ODRODZENIE T Y G O D N I K Daszyńskiego 16 Redakcja:
Administracja:
Daszyńskiego 14 C e n a 2 5 z ł
Rok V I Warszawa, dnia 27 marca 1949 r. JNr 13 (2 2 6 )
LOUIS ARAGON
P R Z Y K Ł A D R O M A IN R O L L A N D A Pisarze polscy w obronie pokoju
Deklaracja Zarządu Głównego Zw. Zaw. Literatów Polskich
Nie ta k daw no temu, ile k ro ć w y b a w ia n o słowo pokój, um ysły ludz
kie zw racały się k u pew nym lu dziom, w k tó ry c h w id z ia ły rę k o jm ie te§o dobra ta k nietrw ałego, tego skaxbu w ciąż zagrożonego. D w a j o- statni spośród tych lu d z i to bez w ą t
pienia G andhi i R om ain Rolland.
W okresie rządów V ich y, pow stała b w is tn a i szydercza zmowa, by na
piętnować pasję rzekomo niepotrzeb- 1 1 gdyż w końcu m im o ich u siło wań .— w o jn a w ybuchła. Cała tra - fiedia francuska, uosobniona w u - kiegłym stu le ciu w L a m a rtin ie i w M arsyliance P okoju, oraz w gigan- tycznej postaci V ic to ra Hugo, k tó r y choć lżony sła ł ś w ia tu swą deklarację p o ko ju — cała fra n c u -
®ka tra d y c ja zdawała się zamierać
^■sród szyderstw V ich y. M ło d ym lu dziom w ysyła n ym do „W arsztatów M łodzieżowych“ w zielonych bere- b c h i boso, ukazyw ano R om ain R ol
a n d a ja ko złego m istrza, k tó r y nie Przygotował ich do w o jn y , uczył Pokoju, i którego n a u k i o d ry w a ły Jch od służenia E uropie pod przew od- b c tw e m H itle ra , służby n ie zb yt róż- ne3 od te j, do ja k ie j chcą dziś zno- zaprząc najm łodszych w śród nas.
„S iła przez Radość“ 1 lu d zie D a r- nanda g o to w a li młodzież.y los po
dobny do tego, ja k i w te j sali, gdzie się : znajdujem y, pew ien pisarz, zdrajca tra d y c ji Romain Rollanda w yznaczył przed paru tyg o d n ia m i sw ym słuchaczom in te le ktu a listo m , głosząc iż „k a ż d y z nich pow inien być spadochroniarzem !“ A przecież zdaw ałoby się, że H itle r n ie żyje, faszyzm został zwyciężony...
N ie wyobrażam sobie, aby jakieś zdanie mogło być bardziej obce d uchow i R ollanda, n iż to właśnie wezwanie: każdy z was pow in ie n zostać spadochroniarzem! Jest w ty m zdaniu w y n ik ła ze strachu w ia ra, że wojna, jest n ie u n ikn io n ą ko niecznością.
Na ty m zgromadzeniu, zam ykają
cym sesję w yłonionego na Kongresie W rocław skim , B iu ra M iędzynarodo
wego In te le k tu a lis tó w dla spraw y pokoju, pow o łu je m y się na p rz y k ła d Rom ain R ollanda, ja kg d yb y b y ł on w ciąż żyw y, mógł nam prze
w odniczyć i udzielać rad, uosabiać w ciąż pragnienia -mieszkańców tej ziem i, k tó rz y mogą, będąc w iększo
ścią, zapewnić try u m f pokoju.
M
ie c z y s ł a w j a s t r u nA n n o
urządzić m asakrę, od k tó re j oślepłyby w ie k i
* stały pod gw iazdam i puste, bez mieszkańców,
•ha nich — cyfry statystyk, dla itas — judzie podobni do nas.
Ci zbrodniarze ukoronowani k rw ią
Zstępują z gór Uranu z bladym i twarzam i,
le tw a rz e będą jeszcze bledsze w blaskach eksplozji,
Przez śnieg przekopują się a rm ie u m arłych
W hełm ach przestrzelonych, w płaszczach od k r w i radych, A rm ie ludzi o zm iażdżonych tw arzach.
Kazano zm ienić żołnierzom m u n du ry, • Kazano zm ienić im naszycia i b a rw y
I Przypiąć róże, k tó re w czoraj k w itły na bandażach.
^Tie przestały drżeć ląd y P °d słabą człow ieka dłonią.
^ gór K a rm e lu schodzą w ie lb łą d y Objuczone m orderczą bronią.
Oo nazareńskich w in nic Ujeżdża żelazny tabor.
W G re c ji wśród g ajó w oliw n ych Pełzną czołgi podobne krabom .
G dziekolw iek jesteś, n iezn ajo m y p rzyjacielu ,
^ tw a rz ą białą, słoneczną i czarną, Ty, co prowadzisz w ie lb łą d y z K a rm e lu ,
Ty, co w
śniegu chińskim słuchasz w ycia^zakałów m aszynowych,
Ty, którego sieją w ziem ię ja k ziarno Przecięte oceanem dw ie św iata połowy, Słuchaj ja k b ije nasze wspólne serce.
W spółtowarzyszu życia, Słuchaj ja k d rżą a p a ra ty —
Pf przez noc, przez A tla n ty k , przez Ocean Spokojny, Ten głos jest zb ro jn y w arm a ty ,
Ten głos to w y rą b a n y w p ow ietrzu Tunel w o jny.
Gromady niewolników, ich twarze bez źrenic, Thpota niewclników, ich niegodne męstwo.
Nauka dla tyranów poszła w las szubienic,
‘^ ‘e nauczywszy starych władców drżeć przed zemstą.
Szaleństwo władców, ślepota niewolników
P epoce myśli ścisłej, większej od serca człowieka.
Szaleństwo władców, którzy chcą rzucić ocean ziemię zadomowioną w antycznych wiekach, których kultu ry
Wydają się stare ja k gwiazdy.
*yż nie wiedzą, że zemsta lu d ó w jest straszliwsza od p ie k ie ł wojny?
* l Wstaje p rzeciw n im każdy człow iek bez w zględu na ko lo r skóry, T-zlowiek, k tó ry zasadził jabłoń,
' k tó ry ma n^ż na węża 1 Po to, by p rzekroić owoc, Gn, k tó ry
j le chce żyć w strachu przed d ru gim człow iekiem hhirzeć od jego oręża.
Pacyfizm w rozterce
D zisiaj, m o i przyjaciele, zagad
n ie n ia pokoju są jesne. W świecie zagrożonym przez potw ora ra s i
zmu, gdy się m ó w iło o grożącej w o j
nie, ludzie p y ta li: z k tó re j strony zerw ie się burza? N ie k tó rz y myś
le li raczej o tym , by ją skierować na innych, n iż ;o tym , by je j zapo
biec. B y li tacy, k tó rz y , sądzili, że u trz y m a ją pokój p a ktu ją c z lu d źm i w o jn y . Pozwalano zgnieść obok sie
bie naród i nazywano to u trz y m y w aniem pokoju. N ie chciano uznać, że pokój je st niepodzielny. A le do
świadczenia d ru g ie j w o jn y ś w ia to wej i zniszczenie dokonane przez potw ora ze swastyką n auczyły nas z jednej strony, że odtąd nie będzie w ojen lokalnych, a z d ru g ie j, że na
leży odnosić się do tego problem u w sposób bardzo uproszczony.
W 1934 r. na p rz y k ła d pisarz, o k tó ry m m ów iłem , ten, k tó ry chciał
by w was w id zie ć spadochronia
rzy, a wówczas b y l pozornie w o-
Pokój
D zisiaj w 1949 r., gdy się m ó w i o w ojnie, wiadom o o ja ką w ojnę cho
dzi. Nie w ybuchnie ona tu lu b tam, m iędzy ty m i czy o w y m i; je ś li za
czyna się gdzieś w P alestynie lu b Indonezji, wiadomo, że zaw iera ona zarodki w ie lk ie j w o jn y, te j w o jn y, k tó re j antagoniści są nam z góry znani, a pole b itw y w szystkim w ia dome. T ym razem M a lra u x nie mo
że marzyć o tym , by się Rosjanie i Japończycy b ili na S yb e rii, à je ś li wzywa, byście wszyscy b y li spado
chroniarzam i. to w ie debrze, gazie się odbędzie b itw a , k tó rą przygoto
w u ją .
T ym razem tru d n o w y g ry w a ć e- goizm przeciw ko po ko jow i. Nie można ju ż u praw iać s tru sie j p o lity k i, starcy nie mogą m ów ić sobie, że w o jn a jest sprawą m łodych, a ko biety, że jest sprawą mężczyzn; k u la w i, ludzie o słabym sercu, chorych nerkach, że jest sprawą lu d zi zdro
w ych; nie ma ju ż fro n tu a n i ty łó w a żadne p ro te k c y jk i n ie wystarczą ja ko ochrona . i n a w e t generałowie n ie mogą być pew ni, że um rą w swych łóżkach. N ie można rów nież mieć nadziei, że da się w ojnę od
d a lić od je j naturalnego terenu. N ie - żydzi we F ra n c ji np. nie mogą mó
w ić sobie „niech Ż yd zi obaw iają się tego, co może nadejść“ . I wreszcie —■
k ie d y mowa o F ra n c ji — w iadom o, że je ś li sztab za in sta luje się w Fon-
bozie pokoju, w yobrażając sobie przyszłą w ojnę przypuszczał, że ro zegra się ona m iędzy Japończykami a Rosjanami na S y b e rii — właśnie w je d n y m z tych rzadkich miejsc, gdzie było najm niejsze praw dopodo
bieństwo je j wybuchu. M ów iono czę
sto, iż można by się urządzić tak, aby w yb u ch ła m iędzy Niem cam i a Rosjanami, na czym się zresztą skoń
czyło, z tą ty lk o różnicą, że H itle r zdążył uprzednio zanocować w P a ry
żu. Można było wreszcie w obliczu przyszłej w o jn y u p ra w ia ć (przynaj
m n ie j przed sobą samym) strusią p o lity k ę , wierząc, że ona nas nie do
tyczy. Podobnie ja k i. dzisiaj o lb rz y m ia większość żyjących chciała po
k o ju , zw olennicy jego jednak b y li rozdrobnieni, ja k ziarna piasku: b y li tacy, k tó rz y przeciw staw iając się w o jn ie , słyszeli ty lk o w łasny k rz y k i tacy, k tó rz y wobec brunatnej zarazy m ó w ili: trzeba się zbroić, by ocalić p o kó j! A le dziś...
1949
tainebleau, to n ie po to, b y toczyć w a lk i w Irk u c k u lu b Pernambuoo.
W iadomo n a w e t — pisma o ty m m ó
w ią — gdzie będzie fro n t. Będzie on nad Renem... a zresztą d zie n n ik i o- świadczają, że tam się go n ie u trz y ma i że Cofnie się w Pireneje. M o
żemy w ięc dokładnie w yobrazić so
bie los naszego k ra ju w nadciągają
cej ka ta stro fie . Francuz, k tó ry by n ie chciał zrobić w szystkiego co w jego mocy, aby do w o jn y nie dopu
ścić, b y łb y zbrodniarzem lu b obłą
kańcem O lbrzym ia Większość F ra n cuzów m usi być zjednoczona ideą, że trzeba ocalić pokój, podobnie ja k zjednoczona była m yślą bardzo p ro stą, że należy W yrzucić z F ra n c ji a rm ie okupacyjne.
• Tak, we F ra n c ji o p ó r przeciw ko w o jn ie , w alka o pokój są koniecz
nością narodową i dlatego szuka
nie w in n y c h k ra ja ch sprzym ierzeń
ców lu d u francuskiego jest rów nież koniecznością narodową. P o w ita liś m y naszych p rz y ja c ió ł p rzybyłych ze w szystkich stron zie m i i zapew
niających nam tego rodzaju p rzy
m ierza, nie ty lk o ja ko in te le k tu a liś c i — obrońcy pokoju, lecz także ja ko : Francuzi, w im ie n iu wszyst
k ic h Francuzów ; p o w ita liś m y ich przybycie z radością, słuchaliśm y ic h ż a rliw ie , roztrząsaliśm y z n im i, w ja k i sposób można by le p ie j bro
n ić pokoju.
Od Wrocławia do Paryża
K ongres W ro c ła w s k i położył w czterdziestu pięciu k ra ja c h p o d w a li
n y pod now e organizacje i nowe po
jęcia. Nasza sesja paryska pozw oli nam ocenić osiągnięte dotychczas re zu lta ty . N ie to je d n ak jest je d yn ym je j celem: m usim y teraz w Paryżu zrobić n o w y k ro k naprzód. U s ta li
liś m y we W ro cła w iu , że obowiąz
kiem in te le k tu a lis tó w jest ostrzegać przed grożącym niebezpieczeństwem w o jn y. W k o n k lu z ji obrad paryskich uznano za niezbędne, aby stw orzyć
Język
O brady paryskie naszego B iu ra M iędzynarodowego uznały za rzecz szczególnej w agi dla spraw y poko
ju , aby in te le ktu a liści, uczeni, a rtyś
c i n ie ograniczali się do głoszenia swych zasad oraz pisania odezw:
przeciwnie, aby w ycężyli w szystkie s iły w w alce o pokój, oddali im całą swoją n wiedzę, środki, talent, geniusz, je d n y m słowem pośw ię cili całe swo
je dzieło. Z m yślą o p o ko ju muszą tw o rzyć sztukę, lite ra tu rę i wiedzę służącą bezpośrednio te j sprawie.
M ie liś m y ju ż w dziejach takiego człowieka, b y ł n im R om ain Rolland.
Świadczy o ty m powieść „Ja n K rz y sztof“ , świadczą dzieła o Beethcve- nie i Tołstoju... Uczeni, pisarze i a r
tyści! N ie dość jest powiedzieć:
chcemy pokoju. M usicie dowieść swoich słów czynem, oddając spra
w ie pokoju to, co w was na jce nn ie j
sze, m usicie pracować dla n ie j, tw o rząc dzieła świadczące o tym , kto p ragnie w o jn y , a k to o pokój w a l
czy.
T y ra n i znają dobrze wagę w a
szych usiłow ań i prześladują tych co o pokój walczą. Z^abito niedawno w T u rc ji pisarza Sabahaddina A li, rozstrzelano Lorcę w Grenadzie, a
w spólny fr o n t ze w szystkim i lu d źm i dobrej w o li, pra cu ją cym i dla k u ltu ry , postępu, de m o kra cji i pokoju.
Organizacja pow stała we W ro cła w iu w in n a zjednoczyć się z masami i ściśle z n im i współdziałać. Postano
w iliś m y o kryć całą k u lę ziemską siecią pokoju... Postanow iliśm y pod
jąć wszędzie dyskusję, dopomóc do skonfrontow ania poglądów tych, k tó rz y , chcą pokoju m im o, że nie wstępują w nasze szeregi.
Pokoju
Decoura w M o n t V alerien... T y ra n i wiedzą o ty m dobrze i in s p iru ją dzieła o w o jn ie , aby w y tw o rz y ć k l i mat. w ojenny. M usicie potępić tych, k tó rz y odm aw iają' przystąpienia do nowego ru ch u oporu, skierowanego przeciw w ojnie... Zdem askujcie pod
łość tych, co d a ją swój podpis pod now ą w ojną, ty c h co s ta ra ją się u sp ra w ie d liw ia ć ludzi, p rzyg o to w u jących wojnę. Podżegacze w o je n n i czekają zapewne na gumę do żucia i lem oniadę coca - cola, k tó ra u m i
l i życie beztroskim głupcom, liczą
cym na paczki od w ujaszka z A m e
ry k i. A ten w ujaszek szykuje im tymczasem gwoździe do tru m n y ! Po
łączcie się z nieprzeliczonym i rze
szami,, z k tó ry c h chce się zrobić pie
churów i spadochroniarzy i prze
m ów cie do nich ję zykie m Romain Rollanda, ję zykie m pokoju. A w ola pokoju jest zaraźliwa. Ogarnie cały św ia t płom ieniem ! Już ogarnia ! W i
dać z daleka płom ienie kongresów w Montevideo, w M exico, w B u
kareszcie, w N ew -Y orku... Wysoko strzelają czerwone płom ienie, p ło m ienie żywotne ja k m yśl, płom ienie m ilio n ó w naszych serc!
Uouis Aragon
W niespełna cztery lata po zakończeniu najstraszniejszej z wojen widzimy znowu świat podzielony na dwa obozy. Z jednej strony kos
mopolityczna klika imperialistów, przysięgłych wrogów ludzkości i po
stępu, dysponująca w krajach kapitalistycznych usłużnymi ośrodkami reakcyjnych rządów, burżuazyjnymi i prawiccwo - socjalistycznymi stronnictwami, prasą i radiem, a przede wszystkim narzędziami presji gospodarczej — wzmaga z dnia na dzień swoje zbrodnicze wysiłki, zmierzające do rozpętania nowej wojny. Z drugiej strony narasta i mo
bilizuje się potężny obóz sił pokoju, reprezentujący interesy, pragnie
nia i nadzieje olbrzymiej większości wszystkich ludów i narodów świa
ta. Niezłomna, konsekwentna w działaniu wola obrony i utrzymania ciężko wywalczonego pokoju przenika przede wszystkim politykę po
tężnego Związku Radzieckiego. T a sama wola pokoju i pokojowego bu
downictwa kieruje także wszystkimi poczynaniami państw demokracji ludowej. Ostatnie dni przynoszą również coraz to nowe fakty i zjawis
ka, świadczące o wzbierającej fa li antywojennej w społeczeństwach krajów kapitalistycznych, o coraz bardziej stanowczej postawie tych społeczeństw wobec imperialistycznych planów wojennych,
Jednym z doniosłych aktów tej „ofensywy pokoju“, poruszającej dziś umysły zarówno milionów prostych ludzi na całym świecie, jak i wybitnych przedstawicieli nauki i sztuki, będzie Światowy Kongres Zwolenników' Pokoju, zwołany do Paryża na koniec kw ietnia br. W Kon
gresie tym wezmą udział przedstawiciele wszystkich nurtów świato
wego ruchu antywojennego, zarówno działających w środowiskach in
telektualistów, ja k i obejmujących w ielkie organizacje masowe: kobie
ce, zawodowe, młodzieżowe i inne. Kongres Paryski rozwinie i spotę
guje idee, sformułowane w ubiegłym roku przez Kongres Wrocławski.
Będzie on nową, potężną manifestacją rosnących sił pokojowych świa
ta, wymownym ostrzeżeniem dla podżegaczy wojennych i źródłem otuchy dla nękanej ich pogróżkami ludzkości.
Pisarze polscy, w'raz z całym narodem, szczególnie dotkliwie od
czuli na sobie w minionych niedawno latach, czym jest współczesna wojna imperialistyczna i jakie niepowetowane straty przynosi ona za
równo życiu i gospodarce narodów, ja k i ich dorobkowi kulturalnemu.
Z bolesnych ran, zadanych w ostatniej wojnie przez faszystowskich agresorów naszemu dorobkowi kulturalnemu znaczna część jest wręcz niemożliwa do zaleczenia. Dlatego miejsce nasze jest dziś w szeregach łudzi sprzeciwiających się nowej wojnie. Siły pokoju są dostatecznie wielkie, z i<,h dominującego wply wu w masach ludowych zaczynają już zdawać sobie sprawę imperialistyczni podżegacze. Jesteśmy po stronie tych, którzy Uczynią wszystko, aby złamać nikczemne dążenia „ludzi pieniądza“, amerykańskich oligarchów kapitału i ich pomocników w innych krajach. Czynną walkę o utrzymanie pokoju uważamy dziś za jedno z głównych zadań wszystkich ludzi, których funkcją społeczną jest budzenie świadomości, czujne przenikanie i ukazywanie społeczeń
stwu istoty współczesnego zła, istoty nieprzejednanego konfliktu m ię
dzy pragnieniami i dążeniami narodów a brutalnym, gotowym do wszel
kich zbrodni egoizmem wielkokapitalistycznych pasożytów.
W pełnym poczuciu ciążącej dziś na wszystkich twórcach i pra
cownikach kultury współodpowiedzialności za postawę społeczeństw w walce z siłami zła i zbrodni Zarząd Główny Związku Literatów Pol
skich zgłasza niniejszym akces ogółu pisarstwa polskiego do Świato
wego Kongresu w Obronie Pokoju w Paryżu i deklaruje swoją gotowość współdziałania w realizacji jego zadań i celów.
Za Zarząd Główny Związku Literatów Polskich:
L e o n K r u c z k o w s k i , E w a S z e l b u r g - Z a r e m - b i n a , J a r o s ł a w I w a s z k i e w i c z , L e o p o l d L e w i n , J a n i n a . B r o n i e w s k a , A l e k s a n d e r M a l i s z e w s k i , J u l i a n T u w i m , A d a m W a ż y k ,
J u l i u s z Ż u ł a w s k i
WOJCIECH ŹUKROWSK!
Kongres Pokoju
czyli rozterka wierzącego katolika
K ie d y ro k tem u zapadła uchw ała urządzenia Światowego Kongresu w O bronie P okoju we W rocław iu, w ie lu z nas zastanawiało się nad fa n - tastycznością tego pomysłu, w ie lu po
tra k to w a ło całą imprezę ja k o jesz
cze jeden z w ie lu przegadanych, a więc roztrw onionych tygodni. Troska 0 pokój w ydała nam się przedwcze
sna. Nie zdaw aliśm y sobie spraw y z bliskości niebezpieczeństwa, któ re z każdym dniem ogrom niało, aż zm u
siło nas do rozważenia tez kongreso
wych. M usieliśm y rozważyć na co czekamy — na wojnę, czy na trw a ły pokój. Nareszcie dostrzegliśmy, kto nam zagł :.ą zagraża, skąd nadcho
dzi owo drżenie, któ re w yczujem y ła tw o w ścianach naszego domu, Od D n i W rocław skich w iele razy zasta
n a w ia liśm y się nad przyszłością, w ie le razy przeliczaliśm y zyski i straty.
G dy zobaczyliśmy we W ro cła w iu na tw arzach cudzoziemców zaskoczenie 1 podziw — oceniliśm y należycie ogrom w ykonanych dziś prac, roż
ni :.ry odbudowy.
M in ą ł zaledwie ro k a ju ż każdy z na9 pojm uje, że słowo w ojna rz u cane przez propagandę amerykańską nie jest słowem, któ re można zbyć w zruszeniem ram ion. Codziennie p otykam y się o to przeklęte słowo, grozi w prasie, szumi w rozmowach, dudni w głośnikach radiow ych.
C zujem y się trochę bezradni. P i
szę w liczbie m nogiej bo w ie le roz
m ów z p rzyja ció łrrji, w ę d ró w ki wśród czytelników , u p e w n iły mnie,
że ta k ja k ja czuję rozterkę, trw oży się w ielu. Zdawać by się mogło, że najprostsze byłoby zaufać O patrz
ności i czekać na los bez drżenia.
A le je ś li czekając rozważa się, jeśli się p ró b u je przemyśleć...
W ybór m iędzy pokojem i w ojną przestał być sprawą rozważań ga r
s tk i in te le k tu a lis tó w , dokonuje się co dnia w każdym z nas. W idzim y w yraźnie dwa obozy i w iem y, w k tó ry m k ry ją się napastnicy, A le lin ie podziału nie biegną ja k daw niej w zdłuż granic i narodów, fro n ty przyszłej w o jn y ry s u ją się zawile...
A ;hodzi o spraw y najprostsze — o prawdę, w m yśl k tó re j ma być orga
nizowane nowe życie. Więc po czy
je j stronie jest prawda?
K ażdy z nas chciałby mieć pew ność, że ją w pobliżu rozpoznał, ta pewność rozstrzygałaby o wyborze drogi. U ważnie przyglądam y się p rr ;ciw n iko m , przeliczam y siły, ro zum ujem y. Szukamy argum entów, chcemy, jakże mocno chcemy u w ie rzyć, zdobyć pewność, ażeby w yb ó r był ju ż poza nam i. Czasami zdaje nam się, że jesteśmy bezsilni, że losy św iata przetaczają się ponad naszy
m i " ’ owam i, nie możemy, nie p o tra fim y na nie w płynąć. Głosy nasze są szumem chrabąszczy trzym anych w pudełkach któ re zaraz rozdepcze n ie
cie rp liw a stopa. Już ty le razy m y k a to lic y b y liśm y nabierani, rzucaliś
m y w szystkie s iły na fałszyWą szalę.
Chcemy wreszcie mieć pewność.
(Dokończenie na stronie drugiej)