęcych*) za Wisłą, p c d g e n e r a łe m L ’E s t o c q **) Na to z a p y ta n ie odpowiedzi dać nie m ogłem , a le m m u w s p o m n ia ł, że w ty m k o rp u s ie musi być Litwinów najwięcej, poniew a ż się w Litwie Pruskiej rekrutow ał, a do P ru s n ależ ało w ted y po o s ta tn im z a b o rze całe A u gustow skie. Rów
nież n a d m ie n iłe m , że n a Litwie t ,I k o dziedzice Polacy a lud litewski. O Litwie nic nie wiedział, a i te g o naw et, ,a k im s p o s o b e m się z P olską połączyła. M usiałem m u to o p o w ia d a ć . W ogóle n a s z ą historję m a ło znał, a p r u s k ą , jak mi się wydawało, od F ryderyka II. Więc go zdziwiło, kiedy m u pow iedziałem , że w k o rp u sie pruskim , sto jący m około Królewca, służą nia Polacy lecz Litwini i Żm udzini, ale że ci, ch o ć po p o lsk u m a ło m ówią, je d n a k są, jak i cała m o sk ie w sk a L it
wa, d o Polski przywiązani. O stan ie chłopów t a k ż e się pytał. W iedziałem o d ojca m e g o , . e za polskich czasów chłopi nie byli t a k obciążeni
*) Obecne P ru sy W schodnie.
**) Jed y n y korpus, ocalały po pogrom ie arm ji prus
kiej pod Je n ą 1 A uerstadt.
pańszczyzną. Rolnictwo było prostsze, nie tyle, prócz żniw, rąk w y m ag a ło , file gdy rząd pruski kraj zabrał, rozdał wszystkie d o b r a d u c h o w n e , k o r o n n e i staro stw a sw oim N iem co m . Ci ludzie, bardzo zaradni, powiększyli pańszczyznę, więcej dni roboczych i wiele różnych posług now ych ż ą dając. Nasi obyw atele, o b a rc z e n i d łu g a m i po o s ta tn ic h w o jn a c h , z a p a tru ją c się n a now oprzy
byłych, poczęli ich po części przy n ajm n ie j n aś la
do w a ć.
Słuchał cesarz bard zo cierpliwie tych w szy st
kich szczegółów, nareszc ie się o żydów zapytał.
Myślał, że oni z Azji d o n a s przybyli. O drzekłam , że przeciwnie, od zach o d u , w tedy, kiedy ich nie m ai z całej w y p ę d z o n o Europy, bo przodkow ie nasi zawsze największą mieli dla wszystkich wy
znań tolerancję.
O pow ia dać so b ie o b sz e rn ie kazał, ja k Prusy królewieckie czyli książęce E lek to ro m B ran d e b u r- skim się dostały. Nie zn a łe m jeszcze Francji, więc nie w iedziałem , jak m a to ich in tere su ją rze
czy obce, i d lateg o a n e g d o ty d w orów francuskich wszystkie n a p a m i ę ć wiedzą, a z historji obcych
krajów bardzo m ało znają.
18
Także łaskaw ie się zapytał o rodziców m o ich, a dowiedziawszy się, że m a t k a m oja była z k ra kow skiego, pytał się o t e n kraj i uniw ersy
tet, o k tó re g o stanie ów c zesnym m ało co wie
działem, tylko o założeniu, o d a w n y m wpływie jego i o sporz e m iędzy J e z u i t a m i a f t k a d e m ją Krakowską opow iedziałem .
W stał o d stołu po kawie, pochw alił mnie, ż em nie pił wina, poKazał na b u telk ę, że on za
wsze pół butelki te g o s a m e g o C h a m b e rtin pije, ale dodał, że to złe przyzwyczajenie. P o te m , prze
c h a d z a ją c się po p o k o ju , jeszcze raz o org a n iz a
cji w ojska p ru sk ie g o m ówił, znał ją dobrze, tylko się jeszcze pytał o szkoły w ojskow e, ja k d aleko w m a t e m a ty c e d o chodz ą; dziwił się, że n a p rz e cięciach krążkowych kończą. f\ o g e o m e trji wy- kreślnej czy w iedzą? J a s a m naó w cza s nie w ie
działem, d o p ie ro w Paryżu ją p rz e s z e d łe m . Tegoż s a m e g o wieczora, w sali o b o k p o k o ju, gdzie był obiad, zebrało się wiele d a m , k tóre ze wsi poprzyjeżdżały dla p rz ed staw ien ia się c e sarzowi. D ziw ne im c z a s e m zadawał p y tan ia i s p o sób m ów ienia m iał urywkowy, znać, że w tej s a
m ej chwili gdzieśin dziej myśli je g o wędrowały Do mążczyzn, których j a s t a ł całą g ro m a d ę , wy
stro jo n y ch w p o ń c z o c h a c h i trzewikach, powiedział, że należy im wziąść b u ty z ostrogam i.
D a n o dla n iego bal w te a trz e i cala sala b y ła tak przepełniona aż n a galerje, że tylko m ałe m iejsce do t a ń c a pozostało; chodził i rozmawiał z wielu o b e c n y m i, je d n a k nic nie słyszałem , bom sią ta m nie cisnął i więcej b yłem na ulicy, ażeby nasi gwardziści nie wszyscy razem na sale w c h o dzili, a koni sw ym m a sz te la rz o m nie oddawali, aby byli gotowi d o eskorty, skoro cesarz bal opu ści. Bawił je d n a k kilka godzin, aż d o północy.
W p a re dni przybył a d j u t a n t od księcia M u rata z w ia d o m o ś c ią , że W arszawa zajęta. Cesarz nazajutrz wyjechał; g w a rd ja h o n o r j w a e s k o r to w a ła go trzy mile. T am ją pożegnał i kazał g e n e rałowi D ąbro w sk iem u w ydać wszystkim p a t e n t a na pod p o ru c zn ik ó w , U m iń sk ie m u n a po d p u łk o w n ik a, S uch o rz ew sk iem u na m a je r a , G órz eń sk iem u , p o rucznikowi z pruskich kirasjerów, i m n ie na p o ruczników.
20
PRZEPRftWfl PRZEZ W K R Ę
Z p a m ię tn ik ó w gen. J. S zym anow skiego.
Aczkolwiek co tu jeszcze w s p o m n ie ć z a m i e rzam, dotyczy po części m ej osoby, godziłoby się może, a b y m o t e m d r o b n e m zdarzeniu, z o p e r a cjami w o je n n e m i p o z o s ta ją c e m w niejakim zw ią
zku, nie przemilczał, gdyż n aw et G azeta W a rsza
wska w zm iankow ała o niem , zanim jeszcze o g ło si a opis bitwy pod P u łtuskiem . Rzecz m iała s ę jak następ u je : W k ró tc e po przyjeździe d o W a r
szawy N apoleon, dawszy m arszałkow i Davoutowi rozkaz p o s u n ię c ia się ku Pułtuskowi, podąż y ł za nim osobiście pod P o m ie ch o w n a d Wkrą. S ta nąwszy na m iejscu późn y m w ieczorem , zastał c e sarz m arszałka, za ję tego o d b u d o w ą świeżo sp alo nego przez Rosjan m o stu , k tó re g o część jeszcze trzymała się na palach. Po drugiej stro n ie rzeki obozował nieprzyjaciel. N ap o le o n naglił, by jak- najrychlej przyw rócono komuniKację z przeciwnym brzegiem, a usłyszawszy ra p o rt k o m e n d a n t a inży
nierów, iż d o p ie ro p o upływie kilkunastu godzin może m o s t zrestau ro w a ć, zaw ołał zniecierpliwio
ny: — Podajcież coprędzej łódką. Nieci) w nią sia da tylu ochotników, ilu się zm ieści i niech się p rze
prawią na drugą stronę! Co usłyszawszy, k o lega mój Z iem ecki i ja, gdy czółno już s ta n ę ło u brze gu, p rzeżegnaw szy się, wskoczyliśm y w nie wraz z 5 innym i F ran c u zam i, gdyż więcej jak 7 ludzi nie m o g ło się w łodzi zmieścić, p o c z e m p rz e d o staliśm y się już w nocy n a drugi brzeg Wkry, o b sad z o n y przez Rosjan. O w e p r z e ż e g n a n ie się n a sze nie uszło b ac zności N a p o le o n a , sto jące g o tuż przy o d p ły w a ją c e m czółenku, więc zapytał m a r szałka: Kto zacz są Ci dw aj m łodzi ludzie? Są to oficerowie polscy z m o je g o sztabu, — o d p o w ie dział Davout. — To dobrze — zak o n k lu d o w ał c e sarz, dobrzy chrześcijanie są dobrymi żołnierzami.
Podpis Napoleona.
22
2. ROK 1807.
PO
BITWIEPOD PROSKą
IŁfiW ą.Z p a m ię tn ik ó w gen. J . S zym anow skiego.
Po ta k wielkiej i krw aw ej bitwie*) więcej szło Napoleonow i o u trz y m a n ie się dla sławy n a p o bojowisku, aniżeli o inne korzyści, tem b ard ziej, że trz e b a było p rz erz ed zo n e oddziały p rz y p ro w a dzić d© porządku. Wyszedł więc rozkaz, ażeby cała arm ja pozostała na zajętej pozycji. Rozłoży
liśmy się na ś n ieg u b ez słom y i bez żywności, zaś cesarz w s a m e j Iławie założył swą g łów ną k w a terę, m im o, że m ie ś c in a ta była w przeważnej części sp a lo n a i zburzona. S taliśm y więc wszyscy na śniegu, o chłodzie i o głodzie, przez dwie doby, aż wreszcie dn ia trze ciego cała arm ia sz e m ra ć z a
•) Bitw a pod P ru sk ą Iław ą, stoczona przez N apo
leona przeciw połączonym siłom prusko-rosyjskim dnia 6 lutego 1807.
częła. G łośne prz ek leń stw a żołnierzy sprawiły na m n ie, nieprzywykłego do czegoś p o d o b n e g o , tak wielkie wrażenie, iż mi włosy na głowię stawały.
Złorzeczono i wy i yślano ze wszech stron na zim no, na głód, n a cesarza, a n a w e t na Boga. P rz e rażony, zwierzyłem siq z m ą obaw.-} w o b e c adju t a n t a — k o m e n d a n t a R o m eu fa, który, p o m n ą , rzekł do m n ie te słowa: — J e s t e ś dzieckiem . Nie znasz u s p o s o b ie n i* żołnierzy francuskich, lecz zobaczysz n ie b a w e m , jak na odgłos b ę b n a z a m ilkną w j e d nej chwili, by sp o k o jn ie s ta n ą ć do e p e lu po d b ronią.
W szelako, gdy dn ia trzeciego st ra gwardja, b ę d ą c a d u sz ą armji, s ta n ę ła bez rozkazu pod b r o nią, wołając: „ż jw ności, albo sam i p ójdziem y n a p r z ó d ”!—dopit.ro o tern d o n ie sio n o N apoleonow i, d o d a ją c , iż prz ed staw ien ia of.cerów d o niczego
nie doprowadziły.
A leż jesteście d ziećm i— rzekł c e s j r z — nie umiecie się wziąść d > rzeczv. Niech mi podadzą konial. I o toczony s z ta b e m po jech a ł na plac z b o ru, gdzie kazał gwardji s fo rm o w a ć k o lu m n y i zbli
żyć s:ę do siebie, p o cz em zapytał d o n o ś n y m głosem : - Na i cóż to wszystko m a znaczyć? Dlaęze go stanęliście pod bronią bez mego rozkazu?
24
— P a p a „c hle ba!” — je d n y m gło sem wrzasnęli gwardjacy!.
Cesarz, ro z u m ie ją c z n a c z e n ie te g o wyrazu, odpowiedział tak, że wszyscy m ogli d o b rz e słyszeć:
— Bh> bien. „Niemal”.
— Vive I’e m p e re u r! *) o d krz yknęła gwardja
z t a k ie m za d o w o len iem , jak g d yby już ją n a k a r m iono d o syta.
PRZEGLĄD 2-go PUŁKU PIECHOTY LEGJI NADW IŚLAŃSKIEJ.
Z p a m ię tn ik ó w gen. H. B randta.
W dro d z e do Hiszpanji w roku 1807 N a p o leon odbył w B a y o n n e przegląd pułku, przybyłego z Cassel. O w e g o dnia N a p o le o n p ow ra cał z o d wiedzin u królewskiej rodziny hiszpańskiej, dlatego, wbrew zwyczajowi, przyjechał p ow ozem w p a r a d nym dw orskim stroju, w lekkich trzewikach, s p o d niach d o kolan i je d w a b n y c h pończ o ch ac h , w d o datku w o k ro p n y m hum orze. Z p o w o d u jakiegoś ruchu źle wyk n a n e g o powiedział na cały gł< s:
— Prefekt w Cassel m iał słuszność, donosząc
*) „Niech żyje c.esarz”!.
mi, że panowie oficerowie w tym pułku nie robili nic, tylko grali w karty, a żołnierze pili, ale ja do
prowadzą iclj w szy stk ie j do porządku!
Spojrzaw szy r.a d o w ó d c ą b ataljonu, R egul
skiego, który źle siedział na koniu, odezw ał się głośno i niech ę tn ie :
— Siedzi pan na koniu, ja k stary Fryderyk!
Oficerow ie k o m p a n ji zrobili złe w rażenie na cesarzu. Kapitan był mały, ch u d y człowieczek, porucznik jeszcze chudszy, a olbrzym iego wzrostu, nie pierw szej m łodości, bo brał już udział w kam- panji włoskiej; p o d p o ru c z n ik tłusty i z a n a d t o o k r ą gły, p o m i m o m ło d e g o wieku. Cesarz popatrzył n a nich, a p o te m powiedział d o pułkow nika parę słów, których oczyw iście nikt nie słyszał, flle m ł o dzi oficerowie, nie lubiący k a p ita n a , z pow o d u jeg o su ro w o śc i, utrzymywali, że cesarz powiedział:
— Odeślij pan poruczników te j kompanji do kadry pułku.
A po chwili n am ysłu dodał:
— I kapitana także.
26
3. ROK 1808.
RAPORT U CESARZA.
Z p a m ię tn ik ó w gen. D. C hłapow skiego.
Powróciwszy do B ajonny, o pow iedziałem c e sarzowi, co tylko w Hiszpanji *) u w ażałem . Nie
*) Chłapow ski, jako oficer ordynansow y cesarza, w y
słany został z rozkazam i do w ojsk, działających w Hiszpanji.
taiłem m u wcale p rz e k o n a n ia , że s k o ro ludność cała w Hiszpanji dow ie się, co się stało z rodziną p a n u ją c ą , i że c e sarz z a m ia st F e r d y n a n d a m a n a desłać b ra ta s w e g o J ó z e fa , w y b u c h n ie o g ó ln e p o w stanie. P ow stanie c z ąstk o w e 3 m aja w M adry
cie było dziełe n kilku ludzi, cle lud jeszcze nie wiedział, że F e r d y n a n d jest już w ysłany d o Valen- cay i że nie powróci, d lateg o też się na mieście
sto łecz n em ograniczyło. |
C esarz miał s p o s ó b zapytyw ania się jasny i krótki, odpow iedzi nasuw ały się wyraźnie. Kie-1 d ym mówił, że w y b u c h n ie o g ó ln e pow stanie, z a pytał się jeszcze raz o to żywo i z pow ątpiew a niem , pow tó rz y łe m m u więc m o je zdanie. W czasie t e g o ce s arz o w a siedziała w poKoju na kanapie.
Kiedym p o te ,1 przyszedł do salonu cesarzowej w ieczorem , zawołała m n ie na b o k i zrobiła u w a g ę / ż e b y m był o strożniejszy w m ych słow ach do c e sarza, bo o n nie lubi, ażeby przeciw j e g o zdaniu ] c o ś twierdzić, dodała, iż p o w in ie n e m był sp o s trze c,$
iż cesarz nie był k o n te n t, kiedym o p o w staniu mówił. P o dziękow ałem cesarzow ej za radę ale nie zm ien iłem nic w przyszłości z m o je g o sp o so b u ! ra p o rto w an ia cesarzowi i nie uw a żałem , ażeby kie
28
dykolw iek się t e m obraził, ale o w sze m , zawsze aż d o k o ń c a służby m ojej był na m n ie łaskaw.
SZW ADRON PRZYBOCZNY.
Ze w s p o m n i e ń płk. R. Niegolew skiego.
Po przybyciu do Francji s k ie ro w a n o n a s na Chantilly. N ieb a w em w ysłano n a s do B ayonne, d o k ą d miał przybyć cesarz, który za k u p ił pałac Marrac, kazał wyciąć o k a la ją c e go o g ro d y i u m i e ś cić ta m sw oją głów ną Kwaterę. Przymaszerowaliś- my, by pełnić słu żb ę przy b o k u cesarza. Nasz szw adron o bozow ał o ćw ierć mili o d m ieszkania c e sarsk ieg o , w ogrodzie. S łu ż b ę p rz yboczną p e ł
nił co dzienie inny pluton. Zaraz w pierwszych dniach cesarz kazał szw adronow i siąść na koń dla odbycia przeglądu.
S ta n ę liśm y w szyku bojow ym w ogrodzie.
Cesarz przybył w m u n d u r z e g re n a d je ró w w o t o czeniu g enerałów , wśród których znajdow ał się koniuszy cesarza, g en . Durosnel. M ajor Delaitre, który nam i dowodził, na rozkaz cesarza kazał n am wykonać nie p a m i ę t a m już jaki zwrot.
Czy to z n iezn a jo m o ś c i — gdyż na te o rję m i e liśmy b ard z o m ało c z a s u ,— czy też nie słysząc k o
m e n d y , gdyż m a jo r m iał głos bard zo słaby, zła
m aliśm y szyk w praw o i w lewo. Cesarz skrzywjł się, nie o k a z u ją c je d n a k gniew u, rzekł tylko: * Oni nic nie um ieją”, p o c z e m zawołał gen. D urosnel i rozkazał: „Durosnel, oddaję panu tyci) młodzień
ców; naucz icb obrotów, ale będziesz m usiał zacząć od szko ły żołnierza”.
D urosnel zajął się nam i szczerze i z całą akuratnością, ju i nie jak gen erał lecz jak instruk
tor; brał po kolei k ażd ego oficera, a potem i żoł
nierza, b y ich nauczyć siodłania koni i nazw fran
cuskich każdej c /ę śc i półszorków.
P a m ię ta m , ja k w kilka ty godni później daliśm y cesarzowi s p o s o b n o ś ć d o p o pra w ienia opinji o nas.
W p a rę dni po przybyciu króla hiszpańskiego, F e rd y n a n d a VII, do B ay o n n e , w y buc hnął n o c ą p o żar w różnych częściach m iasta. Rozeszła się p o głoska, że o gień podłożyli H iszpanie i że miało to być h a s łe m d o rzucenia się na m iasto, do p o j m a n ia i z a m o r d o w a n ia c e sarz a, oraz d o uprowa- w a d z e n ia F e rd y n a n d a . Tej sa m e j nocy byłem w łaśnie na służbie w p ałac u; mój p lu to n zakw a
terow ał się w oberży naprzeciw pa ła c u . D o sta łe m rozkaz, s ta n ą ć z żołnierzam i p rzed p a ła c e m , co
w ykonałem niezwłocznie, zostaw iając n aw et t r ę b a cza, k tórego nie m o g łe m się d o b u d rić . Cesarz wyszedł na taras, a widząc mój plu to n w szyku bojowym, z sza blą w ręku, krzyknął na g re n ad jeró w i strzelców gwardji, którzy d o p iero wychodzili z nam iotów:
— „Jeszcze siedzicie w namiotac/p, brodacze- A te gołowąsy są ju ż na koniacl)!’’
P o te m , zbliżając się do m nie, spytał:
— Macie naboje?
— Nie m a m y , Najjaśniejszy Panie.
— To dobrze.
(C oby n a m przyszło z nabojów , gdy skałki naszych k arabinków były z drzewa).
Później, p a m ię ta ją c o naszej niezręczności, a chcąc p rz e k o n a ć się s a m e m u o o b e c n y m stan ie n a szego wyszkolenia, s ta n ą ł na dw a kroki p rz e d e m n ą , frontem do p l u to n u i rzekł do mnie.
— Każ otworzyć szeregi.
Cesarz stał tak blizko piersi końskich p ier
wszego rzędu, że chcąc w y k o n a ć t e n ruch, m u siałbym go obalić:
Nie tr a c ą c j e d n a k głowy, k o m e n d e ru ję :
— W tył! Otworzyć szeregi! M arsz!*)
Cesarz prz esze dł w ów czas m iędzy szeregam i, kezał je z a m k n ą ć i wrócił d o pałacu. P ó łk o m p a n - ja gre n ad jeró w , p ó łk o m p a n ja strzelców i m y sta- 1 śm y przeszło god zin ę przed p a ła c e m i d o piero k iedy stw ierdzono, że p o ż a r powstał tylko przy
p a d k ie m , o d e s ła n o n a s n a p o p rz e d n ie stanow iska, -W godzinę p o t e m służący cesarza przyniósł mi kilka koszów wina i różne przysm aki, ze słowami:
„ Cesarz p rzy sy ła to Panu dla orzeźwienia".
Było te g o tyle, że za p ro siłe m kpt. D z ie w a
n ow skiego i inn y ch towarzyszy z ob o zu do udzia
łu w uczcie, ja k ą mi zgotow ał cesarz.
PRZED SO M O -SIER Rą.
Ze w s p o m n i e ń płk. N iegolew skiego.
30 listopada 1808, n a d ra n e m , spostrze gliśm y cesarza, ja d ą c e g o k o n n o . Nie wszyscy jeszcze oficerowie pow staw ali ze sn u . P orucznik Stefan Krzyżanowski spał ta k tw ard o , że ledwie m o g łem go d o budzić. Przeczuwał widać, że będzie to jeg o
*) Odpowiada to obecnej naszei kom endzie: „Drugi rząd X kroków cofaj — m arsz!”
32
ostatni sen przed s n e m wiecznym , w któ ry p o grążyć gó m iała śm ie ić b o h a te r s k a . C esarz udał się n a p r z ó d ku g ó ro m i bada ł te re n . Powracając, zsiadł z k o n ia i usiadł na s ołku przy ogniu, który tiił się p o d drz ew em
J a k mi o p o w ia d a n o , je d e n z naszych szwo- leżerów chciał przecisnąć się przez orszak < es rski do g rz ejące g o się N a p o le o n a , po ogień do swej fajki Zatrzymali go oficerowie. Cesarz spostrzegł to i rzekł:
— Pozwólcie mu.
Szwoleżer wziął o g ie ń i chciał odejść; ofice rowie zwrócili m u uw agę, ?e powinien podzięko wać N ajjaśn ie jsz em u Panu. f\'e żołnierz, wiedząc, że nie s taliśm y bez celu p o d g ó ra m i o trzy k ro
ki od wroga, w skaz ał palce m na wąwóz i odrzek!
tylko:
— N a co dziękować tutaj! Tam mu podziękują!
Dla nas, którzy znaliśm y dobrze c h a ra k te r Napoleona, nagłość jeg o decyzji i w a g ę, jaką przy
pisywał przypadkowi, możliwe je st przypuszczenie, że ta m ę s k a odpow ied ź szw oleżera wzbudziła w d u chu N a p o le o n a myśl, by ją wystawić na próbę.
Kapelusz Cesarza.
4. ROK 1809.
W K flM PflN JI NADDUNRJSK IEJ.
Z p a m ię tn ik ó w gen. D. C hłapow skiego.
Cesarz wyjechał 13 kw ietnia o 4-ej z ra n a z Paryża. S ta n ął 15-go w D o na uw órth. My za nim 16-go. Nazajutrz g łów na k w a te ra była w Ingol- stadt. Po d ro d z e uw a żałem , że linja n a d rzeką 34
Lech była świeżo ufortyfikow aną, a w ięc cesarz, choć miał zapew n ie nadzieją, że spiesznie p o stąpi naprzód, zabezpieczał s o b ie odwrót.
Przybywszy d o Ingolstadt, zaraz o b sze d ł s t a re fortyfikacje m i a s t a i rozpocząć n o w e roboty dookoła nich nakazał. M ając w tej chwili słab sze siły od flustrji, niewątpliwie do o d p o rn e ] w ojny się przysposabiał. G d yśm y chodzili p o w ałach usłyszeliśmy m o c n ą k a n o n a d ą ku R atyzbonie. Nad wieczorem s a m y m przybył oficer o d m arsz ałk a Davouta z d o n iesien iem , że się re jte ru je p rzed całą a rm ją arcyksiącia Karola, że zostawił w R a
tyzbonie 3000 piechoty, k tóre się p o d d a ć musiały, ale przez to zyskał dzień rra rs z u , gdyż ow e 3000 przez cały dzień zatrzym ały nieprzyjaciela, n a r e s z cie, że a rm ja b aw arsk a p o b itą została i spiesznie się cofa.
O pierwszej w nocy kazał m n ie cesarz p rz y wołać, a g d y m przyszedł, usiąść przy stole i od- rysować sobie z je g o szczegółowej karty na p r z e zroczystym p ap ierze d ro g ą z Ingolstadt do Pfaf- fenhofen. P o te m rozkazał mi wziąść szw a dron z re g im e n tu strzelców k onnych w irtem berskich, który przy nim pełnił służbę w braku gwardii, k t ó
ra d o p ie ro z Hiszpanji m aszerow ała, i wyruszyć zaraz na r e k o n e s a n s ku P faffenhofen, ostrożnie się przybliżając, bo mówił, że d o ty c h c z a s Austr- jacy t a m stoją i z a p ew n ie ku Ingolstadt pafrole wysyłają, lecz d o d ał za azem , że m a rsz a łe k Mas- s e n a m a s z e ru je z A u g s b u rg a na P faffen h o fe n i ma rozkaz a t a k o w a n ia lewego skrzydła a u s trjac k ieg o p od d o w ó d z tw em arcyksięcia Ludwika te g o s a m e go dnia o 8-ej z rana. Z Ingolstadt d o Pfaffenho- jest cztery mil niem ieckich*).
W iedziałem , że w ia d o m o ść o przym aszero- w aniu m arsz ałk a M asseny do P faffenhofe n i=y 1 a p o ż ą d a n ą cesarzow i i że na nią w In g o lstad t czeka.
Prosiłem wit,c m a rs z a łk a o d o b re g o konia, które- g o b y m przym ęczyć mógł. Kazał mi dać j e d n e g o ze swoich a d ju ta n c k ic h i o r d o n . nsa, ale ten nie m ógł podążyć za mn ą , bo w m niej \ tk godzinę p rz e b ie g łe m do p l u to n u , g ^ e na m n ie Koń d o bry w irtem b e rg ki czekał. S ta m tą d rączo p r z e m k n ą łe m d o tych irzech plutonów , z k te re m i byl rot- mi tr/. Ten dotyla byt grzeczny, że mi sw ego w łasn e g o , z dwóch najlepszego, przygotow ał, i ym s p o s o b e m , gay ta m j a d sc , 4-ry godziny z Ingolstadt do Pfaffenhofen cp otrzebow łem , w pow rocie dwie
*) A utor pojechał do m arszałk a M asseny.
36
mi wystarczyło, i s k o ro s t a n ą łe m p rzed ce sarz em , pierwsze jeg o słowo było: „Cóżeś napotkał na dro
dze, żeś dojechać nie m ógł?”. B ardzo był kon- tent z w iadom ości, że k o rp u s M asseny jest już w Pfaffenhofen. Była 10 z ra n a, kazał mi s p o cząć, ale po d w óc h go d zin ac h m u s ia łe m p o s p ie szyć za cesarzem , b o po o d e b r a n e j wiadom ości o M assenie zaraz wyruszył d o armji bawarskiej, której dow ództw o o d d a ł m arszałkow i Lefebrre, gdyż pod k o m e n d ą n a s tę p c y t r o n u baw arskiego, księcia Ludwika, p o b itą została przez ftustrjaków . Skoro przybył d o ich obozu, kazał oficerów zebrać, sa m jeden z księciem i kilkom a ich g e n e ra ła m i, między którymi byli W red e i Roy, wszedł w kolo u fo r m o wane i prosił księcia, a b y im tłom aczył na nie
mieckie, co on po fra n c u sk u powie. Dosłyszeć nie m ogliśm y poza o b s z e rn e m stojąc kołem , te m mniej, że książę Ludwik d o ść m o c n o się jąka.
Potem dow iedzieliśm y się, że im mówił, iż dla nich przybył, aby uwolnić kraj ich od napaści austrjackie j, że ich, B awarów, zaprow adzi do Wiednia, ale potrzebo, żeby się lepiej bili. Po tej m owie kazał ca łe m u obozowi s t a n ą ć do broni, uformować k o lu m n y i n a p r z ó d m asze ro w a ć. Sły
chać b o w ie m było o pół mili lub milę na p rz e
dzie o d R atyzbony d o ść g ę s t e strzelanie ręcznej broni, a n ie k ie d y strzały działowe.
C esarz z n a m i wszystkimi ruszył g alopa do kaw alerji baw arskiej, k tó rą w pół godziny d o g o niliśmy. Było jej 6 re g im e n tó w z artylerją k o n ną, ale w idać było p o niej dem o ra liz ację, flrty- lerja strzelała z bardzo d a l e k a d o jazdy austryjac- kiej, k tó ra w d w ó c h k o lu m n a c h , p o p rz ed zo n a li
cznymi fla n k ie ra m i (najw ięcej ułanów), śm iało n a p r z ó d p o s tę p o w a ła ku B aw arom . Działo się to m iędzy T a n n i A b e n sb e rg . Lecz n ie b a w e m z le
wej strony o d drogi z In g o lstad t ku R atyzbonie dywizja p ie c h o ty fra n c u sk ie j i b ry g a d a kirasjerów francuskich d*ły inny o b ró t rzeczy. S koro kaw a- lerja a u strja c k a s p o s trz e g ła kirasjerów francuskich, zaraz zwinęła flankierów i za p ie c h o tę co fać się poczęła. Kirasjerskie r e g im e n ta rozwinęły się kłu
s e m . Pole nie było dla nich k o rz y .tn e , bo całe k rzakam i okryte. Kiedy p rz e to ku ftu s trja k o m ruszali, zdaw ało się, j a k g d y b y atakow ali nie w lin- ji, ale po tyraljersku. W padli je d n a k na piechotę a u s t r j a c k ą ta k gwałtownie, że o n a *ani się spo- działa, b o z a m ia s t u fo rm o w a ć się, m ając jazdę
za sobą, p o m ię s z a ła się i to do t e g o sto p n ia , źe i jazda b aw ars k a p a t r z ą c na a ta k ta k śm iały, n a brała o tu c h y i ścigać Mustrjaków poważyła się.
Kirasjery i Bawary zaczęli niewolników pró wadzić o b o k ce sa rz a , n ajw ięcej z piechoty. Ce
sarz na o t w a r te m polu zsiadł z konia i o g ień k a zał rozpalić, już b o w ie m dzień się kończył. N a deszła d ru g a dyw. D a v o u ta i k o lu m n a m i p rz e m a sz e rowała tuż przed c e s a r z t m . Żołnierze, poznawszy go, a myśleli, że był jeszc ze w Hiszpanji, takie poczęli wznosić wiwaty, jakich jeszcze nie słyszałem . W tejże sa m e j chwili k ilk u n a stu kirasjeró w prz e
prowadzało z drugiej strony c e sa rz a całą k o lu m n ę niewolników, około 5000 ludzi, p o m ięd zy nimi viielu oficerów, których n a d s a m y m w ieczorem zabrano. D ostał się ta k ż e do niewoli p u łkow nik sztabu g e n e r a ln e g o , k t ó r e g o przyw iedziono przed cesarza. Cesarz kazał m u usiąść przy sobie i zaczął go wypytywać o stan o w isk o i siłę k o rp u s ó w a u s tr iackich. O d p o w ia d a ł z początku, ale p o t e m rzekł, że nie m o ż n a żądać, ab y oficer sztab u in f o r m o wał nieprzyjaciela. N ie obawiaj sią Pan, rzecze cesarz, wiem i tak wszystko, i zaczął szybko z największą d o k ła d n o ś c ią w y m ie n ia ć stanow iska
k o rpusów i pułki, z których się składały. Zdzi
wiony Mustrjak, że oficer na forpocztach tak inform ow any, rzekł: „Z kim m a m h o n o r" ? Na to cesarz podniósł się tio ch ę, i chylił k ape lusz a i od- izekł: Monsieur Bonaparte. W czasie tej roz
m ow y p ie c h o ta fran cu sk a t a k g ło śn e okrzyki wy
daw ała. Piękny to był obraz, z je d n e j strony p ie c h o ta fr a n c u s k a , pełn a zaufania i un esie- nia dla ce sa rz a , żw awo naprzód p o s tę p u ją c a — z drugiej — k o lu m n a niewolników, z których część jedna, t a k się n a m przynajm niej zdaw ało, ró w nież h u c z n e krzyczała m u wiwaty...
Cesarz, wysyłając m n ie do D avouta, powie dział mi: O 8-ej zrana wyekspedjowałem z pola adjutanta m arszałka Davout i, twego rodaka, ale [ zdawało mi się po jego minie, że on tak prędko nie dojedzie, ale choćby i dojechał, to dobrze, że m arszałkow i opowiesz wzięcie Landsbutu i roz
sypkę a rcyksięd a Ludwika. W pierwszej wsi, ■ o trzy ćwierci mili od L a n d s h u tu , za je chałe m do sołtysa, by mi dał przew odnika na blizszą d ro g ę do Eckm uhl. Sołtys, d o k tórego przy oknie z k o nia m ów iłem , p o kazał mi w izbie oficera ś p i ą c e go na s ło m ie i mówił, że i t e n oficer obstalował
40
i pr;ev c d n ik a, ele d o p iero na 4-tą godzinę. Wsze i dłem do izby, obudziłem śp iące g o i poznałem [w nim F. P., k tó re g o to w łaśnie cesarz był rano [wysłał do D avbuta. W ezw ałem go, żeby ze m ną jechał, ale on był rozebrany i odpowiedział, fże jeść w p r/ó d musi, bo całą noc jeździł. Gdy [więc p rz ew odnik s ta n ą ł p rzed d o m e m na koniu, ruszyłem dalej, a je g o zostaw iłem . Cesarz dobrze z miny osądził. Myślę, że F. P. nigdy nie miał pretensji do żołnierki. J e d y n i e z p ośw ięcenia, dość już późno w wieku, żonaty i ojciec dzieciom , przy
łączył się był w W arszawie do sz ta b u Davouta.
Umieściłem zaś tu powyższą a n e g d o t ę tylko d la tego, aby okazać, jak cesarz j e d n e m w ejrzeniem umiał ludzi osądzić, a przy n ajm n ie j o b ra c h o w a ć ich zdolności w ojskow e. Wzrok taki je s t j e d n y m z przym iotów n ac z e ln e g o wodza...
Cesarz także przed 12-ą*) przybył d o Ergolz- bach, resztę nocy przespaliśm y, a o 6-ej z ra na ruszyliśmy na R atyzbonę. Cesarz jech a ł zaraz za pierwszym r e g im e n te m strzelców k o n n y c h . O 8-ej już n a m się ukazały wieże Ratyzbony. Po w sz y st
*) Dnia 19 kw ietnia.
kich wsiach zostawiali flustrjacy p o tro sze piechoty, Mając s a m ą kaw alerję, nie m ogliśm y więc przez wsie m aszerow ać, ale obcho d z iliśm y je po polach.
Przed sobą widzieliśmy tylko flankierów, huzarów i u łanów arcyksięcia Karola z czerw o n e m i czapkami.:
Oddziały te piech o ty austrjackiej, widząc, że wsie o bch o d z im y , rejterow aly się sp ieszn ie ze sw ą jaz
dą. D opiero o pół mili od R atyzbony położenie otw arte i wyższe, jak dolina, w której m iasto leży, odkryło n a n za ostatn ią, dość d łu g ą wioską przed s a m e m m i a s t e m m a s ę jazdy nieprzyjacielskiej, a w pierwszej linji ułanów . Cesarz jechał po w zgór
ku, ale dość blizko wsi, z której o g ro d ó w padło k ilkanaśc ie ku n a m strzałów. Za c e sa rz e m m a sze ro w ał szw a dron strzelców kon n y ch Iinjowvch (bo gwardja była jeszcze d a le k o z tyłu). Cesarz k azał mi wziąść ta n szw a d ro n i w pa ść d o wsi.
Strzelcy m im o strzałów p iech o ty wpadli cwałem , a p o te m , z s iadając z koni, nacierali; k ilk a s e t flu- strjaków p o d d a ło się, a by 1 oni z pułku pie hoty arcyksięcia Karola. Między j e ń c a m i znajdow ał się oficer Ignacy L ed ó th o w sk i. Gdy strzelcy p ro wadzili niew olników ze wsi, cesarz spostrzegł Le- d ó ch o w sk ie g o , który idąc n a s a m y m przedzie,
uderzał n a d o b n ą , m ło d zień cz ą po sta w ą , m iał p i ę k ny biały m u n d u r z błękitnym k o łnierz em , a szy
szek złocisty na głowie, wyższy od żołnierskich.
Cesarz kazał go p rzed siebie przyprow adzić i spytał, jak się nazywa. Zm iarkow aw szy p o nazw isku, że Polak z Galicji, rzekł do niego: I nacóż słu ży sz zaborcom twego kraju?. W ym ówiwszy to, uderzył konia i ruszył g a l o p e m . L edóchow ski stał t a k blisko, że k o niec c e s a rs k ie g o biczyka trafił go w szyszak i m yśląc, że cesarz rozm yślnie chciał go uderzyć, ta k się czuł o b ra ż o n y m , iż m ało z żalu się nie rozpłakał. Nie byłby zważał n a to, gdyby był wiedział tak, jak my, że c e sarz nigdy ostrogą ani łydką k onia w g a lo p nie wprowadzał, ale biczykiem zacinał. Nie m o g łe m m u narazie wyperswadować, że c e sarz nie m iał i nie m ógł
mieć z a m ia ru u d e rz e n ia go.
N a dchodziła dywizja kirasjerów , a n a jej czele b r y g a d a karabinierów . Tę cesarz zaraz roz
winął, bo spostrzegł, że j a z d a au stry ja c k a , w k o lumnie p rzed m ia s te m stojąca, pocz y n ała naprzód ku nam się p osuw ać . W n e t r e g i m e n t u łan ó w w sześć szw a dronów zbliżył się k łu se m n a 200 kroków o d k arabinierów , c w ałem a t a k przypuścił
i w pa d ł istotnie n a ich linję, ale rozbić jej nie zdołał, bo drugi pułk t u i za pierw szym p o s t ę p o wał, a za nim cała dywizja kirasjerów. Wielu k a rabinierów widziałem r a n n y c h lancam i, ale i uła
nów kilkunastu spadło z koni. P rzyprow adzono między innym i p o doficera, bardzo p ię k n e g o czło
w ieka. K arabinier ciął go tak. że między u c h e m a o kiem ra n a aż do szczęki się ciągnęła, krew po zielonym m u n d u r z e ciekła aż na ziemię, a prz e
cież c z a p k a m u nie spadła, siadziała na głowie i to na bakier. Cesarz, widząc, że ułany austr- jackie są Polacy, kazał mi go się zapytać, czy nie wie, że o n P olskę c h c e o d e b r a ć tym , co ją rozszarpali i n a m powrócić? O dpow iedział ś m i a ło: „W iem to, i gdyby do n a s z e g o re g im e n tu p o l
ski oficer przyjechał, cały p o sz e d łb y za nim, ale w chwili, k iedy każą iść d o szarży, trze b a d o b rz e iść, żeby nie pow iedziano, że się Polacy źle b iją ”.
Po tej szarży cała kaw alerja austrjacka zrej- tero w ała się do m ia sta i za m iasto, n aw et szarża ułanów m iała niewątpliwie na celu zakryć o d w ró t całej jazdy. Cesarz zbliżył się do m iasta, stanął n a wzgórzu, s k ą d d o b rz e widać było i patrzył lu
n e tą . Po o g ro d a c h na p rzedm ieściu trzym ali się
44
jeszcze r.elcy piesi austrjac cy i strzelali. Kula trafiła w nogę c e sa za. Zsiadł z konia, zdjęto m u but, Iwan, chirurg je g o przyboczny, przyłożył m u p laster na palec, który od u d e rz e n ia kuli był c z ar
ny, o b w inął go, a w bucie wyrżnął dziurę, żeby go nie cisnął. Poczem cesarz wsiadł zaraz n a k o nia i g a lo p e m ruszył do w ojska, które kazał b y re g im e n ta m i u fo rm o w a ć i k a ż d e m u oświadczył, iż oficerowie m ają m u w ym ienić n ajw aleczniejszego z p o m ięd zy siebie w każdym pułku. Oficerowie stali więc już na czele k a ż d eg o re g im e n tu i przed stawiali cesarzowi teg o , na Kiórego pa< ł ich wybór, a cesarz m ianow ał 90 b a r o n e m i przeznaczał do tacje. M nie i kilku oficerow o r d o n a n s u także b a ronam i na .tern polu m ia n o w a ł i po 4000 fr. d o chodu na d o ta c je przeznaczył.
FAŁSZYWY ADJCJTANT MARSZAŁKA DAVOUTA
Z p am iętn ik ó w g e n . J. S zy m a n o w sk ie g o . Z o sta łe m więc w głównej kw aterze, w k tó
rej sam n a s a m przyszło mi się s p o tk a ć z ce sarz em . Było to zd a rze n ie t a k dla m n ie przynajm iej in te resujące, iż do k o ń c a życia o niem nie z a p o m n ę ,
tem bardziej, że żywię p rz e k o n a n ie , jako nic nigdy p o d o b n e g o n i k o m u z ce sa rz e m wydarzyć się nie m ogło i nie wydarzyło się. Rzecz się ta k miała:
z W arszaw y jeszcze zn a łe m pułkownika Flahauta, który s potkaw sz y m n ę w sali, wziął p o d rę kę i p o wiódł ku drzwiom jadalni, mówiąc:
— Siadaj sobie tu taj i ja k tylko drzwi otw o rzy służba, ozna jm iając , iż p o d a n o d o stołu, w tej chwili, nie u w a żając na nikogo, wejdź i zajmij miejsce. N abierz pierw szej lepszej potraw y na talerz, nalej sobie w ina z flaszki przed to b ą sto
jące j, jedz i pij, ch o ć b y ś widział za s o b ą g e n e r a łów, nie m o g ą c y c h się d o c isn ą ć do stołu. Widzisz, b o u n a s p rzygotow uje się o biad na o só b co n a j
więcej trzydzieści, a głodnych je s t dw a razy tyle.
Podjadłszy sobie, wracaj, zanim inni ruszą się o d stołu, d o tej sali, gdzie, jak widzisz, ciągnie się dokoła w ąska sofa. Upatrzywszy so b ie m iej
sce d o g o d n e , kładź się i c h o ć b y m ew iem kto s ta r
szy o d ciebie s to p n ie m , wołał, byś m u m iejsca ustąpił, to udaw aj, że śpisz, ani się rusz. Niech się kładzie przy tob ie lub na ziemi. Jeż eli mej rady nie usłuchasz, to g ło d n y i na gołej podłodze ja k pies będziesz nocował.
46
W y k o n a łe m jaknajściślej udzieloną mi n a u k ę i gdy sztab wracał od obiad u , ja w yciągnięty w k ą cie s fy, z o b d a r ty m nieco, a d a m a s z k o w y m dyw a
n em p o d głową, sp o cz y w ałem w najlepsze, choć słyszałem z niejed n y c h u st n a r z e k a n ie z pow odu, iż przejezdni oficerowie zabierąją d o m o w y m miej
sce przy obiedzie i do sn u . Nie ru s z a łe m się w c a le, aż w k o ń c u je d e n z później przybyiych, przy
suwa się do m n ie od zacho d n iej stro n y i ułożyw
szy gł wę na m nie, zasypia w najlepsze, prosząc, abym go nie budził. Dzięki ra d o m m e g o m e n to ra Flachauta, p r z e sp a łe m się sp o k o jn ie praw ie do północy W te m m iędzy j e d e n a s t ą a p ó łn o c ą sły
szę w ołania raz i d m gi: — Gdzie jest a d ju ta n t m a r szałka D a v o u ta ? Zryw am się z sofy, aż tu oficer ordynansow y raportuje: Cesarz c h c e p a n a widzieć — i wiedzie m n ie aż do drzwi sypialni cesarskiej.
W p o p rzek drzwi na rozciąg n ięty m m a te r a c u zastałem leżą cego g e n e r a ła - a d ju t a n t a R apps. Ta- mu się z a te m m elduje, a o n mi powiada:
— flleż p a n nie jesteś pułkow nikiem Chri- stophem.
— Nie.
— Cesarz ch c e mówić z pułkownikiem ...
— ftie m a go.
— F\ gdzie jest?
— Pojechał do W iednia.
— Poco?
— Miał de esze d o g e n e ra ła Frianta, a ja 10 w jego m iejsce pozostałem .
— fo trze ba jech a ć po n iego — prawi Rapp.
— J e c h a ć nie m o g ę , rzekłem — gdyż o tej godzinie nie d o s t a n ę koni. P ie ch o tą p ójdę n aty ch miast, lecz zanim zajdę do W iednia i zanim Chri- s to p h znajdzie się tutaj, to zejdzie kilka godzin, a ty m c z a s e m m o że się cesarz zniecierpliwi, gdy nikogo nie zobeczy z n a s z e g o sztabu..
— Masz r a c j ę — zauważył R app i o tw ierając drzwi do sypialni, zapow iada pełn y m głosem :
— Adjucant m arsz ałk a D avoutH
Wszedłszy dość śmiało, z a s ta k m ce sarza nad m a p ą , rozłożoną na dużym , o krą głym stole, oświc - c o n y m k ilkom a w oskow em i świecam i. O b o k c e sarza ta k z jed n ej jak z drugiej strony leża
ły dwie poduszki, w których widniały w e tk n ięte szpilki zwyczajne z białem i i z k o lorow e m i k ar
t e cz k am i u łepków. Po lewej stronie zobaczyłem sto s d ep e sz, k tó re cesarz z uw agą odczytywał, 48
znacząc od czasu d o czesu szpilkam i odpow iednie miejsca na m apie. U b ra n y był N a p o le o n w b ia ły, pikowy s u r d u t letni, zaś na głowie miał cze pe!\ związany dość cien k ą w stążką, zieloną czy też niebieską, bo te g o przy świetle nie m o g łe m rozpoznać; Cesarz nie uważał, czy też nie słyszał, co m u Rapp o a d ju tan c ie m arszałka D av o u ta m e l dował, g yż nie przerywał sw ego zajęcia, ja z a ś1 stanąwszy na C2t^ry lub piąć kroków f rzed s t o łem, ani m się r.ie rus/ył, przygotow ując sobie w m y śli odpowiedzi, gdy m nie o to lub cw o w s p r a wie nasz ego k o rp u s u zapyta. Tak u p łynęło jakich dwadzieścia m nut, w ciąg u k tó reg o to .czasu s t a łem jak wryty, nie śm iąc nietylko o d k asz ln ą ć lub odchrząknąć, ale n aw et silniej o d etch n ą ć. Aż tu
Cfsarz p o d n o si głową i widzi o kilka kroków przed sob^ postać, do "której widoku nie był przywykł.
Silnie więc p o p c h n ie ku m n ie stół, k tó reg o nog były z a o p a trz o n e w k ó ’ka i krzyknie gw ałtow nie Ktoś ty?
Zdębiałem . Z a p o m n ia łe m najzupełniej o przy • golowanej dokł.:dn.e odpow iedzi, z a p o m n ia łe m , kto jestem i jak się n az yw am , osłupiałem . Usta mi kom pletnie zam urow ało. T y m c z a se m cesarz, wi
d : ą c , że m n ie z a e k o n c e r t o w i ł , u ś m iech n ą ł się, zbliżył się do m n e i położywszy rę kę na mem rr.mieniu, mówi:
— No przyjd ź do siebie i powiedz kto jesteś?
To p y tan ie, w yrz ec? one ł a g o d n y m głosem, rozwiązało mi w ko ń cu usta. Powiedziałem że j e s t e m ze sztabu trze ciego k o rpusu.
— Ależ ty nie jeste ś C/jristopije.
— Nie.
— A gdzież je s t Cljristoplye?
— P ojechał d o Wiednia z d e p e s z a m i dla g e nerała Frianta.
— Tak, tak, — rzecze cesarz — tam zostawi- | liście jedną dywizją waszego korpusu — i spostrzegł- ! wszy w tej chwiłi na mej piersi krzyż polski, bie
rze go w rę kę i pyta:
— Tyś nie Francuz?
— Nie.
— Toś Polak?
— Tak jest, Nsjjaśni-ejszy Panie.
— Jesteście walecznym narodem — rzekł ce
s a r z . — Czy też należysz do narodu walecznego...■; S kłoniłem głowę na te słowa, poczerń cesarz zawiadom ił m nie, o czem jeszcze nie wiedziałem:
50
o bitwie p o d R aszy n e m , o kapitulacji Warszawy, o konwencji, zawartej z arcy k sięciem F e r d y n a n dem, p rzyczem d o d ał z n aciskiem :
— Oddanie W arszawy Austrjakom nic nic znaczy, bo niedługo wróeą tam Polacy...
A R E S Z T Z A N I E Ś C IS Ł Y W Y W IA D . Z p a m ię tn ik ó w g en . D. C hłapow skiego.
W siadłem na k onia i cz em p rę d z e j przez m o sty i W k d e ń za je c h a łe m d o S c h ó n b ru n n .
— Gdzie wojsko polskie? zapytał m n ie ccsarz.
— W Krakowie.
— O ja k m atka ojczyzna się ra d u je! Te, były słowa, któ rem i na to ozwał się do m nie, a p o t e m wypytał się o wszystkie szczegóły, ale gdym m u powiedział, że b ry g a d a m o sk ie w sk a weszła była do Krakowa, zwrócił całą swą m o w ę n a ko rp u s Golicyna. M usiałem m u wyznać, i e u Golicynn nie byłem , tylko przez oficera p o s ła łe m m u z a wieszenie broni. R ozgniewał się szczerze i kazał mi iść d o kozy, kilka razy pow tarzając: Kiedy wysyłam oficera, to na to, żeby wszystko widział,
<r osobliwie w tym wypadku m ogłeś się dom yślei, ja k
interesującym byłby dla mnie raport o korpusie moskiewskim.
P o s zed łem s k o n f u n d o w a n y na górą. Tak b y łem zm ęczony, żem zaraz zasnął. Nazajutrz d o p ie ro o 10-tej, gdy je d e n z mc ich kolegów przy
szedł zawołać m n ie na śniadanie , prz y p o m n ia łe m sobie, żem w kozie i prosiłem, aż eby się zapytał gen. Savary, z a s tę p u ją c e g o C aulincourta, który przynajm niej co do a dm inistracji był naszym prze
łożonym , czy j e s t e m w areszcie prostym , czy for
so w n y m . Z apytał się g en . £>avary ce sarza i w net ów kolega powrócił d o m n ie z u w iad o m ien iem , że cesarz zniósł mój areszt. Areszt prosty był taki, że broni nie o d d aw ało się i nie wychodziło się, tylko na o b iad lub śniadanie . Areszt zaś forso
wny zależał n a t e m , że o d d a w a ło sie pałasz i nie wolno było całkiem wychodzić.
P R Z E G L ą D S Z W O L E Ż E R Ó W W SCHÓN- BRUNN.
Z p a m ię tn ik ó w g e n . J . Załuskiego.
N apoleon, powróciwszy do S c h ó n b r u n z a r a z się zajął p r z e g lą d e m swoich wojsk, ta k pizyb>wa- jących ciągle, ja k o też tych, k tóre zbierały dla 52
niego wawrzyny, po p o lach włoskich, węgierskich, austrjackich i m oraw skich. C odziennie dziedzi
niec paiacu s c h ó n b r u ń s k ie g o był n a p e łn io n y woj
skiem i ró ż n e m i oddziałam i artylerji, pociągów róż
nego rodzaju, oraz tak iem i p ułkam i, k tóre N a p o leon chciał w y n a g ra d z a ć za bitwy odbyte. Przy szła kolej i n a nasz pułk. Mieliśmy rozkaz wy
stąpienia w zu p e łn y m k o m p le c ie ludzi i koni obec nych przy pułku, jak d o lustracji i n sp e k to ra .
Oficerow ie ranni, lecz m o g ą c y chodzić, jako to: sz ;f Kozietulski i k ap itan 1-ej k o m p an ji, F ra n ciszek Ł ubieński, oraz inni, pełni nadziei łask i n agród, przybyli z W iednia. K apitan Ł u b ie ń s k i(
którego ja za s tę p o w ałem , prosił m nie, że by m u napisać jak najdok ład n iej sy tu a c ję k o m panji, wiedząc, że N a p o le o n od niej, jak o o d p ra w e g o skrzydła, zacznie swoją lustrację. P ułk nasz cią
gnął w całej paradzie, p o dzielony na 2 r e g im e n ta , po 4 szw a d ro n y bojowe. Pierwszym dowodził major Delaitre, d ru g im D a u ta n c o u rt, o b o m a , niby brygadą, pułkow nik Krasiński. Szliśmy upojeni tryum fem , m arz ąc tylko o p om yślnośc iach; t y m czasem ż a d n e m u z tylu d o w ó d c ó w nie przyszła na myśl p o słać a d j u ta n ta p u łk o w e g o Btepfetfd, ?e-
T ^ o r u ^
,a
j .by się zapytał o m iejsce szyku i zaprowadził pułk na takow e. W e te ra n i m ajorow ie sądzili, żę ktoś ze sz ta b u c e s arsk ieg o w ty m celu d o n a s p rz y b ę dzie; po p ro stu stracili głowę, m ając poraź p ie rw szy popisyw ać się zbliska przed s a m ą o so b ą N a
p oleona... To niech m ło d y m ofice ro m służy za n au k ę , że m usi to nie t a k łatw o być dowodzić arm jam i, kiedy ludzie tacy jak Delaitre i D a u ta n - c o u rt nie umieli d a ć rady, każdy tylko cz te rem i to m a ły m szw a d ro n o m .
Przybyliśm y więc poza praw ą oficynę p ełac u i po rozgłośnej k o m e n d z ie pp. m ajorów z a c z y n a m y się szykow ać z tyłu za oficyną; w te m na głos d o n o ś n y D a u ta n c o u r t a przybiega g e n e ra ł D urosnel, a d j u t a n t cesarski, i woła na gwałt: „Dla Bogal Co p a n o w ie robicie? Gdzie się kryjecie! Nie tu w asze m iejsce, ale w pierwszej linji przed p a ła cem..." Zm ieszani te m b a r d z ie j nasi d o w ó d c y tym nag ląc y m ro z k aze m p ro w a d zą n a s do b ra m y dzie
dzińca; m ija m y ow e lwy, u wnijścia spoczyw ające, i z a sta jem y cały dziedziniec prz ep ełn io n y w o jsk a
mi ro z m a ite m i, artylerją, p o ciąg a m i. N a konie c czoło naszej k o lu m n y trafia na jakieś za p asy c e gieł i w a p n a i rusztow ania, p rz y sp o so b io n e do 54
jakiejś reperacji. M ajorow ie i szef Ł u b ie ń s k i wy dają różne k o m e n d y , chcąc w y b rn ą ć z te g o labi
ryntu. Istotnie p o ru sz e n ia nasze w tym tu m ulc ie były t ru d n e , i m ogło się zdaw ać cesarz wi, że to s k u tek naszej niezn a jo m o śc i obrotów wojskowych.
W te m n a d b i e g a je n e r a ł D urosnel i woła: „Kto tu dowodzi 1-szą k o m p a n j ą ? ” — O dpow ia d am :
„ J a ” — „Wp. jedź do cesarza, on WP. ż ą d a ”. — J a kieruję konia ku cesarzowi, aż tu p rz y p ad ają do m n ie pułkow nik Krasiński, Delaitre, wołając:
„Co ty robisz! gdzie jedziesz!” J a o d p o w iad a m , ż® cesarz k^zał m n ie w o ł a ć . — Milczenie, zadzi
wienie — a ja sto ję na koniu przed ce sarz em i salutuję go p ałasz em . On s p o g lą d a z dołu do góry na m n ie i głosem surow ym pyta: Kto jesteś O dpow ia d am : „D ow odca 1-szej k o m p a n ji regi m e n tu sz w o le ż e ró w ”. — Ma to cesarz: A, dobrze, i d otykając ziemi palcam i prawej ręki, mówi do m nie: Pan tu, tu u szyku j swoją kompanją przedcmną. J a w racam do pułku i k o m e n d e r u ję mojej kom panji: „Czwórkami m a r s z ”! P rzypa
dają d o m n ie szefowie szw adronu, Łubieński, Pac, myśląc, ż e m d o s ta ł p o m iesza n ia zmysłów. „Co ty ro b isz?” wołają. — J a do nich: „Pełnię rozkaz