• Nie Znaleziono Wyników

Jak czytali romantycy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Jak czytali romantycy"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Włodzimierz Szturc

Jak czytali romantycy

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 94/1, 25-43

2003

(2)

W ŁODZIM IERZ SZTURC

JAK CZYTALI R O M A N TY CY

W w yw iadzie udzielonym pism u „Tel Q uel” w roku 1963 R oland Barthes usi­

łow ał w yjaśnić sprzeczność pom iędzy tw ierdzeniem , że każdy utw ór je st dogm a­

tyczny, a opinią, że pisarz jest przeciw ieństw em dogm atyka:

Utw ór jest zaw sze dogmatyczny, ponieważ język zaw sze jest asertywny, nawet i w sz cze­

gólności w ów czas, gdy otacza się m głą oratorskich zastrzeżeń. Utwór nie m oże zachować nic

„z dobrej wiary” autora: je g o m ilczenia, żale, naiwności, je g o skrupuły i obaw y - to wszystko, co czyniłoby utwór czym ś bliskim - w szystko to nie m oże się dostać do przedmiotu pisanego.

Jeśli bow iem autor zaczyna to m ó w i ć , pokazuje tylko, jak chce, żeby mu wierzono, ale nie w ychodzi z system u teatru, który zaw sze jest podejrzany. I nie istnieje języ k w ielkoduszny (w ielk oduszn ość to określone postępowanie, nie słow o), bow iem język w ielkoduszny to za­

w sze jed yn ie język naznaczony z n a k a m i w ielkoduszności - pisarz to człow iek , dla którego

„autentyczność” jest niedostępna. I ani układność, ani udręka, ani hum anitam ość, ani nawet humor czyjegoś stylu nie zdołają przezw yciężyć absolutnie terrorystycznego charakteru ję z y ­ ka (i znów charakter ten w ypływ a z system ow ej zasady języka, który po to, by był zupełny, potrzebuje tylko w ażności, nie prawdziwości).

A le jed nocześn ie p i s a n i e (w szczególnym , nieprzechodnim sensie tego słow a) to akt, który przekracza utwór. P i s a ć to w łaśnie zgodzić się patrzeć, jak św iat w dogm atyczną w y ­ pow iedź przem ienia słow o, które przecież (jeśli się jest pisarzem ) chciało się uczynić naczy­

niem ofiarow anego sensu; pisać to przelać na innych zam knięcie naszego w łasn ego słow a, a pisanie to tylko p r o p o z y cj a, na którą odpow iedź jest zaw sze nieznana. Pisze się, by być kochanym, a jest się czytanym , nie mogąc być kochanym - i zapew ne ten w łaśnie rozziew tworzy pisarza1.

Załóżm y w ięc, że czytam y nie utw ór i nie to, co je st napisane, ale propozycję dom agającą się - no w łaśnie, czego - zrozum ienia? m iłości? uszanow ania? I co w łaściw ie dostaje czytelnik? Tekst napisany czy tekst proponow any? Barthes nie zadał tu żadnego now ego pytania, bo właściw ie problem ten rozpoznali i opisali Byron w Don Juan ie i Słow acki w Beniow skim , gdzie została uśw iadom iona cała ta obłudna nam iętność do lektury zam kniętej, estetyzującej i piekielnie naiwnej.

Zauw ażm y, że u B arthes’a pojaw iło się ulubione słowo B yrona „rozziew ” - czyli hiatus - oraz, częste u Słow ackiego, ironiczne traktow anie lektury jak o tropienia natchnienia i szukania jeg o źródeł, koniecznych do pełnego zrozum ienia tzw. za­

m ysłu pisarza. Ironiści zdawali sobie sprawę, że jedyn ym sensow nym poziom em struktury porozum ienia m iędzy autorem a czytelnikiem je st sztuczny świat udają­

1 R. B a r t h e s , L ite ra tu ra i zn a czen ie. W: M it i znak. E seje. W ybór i sło w o w stęp ne J. B ł o ń s k i . W arszawa 1970, s. 3 1 0 -3 1 1 (tłum. J. L a 1 e w i c z).

(3)

cy praw dziw y i bogaty kosm os wewnętrznych dośw iadczeń pisarza. Dlatego w pro­

wadzili do teorii tw órczości kategorię autora i tą kategorią posługiw ali się często, poddając deziluzji niezależność św iata przedstaw ionego. G dyby jed nak szukać poprzedników takiego spojrzenia na autonom iczność aktu tw órczego, to trzeba by sięgnąć w łaśnie po ten klucz do lektury tradycji literackiej, który w prow adził nie­

miecki rom antyzm z przełom u XVIII i XIX wieku. Istotne bow iem stało się to, że rom antycy z Jeny, a zw łaszcza Friedrich Schlegel i Ludw ig Tieck, jak o wzorce dla now oczesnej tw órczości zaproponow ali w łaśnie te dzieła, w których pojawiła się kategoria autora będącego raz w ew nątrz św iata przedstaw ionego, a innym ra­

zem poza nim. W ystarczy w ym ienić L aurence’a S te m e’a jak o autora pow ieści Ż y­

cie i m yśli Ja śnie Wielmożnego Pana Tristrama S handy, C ervantesa jak o autora nie tylko Don K ich o ta , ale także interm ediów dram atycznych i opow iadań, Ario- sta znanego w łaściw ie jed yn ie dzięki O rlandow i szalonem u. Podobała im się też, choć było to upodobanie nieodw zajem nione, tw órczość G oethego jak o pom ysło­

daw cy idei „ W eltliteratur”2.

W istocie bow iem rom antyzm stał się now ą szkołą czytania literatury, propo­

nując lekturę aktyw izującą, w ym agającą dialogu, a naw et w spółtw orzenia. Z a­

równo w poetyce im m anentnej, co najlepiej w idać w poem atach dygresyjnych, jak i w krytyce postulatyw nej i w poetyce sform ułow anej, pojaw iła się potrzeba gry m iędzy pisarzem a czytelnikiem lub - jeszcze lepiej - strategii dyskursywnej m iędzy pisaniem a czytaniem . Zjaw isko to cechow ało się silną teatralizacją ukła­

du między piszącym a czytającym, układu silnie skonw encjonalizow anego, a często ograniczonego zaledw ie do w ąskiego grona tw órców i odbiorców dzieł sztuki.

R om antycy czytali siebie wzajem nie, tworząc nieom al rodzinę albo kastę w yróż­

nionych i w ybranych bez cienia dem okracji „arystokratów ducha” .

A lbow iem takie kategorie, ja k tw orzenie, pisanie i kom ponow anie, pojawiły się w tekstach kierow anych w zasadzie do znajom ych i przyjaciół, skupionych w takich ośrodkach naukow ych i artystycznych, ja k Jena, a później Wilno, War­

szawa czy Paryż. Znakom itym przykładem jest zbiór esejów w ydanych przez Lud­

wiga Tiecka po śm ierci jego przyjaciela, W ilhelm a W ackenrodera, zatytułow any Phantasien über die K unst (1799). Pomysł napisania tego tekstu narodził się w myśli Tiecka na skutek lektury utw orów W ackenrodera, z którym w cześniej w spółpra­

cow ał nad dziełem H erzensergiessungen eines kun stliebenden K losterbruders (1797). Tieck w ydał te eseje jako teksty w spółtw orzone z nieżyjącym ju ż wtedy przyjacielem . P hantasien są więc czym ś w rodzaju dialogu żyjącego czytelnika ze zm arłym pisarzem . Nie było to niczym w yjątkow ym ani nikogo nie dziwiło, poniew aż „religią” środow iska w czesnego rom antyzm u niem ieckiego było prze­

konanie, że czytanie je s t w łaściw ie pisaniem ... Aby jed n ak nie podsuw ać G erar­

dowi G enette’owi m oże nie akceptow anych przez niego antenatów , w olę dopre­

cyzow ać pow yższe stw ierdzenie i w yrazić je w ten sposób: czytanie dla rom anty­

ków jen ajsk ich było przede w szystkim dopisyw aniem . Tego rodzaju praktykę uw ażał za istotne sw oje odkrycie Friedrich Schlegel zafascynow any ideą w spól­

nego filozofow ania (, JSymphilosofie”) i wspólnego tw orzenia poezji („Sym poesie”).

2 Zob. M. S c h m e 1 i n g, Is t W e ltlitera tu r w ü n sc h e n sw e rt? F o r ts c h r itt un d S tills ta n d im m odernen K u ltu rb ew u sstsein . W zb.: W eltliteratur heute. K o n zep te und P erspektiven. Hrsg.

M. Schm eling. T. 1. Würzburg 1995, s. 153, 1 5 7 -1 5 9 .

(4)

Ten rodzaj dopow iadania czegoś przez czytelnika do przysłanego mu tekstu filo­

zoficznego lub literackiego sprawił, że środow isko artystyczne Jeny odkryw ało sm ak szczególnego rodzaju korespondencji, w której adresat i nadaw ca tekstu sta­

wali się w rów nym stopniu czytelnikiem i tw órcą fragm entu nigdy nie skończone­

go dzieła. B yła to sw oista w ym iana myśli: pisarze po prostu przesyłali sobie w za­

jem nie na luźnych kartkach rozm aite uwagi, przypow ieści, przysłow ia, sentencje (,B e m e r k u n g e n ”), m niejsze lub większe fragm enty tekstów z dziedziny estetyki, ontologii tw órczości i epistem ologii. M ożna tu m ów ić o cyw ilizacji fiszek, luź­

nych kartek, które rom antycy nazywali „Zetteln” lub z francuska „<affiches” . Fisz- ki te, rzeczyw iście krążące pom iędzy pisarzam i-czytelnikam i oraz czytelnikam i- -pisarzam i, ustanow iły nowy typ dyskursu literackiego, opartego na dialektycz­

nym dopow iadaniu i doczytyw aniu. Tradycją tego rodzaju gry literackiej była, w m oim przekonaniu, florencka beffa oraz literatura pow stająca jak o w ynik roz­

mów na spotkaniach tow arzyskich, takich ja k sym pozjon, convivium , pienie, szla­

checka biesiada - tak jak tam słuchacz stawał się m ów cą, tak tutaj czytelnik sta­

wał się pisarzem .

O dw ołanie się do tej tradycji - rodzinnej, przyjacielskiej, czasem wręcz kote- ryjnej - było swego rodzaju manifestem wspólnoty program u rom antycznego, który apelując do w yobraźni czytelnika obligow ał go do aktyw ności tw órczej. W ten sposób rodził się dość szybko model nowej kultury czytelniczej, której istotę sta­

nowiły w ielogłosow ość, asocjacyjność i chaotyczność rozum iane jak o efekt w iecz­

nej potencji duchow ej pisarza i czytelnika. Było to założeniem owej nowoczesnej syntezy sztuki, która od razu stała się przedm iotem refleksji. Pisarz rom antyczny w iedział dokładnie, że sam będąc czytelnikiem podlega odpow iednim m odelom lektury. Pierw szy zdał sobie z tego spraw ę Friedrich Schlegel:

Pisarz-analityk obserwuje czytelnika, badając, jaki on jest; potem sporządza kalkulację i tak ustawia sw oją m aszynerię, aby wyw rzeć na nim w łaściw y efekt. Pisarz-syntetyk konstru­

uje i stwarza sobie czytelnika takiego, jakim pow inien być; wyobraża go sobie nie w stanie spokoju i martwoty, ale jako człow ieka żyw ego i zdolnego do przeciw staw ienia się. Pozwala, aby to, co w ym yślił, stopniow o rozwijało się przed oczym a tego czytelnika, lub też zachęca go do wykazania własnej inwencji. N ie chce wyw ierać na niego żadnego określonego wpływ u, ale tylko w chodzi z nim w św ięty stosunek najbardziej intym nego „sym filozofow an ia” czy też

„sym p oezji”3.

Idea dzieła w spółtworzonego przez czytelnika i pisarza miała właściw ie charak­

ter m itologiczny, tzn. w iązała się z rozum ieniem rom antyzm u ja k o początku sztu­

ki now oczesnej. Dlatego m.in. w licznych recenzjach w spółczesnych Schleglowi pow ieści rom antycznych pojaw iają się pochw ały i w yrazy uw ielbienia dla kole­

gów po piórze. Z jaw isko stare jak świat, zw iązane z subiektyw ną krytyką literac­

k ą i z w yraźną atencją czytelnika kierow aną w stronę „w łaściw ie rozum ianego brata”, stało się jed n ak m ocnym , choć przecież kam eralnym argum entem prze­

ciw ko obiektyw nej lekturze, takiej m ianow icie, która w artości literackie m ierzyła stopniem oryginalności i żyw ego stosunku do tradycji literackiej. Z tego pow odu

3 F riedrich Schlegel. K ritisch e A u sgabe sein e r Werke. Hrsg. E. B e h 1 e r. T. 2. M ünchen- Padeborn-W ien 1967, s. 160. Podaję w przekładzie K. K r z e m i e n i o w e j (w zb.: M anifesty ro m a n tyzm u 1 7 9 0 -1 8 3 0 . A ng lia , N iem cy, F ran cja. W ybór i oprać. A . K o w a l c z y k o w a . Warszawa 1975, s. 41).

(5)

G oethe i Hegel odrzucali now oczesną m itologię artysty rom antycznego. Tym cza­

sem w czytanym i w ielostronnie kom entow anym alm anachu Athenäum Schlegel snuł m arzenia o „rajskiej” odnow ie sztuki opartej na dialektyce dotw arzania, któ­

rą w idział ju ż w dziełach w spółczesnych sobie pisarzy:

B yć m oże, narodziłaby się zupełnie nowa epoka w nauce i w sztukach, jeślib y sym filozo- fia i sym poezja stały się tak pow szechne i głębokie, że tworzenie w sp óln ego dzieła przez w za­

jem nie uzupełniające się natury nie byłoby zjawiskiem odosobnionym . Często nie m ożna obronić się przed m yślą, że dwa duchy, jak dw ie połow y, m ogłyby w łaśnie należeć do siebie, i tylko w tym zw iązku być tym w szystkim , czym by być mogły. Gdyby istniała sztuka stapiania indy­

w iduów oraz gdyby krytyka postulatywna potrafiła w yjść poza same życzen ia, do których znaj­

duje w szędzie tyle okazji, to ja chciałbym w idzieć Jean Paula i Petera Leberechta [pseudonim Ludwiga T ie c k a -W . Sz.] w jednej kombinacji. W łaśnie w szystko, czeg o brakuje jednem u, ma ten drugi4.

Nie trzeba dodaw ać, że tego rodzaju m yślenie je st jed n y m z podstaw ow ych kom ponentów teorii ironii rom antycznej i że to ono w łaśnie zaw ażyło nie tylko na sposobie lektury dzieł literackich w czesnego rom antyzm u, ale rów nież ważkich utworów, których krytyczne opracow ania i om ów ienia zaw arł Friedrich Schlegel w sw oich artykułach. W nich to najlepiej widać tę technikę czytania, k tórą chętnie nazw ałbym „techniką dom inanty opartej na paradoksie” .

Schlegel czytał Wilhelma M eistra G oethego jak o „szkice odsłaniające sztukę teatru życia”, zw iązanego w szakże z poczuciem „zm ienności natury istnienia” . W lekturze pow ieści ujaw niało się ciągłe - przypisyw ane jej autorow i - „poczu­

cie nieskończonego dążenia na zew nątrz” , przypom inające przecież praktykę iro­

nii rom antycznej jak o ,E p id e ix is der E w igkeit”. Schlegel odczytał pow ieść G oe­

thego jak o „odkrycie now ego świata, nowej sceny zdarzeń” , przepełnione „po­

czuciem m łodości”5. Przy lekturze dramatów Lessinga, podnosząc rangę artystyczną i m oralną N atana M ędrca, akcentow ał, że czyta się go ja k „poezję afektu” i jak

„gigantyczną poezję filozoficzną”6. Studiując dzieła G eorga Forstera za najbar­

dziej interesujący utw ór uznał K unstlehre, poniew aż zw róciło uw agę na bliskie jego myśli „głębokie poczucie natury” , w spółczesne całem u pokoleniu „poczucie czasu” i w szechogarniające „poczucie pełni”7. Nie jest przypadkiem , że Friedrich Schlegel używ a często słow a „poczucie”, co w jeg o języ ku bliskie je s t znam ien­

nej dla rom antyzm u w ykładni frazy ,je n tim e n t o fb e in g ”, odpow iadającej nasze­

mu „odczuciu istnienia” . Jako recenzent tłum aczenia Don K ichota - dokonanego przez Ludw iga Tiecka - Schlegel posługiw ał się techniką filiacji, pisząc, że czyta się je, J a k b y to była kom pozycja m uzyczna lub m alarska”, poniew aż pojaw ia się w niej „żyjący duch now oczesnej poezji”, że dzieło translatora w ykracza ponad poziom tradycyjnie czytanego oryginału, bo je st „prześw ietlone m uzyką życia”8.

Na pew no pobrzm iew ają w tej opinii echa teorii rom antycznej poezji transcen­

4 Ibidem , s. 85. Przekład jw ., s. 1 4 4 -1 4 5 .

5 F. S c h l e g e l , Ü b er G o eth es „ M e ister" . W: Werke. T. 1. Hrsg. von den N ationalen Forschungs- und G edenkstätten der K lassischen D eutschen Literatur in Weimar. Berlin und Weimar 1980, s. 1 3 9 -1 6 2 . O dsyłając do tego wydania stosuję skrót W. L iczby po skrócie oznaczają stronice w tom ie 1.

6 F. S c h l e g e l , Ü b er L essin g. W 134.

7 F. S c h 1 e g e 1, Ü b er F orster. W 97, 100.

8 F. S c h l e g e l , „D on -Q u ixote ” - Ü bersetzu ng. W 3 1 4 -3 1 6 .

(6)

dentalnej, która m iała być objaw ieniem now ego porządku św iata, w ynikającego z tajem niczej gry m iędzy „w arunkującym ” a „w arunkow anym ” . D latego też na­

w et w stosunku do silnie zw iązanej z antykiem poezji Schillera przybiera Schle- gel postaw ę p a r excellence rom antyczną: odczytuje i rozum ie zw rot poety ku ide­

ałom greckim i ku początkom hum anizm u, ale od razu dodaje, że języ k Schillera, a w łaściw ie „słow a” jeg o poezji nie zatrzym ują się ,je d y n ie na poziom ie filozo­

fii” , lecz odnoszą się w ogóle do zasad m yślenia i charakteru w yobraźni czytelni­

ka końca XVIII w ieku9.

Z nam ienny dla rom antyzm u Schleglow ski sposób czytania polegał na odkry­

w aniu źródeł, żywej tradycji dzieł literackich i naukow ych. Tak ów m yśliciel ro­

zum iał zresztą całą literaturę, że w idział w niej owo w ichtige Q uelle każdej ludz­

kiej działalności. C zytając znakom ite prace H erdera nie zastanaw iał się, ile jest w nich myśli G oethego, a tym bardziej Ham anna, ale tropił strukturalne zw iązki badanej przez H erdera poezji średniow iecznej, pieśni prow ansalskiej, liryki he­

brajskiej z n ow oczesną poetyką rom antyczną, sam stając pośrodku w ykreślanego przez siebie herm eneutycznego ko ła10. N aw et klasyczną pracę C ondorceta o po­

stępie cyw ilizacyjnym , pisaną w duchu racjonalizm u francuskiego, oceniał w lek­

turze jak o w spółczesny traktat o tym, że praw da i poznanie filozoficzne m ożliw e są jed y n ie dzięki „poczuciu źródeł istnienia” 11. W ydaje się, że taki sposób czyta­

nia był jednym z najczęściej spotykanych m odeli lektury.

W iązał się on z odziedziczoną jeszcze po XVIII w ieku koncepcją interpretacji dzieła literackiego ja k o w ykładnika „filozofii m oralnej” autora. N ie bez znaczenia były też tzw. „zalety stylu” i „praw idła harm onii”, co pew nie dziś w iązałoby się z zasadam i spójności tekstu. Pom inąw szy na razie sposób czytania zw any potocz­

nie egzaltow anym , którego m istrzynią była G eorge Sand, spróbujm y odnaleźć w krytyce literackiej lat trzydziestych XIX wieku kilka przykładów lektury poucza­

jącej, związanej jak o ś jednak z wzorcem stosowanym przez Friedricha Schlegla w okresie w czesnym , tzn. do 1815 roku; potem , w czasie pobytu w W iedniu, ju ż jak o now o naw rócony katolik, czytał on utw ory literackie w ten sposób, że poszu­

kiw ał w nich po prostu sym boli. R edukcjonistycznem u czytaniu z lat spędzonych w Jenie przeciw staw ił czytanie rozwijające, proponujące now ą herm eneutykę teks­

tu, co w cześniej, w odniesieniu do znanych w ów czas pism Platona i B iblii, w pro­

w adził do nauki interpretacji Friedrich Sćhleiermacher.

Stanisław R opelew ski, bo od tego ojca złośliw ych czytelników chcę ów prze­

gląd rozpocząć, z dość typow ą dla epoki skłonnością do używ ania m ylących pseu­

donim ów , tym razem podpisujący się jak o „Z. K .” (że to niby sam Z ygm unt K rasiński), w recenzji Trzech po em atów Słow ackiego, B ajek i p o ezji G óreckie­

go i w ydanego anonim ow o P oem a Piasta D antyszka op ublikow anej w „M ło ­ dej Polsce” 12 zaprezentow ał lekturę utw orów Słow ackiego jak o dalekich od „nuty narodow ej” , fascynujących jed y n ie rom antycznym bujaniem w „historycznym

9 F. S c h l e g e l , , , M usenalm anach f ü r d a s J a h r 1796 W 3 0 6 -3 1 3 .

10 Zob. F. S c h l e g e l , H erders „ B riefe zu B eförderung d e r H u m a n itä t" . W 2 9 6 -3 0 5 . 11 F. S c h l e g e l , C o n d o rcets „ E sq u isse d ’un ta b le a u h isto riq u e d e s p r o g r è s d e l'e s p r it humain W 2 8 7 -2 9 5 .

12 Z. K., „ T rzy p o e m a ta " Juliusza Słow ackiego, „ B ajki i p o e z j e ” A n to n ieg o G oreckiego,

„ P o em a t o p ie k le D a n ty s z k a ”. „M łoda Polska” 1839, dodatek do nru 8, s. 31.

(7)

przestw orzu” . R opelew ski czytał teksty Słow ackiego w zgodzie z obiegow ą, prze­

ję tą za sądem M ickiewicza, opinią o „kościele bez B oga”, dodając od siebie, że widzi w nich „rozbrat” ze stanem współczesnego rozum ienia dziejów. „Nie znam poety - pisał - co by m iał rów ny talent w ykonania. I musi być w ielka niezgoda w ogólnym pojm ow aniu poezji m iędzy P olską a p. Słow ackim , kiedy m im o uro­

czą św ietność form y nie przyjął się lepiej na jej gruncie” 13. P ow tarzają się tu obie­

gowe slogany ujęte w bezradne i niezbyt jasne ram y m odalne typu: „m im o nie­

znanej piękności stylu” - „nie m oże w płynąć na usposobienie narodow e ku utwo­

rom poety” . Taki czytelnik, ja k Ropelewski, wiedział, co chce znaleźć w tomie poezji, zanim jeszcze go otworzył. Tak sam o postąpił z Balladyną, „niepodobną do niczego”, w reszcie z D antyszkiem , którego nazw ał „cudactw em ” . W odpow ie­

dzi na tę zajadłą krytykę Słow acki, pom im o wyraźnej ironii, a naw et sarkazm u skierow anego ku sw oim , przypom inającym R opelew skiego odbiorcom , sam oka­

zał się najlepszym czytelnikiem własnych dzieł:

Pierw sze tom y poezji m oich są bez duszy. Imaginacja moja, młoda jak m otyl, wabiona była połyskiem , słońcem , kształtami, kiedym je pisał. Teatralny koturn w łożyłem na stopy moje, abym, dziecięciem jeszcz e będąc, wzrostu sobie przym nożył. Pokazałem się w ięc po raz pierw szy jako artysta ludziom , którzy bynajmniej o artystostwie nie m yśleli... w ażną i okropną tragedią rzeczyw istą zajęci. [...] C ożkolw iek bądź, sum ienie mi powiada, że przez osiem lat pracowałem bez żadnej zachęty dla tego narodu, w którym epidem iczną chorobą jest uw ielbie­

nie, epidem iczną chorobą oziębłość; i pracowałem jedynie dlatego, aby literaturę naszą, ile jest w mojej mocy, silniejszą i trudniejszą do złamania wichrom północnym uczynić. Kordian świad­

czy, żem jest rycerzem tej nadpowietrznej walki, która się o narodow ość naszą toczy. Przez osiem lat każdą ch w ilę życia m ojego w yrywałem roztargnieniom, osobistem u staraniu o szczę­

ście, abym ją temu jedynem u p o św ięcił celow i... A je żelim go nie osiągnął, to dlatego, że mi Bóg dał w ięcej w oli niż zdolności - że chciał, aby pośw ięcenie się moje bezskuteczne przyda­

ne było do liczby tych w iększych ofiar, które Polacy na grób ojczyzny składają; aż w yn isz­

czy w szy w szystkie siły duszy i całą moc indywidualnej woli na próżno, m uszą iść na sp oczy­

nek w ziem i, strudzeni i smutni, że m iecz ich nie był piorunem, a słow o nie było hasłem zmar­

tw ychw stania14.

Nie m iejsce tu na przedstaw ianie dalszej polem iki, głów nie z napastliwym

„Pszonką”, nie tego bow iem dotyczy niniejszy tekst, a przy tym zagadnienie to jest ju ż znakom icie o pracow ane15. Chodzi jednak przede w szystkim o to, że pol­

scy krytycy czytali niby dobrze, a w łaściw ie źle, a krytycy francuscy i niem ieccy - niby źle, a w łaściw ie dobrze. W rezultacie krytyka polska była napastliw a, bo jej nie odpow iadały dalekie od ducha narodow ego teksty, krytyka zachodnia zaś - naiwna, bo czytane teksty m ieściły się w jej oczekiw aniach. Sam Słow acki chęt­

nie taką napastliw ą lekturę upraw iał - jego częste uwagi „śliczna książka” lub

„śliczny poem at” same w sobie zaw ierają jakieś ironiczne „zahaczenie” . Kiedy A leksander Jełow icki starał się o rynkow y sukces M ichała C zajkow skiego ogła­

szając subskrypcję na jeg o „arcydzieła”, Słow acki, otw arty w róg „kozakom anii”, pisał, że „rom anse [tego autora] prędzej je ż d ż ą niż żelaznym i drogam i jadące

13 Ib id em , s. 31.

14 J. S [ ł o w a c k i ] , K ilka s łó w o d p o w ied zi na artyku ł p a n a Z. K. o „ P o ezja c h " Juliusza S łow ackiego. „M łoda P olska” 1839, dodatek do nru 9, s. 35.

15 Zob. M. S t r a s z e w s k a , Ż ycie lite ra c k ie W ielkiej E m ig ra cji w e F ran cji 1 8 3 1 -1 8 4 0 . Warszawa 1970, s. 2 3 6 -2 4 3 .

(8)

pow ozy” . Owe „rozkoszne pow ieści”, tak polecane uw adze publiczności, uka­

zujące się „pięknym drukiem , na pięknym papierze”, z których „pięknego Wer- nyhorę” w yjął Julian Ursyn N iem cew icz i osobiście w ręczył lordowi Dudleyowi Stuartowi w czasie obiadu ku czci A nglika, przyjm ow ane były w duchu entuzja­

zmu i patriotycznej em patii przez rzesze zgłodniałych ojczystej literatury czytel­

ników w kraju, krytykow ane zaś jako objaw złego sm aku i po prostu jak o literatu­

ra niskiego lotu, niestety, w yw ołująca ow ą „extasis”, jak pisał Słow acki, czcicieli

„kozackich faw orytów ” . Chodziło bowiem o wartość artystyczną dzieła, a nie o owe - j e d n a k w yrażające zły sm ak literacki - „zbierania grzybów ”, „bigosy narodo­

w e” i poematy, w „których heroina gęsi pasie”, jak pow iedział Słow acki o nie po­

zbaw ionym jed n ak tu i ów dzie „piękności” Panu Tadeuszu,6. Lecz nie tylko Sło­

wacki, ale przede w szystkim Jó ze f Bohdan Zaleski znakom icie odsłaniał tryby lektury rom antycznej, czyniąc to w szakże w korespondencji z zaufanym - aby

„się to na św iat nie w ylało” - Sew erynem G oszczyńskim :

A czytałeś też romanse Kozaka Michała C zajkow skiego, pow ieść Wernyhora, K irdżali i Bóg w ie jakie historie słow iańskie i niesłow iańskie, jakie byw ały i nie byw ały na tym pod­

niebnym św iecie? Imaginacja nadzwyczaj św ieża i świetna, ale niedbalstwo i zarozum iałość niesłychane i praw dziw ie kozackie. Dokazuje, jak znarowiony koń tabunowy, aż się wyszasta.

Z tym w szystkim nasza to krew, kość z kości naszych!17

Wobec tej przejrzystej i napastliwej jednak krytyki czytelniczej najgłębiej i nie­

jako najtrafniej z perspektyw y znajom ości sposobów lektury dzieła rysow ała się - mimo w szystko zasygnalizow ana stylem egzaltow anym - m etoda czytelnicza Zygm unta K rasińskiego. Chodzi nie tylko o korespondencję z uczniem - adeptem poezji, Henrym R eeve’em - ale przede wszystkim o listy w ysyłane do Słow ackie­

go i o Słow ackim do K onstantego G aszyńskiego. W iedział K rasiński, że G aszyń­

ski zaraz przekaże całą tajną wiedzę, zaw artą w korespondencji, em igrantom . Ale to Krasiński czytał pierw szy Słow ackiego i jako pierw szy w ychw ycił praw dziw e sensy jeg o tekstów oraz znalazł m etodę prezentacji techniki pisarskiej poety, uży­

wając takich pojęć ja k „m ozaikow ość” , gdy chodzi o ironię rom antyczną, jak „m i­

strzostw o” stylu, potrafił określić konteksty literackie i kulturow e jeg o dzieł. Poza tym K rasiński m iał znakom itą w iedzę na tem at sposobu czytania jak o dialektycz­

nego m odelu tw orzenia epoki, tzn. ujm ow ał czytanie jak o proces historycznolite­

racki, a n ie ja k o krytyczną rekapitulację znaczeń, sensów. N aw et w napuszonym kształcie w ypow iedzi o Słow ackim pojaw ia się pew na norm a krytyki czytania, jeszcze w zm ocniona, jeszcze stylizow ana, ale zdradzająca najlepszy w arsztat od­

biorcy dzieł literackich. Z aklinał poeta G aszyńskiego właśnie:

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, w y się na nim [tj. na Słow ackim ] nie znacie; przyj­

dzie czas, w którym się poznacie. W szyscy krzyczeli na Byrona, w szy scy na F austa, w szyscy na pana Adama, że ciem ny, a dziś dzieci go rozumieją, bo co się przeprowadza w m ózgu oj­

ców, to do serc dzieci przechodzi i rodzi się z nimi instynktow nie18.

16 Zob. W. S z t u r c , S ło w a ck i ja k o in terp re ta to r M ickiew icza. W zb.: M ick iew iczo lo g ia . Tradycje i p o trze b y . Red. K. C ysew ski. Słupsk 1999.

17 J. B. Z a l e s k i , list do S. G oszczyń skiego, z 21 1 1839. W: K o resp o n d en cja [...]. Wyd.

D. Z a 1 e s k i. T. 1. L w ów 1900, s. 140.

18 Z. K r a s i ń s k i , list do K. G aszyńsk iego, z [19 IV] 1840. W: L isty [ ...] do K on stan tego G aszyńskiego. T. 1. L w ów 1882, s. 140.

(9)

Jako czytelnik ostrzegający przed napastliw ym i krytykam i zw racał się do S łow ackiego w ten sposób:

Trzymaj na kształt harfy eolskiej duszę twoją; wyżej nad w szystkie dłonie ludzi, wśród p ow iew ów nieba - niech m yśli Boga, promienie gw iazd i skrzydła przelatujących aniołów grają na niej - a nie m yśli ludzkie, redakcje paryskie - zdania - uw agi - rozprawy. Przymięszaj trochę żółci do tw oich laurów - obaczysz, jak ten ziem ski pierwiastek chem iczny ziem ię przy­

nęci do ciebie - więcej wątrób na św iecie niż serc, ach, jakże cię w tenczas będą rozumieć wątroby. [...] Dotąd w ielki artysta, tylko artysta cię obejm ie, zgruntuje, zrozum ie - ale ty zstą­

pisz niżej - ty w siąkniesz w serca m alutkich19.

Jako czytelnik Słow ackiego, Krasiński - pew nie jak o pierw szy rom antyk - podejm ow ał trud lektury jak o przekładu aktu twórczego. N ie ulega w ątpliw ości, że sposób, w jak i czytał Anhellego, Balladynę i Trzy po em ata , ale rów nież B e­

niowskiego, czym Słowacki nie był jednak ukontentowany, stanowił lekturę związku

„życia” , „charakteru osoby” i wyrażanej poprzez szczególny rodzaj narracji, na­

w et w przypadku „nadaw ania” dramatu, kompozycji utworu. Krasiński um iał prze­

cież czytać sens dzieła zaw arty nie „m iędzy w ierszam i”, ja k czyniły to krytyka naiw na i krytyka „spiskow a”, ale niejako „poprzez” styl dzieła, ze w zględu na jeg o układ i sposób pisania20. Chodzi tu o lekturę nie tylko utw orów Słow ackiego, ale też innych pisarzy, tak przecież znaczących dla epoki, ja k Antoni M alczewski i Adam M ickiew icz. Co ciekaw e, sposób czytania pow ieści poetyckiej M alczew ­ skiego m oże służyć za pew ien m odelow y obraz nie krytycznej, ale analitycznej lektury tekstu rom antycznego.

Krasiński czytał M arię M alczew skiego n ie ja k o m łody literat, lecz jak o doj­

rzały twórca. M alczew ski, jak pisał Zbigniew Sudolski, był K rasińskiem u „obcy naw et jak o pierw szy Polak, który dotarł [...] na M ont B lanc”21. O bcy mu też był sposób relacjonow ania M alczew skiego oparty na w yliczeniach geograficznych i m eteorologicznych. M alczewski, opisując „B iałą G órę” w liście do profesora Pic- teta, ogłoszonym zresztą w „B ibliothèque U niverselle” w 1818 roku, w żaden spo­

sób nie trafił do rozentuzjazm ow anego lodowym pięknem ow ego „tw oru D ucha”

K rasińskiego. Pisząc o szkole ukraińskiej - nie w ym ienił on M alczew skiego; od­

nosi się w rażenie, że w ogóle nie czytał jego utworów. Nie była to ignorancja lub niechęć. K rasiński nie chciał pisać o M alczew skim , poniew aż go jeszcze w ów ­ czas nie poznał jak o autora arcydzieła rom antycznego, którego podziw ianie nale­

19 Z. K r a s i ń s k i , list do J. S ło w a ck ieg o , z 23 II 1840. W: K o re sp o n d e n c ja Ju liu sza S łow ackiego. Oprać. E. S a w r y m o w i c z. T. 2. W rocław 1963, s. 264.

20 Rad bym skorzystać w tym m iejscu z trybu lektury p ow ieści M. Prousta zaproponow anego przez G. P o u l e t a (P rou st p ro sp ectif, 1968, i L 'E sp a ce P roustien, 1963), a w ielce przydatne­

go do kształtow ania stylu czytania, o którego randze pisał P. d e M a n ( C zytan ie (Proust). Przeł.

M. P. M a r k o w s k i . „Literatura na Ś w iecie” 1999, nr 10/11, s. 91) następująco: „Co w ięcej - j a k przedstawia to Poulet - chw ila oznaczająca przejście od »życia« do pisania odpow iada aktowi lektury, oddzielającem u od niezróżnicow anej masy zdarzeń i faktów te elem enty, które będą m ogły w ejść do kom pozycji dzieła. D zieje się to w procesie elizji, przekształcenia i uw ypuklenia, który bardzo przypom ina praktykę rozumu krytycznego. Bliska w ięź m iędzy lekturą a krytyką stała się ju ż banałem w e w sp ó łczesn y ch badaniach literackich”.

21 Z. S u d o l s k i , „ M a ria ” w lekturze i w refleksji Zygm unta K ra siń sk ieg o . W zb.: A n ton ie­

mu M alczew skiem u w 170 roczn icę p ie r w s z e j ed y c ji „ M a rii" . Red. H. Krukowska. B iałystok 1997, s. 429.

(10)

żało przecież do podstaw ow ych przykazań krytyki literackiej. Fakt, że Krasiński czytał pow ieść poetyck ą M alczew skiego bez w stępnych uprzedzeń i - jak b y to pow iedzieć - określonych krytycznych „czynności m agicznych” , m oże w iele m ó­

wić na tem at lektury stopnia podstaw ow ego, bez przygotow ania, bez założeń i od­

pow iadania na dobrze zgraną ju ż orkiestrację hym nów rom antycznych na cześć m łodo zm arłego poety i jeg o dzieła. Trudno zarazem być tak naiw nym , aby tw ier­

dzić, że w chodziłaby tu w grę lektura typu a vista, bo przecież K rasiński słyszał 0 poecie i w iedział, co na jeg o tem at pisała krytyka em igracyjna. M im o to mam y tu jednak jakiś graniczny przypadek lektury św ieżej, a zarazem spóźnionej, re­

fleksji zapisanej z perspektyw y w ielkiego ju ż dorobku literackiego i w spaniałej korespondencji poety.

Początki refleksji czytelnika nad utw orem M alczew skiego łączą się, ja k to wnikliw ie udow odnił Sudolski, z naw iązaniem przez K rasińskiego przyjaźni z Po- dolanam i, m.in. z Joan ną Bobrową. B adacz ów sądzi, że po przeczytaniu M arii Krasiński pisał listy do przyjaciół, zw łaszcza do pani Joanny, parafrazując słowa:

„I zawołaj kozaka, i każ mu grać na teorbanie, i śpiew ać piosnkę m oją”, oraz frag­

m enty poem atu, co przecież byłoby znakom itym przykładem częstej w rom anty­

zm ie lektury aktyw izującej, czytania em patycznego. Pisząc do Joanny Bobrowej na tem at m elancholii jednej ze swoich przyjaciółek, Krasiński w yrażał sw oje uczu­

cia w ten sposób:

O, jakże smutno uchodzą mi dnie i wieczory: zaw sze jestem nad grobem tych, których bym chciał szczęśliw y ch ujrzeć, zaw sze cierpienie ich i jęki, czy z bliska, czy z daleka. Dość już moich własnych. [...] to lampa gasnąca [tj. przyjaciółka] - niedługo już tleć będzie22.

Odpowiadający temu fragmentowi czterowiersz poem atu M alczewskiego brzmi - zdaniem Sudolskiego - następująco:

O, nie - przeszłych już zgryzot nie widać tam wojny, Tylko znikłej nadziei grobow iec spokojny,

Tylko się lampa szczęścia w jej oczach paliła, 1 zgasła, i sw ym dym em całą twarz zaćm iła23.

Przykłady tego typu em patii m ożna by m nożyć24 i z w iększym lub m niejszym praw dopodobieństw em odtw arzać dość jednak spójną sieć odw ołań, naw iązań 1 kontam inacji. Nie byłaby ona czym ś w yjątkow ym , bo przecież i Słow acki pisał na nowo niektóre teksty M ickiew icza, ale to ju ż zupełnie inne zagadnienie. Intere­

sująca nas w tej chw ili lektura rom antyczna dokonyw ana przez K rasińskiego łą­

czyłaby się zasadniczo z „re-lekturą” (określenie Paula de M ana) jak o „pisaniem ” . Tryb taki odnajdziem y w łaśnie w listach do Słow ackiego, który przecież, z kolei jak o czytelnik K rasińskiego, zw rócił mu uw agę na podobieństw o odczuw ania

św iata w iążące autora W ładysława H erm ana z autorem Marii.

N ie ty pierw szy już twierdzisz, że coś m agnetycznego zachodzi w tej pam ięci ciągłej, skierowanej ku m nie - pamiętasz, i M alczewski taką m agnetyczną spójnią zw iązany i jej pod­

22 Z. K r a s i ń s k i , L isty do różnych adresatów . Oprać. Z. S u d o 1 s k i. T. 1. Warszawa 1991, s. 269.

23 A . M a l c z e w s k i , M a ria . P o w ie ś ć uk ra iń sk a . W p ro w a d zen ie H. K r u k o w s k a , J. Ł a w s k i. B iałystok 1995, s. 154.

24 Zob. S u d o 1 s k i, op. cit., s. 4 3 2 -4 3 4 .

(11)

daw szy się umarł z rozpaczy. - Straszne to m iłości tam, gdzie m agnetyzm działa, bo ślepe jak los, jak ironie gorzkie - i nieszczęśliw e jak n iesz cz ęście!25

- pisał K rasiński do Słow ackiego. Taki „przeżyw ający” sposób czytania powieści poetyckiej M alczew skiego pojaw iał się w listach także do innych adresatów, np.

do Edw arda Jaroszyńskiego:

M ożesz tym słow om , co się pod niebem w łoskim urodziły, kazać dorobić m uzykę jaką ukraińską, m uzykę brzmiącą jak ten wiersz M alczew skiego:

I smutno, pusto, tęskno w dzikiej Ukrainie!

[...] i wspomnij w tedy o sercu, które znasz, które znałeś dawniej, bo je g o prawda jest w tych słow ach26.

Ale tak dogłębnie K rasiński przeczytał, czyli przeżył M arię po agonii i śm ier­

ci K onstantego D anielew icza w roku 1842. Przypom nijm y od razu, w jak i sposób ukazanie agonii i śm ierci babki narratora w pow ieści Prousta, o czym pisał M i­

chał Paw eł M arkow ski przy okazji szkicu Paula de M ana o czytaniu, w płynęło na

„czytanie jak o ruch defensyw ny w dram atycznym pojedynku zagrożeń i gestów obronnych”27. O tóż tego rodzaju antropologiczną w ykładnię czytania odkryw a­

my, nie bez pew nej radości, ju ż u Krasińskiego:

Wczoraj now ą edycję, prześliczną, M arii M alczew skiego przepatrzyłem i odczytałem najsm ętniejsze tego arcydzieła smutku wiersze. Nikt nic podobnego ni wprzód, ni później, ni nigdy nie napisze po polsku, i sam Byron tak nie umiał pisać, bo nigdy do rozpaczy olbrzymiej nie dom ieszał tej słow iańskiej, anielskiej tkliw ości, jaka tam w szęd zie łzam i w onnym i, a zatru­

tymi przebija i św ieci. Płakałem czytając, bo dopiero teraz ocen ić m ogę całą duszę M alczew ­ skiego, tę duszę w ędrow ną po W łoszech i Montblanie, tę duszę czynną, a ściganą losem , jak K onstantego duch, tylko że Konstanty nie w yśpiew ał jak łabędź bólu sw eg o przed śmiercią;

duszę tę w iecznie kochającą namiętnie, ale i czysto, św ięcie, z dziecinną czu łością i tytaniczną m ocą, jak dusza moja. Co tam półcieni przywiązania, co tam drobnostek w ysm uklę ładnych m iłości, a ileż łez, tęsknic, gorzkiego cierpienia, jaki żal do świata, jaka wzgarda m elancholij­

na nad tym w iecznym wrogiem dusz kochających. Wiersz, choć nie kształtowany, choć często dziki, szorstki, niepoprawny, jednakże piękniejszy niż w szystkie inne w szystkich innych, bo po przeczytaniu zostaje w duszy n iejak o w iersz, n iejak o słow o, ale jako muzyka i domaga się nazad siebie sam ego, zm usza cię, abyś wróciła do książki i znowu otw orzyła ją, i znów czytała, a płacząc. N ic m uzyczn iejszego w języku ludzkim nie znam, nie m ów ię tu o dźwięku zm ysło­

wym , m ów ię o duchu muzyki, duchem zaś muzyki jest wyrażać to, czeg o słow a nie potrafią - czucie! C zucie najskrytsze, najnamiętniejsze, najuroczystsze, które leży w siódmej głębi ser­

ca! Otóż w iersz M alczew skiego jest takim duchem śpiewającym ; zdarza się, że nie zrozum iesz nawet jasn o w yrazów , a jednak pozostaje po nich czarująca tęsknota. Czujesz je , jakbyś śpiew głęboki usłyszała była na fortepianie i nie m ogła się ukoić, uspokoić przed usłyszeniem znowu.

O, proszę Cię, odczytaj to poema, które niegdyś czytaliśm y razem!28

Tego rodzaju w spom nienie dawnej lektury nie tylko było zw iązane z m inio­

nym egzystencjalnym doznaniem m iłości i rozstania, ale staw ało się uporczyw ie

25 K r a s i ń s k i , L isty do różnych ad resa tó w , t. 1, s. 477. Jest to o c zy w ista paralela m ięd zy stosunkiem K rasińskiego do cierpiącej Joanny Bobrowej a „chorą” relacją M alczew sk iego i Z ofii Rucińskiej.

26 Z. K r a s i ń s k i , L isty do A ugu sta C ieszkow skiego, E dw arda Jaroszyń skiego, B ron isław a Trentowskiego. Oprać. Z. S u d o 1 s k i. T. 2. Warszawa 1988, s. 5 7 -5 8 .

27 D e M a n, op. c it., s. 9 3 -9 4 .

28 Z. K r a s i ń s k i , L is ty do D elfin y P otockiej. Oprać. Z. S u d o 1 s k i. T. 2. Warszawa 1975, s. 3 4 8 -3 4 9 .

(12)

pow racającym refrenem obfitej korespondencji K rasińskiego, zw łaszcza tej jej części, która w iązała się ze śm iercią osób bliskich poecie. W zw iązku z odejściem w spom nianego ju ż K onstantego D anielew icza odw ołał się K rasiński do w spo­

m nienia o autorze M arii w sposób niezw ykle osobisty, łącząc biografie tych m ło­

dych ludzi w poetycko zarysow anym porów naniu: „Po obu zostało tylko jedno natchnienie - filozoficzne po K onstantym , poetyczne po M alczew skim ”29. Echa fascynacji p ow ieścią poetycką M alczew skiego przejaw iają się w pow rocie do do­

św iadczenia lektury, ale też w pew nym szyfrze, którym K rasiński posługiw ał się w odniesieniu do figur m elancholii zaw artych w jeg o tw órczości i koresponden­

cji. Szyfry te odnajdujem y w listach do D elfiny Potockiej, A dam a Sołtana i K on­

stantego G aszyńskiego. Ten ostatni adresat był też w tajem niczony przez K rasiń­

skiego w dość naiw ną retorykę sentym entalnych doznań i historii m iłosnych prze­

kazywanych - by tak rzec - drogą pocztową; to przecież do G aszyńskiego skierował poeta w 1846 roku te znam ienne, a będące przeróbką cytatu z utw oru M alczew ­ skiego, słowa: „W ięc ju ż na W ołyniu gołąbka? »W róci m oże, w róci«, jak mówi autor M arii”30. W tym przypadku przyw ołanie pow ieści w iązało się z przypom nie­

niem uczucia G aszyńskiego do panny Słoneckiej przebyw ającej na U krainie31.

M aria M alczew skiego była w spólną lekturą w szystkich rom antyków i, co istot­

ne, stała się niejako probierzem stosunku biografii rom antyków do ich dośw iad­

czenia czytelniczego. D latego w ypada m oże w prow adzić, jak o kontrast, echa lek­

tury pow ieści poetyckiej M alczew skiego w tw órczości N orw ida, a w każdym ra­

zie w ydobyć ja k iś inny m odel lektury, z punktu w idzenia inspiracji N orw ida zagadnienie to zostało bow iem ju ż ściśle opracow ane32. P ow inniśm y jedn ak za­

uw ażyć, że N orw id w ykracza poza rom antyzm i że je st poetą żyjącym w dwóch różnych epokach czytelnictw a, które nazwę tu epoką świecy i epoką żarówki. Czym innym przecież je s t „czytanie pod lipą, na traw ie”, w cieniu osłaniającym przed prom ieniam i słońca, ja k we w spom nieniu M ickiew icza w Epilogu do Pana Tade­

usza, czym innym lektura w świetle przybliżającego tekst, choć go nie w yjaśnia­

jącego, płom ienia świecy, jak w w ariantach w iersza C iem ność N orw ida, czym in­

nym w reszcie w rozlew ającym się żółtaw ym refleksie w ynalazku Thom asa Alvy Edisona. C zytano też przy lampach naftow ych, ale naw et N orw id chętniej w spo­

m ina o „w osku, który kulą w staw a”, niż o m ało zapew ne inspirującej nafcie, m a­

jącej przecież tylko służebną wobec płom ienia siłę, bo syci konopny knot. Ale czy N orw id i je g o krytyk używ ali lamp naftow ych? Ten krótki, ja k pow iedziałaby M aria Żm igrodzka, „ekskurs ku alkow ie”, je st chyba tak istotny, ja k ważne jest rozróżnienie znaczenia techniki używ ania w iecznego pióra przez T hom asa M an­

29 Cyt. za: S u d o 1 s k i, op. c it., s. 437. Tekst w ed le kopii sporządzonej przez J. K a l ­ l e n b a c h a , zam ieszczonej w Wyd. Jubileuszow ym Pism Z. K r a s i ń s k i e g o (t. 1. Kraków 1912, s. 189).

30 K r a s i ń s k i , L isty do K o n sta n teg o G aszyń skiego, s. 404.

31 D okładne przedstaw ienie rytmu odw ołań do p ow ieści poetyckiej M alczew sk ieg o znajduje się w cytow anym tu ju ż artykule S u d o l s k i e g o (s. 4 3 2 -4 3 9 ).

32 M yślę tu o następujących pracach: Z. S z m y d t o w a , N o r w id w o b e c tra d y cji literackiej.

W arszawa 1925. - Z. T r o j a n o w i c z , R zecz o m ło d o ści N o rw id a . Poznań 1968. - Z. S t e - f a n o w s k a , N o r w id - p is a r z w ieku k u pieckiego i p r z em y sło w eg o . W zb.: L itera tu ra - kom- p a ra ty sty k a - f o lk lo r . K się g a p o św ię c o n a Ju lian ow i K rzyżan ow skiem u . Red. M. B o k s z c z a n i n [i inni]. W arszawa 1968. - S . R z e p c z y ń s k i, Za co N o r w id c en ił „ M a r ię ”? W zb.: Antoniem u M alczew skiem u w 170 ro czn icę p ie r w s z e j ed yc ji „ M a r ii”.

(13)

na i m aszyny do pisania przez Jam esa Joyce’a. W przypadku N orw ida nie tylko technika, ale i inżynieria czytania stała się spraw ą dostatecznie doniosłą, aby na nią zw rócić uwagę.

Trzeba jasn o pow iedzieć, że lektury dokonyw ane przez N orw ida, w tym lek­

tura pow ieści poetyckiej M alczew skiego, staw ały się przedm iotem oglądu plasty­

ka, rzeźbiarza i rytow nika przede w szystkim (choć, o czym później, byw ały w y­

jątki). Otóż N orw id w yraźnie zaznaczał linię tem atyczną i określał form alny kształt czytanego dzieła. Prow adziło to często do - odziedziczonej po X V III-w iecznej tradycji - lektury alegorycznej, ja k w przypadku B alladyny Słow ackiego i Pana Tadeusza M ickiew icza. O braz takiej lektury w idać przede w szystkim w N orw ido- wych w ykładach o Słow ackim . W iązała się ona z nierom antyczną ju ż „akom oda- c ją o k a ” : poeta albo przybliżał światło do tekstu, by ujrzeć sw oje idee w szczegó­

łach przecież nie przezeń napisanego utw oru, albo m ierzył ju ż przeczytany tekst jeg o stosunkiem do tradycji, poszukując w nim w artości w spółczesnych, a zara­

zem uniw ersalnych. A lbo więc lektura alegoryczna, albo herm eneutyka o szero­

kiej perspektyw ie kulturow ej ogniskowanej w czytanym dziele.

Pierw sza lektura dotyczy przede w szystkim św iata przedstaw ionego i bohate­

ra. Wiemy, że B alladyna to „parafiańszczyzna”, że spośród bohaterek literackich polskiego rom antyzm u na miano „żyw ej” zasługuje tylko M aria z pow ieści po­

etyckiej M alczew skiego, poniew aż to on w łaśnie „dotąd sam Polki nakreślił obli­

cze”33. U każdego czytanego poety - i ta synekdocha je st tu na m iejscu - Norwid dostrzegał jakiś jed en rys, jakąś je d n ą linię prow adzącą, p o d ob ną do linii u zbiegu m alarskiej perspektyw y lub do wydobytego z całości utw oru konturu akcji, posta­

ci, narracji, a naw et gatunku. Czytał w taki sposób, by rozum ieć dzięki perspekty­

wie, którą chciało odnaleźć, a potem zrozum ieć jeg o oko. „ W p ra w d z ie -ja k pisał - (nie w yjm ując M alczew skiego naw et) w każdym z poetów, w A dam ie np. Im ­ prow iza cja, w innych inne karty z u p e ł n i e s ą n i e z r o z u m i a n e”34, to je d ­ nak chciał tej dość pospolitej, wartkiej i szybkiej lekturze, ja k ą preferow ali w spół­

cześni mu krytycy, w ypow iedzieć stanow cze veto. Owo „czytanie pędem ” , które Norw id oskarżył ju ż w Vade-mecum, to w ynik aroganckiego stosunku czytelni­

ków do tekstu. Przejaw em tej arogancji była zarów no pobieżna, ja k i egzaltow ana lektura. Przyczynę tej pierw szej stanow iła po prostu m oda na pisyw anie i czyty­

w anie rom ansów , które oduczyły kunsztu lektury; przyczynę tej drugiej - trakto­

wanie tekstu jak o „pam iątki”, sztam buchowej dedykacji, sw oistego podarunku.

Norw id ściśle łączył przem ianę cywilizacji z przem ianą stylu czytania. W liście do K onstancji Górskiej z 1860 roku tak to wyraził:

W iadomo jest każdemu czytelnem u czytelnikow i w wieku obecnym , iż największa liczba zapisanego papieru na św iecie nazywa się R o m a n s e ; w iadom o, że w żadnym wieku, jak świat nasz stary, nigdy nie było tyle romansów i że dopiero w naszym w ieku ten rodzaj pisania stał się osobnym r o d z a j e m - że pierwej nie był nim, był tylko m om entem jednym , strof­

ką jedną, nutą jedną, ale że nigdy nie był o s o b n y m r o d z a j e m , w y d a j ą c y m s z k o ­ ł y o s o b n e , i r o d z a j e m n a j l i c z n i e j s z y m z e w s z y s t k i c h r o d z a j ó w p i ­ s a n i a35.

33 C. N o r w i d, P sa lm ó w -p sa lm ... W: P ism a w szystkie. W stęp i oprać. J. W. G o m u 1 i c k i.

T. 3. Warszawa 1971, s. 403.

34 C. N o r w i d , list do J. I. K raszew skiego, z 28 I 1859. W: jw ., t. 8 (1 9 7 1 ), s. 375.

35 Ibidem , t. 7 (1 9 7 3 ), s. 419.

(14)

Tego rodzaju rom anse, będące rzeczyw iście efektem „zaślubin” m ody czytel­

niczej i praw a rynku, były przez N orw ida nie tylko w yśm iew ane, ale i przeciw sta­

wiane rom ansom średniow iecznym i pow ieściom poetyckim z w ątkiem m iłosnym , a do takich zaliczył M arią M alczew skiego. Ale spojrzenie N orw ida je st przede w szystkim ironiczne. Jakoś nie daw ał mu spokoju ów elegijny i jed n ak rom anso­

wy charakter pow ieści. W roku 1872, a więc 16 lat po refleksji w yrażonej w Psal- m ów -psalm ie... N orw id we wstępie do Pierścienia W ielkiej-D am y tak pisał:

Piękną na koniec, dla dramaturga, trudnością u nas Polaków jest to, co zarazem przedsta- wuje się jako głęb okie dla psychologii społecznej pytanie — to jest, że artyzm polski nie potrafi dotąd uznać kobiet!... Profile ow e duże, i jakoby s t a d i a i d e a l n e , które (że pom inę starożytnych) przedstawują w niewiastach D a n t e , C a l d e r o n , S h a k e s p e a r e , B y r o n...

z wyjątkiem (dla p rzyzw oitości zastrzeżonym ) nie istnieją w cale w pięknej literaturze polskiej.

N ie ma tam, m ów ię, k o b i e t istotnych i całych:

W a n d a , „co n i e c h c i a ł a N iem ca”, nie w iem y, c z e g o c h c i a ł a ? ? - j e s t ona o jednej, acz pięknej, nodze. T e l i m e n a (m oże najzupełniejsza jako utwór artystyczny!) nie jest dość transcendentalną... Z o s i a - dopiero panną z pensji, a prześliczna M a r i a M al­

c zew sk iego rozwinąć się w zupełną postać nie miała czasu, będąc wrychle poduszkami zadu­

szoną, czyli w trzęsawisku pogrążoną36.

Przypom nijm y, że M ickiew icz w ypow iedział się o bohaterce M alczew skiego jak o o w cieleniu ideału Polski, pogrążonej w lekturze Ew angelii, że przeciw sta­

w ił j ą „kobiecie nerw ow ej”, „podniecającej się czytaniem rom ansów ” . Sąd taki w ypow iedział ju ż z uniw ersyteckiej katedry jako profesor literatury słow iańskiej, ale była w tej opinii jak aś niechęć do typu lektury em ocjonalnej i egzaltow anej, w ów czas modnej nie tylko w śród naśladow niczek G eorge Sand.

W w ydaw anym w K rakow ie czasopiśm ie „N iew iasta. Pism o pośw ięcone płci pięknej” N orw id opublikow ał w iersz B eatrix (1861), w którym ironicznie przed­

staw ił portret czytelniczki tam tych czasów. U tw ór ma budow ę szkatułow ą: zaw ar­

ta w jeg o tekście, na praw ach odrębnego fragm entu, Oda, skierow ana do w yide­

alizow anej B rygidy z D ybow skich W yszkow skiej, została silnie skontrastow ana z w izerunkiem postaci kobiety czytelniczki, starającej się nam aw iać poetę do na­

śladow ania kurtuazyjnych gestów salonowych:

- Utwory pana czytałam starannie, L ecz nie ma słów ka w nich do Beatrycze:

Jakbyś pan nigdy żadnej pięknej pannie N ic nie napisał... a ja - na to liczę.

- Pani! tw ą naprzód niech mi w olno będzie U ścisnąć rękę za tak w iele trudu...

- Trudu?...

...Zapewne - b o n i g d z i e i w s z ę d z i e U t w o r y m o j e .

[ 1

- A pani m ów isz: że m ię znasz... N iewiasto!

N iew iasto!... tom ci napisałem, gruby...

Jak grób człow iek a - [...]37

36 Ib id em , t. 5 (1 9 7 1 ), s. 1 8 8 -1 8 9 .

37 Ib id em , t. 1 (1 9 7 1 ), s. 3 1 2 -3 1 3 . Na temat postaw y czyteln iczk i zobrazow anej w w ier­

szu N orw ida napisano bardzo n ie w iele i je ś li ju ż, to raczej o g ó ln ik o w o . Zob. W. P a r k ot ,

(15)

N orw id niezw ykle jasn o postaw ił tu problem czytania jak o lektury egzysten­

cji, jak o aktu obejm ującego refleksją całą naturę ludzką. Zdaje się, że tak ą właśnie lekturę odczuw ał jak o sobie najbliższą; była to bow iem lektura dziecięca, utożsa­

m iająca książkę i człow ieka. N ie przystoi w tym m iejscu nie zacytow ać przynaj­

mniej fragm entów w ielokrotnie ju ż kom entow anego tekstu E pos-nasza38.

Z którego dziejów czytać się uczyłem , Rycerzu! - piosnkę zaśpiew am i tobie.

[ 1

D ziecina - pom nę - nad ciem naw ą kartą (B o nawet odcień pamiętam papieru) Schylony - z gło w ą oburącz podpartą, O! ileż, ileż ciągnąłem eteru

Z czytania, z księgi, z m ożności czytania? - 1 jak sm utnawo było mi dokoła,

K iedy ju ż św ieca gasła (rzecz tak tania!...) A lbo gdy z starszych kto nagle zawoła, A lbo gdy w idzę już, że kilka tylko

Arkuszy - tak że końca dotkniesz szpilką!...39

Ta w czesna, bo jeszcze dziecięca lektura pow ieści C ervantesa, tak sam o w aż­

na dla N orw ida ja k dla Stendhala poznaw anie w latach m łodości dzieł Szekspira i C ervantesa, była sw ego rodzaju w tajem niczeniem w tożsam ość pisania i czyta­

nia, którem u poeta polski, zaw sze bliski Don K ichotow i i z dystansem traktujący profanów i ludzi egzaltow anych, pozostał w iem y do końca sw ego życia40. M yślę o N orw idzie czytelniku w iecznie inspirow anym przez słowo drukow ane, także gazetow e, a nie o N orw idzie krytyku, którego poglądy estetyczne i św iat wartości jedn ak ulegały zm ianom . Tryb lektury rozum iejącej, jakiej sam potrzebow ał, był dla niego podstaw ą um iejętności czytania każdego tekstu. Postaw a krytyczna za­

leżała natom iast od owej „akom odacji” oka, które często niezbyt jasno, np. w gnie­

wie lub poprzez łzy, w idziało obiektyw ną w artość literacką dzieła. A le i w je d ­ nostronnych opiniach N orw id m iał sporo racji, choć dotyczyły one głów nie so­

cjologicznych i politycznych uogólnień. N ie sądzę, by jak ik olw iek inny pisarz XIX wieku czytał teksty literackie z taką jak Norwid zachłannością. Był on całko­

witym zaprzeczeniem lektury narcystycznej, a przeto naiwnej i egzaltow anej, któ­

rą w yśm iew ali liczni krytycy literaccy epoki. Np. C harles A ugustin Sainte-Beuve.

W jeg o przypadku chodziło o reakcję na sposób czytania piśm iennictw a ro­

m antycznego przez pryzm at osobistych upodobań i nam iętności, w ynikających często z przyw iązania do autora lub jego ojczyzny. Szczególnie m ocno pozw olił sobie Sainte-B euve w ykpić George Sand i jej porów naw czą analizę trzech drama-

Z za p o m n ia n ych u tw o ró w N orw ida. „P ion” 1935, nr 40 - a także prawie katechizm ow ą w ykładnię w artykule: Z. C h a r y t a n o w i c z , O kon cepcji czło w iek a w erotykach N orw ida. „Scriptores Scholarum ” (Lublin) 1994, nr 2.

38 N a leży tu w y m ien ić następujące prace: A. C z e r n i a w s k i , C zy ta ją c N o rw id a (M arii D a- n ielew iczo w ej). „O ficyna P oetów ” (Londyn) 1967, n r 3 . - M . G ł o w i ń s k i , Ś w ia d ectw a i style o dbioru . Kraków 1973. - T. S o ł t a n , M o tyw y i fa sc yn a cje . W arszawa 1978. - W. S z t u r c , N o rw id o w y D on K ich o t na tle lite ra tu ry X IX w iek u . O „ E p o s-n a sza ” (1848): o sp o s o b ie oglądan ia sam otn ości. W: A rch eo lo g ia w yobraźn i. Studia o S łow ackim i N o rw id zie. Kraków 2001.

39 N o r w i d , P ism a w szystk ie , t. 1, s. 15 8 -1 5 9 . 40 Zob. S z t u r c , A rch eo lo g ia w yo b ra źn i, s. 14 8 -1 6 8 .

(16)

tów uznaw anych za rom antyczne, m ianow icie M anfreda Byrona, Fausta G oethe­

go i D ziadów części ///M ic k ie w ic z a . Przypom nieć w ypada, że w ustaleniu hierar­

chii w artości przyw ołanych dzieł brał udział także Fryderyk Chopin, który zresztą nolens volens przyczynił się do szczególnego uw rażliw ienia G eorge Sand na te­

m aty polskie. Sam zresztą zachęcał M ickiew icza do przełożenia dram atu na fran­

cuski; do tego dzieła m iała napisać wstęp ukochana kom pozytora. Znała D ziady z tłum aczenia H enriego Burgauda des M arets i to w łaśnie ono stało się podsta­

w ą zestaw ienia z pozostałym i utworam i. Chopin, uprzedzając publikację artykułu G eorge Sand, pisał do przyjaznego mu W ojciecha Grzym ały:

Teraz moja [tj. George Sand] skończyła najwspanialszy artykuł o G oethem , Byronie i M ic­

kiew iczu. Trzeba czytać, żeby się serce uradowało. [...] A w szystko taka prawda, takie sp o­

strzeżenia w ielk ie, na ogrom ną skalę, z musu, bez nakręcania albo chęci chwalenia. [...] Kto tłum aczył, donieś mi. Żeby to M ić[kiew icz] sam chciał rękę do tego podnieść, ona by przejrza­

ła najchętniej, i to, co napisała, m ogłoby być drukowane jako „d iscou rs p rélim in a ire” razem z tłum aczeniem . W szyscy by czytali i można w iele egzem pl. pozbyć41.

Poniew aż jed n ak G rzym ała sądził, że Chopinowi chodzi o tłum aczenie w szyst­

kich części dram atu, naraził się na zniecierpliw ienie poryw czego kom pozytora:

Co mi o M ić[kiew iczu] piszesz - nie zrozum ieliśm y się. Idzie tylko o o s t a t n i ą c z ę ś ć D zia d ó w , do których jej [tj. George Sand] p r z e d m o w a dodana sprawiłaby, żeby więcej czytano, i podobna edycja m ogłaby i na francuskie głow y, i na kieszeń M ić[kiew icza] - m ieć w p ływ u czciw y42.

Plany C hopina jed n ak nie pow iodły się, więc ostatecznie w roku 1839 (tj.

w tym , z którego pochodzą przyw ołane tu listy kom pozytora) G eorge Sand opu­

blikow ała artykuł w „R evue des Deux M ondes” . Jest to refleksja czytelniczki eg­

zaltow anej, entuzjastycznie nastaw ionej do „dram atów m etafizycznych”, z który­

mi „nic w przeszłości nie m oże być porów nyw ane” . W F auście zabrakło jej „en­

tuzjazmu, wiary i nam iętności”, w M anfredzie znalazła to, czego szukała w Fauście,

„ideał”, który „przepełnia serce” bohatera, i fantazję, daleką od G oetheańskiego

„bezładu i ślepego przypadku”, za to pełną „boskiej m ądrości” i „w ysublim ow a­

nego sm aku” . Co do dram atu M ickiew icza, G eorge Sand uw ażała, że „nie m iał we Francji ani stu czytelników ”, i podkreśliła, iż zna „w ybitne um ysły, które nie m o­

gły lub nie chciały go zrozum ieć” . Szczególne znaczenie dla porów nania trzech dram atów m iała kategoria fantazji. Goethe, zdaniem pisarki, potraktow ał j ą „bale­

tow o” , nazbyt iluzjonistycznie i realistycznie, B yron - ulokow ał w sferze m arzeń, M ickiew icz uczynił z niej podstaw ę „w szystko w praw iającą w ruch”, „duszę ca­

łej rzeczyw istości”, pierw iastek „obecny we w szystkich w ydarzeniach” . Nie podo­

bał się Sand „szyderczy szatan G oethego”, m ający cechy w olterianina, akcepto­

w ała dem ona B yrona jak o „rom antycznego ducha” w spółczesności, w „B elzebu­

bie” M ickiew icza zaś dopatrzyła się cara i przedstaw iciela tyranii. C hw aliła „ka­

tolicyzm ” i „m istycyzm ” ; zw łaszcza „katolicyzm odznaczający się w szakże śm iel­

szą i bardziej postęp ow ą filozofią niż legendarny katolicyzm F austa”4\ Sainte-

41 K o resp o n d en cja F ryderyka C hopina. Zebrał i oprać. B. E. S y d o w. T. 1. Warszawa 1955, s. 343.

42 Ibidem , s. 346.

43 Ten i poprzednie cytaty z wyd.: G. S a n d , S zkice o d ra m a cie fa n ta styczn ym . G oeth e - B yron - M ic k ie w icz. W: E seje. Przeł. S. K o ż u c h o w s k a , M. D r a m i ń s k a - J o c z o w a . W arszawa 1958.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Probability Calculus 2019/2020 Introductory Problem Set1. Using the notation with operations on sets, how would

Strona ta w pewien sposób kumuluje wiedzę ze wszystkich źródeł, na które składają się nie tylko książki, lecz także filmy i wywiady z Rowling, dzięki czemu

Powyższe wymaganie nie dotyczy urządzeń, które można łatwo zdemontować w celu oczyszczenia (z wyjątkiem, nagrzewnic i chłodnic). Między otworami rewizyjnymi nie

nych i kurczeniu się tektury porgamiin odstaje od oprawy, nadym a się i fałduje, i' tworzy ja k gdyby luźną membranę.. Obok tych pergam inow ych opraw,

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym

nin państwowych, językiem urzędow ym stał się język rosyjski, a eta t koni w stadninie ograni­.. czono do 140

Badania nad rolą w biocenozie chrząszczy z rodziny biegaczowa- tych w yjaśniły ich znaczenie jako regulatora w rozradzaniu się szkodliwych

Jest skuteczna długofalowo: bierze pod uwagę to, co dziecko myśli, czuje, czego się uczy i jakie podejmuje decyzje o sobie samym i o swoim świecie i jak