• Nie Znaleziono Wyników

Tom XIX.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XIX."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

N b 2 3 . W arszaw a, dnia 10 czerwca 1900 r. Tom XIX.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.

p r k k u m e h a t aw s z e c h ś w i a t a**.

W W n r s z a w i e : ro cz n ie ru b . 8, k w a rta ln ie ru b . Z . L p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . 5 . P r e n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i w e w sz y st­

k ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i za g ra n ic ą .

k o m i t e t R e d a k c y j n y W’s z e c lin w ia t a s ta n o w ią P a n o w ie : C ze rw iń sk i K ., D e ik e K ., D ic k s te in S .. E ism o n d J ., F ia u m M ., H o y e r H . J u rk ie w ic z K ., K ra in s z ty k S ., K w ie tn ie w sk i \V [., L e w iń sk i J . , M o ro zew icz J ., N a ta n s o n J ., O k o lsk i S., S tru m p ł E .,

T u r J . , W e y b e r g Z., Z ieliń sk i Z .

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze >prawami redakcyjnemi codziennie od g. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : lECralsoT^rslsle - P rzed m ieście, 2ŃT-r 6 6.

DZIAŁANIE SIŁ MAGNETYCZNYCH n a prom ieniow anie św ietlne. ')

P rze d czterem a laty fizyk holenderski Zee- man odkrył szereg nowych i nader ciekawych zjawisk działania sił magnetycznych na n a­

tu rę promieni świetlnych, wysyłanych przez źródło, umieszczone w polu magnetycznem.

B adania jego zwróciły na siebie w ostatnich czasach ogólną uwagę fizyków i dały pobud­

kę do licznych poszukiwań doświadczalnych i teoretycznych.

C ała ta klasa zjawisk nietylko uderza nas swoją nowością i bogatą różnorodnością, ltcz zawiera również poza tem wiele punktów, które z czasem mogą ułatw ić nam wniknięcie w mechanizm wewnętrzny, międzycząsteczko- wy i między atomowy, procesu świecenia i wogó- le promieniowania różnych ciał chemicznych.

Sądzę przeto, że bliższe zapoznanie się z tą dziedziną zjawisk nie będzie bez korzyści dla czytelnika.

') Na podstaw ie m ateryalu zebranego przez A. C ottona w dziełku „Le płienomene de Zeem an,”

P aryż. 1899.

W poszukiwaniach swych Zeem an miał kilku poprzedników, których prace streszczę tu pokrótce. F ara d ay , który—ja k wiadomo — odkrył zjawisko skręcania magnetycznego płaszczyzny polaryzacyjnej św iatła, pierwszy też w r. 1860, wpadł na myśl poszukiwania zmian natury promieni świetlnych pod wpły­

wem sił magnetycznych. Umieszczał on pło ­ mienie gazowe zabarwione chlorkiem sodu, barytu, strontu lub litynu między biegunami wielkiego elektromagnesu, a przepuściwszy przez zwoje elektromagnesu silny p rąd elek­

tryczny sta ra ł się stwierdź.ć, za pomocą spektroskopu, jakiekolwiek zmiany w promie­

niach wysyłanych przez płomień gazowy. O b ­ serwował tym sposobem zachowanie się pro­

mieni zwykłych jako też spolaryzowanych;

lecz ani w jednym ani w drugim przypadku nie udało mu się dostrzedz żadnych zmian wysy­

łanych promieni, t. j. żadnego przesunięcia, ani też zmiany szerokości linij spektralnych, charakteryzujących każde z powyżej wymie­

nionych ciał. Ujemny wynik poszukiwań F ara d ay a należy (jak przekonano się póź­

niej) przypisać tej okoliczności, że sp ektro ­ skop (Steinheila), którym posługiwał się zna­

komity ten fizyk, nie był dostatecznie potęż­

ny do uwidocznienia poszukiwanych zjawisk.

Tr&ves, w r. 1870, zauważył, że ru rk a Geisslera zmienia pod działaniem sił m agne­

(2)

3 5 4 WSZECHŚW IAT N r 23 tycznych zwykły swój kolor fioletowy na ko- :

lor żółty; C hautard zaś, b ad ając cały szereg rurek G eisslera za pomocą spektroskopu, w latach 1875 — 6, znalazł, że wogóle odpo­

wiadające im widma zm ieniają się zupełnie, jeżeli ru rki znajdują się w polu magnetycz- nem; tak np. ru rk a napełniona wodorem daje linią spek tralną żółtą, w widmach zaś brom u i chloru linie charakteryzujące gazy te w wa­

runkach zwykłych rozszerzają się pod działa­

niem sił m agnetycznych i jednocześnie poka­

zuje się cały szereg nowych linij, szczególnie licznych i żywych w okolicy zielonej wid­

ma; dla chlorku krzem u znikają w chwili wytworzenia pola m agnetycznego wszystkie linie zwykłe i pojaw iają się natom iast: jedna wybitna linia czerwona, dwie zielone, dwie niebieskie i kilka fioletowych. Ponieważ po­

łożenie ukazujących się nowych linij spek­

tralnych we wszystkich powyżej opisanych przypadkach i w wielu innych jeszcze, zbada­

nych przez C h au tard a, nie zależy od natęże­

nia pola magnetycznego (cecha ch a ra k te ry ­ styczna, odróżniająca zjawiska te od właści­

wych zjawisk Z eem ana, które poznamy w krót­

ce), przeto niektórzy fizycy tłum aczą zjaw iska te przez założenie, że dla jednego i tego s a ­ mego niem etalu istnieją dwa zupełnie odmien­

ne widma i że w różnych w arunkach wy­

stępuje jedno z nich lub też drugie. T ak np.

siark a daje istotnie albo widmo składające się z linij albo też z pasm świetlnych, zależ­

nie od warunków wyładow ania elektrycznego, za pomocą którego wprawiamy ją w stan świecenia; to też Y an Aubel, niezależnie od G hautarda, obserwował zmianę widma p as­

mowego siarki n a widmo składające się z linij, pod wpływem sił magnetycznych.

W wielu atoli przypadkach nowe linie pow sta­

j ą skutkiem obecności ciał obcych, zaw artych np. w szkle ru rk j Geisslerowskiej.

W r. 1875 T a it s ta ra ł się odkryć zjawiska dowodzące działania pola magnetycznego na proces pochłaniania św iatła; aczkolwiek wy­

nik jego poszukiwań doświadczalnych był ujem ny, w arto je st zapoznać się zm y ślą prze­

wodnią, k tó ra nakłoniła go do podjęcia tych doświadczeń. Oto je s t rozum ow anie te o re ­ tyczne T aita:

W iadom o, że dla w ytłum aczenia zjaw iska skręcenia m agnetycznego płaszczyzny polary­

zacyjnej św iatła w substancyach diam agne-

tycznych W illiam Thomson przypuszczał ist­

nienie wirów molekularnych; osi tych wirów m ają być równoległe do wypadkowej siły m ag­

netycznej, prędkość zaś wirowania— wprost proporcyonalna do natężenia tej siły. Każdy promień spolaryzowany prostolinijnie można uważać jako składający się z dwu promieni spolaryzowanych obrotowo, posiadających też same am plitudy i też same okresy drgań, lecz wręcz przeciwne sobie kierunki obrotu;

skoro więc promień taki przenika do sub- staneyi będącej siedliskiem siły magnetycznej, je d n a część jego posiada kierunek obrotu zgodny z kierunkiem obrotu wirów moleku­

larnych, d ru g a zaś posiada kierunek obrotu wręcz przeciwny; okres pierwszej będzie więc przyspieszony, drugiej zaś wydłużony. Skoro więc rozważany ośrodek w stanie zwykłym, t. j. w razie nieobecności sił magnetycznych, pochłania d rgania świetlne o pewnej tylko, jedynej, długości fali, natenczas w obecno­

ści siły magnetycznej (której składowa w kie­

runku prom ienia jest różną od zera) ulegnie pochłonięciu pewna część światła w okresie krótszym i oprócz tego pewna część w okre­

sie dłuższym, niż w zwykłych warunkach.

Dwum tym częściom odpow iadają w widmie różne miejsca; skoro więc w zwykłych w arun­

kach mamy, dla danego ośrodka, jed nę czar­

ną linią absorpcyjną, powinniśmy przy dzia­

łaniu sił magnetycznych otrzym ać zam iast niej dwie inne linie absorpcyjne mniej ciem­

ne: jednę po prawej stronie, d ru g ą po lewej stronie linii otrzymywanej w w arunkach zwyk­

łych.

Szczęśliwszym od T a ita był Fievez, fizyk belgijski, który w roku 1885 przedsięwziął podobne badania, posługując się jed nak spek­

troskopem znacznie potężniejszym. O bser­

wował on zmiany promieni pochłanianych przez płomienie; nie udało mu się natom iast dostrzedz żadnych zmian w liniach absorp­

cyjnych wytwarzanych przez p ary jodu i b ro ­ mu. Z badań swych wysnuwa on wniosek, że zjawiska zachodzące pod wpływem sił magne- I tycznych są zupełnie identyczne ze zmianami, które otrzym uje się przez podniesienie tempe-

| ra tu ry ; dalej twierdzi, że promienie świetlne równoległe do linij siły m agnetycznej zacho­

w ują się zupełnie tak samo, ja k promienie biegnące w kierunku prostopadłym do linij siły. Lecz, ja k zobaczymy wkrótce, obadwa

(3)

N r 23 WSZECHŚWIAT 355 te wnioski dowodzą, że jeżeli Fievez istotnie

miał przed sobą t. zw. zjawiska Zeem ana, nie zdołał on zauważyć wyraźnie prawdzi­

wych ich cech charakterystycznych, co uczy­

nił później dopiero Zeem an. Rozmaite zresz­

tą przyczyny drugorzędne mogły odkształcić zjawiska obserwowane przez Fieveza, między innemi np. działanie mechaniczne niejedno­

stajnego pola magnetycznego na płomień po­

chłaniający. N iezatrzym ując się atoli dłu­

żej nad tym przedmiotem, przejdziemy wprost do badań Zeem ana.

Istotnie Zeem an pierwszy dowiódł w spo­

sób niewątpliwy bezpośredniego działania sił magnetycznych na promieniowanie świetlne.

P osługując się, zamiast spektroskopu złożo­

nego z pryzmatów, siatką Rowlanda,.. zau ważył on przedewszystkiem podobnie jak Fievez, — lecz nieznając wyników jego b a ­ dań, — rozszerzenie linij spektralnych pod działaniem sił magnetycznych; stara ł się on jednak już w początku swych badań dowieść, że rozszerzenie to jest objawem wtórnym i że zjawisko zasadnicze polega mianowicie na rozdwojeniu linii. Następnie odkrył on zja­

wisko również zasadnicze, mianowicie osobli­

wy stan polaryzacyi promieni świetlnych w polu m agnetycznem . Zapoznamy się w krót­

ce ze zjaw iskam i tem i szczegółowo.

J a k o punkt wyjścia służyła Zeemanowi teorya Lorentza, chociaż prawdopodobnie, mogły mu być pomocne inne rozumowania, jak np. rozumowania opierające się naT hom - sonowskiej teoryi wirów molekularnych. Teo­

ry a L orentza polega na założeniu, że wszel­

kie znane nam ośrodki sk ład ają się z t. zw.

jonów, czyli cząstek naelektryzowanych, k tó ­ rych rozmieszczenie i ruchy stanowią wszyst­

kie zjawiska elektryczne; fale elektrom agne­

tyczne, a więc też w szczególności fale świetl.

ne nie są niczem innem ja k tylko drganiem tych jonów peryodycznem w czasie i prze­

strzeni. Zm iany wszelkie przenoszą się od jednego jo n a do sąsiednich za pośrednictwem eteru, który je zewsząd otacza i którego stan je s t zupełnie określony przez wielkość ład u n ­

ku elektrycznego, przez położenie i ruch jo ­ nów. Otóż Zeemanowi n a widok działania sił magnetycznych na promienie wysyłane przez dane źródło św iatła n asunęła się myśl, że całą tę klasę zjawisk możnaby wytłum a­

czyć, zakładając, źe zewnętrzne siły m agne­

tyczne działają na jony elektryczne i że zmie­

niają mianowicie okres ich drgania. Z ak o ­ munikował on myśl tę twórcy teoryi jonów, Lorentzowi, który za pomocą rachunku m a­

tem atycznego istotnie wyprowadził z teoryi swej Zeemanowskie zjawisko rozszerzania się wiązek promieni, potwierdził więc przypusz­

czenie Zeemana; oprócz tego jed n ak wyczy­

ta ł on jeszcze ze swych rachunków, źe brzegi wiązek promieni, rozszerzonych pod działa­

niem sił magnetycznych, powinny zawierać d rg an ia spolaryzowane. Istotn ie też Zeem an sprawdził zapomocą doświadczenia tę prze­

powiednię Lorentza.

Po tym krótkim wstępie historycznym opi­

szemy obecnie nieco szczegółowiej zajm ujące nas zjawiska, opierając się na wynikach b a­

dań doświadczalnych nietylko samego Z eem a­

na, lecz również licznych jego następców.

W łasności promieni wysyłanych przez źród­

ło św iatła umieszczone w polu magnetycznem zależą zasadniczo od kąta, jaki tworzy k ieru­

nek obserwowanych promieni z kierunkiem siły magnetycznej. Dotychczas badano do­

kładniej dwa tylko przypadki: w jednym pro­

mienie były równoległe, w drug im —prosto­

padłe do linij magnetycznych. Zapoznajm y się nasam przód z pierwszym przypadkiem, i jako prostszym.

P rom ienie równoległe do lin ii siły m a g n e­

tycznej. Isk ra lub płomień, zabarwiony przez domieszkę substancyi badanej, znajduje się

| między biegunami elektromagnesu; w jednym z tych biegunów przewiercony jest nawskroś kanał biegnący w kierunku linii siły magne-

| tycznej; wiązka promieni wychodzących z iskry lub płomieni po przebyciu tego kanału, a więc biegnąc równolegle do linii siły, wpada do kolim atora spektroskopu posiadającego b a r ­ dzo znaczną zdolność rozszczepiania. P atrząc przez lunetę obserwacyjną tegoż spektrosko­

pu widzimy, podczas gdy prąd w zwojach elektrom agnesu je s t przerwany, a więc pole magnetyczne—nieobecne, widmo składające się z jednej lub wielu linij ch arak tery zu ją­

cych rozważaną substancyą. Ustawmy lu ne­

tę spektroskopu tak, aby dokładnie w środku jej pola widzenia otrzym ać jed nę (jakąkol­

wiek) z tych linij spektralnych,'i przepuśćmy przez zwoje elektromagnesu^silny p rą d elek­

tryczny, wytwarzając tym sposobem w prze­

strzeni zajmowanej przez płomień (lub iskrę)

(4)

356 WSZECHŚWIAT N r 23 silne pole magnetyczne o kierunku siły rów­

noległym do wiązki prom ieni obserwowa­

nych; wówczas linia sp ek tra ln a O, k tó ra do­

tychczas zajm owała środek pola widzenia, znika natychm iast i zam iast niej zjaw iają się w tej samej chwili dwie inne linie spektralne L i P (Fig. 1): jedna po lewej, druga po p ra ­ wej stronie pierwotnej linii O.

L O P D kład tych dwu powstających i znikających współcześnie z polem m agnetycznem linij spektralnych nazw anodw ójką m agnetyczną (dou- blet magnetique). Jeżeli podział- I ka na skali spektroskopu je s t ułożo- Fig. 1 na proporcyonalnie do długości fal, natenczas każda z linij stanow ią­

cych dwójkę m agnetyczną znajduje się w tej sa­

mej odległości (mierzonej na tej skali) od linii O, ta k że odległość tych linij (L P ) je s t propor- cyonalna do zmiany (z jednej strony odjemnej, z drugiej strony dodatniej) długości fali p ro ­ mieni pierwotnych pod działaniem pola m ag­

netycznego. Odległość linij stanowiących dwójkę m agnetyczną, a więc też zm iana d łu ­ gości fali je st wprost proporcyonalna do na­

tężenia pola m agnetycznego, k tóre zm ianę tę wywołuje. P rzy tej samej jed n ak wielkości natężenia siły magnetycznej zm iana długości .fali jest różna dla różnych substancyj i zależ­

n a mianowicie od długości fali promieni pier­

wotnych, t. j. wysyłanych przez dane źródło św iatła podczas nieobecności sił m agnetycz­

nych. O znaczając więc natężenie pola mag­

netycznego przez H , długość fali pierwotnej przez X, zmianę zaś jej pod działaniem sił magnetycznych przez AX, możemy powyższe wyniki bad ań doświadczalnych wyrazić k ró t­

ko zapomocą wzoru-.

AX=C. f (X). H ,

w którym O oznacza pewną wielkość stałą, przynajm niej dla jednej i tej samej substan- cyi, zaś f (X) ma wyrażać pewną nieznaną j jeszcze funkcyą X, t. j. wielkość w niezbadany dotychczas dokładnie sposób zależną od d łu ­ gości fali promieni pierwotnych. W pewnych okolicach widma zm iana AX je st bardzo słaba a czasami naw et znikomo m ała, w in ­ nych znowu — bardzo znaczna stosunkowo.

W okolicy środkowej widm a widzialnego i dla natężeniapola magnetycznego H = 1 0 0 0 0

jednostkom w układzie centym etro-gram o- sekundowym (C. G. S.) odległość linii stano­

wiących dwójkę m agnetyczną dochodzi często do ' / | 2 odległości wzajemnej dwu, powszech­

nie znanych, żółtych linij sodu D ,, D 2.

Obiedwie wiązki prom ieni stanowiących dwójkę m agnetyczną są spolaryzowane koło­

wo; jeżeli między źródłem światła i kolimato- rem umieścimy płytkę krystaliczną t. zw.

„ćwierć-falową” (uwzględniając długość fali odpowiadającej danej części widma) i n a s tę p ­ nie nikol, utworzony tym sposobem analizator przepuści tę wyłącznie część promieni, która je s t spolaryzowana obrotowo w danym kie­

runku. Z am iast więc dwu linij L i P (porówn. fig. 1.) otrzymamy jednę tylko, np.

L; jeżeli zaś przełożymy analizator obrotowy, linia L zniknie i ukaże się d ru g a linia P.

Dwa promienie stanowiące dwójkę m agne­

tyczną są więc całkowicie spolaryzowane obrotowo w kierunkach wręcz przeciwnych.

Jeżeli przy danem położeniu an alizatora wi­

doczna jest sam a tylko linia L np., natenczas ze zmianą kierunku prąd u w zwojach elek­

trom agnesu, t. j. ze zm ianą kierunku siły magnetycznej o 180°, linia L znika i ukazuje się natom iast linia P. O kazało się następnie we wszystkich dotychczas zbadanych przy­

padkach, że linii znajdującej się bliżej strony fioletowej widma odpowiadają drgania obro­

towe odbywające się w tym samym kierunku, w jakim p rąd elektryczny wytwarzający pole magnetyczne przebiega w zwojach elektro­

magnesu.

W iązka promieni podlegająca działaniu sił magnetycznych niezawsze jed n ak daje dwie oddzielne linie. Jeżeli wiązka je s t zbyt sze­

roka lub też pole magnetyczne zbyt słabe lub też wreszcie jeżeli spektroskop użyty posiada zbyt m ałą zdolność rozszczepiania, natenczas zam iast dwu linij widzimy jednę linią rozsze­

rzoną; prom ienie skrajne, po jednej i po dru­

giej stronie wiązki całkowitej, są spolary­

zowane obrotowo (w kierunkach wręcz prze­

ciwnych); promienie zaś leżące we środku wiązki s$ n atu ralne, t. j. niespolaryzowane.

Zjawisko to powstaje poprostu wskutek tego, że poszczególne linie składające dwójkę m ag­

netyczną nie są dostatecznie oddzielone od siebie i n ak ład ają się na siebie brzegam i wewnętrznemi: tylko na zewnętrznych brze­

gach powstałej tym sposobem „linii szero- k ieju objawia się każdy z dwu rodzajów drgań obrotowych, niezamąconych przez obec­

(5)

N r 23 WSZECHŚWIAT 357 ność d rg a n o kierunku wręcz przeciwnym. Sko­

ro jednak, w razie słabego nawet stosunkowo pola magnetycznego użyjemy bardzo potężne­

go przyrządu rozszczepiającego, w bardzo wielu przypadkach linia szeroka rozpadnie się na clwie inno. Linie te jed n ak niezawsze by­

wają również ostre i określone, jak w opisa- nem wyżej zjawisku „dwójki m agnetycznej,“

lecz często każda z nich jest sam a jeszcze dosyć szeroką i za użyciem potężniejszych przyrządów rozszczepiających rozpada się na kilka części składowych, t. j. na dwie lub n a­

wet trzy oddzielne linie. T ak np. Michelson, badając prom ienie wysyłane przez rozmaite źródła, szczególniej zaś przez rurki Geissle- rowskie, zawierające pary metaliczne, otrzy­

m ał przy natężeniach pola magnetycznego stosunkowo słabych opisaną wyżej dwójkę m agnetyczną L , P; badając jednak dokład­

niej każdy ze składników dwójki za pomocą swojego interferom etru odkrył złożoną ich naturę: w większości przypadków okazało się, że każda z dwu linij L i P wskazuje po trzy m axima (największości), dla których stosunki natężenia świadła posiadają w różnych przy­

padkach najrozm aitsze wartości. T ak np.

zielona linia kadm u rozpada się pod działa­

niem sił magnetycznych na dwie grupy L i P, z których każda zaw iera po trzy linie; zjawi­

sko to obserwowano zarówno zapomocą in­

terferom etru M ichelsona, jako też za pomocą siatki Eow landa. Becąuerel i D eslandres natom iast, posługując się siatką Rowlanda, obserwowali najczęściej rozkład każdej z dwu części składowych dwójki magnetycznej na dwie inne linie; opisują też oni kilka przypad­

ków szczególnych, w których jedna z tych linij drugiego rzędu była wspólną obudwu częściom składkowym dwójki magnetycznej.

W każdym razie, pomijając dalszą kwe- styą budowy każdej z dwu części składowych, można uważać za fak t powszechny tworzenie się dwójki magnetycznej, t. j. rozkład wiązki promieni równoległych do linii siły m agne­

tycznej na dwie części spolaryzowane obroto­

wo w kierunkach wręcz przeciwnych; jedna z nich zawiera drgania szybsze, d ru g a—po­

wolniejsze od drgań pierwotnych, tak źe po jednej i drugiej stronie pierwotnej linii spek­

tralnej i symetrycznie do niej powstają pod działaniem sił magnetycznych dwie inne linie spektralne. Okazało się też we wszystkich

przypadkach, że obszerności drgań, czyli n a­

tężenia światła, odpowiadające obudwu tym częściom wiązki pierwotnej są jednakowe;

i pod tym więc względem dwójka m agnetycz­

na jest symetryczną.

Z kolei opiszemy teraz zjawiska pow stają­

ce pod działaniem sił magnetycznych na pro­

mienie wysyłane prostopadle do linii siły.

Prom ienie prostapadłe do lin ii siły m ag­

netycznej. Jeżeli umieścimy źródło św iatła,po-

| dobnie ja k w poprzednim przypadku, między biegunami elektrom agnesu i będziemy obser­

wowali wiązkę promieni prostopadłych do linii magnetycznej zapomocą jakiegokolwiek przyrządu rozszczepiającego, zobaczymy, że i w tym przypadku własności promieni zmie­

niają się w chwili, gdy prąd elektryczny za­

czyna krążyć w zwojach elektromagnesu.

Jeżeli pole magnetyczne je s t słabe, lub też gdy wiązka promieni przenikających do kolim atora jest zbyt szeroka, albo też wresz­

cie jeżeli przyrząd użyty posiada zbyt m ałą zdolność rozszczepiania, otrzymujemy tylko pewne rozszerzenie linii spektralnej; jeżeli jednak natężenie pola je st wielkie, wiązka promieni dosyć wąska i jeżeli przyrząd spek­

tralny posiada dostatecznie wielką zdolność rozszczepiania światła, pierwotna linia spek­

tra ln a rozpada się pod działaniem sił m agne­

tycznych na kilka nowych linij, często na trzy, czasami na cztery lub więcej jeszcze linij izo­

lowanych. W tym jednak przypadku ani po-

■ łożenie poszczególnych linij ani też żadne inne własności nowopowstającego widma nie zależą od kierunku siły m agnetycznej, t. j.

nie ulegają żadnym zmianom za zmianą kierunku siły m agnetycznej o 180°, a więc za zmianą kierunku prądu elektrycznego w zwojach elektromagnesu. Pod tym więc względem przypadek obecnie rozważany różni się zasadniczo od przypadku poprzednio opi­

sanego, w którym wiązka promieni przeni­

kających do kolim atora była równoległa do linii siły magnetycznej. Lecz, ja k zobaczymy natychm iast, promienie prostopadłe do linii siły pod wieloma jeszcze innemi względami różnią się od promieni równoległych do linii siły magnetycznej. Ź ródło więc św iatła pier­

wotnie zupełnie izotropowe (t. j. posiadające jednakowe własności dla wszystkich wycho­

dzących zeń kierunków przestrzennych) staje się w polu magnetycznem anizotropowem

(6)

358 Ws z e c h ś w i a t N r 23 i wysyła mianowicie w kierunku linij siły

magnetycznej promienie zupełnie innej n a tu ­ ry, niż we wszystkich kierunkach do linij p ro ­ stopadłych.

W e wszystkich zbadanych dotychczas przy­

padkach stwierdzono, źe promienie prosto­

padłe do linij siły rozpadają się (pod działa­

niem sił magnetycznych) na dwie grupy:

w obudwu grupach promienie są spolaryzo­

wane prostolinijnie, lecz w jednej grupie rów­

nolegle, w drugiej natom iast prostopadle do linij siły m agnetycznej, tak że zapomocą pryzm atu Nikola można oddzielić jednę g ru ­ pę promieni od drugiej i badać każdą z nich zosobna.

Ustawmy na drodze promieni obserwowa­

nych pryzm at N ikola tak, aby główny prze­

krój jego był prostopadły do linii m agnetycz­

nej; wówczas przejdą przezeń tylko prom ie­

nie należące do drugiej grupy, t. j. spolary­

zowane równolegle do linii siły. Otóż p ro ­ mienie te d ają istotnie tylko dwójkę magne­

tyczną zupełnie ta k ą samę i naw et o dokładnie tej samej (caeteris paribus) odległości sk ład ­ ników L i P , ja k ą daw ały rozważane poprzed­

nio wiązki promieni równoległych do linii siły magnetycznej. Jeżeli w jednym przypadku linie L i P były pojedyncze, były one również pojedyńcze w drugim przypadku; jeżeli nato­

m iast prom ienie równoległe do linij siły, a wychodzące z danego jakiegokolw iek źród­

ła, dawały dwójkę m agnetyczną o składnikach złożonych z pewnej liczby linij spektralnych wówczas ta część promieni prostopadłych do linij siły wychodzących z tegoż źródła, która była spolaryzowana równolegle do linii siły, daw ała również dwójkę m agnetyczną, której składniki były złożone z takiej samej liczby takich samych linij świetlnych. N aw et natę­

żenie św iatła je st jednakow e w obutych przy­

padkach. Różnią się one od siebie tylko rodzajem polaryzacyi: podczas bowiem gdy części składowe dwójki m agnetycznej, którą dawały promienie równoległe do siły m agne­

tycznej, były spolaryzowane obrotowo w kie­

runkach wręcz sobie przeciwnych i mogły wskutek tego być oddzielone od siebie i obser­

wowane zosobna, część promieni p rostopad­

łych do siły magnetycznej spolaryzowana równolegle do tejże siły daje dwójkę m agne­

tyczną, której obadwa składniki są spolary­

s r

zowane prostolinijnie, w jednej i tej samej płaszczyźnie, ta k że nie można oddzielić ich od siebie zapomocą pryzm atu Nikola.

Jeżeli na drodze badanych promieni (pro­

stopadłych do siły magnetycznej) ustawimy pryzm at Nikola tak, aby jego przekrój głów­

ny był równoległy do linij siły magnetycznej, otrzymamy drugą grupę promieni, mianowicie spolaryzowanych prostopadle do linii siły.

D ruga ta grupa promieni objawia w rozmai­

tych przypadkach własności różne. W naj ■ prostszym przypadku, który też zdarza się n a j­

częściej, otrzymujemy jedyną tylko linią A w dokładnie tem samem miejscu, w którem znajdowała się linia spektralna przed wytwo­

rzeniem pola magnetycznego; linia A znajdu­

je się więc dokładnie w środku między dwie­

ma liniami 8 i 7(Fig. 2) dwójki magnetycznej,

^ k tó rą daje pierwsza g ru pa rozważanych promieni, i tworzy wraz z niemi tak zwaną nor­

m alną trójkę m agne­

tyczną (triplet). Dosyć też często zachodzi wy­

padek nieco bardziej skomplikowany, a godny uwagi dlatego, że Lorentz, który przepowiedział z góry inne przypadki działania sił magnetycznych n a pro­

mieniowanie, nie zdołał go przewidzieć na podstawie swojej teoryi jonów elektrycznych;

w przypadku tym promienie A (tak dla k ró t­

kości nazywać będziemy część promieni roz­

ważanych, spolaryzowaną prostopadle do linii siły) dają, zam iast jednej linii, dwie linie roz­

mieszczone symetrycznie względem linii pier­

wotnej. W raz z dwiema liniami 8, 7, odpo- wiadającemi promieniom spolaryzowanym rów­

nolegle do linii siły, mamy więc obecnie tak zwantj czwórkę magnetyczną. Odległość mię­

dzy dwiema liniami A jest, również ja k i od­

ległość między liniami 8 i 7, wprost propor- cyonalna do natężenia pola magnetycznego.

Odległość między liniami A je st prawie we wszystkich przypadkach mniejsza niż odległość między liniam i 8, 7 (porówn. F ig. 3 a); stosu­

nek ten nie zachodzi atoli bez wyjątków: tak np. Becąuerel i Deslandres dla pewnych pro­

mieni żelaza otrzymali pod działaniem sił m agnetycznych czwórkę m agnetyczną, w któ ­ rej odległość między liniami A była równa

F ig. 2.

(7)

.Nr 23 WSZECHŚWIAT 359 odległości między liniami 8, y (F ig. 3 b) ');

dla innych znowu promieni żelaza fizycy ci otrzym ali naw et odległość między liniami A większą, niż między liniami S i y (Fig. 3 c).

W niektórych wreszcie przypadkach promienie A dają trzy linie; przypadki takie zachodzą np.

dla zielonych promieni kadmu i dla zielonych promieni rtęci; druga zresztą grupa promieni zielonych kadm u, mianowicie spolaryzowa­

nych równolegle do linii siły magnetycznej, daje również po trzy linie rozmieszczone sy­

metrycznie po jednej i drugiej stronie pier­

wotnej linii spektralnej, ta k że ogółem mamy w tym przypadku aż dziewięć linij. Prom ienie A odpowiadające linii czerwonej wodoru d ają pod działaniem sił magnetycznych bardziej jeszcze złożone widmo, w którem mianowicie rozpoznać można conajmniej sześć linij izo­

lowanych.

Wspomnieliśmy już poprzednio, że wielkość

przedniej długości tylko o sześć dziesięciomi- lionowycb m ilimetra, dają trójkę m agnetycz­

ną, której każda składowa zaw iera po dwie linie. Dalej np. z pośród trzech również b a r­

dzo bliskich siebie promieni magnezu o długo­

ściach fali równych 5183,10“ 7, 5172.10- 7 , 5167,10 7 m m pierwszy daje trójkę, której każda składowa zawiera po trzy linie, drugi—

czwórkę magnetyczną, trzeci—trójkę o sk ła­

dowych pojedynczych. W iele też podobnych przykładów dostarczają nam linie fioletowe i ultrafioletowe żelaza, które badali szczegó­

łowo pp. Beci^uerel i Deslandres. Fizycy ci znaleźli też całą grupę promieni, n a które siły magnetyczne wogóle nie wywierają ża d ­ nego działania, i to nawet w sąsiedztwie naj- bliższem (ze względu na długość fali) takich promieni, które podlegają działaniu tych sił w bardzo znacznym stopniu.

Wielu fizyków starało się ująć zależność

A

i

r

a b

F ig. 3.

r

działania sił magnetycznych na promienie świetlne o różnych długościach fali je st róż­

na, naw et dla jednej i tej samej substancyi;

częstokroć naw et promienie o długościach fali bardzo mało różnych od siebie zachowują się pod działaniem sił magnetycznych od­

miennie nietylko ze względu na wzajemną odległość poszczególnych linij, lecz także o ty­

le, że d ają układy zawierające rozmaite liczby linij. T ak np. żółte promienie D, o długości fali X, = 5 8 9 6 .1 0 ~ 7mm prostopadłe do linii siły magnetycznej dają czwórkę magnetyczną, podczas gdy promienie D2 o długości fali X2 = 5890.1~07 mm, a więc mniejszej od po

*) W przypadku tym dwie linie A zlew ają się geom etrycznie z liniami §, ta k że dla ich ro z ­ poznania należy uciec się do pryzm atu Nikola i obserwcwać zosobna jednę, a następnie drugą g rupę prom ieni.

zmiany długości fali AX pod działaniem sił magnetycznych, od samej długości fali X, w prawo liczebne, t. j. znaleść k sz ta łt funk- cyi f (X) w powyżej przytoczonym wzorze AX=C. H . f (X). Zeem an, Lorentz i L arm o r wyprowadzili z teoryi jonów elektrycznych prawo, według którego zmiana AX ma być wprost proporcyonalną do kw adratu oługości fali, X2, promieni pierwotnych, tak mianowicie że wielkość stosunku AX : X2 byłaby jednako­

wą dla wszystkich promieni wychodzących z jednego i tegoż samego źródła, przy jedneni i tem samem natężeniu siły magnetycznej H.

O pierając się zaś na hypotezie ruchów wico­

wych eteru w polu magnetycznem H . Be0que- rel doszedł nawet do wniosku, że stosunek ten powinien mieć jednę i tęż sam ę wartość dla wszelkich wogóle prom ieni. Po zbadaniu ilościowem bardzo obszernego m atery ałn do­

świadczalnego okazało się atoli, że prawo to<—

(8)

360 WSZECHŚWIAT N r 23 nawet z ograniczeniem do jednego i tego sa ­

mego źródła prom ieni—je st niezgodne ze sto­

sunkami rzeczywistemi wogóle, aczkolwiek z różnych okolic widma d ają się dobrać—

ja k tego s ta ra ł się dowieść P resto n — pewne grupy „odpowiadających sobie” promieni n a ­ leżących zawsze do jednego i tego samego z pośród „szeregów” klasyfikacyjnych Kay- sera i Rungego, które z dobrem przybliże­

niem czynią zadość powyższemu prawu.

D -r. L u d w ik Silberstein.

ifticco o florze wyspy Jawy.

Botanik belgijski, J a n M assart, ogłasza swe spostrzeżenia botaniczne w Spraw ozda­

niach belgijskiego Towarzystwa botaniczne- I go; podajemy niektóre wiadomości, dotyczące wspaniałej roślinności Jaw y, będącej istnym rajem dla botaników.

P an M assart zaczyna swój opis od okolic Buitenzorgu i od alei W aringin: tak się w narzeczu miejscowem nazyw ają drzew a Fi- cus B enjam ina, którem i aleja jest z obu stron wysadzona. S kłada się ona tylko z kilkuna­

stu drzew, ale każde z nich m a mnóstwo pni, a z gałęzi spuszcza się mnóstwo szn u ró w : te sznury—są to korzenie, w yrastające z g a­

łęzi; zakorzeniają się w ziemi skoro jej do­

tk n ą i to co z początku było sznurem , stanie się filarem grubym ja k filar kościelny. Te korzenie powietrzne toczą z sobą zażartą walkę o byt i może tylko jeden na tysiąc d o ­ tknie ziemi. A le choć słabsze korzenie zginą w tej walce, w yrasta ich mnóstwo nowych i drzewo ma zawsze liczne pnie; pień stary ginie, a w aringin na tem nie cierpi, bo ma mnóstwo pni, które się ciągle mnożą. T aka aleja je st prawdziwie im ponująca: labirynt pni o poplątanych korzeniach, a w ich cieniu mnóstwo Asplenium i D avalia o delikatnych liściach.

Liście drzewa waringin są ta k gęste, źe promienie słońca zaledwie przez nie p rze­

chodzą; mnóstwo epifytów zamieszkuje wierz­

chołki drzew. N a ziemi roślin m ało, bo nie wszystkie mogą znieść to zacienienie, d a­

leko większe, niż w lesie dziewiczym.

Dalej widzimy drzewa Conarium, mające u podstawy pień wzmocniony przez korzenie spłaszczone, które włażą na podstawę pnia i tworzą rodzaj podpór. F icus Rum phi ma gałęzie g ru be i pokręcone, które z sobą się zra sta ją wszędzie gdzie się zetkną.

M iasto B uitenzorg je st jakby w lesie.

Wszędzie drzewa i kwiaty, domy k ryją się w ogrodach. Do ogrodu botanicznego pro­

wadzi piękna aleja z palmy Oreodoxa. Pień, zgrubiały we środku, ma piękny pióropusz z liści, podobnych do piór. K ażdy wie, ja k po­

woli rosną palm y w Europie; tu przeciwnie, rozwijają się dziwnie prędko. Oreodoxy w B uitenzorgu w 7 lat wyrosły na 15 m.

To samo Schizolobium: w 3 lata dochodzą one do 20 m. W wysokości 15 do 25 tn, pień się rozgałęzia i gałęzie tworzą olbrzymi parasol, a liście w yrastają tylko na końcu każdej gałęzi.

Dalej wchodzimy w zarośla gęste i w stręt­

na woń zwiastuje nam, że przechodzimy kolo drzewa durio. Duże jego owoce okryte kol­

cami, są bardzo cenione przez Malajczyków jak o pożywne, z powodu zawartości tłuszczu.

W ielu europejczyków równie je lubi, dla. in­

nych są wstrętne z powodu woni. K u charki miejscowe robię z nich leguminę, która ma tę sarnę woń odraźliwą. Na liściach drzewa durio widać setki długich a wązkich czerw­

ców; owady te tem się odznaczają, że kierują d łu gą oś swego ciała stosownie do nachylenia liścia, na którym siedzą. Gdy powierzchnia liścia je st falista, owady te siad ają tak ukoś­

nie ja k mogą.

N a wszystkich drzewach rośnie mnóstwo epifytów, a mianowicie storczyków. Aerides acuminatissimum ma liście mięsiste, a korze­

nie rozchodzące się na wszystkie strony po gałęziach drzew. N ieraz korzenie odpadają w wielkiej części i roślina zwiesza się w po­

w ietrzu na jednym starym korzeniu; taki osobnik rośnie, kwitnie i owocuje tak , ja k gdyby był zupełnie dobrze umocowany.

Dendrobium je st storczykiem najbardziej rozpowszechnionym w okolicach Buitenzorgu.

N iem a drzewa, na którem by nie w yrastał.

Okryw ają się one jednego dnia licznemi bia- łemi kwiatam i, które tegoż samego wieczora przek witają.

P rzez całe tygodnie nie widać n a nich kwiatów i potem znowu jednego dnia storczy­

(9)

N r 23 WSZECHŚWIAT 361 ki są osypane kwiatami aż do wieczora. T ru d ­

no sobie wytłumaczyć tę peryodyczność kwit­

nięcia. Jeszcze dziwniejszem jest to, że Den- drobium, zerwane przez burzę i leżące na ziemi, okazy uprawiane w wazonach w najróż­

niejszych warunkach i okazy przewiezione na inne wyspy archipelagu M alajskiego, zakwi­

ta ją tegoż samego dnia, co okazy pozostałe na drzewie m acierzystem. N a 5 lub 6 dni ; przed rozkwitnięciem pączki nie są jedno. I stajnie rozwinięte, ale różnice w rozwoju ich znikają: pączki bardziej rozwinięte rosną po- ! wolniej, spóźnione pospieszają i wszystkie razem jednego ran k a rozkwitają. Podobnie ja k Dendrobium storczyk Acriopsis ma pod­

stawę łodyg nabrzm iałą i tw orzącą zbiornik wody. Oprócz korzeni, rozchodzących się po korze drzewa macierzystego, storczyk ten po­

siada korzenie wzniesione, długie na 2,5 cm Tworzą one naokoło rośliny rodzaj gąbki, zbierającej wodę deszczową i rosę, na której zbierają się: kurz, liście zeschłe, odchody p ta ­ sie i t. d., a na tem wszystkiem kiełkują ziar­

na i zarodniki, ta k że storczyk jest jakby w małym ogródku wiszącym.

P o la ryżowe są bardzo częste na Jawie, a zam iast myszy lub skowronków ich faunę stanowią ryby i kraby. Pola zalane są u rzą­

dzone jak terasy i podzielone wązkiemi g ro b ­ lami. W oda przychodzi z góry, spływa z po­

la na pole i wlewa się do rzeki. Choć mnós­

two je s t rzek na Jaw ie, one nie w ystarczają i pokopano kan ały , które łączą rzeki między sobą. P rzez pewną część roku roślinności dzikiej pozw alają rozrastać się na polach ry ­ żowych. Potem spuszczają wodę, wyławiają ryby i skorupiaki i orzą pługiem drewnianym, zaprzężonym w bawoły. Roślinność dzika je st zaorana jak o nawóz zielony. Od tej chwili pracują przy ryżu kobiety: sadzą m ło- j de sadzonki ryżowe,, wyhodowane w szkół­

kach, pielą później. Gdy ryż zaczyna dojrze­

wać, staw iają strachy na ptaki: są to długie wstęgi białe i czerwone, którem i w iatr powie- | wa na różne strony, albo młynki bambusowe; ; obracające się z hałasem. Najlepszym je d ­ nak sposobem odstraszenia szkodników jest zbudowanie malej chatki; M alajczyk w niej siedzi i pociąga sznurkam i przechodzące mi po nad polem, a do sznurków są przywiązane kawałki tkaniny. N akoniec przychodzi czas zbioru ryżu. K obiety i dzieci zrzynają noża­

mi każdy kłos ryżu osobno i wiążą w snopy, które mężczyźni przenoszą do wsi na plecach.

Słom a zostaje na polach i bawoły j ą zja­

dają. Zalew ają po zbiorze pola, które przez kilka miesięcy odpoczywają.

W płotach nad brzegami rzek rośnie Man- gifera o młodych liściach brunatno-czerwo- nych, zwieszających się jakby zwiędłe mię­

dzy starem i liśćmi. Powoli zielenieją one i nabierają sztywności. W iele drzew p od­

zwrotnikowych m a liście młode jakby zwięd­

łe i nie zielone, mimo, że ich wielkość jest zupełnie norm alna.

S tahl przypuszcza, że młode liście są zwis- łe, aby nie zostały zerwane i rozdarte przez wichry i ulewy, W iesner znowu dowodzi, że to je st ochrona od zbyt silnego oświetlenia.

Drzewo Cynom etra odznacza się tem , źe kwiaty i owoce w y rastają na pniu, przy sa­

mej ziemi. Owoce są szorstkie, nieco mię­

siste, podobne do bulw ziemniaka- W yrasta­

nie kwiatów na pniu zdarza się nie rzadko u drzew podzwrotnikowych. W allace uważa je za przystosowanie się do odwiedzin mo­

tyli, które trzym ają się dolnej części pnia i rzadko zalatu ją do wierzchołków.

W ulkan Salak wznosi się o 12 km od Bui- tenzorgu, a ostatni jego wybuch nastąpił w r. 1699.

Stoki wulkanu są pokryte lasami, a u stóp jego rozciągają się plantacye drzew kawo­

wych, muszkatołowych, drzewa tek. P ła sz ­ czyzna przed wulkanem —to olbrzymie pole ryżowe, na którem rozsiane są kępy drzew ocieniające wioski. Szeroko a płytko pły­

nie rzeka P ekant-jilan, na brzegach widzimy wspaniałe banany, drzewa chlebowe, bam ­ busy, Nephelium okryte czerwonemi owocami.

P o n ad temi drzewami palmy kokosowe wno­

szą swoje wspaniałe pióropusze blado zielo­

nych liści.

N a Jaw ie je st dużo roślin am erykańskich, które zupełnie się przyswoiły i rosn ą w za­

roślach, przy drogach, na miejscach nieu- prawnych.

N a stoku wulkanu Gedeh w wysokości 1400 m, założono ogród, w którym są upraw ia­

ne rośliny, nieznoszące zbyt gorącego klimatu w Buitenzorg. Do tego ogrodu należy 300 hektarów lasu dziewiczego, który zostaje nietknięty, aby nie stracił swego charak teru.

Dwie główne drogi las przerzynają i od nich

(10)

362 WSZECHSWIAT N r 23 się rozchodzi mnóstwo m ałych ścieżek, pro­

wadzących do drzew num erowanych. N u ­ merowanie drzew należy do p. K oordersa, który prowadzi tę robotę w lasach archipe­

lagu Indyjskiego.

Określenie gatunków nie je s t łatw e. Głów­

ną trudnością je s t otrzym anie dobrych rnate- ryałów zielnikowych, bo lasy są mieszane z ogromnej ilości gatunków , tak że nieraz trudno o drugi okaz drzew a, którego się jeden okaz znalazło. J a k ż e zrobić żeby mieć kwiaty i owoce? W różnych okolicach Jaw y p. K oorders założył 18 rezerw leśnych, t. j. części lasu, w których nie m ożna ściąć żadnego drzewa bez jego zezwolenia. P o ­ numerował gatunki i przeprow adził ścieżki.

K ażd a rezerw a jest pod opieką jednego jaw ańczyka, który zbiera z drzew ponum ero­

wanych m ateryaly zielnikowe w m iarę jak drzew a zakw itają i owocują; musi też utrzy- ńiywać ścieżki wolne od lianów. W ten spo­

sób p. K oorders zebrał w B uitenzorgu pier­

wszorzędnej wartości zielnik roślin drzew­

nych, w którym okazy noszące pewien num er pochodzą z jednego i tego samego drzewa.

J e s t 3 500 drzew numerowanych a J a w a posiada 1500 gatunków drzewnych. D y­

re k to r ogrodu botanicznego, T reu b założył piękną pracownię, w której zebrane okazy są badane.

(„ L e T our du tnonde” . N -r 48, z 2 g rudnia, 1899 r.)

streściła M. Twardowska.

ZAKRYCIE SAUNA RUI KSIĘŻYC.

W r. b. będzie można obserwować dw u­

krotnie zakrycie S a tu rn a przez księżyc; dnia 13 czerwca i 3 września. P osuw ając się na sklepieniu niebieskiem z zachodu na wschód, księżyc może zakryw ać swą tarc zą gwiazdy stałe i planety; w pierwszym razie gwiaz­

da niknie dla obserw atora w jednej chwili, w drugim zaś—stopniowo, w m iarę ja k tarcza planety chowa się za księżyc. Czas trw ania podobnego zjawiska je st różny, w zależności od tego, po jakiej cięciwie przesuwa się po­

zornie gwiazda; niekiedy bywa zaledwie ze­

tknięcie gwiazdy z tarczą księżyca, niekiedy

zaś ma miejsce zetknięcie centralne, które trw ać może 1 7a godziny.

Zjawisko bywa efektowne około czasu pierwszej lub ostatniej kwadry, gdy gwiazda niknie na ciemnym brzegu księżyca a zjawia się na jasnym lub też odwrotnie (około o stat­

niej kwadry).

D uia 13-go czerwca przypada pełnia, z a ­ tem zniknięcie S atu rn a, zarówno ja k i po­

nowne ukazanie się będzie miało miejsce na jasnym brzegu księżyca.

Przebieg tego zjawiska, wyznaczonego przy pomocy metody graficznej dla W arszaw y, je s t przedstawiony n a rys. 1.

rys. 1

L in ja P K wyobraża drogę środka księ­

życa na sklepieniu niebieskiem w chwili po­

czątku (P ) i końca (K ) zjaw iska. K ą t po- zycyjny zetknięcia S atu rn a, liczony od zenitu Z P S = 93°, gdy zaś środek księżyca p rz ej­

dzie do punktu K , co nastąpi w chwili wyj­

ścia S a tu rn a z za tarczy, wtedy k ą t pozycyj­

ny Z i K S , liczony w stronę przeciwną k ierun ­ kowi wskazówki zegara, wynosić będzie 264°.

N a rys. 2 znajduje się przebieg tegoż za­

krycia widzialnego pozornie, t. j. w przypusz­

czeniu, że księżyc jest nieruchomy, a planeta przesuw a się w kierunku strzałki.

Z różnych punktów na powierzchni ziemi zakrycie będzie widziane rozmaicie, przytem w wielu miejscach nie będzie wcale obser­

wowane; chcąc zatem określić naprzód cały przebieg, należy robić wyliczenia dla każdej miejscowości zosobna.

Początek zakrycia przypada w W arszawie o godz. 11 m. 32 wiecz. w punkcie S (rys. 2) n a lewym brzegu księżyca w pełni; po upły­

wie 1 godz. 15 min., czyli o godz. 12 m- 47 S a tu rn wyjdzie z za tarczy księżyca w punk­

cie S, przechodząc po cięciwie dużej, niewiele

(11)

N r 23 WSZECHŚWIAT 363 X

różniącej się od średnicy; tem się tłum aczy długi przeciąg czasu, w ciągu którego księ­

życ będzie zasłaniał planetę. S atu rn i księ­

życ wschodzą prawie jednocześnie na kilk a­

naście m inut przed 9 -tą wiecz. zboczenie południowe—2 2° sprawia, że w chwili przej­

ścia przez południk, co będzie miało miejsce przy wyjściu planety, S atu rn znajdować się będzie na wysokości zaledwie 15°22', na jakiej widzimy słońce w południe na początku stycznia.

G. Tołw iński.

IX Zjazd lekarzy i przyrodników polskich.

T reścią w ykładu prof. M. Nenckiego z P ete rs­

b u rg a na 1 posiedzeniu ogólnem b ę d ą : „ P rzy ­ szłe zadania chemii biologicznej” .

W dalszym ciągu zapowiedziano :

W sekcyi II 21) P rof M. N encki: O heminie.

Kom itet gospodarczy przypom ina, że o wy­

kładach i dem onstracyach zawiadamiać należy bezpośrednio sekretarzy lub gospodarzy odpo­

wiednich sekcyj, dołączając odrazu krótkie streszczenie zam ierzonego w ykładu, któ re p o ­ mieszczone zostanie w „D zienniku Z jazdu” . O sta­

teczny term in zapow iadania wykładów (z dołącze­

niem streszczenia) upływa 15 czerwca 1900 r.;

później zapowiadane, lub niezaopatrzone w stre sz ­ czenia wykłady nie będą pomieszczone w p ro g ra ­ mie Z jazdu. Jedynym organem Z jazdu będzie

” D ziennik” , k tó ry oprócz działu inform acyjnego pomieści streszczenia wszystkich wykładów i dys- kusyj.

W szelkie pism a, odnoszące się do połączonej ze Zjazdem W ystaw y, należy adresować do p rz e ­ wodniczącego K om itetu wystawowego d -ra M i­

chała Śliwińskiego (M ały Rynek 4).

W szelkie inne pism a (nieodnoszące się do wy­

kładów w sekcyach i wystawy), w kładki uczest­

nictwa w kwocie 20 koron (8 rubli, 18 marek, 20 franków od członka Z jazdu, połowa tej kwoty od każdej tow arzyszącej mu osoby, np. pań,

1 chcących wziąć udział w Zjeździe), ja k o też za­

mówienia mieszkań z podaniem liczby osób, ich płci i stanu (dzieci, służba), przeznaczonej mniej więcej na mieszkanie dziennej ceny, wyboru ho­

telu lub prywatnego mieszkania, przesyłać należy bezpośrednio do głównego sek retarza kom itetu gospodarczego, prof. d -ra Ciechanowskiego (W ielopole 4). Zamówienia mieszkań przyjm uje kom itet najdalej do dnia 15 lipca 1900, u p ra ­ szając wogóle o wczesne, o ile możności, zapo­

wiadanie udziału w Zjeździe.

W e wszystkich sprawach Zjazdu przyrzekli łaskawie pośredniczyć: w W arszaw ie: d r O. He- welke (Chmielna 14), d - r K. Uychliński (K ru ­ cza 35) i d - r A. Sokołowski (M azowiecka 6) w Poznaniu : d - r F . Chłapowski (ul. W iktoryi), d - r A. Jaruntow ski (ul. W ilhelmowska) i d -r H. Święcicki (Rynek, Pałac Działyńskich); we Lw owie: prof. d -r A. G luziński (Krasickich 3), Radca dworu prof. d -r Rydygier (Kościuszki 16) i prof. d -r G. Ziembicki (Trzeciego m aja 5);

w P ary żu : d r J. Danysż (In stitu t P asteur, rue D utot) i- d-r B. Motz (B oulevaid St. Michel 45).

Wszelkich dokładniejszych informacyj udziela niezwłocznie sekretarz kom itetu.

Kom itet uprasza uprzejm ie Redakcye dzienni­

ków polskich o powtórzenie niniejszego.

Kraków, 27 m aja 1900 r.

P rof. d -r Ciechanowski, sek retarz Kom itetu (W ielopole 4).

SEKCIA CHEMICZNA.

Posiedzenie z d. 12 m aja, 9-e w r. b.

P rotokuł z posiedzenia poprzedniego został odczytany i przyjęty.

Z kolei sekcya zajęła się ostatecznem zre­

dagowaniem propozycyi ujednos'ajnienia term i­

nologii chemicznej polskiej. Przedewszystkiem wysłuchano głosu pani d-r Z. Rudnickiej, któ ra wypowiedziała się za utrzym aniem nazw kwasów według term inologii warszawskiej ze względów pedagogicznych oraz językowych. Replikował p. A Grabowski.

N astępnie przewodniczący p. Znatowicz od­

czytał odpowiedzi językoznawców, zaproszonych do wygłoszenia zdania o wnioskach p. G rabow ­ skiego. Odpowiedzi nadesłali (oprócz d-ra A. Małeckiego, ob. poprzed. spraw .) d r K arło­

wicz, profesorowie K allenbach, Kryński, Eoś, Ło- paciński i p. K rezek. Za wyjątkiem ostatniego, wszyscy wypowiedzieli się za przyjęciem projektu p. Grabowskiego, robiąc uwagi drobne co do szczegółów. Ostatecznie sekcya (obecnych było 45 osób) zgodnie przyjęła w ostatecznej redakcyi zasadnicze p u nkty pro jek tu ustalenia słownictwa

(12)

364 WSZECHŚWIAT N r 23 i postanow iła cały odnoszący się tu m ateryał

ogłosić drukiem w osobnej broszurze.

Następnie przewodniczący odczytał lis t p. A Peszkego z Piotrkow a donoszący o podję'ym przezeń zam iarze w ydaw ania czasopism a che­

micznego. To samo zakom unikał pan M. Stę- powski o swoich staraniach, k tó re są na dobrej drodze do urzeczyw istnienia.

Ha tem posiedzenie ukończone zostało.

K R O N I K A N A U K O W A .

— Z a ć m ie n ie s ło ń c a d. 28 m aja, widzialne u nas częściowo, nie mogło być obserwowane w W arszaw ie dokładnie, gdyż chm ury zasłaniały niebo w ciągu pierwszej połowy zjaw iska. O go­

dzinie 4 m. 4 0 , gdy upłynęło około 10-ciu m i­

n u t od chwili pierwszego zetknięcia księżyca ze słońcem, można było widzieć przez lekkie chm ury brzeg tarczy księżyca, przesuw ającego się między ziem ią a słońcem ; po kilku m inutach gęste chm ury znów zasłoniły niebo, które ro zja ś­

niło się dostatecznie p rze d godz. 6 tą , pozw alając na dokładną obserw acyą zaćm ienia w ciągu 20 m inut. O statnie zetknięcie książyca ze słońcem można było ściśle oznaczyć.

P rz y niniejszem zam ieszczam y zdjęcie foto­

graficzne ciekawego zjaw iska, dokonane w P u ł­

tu sk u przez p. B. Schm idta o godz 5 m. 49 pp., a dostarczone nam trzeciego dnia po zaćm ieniu.

G. T.

— O dbijanie prom ieni przez m etale i z w ie r­

c ia d ła . W piśmie „Z eitschrift fiir Instrum enten- k u n d e” znajdujem y szereg danych, odnoszących się do badań nad zdolnością odbijania promieni świetlnych przez m etale i zwierciadła. D ośw iad­

czenia czyniono w ta k i sposób, że na ciała badane rzucano prom ienie widzialnej części widma o ró ż ­ nej długości fali (X = 45 0 do 700 jJ, [l.) Wyniki podobnych doświadczeń są bardzo ważne w budo­

wie przyrządów mierniczych i we wszelkich z a ­ gadnieniach z dziedziny oświetlenia. Podajem y tu wyniki spostrzeżeń, ogłoszone przez I n s ty tu t fizyczno techniczny w Berlinie i odnoszące się do ciał najczęściej spotykanych.

Zdolność odbijania promieni

dla X = 450 500 550 600 650 700[J.[JL w p r o c e n t a c h . Metale:

Srebro 90,6 9 1,8 92,5 93,0 93,6 94,6 P latyna 55,8 58,4 61,1 64.2 66,3 70,1 Nikiel 58,5 6 0.8 62,6 64,9 65,9 69,8 Stal hartow ana 58,6 59,6 59,4 60,0 60,1 60,7 S talniehartow . 56.3 55.2 55,1 56,0 5H,9 59.3 Złoto 36,8 47.3 74,7 85,6 88,3 92,3 Miedź 48,8 53,3 59,5 83,5 89,0 90,7

Zwierciadła:

Szklane, p o k ry ­ te z tylnej s tro ­

ny srebrem 79,3 8 1,5 82,5 82,5 83,5 84,5 do: 85,7 86,6 88,2 88,1 89,1 89.6 pokryte z ty l­

nej strony am al­

gam atem ze sre ­

b ra i rtęci 72,8 70,9 71,2 69,9 71,5 72,8 Z tych danych liczbowych wynika, że zdolność odbijania promieni w m etalach czystych w zrasta

(13)

Nr. 23 WSZECHSWIAT 365 wraz z długością fali. Szczególniej je st widocz- [

ne to w wynikach spostrzeżeń nad zlotem i mie- i dzią Oba m etale wskutek żółtego lub czerwo­

nego zabarw ienia w ykazują bardzo m ałą zdolność j

odbijania prom ieni niebieskich i fioletowych. N a ­ tom iast odbijanie promieni czerwonych o długości j

fali 700 |i[j, je s t dla złota prawie równie wielkie ja k dla srebra W yjątek z tego praw idła stanowi żelazo (stal), które wykazuje najm niejszą zdolność j odbijania dla promieni o długości fali X = 550 Liczby podane dla zwierciadeł przedstaw iają je d - j nocześnie dane odnoszące się do odbijania p ro ­ mieni przez srebro i am algam at względem samego szklą. Wpływ bowiem przedniej odbijającej p ro ­ mienie powierzchni szkła, pokrytego ze s łrony odwrotnej metalem, znika praw ie zupełuie, gdy obie strony płyty szklanej są dokladuie rów no­

ległe, gdy szkło je s t zupełnie przezroczyste i gdy promienie p ad a ją prostopadle do jego powierz­

chni. w. W.

Cień ziem i na księżycu *). Podczas zu­

pełnego zaćmienia słońca widać na księżycu ciemno­

czerwone zabarw ienie, wywołane przez promienie słońca, które przechodząc przez .atmosferę ziemi doznają załam ania. Czasem je d n ak to z a b ar­

wienie ma znikać zupełnie a fakt ten tłum aczą chm uram i, k tó re wypełniając atm osferę ziemską pow strzym ują całkowicie promienie słoneczne.

D ufaur nie zgadza się na to wyjaśnienie, gdyż w takim razie m usiałyby chm ury być uagroma- dzone naokoło całej ziemi w zdłuż kola wielkiego, oddzielającego połowę dzienną od nocnej. N ad­

to nie należy, zapom inać, że chm ury nie grom adzą się nigdy bardzo wysoko w atm osferze i że po­

nad niemi musi zostawać wolna część warstwy pow ietrznej, zupełuie w ystarczająca, by mogło dostać się przez nią dostrzegalne światło na t a r ­ czę księżycową.

R zadkie to zjawisko ukazało się dwukrotnie w roku 1884 podczas całkowitych zaćmień księ­

ż y c a ^ mianowicie 10 kwietnia na Jawie, a 2 p aź­

dziernika w E uropie. N adto dostrzeżono je w bieżącem stuleciu conajmniej raz, mianowicie w r. 1816. W roku 1884 nieprzejrzystość atm osfery daje s!ę łatwo wytłumaczyć wybuchem w ulkanu K rakatoa który 26 sierpnia 1883 w yrzu­

cił d osfateczną ilość pyłu i pary, by powlec niemi całą pow ierzchnię ziemi. Skutkiem tego zima z r. 1 8 8 3 — 1884 odznaczała się charak»ery- stycznemi świtami i zm ierzcham i. Zaburzenia atm osferyczne objawiały się również licznemi zjaw iskam i optycznem i. Pierścienie barwne o k a­

lały słońce przez cały rok, trudno też było ro z ­ różnić golem okiem gwiazdy piątej lub szóstej wielkości. D ufaur tw ierdzi także, że nigdy nie widział tak niew yraźnie św iatła zodyakalnego, ja k na wiosnę roku 1884. Z końcem tegoż roku zjaw iska powyższe zdarzały się rzadziej, ale nie nikły zupełnie. W edług pom iarów z roku 1883

l) W edług prof. D ufaura w Lozannie.

D ufaur ocenia wysokość, w k tć re j mogły unosić się cząsteczki w pow ietrzu, na 70 km . Heim- holtz doszedł w Berlinie do podobnego wyniku.

Przyj ąwszy wysokość 70 km otrzym am y ciśnie­

nie powietrzne 0 .1 2 mm, z pominięciem ju ż n a ­ wet niskioj tem peratury w tej wysokości, któ ra ciśnienie jeszcze pom niejsza. Ilość pow ietrza p o ­ nad tą wysokością je s t nieznaczna, a załamane tam promienie nie dochodzą do tarczy księżyca

W większej ilości.

W yda się może rzeczą dziwną, że wyrzucone z wulkanu masy pyłu wystarczyły do zm niejsze­

nia przezroczystości atmosfery na całej p o ­ wierzchni ziemi. Nie należy jednak zapominać, że ju ż cienka warstwa pyłu węglowego powoduje znaczną zmianę przezroczystości. Celem p rz e ­ konania się, ja k a gęstość warstwy pow strzym uje p rom iene słoneczne D ufaur czynił doświadczenia w raz z profesorem Brunnerem z Lozanny. Pięć płyt szklanych o dokładnie oznaczonym ciężarze, okopcili oni lekko nad płomieniem gazowym i zważyli ponownie. Z przybytu na wadze można było z łatwością obliczyć grubość w ar­

stwy kopciu. Pierw sza płyta bardzo lekko okop­

cona miała w arstwę na 0 ,0 0 0 0 3 m m grubą, p ły ­ tę d rugą silniej okopconą pokryw ała w arstw a na 0 ,0 0 0 0 5 m m wysoka. Trzecia silniej okopcona, przez którą jed n ak dawały się jeszcze rozróżniać przedm ioty na ziemi, ale k tó ra jeszcze nie n a­

dawała się do badania słońca, miała warstwę kopciu na 0,0001 m m , płyta czw arta nieprzezro­

czysta dla przedmiotów ziemskich, za to dosko­

nała do obserwacyi słońca miała warstwę na 0 ,0 0 0 4 9 m m grubą. O statnią płytę, nie dozw a­

lającą dojrzeć słońca na niebie zupełnie czystem, pokrywał kopeć na 0 ,0 0 1 4 4 5 m m . W idać z tego, że zniknięcie księżyca podczas zupełnych zaćmień w 1884 spowodowała reszta dymu, k tó ra dostała się do atm osfery po katastrofie z 1883. F a k t ten je s t tem praw dopodobniejszy, że zniknięcie księżyca w czasie zupełnego z a ­ ćmienia w 1816 nastąpiło po straszuym wybucl u w ulkanu na wyspie Sumbawa pod Celebes. P e ­ wien kapitan okrętu, który znajdował się wów­

czas w odległości 50 mil od wulkanu, opowiada o tak wielkiej ciemności pierwszego dnia po wy­

buchu, że nie można było rozpoznać palca przed oczami. Do zupełnego pow strzym ania promieni słonecznych w ystarczyła w pow ietrzu ilość dymu, odpowiadająca warstwie węgla grubej na

V 700 m m -

D ufaur wyciąga stąd wniosek, że podawana dotychczas przyczyna znikania księżyca podczas zupełnego zaćmienia nie w ystarcza całkowicie.

Jeżeli prom ienie słoneczne nie dochodzą do tarczy słonecznej, to nie dla chm ur naszej atm osfery, ale z powodu dymu, wyrzuconego w przestrzeń skutkiem wybuchów wulkanicznych Podczas całkowitego zaćmienia z 28 stycznia 1888 tarcza księżycowa p rzybrała owo czerwone zabarw ienie, ja k ie zwykle p o siad a,— dowód, że zaburzenia z 1884 ustąpiły w znacznej części zwykłym

(14)

366

stosunkom. Niezmiernie było ciekawą, rzeczą, stw ierdzenie, co nastąp i w lipcu 1898, gdyż o ile się zdaje, atm osfera sta cila znowu od dwu czy trzech lat nieco na przezroczystości.

Tak np. ju ż od dwu la t g ó ra M ontblanc, jeżeli będziemy patrzyli na nią z Lozanny, je s t rzadko kiedy ta k wolną od zam glenia, by dało się o d ­ różnić pewne zabarw ienie, co m iało przedtem m iejsce. „Od dłuższego czasu, mówi D ufaur, nie widzę ju ż przez dobre szkła ta k w yraźnie na odległość 30 — 40 km, ja k daw niej” . Odnosi się to nietylko do samej S zw ajcaryi, z innych k r a ­ jów E u ropy donoszą to samo. D ufaur zajął się też dokładnem zbadaniem zaciemnionej po ­ wierzchni księżyca w dniu 3 lipco, celem stw ie r­

dzenia ewentualnego pom niejszenia się jasności.

Mimo tego tarcza księżyca podczas największej fazy ciemności była zupełnie w yraźną, ta k że zapowiedziane zaburzenie w zwykłej p rz e z ro ­ czystości atm osfery musiało być zjaw iskiem czy­

sto miejscowej natury, D ufaur, bad ając księżyc podczas zaćm ienia, zauw ażył jednakow oż zupełnie coś nowego, niespodziewanego.

W czasie najw iększego zaćm ienia o godzinie 9 m inut 30, w edług czasu środkowo-europej*

skiego, D ufaur zauw ażył w najciem niejszej części pod centrum rodzaj zaciemnienia, czy te ż rodzaj plam nieco poruszających się, całkowicie od­

miennych od plam na księżycu. O 9 godzinie m inut 10 plam a nie przechodziła środka tarczy księżycow ej, natom iast o 10 m inut później p rz e ­ sunęła się przez środek ku południow i. Maxi- mum było o wpół do dziesiątej; plam a dotykała niemal łuku, oddzielającego część ciemną od jasnej. Powoli plam a zaczęła znikać, o 9 m inut 50 stała się niewidzialną. Jeden z uczniów D ufaura, E dw ard de P e rro t z Sainte O raix, z a ­ uważył także w czasie najsilniejszego zaćm ienia niebieskie zabarw ienie w południow ej części t a r ­ czy księżycow ej, podczas gdy części zanurzone w głębszym cieniu m iały odcień czerwony. Czyż nie możnaby z pew ną śmiałością tw ierdzić, że to zaćmienie wywołał cień wielkich gór na ziemi między innemi Andów chilijskich. O godzinie 9 m inut 26 praw dziwego czasu według Green- wich koło odgraniczające na ziemi dzień od nocy przecinało następujące p u n k ty je j p o w ierz ch n i:

10° szer. połudn. pod 5 5 °4 7 , na zach. od Greenw.

20° „ „ „ 6 0 °2 1 ' • „ 38» b n b 6 5 °3 8 ' „ 50» n „ B 8 P 4 8 ' „

Powyższa linia kołowa tow arzyszy na znacznej p rzestrzeni Andom w tej części, gdzie szczyty wynoszą 6 00 0 m . N a tej wysokości b arom etr wskazuje mniej niż 35 8 m m . Z powyższego wynika, że w arstw a pow ietrza, w znosząca się nad szczytam i Andów, nie wywiera nni połowy tego ciśnienia, ja k na pow ierzchni m orza i że św iatło załamane na takiej wysokości m usi doznać zn a cz­

nego osłabienia, dostrzegalnego d la oka.

N r 23 Gdyby 3 hpca 1898 widzowie patrzyli o godzi­

nie 9 m inut 30 z południowej połowy księżyca ku słońcu zauważyliby czarne koło o 2° średnicy (mianowicie ziemię zasłaniającą słońce) i świetlną koronę szeroką na 1' w około tego kola. Koro­

na wydałaby się w dolnej części św ietniejszą niż w górnej, a wytworzyłaby j ą atm osfera ziemska, k tó ra odprow adziła część prom ieni słonecznych w kierunku do księżyca. W południowej, n a j­

jaśniejszej części korony musianoby też widzieć rodzaj karbów, wywołanych przez profil Andów;

gdyby słońce było punktem świecącym, ja k gwiazdy, odbijałby się zarys Andów na księżycu w prawdziwym kształcie.

Po 20 minutach zjawisko znikło. W idz na księżycu nie w idziałby ju ż o 9 godzinie 50 mi­

n u t wycięcia korony naksztalt zębów piły, gdyż Andy nie leżałyby ju ż skutkiem rotacyi na krańcu ziemi.

Oto są powody, k tó re skłoniły D u fau ra do wysnucia wniosku, że część potężnego łańcucha Andów w Ameryce południowej spowodowała dostrzegalne przyćm ienie św iatła podczas z a ­ ćmienia księżyca.

W. D .

— T e le g ra f bez dru tu na a rc h ip e la g u in d y j­

s kim . W tow arzystw ie londyńskiem Society of A rts podniesiono niedawno pro jek t połączenia linią telegraficzną bez d ru tu wysp Andamańskich i N ikobarskich, które długim łańcuchem ciągną się od Birmy aż do północnego cypla wyspy S u­

m atry. Linia ta łączyłaby wspomniane wyspy zarówno między sobą, ja k i z lądem stałym.

N ajw iększa p rzestrzeń wodna, nad k tó rą prze- płynąćby musiały fale elektryczne telegrafu wy­

nosi zaledwo 113 lim. N ajbardziej na północ wysunięta stacya leżałaby na wyspie Dyamento- wej tu ż u brzegów Birm ańskich, g łzie ju ż i teraz znajduje się b ardzo ważna dla żeglugi stacya te­

legraficzna. D rugą stacyą, o 16 k m na południe byłaby la tarn ia m orska na rafie Alguada. Dalej następuje druga co do rozległości, 89 kilom etro­

wa przestrzeń wodna, kończąca się wyspą P repa- ris. N astępnie 72 km do wyspy Kokosowej, na

i której również wznosi się ważna la tarn ia morska.

I Odległość między wyspą Kokosową a następną w aspą Landfall wynosi 48 km . Stąd aż do końca południowego głównej grupy Andam ańskiej, wy­

sepki leżą ta k blisko je d n a od drugiej, że możua- by na tej p rzestrzeni zbudować zw ykłą linią te le­

graficzną. P rz estrz eń ta aż do punktu południo­

wego przy P o rt P olair wynosi 242 km. W P o rt P olair zaczynałaby się znowu linia bez drutu, gdyż następna wyspa M ała andam ańska odległa

| je s t o 40 km. Z a tą wyspą następuje największa p rzerw a w szeregu wysp. F ale elektryczne m u-

j siałyby przebyć w tem miejscu 113 km, tyle bo­

wiem wynosi odległość aż do najbardziej na pół-

j noc wysuniętej wyspy z grupy Nikobarów, Cap- : N icobar. Dalej na południe odległości się zm niej- j szają, mamy tu do Chowry 64 k m , od tego miejsca WSZECHSW1AT

Cytaty

Powiązane dokumenty

kreślam y ostatni wyraz ponieważ fizyolo- giczne znaczenie zlew ania się sam ych tylko ją d e r, zdaje się mieć to sam o znaczenie dla gatunku, co

W spomnimy tylko mimochodem, że ludność miejska wogóle zadużo pija, przez co niekiedy znacznie osłabia się siła traw ie­. nia, zależna od stopnia stężenia

ku istnienia człowieka, z coraz to bardziej potęgującą się mocą dokonywa swego dzieła, jeszcze i inne przyczyny. Ludność ziemi, czem się więcej cofamy w

J a k już zauważyliśmy, poznanie stanu świata w dowolnym czasie sprowadza się do poznania jego stanu i praw przyrody w pew­.. nym oznaczonym czasie. Zarówno

wiska terapii wartość tych preparatów jest bardzo wątpliwa, Yoit bowiem wykazał, że żelazo krwi nie było rezorbowane przez psa;. podobnież dowiódł Cloetta, że

nowe, oraz w odmienny sposób pojmuje sprawczą pobudkę. Posługuje się on temi samemi zasadami, a więc dedukcyą i induk- cyą, odwołuje się dó doświadczenia,

mi. Ów związek można dowolnie ustanowić w każdej chwili pomiędzy dwiema rzeczami, np. nożem a kolejami czyjegoś życia: jeżeli nóż zwrócimy ostrzem do góry,

jących się pod działaniem tej samej gwiazdy. Każda taka substancya działa więc nie na całe ciało, tylko na określoną część jego. Doniosłość tej doktryny