• Nie Znaleziono Wyników

Zakazane słowo „Żyd” – o ukrywaniu tożsamości żydowskiej w rodzinach po Zagładzie w świetle wywiadów z przedstawicielami drugiego pokolenia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zakazane słowo „Żyd” – o ukrywaniu tożsamości żydowskiej w rodzinach po Zagładzie w świetle wywiadów z przedstawicielami drugiego pokolenia"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Zakazane słowo „Żyd” – o ukrywaniu tożsamości żydowskiej w rodzinach po Zagładzie w świetle wywiadów

z przedstawicielami drugiego pokolenia

Magdalena Grycan

Uniwersytet Warszawski

Tematem niniejszego artykułu jest zagadnienie ukrywania żydowskiej tożsamo- ści, milczenia o Zagładzie i własnej historii rodzinnej w relacjach tak zwanego dru- giego pokolenia, a zatem dzieci ludzi ocalałych z Holokaustu. Transgeneracyjna transmisja traumy1 i jej wpływ na dzieci w rodzinach osób, które przeżyły Zagładę, jest tematem szeroko analizowanym w literaturze naukowej – wśród mnogości znamienitych pozycji wymienić można m.in. prace Alana L. Bergera2, Hadasa Wisemana i Jacques P. Barbera3, Helen Epstein4 czy Aarona Haasa5.

1 W literaturze przedmiotu zjawisko to występuje pod nazwą „transgenerational trauma transmission” ((T) i odnosi się przede wszystkim do doświadczeń potomstwa ocalałych z Zagłady. Por. np. M.U. de Viñar, Political Violence: Transgenerational Inscription and Trauma, „International Journal of Applied Psychoanalytic Studies” 2012, nr 9 (2), s. 95–108;

P. Fossion, M. Carmen Rejas, L. Servais, I. Pelc, S. Hirsch, Family Approach with Grandchildren of Holocaust Survivor, „American Journal of Psychotherapy” 2003, nr 57 (4), s. 519–527.

2 A.L. Berger, Second Generation Voices: Reflections by Children of Holocaust Survivors and Perpetrators (Religion, Theology, and the Holocaust), Syracuse 2001.

3 H. Wiseman, J.P. Barber, Echoes of the Trauma: Relational Themes and Emotions in Children of Holocaust Survivors, Cambridge 2008.

4 H. Epstein, Children of the Holocaust: Conversations with Sons and Daughters of Survivors, New York 1979.

5 A. Hass, In the Shadow of the Holocaust: The Second Generation, Cambridge 1996.

(2)

Na gruncie polskiej nauki badaniu tego zagadnienia poświęciła się psychiatra Maria Orwid6, mierzyli się z nim także Katarzyna Prot7 czy Krzysztof Szwajca8. O psychologicznych konsekwencjach ukrywania żydowskiej tożsamości pisała także Małgorzata Melchior9 w książce podejmującej próbę odtworzenia proce- su kształtowania się i przekształcania tożsamości osób ocalałych. Liczba prac podejmujących tę tematykę i ich zakres, a także różnorodność paradygmatów badawczych dowodzi złożoności zarówno samego zagadnienia konsekwenc- ji Zagłady i milczenia o niej dla jednostki, jak i jego istoty. W niniejszym ar- tykule doświadczenie ukrywania żydowskiej tożsamości, a następnie moment jej odkrycia przez przedstawicieli drugiego pokolenia zostaną przedstawione w świetle pogłębionych wywiadów jakościowych przeprowadzonych w Paryżu z polskimi Żydami/Polakami pochodzenia żydowskiego10, którzy wyemigrowali do Francji w latach 1968–1980. Prawie wszyscy rozmówcy (n = 18) urodzili się w Warszawie w latach 1944–1955 i to w tym mieście spędzili lata przed emigrac- ją. Ci, którzy urodzili się poza granicami kraju (n = 3), a do Polski przyjechali w okresie wczesnego dzieciństwa, również mieszkali w stolicy. Wszyscy rozmów- cy wywodzili się ze zasymilowanych, w większości laickich rodzin, w których przykładało się dużą wagę do wykształcenia i pozycji zawodowej. Nawet jeśli rodzice znali jidysz, jego użycie ograniczało się do sytuacji, w których język ten stanowił sekretny kod, w którym można było wyrazić wiadomości niepożądane dla ucha dzieci. Dotyczyło to również sfery religijnej – rodzice rozmówców nie praktykowali judaizmu, nie przestrzegali zasad kaszrutu, żyli w sposób świec- ki. Były to zatem osoby wychowane w polskiej kulturze, z którą bardzo silnie się identy+kowały. Nie jest naszą ambicją, by dokonać wyczerpującej analizy

6 Por. M. Orwid, E. Domagalska-Kurdziel, K. Pietruszewski, Psychospołeczne następstwa Holokaustu, „Psychiatria Polska” 1994, vol. XXVIII, nr 1, s. 91–112.

7 Por. K. Prot, Late Effects of Trauma: PTSD in Holocaust Survivors, „Journal of Loss and Trauma” 2010, nr 15, 28–42.

8 Por. K. Szwajca, Rodziny po Zagładzie, „Midrasz” 2011, nr 6, s. 10–527.

9 M. Melchior, Zagłada a tożsamość: polscy Żydzi ocaleni „na aryjskich papierach”: analiza doświadczenia biograficznego, Warszawa 2004.

10 Kwestia desygnacji osób łączących w sobie polską i żydowską przynależność jest nie- zwykle skomplikowana, a obok określeń Polak żydowskiego pochodzenia/polski Żyd można wymienić np. Polak-Żyd, Żyd z Polski i inne. Należy pamiętać, iż splątana polsko-żydowska tożsamość może wyrażać się różnie, a jej identy+kacje z polskością i żydowskością będą miały różny stopień nasilenia, dlatego obydwu kategorii używam obok siebie, nie wymiennie, a niezależnie.

(3)

zjawiska transgeneracyjnego przekazu traumy – jest to bowiem niewykonalne w ograniczonej ilościowo formie artykułu, sam temat jest zaś niezwykle ro- zległy i nadal zgłębiany, o czym świadczyć mogą przytaczane wyżej tytuły prac.

Skupimy się zatem na kilku wybranych problemach, jakie stwarzało życie w at- mosferze ukrywania żydowskiej tożsamości i niewiedzy o niej. W pierwszej części artykułu analizie poddany zostanie moment, w którym rozmówcy dow- iedzieli się o swoim żydowskim pochodzeniu. Następnie omówimy strategie ukrywania stosowane przez ich rodziców, by w ostatniej części zastanowić się nad konsekwencjami milczenia i życia w niewiedzy o swojej historii rodzin- nej. Tekst artykułu wzbogacony będzie także fragmentami różnych utworów prozatorskich (wspomnieniami, powieściami autobiogra+cznymi, wywiada- mi). Zaznaczmy jednak, że w tym przypadku nie interesuje nas sama analiza przytaczanych fragmentów – pełnią one jedynie funkcję ilustracyjną, a ich przywołanie ma wyłącznie potwierdzać podobieństwo przeżyć i doświadczeń badanych osób. Taki zabieg wydaje się cenny zwłaszcza w przypadku utworów o charakterze biogra+cznym. Uzupełnieniem postaw i doświadczeń przebadanej grupy będą zatem przytaczane fragmenty literatury pięknej, w których pisarze (Michał Głowiński, Ewa Kuryluk, Georges Perec, Agata Tuszyńska) oraz bohat- erowie książki Mikołaja Grynberga Oskarżam Auschwitz opowiadają o tym, jak wyglądało ich dzieciństwo w cieniu Holokaustu i ukrywanej prawdy o historii ich rodzin.

Tożsamość żydowska – doświadczenia inicjacyjne

Rozmowę na temat żydowskiej składowej tożsamości rozmówców rozpoczyna- łam zazwyczaj krótko po przystąpieniu do wywiadu, gdyż pierwsze pytanie było następujące: „Jak to się stało, że znalazł się Pan/znalazła się Pani we Francji?”.

W przypadku osób emigrujących po wydarzeniach Marca ’68 kwestia żydow- skich korzeni wypływała więc naturalnie dosyć szybko. Ci z rozmówców, którzy zostali w Polsce po tych wydarzeniach i wyemigrowali dopiero w latach 80.

XX w. (głównie ze względów ekonomicznych, ale często również politycznych), także wracali pamięcią do tych wydarzeń, tłumacząc, dlaczego wtedy nie opu- ścili kraju. Wspomnienia te otwierały możliwość podjęcia tematu ich tożsamo- ści żydowskiej. Jedną z pierwszych rzeczy, o które pytałam, było to, od kiedy rozmówcy mieli świadomość swojego żydowskiego pochodzenia oraz w jaki

(4)

sposób się o nim dowiedzieli. Gdyby pokusić się o próbę usystematyzowania tych doświadczeń, które nazywam za Małgorzatą Melchior11 „inicjacyjnymi”, można by podzielić je na kilka kategorii. Wśród przebadanej grupy są osoby, które wiedziały o swoich żydowskich korzeniach „od zawsze”, to znaczy nie pa- miętają żadnego konkretnego momentu, w którym by się o tym w jakiś szcze- gólny sposób dowiedziały. Są to przede wszystkim przypadki tych rozmówców, których rodzice praktykowali jakieś żydowskie zwyczaje, bądź też nie wahali się używać w pewnych sytuacjach języka jidysz, co naturalnie wskazywało na ich związki z żydowskością. Z o f i a12 przypomina sobie, że o żydowskim pocho- dzeniu wiedziała „od zawsze”:

Wiedziałam zawsze, bo jak byłam bardzo małą dziewczynką, to ojciec mi to bardzo jasno powiedział. Przedtem tego nie ukrywał, ale powiedział mi dobitnie, bo usłyszał na podwórku jak gromadce dzieci coś krzyczałyśmy nieładnego typu… no wie Pani co, wolę nawet nie powtarzać, tym bardziej, że Pani chce spisać to wszystko, tak jak się mówi. Jakaś głupia gra dziecinna to była, wiec poprosił mnie na rozmowę i po- wiedział, żeby nigdy w twoich ustach tego typu słowa nie zabrzmiały, jesteś Żydówką sama i masz to wiedzieć na całe życie. Także wiedziałam od zawsze, zawsze, od zawsze.

Nie było żadnego ukrywania [Zo+a].

Warto jednak zaznaczyć, że choć żydowskiego pochodzenia w tych domach pozornie nie ukrywano, to wiedza o historii rodziny nadal pozostawała tajem- nicą, a wszelkie żydowskie zwyczaje znajdowały się w sferze tabu.

Inną grupę stanowią osoby, które nie dowiedziały się o swoich korzeniach w sposób formalny czy bezpośredni, ale zawsze to w jakiś sposób przeczuwały i przeprowadziły w tym celu poszukiwania na własną rękę, które poskutkowały odkryciem prawdy o swoim pochodzeniu. Mówi o tym D o r o t a:

Problem wyjazdu [w Marcu ‘68] w moim przypadku w ogóle nie stanął, ponieważ tak naprawdę, to ja do końca nie wiedziałam, że mój ojciec jest pochodzenia żydowskie- go, wtedy. On umarł w ‘71 roku, ze mną na ten temat nie rozmawiał i dopiero wszystko

11 M. Melchior, Społeczna tożsamość jednostki. W świetle wywiadów z Polakami pochodzenia żydowskiego urodzonymi w latach 1944–1955, Warszawa 1990.

12 Ze względu na reguły anonimowości badania wszystkie imiona rozmówców oraz inne szczegóły mogące ułatwić ich identy+kację zostały zmienione. Dla ułatwienia czytelnikowi śledzenia wywodu i orientacji w poszczególnych fragmentach wywiadów, każdą z cytowanych wypowiedzi opatruję imieniem jej autora podanym w nawiasie.

(5)

we Francji to jakby tak odkopałam. W domu nie było żadnego przekazu. Kompletnie temat tabu, dziecko wyczuwa, jak jest temat tabu rodziców, w związku z czym nie stawia pytań. Wiele rzeczy było takich tłumionych w domu, ale to była właśnie jedna z takich rzeczy… absolutnie nie było o tym mowy, więc w ‘68 r. oczywiście, jakbym się tak bardzo skupiła nad tym i zastanowiła, i chciała się czegoś dowiedzieć, czy też mogła się czegoś dowiedzieć, jakbym poczuła, że mogę, to bym się zastanowiła, dlaczego mój ojciec zostaje wyrzucony z pracy, posłany na wcześniejszą emeryturę…

No ale właśnie on już był chory. Pamiętam różne takie zdania, typu: „No, gdybyś wyjechała, to bym bardzo cierpiał…”. Więc to jest takie zdanie, które otwiera jakąś tam szczelinę, no ale nie chwyciłam tego zdania wtedy [Dorota].

Są też osoby, którym w pewnym momencie ich życia rodzice zakomunikowali ten fakt – trudno jednak o konkretny wzór zachowań, gdyż przebiegało to w spo- sób bardzo różny. Treść tych rozmów nie zawsze była niespodzianką dla moich badanych, ponieważ w pewnym sensie to przeczuwali. H a n n a opowiada:

W pokoju rodziców był tak zwany fotel mamy. Tata siedział na fotelu mamy i w za- kłopotaniu kręcił tużurek. I powiedział, „wiesz córeczko, chciałem ci powiedzieć, że jesteś Żydówką, bo mamusia jest Żydówką i ja jestem Żydem”, na co ja odpowiedzia- łam – „wiem” [Hanna].

Rzeczywiście, pytania o żydowską tożsamość, pewne przeczucia, przeświad- czenie, że w rodzinie istnieje jakaś tajemnica, towarzyszyły moim rozmówcom bar- dzo często i prawdopodobnie właśnie dlatego tak brzmiała odpowiedź H a n n y.

Takie rozmowy nie zawsze były wynikiem autonomicznej decyzji rodziców badanych. Zdarzało się, że impulsem do nich były okoliczności zewnętrzne, tak jak miało to miejsce w przypadku I l o n y, która opowiada o tym następująco:

Ja do czternastego roku życia w ogóle nie wiedziałam, że jestem Żydówką. W bardzo śmieszny sposób się dowiedziałam, bo jak ja przychodziłam, mówiłam, że mi wymy- ślają od Żydówek, to ojciec mówił: „to niech Ci mówią, jak dla nich to, że masz ciem- ne włosy – bo ja miałam ciemniejsze włosy – czy tam wyglądasz troszkę inaczej, to jest ich problem, nie twój, a Ty jesteś tu urodzona, twój tata, mama, dziadek, babcia, pradziadek, prababcia wszyscy mieszkali tu, byli urodzeni, mówili po polsku”, moi rodzice nawet żydowskiego nie znali. Więc ta rodzina była bardzo zasymilowana, taka z takiej raczej inteligencji. Więc on mi tak zawsze to powtarzał, powtarzał mocno.

(6)

A dowiedziałam się w sposób śmieszny, ponieważ ojcu zmienili papiery. Natomiast mój wujek, czyli brat ojca młodszy, oni się uratowali w Rosji. Więc on przyjechał do Polski w 46 roku, wujek z Rosji ze swoją żoną. I on się nazywał Zylbersztajn i musiał też zmienić nazwisko. Ale zmienił to już drogą o+cjalną. W związku z tym w papierach mojego taty jest napisane, że rodzice Izydor i Róża, a u mojego wujka Izrael i Rosa.

I ja jego paszport wzięłam do ręki. Otwieram ten paszport i patrzę, że imiona rodzi- ców Izrael i Rosa. No to dostałam w ogóle histerii. Pamiętam, mama była w łazience, poleciałam z tym paszportem do łazienki, mówiąc, że „robicie ze mnie wariatkę i jak śmiecie tak mnie traktować i dlaczego wujek ma inne imiona”, a mama – w lustro się patrzyła, stałam za mamą, widziałam ją w lustrze – ona do mnie mówi – „no bo wujek sobie zmienił, Julian sobie zmienił”. Ale w tym momencie to już było po ptakach i sprawa musiała zostać wyjaśniona [Ilona].

W tej opowieści wybrzmiewają trzy bardzo istotne kwestie. Po pierwsze przy- taczane przez Ilonę słowa ojca, jakimi kwitował antysemickie zaczepki, których o+arą padała, świadczą o tym, jak mocno identy+kował się z kulturą polską.

Być może właśnie dlatego tak bolesna była to dla I l o n y sytuacja, na którą, jak sama mówi, zareagowała „histerią”. Taką reakcję mogło wywołać samo odkrycie prawdy i zmierzenie się z faktem, że ta piętnująca kategoryzacja, której doświad- czała z zewnątrz, jest tak naprawdę uprawomocniona, a zatem nie przynależy w pełni do grupy, z którą się wcześniej identy+kowała. Bardzo trudna musiała być także świadomość, że tak długo była przez swoich najbliższych okłamywana, co z pewnością stanowiło olbrzymie nadużycie jej zaufania. Jeszcze bardziej wymowna jest reakcja matki I l o n y, pokazuje bowiem, jak wielkim trudem było dla rodzica powiedzenie córce o żydowskim pochodzeniu. Nawet w kon- frontacji z „dowodami rzeczowymi” starała się ona zbagatelizować czy ukryć ten fakt. Ta tendencja była zresztą bardzo powszechna wśród rodziców moich rozmówców i ich kolegów. Paweł Śpiewak wspomina:

Na palcach jednej ręki mogę policzyć znanych sobie Żydów (tych powojennych, co nie wiadomo dlaczego pozostali), którzy zawsze w rubryce narodowość wpisywali:

żydowska, którzy nie mieli w domu choinki na Boże Narodzenie i którym rodzice nie zapomnieli powiedzieć, że są Żydami i nakazali im być z tego dumni13.

13 P. Śpiewak, Od rozproszenia do poszukiwań, „Midrasz” 1997, nr 5, s. 5.

(7)

Dla pierwszego pokolenia po Holokauście, a zatem ludzi, którzy bezpośred- nio doświadczyli koszmaru nazistowskiej polityki wobec Żydów, ich pocho- dzenie było równoznaczne z prześladowaniami. Należało więc za wszelką cenę chronić dzieci przed ową bolesną prawdą. Jak wskazuje Joanna Wiszniewicz,

rodzice swoje pochodzenie żydowskie bagatelizowali albo wręcz starali się przed dziećmi ukrywać, a powiedzenie dzieciom o ich pochodzeniu, wytłumaczenie im, kim są Żydzi i czym Żydzi różnią się od Polaków, było dla nich jedną z najtrudniej- szych wychowawczo sytuacji14.

W autobiogra+cznej książce poświęconej swojej rodzinnej historii i stop- niowemu odkrywaniu przemilczanej tożsamości żydowskiej Agata Tuszyńska tak tłumaczy powody, dla których jej matka – Żydówka ocalała z Holokaustu – zdecydowała się ukryć przed nią prawdę o własnym pochodzeniu:

Wielu ocalonych Żydów wolało po wojnie milczeć o swoim pochodzeniu. Przeżyli i postanowili, że nigdy więcej nie będą Żydami. Lepiej się nie przyznawać, nigdy nie wiadomo, kiedy znowu na ciebie zapolują. Nie chcieli czuć się jak zaszczute zwierzęta.

Tego lęku przed upokorzeniem pragnęli oszczędzić swoim dzieciom. Wszystko było lepsze od pogardy15.

Wśród przebadanych przeze mnie osób są wreszcie takie, które o swoim ży- dowskim pochodzeniu dowiedziały się od osób trzecich, na tak zwanej ulicy, i te przypadki także wydają się być bardzo bolesne. Jest to casus M a r i a n n e, która opisując swoje doświadczenie inicjacyjne, stwierdza:

Ja się dowiedziałam na podwórku. Tam mnie nawyzywali i mama musiała pójść in- terweniować do sąsiadki. Przyszłam do domu z płaczem [Marianne].

Sposób, w jaki jednostka dowiaduje się o swoich żydowskich korzeniach, od- grywa ogromną rolę w konstrukcji i przeżywaniu tej nowej tożsamości. W tym wypadku moment odkrycia żydowskich korzeni był doświadczeniem trudnym i bolesnym – można powiedzieć, że nawet traumatycznym – i to co najmniej

14 J. Wiszniewicz, Dzieci i młodzież pochodzenia żydowskiego w szkołach śródmiejskich Warszawy lat sześćdziesiątych, „ResPublica Nowa” 2004, nr 1, s. 75.

15 A. Tuszyńska, Rodzinna historia lęku, Kraków 2011, s. 31.

(8)

z dwóch powodów. Po pierwsze etykietka Żydówki zakłóciła porządek w jakim rozmówczyni dotychczas żyła i podważyła słuszność jej dotychczasowych au- tode+nicji. Po drugie stała się ona swoistym piętnem w Goffmanowskim rozu- mieniu tego terminu16 i zadecydowała o wykluczeniu z grupy, z którą jednostka się do tej pory identy+kowała i w której budowała swoją pozycję. Ponadto in- formacja o przynależności do jakiejś nieznanej sobie i obcej kulturowo zbioro- wości postawiła badaną osobę przed koniecznością podjęcia decyzji, czy będzie chciała zinternalizować tę tożsamość, czy też ją odrzuci. O tym, jak bolesna była to sytuacja, świadczyć mogą słowa:

Tożsamości żydowskiej tak naprawdę się nie szuka. Ona na ciebie spada jak grom z jasnego nieba [Marianne].

Milczenie o tożsamości – strategie ukrywania w domach rodzinnych

Wobec konieczności ukrywania swojej żydowskiej tożsamości rodzice badanych przyjmowali różne strategie kompensacyjne spośród których na pierwszy plan wysuwają się dwie główne tendencje: zwrot ku polskości i kosmopolityzm.

Jak zauważa Joanna Wiszniewicz, wśród przedstawicieli pierwszego pokolenia bardzo liczna była grupa ludzi żydowskiego pochodzenia,

którzy nie chcieli być formalnie identy+kowani jako Żydzi. Pragnęli żyć życiem pol- skiego społeczeństwa i być osobami całkowicie w nie wtopionymi – choć nie musiało to oznaczać negowania swojego pochodzenia w sytuacjach prywatnych, rodzinnych, towarzyskich17.

Ta strategia mogła znajdować wyraz w pewnych praktykach kulturowych, np. w obchodzeniu typowo polskich (katolickich) świąt. Jak wynika ze wspo- mnień badanych przeze mnie osób oraz z przytaczanych wcześniej słów Pawła Śpiewaka, świętowanie Bożego Narodzenia było w tych rodzinach bardzo częste.

Jeden z moich rozmówców, To l e k, opowiada:

16 E. Goffman, Piętno, tłum. A. Dzierżyńska, Gdańsk 2002.

17 J. Wiszniewicz, Dzieci i młodzież…, s. 73.

(9)

Natomiast o wiele wyraźniej obchodziło się święta polskie, nie jako religijne, ale na przykład w święta była choinka, pisanki, to wszystko było, żebyśmy byli absolutnie zintegrowani. O żydostwie się zupełnie nie mówiło. Oczywiście potem to się zmie- niło, po tych wydarzeniach marcowych. Mojego brata wyrzucili z uczelni [Tolek].

Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o to, na ile była to świadoma strategia równoznaczna z chęcią wychowywania dzieci w polskości, a na ile celem tych praktyk było legitymizowanie ukrywania prawdy o żydow- skiej tożsamości, mające swe źródła jeszcze w czasach okupacji. Z oczywistych względów wery+kacja hipotez o motywacjach pierwszego pokolenia jest już niemożliwa. Ponadto nie zawsze jasne jest, co tak naprawdę stanowiło treść chrześcijańskich tradycji, które dla żydowskich rodziców badanych osób musia- ły być przecież obce – możliwe, że metonimiczne określanie Bożego Narodzenia

„choinką”, a Wielkanocy „pisankami” oddaje czysto behawioralny wymiar tych świąt traktowanych jako pewna tradycja raczej wiązana z krajem zamieszkania, a nie religią. Wspomnienia te dowodzą jednak intensywności wysiłków, jakie podejmowali przedstawiciele pierwszego pokolenia, by jak najsilniej „wtopić się” w polskie społeczeństwo.

Część z osób udzielających wywiadu wychowywana była w duchu kosmopo- lityzmu (internacjonalizmu), ponad narodowościami, w poczuciu, że wielość kultur, a zarazem nieprzynależność do żadnej konkretnej, jest wielką warto- ścią. Rodzice starali się przekazać im, że człowieka lepiej określają jego własne poczucie tożsamości, cechy indywidualne, to, czym się zajmuje, niż kategorie narodowe. Z o f i a opowiada o tym następująco:

To [wielokulturowość rozmówczyni – dop. M.G.] jest sprawa kosmopolityzmu.

Bo kosmopolityzm w Polsce komunistycznej przez Gomułkę był używany jako brzyd- kie słowo. A u mnie w domu kosmopolityzm był największą wartością. Zarówno ze strony ojca, jak i ze strony mojej matki [Zo+a].

W pewnych domach zupełnie unikało się określania człowieka w kategoriach narodowych, uznając je za niewłaściwe. Mówi o tym E l a:

Ja na przykład nie używałam nigdy nie tylko słowa Żyd, ale ojciec odzwyczaił nas od mówienia o kimkolwiek „Niemiec, Chińczyk, Francuz”. Mówił, że się mówi

(10)

po nazwisku, mówi się „pan”, każdy człowiek jest przede wszystkim człowiekiem, a jego obywatelstwo, jego narodowość – to wszystko nie jest ważne. Więc byliśmy wychowani w takim internacjonalizmie kompletnie idealistycznym, że najlepiej jest mówić „Panie Stasiu”, dowiedzieć się, jak kto ma na imię, nazwisko nie jest uprzejme – uprzejmiejsze jest imię [Ela].

Możemy przypuszczać, że w przypadku ojca E l i tak silna potrzeba przeka- zania dzieciom, iż przynależność narodowa człowieka nie jest istotna, a ludzi nie należy określać poprzez ich narodowość, była podyktowana przede wszyst- kim obawą, że kiedyś te kategorie znowu będą tak istotne jak w czasach okupacji, kiedy określenie Żyd było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Być może ideali- styczna wizja świata, w którym narodowości nie mają znaczenia, miała kom- pensować lukę powstałą w efekcie ukrycia własnej, żydowskiej tożsamości, co było jednocześnie próbą przekonania samego siebie, że brak przynależności narodowej nie jest tak bolesny.

Także w autobiogra+cznych powieściach Ewy Kuryluk Goldi czy Frascati, które przedstawiają skomplikowaną historię rodziny naznaczonej piętnem Zagłady (matka Ewy Kuryluk została ocalona z ge0a przez jej ojca, ukrywała się po aryjskiej stronie), ani razu nie pada słowo „Żyd”, mimo że problematy- ka żydowska stanowi jeden z najważniejszych tematów tej prozy. O tabuizacji wszystkiego, co związane z żydostwem, i próbach ukrywania tego za pomocą kosmopolitycznych wizji Kuryluk pisze następująco:

Emigracja? Nas, panie docencie, nie dotyczy. Nie jesteśmy przecież… Wykropkowuję, bo na Frascati nie używamy epitetów. Ludzie są braćmi i oceniamy ich po postęp- kach, nie po pochodzeniu. Ziemia, panie docencie, nie ma imienia i należy w głów- nej mierze do każdego, w tym do roślin i zwierząt: naszego młodszego rodzeństwa.

To planeta braterstwa18.

Nie należy zapominać o tym, że w przypadku tej konkretnej grupy badawczej kategorie identy+kacyjne odnoszące się do konkretnych narodowości mogą być przeżywane jako stygmatyzujące. W większości domów moich rozmówców słowa „Żyd” nie używało się w ogóle, czasem było ono traktowane niemal jak przekleństwo, o czym opowiada K a s i a:

18 E. Kuryluk, Goldi. Apoteoza zwierzaczkowatości, Kraków 2011, s. 53.

(11)

Mój kolega miał duży problem życiowy, że jak mówił słowo… Łatwiej mu było po- wiedzieć przekleństwa niż słowo „Żyd”. Tu się robił bardzo czerwony. Przekleństw też nie mówił. W każdym razie się czerwienił, jak mówił słowo „Żyd” [Kasia].

Z pewnością było to związane z polityką okresu stalinizmu, w ramach któ- rej likwidowano wszelki społeczny pluralizm, i kontekstem, w jakim w latach 60. funkcjonowało słowo „Żyd”. Jak pisze Michał Głowiński, unikanie nazwy

„Żydzi” jest czymś charakterystycznym dla języka PRL:

Jedno wydaje się niewątpliwe. Konsekwentne unikanie nazwy Żydzi, czasem w po- staci tak ostrej i niekonsekwentnej, jakby chodziło o słowo wstydliwe, czy wręcz nieprzyzwoite. Pomijano je zatem, czasem zastępowano różnymi peryfrazami, nie- kiedy posługiwano się takimi, a nie innymi niedomówieniami. […] Unikanie nazwy stanowiło następstwo założenia, głoszącego, że Polska Rzeczpospolita Ludowa jest krajem jednolitym narodowo, pozbawionym mniejszości19.

Ważnym powodem wykluczenia słowa „Żyd” z języka była także sama prze- szłość okupacyjna i doświadczenia tego czasu, które sprawiły, że wyraz ten kojarzył się jednoznacznie z niebezpieczeństwem czy zagrożeniem życia. Jak zauważa Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała:

Po pierwsze, było to tak straszne, że samo mówienie o tym wywoływało poczucie za- grożenia. Ci, którzy przeżyli, chcieli zapomnieć, że coś takiego w ogóle miało miejsce.

Po drugie, czuli, że mówienie o tym raniłoby bliskich. Nie chcieli karmić ich trucizną.

Pozostawiali to przekleństwo w sobie, żeby chronić bliskich20.

Często swoimi przeżyciami ocalali z Zagłady woleli dzielić się z nieznanymi czy nawet przypadkowymi ludźmi, treść tych rozmów miała zaś pozostawać dla ich bliskich tajemnicą. Rozmówczyni Mikołaja Grynberga, Lilli Haber, opo- wiadając o swoich rodzicach, wspomina o barierze w opowiedzeniu dzieciom swojej wojennej historii, która, mimo licznych wysiłków, jakie podejmowały

19 M. Głowiński, Skrzydła i pięta. Nowe szkice na tematy niemitologiczne, Kraków 2004, 116–117.

20 E. Zdankiewicz-Ścigała, Świat sklejony na nowo, [w:] Bliżej siebie. Rozmowy z mistrzami, red. D. Krzemionka, Kielce 2013, s. 317–318.

(12)

z siostrą, okazała się niemożliwa do przełamania. Haber wspomina wizytę z ro- dzicami w Polsce – miała to być ostatnia szansa, by poznać ich losy:

[…] myślałyśmy, że jesteśmy strasznie mądre. Nabrałyśmy dużo sprzętu. Każda z nas miała kamerę video. Nie wiem, czy wiesz, ale wtedy taka kamera ważyła dwanaście kilo. Trochę to było ciężkie, ale to nic w porównaniu z tym, że miałyśmy się wszyst- kiego o rodzicach dowiedzieć i na te właśnie kamery to nagrać. Miałyśmy taki sprytny plan, że ja mamę zapytam, siostra to nagra. […] Myślałyśmy, że mama jednak coś nam powie, mimo, że nie chce. Tam była taka sytuacja, że byliśmy w Treblince i mama na chwilę usiadła na ławce. Zobaczyłyśmy, że rozmawia z jednym panem. Włączyłyśmy nasze kamery i jak gdyby nic przechodzimy obok nich. Później przesłuchujemy to nagranie i tam bardzo dobrze słychać naszą mamę. I wiesz, co ona mówi? „Musimy na chwilę przerwać naszą rozmowę, bo moje córki się zbliżają”. Wtedy zrozumiałam, że nie ma szans21.

Jednak nawet milczenie o przeszłości rodziny i jej historii jest komunikatem, który często zdradzał więcej niż można się spodziewać. Większości moich roz- mówców towarzyszy poczucie, że za niecodziennym i niezrozumiałym zachowa- niem ich rodziców stały bolesne doświadczenia okresu okupacji. Często to, co tak głęboko ukryte, pozwalało odkryć bardzo wiele. Mówi o tym M a r i a n n e wspominając swojego ojca:

Ponieważ jesteśmy w okresie powojennym, więc rodzice się bali, przeżyli całe życie w lęku, to wobec tego, tego się nie mówi, to się ukrywa. To jest coś, co się ukrywa przed dziećmi… a dzieci i tak się domyślają, że i tak coś tutaj nie gra, prawda? To się czuje… Dziecko sobie zdaje sprawę z tego, że są…jak rodzice zamykają drzwi, żeby rozmawiać na jakiś temat, czy jak powiedzmy… jak jest lęk. Dziecko to wyczuwa bardzo dobrze. Na przykład mój ojciec, o którym dziś można powiedzieć, że był znerwicowany, ale będąc dzieckiem nie masz tej świadomości, bo odczuwasz tylko lęk, który on przekazuje w sposób nieświadomy – na przykład miał rytuały. Nie szedł spać, jeżeli nie było suchego chleba na parapecie i jakiegoś jabłka. Bo to jest z okresu głodu. No to wiesz… to jest z łagrów. To też dziecko się zastanawia, dlaczego to tak jest. Nikt nie kładzie się spać z suchym chlebem. On tak. Prawda? I…też wiesz, takie bardzo +lozo+czne podejście do życia, wiesz, takie głęboko humanistyczne.

21 M. Grynberg, Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne, Wołowiec 2014, s. 70.

(13)

Jak gdyby, wszystko można było wybaczyć, a ty czujesz, że to jak gdyby wcale tak nie było. Dzieci czują takie rzeczy… [Marianne].

Po odkryciu – różnorodność postaw i doświadczeń

W momencie odkrycia swoich korzeni etnicznych zupełnie zrozumiała jest chęć dowiedzenia się czegoś więcej o tej tak długo skrywanej tożsamości, zwłaszcza w sytuacjach, w których informacji o żydowskim pochodzeniu nie towarzyszył żaden dalszy przekaz. Moi rozmówcy do tej nowej wiedzy ustosunkowywali się różnie. Część osób odczuwała ulgę na myśl o tym, że rodzinna tajemnica została wyjaśniona. Być może tym uczuciom towarzyszyła także nadzieja, że wyznanie prawdy pozwoli im się zbliżyć do rodziców. Jednak ze względu na społeczny kon- tekst, w jakim funkcjonowało słowo „Żyd”, informacja ta mogła także wzbudzać pewien dyskomfort czy nawet lęk. M a t e u s z wspomina, jak trudno było mu na początku przyjąć do wiadomości fakt, że jego ojciec jest Żydem:

To był wielki szok, tym bardziej w Polsce, bo w Polsce się wychowałem wśród an- tysemitów – nic nie wiedząc o tym. Wie Pani, jak to działa – sama mi Pani opowia- dała jakieś anegdotki, ja takich znam mnóstwo. Kiedyś szliśmy z wycieczką szkolną w Krakowie i tam co sto metrów kościół. I było jedno żydowskie dziecko w klasie i pamiętam, jak się wszyscy nad nim znęcali, łącznie ze mną. Ciągle było: „Zdejmij czapkę Żydzie!” pod kościołem. To jest bardzo smutne. Jak odkryłem, że ja sam je- stem przynajmniej częściowo, to najpierw był wielki szok, a potem było dosyć duże zainteresowanie tym wszystkim. Musiałem szybko odkryć, co to znaczy [Mateusz].

W przypadku badanych przeze mnie osób proces budowania żydowskości musiał być więc, przynajmniej początkowo, pozbawiony doświadczeń pozytyw- nych, jakie często charakteryzują odkrywanie nowej kultury. Ponieważ inicjacja do tożsamości żydowskiej miała miejsce w latach 50. ubiegłego wieku, w cieniu Holokaustu, w środowisku, które nie ujawniało swojego żydowskiego pocho- dzenia, z jednej strony proces ten musiał przebiegać w ukryciu, z drugiej nie mógł zaś być w żaden sposób „nadzorowany” czy wspierany przez przedstawi- cieli pierwszego pokolenia.

Uczucie wstydu czy zażenowania wynikające ze świadomości, że przynależy się do tej grupy, która jeszcze przed chwilą była obiektem drwin, bardzo szybko zostało u M a t e u s z a zastąpione chęcią dowiedzenia się czegoś więcej o tak

(14)

długo skrywanej tożsamości. Jest to doświadczenie wspólne wszystkim moim rozmówcom: nawet jeśli początkowo informacja o żydowskim pochodzeniu wywoływała w nich niechęć, ostatecznie przezwyciężała ciekawość i potrzeba

„dowiedzenia się więcej”. Rozmówczyni Mikołaja Gryneberga, Ela Magenheim, która o swoim żydostwie także dowiedziała się „na ulicy”, wspomina, jak w pew- nym momencie „wywróciła wszystko do góry nogami”, by poznać swoją histo- rię rodzinną. Opowiada o skomplikowanych relacjach z matką, którą w swojej opinii tą bezkompromisową ciekawością krzywdziła:

Zaczęłam zmuszać mamę do przypominania sobie wszystkiego. Do opowiadania mi o rodzinie. Mówiłam, że nie ma prawa tego wszystkiego utajniać, że trzeba o tym mó- wić, bo oni byli naszą rodziną. Robiłam jej okrutne rzeczy. Zmusiłam ją do zrobienia drzewa genealogicznego. Narysowałyśmy ich wszystkich i kazałam sobie opowiadać historie o każdym z braci jej mamy i taty i tak dalej. Parłam do uzyskania informacji, a mama któregoś dnia mi powiedziała: „Zmuszasz mnie do tych wszystkich opowieści o ich życiu, a jak ty wychodzisz, to ja zostaję ze śmiercią każdego z nich. Całe noce nie śpię i wymiotuję, bo muszę obejrzeć znowu każde rozstrzelanie, zagazowanie, spalenie. Dla ciebie to są tylko imiona na kartce, a ja widzę ich twarze”. Miała rację.

Byłam dla niej okrutna, ale musiałam się wszystkiego dowiedzieć22.

Rozmówczyni E l a dzieli się w wywiadzie swoimi wątpliwościami dotyczą- cymi przerywania milczenia i dochodzenia prawdy o tym, co do tej pory było tak skrzętnie ukryte. Nie ma pewności, czy konieczne jest zmuszanie rodziców, by po tak wielu latach wracali pamięcią do traumatycznych wydarzeń, zastanawia się, czemu właściwie posiadanie takiej wiedzy miałoby służyć. Być może w ten sposób chroni nie tylko swoich rodziców, lecz także siebie. W wywiadzie dzieli się swoimi re2eksjami dotyczącymi życia w niewiedzy o przeszłości swojej rodziny:

Ta wiedza to wiedza, która jest bardzo przykra, która może jedynie nam utrudnić życie, to nie jest wiedza, której my zbytnio pragniemy. Kiedy się ma dwadzieścia lat, ma się psychicznie chorą mamę, która jest naprawdę kompletną wariatką, kiedy jest ’68 r. i wszyscy emigrujemy, ja też chcę emigrować, mama nie chce… Teraz do- ciekać, czy ta nieszczęsna mama – co właściwie dla mnie w ogóle nie jest interesujące – czy ona należy do tego tłumu Żydów, których całe rodziny zginęły, czy też nie – to

22 M. Grynberg, Oskarżam Auschwitz…, s. 70.

(15)

w ogóle nie było… Tym bardziej, że wiedziałam, że to jest temat absolutnego tabu, więc jeszcze ją zadręczać. Poza tym, to w ogóle nie był temat, żeby kogokolwiek o to zapytać. Był taki moment, że ja się zorientowałam, że ja nie wiem o rodzicach nic.

Lecz takie były czasy. Czasy były niebezpieczne, czasy były skomplikowane, więc oni… im mniej się wiedziało… w zasadzie, ten okres konspiracyjny, gdzie można było wszystko pod pseudonimem, gdzie nikt nic nie wiedział i dla własnego bezpie- czeństwa i bezpieczeństwa drugiego – w dużej mierze ta generacja przeniosła to na dzieci. Im dzieci będą mniej wiedziały, tym zaczną być normalnymi ludźmi, tak jak wszyscy. Oczywiście, to nie tak działa! I to się z tego tworzą później zupełnie nowe traumy, lecz oczywiście oni chcieli z pewnością jak najlepiej, już nie mówiąc o tym, że nie umieli o tym mówić, że się tego bali [Ela].

Konsekwencją tego milczenia dla wielu osób jest jednak poczucie swoistej

„amputacji” ich prawdziwej tożsamości. Agata Tuszyńska, analizując motywacje swojej matki, która tak jak większość ocalałych, bolesną prawdę o swoim po- chodzeniu i historii rodzinnej ukrywała, pisze o cenie, jaką jej samej przyszło zapłacić za życie w nieświadomości:

Za wszelką cenę chciała mi oszczędzić lęku i upokorzeń, które ją spotykały. Chciała chronić mnie przed polskim światem, który – według jej oceny – mógł stwarzać zagrożenie. Zataiła przede mną prawdę i pozbawiła mnie prawdziwej tożsamości, w imię miłości i bezpieczeństwa23.

Uczucia żalu opisywane przez Agatę Tuszyńską w powyższym fragmencie, wynikające z faktu, że nie było jej dane poznać swoich żydowskich korzeni i ży- dowskiej kultury, są wszechobecne także wypowiedziach moich rozmówców.

M a r i a n n e swoje wychowanie porównuje do studni:

To znaczy to jest głęboka studnia, w studni nic nie ma. Bo gdyby moi rodzice byli bardzo, bardzo inteligentni, to mówię pod adresem ojca, to by sobie uświadomili, że tożsamość polską i tożsamość żydowską powinni… mmm… przekazywać jedno- cześnie. Ale ponieważ jesteśmy w okresie powojennym i się bali, przeżyli całe życie w lęku, to wobec tego, tego się nie mówi, to się ukrywa [Marianne].

23 A. Tuszyńska, Rodzinna historia…, s. 32.

(16)

Świadomość nieznajomości swoich korzeni, poczucie, że nie wie się nic o świecie rodziców, że nie ma łącznika między pokoleniami, wydaje się do- świadczeniem wspólnym dla dzieci przedstawicieli pierwszej generacji po Holokauście. Georges Perec wspomina do jakiego stopnia czuł się wyobcowany właśnie z powodu tej kulturowej luki wynikającej z braku przekazu:

Różnię się, ale nie od innych, różnie się od swoich: nie znam języka, w którym mówili moi rodzice, nie mam żadnego wspomnienia, które byłoby i ich wspomnieniem, czymś co do nich należało, co sprawiało że byli sobą24.

Wnioski

Przedstawiona w niniejszym artykule analiza wywiadów stanowi bardziej ilu- strację pewnych zjawisk i zaproszenie do dyskusji niż wyczerpujące studium zagadnienia. Jeśli jednak próbować poprzez analizowane przypadki odpowiedzieć na pytanie, jak w narracji drugiego pokolenia kształtują się ukrywanie żydow- skiej tożsamości rodziców i brak jej transmisji, należy po pierwsze zauważyć, że wszystkim rozmówcom wspólne jest uczucie żalu wynikające z niewystar- czającego przekazu dotyczącego żydowskiej historii ich rodziny. Niezależnie od tego, w którym momencie życia dowiedzieli się o swoim żydowskim pochodze- niu, a także jaką część prawdy o przedwojennym życiu rodziców udało im się poznać, podzielają smutek graniczący z poczuciem braku przynależności zarów- no do świata, z którego pochodzą, jak i do otoczenia, w którym wzrastali. Swoją tożsamość żydowską komponują w sposób indywidulny, wedle ważnych dla siebie kryteriów, świadomi, że pewnych luk nie uda im się już zapełnić. „Strzępy”

wiedzy, które posiadają, starają się przekazywać swoim dzieciom. Często to- warzyszy im także poczucie, że Zagłada, do której mają świadomy i osobisty stosunek, nie powinna być jedynym wyznacznikiem ich żydowskiej tożsamości.

Czy jest im dziś łatwo używać zakazanego słowa „Żyd”? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Niewątpliwie doszło na tym polu do wielu pozytywnych przemian, z których zdaje sprawę w swojej autobiogra+cznej powieści Michał Głowiński.

Jak stwierdza:

24 „Je suis ‘différent3 mais non pas différent des autres, différent des ‘miens3: je ne parle pas la langue que mes parents parlèrent, je ne partage aucun des souvenirs qu3ils purent avoir, quelque chose qui était à eux, qui faisait qu3ils étaient eux”. D. Epelbaum, Les enfants de papier.

Les Juifs de Pologne immigrés en France jusqu’au 1940, Paris 2002, s. 11. Tłum. moje – M.G.

(17)

Bycie Żydem staje się znowu czymś naturalnym i niejako wychodzi ze sfery milczenia czy dyskrecjonalnego szeptu, co jest jednym z przejawów zanikania poholokausto- wego syndromu, no bo w czasie okupacji nazwanie kogoś Żydem często równało się wydaniu wyroku śmierci. Z tych względów biedny chrześcijanin czy biedny Polak, gdy nie patrzył na ge0o musiał je ze swojego słownika wykreślić. […] W ostatnim ćwierćwieczu jakby uczono nim się posługiwać jako wyrażeniem neutralnym, tak jak cała reszta nazw narodowości i grup etnicznych. Powiem więcej, uczono się o spra- wach żydowskich publicznie mówić. […] Trzeba było przezwyciężyć głęboko za- kotwiczony lęk25.

Czy jednak jest możliwe, by podobnie jak lęk, przezwyciężyć żal? Z tym py- taniem każdy z przedstawicieli drugiego pokolenia musi zmierzyć się sam.

25 M. Głowiński, Kręgi obcości, Kraków 2010, s. 518.

(18)

1MJLUFONP̤FT[MFHBMOJFESVLPXBˀJVEPTUˌQOJBˀEBMFK CF[QBUOJFOBMJDFODKJ

1P[PTUBFSP[E[JBZUFKLTJʵ̤LJPSB[JOOFQVCMJLBDKF NP̤FT[˿DJʵHOʵˀ[BEBSNP[FTUSPOZXZEBXDZ

grupakulturalna.pl SFE3$IZNLPXTLJ ",PQSPXJD[

Cytaty

Powiązane dokumenty

Utrwalanie wiadomości dzieci na temat zwyczajów i symboliki Świąt Wielkanocnych Zachęcanie dzieci do podejmowania aktywności językowych, plastycznych, ruchowych. Otwieramy

- jeśli podczas minionego tygodnia udało Ci się zbudować własny instrument, spróbuj zachęcić kogoś z rodziny do wspólnego muzykowania. Pobawcie się muzyką, wyczarujcie

i chcę się podzielić swoją pracą, proszę o wykonanie zdjęcia i przesłanie na adres mailowy – jerzysowa.jr@gmail.com a być może znajdą się na facebook'owej stronie szkoły

No i tu nie było przecież zabudowania tego, co teraz jest, były takie po prostu domki, budy takie różne, i tam mieszkali właśnie Żydzi.. No i najwięcej, jak mówię,

Częstym sposobem działania szpitali prywatnych, a zarazem elementem ich krytyki jest cream skimming (zjawisko spijania śmietanki – przyp. red.) – szpita- le te skupiają się

Za ska ku ją cy jest też wy nik in ter ne to wych ser wi sów plot kar skich, któ re oka zu ją się do brym me dium, pozwalającym do - trzeć do użyt kow ni ków z okre ślo

Warto przy okazji zapytać, czy podejmując ludzkie działania, mamy punkt odniesienia, czy są one prze- niknięte Bożym duchem, czy to tylko nasze ludzkie wyrachowanie.

Kiedy wszystkiego się nauczyłem i swobodnie posługiwałem się czarami, to czarnoksiężnik znów zamienił mnie w człowieka... 1 Motywacje i przykłady dyskretnych układów dynamicz-