• Nie Znaleziono Wyników

Nasza Wspólnota, 2014, nr 24

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasza Wspólnota, 2014, nr 24"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

NASZA

WSPÓ NOTA

CENA 3 ZŁ

PISMO PARAFII

PW. ŚWIĘTYCH APOSTOŁÓW

PIOTRA I PAWŁA W KATOWICACH

nakład: 200 egz.

NUMER 24

21.12.2014

o: BG

Wyrośnie różdżka z pnia Jessego

[Iz 11,1a]

(2)

Powrót kolejnych figur apostołów

(3)

Drodzy

Czytelnicy,

tematem wiodącym 24. numeru „Naszej Wspólnoty” jest rodzina. Inspiracją do tego tematu są Święta Bożego Narodzenia. Jaką rolę pełniła rodzina w dobie staropolskiej i co z tego zostało do dziś, opisuje Antoni Wilgusiewicz w artykule:

„Rodzina w tradycyjnej obyczajowości polskiej”. O związkach rodzinnych w kon- tekście europejskich doświadczeń i bardzo osobistych refleksji na temat domu rodzinnego opowiada pięknie, jak zawsze, Paulina Konca. Natomiast Teresa Kry- jon omawia problem rodziny na synodzie w świetle współczesnych zagrożeń.

Anna Jabłońska patrzy na życie Jezusa z punktu widzenia Jego Człowieczeństwa, a Anna van der Coghen przytacza słowa papieża Jana Pawła II na temat rodziny i małżeństwa, przedstawia ciekawie swoją rodzinę i opisuje poszukiwanie swojej tożsamości. O misjach w naszym kościele i ich znaczeniu w odnowieniu życia pa- rafian pisze Beata Brachaczek-Świerkot. Wydarzeniem parafialnym były obchody Imienin Barbar Śląskich i o tym informuje Barbara Stawowczyk.

Barbara Stawowczyk

Z okazji Świąt

radości z narodzin Pana, błogosławieństwa Bożego dla wszystkich Parafian i ich rodzin

życzy Redakcja REDAKCJA:

redaktor naczelna:

Barbara Stawowczyk SEKREtARz REDAKCJI:

Teresa Kryjon

redaktor techniczna:

Barbara Gaworska korekta:

Anna Jabłońska opiekun:

ks. proboszcz Andrzej Nowicki ADRES:

Parafia Świętych Apostołów Piotra i Pawła

ul. Mikołowska 32 40-066 Katowice PRoJEKt WInIEty:

Wydawnictwo Pergamena, Jan Zając

— „Wydawnictwa w starym stylu”

SKŁAD I ŁAMAnIE:

Anna Nakonieczna druk:

Zakład Poligraficzny MEWA-DRUK ul. Achtelika 2

41-700 Ruda Śląska nAKŁAD: 200 egz., ISSN 2080-2374

W nUMERzE:

s. 4–6

 Rodzina w tradycyjnej obyczajowości polskiej

s. 7–9

 Kto ty jesteś?

s. 10–11

 Rodzina na synodzie s. 12–14

 Nie ogołocił…

s. 15–16

 Słuchasz. Ale czy słyszysz?

– Dar słuchania s. 17–18

 Ślązak ze Lwowa powrócił do rodzinnego miasta j

s. 18

 Barbórka w naszym kościele s. 19

 Święto Barbar i Gwarków Rodzicielstwo jest zadaniem natury duchowej – nie tylko fizycznej.

Przebiega przez nie zawsze genealogia osoby, która ma swój odwieczny początek w Bogu, i która do Boga także ma prowadzić.

Rodzina jest wspólnotą pokoleń. Trzeba, ażeby w modlitwie wszyscy byli obecni – i ci, którzy żyją, i ci, którzy już odeszli, i ci także, którzy mają przyjść na świat. Trzeba, aby każdy człowiek był w rodzinie „omadlany”

na miarę dobra, jakie stanowi – na miarę dobra, jakim jest dla niego ro- dzina i on dla rodziny.

Miłość jest prawdziwa wówczas, gdy tworzy dobro osób i wspólnot, gdy tym dobrem obdarowywuje drugich. Tylko zaś człowiek, który umie wymagać od siebie samego w imię miłości, może także wymagać miłości od drugich. Bo miłość jest wymagająca. (…) Trzeba, ażeby ludzie współ- cześni taką wymagającą miłość odkrywali u podstaw rodziny.

Jan Paweł II

(4)

Ż yjemy w czasach burzliwych i szybkich przemian, nie tylko technologicznych, ale także społecznych i obyczajowych. Nie tylko smartfony, tablety czy inne

„cuda techniki”, którymi dzisiaj posługują się dzieci przedszkolne jeszcze kilkadziesiąt lat temu szo- kowałyby ówczesne społeczeń- stwa, nawet krajów wysoko rozwi- niętych; w wielu wypadkach także sposób zachowania, język, obycza- je byłyby potępiane i odrzucane.

Jest to naturalny objaw postępu, który zauważano już w czasach starożytnych - dziś jedynie tempo przemian staje się coraz szybsze.

Właściwie rozumiany postęp po- lega jednak na zmianie na lepsze w ten sposób, by nie zniszczyć i nie zaprzepaścić tego, co ma charakter stały i ponadczasowy. Doświadcze- nia wielu rewolucji - żeby wspo- mnieć francuską 1789 roku i bol- szewicką 1917 roku - wyraźnie na to wskazują. Jedną z takich warto- ści jest rodzina - w dzisiejszych cza-

sach jedna z najczęściej atakowa- nych i redefiniowanych instytucji społeczeństwa uznawanego za tra- dycyjne. Śledząc dyskusje na ten temat, warto uświadomić sobie rolę, jaką rodzina pełniła w prze- szłości, aby wyrobić sobie zdanie na temat roli, jaką powinna pełnić- uwzględniając nieuchronne zmia- ny - w czasach dzisiejszych.

W dawnej Polsce (od XVI do XVIII wieku) rodzina była podstawą ładu społecznego. Była to rodzina rozumiana patriarchalnie - to zna- czy z dominującą rolą ojca. Poczy- nając od Boga Ojca sprawującego władzę i opiekę nad światem, ten model był powszechny w całym społeczeństwie - tak więc szlachcic był ojcem i opiekunem poddanych mu chłopów, majster w warsztacie - czeladników i uczniów, a ojciec rodziny - żony i dzieci. System taki stanowił silną i spójną całość, i to we wszystkich warstwach społecz- nych; regulował on stosunki spo- łeczne i łagodził napięcia, które

nieuchronnie powstają w społe- czeństwie.

Rodzina ówczesna była - ze względu na krótszy niż dziś okres życia - najczęściej rodziną dwu- pokoleniową, natomiast rozbu- dowaną wszerz. W jej skład obok ścisłej rodziny zamieszkującej wspólnie w jednym gospodarstwie domowym wchodziły liczne oso- by spokrewnione i spowinowaco- ne. Rodzina ścisła była liczniejsza w domach szlacheckich, a zwłasz- cza magnackich, gdzie wspólnie zamieszkiwali krewni pełniący różne role, np. w zarządzaniu służ- bą. Więzy rodzinne były silniejsze w domach górnych warstw spo- łecznych, gdzie w grę wchodziły interesy majątkowe, dziedziczenie pozycji społecznej itp. W rodzinach ubogich natomiast ich członkowie liczyli przede wszystkim na siebie.

Rodzina posiadała wewnętrzną hierarchię, z której wynikały rela- cje między jej członkami - przede wszystkim między mężem i żoną.

Antoni Wilgusiewicz

Rodzina

w tradycyjnej

obyczajowości

polskiej

(5)

Ta zaś relacja była uwarunkowana ogólną pozycją kobiety w społe- czeństwie staropolskim, niełatwą do jednoznacznego określenia.

Generalnie pozycję tę charakte- ryzuje tytuł jednego z rozdziałów dzieła Andrzeja Frycza Modrzew- skiego „O poprawie Rzeczypospo- litej” - O tym, by się niewiasty nie mieszały do urzędów. Począwszy od zawarcia małżeństwa, co do którego panna ulegała woli ojca czy brata, poprzez sam okres jego trwania, aż do częstego wówczas wdowieństwa, kobieta nie decydo- wała o swoim losie - dopiero jako wdowa miała coś do powiedzenia.

Oczywiście, pozycja kobiety w mał- żeństwie zależała od jej posagu i pozycji społecznej rodziny, z któ- rej się wywodziła- najwyżej cenio- no panny posażne i to jedynaczki!

O pozycji kobiety decydowały jed- nak także jej cechy osobowościowe i sposób, w jaki ona sama określiła swoją rolę w rodzinie. Podobnie jak dzisiaj zdarzały się żony wyko-

rzystujące różnicę wieku, urodę itp.

dla zdominowania męża, ale też ofiary jego brutalności czy wręcz sadyzmu. Bywały kobiety, których mężowie zasięgali ich opinii w każ- dej ważnej sprawie - należał do nich nawet jeden z najwybitniej- szych polskich dowódców, hetman Jan Karol Chodkiewicz! Jego mał- żeństwo - a nie było ono wyjąt- kiem- reprezentowało typ związku, jakbyśmy dziś powiedzieli, partner- skiego, gdzie dominująca w sensie formalnym pozycja męża bynaj- mniej nie wykluczała głębokiego wzajemnego związku emocjonal- nego i obopólnego przywiązania.

Dotyczyło to zresztą nie tylko ro- dzin szlacheckich czy magnackich, ale często także i chłopskich.

W gestii kobiety - żony i matki pozostawało szeroko rozumiane gospodarstwo domowe, ale tak- że wychowanie dzieci - nie tylko córek, ale i synów. Chociaż w pa- triarchalnym modelu rodziny for- malnie decydujące zdanie w tej

dziedzinie miał ojciec, to wpływ matki na dzieci był ogromny. Po- ziom wykształcenia kobiet był niż- szy niż mężczyzn, jednak przynaj- mniej te z warstwy szlacheckiej nie były prostaczkami. Pełniły rolę pierwszego nauczyciela swoich dzieci, wprowadzając je w zasady życia w społeczeństwie; dotyczyło to także chłopów, którzy zwracali się do nich w różnych sprawach życia codziennego, jak choćby w chorobie z prośbą o poradę.

W wypadkach wyższej konieczno- ści wchodziły w rolę mężczyzny nie tylko gospodarczą - zarządzanie folwarkiem lub warsztatem rze- mieślniczym, ale i wojskową, jak słynna Anna Dorota Chrzanow- ska, broniąca twierdzy Trembowla przed Turkami.

Należy jednak zauważyć, że mimo braku (przynajmniej w teo- rii) instytucji rozwodu średnia dłu- gość pożycia był krótka – 8 -10 lat.

Wynikało to z dużej, w porównaniu z dzisiejszą, śmiertelności wsku-

Foto: Antoni Wilgusiewicz

Król Jan III Sobieski z rodziną. Muzeum w Wilanowie.

(6)

tek chorób i wojen. Regułą było wówczas szybkie ponowne mał- żeństwo, co jednak nie świadczy o braku silnej więzi małżeńskiej, a raczej o dużej potrzebie życia we dwoje - ze śmiercią małżonka go- dzono się szybko, traktując ją jako wolę Bożą.

Miłość pozamałżeńska i zdrady małżeńskie oczywiście zdarzały się, choć z pewnością dużo rza- dziej niż obecnie. Wykrycie takich zjawisk łączyło się nie tylko z po- kutą kościelną, ale i karą świecką - chłosta, kara pieniężna. Ze wzglę- du na słabszą kontrolę społeczną zjawiska takie miały miejsce czę- ściej w miastach, niż na wsi. Na- leży też dodać, że prawo i opinia publiczna były w tych sprawach znacznie bardziej wyrozumiałe dla mężczyzn niż dla kobiet.

Ilość dzieci przychodzących na świat w ówczesnej rodzinie była nieporównanie wyższa niż dziś, ale też panowała ogromna śmiertelność, szczególnie nowo-

rodków i niemowląt. Mimo tego śmierć dziecka przeżywano bo- leśnie, czego powszechnie zna- nym przykładem są „Treny” Jana Kochanowskiego napisane pod wpływem śmierci córeczki Ur- szulki. Wychowanie dzieci, mimo miłości dla nich było surowe; kary cielesne były regułą, a ich niesto- sowanie uważano raczej za brak miłości rodzicielskiej, niż jej prze- jaw. Dzieciństwo zresztą trwało bardzo krótko; po ukończeniu 10- 12 lat dzieci szlacheckie wysyłano na nauki lub służbę na dworach magnatów, a chłopskie czy miesz- -czańskie musiały pracować i to bardzo ciężko. Szczególnie ciężki bywał los sierot, a słowo maco- cha w powszechnym odczuciu kojarzy się zdecydowanie nega- tywnie, choć oznacza po prostu żonę ojca.

Z kolei stosunek dzieci do ro- dziców, zwłaszcza w podeszłym wieku, bywał zależny od spraw materialnych - w rodzinach zamoż-

nych, gdzie oczekiwano na spadek, a szacunek wynikający z patriar- chalnych zasad był większy, pod- ległość dzieci trwała aż do śmierci rodzica. Na wsi z kolei, gdy stary rodzic tracił siły do pracy, bywał pogardzany, a nawet bity i głodzo- ny. Często rodzice tacy zastrzegali sobie opiekę na drodze sądowej.

Po zapoznaniu się z tym skró- towym obrazem rodziny staropol- skiej można spróbować wyrobić sobie zdanie, co z tego modelu powinno pozostać stałe i nie- zmienne, a co jest przestarzałe i niezgodne z duchem naszych czasów. Z pewnością jednak samo pojęcie rodziny jako podstawowej komórki społecznej nie traci na ak- tualności, o czym mówi nie tylko nauka Kościoła, ale i Konstytucja RP w artykule 18.

Opracowano na podstawie:

Maria Bogucka. Staropolskie oby- czaje w XVI-XVII wieku. Warszawa 1994.

Foto: Antoni Wilgusiewicz

Franciszek Ejsmond. Pierwsza lekcja.

(7)

W sierpniu razem z siostrą pojechałam w odwiedziny do znajomych Belgów. Wy- cieczka do kraju, w którym mieści się Parlament Europejski, była dla mnie bardziej rozwijająca duchowo niż jaka- kolwiek pielgrzymka - pomogła mi zro- zumieć, jak wielkim skarbem jest dla mnie wiara, zrodziła chęć jej mocniej- szego akcentowania i wywołała bunt wobec postępującej ateizacji Europy.

Mimo że w Belgii jest wiele pięknych kościołów i bazylik (np. Bazylika Świę- tej Krwi w Brugii, w której znajduje się fiolka z krwią z Krzyża Jezusa), moż- na odnieść wrażenie, że są one tylko punktami na turystycznej mapie kraju i dla Belgów nie mają wielkiego, du- chowego, znaczenia. Sama Bruksela, choć miejscami bardzo urokliwa, nie jest ani specjalnie czysta, ani zadbana, jest za to do bólu nowoczesna. Moż- na tu zwiedzić monumentalny gmach Pałacu Sprawiedliwości, który nigdy nie zostanie odnowiony, bo to się nie opłaca, jest więc od zewnątrz zakryty rusztowaniem, od wewnątrz pokryty graffiti. Można też obejrzeć nieczyn- ny kościół, w którym odbył się pierw- szy homoseksualny ślub, zobaczyć tęczowe flagi rozwieszone na ulicach, kupić koszulki z przewrotnym, jak się okazuje, napisem ,,HOMO sapiens”

czy wypić herbatę w jednej z wielu re- stauracji, które są uznawane za ,,gay friendly”. Można także spotkać wzor- cowych Belgów, najbardziej europej- skich w całej Europie, twórców ma- instreamu, będących przykładem dla reszty zacofanego i zbyt zamkniętego na Wspólnotę Kontynentu.

Wiele razy odnosiłam wrażenie, że wzorcowy mieszkaniec Brukse- li przyjmuje wobec osób odmiennej orientacji postawę nie tyle akceptacji, co byłoby pozytywne, ale wręcz afir- macji. Zachwyca się odwagą Conchity Wurst i ideologią gender. Podkreśla,

jak wspaniałe możliwości daje osobom homoseksualnym in vitro – homosek- sualista może mieć partnera, a równo- cześnie postarać się o dziecko ze swoją przyjaciółką, która nie ma chłopaka ani męża (takich dziewczyn jest wiele, bo coraz trudniej znaleźć odpowiedzial- nego mężczyznę). Jest to idealne wyj- ście – można dać dziecku swoje geny i równocześnie nie wiązać się z jego drugim rodzicem. Takie dziecko będzie miało matkę i dwóch ojców, a mogą się nawet zdarzać inne konfiguracje, na przykład, trzech ojców i dwie matki.

Dowiedziałam się, że wielu młodych Belgów, hetero- i homoseksualnych, ma właśnie takie plany na przyszłość.

Przecież fajnie jest mieć dziecko, a nie- koniecznie fajnie pracować nad nor- malnym, stabilnym związkiem. Poza tym, jak usłyszałam, dziecko, które ma kilkoro rodziców zawsze będzie szczęśliwsze od takiego, które ma tyl- ko dwoje – przecież dwoje nigdy nie da dziecku tyle miłości co czworo!

Wzorcowy mieszkaniec Brukseli jest tolerancyjny, chętnie mówi o tym, jak niesamowicie pokojową religią był przez stulecia islam i jak piękna jest kultura arabska. Równocześnie pod- kreśla z całą, samokrytyczną, mocą, że chrześcijaństwo było przez wieki okrutne i zacofane. Sam jest niewie- rzący, bo uważa się za intelektualistę.

Oczywiście kulturowo religia katolicka jest mu bliska, z tego też powodu czuje się w obowiązku powiedzieć ze smut- kiem, że Kościół jest bardzo konserwa- tywny i nietolerancyjny.

Czasem, rozmawiając z moim zna- jomym Belgiem, miałam wrażenie, że mimo sympatii, jaką mnie darzy, uwa- ża mnie za niegroźną wariatkę. Wyda- wało mu się dziwne, że razem z moją siostrą musimy chodzić do kościoła w każdą niedzielę, także będąc na wa- kacjach. Oczywiście, szanował naszą potrzebę, ale podkreślał przy tym, że

jesteśmy więcej niż ,,wierzącymi oso- bami”, bo takie w Belgii chodzą do ko- ścioła czasem, my jesteśmy ,,bardzo, wyjątkowo wręcz, wierzące”. Kiedy za- pytałam, ilu spośród jego znajomych to katolicy, zastanawiał się bardzo długo i wreszcie powiedział: ,,trzy, nie, może dwie osoby. Ale one na pewno nie są tak wierzące jak wy, to znaczy, nie chodzą do kościoła w każdą nie- dzielę. Może ich dziadkowie chodzą w każdą niedzielę”.

Kiedy rozmawialiśmy o rodzinie, nasz znajomy oznajmił, że gdy sam bę- dzie miał już dzieci, chciałby pozosta- wić im wolny wybór w kwestii wiary - pokazać im wszystkie religie świata po to, żeby wybrały w odpowiednim momencie tę, która najbardziej im się spodoba.

-Myślisz, że to w ogóle możliwe?

Żeby być do tego stopnia obiek- tywnym, pokazać swojemu dziecku wszystko i pozostawić mu zupełnie wolny wybór? – zapytałyśmy go.

Pokręcił głową ze smutkiem.

-Rozmawialiśmy o tym kiedyś na zajęciach i prowadząca powiedziała nam, że to nie jest możliwe, że za- wsze przekażemy bardziej to, ku cze- mu sami się skłaniamy. Niestety. Ale chciałbym przynajmniej spróbować dać im wybór.

Chociaż bardzo go lubię i uważam, że jest naprawdę wspaniałym chło- pakiem – niezwykle inteligentnym, wrażliwym i sympatycznym, trochę się zirytowałam.

-Dlaczego chcesz im dać wybór właśnie odnośnie religii? Dlaczego nie mają wybrać wszystkiego inne- go – czy będą sprzątać pokój czy nie, czy będą zabijać czy nie, czy będą jeść zdrowo, czy będą się żywić tylko w fast foodach, czy mają się kształcić czy nie chodzić do szkoły? Dlaczego wiarę po- zostawić jako tą jedną jedyną rzecz do wyboru?

Kto ty jesteś?

(8)

Moje postrzeganie sprawy było oczywiście skażone.

-Ty jesteś bardzo wierząca – powie- dział tylko mój kolega.

Przyznałam, że jestem i że nie wyobrażam sobie, że miałabym cze- goś, co jest dla mnie najważniejszą rzeczą w życiu nie dzielić z własnym dzieckiem. Miałabym nie przekazać mu podstawy, na której opierają się wszystkie moje wybory? To tak, jak- bym nie chciała, żeby moje dziecko mnie rozumiało. Nie chciała, żeby było dobre i szczęśliwe. Przecież skoro to byłoby moje dziecko, pragnęłabym dać mu wszystko co najlepsze. A tym jest dla mnie moja wiara. Cierpiała- bym, gdyby jej nie przyjęło, co jest oczywiście możliwe. Nie zmuszę ni- kogo, żeby wierzył. To jest bardzo in- dywidualna sprawa, a nie coś, co się dostaje i koniec. Ja moją wiarę muszę wybierać ciągle na nowo, w tysiącach sytuacji, w których czasem łatwiej by-

łoby nie mieć zasad. Chciałabym, żeby kiedyś, w przyszłości, moje dzieci też umiały ją wybrać i chciałabym im to ułatwić przez skierowanie ich na wła- ściwą drogę, żeby potem, kiedy życie przestanie być oczywiste, w ich ser- cach tlił się ten oczywisty płomień roz- świetlający ciemność.

Mój kolega, jak przystało na tole- rancyjnego i otwartego Belga, obo- jętnie stwierdził, że mnie rozumie i szanuje moją decyzję, która wynika z faktu, że jestem wierząca. Nic już nie dodałam, ale ponieważ nie jestem tolerancyjną Belgijką, stwierdziłam w duchu, że zupełnie nie mogę zrozu- mieć jego sposobu postrzegania świa- ta, więcej nawet – jego podejście po prostu mnie przeraża. Pomyślałam też, że cieszę się, że mieszkam w ,,zaścian- kowej” Polsce, w której wciąż stawia się pewne granice i walczy o szacunek dla niewygodnych wartości. Polsce, w której istnieje jeszcze coś takiego

jak tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie i szacunek do tej tradycji.

Polsce, w której przynajmniej część lu- dzi nie próbuje na siłę dostosowywać się do pędzącego zachodniego świata, ale chce dostosować świat do siebie, budować go w zgodzie z własnym su- mieniem, brać za niego odpowiedzial- ność. Polsce, w której dziadkowie nie są jakimś innym gatunkiem, który cho- dzi jeszcze do kościoła, bo ma dziwne staroświeckie podejście, zupełnie róż- ne od swoich postępowych, wykształ- conych wnuków, którzy nie dają się nabrać na bajki o Panu Bogu.

Wyobraziłam sobie przyszłość i ty- pową europejską rodzinę – patchwor- kową, dzieci z różnych, czasem w rze- czywistości nieistniejących związków, trzy matki, pięciu ojców, każdy rodzic przekazujący dziecku wiedzę o jednej religii. Dziecko, które nie wie, czy jest chłopcem czy dziewczynką, czy jest Polakiem czy Belgiem (bo jest Euro-

Foto: BG

(9)

pejczykiem i kosmopolitą), muzułma- ninem czy chrześcijaninem. Żadnych drogowskazów, żadnych zahamowań, żadnej stałości. Może brzmi to śmiesz- nie i przesadnie, ale ja wiem, że to smutne i prawdziwe – w tym kierunku zmierza Europa.

Problem ten zauważył już w 1980 roku wybitny filozof Leszek Kołakow- ski, wskazując, że: ,,wyobrażać sobie, że wnukowie nasi połączą wszystkie tradycje sprzeczne w harmonijną ca- łość, że będą jednocześnie panteista- mi, teistami i ateistami, liberałami i wyznawcami totalitaryzmu, entuzja- stami przemocy i przeciwnikami prze- mocy, to budować w wyobraźni świat, który nie tylko przekracza naszą imagi- nację i nasze dary prorocze, ale w któ- rym żadnej tradycji żywotnej już nie będzie; znaczy to tyle, że będą oni bar- barzyńcami w ścisłym sensie”. Mowa tu o nieskończenie tolerancyjnych, zu- nifikowanych przyszłych pokoleniach.

Cały problem zaczyna się właśnie na szczeblu rodziny. Ponieważ euro- pejska rodzina jest słaba – brakuje w niej więzi i autorytetów, słaba bę- dzie także Europa.

Nie wyobrażam sobie dziecka, któ- re zupełnie samo wybiera, kim jest.

Jak można dokonywać podobnych wy- borów, nie mając żadnej bazy, oparcia, ustalonych priorytetów, wiedzy o so- bie? Czy można decydować o sobie tylko intuicyjnie?

Rodzina powinna dać dziecku po- czucie bezpieczeństwa. Rodzice muszą dawać dzieciom jasne zakazy i nakazy, a nie pozwalać na wszystko bez wyjąt- ku. Rób, co chcesz to chyba najgorsze w procesie wychowania zdanie. Ozna- cza: spełniaj wszystkie swoje zachcian- ki, nie pracuj nad sobą, poddawaj się pokusom. Nie jest jeszcze tak bardzo niebezpieczne, kiedy stanowi wybór - wybór między dobrem a złem. Rób, co chcesz, ale zrobisz coś złego albo dobrego. Gorzej brzmi w kontekście:

wszystko, co zrobisz, będzie dobre.

Rób, co chcesz, bo wszystko ma jed- nakową wartość. Nie ma, ale ktoś musi nam na to zwrócić uwagę. Świat nie jest oczywisty. Rodzice muszą go dziecku wytłumaczyć i pokazać. Samo sobie nie poradzi i bez solidnej bazy nawet wtedy, kiedy już dorośnie i zo- stawi dom, będzie zagubione.

Przede wszystkim jednak w rodzinie powinna istnieć więź między poszcze- gólnymi jej członkami. Dzisiejszy świat, który namawia do coraz większej ela- styczności i mobilności destabilizuje rodzinę, odrywa ludzi od korzeni, a tym samym osłabia ich jako jednostki.

Cieszę się, że mam jedną mamę i jednego tatę. Jestem pewna, że mi- łość dwóch matek i dwóch ojców nie zastąpiłaby mi ich miłości. Wiem, że dali mi wszystko, co uważali za najlep- sze. Czuję się wolna. Sama mogłam wybrać liceum, studia, chłopaka, przy- jaciół, muzykę, której słucham. Mimo to każdy mój wybór jest przesiąknięty tym, czego mnie nauczyli, do czego mnie przyzwyczaili, co mi pokazali.

Przecież bez nich nie byłoby mnie.

Chodzę do kościoła, bo moi rodzice zabrali mnie tam, kiedy byłam mała.

Przekazali mi wiarę tak jak przekazuje się najcenniejsze rodowe skarby. Je- stem częścią mojej rodziny i nic nigdy tego nie zmieni. Ufam moim bliskim, nawet jeżeli czasem nie zgadzam się z nimi albo się na nich złoszczę. Dom jest miejscem, w którym mogę być sobą, mogę o wszystkim porozmawiać, wszystko przedyskutować. Miejscem, w którym nie daje się czerwonych kar- tek – nigdy nie wypadam z gry, zawsze jestem tą samą osobą, którą się kocha i o którą warto walczyć. Równocześnie zależy mi na zdaniu moich bliskich, nie chcę sprawić im zawodu. Nawet w naj- trudniejszych momentach, dla mnie samej czy dla nich, dopóki jesteśmy razem, wspieramy się, nie kłócimy, czuję, że wszystko się ułoży. Jestem też bardzo związana z moimi dziadkami, są dla mnie wzorem, autorytetem, a rów- nocześnie wspaniałymi przyjaciółmi – wiedzą o moich problemach, zajęciach, zainteresowaniach, zawsze potrafią mnie pocieszyć, rozbawić, doradzić mi.

Nie wyznają innych wartości niż ja, nie mają innego obrazu świata, nie są dla mnie ludźmi z innej planety. Pozostaje- my w codziennym kontakcie – dzwoni- my do siebie, odwiedzamy się. Myślę, że jako rodzina nie pasujemy do nowo narzucanych europejskich standardów, ale nie ma to dla mnie znaczenia, bo wiem, że nie muszę za niczym takim gonić – jestem dumna z tego, nad czym codziennie pracujemy.

W czasach relatywizmu, zaniku wartości, kiedy wszystko jest niepew- ne i coraz trudniej budować głębokie relacje, rola rodziny staje się jeszcze większa niż kiedyś – rodzina jest ostoją normalności. Wszystko naokoło może się zmieniać, ale dom musi pozostać stały, zbudowany na jednoznacznych zasadach. Bez takiego domu, nie ma- jąc dokąd wrócić, trudno zrobić pew- nie choćby jeden krok. Moje życie jest przedłużeniem życia moich przodków i chociaż idę własną drogą, to jednak wytyczoną przez ich wybory. Rodzina daje nam tożsamość, uczy polskiej tradycji i kultury. Można uznać, że ro- dzina jest formą pamięci. Dzięki niej pamiętam, kim jestem.

Paulina Konca

(10)

R odzina jest jedną z największych wartości w życiu człowieka i do- brem, którego każdy pragnie.

Święty Jan Paweł II powiedział, że przyszłość ludzkości idzie przez rodzi- nę. Śmiało więc można stwierdzić, że przyszłość społeczeństwa zależy od tego, jak funkcjonuje rodzina, jak speł- nia swoje zadania, jak dalece jest silna, trwała i zrównoważona emocjonalnie.

Nauka Kościoła mówi, że podstawą rodziny jest małżeństwo. Każde waż- nie zawarte między dwiema ochrzczo- nymi osobami - kobietą i mężczyzną - jest sakramentem, którego twórcą jest Chrystus. Wyrażenie Bożej woli w od- niesieniu do małżeństwa znajdujemy w słowach: Bóg stworzył ich jako męż- czyznę i kobietę; dlatego opuści czło- wiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym cia- łem … Co więc Bóg złączył, tego czło- wiek niech nie rozdziela (Mk 10, 6-9).

W innym miejscu Pisma Świętego czytamy: Potem Bóg rzekł: Nie jest do- brze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego po- moc (Rdz 2,18) i uczynił człowieka od początku jako mężczyznę i niewiastę.

Pobłogosławił im, mówiąc: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się (Rdz 1, 28).

Zatem przysięga małżeńska złożona wobec Kościoła i Boga jest rzeczywi- stością świętą i jest jedną z dróg re- alizacji chrześcijaństwa oraz znakiem Jezusowej łaski.

Jeśli mamy taką świadomość, że małżeństwo jest sakramentem i że Bóg zapewnia małżonkom uczestnic- two we własnym dziele stwórczym oraz że Kościół głosi nierozerwalność małżeństwa, to warto zastanowić się,

dlaczego coraz więcej młodych par decyduje się żyć poza małżeństwem, w związkach nieformalnych, czyli po prostu w grzechu. Dlaczego rośnie liczba rozwodów i dlaczego tak często bywa podważana definicja małżeń- stwa, które, według najnowszych tren- dów mogą stanowić dwie kobiety lub dwaj mężczyźni? Przecież Bóg nie dał Ewie drugiej kobiety, jako towarzyszki życia i nie powiedział, że mogą obie stać się rodzicami.

Kryzys życia rodzinnego pogłębia się, rozwody rosną lawinowo. Co za- graża współczesnej rodzinie? Przede wszystkim odejście od Ewangelii, róż- ne rozumienie miłości i ogólny kry- zys wartości. Do tego można dodać akceptację aborcji i metody in vitro, stosowanie przemocy fizycznej i psy- chicznej, emigrację zarobkową, uza- leżnienia. Styl życia lansowany przez media, przedstawiany w serialach czy programach typu reality show często pokazuje zniekształcony obraz mał- żeństwa i rodziny. Ten nieprawdziwy przekaz, zamiast wzmacniać jej war- tość, znacznie ją osłabia.

Stało się więc oczywiste, że w obli- czu tylu zagrożeń, nadzwyczajne zgro- madzenie ogólne Synodu Biskupów, które odbyło się w październiku, zo- stało poświęcone sprawom rodziny.

Wielu oczekiwało, że po synodzie, w Kościele nastąpi sporo zmian, a może nawet dokona się rewolucja obyczajowa. Komentarze w mediach, zwłaszcza laickich, wyrażały nadzie- ję na zmiany w kwestii etyki seksu- alnej. Śledząc doniesienia z Rzymu, mogliśmy być zaniepokojeni posta- wą niektórych biskupów, szczególnie

emerytowanego kardynała z Niemiec – Waltera Kaspera. Wystąpił on z propozycją dopuszczania do komu- nii, w niektórych sytuacjach, osoby rozwiedzione. Wiemy też, że dyskusja o rodzinie momentami przeradzała się w rozważania o wartości związków ho- moseksualnych, a tekst „Relatio post disceptationem” (raport po dyskusji), przedstawiony przez relatora synodu prymasa Węgier kard. Pétera Erdő, wywołał falę krytyki. Tekst zawierał za- pis, że homoseksualiści posiadają dary i cechy, które mogą zaoferować wspól- nocie chrześcijańskiej. Zawierał zdania pochwalające powierzenie dzieci pa- rom jednopłciowym oraz wzywał do nowego spojrzenia na osoby pozosta- jące w konkubinatach, na małżeństwa cywilne i osoby po rozwodzie, będące w nowych związkach. Kiedy wydawało się, że raport zostanie przyjęty, zna- leźli się hierarchowie dystansujący się od jego treści. Nadzieję wzbudził przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Skrytykował raport w Radiu Watykańskim, zarzucając mu, że zdecydowanie odchodzi od naucza- nia Jana Pawła II i że tak naprawdę nie koncentruje się na prawdziwych problemach rodziny. Pozwolę sobie zacytować niektóre jego słowa, które z pewnością niejednokrotnie już sły- szeliśmy: odnosząc się do spraw mał- żeństwa i rodziny, zastosowano pewne kryteria, które budzą wątpliwość. Na przykład kryterium stopniowości. Czy można rzeczywiście traktować konku- binat jako gradualność, drogę do świę- tości? …. Tekst zamiast być zachętą do wierności, wartości rodziny, wydaje się akceptować wszystko tak, jak jest.

Rodzina

na synodzie

(11)

Powstaje też wrażenie, że dotąd na- uczanie Kościoła było niemiłosierne, podczas gdy teraz zacznie się naucza- nie miłosierne. Arcybiskup zwrócił również uwagę na to, że dokument pominął problem grzechu.

Możemy być dumni, że mamy w Polsce takiego kapłana, który rozu- mie nauczanie Jezusa Chrystusa, więc odważnie i odpowiedzialnie stanął w obronie wiary i Kościoła, ostrzega- jąc, że manipulowanie nauką Chry- stusa oraz jej naginanie do trendów aktualnego świata nieuchronnie do- prowadzi do zniszczenia sakramen- tów pokuty, Eucharystii i małżeństwa, a tym samym do tragedii człowieka.

Jak można się było spodziewać, stanowisko abpa Gądeckiego nie spodobało się mediom liberalnym i lewicowym. Wielu komentatorów nie kryło swojego niezadowolenia, a jedna z gazet orzekła nawet, że abp Gądecki nie zrozumiał synodu. Nie- długo potem okazało się, że i inni hie- rarchowie uczestniczący w obradach

synodu ostro skrytykowali przedsta- wiony dokument, który według nich wspiera poglądy nieakceptowane przez większość zgromadzonych na synodzie. Swoje „non possumus” wy- powiedzieli między innymi: prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard.Gerhard Müller, przewodniczący Papieskiej Rady „Cor Unum” kard. Robert Sarah, kardynałowie z Libanu i z Wiednia oraz ekspert synodalny ks. prof. Tony Anatrella z Paryża. Austriacki kardynał Christoph Schönborn zadał pytanie:

czemu nie mówimy o tych parach, króre żyją jak herosi w naszym świe- cie i dbają o świętość i czystość mał- żeństwa? Zauważył też, że pominięto całkowicie kwestię przyczyn rozpadu małżeństwa i rodziny. Efektem tych wszystkich wypowiedzi był nowy do- kument, odzwierciedlający nauczanie Kościoła i wzywający do tego, aby ro- dzina znalazła się w centrum zaintere- sowań i działań duszpasterskich.

Synod potrzebuje naszego wsparcia modlitewnego, tym bardziej, że jego

drugi etap odbędzie się dopiero za rok i będzie skupiać jeszcze większą reprezentację biskupów. W dyskusjach z innymi musimy pamiętać o tym, że Synod Biskupów nie ma takiej mocy, żeby zmieniać doktrynę Kościoła w sprawach wiary i moralności, więc

„przewrót” w Kościele nie zdarzy się.

Nauka Chrystusa jest niezmienna, co nie znaczy, że Kościół nie ma słuchać wiernych i nie ma być blisko ich pro- blemów. Tak, powinien wsłuchiwać się w głosy tych, którym jest ciężko w życiu, powinien poświęcić im swoją uwagę, objąć troską i pomóc im dojść do zbawienia. Jest to możliwe tylko poprzez wierność nauce Chrystusa i dzięki bezkompromisowości wobec prawdy. Tak postępował Paweł VI, któ- ry odrzucił postulaty liberalnych re- formatorów w dobie rewolucji seksu- alnej, ogłaszając encyklikę „Humanae Vitae”, św. Jan Paweł II i Benedykt XVI.

Papież Franciszek jest kontynuatorem ich nauczania.

teresa Kryjon

(12)

W rozważaniach tajemnicy Bożego Wcielenia i tajem- nicy Krzyża często przywo- ływane są słowa św. Pawła o całkowi- tym ogołoceniu Chrystusa z wszelkich atrybutów Jego Boskiej natury. Nie chodzi o to, że nagle zniknęły, ale że, żyjąc w świecie jako człowiek, Jezus zrezygnował z ich ujawniania, jedno- cześnie przyjmując wszystko, co zwią- zane było z jego naturą ludzką. Liczne herezje, jakie pojawiły się w staro- żytności chrzescijańskiej, próbowały w koncepcję tej ludzkiej natury ude- rzyć, co rozwiązane zostało na sobo- rach i w postaci prawd wiary przeka- zane kolejnym pokoleniom: Jezus był prawdziwym człowiekiem.

Następny aspekt ogołocenia doty- czy właśnie Jego człowieczeństwa. Tu też mamy przykład skrajnej rezygnacji właściwie ze wszystkiego, czego czy- telnym symbolem jest stajenka jako miejsce narodzin. Rodzina – uboga, narażona na prześladowanie, zmu- szona do ucieczki, a w końcu żyjąca w jakimś zapomnianym zakątku świa- ta (Czy może być co dobrego z Naza- retu? [J 1,46]) z pracy rąk własnych, więc z pewnością w codziennym tru- dzie, zaspokajając tylko najważniejsze potrzeby. W dorosłym życiu Jezusa sy- tuacja nie zmieniła się w sposób zna- czący – Syn człowieczy nie ma miejsca,

gdzie by głowę mógł oprzeć [Łk 9, 58], uczniowie z głodu łuskają kłosy w sza- bat, wjazd do Jerozolimy odbywa się na pożyczonym zwierzęciu, a na ko- niec nawet grób jest od kogoś innego.

Natura ludzka ogołocona ze wszystkie- go, co nie jest absolutnie niezbędne do istnienia.

Zwróćmy więc uwagę, co po odrzu- ceniu wszystkiego pozostaje, co Jezus, pojawiwszy się na ziemi, miał: powie- trze, pożywienie, Maryję i św. Józefa.

Matka

Niepokalanie poczęta, czyli zrodzo- na bez grzechu pierworodnego, pełna łaski. Wolna, z radością w duszy odpo- wiedziała na wolę Bożą. Doskonała.

Z miłością oczekuje narodzin swego dziecka, wyśpiewuje Magnificat. Nie- które polskie kolędy, ukazując ubó- stwo Dzieciątka, poszły chyba zbyt da- leko, twierdząc, że nie miała Go w co owinąć. Maryja z pewnością była przy- gotowana na pojawienie się syna. Nie należała przecież do panien głupich.

Miłość matki, nawet tak doskona- łej, i jej zdrowy rozsądek to nie wszyst- ko. Obok niej był jeszcze ktoś.

ojciec

Ojcem Jezusa jest Bóg. Bóg sam wy- starczy – powtarzamy z wiarą, a jed- nak: okazuje się, że Stwórca usuwa się w cień na czas dorastania Syna. Maryja nie jest żoną Boga. Jest żoną człowie- ka, rzemieślnika, św. Józefa. Przecież Bóg mógł sam z Maryją rozmawiać, towarzyszyć jej w codzienności, zesłać anioła na stałe, a nie tylko w momen- cie zwiastowania. Widocznie, dla roz- woju ludzkiej natury Jezusa konieczny był mężczyzna.

Jezus dorastający spędza swe życie przy ojcu – człowieku. Uczy się wykony- wania zawodu i życia w ludzkim świecie.

Dorosły Jezus wszystkie swe pragnienia i działania otacza modlitwą – rozmową z Ojcem. Gdzie się tego nauczył? I po- dobnie – skąd Jezus wiedział jak z czy- stą miłością, pełną troski, odnosić się do kobiety? Istnienie natury ludzkiej zakłada rozwój. W wielu gestach Jezu- sa z pewnością było widać św. Józefa, pierwszego nauczyciela, ojca.

Małżeństwo

Jest sakramentem. Co oznacza – miejscem obecności Boga. Nie tylko jego łaski, ale Jego samego, Trójjedy- nego z całą potęgą miłości. Więc Jezus potrzebował też małżeństwa. Natura ludzka dziecka potrzebuje wzajem- nej miłości rodziców. To środowisko, w którym człowiek prawidłowo dora- sta. Potrzebne tak samo jak pokarm i woda, potrzebne jak powietrze.

Jezus nie ogołocił swej ludzkiej natury tylko z tego, co absolutnie niezbędne dla jej istnienia i rozwoju.

Stąd jasne światło dla współczesnego świata. Natura ludzka jest elementem przyrody i jak wszystko w przyrodzie potrzebuje określonych warunków, by przetrwać. Prawa natury nie podlegają sile demokracji, modzie ani filozofii.

Anna Jabłońska (Kiedyś, za jakieś pół wieku, ludzie spojrzą na gender i zapytają siebie:

co to było? Jak mogliśmy? Nie mam wątpliwości, że światło Gwiazdy Bete- lejmskiej zabłyśnie do nich z nadzieją.

Do tego jednak czasu ofiary będziemy liczyć jak w najgorszych wojnach. Set- ki tysięcy ludzi, którym nie dane było prawidłowo dorosnąć. Każdy ze swym jedynym życiem, którego nie można powtórzyć. Okazuje się, że humanisty- ka to też dział nauk doświadczalnych.

Nie widać tego, bo eksperyment trwa przez pokolenia, a „naukowcy” nie do- żywają rezultatów swych działań.)

Nie ogołocił…

Matka Boża Eleusa

Ikona napisana przez Bognę Adamczyk

(13)

C hciałabym przybliżyć nie- przeciętną postać mojego pradziadka ze strony mamy, który żyje w naszej pamięci w spo- sób szczególny. Mam tę wielką radość, że jest to również osoba, mająca niebagatelny wpływ na postrzeganie polskości minionych wieków. Pisali o nim, że był czło- wiekiem – instytucją. Pedagog, społecznik, autor licznych prac et- nograficznych, należał do Komisji Antropologicznej, Fizjograficznej i Etnograficznej Polskiej Akademii Umiejętności. Dla nas, prawnu- ków, (mam też nadzieję, że dla wielu innych także) najważniejsze, że jest założycielem wspaniałego Muzeum Etnograficznego w Kra- kowie.

Zacznę jednak ab ovo. Seweryn Udziela (bo o nim tu mowa) żył w latach 1857-1937. Urodził się w Małopolsce. Od najmłodszych lat zachłannie poznawał otacza- jący go świat i przyrodę. Zainte- resowaniami osobistymi wyrastał ponad rówieśników. Dużo czytał, robił notatki, pisał spostrzeżenia, a jako piętnastoletni chłopak się- gał już po dostępne opracowa- nia etnograficzne. Ze względu na trudne warunki finansowe rodzina wybrała dla niego zawód nauczy- ciela, aby szybko mógł się usamo- dzielnić. Naukę w seminarium na- uczycielskim rozpoczął w Nowym Sączu, kontynuując ją w Tarnowie, uzyskując w młodym wieku pełne wykształcenie nauczycielskie.

Moja rodzina

Foto: archiwum rodzinne

(14)

Pracował jako nauczyciel w kil- ku miejscowościach dawnej Gali- cji, w tym najdłużej w Ropczycach, gdzie po latach zespołowi szkół nadano jego imię. Bez reszty an- gażował się w pracę zawodową, uznając ją za zaszczytne i odpo- wiedzialne powołanie. Założył tam i prowadził czytelnię ludową, orga- nizował oddziały Towarzystwa Pe- dagogicznego oraz Stowarzyszenia Pomocy Niezamożnym Uczniom.

Uruchomił własnymi środkami wy- dawnictwo tanich broszur oświa- towych dla wsi, zajął się też ochro- ną przyrody i zwierząt, publikując artykuły na ten temat.

Zafascynowany działalnością Oskara Kolberga, idąc w jego śla-

dy, rozpoczął gromadzenie mate- riałów folklorystycznych i okazów etnograficznych, korzystając z po- mocy uczniów i nauczycieli. Publi- kował artykuły dot. obyczajowości, strojów, muzyki zarówno w prasie popularnej, jak i specjalistycznej;

nawiązując i pogłębiając kontakty ze środowiskiem naukowym.

Doceniając jego pracę pedago- giczną – mianowano go inspekto- rem szkół ludowych. Należał do inicjatorów (istniejącego po dziś dzień) Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Kiedy z czasem jego prywatna kolekcja powięk- szyła się – część jej złożył w depo- zyt Muzeum Narodowemu, gdzie założył dział etnograficzny, który

po wielu perturbacjach dał po- czątek samodzielnemu Muzeum Etnograficznemu. Przez wiele lat (do II wojny światowej) siedzibą instytucji było Wzgórze Wawel- skie, a dziś muzeum zajmuje cały Ratusz na Kazimierzu w Krako- wie i nosi imię właśnie Sewery- na Udzieli. Pradziadek był posta- cią zdecydowanie nietuzinkową.

Mimo tak licznych obowiązków i tylu pól działalności, nie zanie- dbywał przy tym własnej rodzi- ny, a miał siedmioro dzieci. Całą rodzinę otaczał opieką i troską.

Wszyscy jego synowie osiągnęli wyższe wykształcenie, a córki wy- kształcenie nauczycielskie.

Zostawił też coś nam, potom- nym – jakąś iskrę w genach. Mój brat, Piotr - twórca i były Naczelnik Jurajskiego GOPR-u też nosił się z zamiarem utworzenia muzeum - pierwszego w Polsce Muzeum Ratownictwa Górskiego. Ekspona- ty zdobywał w całej Europie, miał ich mnóstwo (wszystkie pieniądze, ku przerażeniu swojej żony Szarot- ki wydawał właśnie na nie). Nie- stety, spalił się dom, a wraz z nim wszystkie eksponaty, których nie zdążył przenieść do wymarzonego muzeum, ale uszli z życiem i to naj- ważniejsze. Miał plany, ambicje, chciał pójść w ślady pradziadka, a tu…

Czy jednak nie słyszeliśmy na Rora- tach słów Teresy z Avila:

Nie trwóż się, nie drżyj wśród życia dróg – Tu wszystko mija, trwa tylko Bóg! Kto Boga posiadł, ma szczęścia zdrój:

Bóg sam wystarcza!

Zatem, nie lękaj się bracie, nawet kiedy wydaje ci się, że wszystko przepadło - SOLO DIOS BASTA!

Co oczywiście nie oznacza, że nie zapraszamy do Krakowa do „mu- zeum pradziadka” (jak to mówimy między sobą).

Naprawdę warto!

_anna van der Coghen

Foto: Anna v.d.C

Eksponaty Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli,

Kraków Ratusz na Kazimierzu

(15)

Wiara rodzi się ze słuchania

Kiedy człowiek decyduje się na sys- tematyczne czytanie i słuchanie Pisma Świętego, Jezus wychodzi naprzeciw ze światłem Ducha Świętego i porusza bezpośrednio serce. Wraz z upływem czasu coraz głębiej dotyka wnętrza, przemienia myśli, czyny, pragnienia, uzdrawia z pychy i egoizmu. Ze zdu- mieniem można dostrzec, że działa w człowieku uzdrowione sumienie.

Św. Paweł wyjaśnia, że „wiara rodzi się z tego, co się słyszy” (Rz 10,17).

Bez słuchania nie ma wiary, bez wiary nie ma zbawienia. Do zbawienia idzie się wprawdzie wąską drogą – ale nie jest to droga trudna, kiedy idziemy za Jezusem, słuchając Go i wstępując w Jego ślady. „Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zba- wiony. Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli?

Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?” (Rz 10,14-15).

Słowo Boże jest żywe; jeśli chce- my je naprawdę usłyszeć i wysłuchać, musimy się zatrzymać i zapomnieć na chwilę o swoich codziennych spra- wach, problemach, obowiązkach.

Musimy pochylić się nad delikatnym, cichym, spokojnym Słowem skiero- wanym do nas. Doskonałym czasem refleksji i skupienia są misje parafialne

oraz rekolekcje, zarówno parafialne, jak i wyjazdowe, adresowane do róż- nych grup

1

.

Czym są misje parafialne?

Ojciec święty Jan Paweł II nazwał misje św. „niezastąpionym środkiem okresowej i intensywnej odnowy życia chrześcijańskiego”. To szczególny czas odnowy parafii. Misje przeprowadza się w przybliżeniu co dziesięć lat ce- lem umocnienia i odnowienia życia wiary.

2

Jest to wyjątkowy tydzień w życiu wspólnoty parafialnej, to okres nauk misyjnych, codziennych nabożeństw, odnowienia przyrzeczeń chrzciel- nych i ślubów małżeńskich, adoracji Krzyża Misyjnego oraz przyjmowa- nia sakramentów.

„To jest taki czas słuchania i my- ślenia razem z Panem Bogiem”. To jest pierwsza rzecz – pomyśleć. Po drugie:

jest to czas otwarcia przed Bogiem.

Jak powiedział św. Augustyn: „niespo- kojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Boże.” Misje para- fialne to jest właśnie taki czas otwarcia serca przed Bogiem. I po trzecie – to czas naprawiania relacji z ludźmi. Za- dajemy sobie pytanie: czy z tymi ludź- mi jest mi dobrze czy źle? A może im jest źle ze mną? Może za dużo w tym wszystkim jest egoizmu? A wiadomo, że egoizm najbardziej niszczy relacje

międzyludzkie i miłość. Nic tak nie niszczy miłości, nawet cierpienie. Ono przeciwnie, ubogaca, może ją nawet podnieść wysoko w górę.

3

Jaki jest cel

tych szczególnych rekolekcji?

Mają one pogłębić wiarę, rozumia- ną jako więź łączącą człowieka z Bo- giem. Chrystus jest ten sam: wczoraj, dziś i na wieki. Zmienia się jednak hi- storia. Zmieniają się pokolenia ludzi.

Stąd konieczność ciągłego ewangeli- zowania, opowiadania o Chrystusie.

Misje parafialne mogą także pomóc w osobistym nawróceniu i we wza- jemnym pojednaniu.

4

To czas wielkiej łaski Boga, któ- ra pomaga naprawić i odbudować w człowieku i wokół niego to, co zo- stało zniszczone przez grzech, co zo- stało zaniedbane przez obojętność lub duchowe lenistwo.

5

W naszym kościele misje parafial- ne trwały od 11 do 19 października 2014 r. Wielu parafian uczestniczyło w tym ważnym wydarzeniu, które po- prowadzili Dominikanie, ojcowie Piotr i Michał. W ramach 29 Mszy św. nauki były głoszone dla różnych grup: dla chorych, seniorów, dzieci, młodzie- ży gimnazjalnej, ponadgimnazjalnej, studiującej i pracującej. Dodatkowe spotkania po wieczornych Mszach św.

Słuchasz.

Ale czy słyszysz?

– Dar słuchania

(16)

mieli: małżonkowie do 25 lat małżeń- stwa, a następnego dnia małżeństwa ze stażem powyżej 25 lat wspólnego życia, małżonkowie mogli wtedy odno- wić przysięgę małżeńską. W kolejnych dniach zaproszono wszystkich człon- ków grup działających w naszej para- fii, rodziców dzieci przystępujących do komunii świętej oraz kandydatów do bierzmowania. Z misjonarzami spo- tkały się też osoby samotne, wdowy, wdowcy. Misjom towarzyszyły nabo- żeństwa różańcowe i droga krzyżowa.

Problematyka poruszana w trakcie tego tygodnia koncentrowała się wo- kół fragmentów Pisma Świętego wska- zujących istotę Przykazania Miłości.

Program naszych misyjnych spotkań zawierał myśl przewodnią każdego dnia, będącą podstawą nauki i roz- ważań : „Trwajcie w miłości Mojej!”

(J15,10), „Bóg jest miłością”,„Przy- kazanie nowe daję wam”, „Do końca ich umiłował”, „Jezus moim Panem”,

„Otwórzcie drzwi Chrystusowi”, „Wia- ra i nawrócenie”, „Oto Matka twoja”

i „Bądźcie moimi świadkami”.

Te dziewięć zdań, jak dziewięć do- brze umiejscowionych drogowskazów, stało się okazją do spojrzenia, w jakim kierunku wiedzie nasza życiowa droga.

Czy u jej kresu będziemy mogli powie- dzieć jak św. Paweł „W dobrych zawo- dach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.” (2Tm 4,6-9 16-18)

Zakończyły się nasze misje parafial- ne, ale drogowskazy pozostały. Słowa

usłyszane będą „dojrzewać, kiełko- wać i owocować”. Dziękujemy Ojcom Dominikanom za głoszone Słowo Boże, modlitwę, skłonienie do nieco- dziennej refleksji, wzruszające chwile i wspólnie spędzony czas.

Dla chcących i potrafiących słuchać rekolekcje trwają cały rok. Wystarczy wybrać miejsce

6

–Częstochowa, Górka Klasztorna czy Licheń Stary. Bóg po- prowadzi. Odpowiedź na stawiane py- tania przychodzi w znakach, słowach i spotkanych ludziach.

Inną, nową formą są rekolekcje on- -line, np. „Plaster Miodu. Internetowe Słuchowisko Adwentowe”

7

prowadzo- ne przez Dominikanina o. Adama Szu- staka OP. W czasie adwentu, codziennie ok. godz. 21.30 ojciec Adam zamiesz- cza kilkuminutowe pliki audio, dostęp- ne na facebookowym profilu wyda- rzenia https://www.facebook.com/

events/1490153771249016/?pnre- f=lhc.recent.

„Na każdą adwentową noc o. Adam przygotował krótkie rozważania Sło- wa połączone z modlitwą, a trzy razy w tygodniu (w każdą niedzielę, wto- rek i czwartek) dłuższe komentarze do Słowa: wszystkie jak PLASTER MIO- DU, bo każdej adwentowej nocy Bóg chce przyłożyć te plastry do naszych ran, chce osłodzić nasz ból, chce na- karmić obficie nasze spragnione ciała i dusze.”

8

Rozważania zaczyna sło- wami: „Dobry wieczór. Szczęść Boże.

Dzień dobry”- mając świadomość, że

o różnych porach plik będzie otwie- rany przez słuchacza. „Plaster mio- du” cieszy się dużą popularnością wśród internautów w różnym wieku.

5 XII 2014 zalogowanych było 58 000 uczestników. 9 XII 2014 roku

9

, swoją obecność w tym wydarzeniu potwier- dzają 65892 osoby, ale liczba słucha- czy zwiększa się z dnia na dzień.

Wspaniały pomysł i sposób jego realizacji spełniają potrzebę dzisiej- szych czasów, przekaz cieszy się uzna- niem młodych ludzi, co potwierdzają liczne komentarze po każdym nowym odcinku tego słuchowiska adwento- wego.

Codzienne rekolekcje są potrzebne naszym duszom. Korzystajmy zatem z wszystkich możliwości, jakimi prze- mawia do nas Pan Bóg. I słuchajmy.

Słuchajmy tak, by usłyszeć. Usłyszeć, by wierzyć. Wierzyć, by kiedyś zmar- twychwstać.

Beata Brachaczek-Świerkot 10.12.2014 r.

1 http://www.lichen.pl/pl/452/kalendarz_re- kolekcji_2014, http://www.gorkaklasztor- namsf.pl/index.php?page=nasze-rekolekcje 2 Kodeks Prawda Kanonicznego nakazuje or-

ganizowanie misji. Kanon 770 zawiera na- stępujący zapis: Proboszczowie zgodnie z za- rządzeniem biskupa diecezjalnego powinni w pewnych okresach organizować to przepo- wiadanie, które nazywa się świętymi misjami.

Misje parafialne trwają zwykle cały tydzień 3 Por. PM.: Misje Parafialne. W: Przewodnik

Katolicki, Nr 42/2008. http://www.prze- wodnik-katolicki.pl/?page=nr&nr=469&ca- t=85&art=20583, z dnia 9.12.2014.

4 http://www.kamienica.diecezja.tarnow.pl/

index.php?option=com_content&view=artic- le&id=63&Itemid=94

5 http://www.parafiamichal.waw.pl/o_mi- sjach.php

6 http://www.archidiecezja.katowice.pl/index.

php/domy-rekolekcyjne

7 https://www.youtube.com/watch?v=yJ69iU- Hy2r0 z dnia 9.XII.2014 r.

8 https://www.facebook.com/event- s/1490153771249016/?pnref=lhc.recent z dnia 9.XII.2014 r.

9 https://www.youtube.com/watch?v=yJ69iU- Hy2r0

(17)

Za kilka dni (29 grudnia) mija pierwsza rocznica śmierci wybitnego kompozytora, Wojciecha Kilara. Już wcześniej jed- nak, bo 12 października, miała miejsce we Lwowie, jego rodzinnym mieście, uroczystość odsłonięcia tablicy pa- miątkowej na domu, w którym w 1932 roku urodził się muzyk. W naszym czasopiśmie publikowaliśmy list Od- działu Katowickiego Towarzystwa Mi- łośników Lwowa i Kresów Południowo -Wschodnich, w którym w związku ze

śmiercią Wojciecha Kilara do Mini- sterstwa Kultury i Dziedzictwa Naro- dowego skierowano wniosek o takie właśnie uczczenie go w rodzinnym Lwowie. Minęło kilka miesięcy i oto staraniem Konsulatu Polskiego na domu nr 89 przy ulicy Leona Sapiehy (obecnie Stefana Bandery) pojawiła się dwujęzyczna tablica poświęcona

„Ślązakowi ze Lwowa”, jak zwykł siebie nazywać. Uroczystość odbyła się w ra- mach Przeglądu Filmów Polskich , a to- warzyszył jej pokaz filmu dokumental-

nego o życiu kompozytora i koncert jego znanej na całym świecie muzyki filmowej. Za spokój jego duszy Mszę św. w Katedrze Łacińskiej odprawił, a także tablicę poświęcił ks. infułat Józef Pawliczek, wikariusz generalny archidiecezji lwowskiej. W ten sposób Wojciech Kilar, który po opuszczeniu rodzinnego miasta nigdy już do niego nie powrócił, znalazł się z powrotem we Lwowie, łącząc w ten sposób to miasto z drugą swoją „małą ojczyzną”, Katowicami i Górnym Śląskiem.

Antoni Wilgusiewicz

Ślązak ze Lwowa

powrócił do rodzinnego miasta

Podczas Mszy św. w Katedrze Lwowskiej

Fot

o: Antoni Wilgusiewicz

(18)

2 grudnia, o godz.15.15 na dzie- dzińcu kościelnym grała Or- kiestra Dęta KHW S.A. KWK

„Mysłowice-Wesoła” z Mysłowic. Ta orkiestra zapowiadała uroczystości zorganizowane przez Krąg Barbar Śląskich i Bractwa Gwarków Związ- ku Górnośląskiego w Parafii pw. św.

apostołów Piotra i Pawła w Katowi- cach.

W kościele zebrały się Barbary i ich przyjaciele. Ksiądz proboszcz powitał przybyłych gości i zapoznał wszystkich z historią kościoła, pierwszej katedry katowickiej. Potem pani Alicja Kotyl zapowiedziała koncert Instytucji Pro-

mocji i Upowszechniania Muzyki „Si- lesia”. Artyści wykonali m.in. utwory Mozarta, Bacha i Donizettiego. Weszły górnicze poczty sztandarowe oraz gwarkowie, a nasztępnie rozpoczęła się Msza św. z orkiestrą górniczą w tle.

Oprawa muzyczna przepięknie harmo- nizowała z przeżywaniem tego święta, a wykonanie pieśni chóru z opery Na- bucco wszystkich wzruszyło.

Ksiądz proboszcz mówił o św. Bar- barze i Barbarach, które go otaczają, a następnie udaliśmy się z nim pod fi- gurę naszej patronki, by złożyć kwiaty i odmówić modlitwę.

Druga część uroczystości odbyła się w salce parafialnej. Sto osób zasiadło przy kawie i kołoczu.Orkiestra zagrała

„Sto lat” i pożegnała się z nami. Na- stępnie wysłuchaliśmy dwóch pogada- nek: prof. AGH Bronisław Barchański mówił o kulcie św. Barbary na świecie, a kustosz Izby Tradycji Górniczej w Knu- rowie, Bogusław Szyguła, o obrzędo- wości barbórkowej na Śląsku. Z okazji tego święta mennica w Knurowie na nasze zamówienie wybiła medal pa- miątkowy z wizerunkiem św.Barbary i logo Gwarków, do którego dołączona została historia działalności Kręgu Bar- bar Śląskich oraz biografia św.Barbary.

Barbara Stawowczyk

Barbórka w naszym kościele

Przypomniały się te czasy, gdy Bar- bary były budzone przez orkiestry górnicze w dniu swego święta.

orkiestra wita Barbary przed kościołem.

Barbara tomaszewska

- Prezeska Kręgu Barbar wita gości w sali parafialnej.

Foto: Mirosław Skibski

(19)

Foto: Mirosław Skibski

Msza Święta

z pocztami sztandarowymi.

Święto Barbar i Gwarków

(20)

o: Anna v .d. C

Roraty 2014

Cytaty

Powiązane dokumenty

W połączeniu z niewielką dawką amnezji prowadzi to do pytań w rodzaju: Jak to się mogło stać, że w Polsce rządzą znowu komuniści?. Dlaczego ataki na Kościół zyskują

W imieniu środowiska lwowian i kresowian miasta Katowice zwracamy się do Pana Ministra z propozycją upamiętnienia zmarłego niedawno wielkiego muzyka polskiego,

Rozum, który sam zdolny jest uchwycić różnicę między cierpie- niem i złem, oświecony przez wia- rę pojmuje, że dzięki łasce każdy ból może stać się

zofii ustnej Platona. Względem żadnego innego antycznego autora nauka nie ośmiela się na luksus odrzucenia jednej z dwóch istniejących gałęzi tradycji. Chociaż

( Jeśli wpiszecie sobie te zdanie w słownik DIKI, będziecie mogli posłuchać, jak się je wymawia)!. Let's start our

 Nazwa „telefonia komórkowa” wzięła się z podziału terenu, na którym sieć komórkowa jest dostępna, na komórki – obszary obsługiwane przez jedną... Co

Na wstępie warto podkreślić, iż GPW prowadzi obrót na Głównym Rynku, alternatywnym rynku New Connect przeznaczonym dla młodych spółek oraz na rynku obligacji Catalyst..

Treści zadań nie trzeba przepisywać, ale należy zapisać numer karty, tematykę i numer zadania.. Rozwiązania muszą być