• Nie Znaleziono Wyników

Politechnika Śląska w Gliwicach - 70 lat tradycji

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Politechnika Śląska w Gliwicach - 70 lat tradycji"

Copied!
288
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

POLITECHNIKA ŚLĄSKA w Gliwicach

– 70 lat tradycji

Gliwice, maj 2015

(4)
(5)

SPIS TREŚCI

Słowo rektora Politechniki Śląskiej prof. Andrzeja Karbownika / 4 Rys historyczny / 8

Pierwsze dokumenty powstającej uczelni / 14 Lwowscy profesorowie / 22

Początki uczelni na łamach prasy / 30

Wspomnienia: Władysława Kuczewskiego, Stanisława Ochęduszki, Jerzego Buzka, Wilibalda Winklera, Janusza Steinhoffa, Zygmunta Frankiewicza / 47

Życie uczelni na fotografiach / 63 Życie studenckie / 119

Życie kulturalne / 137 Życie sportowe / 145

Poczet rektorów Politechniki Śląskiej / 153

Tytuły honorowe uczelni: Doktorzy honoris causa Politechniki Śląskiej, Doktorzy honoris causa innych uczelni, Honorowi profesorowie / 159 Politechnika Śląska A.D. 2015: Obecne władze uczelni, Skład Senatu, Dziekani w kadencji 2012-2016 / 195

Wydziały Politechniki Śląskiej / 216

Nowe inwestycje Politechniki Śląskiej / 223

(6)

SŁOWO REKTORA

POLITECHNIKI ŚLĄSKIEJ

Szanowni Państwo,

mija 70 lat od momentu, kiedy na mocy dekretu Prezydium Krajowej Rady Narodowej 24 maja 1945 roku powołano do życia Politechnikę Śląską. Z tej okazji z przyjemnością przekazuję na Państwa ręce pamiątkowy album zatytułowany „Politechnika Śląska w Gliwicach – 70 lat tradycji”. Celem tej wyjątkowej publikacji jest przypomnienie bogatej historii uczelni, jej osiągnięć oraz rozwoju w różnych uwarunkowaniach społecznych, politycznych i ekonomicznych. Książka ukazuje bogate życie uczelni i przybliża sylwetki znamienitych osobowości, które miały istotny wkład w budowanie obecnej renomy Politechniki Śląskiej.

Z Politechniką Śląską jestem związany od wielu lat. Zdążyłem ją poznać niemal od każdej strony, najpierw jako student, później jako pracownik naukowy, a w końcu jako dziekan i rektor. Dziś mogę powiedzieć, że jestem dumny, stojąc na czele nowoczesnej instytucji, cieszącej się dużym uznaniem w polskim i międzynarodowym środowisku naukowym. Politechnika Śląska jest najstarszą uczelnią w regionie i jedną z największych w kraju. Kształci obecnie 25 tys. studentów na 16 wydziałach. Będąc ważną instytucją opiniotwórczą, nasza uczelnia od początku wnosiła istotny wkład w gospodarkę regionu i całego kraju, dostarczając rozwiązań i innowacji zwiększających konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Jestem przekonany, że w najbliższym czasie dzięki zaangażowaniu całej społeczności akademickiej współdziałanie z przemysłem oraz komercjalizacja badań naukowych będą na Politech- nice Śląskiej nadal udoskonalane i rozwijane.

Warto również w tym miejscu podkreślić znakomitą współpracę z samorządami lokalnymi, w szcze- gólności Gliwic, Katowic, Zabrza i Rybnika. Zrozumienie wzajemnych potrzeb stworzyło doskonały klimat do dynamicznego rozwoju zarówno wspomnianych miast, jak i uczelni – przez rozbudowę uczel- nianych kampusów, unowocześnienie zaplecza badawczego i zrealizowanie licznych inwestycji infra- strukturalnych.

70 lat to w historii szkoły wyższej długi okres, za którym stoją poszczególni rektorzy, dziekani, pro- fesorowie, nauczyciele akademiccy, pracownicy administracyjni i rzesze studentów. Bez talentu i twórczej pracy wielu osób, których nie sposób tu wymienić, nie udałoby się osiągnąć celu, jakim było stworzenie nowoczesnego ośrodka akademickiego, rozpoznawalnego w Europie i na świecie.

Wyrażam głębokie przekonanie, że jubileusz 70-lecia Politechniki Śląskiej stanie się nie tylko okazją do podsumowań działalności uczelni, lecz także platformą dyskusji i wymiany cennych doświadczeń, pozwalających Politechnice Śląskiej wkroczyć w kolejne lata działalności z nowym zapałem i pomys- łami na sprostanie wyzwaniom współczesności.

Prof. Andrzej Karbownik

Rektor Politechniki Śląskiej

(7)

Rektor Politechniki Śląskiej

Prof. dr hab. inż. Andrzej Karbownik

(8)
(9)

70 LAT TRADYCJI

POLITECHNIKI ŚLĄSKIEJ

(10)

Powstanie Politechniki Śląskiej było urzeczywistnieniem idei, która w świadomości społeczności śląskiej była obecna od dawna. Już pod koniec lat dwudziestych XX wieku podejmowano działania w celu utworzenia na Górnym Śląsku uczelni technicznej, która przez rozwój naukowy i działalność dydaktyczną wspierałaby ten silnie uprzemysłowiony i mający przed sobą wielkie perspektywy rozwoju region.

Sejm Śląski w 1929 roku rozpoczął formalne starania związane z budową i organizacją Politechniki Śląskiej w Katowicach. Mimo ogromnego zaangażowania wielu bardzo oddanych tej sprawie ludzi i poparciu niemal całego środowiska technicznego ówczesny rząd sprzeciwił się powstaniu uczelni w Katowicach, a wybuch drugiej wojny światowej położył kres tym staraniom.

Do planów utworzenia na Śląsku wyższej szkoły technicznej powrócono w pierwszych miesiącach 1945 roku, jeszcze przed zakończeniem wojny. Pełniący obowiązki wojewody ppłk Jerzy Ziętek 26 lutego 1945 roku powołał Tymczasową Komisję Organizacyjną Politechniki Śląskiej. W jej skład wchodzili: mgr inż. Stanisław Majewski i prof. Franciszek Wasilkowski z Politechniki Lwowskiej, dr inż. Stefan Kaufman – naczelnik Wydziału Komunika- cyjno-Budowlanego w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, mgr inż. Kazimierz Kutarba – przedstawiciel przemysłu oraz mgr inż. Zygmunt Łabęcki, będący wtedy dyrektorem Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w Kato- wicach.

Jednak region śląsko-zagłębiowski nie był odosobniony w swych zabiegach o utworzenie wyższej szkoły technicznej. Również Kraków usilnie starał się o powołanie nowej uczelni. Utworzony w kwietniu 1945 roku i kierowany przez prof. Izydora Stella-Sawickiego Komitet Organizacyjny Wydziałów Politechnicznych przy Akademii Górniczej w Krakowie przystąpił więc do ich tworzenia.

Prof. Władysław Kuczewski, kierownik-organizator Politechniki Śląskiej

RYS HISTORYCZNY

(11)

Budowa gmachu Wydziału Górniczego, 1951 rok

(12)

Ostatecznie, decyzją Prezydium Krajowej Rady Narodowej, powołano Politechnikę Śląską w Katowicach. Stosow- ny dekret wydano 24 maja 1945 roku. Zapisano w nim, że w skład Politechniki Śląskiej mają wejść cztery wydziały:

Mechaniczny, Elektryczny, Hutniczy oraz Inżynieryjno-Budowlany. Jednak z racji niewystarczającej liczby profesorów w miejsce wymienionego w dekrecie Wydziału Hutniczego postanowiono zorganizować Wydział Chemiczny. W dekrecie ściśle wyznaczono okres organizacyjny powołanej uczelni, który miał trwać do 30 sierpnia 1946 roku.

Pierwsza inauguracja roku akademickiego nowo powstającej uczelni odbyła się 30 maja 1945 roku – jeszcze w Krakowie. Tego samego dnia minister oświaty powołał na kierownika-organizatora Politechniki Śląskiej prof.

Władysława Kuczewskiego. Oficjalnie jednak prof. Kuczewski objął tę funkcję dopiero 11 czerwca, czyli w dniu wejścia w życie dekretu o powołaniu Politechniki Śląskiej. Korzystając z posiadanych pełnomocnictw i działając w porozumieniu z ministerstwem, prof. Władysław Kuczewski rozpoczął działania organizacyjne. W jednym z pierwszych wydanych przez siebie zarządzeń, już z 11 czerwca, ustanowił pełniących obowiązki prorektora i czterech dziekanów. Pierwszym prorektorem mianował prof. Izydora Stella-Sawickiego. Natomiast obowiązki dziekanów pełnili: Wydziału Chemicznego – prof. Edward Sucharda, Wydziału Elektrycznego – prof. Kazimierz Idaszewski, Wydziału Inżynieryjno-Budowlanego – prof. Antonii Plamitzer oraz Wydziału Mechanicznego – prof. Zygmunt Ciechanowski.

Tymczasowe biuro rektoratu zostało zorganizowane w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, w pomieszczeniach udostępnionych przez Wydział Komunikacyjno-Budowlany. Pomimo początkowych planów zlokalizowania uczelni w Katowicach organizatorzy Politechniki Śląskiej, po zapoznaniu się z możliwościami lokalowymi miast Górnego Śląska, na siedzibę powstającej szkoły wyższej wybrali Gliwice. W czerwcu 1945 roku w Ministerstwie Oświaty odbyła się konferencja, podczas której zaakceptowano propozycję zlokalizowania Politechniki Śląskiej właśnie w tym mieście.

Budowa Wydziału Inżynieryjno-Budowlanego według projektu lwowskiego architekta prof. Tadeusza Teodoro-

(13)

Wizytacja budowy Wydziału Górniczego przez rektora prof. Władysława Kuczewskiego i członka Rady Państwa – Franciszka Jóźwiaka, 1951 rok

Budowa Wydziału Inżynieryjno-Budowlanego, 1950 rok

(14)

Gliwice miały skupione na niewielkiej przestrzeni wolne budynki, umożliwiające ulokowanie w nich obiektów dydaktycznych i jednostek administracyjnych uczelni, a także zakwaterowanie kadry profesorskiej i studentów.

Istniała również szansa pozyskania bardzo dogodnie zlokalizowanych terenów dla dalszej rozbudowy politechniki.

Odpowiadało to dalekosiężnej wizji organizatorów uczelni – stworzenia w tym mieście dzielnicy akademickiej.

Miasto miało jeszcze jeden, bodaj najważniejszy atut – to tutaj między innymi zamieszkali przesiedleni ze Lwowa pracownicy i studenci Politechniki Lwowskiej.

Mimo że decyzję o przeniesieniu siedziby do Gliwic podjęto 21 czerwca 1945 roku, stosowny dekret Prezydium Krajowej Rady Narodowej ukazał się dopiero 20 marca 1946 roku, z mocą obowiązującą od 19 kwietnia tego roku.

Faktyczne przeniesienie uczelni do Gliwic nastąpiło jednak znacznie wcześniej, bo już w październiku 1945 roku.

Pierwszymi obiektami dydaktycznymi Politechniki Śląskiej były budynki przy ul. Marcina Strzody nr 19, 21, 23, mieszczące wtedy szpitale wojsk radzieckich. Rektorat łącznie z administracją ulokowano w kilku mieszkaniach znajdujących się w budynkach przy ul. Częstochowskiej.

Pierwsza inauguracja roku akademickiego Politechniki Śląskiej z siedzibą w Gliwicach odbyła się 29 października 1945 roku. Naukę rozpoczęło wówczas 2295 studentów. Początkowo plany i programy studiów były oparte na wzorach zaczerpniętych z Politechniki Lwowskiej. Również kadrę profesorską Politechniki Śląskiej w 1945 roku tworzyli głównie byli pracownicy Politechniki Lwowskiej. Na uczelni działały wówczas cztery wydziały: Chemiczny, Elektryczny, Mechaniczny oraz Inżynieryjno-Budowlany, w których zatrudnionych było prawie 200 pracowników dydaktycznych. Doskonała kadra profesorska była od początku jednym z najsilniejszych atutów uczelni.

Od początku swego istnienia Politechnika Śląska miała strukturę ewolucyjną i aktywnie reagowała na rosnące wymagania rozwijającego się przemysłu. Z biegiem czasu niektóre wydziały dzieliły się, tworząc nowe kierunki i specjalności.

Wydarzeniem, które w sposób decydujący wpłynęło na charakter uczelni i jej związek z Górnym Śląskiem, było utworzenie w 1950 roku Wydziału Górniczego. Już cztery lata później pierwszych 314 inżynierów górników objęło stanowiska w kopalniach i innych zakładach z tej branży.

W 1953 roku powołano kolejny wydział – Mechaniczno-Energetyczny. Jedenaście lat później rozpoczął działalność Wydział Automatyki. W dalszych latach powstawały następne wydziały uczelni: w 1969 roku Wydział Matematyczno-Fizyczny i Wydział Metalurgiczny z siedzibą w Katowicach, w 1970 roku Wydział Organizacji i Zarządzania z siedzibą w Katowicach, który po kilkuletniej przerwie w działalności został reaktywowany w 1995 roku i przeniesiony do Zabrza. W 1977 roku powstał Wydział Architektury, w 1978 roku Wydział Transportu, przekształcony w 1984 roku w Instytut Transportu. Również w 1984 roku powstał Wydział Mechaniczno-Hutniczy z siedzibą w Dąbrowie Górniczej, który funkcjonował jedynie przez sześć lat.

Wielu zmian w strukturze uczelni dokonano w pierwszych latach po transformacji ustrojowej w 1989 roku.

Rozwijanie kierunków działalności dydaktycznej przejawiało się prowadzeniem studiów w systemach dziennym, wieczorowym oraz zaocznym, prowadzeniem studiów podyplomowych, a także tworzeniem najpierw filii, a potem zamiejscowych jednostek i wydziałów uczelni. Politechnika Śląska stała się więc ośrodkiem akademickim o budowie wielokampusowej na Górnym Śląsku.

W 1992 roku Wydział Inżynierii Materiałowej i Metalurgii został przekształcony w Wydział Inżynierii Materiało- wej, Metalurgii, Transportu i Zarządzania. W 1993 roku nastąpiło połączenie Wydziału Inżynierii Środowiska oraz Wydziału Mechaniczno-Energetycznego w jeden wydział o nazwie: Wydział Inżynierii Środowiska i Energetyki.

W 2002 roku dzięki rozwojowi kadry oraz bazy dydaktycznej i naukowej Instytutu Transportu został reaktywo- wany Wydział Transportu z siedzibą w Katowicach. Najmłodszym wydziałem w strukturze Politechniki Śląskiej jest Wydział Inżynierii Biomedycznej – zlokalizowany w Zabrzu, który został powołany w 2010 roku jako pierwszy tego typu wydział w Polsce.

Niedawno w strukturze uczelni pojawiły się kolejne jednostki podstawowe. W 2010 roku zostało utworzone Kolegium Języków Obcych Politechniki Śląskiej. Tego samego roku z Wydziału Matematyczno-Fizycznego wyodrębnił się Instytut Fizyki, w związku z czym wydział ten został przemianowany w 2011 roku na Wydział Matematyki Stosowanej. W 2012 roku Instytut Fizyki został natomiast przeksztacony w jednostkę podstawową o nazwie Instytut Fizyki – Centrum Naukowo-Dydaktyczne. W 2013 roku natomiast utworzone zostało Kolegium Pedagogiczne. W organizacji znajdują się następne dwie jednostki: Centrum Naukowo-Dydaktyczne „Centrum Kształcenia Inżynierów w Rybniku” oraz Centrum Naukowo-Dydaktyczne Transportu Kolejowego w Sosnowcu.

(15)

Budowa Wydziału Inżynieryjno- -Budowlanego, 1950 rok

Budowa Wydziału Górniczego, 1951 rok

Budowa „superjed- nostki” przy ul. Konarskiego 18 w Gliwicach, lata 70.

(16)

Tworzy się Politechnikę Śląską z siedzibą w Katowicach.

Politechnika Śląska jest państwową szkołą akademicką.

Politechnika Śląska dzieli się na cztery wydziały: 1) mechaniczny, 2) elektryczny, 3) hutniczy, 4) inżynieryjno-budowlany.

Dekret Prezydium Krajowej Rady Narodowej z dnia 24 maja 1945 roku o utworzeniu Politechniki Śląskiej

PIERWSZE DOKUMENTY

POWSTAJĄCEJ UCZELNI

(17)

Siedzibę Politechniki Śląskiej, utworzonej dekretem z dnia 24 maja 1945 r., przenosi się z Katowic do Gliwic.

Dekret Prezydium Krajowej Rady Narodowej z dnia 20 marca 1946 roku o przeniesieniu siedziby uczelni

(18)

Pierwsze zarządzenia prof. Władysława

Kuczewskiego,

pełniącego obowiązki rektora Politechniki Śląskiej

Na sąsiedniej stronie:

dokument mianowania prof. Kuczewskiego pierwszym rektorem

(19)
(20)

Zarządzenie dotyczące organizacji prac związanych z przeniesieniem siedziby Politechniki Śląskiej z Krakowa do Gliwic

(21)

Opublikowane w prasie ogłoszenie dotyczące rekrutacji na studia w roku akademickim 1946/1947

(22)
(23)

Na obu stronach: zarządzenie kierownika-organizatora Politechniki Śląskiej prof. Władysława Kuczewskiego ukazujące pierwszą strukturę organizacyjną uczelni

(24)

Na obu stronach: tableau czterech pierwszych wydziałowych grup absolwentów uczelni, którzy rozpoczynali studia na Politechnice Śląskiej w Gliwicach w 1945 roku

(25)
(26)

LWOWSCY PROFESOROWIE

Powitanie lwowskich profesorów. Na pierwszym planie prof. Włodzimierz Burzyński, za nim prof. Stefan Błażyński, obok prof. Stanisław Fryze, a za nim prof. Stanisław Ochęduszko, lipiec 1946 roku

Poniżej – powitanie lwowskich profesorów. Na pierwszym planie prof. Włodzimierz Burzyński i prof. Tadeusz Malarski, 1946 rok

Kadrę nowo powstającej uczelni w znacznej części stanowili przesiedleni

ze Lwowa pracownicy Politechniki Lwowskiej.

(27)

Byli profesorowie lwowskich uczelni, zatrudnieni na Politechnice Śląskiej:

Stefan Błażyński Stanisław Brzozowski Włodzimierz Burzyński Zygmunt Ciechanowski Władysław Derdacki Stanisław Fryze Wiktor Jakób Adolf Joszt Marian Kamieński Zygmunt Klemensiewicz Wacław Leśniański Stanisław Łukasiewicz Tadeusz Malarski Stanisław Ochęduszko Antoni Plamitzer Tadeusz Pukas Edward Sucharda Czesław Thullie

Franciszek Wasilkowski Antoni Wereszczyński Eustachy Żyliński

W prawym górnym rogu na pierwszym planie: prof. Burzyński, prof. Fryze i prof. Ochęduszko Na środkowym zdjęciu stoją od lewej:

prof. Ochęduszko, prof. Malarski, prof. Burzyński i prof. Fryze Na fotografii obok przemawia prof. Włodzimierz Burzyński Wszystkie fotografie pochodzą z 1946 roku

(28)
(29)

Zarządzenie informujące o pozyskaniu lwowskich profesorów dla Politechniki Śląskiej. Ostatecznie nie wszyscy

(30)

Prof. Wiktor Jakób na budowie audytorium

Zarządzenie rektora z 30 stycznia 1946 roku wyrażające jego uznanie dla zaangażowania prof. Wiktora Jakóba i jego współpracowników w organizację Wydziału Chemicznego

(31)

Wykład prof. Czesława Thulliego na Wydziale Inżynieryjno-Budowlanym, lata 50.

Tablica upamiętniająca współtworzących Politechnikę Śląską lwowskich profesorów, wmurowana obok Sali Senatu Politechniki Śląskiej w 50. rocznicę powstania uczelni i 150-lecie Politechniki Lwowskiej

(32)

POCZĄTKI POLITECHNIKI ŚLĄSKIEJ NA ŁAMACH PRASY

Powstanie Politechniki Śląskiej – pierwszej uczelni technicznej na Śląsku

i pierwszej szkoły wyższej na Ziemiach Odzyskanych – było bardzo ważnym

wydarzeniem dla społeczności śląskiej. Znalazło to odzwierciedlenie w licz-

nych artykułach opublikowanych w regionalnej prasie. Na kolejnych stronach

zostały umieszczone niektóre wycinki prasowe obrazujące powstanie i roz-

wój gliwickiej uczelni, jej działalność: naukową, dydaktyczną i organizacyjną.

(33)
(34)
(35)
(36)
(37)
(38)
(39)
(40)
(41)
(42)
(43)
(44)
(45)

WSPOMNIENIA

(46)

Był czerwiec 1945 roku

Wspomnienia pierwszego rektora Politechniki Śląskiej prof. Władysława Kuczewskiego. Przedruk z albumu opublikowanego w 1955 roku z okazji 10-lecia uczelni.

Po pożegnaniu Politechniki Warszawskiej z tymczasową siedzibą w Lublinie i przekazaniu jej rektorowi prof. Antoniemu Ponikowskiemu znalazłem się w Krakowie, gdzie już od kwietnia 1945 roku pod opieką rektora W. Goetla działała Politechnika przy Akademii Górniczej. Wrzała tam praca na Wydziałach: Architektury, Chemicznym, Elektrycznym, Inżynierii Lądowej i Wodnej oraz Mechanicznym. Jakkolwiek akt erekcyjny Politechniki Śląskiej przewidywał utworzenie Wydziału Hutniczego, nie było jednak w Krakowie ani grona profesorskiego, ani też asystenckiego i studenckiego, które by chciało pracować poza krakowską Akademią Górniczą. W skład uczelni powołanej do życia dekretem Prezydenta KRN z dnia 24 maja 1945 roku z siedzibą w Katowicach nie weszły: architektura i inżynieria wodna. Toteż zamiast hutniczego – powstał Wydział Chemiczny, jako że w Krakowie osiadło kilku wybitnych profesorów-chemików, za którymi pośpieszyli pomocniczy pracownicy nauki i studenci chemicy.

Z przyjemnością wspominam moją współpracę z profesorami: Jakóbem, Josztem, Kamieńskim, Leśniańskim i Suchardą, którzy swym doświadczeniem i oddaniem sprawom Politechniki nieraz dopomagali mi w rozwiązywaniu trudnych zagadnień organizacyjno-naukowych na odcinku Wydziału Chemicznego. Nie mogę nie wspomnieć też o profesorach Ciechanowskim, Idaszewskim i Paszkiewiczu, mych światłych doradcach w zakresie Wydziałów:

Mechanicznego, Elektrycznego i Inżynierii Budowlanej.

Po uporaniu się z trudnościami w Krakowie, po ustaleniu tam na okres przejściowy pracy Politechniki Śląskiej, należało pomyśleć o jej przeniesieniu na Śląsk. Biorąc pod uwagę możliwości rozwojowe, jakie stwarzały dla Politechniki: Katowice, Chorzów, Bytom, Zabrze i Gliwice, wybraliśmy położone nad Kanałem Kłodnickim, zasobne w pomieszczenia szkolne, w wolne poniemieckie kwatery dla pracowników naukowych, administracyjnych i studentów, nęcące swą zielenią i parkami Gliwice. Wybór nasz został zaakceptowany przez włodarza ziemi śląsko-dąbrowskiej, wojewodę Aleksandra Zawadzkiego.

Od dnia 25 czerwca 1945 roku rozpoczęły się nasze starania zmierzające do przygotowania Gliwic na przyjęcie Politechniki Śląskiej od nowego roku akademickiego, tzn. od października 1945 roku. Zgromadziliśmy na kursie przygotowawczym do egzaminów wstępnych na I rok studiów pokaźną ilość młodzieży ze wszystkich stron Polski. Często pozbawieni przez okupanta hitlerowskiego domu rodzinnego, obdarci i wygłodzeni, kandydaci na studentów podjęli ochoczo i z entuzjazmem prace nad porządkowaniem lokali szkolnych, burs, stołówek i mieszkań. Młodzież otoczona troskliwą opieką Stefanii Niżankowskiej, kierowniczki działu zaopatrzenia, oraz mgra Tadeusza Niżankowskiego, dyrektora administracyjnego Politechniki, uzyskała nie tylko bezpłatne mieszkanie wraz z meblami i bielizną pościelową, ale też trzykrotne dzienne bezpłatne posiłki, ubrania i obuwie przydzielane przez Urząd Wojewódzki na zlecenie gen. A. Zawadzkiego. Wkrótce, bo już na początku lipca 1945 roku, zaczęły działać ambulatorium Politechniki i szpitalik na 25 łóżek przy ul. Częstochowskiej 10a. Pracownicy naukowi i administracyjni na równi z młodzieżą (a pod pewnymi względami w szerszym niż młodzież zakresie) korzystali z bezpłatnych mieszkań i znalezionych tam mebli, sprzętów i ubrań, z całodziennego wyżywienia w stołówce przy ul. Moniuszki 13, ponadto otrzymywali, dzięki pomocy gen. A. Zawadzkiego, paczki UNRRA,

Prof. Władysław Kuczewski, pierwszy rektor Politechniki Śląskiej

(47)

Z ciężkim sercem w lipcu 1946 roku opuszczałem Lwów, z którym związany byłem zarówno studiami akademickimi, jak i długoletnią pracą dydaktyczno- -naukową na Politechnice. Dlatego ze wzruszeniem wspominam wszelkie dowody życzliwości, które okazywano mi w pierwszych dniach po opuszczeniu Lwowa. Dowodów tych było wiele: już w Przemyślu prof. M. Janusz powitał transport Politechniki Lwowskiej. Organizator Politechniki Śląskiej prof.

Kuczewski oraz liczni znajomi odwiedzili nas na stacji w Mikulczycach, gdzie chwilowo zatrzymał się nasz pociąg. Jednak szczególnie niezatarte wrażenie pozostawił po sobie wieczór powitalny zorganizowany w dniu 14 lipca 1946 roku w gmachu Wydziału Elektrycznego przy ul. Katowickiej. Radość z powodu przyjazdu lwowskich pracowników nauki do Gliwic nie miała granic.

Rozentuzjazmowana młodzież dosłownie na rękach przeniosła niektórych profesorów z ul. Katowickiej na ul. Kaszubską do ich mieszkań.

Prof. Kuczewski uczynił wszystko, aby ułatwić nam życie w pierwszych miesiącach pobytu w Gliwicach. Dlatego pomimo usilnych starań o pozyskanie mnie ze strony innych Politechnik (Wrocław, Gdańsk) pozostałem w Gliwicach.

Decyzji mej nie żałuję. Praca dydaktyczna na Politechnice Śląskiej rozwijała się bowiem nadspodziewanie dobrze. Młodzież akademicka w pierwszych latach mej pracy w Gliwicach była złotą młodzieżą, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Frekwencja na wykładach była nadzwyczajna, zapał do pracy ogromny. Studenci rozumieli znaczenie nauki i bez utyskiwania znosili wysokie wymagania stawiane im przy egzaminach. Nic dziwnego, głód wiedzy zaostrzony podczas długich, jałowych lat okupacji przynaglał młodzież w dążeniu do ukończenia studiów.

Studenci na każdym kroku składali dowody przywiązania i szacunku dla swych wykładowców.

Oby zapał do nauki pierwszych roczników Politechniki Śląskiej udzielił się obecnym pokoleniom studiującym na naszej uczelni…

Z ciężkim sercem i wzruszeniem

Fragmenty wspomnień prof. Stanisława Ochęduszki, profesora Politechniki Lwowskiej, a następnie Śląskiej, późniejszego rektora gliwickiej uczelni. Przedruk z albumu opublikowanego w 1955 roku z okazji 10-lecia uczelni.

Prof. Stanisław Ochęduszko, rektor Politechniki Śląskiej

w latach 1956-1959 Ekipa, do której należeli – oprócz małżonków Niżankowskich – prof. Affanasowicz, docent Krotkiewski i kilku asystentów uzupełniona w sierpniu 1945 roku przybyłymi z Lublina profesorami Bonderem i Kalińskim, zdziałała na terenie Gliwic tyle, że już w dniu 10 października 1945 roku w nieopalanej jeszcze „auli” przy ul. Marcina Strzody 21 mogła odbyć się pierwsza inauguracja roku akademickiego 1945/46 z udziałem gen. A. Zawadzkiego i kilku naukowców katowickich.

Pierwszy wykład inauguracyjny wygłosił prof. dr W. Jakób. Odtąd praca Politechniki Śląskiej potoczyła się znanymi z kronik uczelni torami.

(48)

Stąd zawsze był doskonały start w życie

Czym kierował się Pan przy wyborze uczelni i kierunku studiów?

Szkoła Muzyczna w Katowicach, Akademia Medyczna w Zabrzu i Politechnika w Gliwicach to były wtedy jedyne trzy znaczące uczelnie w naszym regionie. Dwie pierwsze nie wchodziły dla mnie w rachubę, nie miałem też za co dojeżdżać z Chorzowa do Krakowa czy Wrocławia lub tam mieszkać. W dodatku właśnie ogłosili, że na Wydziale Mechaniczno-Energetycznym naszej Politechniki otwierają kierunek energetyka jądrowa. To było ekscytujące.

W ogólniaku uwielbiałem fizykę (choć także polski i historię), a moja starsza siostra studiowała już wtedy na sąsiednim Mechanicznym. Decyzja była więc całkiem naturalna.

Jak wyglądała codzienność studiowania w okresie, gdy był Pan gliwickim żakiem?

Normalka. Roboty na naszym wydziale, podobnie jak np. na Elektrycznym, było na prawdę dużo. Zwłaszcza na starcie trzeba było piekielnie się starać. Ćwiczenia i laboratoria, no i kolokwia były obowiązkowe, reszta – nie.

Egzaminy obowiązkowo zdawało się w sesji, nie było żartów! Ale codziennych radości nie brakowało, zwłaszcza w akademikach, choć o dzisiejszej koedukacji nie było mowy i nawet sprzed portierni wyrzucali nas przed 22.

Czy miał Pan wykładowców wywodzących się z Politechniki Lwowskiej?

Nie tylko zdecydowana większość wykładowców i asystentów wywodziła się ze Lwowa. Połowa moich koleżanek i kolegów urodziła się wprawdzie już na Śląsku czy w Zagłębiu, ale w rodzinach przeniesionych ze wschodnich kresów Rzeczpospolitej. Mieli przepiękny, śpiewny akcent i nieustannie wracali we wzruszających, pełnych zach- wytu opowieściach do tego, co zostało na wschodzie.

Czy któryś z Profesorów dał się zapamiętać jako wyjątkowo wymagający?

Tak, niejeden zapadł mi w pamięć. Profesor Mochnacki wykładał matematykę – pięknie, z miłością i szacunkiem – ale na pierwszym roku 50 proc. z nas padało na tym przedmiocie. Profesor Ochęduszko – rektor czasu post- stalinowskiego przełomu – stworzył krajową szkołę termodynamiki, na trzecim zaś roku jego katedra trzebiła nas niemiłosiernie. Potem trafiliśmy na prof. Hoblera – światowej sławy uczonego, a ponieważ sami wybraliśmy kierunek dyplomowy inżynierię, wstyd było zakończyć zaledwie dostatecznie, a powodem do dumy był wynik bardzo dobry. Nie narzekaliśmy więc na brak pracy, ale zapewniam: bawiliśmy się także nieźle! I pod tym względem nic się na studiach od wieków nie zmienia.

Jaka atmosfera panowała wówczas wśród studentów? Jakie mieli marzenia, oczekiwania?

Wywiad z prof. Jerzym Buzkiem, absolwentem Wydziału Mechaniczno-

-Energetycznego Politechniki Śląskiej, doktorem honoris causa kilku uczelni,

w tym Politechniki Śląskiej w Gliwicach, byłym przewodniczącym Parlamentu

Europejskiego.

(49)

Prof. Jerzy Buzek

Absolwent Wydziału Mechaniczno-Energetycz- nego. W 1969 r. na Wydziale Chemicznym uzyskał stopień naukowy doktora, a w 1979 r. doktora ha- bilitowanego. W 1997 r. otrzymał tytuł naukowy profesora. W 1974 r. został wykładowcą na Po- litechnice Śląskiej.

W 1980 r. wstąpił do „Solidarności”, następnie został przewodniczącym komisji zakładowej związku w Instytucie Inżynierii Chemicznej PAN.

W 1981 r. pełnił funkcję przewodniczącego I Kraj- owego Zjazdu Delegatów w Gdańsku.

Po wprowadzeniu stanu wojennego działał w podziemiu. Po 1989 r. wchodził w skład władz regionalnych i krajowych związku. Został członkiem zespołu ekspertów powstałej w 1996 r. Akcji Wyborczej Solidarność i współautorem gospodarczego programu AWS. W latach 1997- -2001 pełnił funkcję premiera rządu. W 2004 r.

został wybrany na posła do Parlamentu Europe- jskiego. W 2009 r. po raz drugi został eurodeput- owanym. W tym samym roku został także wybra- ny Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.

Doktor honoris causa kilku uczelni, w tym także Politechniki Śląskiej.

Było biednie, nikt nie miał pieniędzy. To było zaledwie kilkanaście lat po wojnie i w systemie mało wydol- nym, w PRL-u. Mieliśmy budżety miesięczne rzędu 100 zł, ale same posiłki w stołówkach kosztowały 3, 4 zł dziennie. Dorabialiśmy trochę w spółdzielniach studenckich, na korepetycjach w liceach. Akademi- ki były za darmo. Ubierali nas rodzice. Ale proszę mi wierzyć – było wspaniale, jak to na studiach!

Marzyliśmy przede wszystkim o tym, aby zobaczyć Europę. Poznanie świata poza Europą nie mieściło się w ogóle w głowie.

To gdzie można było wyjechać?

Na wyjazd w słowackie Tatry lub do Niemieckiej Re- publiki Demokratycznej potrzeba było paszportu lub przepustki, a nie było o nie łatwo i nie miało się ich w domu. Do Bułgarii lub Związku Radzieckiego udawało się pojechać przez całe studia najwyżej co dziesiątemu z nas. A na Zachód? Nie przypominam sobie nikogo z tamtych czasów, kto by tam wtedy był.

Jak wspomina Pan Premier klimat kulturalny panujący na Politechnice Śląskiej? Wspominał Pan kiedyś „fajfy” na Łużyckiej i życie kulturalne to- czone w domach studenckich. Jak bardzo zmienił się klimat życia studenckiego od tego czasu?

Jeszcze były tutaj kluby studenckie, czołowe w Polsce:

Gwarek przy gliwickim rynku i Kinoteatr X z magiczną Spiralą, a także Studencki Teatr Gliwice, gdzie miała miejsce prapremiera światowa „Ślubu” Gombrowi- cza z nikomu nieznanym laborantem z Wydziału Chemicznego Wojciechem Pszoniakiem. Politechnika decydowała o rozwoju miasta. Był świetny gliwicki jazz, potem rock, mogła rozkwitać popularna wtedy operetka. Tadeusz Różewicz spacerował po mieście, a Adam Zagajewski tworzył pierwsze próbki poezji.

Zaczynał śpiewać Sojka, koncertował Skrzek.

Pamięta Pan pierwsze IGRY?

Igry rozpoczęły się w 1957 r. Pamiętam, jak co roku rozgrzewały emocje całego miasta, ale też Zabrza – gdzie była już medycyna – i Katowic, gdzie właśnie organizował się uniwersytet. Tak zawsze tu w Gliwicach było: bardzo dobra uczelnia i czołówka polskich miast akademickich, z najlepszymi inżynierami, największą liczbą instytutów w Polsce i świetnymi miejscami pracy. Tak jest i dzisiaj. Stąd – z Politechniki, z Gliwic, z Zabrza, z Katowic – za- wsze był doskonały start w życie, w Polskę, w świat.

Przekonałem się o tym sam, osobiście, choć nigdy się z Gliwic nie wyprowadziłem – mieszkam tu nieprzer- wanie od studiów do dzisiaj.

(50)

W 2013 r. z okazji 60. rocznicy powstania Wydziału Mechaniczno-Energetycznego Jerzy Buzek, absolwent tego wydziału, otrzymał honorowy tytuł „Rycerza Energetyki” (Miles Energeticae). Na zdjęciu prof. Jerzy Buzek podnosi wręczone z tej okazji insygnium tytułu – karabelę polską – znak rycerstwa Rzeczypospolitej

Po studiach rozwijał Pan karierę naukową, ale już nie na Politechnice Śląskiej. W jaki sposób Politechnika Śląska była obecna w Pana życiu naukowym oraz po rozpoczęciu działalności politycznej?

Była obecna naprawdę stale i niezmiennie. Instytut Inżynierii Chemicznej PAN, w którym pracowałem od studiów do 1997 r., był ściśle związany z Politechniką. Solidne wykształcenie techniczne było atutem, i to zarówno w czasie premierowania, jak i przewodzenia Parlamentowi Europejskiemu. Dzisiaj kieruję Komisją Przemysłu, Badań i Energii, kluczową w PE. Nieprzypadkowo tą właśnie!

W latach 70. był Pan także wykładowcą na Politechnice Śląskiej. Jak wyglądała rzeczywistość uczelniana w ówczesnych uwarunkowaniach?

Nasza uczelnia zawsze miała moc twórczą, co oddziaływało na cały region. Najszybciej rozwijały się same Gliwice.

W tutejszych biurach projektowych można było skonstruować absolutnie wszystko (oprócz statków, skoro port zamierał). Polska tu właśnie jeździła, aby oglądać pierwsze centrum rozświetlone neonami. Takie to było i jest miasto, wyrosłe przy Politechnice. Dzisiaj – z wiodącą Specjalną Strefą Ekonomiczną, z dronami z Nowych Gliwic i prezydentem, też absolwentem tej uczelni, szefującym Związkowi Miast Polskich.

(51)

Już po 1989 roku wiele osób wywodzących się z Politechniki Śląskiej zaangażowało się w działalność polityczną. Jak wspomina Pan ten okres i osoby, które wówczas spotkał Pan na swej drodze?

Ten doskonały start w życie, o którym wspomniałem, dotyczył też ryzykownej wtedy, ale tak ważnej dla Polski działalności opozycyjnej. Już w tydzień po wprowadzeniu stanu wojennego, w grudniu 1981 r., razem z Jerzym Łoikiem i Krzysztofem Gosiewskim zaczęliśmy wydawać podziemny Regionalny Informator „Solidarności” Śląsko- -Dąbrowskiej. Potem dołączyli Marian Maciejczyk i Ryszard Kościesza-Kuszłeyko. W podziemnej Radzie Regionu 1982/83 większość, oprócz Grzegorza Opali z Katowic i Jerzego Szafki z Zabrza, to byli Gliwiczanie i oprócz Grze- gorza – po Politechnice. Przez pięć lat podziemia reprezentowałem też region w krajowej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej „Solidarności” jako sekretarz tej komisji.

Późniejszy szef Solidarności Marian Krzaklewski, też po Politechnice, pracował wtedy w tym samym co ja budynku PAN-u, przy ul. Bałtyckiej. Długoletni szefowie Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności” w latach 90. byli z Gliwic: Marek Kempski, późniejszy wojewoda, i Wacław Marszewski. Spotykałem się też wówczas na Zatorzu z młodziutkim Piotrem Dudą, dzisiejszym przewodniczącym NSZZ „Solidarność”.

Często zachęca Pan młodzież do studiowania na Politechnice Śląskiej i na uczelniach technicznych w ogóle. Czy europejski rynek pracy faktycznie czeka na kolejne zastępy inżynierów?

Nie da się zbudować silnej gospodarki bez wytwarzania, bez produkcji – zwłaszcza produkcji przemysłowej. A do zbudowania silnego przemysłu potrzeba inżynierów. Tak było w XIX w., kiedy na Śląsku powstawały pierwsze ko- palnie, huty, przemysł maszynowy. Podobnie było w zeszłym stuleciu, gdy po straszliwych zniszczeniach wojen- nych odbudowywała się cała Polska – opierając się na śląskim przemyśle. Tak jest i teraz, gdy po kryzysie rozpędza się gospodarczo cała Europa.

Czym się będzie wyróżniał ten nowy przemysł?

Mówimy o przemyśle nowej generacji: wysoko efektywnym, przyjaznym dla środowiska, energooszczędnym.

A do tego klucz jest tylko jeden: innowacyjne rozwiązania i nowe technologie. I ten właśnie klucz w swoich rękach trzymają absolwenci uczelni technicznych. W tym sensie inżynierowie są więc przyszłością Europy: bezpiecznej, również energetycznie, konkurencyjnej i dostatniej.

Jak bardzo zmieniła się infrastruktura Politechniki Śląskiej, także w sąsiedztwie wydziału, który ukończył Pan Premier?

Tych zmian nie da się tak prosto opisać. To jest dzisiaj inny świat. Szkoda mi tylko pięknych kortów wśród drzew przy Konarskiego – tam, gdzie teraz stoi okazały, nowy budynek mojego Wydziału, park technologiczny, wspaniałe audytorium. Sama liczba wydziałów zwiększyła się dwukrotnie.

Nie oznacza to, że nasza uczelnia nie ma słabszych punktów. Jest nadal wiele do zrobienia, przed nami wielkie wyzwania na następne lata.

Jak Pan ocenia dzisiejsze wyposażenie Politechniki?

Infrastruktura uczelni, także za sprawą środków unijnych, wzbogaciła się w ostatnim czasie o kolejne budynki i laboratoria. Wymienię tu chociażby Śląską BIO-FARMĘ czy Centrum Nowych Technologii. Politechnika Śląska jest też częścią Europejskiego Instytutu Innowacji i Technologii. To coś, o czym w moich czasach studenckich – w PRL-u – nie mieliśmy nawet odwagi marzyć. Dlatego potem, już po latach, zabiegałem w Brukseli, by tak wiele nowego mogło powstać na mojej Alma Mater. Udało się! Nasza Politechnika jest dziś ośrodkiem studenckim i naukowym wysokiej klasy. Oby tak dalej!

(52)

Przedruk rozmowy z prof. Wilibaldem Winklerem, pierwszym rektorem Politechniki Śląskiej wybranym w całkowicie wolnych wyborach w 1990 roku.

Wywiad został opublikowany w „Biuletynie Politechniki Śląskiej” w październiku 2009 roku.

Został Pan Profesor pierwszym po przełomie 1989 roku rektorem Politechniki Śląskiej, wybranym w wa- runkach pełnej autonomii uczelni. Chciałbym spytać się o to, co skłoniło Pana Profesora do kandydowania na tę funkcję?

To był wyjątkowy czas. Rzeczywiście po raz pierwszy w naszym środowisku akademickim miały odbyć się wolne wybory. Do tej pory stanowisko rektora otrzymywało się z nadania. Tym razem kandydaci zgłaszali się sami, a nowego rektora mieliśmy wyłonić w demokratycznym głosowaniu. Ale ja o ubieganiu się o ten zaszczyt w ogóle nie myślałem.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie prof. Tadeusz Zagajewski, który zaproponował mi spotkanie. W spotkaniu tym wzięły udział jeszcze dwie osoby: przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” dr Tadeusz Grabo- wiecki oraz prof. Jan Bandrowski z Wydziału Chemicznego, również członek „Solidarności”. Ku mojemu zaskocze- niu zaproponowano mi wówczas kandydowanie na funkcję rektora Politechniki Śląskiej. W pierwszej chwili nie zgodziłem się, ale dano mi 24 godziny na podjęcie ostatecznej decyzji. Moją linią obrony był przede wszystkim brak doświadczenia. W tym czasie pełniłem zaledwie funkcję zastępcy dyrektora ds. nauki w Instytucie Elektro- energetyki i Sterowania Układów na Wydziale Elektrycznym. Po zastanowieniu i przedyskutowaniu tego probl- emu z żoną postanowiłem jednak kandydować.

Zdawałem sobie sprawę z zadania, jakie będzie miał do wykonania nowo wybrany rektor, czyli całościowego zreformowania uczelni. Według mnie najlepszym rozwiązaniem było przyjęcie modelu zachodniego, a ten – z powodu licznych wyjazdów naukowych za granicę – znałem bardzo dobrze. Posiadałem zatem istotną w tamtych czasach wiedzę i z tego właśnie powodu postanowiłem wziąć udział w wyborach. Uważałem jednak, że rektorem powinien wówczas zostać właśnie prof. Tadeusz Zagajewski, który miał na uczelni największy au- torytet. Prof. Zagajewski jednak z powodu zaawansowanego wieku nie chciał kandydować i wskazał na mnie.

Mimo to po wygranych wyborach poprosiłem go, aby przynajmniej raz w miesiącu odwiedzał mnie, by krytycznie ocenić moje działania. Spotykaliśmy się więc potem regularnie, a prof. Zagajewski zawsze służył mi radą. Rzadko jednak mnie krytykował, znacznie częściej za to popierał moje decyzje. I tak to się zaczęło.

Na 166 głosujących, ze 170 uprawnionych do głosowania, uzyskał Pan aż 111 głosów. Wydaje się, że duży wpływ na Pana wybór miało poparcie Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność”.

W tamtych czasach głos „Solidarności” był silny i gdyby nie jej poparcie, zapewne nie wygrałbym wyborów. Moimi kontrkandydatami byli: prof. Szczepan Borkowski oraz prof. Tadeusz Gawłowski. Wydawało mi się, że największe szanse miał prof. Borkowski. Był znanym i poważanym członkiem „Solidarności”, stanowczym w swoich poglądach, a po wprowadzeniu stanu wojennego został internowany. Jednak „Solidarność” uczelniana skłoniła się ku mojej osobie. Uważam, że wpływ na wynik miało również moje wystąpienie na głównym spotkaniu przedwyborczym.

Odbyła się wtedy debata miedzy kandydatami, na której, jak mi się wtedy wydawało, wypadłem wiarygodnie i przekonująco. Przedstawiłem wówczas swoją koncepcję, jak ze starego systemu funkcjonowania uczelni przejść płynnie do nowego modelu – zachodniego.

Pamiętam, że było gorąco

(53)

Jaka była atmosfera tamtych niezwykle ciekawych i ważnych dla współczesnej Polski miesięcy po czerwcu i sierpniu 1989 roku?

Atmosfera nie była już tak euforyczna, jak w 1981 roku, kiedy to panował nastrój rewolucyjny. W 1989 roku nastroje były bardziej stonowane. Powodem tego był z pewnością stan wojenny, który przytłumił radość następujących po nim wypadków. Wydaje mi się, że także z powodu stanu wojennego młodzież zaczęła tracić ochotę do nauki. Poza tym wielu młodych ludzi wyjechało. Kiedy obejmowałem funkcję rektora, na Politechnice studiowało zaledwie 8 tysięcy osób. Dopiero po 1989 roku Polacy ponownie zaczęli się kształcić na poziomie studiów wyższych. To, że obecnie coraz więcej młodych ludzi studiuje, też jest zasługą tamtych wydarzeń.

Po wyborach nadszedł czas na działania i wprowadza- nie zapowiadanych reform. Ale nie było to łatwe. Wiele osób próbowało mi dyktować, co powinienem zrobić.

Wielu z tych, którzy z entuzjazmem przyjęli wynik wyborów, hamowało, niestety, później rozwój uczelni.

Wielu chciało przy tej okazji załatwić swoje interesy.

W środowisku profesorów były opory wobec próby wprowadzenia zmian strukturalnych. Niektórzy próbo- wali nawet wskazywać mi, kogo powinienem zwolnić z pracy. Stanowczo nie pozwoliłem na takie postępowanie, ale czuć było, że atmosfera panująca w całym kraju udzieliła się również pracownikom naszej uczelni. Wszystko było wtedy rozkołysane i dopiero z czasem się uporządkowało i uspokoiło.

Myślę, że mimo wszelkich trudności nienajgorzej so- bie poradziłem, zwłaszcza że miałem bardzo do- brych współpracowników – prorektorów w osobach profesorów: Włodzimierza Sikory, Andrzeja Klimpla i późniejszego rektora – Bolesława Pochopienia. Pot- wierdzeniem tego był fakt, że po trzech latach kierowania uczelnią, kiedy starałem się o reelekcję, byłem jedynym kandydatem, a w głosowaniu otrzymałem zdecydowa-ne poparcie.

W swoim programie wyborczym mówił Pan Profe- sor o chęci przekształcenia Politechniki Śląskiej w „nowoczesną uczelnię techniczną”. Na czym miała wówczas owa „nowoczesność” polegać?

Wówczas chodziło o przekształcenie uczelni w obszarze dydaktyki i badań naukowych na wzór uczelni zagranicz- nych. W kwestii kształcenia dążyłem do dostosowania naszych programów nauczania do najlepszych uczel- ni na Zachodzie. Chodziło głównie o wyeliminowanie wąsko specjalistycznych przedmiotów oraz zmniejsze- nie obciążenia studentów. Nie mogło być tak, że student spędza najwięcej czasu na wykładach – po pierwsze, zaburzało to proporcje między wykładami i ćwiczeniami, a poza tym zajęć było tak dużo, że student nie miał już czasu na pracę własną.

Prof. Wilibald Winkler

Pracę na uczelni rozpoczął w 1966 roku na Wy- dziale Elektrycznym. Po trzech latach uzyskał stopień doktora, a po kolejnych czterech doktora habilitowanego. W 1981 roku został profesorem tytularnym. W latach 1990-1996 pełnił funkcję rektora Politechniki Śląskiej.

Od listopada 1997 roku do grudnia 2000 roku był wiceministrem edukacji narodowej w rządzie prof. Jerzego Buzka. Zajmował się współpracą zagraniczną i integracją europejską. Był też członkiem zespołu nego- cjacyjnego, zajmującego się przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, odpowiedzial- nym za dwa obszary: nauka i badania oraz młodzież, kształcenie i edukacja. Następnie przez rok pełnił funkcję wojewody śląskiego.

Prof. Wilibald Winkler otrzymał wiele odznaczeń i wyróżnień. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Prof. Wilibald Winkler z nagrodą Lux ex Silesia, przyznawaną przez metropolitę katowickiego

(54)

Jeśli chodzi o badania naukowe, to te finansowane były w dużej mierze przez zakłady przemysłowe. Wiele zakładów zaczęło jednak mieć problemy finansowe i bankrutować, a w efekcie uczelnia nie otrzymywała nowych zleceń na badania, środki finansowe zaś ze strony państwa poważnie zredukowano.

W wywiadzie, jakiego już po wyborze udzielił Pan jednej z gazet, mówił Pan Profesor, że największą przeszkodą wydawała się wówczas „mentalność kadry dydaktyczno-badawczej”, która polegała na oporze wobec zmian. Czy te obawy się sprawdziły?

Nasz pomysł był w zasadzie radykalny i wiele osób ze środowiska akademickiego sprzeciwiało się mu, ponieważ uważali, że godził w ich interesy. Mam na myśli eliminację wąsko specjalistycznych przedmiotów, a co za tym idzie – również ograniczenie liczby wykładowców. Trzeba pamiętać, że 45 procent kadry stanowili wówczas adiunkci wiekowo zaawansowani, z których wielu nie chciało się habilitować. Wobec tego mieliśmy całą armię oponentów, których celem było utrzymanie takiej sytuacji, w której wszystko pozostałoby po staremu.

Kolejnym punktem spornym było wprowadzenie zasady samofinansowania jednostek naukowo-dydaktycznych.

Każda jednostka otrzymywała określoną sumę pieniędzy, które były rozdzielane według ściśle określonych kry- teriów – algorytmów. Jeżeli potrzebowała więcej środków, do jej obowiązków należało znalezienie dodatkowych środków pozauczelnianych. Wprowadzenie samodzielności finansowej do jednostek było na uczelni prawdzi- wym przełomem.

Inna zmiana, która miała jednak mniejsze znaczenie, dotyczyła dozwolonego wieku kierowania jednostką naukową. Dawniej było tak, że profesor, jak tylko ukończył 70 lat, zostawiał z dnia na dzień jednostkę, którą kierował, i przechodził na emeryturę bez przygotowania swojego następcy do jego nowej roli. Dopiero my wprowadziliśmy zasadę, że na 3 lata przed odejściem profesora na emeryturę nie mógł on już pełnić funkcji kie- rowniczej.

Jakie były najpilniejsze sprawy, także inwestycyjne, którymi musiał się Pan Profesor zająć?

Priorytetem była biblioteka, której budowa zapoczątkowana była przez naszych poprzedników i miała być ukończona w ciągu dwóch lat od objęcia przez nas funkcji kierowania Politechniką. Jednak kiedy ograniczono pieniądze na inwestycje w szkolnictwie wyższym, budowa biblioteki praktycznie stanęła. Kolejnym problemem była komputeryzacja Politechniki Śląskiej.

Trudną do realizacji sprawą było dopasowanie statutu uczelni do nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Była to praca żmudna, która zajęła rok, zanim statut został zatwierdzony.

Muszę się przyznać do chęci zlikwidowania ośrodka uczelnianego w Rybniku. Jednak gdy zobaczyłem, że są tam wyśmienite warunki do kształcenia inżynierów, zmieniłem zdanie. Rozbudowa Centrum Kształcenia Inżynierów w Rybniku oraz utworzenie, wspólnie z Uniwersytetem Śląskim oraz Akademią Ekonomiczną, Zespołu Szkół Wyższych to już zasługa moich następców.

Do sukcesów zaliczyłbym także poważną rozbudowę bazy sportowej. Za pieniądze, które pozyskaliśmy ze sprzedaży jednego z akademików w Katowicach – mimo że dziekani chcieli, abyśmy pieniądze ze sprzedaży bu- dynku rozdzielili po równo między wszystkie wydziały – wybudowaliśmy nową halę sportową. Dzięki temu, że się na to nie zgodziłem, studenci mogą dzisiaj korzystać z tzw. nowej hali przy ul. Kaszubskiej. Poza tym od miasta Gliwice otrzymaliśmy także obiekty Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, w tym lodowisko.

Jak ocenia Pan Profesor zmiany, które dokonały się na Politechnice Śląskiej w czasie tych minionych 20 lat?

Muszę przyznać, że z dumą patrzę na rozwój naszej uczelni. To, co zostało zapoczątkowane przez nas, było z bardzo dobrym skutkiem kontynuowane po naszych dwóch kadencjach. Kolejni rektorzy mieli również wiele wspaniałych pomysłów. Każdy z moich następców dokonał pewnych zmian, które miały na celu usprawnienie i unowocześnienie procesu dydaktycznego oraz powiększenie majątku uczelni. Jednocześnie, co jest dla mnie bardzo ważne, wciąż dba się o kontakty zagraniczne. Cieszy mnie udział uczelni w różnych międzynarodowych programach badawczych, do czego dzisiaj już nie trzeba nikogo namawiać – wtedy było inaczej. Związana z tym jest także intensywność nauczania na studiach języków obcych.

Myślę, że na pewno można było zrobić więcej, ale ówczesna sytuacja finansowa i opór środowiska akademic- kiego nie pozwoliły na zrealizowanie wszystkich naszych pomysłów. Pamiętam niektórych profesorów, którzy krytykowali wszystko, co próbowaliśmy zmienić. Nie wszystkie tego typu trudności dało się przezwyciężyć. Jed-

(55)

Zostałem kiedyś zapytany o to, z której z pełnionych przeze mnie ważnych funkcji jestem najbardziej zadowolony – rektora, wiceministra czy wojewody. Odpowiedziałem wte- dy, że najbardziej satysfakcjonowała mnie funkcja rektora Politechniki Śląskiej. Jestem dumny, że mogłem w tym niełatwym przecież okresie rozpocząć wraz z moimi prorektorami przemianę naszej uczelni. Podejmując kolejne odpowiedzialności – na stanowisku wiceministra czy woje- wody – mogłem wykorzystać wszyst- kie swoje umiejętności, zdobyte pod- czas licznych podróży służbowych oraz pełnienia funkcji rektora.

Odczuwam także satysfakcję, że współcześnie uczelnia jest wysoko oceniana w rankingach. Pamiętam jeden z pierwszych tego typu ran- kingów uczelni w Polsce, w którym

zajęliśmy 9. miejsce wśród wszystkich uczelni akademickich, a 4. wśród szkół technicznych. Poczułem wówczas wielką radość. Na podobnych miejscach Politechnika Śląska sytuuje się również dzisiaj i jestem z tego bardzo zadowolony.

Kiedy otrzymywał Pan Profesor w październiku ubiegłego roku nagrodę Lux ex Silesia, mówił Pan, że to najważniejsze w Pana życiu wyróżnienie, ponieważ jednoznacznie kojarzy się ze Śląskiem. Na koniec chciałbym zatem zapytać, czym jest dla Pana Śląsk – ten współczesny i ten sprzed lat, który odkrywał Pan, żyjąc na polsko-niemieckim pograniczu?

Przede wszystkim Śląsk jest moją ojczyzną, a ja jestem do tej ojczyzny przywiązany. W swoim życiu co najmniej dwa razy otrzymałem propozycję pozostania za granicą. Wiele osób pewnie skorzystałoby z takiej szansy. Czekała mnie na przykład interesująca praca w dziale badawczym szwajcarskiej firmy oraz perspektywa mieszkania w us- tabilizowanym politycznie i gospodarczo kraju. Drugą propozycję otrzymałem w Niemczech – ale z niej również nie skorzystałem. Zawsze powtarzałem, że nie zamienię Śląska na żadne inne miejsce i dotrzymałem słowa. Kiedy patrzę na to, jak Śląsk zmieniał się w czasie ostatnich lat, odczuwam osobistą satysfakcję. Zawsze uważałem, że należy odejść od stereotypowego myślenia, że jedyną perspektywą dla mężczyzny jest praca w kopalni, ewen- tualnie w hucie. Należało młodym ludziom dać szansę wyboru, kim chcą w życiu zostać. Współcześnie młodzież tę szansę otrzymała. A w pewnym stopniu przyczyniliśmy się do tego również my – rektorzy śląskich uczelni, tworząc coraz lepsze warunki do nauki i rozwoju. Cieszę się, że cząstka mojej koncepcji rozwoju uczelni wpłynęła również na kształcenie młodzieży, która urodziła się na Śląsku i tutaj mieszka.

Przemysł ciężki już niedługo przestanie odgrywać znaczącą rolę. Kolejne pokolenie mieszkańców Śląska będzie musiało szukać nowych możliwości i tworzyć pole do działania dla nowoczesnych technologii. I tym właśnie zaj- muje się Politechnika. Kształci ona ludzi, którzy mają być kreatywnymi twórcami lepszych warunków życia. Kadra, która jest kształcona na uczelniach technicznych, ma również za zadanie tworzyć podwaliny pod jak najlepszy rozwój społeczny.

Nie możemy liczyć na to, że będziemy całe życie utrzymywać się z węgla, zwłaszcza w obecnej postaci. Jako mieszkaniec Śląska, który tu się urodził i o mało nie został górnikiem, z zainteresowaniem obserwuję jego rozwój.

Myślę, że zmierza w dobrym kierunku. Wielu utalentowanych ludzi na Śląsku musiało dawniej ciężko pracować pod ziemią lub w hucie, aby móc zapewnić byt swojej rodzinie. Cieszy mnie, kiedy widzę, że współcześnie młodzi ludzie mają dużo lepsze perspektywy zawodowe niż kiedyś. Jestem pewny, że swój udział ma w tym również Politechnika Śląska. Wielu naszych absolwentów zrobiło karierę, także za granicą, co jest dowodem na to, że kończąc tę uczelnię, otrzymali odpowiedni zasób wiedzy.

Prof. Wilibald Winkler w swoim gabinecie na Wydziale Elektrycznym Politechniki Śląskiej

(56)

Rozmowa z dr. inż. Januszem Steinhoffem, przewodniczącym Rady Krajowej Izby Gospodarczej, który jako pracownik naukowo-dydaktyczny Politechniki Śląskiej został wybrany na posła w pierwszych częściowo wolnych wyborach w czerw- cu 1989 roku. Wywiad został opublikowany w numerze majowym „Biuletynu Politechniki Śląskiej” w 2014 roku.

Mija dokładnie 25 lat od wyborów z 1989 roku – ważnych i dla Polski, i osobiście dla Pana Premiera.

Jak zapamiętał Pan okoliczności wystartowania w tych wyborach?

Okoliczności podjęcia decyzji o wystartowaniu w wyborach były dość skomplikowane. Propozycję kandydowania złożył mi Marian Krzaklewski, który zachęcał mnie do podjęcia tego wyzwania. Ja natomiast miałem wielkie wątpliwości. Byłem świadomy braku doświadczenia parlamentarnego i umiejętności poruszania się w świecie polityki. Byłem przecież naukowcem Politechniki Śląskiej i to właśnie w środowisku akademickim czułem się najlepiej. Człowiekiem, który ostatecznie mnie przekonał do kandydowania, był zmarły zaledwie kilka tygodni temu Zbigniew Pańczyk, późniejszy pierwszy solidarnościowy prezydent Gliwic.

Aby wystartować w wyborach jako kandydat „Solidarności”, musiał Pan zostać oficjalnie zatwierdzony przez to środowisko.

Tak, musiałem przejść kilka etapów. Podczas ostatecznej weryfikacji kandydatów z województwa silną rekomendację dał mi ówczesny szef regionu ,,Solidarności” Alojzy Pietrzyk. Co ciekawe, to ostatnie spotkanie odbyło się w Katowicach, w parafii św. ap. Piotra i Pawła, w sali, gdzie przed wojną spotykał się ze śląskimi chadeka- mi Wojciech Korfanty. Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałem wówczas bardzo dużą liczbę głosów i zostałem de- sygnowany jako kandydat do Sejmu w okręgu wyborczym: Gliwice, Zabrze, Pilchowice, Sośnicowice, Rudziniec.

Z ustaleń Okrągłego Stołu wynikało bowiem, że w wyborach do Sejmu mieliśmy do obsadzenia dwa man- daty. Oprócz mnie kandydatką została także Elżbieta Seferowicz – lekarka z Zabrza, ofiarna i zaangażowana w działalność podziemnej „Solidarności”. Trzy pozostałe mandaty otrzymali natomiast kandydaci ówczesnej koalicji rządzącej. Z kolei w wyborach do Senatu mieliśmy trzech kandydatów ze Śląska: Andrzeja Wielo- wieyskiego oraz nieżyjących już Leszka Piotrowskiego i prof. Augusta Chełkowskiego – jedynego internowanego w czasie stanu wojennego rektora w Polsce. Ostateczne zatwierdzenie list kandydatów „Solidarności” nastąpiło w Warszawie na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, a potem rozpoczęła się kampania wybor- cza.

Proszę opowiedzieć, jak przebiegała.

Kampania przede wszystkim polegała na licznych spotkaniach z wyborcami. Tworzyliśmy sztaby, produkowaliśmy ulotki wyborcze, plakaty. Atmosfera tych spotkań była pełna oczekiwań. Pamiętam dokładnie moje hasło wybor- cze, które prezentowałem na plakacie, gdy 3 maja szliśmy pierwszy raz legalnie w pochodzie. Brzmiało ono: „Na razie bierzemy 35% demokracji”. Ludzie przed wyborami uczyli się na pamięć nazwisk kandydatów „Solidarności”, a w dniu wyborów – nie było przecież wówczas ciszy wyborczej – wolontariusze rozdawali tzw. ściągi z naszymi nazwiskami. Nasz dostęp do środków masowego przekazu był przecież bardzo ograniczony. „Gazeta Wyborcza”, której powstanie było również efektem porozumień Okrągłego Stołu, zaczęła się ukazywać dopiero w trakcie

To był czas wielkich oczekiwań

(57)

Popularne były wówczas fotografie kandydatów Komitetu Obywatelskiego z Lechem Wałęsą. Czy Pan również miał takie zdjęcie?

Oczywiście! Pojechałem do Gdańska, podobnie jak wszyscy solidarnościowi kandydaci do parlamentu, żeby zrobić sobie zdjęcie z Lechem Wałęsą. Plakat z tą fotografią mam zresztą do dzisiaj. Pięć lat temu, w 20-lecie wyborów, na uroczystościach rocznicowych w Zabrzu powtórzyliśmy tę sytuację i zrobiliśmy sobie podobne zdjęcie z Lechem Wałęsą po raz drugi.

Z kampanii wyborczej zapamiętałem zwłaszcza jedno ze spotkań – w Rudzińcu, na którym byłem ze wspom- nianym już Zbyszkiem Pańczykiem. W pewnym mo- mencie wstał młody człowiek i powiedział: „Ja nie wierzę, żeby w Polsce coś się zmieniło. Mam rodzinę w Niemczech, nic mnie już tu nie trzyma i myślę o wyjeździe. Ale to, co pan mówił, stwarza jakiś cień nadziei. I dlatego jeszcze raz zawierzę temu, chociaż szanse macie marne”. Po dwóch latach odbyły się następne wybory, a ja znów pojawiłem się w tej gmi- nie i na sali zobaczyłem tego młodego człowieka.

Zapytałem go wtedy, jak ocenia obecną rzeczywistość.

A on odpowiedział: „Zrobiliście wszystko, o czym pan mówił. Dlatego zostaję w Polsce i zamierzam sprowadzić tutaj moją rodzinę. To jest już normalny kraj”. Był to najbardziej optymistyczny moment kam- panii wyborczej.

Wybory 4 czerwca zakończyły się wielkim sukce- sem kandydatów „Solidarności”. Pan uzyskał blisko 111 tys. głosów i oczywiście dostał się Pan do Sej- mu już po I turze wyborów. Jak przyjął Pan decyzję o zwycięstwie?

To był niesamowity czas. Po II turze wyborów spotkaliśmy się po raz pierwszy na Uniwersytecie Warszawskim z Lechem Wałęsą. Zastanawialiśmy się, jaką nazwę ma przyjąć nasz klub parlamentarny. Padła propozycja, by nazwać się Opozycyjnym Klubem Par- lamentarnym, ale na szczęście prof. Bronisław Geremek zaproponował, by jednak podkreślić obywatelskość, więc zostaliśmy w końcu Obywatelskim Klubem Par- lamentarnym. Gdybyśmy zostali przy pierwszej naz- wie, bylibyśmy chyba jedynym w historii opozycyjnym klubem parlamentarnym, który po kilku tygodniach wyłonił rząd. Wtedy jednak, 4 czerwca, nikt tego nie brał pod uwagę. Zastanawialiśmy się raczej, co będzie dalej. Nie byliśmy pewni, jak ten system będzie dalej funkcjonował. Wszystkie resorty siłowe były przecież nadal w rękach komunistów. Nie wiedzieliśmy, czy nie spotkają nas represje, czy wybory nie zostaną unieważnione. Na szczęście okazało się, że obawy te były nieuzasadnione.

Dr inż. Janusz Steinhoff

Urodził się w 1946 roku w Gliwicach. Dok- tor nauk technicznych, specjalista z dziedz- iny przeróbki kopalin. Długoletni pracownik naukowy Politechniki Śląskiej. W latach 1975-1990 był asystentem i adiunktem w Instytucie Przeróbki Kopalin Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej.

Założyciel i działacz podziemnych struktur uczelnianych NSZZ „Solidarność”. Poseł na Sejm X, I i II kadencji. W latach 1990-1994 pełnił funkcję prezesa Wyższego Urzędu Górniczego, a w latach 1996-1997 wicepre- zesa Regionalnej Izby Gospodarczej w Kato- wicach. W latach 1997-2001 był ministrem gospodarki, a w latach 2000-2001 również wicepremierem w rządzie Jerzego Buzka.

Obecnie jest przewodniczącym Rady Re- gionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach oraz Rady Krajowej Izby Gospodarczej.

(58)

Jak się potoczyły Pana dalsze losy po wyborach?

Po rozpoczęciu pracy parlamentarnej dość szybko zostałem członkiem ścisłego kierownictwa Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, a w kilka miesięcy później Tadeusz Mazowiecki złożył mi propozycję objęcia funk- cji prezesa Wyższego Urzędu Górniczego, gdzie miałem zająć się reformą Prawa geologicznego i górniczego.

Zgodziłem się na to z wielkimi oporami – po drugiej lub trzeciej rozmowie. Miałem bowiem świadomość bra- ku doświadczenia w pracy w administracji. Gdy objąłem tę funkcję, musiałem na początku tej administracji się nauczyć. Warto podkreślić, że razem ze mną w WUG-u pojawili się również inni pracownicy i absolwenci Politech- niki Śląskiej – Ryszard Wysocki, Wojciech Bradecki i Sławomir Brodziński, wówczas adiunkt w Katedrze Maszyn Górniczych, a obecnie główny geolog kraju i wiceminister środowiska.

Pracowałem w administracji w sumie 8 lat, mam za sobą trzy kadencje w parlamencie, miałem sześciu premierów, którzy byli moimi przełożonymi: Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego, Jana Olszewskiego, Hannę Suchocką, Waldemara Pawlaka i Jerzego Buzka, w którego rządzie pełniłem trudną – biorąc pod uwagę ówczesną skalę wyzwań – funkcję ministra gospodarki, a od 2000 roku również wicepremiera koordynującego prace Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.

Zerwał Pan wówczas kontakty z uczelnią?

Odszedłem wtedy z Politechniki na urlop bezpłatny, który trwał bardzo długo. W połowie lat 90. wróciłem na krótko na uczelnię. Prof. Jan Palarski, który był wówczas szefem Instytutu Eksploatacji Złóż, poprosił mnie o prowadzenie wykładów z Prawa geologicznego i górniczego, którego jako prezes WUG-u byłem współtwórcą.

Równocześnie zaangażowałem się z prof. Andrzejem Karbownikiem w opracowanie programu restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego, współpracując w tej materii z górniczą Solidarnością. Po wygranych przez AWS i UW wyborach zostałem ministrem gospodarki. Na uczelnię już później nie wróciłem. Obecnie zajmuję się kon- sultingiem gospodarczym, przewodniczę Radzie Krajowej Izby Gospodarczej i Regionalnej Izbie Gospodarczej.

Z Politechniką jednak utrzymuję dość bliskie kontakty.

Jaka atmosfera panowała na Politechnice Śląskiej w latach 80.?

Atmosfera na naszej uczelni w jesienią ’80 roku była naprawdę wspaniała. Większość pracowników zapisała się do uczelnianej „Solidarności”. Byłem w jej komitecie założycielskim, działałem na szczeblach wydziałowym i uczel- nianym. Pełniłem równocześnie funkcję szefa ,,Solidarności” w Instytucie Przeróbki Kopalin.

Potem jednak przyszedł bardzo trudny okres stanu wojennego, czas represji politycznych i wielkiej czystki na uczelni. Ówczesne jej władze zasłynęły z faktu zwolnienia z pracy około 200 aktywnych członków „Solidarności”.

Ja też otrzymałem takie pismo odbite na ksero, w którym zawiadamiano mnie, że jakaś komisja postanowiła zwolnić mnie z funkcji starszego asystenta. W moim przypadku zwolnienie było jednak całkowicie nielegalne, ponieważ w tym czasie wyjechałem na planowany wcześniej staż zagraniczny. Dlatego odwołałem się od tej decyzji, podobnie jak kilkadziesiąt innych osób, a minister szkolnictwa wyższego odwołanie to uwzględnił.

Wróciłem więc na uczelnię. Z Politechniki Śląskiej usuniętych zostało wówczas wielu wspaniałych, uczciwych, zaangażowanych w tworzenie NSZZ „Solidarność” osób. Poziom represji politycznych na Politechnice Śląskiej był wtedy nieporównywalny z jakąkolwiek inną uczelnią w Polsce. Pragnę podkreślić, że zachowanie pracowników mojego instytutu w tych trudnych czasach było wzorowe. Nigdy nie odczułem jakichkolwiek przejawów dys- kryminacji, przeciwnie, koleżanki i koledzy wykazali się wielkim przywiązaniem do ideałów „Solidarności”.

Z wdzięcznością wspominam również życzliwość moich przełożonych – prof. Jerzego Nawrockiego oraz doc. Stanisława Błaszczyńskiego.

A jaka atmosfera panowała na uczelni w roku ’89 po pierwszych wolnych wyborach?

To była wielka euforia. W kampanię wyborczą zaangażowały się wszystkie struktury uczelnianej „Solidarności”.

Przyznam się, że byłem bardzo onieśmielony swoją rolą, którą mi przypisano. Byłem wówczas skromnym adiunk- tem. Znalazłem się natomiast w wirze wydarzeń na zakręcie historii Polski.

W wyborach, jako przedstawiciel Politechniki Śląskiej w sejmie i jeden z niewielu pracowników naukowych w jego składzie, miałem świadomość wielkiej odpowiedzialności za podejmowane działania. W tych pierwszych miesiącach pracowałem nad ustawą o szkolnictwie wyższym oraz tytułach i stopniach naukowych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Część teoretyczna zawiera ogólne wiadomości o procesie produkcji, kinetyce grafityzacji i własnościach mechanicznych (w zależności od w arunków zalewania i

Mineralogii i Petrografii, wcielony do Instytutu Przeróbki Kopalin oraz Zakład Geologii i Hydrogeologii Złóż w obrębie Instytutu Projektowania, Budowy KopaliS i

[r]

Biblioteka Cyfrowa Politechniki Śląskiej Kolekcja: Kolegium Pedagogiczne (118 publikacji).. Wyszukiwanie

[r]

dza się na pierwszym roku Wydziału Elektrycznego Politechniki Śląskiej nowy program dwustopniowego nauczania jednolity dla wydziałów elektrycznych wszystkich

Doc. Mirosław Chudek absolwent Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej prowadził zajęcia w zastępstwie Prof. Był pierwszym wykładowcą, który na wykładzie

Na wiosnę 1948 roku władze uczelni zostały powiadomione przez M inisterstwo, że w ramach reform y wyższych studiów technicznych w roku akademickim 1948/49 wprowadza się