W Politechnice Gdañskiej zosta³em zatrudniony 1 czerwca 1978 roku jako asystent sta¿ysta, a potem asystent w Miêdzywydzia³owym Instytucie Matema- tyki (MIM). Prowadzi³em æwiczenia z ma- tematyki ze studentami i studentkami pierwszych lat Wydzia³ów: Budownictwa L¹dowego, Elektrycznego i Elektroniki.
W sierpniu 1980 roku wraz Markiem Berndtem wszed³em do Komitetu Za³o-
¿ycielskiego NSZZ „Solidarnoœæ” jako przedstawiciel MIM.
Po formalnym powstaniu „Solidarno- œci” nie pe³ni³em ju¿ ¿adnej funkcji, po- niewa¿ pracê naukow¹ stawia³em na pierwszym miejscu. Stara³em siê jednak w³¹czyæ w inny sposób w jej dzia³alnoœæ.
W ten oto sposób sta³em siê wspó³pracow- nikiem Stanis³awa Kowalskiego i redago- wanego przez niego Serwisu Informacyj- nego NSZZ „Solidarnoœæ”. Ta wspó³pra- ca ograniczy³a siê do zbierania i przeka- zywania informacji. Jedynym moim
„wiêkszym” tekstem by³o sprawozdanie z prelekcji ks. Józefa Tischnera w Kapli- cy Królewskiej koœcio³a Mariackiego w dniu 1.12.1980, pod tytu³em „Przestrze- nie wolnoœci”.
Wprowadzenie stanu wojennego by³o dla mnie kompletnym zaskoczeniem, a nawet szokiem. Oczywiste by³o, dla mnie, natychmiastowe zaanga¿owanie w akcjê strajkow¹ na Politechnice Gdañskiej. To co pamiêtam, to ogromny zamêt spowo- dowany brakiem informacji oraz przygnê- bienie. Pamiêtam, ¿e zosta³o wydanych kilka Serwisów Informacyjnych PG NSZZ „Solidarnoœæ”. Na pewno jeden z nich podpisaliœmy ze Staszkiem Kowal- skim imieniem i nazwiskiem. Jak siê póŸ- niej mia³o okazaæ, nie by³o to zbyt roz- s¹dne i sta³o siê podstaw¹ naszego aresz- towania w dniu 20 grudnia 1981 roku.
Otó¿ tego dnia oko³o godziny 16 prze- bywa³em w prywatnym mieszkaniu Staszka Kowalskiego przy ulicy Bia³ej we Wrzeszczu. Omawialiœmy przejœcie z wydawaniem Serwisu PG do podzie- mia. Niestety, do mieszkania wtargnê³a milicja. Zostaliœmy zatrzymani. Razem z nami zosta³ tak¿e aresztowany Wojtek Jêdruch, kolega Staszka z Wydzia³u Elek- troniki PG. Niestety, z powodu znale- zienia, w czasie rewizji, wspomnianego ju¿ Serwisu Informacyjnego PG wyda- nego po 13 grudnia 1981 roku z naszymi podpisami, zostaliœmy ze Staszkiem
Kowalskim aresztowani. Wojtka Jêdru- cha zwolniono po 48 godzinach. 5 stycz- nia 1982 roku do Aresztu Œledczego w Gdañsku, gdzie przebywa³em, przy uli- cy Kurkowej w Gdañsku zosta³ mi dorê- czony akt oskar¿enia w którym czyta- my: „w okresie od 13 grudnia 1981 r. w Gdañsku, bêd¹c uprzednio wspó³redak- torami „Serwisu Informacyjnego Soli- darnoœci Politechniki Gdañskiej” i wie- dz¹c o tym, ¿e dekretem w dniu 12.12.1981 r. zosta³ wprowadzony na te- renie ca³ego kraju stan wojenny i zawie- szona zosta³a dzia³alnoœæ wszystkich
zwi¹zków zawodowych, dzia³aj¹c wspól- nie nie zaprzestali redagowania i rozpo- wszechniania wymienionego „Serwisu”, w którym zamieszczali fa³szywe wiado- moœci na temat sytuacji w kraju i na wy- brze¿u gdañskim, co mog³o wywo³aæ nie- pokój publiczny lub rozruchy, tj. prze- stêpstwo z art. 48 ust. 2 i 3 w zb. Z art.
46 ust. 1 dekretu z dnia 12.12. 1981 r. o stanie wojennym.”
Pod aktem oskar¿enia podpisa³ siê wiceprokurator Prokuratury Marynarki Wojennej kmdr ppor mgr Leszek Ob³ój.
Rozprawa w trybie doraŸnym odby³a siê w dniu 15 stycznia przed s¹dem Mary- narki Wojennej w Gdyni. Otrzymaliœmy
„zdumiewaj¹co” ma³e wyroki: Staszek –
Wspomnienia asystenta
Fot. 1
32 PISMO PG
1,5 roku, ja – rok pozbawienia wolnoœci (fot.1). W tym czasie, przed tym s¹dem, wyroki zaczyna³y siê od lat trzech, a uczestnicy s³ynnej sprawy strajku w Szkole Morskiej otrzymali wyroki ponad 10 lat.
W tym miejscu chcia³bym przypo- mnieæ o wspania³ej postawie moich kole- gów i kole¿anek.
Proœbê o moje zwolnienie, w dniu 4 stycznia 1982 roku, do S¹du Marynarki Wojennej w Gdyni (fot. 2) podpisa³o 55 pracowników MIM. Oddzielne pisma zo- sta³y napisane przez ówczesnego dyrekto- ra MIM doc. dr. Juranda Ryterskiego, od- dzieln¹ opiniê napisa³ tak¿e profesor Ka- zimierz Gêba oraz dyrektor Instytutu Ma- tematyki na Uniwersytecie Gdañskim dr Kazimierz Wiœniewski. Z Warszawy dotar-
³a opinia profesora Andrzeja Bia³ynickie- go-Biruli. Ponadto pismo, w mojej obro- nie, do S¹du Marynarki Wojennej skiero- wali moi koledzy z Seminarium Topolo- gicznego w IM PAN w Sopocie (fot. 3).
Od wyroku prokurator z³o¿y³ apelacjê na moj¹ niekorzyœæ, a po jej odrzuceniu
podobn¹ apelacjê do S¹du Najwy¿szego z³o¿y³ prezes Izby Wojskowej S¹du Naj- wy¿szego. Rozprawa odby³a siê pod moj¹ nieobecnoœæ w Warszawie dnia 26.05.1982. Na szczêœcie, rewizja nad- zwyczajna zosta³a ponownie odrzucona i tym sposobem wyrok siê uprawomocni³.
Na tym etapie Staszka i moim obroñc¹ by³ mecenas W³adys³aw Si³a-Nowicki.
Przebywa³em poza aresztem œledczym w Gdañsku kilka miesiêcy w wiêzieniu w Koronowie, a nastêpnie w ZK Potulice, sk¹d wyszed³em 30.09.1982 na tak zwa- ne zwolnienie warunkowe.
Dziêki wspanialej postawie profesora J. Doerffera, ówczesnego rektora PG, 2 listopada 1982 roku zosta³em ponownie zatrudniony na PG. Niestety, po kilku mie- si¹cach postanowiono nie przed³u¿aæ ze mn¹ kontraktu. Wtedy zatrudni³ mnie na pewien czas w Zak³adzie Mechaniki Bu- dowli na Wydziale Budownictwa L¹do- wego profesor Eugeniusz Bielewicz. W roku 1983 zosta³em zatrudniony ponow- nie w MIM – do roku 1989, na „etacie”
naukowym (oznacza³o to brak kontaktu
ze studentami). Od roku 1990 jestem pra- cownikiem Instytutu Matematyki UG.
Na koniec przytoczê historiê odmo- wy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wy¿szego zgody na mój wyjazd na stu- dia doktoranckie do USA. W roku 1984 zosta³em zaproszony do odbycia stu- diów doktoranckich w University of Mi- chigan w Ann Arbor, USA. Na taki wy- jazd trzeba by³o otrzymaæ specjalne ze- zwolenie z odpowiedniego minister- stwa. Po kolejnej odmowie, uda³em siê na spotkanie z ministrem w ramach tzw.
skarg i wniosków. W konsekwencji w dniu 11 lutego 1985 roku zosta³o do mnie skierowane pismo, w którym czy- tamy (fot. 4): „informujê z upowa¿nie- nia Ministra, ¿e u podstaw decyzji ne- gatywnej le¿a³a generalna polityka ograniczania wyjazdów s³u¿bowych do USA na zaproszenia indywidualne.”
Pismo podpisa³ wicedyrektor Depar- tamentu Wspó³pracy z Zagranic¹ magister Bogdan Russla.
Doktorat obroni³em na Uniwersytecie Warszawskim w maju 1987 roku. Moim Fot. 2
promotorem by³ profesor Andrzej Bia³ynicki-Birula. Habilita- cjê zrobi³em w 12 lat póŸniej, tak¿e na Uniwersytecie War- szawskim.
Andrzej Szczepañski Fot. 3
Fot. 4
Sierpieñ 1980 roku by³ ³adny. Na Poli- technice Gdañskiej panowa³ spokój i wakacyjna cisza; wiêkszoœæ etatowych pracowników dydaktycznych by³a na urlopach. Mrowie studenckie by³o na praktykach lub wyjazdach wakacyjnych.
Na PG w tym czasie pracowali „ci z GP”
(gierkowskie Gospodarstwa Pomocnicze – etaty fundowane przez przemys³ so- cjalistyczny dla pracowników nauko- wych i technicznych ) oraz pion technicz- ny. Etat GP uwa¿any by³ co coœ mniej
„naukowego”, bowiem pracowa³o siê na potrzeby przemys³u i technologii, w ra- mach ustalonych projektami i wytycz- nymi gospodarki socjalistycznej. Nasz zespó³ GP w Katedrze Chemii i Bioche- mi Leków prof. Edwarda Borowskiego opracowywa³ nowe metody syntezy an- tybiotyków. Te nowe drogi otrzymywa- nia i uszlachetniania antybiotyków mia-
³y, po opatentowaniu, umo¿liwiæ ich pro- dukcjê w „Polfie” i tym samym unieza-
le¿niæ nasz kraj od drogich antybiotyków z zagranicy. „Polfa” w tym czasie zdo- by³a „zaszczytn¹” funkcjê g³ównego do- stawcy antybiotyków dla krajów RWPG, czyli imperium sowieckiego. To ostat- nie okreœlenie by³o absolutnie niedozwo- lone i poczytywane za wrogie. Oficjal- nie w nowomowie trzeba by³o zamiast
„sowiecki” u¿ywaæ s³owa „radziecki”, a
„imperium” by³o dozwolone jedynie przy okreœleniach zachodnich, kapitali- stycznych (a wiêc wrogich!) i imperiali- stycznych (czyli zaborczych i agresyw- nych) krajów bloku zachodniego.
Okres „póŸnego Gierka” wprawdzie zaznaczy³ siê nieco lepsz¹ wspó³prac¹ gospodarcz¹ z krajami „zgni³ego kapi- talizmu”, ale polega³o to g³ównie na eks- porcie surowców (wêgla, siarki) i zaci¹- ganiu na ¿yczenie Kremla nowych kre- dytów. W tym¿e roku nawis inflacyjny niesp³aconych kredytów osi¹gn¹³ 17 mi- liardów dolarów, które oficjalnie t³uma-
czono zakupem zbo¿a z zagranicy. W naszej grupie badawczej nie mieliœmy jednak z³udzeñ, ¿e owe kredyty posz³y na zbrojenia sowieckie. A w ogóle ta na- sza grupa „po-tasznerowska” (profesor Emil Taszner, œwiatowej s³awy twórca polskiej szko³y syntezy peptydów, by³ jednym z nielicznych bezpartyjnych pro- fesorów PG) by³a „nieprawomyœlna” i w krêgach partyjnych mia³a nienajlepsz¹ ocenê „grupy antypartyjnej Tasznera i Gruszeckiego”. Wprowadzenie podwy¿- ki cen ¿ywnoœci i reglamentacja prawie wszystkich towarów powszechnego u¿ytku tym razem spowodowa³a wrze- nie w spo³eczeñstwie. PZPR t³umaczy-
³o koniecznoœæ wprowadzenia podwy¿- ki zbyt luksusowym stanem ¿ycia nasze- go spo³eczeñstwa, co jeszcze bardziej rozogni³o sytuacjê. Na PG gruchnê³a wiadomoœæ „Stocznia stoi, strajk!”. Pod stocznie gdañskie wêdruj¹ setki miesz- kañców Trójmiasta ze s³ownym i mate- rialnym poparciem odwa¿nych stocz- niowców. Strajk stoczniowców potwier- dzi³o pilnie zag³uszane „Radio Wolna
Wielkie Dni
34 PISMO PG
Europa”. Do strajku przy³¹czaj¹ siê inne zak³ady pracy. Na PG budzi siê zbioro- wy protest pracowników i chêæ wyra¿e- nia poparcia solidarnego. Gdañsk zostaje otoczony przez organa MO. Wyczuwa siê agresywn¹ postawê milicji i pamiêta siê jej zbrodnicze dzia³ania z roku 70.
Prasa i radio w PRL staj¹ siê publi- katorami skrajnych aparatczyków. Mar- ginalizuj¹c zakres strajku, który nazywa siê enigmatycznie w nowomowie
„przerw¹ w pracy”, zorganizowan¹ przez
„wichrzycieli i nieodpowiedzialne ele- menty” wskazuje siê na szkody, jakie wyrz¹dzaj¹ te wypadki.
Pocz¹tkowo pracownicy PG udaj¹ siê prywatnie pod stoczniê i dodaj¹ otuchy strajkuj¹cym. Sypi¹ siê równie¿ datki pieniê¿ne i zaopatrzeniowe. Z inicjaty- wy Zwi¹zku Zawodowego PG zwo³ane zostaje zebranie. Na tym zebraniu zbie- rane s¹ pieni¹dze i uchwalane zostaj¹ po- stulaty poparcia i ¿¹dania pod adresem w³adz. Sformu³owany przeze mnie po- stulat pod adresem w³adz, by zaprzesta-
³y stosowania represji przez organa MO, spotka³ siê z entuzjastycznym poparciem zebranych.
Wraz z dr. Sto³yhwo zostajê wybrany jako delegat PG do przekazania naszych postulatów i zebranej sumy strajkuj¹cym stoczniowcom i powsta³emu tam MKS (Miêdzyzak³adowemu Komitetowi Strajkowemu). Tymczasem przera¿eni dygnitarze PZPR zgadzaj¹ siê na pod- wy¿ki p³ac dla pracowników Stoczni Gdañskiej. Nie obejmuj¹ jednak innych zak³adów pracy. Stocznie nie zaprzestaj¹ wiêc strajku – i tak powstaje „Solidar- noœæ”.
Do Stoczni udajemy siê politechnicz- nym autobusem, wraz z osobami, które chcia³y osobiœcie wyraziæ swoje popar- cie i dowiedzieæ siê, jak siê stoczniow- com strajkuje, jakie s¹ nastroje. Na skrzy¿owaniu mostu „B³êdnika” stoi ju¿
patrol MO. Widz¹c oflagowany autokar z PG, przepuszczaj¹ nas jednak bez s³o- wa. Tak dojechaliœmy do bramy g³ów- nej Stoczni Gdañskiej. Tam ju¿ pe³no mieszkañców Trójmiasta, rodziny straj- kuj¹cych. Brama Stoczni otwiera siê przy owacji zebranego t³umu i strajku- j¹cych stoczniowców. Tu¿ za bram¹ prze¿ywamy pierwszy – jak¿e mi³y szok.
Zebrani stoczniowcy za bram¹ podbie- gaj¹ do naszego autobusu i ... podnosz¹ go na rêkach do góry! Owacjom nie ma koñca. Tu muszê wtr¹ciæ dygresjê.
Wspólne protesty przeciw „w³adzy lu- dowej” Stoczni i Politechniki maj¹ swoj¹ historiê. W 1956 roku protesty i wyrazy poparcia dla Gomu³ki odbywa-
³y siê raczej niezale¿nie. Rozgoryczenie w³adz¹ PZPR w 1968 roku i protesty marcowe odby³y siê wy³¹cznie na uczel- ni. Delegaci wys³ani pod Stoczniê napo- tkali raczej obojêtnoœæ wychodz¹cych ze zmiany pracowników. W 1970 w grud- niu przyjecha³a radiowozem przed Gmach G³ówny PG delegacja Stoczni i przez megafon prosi³a o poparcie straj- ku. Rozgoryczona pacyfikacj¹ marcow¹ 68 roku spo³ecznoœæ studentów i na- ukowców nie wierzy³a w autentycznoœæ tego protestu i obawia³a siê kolejnej pro- wokacji – pozosta³a obojêtna.
Tym wiêksze by³o rozgoryczenie na wieœæ o morderstwie pope³nionym przez organa MO i SB na stoczniowcach. Do-
³¹czenie PG z poparciem strajku solidar- noœciowego w Stoczni by³o wiêc czymœ wiêcej ni¿ symbolem – nareszcie po- czuliœmy siê razem i mocni. Na sali BHP by³o pe³no ludzi z ró¿nych zak³adów pra- cy – i ju¿ nie tylko z Trójmiasta. Docie- ra³y pierwsze delegacje z g³êbi Polski, te, którym uda³o siê przedrzeæ przez kor- dony MO i wojska wokó³ Gdañska. Od- czytaliœmy nasze postulaty zebranym i zebraliœmy gromkie brawa. Lech Wa³ê- sa podszed³ do mnie i zapyta³, czy my strajkujemy. Próbowa³em mu wyt³uma- czyæ, ¿e jest przerwa wakacyjna i na PG nie ma studentów, a wielu pracowników jest na urlopach. Nastêpne pytanie Le- cha, czy przynajmniej PG jest oflago- wana na znak poparcia. Tak, odpowie- dzia³em. Pytanie nastêpne: czy chcê per- sonalnie do³¹czyæ siê do strajku i wejœæ do gremium MKS-u.
Nie bêd¹c przygotowanym na tê ewentualnoœæ, chwilê siê zastanawia³em.
Przez umys³ przebieg³y mi scenariusze, jakie moje postanowienie pozostania w strajku spowoduj¹. Wyrzucenie z PG, represje, a nawet uwiêzienie i zniszcze- nie zdrowia. Mam 44 lata i wydaje mi siê, ¿e to ju¿ chyba wystarczy. Decydu- jê siê na TAK. Sto³yhwo jest trochê zde- sperowany moj¹ decyzj¹. Wa³êsa pod- daje moj¹ kandydaturê pod g³osowanie obraduj¹cych przedstawicieli zak³adów pracy. Przechodzê przez aklamacjê. Spo- tykam na stronie i poznajê Joannê i Andrzeja Gwiazdów. Na pocz¹tku nie s¹ zbyt przyjaŸni. Podejrzewaj¹, ¿e Lech zbyt ³atwo dokooptowuje ludzi do straj- ku i przez to mo¿e przyj¹æ w nasze gro- no agentów SB. Staram siê ich uspokoiæ i przedstawiam swoje pogl¹dy.
Tymczasem ton prasy zaostrza siê.
Tuby PZPR donosz¹ k³amliwie o nisz- czeniu maszyn i terrorze, jaki panuje w zak³adach pracy, opanowanych przez
„wrogie elementy”. Nastrój w Stoczni staje siê jeszcze bardziej napiêty. Nasze informacje donosz¹ o wyjeŸdzie rodzi- ny I sekretarza PZPR w Gdañsku, Fi- szbacha, w g³¹b Polski. Spodziewamy siê najgorszego: ataku milicji i wojska na Stoczniê. Wzmacniane s¹ posterunki ro- botnicze przy bramach Stoczni, przy któ- rych – jak i wokó³ ca³ej Stoczni – gro- madz¹ siê mieszkañcy Trójmiasta. Spon- tanicznie dostarczane s¹ nam produkty
¿ywnoœciowe, papierosy, jak równie¿
datki pieniê¿ne. Na teren Stoczni osoby wpuszczane s¹ wy³¹cznie za przepust- kami. Wszyscy ¿yjemy w stanie niezwy- Fot. 1. Rozmowy z komisj¹ rz¹dow¹. W œrodku stoi Wojciech Gruszecki Fot. T. Chmielowiec
kle podnios³ym. Oto kilka obrazków z tych dni:
l Dziennikarz gazety „Handelsblatta”
na bramie przekazuje datek pieniê¿- ny – 10 dolarów. Wartoœæ niewyobra-
¿alna dla zwyk³ego robotnika, za któr¹ w PEWEX-sie mo¿na by³o ku- piæ atrakcyjne towary pochodzenia za- chodniego. Skarbnica naszego straj- ku (kasê prowadzi³a Ania Walentyno- wicz) mieœci³a siê dobre kilkaset me- trów w g³êbi Stoczni. Nie tylko ta suma, ale wszystkie wartoœciowe dat- ki mieszkañców Trójmiasta w ca³o- œci trafiaj¹ do punktu zbiorczego.
l Do Stoczni przyje¿d¿a „pikap” z po- darowanymi napojami. Okazuje siê,
¿e to jest wiele butelek alkoholu, prawdopodobnie podes³anych przez SB. Robotnicy jeszcze na bramie Stoczni wylewaj¹ (kiedy indziej ten cenny dla nich trunek) do kanaliza- cji. S³yszê g³osy: „Chc¹ nas upiæ, by potem mieæ pretekst do ataku na nas”.
l W czasie strajku zg³aszaj¹ siê miesz- kanki Trójmiasta. Podczas gdy nie- ustannie trwaj¹ obrady i przybywaj¹ nowi przedstawiciele zak³adów pra- cy, staraj¹ siê one nas wy¿ywiæ. Robi¹ z przekazanych darów ¿ywnoœcio- wych kanapki, gotuj¹ napoje.
I to wszystko przy sta³ym zagro¿eniu, jaki panuje. Wszyscy pamiêtaj¹ brutaln¹ i przestêpcz¹ akcjê PZPR na strajkuj¹c¹ Stoczniê w 70 roku.
Spotykam w Stoczni ksiêdza Jankow- skiego. On ju¿ wie, kim jestem. Rozma- wiamy przez chwilê i zwracam siê do niego z propozycj¹, by koœcio³y na czas strajku by³y otwarte, aby ludzie mogli, w nieustannym czuwaniu, modliæ siê za pokojowe i godne zakoñczenie strajku.
„Œwietny pomys³” s³yszê w odpowie- dzi, „lecê do biskupa!”.
Na drugi dzieñ spotykam ksiêdza z niewyraŸn¹ min¹: „Biskup Kaczmarek zabroni³” oznajmia. „Twierdzi, ¿e by³o- by to jawne poparcie tego strajku, czego partia by nam nie wybaczy³a. Ale ja da- lej bêdê na Stoczni, ludzie mnie tu po- trzebuj¹”.
Pod wieczór przychodzi wiadomoœæ,
¿e PZPR wys³a³o nowych przedstawicie- li do ewentualnych rozmów na temat za- koñczenia strajku. Samo sformu³owanie
„zakoñczenia przerwy w pracy” – wzbu- dza w¹tpliwoœci. Podobne rozmowy z wicepremierem Pyk¹ skoñczy³y siê fia- skiem. Wa³êsa podchodzi do mnie i mówi: „pojedziesz ty i dwóch z MKS:
Józek Przybylski i Lech Sobieszek (?).
Nie spodziewam siê niczego, ale spró- bowaæ trzeba”. Jedziemy stoczniow¹ warszaw¹.
Zaraz za bram¹ stoczniow¹ zatrzymu- je nas patrol MO i chce nas zawróciæ z powrotem. T³umaczymy, ¿e jesteœmy de- legacj¹ zwi¹zkowców i udajemy siê na spotkanie z wicepremierem Jagielskim.
Funkcjonariusz (do dziœ pamiêtam jego nazwisko: Furman) jest podejrzliwy i po- daje informacjê do radiowozu. Stamt¹d przychodzi zezwolenie na dalsz¹ drogê.
Jedziemy do ma³ego pa³acyku naprzeciw PG (póŸniej by³ tam konsulat francuski).
Przybywamy tam póŸnym popo³udniem.
Mam pierwszy problem: jak rozpoznaæ wicepremiera Jagielskiego? Przecie¿ ja go nie znam. A jeœli ktoœ inny siê pod- stawi zamiast niego? Wchodzimy do przyjemnie urz¹dzonego pomieszczenia i na wstêpie biorê wojewodê gdañskie- go za przedstawiciela rz¹du. Ko³odziej- ski gor¹co zaprzecza, a po chwili wszed³ sam Jagielski. Na wstêpie powiedzia³, ¿e przeszed³ ostatnio zawa³ serca i nie ma czasu na czcze rozmowy. Partia wyzna- czy³a go na ustalenia i zakoñczenie spra- wy i... on to postara siê za³atwiæ. Jego poprzednik okaza³ siê osob¹ nieudoln¹.
Pytam, czy ma on odpowiednie plenipo- tencje z rz¹du i partii. Potwierdza. Zwra- ca siê do mnie z pytaniem, czy jestem doktorem z Politechniki. Tym razem ja potwierdzam. To co ja tam (w Stoczni) robiê – pyta Jagielski. Odpowiadam, ¿e nale¿ê do „œwiata pracy” i jestem z nim solidarny. „S³ysza³em, ¿e w Stoczni urzê- duj¹ dywersanci z KOR i tzw. opozycji, na to Jagielski. Odpowiadam, ¿e to musz¹ byæ propagandowe plotki. Oprócz setek delegatów ró¿nych zak³adów pra- cy nie widzia³em nikogo, kto by siê po- dawa³ za przedstawiciela opozycji.
Wrêcz odwrotnie, niektóre zak³ady pra- cy w swoich oœwiadczeniach odcinaj¹ siê wyraŸnie od spraw politycznych. Z ko- lei ja napieram, by us³yszeæ od Jagiel- skiego, ¿e uznaje nasz strajk za „auten- tyczny protest œwiata pracy”. Mimo kil- kakrotnych moich nalegañ nie uzyskujê jasnej odpowiedzi. Jagielski wykrêca siê i kluczy, ale na koniec oœwiadcza, ¿e jest gotów wraz z delegacj¹ rz¹dow¹ przy- byæ na rozmowy do Stoczni ju¿ jutro o
36 PISMO PG
godz. 10. Stwierdzam w s³ownej wypo- wiedzi, ¿e tym samym pan wicepremier uznaje nasz strajk, bo przecie¿ z „wi- chrzycielami i elementami antysocjali- stycznymi” nie móg³by siê dogadywaæ.
Jest godzina 22. Po napiêciach tego dnia i osobistych zagro¿eniach rozpiera mnie radoœæ i ulga: dziœ jeszcze nas nie zaata- kuj¹. Wychodzimy. Na ulicy dopada nas korespondent „Washington Post” i pyta, jaki jest wynik pierwszych rozmów. Od- powiadam, ¿e wygl¹da to ró¿owo i jutro maj¹ siê rozpocz¹æ rzeczowe rozmowy.
Wracamy do Stoczni, teraz ju¿ bez prze- szkód, i sk³adamy sprawozdanie. Po ci- chu od Gwiazdy dostajê reprymendê, ¿e niepotrzebnie „puœci³em farbê” kore- spondentowi amerykañskiemu. „Niech œwiat siê dowie” odpowiadam krótko.
O 10 nastêpnego dnia przeje¿d¿a ko- misja rz¹dowa. S¹ te¿ ju¿ pierwsi dorad- cy z Warszawy. Mnie przypada opraco- wanie postulatu 6, gospodarczego, i ma mnie wspieraæ Waldemar Kuczyñski.
Poznajê prof. Jadwigê Staniszkis. Przy- padamy sobie do gustu, mamy wiele wspólnych pogl¹dów. Ostrzega mnie przed ugodowoœci¹ i oportunizmem war- szawskich doradców. Jej przestrogi kil- kakrotnie sprawdzaj¹ siê potem w rze- czywistoœci. Doradztwo Mazowieckie- go z jego sformu³owaniem „przewodniej roli PZPR” spotyka siê z reprymend¹ Andrzeja Gwiazdy.
Z Waldemarem Kuczyñskim nie mam problemów. Za ma³o znam siê na eko- nomii, chocia¿ przymusowo musia³em wkuwaæ na studiach „podstawy ekono- mii socjalizmu”. Ustalamy, ¿e do napra- wy sytuacji potrzebna jest gospodarka rynkowa. Potê¿ny nawis inflacyjny gro- zi naszemu krajowi. PóŸniej jednak bu- dzi mój sprzeciw przerzucenie tego ba- lastu na barki pracowników. Ostatecz- nie przecie¿ wiadomo, ¿e 17 miliardów dolarów d³ugu Gierka posz³o do „banku RWPG” w Moskwie i licho wie, ile z tego dotar³o do Polski. Kuczyñski paro- krotnie póŸniej na zebraniach mówi³ o potrzebie „zaciskania pasa” i nara¿a³ siê w ten sposób na gwizdy zgromadzonych pracowników. By³em zdania, ¿e zaciska- nie pasa powinno byæ poprzedzone do- k³adnym rozeznaniem, ile PRL musi p³a- ciæ na rzecz RWPG (czytaj: ZSRR).
Stwierdzenie Staniszkis o ugodowoœci
„warszawki” potwierdzi³ znacznie póŸ- niej Kuczyñski, ju¿ na emigracji (mojej w Berlinie, jego w Pary¿u). Na ³amach Radia Wolna Europa czytano w po³owie
lat 80. broszurê Waldemara Kuczyñskie- go pt. „Za cenê krwi”, w której autor opi- suje, jak dosz³o do przyjazdu doradców warszawskich do strajku. Nie by³ to wca- le wg niego zryw patriotyczny, ale ra- czej przyjazd wymuszony trosk¹ i obaw¹ zmiany ustroju w PRL i – w tym wy- padku oczywist¹ dla tych intelektuali- stów – ingerencj¹ Kremla. Ze zdumie- niem us³ysza³em, ¿e przybyli oni do Gdañska ze strachu o w³asne, dotychcza- sowe pozycje, i ¿e ich zamiarem by³o
„rozmycie i maksymalne z³agodzenie”
ostrza strajku. Na szczêœcie nie dosz³o do tego, a obawy krwawej interwencji Sowietów okaza³y siê p³onne. Nie do- sz³o do tego „z³agodzenia” zw³aszcza na skutek postawy Andrzeja Gwiady i Leszka Sobieszka.
Andrzej Gwiazda, ze swoj¹ wiedz¹ spo³eczn¹ i prawn¹, znacznie górowa³ nad nami i by³ dusz¹ tego strajku. W porê kontrowa³ zapêdy strony rz¹dowej, t³u- macz¹cej siê niemo¿liwoœci¹ spe³nienia naszych postulatów. Lech Sobieszek przeciwstawia³ stronie rz¹dowej zdrowo- rozs¹dkowe, ale ostre podejœcie robot- nika do spraw spo³ecznych.
A co by³o w tym czasie na PG? Otó¿
nastêpnego dnia po mojej decyzji zosta- nia w Stoczni, toczy³a siê gor¹ca dysku- sja w Radzie Pracowniczej (?) PG, czy mnie karnie usun¹æ z PG, czy mia³em prawo podawaæ siê za pracownika PG w strajku Stoczni itd. Wezwana zosta³a moja ma³¿onka (te¿ pracowniczka na- ukowa PG), gdzie musia³a zeznawaæ i odpowiadaæ na pytania. Zebranie to trwa³o 8 godzin (!) i na szczêœcie skoñ- czy³o siê dla mnie pozytywnie. Dziêki stanowczej postawie rektora Cichego i moich kolegów, aparatczykom Oddzia-
³owej Organizacji PZPR nie uda³o siê mnie wykreœliæ z listy pracowników i pozosta³em nadal delegatem PG przy Lechu Wa³êsie.
Strajk skoñczy³ siê sukcesem, ale wszyscy wiedzieliœmy, ¿e to dopiero wstêpny etap walki o wolne zwi¹zki za- wodowe. Z ramienia MKZ bra³em na- stêpnie udzia³ w szeregu pertraktacji po- szczególnych zwi¹zków zawodowych (³¹cznoœciowców, s³u¿by zdrowia), gdzie od pocz¹tku trzeba siê by³o wyk³ócaæ o godziwe warunki pracy i p³acy. Bardzo na sercu le¿a³a mi sprawa ch³opska.
Sprawa organizowania siê ch³opów w wolne zwi¹zki zawodowe by³a moim zdaniem kluczowa dla gospodarki. Nie- stety, nie rozumia³ tego ani Lech Wa³ê-
sa, ani Andrzej Gwiazda. Gwiazda uwa-
¿a³ ch³opów za producentów, a wiec nie- nadaj¹cych siê do pracowniczego zwi¹z- ku zawodowego. Pomimo tego, przy ze- zwoleniu rektora PG uda³o mi siê na PG zorganizowaæ pierwszy zjazd organiza- cyjny – oficjalnie – Producentów Rol- nych. Na moj¹ proœbê przyby³ te¿ Lech Wa³êsa z krótkim wyrazem poparcia sa- moorganizowania siê œrodowiska ch³op- skiego rejonu gdañskiego. W niewypo- wiedzianej wojnie PZPR z „Solidarno- œci¹” sprawa wy¿ywienia stawa³a siê spraw¹ kluczow¹ przed nadchodz¹c¹ zim¹. W przejêtych przez nas „tajnych dyrektywach i wytycznych” PZPR do oddzia³ów wojewódzkich zalecano wszelkimi metodami zmniejszanie przy- dzia³u ¿ywnoœci – i tak sk¹pej w tym czasie. Produkty ¿ywnoœciowe chowa- no w magazynach, niedostêpnych dla inspekcji spo³ecznej. Wymusi³em prawie na Wa³êsie za³atwienie mi przepustki do wszystkich magazynów ¿ywnoœci – z wyj¹tkiem wojskowych – a przy PG zor- ganizowaliœmy „Zespó³ Badania Zaso- bów ¯ywnoœci” w kraju. Konflikt po- miêdzy w³adz¹ a „Solidarnoœci¹” nara- sta³. Co chwila w³¹cza³ siê z wypowie- dziami z zamaskowan¹ groŸb¹ Kreml.
Na kolejnym ustalaniu punktów do roz- mów z rz¹dem Rakowskiego podkreœla- liœmy niewywi¹zanie siê strony rz¹do- wej z punktu porozumienia dotycz¹ce- go cenzury i sprawy wy¿ywienia kraju.
Doradcy byli przeciwni podnoszeniu
Autor podczas œpiewania hymnu w sali BHP Fot. Bogus³aw Nieznalski
tych punktów i przypominali, ¿e sowiec- ka interwencja w Czechos³owacji w 68 roku rozpoczê³a siê w³aœnie na skutek zlikwidowania cenzury prasowej. By³o to dla mnie bardzo dziwne, ¿e pisarze, intelektualiœci warszawscy oponowali (ze strachu) przeciw zniesieniu cenzury.
Rakowski wrêcz powiedzia³ Wa³êsie:
„kto wie ile jest ¿ywnoœci w Polsce, ten rz¹dzi!”. W tej gor¹czkowej sytuacji – ci¹gle gro¿¹cej interwencji sowieckiej – zorganizowaliœmy wraz z prof. Stanisz- kis ma³e sympozjum na temat mo¿liwo- œci zbrojnej agresji Kremla. Udzia³ w tym wziêli byli AK-owcy, w czasie woj- ny rozpracowuj¹cy si³y wroga. Prof. Sta- niszkis dostarczy³a œwie¿o opublikowa- ne opracowanie CIA o historii interwen- cji 68 roku na Czechos³owacjê. Z rozli- czenia naszego rozpoznania wynika³o, ¿e Kreml aktualnie nie jest w stanie prze- prowadziæ agresji na Polskê. Wylicze- nie by³o nastêpuj¹ce:
l na Czechos³owacjê runê³o 500.000 wojska Armii Czerwonej . Na 3-krot- nie wiêksz¹ Polskê musia³yby byæ przynajmniej 2 miliony „czerwonoar- miejców”. Trzeba sobie bowiem wy- obraziæ, ¿e w Polsce, bogatej w tra- dycje walki partyzanckiej, musia³oby byæ pilnowane ka¿de skrzy¿owanie, ka¿dy urz¹d czy telefon wiejski. A ZSRR w tym czasie dysponowa³ 8 milionami wojska, z czego 6 milio- nów pilnowa³o granicy z Chinami, lub by³o uwik³anych w brudn¹ wojnê w Afganistanie;
l przesuniêcie 2 milionów wojska spod Moskwy a¿ nad granicê Zachodniej Europy nie wchodzi³o w rachubê, gdy¿ Kreml podpisa³ umowy rozbro- jeniowe z NATO i nawet ma³e ma- newry wojskowe musia³y byæ uprzed- nio zg³aszane. Naruszenie tych poro- zumieñ i wyruszenie Armii Czerwo- nej a¿ pod Berlin grozi³o konfliktem miêdzynarodowym – wrêcz 3. wojn¹ œwiatow¹. Potwierdzi³ to dobitnie Bre¿niewowi prezydent Reagan zaraz po jego wyborze w styczniu 81 roku, za co m.in. dosta³ honorowe obywa- telstwo Gdañska;
l Polska w systemie RWPG stanowi³a wa¿ne ogniwo poœrednicz¹ce z Za- chodem. To w³aœnie PRL mia³a mo¿- liwoœæ zaci¹gniêcia kredytów na Za- chodzie, za które kupowano zbo¿e (i nie tylko) – przy du¿ej w³asnej pro- dukcji polskiego zbo¿a. Agresja na PRL zdecydowanie urwa³aby tê mo¿-
liwoœæ dla wy¿ywienia i zbrojeñ so- wieckich;
l graj¹cy na dwie strony w owym cza- sie minister Ciosek jeŸdzi³ z Jaruzel- skim kilkakrotnie na Kreml i by³ œwiadkiem niewybrednego rugania PRL-owskiego genera³a. Bre¿niew domaga³ siê zdecydowanej akcji prze- ciw „S”. Wniosek z tego by³ taki, ¿e jeœli Bre¿niew czu³by siê na si³ach przeprowadziæ krwaw¹ interwencjê w Polsce – nie wzywa³by Jaruzelskie- go i nie nakazywa³by mu likwidacji
„S”. Innym wnioskiem z tego jest, ¿e Jaruzelski wprowadzi³ stan wojenny wprawdzie na ¿yczenie Kremla, ale nie z powodu zagro¿enia Polski, jak do tej pory utrzymuje.
Trzeba by³o czekaæ wiele lat na rewe- lacje W³adimira Bukowskiego, który mia³ dostêp do archiwum sowieckiego i potwierdzi³ nasze opracowanie. Mimo to straszak interwencji sowieckiej odegra³ du¿¹, hamuj¹c¹ rolê.
Oprócz normalnej, intensywnej pra- cy w MKZ – prowadzi³em rozmowy ze strony „S” pomiêdzy bran¿owymi zwi¹zkami a stron¹ rz¹dow¹ (w postaci ministrów poszczególnych bran¿), by³em czymœ w rodzaju rzecznika prasowego MKZ w rozmowach z zagranicznymi ko- respondentami i delegacjami, przygoto- wywa³em spotkania odwiedzaj¹cych nas przedstawicieli z zagranicy z Lechem, organizowanie œrodowiska ch³opskiego, organizowanie pracy i porady dla nowo powsta³ych kó³ „Solidarnoœci” w zak³a- dach pracy, sprawê zaopatrzenia spo³e- czeñstwa (PZPR wyda³o dyrektywê ukrywania ¿ywnoœci, by robotnicy mo- gli sami siê przekonaæ: „nie by³o „S” – by³a ¿ywnoœæ, jest „S” – nie ma co jeœæ”), stara³em siê doradzaæ Lechowi i pomagaæ mu w podejmowaniu decyzji.
Szczêœliwie, dowiadujemy siê prawie natychmiast o tajnych rozporz¹dzeniach rz¹dowych i dyrektywach partyjnych.
Wiadomoœci przynosz¹ nam „¿yczliwi”, a parê szczególnie jaskrawych instruk- cji wewn¹trzpartyjnych znajdujê we- tkniêtych w drzwi. „Lechu” przydziela mi do pomocy by³ego stoczniowca Ma- rynarki Wojennej na Oksywiu, Mariana B³oniarczyka. Nie by³em tak podejrzli- wy, jak Gwiazdowie, ale ten cz³owiek nie spodoba³ mi siê i nasza wspó³praca kula³a. By³ natomiast czêstym rozmówc¹ Lecha i nie popiera³ moich wysi³ków. Po wybuchu puczu Jaruzelskiego, ju¿ na emigracji, dowiedzia³em siê, ¿e B³oniar-
czyk aktywnie uczestniczy³ w ³apankach i aresztowaniu dzia³aczy „S”.
W pocz¹tkowej fazie MKZ Wa³êsa zosta³ zaproszony do chiñskiego konsu- latu we Wrzeszczu. Nie pytaj¹c war- szawskich doradców, poszed³ tam i wy- g³osi³ dobrze przyjête, ma³e przemówie- nie. Doradcy, nie kryj¹c przera¿enia, wyrazili swoj¹ gor¹c¹ dezaprobatê: „Pa- nie Lechu! Co pan zrobi³! To¿ to prowo- kowanie Bre¿niewa do interwencji!”.
Tak dzia³a³a jeszcze w tym czasie samo- cenzura w umys³ach „kwiatu naszej in- teligencji”.
Po strajku zarysowuje siê roz³am w MKZ. Powstaje aktywna i rozgoryczo- na opozycja w stosunku do sposobu rz¹- dzenia i pogl¹dów Wa³êsy, oraz mniej- szoœæ jego popleczników. Wa³êsa korzy- sta³ z poparcia i informacji episkopatu.
Ksi¹dz Henryk Jankowski by³ „spowied- nikiem” Lecha i zarazem jakby ³¹czni- kiem z decydentami Koœcio³a. Opozy- cja wobec Wa³êsy, to w pierwszym rzê- dzie Anna Walentynowicz, Gwiazdowie, Pieñkowska, Borusewicz. Sprzyjali oni linii KOR-u i czêsto powo³ywali siê na Jacka Kuronia. Nie by³em „stowarzyszo- ny” z ¿adn¹ z tych formacji. Bola³o mnie,
¿e jawna niezgoda i k³ótnie w naszym ma³ym gronie pojawiaj¹ siê w chwili pierwszych sukcesów. Parokrotnie do- chodzi do kryzysu w MKZ i, na szczê- œcie tylko, manifestacji roz³amu. Staram siê ³agodziæ sytuacjê, spotykam siê z Jac- kiem Kuroniem, który po wypuszczeniu z wiêzienia pojawi³ siê we Wrzeszczu i zatrzyma³ siê u Walentynowicz. Apelo- wa³em do niego, by spotka³ siê z Wa³ês¹ i doszed³ z nim do porozumienia. Z jego ust us³ysza³em, ¿e d¹¿y on do obsadze- nia g³ównych pozycji w „S” swoimi, za- s³u¿onymi „¿o³nierzami” – jak to uj¹³.
By³em zdegustowany i nadmieni³em, ¿e
„S” jest ruchem demokratycznym i jeœli jego „¿o³nierze” zostan¹ wybrani na de- legatów, to nikt nie bêdzie mia³ powo- dów tego kwestionowaæ. Kuroñ wska- za³ równie¿ na aktywnoœæ w „S” Ruchu M³odej Polski Modzelewskiego, które- go uwa¿a³ w tym czasie za wspó³pracow- nika SB. Twierdzi³ pod moim adresem,
¿e organizacjê ruchu ch³opskiego powin- niœmy pozostawiæ jemu (KOR-owi).
Rozmawiam równie¿ parokrotnie z ks. Jankowskim. Podnoszê jednoœæ na- szego MKZ jako naczeln¹ sprawê w obecnej chwili. Staram siê przekonaæ jego i Lecha o koniecznoœci nawi¹zania kontaktu z ambasad¹ sowieck¹, by do
38 PISMO PG
sz³o do jawnego, albo tajnego spotkania.
Na spotkaniu takim (ponad czo³ówk¹ PZPR), mo¿na by omówiæ sporne fakty i przybli¿yæ stanowiska, chocia¿ w skromnym wydaniu, jak to by³o w am- basadzie chiñskiej. Ta strategia os³abi-
³aby „beton partyjny”, nawo³uj¹cy do interwencji. Nie spotykam siê ze zrozu- mieniem, a doradcy Lecha s¹ zdecydo- wanie przeciwni: „Nie powinniœmy an- ga¿owaæ siê w politykê, os³abiaæ naszej partii, a oprócz tego nie ma na to ¿ad- nych szans” zawyrokowali. Spotykam siê równie¿ z paroma przedstawicielami episkopatu. Jeden z nich, w rozmowie
„w cztery oczy”, pyta mnie, jak d³ugo jeszcze bêdziemy tolerowaæ aktywnoœæ i obecnoœæ „tego bezbo¿nika i czerwo- nego semity” Kuronia. Wyjaœniam, ¿e Kuroñ nie jest cz³onkiem MKZ, a jako ruch demokratyczny jesteœmy otwarci na wszystkie dyskusyjne pogl¹dy. WyraŸ- nie siê nie spodoba³em. Powoli organi- zuje siê Komisja Krajowa „Solidarno- œci”, do której nie wchodzê. Pracujê na- dal w gdañskim MKZ, ju¿ w mniejszej
skali. Pozwala mi to równie¿ zaj¹æ siê prac¹ naukow¹ na PG. Nasze unikatowe kryszta³y antybiotyku nadaj¹ siê do ba- dañ struktury. Zostajê zaproszony na 3 miesi¹ce na Freie Uniwersität w Berli- nie Zachodnim. W lecie Juruzelski or- ganizuje akcjê „trójek ¿o³nierskich”, któ- re maj¹ poprawiæ stan kulawej admini- stracji na prowincji. Jest mi jasne, ¿e to jest wstêpne wojskowe rozpoznanie, za którym pójdzie akcja zbrojna. Informu- jê o tym Wa³êsê i próbujê przekonaæ do organizacji samoobrony w zak³adach pracy na wypadek agresji. Ale Lechu jest g³uchy na moje i innych doniesienia. Nie przekonuje go nawet informacja, któr¹ mu przekaza³em, ¿e zrobione s¹ ju¿ li- sty osób „S”, które maj¹ byæ w pierw- szym rzêdzie aresztowane. U Lecha po- jawia siê znany mi profesor z PG, który donosi na mnie niestworzone rzeczy. Na szczêœcie zostaje rozpoznany przez se- kretarkê Lecha, która wyjaœnia mu ce- chy tej osoby. Postanawiam wyjechaæ na zaproszenie do pracy naukowej w Berli- nie. W Berlinie zastaje mnie stan wojen-
ny. Przyjezdni, uciekinierzy, wyrzuceni z PRL, czêsto bez paszportu, opowiadaj¹ mi okropne rzeczy o dzia³aniach rozpa- sanej soldateski. W „prezencie” ktoœ wrêcza mi list goñczy za moj¹ osob¹. Je- stem mile zaskoczony niezwykle ¿ycz- liw¹ atmosfer¹ spo³eczeñstwa niemiec- kiego wobec uciemiê¿onego narodu pol- skiego i emigrantów. Liczne œrodowisko polonijne Berlina organizuje siê i stara przyjœæ z pomoc¹. Uderzaj¹ca jest spon- taniczna reakcja spo³eczeñstwa niemiec- kiego. Przychodzi do nas wiele osób z proœb¹ o podawanie adresów pokrzyw- dzonych w Polsce, by mogli im wys³aæ paczki ¿ywnoœciowe i z ciep³ym ubiorem na zimê. Rz¹d niemiecki znosi nawet op³aty pocztowe na tê pomoc. Z kraju do- chodz¹ do nas alarmuj¹ce odg³osy. Po- trzeby s¹ ogromne, brak ¿ywnoœci, odzie-
¿y, lekarstw, parali¿ produkcji w PRL. I tak wchodzê w nastêpny rozdzia³ w moim
¿yciu – dzia³alnoœæ na emigracji.
Wojciech Gruszecki
Taki by³ pocz¹tek... Lech Wa³êsa na bramie Stoczni Gdañskiej im. W. I. Lenina, sierpieñ 1980 r.