• Nie Znaleziono Wyników

6 (1288).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "6 (1288)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W W a rs z a w ie : ro c z n ie rb , 8 , k w a rta ln ie rb . 2. j W R ed ak cy i W sz e c h ś w ia ta i we w s z y stk ic h k s ię - / p rz e sy łk ą p o cz to w ą : ro czn ie rb . 10, półr. rb . 5. i g a rn ia c h w k ra ju i z a g ra n ic ą ,

6 (1288). W arszawa, dnia 10 lutego 1907 r. Tom XXVI.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

R e d a k to r W sz e c h ś w ia ta p rz y jm u je ze sp ra w a m i re d a k c y jn e m i co d zie n n ie od g o d z i­

n y 6 do 8 w ieczorem w lo k alu re d ak cy i.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. T e le f o n u 8 3 1 4 .

HRGPJNERAOYA 1 TRAN SPLANTAGY A W S WIECIE ZWIERZĘCYM ‘).

Zjawiska regeneracyi, a w ostatnich czasach i tra n s p la n ta c y i należą bezwąt- pienia do najbardziej inte resu jąc y c h dzie­

dzin biologii ogólnej. Prz ez w yraz „rege- neracya11 oznaczam y, j a k wiadomo, zdol­

ność organizmu do od tw arzan ia pewnej części ciała lub o rg an u u tracon eg o w spo­

sób sztuczny, albo w skutek przypadku.

Pytanie, j a k o d by w a się podobne odtwa- j

™nie, trzeb a zaliczyć do najciekawszych i najważniejszych zagadnień regeneracyi, i

‘i rozwiązanie tej k w e s ty i j e s t tem zawil- | sze, że zjawisko to s p o tyka m y n a w e t i

n

osobników dojrzałych, które dawno u-

j

kończyły już cykl swego rozwoju.

Zjawiska r egeneracyi, rozpowszechnione ; swiecie o rganicznym , oczywiście od- : 'lawna zwracały na siebie uw agę bada- (,zów przyrody. J u ż w 1740 r. Trem bley !

.') A rty k u ł n in ie js z y j e s t o p ra c o w a n y n a podst.a- | , ' ' e, r «fe^ t u E. K o rsc h e lta „U eber R e g e n e ra tio n i

" r a n s p la n ta tio n im T ie rr e ic h 1*, o d c z y ta n e g o | ja zjeżdzie p rz y ro d n ik ó w i le k a rz y w S tu ttg a r -

" e 20-ix 1906 r.

zajął się k w estyą regeneracyi, a badania jego nad hydrą były bodźcem dla innych uczonych do dalszych prac w tym kie-

j

runku. Badania Reaumura, Bonneta, Spal- lanzaniego w y kryły zdolność regeneracyj- [ ną u robaków pierścieniow atych, gwiazd

morskich i larw płazów.

J u ż t e dawniejsze p race wykazały, że re- ge ne ra c ya s po tyk a się we w szystkich g r u ­ pach św iata zwierzęcego, poczynając od istot jedn ok om órko w ych , a kończąc na kręgowcach, przyczem u zw ierząt niższych zdolność regen e rac y jn a je s t lepiej rozwi­

nięta, niż u w yższych. R e g e n e ra c y a p o ­ śród pierw otniaków je s t tem ciekawsza, że wiąże się z pojedynczą komórką.

O zdolności regeneracyjnej komórki, jak o takiej, świadczą nam kom órki roślinne, przedewszystkiem takie, któ re sztucznie (przez plazmolizę łub w inny sposób) po­

zbawione zostały w zupełności lub czę­

ściowo błony komórkowej; po pew n ym cza­

sie błona całkow icie zostaje odtworzona.

W y k o n a ć podobne doświadczenia na k o ­ m órkach ciała tk an ko w có w (Metazoa) b a r ­ dzo trudno albo wprost niemożliwie, po­

nieważ są one ściśle połączone z sobą, a nadto zbyt małe, chociaż doświadcze­

nia B overego przekonały, że można wy-

I hodować larwy jeżow ców z cząsteczki

(2)

82 W S Z E C H Ś W IA T

jajka, nieprzenoszącej '/ 20 wielkości nor- J mai n ej.

Badania Balbianiego, Grubera, Hofera, i V erw orna, M organa i wielu in n y ch w y k r y ­ ły zdolność do r e g e n e r a c ji p o śró d p ier­

wotniaków , zarów no u form niższych, jak w yższych, u am eb i w ym oczków orzęsio- n y c h . J e d e n v najw ięk szy ch w y m o czk ó w , Stentor, może być podzielony na dwie lub k ilka części, przyczem przednia część

j

ciała regeneruje ty ln y koniec, ten zaś ostatni odradza szeroką, część g ę b o w ą ; j e ­ żeli je s t on podzielony n a trz y części, to część śro dk ow a reg e n e ru je przednią i t y l ­ ną część ciała. Lillie o trz y m y w a ł od ra­

dzanie się s te n to ra po podzieleniu ciała na 27, a M o r g a n —= n a w e t na 64 części.

J e d n y m z najw ażniejszych czynników w y w ie ra ją c y ch w p ły w n a procesy r e g e n e ­ rac y jn e kom órek j e s t jądro. W razie bra ku j ą d r a re g e n e r a c y a n ig dy zachodzić .nie może; części np. ste n to ra , nieposiadające chociażby k a w a łec z k a jądra, m o g ą w p ra w ­ dzie po p e w n y m czasie p rzybrać ksz ta łt podobny do osobnika norm alnego, w łaści­

wa je d n a k r e g e n e ra c y a nie następuje, nie m ogą bowiem odrodzić się niek tóre u tra ­ cone części, ja k migawki, o tw ó r gębowy i inne, takie zaś zreg e n e ro w an e osobniki powoli giną.

Podobnież kom ó rk i roślinne lub ich c z ę ­ ści, p o zbaw io ne ją d r a , nie m ogą r e g e n e ­ rować błony kom órkow ej. S tą d możemy w yprow adzić w niosek św iadczący o pierw- szorzędnem znaczeniu ją d ra dla życia ko­

mórki.

Oprócz rozp a try w a n ej do ty ch c z a s rege- n e ra c y i w sk u te k uszkodzeń ciała ustroju, s p o ty k a m y się jeszcze z innym jej rodzą je m zarówno u p ierw otniaków , j a k i

u tk an k o w c ó w , pozostającym w związku ze spraw am i fizyolosicznem i organizm u i dla­

teg o znany m pod n a z w ą „ reg en eracy i fi zyologicznej Możemy zaliczyć tu wszel­

kie zjaw iska okresow o odbyw ającej się u tra ty p ew ny ch organów lub tk a n e k z częściowem lub zupełnem odradzaniem się ich, ja k np. odnaw ianie się naskórka u ssaków (i u człowieka), linienie s t a ­ w onogów i kręgow ców, w y padanie i odra­

sta n ie włosów i piór i t . d . W przeciw sta­

wieniu do tego ro d zaju re g e n e ra c y i roz- |

różniamy regeneracyę, k tó rą niezupełnie trafnie nazwano „p atologiczną”, inaczej

„ p rz y p a d k o w ą ” lub „ tra u m a ty c z n ą ”. Nastę­

puje ona w sk u te k zranienia zwierzęcia bądź przypadkowo, bądź z ręki hodowcy. 1 tu najlepiej objaśnią nas przykłady. N ajb ar­

dziej znany przykład stanowi hydra, nad k tó rą już T rem bley robił doświadczenia.

Rozcięta na dwie części, odradza się w zu­

pełności: przednia połow a regeneruje po ­ deszwę, ty ln a — otwór g ę b o w y i ramiona.

N a w et w ycięte kawałki, wynoszące 1/200 objętości ciała, według spostrzeżeń P. Pub- bsa zdolne są jeszcze do regeneracyi.

Podobnież w ypław ki (Planaria), te tak pospolite u nas robaki słodkowodne, w y ­ kazują daleko posuniętą zdolność do reg e­

neracyi. Ciało ich można poprzecznie lub podłużnie przeciąć na dwie lub kilka czę­

ści, a każda z nich z regeneruje się n astęp ­ nie. T a k wielką zdolnością do regenera­

cyi obdarzone są tylko nieliczne zwierzę­

ta, jest ona je d n a k właściwa naw et roba­

kom, zajm ującym daleko wyższe stanow i­

sko syste m atyc zne , mianowicie pierście­

nicom, Bonnet w doświadczeniach swoich dzielił ciało pierścienic n a 3, 4, 8, i 14 kawałków, z k tó ry c h prawie każdy v>dra- dzał części utracone i po p e w n y m czasie poczynał żyć, jako osobnik doskonały.

Takie odrodzenie się może nastąpić n a ­ w et w razie podziału rob ak a na 26 części.

Pierścienice a pośród nich szczególniej slcąposzczety (Oligochaet.ae) posiadają p rzy te m zdolność do a u t o t u n i i , *) a więc

| m o gą w n a stę p stw ie ja k ie g o ś podrażnie­

nia zewnętrznego rozpaść się na kilka części, poczem każda część regeneruje się bardzo łatw o. W ten sposób, jak to zresz­

tą b y w a i w razie sztucznego rozcinania, z je d n e g o rob aka może powstać kilka no­

wych osobników, z cz°go w y p ły w a pe­

wien związek m iędzy procesem regenera­

cyi, a bezpłciow em rozmnażaniem się za­

p om ocą podziału.

U zw ierząt obdarzonych zdolnością re­

g e n e ra c y jn ą j e s t ona rozm aita w różnych częściach ciała, co n aturalnie należy przy

') Zjaw isko to spotykam y i u wielu innych

zw ierząt, np u gwiazd m orskich, ja sz c z u rk i i t (!•

(3)

H 6

pisać mniejszej lub większej specyalizacyi pewnej części ciała. T rzeba przy tem za­

znaczyć, że zdolność do regeneracyi pozo­

staje do pewnego stopnia w stosunku odwrotnym do stopnia organizacyi i sta ­ nowiska system aty czn eg o zwierząt, cho­

ciaż niepodobna tu podawać jakiegoś sta lego prawa, gdyż często zw ierzęta o b a r­

dzo niskiej organizacyi nie posiadają jej prawie, gdy ty m c z as e m organizmy znacz­

nie wyżej stojące pod względem sy ste ­ matycznym obdarzone są nieraz tą zdol­

nością wr znacznym stopniu.

U n iektórych zw ierząt wyżej uorgani- zowanych pewne usunięte części ciała tatwo regenerują się, j a k np. ko ńczyny płazów, p łe tw y ryb, odnóża stawonogów, ogon płazów i g a d ó w (jaszczurki). Na podstawie faktów wyżej przytoczonych, a zresztą i wielu innych możemy powie­

dzieć, że reg e n e ra c y a pozostaje w ścisłym związku z korzyścią, j a k ą przez to zwie­

rzę osiąga w walce o byt, znajduje się w związku z samoobroną organizmu, je- dnem słowem m ożem y uw ażać zdolność do regeneracyi, jako korzy stn e p rz y s to s o w a ­ nie się organizmów do w arunków życia.

Pogląd ten, b roniony szczególniej przez Weismanna, z wielu stron s p o ty k a się y zarzutami, w każdym razie w y m a g a jeszcze bliższego zbadania.

Co dotyczę właściwego przebiegu r e g e ­ neracyi, ten b y w a najrozmaitszy. W kw e­

sty i pochodzenia now opow stających przez regeneracyę' tk a n e k i organów, czę- sto wygłaszane praw o „podobne p o w sta ­ je z podobnego” nie zawsze Się sprawdza, liczne bowiem są przypadki, gdy tkanki 1 °>'gany tw o rzą się przez reg eneracy ę w zupełnie inny sposób, niż podczas em- ,,ry>nalnego rozwoju osobnika. T ak nP' przednie i tylne jelito u pierścienic

" przypadku regeneracyi powstaje nie '■ zewnętrznego listka zarodkow ego (ekto- (ler™y), jak to b y w a w okresie embryo- nalnym, lecz z w ew n ętrzn e g o (entoder- my)- J e d n y m z najbardziej z na ny ch p rz y ­ kładów takiego odchylania się od rozwo­

ju embryonalnego je s t reg e n e rac y a so- ' z«wki w 0]U1 traszki: reg en eru je się ona ' Okowicie lecz z nabłonka, pokryw ają- CeS° tylną powierzchnię tęczówki.

Niekiedy zresztą niem a żadnej możli­

wości odrodzenia się u traco nych części z podobnych im, jak to bywa np. w razie całkow itego usunięcia soczewki traszki;

zniszczone jed n a k w niektórych razach mianowicie w okresie em bryonalnym z a ­ wiązki pew nych części ciała odtw arzają się. Bardzo pouczający p rzy kła d podaje E sth er Byrnes: niszczyła ona u kijanek te okolice ciała, w których powinny b y ­ ły rozwinąć się kończyny, pomimo to j e ­ dnak organy te utw orzyły się po pewnym czasie.

Poniew aż u organizmów doskonałych reg e n e rac y a części u tra c o n y ch odbywra się kosztem innego m ate ry a łu , nasuw a się przeto pytanie, czy nie istniały dla odpowiedniego ogniska odradzania g ru p y kom órek, zostające by ć może w stanie em bryonalnym , lub czy nie mogło n a s tą ­ pić wsteczne zróżnicowanie się m a t e r y a ­ łu komórkow ego, któ ry poprzednio u tw o ­ rzył się w sposób zupełnie odmienny.

W iele danych p rzem aw ia za ostatnim p o ­ glądem i za tem , że właściwość kom órek w rozm aitych organach ciała nie je s t ró w ­ noznaczna.

P ro cesy przekształcania się i wzrostu, tow arzyszące regeneracyi, zasługują t a k ­ że na p ew n ą uw agę. W y c ię ty po p rzecz­

nie m ały kawałek ciała h y d r y zasklepia rany, zaokrągla się, następnie wydłuża się i wreszcie przeistacza się w nowego osobnika. Jeszcze ciekaw szy przykład podaje Morgan, opisując regeneracyę Bi- palium, wydłużonego ro bak a z g ru p y wy - pławek (Planaria); szeroki kaw ałek w y ­ cięty z je g o ciała, p rzekształcając się w nowy organizm, zmienia pierw otny swój kształt i wydłuża się znacznie.

Z powyżej przytoczonych przykładów widzimy, j a k różnorodne są rodzaje odra­

dzania się części lub organów utraconych przez organizmy. Szczególną formę za­

m iany części u tra c o n y ch przedstaw ia t.

zw. „regulacya k o m p e n s a c y jn a ” p o leg a ­ j ą c a na tem, że po zniszczeniu pew nego organu zastępuje go inny p ow stały przez n ad m ierny rozrost, ja k np. u zwierząt z s y m e try ą dwuboezną takiż sam organ, leżący po drugiej stronie ciała (doświad­

czenia P rzibram a nad rakami). Do tej sa-

\ m ECH ś w i a t 88

(4)

84 W S Z E C H Ś W IA f JSft 6

mej k a te g o ry i w y p a d a zaliczyć znane zja­

wisko „hypertrofii k o m p e n s a c y j n e j k t ó ­ rej skutkiem po usunięciu je d n e g o z or­

ganów p arz y sty ch ro zrasta się nadm ier­

nie drugi, co można zau w aży ć na n e r­

kach, ją d ra c h , m ięśniach i innych or­

g anach.

Gdy ro zpa tru je m y związek m iędzy c z ę ­ ściami reg e n e ru ją c ein i się a organizmem regenerującym , nasuw a się k w e s ty a ich sto sun k u do biegunowości ciała. Z daw a loby się samo przez się zrozum iałem , że przedni i ty ln y koniec ciała reg e n e ru ją odpowiednie b rak ujące części. W sp o m n ia ­ na t u biegunowość ciała u jaw nia się w znacznej mierze u roślin: reg e n e ra c y a na i biegunie w ierzchołkow ym prowadzi do rozw inięcia się pędów', na po d staw o w ym (korzeniowym) zaś korzeni. Prawo to jed nak posiada w yjątki, j a k w y k a z u ją do­

świadczenia Y o c h tin g a z g a łą z k ą wierz­

bową zasadzoną w k ieru n k u odw rotnym : j na biegunie w ierzchołk o w y m (u dołu) po- ! w stają korzenie, a n a p o d sta w o w y m (ko- i rzeniow ym u g ó ry )— pędy.

W p odobny sposób może by ć w y w oła­

ne p roste odw rócenie b ieg un o w ości ciała u zwierząt, o czem św iadczą znane do­

św iadczenia Loba: łodyżki polipów stuł- biopławów, odcięte od pnia całego i od­

wrócone, m ogą na ty m końcu, k t ó r y po­

przednio był górnym , w y tw o rz y ć k o rzo n ­ ki, n a ty m zaś, k tó ry przed tem był dol­

nym, o d tw o rzy ć część ciała g ó rn ą z o tw o ­ rem g ę b o w y m i czułkami; jeżeli ło dy żka jest um ieszczona w ta k i sposób, że oba- dw a końce są wolne, to n a obudw u mo­

g ą p ow stać części głowowe.

Po d o b n e przypadki reg e n e rac y i Lob z a ­ licza do k a te g o ry i t. zw. heterom orfozy czyli różnotwórczości. S p o t y k a ją się one nietylk o u niżej u o rg an izo w an y ch j a m o ­ chłonów, lecz i pośród w yższych form zwierzęcych. Z nane są f a k ty tw orzenia się no w y c h części g ło w o w y c h z boków ciała w y p ła w e k po zadaniu im ran; roz­

cięta dżdżownica z a m iast u traconej części głowowej może w y tw o rz y ć część ogono­

wą, sk ła d a jąc ą się z licznych pierścieni.

Szczególniej cie ka w y p rz y k ła d heterom or- foz u w y ższych sk orupiaków podaje H erb st. P o odcięciu im oka wraz ze

słupkiem, na którym ono spoczywa, nie reg e n e ru je się oko, lecz w y tw a rz a się zam iast niego narząd, m ający ty p o w ą bu-

! dowę rożka. W tym przypadku oczywiście heterom orfoza zależy od tego, że wraz ze słupkiem odcinamy oczny zwój nerw o­

wy, jeżeli bowiem zostawim y zwój nie­

naruszony, wówczas reg e n e ra c y a odbywa się prawidłowo, czyli w miejsce oka tw o ­ rzy się znów oko, a więc niem a hetero morfozy.

N a podstaw ie p rzy to czo ny ch p r z y k ła ­ dów heterom orfozy widzimy, że przez re ge n e ra c yę pow stają czasem narządy, k t ó ­ re nie m o g ą być uważane za normalne zastąpienie u tra c o n y c h części, co częstc prowadzi do zjawiska t. zw. superregene- racyi. Mamy tu n a myśli powstawanie na drodze doświadczalnej podwójnych głów, ogonów, kończyn, co szczególniej łatw o w yw ołać na ciele robaków, płazów i gadów.

Z kolei przejść m usim y do rozpatrzenia czynników w yw ierających w pływ na pro ces regeneracyi. Za głów ny czynnik wy wołujący regen eracyę, a n a w e t mając}

pewne znaczenie i w dalszym jej przebie gu, uw ażają obecnie uszkodzenie ciała zranienie, wyw ołujące zmianę w normal nym stanie jego , u tra ta jak ie jś części po ciągają za sobą ogólne podrażnienie. Cc do czynników w ew nętrznych, na pierw szym planie należy umieścić w pły w ukła­

du nerw owego na odradzanie się nowycf części ciała lub organów, o czem zape wne najlepiej świadczy przytoczony w y ­ żej przykład regeneracyi u skorupiaków słupka zam iast ok a wobec b ra k u oczne go zwoju nerwowego. Zależność regene racyi od obecności u k ład u nerw ow ego chociaż n iejednokrotnie została stwierdzo­

na u zw ie rz ą t b e z k rę g o w y c h i kręgów ców, j e d n a k niekiedy b y w a kwestyono wana, skutkiem czego w y m a g a wr każdyn razie bliższego poznania. Oprócz tego ni regeneracyę do pewnego stopnia wy wierają takż e w p ły w w iek i odżywianie się organizmu, tem p e ra tu ra , światło, sił*

ciążenia i t. p. czynniki.

Po rozpatrzeniu r e g e n e rac y i w świeci*

zwierzęcym, przejdziemy tera z do trans

(5)

W SZ EC H ŚW IA T 8 5

plantacyi ‘)„ zjawiska, polegającego na tera, że części ciała jednego osobnika przeniesione n a ciało innego zrastają się z sobą. T ra n sp la n ta c y a ze względu na swoje praktyczno-chirurgicziie znaczenie od wielu lat była stosowana: znane są np. powszechnie f a k ty transplantow ania kawałków skóry na obnażone rany. J u ż Trembley łącznie z badaniam i swojemi nad regeneracyą prowadził również doświad­

czenia nad tra n sp la n tac y ą pośród niższych form zwierzęcych, mianowicie u hydry, lak późniejsze badania wykazał}', tr a n s ­ plantacya może mieć miejsce nietylko u niżej stojących pod względem s y s te m a ­ tycznym organizmów (hydra), lecz i u wyższych, np. u wypławek (Planaria), dżdżownic, p oczw arek owadów i larw pła­

zów. Części w ycięte z ciała jednego oso­

bnika, a następnie przeniesione na ciało innego, w miejscu zranienia zrastają się z nim, tworząc jed n ę całość.

Co dotyczę tra n sp la n tac y i wogóle, n a ­ leży zastanowić się tu nad następujące!ni pytaniami: jakie części ciała m ogą zra­

stać się, w jaki sposób odbyw a się to zrastanie i czy istotnie w ty m procesie zachodzi połączenie organiczne.

Co do pierwszej kwestyi trzeba rozróżniać transplantacyę, jak o połączenie części cia­

ła tego samego osobnika, rozm aitych oso­

bników jednego g a tu n k u i wreszcie oso­

bników gatu n k ó w odm iennych, a więc połączenia auto-, homo- i h eteroplastyczne.

Najlepiej daje się przeprow adzić tra n s ­ plantacya, do ko n y w a n a z uwzględnieniem pierwszych dwu warunków. A b y jed n a k połączenie tra n spla nto w a nyc h części z or­

ganizmem było trwałe, muszą zetknąć się 1 zrosnąć jedn ako w e tk a n k i i organy. J a k zupełne i doskonałe byw a tak ie połącze- nie świadczy n a stęp ujący przykład: dżdżo-

"nica utw orzona z dwu lub trzech ka-

"ałków może żyć do lat 10, a więc pod

" zględem swojego wieku nie ustępuje '''najmniej osobnikom normalnym.

Jeżeli przez tra n sp la n tac y ę zostają ze- Tśnięte ze sobą organy niejednakow e, to

w .1 ^ a r ty k u ł - „K ilka słów o tr a n s p la n t a c y i11, A « e c h św ia t 1 S06 r. S« 48 i 49.

jednak mogą one wreszcie zrosnąć się i naw et następuje na pewien czas łącz­

ność. W tra nsplantacyi, przedsiębranej w celach leczniczych, aby osiągnąć możli­

wie najlepszy skutek, przenoszą zwykle na odpowiednie organy części jednakow e.

W celu zbadania trw ałości organów transplantow anych lub ich części a także łączności z podłożem, tran splan tow ano małe kawałki najrozmaitszych tk a n e k i organów (rogówki, tchawicy, kości, w ą ­ troby, nerki, jądra) na inne organy, np.

gruczoły limfatyczne, p rzy c z e m za u w a ­ żono, że następuje istotnie zrośnięcie się i nawet podział kom órek — w częściach transplantow anych, połączenie ich je d n a k z podłożem nie j e s t zbyt trw ałe, w re ­ zultacie bowiem marnieją one, być może, skutkiem niedostatecznego odżywiania, innerwacyi i t. p. (Ribbert). Ribbert trans- plantował np. zawiązki gruczołów mlecz­

nych świnki morskiej na ucho, lub z a ­ wiązki jajn ik a na ściankę ja m y brzusznej;

w ynik doświadczeń był pom yślny, gdyż transplantow ane części wspomnianych or­

ganów przez jakiś czas n a w e t funkcyo- nowały. Lepsze oczywiście wyniki daje, j a k to widzimy z doświadczeń Borna, Brausa Spem anna i in., transplantowanie w inne miejs.ie części ciała jakiegoś or­

ganizmu b ądącego jeszcze w okresie em- bryonalnym. Zawiązki przednich kończyn larwy ropuchy, transplan to w ane przez Brausa za zawiązkami tylny ch, rozwijały się; Spemann odcinał również rozmaite części tej larwy i transplantował, przesu ­ wając je o 90° lub 180°, poczem odbywał się dalszy ich rozwój.

Najlepiej udaje się tra n s p la n tac y a na jednym i t y m sam ym osobniku, trudniej już odbywa się na osobnikach rozmaitych, najtrudniej daje się przeprowadzić u oso­

bników gatunków odmiennych, chociaż doświadczenia Borna i Harrisona w y k a z a ­ ły, że przedni i tylny koniec larw żaby różnych odmian, zrastają się i dają połą­

czenie trwałe. P odobne połączenie części ciała osobników, należących do odm ien­

n ych gatunków i rodzajów, m ożna o trz y ­ mać pośród polipów stułbiopławów i dżdżo­

wnic, osobniki jednak takie „sk ła d a n e ”

odznaczają się nadzwyczaj m ałą zdolno-

(6)

86 W S Z E C H Ś W IA T M 6

ścią do życia, najczęściej zaś obiedwie I części składow e oddzielają się jedna od 1 drugiej.

Szczególniej ważnem w y d a je się pyta- ! nie, czy połączone k a w a łk i w y w ie ra ją na siebie w p ły w wzajem ny. Otóż okazało się, że n a w e t bardzo małe kaw ałki znacznie rozrastają się n a n o w em swojem podłożu, zachow ując bez zm iany swoiste cechy g a ­

tunkow e.

Części ciała jakiegoś osobnika transplan- tow an e w innem tylko miejscu nie podle­

g a ją w ogóle żad n y m wpływom, np. tran s p lan tow any k a w a iek kości ram ieniowej l p o dd an y po dwu la ta c h badaniu mikro- ; skopowem u w y k azał cechy p ierw o tn e bez J zmiany (Marchand). Inaczej rzecz się ma, | jeżeli części tra n s p la n to w a n e nie tw o r z ą

j

istotnego połączenia o rganicznego z po ­ dłożem, lecz są j a k b y ciałami obcemi;

do£ć w spom nieć tu o przy to czo n em wy­

żej tia n s p la n to w a n iu części organów na inne organy, do tejże kateg ory i zapewne należy zaliczyć tra n sp la n to w a n ie skóry u człow ieka i ssaków wogóle; u ty c h osta­

tnich tra n s p la n to w a n e k a w a łk i skóry czar­

nej lub bezbarwnej po pe w n ym czasia przyb ierają barw ę podłoża. W rze c z y w i­

stości je d n a k , zdaje się, że m am y do czy­

nienia ze z jaw isk iem ty lk o pozornem , po ­ nieważ tran sp la n to w a n e kaw ałki sk ó ry s to ­ pniowo od padają i są z a stępo w an e przez w a r s tw y skóry niżej leżące.

Z k w e s ty ą w pływ u części tra n sp la n to - w a n y c h wTiąźe się inna, mianowicie, czy k ierun e k tak ic h części w y w iera w p ływ n a trw ałość połączenia. Co d o ty c z ę h yd ry , to przeko nano się, że części jej ciała m o ­ gą łąc z y ć się trw ale n ie ty lk o biegunami różnoimiennemi, lecz i jednoim iennem i.

W y n ik i b a d a ń nad tra n sp la n tac y ą u by- | dry, j a k widzimy, z g a d za ją się z wynika- ) mi dośw iadczeń n a d reg e n e rac y ą , o któ-

j

r y c h już wspom inaliśm y, gdy b y ła m ow a ] o heterom orfozie.

Zjawisko łączenia się k a w a łk ó w ciała biegunam i jed no im ennem i daje się z a u ­ ważyć n iety lk o u h y d ry , lecz i u innych zwierząt, j a k o tem św iadczą b a d a n ia B o r­

n a i J o e s t a nad larw am i płazów i dżdżo­

wnicami. Z n ik a ją c a pozornie w ta k ie m p ołączeniu b iegunow ość ciała może j e d ­

nak ponownie ujaw niać się, jeżeli na po­

łączonych przedniemi biegunami dwu ko ń ­ cach ogonowych następuje regeneracya głów.

K ończąc te n k ró tk i szkic, w y p a d a nad­

mienić, że k w e sty a w zajem nego wpływu i zależności części łączących się przez transplantacyę, ja k o też zw iązku między reg eneracy ą a transplantacy ą, dopiero w przyszłości może być należycie w yja­

śniona.

Cz. Statkieicicz.

OPSON1NY W R IG H T A .

N a u k a bakteryo log ii szczególnie w za- [ stosow aniu do n a u k m e d y c z n y c h w osta­

tn ic h czasach w z b udza coraz większe za­

jęcie wśród urzo n y c h . W m ed y c y n ie znala­

zła podwójne zastosowanie: z jedne j stro­

ny p osługują się nią do rozpoznawania wielu chorób zakaźnych, zapom ocą ba­

dań m ikroskopow ych i t. zw. serodyagno- styki, z drugiej zaś z każdym dniem roz­

szerza się t. zw. seroterapia.

W ażnym przyc z y nkie m do rozpoznania s tanu organizmów c h o ry c h i ich leczenia stanie się zapew ne n o w a n a u k a o opsoni- nach, podana przez W rig h ta . Opsoninami n a z y w a on specyficzne składniki normal­

nej surowicy krwi, k tóre chemicznie łącząc się z mikrobami p rze k sz ta łca ją je w taki sposób, że stają się one bardzo łatwo ofiarą fagocy tów . Samę własność surow icy uła­

tw ia n ia bakteryoin fagocyto zy W r i g h t na­

zwał siłą opsoniczną lub wykładnikiem opsonicznym. W ielkość więc jeg o znajdu­

je się w p ro sty m stosun ku do ilości bak­

tery j p oc h ło n ię ty c h przez fag oc yty krwi.

Obecność t y c h ciał w surowicy normal­

nej lub uodpornionej dowiedziona zosta­

ła przez W righta i Douglasa zapomocij doświadczeń, o p a rty c h mniej więcej na

| zasadach następujących. J a k wiadomo, w pewmych w aru n k a ch le u k o c y ty zdoln1' są do pochłaniania w probówce mikrobów

j

z najd u jąc y c h się w surowicy. L ecz jeżeli

| w t y m roztworze surow ica będzie zastąpi0'

j na przez roztwór izotoniczny soli, a le»;

(7)

kooyty będą uwolnione zapomocą kilka­

krotnego p rzem yw ania ud wszelkich p o ­ zostałości surow icy, fagocytoza nie nastą­

pi prawie zupełnie. N a to m ia st będziemy mogli ją zaobserwow ać, jeżeli w roztw o­

rze soli oprócz le u k o c y tó w p r z e m y ty c h będą znajdowały się i b a k te ry e, które p e ­ wien czas znajdow ały się w surowicy a następnie b y ły uwolnione od niej zapo­

mocą kilk a k ro tn y c h przem ywań. Z tego wynika, że surow ica zaw iera pewne cia­

ło, które w p ły w a na fagocytozę leuk o ­ cytów. N a podstaw ie trzeciego doświad­

czenia należy wnioskować, że ciało to działa nie na leu k o c y ty , lecz n a bakterye, na których u trw a la się do takiego stop- pnia, że niemożna go usunąć z nich na­

wet po k ilk a k ro tn y c h przem ywaniach. In- uerai słowy opsoniny w procesie fagocy- tuzy mają tak ie znaczenie, jak ie w bak- teryolizie p rz y p a d a w udziale aleksynom.

Doświadczenia, przeprowadzone w o sta­

tnich czasach, dowiodły, że norm alna su­

rowica człowieka i zw ierząt zawiera op­

soniny, wyw ierające swe działanie na osłabione b ak te ry e, podczas g d y nie dzia­

ła na bakterye ze wzmożoną złośliwością.

■Spirytus, kw as mleczny, chloroform, wę­

glan sodu i t. d. osłabiają podobnież siłę opsoniczną krwi.

Wright zaobserwow ał również, że w pe­

wnych w arun kach j a k przyrodzonych t . j.

istniejących w sam ym organizmie, ta k i sztucznie w y tw orzo nych siła opsoniczną surowicy ludzkiej może być w znacznym stopniu podniesiona. W celu oznaczenia

s‘ły opsonicznej lub w yk ład n ika opsonicz- uego. należy wziąć rów ne części n astę p u ­ jących trzech płynów: 1° uwolnionej od ''zęsci stałych (ciałek czerw onych i bia­

łych) krwi człowieka zdrowego z uprzed- nil> oznaczonym w skaźnikiem opsonicz- m> 2° ciałek k rw i człow ieka zdrowego

u"'olniony ch 0(1 surow icy zapomocą wie­

lokrotnego przem yw ania w roztworze izo- l()nicznym cytry nianu sodu i soli kuchen- neJ i 3° zawiesiny hodowli bakteryjnej

" roztworze soli ku ch en nej. T e trzy pły- n) należy zlać do je d n e g o naczynia 1 Ustawić na 15— 20 m inut do term ostatu g rza n e g o do 37°. Następnie można z tej

"" 'Zaniny robić p r e p a r a ty do badań mi-

.Vo 6 87

kroskopowych. W różnych polach widze­

nia odnajdujem y wielojądrowe fag oc yty i z liczby w ybrany ch 60— 100 oznaczam y ilość pochłoniętych przez nie bakteryj.

Ilość tę pochłoniętych przez fagocyty bakteryj podzieloną przez ilość samych fagocytów W rig h t zowie wykładnikiem fagocytowym . W celu zaś oznaczenia

„siły opsonicznej“ chorego, bierze się dla porównania w ykładnik fagocytowy czło­

wieka zdrowego i, dzieląc go przez w y ­ kładnik fagocytow y chorego otrzymuje się w ykład nik opsomczny badanego cho­

rego. Jeżeli np. wykładnik fag ocytow y surowicy chorego będzie 15, a wykładnik surow icy zdrowego 10, siła opsoniczną chorego będzie się w yra ż ała przez 1,5.

Zobaczym y teraz, jakim wahaniom ten wykładnik ulega w poszczególnych przypadkach. Otóż jeżeli weźmiemy okre­

śloną ilość emulsyi odpowiednich b a k te ­ ryj w roztworze soli kuchennej, następnie poddamy ją tem peratu rze 60° w ciągu g o ­ dziny w celu zabicia bakteryj i w strzy­

kniem y tę emulsyę człowiekowi pod skó­

rę, to, badając siłę opsoniczną, p rze k o n a ­ my się, że w ciągu pierwszych 24 godzin lub naw et w ciągu kilku dni siła opso- niczna opada niżej normy. Po pew nym czasie podnosi się ona znów powyżej normy, pozostaje na ty m stopniu przez p e ­ wien czas, a następnie, jak k o lw ie k znów nieco spada, je d n a k już stale j e s t wyższa niż by ła przed wstrzyknięciem. Analogi­

cznie z badaniami E h rlic ha nad w strzy­

k iw aniem toksyn b a k te ry jn y c h W rig h t nazywa o k rts e m odjem nym ten stan, w k tórym ilość opsoniny w surowicy zmniejsza się, dodatnim zaś, gdy wzrasta.

Jeżeli p o w tórzym y w strzykiw anie pod­

czas okresu odjemnegu, otrzym am y dzia łanie kum ulacyjne, polegające na tem, że zawartość opsoniny w surowicy spada jeszcze niżej i okres odjem ny zaciąga się na czas jeszcze dłuższy. W edm g badań W rig h ta objawy kliniczne zawsze zależne są zupełnie od okresu odjemnego i d o d a t­

niego. P odczas okresu dodatniego o bjaw y chorobowe słabną i ustępują, stan ogólny chorego popraw ia się znacznie. Inaczej b yw a w okresie odjemnym. W tym okre­

sie po każdem w strzyk n ięciu objaw y kli-

WS/ j KCH ŚW IAT

(8)

88 W S Z E C H Ś W IA T .Ne 6 niczne p o garszają się, lecz w t y m kierunku,

że za k ażdem nowera w strzyknięciem p o ­ gorszenie to staje się mniejszem i k ró tk o- 1 trw ałem .

Prz y to c z ę w ynik i b ad ań w ty m kierun- przedsięw ziętych przez dr. W einsteina z Berlina w je d e n a s tu p r z y p a d k a c h cho­

rób s k ó rn y c h acne i furuneulosis. Do b a ­ dań p rzy g o to w a n o emulsyę stafilokokdw, w y h o d o w a n y c h od każdego chorego od­

dzielnie. Leczenie m iejscow e zarów no j a k i środki w ew nętrzne w dan y m razie nie b y ły stosowane. W y n ik i o trz y m an o n a ­ stępujące. P o c z ą tk o w o w y k ła d n ik opso- n icz ny b ył u w s z y s tk ic h c h o ry c h niższy, niż u w ziętych dla kontroli ludzi zd ro ­ wych. Z araz po pierwszem w strzy k n ięciu na s tą p ił okres o djem ny (spadek w y k ła ­ dnika opsonicznego ogólnego) w raz z po ­ gorszeniem się sta n u chorego (w y s y p k a no w y c h pryszczy). L ecz u większości c h o ­ r y c h ju ż po 2—3 w strzy kiw an iach można było z a u w a ż y ć p ew n e polepszenie. U wie­

lu z nich p ierw sz y m w strzyknięciom t o ­ w arzyszyło osłabienie ogólne, je d n a k bez podniesienia t e m p e ra tu ry . N a w e t w wy­

p ad k a ch , w k t ó r y c h leczenie początk o w e dawało pow olne polepszenie, lub g d y w p o c z ą tk u leczenia nie można było z au ­ w ażyć zupełnie d o d a tn ic h rezultató w , s a ­ mi chorzy stw ierdzali, że po w s trz y k n ię ­ ciach nowe w ysyp k i nie dochodziły do z u ­ pełnego ro zk w itu i goiły się znacznie p r ę ­ dzej niż poprzednie. P o w ielok ro tn y ch zaś zab iegach w ysypki specyficzne z u p e ł­

nie przestały pow sta w a ć , a zam iast nich w y stę p o w a ły p unkciki czerwone, k tó ry c h zapew ne nie m o żn a u w a ż a ć za o bjaw y chorobow e, lecz raczej za s k u te k w strz y­

kiw ania einulsyi.

M etoda z a te m lecznicza polega n a u ła ­ tw ien iu organizm ow i chorem u p ożerania przez znajd ujące się we k rw i je g o fago- c y t y drobnoustrojów , k tó re w y w o ła ły d a ­ ną chorobę. T a k ie są mniej więcej g łó w ­ ne w y ty c z n e tej teoryi, k t ó r a wzbudziła wielkie zain tere so w a n ie w świecie m e ­ dycznym. Może z n a cz e n ie je j nie j e s t t a k wielkie, j a k b y teg o choiał jej tw órca;

w k a ż d y m je d n a k razie ju ż sam a b u d o ­ w a je j j e s t logicznie p o m y śla n a i może dać nowe w y ty c z n e do badań fizyologicz-

| nych. Idea Miecznikowa o fagocytozie, może nieco przyćm iona nowemi odk rycia­

mi w dziedzinie bakteryologii, znów wycho I dzi na światło dzienne w zastosowaniu I do od krycia W rig hta.

Kazimierz Szokalski.

P . DUHEMA:

„ T E O R Y A F IZ Y C Z N A , J E J PR Z E D M IO T I S T R U K T U R A”.

(Dokończenie)

Czy teo ry a fizyczna taka, jaką wyżej naszkicowaliśmy, dla wszystkich stano­

wić będzie o oszczędności umysłowej?

Bynajm niej. Dwa są bowiem rodzaje umy­

słów, j a k to powiedział ju ż P a s c a l w „My­

ś la c h ” swoich. Są ludzie o umyśle cia­

snym lecz silnym (ćsprit fort mais etroit), k tórz y z niewielu zasad jaknajściślej w szystkie k onsek w en cye w y c ią g n ą ć po­

trafią, lecz k tó rz y zasad wielu na raz nie są w stanie um ysłem swym ująć. Przed rozmaitością i nawałem szczegółów k o n ­ k retnych lęk ich ogarnia, muszą oni roz patryw ać każ d ą rzecz zosobna, lecz nigdy nie og a rn ą w y ob ra ź n ią swoją całokształ­

tu zjaw isk rozm aitych . U m ysły te mo­

żnaby też nazwać abstra k cyjn e m i, bo idee oderw ane stanow ić bę d ą ich żywioł. Na wręcz przeciw nym biegunie stoją ludzie wyobraźni; ci z łatw o śc ią w y w o łują w u- myśle swoim obrazy k o n k retn e o niezli­

czonej ilości szczegółów m ateryalnych, za to zrozumienie myśli oderwanej będzie dla nich rzeczą trudną, mozolną. U m y ­ sły te możnaby, wraz z Pascalem , na­

zwać szerokiemi lecz słabemi (esprit ample mais faible). P rz y k ła d jeszcze lepiej wy­

jaśni, o co chodzi. K ie d y biolog pragnie zbadać dokładnie budowę jak ie g o ś orga­

nu, to za objekt do dysekcyi użyje tych przedstaw icieli państwra zwierzęcego, u k tó ry c h rozwój teg o o rg an u niezwykle jest doskonały. Podobnie psycholog, —

| rad będzie, g dy znajdzie człowieka, u któ-

I rego dana zdolność duchow a dosięgła roz-

(9)

W S ZEC H ŚW IA T

miarów niezw ykłych. P r a g n ą c pokazać człowieka o umyśle szerokim, lecz słabym, nie możemy chyba wziąć lepszego p rzy ­ kładu, nad—N apoleona. Przepyszny por­

tret jego du ch ow y dał nam T aine *). Kto przeczyta jego dzieło, ujrzy z łatw ością te rzucające się w oczy cechy inteligen- cyi: niezw ykłą zdolność uprzytom nienia sobie c ałokształtu najbardziej złożonych przedmiotów, byleby należały one do rzę­

du tych, co bezpośrednio pod zmysły podpadają i — absolutną niezdolność do abstrakcyi i uogólnienia. Ludzie, odda­

jący się a b stra k cy i i uogólnieniu, w y d a ­ wali mu się istotam i niepojętemi, upośle- dzonemi, niedoskonałemu. N azyw a ich z głęboką p o g a rd ą „ideologam i”; tak się 0 nich odzywa: „jest ich tam dwunastu czy piętnastu o w y c h m etafizyków, któ- rychhy w arto było potopić; je s t to roba­

ctwo na mej s u k n i”. Jeżeli nie je s t w stanie uchw ycić ani jednej zasady ogól­

nej, to za to z ja k ą ż jasno ścią i dokład­

nością ogarnia je d n y m rzutem oka cało­

kształt faktów i przedm iotów k o n k ret­

nych. B o u rr.en n e p iwiada, że pomiędzy P a ­ ryżem a Tułonem Napoleon wskazał mu dwanaście miejsc, gdzie inożnaby stoczyć walne bitwy. „Było to wspomnienie z pierwszych podróży jego młodości, i o- pisywat mi budow ę tery to ru m zanimeśmy przybywali na mieisce, wym ieniając mi pozycye, które byłby zajął.” P rzy k ład ów tego rodzaju m ożnaby przytoczyć mnó­

stwo; ten jeden— starczy za wiele. „P. de

■^ógur, którem u było polecone objechać wszystkie miejscowości północnego wy­

brzeża, złożył swój raport. „Widziałem wszystkie Pańskie sp raw o zd an ia”,—rzekł 'ni (mówi Segur) Pierw szy Konsul — są 'lokładne. J e d n a k zapomniałeś P a n w 1 L e n d z ie dwu a rm a t z pomiędzy czte­

rech”. I w skazuje mu miejsce: „na szo- 'ie przerzynającej miasto!” Było to praw-

nWyszedłem zm ieszany ze zdumie-

" la> że z pom iędzy tysięcy sztuk armat,

"wrzuconych po b a te ry ac h sta ły c h lub

"ichomych w ybrzeża, dwie sztuki z po-

l) H T *

bor* am e. Les orig in es de la F rance contem-

2 Regime moderne t. I, I. I, c. 1, art.

M . Paryż 1891 . , .

J między czterech nie uszły je g o pam ięci.”

| Do tegoż rodzaju umysłów szerokich lecz j słabych zaliczamy pisarzy takich, jak np.

J Balzac, któ ry w swej „komedyi lu d zk ie j”

roztacza przed nami całe mrowisko ludzi;

z nich każdy jest człowiekiem z krwn i kości, ze skórą pomarszczoną i pofałdo­

waną, z grym asem na twarzy, przez k tó ­ ry przeziera każda z jego namiętności, każdy w y stępek , każda śmiesznostka duszy. Ubiera tych ludzi, otacza ich przed­

miotami, wśród k tó ry c h znajdow ać się powinni, daje nam jed nem słowem posta­

ci żywe. Możnaby tu jeszcze p rzytoczyć przykład jakiegoś wodza naczelnego, k tó ­ ry wydaje rozkazy mobilizacyi milionów ludzi, a ta k wszystko widzi dokładnie, że ludzie ci przyjdą na miejsce przeznacze-

; nia w porę, bez przeszkód i kolizyi.

W każdym narodzie znajdziemy ludzi o tego rodzaju um yśle— szerokim lecz sła­

bym. Nigdzie je d n a k nie jest to t a k po­

wszechne, że się wyrazimy, endemiczne, jak u Anglików. W eźm y mistrzów ich powieści, takiego Dickensa, J e rz e g o E l ­ liota lub jaką k o lw iek młodą „ a u th o ress”, p rete n d u ją c ą do sławy literackiej. Uderza tu przedewszystkiem c zytelnika francus­

kiego niepomierna długość opisów, prze-

| ładow anych szczegółami. Z po czątku pod- j sycą to jego ciekawość, lecz w krótce

| nuży, i czytelnik przew raca kartk i, nie

! czytając ich prawie. Francuzow i p o trz e ­ ba opisów takich, ja k ie znajdzie u Lo- tiego, gdzie w kilku w ierszach odbiera się wrażenie o całości krajobrazu. Anglik nie ma tak ic h w ym agań . W szystk ie te rzeczy dotykalne, widzialne, któ re mu opisuje jego współziomek, w wyobraźni jego układają się doskonale jed n e obok drugich, nie w yw ołując żadnego niepo­

rządku. Po ró w n a jm y dalej literaturę dra­

m a ty c z n ą obu uarodów. W e źm y b o h a ­ te r a Kornelowego, np. R odryga, kiedy się w aha pom iędzy obowiązkiem synowr- skim, a miłością. D w a uczucia spór wio­

dą o je g o serce, lecz co za porządek do­

skonały w ich dyspucie! Każde po kolei głos zabiera, ja k dwaj rzecznicy przed sądem, w yk ła d a ją c w doskonale ułożo­

n y ch m owach swoje m otyw y; a kiedy

z jed ne j i z drugiej strony dow ody zo­

(10)

W S Z E C H Ś W IA T M 6

sta ły ju ż d o statecznie wyłożone, wola kres kładzie rozpraw om i decy d u je orze­

czeniem t a k ścisłem, j a k w y ro k spraw ie­

dliwości lub wniosek g e o m e try czny. A t e ­ raz p o ró w n a jm y z R odry giem H a m le ta lub lady M ackbeth. Co za bu rza uczuć s p lą ta n y ch , sprzeczn ych, o zarysach n ie ­ określonych, m glistych. W idz francuski, w y k s z ta łc o n y n a te a trz e klasycznym , d ar­

mo się sili, a b y zrozumieć tego rodzaju osobniki. Widz angielski nie zna tego wysiłku: j e m u w ystarcza to, że widzi t y ch b o h a te ró w w ich żywej różnorod­

ności. To samo, co w poezyi, z n a jd z ie ­ m y też w filozofii. P r a w o d a w s tw o fran­

cuskie ujęte j e s t w kodeksy, gdzie a r t y ­ kuły praw u k ład a ją się w porządku, pod nagłów kam i, zaw ierającem i pojęcia oder­

wane. A ngielskie p ra w o sk łada się z n ie­

słychanego n agrom adzen ia praw', s t a t u ­ tów, zwyczajów , n iepow iązanych, a n a ­ wet często — sp rz e c z n y ch ze sobą, które, od czasów Wielkiej K arty , s k u p ia ją się t a k jed n o o'iok drugiego. J e d n a k sędzia angielski wcale się n a to nie uskarża.

A w polityce! Anglik j e s t z g ru n tu k o n ­ se rw aty stą . Ł ą c zy w u m y śle swym p a ­ mięć o K arolu I i o Cromwellu. W s z y s t­

ko je s t dła niego poszanow ania godną t.radycyą. Nowe pojęcia i z a sa d y umie w iązać z dawneini. J e g o dzieje są ciągłą ew oiu cy ą. F r a n c u z — przeciw nie j e s t re- wolucyonistą. P r a g n ie , aby n a n o w y ch z asadach całe życie społeczne k sz ta łto ­ wało się w sposób logiczny, jednolity.

P o d łu g z góry p o w z ię te go planu chce w s z y s tk o b ud o w a ć n anow o.

K ie d y śm y sobie te ra z ju ż wyrobili do­

kładne pojęcie o cech ach c h a ra k te r y s ty c z ­ n y c h t y c h dwu ro dzajów u m y słó w , nie­

tru dno będzie nam pojąć różnicę, j a k ą o k azują w pojm ow aniu teo ry i fizycznej.

S t u d e n ta francuskiego uderza w p o d ­ ręczniku angielskim pewien pierwiastek nowy, odrębny; j e s t n im —m odel m e c h a ­ niczny, k tó ry z w y k le tow arzy szy w y k ł a ­ dowi jak ie jś teoryi. W eźm y np. dw a cia­

ła na e le k tryz ow a ne , któ re się wzajem nie p rzy c iąg a ją . F iz y k francuski lub niem iec­

ki, ta k i Poisson lub Gauss, zastąpi w m y ­ śli swej te d w a ciała przez zbiór p u n k tó w a b s tr a k c y jn y c h , e le k try c z n o ś c ią nała d o ­

w anych ; drogą ra c h u n k u znajdzie nową wielkość a b s tra k c y jn ą —siłę, której k ażd y z ty c h p u n k tó w ulega, wprowadzi p o ję ­ cie linii siły, to j e s t linii geo m etrycznej w każdym punkcie przestrzeni stycznej do kieru n k u siły; da też -rów nanie p o ­ wierzchni izopotencyalnych, do k tó ry c h te linie siły są prostopadle. T a k a teo ry a e le k try c z n a składa się z pojęć od e rw a ­ nych i tw ierdzeń ogólnych, w yrażon ych językiem jasnym i ścisłym. Anglikowi niedość tego; potrzebne mu są jeszcze obrazy rzeczy widzialnych, d o ty k aln y c h . Aby sobie wyobrazić zjawisko, zastąpi te idealne ab stra k cy jn e linie siły liniami m ateryalnem i o grubości rurki, k tó rą n a ­ pełni kau czukiem w ulkanizow anym . B ę­

dzie miał przed sobą pęk sznurów ela ­ s ty c z n y c h , mocno p rzy klejon ych swemi końcam i do powierzchni przewodników;

sznury te, w sk utek swego napięcia, ścią­

gać się będą, grubiejąc jednocześnie. T a ­ ki j e s t słynny model oddziaływań elek ­ tro s ta ty c z n y c h , obmyślony przez F a r a ­ daya, podziwiany, jak o płód geniuszu, przez Maxwella i całą szkołę angielską.

U ży w an ie tego rodzaju mniej lub więcej z ”ru b a ociosanych modeli jest stałą m e­

tod ą angielskich podręczników fizyki. Oto książka *), poświęcona w ykładowi współ­

czesnych teoryj w dziedzinie e le k try c z ­ ności, w ykładowi teo ryi nowej. J e s t w niej m ow a ty lk o o sznurach, k tó re się po ru ­ szają n a k rążkach, ok ręc a ją się koło w al­

ców, przechodzą przez pierścienie, niosą ciężary. Tu jak ie ś rury p om p u ją wodę, tam znów inne skracają się i grubieją, koła zębate zaczepiają jed n o o drugie i p o c ią g a ją , za sobą kremaliery. Sądzi­

liśmy, że wejdziemy do cichego i w sta ­ rannym porządku u trz y m a n e g o p rz y b y tk u wiedzy, a znaleźliśmy się w fabryce.

Francuzowi ten rodzaj w ykładu utrudni raczej, niż ułatw i zrozumienie teoryi; A n ­ glik, przeciw nie — uważa model za rzecz nieodzownie p o trz e b n ą do zrozumienia teoryi. Rzecz godn a uwagi, że fizyka an­

gielskiego nie razi to zgoła, kiedy znni-

') 0 . L odge. L es T h e o rie s m o d e rn e s de 1’E lec triq u e . E ssa i <fune th e o rle n o u y elle. T ra d u it He

1'aiigJais e t a n n o te p a r E. M eylan. P a r y ż , 1891.

(11)

W S Z E C H Ś W IA T 91 szony j e s t budować specyalny i całkiem

odrębny model dla k ażdego rodzaju z ja ­ wisk. W w y k ła d a ch sławnego W. T hom ­ sona o własnościach m atery i znajdziemy kilkanaście różn ych modeli, w yobrażać mających budow ę cząstki m ateryalnej — niemniejszą też, aby okazać własności eteru. M ateryi i eterowi, odpowiednio do traktowanego zjawiska, n adaje się n aj­

sprzeczniejsze ze sobą własności, a sto­

sownie do tego wym yśla się m echanizm y najdziwaczniejsze, z k tó ry c h każdy poru­

sza się inaczej. F iz y k angielski zgadza się na to, że j e s t to pierwsza, zgruba do­

konana, p ró ba w ytłu m aczen ia zjawisk i nie przywiązuje do tych modeli wielkiej wagi, ale, bądźcobądź, uw aża je za rzecz niezbędną. „Nigdy nie jestem zadowolo­

ny ”, mówi Thom son, „póki nie zdołam zbudować m odelu m ech anicznego44. Te cechy um ysłu Anglików znajdują swe od­

bicie i w szczególnym rozwoju w ich krainie pew nych gałęzi m ate m a ty k i. Ni­

gdzie może nie używają ta k c h ętn ie r a ­ chunków algebraicznych wogóle, a w szczególności różnych symbolicznych ra ­ chunków, j a k np. rach unk u wektoryalne-

jak w Anglii. Gdyż, w arto zauważyć,

j

zamiłowanie do przekształceń algebraicz­

nych je s t wogóle cechą um ysłów szero­

kich, lecz słabych, bo w ty ch operacyach, ; dokonywanych zapom ocą sym bolicznych ! znaków i go tow y ch prawideł, większy j udział m a w yobraźnia, zgóry przew idująca rezultaty przekształceń, aniżeli —- głębo­

kość myśli. W teoryach fizycznych nie należy się łudzić formą m a te m a ty c z n ą , l'aka np. te o ry a Maxw'ella jest d > pew ne­

go stopnia tylko zbiorem modeli, ze z n a ­ ków algebraicznych ułożonych, a służyć mających do przedstaw ienia zjawisk. Dzie- I ’ bowiem Maxwella pełne je s t rozdzia­

łów bardzo luźno lub też wcale ze sobą mezwiązanych. Pojęcia, którem i się a u­

tor posługuje, nie są ani dostatecznie określone ani też użycie ich — usp raw ie­

dliwione. Do E le k tro d y n a m ik i przewo­

dników, si wor/.onej przez Am perea, Max- W(dl przyłącza E le k tro d y n am ik ę ciał nie- przewodzących, dielektryków . W p ro w a ­ dza tu pierw iastek całkiem nowy: „prze­

brnięcie e le k t r y c z n e ”. Przez ten nowy

pierw iastek cała elektro dy nam ika zostaje wstrząśnięta w swych p od sta w ac h .

Oznajmia się o istnieniu takich zja­

wisk, o k tó ry c h doświadczenie w yo braże­

nia n a w e t nie miało, a które dopiero we 20 lat później miały być o dkryte przez H.

H ertza. Nowa teo ry a prowadzi do nie­

oczekiwanego tłum aczenia zjawisk o p ty c z ­ nych, — do elektrom agnetycznej teoryi światła. Myślelibyście może, że Maxwell wprowadzi ten now y pierw iastek do swych równań z możliwą ostrożnością, określiw­

szy go naprzód dokładnie, — lecz otwórz­

cie je g o dzieło, a znajdziecie tam na usprawiedliwienie tej nowej do równań wprowadzonej wielkości tylko te trzy wiersze: „Należy dodać zmiany przesu­

nięcia elektrycznego do prądów, aby o trzym ać całkowity ruch elektryczności.”

Gdzie szukać usprawiedliwienia tego ro­

dzaju postępowania? Odpowiedź prosta:

dla fizyka francuskiego lub niemieckiego część algebraiczna teoryi zastępuje sze­

reg ściśle ze sobą powiązanych sylogi- zmów. dla fizyka angielskiego zastępuje ona model. N a pytanie, co to je s t t e o ­ rya Maxvvella, Hertz odrzekł: „ T eo rya Maxewella j e s t to układ równań Maxwel- lowskich.” Rów nania te w ich formie go­

towej Hertz czyni podstaw ą swojej t e o ­ ryi elektrodynam icznej, a jednocześnie prawie postępują ta k Heaviside i Cohn.

J a k to rozumieć? Azaż równania Max- wella są czemś w rodzaju d o gm atu obja­

wionego, osłoniętego m rokiem świętej t a ­ jem nicy? Dlaczegóż nie przyjąć teoryi Helmholtza, w której wrszystko je s t jasne i ściśle logiczne? Lecz umysł słaby nie chce sobie zadaw ać tru d u zagłębiania się w rozprawy abstrakcyjne. Stworzył so­

bie model algebraiczny, i to mu w y sta r­

cza. P rzy kład ten okazał się zaraźli­

wym. Dziś fizyce teoretycznej grozi nie­

bezpieczeństwo, że stanie \ s i ę ona zbio­

rem modeli algebraicznych i m echanicz­

nych. Co więcej, umysły słabe a uty li­

tarn e głoszą otwarcie, że próby, które czynią niektórzy teo re ty c y , aby wysnuć j wszystko drogą ścisłej dedukcyi z n ie­

wielkiej ilości hy po tez zasadniczych, do­

skonałe określonych, cała p raca mozolna

w tym kierunku d ok onyw ana,—wszystko

(12)

9 2 W S Z E C H Ś W IA T M 6

to je s t czczeni zajęciem, od któ reg o k ie ­ row nicy powinni odstręczać m łodych ad e p tó w wiedzy. J a k odeprzem y tego rodzaju poglądy, j a k o k ażem y koniecz­

ność, wyższość teoryj a bstrak cy jn y ch lo­

gicznie z b u d ow an ych ? Co odpow iem y na to py tanie, k tó re dziś staje przed nami:

czy jest dopuszczalnem, a b y w różnych grupach praw dośw iadczalnych budować teo ryę n a h yp o tez a c h nie tylko od siebie niezależnych, lecz wręcz sprzecznych?

N a p y ta n ie to odpow iem y bez wahania:

ze stron y formalnej, czysto logicznej, n ie ­ m a żadnych przeszkód, jeżeli tylko uw a­

żać mamy teo ry ę fizyczną za n a jsk ro m ­ niejszy sposób przedstaw ienia, nie zaś — w y tłu m a c ze n ia zjawisk na tu ry . J e d n a k , jakiś głos w e w n ę tr z n y mówi nam , że ta k by ć niepowinno. W szyscy odczuw am y potrzebę jedności, harmonii, porządku.

I ci co się posługują, lub posługiwali mo­

delami różnorodnemi dla okazania jednej i tej samej rzeczy, uw ażali teg o rodzaju postępow anie za prow izoryczne. Proszę prze c z y ta ć przedm owę do teg o Maxwel- lowskiego podręcznika E lektry czn o ści i Ma- j gnetyzm u, gdzie t a k pełno sprzeczności

J

i nieładu, a p rze k o n a m y się, że nie wy- j pływało to wcale z zamiarów autora, że I on p ragn ął gorąco o trz y m a ć te o ry ę j ed n o - i litą. I lord Kelvin, bud u jąc swoje mode- | le, nie przestaje ufać, że nadejd zie chwi- [ la, kiedy będziem y m ogli d ać jed n o je­

dyne tłu m aczenie m ate ry i. Modele swo­

je uw aża on za słupy w y ty c z n e n a tej drodze, k tó ra poprow adzi do odnalezie­

nia tego tłum aczenia. Czujem y rze c z y ­ wiście, że jeżeli praw dziw e stosunki m ię­

dzy rzeczami m ają znaleźć swe odbicie w naszej teoryi, to odbicie to nie może b y ć pozbawione ani ładu, ani jedności.

Dowieść t e g o —p rze c h o d z i siły fizyki; j a k ­ że moglibyśmy odpowiedzieć na to, jaki c h a ra k te r ma mieć to odbicie, k ie d y rze­

czy same wzroku naszego uchodzą. A j e ­ dnak u czucie to pow staje w nas z siłą niezwalczoną, a człow ieka, k tó ry b y chciał pow stać przeciw ko takiem u mniemaniu, zmusi do m ilczenia nie logika, lecz zw y ­ kły zdrow y rozsądek.

G dyby nas kto zapytał, co sądzić o po­

glądach autora, czy u w a ż a ć je za słuszne w całej ich rozciągłości, to, nie bez ra- cyi, m oglibyśm y odpowiedzieć, że k w e ­ sty e tu poruszane nie dają się tak roz­

strzygnąć, jak —- tw ierdzenie g e o m e try c z ­ ne. Na te najważniejsze zagadnienia wie­

dzy mogą być różne poglądy, i każdy z nich byle szczery, k o nse k w e n tn y , g łę­

boko a oryginalnie pom yślany, jest cen­

ny. Pew no, że na niektóre szczególnie jaskraw e zapatryw ania auto ra mało kto się zgodzi, że sąd o Maxwellu wielu w y ­ da się surowym, a model F a r a d a y a , po­

mimo k ry ty k i Duhem a, nie straci na w ar­

tości. Jeżeli, być może, w ty c h kwe- styach ta k i będzie sąd ogółu, to p r z y ­ puszczamy, że znajdzie się. też większość takich, k tó rz y podzielają głęboką wiarę a u to ra w to, że wiedza nasza — to naj­

oszczędniejszy sposób myślenia plus coś subtelnego, n ie u c h w y tn e g o , coś takiego, co analizie logicznej się w ym yka, co j e ­ dn ak wiedzy tej w oczach naszych n a d a ­ j e prawdziwą jej wartość.

St. Landau.

KORESPONDENCYA WSZECHŚWIATA.

Ostróg na Wołyniu.

Ciekawy wypadek z życia oioadów.

W lipou roku 1906 go złapałem zwykłe­

go podjadka (Grillotalpa officinalis) samca, z zamiarem zabrania go do kolekcyi, co też uczyniłem, zabiwszy go zaraz i umie­

ściwszy w pudełku. Po upływie prawie pół roku, bo dopiero w końcu stycznia 1907-go roku, wypadkowo oglądałem ten egzemplarz, a wiedziony prostą ciekawością, co też się u niego mogło jeszcze zostać po tak długim czasie w żołądku —- rozciąłem i ku wielkiemu memu zdziwieniu znala­

złem w suchych już resztkach wnętrzności zupełnie świeżego i żywego pędraka po­

spolitego chrabąszcza (Melolontha vulgaris).

J a k wiadomo z każdej zoologii elementar­

nej, pędrak wspomnianego chrząszoza roz­

wija się w przeciągu trzech liit pod ziemią, gdzie samica znosi poprzednio jaja i gdzie naturalnie panuje przeważnie wilgoć. To

| też zdaje mi się, że takie znalezienie zu-

| pełnie całego i żywego pędraka w tak nie-

(13)

J^o fj W SZECHŚW IAT 9 3

odpowiedniem dia niego otoczeniu, .jak

s p r ó c h n i a ł e resztki wnętrzności, bez oży­

wiającej wilgoci i pokarmu - p o przejściu 6-oiu miesięcy, zasługuje na pewną uwagę jako jedyny w swoim rodzaju wypadek.

Rzecz naturalna, że pędrak ten mógł się

d o s t a ć do żołądka niedźwiadka tylko jedną drogą: przed śmiercią był połknięty przez drapieżnika, który został zabity zanim go zdołał przetrawić. Ale wypadek ten dowo­

d z i »wyraźnie, że wbrew powszechnemu

przekonaniu pędrak może żyć dość diugonie tylko w warunkach zwyczajnych.

S t e f a n L e w i c k i .

KRONIKA NAUKOWA.

— Nowe badania w dziedzinie podstawo­

wego zagadnienia elektrooptyki- Według badań Kerra prędkość rozchodzenia się światła w ciałach ważkich w takim tylko razie ulega wpływowi pola elektrycznego, jeżeli światło spolaryzowane jest prostopa­

dle do linij siły. Doświadczenie podstawo­

we zasadzało się w gruncie rzeczy na tem, że zapomocą refraktora interferencyjnego

•lamina wytwarzano układ prążków, przy- ozein z pomiędzy dwu wiązek promieni, przechodzących pomiędzy tafelkami szkla- nemi przez naczynie z siarczkiem węgla, jednę przepuszczano między płytami kon­

densatora, umieszczonego w siarczku, a drugą poza obrębem tych płytek. Z chwi­

lą wzbudzenia pola elektrycznego między płytkami kondensatora Kerr obserwował nie­

prawidłowe zaburzenia w układzie prążków interferencyjnych, przesuwanie się ich, a niekiedy nawet zupełne zanikanie. Gdy' ato­

li użyto światła, spolaryzowanego prosto­

padle do linii siły, to w chwili raptownego wyładowania kondensatora następował pra­

widłowy skok całego układu prążków in­

terferencyjnych, skok, którego nie dostrze­

gano nigdy w razie, gdy światło spolaryzo­

wane było równolegle do linii siły.

Najprościej doświadczenie powyższe daje S1§ wytłumaczyć w sposób następujący:

zaburzenia nieprawidłowe mają swe źródło 'v prądach konwekcyjnych i różnicach tem­

peratury, zachodzących we wnętrzu cieczy;

"atorniast prawidłowo powtarzające się sko- 141 układu interferencyjnego są oznaką rap­

townej zmiany współczynnika załamania cie (-zy między płytkami kondensatora dla świa- 1 a ^Polaryzowanego prostopadle. Z później­

szej atoli teoryi zjawiska, podanej przez

°igta, wypływa wniosek, że pod działa- niem P°la elektrycznego współczynnik za­

łamania zmienia się zarówno dla drgań świetlnych, spolaryzowanych prostopadle do linij siły pola, jak i dla drgań, spolaryzo­

wanych równolegle do tych linij, i że p rę d ­ kość światła w obu wypadkach polaryza- cyi doznaje zmiany tego samego znaku lecz o wielkości różnej. Ponieważ spo­

strzeżenia kerra nie czynią zadosyć temu wymaganiu teoryi, przeto p. Ackerlein, za

| radą Mandelstamma powtórzył w strasbur- skim Instytucie Fizycznym doświadczenia Kerra, używszy do nich nitrobenzolu, w którym, jak stwierdził Schmidt,, elektrycz­

no załamanie podwójne Kerra występuje około 60 razy silniej aniżeli w siarczku wę­

gla. Zadanie polegało na przekonaniu się, czy przesunięcie prążków interferencyjnych, którego Kerr napróżno szukał w swych do­

świadczeniach, nie wystąpi czasem w ni- trobenzolu w razie, gdy światło, dające po­

czątek prążkom, będzie spolaryzowane rów­

nolegle do linij siły pola elektrycznego.

W gruncie rzeczy układ doświadczenia był taki sam, jak u Kerra, lecz z powodu znacznego przewodnictwa nitrobenzolu moż­

na było użyć tylko szybko drgających pól naprzemiannych pomiędzy płytkami kon­

densatora, a więc pól, wytwarzanyoh przez oscylujące wyładowania iskrowe. W ciągu badania, a powodu "zaburzeń, wywoływa­

nych powstawaniem fizyologicznych wra­

żeń świetlnych, okazało się rzeczą niezbę­

dną wprowadzić oświetlenie iskrami, przy­

czem czas trwania tych iskier musiał być krótszy od okresu drgań pola elektryczne­

go, aby można było chwytać oddzielnie po szczególne f«zy oscylacyi.

Doświadczenia wykonane częścią z niko­

lem pionowym, a więc ze światłem spola- ryzowanein prostopadle do linij siły pola, częścią z nikolom poziomym, t. ,j. z drga­

niami równolegleini, wykazały przedewszyst- kiein to, że należy tu oddzielić od siebie dwa różne co do swej istoty skutki, a mia­

nowicie wpływ pola bezpośredni oraz wpływ pośredni, uwarunkowany zjawiskami kon- wekcyi i ogrzewania. Pierwszy, jak to można było stwierdzić przez usunięcie zja­

wisk, wynikających z optycznego działania następczego, zasadza się na tem, że w chwi­

li wytwarzania pola prążki podskakują do góry, jeżeli drgania świetlne zachodzą pro­

stopadle do linij siły, i—na dół, jeśli drga­

nia są do nich równoległe. Umieściwszy cienką płytkę mikową na drodze jednej z interferujących wiązek promieni, autor przekonał się, że temu opóźnieniu odpo­

wiada przesunięcie się prążków na dół.

„A zatem w nitrobenzolu światło, spo­

laryzowane prostopadle do linij siły, do-

! znaje pad wpływem pola elektrycznego

! opóźnienia, światło zaś, spolaryzowane rów­

Cytaty

Powiązane dokumenty

osiaga swe minimum, zaś w antypodach epicentrum ma swe drugie maximum, przyczem wartość jej w tem drugiem maximum, podobnie ja k w minimum, jest skończona. Ten

Cel ćwiczenia: wyznaczanie współczynnika spręŜystości drgającej spręŜyny; wyznaczenie krzywej rezonansowej natęŜenia prądu w obwodzie RLC; zapoznanie się z za-

Zdecydowanie najwięcej pojawiało się analiz ekonomicznych, koncentrują ­ cych się wokół wydatków militarnych (częsty powód upadku byłych imperiów), ale nie brakowało

Do modelowania przyjęto trzy modele tłumika MR (Binghama, opisany funkcjami hiperbolicznymi i Spencera), których parametry zależą od natężenia prądu w cewce sterującej

Przedstawiono dobór wielkości geometrycznych obwodu magnetycznego silnika pod kątem uzyskania maksymalnej wartości średniej indukcji magnetycznej w jego szczelinie

Objaśnij dwie intencje poniższej wypowiedzi Bilba skierowanej do Smauga: Chciałem tylko przyjrzeć ci się i sprawdzić, czy naprawdę jesteś taki wspaniały, jak

Zarejestrowany sygnał analogowy u(t) zawiera, oprócz sygnału użytecznego, składowe zniekształcające, pochodzące od źródeł zakłócających oraz parametrów

W przetargu mogą uczestniczyć osoby fizyczne i prawne, które zapoznają się z pełną treścią ogłoszenia (za- mieszczoną na tablicy ogłoszeń w budynku Urzędu Miasta Ruda Śląska