N b 2 3 . W arszaw a, dnia 10 czerwca 1900 r. Tom XIX.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.
p r k k u m e h a t a „w s z e c h ś w i a t a**.
W W n r s z a w i e : ro cz n ie ru b . 8, k w a rta ln ie ru b . Z . L p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . 5 . P r e n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i w e w sz y st
k ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i za g ra n ic ą .
k o m i t e t R e d a k c y j n y W’s z e c lin w ia t a s ta n o w ią P a n o w ie : C ze rw iń sk i K ., D e ik e K ., D ic k s te in S .. E ism o n d J ., F ia u m M ., H o y e r H . J u rk ie w ic z K ., K ra in s z ty k S ., K w ie tn ie w sk i \V [., L e w iń sk i J . , M o ro zew icz J ., N a ta n s o n J ., O k o lsk i S., S tru m p ł E .,
T u r J . , W e y b e r g Z., Z ieliń sk i Z .
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze >prawami redakcyjnemi codziennie od g. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : lECralsoT^rslsle - P rzed m ieście, 2ŃT-r 6 6.
DZIAŁANIE SIŁ MAGNETYCZNYCH n a prom ieniow anie św ietlne. ')
P rze d czterem a laty fizyk holenderski Zee- man odkrył szereg nowych i nader ciekawych zjawisk działania sił magnetycznych na n a
tu rę promieni świetlnych, wysyłanych przez źródło, umieszczone w polu magnetycznem.
B adania jego zwróciły na siebie w ostatnich czasach ogólną uwagę fizyków i dały pobud
kę do licznych poszukiwań doświadczalnych i teoretycznych.
C ała ta klasa zjawisk nietylko uderza nas swoją nowością i bogatą różnorodnością, ltcz zawiera również poza tem wiele punktów, które z czasem mogą ułatw ić nam wniknięcie w mechanizm wewnętrzny, międzycząsteczko- wy i między atomowy, procesu świecenia i wogó- le promieniowania różnych ciał chemicznych.
Sądzę przeto, że bliższe zapoznanie się z tą dziedziną zjawisk nie będzie bez korzyści dla czytelnika.
') Na podstaw ie m ateryalu zebranego przez A. C ottona w dziełku „Le płienomene de Zeem an,”
P aryż. 1899.
W poszukiwaniach swych Zeem an miał kilku poprzedników, których prace streszczę tu pokrótce. F ara d ay , który—ja k wiadomo — odkrył zjawisko skręcania magnetycznego płaszczyzny polaryzacyjnej św iatła, pierwszy też w r. 1860, wpadł na myśl poszukiwania zmian natury promieni świetlnych pod wpły
wem sił magnetycznych. Umieszczał on pło mienie gazowe zabarwione chlorkiem sodu, barytu, strontu lub litynu między biegunami wielkiego elektromagnesu, a przepuściwszy przez zwoje elektromagnesu silny p rąd elek
tryczny sta ra ł się stwierdź.ć, za pomocą spektroskopu, jakiekolwiek zmiany w promie
niach wysyłanych przez płomień gazowy. O b serwował tym sposobem zachowanie się pro
mieni zwykłych jako też spolaryzowanych;
lecz ani w jednym ani w drugim przypadku nie udało mu się dostrzedz żadnych zmian wysy
łanych promieni, t. j. żadnego przesunięcia, ani też zmiany szerokości linij spektralnych, charakteryzujących każde z powyżej wymie
nionych ciał. Ujemny wynik poszukiwań F ara d ay a należy (jak przekonano się póź
niej) przypisać tej okoliczności, że sp ektro skop (Steinheila), którym posługiwał się zna
komity ten fizyk, nie był dostatecznie potęż
ny do uwidocznienia poszukiwanych zjawisk.
Tr&ves, w r. 1870, zauważył, że ru rk a Geisslera zmienia pod działaniem sił m agne
3 5 4 WSZECHŚW IAT N r 23 tycznych zwykły swój kolor fioletowy na ko- :
lor żółty; C hautard zaś, b ad ając cały szereg rurek G eisslera za pomocą spektroskopu, w latach 1875 — 6, znalazł, że wogóle odpo
wiadające im widma zm ieniają się zupełnie, jeżeli ru rki znajdują się w polu magnetycz- nem; tak np. ru rk a napełniona wodorem daje linią spek tralną żółtą, w widmach zaś brom u i chloru linie charakteryzujące gazy te w wa
runkach zwykłych rozszerzają się pod działa
niem sił m agnetycznych i jednocześnie poka
zuje się cały szereg nowych linij, szczególnie licznych i żywych w okolicy zielonej wid
ma; dla chlorku krzem u znikają w chwili wytworzenia pola m agnetycznego wszystkie linie zwykłe i pojaw iają się natom iast: jedna wybitna linia czerwona, dwie zielone, dwie niebieskie i kilka fioletowych. Ponieważ po
łożenie ukazujących się nowych linij spek
tralnych we wszystkich powyżej opisanych przypadkach i w wielu innych jeszcze, zbada
nych przez C h au tard a, nie zależy od natęże
nia pola magnetycznego (cecha ch a ra k te ry styczna, odróżniająca zjawiska te od właści
wych zjawisk Z eem ana, które poznamy w krót
ce), przeto niektórzy fizycy tłum aczą zjaw iska te przez założenie, że dla jednego i tego s a mego niem etalu istnieją dwa zupełnie odmien
ne widma i że w różnych w arunkach wy
stępuje jedno z nich lub też drugie. T ak np.
siark a daje istotnie albo widmo składające się z linij albo też z pasm świetlnych, zależ
nie od warunków wyładow ania elektrycznego, za pomocą którego wprawiamy ją w stan świecenia; to też Y an Aubel, niezależnie od G hautarda, obserwował zmianę widma p as
mowego siarki n a widmo składające się z linij, pod wpływem sił magnetycznych.
W wielu atoli przypadkach nowe linie pow sta
j ą skutkiem obecności ciał obcych, zaw artych np. w szkle ru rk j Geisslerowskiej.
W r. 1875 T a it s ta ra ł się odkryć zjawiska dowodzące działania pola magnetycznego na proces pochłaniania św iatła; aczkolwiek wy
nik jego poszukiwań doświadczalnych był ujem ny, w arto je st zapoznać się zm y ślą prze
wodnią, k tó ra nakłoniła go do podjęcia tych doświadczeń. Oto je s t rozum ow anie te o re tyczne T aita:
W iadom o, że dla w ytłum aczenia zjaw iska skręcenia m agnetycznego płaszczyzny polary
zacyjnej św iatła w substancyach diam agne-
tycznych W illiam Thomson przypuszczał ist
nienie wirów molekularnych; osi tych wirów m ają być równoległe do wypadkowej siły m ag
netycznej, prędkość zaś wirowania— wprost proporcyonalna do natężenia tej siły. Każdy promień spolaryzowany prostolinijnie można uważać jako składający się z dwu promieni spolaryzowanych obrotowo, posiadających też same am plitudy i też same okresy drgań, lecz wręcz przeciwne sobie kierunki obrotu;
skoro więc promień taki przenika do sub- staneyi będącej siedliskiem siły magnetycznej, je d n a część jego posiada kierunek obrotu zgodny z kierunkiem obrotu wirów moleku
larnych, d ru g a zaś posiada kierunek obrotu wręcz przeciwny; okres pierwszej będzie więc przyspieszony, drugiej zaś wydłużony. Skoro więc rozważany ośrodek w stanie zwykłym, t. j. w razie nieobecności sił magnetycznych, pochłania d rgania świetlne o pewnej tylko, jedynej, długości fali, natenczas w obecno
ści siły magnetycznej (której składowa w kie
runku prom ienia jest różną od zera) ulegnie pochłonięciu pewna część światła w okresie krótszym i oprócz tego pewna część w okre
sie dłuższym, niż w zwykłych warunkach.
Dwum tym częściom odpow iadają w widmie różne miejsca; skoro więc w zwykłych w arun
kach mamy, dla danego ośrodka, jed nę czar
ną linią absorpcyjną, powinniśmy przy dzia
łaniu sił magnetycznych otrzym ać zam iast niej dwie inne linie absorpcyjne mniej ciem
ne: jednę po prawej stronie, d ru g ą po lewej stronie linii otrzymywanej w w arunkach zwyk
łych.
Szczęśliwszym od T a ita był Fievez, fizyk belgijski, który w roku 1885 przedsięwziął podobne badania, posługując się jed nak spek
troskopem znacznie potężniejszym. O bser
wował on zmiany promieni pochłanianych przez płomienie; nie udało mu się natom iast dostrzedz żadnych zmian w liniach absorp
cyjnych wytwarzanych przez p ary jodu i b ro mu. Z badań swych wysnuwa on wniosek, że zjawiska zachodzące pod wpływem sił magne- I tycznych są zupełnie identyczne ze zmianami, które otrzym uje się przez podniesienie tempe-
| ra tu ry ; dalej twierdzi, że promienie świetlne równoległe do linij siły m agnetycznej zacho
w ują się zupełnie tak samo, ja k promienie biegnące w kierunku prostopadłym do linij siły. Lecz, ja k zobaczymy wkrótce, obadwa
N r 23 WSZECHŚWIAT 355 te wnioski dowodzą, że jeżeli Fievez istotnie
miał przed sobą t. zw. zjawiska Zeem ana, nie zdołał on zauważyć wyraźnie prawdzi
wych ich cech charakterystycznych, co uczy
nił później dopiero Zeem an. Rozmaite zresz
tą przyczyny drugorzędne mogły odkształcić zjawiska obserwowane przez Fieveza, między innemi np. działanie mechaniczne niejedno
stajnego pola magnetycznego na płomień po
chłaniający. N iezatrzym ując się atoli dłu
żej nad tym przedmiotem, przejdziemy wprost do badań Zeem ana.
Istotnie Zeem an pierwszy dowiódł w spo
sób niewątpliwy bezpośredniego działania sił magnetycznych na promieniowanie świetlne.
P osługując się, zamiast spektroskopu złożo
nego z pryzmatów, siatką Rowlanda,.. zau ważył on przedewszystkiem podobnie jak Fievez, — lecz nieznając wyników jego b a dań, — rozszerzenie linij spektralnych pod działaniem sił magnetycznych; stara ł się on jednak już w początku swych badań dowieść, że rozszerzenie to jest objawem wtórnym i że zjawisko zasadnicze polega mianowicie na rozdwojeniu linii. Następnie odkrył on zja
wisko również zasadnicze, mianowicie osobli
wy stan polaryzacyi promieni świetlnych w polu m agnetycznem . Zapoznamy się w krót
ce ze zjaw iskam i tem i szczegółowo.
J a k o punkt wyjścia służyła Zeemanowi teorya Lorentza, chociaż prawdopodobnie, mogły mu być pomocne inne rozumowania, jak np. rozumowania opierające się naT hom - sonowskiej teoryi wirów molekularnych. Teo
ry a L orentza polega na założeniu, że wszel
kie znane nam ośrodki sk ład ają się z t. zw.
jonów, czyli cząstek naelektryzowanych, k tó rych rozmieszczenie i ruchy stanowią wszyst
kie zjawiska elektryczne; fale elektrom agne
tyczne, a więc też w szczególności fale świetl.
ne nie są niczem innem ja k tylko drganiem tych jonów peryodycznem w czasie i prze
strzeni. Zm iany wszelkie przenoszą się od jednego jo n a do sąsiednich za pośrednictwem eteru, który je zewsząd otacza i którego stan je s t zupełnie określony przez wielkość ład u n
ku elektrycznego, przez położenie i ruch jo nów. Otóż Zeemanowi n a widok działania sił magnetycznych na promienie wysyłane przez dane źródło św iatła n asunęła się myśl, że całą tę klasę zjawisk możnaby wytłum a
czyć, zakładając, źe zewnętrzne siły m agne
tyczne działają na jony elektryczne i że zmie
niają mianowicie okres ich drgania. Z ak o munikował on myśl tę twórcy teoryi jonów, Lorentzowi, który za pomocą rachunku m a
tem atycznego istotnie wyprowadził z teoryi swej Zeemanowskie zjawisko rozszerzania się wiązek promieni, potwierdził więc przypusz
czenie Zeemana; oprócz tego jed n ak wyczy
ta ł on jeszcze ze swych rachunków, źe brzegi wiązek promieni, rozszerzonych pod działa
niem sił magnetycznych, powinny zawierać d rg an ia spolaryzowane. Istotn ie też Zeem an sprawdził zapomocą doświadczenia tę prze
powiednię Lorentza.
Po tym krótkim wstępie historycznym opi
szemy obecnie nieco szczegółowiej zajm ujące nas zjawiska, opierając się na wynikach b a
dań doświadczalnych nietylko samego Z eem a
na, lecz również licznych jego następców.
W łasności promieni wysyłanych przez źród
ło św iatła umieszczone w polu magnetycznem zależą zasadniczo od kąta, jaki tworzy k ieru
nek obserwowanych promieni z kierunkiem siły magnetycznej. Dotychczas badano do
kładniej dwa tylko przypadki: w jednym pro
mienie były równoległe, w drug im —prosto
padłe do linij magnetycznych. Zapoznajm y się nasam przód z pierwszym przypadkiem, i jako prostszym.
P rom ienie równoległe do lin ii siły m a g n e
tycznej. Isk ra lub płomień, zabarwiony przez domieszkę substancyi badanej, znajduje się
| między biegunami elektromagnesu; w jednym z tych biegunów przewiercony jest nawskroś kanał biegnący w kierunku linii siły magne-
| tycznej; wiązka promieni wychodzących z iskry lub płomieni po przebyciu tego kanału, a więc biegnąc równolegle do linii siły, wpada do kolim atora spektroskopu posiadającego b a r dzo znaczną zdolność rozszczepiania. P atrząc przez lunetę obserwacyjną tegoż spektrosko
pu widzimy, podczas gdy prąd w zwojach elektrom agnesu je s t przerwany, a więc pole magnetyczne—nieobecne, widmo składające się z jednej lub wielu linij ch arak tery zu ją
cych rozważaną substancyą. Ustawmy lu ne
tę spektroskopu tak, aby dokładnie w środku jej pola widzenia otrzym ać jed nę (jakąkol
wiek) z tych linij spektralnych,'i przepuśćmy przez zwoje elektromagnesu^silny p rą d elek
tryczny, wytwarzając tym sposobem w prze
strzeni zajmowanej przez płomień (lub iskrę)
356 WSZECHŚWIAT N r 23 silne pole magnetyczne o kierunku siły rów
noległym do wiązki prom ieni obserwowa
nych; wówczas linia sp ek tra ln a O, k tó ra do
tychczas zajm owała środek pola widzenia, znika natychm iast i zam iast niej zjaw iają się w tej samej chwili dwie inne linie spektralne L i P (Fig. 1): jedna po lewej, druga po p ra wej stronie pierwotnej linii O.
L O P D kład tych dwu powstających i znikających współcześnie z polem m agnetycznem linij spektralnych nazw anodw ójką m agnetyczną (dou- blet magnetique). Jeżeli podział- I ka na skali spektroskopu je s t ułożo- Fig. 1 na proporcyonalnie do długości fal, natenczas każda z linij stanow ią
cych dwójkę m agnetyczną znajduje się w tej sa
mej odległości (mierzonej na tej skali) od linii O, ta k że odległość tych linij (L P ) je s t propor- cyonalna do zmiany (z jednej strony odjemnej, z drugiej strony dodatniej) długości fali p ro mieni pierwotnych pod działaniem pola m ag
netycznego. Odległość linij stanowiących dwójkę m agnetyczną, a więc też zm iana d łu gości fali je st wprost proporcyonalna do na
tężenia pola m agnetycznego, k tóre zm ianę tę wywołuje. P rzy tej samej jed n ak wielkości natężenia siły magnetycznej zm iana długości .fali jest różna dla różnych substancyj i zależ
n a mianowicie od długości fali promieni pier
wotnych, t. j. wysyłanych przez dane źródło św iatła podczas nieobecności sił m agnetycz
nych. O znaczając więc natężenie pola mag
netycznego przez H , długość fali pierwotnej przez X, zmianę zaś jej pod działaniem sił magnetycznych przez AX, możemy powyższe wyniki bad ań doświadczalnych wyrazić k ró t
ko zapomocą wzoru-.
AX=C. f (X). H ,
w którym O oznacza pewną wielkość stałą, przynajm niej dla jednej i tej samej substan- cyi, zaś f (X) ma wyrażać pewną nieznaną j jeszcze funkcyą X, t. j. wielkość w niezbadany dotychczas dokładnie sposób zależną od d łu gości fali promieni pierwotnych. W pewnych okolicach widma zm iana AX je st bardzo słaba a czasami naw et znikomo m ała, w in nych znowu — bardzo znaczna stosunkowo.
W okolicy środkowej widm a widzialnego i dla natężeniapola magnetycznego H = 1 0 0 0 0
jednostkom w układzie centym etro-gram o- sekundowym (C. G. S.) odległość linii stano
wiących dwójkę m agnetyczną dochodzi często do ' / | 2 odległości wzajemnej dwu, powszech
nie znanych, żółtych linij sodu D ,, D 2.
Obiedwie wiązki prom ieni stanowiących dwójkę m agnetyczną są spolaryzowane koło
wo; jeżeli między źródłem światła i kolimato- rem umieścimy płytkę krystaliczną t. zw.
„ćwierć-falową” (uwzględniając długość fali odpowiadającej danej części widma) i n a s tę p nie nikol, utworzony tym sposobem analizator przepuści tę wyłącznie część promieni, która je s t spolaryzowana obrotowo w danym kie
runku. Z am iast więc dwu linij L i P (porówn. fig. 1.) otrzymamy jednę tylko, np.
L; jeżeli zaś przełożymy analizator obrotowy, linia L zniknie i ukaże się d ru g a linia P.
Dwa promienie stanowiące dwójkę m agne
tyczną są więc całkowicie spolaryzowane obrotowo w kierunkach wręcz przeciwnych.
Jeżeli przy danem położeniu an alizatora wi
doczna jest sam a tylko linia L np., natenczas ze zmianą kierunku prąd u w zwojach elek
trom agnesu, t. j. ze zm ianą kierunku siły magnetycznej o 180°, linia L znika i ukazuje się natom iast linia P. O kazało się następnie we wszystkich dotychczas zbadanych przy
padkach, że linii znajdującej się bliżej strony fioletowej widma odpowiadają drgania obro
towe odbywające się w tym samym kierunku, w jakim p rąd elektryczny wytwarzający pole magnetyczne przebiega w zwojach elektro
magnesu.
W iązka promieni podlegająca działaniu sił magnetycznych niezawsze jed n ak daje dwie oddzielne linie. Jeżeli wiązka je s t zbyt sze
roka lub też pole magnetyczne zbyt słabe lub też wreszcie jeżeli spektroskop użyty posiada zbyt m ałą zdolność rozszczepiania, natenczas zam iast dwu linij widzimy jednę linią rozsze
rzoną; prom ienie skrajne, po jednej i po dru
giej stronie wiązki całkowitej, są spolary
zowane obrotowo (w kierunkach wręcz prze
ciwnych); promienie zaś leżące we środku wiązki s$ n atu ralne, t. j. niespolaryzowane.
Zjawisko to powstaje poprostu wskutek tego, że poszczególne linie składające dwójkę m ag
netyczną nie są dostatecznie oddzielone od siebie i n ak ład ają się na siebie brzegam i wewnętrznemi: tylko na zewnętrznych brze
gach powstałej tym sposobem „linii szero- k ieju objawia się każdy z dwu rodzajów drgań obrotowych, niezamąconych przez obec
N r 23 WSZECHŚWIAT 357 ność d rg a n o kierunku wręcz przeciwnym. Sko
ro jednak, w razie słabego nawet stosunkowo pola magnetycznego użyjemy bardzo potężne
go przyrządu rozszczepiającego, w bardzo wielu przypadkach linia szeroka rozpadnie się na clwie inno. Linie te jed n ak niezawsze by
wają również ostre i określone, jak w opisa- nem wyżej zjawisku „dwójki m agnetycznej,“
lecz często każda z nich jest sam a jeszcze dosyć szeroką i za użyciem potężniejszych przyrządów rozszczepiających rozpada się na kilka części składowych, t. j. na dwie lub n a
wet trzy oddzielne linie. T ak np. Michelson, badając prom ienie wysyłane przez rozmaite źródła, szczególniej zaś przez rurki Geissle- rowskie, zawierające pary metaliczne, otrzy
m ał przy natężeniach pola magnetycznego stosunkowo słabych opisaną wyżej dwójkę m agnetyczną L , P; badając jednak dokład
niej każdy ze składników dwójki za pomocą swojego interferom etru odkrył złożoną ich naturę: w większości przypadków okazało się, że każda z dwu linij L i P wskazuje po trzy m axima (największości), dla których stosunki natężenia świadła posiadają w różnych przy
padkach najrozm aitsze wartości. T ak np.
zielona linia kadm u rozpada się pod działa
niem sił magnetycznych na dwie grupy L i P, z których każda zaw iera po trzy linie; zjawi
sko to obserwowano zarówno zapomocą in
terferom etru M ichelsona, jako też za pomocą siatki Eow landa. Becąuerel i D eslandres natom iast, posługując się siatką Rowlanda, obserwowali najczęściej rozkład każdej z dwu części składowych dwójki magnetycznej na dwie inne linie; opisują też oni kilka przypad
ków szczególnych, w których jedna z tych linij drugiego rzędu była wspólną obudwu częściom składkowym dwójki magnetycznej.
W każdym razie, pomijając dalszą kwe- styą budowy każdej z dwu części składowych, można uważać za fak t powszechny tworzenie się dwójki magnetycznej, t. j. rozkład wiązki promieni równoległych do linii siły m agne
tycznej na dwie części spolaryzowane obroto
wo w kierunkach wręcz przeciwnych; jedna z nich zawiera drgania szybsze, d ru g a—po
wolniejsze od drgań pierwotnych, tak źe po jednej i drugiej stronie pierwotnej linii spek
tralnej i symetrycznie do niej powstają pod działaniem sił magnetycznych dwie inne linie spektralne. Okazało się też we wszystkich
przypadkach, że obszerności drgań, czyli n a
tężenia światła, odpowiadające obudwu tym częściom wiązki pierwotnej są jednakowe;
i pod tym więc względem dwójka m agnetycz
na jest symetryczną.
Z kolei opiszemy teraz zjawiska pow stają
ce pod działaniem sił magnetycznych na pro
mienie wysyłane prostopadle do linii siły.
Prom ienie prostapadłe do lin ii siły m ag
netycznej. Jeżeli umieścimy źródło św iatła,po-
| dobnie ja k w poprzednim przypadku, między biegunami elektrom agnesu i będziemy obser
wowali wiązkę promieni prostopadłych do linii magnetycznej zapomocą jakiegokolwiek przyrządu rozszczepiającego, zobaczymy, że i w tym przypadku własności promieni zmie
niają się w chwili, gdy prąd elektryczny za
czyna krążyć w zwojach elektromagnesu.
Jeżeli pole magnetyczne je s t słabe, lub też gdy wiązka promieni przenikających do kolim atora jest zbyt szeroka, albo też wresz
cie jeżeli przyrząd użyty posiada zbyt m ałą zdolność rozszczepiania, otrzymujemy tylko pewne rozszerzenie linii spektralnej; jeżeli jednak natężenie pola je st wielkie, wiązka promieni dosyć wąska i jeżeli przyrząd spek
tralny posiada dostatecznie wielką zdolność rozszczepiania światła, pierwotna linia spek
tra ln a rozpada się pod działaniem sił m agne
tycznych na kilka nowych linij, często na trzy, czasami na cztery lub więcej jeszcze linij izo
lowanych. W tym jednak przypadku ani po-
■ łożenie poszczególnych linij ani też żadne inne własności nowopowstającego widma nie zależą od kierunku siły m agnetycznej, t. j.
nie ulegają żadnym zmianom za zmianą kierunku siły m agnetycznej o 180°, a więc za zmianą kierunku prądu elektrycznego w zwojach elektromagnesu. Pod tym więc względem przypadek obecnie rozważany różni się zasadniczo od przypadku poprzednio opi
sanego, w którym wiązka promieni przeni
kających do kolim atora była równoległa do linii siły magnetycznej. Lecz, ja k zobaczymy natychm iast, promienie prostopadłe do linii siły pod wieloma jeszcze innemi względami różnią się od promieni równoległych do linii siły magnetycznej. Ź ródło więc św iatła pier
wotnie zupełnie izotropowe (t. j. posiadające jednakowe własności dla wszystkich wycho
dzących zeń kierunków przestrzennych) staje się w polu magnetycznem anizotropowem
358 Ws z e c h ś w i a t N r 23 i wysyła mianowicie w kierunku linij siły
magnetycznej promienie zupełnie innej n a tu ry, niż we wszystkich kierunkach do linij p ro stopadłych.
W e wszystkich zbadanych dotychczas przy
padkach stwierdzono, źe promienie prosto
padłe do linij siły rozpadają się (pod działa
niem sił magnetycznych) na dwie grupy:
w obudwu grupach promienie są spolaryzo
wane prostolinijnie, lecz w jednej grupie rów
nolegle, w drugiej natom iast prostopadle do linij siły m agnetycznej, tak że zapomocą pryzm atu Nikola można oddzielić jednę g ru pę promieni od drugiej i badać każdą z nich zosobna.
Ustawmy na drodze promieni obserwowa
nych pryzm at N ikola tak, aby główny prze
krój jego był prostopadły do linii m agnetycz
nej; wówczas przejdą przezeń tylko prom ie
nie należące do drugiej grupy, t. j. spolary
zowane równolegle do linii siły. Otóż p ro mienie te d ają istotnie tylko dwójkę magne
tyczną zupełnie ta k ą samę i naw et o dokładnie tej samej (caeteris paribus) odległości sk ład ników L i P , ja k ą daw ały rozważane poprzed
nio wiązki promieni równoległych do linii siły magnetycznej. Jeżeli w jednym przypadku linie L i P były pojedyncze, były one również pojedyńcze w drugim przypadku; jeżeli nato
m iast prom ienie równoległe do linij siły, a wychodzące z danego jakiegokolw iek źród
ła, dawały dwójkę m agnetyczną o składnikach złożonych z pewnej liczby linij spektralnych wówczas ta część promieni prostopadłych do linij siły wychodzących z tegoż źródła, która była spolaryzowana równolegle do linii siły, daw ała również dwójkę m agnetyczną, której składniki były złożone z takiej samej liczby takich samych linij świetlnych. N aw et natę
żenie św iatła je st jednakow e w obutych przy
padkach. Różnią się one od siebie tylko rodzajem polaryzacyi: podczas bowiem gdy części składowe dwójki m agnetycznej, którą dawały promienie równoległe do siły m agne
tycznej, były spolaryzowane obrotowo w kie
runkach wręcz sobie przeciwnych i mogły wskutek tego być oddzielone od siebie i obser
wowane zosobna, część promieni p rostopad
łych do siły magnetycznej spolaryzowana równolegle do tejże siły daje dwójkę m agne
tyczną, której obadwa składniki są spolary
s r
zowane prostolinijnie, w jednej i tej samej płaszczyźnie, ta k że nie można oddzielić ich od siebie zapomocą pryzm atu Nikola.
Jeżeli na drodze badanych promieni (pro
stopadłych do siły magnetycznej) ustawimy pryzm at Nikola tak, aby jego przekrój głów
ny był równoległy do linij siły magnetycznej, otrzymamy drugą grupę promieni, mianowicie spolaryzowanych prostopadle do linii siły.
D ruga ta grupa promieni objawia w rozmai
tych przypadkach własności różne. W naj ■ prostszym przypadku, który też zdarza się n a j
częściej, otrzymujemy jedyną tylko linią A w dokładnie tem samem miejscu, w którem znajdowała się linia spektralna przed wytwo
rzeniem pola magnetycznego; linia A znajdu
je się więc dokładnie w środku między dwie
ma liniami 8 i 7(Fig. 2) dwójki magnetycznej,
^ k tó rą daje pierwsza g ru pa rozważanych promieni, i tworzy wraz z niemi tak zwaną nor
m alną trójkę m agne
tyczną (triplet). Dosyć też często zachodzi wy
padek nieco bardziej skomplikowany, a godny uwagi dlatego, że Lorentz, który przepowiedział z góry inne przypadki działania sił magnetycznych n a pro
mieniowanie, nie zdołał go przewidzieć na podstawie swojej teoryi jonów elektrycznych;
w przypadku tym promienie A (tak dla k ró t
kości nazywać będziemy część promieni roz
ważanych, spolaryzowaną prostopadle do linii siły) dają, zam iast jednej linii, dwie linie roz
mieszczone symetrycznie względem linii pier
wotnej. W raz z dwiema liniami 8, 7, odpo- wiadającemi promieniom spolaryzowanym rów
nolegle do linii siły, mamy więc obecnie tak zwantj czwórkę magnetyczną. Odległość mię
dzy dwiema liniami A jest, również ja k i od
ległość między liniami 8 i 7, wprost propor- cyonalna do natężenia pola magnetycznego.
Odległość między liniami A je st prawie we wszystkich przypadkach mniejsza niż odległość między liniam i 8, 7 (porówn. F ig. 3 a); stosu
nek ten nie zachodzi atoli bez wyjątków: tak np. Becąuerel i Deslandres dla pewnych pro
mieni żelaza otrzymali pod działaniem sił m agnetycznych czwórkę m agnetyczną, w któ rej odległość między liniami A była równa
F ig. 2.
.Nr 23 WSZECHŚWIAT 359 odległości między liniami 8, y (F ig. 3 b) ');
dla innych znowu promieni żelaza fizycy ci otrzym ali naw et odległość między liniami A większą, niż między liniami S i y (Fig. 3 c).
W niektórych wreszcie przypadkach promienie A dają trzy linie; przypadki takie zachodzą np.
dla zielonych promieni kadmu i dla zielonych promieni rtęci; druga zresztą grupa promieni zielonych kadm u, mianowicie spolaryzowa
nych równolegle do linii siły magnetycznej, daje również po trzy linie rozmieszczone sy
metrycznie po jednej i drugiej stronie pier
wotnej linii spektralnej, ta k że ogółem mamy w tym przypadku aż dziewięć linij. Prom ienie A odpowiadające linii czerwonej wodoru d ają pod działaniem sił magnetycznych bardziej jeszcze złożone widmo, w którem mianowicie rozpoznać można conajmniej sześć linij izo
lowanych.
Wspomnieliśmy już poprzednio, że wielkość
przedniej długości tylko o sześć dziesięciomi- lionowycb m ilimetra, dają trójkę m agnetycz
ną, której każda składowa zaw iera po dwie linie. Dalej np. z pośród trzech również b a r
dzo bliskich siebie promieni magnezu o długo
ściach fali równych 5183,10“ 7, 5172.10- 7 , 5167,10 7 m m pierwszy daje trójkę, której każda składowa zawiera po trzy linie, drugi—
czwórkę magnetyczną, trzeci—trójkę o sk ła
dowych pojedynczych. W iele też podobnych przykładów dostarczają nam linie fioletowe i ultrafioletowe żelaza, które badali szczegó
łowo pp. Beci^uerel i Deslandres. Fizycy ci znaleźli też całą grupę promieni, n a które siły magnetyczne wogóle nie wywierają ża d nego działania, i to nawet w sąsiedztwie naj- bliższem (ze względu na długość fali) takich promieni, które podlegają działaniu tych sił w bardzo znacznym stopniu.
Wielu fizyków starało się ująć zależność
A
i
r
a b
F ig. 3.
r
działania sił magnetycznych na promienie świetlne o różnych długościach fali je st róż
na, naw et dla jednej i tej samej substancyi;
częstokroć naw et promienie o długościach fali bardzo mało różnych od siebie zachowują się pod działaniem sił magnetycznych od
miennie nietylko ze względu na wzajemną odległość poszczególnych linij, lecz także o ty
le, że d ają układy zawierające rozmaite liczby linij. T ak np. żółte promienie D, o długości fali X, = 5 8 9 6 .1 0 ~ 7mm prostopadłe do linii siły magnetycznej dają czwórkę magnetyczną, podczas gdy promienie D2 o długości fali X2 = 5890.1~07 mm, a więc mniejszej od po
*) W przypadku tym dwie linie A zlew ają się geom etrycznie z liniami §, ta k że dla ich ro z poznania należy uciec się do pryzm atu Nikola i obserwcwać zosobna jednę, a następnie drugą g rupę prom ieni.
zmiany długości fali AX pod działaniem sił magnetycznych, od samej długości fali X, w prawo liczebne, t. j. znaleść k sz ta łt funk- cyi f (X) w powyżej przytoczonym wzorze AX=C. H . f (X). Zeem an, Lorentz i L arm o r wyprowadzili z teoryi jonów elektrycznych prawo, według którego zmiana AX ma być wprost proporcyonalną do kw adratu oługości fali, X2, promieni pierwotnych, tak mianowicie że wielkość stosunku AX : X2 byłaby jednako
wą dla wszystkich promieni wychodzących z jednego i tegoż samego źródła, przy jedneni i tem samem natężeniu siły magnetycznej H.
O pierając się zaś na hypotezie ruchów wico
wych eteru w polu magnetycznem H . Be0que- rel doszedł nawet do wniosku, że stosunek ten powinien mieć jednę i tęż sam ę wartość dla wszelkich wogóle prom ieni. Po zbadaniu ilościowem bardzo obszernego m atery ałn do
świadczalnego okazało się atoli, że prawo to<—
360 WSZECHŚWIAT N r 23 nawet z ograniczeniem do jednego i tego sa
mego źródła prom ieni—je st niezgodne ze sto
sunkami rzeczywistemi wogóle, aczkolwiek z różnych okolic widma d ają się dobrać—
ja k tego s ta ra ł się dowieść P resto n — pewne grupy „odpowiadających sobie” promieni n a leżących zawsze do jednego i tego samego z pośród „szeregów” klasyfikacyjnych Kay- sera i Rungego, które z dobrem przybliże
niem czynią zadość powyższemu prawu.
D -r. L u d w ik Silberstein.
ifticco o florze wyspy Jawy.
Botanik belgijski, J a n M assart, ogłasza swe spostrzeżenia botaniczne w Spraw ozda
niach belgijskiego Towarzystwa botaniczne- I go; podajemy niektóre wiadomości, dotyczące wspaniałej roślinności Jaw y, będącej istnym rajem dla botaników.
P an M assart zaczyna swój opis od okolic Buitenzorgu i od alei W aringin: tak się w narzeczu miejscowem nazyw ają drzew a Fi- cus B enjam ina, którem i aleja jest z obu stron wysadzona. S kłada się ona tylko z kilkuna
stu drzew, ale każde z nich m a mnóstwo pni, a z gałęzi spuszcza się mnóstwo szn u ró w : te sznury—są to korzenie, w yrastające z g a
łęzi; zakorzeniają się w ziemi skoro jej do
tk n ą i to co z początku było sznurem , stanie się filarem grubym ja k filar kościelny. Te korzenie powietrzne toczą z sobą zażartą walkę o byt i może tylko jeden na tysiąc d o tknie ziemi. A le choć słabsze korzenie zginą w tej walce, w yrasta ich mnóstwo nowych i drzewo ma zawsze liczne pnie; pień stary ginie, a w aringin na tem nie cierpi, bo ma mnóstwo pni, które się ciągle mnożą. T aka aleja je st prawdziwie im ponująca: labirynt pni o poplątanych korzeniach, a w ich cieniu mnóstwo Asplenium i D avalia o delikatnych liściach.
Liście drzewa waringin są ta k gęste, źe promienie słońca zaledwie przez nie p rze
chodzą; mnóstwo epifytów zamieszkuje wierz
chołki drzew. N a ziemi roślin m ało, bo nie wszystkie mogą znieść to zacienienie, d a
leko większe, niż w lesie dziewiczym.
Dalej widzimy drzewa Conarium, mające u podstawy pień wzmocniony przez korzenie spłaszczone, które włażą na podstawę pnia i tworzą rodzaj podpór. F icus Rum phi ma gałęzie g ru be i pokręcone, które z sobą się zra sta ją wszędzie gdzie się zetkną.
M iasto B uitenzorg je st jakby w lesie.
Wszędzie drzewa i kwiaty, domy k ryją się w ogrodach. Do ogrodu botanicznego pro
wadzi piękna aleja z palmy Oreodoxa. Pień, zgrubiały we środku, ma piękny pióropusz z liści, podobnych do piór. K ażdy wie, ja k po
woli rosną palm y w Europie; tu przeciwnie, rozwijają się dziwnie prędko. Oreodoxy w B uitenzorgu w 7 lat wyrosły na 15 m.
To samo Schizolobium: w 3 lata dochodzą one do 20 m. W wysokości 15 do 25 tn, pień się rozgałęzia i gałęzie tworzą olbrzymi parasol, a liście w yrastają tylko na końcu każdej gałęzi.
Dalej wchodzimy w zarośla gęste i w stręt
na woń zwiastuje nam, że przechodzimy kolo drzewa durio. Duże jego owoce okryte kol
cami, są bardzo cenione przez Malajczyków jak o pożywne, z powodu zawartości tłuszczu.
W ielu europejczyków równie je lubi, dla. in
nych są wstrętne z powodu woni. K u charki miejscowe robię z nich leguminę, która ma tę sarnę woń odraźliwą. Na liściach drzewa durio widać setki długich a wązkich czerw
ców; owady te tem się odznaczają, że kierują d łu gą oś swego ciała stosownie do nachylenia liścia, na którym siedzą. Gdy powierzchnia liścia je st falista, owady te siad ają tak ukoś
nie ja k mogą.
N a wszystkich drzewach rośnie mnóstwo epifytów, a mianowicie storczyków. Aerides acuminatissimum ma liście mięsiste, a korze
nie rozchodzące się na wszystkie strony po gałęziach drzew. N ieraz korzenie odpadają w wielkiej części i roślina zwiesza się w po
w ietrzu na jednym starym korzeniu; taki osobnik rośnie, kwitnie i owocuje tak , ja k gdyby był zupełnie dobrze umocowany.
Dendrobium je st storczykiem najbardziej rozpowszechnionym w okolicach Buitenzorgu.
N iem a drzewa, na którem by nie w yrastał.
Okryw ają się one jednego dnia licznemi bia- łemi kwiatam i, które tegoż samego wieczora przek witają.
P rzez całe tygodnie nie widać n a nich kwiatów i potem znowu jednego dnia storczy
N r 23 WSZECHŚWIAT 361 ki są osypane kwiatami aż do wieczora. T ru d
no sobie wytłumaczyć tę peryodyczność kwit
nięcia. Jeszcze dziwniejszem jest to, że Den- drobium, zerwane przez burzę i leżące na ziemi, okazy uprawiane w wazonach w najróż
niejszych warunkach i okazy przewiezione na inne wyspy archipelagu M alajskiego, zakwi
ta ją tegoż samego dnia, co okazy pozostałe na drzewie m acierzystem. N a 5 lub 6 dni ; przed rozkwitnięciem pączki nie są jedno. I stajnie rozwinięte, ale różnice w rozwoju ich znikają: pączki bardziej rozwinięte rosną po- ! wolniej, spóźnione pospieszają i wszystkie razem jednego ran k a rozkwitają. Podobnie ja k Dendrobium storczyk Acriopsis ma pod
stawę łodyg nabrzm iałą i tw orzącą zbiornik wody. Oprócz korzeni, rozchodzących się po korze drzewa macierzystego, storczyk ten po
siada korzenie wzniesione, długie na 2,5 cm Tworzą one naokoło rośliny rodzaj gąbki, zbierającej wodę deszczową i rosę, na której zbierają się: kurz, liście zeschłe, odchody p ta sie i t. d., a na tem wszystkiem kiełkują ziar
na i zarodniki, ta k że storczyk jest jakby w małym ogródku wiszącym.
P o la ryżowe są bardzo częste na Jawie, a zam iast myszy lub skowronków ich faunę stanowią ryby i kraby. Pola zalane są u rzą
dzone jak terasy i podzielone wązkiemi g ro b lami. W oda przychodzi z góry, spływa z po
la na pole i wlewa się do rzeki. Choć mnós
two je s t rzek na Jaw ie, one nie w ystarczają i pokopano kan ały , które łączą rzeki między sobą. P rzez pewną część roku roślinności dzikiej pozw alają rozrastać się na polach ry żowych. Potem spuszczają wodę, wyławiają ryby i skorupiaki i orzą pługiem drewnianym, zaprzężonym w bawoły. Roślinność dzika je st zaorana jak o nawóz zielony. Od tej chwili pracują przy ryżu kobiety: sadzą m ło- j de sadzonki ryżowe,, wyhodowane w szkół
kach, pielą później. Gdy ryż zaczyna dojrze
wać, staw iają strachy na ptaki: są to długie wstęgi białe i czerwone, którem i w iatr powie- | wa na różne strony, albo młynki bambusowe; ; obracające się z hałasem. Najlepszym je d nak sposobem odstraszenia szkodników jest zbudowanie malej chatki; M alajczyk w niej siedzi i pociąga sznurkam i przechodzące mi po nad polem, a do sznurków są przywiązane kawałki tkaniny. N akoniec przychodzi czas zbioru ryżu. K obiety i dzieci zrzynają noża
mi każdy kłos ryżu osobno i wiążą w snopy, które mężczyźni przenoszą do wsi na plecach.
Słom a zostaje na polach i bawoły j ą zja
dają. Zalew ają po zbiorze pola, które przez kilka miesięcy odpoczywają.
W płotach nad brzegami rzek rośnie Man- gifera o młodych liściach brunatno-czerwo- nych, zwieszających się jakby zwiędłe mię
dzy starem i liśćmi. Powoli zielenieją one i nabierają sztywności. W iele drzew p od
zwrotnikowych m a liście młode jakby zwięd
łe i nie zielone, mimo, że ich wielkość jest zupełnie norm alna.
S tahl przypuszcza, że młode liście są zwis- łe, aby nie zostały zerwane i rozdarte przez wichry i ulewy, W iesner znowu dowodzi, że to je st ochrona od zbyt silnego oświetlenia.
Drzewo Cynom etra odznacza się tem , źe kwiaty i owoce w y rastają na pniu, przy sa
mej ziemi. Owoce są szorstkie, nieco mię
siste, podobne do bulw ziemniaka- W yrasta
nie kwiatów na pniu zdarza się nie rzadko u drzew podzwrotnikowych. W allace uważa je za przystosowanie się do odwiedzin mo
tyli, które trzym ają się dolnej części pnia i rzadko zalatu ją do wierzchołków.
W ulkan Salak wznosi się o 12 km od Bui- tenzorgu, a ostatni jego wybuch nastąpił w r. 1699.
Stoki wulkanu są pokryte lasami, a u stóp jego rozciągają się plantacye drzew kawo
wych, muszkatołowych, drzewa tek. P ła sz czyzna przed wulkanem —to olbrzymie pole ryżowe, na którem rozsiane są kępy drzew ocieniające wioski. Szeroko a płytko pły
nie rzeka P ekant-jilan, na brzegach widzimy wspaniałe banany, drzewa chlebowe, bam busy, Nephelium okryte czerwonemi owocami.
P o n ad temi drzewami palmy kokosowe wno
szą swoje wspaniałe pióropusze blado zielo
nych liści.
N a Jaw ie je st dużo roślin am erykańskich, które zupełnie się przyswoiły i rosn ą w za
roślach, przy drogach, na miejscach nieu- prawnych.
N a stoku wulkanu Gedeh w wysokości 1400 m, założono ogród, w którym są upraw ia
ne rośliny, nieznoszące zbyt gorącego klimatu w Buitenzorg. Do tego ogrodu należy 300 hektarów lasu dziewiczego, który zostaje nietknięty, aby nie stracił swego charak teru.
Dwie główne drogi las przerzynają i od nich
362 WSZECHSWIAT N r 23 się rozchodzi mnóstwo m ałych ścieżek, pro
wadzących do drzew num erowanych. N u merowanie drzew należy do p. K oordersa, który prowadzi tę robotę w lasach archipe
lagu Indyjskiego.
Określenie gatunków nie je s t łatw e. Głów
ną trudnością je s t otrzym anie dobrych rnate- ryałów zielnikowych, bo lasy są mieszane z ogromnej ilości gatunków , tak że nieraz trudno o drugi okaz drzew a, którego się jeden okaz znalazło. J a k ż e zrobić żeby mieć kwiaty i owoce? W różnych okolicach Jaw y p. K oorders założył 18 rezerw leśnych, t. j. części lasu, w których nie m ożna ściąć żadnego drzewa bez jego zezwolenia. P o numerował gatunki i przeprow adził ścieżki.
K ażd a rezerw a jest pod opieką jednego jaw ańczyka, który zbiera z drzew ponum ero
wanych m ateryaly zielnikowe w m iarę jak drzew a zakw itają i owocują; musi też utrzy- ńiywać ścieżki wolne od lianów. W ten spo
sób p. K oorders zebrał w B uitenzorgu pier
wszorzędnej wartości zielnik roślin drzew
nych, w którym okazy noszące pewien num er pochodzą z jednego i tego samego drzewa.
J e s t 3 500 drzew numerowanych a J a w a posiada 1500 gatunków drzewnych. D y
re k to r ogrodu botanicznego, T reu b założył piękną pracownię, w której zebrane okazy są badane.
(„ L e T our du tnonde” . N -r 48, z 2 g rudnia, 1899 r.)
streściła M. Twardowska.
ZAKRYCIE SAUNA RUI KSIĘŻYC.
W r. b. będzie można obserwować dw u
krotnie zakrycie S a tu rn a przez księżyc; dnia 13 czerwca i 3 września. P osuw ając się na sklepieniu niebieskiem z zachodu na wschód, księżyc może zakryw ać swą tarc zą gwiazdy stałe i planety; w pierwszym razie gwiaz
da niknie dla obserw atora w jednej chwili, w drugim zaś—stopniowo, w m iarę ja k tarcza planety chowa się za księżyc. Czas trw ania podobnego zjawiska je st różny, w zależności od tego, po jakiej cięciwie przesuwa się po
zornie gwiazda; niekiedy bywa zaledwie ze
tknięcie gwiazdy z tarczą księżyca, niekiedy
zaś ma miejsce zetknięcie centralne, które trw ać może 1 7a godziny.
Zjawisko bywa efektowne około czasu pierwszej lub ostatniej kwadry, gdy gwiazda niknie na ciemnym brzegu księżyca a zjawia się na jasnym lub też odwrotnie (około o stat
niej kwadry).
D uia 13-go czerwca przypada pełnia, z a tem zniknięcie S atu rn a, zarówno ja k i po
nowne ukazanie się będzie miało miejsce na jasnym brzegu księżyca.
Przebieg tego zjawiska, wyznaczonego przy pomocy metody graficznej dla W arszaw y, je s t przedstawiony n a rys. 1.
rys. 1
L in ja P K wyobraża drogę środka księ
życa na sklepieniu niebieskiem w chwili po
czątku (P ) i końca (K ) zjaw iska. K ą t po- zycyjny zetknięcia S atu rn a, liczony od zenitu Z P S = 93°, gdy zaś środek księżyca p rz ej
dzie do punktu K , co nastąpi w chwili wyj
ścia S a tu rn a z za tarczy, wtedy k ą t pozycyj
ny Z i K S , liczony w stronę przeciwną k ierun kowi wskazówki zegara, wynosić będzie 264°.
N a rys. 2 znajduje się przebieg tegoż za
krycia widzialnego pozornie, t. j. w przypusz
czeniu, że księżyc jest nieruchomy, a planeta przesuw a się w kierunku strzałki.
Z różnych punktów na powierzchni ziemi zakrycie będzie widziane rozmaicie, przytem w wielu miejscach nie będzie wcale obser
wowane; chcąc zatem określić naprzód cały przebieg, należy robić wyliczenia dla każdej miejscowości zosobna.
Początek zakrycia przypada w W arszawie o godz. 11 m. 32 wiecz. w punkcie S (rys. 2) n a lewym brzegu księżyca w pełni; po upły
wie 1 godz. 15 min., czyli o godz. 12 m- 47 S a tu rn wyjdzie z za tarczy księżyca w punk
cie S, przechodząc po cięciwie dużej, niewiele
N r 23 WSZECHŚWIAT 363 X
różniącej się od średnicy; tem się tłum aczy długi przeciąg czasu, w ciągu którego księ
życ będzie zasłaniał planetę. S atu rn i księ
życ wschodzą prawie jednocześnie na kilk a
naście m inut przed 9 -tą wiecz. zboczenie południowe—2 2° sprawia, że w chwili przej
ścia przez południk, co będzie miało miejsce przy wyjściu planety, S atu rn znajdować się będzie na wysokości zaledwie 15°22', na jakiej widzimy słońce w południe na początku stycznia.
G. Tołw iński.
IX Zjazd lekarzy i przyrodników polskich.
T reścią w ykładu prof. M. Nenckiego z P ete rs
b u rg a na 1 posiedzeniu ogólnem b ę d ą : „ P rzy szłe zadania chemii biologicznej” .
W dalszym ciągu zapowiedziano :
W sekcyi II 21) P rof M. N encki: O heminie.
Kom itet gospodarczy przypom ina, że o wy
kładach i dem onstracyach zawiadamiać należy bezpośrednio sekretarzy lub gospodarzy odpo
wiednich sekcyj, dołączając odrazu krótkie streszczenie zam ierzonego w ykładu, któ re p o mieszczone zostanie w „D zienniku Z jazdu” . O sta
teczny term in zapow iadania wykładów (z dołącze
niem streszczenia) upływa 15 czerwca 1900 r.;
później zapowiadane, lub niezaopatrzone w stre sz czenia wykłady nie będą pomieszczone w p ro g ra mie Z jazdu. Jedynym organem Z jazdu będzie
” D ziennik” , k tó ry oprócz działu inform acyjnego pomieści streszczenia wszystkich wykładów i dys- kusyj.
W szelkie pism a, odnoszące się do połączonej ze Zjazdem W ystaw y, należy adresować do p rz e wodniczącego K om itetu wystawowego d -ra M i
chała Śliwińskiego (M ały Rynek 4).
W szelkie inne pism a (nieodnoszące się do wy
kładów w sekcyach i wystawy), w kładki uczest
nictwa w kwocie 20 koron (8 rubli, 18 marek, 20 franków od członka Z jazdu, połowa tej kwoty od każdej tow arzyszącej mu osoby, np. pań,
1 chcących wziąć udział w Zjeździe), ja k o też za
mówienia mieszkań z podaniem liczby osób, ich płci i stanu (dzieci, służba), przeznaczonej mniej więcej na mieszkanie dziennej ceny, wyboru ho
telu lub prywatnego mieszkania, przesyłać należy bezpośrednio do głównego sek retarza kom itetu gospodarczego, prof. d -ra Ciechanowskiego (W ielopole 4). Zamówienia mieszkań przyjm uje kom itet najdalej do dnia 15 lipca 1900, u p ra szając wogóle o wczesne, o ile możności, zapo
wiadanie udziału w Zjeździe.
W e wszystkich sprawach Zjazdu przyrzekli łaskawie pośredniczyć: w W arszaw ie: d r O. He- welke (Chmielna 14), d - r K. Uychliński (K ru cza 35) i d - r A. Sokołowski (M azowiecka 6) w Poznaniu : d - r F . Chłapowski (ul. W iktoryi), d - r A. Jaruntow ski (ul. W ilhelmowska) i d -r H. Święcicki (Rynek, Pałac Działyńskich); we Lw owie: prof. d -r A. G luziński (Krasickich 3), Radca dworu prof. d -r Rydygier (Kościuszki 16) i prof. d -r G. Ziembicki (Trzeciego m aja 5);
w P ary żu : d r J. Danysż (In stitu t P asteur, rue D utot) i- d-r B. Motz (B oulevaid St. Michel 45).
Wszelkich dokładniejszych informacyj udziela niezwłocznie sekretarz kom itetu.
Kom itet uprasza uprzejm ie Redakcye dzienni
ków polskich o powtórzenie niniejszego.
Kraków, 27 m aja 1900 r.
P rof. d -r Ciechanowski, sek retarz Kom itetu (W ielopole 4).
SEKCIA CHEMICZNA.
Posiedzenie z d. 12 m aja, 9-e w r. b.
P rotokuł z posiedzenia poprzedniego został odczytany i przyjęty.
Z kolei sekcya zajęła się ostatecznem zre
dagowaniem propozycyi ujednos'ajnienia term i
nologii chemicznej polskiej. Przedewszystkiem wysłuchano głosu pani d-r Z. Rudnickiej, któ ra wypowiedziała się za utrzym aniem nazw kwasów według term inologii warszawskiej ze względów pedagogicznych oraz językowych. Replikował p. A Grabowski.
N astępnie przewodniczący p. Znatowicz od
czytał odpowiedzi językoznawców, zaproszonych do wygłoszenia zdania o wnioskach p. G rabow skiego. Odpowiedzi nadesłali (oprócz d-ra A. Małeckiego, ob. poprzed. spraw .) d r K arło
wicz, profesorowie K allenbach, Kryński, Eoś, Ło- paciński i p. K rezek. Za wyjątkiem ostatniego, wszyscy wypowiedzieli się za przyjęciem projektu p. Grabowskiego, robiąc uwagi drobne co do szczegółów. Ostatecznie sekcya (obecnych było 45 osób) zgodnie przyjęła w ostatecznej redakcyi zasadnicze p u nkty pro jek tu ustalenia słownictwa
364 WSZECHŚWIAT N r 23 i postanow iła cały odnoszący się tu m ateryał
ogłosić drukiem w osobnej broszurze.
Następnie przewodniczący odczytał lis t p. A Peszkego z Piotrkow a donoszący o podję'ym przezeń zam iarze w ydaw ania czasopism a che
micznego. To samo zakom unikał pan M. Stę- powski o swoich staraniach, k tó re są na dobrej drodze do urzeczyw istnienia.
Ha tem posiedzenie ukończone zostało.
K R O N I K A N A U K O W A .
— Z a ć m ie n ie s ło ń c a d. 28 m aja, widzialne u nas częściowo, nie mogło być obserwowane w W arszaw ie dokładnie, gdyż chm ury zasłaniały niebo w ciągu pierwszej połowy zjaw iska. O go
dzinie 4 m. 4 0 , gdy upłynęło około 10-ciu m i
n u t od chwili pierwszego zetknięcia księżyca ze słońcem, można było widzieć przez lekkie chm ury brzeg tarczy księżyca, przesuw ającego się między ziem ią a słońcem ; po kilku m inutach gęste chm ury znów zasłoniły niebo, które ro zja ś
niło się dostatecznie p rze d godz. 6 tą , pozw alając na dokładną obserw acyą zaćm ienia w ciągu 20 m inut. O statnie zetknięcie książyca ze słońcem można było ściśle oznaczyć.
P rz y niniejszem zam ieszczam y zdjęcie foto
graficzne ciekawego zjaw iska, dokonane w P u ł
tu sk u przez p. B. Schm idta o godz 5 m. 49 pp., a dostarczone nam trzeciego dnia po zaćm ieniu.
G. T.
— O dbijanie prom ieni przez m etale i z w ie r
c ia d ła . W piśmie „Z eitschrift fiir Instrum enten- k u n d e” znajdujem y szereg danych, odnoszących się do badań nad zdolnością odbijania promieni świetlnych przez m etale i zwierciadła. D ośw iad
czenia czyniono w ta k i sposób, że na ciała badane rzucano prom ienie widzialnej części widma o ró ż nej długości fali (X = 45 0 do 700 jJ, [l.) Wyniki podobnych doświadczeń są bardzo ważne w budo
wie przyrządów mierniczych i we wszelkich z a gadnieniach z dziedziny oświetlenia. Podajem y tu wyniki spostrzeżeń, ogłoszone przez I n s ty tu t fizyczno techniczny w Berlinie i odnoszące się do ciał najczęściej spotykanych.
Zdolność odbijania promieni
dla X = 450 500 550 600 650 700[J.[JL w p r o c e n t a c h . Metale:
Srebro 90,6 9 1,8 92,5 93,0 93,6 94,6 P latyna 55,8 58,4 61,1 64.2 66,3 70,1 Nikiel 58,5 6 0.8 62,6 64,9 65,9 69,8 Stal hartow ana 58,6 59,6 59,4 60,0 60,1 60,7 S talniehartow . 56.3 55.2 55,1 56,0 5H,9 59.3 Złoto 36,8 47.3 74,7 85,6 88,3 92,3 Miedź 48,8 53,3 59,5 83,5 89,0 90,7
Zwierciadła:
Szklane, p o k ry te z tylnej s tro
ny srebrem 79,3 8 1,5 82,5 82,5 83,5 84,5 do: 85,7 86,6 88,2 88,1 89,1 89.6 pokryte z ty l
nej strony am al
gam atem ze sre
b ra i rtęci 72,8 70,9 71,2 69,9 71,5 72,8 Z tych danych liczbowych wynika, że zdolność odbijania promieni w m etalach czystych w zrasta
Nr. 23 WSZECHSWIAT 365 wraz z długością fali. Szczególniej je st widocz- [
ne to w wynikach spostrzeżeń nad zlotem i mie- i dzią Oba m etale wskutek żółtego lub czerwo
nego zabarw ienia w ykazują bardzo m ałą zdolność j
odbijania prom ieni niebieskich i fioletowych. N a tom iast odbijanie promieni czerwonych o długości j
fali 700 |i[j, je s t dla złota prawie równie wielkie ja k dla srebra W yjątek z tego praw idła stanowi żelazo (stal), które wykazuje najm niejszą zdolność j odbijania dla promieni o długości fali X = 550 Liczby podane dla zwierciadeł przedstaw iają je d - j nocześnie dane odnoszące się do odbijania p ro mieni przez srebro i am algam at względem samego szklą. Wpływ bowiem przedniej odbijającej p ro mienie powierzchni szkła, pokrytego ze s łrony odwrotnej metalem, znika praw ie zupełuie, gdy obie strony płyty szklanej są dokladuie rów no
ległe, gdy szkło je s t zupełnie przezroczyste i gdy promienie p ad a ją prostopadle do jego powierz
chni. w. W.
— Cień ziem i na księżycu *). Podczas zu
pełnego zaćmienia słońca widać na księżycu ciemno
czerwone zabarw ienie, wywołane przez promienie słońca, które przechodząc przez .atmosferę ziemi doznają załam ania. Czasem je d n ak to z a b ar
wienie ma znikać zupełnie a fakt ten tłum aczą chm uram i, k tó re wypełniając atm osferę ziemską pow strzym ują całkowicie promienie słoneczne.
D ufaur nie zgadza się na to wyjaśnienie, gdyż w takim razie m usiałyby chm ury być uagroma- dzone naokoło całej ziemi w zdłuż kola wielkiego, oddzielającego połowę dzienną od nocnej. N ad
to nie należy, zapom inać, że chm ury nie grom adzą się nigdy bardzo wysoko w atm osferze i że po
nad niemi musi zostawać wolna część warstwy pow ietrznej, zupełuie w ystarczająca, by mogło dostać się przez nią dostrzegalne światło na t a r czę księżycową.
R zadkie to zjawisko ukazało się dwukrotnie w roku 1884 podczas całkowitych zaćmień księ
ż y c a ^ mianowicie 10 kwietnia na Jawie, a 2 p aź
dziernika w E uropie. N adto dostrzeżono je w bieżącem stuleciu conajmniej raz, mianowicie w r. 1816. W roku 1884 nieprzejrzystość atm osfery daje s!ę łatwo wytłumaczyć wybuchem w ulkanu K rakatoa który 26 sierpnia 1883 w yrzu
cił d osfateczną ilość pyłu i pary, by powlec niemi całą pow ierzchnię ziemi. Skutkiem tego zima z r. 1 8 8 3 — 1884 odznaczała się charak»ery- stycznemi świtami i zm ierzcham i. Zaburzenia atm osferyczne objawiały się również licznemi zjaw iskam i optycznem i. Pierścienie barwne o k a
lały słońce przez cały rok, trudno też było ro z różnić golem okiem gwiazdy piątej lub szóstej wielkości. D ufaur tw ierdzi także, że nigdy nie widział tak niew yraźnie św iatła zodyakalnego, ja k na wiosnę roku 1884. Z końcem tegoż roku zjaw iska powyższe zdarzały się rzadziej, ale nie nikły zupełnie. W edług pom iarów z roku 1883
l) W edług prof. D ufaura w Lozannie.
D ufaur ocenia wysokość, w k tć re j mogły unosić się cząsteczki w pow ietrzu, na 70 km . Heim- holtz doszedł w Berlinie do podobnego wyniku.
Przyj ąwszy wysokość 70 km otrzym am y ciśnie
nie powietrzne 0 .1 2 mm, z pominięciem ju ż n a wet niskioj tem peratury w tej wysokości, któ ra ciśnienie jeszcze pom niejsza. Ilość pow ietrza p o nad tą wysokością je s t nieznaczna, a załamane tam promienie nie dochodzą do tarczy księżyca
W większej ilości.
W yda się może rzeczą dziwną, że wyrzucone z wulkanu masy pyłu wystarczyły do zm niejsze
nia przezroczystości atmosfery na całej p o wierzchni ziemi. Nie należy jednak zapominać, że ju ż cienka warstwa pyłu węglowego powoduje znaczną zmianę przezroczystości. Celem p rz e konania się, ja k a gęstość warstwy pow strzym uje p rom iene słoneczne D ufaur czynił doświadczenia w raz z profesorem Brunnerem z Lozanny. Pięć płyt szklanych o dokładnie oznaczonym ciężarze, okopcili oni lekko nad płomieniem gazowym i zważyli ponownie. Z przybytu na wadze można było z łatwością obliczyć grubość w ar
stwy kopciu. Pierw sza płyta bardzo lekko okop
cona miała w arstwę na 0 ,0 0 0 0 3 m m grubą, p ły tę d rugą silniej okopconą pokryw ała w arstw a na 0 ,0 0 0 0 5 m m wysoka. Trzecia silniej okopcona, przez którą jed n ak dawały się jeszcze rozróżniać przedm ioty na ziemi, ale k tó ra jeszcze nie n a
dawała się do badania słońca, miała warstwę kopciu na 0,0001 m m , płyta czw arta nieprzezro
czysta dla przedmiotów ziemskich, za to dosko
nała do obserwacyi słońca miała warstwę na 0 ,0 0 0 4 9 m m grubą. O statnią płytę, nie dozw a
lającą dojrzeć słońca na niebie zupełnie czystem, pokrywał kopeć na 0 ,0 0 1 4 4 5 m m . W idać z tego, że zniknięcie księżyca podczas zupełnych zaćmień w 1884 spowodowała reszta dymu, k tó ra dostała się do atm osfery po katastrofie z 1883. F a k t ten je s t tem praw dopodobniejszy, że zniknięcie księżyca w czasie zupełnego z a ćmienia w 1816 nastąpiło po straszuym wybucl u w ulkanu na wyspie Sumbawa pod Celebes. P e wien kapitan okrętu, który znajdował się wów
czas w odległości 50 mil od wulkanu, opowiada o tak wielkiej ciemności pierwszego dnia po wy
buchu, że nie można było rozpoznać palca przed oczami. Do zupełnego pow strzym ania promieni słonecznych w ystarczyła w pow ietrzu ilość dymu, odpowiadająca warstwie węgla grubej na
V 700 m m -
D ufaur wyciąga stąd wniosek, że podawana dotychczas przyczyna znikania księżyca podczas zupełnego zaćmienia nie w ystarcza całkowicie.
Jeżeli prom ienie słoneczne nie dochodzą do tarczy słonecznej, to nie dla chm ur naszej atm osfery, ale z powodu dymu, wyrzuconego w przestrzeń skutkiem wybuchów wulkanicznych Podczas całkowitego zaćmienia z 28 stycznia 1888 tarcza księżycowa p rzybrała owo czerwone zabarw ienie, ja k ie zwykle p o siad a,— dowód, że zaburzenia z 1884 ustąpiły w znacznej części zwykłym
366
stosunkom. Niezmiernie było ciekawą, rzeczą, stw ierdzenie, co nastąp i w lipcu 1898, gdyż o ile się zdaje, atm osfera sta cila znowu od dwu czy trzech lat nieco na przezroczystości.
Tak np. ju ż od dwu la t g ó ra M ontblanc, jeżeli będziemy patrzyli na nią z Lozanny, je s t rzadko kiedy ta k wolną od zam glenia, by dało się o d różnić pewne zabarw ienie, co m iało przedtem m iejsce. „Od dłuższego czasu, mówi D ufaur, nie widzę ju ż przez dobre szkła ta k w yraźnie na odległość 30 — 40 km, ja k daw niej” . Odnosi się to nietylko do samej S zw ajcaryi, z innych k r a jów E u ropy donoszą to samo. D ufaur zajął się też dokładnem zbadaniem zaciemnionej po wierzchni księżyca w dniu 3 lipco, celem stw ie r
dzenia ewentualnego pom niejszenia się jasności.
Mimo tego tarcza księżyca podczas największej fazy ciemności była zupełnie w yraźną, ta k że zapowiedziane zaburzenie w zwykłej p rz e z ro czystości atm osfery musiało być zjaw iskiem czy
sto miejscowej natury, D ufaur, bad ając księżyc podczas zaćm ienia, zauw ażył jednakow oż zupełnie coś nowego, niespodziewanego.
W czasie najw iększego zaćm ienia o godzinie 9 m inut 30, w edług czasu środkowo-europej*
skiego, D ufaur zauw ażył w najciem niejszej części pod centrum rodzaj zaciemnienia, czy te ż rodzaj plam nieco poruszających się, całkowicie od
miennych od plam na księżycu. O 9 godzinie m inut 10 plam a nie przechodziła środka tarczy księżycow ej, natom iast o 10 m inut później p rz e sunęła się przez środek ku południow i. Maxi- mum było o wpół do dziesiątej; plam a dotykała niemal łuku, oddzielającego część ciemną od jasnej. Powoli plam a zaczęła znikać, o 9 m inut 50 stała się niewidzialną. Jeden z uczniów D ufaura, E dw ard de P e rro t z Sainte O raix, z a uważył także w czasie najsilniejszego zaćm ienia niebieskie zabarw ienie w południow ej części t a r czy księżycow ej, podczas gdy części zanurzone w głębszym cieniu m iały odcień czerwony. Czyż nie możnaby z pew ną śmiałością tw ierdzić, że to zaćmienie wywołał cień wielkich gór na ziemi między innemi Andów chilijskich. O godzinie 9 m inut 26 praw dziwego czasu według Green- wich koło odgraniczające na ziemi dzień od nocy przecinało następujące p u n k ty je j p o w ierz ch n i:
10° szer. połudn. pod 5 5 °4 7 , na zach. od Greenw.
20° „ „ „ 6 0 °2 1 ' • „ 38» b n b 6 5 °3 8 ' „ 50» n „ B 8 P 4 8 ' „
Powyższa linia kołowa tow arzyszy na znacznej p rzestrzeni Andom w tej części, gdzie szczyty wynoszą 6 00 0 m . N a tej wysokości b arom etr wskazuje mniej niż 35 8 m m . Z powyższego wynika, że w arstw a pow ietrza, w znosząca się nad szczytam i Andów, nie wywiera nni połowy tego ciśnienia, ja k na pow ierzchni m orza i że św iatło załamane na takiej wysokości m usi doznać zn a cz
nego osłabienia, dostrzegalnego d la oka.
N r 23 Gdyby 3 hpca 1898 widzowie patrzyli o godzi
nie 9 m inut 30 z południowej połowy księżyca ku słońcu zauważyliby czarne koło o 2° średnicy (mianowicie ziemię zasłaniającą słońce) i świetlną koronę szeroką na 1' w około tego kola. Koro
na wydałaby się w dolnej części św ietniejszą niż w górnej, a wytworzyłaby j ą atm osfera ziemska, k tó ra odprow adziła część prom ieni słonecznych w kierunku do księżyca. W południowej, n a j
jaśniejszej części korony musianoby też widzieć rodzaj karbów, wywołanych przez profil Andów;
gdyby słońce było punktem świecącym, ja k gwiazdy, odbijałby się zarys Andów na księżycu w prawdziwym kształcie.
Po 20 minutach zjawisko znikło. W idz na księżycu nie w idziałby ju ż o 9 godzinie 50 mi
n u t wycięcia korony naksztalt zębów piły, gdyż Andy nie leżałyby ju ż skutkiem rotacyi na krańcu ziemi.
Oto są powody, k tó re skłoniły D u fau ra do wysnucia wniosku, że część potężnego łańcucha Andów w Ameryce południowej spowodowała dostrzegalne przyćm ienie św iatła podczas z a ćmienia księżyca.
W. D .
— T e le g ra f bez dru tu na a rc h ip e la g u in d y j
s kim . W tow arzystw ie londyńskiem Society of A rts podniesiono niedawno pro jek t połączenia linią telegraficzną bez d ru tu wysp Andamańskich i N ikobarskich, które długim łańcuchem ciągną się od Birmy aż do północnego cypla wyspy S u
m atry. Linia ta łączyłaby wspomniane wyspy zarówno między sobą, ja k i z lądem stałym.
N ajw iększa p rzestrzeń wodna, nad k tó rą prze- płynąćby musiały fale elektryczne telegrafu wy
nosi zaledwo 113 lim. N ajbardziej na północ wysunięta stacya leżałaby na wyspie Dyamento- wej tu ż u brzegów Birm ańskich, g łzie ju ż i teraz znajduje się b ardzo ważna dla żeglugi stacya te
legraficzna. D rugą stacyą, o 16 k m na południe byłaby la tarn ia m orska na rafie Alguada. Dalej następuje druga co do rozległości, 89 kilom etro
wa przestrzeń wodna, kończąca się wyspą P repa- ris. N astępnie 72 km do wyspy Kokosowej, na
i której również wznosi się ważna la tarn ia morska.
I Odległość między wyspą Kokosową a następną w aspą Landfall wynosi 48 km . Stąd aż do końca południowego głównej grupy Andam ańskiej, wy
sepki leżą ta k blisko je d n a od drugiej, że możua- by na tej p rzestrzeni zbudować zw ykłą linią te le
graficzną. P rz estrz eń ta aż do punktu południo
wego przy P o rt P olair wynosi 242 km. W P o rt P olair zaczynałaby się znowu linia bez drutu, gdyż następna wyspa M ała andam ańska odległa
| je s t o 40 km. Z a tą wyspą następuje największa p rzerw a w szeregu wysp. F ale elektryczne m u-
j siałyby przebyć w tem miejscu 113 km, tyle bo
wiem wynosi odległość aż do najbardziej na pół-
j noc wysuniętej wyspy z grupy Nikobarów, Cap- : N icobar. Dalej na południe odległości się zm niej- j szają, mamy tu do Chowry 64 k m , od tego miejsca WSZECHSW1AT