JV° 5 0 . Warszawa, d. 13 Gruduia 1885 r. T o m IV .
TYGODNIK POPULARNY. POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZEC H ŚW IA TA ."
W Warszawie: rocznie rs. 8
k w a rta ln ie „ 2
Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10
półrocznie „ 5
P ren u m e ro w ać można w R e d a k c y i W sz ech św iata i w e w sz y stk ich k się g a rn iac h w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P . P . D r. T . C h ału biń ski, J . A le k sa n d ro w icz b. dziekan U n iw ., mag. K . Deike, mag. S. K ra m sz ty k , W ł . K w ie tn ie w sk i, B . R e jch m a n ,
mag. A . Śló sa rsk i i prof. A . W rześniow ski.
„W s z e c h ś w ia t 11 przyjm u je ogłoszenia, k tó ry c h treść m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n au k ą na następujących w a ru n k a ch : Z a 1 w iersz z w ykłeg o d ru ku w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sig za p ierw szy ra z kop. 7 ‘/i>
za sześć następnych ra z y kop. G, za dalsze kop. 6 .
A.dres iRed-Stlrcyi: ^cd-T^-ale 2STr -i.
PIĄTY TOM
Ze wszystkich stron dające się słyszyó na
rzekania na zastój w ruchu wydawniczym, na coraz bardziej upadającą chęć do naby
wania książek, są stałym objawem chwili bieżącej. O bjaw ten stał się w takim sto
pniu powszechnym i trw ałym , że wydawcy, zrospaczeni, czy cokolwdek zapobiedz mu zdoła, ju ż nie szukają naw et sposobów wy
prow adzenia publiczności z apatyi. Zbli
żający się koniec roku, chwila, w której wy
staw y księgarń zapełniały się zw ykle mnó
stwem nowości, teraz zaznaczy się zwinię
ciem jednego z pism ilustrow anych, może zamknięciem jak iej księgarni. W takim czasie przypom inać się ogółowi ze swoją książką, na to trzeba albo wielkiej odwagi, albo głębokiego przekonania, że ta książka je s t coś w arta i ogółowi potrzebna.
Że wydawcy Pam iętnika Fizyjograficzne
go posiadają odwagę, a oprócz niej rzadszy jeszcze i może cenniejszy przym iot w ytrw a
łości, tego dowodzi fakt istnienia Pam iętni
ka. Gdzieindziej podobne wydawnictwa są przedm iotem pieczołowitości rządów i sto
warzyszeń naukowych, posiadają znaczne zasoby m ateryjalne i skom plikowaną ma
szynę adm inistracyjną i> jeszcze byw ają po
czytywane za jed en z najważniejszych przejaw ów życia narodowego.
P am iętnik Fizyjograficzny -jest owocem poświęcenia się kilkunastu ludzi, którzy z sił swoich i czasu najkosztowniejszą ofiarę składają dla umiłowanej przez siebie idei.
Idea ta nie je s t ich wyłączną własnością, nie dla samego tylko zaspokojenia osobistego pragnienia wiedzy pracują oni bez przer
wy, ale głów nie i ciągle m ają na pamięci wielkie hasło ogólnego dobra. W szakże każdem u, kto zajm uje się nauką, przyje
mniej i dogodniej zam knąć się w ciasnym obrębie specyjalności. T u jedno mikrosko- we pole widzenia dostarczy zajęcia na całe życie i poprowadzi do odkryć, w duchu dzi
siejszych sposobów badania najważniejszych,
dla współczesnego rozwoju nauki najpożą-
dańszych i największą sławą okiyw ających
imię badacza. Przeciwnie, badania fizyjo-
786 WSZECHŚWIATA N r 50.
graficzne, uważane z p u n k tu widzenia czy
sto naukowego, posiadają może podrzędne znaczenie, są. może tylko m ateryj ałem, z k tó rego dopiero najdalsze, ostateczne wnioski wejdą do skarbca czystej nauki. A le dla danego k ra ju , dla jeg o m ateryjalnego roz
woju, zbadanie wszystkich, aż do n a jd ro bniejszych, właściwości jeg o p rzyrody je s t rzeczą stanowczo najw ażniejszą.
Zbytecznem byłoby ju ż teraz dodawać, j a k ą my w artość przypisujem y naszem u P a m iętnikow i Fizyjograficznem u. Bezw ątpie- nia, pytać dzisiaj o owoce jeg o działalności byłoby przedw cześnie. P ięć tomów P am ię
tnika pomieścić w sobie mogło sto kilk a
dziesiąt większych i m niejszych opracowań, a pole pracy je st tak wielkie, że dla setek ba
daczy w ystarczy na długie lata. To począ
tek dopiero i trudniejszy od wszelkich in
nych początków, ale z dum ą powiedzieć so
bie możemy, że ten początek ju ż jed n ak je s t zrobiony.
S taraniem w ydaw nictw a P am iętnika F i
zjo g ra ficzn e g o , a przy bespośredniem zaję
ciu się w arszaw skiego oddziału T o w arzy stwa popierania przem ysłu i handlu, zostały utworzone w k ra ju naszym stacyje meteo
rologiczne. Ich p u n k t środkow y, centralna stacyja w arszaw ska przy M uzeum rolniczo- przemyslowem, ju ż zaczęła swoją działal
ność i grom adzi m ateryj ały zbierane u sie
bie i w dwudziestu praw ie innych stacyj ach, przy cukrow niach. Liczba podobnych sta
cyj bezwątpięnia zwiększać się będzie, je st nadzieja, że z czasem pok ry ją całą przestrzeń k raju siecią, konieczną do praw dziw ie uży
tecznej i system atycznej ich działalności.
R ezultaty spostrzeżeń tych stacyj będą od roku przyszłego stale ogłaszane, raz częścio
wo, w buletynach miesięcznych, a powtóre w rocznem zestawieniu w P am iętniku Fizy- jograficznym . U w ażam y za zbyteczne przy
pominać tu czytelnikom naszym, ja k ic h to korzyści od stacyj m eteorologicznych ocze
kiwać może nietylko teoretyczna znajomość k raju , lecz, w większej jeszcze mierze, jego rolnictw o i z niem zw iązany prze- |
inysł.
W zw iązku z obserw acyjam i meteorolo- gicznemi pozostające, spostrzeżenia obja-
jwów w świecie roślinnym i zwierzęcym, ró- i
wnież od roku bieżącego są zapisyw ane z inicyjatyw y P am iętnika przez wiele osób w k raju i dadzą m ateryj ał, którego ogłasza
niem nasze wydawnictwo zajmie się od roku przyszłego.
To, co dla meteorologii dzisiaj je s t ju ż faktem dokonanym —popchnięcie badan na drogę ścisłej systematyczności i wciągnięcie do nich znaczniejszej liczby ludzi — to dla innych gałęzi wiedzy fizyjograficznej, mamy nadzieję, z biegiem czasu także da się zro
bić. Nie zapominamy o tem ani na chwilę, nie omieszkamy skorzystać z każdej sposo
bności. Jak o rzecz również dokonaną, cho
ciaż, z powodu odmiennej natu ry przedmio
tu, w sposób mniej systematyczny od me
teorologii, wymienić jeszcze musimy bada
nia florystyczne. Za inicyjatyw ą P am iętni
ka podjęte, a z funduszów K asy imienia M ianowskiego wspomożone, wycieczki bota
ników odbyw ają się stale, począwszy od ro ku zeszłego. B ogaty plon tych wycieczek ogłoszony będzie w V tomie naszego Pam ię
tn ik a i da świadectwo, ile to pracy czeka u nas w k ra ju na gorliw e a um iejętne pod
jęcie.
Spodziewamy się, że słowa powyższe nic będą nam poczytane za hym n pochwalny pro domo sua, ale raczej za streszczenie przekonań o wartości i pożytku naszej p ra cy. Tylko ta wiara, że i my jesteśm y ce
giełką potrzebną do gm achu, daje nam siłę.
G dyby nie ona, gdyby nie nadzieja, że i ogół kiedyś ją z nami podzieli, uleglibyśmy w ciężkiej walce z najgorszym wrogiem wszelkich przedsięwzięć, ku powszechnemu dobru dążących, z obojętnością ogółu. Obo
jętność ta w roku bieżącym doszła ju ż chy
ba do swojego szczytu. P raw da, że czasy są trudne, ale czyż dopraw dy w całym k ra j u zostało ju ż tylko osiemdziesięciu ludzi,
którym wydatek pięciu rubli na książkę nie spraw ia różnicy? T ak jest, zaledwie osiem
dziesiąt osób zapisało się w liście prenum e
ratorów V tomu P am iętnika Fizyjograficz
nego, a to znaczy, że w obecnej chwili mo
żemy liczyć na zw rot zaledw ie jedn ej ósmej części tego, co nas w ydrukow anie V tomu kosztuje. Czas i pracę naszą dajemy chę
tnie zadarm o i dum ni jesteśm y, jeżeli ogól
z ttj ofiary korzyść ja k ą odniesie, ale na ma-
teryjalne wysiłki ju ż nas nie stać. Więc
N r 50.
z przedświadczeniem , że podsuwam y sposo
bność do dobrego obywatelskiego uczynku, wołam y do ogółu: P oprzyjcie nas, podtrzy
majcie!
PRZYSWAJANIE
przez
M. Berthelota, członka Instytutu,
t ł u m a c z y ł £ 2 n .
Istoty żyjące są utworzone z zaczerpnię
tych z atm osfery ziemskiej i zgęszczonych gazów: tlenu, azotu, wodoru i związków wę
gla. D w utlenek w ęgla z pow ietrza dostar
cza im węgla, najgłówniejszego pierw iastku w składzie m ateryi organicznej; przysw ojo
ny naprzód przez rośliny, przechodzi on n a
stępnie do organizmów zwierzęcych. Co do w odoru, dostarcza go ohficie woda-, po
bierana zarówno z atmosfery, ja k i z gru n tu, a może także i am onijak z pow ietrza i z ziemi. T len dostaje się do organizmów w trojakiej postaci: ja k o pierw iastek wolny, jak o złączony z wodorem w wodzie i z wę
glem w dw utlenku węgla. Atm osfera w każ
dym razie je st jego głównem źródłem.
Pozostaje nam azot, to ogniwo, wiążące inne pierw iastki, ta istotna część składowa zasadniczych substancyj, biorących udział w powstawaniu roślin i zwierząt, w nieu- stannem odnaw ianiu ich tkanek i w wytw a
rzaniu ich energii. A zot może być czerpa
ny tylko z atm osfery, ale jak im sposobem—
tego dotychczas napewno nie wiemy. J a k kolw iek ciała zw ierząt są utw orzone głó
wnie z m ateryj azotowych, jed n ak rzeczą je st pew ną, że zw ierzęta'n ie wyrabiają tych materyj całkowicie w sobie. Zw ierzęta mię
sożerne biorą je z mięsa roślinożernych, kt,ó- remi się żywią, a te ostatnie — z roślin. Do roślin więc musimy się zwrócić, ażeby odna- leść pierw szy początek azotu w istotach ży
jących i sposoby ogólne przyswojenia tego pierw iastku.
W idzim y stąd,dlaczego ze wszystkich py-
| tań w rolnictw ie najbardziej zajmującem j je st pytanie, dotyczące początku azotu w ro-
| ślinach, które ze swojej strony są źródłem
| powstawania tkanek zwierzęcych. Żadne
j
wszakże nie pozostało tak ciemnem, pom i
mo stuletnich badań i dociekań.
Związki azotowe, których udziałem je st podtrzym yw anie życia, przebyw ają k rąg nieustanny przem ian, w których biegu pe-
| wna część azotu powraca ciągle do stanu pierw iastku. P ow ró t taki ma miejsce bez przerw y, chociaż w niewielkim stopniu, przy odżyw ianiu się zwierząt. O dbywa się on także i to głównie po śmierci istot żyją
cych, w przebiegu zjaw isk zgnilnych i fer
mentacyjnych, prowadzących do ostatecznego [ ich roskładu. Ilość więc azotu związanego w istotach żywych nie je s t stała: przeciwnie j w natu rze dążyłaby ona nieustannie do zm niejszenia się, gdyby nie istniały przy- I czyny kompensujące. M uszą więc istnieć [ działania odwrotne, mogące azot atmosfe- [ ryczny przeprow adzić w związki. Jedyne wszakże zjawisko tego rodzaju, znane aż do ostatnich czasów, to je s t tworzenie się kw a
su azotnego pod wpływem iskier elektrycz
nych (piorunów i błyskawic w czasie burzy), jest widocznie nie wystarczaj ącem. Ilość azotu w kwasie azotnym , wytworzonym w klimacie F rancyi w ciągu jednego roku (1882— 1883) doszła do 3,85 kg na hektar w edług obserwacyj czynionych w Montsou- ris *), gdy tymczasem potrzeba 50 do 60 kg j na hektar, ażeby zwrócić gruntow i związki azotowe, zabrane przez jednoroczny zbiór z łąki lub lasu. W praw dzie iskra elek try czna, działając na azot wilgotny, tw orzy tak że azoton amonu, lecz ilość azotu w am oni
ja k u , tworzącym się tutaj skutkiem współ
czesnego rozłożenia wody, je s t conaj wyżej rów na tćj jego ilości, ja k a jednocześnie w e
szła w skład kwasu azotawego. W istocie rzeczy je s t ona naw et znacznie niższa, gdyż w pow ietrzu w prost z wolnych pierw iast
ków tw orzy się pewna ilość kwasu azotne
go s) Dowcipna teoj-yja obiegu am onijaku
') A n n u a i r e za r. 1884, str. 386 i 393.
ł ) M y ś l ostatnich dw u okresów niezupełnie jasno jest w ypow iedziana. P rz e k ła d o ile możności do
słow nie idzie za o ryg in a łem . (P rz y p . tłum .).
788
w s z e c h ś w i a t. N r 50.
pom iędzy atmosferą., m orzami i ziem ią ro- dzajną, obmyślona przez p. Schloesinga, za
wsze pozostawia nieobjaśnionym początek, ponieważ am onijak ten uniknąćby nie m ógł działań, roskładających zw iązki azotu w ogól
ności, a które w yw ierać się muszą podczas takiego obiegu am onijaku.
A nalogiczne uw agi stosują się do działań rolniczych, pomimo interw encyi nawozów azotowych, których dostarczam y g runtow i, ażeby podtrzym ać jeg o urodzajność. W rze
czy samój, ilość azotu, zebrana z pola razem ze zbioram i, najczęściej przew yższa tę ilość k tóra gruntow i je s t zw racana w postaci na
wozów. P rzew yżk a ta tem bardziej staje się znaczną, że pew na część azotu z nawozów zostaje w ydzielona w postaci pierw iastku skutkiem ferm entacyi; że inna część jeg o przechodzi do atm osfery w postaci am onija
ku; że, nakoniec, jeszcze in n a część zostaje zabrana przez wodę gruntow ą w postaci j azotanów i zw iązków organicznych rospusz-
jczalnych. W szelkie więc znane w pływ y w spółubiegają się w spraw ie w yczerpyw ania związków azotu z g ru n tu i z ciał roślin
nych.
Sądzono daw niej, żc zw ykłe rośliny są ob
darzone własnością przysw ajania azotu wol
nego w sposób bespośredni. A le, po d łu gich sporach i m nóstwie doświadczeń, współ
cześni najpow ażniejsi uczeni zgodzili się z p. B oussingaultem , że hipoteza ta, której zaprzeczają wszystkie obserw acyje ścisłe, musi być odrzucona. Podobnież dowiedzio- nem być nie może łączenie się azotu z wo
dorem w chwili wydzielenia, pow stającym przy roskładzie m ateryj wilgotnych.
T c to przyczyny ciągłej straty azotu sta
nowią zasadniczy problem at rolnictw a. G dy
by one nie istniały, dość byłoby zw racać nieustannie g runtow i ( ta k ) zubożonemu przez żniwo, naw óz tych zw ierząt, k tóre zjadły owoce żniwa. W takim razie przez odpowiednie zestaw ienie m ożnaby było wy
kazać praw dziw e krążenie, praw dziw y eii-- c u l u s , jeżeli użyjem y w yrazu, w prow adzo
nego niegdyś przez P io tra L eroux, który o parł na niem swój pomysł urządzeń spo
łecznych. W edłu g pomysłu tego każda isto- ta żyjąca, każdy człowiek, w zasadzie żyć może bez pracy, jed y n ie kosztem owoców tego nawozu, który zw raca gruntow i. O so
bliwszy ten pomysł wykazuje jednakże zna
czenie azotu dla rolnictw a. W obec braku nawozów zwierzęcych, niewystarczających albo trw onionych, wobec nieum iejętności metodycznego ich zbierania i doprow adza
nia na pola uprawne., — musimy się zw rócić do związków azotowych, dostarczanych przez przem ysł chemiczny, do soli am ono
wych i azotanów. Sole amonowe wszakże
| są w części w ytw arzane przez roskład od
padków zwierzęcych, nie bez znacznej s tra ty azotu, pomnażającej jeszcze stratę ogólną tego pierw iastku. In n a część soli amono
wych otrzym uje się przez suchą dystylacyją w ęgla kamiennego, to znaczy — przez ros
k ład zapasów naturalnych, nagrom adzonych
| w okresach gieologicznych i które same wy- j czerpać się muszą z biegiem czasu. To sa
mo stosuje się do azotanu sodu, dostarcza
nego przez pokłady A m eryki południowej.
Rolnictw o intensyw ne różni się więc od we- gietacyi naturalnej i dowolnej tem tylko, że prędzej i w większej ilości zużywa związki azotowe, lecz nie zna ono dotychczas ża
dnych sposobów ich odrodzenia. W szyscy bez w yjątku zgadzają się na to.
P rze d kilkom a laty wskazałem istnienie i nowej i nieoczekiwanej przyczyny bespo- średniego przyłączania azotu wolnego przez m ateryje wchodzące w skład roślin. Mówię tu o elektryczności atm osferycznej, działa
jącej ju ż nie przypadkow o, przez owe nagłe wyładow ania i gw ałtow ne iskry, które wy
tw arzają kwas azotny i azoton am onu pod
czas burzy, lecz przysposabiającej złożone związki azotowe zwolna, jjrzez nieustające a powolne działanie indukcyjne, zależne od słabych napięć, istniejących na powierzchni naszij ziemi w każdym czasie i we wszyst
kich miejscach. U siłując zgłębić to zjaw i
sko, do którego będę m iał sposobność po
wrócić następnie, odkryłem inną jeszcze przyczynę bespośredniego przyłączania azo
tu atm osferycznego, now ą także i zapew ne ogólniejszą naw et od poprzedniej. T eraz mówię o głuchem ale nieustannem działaniu gruntów gliniastych i zaw artych w nich or
ganizm ów m ikroskopowych. B adania moje nad tym przedmiotem właśnie mam zam iar wyłożyć.
Doświadczenia moje były wykonane na
stacyi doświadczalnej chemii roślinnej
W SZECHŚW IAT. 789 w M eudon i prowadzone, W ciągu dw u lat,
nad czterem a rozm aitem i gruntam i glinia- O “ stemi. D ośw iadczenia te, zaw ierające prze
szło 500 analiz chemicznych, tworzą pięć oddzielnych lecz współcześnie prow adzo
nych szeregów; a mianowicie:
Przechow yw anie w izbie zam kniętej.
Pozostaw ienie na łące pod pokryciem.
Pozostaw ienie na szczycie wieży, wyso
kiej na 28 m, bez pokrycia.
Pozostaw ienie we flaszach szczelnie zam- ; kniętych.
Sterylizacyja.
Zobaczmy naprzód, co dzieje się z pia- j skiem gliniastym , świeżo wykopanym, pod-
jczas przechow yw ania go w zetknięciu z po- ■ wietrzeni.
P i e r w s z y s z e r e g . Przechow yw anie w w ielkich garnkach glinianych, polewa- \ nycli, otw artych, cylindrycznych, mieszczą
cych 50 do 60 kg badanej m ateryi, która w końcu zapełniała garnek do wysokości mniej więcej 0,45 m. G arnki te były usta
wione w izbie zam kniętej, ze wszystkiemi ścianami wycementowanemi nanowo, dobrze oświetlonej, suchej i zabespieczonój od wszel
kich wyziewów.
/ rozbiorów, odnoszących się do tego sze
regu, wynika, że ilość azotu połączonego (bez albo razem z azotem azotanów) w ba
danych piaskach gliniastych i w kaolinie, pozostawionych w zetknięciu z powietrzem, wzrasta bez przerw y. P rzy b y t ten ma miej
sce w całej masie. Nie zauważono go w po
rze zimowej (P aździernik 1884 do Kwietnia 1885). Je st on niew spótrzędny z nitryfika- cyją; zatrzym uje się w mierze podczas dru- \ giego roku w jednej próbce piasku; cokol
wiek w zrasta w drugiej; zmniejsza się w ka
olinie: we wszystkich razach je s t minimal
ny. J e s t również niew spółrzędny z azotem am onijakalnym , którego ilość była zawsze bardzo m ała i raczej dążyła do zm niejszania się. W kaolinie przyłączanie azotu nie m ia
ło miejsca z początku, dopóki ta m ateryja była nasiąknięta wodą, lecz dopiero wtedy, gdy skutkiem wyschnięcia stała się sypką i porowatą.
Rospatrzm y teraz, co dzieje się w wolnem pow ietrzu, w sąsiedztwie gruntu łąki, poło
żonej na 160 m nad poziomem morza.
D r u g i s z e r e g . Pozostawienie tych sa
mych gruntów w garnkach porcelanowych polewanych, z dnem przedziuraw ionem , mieszczących po 1 kg m ateryi, zajm ującej powierzchnie 113 cm 2 przy grubości w a r
stwy 0,08 m do 0 ,1 0 m. G arnki te są usta
wione na łące na koziołkach o 0,70 m nad powierzchnią pod daszkiem, chroniącym je od pionowego deszczu; krążenie pow ietrza zapewnione; deszcz padający ukośnie, dosta
wać się może. W drugim peryj odzie skra- piano zawartość garnków od czasu do czasu z powodu suszy.
Badane g ru n ty gliniaste ostatecznie wszy
stkie przyłączyły azot. Postęp przyłącza
nia był mniej lub więcej szybki, w dwu n a
wet wypadkach znaleziono czasowe um niej
szenie, lecz w ahania takie są nieuniknione przy badaniu zjaw isk, zależnych od istot żyjących, które, ja k się zdaje, są związane tutaj z wielkiemi wahaniami w ilościach wo- i dy w gruntach. W istocie, skoro powietrze przestoje krążyć w wilgotnej masie glinia
stej, natychm iast występują roskłady i fer- m entacyje, dobrze znane garncarzom , któ
rzy glinę poddają t. zw. gniciu, zanim ją wezmą do swoich wyrobów.
W drugim szeregu doświadczeń, podobnie ja k w pierwszym, przyłączanie azotu nie było współrzędne ani z nitryfikacyją, która wcale nie szła, albo zm niejszała się, ani z tworzeniem się am onijaku, dosyć znacznem w ostatniej próbce. Nakoniec, n a łące, w iel
kość łączenia się azotu była tegoż samego porządku, co i w zam kniętej izbie.
(dok. nasł.)
KILKA SŁÓW
0 DZIAtALNOŚCI ROSYJSKIEGO KOMITETU
GIEOLOGICZNEGO
n ap ita 1
Dr J ó ie S S iem ira d zki.
(M a p a lito g rafo w an a na str. 793).
E nergiczna czynność, z ja k ą istniejący za
ledwie od lat paru przy departam encie g ór
niczym K om itetgieologiczny, k rząta sięoko-
ło ułożenia mapy gieologicznej Cesarstwa
790
W S Z E C H Ś W IA T .N r 50.
rosyjskiego, mającej objąć i K rólestw o P o l
skie, powoduje nas do zaznajom ienia czy
telników W szechśw iata w k ilk u słowach z działalnością, tej młodej jeszcze, lecz nie
zw ykle ruchliw ej instytucyi, zwłaszcza, że spraw ozdania z niektórych prac, z polecenia tego K om itetu w ykonanych w K rólestw ie P olskiem , znalazły pom ieszczenie w łam ach P am iętnika Fizyjograficznego. P ro je k t cen
tralnej instytucyi gieologicznój w Rossyi na wzór zagranicznych „R eichsanstaltów “ i „S urveys“ poruszanym był pierw o tn iejesz- cze w roku 1871, przez ówczesnego m inistra finansów M. R euterna. U tw orzono podów czas specyjalną kom isyją, k tó ra z łona swe
go wydelegowała ówczesnego profesora in sty tu tu górniczego, B arbota de M arny, za
granicę dla zaznajom ienia się z urządzeniem rządow ych instytutów gieologicznych w Za- j chodnićj E uropie. W roku 1875 i 1876 | p ro jek t szczegółowy został pod przew odni
ctwem członka A kadem ii nauk, generała H elm ersen a, ostatecznie w ypracow anym . S ankcyją N ajw yższą otrzym ał p ro jek t ten je d n a k zaledw ie w dniu 1 L utego 1882
roku.
W skład utw orzonego w ten sposób „K o- m itetu'gieologicznego“ oprócz d yrek to ra—
generała H elm ersena, weszło siedmiu gieo- logów etatow ych, oraz k ilku nadetatow ycb.
Zawiązawszy się, kom itet gieologiczny przedew szystkiem zaw ezw ał do współudzia
łu w swych pracach w szystkich bez w yjąt
ku gieologów w całej Rossyi.
K om itet składa się z trzech kategoryj członków: a) członkowie Zarządu, zw ani starszem i gieologami, b) członkow ie etatow i czyli młodsi gieologowie, c) członkow ie nie
etatow i czyli gieologowie w spółpracow nicy, do których należyć może każdy, zawezwany przez K om itet do udziału w pracach,podczas gdy do dw u pierw szych kategoryj wym agane są kw alifikacyje naukow e nie niższe od inży
niera górniczego lub m agistra nauk gieolo
gicznych.
K om itet za podstaw ę robót p rzy jął mapę topograficzną sztabową w skali 1 0 w iorst w calu angielskim , złożoną ze 145 oddziel
nych arkuszy.
Całość podzielono na X okręgów , a m ia
nowicie:
I. O k ręg N adbałtycki, obejm ujący gu-
bernije: P etersburską, zachodnią połowę Nowogrodzkiej, część Twerskiej, E stoniją, Inflanty, K urlan dy ją, Żmudź, A ugustowską, L itw ę i część B iałorusi, czyli arkusze: 4, 5, ]2 — 15, 26— 28, 40—42.
II . O kręg Środkowy, obejmujący cen
traln e gubernije Cesarstwa (Moskiewską, Jarosław ską, Kostromską, Niżegorodzką, W łodzim ierską, Smoleńską i t. d.).
I I I . O kręg N addnieprzański, obejm ują
cy południow ą B iałoruś i całą U krainę, czy
li arkusze 29—33 i 45—48.
IV . O kręg Zachodni, obejm ujący K ró lestwo Polskie, Polesie, W ołyń, Podole i B esarabiją (arkusze 59 — 62, 74 — 77, 91 92, 110 i 111).
V. O kręg Nadwołżański i Doński.
V I. O kręg Nadkaspijski.
V II. O kręg U ralski.
V III. O kręg K rym sko-K aukaski.
IX . O kręg Północny.
X . O kręg F inlandzki.
Coroku Z arząd kom itetu w ypracow uje w m iarę rosporządzalnych środków i sił spe-
j
cyjalnych — plan robót kartograficznych w rozmaitych okręgach, delegując podczas
; miesięcy letnich członków swoich zarówno I etatowych, ja k i współpracowników, dla w ykonania poszukiwań gieologicznych w ob
rębie wskazanego przez kom itet arkusza m a
py sztabowej, który po zupełnem wykoń
czeniu w ydaje się w raz z objaśniającym tek
stem jak o oddzielna całość. 145 w ten spo- t sób wydanych arkuszy, stw orzy jednolitą, szczegółową m apę gieologiczną Cesarstw a Rosyjskiego w skali 10 w iorst w calu an gielskim.
W ciągu niespełna czterech lat istnienia, kom itet dokonał prac następujących:
W okręgu I wykończono szczegółową ma
pę Estonii i północnej części Inflant (ark. 26) pracy tej dokonał akadem ik mag. F ry d ery k Schm idt; na Żm udzi i wAugustowskiem p ra cow ał z polecenia Kom itetu książę Giedroyć.
W okręgu I I ukończył zadanie gieologi- czne w obrębie arkuszy 56, 57 i 71 (gub. J a rosław ska, K ostrom ską i M oskiewska), mag.
gieol. Nikitin.
W okręgu I I I N addnieprzańskim , inży
nier D om herr ukończył mapę gieologiczną
gub. Ekaterynosław skiej i części P oltaw -
skiej.
N r 50. A m E C H Ś W IA T . 791 W okręgu IV Zachodnim p. Michalski
ułożył mapę gieologiczną arkusza drugiego, t. j. gub. Kieleckiej, Piotrkow skiej i R adom skiej. (Ob. str. 793).
W okręgu V I ro b it poszukiw ania gieolo- giczne prof. instytutu górniczego M uszkie
tów.
w okręgu V II prof. K arpiński wykończył mapę południowej części U ralu.
J a k widzimy, na tak kró tk i przeciąg cza
su i stosunkowo niewielkie środki, zwłasz
cza zaś dotkliw y b rak specyjalistów w tej gałęzi nauk przyrodniczych, zrobiono b a r
dzo wiele: do tego jeszcze dodać należy ro
boty w ykonyw ane niezależnie od ogólnej mapy gieologieznej pod zarządem tegoż K o
m ite tu —- ja k m apa pokładow a górniczego okręgu Olkuskiego— przez inżynierów pod przew odnictw em p. Choroszewskiego lub gieologiczne poszukiw ania na Kaukazie, w A rm enii i Stepach Zakaspijskich, a bę
dziemy mieli dokład ny obraz ^zynności tej instytucyi, dzięki której z czasem dojdzie
my do posiadania mapy gielogicznej K róle
stw a Polskiego, której brak tak mocno uczu- wać się daje.
PO EKWADORZE
PRZEZ
Ja n a S z to lc m a n a .'
Cz. II, O T O C Z E N IE C Z Ł O W IE K A w E K W A D O R Z E .
(D okończenie)
B aran (hiszp. „carnero", „borrego" lub
„oveja“—owca; w niektórych zaś okolicach Peru indyjanie nazyw ają go „uisza“ , którą to nazw ę stotują także do sarny). B aran rospowszechnił się bardzo w um iarkow a
nych strefach południowej A m eryki. W re- gijonie S ierra peruw ijańskiej i ekwadorskiej niew ątpliw ie daleko się więcej spożywa b a
raniny niż wołowiny. W większych mia
stach jeszcze, gdzie codzień bije się woły,
stosunek może je st przeciwny, lecz zato po mniejszych osadach, lub po wsiach i hacien- dach, daleko wygodniej je st bić barany, niż woły, może bowiem jed n a rodzina skonsu
mować jednego ba rana zanim się mięso ze
psuje, gdy wołu trzebaby solić i suszyć na słońcu, robiąc to, co w Chili i w P e ru nazy
wają ,,charqui“, a w Ekw adorze „sesina“ . Łatw o zrozum iałą więc rzeczą jest, że w miejscach, gdzie rosprzedanie całej sztuki wolu nie je s t zapewnione, lepiój je s t bić ba
rany, aby mieć zawsze świeże mięso. To też przejazd z Pom orza do S ierry czuć się daje bardzo, bacząc tylko na rodzaj potraw , jak ie nam zastawiają: na Pom orzu ryż, ba
nany i mięso wołowe; w S ierra zaś kartofle, kukurydza, jęczm ień i baranina stanowią głów ną podstawę kuchni.
H odow la baranów rozw inięta jest wię
cej w P eru , niż w Ekw adorze, choć tak w jednym , ja k i w drugim kraju nie zw ró
cono jeszcze dostatecznej uwagi na barany, ja k o na źródło bogactwa krajow ego. A je dnak przy olbrzymich obszarach n atu ral
nych pastw isk alpejskich, położonych w re- gijonie Punow ym , hodowla baranów m ogła
by przybrać może niemniejsze rozm iary, ja k w A ustralii. W praw dzie rodzaj paszy nie je s t najlepszy i wełna nie dorównyw a by
najmniej gatunkiem wełnom niektórych ras europejskich, jest ona gruba, lecz zato dłu ga i na pospolitsze gatunki tkanin bardzo odpow iednia. Polepszenie rasy baranów przez krzyżow anie z trykam i sprowadzone- mi z E uropy przedstaw ia wiele trudności i pewnieby do jakiegoś rezultatu dodatniego nie doprow adziło, bacząc na wielkie koszty p rzy przewożeniu żywych zw ierząt za Ocean. Lecz w edług mego zdania można
by rodzaj pastwisk polepszyć zaprow adze
niem w regijonie Punow ym niektórych eu
ropejskich roślin pastewnych. Zarówno j e dnak rząd ekw adorski, ja k i pryw atne oso
by drzem ią sobie w m iłem zapomnieniu, nie- myśląc o poczynieniu jakichkolw iekbądź kroków w kierunku polepszenia stanu agry- k u ltu ry lub hodowli zwierząt domowych.
A jedn ak, gdyby tylko starano się powięk
szyć skalę hodowli baranów do możliwych granic, pomijając wszelkie chęci polepsze
nia gatunku wełny, jużby ta gałęź hodowli
dostarczyć mogła znakomitych dochodów
dla kraju. T a w ełna gruba, ja k a dziś się spotyka czy to w Ekw adorze, czy w P eru , znajduje łatw y bardzo zbyt za granica.
P rze d kilku laty niektórym domom handlo
wym w G uayaquilu przyszła myśl zakupo- w ania w ełny na całym obszarze ekw ador
skiej S ierry i o ile wiem zarów no te domy, ja k i ich agenci, wysłani w ew nątrz k ra ju dla zakupow ania wełny dobre na tem poro
bili interesy. Rzecz je d n a k dziwna, że ten k ro k nie obudził bynajm niej z uśpienia tak ważnej gałęzi przem ysłu, któ ry dziś stoi nie
w ątpliw ie na tym samym stopniu co i przed stu laty. Zwrócę uw agę czytelnika, że ho
dowla baranów przedstaw ia też same dobre strony co i hodow la bydła rogatego, a m ia
nowicie zupełny b ra k potrzeby zbierania su
chej paszy na zimę i budow ania owczarń.
B arany ro k cały pasą się swobodnie n a świe- żem pow ietrzu, a każde tysiąc sztuk wym a
ga tylko jed n eg o pasterza.
Dziś wywóz w ełny za granicę jeżeli nie ustał zupełnie, to stanowi bardzo m ałozna- czącą pozycyją w dochodach E kw adoru i praw ie cała m asa wełny konsum uje się we
w nątrz k raju , gdzie je s t bardzo tanią. Cień
sze tkaniny w ełniane, ja k korty i sukna, w yrabiają się w dw u lub trzech niew ielkich fabrykach, w okolicach Q uito i Am bato:
grubsze zaś sukna (pafiete), lub płótno weł
niane (bayeta), oraz ponclia i k o łd ry weł
niane, tkane sa ręcznym sposobem przez biedniejszą ludność na całej przestrzeni S ierry ekw adorskiej, drobny ten je d n a k przem ysł tkacki rozw inął się najbardziej w okolicach m iasta Cuenca.
Ręczny sposób tkania, używ any dzisiaj przez indyjan, przechow ał sią niew ątpliw ie z czasów przedpodbojow ych, o czem łatw o przekonać się możemy zarów no przez poró
w nanie daw nych tkanin, spotykanych w g ro
bach indyjskich (guacas), jak o też przez z a chowanie się różnych nazw indyjskich na określenie przedm iotów i narzędzi, używ a
nych w tkackim przem yśle. P rzem ysł ten od czasu Inkasów nie wiele postąpił w E k wadorze.
W spom niałem ju ż uprzednio, że barany najlepiej hodują się w um iarkow anych stre
fach. W samej rzeczy na Pom orzu, lub w gorących dolinach spotykam y tylko te zw ierzęta sporadycznie, po kilk a sztuk ra-
792 N r 50.
zem i to zwykle sprowadzone ze Sierry. Do
piero w ostatnich czasach jed en z m ajętniej
szych obywateli z okolic Guayarpiilu zaczął próbować hodowli baranów na Pom orzu;
dziś ow czarnia jego liczy podobno do 400 sztuk; czy jed n ak próba ta uda się, trudno je s t naprzód wyrokować.
Koza („cab ra“ lub „chivo“— kozieł) prze
ciwnie bardziej lubi klim at gorący, a suchy, besporównania też liczniej spotyka się na Pom orzu niż wewnątrz k raju . I między kozami, ja k pomiędzy wielu innemi zw ierzę
tam i domowemi łatw o odróżnić możemy dwie rasy czysto klim atyczne, t. j . pom or
ską i serrańską, różniące się głównie długo
ścią szerści. Rola kozy w E kw adorze i w P e ru , ja k zresztą i na starym lądzie, nie jest bynajm niej pierw szorzędnego znaczenia:
mięso tylko z młodych koźląt je s t smaczne;
m leka koźlego prawie tam wcale nie uży
w ają, a i skóra kozłowa niew ielkie ma zna
czenie w przem yśle lub w wywozowym han
dlu E kw adóru. Dodam więc jeszcze tyle tylko, że narodow ą potraw ą na Pom orzu ekw adorskiem i peruw ijańskiem , jest t. zw.
„seco de cliivo“ czyli duszona m łoda koźli - na, która zawsze z ryżem podają.
Trzoda chlewna (hiszp. „puerco, cerdo, in
dyjskie chancho lub cuchi“ •) należy do tych zw ierząt domowych, które zarówno dobrze w ytrzym ują najrozm aitsze klim aty, tak, że je spotykam}’ w E kw adorze tam wszędzie, gdzie tylko człowiek siedzibę założył. SwiJ nie wraz z kuram i rospowszechniły się na
wet między dzikim i lub napół dzikim i indy
janam i wschodnich (amazońskich) rów nin, czego nie spotykam y z innemi zw ierzętam i domowemi. Znaczenie świń w E kw adorze i P e ru tem je s t większe, że przy zupełnym praw ie brak u m asła, miejsce jego zastępuje szmalec wieprzowy. Na Pom orzu ekwa- doiskiem hodow la świń dość je s t ograniczo
na, skoro większa część szmalcu, zużyw ane
go tam, szczególniej po m iastach lub m ia
steczkach pochodzi ze Stanów Zjednoczo
nych. Za to w S ierra i na dalekim wscho-
') N azw a in d y js k a przeniesioną została na św in ie dom owe z d zik ich gatunków św iń (p e k a ri), zamiesz
k u ją c y c h p o łu d nio w ą A m e ry k ę .
W S Z E C H Ś W IA T .N r 50.
W SZEC H ŚW IA T.M A P A
KRÓLESTWA POLSKIEGO
z o z n a c z e n i e m r e jo n ó w i s e k c y i m a p y g e o l o g i c z n e j R o ss y i E u r o p e jsk ie j,
w y d aw an e j p r z e /, k o m ite t g eo lo g icz n y .
i
794
W S Z E C H Ś W IA T .N r 50.
dzie wszystek szmalec je s t miejscowym pro
duktem . S kór świńskich nie w ypraw iają, lecz pieczone lub gotowane, stanowi:} ulu biony kąsek ekw adorczyka.
D w ie wybitne rasy świń spotykam y na ca
łej przestrzeni E k w ad o ru z których je d n a I puercos ordinarios) posiada dość gęstą i dłu
gą szczecinę praw ie zawsze czarnego kolo
ru, rzadziej zaś żółtaw o-biaław ego j a k u n a
szych świń; d ru g a zaś posiada czarniaw ą skórę, praw ie zupełnie szczeciny pozbaw io
ną, ryj bardzo krótki, nogi niskie. P ie r
wsza z dwu ras, zapew ne hiszpańskiego po
ch o d z e n ia — je s t trudniejszą do utuczenia, lecz zato szmalec posiada bardziej zbity.
D ru g a zaś rasa, zw ana przez miejscowych
„pativilcos“ wTprow adzoną zapew ne została z Chin. Są to niewielkie świnie, tuczące się byle czem, lecz zato dające szm alec b ar
dziej w odnisty, a przezto ulegający łatw iej i zjełczeniu w gorącym klimacie. N ajw ięcej | też są cenione mięszańce, pochodzące z krzy- j żowania obu ras.
Użycie słoniny nie je s t znanem w E k w a
dorze: zaraz po zdjęciu skóry oddzielają ją od mięsa, k ra ją na drobne kaw ałki i szma
lec zeń wysmażają. Jak k o lw iek świnie ekw adorskie nie są bardzo wielkie, zdarzają
jsię je d n a k egzem plarze, które po wysmaże
niu szmalcu, dają go do 14 arrobas, czyli 350 funtów; przecięciowo jed nakilośćszm al- cu otrzym anego z jednej sztuki nie prze
chodzi 4 do 5 arrobas (100 do 125 funtów).
Tuczenie w ieprzy przeznaczonych na rzeź odbyw a się przy pomocy k u k u ry d zy lub jęczm ienia, w b rak u je d n a k tych ziarn uży
w ają bananów lub yuki (m anioku); w tedy tuczenie wym aga daleko dłuższego przecią- du czasu.
Zabicie wieprza, stanow i, szczególniej po
między biedniejszą ludnością, rodzaj święta, na oznaczenie którego w niektórych czę
ściach P e ru istnieje osobny term in indyjski .,cuchi-guanuchi“ (kuczi — Świnia, guaniu- czi—śmierć). Ju ż zawczasu gospodyni przy
gotowuje spory zapas miejscowego piwa z ku kurydzy, zwanego „chicha“. Sprasza się kilku sąsiadów w raz z rodzinam i i gdy mężczyźni zajęci są zabijaniem , a następnie ćw iertowaniem nieszczęśliwej ofiary, kobie
ty szykują wielki kocioł m iedziany, w któ
rym się - szmalec wysmaża. S kw arki (chi-
charron) stąd otrzym ane podaje się natych
m iast zgrom adzonym gościom, którzy się niemi raczą i chichą (czytaj czyczą) zapija
ją. Następnie kobiety oddają się fab ry ka
cyi kiełbas, blutw urstów i innych tym podo
bnych specyjałów. W ędliny są praw ie zu
pełnie nieznane w Ekw adorze; tylko niektó
re większe domy w yrabiają szynki w rzad kich bardzo wypadkach.
P o m iastach zaś wewnątrz E kw adoru
| istnieje zwyczaj posyłania wszystkim bliż
szym znajomym niektórych kąsków z zabi
tego wieprza. Zwykle więc służąca przy
nosi nieco cancha (kukurydza prażona) na świeżym szmalcu, kilka kaw ałków smażone
go mięsa wieprzowego, kiełbasy lub blut- w urstu i nieco skw arków , które są poniekąd szczytem tego festynu. M ała indyjanka, któ
ra wszystkie te specyjału przynosi, oddaje j e gospodyni domu z następującym stereo
typowym frazesem w kiepskiej hiszpań- szczyźnie: „ L a nina le saluda a su merced y que coma a su nombre, dizque“. Co zna
czy „P an i (lub panienka) kłania się i prosi o zjedzenie tego w jej im ieniu". Owo
„dizque“ w zupełności odpowiada używ a
nemu często przez warszawian „pada“ (po
wiada).
Zrobię tu małą uwagę. Niechaj mi czy
telnik za złe nie bierze, że nieraz pozwalam sobie odstąpić od przedm iotu. Jestem wiel
kim zw olennikiem swobody w biegu opo
wiadania. Często zdarzyć się może, że wy
padnie powiedzieć coś takiego, co, mając związek z danym przedm iotem , niekonie
cznie znajduje się na swojem miejscu. W olę więc naw et od przedm iotu nieraz odstąpić, skoro się ciągłości opowiadania nie narusza, niż przepuścić jak iś rys charakterystyczny, do którego sposobność wrócenia możeby się ju ż nie nadarzyła.
Aby zakończyć ten mały tra k ta t o zwie
rzętach domowych, spotykanych dziś w po
łudniow ej Am eryce wspomnieć też muszę słów kilka choćby o kocie wprowadzonym także przez hiszpanów, choć znaczenie tego stw orzenia mniej je st ważne,, niż którego- kolwiekbądź innego zwierzęcia- K ot spo
ty ka się na całej przestrzeni E kw adoru, wszędzie, gdzie się tylko człow iek osiedlił.
Zwą go po hiszpańsku „gato“ lub po indyj
ski! „miszi“ ■ — nazwa zapożyczona od dzi-
N r 50.
W SZ EC H ŚW IA T .795 kich gatunków , szczególniej zaś od Felis
yaguarundi, którego indyjska ludność zwie
„sacza-m iszi“ (kot leśny). Ludność E k w a
doru i P e ru nie lubi kotów białych, rudych lub łaciastych, w ytw orzyła się więc pod wpływem w yboru sztucznego rasa kotów burych a rzadziej czarnych; te dwie tylko maści spotykam y między kotam i ekw ador- skiemi, wszelkie zaś koty innej barw y jesz
cze za m łodu zostają, ze świata zgła
dzone.
K o t ekw adorski żyje w wielkiej zgodzie z psami; ja k ż e często widzi się je tam je dzące z jed n ej miski, co u nas w rzadkich bardzo w ypadkach widzieć można. Pies i k o t żyją tam zw ykle jed en obok drugiego, ja k b y niewiedząc o sobie. Nigdy nie widzi
się tego uganiania się psów za kotami, ja k | u nas. K ot przechadza się spokojnie wśród wylęgających się leniwie psów, bynajm niej | przez nie nieścigany.
Z drugiej strony ciekawą jest także obo
jętność kotów ekw adorskich lub p e r u w ia ń skich względem świnek morskich, co jedy- j nie w yborow i sztucznem u przypisać należy.
W iemy, ja k świnki m orskie rospowszechnio- ne są w K ordylij erach; niem niejszą też sym- patyjs^ miejscowej ludności cieszą się i koty.
Św inka m orska kształtem i ruchami bardzo przypom ina szczury, a mięso ina pewnie od nich smaczniejsze; nic więc dziwnego, że kot idąc za naturalnym instynktem, właściwym swemu rodowi, okazywać musiał często chęć spróbow ania tego delikatnego kąska, co i dziś jeszcze przytrafia się, choć w dość rzadkich wypadkach. K ot, który raz za- próbow ał mięsa świnki morskiej, ju ż na ca
łe życie zachowa w sobie szkodniczy zwy
czaj. Takiego kota każdy właściciel zabija bez miłosierdzia. P rzez długie więc lata, dzięki tępieniu osobników bardziej drapież
nych, w ytw orzyła się rasa, która oprócz nie
licznych wyjątków zachowuje się spokojnie względem świnek m orskich, pomimo, że my
szy, szczury lub drobne ptaszki, tępi niemi
łosiernie. W podobny sposób i nasze koty pozbyć się m usiały swych drapieżnych skłon
ności względem naszego drobiu.
Drób. Mówiąc o zw ierzętach domowych am erykańskiego pochodzenia wspomnieliś
my o indyku i kaczce, jak o o stosunkowo dość rzadko hodowanem ptastw ie. Zato k u
ra europejskiego, a raczej azyjatyckiego po
chodzenia rospowszechniła się bardzo w po
łudniowej A m eryce dzięki łatw ości hodo
wania, dobroci mięsa i wytrzymałości na wszelkie klim aty. Niemałą też rolę w szyb-
| kości rospowszechnienia się naszego drobiu w Nowym Świecie odegrać m usiały bojowe insty nkty kogutów posługujące do zado- wolnienienia głupich instynktów człowieka, szukającego rozryw ki w krw aw ych zap a
sach byków' lub kogutów. Rzecz dziwna, że anglicy i hiszpanie, dw a narody, tak róż
ne pod względem charakterów i stanowiska, jak ie zajm ują w ogólnym postępie, ludzko
ści, zeszły się na tym punkcie dogodzenia
! dzikim upodobaniom: widok zlanego krw ią, zziajanego i zmęczonego koguta przedsta
wia dla nich równie pociągający widok, jak obraz R afaela dla człow ieka ucywilizowa
nego. Jakkolw iek sam wielki zw olennik polowania, przyznać muszę, niosąc daninę praw dzie, że i nasze upodobania myśliwskie do tej samej kategoryi instynktów należą.
Chociaż kogut ekw adorski nie przedsta
wia wybitnych ras klim atycznych, spotyka
my tu zato dwie doskonale różne odmiany, których początku jeszcze w E uropie przed wprowadzeniem ich do A m eryki południo
wej szukać należy a mianowicie kogutów bojowych i kogutów zw ykłych *). Koguty bojowe lub ja k je zwykle nazywają rasowe (gallos finos) są średniej wielkości, kształ
tów bardzo eleganckich. Grzebień, który im się do walk ucina, aby się zań przeci
wnicy nie chw ytali, posiada kogut bojowy duży i pięknie zarysowany; b rak mu nato
miast praw ie zupełnie mięsistych w yrost
ków pod dziobem. Dwie maści przew ażają między kogutam i rasowemi i jed n e z nich posiadają pióra na szyizłocisto-rude, wierzch kasztanowaty, a spód czarny, gdy inne mają pióra na szyi złocisto-białe, wierzch żółta- wo-szary, a pierś czarną. Pierwsze z nich zwą się ,,aji seco“ 2), a drugie „gallos giros“.
Oprócz zaś tych dw u przeważających maści
' ) W sp o m in a łe m już o tem w poprzednich czę
ściach opisu mej podróży.
*) A j i — p iep rs kajeński; n ib y kolor suszonego p ie
przu czerwonego.
796
W S Z E C H Ś W IA T .N r 50.
spotkam y nieskończoną, liczbę innych, będą
cych kom binacyją najrozm aitszych barw.
K u ry rasowe są niew ielkie lecz nadzwyczaj składne. Niosą, się nienajlepiej i dlatego hodują, j e tylko w celach utrzy m an ia rasy bojowej, a nie z k u linarnych względów.
Zresztą wielkość kogutów bojow ych dość je s t zmienną, choć zw ykle k oguty bardzo
rasowe, są średniego w zrostu.
Pom iędzy tą, rasą rozróżniają jeszcze dw a rodzaje, które je d n a k nie stanow ią dw u odm ian oddzielnych, lecz dowodzą jed y n ie j mniejszej lub większej czystości rasy, am ia- j nowicie „gallos de pico“ (pico — dziób)
Ji „gallos de n avaja“ (n a v a ja — brzytw a).
P ierw sze z nich w alczą swą n a tu ra ln ą b ro nią czyli ostrogą i dziobem, skąd nazw a po
chodzi. K ogut taki nigdy z placu nie ustą
pi, lecz walczy póki nie zwycięży, lub póki sam nie polegnie. B ardzo d ob ry k o g u t za
bija swego przeciw nika k ilk u uderzeniam i ostrogi, zw ykle je d n a k w alka tak a przecią
ga się kw adrans, półgodziny czasu, a naw et i więcej. D ru g i rodzaj kogutów , czyli „gal
los de navaja“ nie są tak w ytrzym ałe, aby więc w alka zakończyła się, zanim który z zapaśników zmęczony ustąpi z pola w alki, przyw iązują im do lewej nogi obosieczny, zlekka pólksiężycowaty, spiczasty i nadzw y
czaj ostry nożyk. N atu raln ą ostrogę p rzy
cinają i przypiłow ują. O p eracy ja przyw ią
zania tej sztucznćj ostrogi je st dość tru d n ą i wymaga w ielkiej w praw y, a dla un ik n ię
cia podstępu, o d b y w a ją zw ykle osoba kom
petentna, a nienależiica do zakładów , gdy bowiem wskutek złego um ocowania, nożyk skręci się na bok, ju ż kog u t je s t zupełnie na łasce swego przeciw nika. Baczą także b ar
dzo n a dobroć stali, aby ułam anie się ostre
go końca nie postaw iło zapaśnika w podo- bnój pozycyi.
U podobanie do w alk kogutów je s t równie zakorzenione, a jeszcze bardziej rospowsze- chnione, ja k do walk byków . B iały, m u
rzyn i ind yjanin lub mięszaniec w miarę możności hoduje w iększą lub m niejszą licz
bę kogutów bojowych, a dzieciaki zamoż
niejszych rodziców m ają także swe własne koguty, które od czasu do czasu puszczają na siebie bez sztucznych o stró g , aby się przez chw ilkę widokiem zapaśników zaba
wić. H odow la kogutów rasowych wym aga j
wiele staranności, szczególniej w wyborze karm u: najzapaleńsi hodowcy karm ią pis
klęta robakam i mącznemi (larw am i Tene- brio m olitor), aby w nich od m łodu siłę roz
winąć. K og ut przeznaczony do w alk odłą
cza się od k u r, aby swych sił nie w yczerpy
wał. Ju ż na kilka miesięcy przed walką,
J
trzym a go się uwiązanego w ko ry tarzu do
mu lub w której z izb. Sznurek do tego używ any je s t z baw ełny, um yślnie na ten cel pleciony i posiadający- pośrodku kółko, za
pobiegające skręcaniu.
W alki kogutów po większych m iastach odbyw ają się w miejscach um yślnie na ten cel przeznaczonych i zw anych „galleras“.
Zwiedziłem w Lim ie taką „gallerę“ , która je s t bardzo porządnym małym cyrkiem z areną dla zapaśników i ław kam i dla wi
dzów. W ydelegow any z ram ienia municy- palności sędzia-ekspert, czuwa nad legalno
ścią zapasów i osądza ich rezultat. W idzia
łem tam siwowłosych senatorów i deputo
w anych rzeczypospolitęj, oddających się z nam iętnością grze, a setki solesów, czyli tysiące franków przechodziły z rą k do rąk po skończonćj walce.
P o mniejszych m iasteczkach i wsiachbyle dość równe i dość obszerne miejsce służy do w alki. W idzow ie stają kołem, ruch i oży
wienie panuje wielkie. W łaściciele kogu
tów, każdy ze swym zapaśnikiem pod pachą bardziej są od innych rozgorączkowani, gdyż oni to najw iększe zakłady robią. P rz y w iązują ostrogi, zbliżają do siebie zapaśni
ków, którym ju ż oczy błyszczą i pióra na kark u się jeżą. Puszczono ich wreszcie; ko
ło widzów ścieśnia się pomimo woli, gdyż każdy chciałby widzieć najdrobniejsze szczegóły walki. Pierw sze uderzenie; posy
pało się p ió r nieco; drugie, trzecie i dziesią
te. R ozjątrzeni zapaśnicy przesadzają j e den przez drugiego, chybiając uderzenia chw ytają się za czuby i znów lom otnęly skrzydła. Ju ż widać zmęczenie na obu, ju ż dzioby otw ierają, z trudnością chw ytając powietrze. Czasem jeden drugiem u zasunie łeb pod skrzydło lub pod ciało i tak stoją chwilę ja k gdyby walki zaniechać chcieli, lub kręcą się jed en w koło drugiego, gdyż osłabione skrzydła i nogi podnieść ciała nie mogą. Lecz oto nowy ogień, nowa energija:
starli się piersią w pierś, kłęby piór po po-
N r 50.
w s z e c h ś w i a t. 797 w ietrzu się rozlatują i je d e n z zapaśników
padłszy n a nogi, zachw iał się, przysiadł, ciężko dyszy, a kilka kropel krw i zdradza śm iertelną ranę. Szczęśliwy zwycięsca ta k że pokiereszowany rzuca się jeszcze na swą ofiarę, lecz go właściciel za ogon chwyta i odciąga. N astępuje w ypłata przegranych zakładów, radość na jednych, sm utek lub udana wesołość na innych tw arzach.
W łaściciel zwycięscy tryum fuje, opowia
da różne szczegóły walki, ogląda i opatruje rany swego koguta. N iejedna kieszeń wy
próżniła się zupełnie. T u zgryw a się zaró
wno bogaty ja k i ubogi, starzec j a k i dziec
ko dziesięcioletnie. W a lk a kogutów zada- w alnia człow ieka-gracza, dając obszerne pole jego szulerskim instynktom , ja k i czło- wieka-zwierzę, dla którego widok krw i jest miłem podnieceniem jeg o daw nych myśliw
skich upodobań.
K oguty zw ykłe (gallos ordinarios lub g.
churres) odznaczają się praw ie zawsze bia
łym mięsistym plastrem w okolicach uszu, co je s t właściwością rasy hiszpańskiej. P la stra tego nie posiadają nigdy koguty bojo
we. Je st to rasa średniej wielkości i dosyć nośna. Osobliwe je s t zachow yw anie się bab miejscowych względem kur, które ju ż nieść się przestaną, chcąc j a j a wysiadywać. T ra k tuje się je jak o stworzenie bardzo kapryśne, k tóre jed y n ie przez u pór ja j nieść nie ehce, niebacząc bynajm niej na fizyjologiczne po
trzeby ptaka i na jeg o wrodzone instynkty.
D la przełam ania więc uporu niesfornego stw orzenia w ynajduje się różnego rodzaju torturow ania: zw iązuje się np. razem oba skrzydle i na tym samym sznurku zawiesza się biedną k u rę i trzym a się ją w tej wygo
dnej pozycyi po całych dniach, lub przyw ią
zuje się jed n ę nogę do szyi etc.
K u ry rozpow szechniły się bardzo wArae- ryce południow ej. W E kw adorze spotyka
my je na wszystkich wysokościach, zacząw
szy od poziomu morza aż po granice k u ltu ry ludzkiej. Indyjanie hodują je bardzo chętnie.
SPRAWOZDANIE.
E x p l i c a t i o n n o u v e 11 e d u p h e n o m ó n e d e s m a r e e s . C a u s e d e s e o u r a n t s A t l a n - t i q u e s e t d e s v e n t s . P a r A. A u g u s t ę
T o u v e n i n . V a r s o v i e 1P85.
W broszurce tej, liczącej 53 stronic d ruku, autor p o staw ił sobie za zadanie: 1 ) objaśnić w n o w y spo
sób zjaw isko p rz yp ły w ó w i o d p ływ ó w m orskich ; 2 ) wskazać rz eczyw istą p rz ycz yn ę prądów m orskich
| i w iatró w . D w ie w spom niane części dziełka łą c z y id e ja o sile odśrodkow ej, k tórej autor p rzyp isu je f szczególną wagę, uw ażając j ą za p rz ycz yn ę wszyst
k ich w yżej po m ien io n ych zjawisk.
D o tych czaso w y sposób objaśnienia p rz yp ły w ó w i o d p ływ ó w auto ra n ie zadaw alnia. U w aż a on za niedorzeczność przypuszczenie, a b y je d n a i ta sama siła p rz yc ią g a n ia księżyca, d ziałająca w określonym
| k ieru n ku, m ogła powodować ru ch w dwu przeci-
j
w n y ch k ieru n k ach , sp ra w ia ją c wzniesienie poziomu wód w p rz eciw leg łych p unktach k u li ziem skiej. W i docznie autor zapom niał, że w edług z w yk le daw ane
go o b jaśnienia p rz y c z y n y p rz yp ły w ó w , sp ra w ia je różnica w sile p rz yc iąg a n ia księżyca, d ziałającej na różne p u n k ty k u li ziem skiej. N a wstępie do swojej teo ryi, m ającej w yru g o w a ć dotychczasową, auto r w y głasza frazes, że dw ie s iły rządzą światem : p rz y c ią ganie i s iła odśrodkowa. L e p ie j b y ło b y może pow ie
dzieć: p rz yc ią g a n ie i bezwładność. P rz y ró w n y w a następnie ziem ię i księżyc do dw u kul nierów nej objętości, elastycznych , połączo n ych z sobą zapomo
cą n ici, reprezentującej ic h w zajem ne p rz yciąg an ie;
jeżeli kule ta k ie osadzone zostaną na p ręcie, prze
chodzącym przez ich śro d k i, a p ręt w raz z k u la m i pocznie obracać się około osi, przechodzącej m iędzy śro d kam i obu k u l, te ostatnie w yd łu ż ą się wzdłuż j p ręta i p rz yjm ą formę elipsoid. W p u n k ta ch obu k u l, najbliższych siebie nastąpi n iejako wzniesienie
| poziomu, spowodowane przez siłę p rz yciąg a n ia n ici,
| w p u nk tach zaś p rz ec iw leg ły ch - podobne wzniesienie, spowodowane je d n a k przez siłę odśrodkową. W ten sposób autor przypuszcza p rz y p ły w w miejscu, mają- cem ponad sobą księżyc w zenicie, ja k o skutek siły p rz yciąg a n ia księżyca; w m iejscu zaś p rzeciw ległem k u li zie m sk iej— p rz yp ły w , w y n ik a ją c y z s iły odśrod
kowej. T u je d n a k autor z ro b ił nowe o d k ry cie , w cho dzące w zakres m e ch a n ik i nieba, którego, w idocznie,
| sam n ie spostrzegł: że m ia n o w ic ie ziem ia i księżyc o b racają się koło jakiegoś wspólnego środka, mie-
| szczącego się m iędzy ich g eom etrycznem i środkam i, i P o m inąw szy konieczność udow odnienia tego o d k r y
cia, którego jak o ś n ie p o tw ierd z ają elem entarne w ia domości z kosmografii, zauw ażym y, że siła odśrod-
j