• Nie Znaleziono Wyników

"Odprawa posłów greckich", Jan Kochanowski, opracował Tadeusz Ulewicz, Wrocław-Warszawa-Kraków 1962, wydanie dziesiąte, zupełnie zmienione, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich - Wydawnictwo, Biblioteka Narodowa, seria I, nr 3, s. C, 66, 2 nlb. : [recenzj

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Odprawa posłów greckich", Jan Kochanowski, opracował Tadeusz Ulewicz, Wrocław-Warszawa-Kraków 1962, wydanie dziesiąte, zupełnie zmienione, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich - Wydawnictwo, Biblioteka Narodowa, seria I, nr 3, s. C, 66, 2 nlb. : [recenzj"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Janina Kołtuniakowa

"Odprawa posłów greckich", Jan

Kochanowski, opracował Tadeusz

Ulewicz,

Wrocław-Warszawa-Kraków 1962,

wydanie dziesiąte, zupełnie

zmienione, Zakład Narodowy imienia

Ossolińskich - Wydawnictwo,

Biblioteka Narodowa... : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 55/3, 227-232

(2)

J a n K o c h a n o w s k i , ODPRAWA POSŁÓW GRECKICH. Opracował T a- d e u s z U l e w i e z. W ydanie dziesiąte, zupełnie zm ienione. W rocław—W arszawa— Kraków (1962). Zakład Narodow y im ienia Ossolińskich — W ydawnictw o, s. C,

66, 2 nlb. „Biblioteka Narodow a”. Seria I, nr 3.

Fakt nowego w ydania O d p r a w y p o s łó w g reckich w serii „Biblioteka N arodow a” należy odnotować z głębokim zadowoleniem . Mimo że poprzednie w ydanie, Ta­ deusza Sinki, zawiera w iele ciągle jeszcze nieprzebrzm iałych w artości naukow ych, to jednak zostało ono opracowane 40 lat temu. Zarówno św ieże spojrzenie na utwór, jak spopularyzow anie dorobku badawczego ostatniego okresu stało się w ięc palącą potrzebą.

Obydwa te zadania spełnia w ydanie Tadeusza U lewicza. Obszerny, stustroni- cowy w stęp — takie w stępy-rozpraw ki stają się już niem al regułą w najnow szych tomikach „Biblioteki” — zawiera obfite inform acje o dramacie i teatrzę europej­ skim epoki Renesansu, rozważania na tem at genezy i chronologii O d p r a w y , roz­ dział om awiający inscenizację jazdowską (ten w łaśnie zakres badań pojaw ia się jako n o v u m dopiero w powojennych pracach teatrologicznych), analizę historyczno­ literacką utworu z om ówieniem jego ciekawej w ersyfikacji, w reszcie w ysoką ocenę dramatu na tle w spółczesnej mu produkcji polskiej i europejskiej.

Szczególnie starannie opracował U lew icz swoją próbę rozwiązania problem u „genezy i chronologii” utworu. N iestety, w ydaje się, że zaproponowane przezeń przesunięcie czasu powstania O d p r a w y na okres dworski, na połow ę lat sześćdzie­ siątych, pozostaje w dalszym ciągu nieudowodnioną hipotezą.

U lew icz argum entuje: 1) lata 1564—1566 są okresem szczególnego nasilenia zainteresowań greckich Kochanowskiego; 2) problematyka id eow o-polityczn a

O d p r a w y w ykazuje zbieżności z problem atyką S a t y r a i klim atem w alk egzek ucyj­ nych; 3) w kole przyjaciół dworskich Kochanowskiego w tych latach m ożna obser­ w ow ać zainteresow ania dramatem antycznym, na ten czas przypadają w yk ład y Stanisław a Grzepskiego o tragedii starożytnej; 4) w kształcie poetyckim tragedii widoczna jest św ieżość w łoskich doświadczeń teatralnych autora. W reszcie argu­ m ent negatywny: okres czarnoleski jako czas powstania O d p r a w y „odpada sam przez się ”, ponieważ społeczeństw o szlachecko-ziem iańskie, z jakim związał się K ocha­ now ski w tym czasie, „obce było zagadnieniom teatru i dramatu h um anistycznego” (s. XLII).

Rozpatrzmy kontrargum enty w tej samej kolejności.

ad 1. U lew icz w ym ienia tu obok F e n o m e n ó w i współpracy edytorskiej z N i-

deckim przekład A l k e s t i s i M onom achię, a w ięc utwory, które są w praw dzie tem a­ tycznie lub gatunkowo silnie spokrewnione z O d p r a w ą , ale których chronologii nie potrafim y ustalić. „Rozległa a konsekwentna lektura” z zakresu literatury greckiej nie da się chyba żadną miarą ograniczyć do tych lat.

(3)

228 R E C E N Z J E

a d 2. Zbieżności z S a t y r e m rzeczyw iście istnieją, ale obok nich są zbieżności z W r ó ż k a m i . Autor w stępu przeczy sobie pisząc w związku z tym o „charaktery­ stycznej dla poety konsekw encji poglądów oraz zainteresow ań p olitycznych” (s. XLVII). Albo przyjm iem y, że K ochanowski był konsekw entny, ale w tedy wolno nam także sądzić, że w ynikiem tej konsekw encji może być i O d p r a w a napisana choćby w r. 1577, albo zaprzeczym y istnieniu owej konsekwencji, a W r ó ż k i p rzen ie­ siem y także w głąb lat sześćdziesiątych.

ad 3. Można by tu przeciw staw ić w spom niany i przez U lew icza fakt, że w szystkie (poza tłum aczeniem T ro a s ) próby stworzenia polskiego dramatu typu antycz­ nego p ow stały w kręgu Zam oyskiego. N ie można w ykluczyć jakiejś sugestii m e­ cenasa, dotyczącej gatunku w łaśnie, a nie problematyki, także w związku z O d ­

p r a w ą , która jest pierwszą próbą tego typu.

a d 4. Owa „św ieżość” doświadczeń w łoskich jest pojęciem zupełnie niew ym ier­ nym i zahacza o niebezpieczną sferę psychologii twórczości, w odniesieniu do K ochanowskiego zupełnie nie opracowaną i chyba n iew iele obiecującą. Sam U lew icz w spom ina zresztą o obecności pew nych m otyw ów „trojańskich” w e wczesnej twórczości K ochanowskiego, pisząc słusznie, że owe czynniki „działać czy ferm en ­ tow ać m ogły [...] przez całe lata” (s. LXIX). Dlaczegóż to podobnie „działać i fer­ m entow ać” nie m iałyby doświadczenia z podróży włoskich? Studia porównawcze nad tragedią renesansową pozwalają stwierdzić, że O d p r a w a , chociaż w ykorzystuje także w spółcześnie wypracow ane konwencje gatunku, a w niektórych punktach ściśle odpowiada wskazówkom poetyk, jest równocześnie zupełnie różna w ogólnej koncepcji. Szczególnie daleko odbiega w łaśnie od w spółczesnej tragedii w łoskiej zarówno w odrębnym ujęciu tragizmu (zlekceważenie atrocitas), jak w pom inięciu tendencji do zw iększania roli akcji i najogólniej pojętej w idow iskow ości. Dramat K ochanow skiego bliższy jest już niektórym tragediom łacińskim (Muret, Buchanan), a co dziw niejsze — francuskim (Garnier), których Kochanowski prawdopodobnie nie znał, i angielskim (G o rb o d u c ), których nie znał na pewno.

R ów nież ostatni z przytoczonych argum entów U lew icza m usi wzbudzić dyskusję. Autor stanowczo przecenia znaczenie czynników biograficznych. Sław etna prze­ m iana dworzanina w ziem ianina nie znaczy przecież, że w Czarnolesie m ogła po­ w stać już tylko So b ó tk a . Wreszcie przeczą U lew iczow i sam e fakty: naw et jeżeli

O d p r a w a pow stała w cześniej, to w ystaw ien ia doczekała się nie na dworze, lecz do­ piero w Jazdowie w roku 1578.

Zastrzeżenia budzi także koncepcja interpretacyjna przyjęta przez wydawcę. U lew icz słusznie raz jeszcze odrzuca ujęcie O d p r a w y jako utworu doraźnie aktual­ nego, ujęcie zresztą w nowszej literaturze przedm iotu już przezwyciężone (Sinko, Bronisław Nadolski). Takich funkcji nie spełnia dramat K ochanow skiego ani w sto­ sunku do w ojny m oskiew skiej, ani do żadnego konkretnego m om entu historycznego. Słusznie też autor w stępu podaje w w ątpliw ość dawne przypuszczenie o „dopisa­ niu” pointy. Linia postępow ania Antenora, który najpierw przestrzega przed wojną, a potem, w mom encie kiedy stała się ona nieuchronna, naw ołuje do skutecznej obrony — nie zawiera sprzeczności. Jego ostatnia kw estia nie jest także — jak to daw niej ujm owano — w ezwaniem do niespraw iedliw ej w ojny zaborczej, ale m ieści się w renesansowej koncepcji d e fe n s io utilis, w ojny prew encyjnej, zalecanej np. przez Modrzewskiego, i bynajm niej nie wykracza poza ówczesne pojęcia o heliu m

iu s tu m .

Idea m oralno-polityczna O d p r a w y w ykazuje pew ną ogólność, czy nawet ogól­ nikow ość, jest echem poglądów poety wyrażonych gdzie indziej konkretniej {Satyr,

(4)

literaturze politycznej (por. niedaw ne zestaw ienie Claude Backvisa 9· Sam m otyw groźby upadku państw a jako n astępstw a społecznych w ystępków ob yw ateli to popularny, w dużym stopniu zneutralizow any ideowo to p o s w ystępujący u różnych autorów, od Janickiego i Orzechowskiego po Skargę. O d p r a w a stanow i dla Kocha­ nowskiego, a m oże i dla Renesansu polskiego w ogóle, pewnego rodzaju syntezę m yśli o polityce i m oralności, i dzięki tem u osiąga w alor uogólnienia przekracza­ jącego granicę epoki.

Ta idea polityczna jest czynnikiem w O d p r a w ie nadrzędnym, organizującym cały m ateriał literacki, decydującym o strukturze utworu. D ostatecznie w yraźnego podkreślenia tego faktu zabrakło w interpretacji Ulew icza, który przesuwa punkt ciężkości na zagadnienie postaci, doszukując się tutaj w łaśn ie szczególnych w ar­ tości. To prawda, że Kochanowski dba o prawdopodobieństwo psychologiczne, że budując postacie z m ateriału tradycyjnego, czasem nawet je „pogłębia” (Helena). Jednocześnie jednak O d p r a w a jako tragedia psychologiczna m usiałaby się spotkać z poważnym i — podnoszonymi zresztą dawniej — zarzutami, z których n ajw aż­ niejszy m ówi o braku bohatera. Nie jest nim Parys, pokazany nawet nie jako sprawca zła (praworządną, a fatalną w skutkach decyzję podejm uje przecież rada), lecz tylko jako twórca „sytuacji probierczej”. W ystąpienie H eleny jest epizodem służącym zaprzeczeniu racji Aleksandra (Helena nie jest w Troi szczęśliwa, m iłość tych dwojga nie stanow i wartości, którą by można przeciwstaw ić racji patriotycz­ nej). Antenor, który w yrasta z konwencjonalnej postaci co n sig lie re ’a, to przekazu­ jący słuszne poglądy, pozbawiony sam odzielnego życia rezoner. Każda z tych osób m a dane, aby stać się bohaterem tragicznym, przeżywającym konflikt i dokonują­ cym w yboru, ale są to dane potencjalne tylko, nie w ykorzystane przez autora. W ydaje się, że nie wykorzystane celowo. Kochanowski elim inuje elem enty oso­ bistych konfliktów i pryw atnych przeżyć postaci, aby tym mocniej podkreślić k onflik t i w ybór zbiorowy. Dodajmy, że takie rozwiązanie nie znajduje precedensu w żadnej innej tragedii renesansow ej. Problem atyka polityczna: konflikt zbudo­ w any na starciu interesu pryw atnego i publicznego — nie jest tu rzadkością. Z awsze jednak (u Aretina, Garniera czy Nortona i S ack ville’a) akcent jest w równej m ierze położony na osobiste przeżycia bohaterów, ich tragizm towarzyszy, a czasem nierozerw alnie splata się z tragizmem zbiorowości.

R ów nież w ątp liw a jest kilkakrotnie form ułowana przez U lew icza teza o rze­ kom ym w p ływ ie O d p r a w y na późniejszą polską produkcję dramatyczną, o stw o­ rzeniu przez K ochanowskiego pewnego rodzaju szkoły w tym zakresie, podobnie jak w zakresie liryki. Jednak ani A d m e t u s rex, ani podobieństwo chórów w K o ­

m e d i i r y b a l t o w s k i e j n o w e j, ani podnoszone przez U lew icza pojaw ienie się po

O d p r a w i e serii prób przeniesienia na grunt polski gatunków dramatu antyczne­ go — nie jest tu dostatecznym dowodem. O d p r a w a otwiera w praw dzie dzieje polskiego dram atu politycznego, które po długiej przerw ie notują takie ciekaw e zja­ w isk a, jak polityczna komedia O świecenia, dramat rom antyczny czy W e s e le . Nikt jednak nie próbował naśladować struktury O d p r a w y , która przy całej sw ojej ory­ ginalności i konsekw encji, a może w łaśnie dzięki nim, była niepowtarzalna.

P ozostaje parę spraw drobniejszych.

U lew icz om aw iając mimochodem różnice m iędzy Locherowym I u d i c iu m P a r i-

d is a jego polską przeróbką, sprowadza je do dwóch podstaw owych zjaw isk: do zesw ajszczania nazw i do anachronizmów (s. X II—XIII). Oba te zjaw iska można

1 C. B a c k v i s, L e re n v o i des a m b a s s a d e u r s grecs. T r a g é d ie cla s siq u e e t d r a m e

p o lo n a i s . „Annuaire de L ’Institut de Philologie et d’H istoire Orientales et S la v es”, t 11 (B ruxelles 1951), s. 43—44.

(5)

230

R E C E N Z J E

podporządkować jednej i tej samej tendencji anachronistycznej, typow ej zresztą w ogóle dla sztuki i m yślenia historycznego w okresie R enesansu, a naw et — choć nie w tak prym ityw nej form ie — w w. XVII (tragedia C orneille’owska). Cho­ dzi o patrzenie na realia odległych wydarzeń w kategoriach w spółczesności. Zjawisko to w ystępuje i w Odprawie, służąc tu znakomicie konkretyzacji płaszczyzny uogól­ nienia, przerzucając pomost pomiędzy Troją a X V I-w ieczną Polską. Jest to zresz­ tą zjaw isko o w iele bardziej uderzające dla nas, niż było dla w spółczesnego w idza czy czytelnika. W przeróbce Sądu Parysa widoczna jest natom iast inna — prze­ oczona przez U lew icza — tendencja, którą można sprowadzić do wyraźnego, choć przeprowadzonego prym ityw nym i środkami, „uteatralnienia”. N ależy tu zw iększe­ n ie ruchu scenicznego: dodane przez tłum acza efektow ne sceny pojedynku czy tańca. N ie tendencji anachronistycznej, a w łaśnie „teatralizującej” trzeba też przy­ porządkować epilog — typow y dla popularnych utworów scenicznych tego czasu apel do widzów.

W związku z Sądem Parysa warto sprostować jeszcze jedno nieporozum ienie. Snując dom ysły na tem at kostium ów postaci O d p ra w y użytych podczas prem iery jazdowskiej U lew icz przypuszcza, że Parys i Helena m ogli w ystępow ać w strojach w łoskich, >,tak jak to później w idzim y w T ragedy ji o polskim Scylurusie” (s. LXI). Przypuszczenie to jest chyba echem poglądów Stanisław a W in dak iew icza2, który podobne analogie przeprowadzał m iędzy kostium em bohatera Jurkowskiego, zja­ w iającego się, w edług didaskaliów autora, „po w łosku albo po niem iecku z cytha- rą”, a kostium em postaci tytułow ej Sądu Parysa. A nalogie te w obu wypadkach są chyba nieuprawnione, bo ów Parys z m oralitetu Jurkowskiego nie ma poza charakterem i im ieniem , które w ystępuje tu w funkcji peryfrastycznej, sym boli­ zując ów charakter, nic wspólnego z m itologicznym czy pseudohistorycznym boha­ terem Sądu Parysa i Odprawy.

Na stronie X X U lew icz pisze o „inteligencji tw órczej”, które to określenie w odniesieniu do w. XVI jest anachronizmem. Pojęcie „inteligencji” jako w arstw y społecznej zaczyna m ieć sens najw cześniej w okresie Oświecenia. B yłby to dro­ biazg, gdyby nie to, że autor w stępu zdaje się mieć w ogóle skłonność do przece­ niania znaczenia czynnika biograficznego i czynnika kondycji społecznej w tw ór­ czości literackiej.

Jeszcze m ałe potknięcie erudycyjne: nie tragedia, jak pisze Ulew icz, ale epika stanow i koronę hierarchii gatunków literackich u w iększości renesansow ych teore­ tyków (Trissino, Vida, Rapin).

N iestety, om yłki w kradły się także do sam ego tekstu, co jest tym przykrzej­ sze, że m am y do czynienia z utworem dobrze znanym, a nie po raz pierwszy w y ­ dobytym ze starego druku czy rękopisu.

Szczególnie przykre są w tych warunkach przestawki w yrazów wbrew podo- biźnie pierwodruku i w cześniejszym , poprawniejszym wydaniom . I tak w. 79 brzmi u U lewicza:

I ojczyznę zawodzą w ostatnie trudności. —* zamiast:

I ojczyznę w o s t a t n i e z a w o d z ą trudności.

Wiadomo, że inw ersja jest w O dpraw ie zjawiskiem częstym, zwłaszcza w par­ tiach chórowych, przywracanie norm alnego szyku nie ma w ięc najm niejszych pod­

(6)

staw. Że zresztą nie taka, choćby niesłuszna zasada, ale zw ykłe niedopatrzenie sta­ nowi tu przyczyną zmian, świadczą inne przykłady. I tak w podobiźnie pierwodru­ ku w. 253—254 brzmią:

Hezjona pam iętać musi, siostra twoja A m o j a c i o t k a , która do tej doby

— co U lew icz zm ienia na: „a ciotka m oja”.

Podobnie w. 328:

o sobie niechaj dzierży, żeby t a k b y ł groźny

—■ u U lew icza brzmi:

O sobie niechaj dzierży, żeby był tak groźny,

N iektóre zm iany łam ią regularność sylabowca. I tak w. 598—599: Albo sny białogłow skie, ale w szyscy przedsię w jeden cel p r z e d s i ę biją. Jutro co naraniej

—■ U lew icz niesłusznie poprawia na:

Albo sny białogłow skie! Ale w szyscy przedsię W jeden cel biją... Jutro, co naraniej,

Podobny skutek ma zm iana wprowadzona w w. 605:

Radźmy, j a k o kogo bić lepiej niż go czekać. — U lew icz daje tu lekcję:

Radźmy, jak kogo bić: lepiej niż go czekać!

Wiers* i tak załam any rytm icznie przez oksytoniczną średniówkę, chyba zresztą celowo użytą dla podkreślenia logicznie w ażnego w yrazu „bić”, doznaje przez in ter­ w encję w ydaw cy dodatkow ego i już bezcelowego okaleczenia.

N ieuzasadniona także jest poprawka Ulew icza w w. 502, brzmiącym u niego:

Który w ieszczego ducha dawszy, nie dałeś

Lekcja pierwodruku „ k t ó r e j ” była równie sensowna („mię [...] której”). Dodajmy, że żadna z w ym ienionych powyżej zmian nie została uzasadniona, czy choćby odnotowana w przypisie.

W ydawca nie jest konsekw etny w zachow ywaniu osobliw ostek fonetycznych pierwodruku. Zachowuje np. form ę „niżli” (w. 38), a zm ienia „lża” na „Iza” (w. 369, 500). Niepotrzebna chyba także modernizacja w yrazu „prątki” na „prędki” (w. 218, 437, 536, 539) obok „prącej”. Nieuzasadniona jest mimo odmiany obu członów w y ra ­ zu pisow nia „białym głow om ” (w. 159) obok „białagłow a” (w. 494), który to w yraz w ydaw ca pisze razem.

U lew icz w prowadza zupełnie nową, odbiegającą od w ydań Sinki czy K rzyża­ now skiego, interpunkcję. Ogólnie charakteryzuje się ona w iększym urozm aiceniem znaków. Zam iast kropki i przecinka więcej tu m yślników i wielokropków , na ogół uzasadnionych em ocjonalnym charakterem dialogów. Zastrzeżenia budzi jednak

(7)

232

R E C E N Z J E

nadużyw anie dwukropka. Gdyby w ydaw ca sam nie był autorem artykułu o inter­ punkcji staropolskiej, gdzie stw ierdził przecież, że „ s e n s z n a k ó w przestankow a­ nia szesnastowiecznej polszczyzny [...] n i e p o k r y w a s i ę z ich sensem i znacze­ niem dzisiejszym , a raczej pokrywa się z nim tylko c z ę ś c i o w o ” 3, można by są­ dzić, że się tu zasugerował interpunkcją pierwodruku. Takie niesłusznie pozosta­ w ion e dwukropki w ystępują np. w w. 6, 26, 63, 154, 172, 174, 191, 217, 254, 296, 317, 333, 345, 415, 420, 476, 484, 500, 503, 541, 570, 572, 600, 604, 605, a w w. 293, 308, 388, 533, 581 zastępują także inne znaki przestankowe pierwodruku.

Popularnonaukow y charakter w ydania i tradycja „Biblioteki N arodow ej” w y ­ znacza typ szczególnie dokładnego, obszernego komentarza. W trosce o zrozum iałość tek stu obarcza go jednak często balastem objaśnień niepotrzebnych, które drażnią zam iast ułatwiać, nie pozostawiają niczego dom yślności czytelnika. Przeciwko dob­ rze rozum ianej ekonomii grzeszy i komentarz Ulew icza.

Można by śm iało opuścić pewne objaśnienia interpretujące i streszczające tekst, np. przypisy do w.: 378, 401, 451. Dotyczy to rów nież niektórych objaśnień słow n i­ kow ych: zwrot H eleny „mój P anie” (w. 114) nie w ym aga tłum aczenia na „mój Bo­ że”, a zwrotu „z jaką tw arzą” (w. 100), m ożem y użyć dzisiaj z równym powodzeniem, co „z jakim czołem ”. Określenie „nieszczęśliw a w różba” (w. 516) jest rów nież ciągle używ ane.

Zryw ając z erudycyjnym nieco i — zwłaszcza w pierwszych w ydaniach — „w pływ ologicznym ” komentarzem Sinki, który odsyłał w w ypadku rem iniscencji antycznych do konkretnego w iersza konkretnego utworu, U lew icz ucieka się w takich w ypadkach do nic nie m ówiących ogólników (np. objaśnienie do w iersza 121). Nie jest chyba słuszne rozszerzanie w iedzy o bohaterach na podstawie innych w ersji m itu, n o ta bene w łaśn ie bez w skazyw ania o jakie — sprzeczne przecież czasem — w ersje chodzi (np. w objaśnieniu do w. 101). Wiadomo, że w Eurypidesa H elenie czy u Diona z Prusy żona M enelausa jest osobą cnotliw ą, a u D iktysa Antenor okazuje się zdrajcą.

Czasem objaśnienie słow nikow e wręcz m yli czytelnika, nasuw ając znaczenie zbyt w ąsk ie i nie m ające zastosow ania w tekście staropolskim. I tak przypis do w. 90 brzmi: „w c z a s (stp.) — dziś: w czasy, beztroskie używ anie życia”. Rzadkie form y flek syjn e staropolskie należałoby skomentować przy użyciu ściślejszych term inów gramatycznych. O bjaśnienie na s. 6 brzmi: „poseł P a r y s ó w (końcówka stp.) — poseł P arysa”; a objaśnienie do w. 595: „M en ela ó w (stp. końcówka) — M e­ n elau sa”. Chciałoby się przeczytać, że chodzi tu nie, jakby można przypuszczać, o dopełniacz 1. poj. od Parys, M enelaus, ale o m ianow nik przym iotnika Parysow y, M enelaow y w form ie rzeczow nikowej. Przecież - ó w jest tu przyrostkiem , nie koń­ cówką. Podobnie w. 566 wym aga objaśnienia form y fleksyjnej, nie tylko znaczenia. W ytknięte tu pomyłki nie pow inny umniejszać w artości edycji. Popraw ienie ich będzie zapew ne rzeczą aktualną w następnych wydaniach, które „wobec w yczerpa­ nia pierw szego nakładu niezawodnie nastąpią.

Jan in a K u ł t u n i a k o w a

3 T. U l e w i c z , Jak w y d a w a ć p o e t ó w R enesansu. „Pam iętnik L iteracki”, 1954, Z. 2, s. 517,

Cytaty

Powiązane dokumenty