• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1945.02.25 nr 13

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1945.02.25 nr 13"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

ODRODZENIE T Y G O D N I K

Rok II

Nr. 13 Kraków, dnia 25 lutego 1945 r.

ZO FIA NAŁKO W SKA

W Ę Z Ł Y Ż Y C I A

c z ęSC p i e r w s z a R O Z D Z IA Ł I.

A u ta p ły n ę ły c z a r n y m . a s fa lte m je z d n i c i­

cho, ja k gondole, i bez s y g n a łó w , z w o ln a , je d n o za d ru g im , s k rę c a ły w e w s p a n ia łą b ra m ę W jazdow ą p a ła cu.

R o z le g ły p la c le ż a ł w c ie m n o ś c ia c h p o d bez­

g w ie z d n y m n ie b e m n o c y z im o w e j. U czepione w yso ko do c ie n k ic h ło d y g z żelaza la m p y ł u ­ ko w e słabo r o z ś w ie tla ły p rz y z ie m n e m ro k i.

Na p la c u s ta ły ju ż w d w u rzęd ach p ie rw s z e za p a rk o w a n e sam ochody.

Łącząca oba s k rz y d ła p a ła c o w e k r a t a o d ­ d z ie la ła d z ie d z in ie c od p la c u . N a sześciu s łu ­ pach b a ro k o w y c h s ta ły f ig u r y a le g o ry c z n e ze sm ug am i ś nieg u w tw a r d y c h fa łd a c h od zie­

nia. Z b o k u , od s tro n y u lic y , z a trz y m a ła się u k r a t y g ru p a z z ię b n ię ty c h p rz e c h o d n ió w , k tó rz y n ie bacząc n a m ró z , o g lą d a li w id o w i­

sko.

M in ą w s z y s łu p y w ja z d o w e , k a r e ty p r z y ­ m ru ż a ły sw e w ie lk ie oczy z og n ia i o p ły w a ją c W ydłużoną p a ra b o lę — czarne, lśn iące , tę g o - P o k ry w e — s ta w a ły w g łę b i p rz e d ja s k ra w o o ś w ie tlo n y m p o rta le m p a ła cu .

T u ta j lo k a je , b ły s k a ją c y na m ro z ie g u z i­

k a m i lib e r ii, z g r a b ia ły m i ® rę k a m i o tw ie r a li je d n e po d ru g ic h d r z w ic z k i k a re t. Z e s to p n ia s c h o d z ili d y g n ita rz e w c z e rn i lu b w ja s n y c h płaszczach w o js k o w y c h i — z g ię c i w p ó ł c ia ­ ła — p o m a g a li w y s ią ś ć s w y m k o b ie to m .

W y w le k a n e za rę k ę z g łę b i n is k ic h siedzeń, d łu g ie i w io tk ie , zam o ta n e w ja sne f u tr a , w s tro jn e w ie c z o ro w e płaszcze, s p o w ite po palce stóp w la m y i w e lu r y , r o z k rę c a ły się z w o ln a ja k z k łę b k a z p u s z y s ty c h s ie rś c i z w ie ­ rzęcych i lś n ią c y c h je d w a b n y c h ła c h m a n ó w . S tą p iw s z y n a p ły t y p e ro n u — w y p ro s to ­ wane, w y n io s łe , z m a ły m i o d s ło n ię ty m i g ło ­ w a m i w p u k la c h , p r z y tr z y m u ją c rę k a m i p o ­ w łó c z y s te s z m a ty fa lb a n i fr e n d z li, p r o w a ­ dzone prze z spiesznych m ężczyzn, — w b ie ­ g a ły n a sze ro kie s to p n ie schodów , s zybko m i­

gając s to p a m i w z ło ty c h sandałach.

A u ta o d je ż d ż a ły z k rę g u ś w ia tła i p o w r a ­ c a ły tą sam ą d ro g ą n a p la c, b y ta m z n ie ru ­ chom ieć n a d łu g ie o c z e k iw a n ie . A le w c ią ż n a d p ły w a ły now e. A w y s ia d a ją c y z n ic h m ęż­

czyźni p o c h y la li się je d n a k o w y m r y tu a ln y m gestem, b y w y s z a rp n ą ć z ic h w n ę trz a p u s z y ­ ste, m ię k k ie i cie p łe is to ty ko b ie ce i w le c je w b la s k ś w ia te ł i t łu m lu d z k i n a ob rzęd w ie lk ie j r e w ii sezonu.

B y ła to je d n a z n o c y s ty c z n io w y c h p a m ię t­

nego r o k u ty s ią c d z ie w ię ć s e t trz y d z ie s te g o dziew iąteg o. K ilk a s e t osób w W a rs z a w ie o trz y m a ło zaproszenie n a r a u t w a p a rta m e n ­ tach m in is tr a , w y d a n y d la uczczenia w y s o ­ k ic h z a g ra n ic z n y c h gości.

P oczątek r a u tu w yz n a c z o n o n a go dzinę d z ie ­ w ią tą trz y d z ie ś c i — czas, g d y u k o ń c z o n y ju ż zostanie ob ia d, o d b y ty w ś c iś le js z y m g ro n ie d o s to jn ik ó w .

N a je d n y m z zaproszeń, po w y lito g r a fo w a ­ n y m te k ś c ie : M A J Ą Z A S Z C Z Y T Z A P R O S IĆ J W p, na p isa n o rę c z n ie : Pana G en erała W yso­

kińskiego z żoną. U d o łu zap rosze nia z le w e j s tro n y , d r u k ie m d ro b n ie js z y m — n ib y to n e m b a rd z ie j p o u fn y m — do da no : S tr ó j w ie e z o - ro w y. O rd e ry .

T a k w ię c te ra z z k o le i g e n e ra ł w sta n ie spoczynku, b y ły zastępca w o je w o d y , b y ły se­

n a tor, b y ły w ic e m in is te r, o s ta tn io po p ro s tu n a c z e ln ik s e k c ji w D e p a rta m e n c ie S łu ż b y Z d ro w ia , d o k to r R o m a n J o a c h im Jasp is W y ­ soko lski, w y s ia d łs z y z sam ochodu, p o d a ł rę k ę zonie s w o je j, A gacie.

W y g lą d a li, ja k w szyscy in n i goście, n ic z y m SlĘ spośród n ic h n ie w y r ó ż n ia li. O n b y ł w y ­ sokim s ta rs z y m p a ne m w g e n e ra ls k im p ła ­ szczu z b o b ro w y m k o łn ie rz e m , ona m ia ła na sobie w ie c z o ro w e ja sne f u tr o , a je j w ło s y , Ułożone w fa le i lo k i, n ie b y ły n ic z y m o s ło ­ nięte. I ona, ja k in n e , sta n ą w s z y p rz e d p a ła - Cem, z e b ra ła w ręce w ą s k i tre n ze s re b rn o bzow ej la m y . I ona, p ro w a d z o n a za ło k ie ć Przez męża, spieszyła po schodach, p rz e b ie ­ g n ą ć d ro b n y m i s to p a m i w s re b rn e j skórce.

P r z y b y li t u n a s k u te k w sp ó ln e g o zaprosze- m n. p r z y b y li w c ią ż jeszcze ra ze m — m im o , że ślub ic h 'o d b y ł się la t te m u d o s ło w n ie t r z y ­ dzieści. M o g li w ię c r o b ić w ra ż e n ie , że je s t z n im i dobrze, le p ie j, n iż z w ie lu in n y m i —

*:uta j, gd zie ż o n y ta k ła tw o się z m ie n ia ły , za­

stępow ane prze z b a rd z ie j o d p o w ie d n ie . P rzecież i w ic h w y p a d k u s p ra w a n ie b y ła ta k p ro sta . J u ż cho ćby ze w z g lę d u na tru d , z ta k im u d a ło się g e n e ra ło w i n a k ło n ić m a ł- z° n k ę do to w a rz y s z e n ia m u n a tę uroczystość.

Z a n im u le g ła n a m o w o m męża, g e n e ra ło w a P a ro k ro tn ie te le fo n o w a ła do zam ężnej sw e j

c ó r k i n a js ta rs z e j, K a ta rz y n y , b y się u p e w n ić , czy w y b ie r a ją się także , czy w y b ie r a ją się oboje. U te le fo n u o d z y w a ł się t y lk o d o ro s ły p a s ie rb K a ta rz y n y , D z iu n io O x e ń s k i, k t ó r y n ic pe w n ego n ie u m ia ł po w ie d z ie ć . G rżecznie p rz y rz e k a ł, że sam będzie z p e w n ością , co i bez tego b y ło w ia d o m e . N a jd e lik a tn ie j p rz e ­ p ra s z a ł w im ie n iu m acochy, k tó r a n ie m o g ła sam a p o d e jść do te le fo n u , że się p o ło ż y ła , że się u b ie ra . J e j m ąż n a w e t się n ie u s p r a w ie ­ d liw ia ł. B y ło ja s n ą rzeczą, że u O x e ń s k ic h z n ó w n ie d o brze się dzieje.

W y s o k o ls k i n ie p o d z ie la ł n ie p o k o ju żony, m im o że ta p ie rw o ro d n a K a ta rz y n a b y ła je go u lu b ie n ic ą , że k o c h a ł ją n a jb a r d z ie j ze s w y c h dzieci. N ie p rz e c z y ł, że je s t n ie o b lic z a ln a i sa­

m o w o ln a , ju ż ja k o m a ła d z ie w c z y n k a m ia ła

„ t r u d n y “ c h a ra k te r. G e n e ra ł je d n a k ż y w ił n ie z m ie n n e z a u fa n ie do ro z s ą d k u swego z ię ­ cia, z k tó r y m łą c z y ła go serdeczna p rz y ja ź ń . P o n a d to c e n ił go ja k o p ra w e g o c z ło w ie k a i — ja k się d a w n ie j m ó w iło — to w a rz y s z a id e i.

Z re s z tą c a łk ie m n ie z a le ż n ie od tego, co d z ia ło się u O x e ń s k ic h , m u s ia ł sw ą żonę na każd e p ó jś c ie m ię d z y lu d z i ciągnąć i n a m a ­ w ia ć . N ig d y n a p ra w d ę n ie n a le ż a ła do je go ś w ia ta , n ie czuła się w n im s w o ja a n i w ła ś c i­

w a. Z a p rz ą tn ię ta d r o b n y m i o b o w ią z k a m i, k tó r e b ra ła na siebie, p rz e jm u ją c a się zawsze s p ra w a m i dzieci, ja k b y ju ż n ie b y ły dorosłe, n ie p ró b o w a ła p rz e n ik n ą ć w je g o ś w ie tn e życie. To on — s ła w n y , u ro czy, z asłużo ny R o m a n W y s o k o ls k i, g ro ź n y i ta je m n ic z y w s w o im czasie Jaspis, u s iło w a ł ją n ie k ie d y w n ie w łą c z y ć - D zisiejszeg o w ie c z o ru zaś zależało m u na ty m szczególnie.

I s tn ia ł w z g lą d p o w a ż n y , d la k to re g o p r a ­ g n ą ł, b y ic h tego w ie c z o ra w id z ia n o ra ze m

z A g a tą . W ią z a ło się to z p e w n ą ro z m o w ą , k tó r ą z a m ie rz a ł tu p rz e p ro w a d z ić w s p ra w ie , le żącej m u b a rd z o n a sercu. B y ł p o d n ie c o n y ty m p ro je k te m i w ty m ś w ie tle osoba gene­

r a ło w e j n a b ie ra ła szczególnego znaczenia.

Z nacze nia, k tó re g o zresztą w c a le n ie m o g ła się dom yślać.

W o lb r z y m ie j s ie n i m u s ie li W y s o k o ls c y o d ­ czekać c h w ilę w tłu m ie w ch o d zą cych , n im za in n y m i p o d e s z li do cię żkieg o s to łu , n a k tó r y m , strzeżona prze z c h e ru b ó w z E m -E s -Z e tu , le ­ żała o tw a r ta księ ga obecności. R ozeznając się m ię d z y sobą w u ś w ie tn io n y c h w ie lk ą galą p o sta cia ch , s k ła d a ją c sobie w z a je m n e u k ło n y i ś c is k a ją c ręce, goście w p is y w a li do k s ię g i sw e n a z w is k a .

M ię d z y m ło d y m i u rz ę d n ik a m i, c e le b ru ją ­ c y m i p r z y księdze, g e n e ra ło w a o d n a la z ła p rę d k o m ło d e g o O xeń skieg o. N ie tru d n o go b y ło zau w a żyć. W y d a w a ł się w y ż s z y w e f r a ­ k u , n iż n a codzień, i ja k b y b a rd z ie j cud zo­

z ie m s k i.

D o w ie d z ia ła się odeń, że O xe ń scy są ju ż n a górze i o d e tc h n ę ła z ulgą . A le w n e t za­

n ie p o k o iło ją co innego.

— A S onka? — s p y ta ła . -— C zy n ie zacho­

d z iła do w as d z is ia j?

M ło d y c z ło w ie k s c h y lił się na gle, b y p o d ­ nieść rę k a w ic z k ę obcej da m ie , k tó r a z a p is y ­ w a ła się w księdze. P o d z ię k o w a ła , n ie ob da­

rz y w s z y go n a w e t s p o jrz e n ie m .

— S onka? — p o w tó r z y ł zm ie szan y i ja k b y n ie p rz y to m n y .

Jego usta w y s u n ę ły się k u p rz o d o w i, ja k u zasm uconego dziecka.

— S on ka b y ła dziś n a p e w n o. T y lk o ja je j n ie w id z ia łe m .

G e n e ra ło w a się z d z iw iła .

— J a k to , dlaczego je j n ie w id z ia łe ś ? N ie ro z u m ie m .

E d m u n d O x e ń s k i z d a w a ł się n ie w ie d z ie ć , czego od nieg o chcą.

— B o m u s ia łe m w ła ś n ie w ty m czasie w y jś ć z d o m u — o d rz e k ł po na m yśle .

— A ch a . A k ie d y b y ła ?

— B y ła ch yb a za ra ź po obiedzie. M ia ła ja ­ ką ś s p ra w ę do ojca.

— A cha , — m ru k n ę ła z n ó w g e n e ra ło w a . C h c ia ła jeszcze zapytać, czy n ie b y ło u n ic h o ty m czasie B araza. A le się p o w ścią gn ęła.

E d m u n d s ta ł p rz e d n ią w y p ro s to w a n y , ja k b y jeszcze na coś czekając. D z iw n y d o p ra w d y b y ł c h ło p a k z tego p a s ie rb a K a ta rz y n y . G e n e ra ­ ło w a n ig d y n ie m o g ła się do nieg o p rz e k o ­ nać, choć od dz ie s ię c iu b lis k o la t b y ł w ic h ro d z in ie . I choć —; poza p e w n y m z m a n ie ro ­ w a n ie m — n ic n a p ra w d ę n ie m o g ła m u za­

rz u c ić .

P odchodząc do s to łu , w y m in ę ła się z b lis k a z w y s o k ą , b ia ło u b ra n ą k o b ie tą , k tó r a z ło ­ ż y w s z y w księ dze s w ó j po dp is, ju ż od cho dziła.

W p rz e jś c iu p o p a trz y ła n a n ią ba cznie i — ja k w y d a ło się g e n e ra ło w e j — z a ro ga ncją .

— N ie p rz y p o m in a m sobie, czy ją znam , — p o w ie d z ia ła do męża. A le ge n e ra ł, p o c h y lo n y n a d k s ią ż k ą , n ie w ie d z ia ł ju ż , o kogo chodzi.

Spoza ra m ie n ia m ęża p o p a trz y ła n a z a p i­

saną k a r tę i p o n a d d ro b n y m z y g z a k ie m Jas­

pis W ysokolski gen. o d c z y ta ła w y s o k im , p r o ­ s ty m p is m e m w y p is a n e lit e r y : O lga C hrudo- szowa.

— A c h a , — m r u k n ę ła po ra z trz e c i. — N ie - w ia ro g o d n e . W ię c to je s t ona... T u ta j...

D a w s z y z w le c sobie z r a m io n f u t r a i p ła ­ szcze, o trz ą s n ą w s z y się n ie d b a le z tego p rz e ­ b ra n ia z im y , goście — ju ż sam ą t y lk o is to tą s w o ją m ężc z y ź n i o b c iś li i g ła d c y , k o b ie ty do p o ło w y nagie, — w o ln y m pocho de m p r z e n i­

k a li po schodach m a rm u ro w y c h w serce g m a ­ chu. S cho dy p ro s te , bez z ałam a ń, u r n i b a ­ lu s tra d y , s z ły d łu g im w ą w oze m w ś ró d w y s o ­ k ic h s tiu k o w y c h i lu s trz a n y c h ścian aż do p o ­ de stu p ię tra , gd zie n a s tę p o w a ł fa s c y n u ją c y m o m e n t c e re m o n ii.

O czom w s tę p u ją c y c h u k a z y w a ły się z w o l­

n a — w y p u k łe i w id z ia ln e , od stóp do g ło w y rz e c z y w is te po s ta c ie : obleczone na tę c h w ilę w c ia ło znane fo to s y ,z p ie rw s z e j k o lu m n y d z ie n n ik ó w , z m a le ria liz o w o n e n a z w is k a z de­

pesz i w s tę p n y c h a r t y k u łó w p o lity c z n y c h . P o g o d n i i baczni, c a łk o w ic ie lu d z c y , c z e k a li ta m , u s ta w ie n i w m a lo w n ic z ą g ru p ę — ja k b y ju ż z n ó w za c h w ilę . p rz e o b ra z ić się m ie li w dygocące c z a rn o b ia łe z ja w y na ta ś m ie t y ­ g o d n ik a film o w e g o .

P a n i i p a n d o m u w i t a li p rz y b y w a ją c y c h i p rz e d s ta w ia li ic h po k o le i c u d z o z ie m s k im gościom . K o m e n ta rz do n a z w is k a s ta w a ł się n ie k ie d y te m a te m k r ó c iu t k ie j ro z m o w y ,

śm ie chu lu b k o m p le m e n tu . C zęściej przecież spełzał na n ic z y m .

G d y s tą p a ją c y u w a ż n ie za tre n e m s w e j żony g e n e ra ł W y s o k o ls k i d o tk n ą ł z k o le i r ę k i d o ­ s to jn ik a , b y ło m u , ja k b y , u ją ł d ło n ią k o ń c z y n ę sam ej, w g ro z ie i ta je m n ic a c h z b lis k a p rz e ­ c ią g a ją c e j h is to r ii.

W z ru s z e n ie m , k tó re g o doznał, p rz e m k n ą ł dreszcz d a le k ie j m ło do ści, g d y ta k a oto c h w ila w n a jś m ie ls z y c h n a w e t p rz e w id y w a n ia c h nie d a ła się pom yśleć.

W y s o k o ls k i b y ł p rz e c iw ie ń s tw e m lu d z i, w k tó r y c h o to c z e n iu ż y ł obecnie. T y c h lu d z i, k tó r y m w s z y s tk o w y d a je się n a tu ra ln e , k t ó ­ r z y p r z y jm u ją stan rzeczy, ja k o coś im n a ­ leżnego.

D la nieg o to n ie b y ło dane. D la nieg o to b y ło n a p ra w d ę zdobyte. D la nieg o n ie p o d le ­ głość b y ła w c ią ż jeszcze w p ra w ia ją c ą w stan o lś n ie n ia egzotyką. O n je d e n całego d z is ie jt szego ż y c ia d o z n a w a ł, ja k o n ie u s ta ją c e j le ­ gendy.

B o ju ż w m ło d o ś c i, ju ż od samego d z ie c iń ­ s tw a c z u ł nied ogo dę i upośledzenie, w y n ik łe ze s ta n u n ie w o li. Ze w s ty d e m w s p o m in a ł w ła ­ sne sło w a, p o w ie d z ia n e m a łe j siostrze, Ja n u s i, w czasie p ie rw s z e j z ro d z ic a m i p o d ró ż y „za g ra n ic ę “ do K ra k o w a - „D la c z e g o w K r a k o w ie s z y ld y są pisane po p o ls k u ? “ — s p y ta ła d z ie w ­ czynka . „B o t u t a j M o s k a le są d la P o la k ó w le p si, n iż w W a rs z a w ie “ , p o u c z y ł s ta rs z y b ra t.

N ie ra z to p ó ź n ie j ze śm ie che m w ro d z in ie op ow iad an o.

D łu g o też p a m ię ta ł p rz e c z y ta n ą w m ło d o ś c i scenę z d z iw n e j k s ią ż k i L u d w ik a S ta n is ła w a L ic iń s k ie g o , z a ty tu ło w a n e j P a m ię tn ik W łó ­ częgi. N ę dza rz, w ra c a ją c y z w y g n a n ia do do­

m u , p rz e k ra d a się nocą sam z G a lic ji do K r ó ­ le s tw a . Z b łą d z iw s z y , n ie w iedzą c, po k tó r e j z n a jd u je się s tro n ie k o rd o n u , w id z i nagle w cie m no ści s łu p d ro g o w s k a z u . Z a p a la za­

p a łk ę i m ó w i z u lg ą : „P o n a p is ie w o b cym ję z y k u p o z n a łe m m o ją o jc z y z n ę “ .

P rzez la ta n a u k i, w p ro s e k to riu m i w s z p i­

ta lu , w m iło ś c i i w p ra c y — codzienną n ie - w ia ro g o d n ą w ia d o m o ś c ią b y ł d la nieg o fa k t, że n ie m a o jc z y z n y . Ż a d n a m y ś l, żaden p o ­ w z ię ty z a m ia r n ie b y ł w o ln y od te j skazy.

G d y in n i b u d o w a li swe życie ob ok te j s p ra w y lu b po na d n ią , w oczach W ysoko! - skie go w s z y s tk o b y ło ty m czasow e i n ie is to tn e , s k o ro się o d b y w a ło w n ie w o li.

T en sposób o d c z u w a n ia w y z n a c z y ł je go bieg życia. K a ż d e m u ze „s w o ic h lu d z i“ b y ło w ia ­ dom o, że — z a ró w n o za K r ó le s tw a P olskie go, ja k za n a jja ś n ie js z e j R z e c z y p o s p o lite j, — W y ­ s o k o ls k i z n a la z ł się ja k o „u c z e s tn ik “ w szę­

dzie ta m , gd zie b y ło trzeba , że od niczego się nie u c h y lił.

Z a c z ą ł od s tr e jk u szkolnego w r o k u dzie­

w ię ć s e t p ią ty m , b y ł „z a m ie s z a n y “ w K r w a w ą Ś rod ę B e z d a n y i R ogów , n a le ż a ł do S trzelca , w y s z e c ł z O le a n d ró w , s ie d z ia ł w S z c z y p io rn ie . U c ie r p ia ł w czasie s ty c z n io w e g o zam a chu s ta n u w r o k u d z ie w ię tn a s ty m i n ie w a h a ł się,

Z o fia N ałkow ska

po c z y je j stanąć s tro n ie w m a ju r o k u d w u ­ dziestego szóstego.

T a k ie c h w ile , ja k dzisiejsza, u c z u w a ł nie t y lk o sobą, ale ja k b y całą tą s w o ją b io g ra fią . T k w iła w n im ona, ja k ś c iś n ię ta sprężyna, ja k z w in ię ta ta śm a f ilm o w a — w n ie z a p o m ­ n ia n y m z w ię z ły m skrócie.

M ó g ł to o sobie p o w ie d z ie ć , że z a w a rła za­

is te w s z y s tk o , co b y ło na ka ze m m o ra ln y m czasu. W ró ż n y c h p a ń s tw o w y c h p u b lik a c ja c h , o z d o b io n y c h je g o fo to g r a fią w m u n d u rz e i z o rd e ra m i, c z y ta ł o sobie, że im ię je go z w ią ­ zane zosta ło z „n a jle p s z y m i w n a ro d z ie “ .

T eraz, g d y h is to r ia z iś c iła p ra g n ie n ie całego życia , W y s o k o ls k i n ie o trz a s k a ł się ta k od ra z u z n o w ą rze c z y w is to ś c ią . B y ł jeszcze w cią ż sobą d a w n y m , g d y w s z y s tk o n a o k o ło b y ło ju ż in n e . N a w e t po w a żne o d c h y le n ia od p r z y ­ św iecające go k ie d y ś „ id e a łu “ n ie p rz y n io s ły m u , ja k n ie k tó ry m , g o ry c z y zaw odu.

S am f a k t n ie p o d le g ło ś c i, sam te r m in „ s u ­ w e re n n o ś ć “ — b u d z iły w n im uczu cie tr y u m fu , ra d o ś c i, n ie u s ta n n e g o z d z iw ie n ia .

Z w y c ię s tw o w y d a w a ło m u się ra c z e j n a d ­ p rz y ro d z o n y m tra fe m , k tó r e m u n ie c a łk ie m d o w ie rz a ł, n iż w y n ik ie m z a m ie rz o n y c h d z ia ­ ła ń . J a k g d y b y n ie po to s trz e la ł w c ie m n y c h u lic a c h do tro p ią c y c h go w y w ia d o w c ó w , ja k b y n ie sam s k a k a ł w b ie g u z pędzącego k u r ie r a p rz e d po ś c ig ie m ro s y js k ic h ż a n d a rm ó w , ja k b y to n ie on, siedzący na b e to n ie w m ro z ie i cie m no ści k a rc e ru , op ęd zał się od w ie lk ic h szczuró w , k tó r y c h n ie w id z ia ł oczam i, t y lk o c z u ł ic h p a z u rk i, o s try m tr u c h c ik ie m p rz e b ie ­ ga ją ce m u po pa lca ch . J a k b y to n ie on u k a ­ z y w a ł się w coraz to in n y m m ieście, n ib y a k to r, z m ie n ia ją c y p rz e b ra n ia , n a z w is k a i p a ­ s z p o rty , z zawsze t y lk o ty m s am ym „ b r o n - k ie m " w t y ln e j k ie s z e n i o b e rw a n y c h spodni.

N ie ro z s ta ł się z n im do koń ca, m ia ł go ze sobą w K ie lc a c h , n a d S tochodem , p o d K o - s tiu c h n ó w k ą , i n a w e t w r o k u d w u d z ie s ty m p o d K ijo w e m . D z iś jeszcze w is ia ł w je go g a ­ b in e c ie n a d tap czane m na c ie m n e j m aka cie , w łą c z o n y na p ra w a c h w y ją tk o w y c h do z b io ru s ta re j b r o n i p o ls k ie j.

Z a w ió d ł go ra z t y lk o w o d ro d z o n e j o jc z y ź ­ n ie, g d y p rz y s z ło m u w p e w n ą noc s ty c z n io w ą s ta w ić czoło na pa ści u z b ro jo n y c h p a trio tó w in n e g o o b rz ą d k u .

W y ją tk o w o ty m ra ze m z a n ie d b a ł p o ło żyć go n a z w y k ły m m ie js c u p r z y łó ż k u . W y r w a n y ze sn u b ły s k ie m p o d s u n ię te j m u p o d oczy la ­ t a r k i, w a lc z y ł w s w e j o b ro n ie p ię ś c ia m i i n o ­ g a m i z n a jw y ż s z ą z a ja d ło ś c ią , aż uc z e p io n y g a rd ła je d n e g o z n a p a s tn ik ó w , z w a lił się po n im p rze z d r z w i o tw a r te n a p o d ło g ę w p rz e d ­ p o k o ju - T a m jeszcze b o r y k a ł się i m io ta ł dłuższą c h w ilę , p ó k i u d e rz o n y k o lb ą w g ło w ę n ie s tr a c ił p rz y to m n o ś c i.

T a p o ra ż k a w s ty d liw a d la da w n ego b o jo w c a m ia ła je d n a k d o b rą s tronę . Z a p o m n ie n ie m s w y m b o w ie m W y s o k o ls k i s p r a w ił, 1 że zam ach s tan u, w k tó ry m , n i k t n ie zo sta ł z a b ity , da ł się ro z s u p ła ć d o b r o tliw ie i u le g ł w e ssan iu k o s z te m u s tę p s tw , k tó r e w ó w czas w y d a w a ły się- nieznaczne. A m ło d e p a ń s tw o w y b rn ę ło szczęśliw ie z w e w n ę trz n y c h tru d n o ś c i.

N a jd z iw n ie js z ą rzeczą w m n ó s tw ie ty c h ś w ie tn y c h i n ie d o rz e c z n y c h c z y n ó w b y ło to, że n a p rz e k ó r w s z e lk ie m u n ie p ra w d o p o d o ­ b ie ń s tw u n ie p o s z ły na m a rn e .

(2)

Str. 2 O D R O D Z E N I E Nr 13

B o je d n a k w s z y s tk o ta k ie d a w n ie j u ry w a ło się k lę s k ą . R o k d z ie w ię ć d z ie s ią ty c z w a rty i r o k trz y d z ie s ty p ie rw s z y i r o k sześćdziesiąty trz e c i c ię ż y ły jeszcze n a p a m ię c i ja k z m o ry . Rzecz ta k d la in n y c h z w y k ła , p ro s ta i cod zie nna : m ie ć s w o ją ojczyznę, — n a ty m m ie js c u z ie m i w c ią ż z d a w a ła się n ie o s ią g a ln a , w c ią ż n ie rz e ­ c z y w is ta , ja k d z ie c in n e z łu dze nie .

A oto w ła ś n ie n a te n raz, z c h ło p ię c y c h za b a w w ż o łn ie rz y na B ło n ia c h K r a k o w s k ic h , ze lw o w s k ic h w y k ła d ó w b a lis ty k i, z O le a n ­ d ró w , S z c z y p io rn y i M a g d e b u rg a , w y n ik ła o b w a ro w a n a prze z k o n s ty tu c ję i t r a k t a t y R zeczpospolita.

Już całe dw a d z ie ś c ia la t n ie p o d le g ło ś c i p rz e to c z y ło się n a d tą z ie m ią , a do dziś d n ia ka ż d a ro c z n ic a , ka ż d a re w ia na P o lu M o k o ­ to w s k im , r a u t na Z a m k u czy ło w y z P re z y ­ d e n te m w B ia ło w ie ż y b u d z iły w W y s o k o ls k im n ie o s ła b io n e prze z la ta w zru sze n ie . Jego w ia r a w P o ls k ę m ia ła o d c ie ń n ie d o w ie rz a n ia i za-, c h w y tu . Jego u p o d o b a n ie w p a k ta c h z m o ­ c a rs tw a m i, w m ię d z y n a ro d o w y c h k o n fe re n ­ c ja c h i d y p lo m a ty c z n y c h ta rg a c h n ie d o p u ­ szczało ro z w a ż a ń , czy są c h y b io n e lu b k o ­ rz y s tn e , c elow e lu b zbędne. W cią ż jeszcze dla W y s o k o ls k ie g o n a jw a ż n ie js z y m b y ł fa k t, że P o ls k a b ie rz e w n ic h u d z ia ł.

N a ro z u m g e n e ra ła lu d z ie n ie b y li tego do­

b ra dość ś w ia d o m i, b r a li je z b y t ła tw o . N ie c z u li się tą rzeczą bezcenną, sam ą n a jg łę b szą m o ra ln ą is to tą n ie p o d le g ło ś c i ja k b y do niczego z o b o w ią z a n i.

Jego w ra ż liw o ś ć n a tę s p ra w ę n ie z n a jd o ­ w a ła dostatecznego o d d ź w ię k u n ie t y lk o w ś ró d d a w n y c h to w a rz y s z y b ro n i, ale n a w e t w n a jb liż s z e j ro d z in ie . T o te ż z d a rz a ło m u się p o m y ś le ć n ie k ie d y , że -to on sam czeka ł na to, co się stało , p rze z z g ó rą sto la t n ie w o li.

Z u w a g i, że p a k t o n ie a g re s ji z m o c a rs tw e m o ś c ie n n y m m ia ł w n ie d łu g im czasie w y g a ­ snąć, znaczenie d z is ie js z e j w iz y ty p rz y b ie ra ło w y m ia r y e u ro p e js k ie i d z ie jo w e . Z w y k łe „ z a ­ c ie śn ie n ie w ę z łó w p rz y ja ź n i, łączące j oba n a ­ r o d y “ , p o p a rte zosta ło ob raze m s k o n s o lid o w a ­ n e j p o s ta w y p a ń s tw o w e j i n ie z a c h w ia n e j m o ­ c a rs tw o w e j w o li.

W m n ie m a n iu g e n e ra ła W y s o k o ls k ie g o b y ł te n w ie c z ó r p o n a d to im p o n u ją c y m p rz e g lą d e m e lity , po kaze m . w y s o k ie j k u l t u r y n a ro d o w e j i ś w ia to w e j e le g a n c ji, n a k a z u ją c y m re s p e k t, św iadczą cym , że zastraszyć się n ie da m y.

P e w ne k ło p o tliw e i n ie p o w a ż n e zajścia, k tó r y c h w id o w n ią s ta ła się s to lic a , d a w a ły do m y ś le n ia W y s o k o ls k ie m u . C h c ia ł o n ic h dziś jeszcze p o m ó w ić ze s ta ry m d ru h e m , m in i­

s tre m A ra m o w ic z e m . Z d a w a ło m u się, że w y ­ s ta rc z y p rz y p o m n ie ć w s k a z a n ia K o m e n d a n ta , że w y s ta rc z y po p ro s tu o tw o rz y ć lu d z io m na to oczy.

G d y ta k m y ś la ł, w s ty d liw a s p ra w a n ie ja k ie j H o n o ra ty , k t ó r ą c h c ia ł p r z y ty m zręczn ie i m im o c h o d e m z A ra m o w ic z e m z a ła tw ić , w y ­ d a w a ła m u się b ła h a i ła tw a .

R O Z D Z IA Ł I I .

J a k in n e .n a d c ią g a ją c e k o b ie ty i g e n e ra ło w a W yS okołska p o s ta ła c h w ilę p rz e d lu s tre m , b y d o tk n ą ć p a lc a m i w ło s ó w , p o p ra w ić na r a m io ­ na ch p e le ry n ę z b łę k itn e g o lis a i n ie p r z y c h y l­

n y m s p o jrz e n ie m p rz e b ie c w d ó ł i w gó rę po w ła s n e j p o s ta c i, o d b ite j w z w ie rc ia d le .

N a salę w c h o d z iła n ie p e w n ie , spo g lą d a ją c k u lu d z io m spod c ie n k ic h b r w i oczym a z łę k - n io n y m i.

N ie w ą tp liw ie in n e k o b ie ty z a ć m ie w a ły ją po s ta w ą , d a re m no szenia s tro ju , p e w n o ścią gestu. G e n e ra ł je d n a k n a le ż a ł dó lu d z i, k t ó ­ r z y lu b ią m ie ć żonę d la siebie. W je g o oczach u ro d a A g a ty n ie b y ła n a pokaz, ze s w y m s u ­ c h y m p r o file m i n a g im , c o k o lw ie k w t y ł c o fn ię ty m czołem m o g ła ra c z e j lic z y ć na z n a w c ó w o s m a k u w y s z u k a n y m . W ła ś n ie te n n ie p o z o rn y w y g lą d , n ie ś m ia łe usposobienie i p e w n a n ie z a ra d n o ś ć p o c ią g n ę ły go k u n ie j od p ie rw s z e j c h w ili. R o z c z u la ł się je j k r u ­ chością fiz y c z n ą , k tó r ą sobie n a te n s w ó j Uży­

te k n a w e t eg zag erow ał. „ K u r c z ą tk o “ , „ b ie - d u lk a “ — to b y ły je g o d e m in u ty w y e ro ty c z ­ ne. B y ła w y łą c z n ie zdana na niego, sam a „n ie d a ła b y sobie r a d y “ — to w y z w a la ło w n im n a jle p s z e s tro n y je go m ę s k ie j n a tu ry .

N a w e t zniszczenie, spo w o d o w a n e p rze z la ta , n ie o d b ie ra ło g e n e ra ło w e j tego u ro k u . M ąż n ie g o d z ił się, b y ro z ja ś n ia ła sobie w ło s y , gd y zaczęły s iw ie ć , n ie lu b ił, g d y m a lo w a ła swe bla d e u s ta n a k o lo r róży. Z d a w a ł się dbać, b y je g o uczu cie b y ło m ie js c e m je d y n y m , v / k t ó r y m m o g ła b y jeszcze ja ś n ie ć s w y m d a w ­ n y m n ie u c h w y tn y m p o w a bem . S zara i n ik ła d la ś w ia ta w je go oczach ro z b ły s k a ła na gle, ja k b y się d o s ta ła w ś w ie tln ą sm ugę r e f le ­ k to ra .

G e n e ra ło w a u p a tr y w a ła w tłu m ie sw e j c ó rk i, z ro z u m ia ła je d n a k , że z n a jd z ie ją n ie ła tw o . G oście gęsto w y p e łn ia li ro z le g łe sale, p rz e s u w a ją c się i ta s u ją c . P rz y s ta w a li g d z ie ­ k o lw ie k , n a p o tk a w s z y z n a jo m y c h , w lu ź n y c h s k u p ie n ia c h o b e jm o w a li p ie rś c ie n ie m ja k ie ś p u s te i lś n ią c e m ie js c e po s a d z k i, w i t a li się i ro z c h o d z ili, s p la ta li i r o z p la ta li. M ożn a się t u b y ło szukać, ja k w lesie.

W y s o k o ls k i co k r o k s p o ty k a ł d a w n y c h sw o­

ic h p r z y ja c ió ł, z w ie lo m a b y ł na ty . M in is tr ó w o b ecn ych i m in io n y c h , d w ó c h b y ły c h p r e m ie ­ ró w , d a w n ego m a rs z a łk a S enatu, obecnego w ic e m a rs z a łk a S e jm u , w y b itn y c h w o js k o ­ w y c h . W it a ł g łę b o k im u k ło n e m ic h ś w ie tn e ż o n y — p rz e w a ż n ie d ru g ie , m ło d e , le p ie j o d ­ p o w ia d a ją c e s y tu a c ji, n iż żon y „z ta m ty c h czasów “ . W iększość k o b ie t m ia ła ra m io n a i p le c y z u p e łn ie ' od s ło n ię te . S z ty w n y m , w ą ­ s k im tre n e m p rz y le g a ły ściśle do t a f l i p o ­ sad zki.

D la ja k ic h ś d a w n o n ie w id z ia n y c h k r e s o ­ w y c h w o je w o d ó w lu b d o w ó d c ó w o k rę g o w y c h , p rz y b y ły c h z p r o w in c ji, z n a jd o w a ł W y s o k o l­

s k i z n a n y s w ó j serdeczny r u c h u ję c ia p rz y p o w ita n iu le w ą rę k ą ic h ło k c ia lu b ra m ie n ia . U ś w ia c k i, C hrudosz, Ż o łn a , S ie m ie ń — w s z y s tk o d a w n a , w ie r n a g w a rd ia , d z ie ln e c h ło p y , „ s w o i lu d z ie “ . B y ło ic h t u je d n a k jeszcze sporo.

— W ita j, d ro g i — m ó w ił n is k im , c ie p ły m b a ry to n e m , z d o ln y m każdego z n ie w o lić . —•

J a k się masz, b ra c ie k o c h a n y .

B io rą c a w ty c h s p o tk a n ia c h u d z ia ł A g a ta n ie b y ła z d o ln a spro sta ć u n ie s ie n io m męża.

I ona m ia ła t u d a w n y c h z n a jo m y c h , lu d z i s w o je j m ło do ści. A le n ie b y ło je j p rz y je m n ie w id z ie ć te ra z, ja k się z m ie n ili.

O d natężonego ś w ia tła , k tó r e le ża ło na s ło ­ ja c h p o w ie trz n y c h , ja k gęsta m a te ria , lu d z ie s ta w a li się z b y t w y r a ź n i, z b y t w y p u k li, ja k w n ie k tó r y c h snach. P rzez k a m ie n ie ic h k le j­

n o tó w , prze z g w ia z d y o rd e ró w , p rze z ic h oczy, ic h zęby, ic h p a zn o kcie , p rz e le w a ł się b la s k n ie z m ie rn y w n ie u s ta ją c y m lś n ie n iu i m ig o cie . T o sam o w y s ta rc z a ło , b y ją oszo­

ło m ić .

Ś w ia tło trz y m a ło lu d z i w c ią g ły m n a p ię c iu rz e c z y w is to ś c i, sztuczn ej rz e c z y w is to ś c i f ig u r w o s k o w y c h . O d w ło s a n a g ło w ie do p o ły s k u o b u w ia , k a ż d y s trz ę p g ro n o s ta ja czy sobola, każd a n itk a szychu na s z n u ra c h i n a s z y w k a c h w o js k o w y c h , k a ż d y p rz e p lo t la m y prze z je d ­ w a b osn ow y, d a ł się w id z ie ć z osobna, w y r a ź ­ n ie js z y , n iż w żarze słonecznego p o łu d n ia . U w ię ź li ja k w m a g m ie , p o ru s z a li się s z ty w n o i sennie r u c h a m i r o ś lin g łę b o k o w o d n y c h . B y li ja k b y w c ią ż g o to w i zastyg nąć w n ie ru c h o m o ­ ści n a sam ej k ra w ę d z i p rz y w id z e n ia .

T a k n ie w ia ro g o d n y w te j s a li w y d a ł się A g a c ie s ta r y p ro fe s o r D z ia n w a z tw a rz ą z b y t w ie lk ą , ja k b y o g lą d a n ą prze z lu p ę , z św iecącą nagą czaszką, z w y łu p ia s ty m i oczam i, p e łn y m i k r w i. I ta k z m ie n io n y do n ie p o z n a n ia Jaś Ż o łn a , dziś. p u łk o w n ik , k tó re g o p ra w ic ą p o ­ trz ą s a ł W y s o k o ls k i, p r z y tr z y m u ją c go z a ra ­ zem za ra m ię i zw ą c „ b r a te m u k o c h a n y m “ .

W ie d z ia ła też, że w n a s tę p n e j, lu s trz a n e j s a li s to i w g ru p ie p a n ó w m in is te r A ra m o - w ic z — o g ro m n y , op asły, senny. Z o b a c z y ła go od ra zu . A le n ie p a trz y ła w ta m tą s tronę , n ie chcąc p rz y c ią g a ć je go u w a g i. L ic z y ła , że może ic h n ie dostrzeże. B y le b y t y lk o R o m a n n ie z e c h c ia ł do nieg o po de jść i w ita ć go serdecz­

nie, ja k b ra ta . Dość je j b y ło , że b a rc z y s ty , p r z e k r w io n y D z ia n w a , k t ó r y n a je j w id o k z a trz y m a ł się w d rz w ia c h s a li i z ob rażo ną m in ą z ło ż y ł je j n ie d b a ły u k ło n , n a d c ią g a ł te ­ ra z z d ru g ie j s tro n y w to w a rz y s tw ie m ałego O xeń skieg o, z a ję ty z n im ro z m o w ą .

T y lk o że D z ia n w a b y ł s ta ry zawsze, +ak go zasta ła s w y m życie m , za ta k ie g o od p o c z ą tk u go u w a ż a ła . M ia ł p ra w o w y g lą d a ć ,, ja k w y ­ g lą d a ł, n ie z n a ła go in n y m . P rz e m ija ją c e la ta n ie w ie le tu m ia ły do z m ie n ie n ia .

A le ty c h d w u , p u łk o w n ik a Ż o łn ę i A r a m o - w ic z a , A g a ta zna ła , g d y b y li m ło d z i. O n i s ta li się t a k im i w o b rę b ie je j p a m ię c i, n ie le d w ie w je j oczach. Ic h starość b y ła bezecna, m ia ła w sobie coś u w ła cza ją ce g o . J a k b y się sa m o ­ chcąc p o n iż y li, w n ią w chodząc. B y ło za n ic h w s ty d , że ta k m o g li, że d a li coś ta k ie g o z ro b ić ze sobą.

W w ie lk ie j z a w ie s is te j m asie cie le sn e j A r a - m o w ic z a , stojącego p o d ścianą lu s trz a n ą ta m ­ te j sali, ja k ż e m o g ła rozeznać c ie m no w ło sego m ło d z ie ń c a , k tó re g o p rz y p ro w a d z a ł do ic h d o m u za d a w n y c h d n i p a ry s k ic h obecny m ąż K a ta rz y n y , A n to n i O x e ń s k i. I m to o b u za­

w d z ię c z a ła d a le k ie w ę d r ó w k i po ta m ty m n ie ­ o g a rn io n y m m ie ście, p rz e n ik n ię c ie w ś w ia t M a n e ta i S is le y a i jeszcze ro z m o w y w m a łe j re s ta u r a c ji p r z y ru e B rea .

I b y ło rzeczą n ie do w ia r y , że r o z m ię k ły od a lk o h o lu i p rz e c h w a la ją c y się k a ż d y m sło w em p u łk o w n ik Ż o łn a C ie n c k i b y ł n ie g d y ś ty m p o d o b n y m do co w b o ya in s tr u k to r e m ja z d y k o n n e j w S trz e lc u na k r a k o w s k ic h B ło n ia c h . T o o n im m ó w iła sobie w k s ię ż y c o w y p e w ie n w ie c z ó r je s ie n n y , w ra c a ją c sam a p u s ty m k r a ­ k o w s k im R y n k ie m , to o n im m ó w iła sobie pod c z a rn y m i w k s ię ż y c u a rk a d a m i S u k ie n ­ n ic , że je s t „ c ic h y i d yszą cy“ ...

B y li n ie t y lk o s ta rz y , b y li p o n a d to in n y m i lu d ź m i, k tó r z y od eszli od sie bie sam ych w te n n o w y ś w ia t. B y li w je j oczach zaiste ja k * w id m a . A le p ło m ie n ie w s z y s tk ic h ś w ie c z n i­

k ó w , ja rz ą c e się u s u fitu i po ścianach, t r z y ­ m a ły ic h w n a tę ż e n iu rz e c z y w is to ś c i, w z m a ­ g a ją c je j naoczność, je j m ęczącą w id z ia ln o ś ć do o s ta tn ic h g ra n ic w y trz y m a n ia .

J a k b y o d p o w ia d a ją c u k r y t y m j e j życzeniom , g e n e ra ł — z a m ia s t do lu s trz a n e j s a li z A r a ­ m o w ic z e m , — p o w ió d ł żonę do z ie lo n e j o p r z y ­ ć m io n y c h ś w ia tła c h ja d a ln i, w s tro n ę b u fe tu . T u ta j, le k k o trz y m a ją c A g a tę za n a g i ło k ie ć , to r o w a ł sobie n ią d ro g ę po prze z p ie rś c ie ń g o ­ ści, o k a la ją c y c h s tó ł — k a ż d y z ta le rz e m p o d b ro d ą i dyg ocą cym k ie lis z k ie m w d ło n i.

P odszedłszy do ro z s ta w io n y c h p ó łm is k ó w , n a j­

s ta ra n n ie j w y b r a ł d la n ie j na ta le rz n a p rz ó d b ia ły z ło m r y b y , p o w le c z o n e j s tę ż a ły m m a jo ­ nezem , a p ó ź n ie j w io t k i p ła te k in d y k a , od k tó re g o się ju ż u c h y liła -

N ie c h c ia ła też w y p ić w in a , k tó re g o t r z y z ło c is te k ie lis z k i w ś ró d n a jw ię k s z y c h tr u d n o ­ ści, ra z po ra z e k s k u z u ją c się d ź w ię c z n y m w o js k o w y m „ p a r d o n “ ! p rz e n ió s ł z d ru g ie g o ko ń c a s to łu w ic h s tro n ę , n ie u ro n iw s z y k r o ­ p li, p u łk o w n ik Ż o łn a C ie n c k i.

S ta li w g ru p ie z n a jo m y c h , a jeszcze W yso ­ k o ls k i, z rę czn ie ż o n g lu ją c trz y m a n y m ta le ­ rz e m i w id e lc e m , n a le w o i n a p ra w o ro z d a ­ w a ł s w o je „ja k s ie m a s z e “ .

M ó w io n o o rzeczach, k tó r e w s z yscy te ra z m ie li na m y ś li: e fe k ty w y , gotow ość, długość

g ra n ic y . P o w ta rz a n o sobie, co d z ia ło się na obiedzie, ja k ie b y ły p rz e m ó w ie n ia . I ja k ie w n ie s io n o z d ro w ia .

— N ic n ie szkodzi, — ś m ia ł się p u łk o w n ik Ż o łn a C ie n c k i, — n im z a g ra ją a rm a ty , m ożna jeszcze b a w ić się w u p rz e jm o ś c i.

—• N ie, p o w ie d z n a p ra w d ę , co m y ś lis z , — p o w a ż n ie r z e k ł W y s o k o ls k i. —- K t o m a w ie ­ dzieć ja k n ie ty ! B ęd zie w o jn a ?

—• I m ch o d z i t y lk o o na s tra s z e n ie nas i t a m ­ ty c h , n ic w ię c e j. T o je s t po p ro s tu b lu f f !

W y s o k o ls k i b a rd z o c h c ia ł w ie rz y ć , że albo w o jn y n ie będzie a lb o n ie p rz y ja c ie le są sła bi.

— S łu c h a j, p rze cie ż n ie je s t ta k , ja k się m ó w i. W ia d o m o , że k o n ie c z n ą rzeczą je s t

„ p o d trz y m a n ie d u c h a “ , że n ie m ożn a „sze­

r z y ć “ ... A le n a p ra w d ę , czy je ste ś t a k i p e w n y ? Ż o łn a p rz y c is z o n y m głosem o p o w ia d a ł o j a ­ k im ś liś c ie zza g ra n ic y , ra c z e j n a w e t o r a ­ p o rc ie , o trz y m a n y m w p e w n e j in s ty tu c ji.

—• O w szem , — z a k o ń c z y ł, — m a ją . to w szy s tk o . A le t y lk o n a pa pierze.

I p o w tó r z y ł z m ocą, niw eczą cą w s z e lk ą w ą t­

p liw o ś ć :

— To je s t w s z y s tk o b lu f f ! b lu f f ! b lu f f ! Z d o b y li jeszcze p a rę k ie lis z k ó w w in a i p o ­ p ija li, ro z m a w ia ją c . A g a ta m y ś la ła , że to n ie je s t pow ażne, że sobie ta k m ó w ią t y lk o na pociechę. W iedząc, ja k i je s t Jaś Ż o łn a , d z i­

w iła się, że R o m an m u u fa .

O d w ró c iw s z y g ło w ę , u jr z a ła n a g le n a js ta r ­ szą s w o ją córkę , K a ta rz y n ę O xeń ską. S ta ła n ie d a le k o i ro z m a w ia ła z osobą, u k r y t ą poza p ro s to k ą tn y m fila r e m z zielonego s tiu k u . N ib y na w id o k spo tkane go n ie s p o d z ia n ie k o c h a n k a , A g a ta u c z u ła ta rg n ię c ie w g łę b i p ie rs i, p r z e j­

m u ją c e ta rg n ię c ie lę k u i rozkoszy. T o b y ła je j c ó rk a — ta m ło d a k o b ie ta , odszczepiona od n ie j ta k z u p e łn ie , w ię k s z a n iż ona i w s p a ­ nialsza . T y m jeszcze obca i d z iw n a , że ra cze j p o do bn a do ojca, p o s łu g u ją c a się n ie d b a le , je g o d a w n y m uśm iech em , je g o głosem , jego n ie k tó r y m i ru c h a m i.

A g a ta w ie d z ia ła , że K a ta r z y n a . zaraz będzie się o coś g n ie w a ła , że będzie d la kogoś n ie ­ grzeczna. I p rze z c h w ilę jeszcze n ie p rz y w o ­ ły w a ła je j do siebie, p a trz ą c . N ie z n a ła te j je j s u k n i z tw a rd e g o , czarnego je d w a b iu , c a łe j w s z ty w n y c h fa łd a c h , ja k b y n ie m o d n e j t e ­ raz, g d y noszono s u k n ie ra c z e j obcisłe. A le K a ta rz y n a n ie le k c e w a ż y ła m o d y , t y lk o lu b iła ją w y p rz e d z a ć p r z y n a jm n ie j o dług ość sezo­

nu, s p ro w a d z a ją c n a jśw ie ższe m odele.

M ó w ią c , K a ta rz y n a ś m ia ła się. I A g a ta d o ­ z n a ła u lg i, że w id o c z n ie je s t w d o b ry m h u ­ m orze , u s p o k o iła się c o k o lw ie k .

Jakże aż do dziś zależna b y ła od te j d r u ­ g ie j is to ty , ja k cała u w ie szo n a u je j życia.

T a k , u śm ie ch K a ta rz y n a m ia ła o lś n ie w a ją c y , to b y ło n a jła d n ie js z e w n ie j od samego dzie­

c iń s tw a . I b y ła p ię k n a . Z a k a ż d y m w id z e ­ n ie m uczu ć m u s ia ła A g a ta na n o w o tę je j p ię kn o ść, ta k d la n ie j k ie d y ś bolesną. N ie m o g ła się do n ie j p rz y z w y c z a ić . B y ła p ię k n a w sposób, n ie d a ją c y się n ic z e m o d w ró c ić , p ię k n a b e z w ie d n ie —• z u p e łn ie czym in n y m z a p rz ą tn ię ta . M ia ła s ta ro ś w ie c k ą u ro d ę f r a n ­ c u s k ic h m in ia t u r ■— m a łą g łow ę , osadzoną na d łu g ie j, szerszej k u d o ło w i szyi, oczy aż z b y t duże, o k rą g łe i b ro n zo w e , i usta w y s ta ją c e , m a łe , ja k je d n a w iś n ia .

Ś m ia ła się te ra z z b y t głośno i n ie ż y c z liw ie . J e j sposób b y c ia p s u ł w ra ż e n ie , s p ra w io n e prze z u ro d ę i s tró j.

M ężczyzną, k t ó r y w y c h y lił się w re szcie spoza f ila r u , o k a z a ł się O x e ń s k i. A g a ta nie m o g ła jeszcze ra z n ie p o m yśle ć, że te n c z ło ­ w ie k , z a le d w ie o dziesięć la t m ło d s z y od je j męża, z a b ra ł K a s ię z ic h d o m u ja k o m ło ­ d z iu tk ą d z ie w c z y n ę i d o p ie ro w tr z y la ta po p r z e w le k łe j s p ra w ie ro z w o d o w e j w z ią ł z n ią ślub.

P o m y ś la ła to n ie s ło w a m i, ale ja k b y je d n y m z a w ie ra ją c y m to w s z y s tk o do zna nie m , ja k b y s m a k ie m czy zapachem ty c h la t, p e łn y c h ż a lu i bezsilnego g n ie w u . B o W y s o k o ls k i, k t ó r y z O x e ń s k im od d a w n a ż y ł w p rz y ja ź n i, p a ­ t r z y ł n a |ę s p ra w ę z n ie p o ję tą w p r o s t w y r o ­ z u m ia ło ś c ią .

T a rzecz n u r to w a ła ją d a le j, g d y ta k stała, n ie od ra z u d e c y d u ją c się p o d e jść do c ó rk i.

Ł ą c z y ło się to z n ie d o b ry m uc z u c ie m d la męża. G d y te ra z p rz e d w y ja z d e m z do m u A g a ta d w u k r o tn ie m ó w iła p rze z te le fo n z D z iu n ie m O x e ń s k im , m ąż tr a k to w a ł ż a rto ­ b liw ie je j n ie p o k ó j, p rz y n a g la ją c t y lk o , b y się p rę d z e j u b ie ra ła . N ie b y ł im a g in a c y jn y , n ig d y n ie p r z e w id y w a ł n ic złego.

T a k samo b y ł s p o k o jn y w ów czas, choć ona go ostrzeg ała. G d y w re s z c ie p rz e k o n a ł się, że m ia ła słuszność, ju ż b y ło za późno. A i w te d y dość ła tw o m u p rz e b a c z y ł. M ia ł słabość do tego c z ło w ie k a , m ia ł w ogóle m ię k k ie serce te n d a w n y s ro g i b o jo w ie c , te n s u ro w y , z azd rosn y m ąż. I prze z z b y te k z a u fa n ia sam po p ro s tu w y d a ł w ręce O x e ń s k ie g o ic h u k o c h a n ą d z ie w ­ czynę. P od ob na b e z tro s k a u rod zon ego o jc a b y ła w oczach A g a ty czym ś n ie p o ję ty m , w y ­ g lą d a ła d o p ra w d y n a ja k ą ś zm o w ę z ta m ty m c z ło w ie k ie m . A le czy m ia ła p ra w o ta k m yśleć?

P u s tk a w d o m u po o d e jś c iu K a ta r z y n y i O x e ń s k ie g o b y ła s tra s z liw a , zw łaszcza, że od ra z u w y je c h a li z W a rs z a w y — n a p rz ó d do K ie lc , p ó ź n ie j aż do G ro d n a . D z iu n io zam iesz­

k a ł z n im i od p o c z ą tk u . A w d n iu ic h ś lu b u b y ł ju ż po m a tu rz e .

Z a n im z o s ta ł p ro k u ra to re m , O x e ń s k i b y ł prze z szereg la t o b ro ń c ą p o lity c z n y m . I to ju ż t r u d n ie j p rz y s z ło W y s o k o ls k ie m u d a ro w a ć z ię c io w i. W ty m czasie d o c h o d z iło m ię d z y n im i do g o rą c y c h spo rów . P ra w d a , że O x e ń s k i p o ­ szedł t y lk o w ś la d y s w y c h s ta rs z y c h k o le g ó w i m is trz ó w , k tó r z y jeszczte w o k re s ie sprzed w o jn y ś w ia to w e j k s z ta łto w a li je go g ó rn ą m ło ­

dość. W e d łu g W y s o k o ls k ie g o je d n a k w a żn e b y ło to, że ta m c i b r o n ili p rz e s tę p c ó w p o lity c z ­ n y c h p rz e d s ą d a m i r o s y js k im i, a O x e ń s k i b r a ł s tro n ę w r o g ó w P a ń s tw a w o be c sw o ic h . D o ­ p ie ro g d y O x e n s k i p rz e d n ie d a w n y m czasem prze szed ł na służbę rz ą d o w ą , u s ta ły te s p o ry i n ic n ie z a k łó c a ło s ta re j je go p r z y ja ź n i z ge­

n e ra łe m .

A g a ta n ie o d ry w a ła oczu od c ó rk i, k tó r a s ta ła w c ią ż w ty m sa m y m m ie js c u , n a tle lś n ią c e j m a la c h ito w e j ściany. M ó w iła żyw o, ju ż z n o w u te ra z p o w a ż n a i c h m u rn a . O x e ń s k i w y d a ł się A g a c ie b a rd z o zm ęczony, u p a d a ją c y ze Zm ęczenia. M o ż n a b y ło p o m yśle ć, że w c a le s łó w ż o n y n ie słucha, ja k b y n ie do nieg o m ó ­ w iła . I w s z y s tk o na g le s ta ło się d la A g a ty z ro ­ z u m ia łe z c h w ilą , g d y spoza f ila r u w y s u n ą ł się za O x e ń s k im d a w n y a p lik a n t w je go k o n - c e la rii, m ło d y a d w o k a t, B a ra z . T o d la nieg o b y ły przeznaczone te ja k ie ś złe s ło w a K a si, z a ró w n o ja k te n je d e n ja s n y uśm iech . A g a ta ta k p e w n a b y ła od p o c z ą tk u je g o obecności, że z d z iw iło ją , g d y p ie r w e j zza f ila r u u k a z a ł się O x e ń s k i, n ie on.

W te j c h w ili O x e ń s c y d o s trz e g li A g a tę i od ra z u z n a la z ła się w ic h g ro n ie . K a ta rz y n a b ły s n ę ła z n ó w je d n y m k r ó t k im , ś w ie tn y m uśm iechem . A le te n u ś m ie c h b y ł d la ojca.

—- Jesteś dziś en beauté, ta tu ń c iu , — p o w ie ­ działa . I le k k o się d o ń p r z y tu liła .

R o z ja ś n io n y O x e ń s k i też W y s o k o ls k ie g o w i ­ t a ł serdecznie, n a z y w a ją c go „te ś c ie m sza­

n o w n y m “ n a p rz e m ia n i Jaspisem . N a je go tr o s k liw e z a p y ta n ie p rz y z n a ł, że ja k o ś n ie d o ­ b rz e c z u ł się prze z c a ły dzień . T a k ju ż te ra z W y s o k o ls k i b liż s z y b y ł im o b o jg u , n iż A ga ta.

P oczu ła s u ro w e n a sobie s p o jrz e n ie c ó rk i.

K a s ia o b e jrz a ła ją od stóp do g ło w y . S z y b k im ru c h e m ro z s u n ę ła n a je j ra m io n a c h fu trz a n ą kapę.

— Czego się ta k zatulasz? — p o w ie d z ia ła szorstko. — M asz p rz e c ie ż z u p e łn ie d o b rą szyję.

. T e ra z m u s ia ła A g a ta z k o le i podać rę k ę B a - ra z o w i. S ta ł tu ż o b o k K a s i i w y d a ł się je j o d ­ strę c z a ją c y . O x e ń s k i, choć z m ie n io n y przez la ta , b y ł w c ią ż jeszcze m ężem g o d n y m ta k ie j m ło d e j żony. A le B a ra z — ze sw ą d z iw n ą , u p a rtą tw a rz ą , z ocza m i bez b r w i i w y s ta ją ­ c y m i szczękam i, ze sw ą ja k b y żelazną ossa- tu rą , to b y ł c z ło w ie k , z k tó r y m p rz e d ro k ie m z a rę c z y ła się Sonka.

A g a ta m ia ła tę a m b ic ję , że c ó r k i d a rzą ją z a u fa n ie m , że w ie o n ic h w s z y s tk o . J e d n a k i z a rę c z y n y S o n k i i p ó źniejsze z e rw -im e b v ły d la n ie j n ie o c z e k iw a n e i n ie z ro z u m ia łe . Z a ­ ró w n o , ja k c ią g łe p o k a z y w a n ie się O x e ń s k ic h w je go to w a rz y s tw ie .

B a ła się d la S o n k i tego c z ło w ie k a , b a ła się, że jeszcze w ja k iś sposób p o w ró c i w je j życie.

R O Z D Z IA Ł I I I .

W y p e łn iw s z y do k o ń c a sw ą r o lę p r z y k s ię ­ dze obecności, m ło d y O x e ń s k i, z n u ż o n y i n ie w e s o ły , w s z e d ł za in n y m i n a górę, żeby coś zjeść. W lu s trz a n y c h ścia n a ch h o lu n a d scho­

d a m i n ie z a s ta ł ju ż n ik o g o , c e re m o n ia p o w ita ń i p re z e n ta c ji b y ła skończona.

P ie rw s z y n a p ó r tłu m u do w ie lk ie j s a li, w k t ó r e j je d n y m ro g u z e b ra li się d o s to jn ic y , s ła b ł s to p n io w o . W o ln a s fe ra po s a d z k i, o d ­ d z ie la ją c a „p a tr z o n y c h “ od p a trz ą c y c h , w y - d ź w ig a ła ic h n ie ja k o po na d gości z w y k ły c h , s ta n o w iła o p a rtą n a m ilc z ą c e j w z a je m n e j u m o ­ w ie scenę te a tru .

R eszta cud zoziem ców , s ta n o w ią c a p rz y b o c z ­ n y c h gościa, tr z y m a ła się osobno, c h ło d n o i b a ­ da w czo p a trz ą c w ob cy tłu m . Ic h znane n a z w i­

ska, ic h c ie m n e g ra n a to w e u b io r y w o js k o w e g o k r o ju , b y ły p rz e d m io te m d y s k re tn y c h ro z w a ­ żań i u w ag . E d m u n d s p ra w d z ił, że n i k t z obec­

n y c h n ie u s iłu je n a ru s z y ć tego odosobnienia.

P rz e d o s ta n ie się do s a li ja d a ln e j n ie poszło m u g ła d k o . Z a ra z p r z y w e jś c iu z a trz y m a ła go starsza, o ty ła p a n i, żona k o n s u la ho no row e go , S ie lic k ie g o . J e j s u k n ia k o ro n k o w a c a łk o w ic ie w y p e łn io n a b y ła je j cia łe m . R o z p y ty w a ła , czy n ie w ie , co m ó w io n o p r z y o b ie d zie i k to m ia ­ n o w ic ie b y ł zap roszo ny. A także, dlaczego n ie w id a ć c u d z o z ie m s k ie j m a łż o n k i.

B y ła iro n ic z n a , m ó w iła z prze kąse m , n ic n ie ­ w ą tp liw ie n ie m o g ło je j z a d z iw ić . Co do m a ł­

ż o n k i, E d m u n d w y ja ś n ił, że owszem , że b ra ła u d z ia ł w obiedzie, ale n a ra u c ie n ie została.

— Z p o w o d u zm ęczenia czy m oże z p o w o d u m ig re n y , — d o d a ł jeszcze, chcąc b y ć z a jm u ­ ją c y m .

M ó w ią c p a tr z y ł n ie n a n ią , t y lk o na o g ro m ­ n y c h r o z m ia r ó w b r y la n t, k t ó r y ja k k r o p la o g n ia p rz e le w a ł się i m ie n ił w ś ró d je j dużych, c z a rn y c h i lś n ią c y c h p ie rs i. W is ia ł spuszczony od s z y i n a c ie n k im ła ń c u s z k u , b y ł je d y n y m k le jn o te m , ja k i m ia ła n a sobie.

P a trz ą c m y ś la ł zara zem ze złością, że aż ta k go obeszło n ie d a w n e s p o tk a n ie w p rz e d p o k o ju . Szło m u o tę k o b ie tę , k tó r e j p o d a ł upuszczoną rę k a w ic z k ę i k tó r a d z ię k u ją c , n a w e t n ie p o d ­ n io s ła n a nieg o oczu. C zy m o g ła go n ie p o ­ znać, czy rz e c z y w iś c ie n ie d o s trz e g ła go w cale?

N ie s ą d z iła c hyb a, że r ę k a w ic z k a p o d n o s i się do n ie j z z ie m i sama. C zy je j p o g a rd a d la l u ­ d z i sięga ju ż ta k daleko?

M oże u d a ła , że go n ie w id z i, ja k w czasach, g d y jeszcze u k r y w a ła , k im je s t d la n ie j. A le poco, sk o ro ju ż w re szcie w y s z ła za m ąż i p rz e ­ cież n ic je j n ie g ro zi.

P a n i k o n s u lo w a , d a w s z y m u do z ro z u m ie n ia , że n ie b ie rz e się, ja k in n i tu t a j, na s ło d k ie s łó w k a , bo w ie , że to są t y lk o z w y k łe d u s e ry d y p lo m a ty c z n e , z w o ln a ro z w ia ła m u się sprzed

Cytaty

Powiązane dokumenty

W lustrze_ umieszczonym za estradą odbijały się barwy chorągwi niemieckich, stwarzając w ten sposób ja k gdyby kulisy, na tle których jeszcze bardziej

Dzieje Polski odbywają się nie tylko nad Odrą i Nisą, ale w każdym słowie, które ugruntuje prawdę o ziemi sięgającej po Nisę i Odrę, i w każdej

Sprawa przez to jest ważna, ponieważ od świadomego swoich celów realizmu powieści Prusa zdaje się, być droga niedaleka do na­.. turalizmu, jako rzekomo

Gdy jednak pierwszy Farys jakby naprzekór klęsce politycznej, prześladowaniu 1 rozproszeniu filomatów oraz rozgromieniu dekabrystów, na przekór niewoli i rozpaczy

Abstrahujemy tutaj od sporadycznych wypadków wynaturzeń, dla których jednak i tak prawie zawsze da się jako praprzyczynę wyśledzić podłoże socjalne.. W ten

się wręcz bezcenne, niby biblioteki. Wielką popularność zyskała sobie wśród nas pewna Łużyczanka. Oficjalnie uważana była za Niemkę, gdyż narodowości

Był często nieufny wobec towarzyszy, którzy na to nie zasługiwali, zniechęcał ich brakiem serdeczności, a tam gdzie trzeba było, nie dopatrywał się

Tak niewiarogodny w tej sali wydał się Agacie stary profesor Dzianwa z twarzą zbyt wielką, jakby oglądaną przez lupę, z świecącą nagą czaszką, z