• Nie Znaleziono Wyników

Zbliska i Zdaleka : geografja, krajoznawstwo, podróżnictwo, 1937.10 nr 8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zbliska i Zdaleka : geografja, krajoznawstwo, podróżnictwo, 1937.10 nr 8"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

LWÓW, PAŹDZIERNIK 1937

N r 8 ( 4 6 )

a r t y k u ł y

P o l s k a ż ą d a K o l o n l j . II. — O g r ó d z o o ­ l o g i c z n y w B e r l i n i e . — Z w y c i e c z k i d o d e l t y N i e m n a . — A B C B e z m l e -

c h o w e j .

Z A P I S K I

W Ś R Ó D K S I Ą Ż E K

i C Z A S O P I S M

NA SREBRYM EKRANIE

R O Z R Y W K I

3 5 gr

(2)

ZBLISKA I ZDALEKA

R E D A G U J E K O M I T E T : K. 6 R Y Ń S K I, H. H A L I C K A , j . H A L I C Z E R, M. JAROSIEW1CZÓWNA, W Ł. K U D Ł A ,

ST L E G E Ż Y Ń S K I, A. M A L I C K I ,

Z. P A Z D R O ,

J. P I Ą T K O W S K I , ST, P R Z E Ż D Z I E C K I ,

Z . S I M C H E, F. U H O R C Z A K AL. Z G L I N N I C K A , W Ł . Z I N K 1 E W 1 C Z ,

AL. Ż A R U K.

ZBLISKA 1 ZDALEKA

UKAZUJE SIĘ RAZ W MIESIĄCU Z W Y J Ą T K IE M LIPCA I SIERPNIA.

P R E N U M E R A T A w r a z z r z e s y ł k ą p o c z t o w ą

ROCZNA 3- - zł. PÓŁROCZNA 1*60 zł.

KONTO CZEKOWE P. K. O. Nr. 501.002

R E D A K C JA i A D M IN IS T R A C JA

L W Ó W , U L . K O Ś C I U S Z K I 9 I I I p.

ADRES dla korespondencji i przesyłek pieniężnych:

Lwów, Skrytka pocztowa 273.

W A R U N K I U M I E S Z C Z A N I A O G Ł O S Z E Ń , cała str. 50 zł., V* str. 25 z ł, \ 4 str. 14 zł., V6 sir. 10 zł., V8 str. 8 zł'

l i i leiytiTialiy Pili i dni Mi*

w 12 m apkach na jednej k a rc ie w podz. 1: 30 m ilj- w ra z z p y ta ­ n ia m i w p ro w a d z a ją c y m i w zagadnienia zm iany obszaru i ru ch u g ra nic P o lski, m ożna n ab yć w A d m in is tra c ji „Z b lis k a i Z da- le k a ” M a p k i a k tu a ln e p rz y nauce geo g ra fii i h is to rii w k l. IV . now eg o u s tro ju . Cena 10 groszy za 1 egzem plarz, dla za­

mówień m asow ych, od 40 egzem plarzy począw szy, opu st 20 P ie n ią d ze p ro s im y p rze syłać na k o n to czekow e z w y ra ź n y m zaznaczeniem , iż podana k w o ta jest przeznaczona na map

(3)

Mgr. W ŁA D Y S ŁAW GORCZYŃSKI, (Lwow).

P o l s k a ż ą d a k o l o n i j .

Í SbibuotekaI I

\k ß v V fe. (py

II.

Do których kolonij moglibyśmy naszą emigrację wysyłać? N a j­

większy obszar w Afryce należy do Francji (36.2H/o tego lądu). Francja jest państwem zasobnym w kapitały, ale względnie ubogim w ludność, mając najmniejszy przyrost naturalny, mianowicie około l,7%o.

Francja byłaby prawdopodobnie skłonna do zawarcia z Polską pew­

nego układu kolonialnego, na mocy którego otrzymalibyśmy tereny w Afryce dla naszej emigracji. Obszarem tym , o k tó rym się najczęściej przy tej sposobności mówi, miałby być Madagaskar.

Wyspa Madagaskar oddzielona jest od wschodniego wybrzeża A fry ­ k i kanałem Mozambickim o średniej szerokości 400 km. Kształt wyspy jest wydłużony w kierunku południkowym . Długość Madagaskaru Wy­

nosi 1 600 km , największa szerokość 580 km , zas powierzchnia 616 000 km . Szerokość geograficzna wyspy wskazuje na podzw rotnikow y k li­

mat, łagodzony znacznym wzniesieniem płaskowzgorzy, bo dochodzą­

cym do 1 200 m. średnia roczna temperatura na płaskowzgórzach waha się około + 1 9°C . czyli równa się średniej ciepłocie miesięcy: lipca i sierpnia w Polsce. Średni roczny opad w rejonie miasta Tananariwe, stolicy Madagaskaru, a więc we wnętrzu kraju, wzniesionego do 1 400 m wysokości bezwzględnej wynosi 1 365 mm. Oczywiście, że wschodnie brzegi wyspy, poddane w pływ ow i stałego w iatru południowo - wschod­

niego (pasatu) mają opady większe, aniżeli brzegi zachodnie. Skutkiem tego :— wybrzeże wschodnie jest szczególnie niezdrowe i osadnictwu europejskiemu nie sprzyja. Na zachodnim wybrzeżu, mamy wprawdzie opadów mniej, ale też znowu osiedleniu się Europejczyka sprzeciwia się gorąco i duże różnice temperatur. Intenzywniejszej kolonizacji sprzyja górzyste wnętrze, zajęte przez łańcuch górski, rozszerzający się ku srod-

Ryc, 108. Ruch uliczny w Tananariwie, stolicy Madagaskaru.

(4)

Ryc. 109. Drzewo Podróżnicze na tle wyżyny madagaskarskiej.

kowi, gdzie tw orzy szerokie pkaskowzgórze. Przeciętna wysokosp płasko- wzgórza waha się około 1 200 m.

Ludność Madagaskaru liczy 3.601 tysięcy mieszkańców, w .tym około 10.000 Francuzów, zajętych administrowaniem wyspy. Średnie więc za­

gęszczenie ludności na wyspie wynosi 6 osób na km -. .

Wśród krajowców najliczniejszym plemieniem jest plemię Merina, liczące około 1 m ilion osób, które przed okupacją francuską tw orzyło własne niezależne państwo. Rozwój-ludności tamują choroby, jak trąc, febra, malaria. Głównym zajęciem mieszkańców jest hodowla bydła ro ­ gatego, świń, owiec, kóz. Rośliny uprawiane na Madagaskarze to ryz, ku­

kurydza, bataty, maniok. Lasy są naogół wyniszczone, przedstawiają m i­

mo to duże bogactwa dzięki temu, że rosną w nich drzewa mahoniowe, palisandrowe, hebanowe, kauczukowe itp. Bogactwa mineralne istnieją w form ie węgla kamiennego, grafitu, rud metali, ropy naftowej.

Z powyższego wynika, że Madagaskar jest naogół zasobny w bogac­

twa naturalne i jeśli nie wykazuje dużego postępu gospodarczego to ty li o naskutek braku dostatecznej liczby ludności. Tubylcy bowiem nie w y ­ kazują przyrostu naturalnego. Imigracja więc w tych okolicznościach

nasuwa się jako konieczność. , ,

Francja, wobec braku własnej' emigracji, zgodziłaby się prawdopo­

dobnie na intenzywną imigrację polską. Nasuwa się obecnie pytanie czy w interesie Państwa Polskiego leży kolonizowanie Madagaskaru. Biorąc pod uwagę samą powierzchnię wyspy, liczącą 616 tysięcy km; widzim y, żt duża ona nie jest, jeśli się zważy, że musimy odliczyć niziny _ nad­

brzeżne które z powodu niezdrowego klim atu dla naszego osadnictwa, kolonizowane być nie mogą. Pozostaje ty lk o wnętrze wyspy o względnie malej powierzchni. Dalszą przeszkodą w kolonizowaniu tego terenu j dość znaczne zagęszczenie ludności tubylcze, na \ km we w n ę tm t wyspy. Nie bez znaczenia jest tez ogromna odległość wy-py o.. Polski.

(5)

Ryc. 110. Osada we wnętrzu Madagaskaru.

Długość drogi, którą miałyby do przebycia nasze okręty handlowe z G dyni wzdłuż zachodnich brzegów A fry k i wyniosłaby 16 200 km , zaś przez morze Śródziemne i wzdłuż brzegów wschodnich brzegów A fry k i 15 000 km. Na perspektywy kolonialne również ujemnie wpływa samo położenie Madagaskaru, leżącego zdała od dróg handlowych. W yw ody powyższe zmniejszają wartość tej wyspy, jako ewentualnej przyszłej ko- lo n iii polskiej.

Z kolei om ówim y posiadłości W lk. Brytanii w Afryce. Obecnie W lk.

Brytania wraz z wszystkimi swoimi posiadłościami obejmuje obszar 34 429000 km 2, — co się równa 23.1°/o obszaru wszystkich kontynentów.

O lbrzym ie to im perium liczy 506 899 000 ludzi (dane z r. 1930) — to jest 26,2% ogółu ludności na ku li ziemskiej. Te ogromne terytoria kolonialne opanowali Anglicy dzięki specjalnemu systemowi postępowania w czasie zagarniania danego terenu. W lk. Brytania nauczona doświadczeniem Hiszpanii i Portugalii, których metoda opanowywania ko lo nij przy po­

mocy przedsiębiorstw państwowych upadła, terytoria dane opanowywała najpierw m ilitarnie, a następnie wysyłała do nich prywatne towarzystwa handlowe, popierane przez państwo, tzw. kompanie. Zagarniając tery­

toria drogą m ilitarną i gospodarczą, stawali się Anglicy istotnym i wład­

cami kolonij. Równocześnie rozbudowuje W lk. Brytania flotę handlową i wojenną, zajmuje p orty i wyspy panujące nad wejściem do mórz, ugrun­

towując w ten sposób k ro k po kro ku swój stan posiadania.

Kolonie, w ścisłym tego słowa znaczeniu posiada obecnie W lk . B ry- tania_ w Afryce środkowej i północnej, inne bowiem posiadłości angiel­

skie jak A fryka Południowa, Australia, Indie, Kanada są dominiami, ma­

jącymi bardzo szerokie samorząd. Szeroki samorząd stawia owe dominia w rzędzie niemal państw wolnych. Formalnie spaja wymienione dominia z macierzą angielską osoba króla, k tó ry jest symbolem całości imperium.

Czy W lk . Brytania byłaby skłonna oddać Polsce, jakąś część swych

(6)

terytoriów kolonialnych? Odpowiedź na to pytanie wypada z następują­

cych względów negatywnie. W iem y, że W lk. Brytania dąży do utworze­

nia państwa na podłożu k u ltu ry i rasy anglosaskiej, a związanego w jedną, całość osobą panującego. W świadomości społeczeństwa angielskiego tk w i przeświadczenie, że jedynym narodem najbardziej uzdolnionym do rzą­

dzenia światem są Anglicy. W oparciu o ten swoisty światopogląd dążą oni do tego celu i chociażby dlatego me zgodzą się, by w jakiejś części ko- lo n ij brytyjskich rządził element obcy psychice, kulturze i rasie angiel-

skiej. _ . .

Pragnąc ścisłego zespolenia swych terytoriów W lk. Brytania nie­

chętnie w idzi nawet wzrost swego dominium, które z czasem mogłoby się pokusić o zupełną niezawisłość polityczną. Z tego więc również powo­

du Anglicy nie dopuszczą do poważnej imigracji polskiej do którejkol­

wiek części swych posiadłości.

Względy p o lityki także nie pozwalają W lk. Brytanii, narazie przy­

najmniej, na odstąpienie od zasady nienaruszalności swych terytoriów na.

rzecz innego państwa. Decyzja bowiem podobna zachęciłaby przede wszystkim Niemcy do wysywania własnych żądań kolonialnych pod adresem Anglii.

Reasumując powiemy, że Polska na koncesje kolonialne ze strony W lk. Brytanii liczyć nie może, — przynajmniej w obecnym stanie sto­

sunków międzynarodowych. ^ ,

Obok W lk . Brytanii, Francji, W łoch, Japonii, które to państwa nie ty lk o dążą do utrzymania swych terytoriów , lecz także rozbudowują je gospodarczo, istnieją takie państwa jak Belgia, Holandia, Poitugaia,, które są zadowolone ze swych posiadłości kolonialnych i pragną jedynie utrzymać w nich swój stan posiadania. W ymienione państwa (może prócz Belgii) nie są zbyt zasobne w kapitały i nie mając pieniędzy na roz­

budowę gospodarzą swych kolonij, starają się je wyeksploatować o ile możności jak najbardziej.

Ryc. 111. Wojownicze plemię Szilluków z Sudanu Anglo- Egipskiego.

(7)

W iemy, że Belgia, Holandia, Portugalia nie są bogate w ludność.

Skutkiem tego i emigracja z tych państw, któraby się kierowała do ich własnych koloni) jest bardzo mała.

Z trzech powyższych państw, najsłabszą pod względem politycznym ,

■gospodarczym oraz najuboższą pod względem ludnościowym (6 m ilio ­ nów) jest Portugalia, mająca zarazem kolonię najbardziej dogodną pod względem klim atycznym dla europejskiego emigranta, mianowicie

-Angołę. , v

D r M A R IA W ALIGÓRSKA, (Lwów).

O g r ó d z o o l o g i c z n y w B e r l i n i e .

Słyszymy, nieraz czytamy ubolewania nad losem zwierząt pozbawio­

nych wolności, zamkniętych w zwierzyńcach, czy ogrodach zoologicz­

nych. Zadajmy sobie pytanie, czy ogrody takie powinny^ istnieć. Jaki jest cel tworzenia ich^ Czy dość ważny, by człowiekowi dac prawo więzienia istot żywych, które przecież nic mu nie zawiniły?

Każdy, k to zna jakikolw iek ogród zoologiczny, tzw. kro tko ZOO, wie, że spotkać tam można zawsze ludzi dorosłych, a więcej jeszcze dzieci i młodzieży. N ic dziwnego. Tyle tam różnorodnych, nieraz bardzo pięknych, a mało znanych postaci zwierząt. Ich wygląd, zachowanie się, try b życia, to obrazy, do których chętnie powracamy wszyscy przy na dażającej się sposobności.

Nie chodzi jednak ty lk o o przyjemność człowieka, jego chwilowe zadowolenie, czy rozrywkę; dla takich celów, nie należałoby narażać zwierząt na w arunki gorsze od naturalnych, może nadwerężające czasem nawet ich zdrowie.

Ale ogrody zoologiczne umożliwiają wszakże poważne studia nad fauną całego świata tym , którzy się nią zajmują, a którzy nie mogliby od­

być wielkich, długich, kosztownych i uciążliwych podróży, w wielu w y­

padkach z narażeniem życia, — dla zetknięcia się z różnym i zwierzętami i obserwacyj nad nim i.

Dążenie do postępu wiedzy, usprawiedliwia więc zakładanie ogro­

dów zoologicznych pod warunkiem, że człowiek stara się, i jest w stanie dać zwierzętom pomieszczenie jak najnaturalniejsze, umożliwiające im życie, — w pewnym stopniu przynajmniej. — na swobodzie. Jakże jed­

nak zawrotna jest rozpiętość potrzebnej przestrzeni i warunków klim a­

tycznych, potrzebnych zwierzętom. Chodzi przecież często o zwierzęta całego świata. Jak małym obszarem i skąpymi środkami, w ty m zestawie­

niu, dysponuje człowiek, zakładając Zoo. Drugorzędnymi juz, w porów­

naniu z tam tym i, są sprawy: 1) rozmieszczenia zwierząt (zgodne z syste­

matyką nauką), 2) estetyki pomieszczeń, 3) przyrostu inwentarza, drogą naturalnego rozmnażania się w niewoli, i wypraw w odpowiednie tereny

•oraz szereg innych.

Przed k ilk u laty miałam sposobność przekonać się jak sobie pora­

dzono z tym i zagadnieniami w jednym z największych ogrodow zoolo- -gicznych świata: w BER LIN IE .

(8)

Ryc. 112. Plan ogrodu zoologicznego w Berlinie,

a) — hipopotamy, b) — strusie, cl — słonie, d) — bażanty, e) — psy, f) — drapieżne, g) — drapieżne krajowe, h) — lamy, i) — kurowate, j) owce, kozy, k) — ptaki drapieżne, 1) — świnie, m) orły, n) — wiel­

błądy, o) — antylopy, p) — małpy, q) — ptaki brodzące, r) — małpy, s) — ptaszarnia, — t) bizony i żubry, u) — restauracja, w) — ptaki,

drapieżne, y) — torbacze, z) jednokopytne.

Obserwacjami mym i podzielę się obecnie z czytelnikami: Nowocze­

sne Zoo — to nie zbiór klatek krępujących ruchy zwierząt, przyzwyczajo­

nych do ogromnych nieraz przestrzeni, a okazujących im świat ty lk o przez kraty. Może nie wszystkie korzystają już obecnie w równej mierze, z udogodnień, jakie pragnie się im zapewnić, przy pomocy nowoczesnej;

techniki mając do dyspozycji olbrzymie obszary i pomysłowe urządzenia.

Zawsze przestrzeń jest zbyt mała, a warunki klimatyczne nieraz różnią się bardzo od naturalnych, gdy pomyślimy o tylu różnorodnych rodzajach klim atów , tak rozmaitych wysokościach i środowiskach, o wodzie, lądzie i powietrzu! — Ileż trudności do pokonania piętrzy się przed człowie­

kiem. Wzorem dla wszystkich ogrodów zoologicznych jest t. zw. „ T ie r - park” w Hamburgu, Karola Hagenbecka (ur. 1844 r.). On to pierwszy u tw orzył w zoo szereg krajobrazów geograficznych naśladujących różne okolice świata, z właściwą im rzeźbą i roślinnością, aby um ożliwić zwie­

rzętom, które tak bardzo ukochał, życie w najnaturalniejszym otoczeniu.

Plan ogrodu berlińskiego przy którym umieszczono podziałkę, oraz konieczne objaśnienia pozwoli zorjentować się w obszarze zoo berlińskiego i urządzeniach).

Wśród mnóstwa zieleni, pięknych drzew, traw ników , gazonów i pa­

ru stawów, rozmieszczono dla zwierząt specjalnie skonstruowane góry, ja­

skinie itp. Styl dom ków zależy od pochodzenia ich mieszkańców. — W ie­

le zwierząt żyje w warunkach, które, zapewniają im prawie zupełną swo­

bodę, przypominając w dużej mierze naturalne otoczenie. N iektóre oglą­

dać można jeszcze ty lk o przez — kraty.

I tak: w dobrych warunkach żyje wiele ptaków, np. wodnych i błot­

nych, pływaków i brodźców. Przeznaczono dla nich kilka stawów i pawi­

lonów. — W jednym ze stawów, mieszczą się dzikie rodzaje środkowo — i północno europejskich wybrzeży, oraz wód lądowych (przeróżne kaczki,,

(9)

n u rk i itp. W drugim : pozaoceaniczne okazy z wszystkich części świata, wsrod nich wiele rzadkich, np. tzw. gęś cesarska z bokobrodami i środko­

w o azjatycka gęś czerwonoszyja), i w trzecim reszta ptactwa wodnego.

W stylowym, fantastycznym pawilonie japońskim, przebywają żóra- wie, ulubiony objekt sztuki i przemysłu zdobniczego Japonii, oraz: bocia­

ny* — Obie grupy, pod względem doboru i ilości okazów, przewyższają analogiczne działy wielu innych ogrodów zoologicznych. — W wyglądzie, usposobieniu i zachowaniu się mieszkańców tego pawilonu, uderza ogrom­

na różnica. Po jednej stronie żórawie, które poruszają się bardzo wdzięcz­

nie, są przepiękne, nieraz fantastycznie upierzone, (np. głowa żórawia czubatego, czy skrzydła o trenach pió r żórawia rajskiego, lub wysoko wzniesione kędzierzawe pióra pokryw skrzydłowych naszego żórawia szarego i jemu pokrewnych), zawsze wesołe, pogodne z sympatią odnoszą­

ce się do ludzi. — 2 drugiej strony: bociany o mało różnorodnych postaciach, nieraz nawet brzydkie, inp. Marabus, o łysej jakby strupiastej głowie, i nagim wolem skórnym, lub też jakby z dzioba, szyi i nóg ty lk o złożony: Jaribus); ich usposobienie melancholijne, ponure, nieraz w sto­

sunku do ludzi, wrogie. Oprócz nich są czaple, gęsi dzikie, obocokrajowe, oraz dziwne postacie ptaków z pd. A m eryki, dla których trudno znaleść właściwe miejsce w systematyce (tzw. cariama = Czurja Schlangenstór- che), zbrojne w ostrogę kostną na zgięciu skrzydeł, a wyglądające jak kar­

łowate strusie i trębacze, które wydają głos jakby bębna.

Ryc. 113. Domek dla strusi.

(10)

t Ciekawie urządzony jest tzw. „dom ibisów” , długi rząd klatek dla ptaków wodnych, latających, (nazwa pochodzi od mieszkańców kla tki środkowej). Wzniesiono tam wzgórza, a na nich posadzono drzewa, na których gnieżdżą się ibisy: ze stromego zbocza spada wodospad, dając w dole początek strumieniowi, przepływającemu wszystkie k la tk i: stru­

mień wpada w nieckę skalną, czy basen, a w podwyższoną jego część moż­

na zajrzeć, z odpowiedniego przejścia przez szybę, jak do akwarium. Prze­

śliczny jest widok... W arto obejrzeć w czasie karmienia te pingwiny, k o r­

morany i inne nurkujące ptaki, które, wyglądają wtedy pod wodą, jak posrebrzone, dzięki wydobywającym się z piór pęcherzykom powietrza.

Dalsze odaziały zajmują: obcokrajowe mewy, czaple, ibisy, kury wo­

dne, derkacze, czajki i inne małe ptaki błotne.

Olbrzymia klatka dla europejskich ptaków, żyjących na błotach i w y ­ brzeżach, to bardzo wysokie sklepienie z drutów , w któ ry m ptactwo mo­

że zupełnie swobodnie latać,: prócz tego oddano mu do dyspozycji basen wodny oraz wzgórze porośnięte drzewami. Żyją więc w warunkach zupeł­

nie podobnych do naturalnych i prawie na wolności: krajowe mewy, k o r­

morany, czaple, czajki, kury wodne itp. Dzięki odpowiednim warunkom, rozmnażają się znacznie.

Ipny jednak pawilon ptactwa egzotycznego zawiera, ku naszemu zdziwieniu, mnóstwo szklanych i drucianych klatek. Rozmieszczono je piętrami wśród pięknych roślin w dwóch halach, a przeznaczono je dla ptaków takich, jak: papugi, tukany, turakos, o olbrzym ich dziobach, (zja­

dają banany) i im pokrewnych, a także karłowatych ptaków drapieżnych, (sowy, sokoły itp.). Dowiadujemy się, że musiano je wten sposób pomie- scic, gdyż nie każdy ptak nadaje się w hodowli mieszkaniowej do życia na wolności, wraz z innym i rodzajami. Wiele właśnie pięknych, delikatnych ptaków trzeba hodować osobno, aby można je pielęgnować stosownie do ich potrzeb życiowych.— Dlatego i w drugiej hali znajduje się w 3-ch pię­

trach pojedyncze kla tki, które zamieszkują różne piękne ubarwione ptaki, aż do zupełnie m alutkich, w rodzaju kolibrów . Są wśród nich rodzaje kra­

jowe i zagraniczne z wszystkich części świata, żywiące się m iękim i owo­

cami, — lub ziarnem, (niezliczone zięby, trznadle i skowronki, oraz im pokrewne). W tejże hali umieszczono też 4 wielkie kla tk i umożliwiające swobodne latanie. Jedna zawiera różne gatunki zięb, o powłóczystych ogo­

nach, druga, Większe ich krewne tzw. tkacze. Bardzo miła jest obserwacja ich pracy, którą wykonują nieustannie ćwierkając, jakby się baw iły: z w łó ­ kien agawy, wrzuconych im do wnętrza, wyplatają swe workowate gnia­

zda. — Trzecia klatka ukrywa przepiękne, wielkodzióbe tukany południo­

wo-amerykańskie, żywiące się owocami. W 4-ej klatce jest zbiorowisko szpaków, wśród których, spiżowo lśnią, połyskujące szpaki afrykańskie i jaskrawo barwne trpiele z Am eryki. W arto też zauważyć czarne in d yj­

skie Beos. (ich bardzo żółty dziób i nogi i piaty skórne na głowie).

Przy wyjściu z tej hali, klatka na w olnym powietrzu: w niej wyglą­

dający jak mnichy rodzaj papug), któ ry m po oswojeniu pozwalają żyć na wolności. Publiczność może swobodnie obserwować ich lot, budowę gniazd, przebywanie na placach parkowych i brzegach stawów. — Znoszą bardzo dobrze zimę na wolności.

W jednym ze stawów umieszczono, pelikany, oraz mewy, które gnieżdżą się i wylęgają młode na wyspie w niszy skalnej.

(11)

Ryc. 114. Rogodziób — niezwykły okaz rodziny ptasiej znajdu ący się w posiadaniu berlińskiego ogrodu zoologicznego.

Ciekawie skonstruowano pomieszczenie dla ptaków drapieżnych.

Dano im do dyspozycji skały, które zewnątrz wyglądają jak _ naturalne, otoczone ty lk o drutami, wewnątrz zaś są ogrzewanym budynkiem. W idzi się więc orły i sępy, które siedzą na szczytach tych skał, jak na wolności i latać mogą na znacznej przestrzeni.

Dla ptaków kurowatych i gołębiowatych, przeznaczono obszerne za­

grody i wiele oddziałów w pawilonach. — Jest tu mnóstwo bażantów, pa­

w i, tzw. argus, z „tysiącem oczu” , kury Tolegolle, które wylęgają się z jaj ogrzewanych ciepłem gnijących liści, przepiórek, kuropatw itp.

Zagroda bażantarni otrzym uje corocznie na wiosnę nowy podkład ziemi leśnej z odpowiednią roślinnością. Specjalnie piękny jest w idok tych ptaków w otoczeniu wielu ich piskląt.

Wszystkie te ptaki razem to największy, z istniejących zbiorów pta­

ków na świecie. Dla specjalisty — studium na wiele dni.

Wspaniale urządzono akwarium. — Jest ono właściwie czymś więcej, niżby wskazywała sama nazwa, jest największym z tego rodzaju dotych­

czasowych urządzeń. W podziemiach, w olbrzym iej 2-stronnej hali, są ba­

seny różnej wielkości, przeznaczone dla zwierząt morskich i słodko-wod- nych takich jak jamochłony, szkarłupnie, mięczaki, ryby i inne. U trz y m u ­ je się odpowiednią temperaturę, ciśnienie i zasolenie. Dopływa stale świe­

ża woda. Każdy z basenów ma frontową ścianę oszkloną, dla um ożliwie­

nia obserwacyj zwiedzającym. — W ido k fauny różnych głębi mórz i oce­

anów jest przepiękny. Pozostawił mi silne wrażenie, m im o tego, iż po­

przednio widziałam tego rodzaju akwarium w muzeum oceanograficznym Na wyższym piętrze tego budynku umieszczono gady, z wielką ilo­

ścią krokodyli, które drzemią leniwie nad zbiornikiem wody.

Na najwyższym piętrze obejrzeć możemy owady.

(12)

Sporą nieckę wodną z progami skalnymi, w różnych poziomach przeznaczono dla morskich lwów, oraz wydr. Jest to ich pomieszczenie tymczasowe. — Widząc jednak jak wesoło kąpią się i z apetytem zajadają rzucone im ryby, wydawało mi się, że czują się nieźle.

W ielkie bagnisko urządzone tak, że zwiedzający dochodzi tam suchą no84> oddano dla dzików i świń domowych. W idzim y europejskiego dzi­

ka z rożnych okolic, nawet w formie karłowatej z Sardynii i świnię afry­

kańską. 2 rzadkich okazów jest tu: świnią o białych bokobrodach z F ili­

pin i Celebes, karłowaty dzik z zachodniej Sumatry, 2 rodzaje amerykań­

skich pekari ¡ chińskiej świni domowej o obitej, fałdującej sę skórze w czę­

ści twarzowej.

Słonie przebywają na zupełnie otwartej przestrzeni, bez ogrodzenia.

Od publiczności oddzielają je jedynie row y wypełnione wodą, które są za­

razem miejscem kąpieli tych zwierząt. Są wśród nich okazy z A z ji i A fr y ­ ki, a więc z Indyj, Rodezji, oraz karłowate form y z Konga.

Kontrastem tych olbrzym ów są gryzonie. Pomieszczenie ich nie byk»

łatw ym zadaniem, jeśli przypomniemy sobie, ze występują one w tak bardzo różnorodnych postaciach. Jedne z nich żyją na drzewach, inne na ziemi, czy pod ziemią, jeszcze inne w wodzie, biegają, grzebią lub pływa­

ją. — Dano im do dyspozycji dwa oddziały. Basen wodny w otoczeniu skal dla tego rodzaju okazów, jak: nutrie, bobroszczury, bobry, kapibary tzw . świnki wodne, które są największymi gryzoniami, oraz świnki morskie.

Ponieważ te ostatnie są specjalnie ulubione przez dzieci, przeznaczono dla nich szereg zabawnych chatek, czy domków, tworzących jakby cafe wsie, osady, to znów przypominające zamki, fortece itp. W drugim od­

dziale, znajdują się zające, k ró lik i, nietoperze, myszy i w iew iórki. Dla ich zabawy oddano ogromną klatkę na zewnątrz, z obracającym się kołem, aby mogły dowoli używać ruchu i skoków. — W ielką rzadkością jest wśród nich polatucha z Jawy, pierwszy żywy okaz w ogrodzie zoologicz­

nym.

Dla zwierząt 1-no i 2-u kopytnych przeznaczono szereg stylowych pawilonów, wszystkie otoczone są one wolną przestrzenią, na któ re j moż­

na oglądać zwierzęta swobodnie chodzące. N p. jeden z nich, w stylu mie­

szkalnego domu bogatego Araba, mieści różne zebry, jawajskie i szot- landzkie „p o n y ” , olbrzymiego osła z Barcelony i karłowatego z Cejlonu, szare afrykańskie dzikie osły (z krzyżem na plecach) z N ubii, o pręgowa- tych nogach: z Somali. Pawilon z wieżą w stylu perskim mieści dzikiego konia, którego o d krył w A zji, nasz podróżnik Przewałski. Zasługuje je­

szcze na uwagę rosyjska strażnica dla żubra oraz pawilon indiański otoczo­

ny totem owym i słupami w k tó rym żyje amerykański bizon. Jest jeszcze mnóstwo drobnych domków. bundynków stajennych i zagród dla wielu innych zwierząt kopytnych. Są tu więc jeszcze jelenie, sarny, reny, bydle»

domowe, parkowe szwedzkie bydło bezrogie, zebu, bawoły, jaki itp . Rzadkością jest jeleń ks. Alfreda z Filipin czarno-brunatnej barwy z nie­

określonego koloru plamami.

Jeden z egzotycznych budynków, o bliźniaczych pozłacanych kopu­

łach, przeznaczono dla antylop (bardzo bogaty zbiór wśród nich wielka rzadkość, to piękna antylopa abisyńska „gerenu” , nadzwyczaj smukła.

Żyrafy umieszczono w zagrodzie, której roślinność przypomina step podzw rotnikow y. — Orientalny, biało-lśniący budynek z okratow anym i

(13)

Ryc. 115. Młode lwy urodzone w jednym z niemieckich ogrodów zoologicznych.

drzewem oknami, otrzym ały wielbłądy, niektóry lamy, mniejsze antylopy i gazele, oraz niektóre zagraniczne owce i kozy. Prócz tego jest osobny

E

owilon owiec k tó ry mieści: 2 rasy czyste niemieckie, 1) z pastwisk lune- urskich, małą, odporną na pogodę, której wystarcza skąpe pastwisko, 2) i przeciwieństwo jej, olbrzymia, hodowana dla mleka owca z „Kiisten- marsch” . Ż zagranicz.: z półn.-szkockich wysp św. K ild y : najbiedniejsza owca domowa, o bardzo marnej wełnie, oraz owca z Kamerunu, właściwie zupełnie bez wełny, o bardzo szerokim, ciężkim ognie, k tó ry jest zbiorni­

kiem tłuszczu, na okres głodu w czasie posuchy. Podobnie jest wyposa­

żona krótkowłosa, biała czarnogłowa owca i białożółta, krótkoucha. Da­

lej afrykańska koza 'karłowata, (skutek beztroskiej hodowli zwierząt przez murzynów), dłtigoroga koza z Libanu i mała, biedna, kudłata, z Korsyki.

Dla kozic i lam przeznaczono specjalnie wyniesione góry, [lamy:

guanaco, alpaka, m uflony (dzika forma naszej owcy domowej), północno- afrykańska owca; koza Bezoar dzika, praforma kóz domowych, indyj.

thar, pośrednia forma między kozą i owcą].

Znacznie gorzej pomieszczono inne zwierzęta np. drapieżne, wsrod których przeważają wielkie koty: lw y, tygrysy, lamparty, (rzadki okaz czarnej pantery z Persji), jaguary, pumy, rysie. — Ogląda się je przez kra­

ty 1). Są tu okazy lwów, przywiezione z różnych okolic A fry k i (Rodezja, Abisynia), różne rasy tygrysów i lampartów, (pierwsze z Ind yj i Syrii, d ru ­ l) W ogrodzie Hagćnbecka, także w niektórych innych urządzonych nowocześnie np. w Paryżu, Rzymie: zwierzęta te żyją na wolnej przestrzeni wśród skał, i jaskiń; od publiczności oddzielają je tylko strome, odpowiednio głębokie i szerokie rowy.

(14)

gie z A fry k i, Indyj i Persji)..Ciekawym jest fakt, że młode drapieżcę ży­

wione są często przez psy-karmicielki, dlatego by oszczędzać matkę, oraz bardziej oswoić młode, a przez to móc lepiej żywić je i pielęgnować. Przy tym nie ma mowy o jakimś przymusie psich karmicielek, uw.aiają one ssące zwierzątko, za jedno z własnych dzieci, odnosząc się do wszystkich (z małymi wyjątkam i) bardzo czule, z miłością, jeśli się je nadal pozosta­

w i razem, pies długo jeszcze zachowuje władzę nad młodymi, wykarm io- nym i przez siebie drapieżcami, traktuje je z góry, nieraz tyranizuje, na­

wet ugryzie, o wiele już większego od siebie, malca. Niesłusznie więc żału­

ją zwiedzający, psy-karmicielki, sądząc, że zostaną one kiedyś pożarte przez wykarmione zwierzęta.

Z innych drapieżców są: hieny, szakale, oraz drapieżcę krajowe (rzad­

kie zdarzenie, borsuk, urodzony w niewoli).

Niestety, podobnie jak te zwierzęta, także i niedźwiedzie poznajemy przez kraty. Są wśród nich różne form y; europejskie i azjatyckie, także olbrzymie niedźwiedzie Alaski i białe polarne. W upalny dzień czerwcowy przedstawiają się one bardzo smutnie, biegając niespokojnie po klatkach, z wywieszonymi językami, gdyż nie mogą znaleść dość chłodnego miejsca.

Małpy pomieszczono w pawilonach, w klatkach oddzielnych i jednej ogromnej, wspólnej, starając się dobierać je tak, by razem, lub blisko sie­

bie przebywały ty lk o takie, które się nawzajem lubią i rozumieją. Są tu małpy człekokształtne, jak goryl, szympans, orangutang (w r. 1930 urodził się młody). Inne to afrykański pawian, amerykańskie kapucynki, cżepiaki.

Jest całe mnóstwo młodych małp urodzonych w niewoli. Wszystkie uży­

wają ruchu i gimnastyki na drzewach i elastycznych, sztucznych konarach.

Panuje tu gwar i ruch nie do opisania.

Najlepiej dzieje się pawianom górskim; żyją one prawie na wolności,

Ryc. 116. Hipopotam używa siesty

(15)

Ryc. 117. Młody goryl „Toto" podczas zabawy.

wśród skał, między k tó ry m i zbudowano im ty lk o domy noclegowe i zi­

mowe.

Stary egipski pawilon, ściśle stylowy, zbudowany został pod nadzo­

rem uczonych oddziału egipskiego muzeum starożytności. Zewnętrzne ściany pokryte są malowidłami o motywach odnoszących się do życia strusia. Wewnętrzne ściany i sufit p o kryty jest obrazami gwiazd, w uję­

ciu egipskim. Pomieszczono tu olbrzymie, niezdolne do lotu ptaki stru- siowate (afrykańskie z Senegalu o szyji czerwonej, abisynskie o szyjach niebieskich i rzadki okaz z R io de O ro, pd. amerykańskie nandu, austra­

lijskie emu, różne kazuary, rzadkie okazy o nagiej głowie i szyji, pięknie barwione).

N ie o wszystkich zwierzętach Zoo Berlińskiego i ich pomieszczeniu

(16)

wspomniałam.— W ymieniłam ty lk o te, które otrzym ały mniej lub więcej, naturalne w arunki życia, albo właśnie dotychczas jeszcze nie odpowied­

nie.

Z przytoczonych opisów można się zorjentować w intencjach czło­

wieka i jego osiągnięciach na tym polu pracy.

Uczyniono wiele dla poprawienia warunków życia zwierząt, estetyki urządzeń, doboru i pomnożenia inwentarza, w szeregu przypadkach. Pa­

w ilony budowano pod fachowym, artystycznym kierownictwem. Wiele z nich posiada wewnątrz rzeźby i obrazy sławnych mistrzów, ilustrujące prawdziwe lub fantastyczne sceny z życia danych zwierząt.

Liczba, zwierząt jest znaczna. Wszakże ty lk o działy ssaków i ptaków liczą około 1.500 rodzajów. W każdym prawie dziale, jest szereg okazów bardzo rzadkich, (wspomniałam o niektórych). Dla miłośnika zwierząt pole do odwiedzin i studiów na wiele dni i tygodni.

Opuszczałam Zoo życząc mu, jak każdemu ogrodowi zooologiczne- mu, by m ożliwie najrychlej mogło już wszystkim jego mieszkańcom dać warunki życia takie, jakie wym arzył dla nich, w ielki ich przyjaciel H a- genbeck; by stało sę istotnym „rajem dla zwierząt” .

STEFANIA '«'OŁOSZYNSKA, (Lwów'.

Z w y c i e c z k i d o d e l t y N i e m n a .

Delta Niemna, dziś inaczej zwana N iziną Nadniemeńską, tw orzy idealną jednostkę geograficzną w obrębie Prus Wschodnich. W grubych zarysach posiada ona kształt trójkąta, którego jeden wierzchołek leży koło Szyłokarczmy (Heydekrug), drugi kolo Ragnety i trzeci koło La- biawy. Na wschodzie wznosi się ona do 2 m n. p. m., na zachodzie zaś średnia wysokość jej nie przekracza nawet 30 cm n. p. m.. Z zachodu graniczy ona z Zalewem Kurońskim , z północnego-wschodu i z połud­

niowego-wschodu z terenem znacznie wyżej od niej wzniesionym.

W sumie obszar jej wynosi około I 500 km 2. Pod względem geologicznym jest to kraj młodo-aluwialny i w obecnym stadium przedstawia cały sze­

reg mniejszych delt rzecznych zrośniętych ze sobą w jedną wielką deltę Niemna.

Na całym obszarze równina, pocięta gęstą siecią kanałów, jest panu­

jącą formą krajobrazu. Jednakże dzięki dokładnym współczesnym bada­

niom i trafnym obserwacjom udało się wydzielić tutaj cały szereg podty- pów. I tak idąc od Zalewu wgląb lądu spotykamy wpierw bagniste łąki około 1 km szerokie, zajęte przez kwaśne traw y o brudno-oliw kow ym kolorze, na których z rzadka stoją samotne drzewa. Łąki te przecina droga, biegnąca równolegle do Zalewu, a która łączy ze sobą wioski ry ­ backie. Drodze towarzyszą po obu stronach głębokie rowy, do których pod kątem prostym uchodzą drobniejsze kanały. Naogół panuje na łą­

kach cisza i pustka, dopiero w okresie sianokosów wre tutaj życie, w idzi się sporo ludzi. Nie spostrzega się natomiast żadnych maszyn i koni, które zapadają się w podm okłym gruncie. Siano składa się w kopice na palach i zwozi się dopiero podczas zimy.

(17)

Ryc. 118. Podział krajobrazowy delty Niemna.

1, strefa nadbrzeżna, 2. stare poldery. 3. łąki nadbrzeżne. 4. nowe poldery, 5. wysokie torfowiska, 6. wyżyna dyluwialna,

7. wrzosowiska.

Od wschodu przytyka do łąk podm okły las olszowy, k tó ry stal się siedzibą łosia. Las przecinają w poprzek rzeki uchodzące do Zalewu, a które są naturalnym i drogami łączącymi wnętrze N iz in y Nadniemen- skiej z Zalewem, dlatego też u w ylotu ich rozsiadły się wioski rybackie jak InSe, Tawe, Giłge, Nemonien.

Dom y zbudowane są z drzewa i pomalowane na kolor niebieski lub zielony i są gęsto skupione. Budynki są tak ustawione, że tuż nad rzeką stoją szeregiem zabudowania gospodarskie, do nich przytyka droga bie­

gnąca równolegle do rzeki, przy której rozsiadły się^ domy z ogrodami warzywnym i. D o niedawna jeszcze plagą dla mieszkańców tych wsi były powodzie pochodzące bądź z Zalewu, bądź też ze strony przeciwnej.

Pierwsze pozostają w ścisłym związku z długo utrzymującym się wia­

trem zachodnim, k tó ry tamuje spokojny odpływ wod rzecznych i wpra­

wia w ruch wielkie masy wody, które wdzierają się na płaski łąd.^ Drugie natomiast powodzie powodowane są przez opady oraz taj’ame śniegów i lodów. Ażeby uw olnić się od tego żyw iołu ludzie otoczyli swe wioski wraz z warzyw nym i ogródkami, walami ziemnymi. N ie wszystkie jed­

nakże wioski tak samo wyglądają. W wędrówce swej po tym kraju mia­

łam bowiem sposobność natknąć się na wioskę Ackminge, lezącą w po-

(18)

Ryc. 119. Regulacja rzeki kolo Augnetlanken.

biiżu granicy niemiecko-litewskiej, która do tej pory nosi cechy osiedla pierwotnego. Składa się ona może z dwudziestu k ilk u domków, położo­

nych po obu brzegach rzeki o takiej samej nazwie co wioska i nie posiada żadnej drogi, jedno gospodarstwo od drugiego oddziela głęboki rów w y­

pełniony wodą. Komunikacja odbywa się ty lk o zapomocą łódek. Brak w tej wiosce też ogrodów warzywnych, gdyż bezpośrednio za domami rozpościera się bardzo podmokła łąka.

Po przekroczeniu wpoprzek wspomnianego wyżej lasu olszowego i olbrzym iej tamy, biegnącej mniej więcej równolegle do Zalewu, która chroni kraj przylegający do niej — wchodzi się w obszar, w którym rzeki ujęte są w silne tamy, a kraj p o kryty jest gęstą siecią kanałów i bardzo dobrych dróg, które przedstawiają dorobek końca ubiegłego stulecia.

Dwie trzecie ogólnej powierzchni tej części N iz in y Nadniemeńskiej przypada na łąki i pastwiska, reszta zaś na role. Na pastwiskach ogrodzo­

nych drutem kolczastym pasie się biało-czarne bydło rogate przez całe lato aż do późnej jesieni. Przeważa mała własność rolna (od 6— 8 m or­

gów), większych osiedli niewiele. Charakterystyczne jest osadnictwo roz­

prószone. W o kó ł każdego prawie domu ciągnie się sad, a przed domem stoi ławeczka, na której właściciele stawiają bańki z mlekiem. Bańki te 0 ściśle oznaczonej porze odwozi wózek do mleczarni, a zostawia na tym miejscu puste z poprzedniego dnia. Uprawia się tutaj ziemniaki, jarzyny 1 żyto, które rosną bardzo bujnie. Wszędzie panuje cisza i spokój, nawet ludzie są dziwnie małomówni, jakby dostrajali się do przyrody. K rajo­

braz niezmiernie monotonny urozmaicają gdzieniegdzie pagórki pocho­

dzenia dyluwialnego, na których wznosi się zwyczajnie w iatrak lub roz­

pościera cmentarz. Prócz tego wyraźnie w krajobrazie zaznaczają się pompy elektryczne i automatyczne, które tłoczą wodę z głównego ka­

nału do rzeki. Ponieważ wybudowanie pompy w każdym polderze

(19)

Ryc. 120. Pompa odwadniająca w Pionierbrücke.

(obszar otoczony dokoła tamami i w olny od powodzi.) jest kosztowną rzeczą, przeto wprowadza się urządzenia oszczędnościowe. Polegają one na tym , że buduje się kanał pod korytem rzeki, którym przepływa woda na zasadzie prawa naczyń połączonych z jednego polderu do drugiego.

W ten sposob jedna pompa może obsłużyć dwa poldery.

Obecnie sypie się wały w południowo-wschodniej części N iz in y Nadniemeńskiej, gdzie o odpowiedni do tego materiał jest niezmiernie ciężko. Nieraz materiał sprowadza się kolejką wąskotorową z pobliskiej wychodni dyluwialnej, powodując na miejscu czerpania glin i piasków powstanie sztucznego stawu. Tam, gdzie w pobliżu brak wychodni dy- fuwialnych, wały buduje się z materiału wybranego pogłębiarką z rzeki.

A by budować możliwie jak najkrótsze wały, uwzględnia się wszystkie wzniesienia terenu w stronę których przesuwa się ko ryto rzeki i zabez­

piecza ty lk o jeden brzeg. W ten sposób sieć rzeczna N iziny Nadniemen- skiej w ostatniej dobie uległa w ielkim zmianom i dziś w krajobrazie w i­

dzi się wiele starych k o ry t rzecznych, które obecnie spełniają rolę głów­

nych kanałów odwadniających poldery. Prace nad budową walów i osu­

szeniem kraju postępują w szybkim tempie naprzód dopiero od czasów powojennych, gdy wszelkimi siłami trzeba było znaleźć nowe tereny, które nadawałyby się do skolonizowania przez ludność powracającą do Niemiec z obszarów utraconych przez to państwo. Roboty meloracyjne wykonują specjalne towarzystwa prywatno-państwowe, które metylko bu­

dują nowe, lecz czuwają też nad stanem starych tam i kanałów, gdyż ka­

nały bardzo szybko zarastają wodną roślinnością, a tamy niszczą myszy i krety i wiercą dziury przez całą jej szerokość. Przeoczenie takiej naP°

zór błahej rzeczy może spowodować w czasie wysokiego stanu wody Dziś** najwięcej do zrobienia zostało w południowej części N iziny Nadniemeńskiej, gdzie znaczną część powierzchni zajmuje lelkie T o r­

fowisko (około 15 000 ha). Część brzezna Wielkiego Torfowiska należy

(20)

Ryc. 121. Pompa tłocząca wodę na wyższy poziom w Zaklinat.

do typu torfowiska niskiego, dalej ku środkowi mamy torfow isko przej­

ściowe i wreszcie centralną część zajmuje torfow isko wysokie. Wszystkie te trz y typy różnią się florą i glebą. Torfow isko niskie przedstawia mia­

nowicie podmokły las olszowy. W torfow isku wysokim dominują mchy i z rzadka ty lk o stoją karłowate drzewa. Gleba torfowiska niskiego 0 barwie sadzy jest ciężka, zbita i łatwo ją odróżnić od jasno-brązowego luźnego i lekkiego podłoża torfowiska wysokiego. Charakterystyczne jest też to, że powierzchnia wysokiego torfowiska wznosi się nieznacznie od części obwodowych ku środkowi. O przejściu wpoprzek przez wysokie torfowisko podczas lata nie może być nawet mowy.

Powierzchnię wysokiego torfowiska urozmaicają stawy wyciągnięte w kierunku "W— E, o powierzchni wynoszącej od k ilk u do pól ha i naj­

większej głębokości 4,5 m, które zasila woda deszczowa, a czasem źródła tryskające ze spągu wysokiego torfowiska z tzw. poduszek wodnych

„"Wasserkissen” . W ciągu ostatnich k ilk u lat stopniowo osusza się i za­

gospodarowuje W ielkie Torfow isko. Zimą więc kopie się głębokie do 1 m i szerokie na 1,5 m rowy, które częściowo odwadniają torfowisko, następnie przy pomocy olbrzym ich walców wyciska się resztę wody, wkońcu orze specjalnymi pługami, posypuje marglem i nawozem sztucz­

nym, aby mogła w ytw orzyć się warstwa gleby. W ten sposób w pierwszym roku ma się łąkę, dopiero w drugim można sadzieć ziemniaki. Obecnie prawie że już brak torfowiska, któreby miało czysty, pierw otny charak­

ter. Jasne jest, że pod wpływem odwodnienia powierzchnia wysokiego torfowiska musi opadać, niekiedy nawet o 3 m. Praktyka wykazała, że gleba powstała na miejscu torfowiska jest bardzo urodzajna.

Pierwsze osiedla na "Wielkim Torfow isku pochodzą z czasów F ry­

deryka Wielkiego, k tó ry obdarowywał tutaj ziemią swych zasłużonych żołnierzy. Później stwnrzono kamą kolonię dla przestępców krym inal­

nych i politycznych. Dzisiaj koloniści przedstawiają najgorszy element pod względem etycznym.

(21)

Ryc, 122. Torfowisko wysokie „Plinis“ w nadleśnictwie Schnecken.

Uprawia się na W ielkim Torfow isku wyłącznie bardzo dobre ga­

tu n k i ziemniaków, które eksportuje się aż do Hamburga. Przy dobrym urodzaju (100 q z ha) w yw ozi się stąd około 140 000 q ziemniaków.

Prócz tego w koloniach Wielkiego Torfow iska rozwinięta jest silnie ho­

dowla świń (np. w r. 1910 na 100 mieszkańców przypadało 140,1 sztuk, podczas gdy w całej prow incji Prus Wschodnich stosunek ten przedsta­

wiał się cyfrą 59,3).

Niestety kolonie przybrały od początku złą formę. Role mają kształt wąskich około 20 m, a niezmiernie wydłużonych około 1 km pro­

stokątów. Niepotrzebnie więc robotnik traci wiele czasu na drogę.

W ostatnich czasach niejednokrotnie przesiedla się kolonistów z jednego qbszaru na drugi, celem komasacji gruntów. Sieć rzeczna w obszarze tym też nie jest uregulowana, rzeki me są ujęte w tamy. Kolonie cierpią z po­

wodu wiosennych i jesiennych powodzi. Przed wojną przez k ró tk i okres czasu koloniści tru d n ili się eksploatacją to rfu z niskiego torfowiska.

Obecnie to rf ten, jako lichy materiał opałowy nie znajduje zbytu i kolo­

niści wydobywają, go ty lk o dla zaspokojenia własnych potrzeb. W ostat­

nich latach usiłuje się zatrudniać kolonistów w innych powiatach Prus Wschodnich jako robotników sezonowych w miejsce cudzoziemców.

Prócz owego Wielkiego Torfowiska, inne też pokaźnych rozmiarów torfow isko wysokie zajmuje północną część N iziny Nadniemenskiej, które obecnie zaczyna się odwadniać. Do tej pory jest ono zupełnie me- zamieszkałe

Należy podkreślić, że na całym obszarze N iz in y Nadniemenskiej brak skupień ludzkich o charakterze miejskim. Najbliższym miastem jest Tylża, która pod względem administracyjnym tw orzy odrębną jednostkę.

Jest to trzecie miasto co do wielkości w Prusach Wschodnich po K ró ­ lewcu i Elblągu. Obecnie posiada 59 000 mieszkańców i jest ośrodkiem rozwijającego się przemysłu drzewnego, hutniczego, spożywczego (fa-

(22)

Ryc. 123. Kolonia Schenkendorf na osuszonym torfowisku.

bryka celulozy, cegielnia, huta żelazna, serowarnia).. Prócz tego posiada cały szereg szkól i pamiątkowych obiektów, jak dom królowej Luizy, dom Napoleona, pom nik Luizy i piękny most Luizy na Niemnie 416 m długi (wybudowany w r. 1907). Tylźa szczyci się też pięknym położeniem nad Niemnem i spełnia rolę portu .śródlądowego. W historii słynna jest z pokoju, k tó ry tu zawarł Napoleon w r. 1807.

LEGEŻYŃSKI M A R IA N , junior, (Lwó(w).

A B C B e z m i e c h o w e j .

Wspaniale wyglądają wielkie białe ptaki - szybowce odrywające się od zbocza i lecące ślizgiem w dół, lub szybujące wzdłuż grzbietu Słonego.

Na szczycie mieści się budynek główny kierownictwa Szkoły Szybowco­

wej, pomieszczenia mieszkalne, dwa olbrzymie hangary, stacja meteorolo­

giczna, kasyno i co najważniejsze, szybowce o rozmaitych typach, a więc:

Ć W III, CW J, CW7 - bis - Skaut, W rony, 'W rony - bis, CW2, IT S II, Sroki, Czajki, Salamandry, Kom ary, CW5 - bis, CW5/35, SG28, SGIII, S G III - bis, CW7. Niejednemu się głowa zakręci od nazw, ale napewno nieproporcjonalnie więcej będzie zdumiony, gdy zobaczy je w rzeczywi­

stości. Gdy zobaczy ten najwspanialszy nowoczesny sport skrzydlaty, a co więcej spróbuje latać, ten spewnością nie będzie żałował żadnych trudów-, aby zawsze w wolnych chwilach, popatrzyć z góry na świat i samemu kierować skrzydłami.

Nocne loty Mynarskiego i Dyrgałly.

Dwie maszyny wystartowały wieczorem. Dwaj znani piloci szybow­

cowi jeden za drugim wypłynęli w ostatki zapadającego dnia. N ik ły ostatnie blaski zachodzącego za górami słońca i wnet ciemne m roki

(23)

Ryc. 124. Budynek kierownictwa szkoły szybowcowej w Bezmiechowej.

owiały stoki i niebo. Zapalono czerwone i zielone lampy startowe.

W górze migało od czasu do czasu światełko, dochodził cichy poswjst dy­

szy szybkościomierza. W budynku pracowała krótkofalowa stacja na­

dawcza. Toczyła się rozmowa między pilotam i. Rozmawiał dół z górą-

„Latam y tak nisko, że rozbudzone wierzchołki drzew nam się kłaniają, a za chwilę zapukamy wam do okna” . „ Z lądowaniem nie będziecie mieli wiele kłopotu, bo w nocy wszystko jest równe jak na stole” . „Lepiej nam trochę podmuchajcie, bo latamy jak muchy po lepie” .

W ychynął księżyc z za dalekiego grzbietu i przy jego blasku mknęły srebrne ptaki, ślizgały się wzdłuż zbocza, płynęły nad lasem. Zim ny krajobraz roztoczył się dokoła. Szybowce wznosiły się bardzo nisko nad ziemią. Z doliny powiał silniejszy w iatr. Maszyny wznosiły się powoli w górę, coraz wyżej i wyżej i migotały wysoko pod gwiazdami. Minęła kró tka noc letnia i nastał rzeźwiący ranek. Ptaki - maszyny latały. ^ iati zmalał, maszyny obniżyły lot, było coraz spokojniej, aż nastała cisza.

Szybowiec ześliznął się po nieruchomej ta fli powietrza, podleciał prostym lotem pod zbocze, pomknął po ślisko - mokrej trawie, aż siadł, zatrzymał się i w końcu z rezygnacją oparł jedno skrzydło o zimną trawę. a chwilę siadł drugi.

„Sroka” roztrzaskała się.

już piętnaście maszyn w powierzu żegluje równolegle do zbocza.

„K o m a ry” , „S ro ki” , „C za jki” . Jedne nad sam ym i wierzchołkami drzew lasu płynącego zielenią w dolinę, a inne wysoko gdzieś tam pod chmura mi. „K o m a r” zagwizdał tuż nad głowami i cień wysmukły przeleciał po ziemi. Coraz w yryw ał się w ielki ptak - szybowiec napięty iną gumową od zbocza, podskoczył, szarpnął i poszybował. Skręcił w prawo nad pa­

rów, zakolebał sie i począł się wznosić. Łuk w lewo i szedł juz spowrotem na wysokości kilkunastu metrów nad startem. Śledziły go oczy cieka­

wych. Z doliny wiał silny, porywisty w iatr. Ichm em e wichru rosło

(24)

Hyc. 125. Szybowiec szkolny do lotów ślizgowych.

i rosło, potężniało, drzewa na grzbiecie pochyliły się wyprężone i w y­

gięły swoje gałęzie - ramiona, oblatywały liście, rozszumiała się ściana lasu. Pozimniało. Czekający na starcie swojej kolejki w ylotu, lepiej o tu lili się w swetry i w ia tró w ki, popodnosili kołnierze, w łożyli ręce do kieszeni.

W małym zagłębieniu za pniem drzewnym z trudem rozpalono ognisko.

Częsc szybowców oddaliła się i siadła daleko w dolinie. Parę zostało jeszcze w powietrzu. Reszta pilotów przypadła przy ognisku, ty lk o in stru kto r patrzy na zegarek, śledzi lo ty i daje znaki.

W tern „Sroka” ześlizgnęła się w dolinę i zniżyła do lądowania. Lekr ko spłynęła do stóp góry, już płoza dotknęła ziemi, lecz wicher potężny porwał ją i poniosł wzdłuż zbocza do góry. Jeszcze trzy razy próbuje sia­

dać, lecz porywisty w ia tr chwyta ją, podrzuca i ciska nieuchronnie zbli­

żają^ do przeszkody — stosu cegieł nowobudującego się budynku.

Dźwięczny donośny trzask i rozleciał się kadłub w kawałki, rozsypało się skrzydło, sypnęło strzępami d ykty w powietrze. Rzucono się do ma­

szyny — pilot wyszedł cało.

Awizo frontu.

Wieczorem w kasynie gra wesoło patefon. Rozchodził się zapach dy­

miących dan, okna otwarte naścieżaj, przez drzwi przeciska się tłum.

W dwóch małych pokojach siedzą piloci, jedzą, piją i pałą. Stuk kulek na stole bilardowym... czterdzieści i cztery... pisz Franek!... A ng lik rozma­

wiał na m igi z Rumunem. „Przewidywany przebieg pogody na dzień ju ­ trzejszy” ... ryknęło chrapliwie radio. U rw ał patefon, kulka zatrzymała się wyrozumiale na stole bilardowym, nastawiły się uszy ciekawe, gdzieś brzdęknął widelec o talerz i cisza... „bez większych zmian, rankiem miej­

scami mglisto i chmurno. W ciągu dnia rozpogodzenia. W ia try z kierun­

ków północno-wschodnich, dołem umiarkowane, górą około trzydzieści km na godz., widzialność dość dobra. Podstawa chmur niska, około 600 m, rankiem niżej... w godzinach popołudniowych nad Karpatami przejdzie fro n t burzowy z kierunku południowo - południowo - zachód-

(25)

niego” ... Na sali zawrzało jak w ulu. N ik t nie grał, n ik t nie jadł, nie tań­

czył. Treningowcy zbili się w gromadkę, gorączkowo rozmawiano o bu­

rzy, padały zakłady, panowała ogólna radość lotnicza. Noc ta była bodaj najdłuższa ze wszystkich. Jutro miały się rozegrać zapasy z wichrem przepotężnym. Jutro — przelot — tam gdzieś daleko — to wieczna atrakcja pilota.

Startowanie maszyn na czoło burzy.

Ostatnie przygotowania ukończone. Na starcie osiem maszyn ocze­

kuje w ylotu. Treningowcy ze spadochronami na plecach w okularach i kombinezonach stoją oparci o kadłuby. Instrukto r jeszcze daje wska­

zów ki o m ożliwym kierunku przelotu, orientacji, szybkości, miejscu lą­

dowania, meldowaniu, potwierdzeniu. Groźna cisza zaległa, choryzont pociemniał. W ał czarnych skłębionych chmur zbliżał się z niesłychaną szybkością. Coraz silniejsze błyskawice rozmigotały niebo i wielokrotnie od gór odbite echo rażących piorunów płynęło z turkotem z oddali. Dały się widzieć rudo - czarne postrzępione dalsze partie^ chmur strzępia­

stych płacht zwisających koszmarnymi mackami wdół, z deszczem i gra­

dem. Pierwszy p ilo t siadł, kabinkę nakryto. W yrzucony szybowiec lekko wyskoczył naprzód. Kilkom a kilkunasto-m etrowym i podskokami wydarł się wgórę, jakby go ciągnęła niewidzialna dłoń olbrzyma, jeszcze wyżej i wyżej z prosto wyciągniętymi skrzydłami, biały na czarnym tle, leciał wprost w paszczę czarnego potwora i malał z wysokością. Wypuszczono drugiego ptaka t maszynę i dalsze. Wszystkie wyskoczyły w gorę, lecz tuż nadleciał huraganowy w iatr, zaszarpał silnie, porozpędzał ptaki bez­

silne, dwie maszyny przepędził za zbocze, cztery inne przyduszone ścianą deszczu, wirażując szukały miejsca do lądowania. Tylko dwa w y­

brane krążyły przed groźnym czołem burzy, która niezadowolona m ru­

cząc, sycząc, kipiąc ze złości i błyskając żółtym i ślepiami niosła je hen daj leko! Lunęła nawałnica, świat poczerniał, sypnęło gradem. W tedy dzień i noc były tak bliskie jak radość i smutek.

Ryc. 126. „Czajka" w locie.

(26)

Zdobyłem kategorię „Cu”.

Już kategoria „ A ” była za nami. L o t ślizgowy conajmniej 30 sekund, w lin ii prostej z utrzymaniem kierunku i lądowaniem bez uszkodzenia szybowca nie przedstawia! już zbyt wielkiej filozofii. Również kategorię

„ b ” pożegnaliśmy niedawno. Potrzebne były do tego dwa lo ty po 45 sęk.

lot 1-m inutow y, 2 wiraże po ISO" w kształcie litery „S” z lądowaniem bez uszkodzenia szybowca. I to się po pewnej wprawie zrobiło. Ale dzisiaj czeka nas coś innego — lo t żaglowy do kategorii „Cs” („C ” sportowe).

W ia tr wieje z północy.

Z tej strony jest zbocze bardziej strome niż z południowej, nad k tó ­ rą odbywamy przeważnie loty, mało też w pobliżu północnego zbocza miejsc do lądowania. „Naciągaj! raz! dwa! trzy! cztery! biegiem!...

puść!” Szybowiec szarpnął sobą i wym knął się w powietrze, lina opadła w dół dzwoniąc hakiem. Jednostajny szum u uszu pilota, ten sam co zwykle, lecz „Czajka” nie ześlizguje się, ale żegluje, stopniowo, powoli wznosi się metr za metrem wgórę, płynąc równolegle do zbocza. Jakaż radość ogromna rozpiera serce pilota. Za drugim nawrotem lecę 20 me­

tró w nad startem. W dole debra, coś mocno szarpnęło, dech zapiera w piersi, debra zapadła się niżej. Wysokie drzewa pochyliły się, skarlały.

W iraż w prawo, silniejszy pęd powietrza, świst, 50 m etrów nad startem.

Wdole fig u rki ludzi, widać dobrze grzbiet góry, budynki, konie ciągnące szybowce z dołiny. Ptak - szybowiec cierpliwie piął się wgórę. Z lewej u dołu zaledwie kilkanaście m etrów przeleciała jakaś maszyna. Nasunęły się niezbyt przyjemne refleksje — trochę niemiło byłoby wyskakiwać teraz. Podrzuty, w iatr i zimno rosły z wysokością. Skręt i mam przed so­

bą rozleglejszy horyzontu, sąsiednie grzbiety z grzebieniami lasów, doli­

ny, rozrzucone dom ki. Wdole wszystko maleje, a wyżej pod oślepiającym cumulusem na 1000-cu metrach żegluje „K o m a r” może jeden z najlepiej wyzyskujących warunki szybowców. Zimno. Na dzisiaj wystarczy; zw rot w dolinę. Dwa wiraże, ślizg, skręt i lądowanie na ściernisku. Na dole ciepło i spokojnie. Tak uzyskałem kategorię „Cs” .

Do uzyskania kategorii „C u ” („C ” urzędowe) należy wykonać 5 lo ­ tów żaglowych w czasie ogólnym 30 minut. Kategoria „C u ” obowiązuje ty lk o w Polsce i posiadanie jej jest obowiązkowe dla uzyskania licencji instruktorskiej i prawa latania na holu (za samolotem). Jeszcze parę dni sprzyjających warunków atmosferycznych i zdobyłem „C u ” .

Z A P I S K I

SZYBKI ROZWÓJ H A N D L U CHRZEŚCIJAŃSKIEGO W BRZEŚCIU n. BU­

GIEM. W ostatnich kilku miesiącach powstało w Brześciu n. Bugiem przeszło sto chrze­

ścijańskich sklepów i magazynów rożnych branż. P

PRZYROST N A T U R A L N Y LUDNOŚCI POLSKI W I PÓŁROCZU 1937 roku zmniejszył się znacznie w porównaniu z tym samym okresem czasu roku ubiegłego.

Z 12,9 na 1000 mieszkańców spadł na 10,5 czyli o 2,4%. Wyrażając przyrost naturalny w liczbach absolutnych otrzymamy niecałe 179 000 nowych mieszkańców naszego pań- siwa (o 40 000 mniej niż w I pótr. r. ub.) Złożyły się na ten stan spadek liczby urodzeń żywych i znaczny wzrost zgonów. Również liczba małżeństw zawartych w I półroczu

br. była niższa niż w I pólr. r. ub. P.

(27)

POW RÓT POLSKIEJ WY,PRAWY N AU KO W EJ Z G R E N LA N D II. Dnia 2o-go września b. r. powrócili do Polski statkiem „Piłsudski“ członkowie Pierwszej Polskie, W yprawy Naukowej na Grelandię (dr A. Kosiba, kierownik, inż. S. Bernadzikiewicz, dr A. Gaweł, nigr. A. Jahn, St. Siedlecki, dr R. Wilczek, m jr. A. Zawadzki). Polscy podróżnicy ukończyli 24 sierpnia swoje badania w głębi fiordu Arfesiorfik, przy krawędzi lądoiodu grenlandzkiego. W drodze powrotnej wykonano badania porów­

nawcze u czoła jednego z największych lodowców Grenlandii Zachodnie, o owca Nordenskjolda oraz zatrzymano się w małej i prym itywnej osadzie eskimos íe, ia- koknarsuk, gdzie poczyniono szereg obserwacyj z życia Eskimosów. Po tn ia c i r °g]

motorówką wzdłuż fiordu osiągnięto osadę EgedeSminde (Stąd wyruszyła polska ekspe­

dycja w czerwcu b. r. w głąb Grenlandii). Pierwszego września wsiedli Polacy na duński statek „Disko“ , by po 17 dniach podróży morskiej dotrzeć do Kopenhagi.

Wyprawa osiągnęła poważne w yn iki naukowe. Służące za podstawę do wy -ona nia mapy zdjęcia fotogrametryczne objęły obszar 200 km 2 (mjr. Zawadzki), D r Kosi a (glacjolog) dokonał ważnych obserwacyj w dziedzinie zmiany położenia krawędzi lądo- lcdu Poważne materiały dały badania geologoiczne (dr Gaweł), geomor 0 og1«««- (mgr. Jahn) i botaniczne (dr Wilczek). W okresie od 15. czerwca do 20 sierpnia były czynne 2 stacje meteorologiczne - jedna w bazie głównej przed krawędzią lądolodu, diuga zaś na lądolodzie.

UDO SKO N ALEN IE POLSKICH MAP POGODY. Państwowy In stytu t Meteoro­

logiczny w Warszawie od k ilk u lat wprowadza stopniowo zmiany i udoskona ema w'publikowanych przez siebie mapkach synoptycznych. Podkład niebieskawy zmienio­

no na utrzymany w tonie bronzowym, drukowany wyraźnie na lepszym mz awiue, papierze. Eronzową szrafą wyróżniono obszary ponad 1000 m. wzniesienia. a mo­

rzach przeprowadzono rysunek siatki kartograficznej co I o. Wartości ciśnienia atmo­

sferycznego zaczęto wyrażać w milibarach zamiast — jak dotychczas — w mi imetrac . Dalsze zmiany wprowadzono w znakowaniu zjawisk meteorologicznych. W tablicach znalazły się notowania meteorologiczne otrzymane drogą pilotażu i sondażu.

Z d n ie m 1 lip c a b. r. w p ro w a d z i! P. 1. M . szereg n o w y c h ele m e n tó w w m a p k i p o ­ gody. N a p is y a lbo ich pierw sze lit e r y znaczą rozm ieszczenie mas p o w ie trz a : k o n ty n e n ta ln y c h , czy m o rs k ic h , p o la rn y c h czy z w ro tn ik o w y c h . L in ia m i o d p o w ie me, arw y oznaczono f r o n t y ciepłe, zim n e i z o k lu d o w a n e . N a o d w ro c ie każdo, m apy P °S ° Y >

umieszczone k r ó tk ie objaśnienie ry s u n k u m ap ciśnienia, ru c h u mas p o w ie trz a o r ó ż n y p o c h od ze n iu i właściw ościach te rm o d y n a m ic z n y c h , powsaawamu . w lasc.w P 8 w y tw a rz a n y c h prze z ru c h ty c h mas p o w ie tr z a fr o n tó w . Słowne w y ja s n ie m a u z u p e t , ^ ^ schem atyczne p rz e k ro je p o z io m e i p io n o w e n iż u b a ro m e try c z n e g o . >a s lllt ^ m e te o ro lo g ic z n y c h przeniesiono ró w n ie ż na o d w ro tn ą stron ę m apy,

t y s y n o p ty c z n e j um ieszczono w y k re s y i ta b e lk i spostrzeżeń m e te o ro lo g ic z n y c h na .k ściu n ajw ażniejszych lo tn is k a c h k ra jo w y c h , o ra z k ilk a w y k re s ó w p ilo ta ż o w y p

SCHONTSKO W RAFAJŁOW EJ wc Wschodnich Gorganach wrześniu b: r. staraniem Warszawskiego Kiubu Narciarskiego, u yn

skim mieści 80 łóżek. p

NAIW 1FKSZY MOST W EUROPIE. W ostatnich dniach września b. r. nastąpi- INAJ Wlijivoz. i r a t w i FuroDie. Zbudowano go nad ciesm- lo otwarcie na,większego w obecne,_ dobie m0 Fj ster. Mos: liczy 3200 m dlu-

"» morsk, oddiiel.jącą dw.< ■!»»• “ ) ]( ‘ ” liclb ie 5| M os< ikróci w yd .u ile k . , - » - . ! ', -

* * * * * * ■ ¡"*” 1 T J Z Z * jU d n io w o -d u ń s k ta i 1 kontynentem « d ,u S„ , m m ,

Cytaty

Powiązane dokumenty

U stóp Szipki znajduje się jeszcze jedna pamiątka z czasów walk Bułgarii o niepodległość, a jest nią monastyr Szipki, mie­. szczący w swoich podziemiach

Mieszkania w śródmieściu stają się coraz droższe i rentują się jedynie jako lokale handlowe.. Ludzie spragnieni wvgód i kom fortu mieszkaniowego, ciszy i

Nasuwa się pytanie, czy Anglia i Francja zgodzą się, a raczej czy mogą się zgodzić na pretensje niemieckie.. R zut oka na mapę poucza, że zw ro t Kamerunu

dzących w stan średni. Stanowi to początek załamania się świetności Sanoka, mimo że zawsze ma on większe jeszcze szanse od innych miast, będąc łącznikiem

Jak za uw ażyliśm y chata b ardzo uboga ale posiadala podłogę... Zaczęło się rozjaśniać, nastąpił

Prut niezbyt szumiący o tej porze i wąski zostawiłem za sobą, zapuszczając się w gęste zarośla wikliny, gdzie wielka ilość przecinających się ze sobą

turalne liczne krainy. Wiele tych krain dzięki swej rzeźbie nie dość silnie łączą się ze sobą, nie dość zwartą tworzą całość. Gdy Polska utra­.. ciła

Podczas lata połów odbywa się z p łytko zanurzających się łodzi przy pomocy