• Nie Znaleziono Wyników

Przebojem. R. 1, z. 4 (1923)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przebojem. R. 1, z. 4 (1923)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

I I r

P R Z E B O J E M

M IE SIĘ CZNIK U C ZN IO W S K I PO ŚW . N A U C E i ROZRYWCE.

i j j i i n i m Tb r i T i n i m i i a i i i iTTii i i i j i b b i i b i b i i i i K U T N O N A D O C H N i ą , D N lfl 15 KWIE TNIA 1923 ROKU.

m m m iiBaT rriirTiiTi inTliT i~saTi i iTiTa iśnTi

| R O K I. | CEHft 600 MK. Z PRZESYŁKĄ 700 MK.___ j ZES?.YT_4. | TREŚĆ ZESZYTU 2-ego. Bohaterzy. Szło ich tysiące. Ws pomnienia z frontu. O Spinozis stów kilka. O charakterze .Przebojem ". Odpowiedź kol. Logosowi. Przypomnienie. Myślę i czuję. Do pieśni. Ze szkoły i świata. Kronika. Ogłoszenia.

Bohaterzy.

Zakopane, 25 lutego 1923 r.

W dniu, w którym zwłoki bohaterów rokltniańskich spoczną na san wieczny na amentarzu krakowskim — uważamy za swój obowiązek przy­

pomnieć społeczeństwu dni ic^ chwały.

Po dziesięciu latach wracają dzisiaj do Polski Ci, którzy wtedy, gdy wielka wojna wybuchła, poszli walczyć o wolność Ojczyzny. Dziwnerni drogami los Ich wodził: w swoich szere­

gach, ale na obcej ziemi, w obronie cudzych granic za tą, J e ­ dyną, dla której dziadowie i ojcowie zbierali rany i śmierć na pobojowiskach świata całego i oni także ginęli w promieniach obcego słońca i w obcej chowano ich ziemi.

Ośm lat piasek bukowiński troskliwie otulał kości piętna­

stu bohaterów, którzy w rycerskiej szarży śmierć ponieśli jak Polacy i jak ulani. Nie zdradzili sztandaru Ojczyzny, nie pohań­

bili sztandaru pułku. Piasek bukowiński tuiił Ich długo i dzisiaj zwraca ziemi ojczystej. Niech ich ta przyjmie, albowiem zasłu­

żyli na spoczynek!

Z tej krwi bohaterów, na różnych polach przelanej urosła dzisiejsza wolna Ojczyzna. Prze* karty historji naszej snuje się nić czerwona, łączy ona silnym węzłem obydwie oddalone od siebie brygady Legjonów, które na różnych frontach za jedną świętą sprawę krew lały i sławnych ułanów Mościckiego, boha­

terów z pod Stanisławowa i tych z Murmania, szukających drogi do Polski i tych wreszcie, którzy w armiach zaborczych ginęli za Polskę. Widzimy jej początek w H is zianji, na twardych skalach Samo-Sierry, w piekle, płonącej Moskwy, w trzaskających lodach Berezyny, w nurtach Elstery, w syberyjskich tajgach i podzie­

miach kopalń, na St, Domingo, w Ameryce, wszędzie . . ,

(2)

wszędzie . . . wiodła droga do wyzwolenia Tej, którą w kajdany obce zakuły dionie.

W chw ili, gdy pow rócona do bytu niepodległego Polska um acniać się poczyna w posadach, gdy czujem y się gospo­

darzami na własnym ugorze, któ ry dużo jeszcze w chłonie pracy, oraz duchow ego i fizycznego wysiłku, zanim wyda plon realny, ku szczęściu i zadowoleniu następnych poko le ń zalewa nas powrotna fala w spom nień.

Dziś jest wolna! 1 dziś wracają do Nic) ciałs Jej synów, którzy zdobyli się na najwyższy dow ód m iłości ic ię c e j i o d ­ dali swe m łode życie, to życie, którego n:e znali jeszcze, a któ re tak n ę ^ c e przed n im i m alow ało obraz; . Bylebyś ły , Pol­

sko wolną była!

Spoczną wśród nas na ojczystej ziem i zw łoki poległych bohaterów, a grób ich, czcią otoczony, przypom inać będzie idą­

cym p o ko le n io m idea! w olności, o ku p io n y o fia ią krw i najszla­

chetniejszych synów narodu. „D u lce et decorum est pro patria mori."

Bohaterom z pod Rokitny cześć!

Szło ich tysiące. . .

Szło ich tysiące... przez kwietne łany, Przez ten kraj cudny — kraj ukochany, Przez wioski w dali cicho marzące Szło ich tysiące...

J ak cicha fala płyną i płyną Przez pola, lasy i w dali giną...

Idą... Choć krew się w żyłach rozpala Jak cicha fała...

Patrzy się słońce, a od promieni Wszystko dokoła skrzy się i mieni Na te bagnety jaskrawo lśniące Patrzy się słońce...

Rzucili chaty, losem ścigani

Ponieśli młode swe głowy w dani...

W nich wielkie serca i duch skrzydlaty, Rzucili chaty...

Ich matką — wojna... d o m e m świat cały, Mogiłą — dół gdzieś na polu chwały...

ft jednak z piersi wre pieśń upojna, Choć matka — wojna..

(3)

To dla Ojczyzny... jak przeznaczenie Idą w tern słońcu niezwyciężeni...

fl choć ran świecą krwawiące blizny To dla Ojczyzny...

Idą w dal siną, jako tułacze

Nikt ich nie żegna i nikt nie płacze, Wśród łąki kwiecia, ja k fale płyną...

Idą w dal siną...

Orzeł w błękitach, zdarte kajdany F\ słowa Roty płyną przez łany...

fl gzieś tam w górze na niebios szczytach Orzeł w błękitach..

Joies.

7 /V 21. Kutno.

Wspomnienia z frontu.

Po niebie gon ą sią rozigrane stada wszelkiego rodzaju i kształtu potw orów , utw orzonych naprędce z chmur prze? wiatr, najgenialniejszego artystę w swajm rodzaju. Oto z bez­

kształtnej zu pełnie masy o b ło kó w \''yłania się; ogromny ry ­ cerz na koniu. W re ’ u trzyma krzywy m ecz, wzniesiony p o ­ nad głową, jakby rni*ł w t^.j chwili zadać kom uś śmiertelny cios. Koń wstrzymywany silną rąk,i, przysiadł n i z idzie, z n o z ­ drzy pryska mu biała piana, u>zy stul ł i zastygł na chwHe w bezruchu jak lew, flotujący sie do skaku na upstrzohą- o- fiare, ftle rycerz dar?- ■ ni" trzyma wznieś ony do cio:;u miecz i ciśnie ostrogami ru m aka. Dokoła niego tylko zw ały eS*en- nych chmur kłębią si>i le niw ym ruchem, a srehrzys a jasność o b ło kó w nurz-: sie w pospolitą szarzyzny i ginie z i gr,,natowo- - d e m n ą kurtyną chmur, aby za chwile znów z-jjaśmeć olśńie- wającym blaskiem ukrytego w gł~bi słońca. T ym czasem no- stać r y c e r z zaczyna s '* kupczyć, to wydłużać, n re c z rozpada sie no cześri, głowa koni.' odpłynęło już d a le k o od t u U M a , a sam r-ycerz przegina sią w tył i po chwili w dać e tłb ^ t e ^ a w łóżku, płynącego lekko na zbałtfartion/ch :>odni»bnytł1 to

•nłach. M1e i jego chwile istnienia policzOn- Ł ó ż k o maleje^ d o ­ staje biegunów i oto po niebie płvnie k. łyska z m a łe m dzie c­

kiem. Nad kołyską pochyla sie miłośnie n u t k a , a za chwilą n%j- niespodziewaniej, pada na nią cąłem ciałem z ja kiemś histety- c?nem falo wanie m febedzFch piersi i ginie wr.iz z dz e<?kiem w paszcży olbrzym iego wieloryba A oto znów goni s e po cie­

mnej oponie nieba d w o je dzieci. Dzie wczynka ma jesną, pTo- rnięnia-mi sioneęznemi h a f t o w a n i sqkięnkę, i ciemne włosy kft-

(4)

skadą spadają jej na ramiona i plecy. W ręku trzym a pęk winogron i grozi chłopcu paluszkiem na nosie. Nagie jakiś straszny orkan wpadł na podniebne morze i z jaKąś szatańską radością rozbił w puch małą parę chmurnych dzieci.— Czyż nie ­

bo polskie nie jest najidealniejszym, najpiękniejszym film em calago świata! Tyle scen dramatycznych, tyle potężnych p o ­ staci, zmagających się w walce nie wia dom o o co, nie z o b a ­ czym y w żadnym kinematografie. I co dziwniejsze, że prze­

ważnie żadna ze stron wojujących nie zwycięża. Z w y kle obie ulegają jakiemuś fatu m nieznanemu,, rodzącemu się nagle tuż o b sk nich i pożerają cemu je bezlitośnie.

Dość chłodny wietrzyk poświstuje sobie, r=iz radośnie, to zn ów smętnie, bawi się z połami naszych płaszczów, podnosi nam kołnierze, dm ucha jak k otk om w oczy i s ! e ;)ta do ucha coś tajemniczego, niezrozumiałego Może niejednego okuwa w Achillesową zbroję, aby się stał nietykalny n tam na „linji“ , gdy mordercze pociski ze złowieszczem w ycie n zaczną prze­

latywać mu koło uszów, może niejednemu ten wietrzyk jesienny śpiewa ostatnie „M em e n to m o ri*.

Po kilkudniowych ulewach wschodnlo-galicyjskie czarno- ziemy zamieniły sie w szare ciasto. Żołnierz*' w niebardzo ró ­ żowych humorkach z trudem wyciągają z grzązkiej topieli e l e g a n c k i e kamasze (dar miasta Kutna). Kompanja nasza p«su- wa się wolno i poważnie ku tem u bohaterskiemu miastu Lwa, które pomim® wszelkich przeciwności, opuszczone przez w o j­

sko, samo potrafiło utrzymać się przy swej macierzy — Polsce.

Po obu stronach drogi jak błyskawica zygzakow ato cią­

gną się rowy strzeleckie i przedpola z drucianemi zasiekami.

Tym czasem w oddali ukazują się białe punkciki, które po pewnej chwili zamieniają się w strzeliste wieże kościołów, kopuły cerkiew i kom iny fabryk. M arzy m y o tem, aby jaknajprędzej wydostać się z błota, ale spotyka nas rozczarowanie, bo na całetn przedmieściu, aż do stacji tow aro w ej, niema ani bruku, ani szosy, tylko rozrobione na rzadko błoto, czarne ja k w ę ­ giel.

O d czoła nucą jak zw ykle „Rozproszeni po wszem ś w ię ­ cie...", środek milczy, a koniec już zaczyna drugą zwrotkę.

Otrzeźwia wszystkich energiczny rozkaz porucznika. „Wszyscy śpiewać"! I ku stropom niebieskim, w zabłocone szyby w y ­ staw sklepowych w uszy przechodniów uderza stuustny śpiew

„sztu rm akó w * „Czemuż, ach czemuż, dziewczyno, ty, m o ja “.

Wreszcie przychodzim y na ra mpę. Komenda: W kozły broń! — Rozejść się! — — T y lk » niech goście daleko nie odchodzą, bo m o żem y się w każdej chwili wagonować, a p o ­ tem jak się zostaniecie i którego zastrzelą za „dezenterję", żeby potem nie powiedział, że nie wiedział — m ó w i szef

kompan)!, ^ j^g,

(5)

O Spinozie słów kilka.

Rodzina Spinozów (a raczej d ’ Espińozów) w r. 1492 przy­

jęta chrzest w H iszpanji Stam tąd w yem igrow ała ona do Francji.

Na początku XViI w. Abraham Spinoza zam ieszkał w A m sterda­

mie i tam znowu p o w ró cił do w iary swych przodków . Syn jego Michał tak sam o ja k on zajm ow ał w g m in ie am sterdam skiej wybitne stanowisko. M a te rja ln ie był M ichał Spinoza zabezpie­

czony, nigdy jednak nie był bogaczem. Nie m ia ł on, zdaje się, zbytniego szczęścia w pożyciu małżeńskim (a żenił się cztery razy). I Druga jego żona, Chana— Debora, która um arła na su­

choty w r. 1638, była m atką genjalnego Barucha. Ten urodzo­

ny 24 listopada 1632 poniósł w życie w swym organizmie zaród straszliwej choroby grużlicznej, odziedziczonej po matce. Jako chorowity młodzieniaszek wstąpił Baruch do chluby swego ro­

dzinnego miasta, do „Talmudtory" i tam po raz pierwszy zetknął się z filozofją w form ie średniowiecznej fiiozofji żydowskiej.

Nie mogąc poprzestać na wiedzy wyłącznie żydowskiej, Spinoza począł pogłębiać nauki świeckie. O b o k hiszpańskiego, który był przecież ojczystym językie m marranów, Spinoza stu- djował język portugalski, jako oficjalny język gminy am sterdam­

skiej, holenderski, język krajowy, i międzynarodowy język uczo­

nych— łacinę. Z łaciną zapoznał Spinozę nauczyciel am sterdam ­ ski, holender van den Enden. Wywarł on na m łodego mędrca wpływ jako wolnomyśliciel (a podobno i ateista). Van den Enden zapoznał Barucha oprócz łaciny z m atem atyką i przyrodoznaw­

stwem. Uzbrojony w oręż nauki, posiadając niepoślednie wia­

domości w dziedzinie teologji, Spinoza odrazu został z radością przyjęty do kół holenderskich wolnomyślicieli (pośrednictwo van den Endena?). Te koła odciągały go prawdopodobnie od oficjalnego wyznania judaistycznego.

W 1656 r. nałożono na Spinozę „mały cherem " ostrze­

gawczy. Spinoza na żadne kom prom isy iść nie chciał (a p ropo­

nowano mu nawet pensję za uczęszczanie do synagogi). Pocią­

gnęło to za sobą „wielki cherem" z całą przerażającą formułą podobnych urządzeń inkwizycyjnych. Na formule, rzecz zrozu­

miała, cała rzecz się kończyła. Wykluczony z gm iny Spinoza, mając pewne stesunki w sferach postępowo-holenderskich nie czuł się bynajmniej dotknięty tak silnie c h e re m e m jak daw­

niej CJriel Akosta. Jednocześnie gmina amsterdamska zawiado­

miła rząd holenderski, że Spinoza szerzy jakieś niebezpieczne herezje To pociągnęło za sobą wydalenie Spinozy z Am sterda­

mu. Osiadł we wi«sce (Jwerkerk. ale po kilku miesiącach pozwolono mu powrócić do Amsterd amu. W Amsterdamie, nie chcąc być zależnym od kogokolwiek, zajął się filozof szlifierką szkieł optycznych. Jak o dobry fizyk, doszedł Spinoza w swym fachu do wysokiego stopnia doskonałości. Ciekawa rzecz, że

(6)

Spinoza nie szukał zassokojenia swych potrzeb życiowych w malarstwie — w iś m y bo w iem , że w m łodzieńczym okresie swego życia Spinoza b . ł ut Centowa iyin portrecistą. Z a p e w ­ niwszy sobie ja ko tako byt materjalny, począł Spinoza wędru­

jąc z miasta do miasta, twoi ryć swe genjfilne dzieła. W 1660 r. osiadł Baruch w Reinsburgjj (k o ło L j ^y) i przebywał tam do r. 1663. W Reinsburgu przeszkadzali filo zofowi w pracy licz­

ni ' *rz / j a Ci ei ;* . g j i i c . a przeni*' -ł się z Reinsburga do Woorburga. Cz.i>owo bawił w Hadze, znowu w Reinsburgu i Szynda nie. W tych czasach liczba zwolenników m ło d e go mi- str i . większ la się znacznie. Jan de Wi*t należ,ał do Koła jego najbliższych przyjaciół. Z innych przyjaciół najwybitnie j­

szym był Szym on de Fnes. Ten ostatni zapewnił filozofowi ż v r.i i w Voorburęju prawie dostatnie. Burza, która powstała w H >landji, po ogłoszeniu ,,Traktatu teologiczno-politycznego"

(1670) zmusiła go do osiedlenia się w Hadze pod o pieką de Witta. Jednak i tr u nie śmiał ogłosić Spinoza drukiem swej u k jc h a n -:j ,,Etyki". W H adze mieszkał on p oczątkow o w skro­

m n o bardzo urządzonym apartamencie pani van Valen, a p o ­ tem aż do końca życia w masardzie wan der Szpik ów. Tu mógłby już vreszcie Sainoza zabrać s;ę do wytrwałej pracy n a u ­ kowej.. Niestety bieg w y p a d k ó w politycznych wytrącił wprost filozof i z równowagi Gdy w r. 1672 tłu.n zabił de W itta, S p i­

noza podobno „jedyny raz w życiu" płakał i szamotał się, chciał nawet ogłosić odezwę do ludu, w której miał nazwać H l«n Ir >w „najgorszymi barbarzyńcami''. Na szczęście wan- d * r - S r > ik zamknął Spinozą w swem mieszkaniu, aż burza prze­

minęła. Drugim ważnym m o m e n te m w życiu Spinozy w z w ią z ­ ku z polityką była podróż dyplomatyczna do księcia K opdeu- sza. Jaki był wynik tej podróży nie w ia d o m o . W iem y jednak, że proponowano Spinozie w imieniu Ludwika X IV pensję za d edykację d /ie ła . P r o jo z y c ji tej Spinoza nie przyjął. Po powroeffe do Hagi Spinoza z trudem o m in ął los de W itta , albo- w e n p oczątkow o najnissłus miej posądzano go s y m p a ty z o w a ­ nie z wrogiem W tym czas>e n darzyła się filozofowi sposob­

ność ; Oprawieni* swego materjalnego stanu. Z ap ro p o n o w an o mu mi mowieie objęcie katedry na uniwersytecie w Heidelberdze pod ' a runkiem*, że nie będz e oficjalnie występował przeciw chrteś : jańst ,u. F\le Spinoza w o la ł do końca swego żywota przebijać się ciężką pracą szlifierską, aniżeli być od k o g o k o l­

wiek w zależności. Ostatnie iata życia przepędził mędrzec spokojn ie w k o h najbliższych uczniów. Pogodę życia z a k łó c a ­ ła jedyn e dziedzicznie choroba. Stan zdrowia pogarszał się stale vskutek wchłaniania orzy pracy szkodliwego pyłu s zkla­

nego 21 lutego 1677, przeżywszy lat 44 genjalny Baruch Spi­

noza ra kończył swój ży w o t 25 lutego pochowano go na cmentarzu chrześcijańskim, m im o że chrześcijaństwa nigdy nie przyjm o w ał. Zaraz po śmierci począł der Szpik opowia dać o

(7)

swym w ie lk im lo katorze wiele fantastycznych opowieści, nie m ają cych żadnego faktycznego podłoża. O powie ści te w p r o ­ wadziły wielu bio g rafó w w błąd W 1877 r. w 200 letnią ro cz­

nicę śmierci mędrca wystaw iono Spinozie pom nik w Hadze.

N ajpotężniejszym zaś p o m n ik ie m Spinozy są jego wlaśne gen- jalne tw ory filozoficzne.

0 charakterze „?rzelioj«m“ sławo polemiczBe.

Pismo nas:e '„Przeboje m " ma być a p o lity c z n y m ... Prze­

nigdy! Gdy dojrzew ająca mło dzie ż tuż, tuż ma przekroczyć próg dojrzałości fo r m a ln e j, gdy przed tą m łodzie żą rozwija się w błyskawicznym pędzie Janoram a w y p ad k ó w politycznych - organ tej w ł a ś n i e młodzieży ma być a p o lity c z n y ? Po w ta rzam

— przenigdy!.. Bo skąd płynip to wyrzeczenie o Apolityczności

„Przeboje m '1? Z nurtów świadomości, że polityka i życie poli­

tyczne potrafi zbrukać nieskazitelnego naw et człowieka, a przedewszystkie m młodzie ńca Już w t^m rozwinięciu tkwi ostrze skierowane przeciw ko apolityczności .P rzeb o je m . o- Ittyka bruka cryste istoty — jest ona zły m — d e m o n e m , i jak to w ie m y , k rw a w y m d em o n e m życia. Czyż my, młodzież, m a m y oczy z a m k n ą ć na to potw orne zło? (Znowu przemgdy).

Pismo m łodzieży powinno być antypolityczne, a nie apolityczne.

N ie je den, gdy mu się z przed oczu usunie polityka, spyta:

„ft jakże bez p o lity k ó w uniesiemy biedę wszelką i ucisk, i uoadek m o ra ln y i nędze ciała (słowem wszelkie zło powstałe)?

J askraw o mu się n o w y środek walki ze złem uwypukl , ydy pozna, ile fałszu jest w p rz e d o s ta n ie m zdaniu „słowa wstęp- nago" Redakcji naszego pisma. „To zdanie brzmi tak: »>Bę- dziem y uczyli siebie i swoich koleg ó w tylk o miłości wszelkie go co „wielkie i ś w i ę t e / T o napozór nawet moralizatorskie zdanie kryje w sobie wielki fiłs z . W imię tego „co wielkie i święte" dla w y z n a w c ó w Islamu, prowadzili Turcy swe krw aw e wojn y, zatopiwszy ć wierć Euro py we krwi i ogniu. W imię tego „co wielkie i święte" in kwizycja męczyła nieludzko w yznaw ców i n ­ nych wiar, a Galileo Galilei musiał przed nią wyprzeć się swej u k o ­ chanej nauki. W imię tego, co dla w y zn aw có w nowych doktryn socjalnych, „wieikie i święte'* Dolszewicy k rw a w e tryzny o d ­ prawia ją po śmierci pokoju w Europie. D a jm y więc pokoj kochaniu „wielkiego i świę tego", b o t e n t y l k o w i e , c o i s t o t n i e w i e l k i e i ś w i ę t e , k t o s a m w i e l ­ k i i ś w i ę t y . M y . zaś, mali i grzeszni młodzieniaszkow ie, nie m ó w m y o tych wielkich celach, a p o ko c h a jm y nasze m a ­ łe i grzeszne otoczenie, nasze mał« i grzeszne społe czeństwo, małą i grzeszny ludzkość, ft gdy tak pokochacie i postaracie

(8)

się, żeby inni tak kochali, będziecie szczęśliwi, wy i bliźni w a ­ si, n e będzie żadnych trudności społec7rjych, a starą jędze politykę wyrzucimy za o k n o życia ludzkiego.

Lagos.

Odpowiedź kol. Logosowi.

Ponieważ autor powyższego arty kułu zaczepił pew ne w y ­ rażenia i zdania ze „S ło w a w s tę p n e g o - pierwszego numeru

„Przeb o jem ", a a rty k u ł ten b y ł p o d p isa n y przez Redakcję, p o ­ czuw am y się do o b o w ią zku odpowiedzie ć autorowi „Słowa polemic n e g o “ w tym numerze, zamieszczając odpow iedź bez­

pośrednio po powyżej w s p o m n ian y m artykule, aby czytelnikom naszym ułatwić zestawienie.

C ieszym y s!ę bardzo, że m a ż e m y przeprowadzić małą polem ikę ze „S łow em p o lem iczn em o charakterze Przebojem."

W id ać, że nasi koledzy nie przechodzą nad faktem wydania przez nas pierwszego numeru „Przeboje m" do porządku dzien­

nego, ale każde słowo tam zawarte jest przez nich p rz e m y ś la ­ ne i ocenione krytycznie. Dlatego ze szczerem z a do w o len iem piszemy niniejszą odpowiedź, sądząc, że ona zdoła przekonać i u s fo k o ić kol. Logosa, jeżeli on istotnie nie kieruje się tu­

taj ja kiem ś uprzedzeniem.

Przedewszystkiem m u s im y stwierdzić fakt, że kol. Logos po lem izu je z określeniem charakteru pismo i z przedostatniem zdanie m, które się odnosiło do starszego społeczeństwa w tym celu, aby je uspokoić, że nie powstaje pismo, które ma za zadaF^e roztrząsanie często drażliwych kwestyj politycznych chwili bieżącej. Powiedzenie, że „Przeboje m " będzie pismem apohtycznem , jest tyiko d o pełn ie nie m i wyja śnie niem określeń, umieszczonych na czele pisma: „Nauce i rozrywce p o św ięco ­ ny. Pismo nasze nie m o że mieć jakiegoś zabarw ienia poli­

tycznego, jeżeli pod to określenie będziem y podciągali stałe poglądy w kwestjach polityczno— społecznych. Kol. Logos nie zwrócił uwagi na to, że określenie „antypolityczne," n akład a­

łoby na pismo ciężkie o bowią zki i otw ierałoby pole do dale­

ko idących przypuszczeń. Określenia takie, pow iem wprost- czym łoby nasze pismo nie organem m łodzie ży poświęconym pauce i rozrywce, ale n adawało by mu pewien określony k ie ­ runek, który nie byłby niczem m nem jak politycznym. Z a g a d ­ nień a spcłsczno — polityczne traktowane n aukow o i w od p a- wiedmch granicach będzie my mogli zawsze na łamach nasze­

go pisma rozpatrywać. M y zresztą nie jesteśmy zupełnie nie­

zależni i ja ko ucznio wie średniego zakładu n au k o w eg o m usi­

m y się Uczyć, a n aw et często ulegać opinji profesorskiej. Co

(9)

do p o le m ik i ze zdaniem , że b ęd z ie m y uczyli siebie i swoich kolegów wszystKiego (nie w szelkiego jak blednie napisano w „Słowie w s tę p n e m " ) co wielkie i święte, to tutaj rzecz przedstawia się d alek o poważniej, aniżeli sprawa a p o lity c z n o ­ ści, czy antypolityczności „Przeboje m ." Autor „Słowa p o l e ­ m icznego" sięga tutaj do głębi naszych pojęć o ideałach, ana­

lizując p o w ie d zen ie o sprawach „wielkich i świętych." A u to r nie zauważył, że p opełn ił błąd odnośnie do ko ń c o w yc h zdań.

U z n a je m y sceptyczny sąd kol. Logosa, co do w spom nianych w yżej pojęć, ale nie m o ż e m y uznać twierdzenia, które tu w y ­ raźnie nie zostało w y p ow ied zian e, ale które logicznie można w y p ro w ad z ić , że powinniśm y wyrzec się id e ałó w i m arzeń o wieikości i świętości. W p o czą tk o w y ch zdaniach autor z wi- d cc z n em przejęcie,m się w y p o w ia d a walkę polityce, a wię c i ro z p o lity k o w a n e m u społe czeństwu, w k ońcow ych zaś każe kochać „mate i grzeszne społeczeństwo," „ m a łą i grzeszną ludzkość." D aje więc nam dwie sprzeczne z sobą rady. K tó ­ rą tu uznać za lepszą? B ez w aru n ko w o , że druga rada jest o wiele trafniejsza, chociaż trzeba zrobić p ew n e zastrzeżenia

K ocham y „nasze" m ałe i grzeszne społeczeństw®,* „n a ­ szą m a łą i grzeszną ludzkość," ale miłość ta powin na mieć swoje źródło we współczuciu, nie powin na być miłością bie r­

ną, ale po b ud k ą do nap raw y złego i uszczęśliwienia ludzkości.

C z ło w ie k czerp ie przeważnie soki m o raln e z tych zasad i id e­

a łó w . które nabył w młodości, w szkole. Dlatego pożądanem jest, aby m ło dzie niec kochał ty lk o to co w ie lk ie i święte, gdyż tylk o w ten sposób przygotuje sobie zapas podstaw m oral­

nych, k tó re m i będzie się k iero w ał w życiu przyszłem. D o w y ­ rażenia „wie lk ie i św ię te * nie dodaliśmy specjalnych w y ja ś ­ nień, gdyż rzeczy te zdawały się nam zbyt prostemi i ła tw e- mi do zrozumienia.

Ponieważ je d n a k kol. Logos kwestjonuje wartość tego wyrażenia, w o b ec tego w id zim y się zmuszeni dać k ró tk ie w y ­ jaśnienie. Dążenie do tego, co w ie lk ie i święte, nie oznacza

„b ujania w podniebnych, niedościgłych sferach id e ałó w ,* ani fanatycznego przywią zania do ustalonych p oglądów. J a k o sprawdzian naszych czynów spełnianych w imię tego, co

„ w ie lk ie i ś w ię te * stawiamy zasadę: „kochaj bliźniego jak siebie samego"!! D w a te pojęcia łącznie nie m o g ą nigdy s pro ­ wadzić nas z drogi prawości i dlatego nie zawie rają „fałszu*, jak się wyraził auto r „Słow a polem icznego," ale muszą sta­

nowić dla nas d ro g o w skaz życia i najważniejszą jego zasadę.

Redakcja.

(10)

Przypomnienie.

Rok 1920 wyrył się głę boko w umysłach naszych. Była to chwila, której chyba nikt nie zapom ni z tych, co nie byli głusi na głos Oiczyzny, wołającej o pom oc. Szczęśliwi, a za- razem dumni m o ż e m y być z tego, iż nam przypadło w udzia ­ le orężne wystąpienie przeciw odwie cznem u naszem u w rogo­

wi. Stanęliśmy też bez wahania, jak jeden mąż, by w y w ią ­ zać się z przypadającego na nas obowią zku, by bronić w ła ­ sną piersią tego, co jest dla nas Polaków najdroższem, co jest najwnioślejszem. Trzeci rok mija prawie jak, wypełn iw szy ostatecznie testa ment ojc ów naszych, powróciliśmy szczęśliwie do d o m ó w i oddaliśm y się z zapałem naszym zw ykłym , co­

dziennym czynnościom. T a k ,— ale zapytujem y się czy wszyscy z naszych kolegów powrócili pod rodzinną strzechę, czy wszystkim do zw o lo n e było cieszyć się z odniesionego nad wrogie m zwycięstwa? Nie, tak jednak nie jest, bo m im o to, że się głośno m ówi. rź nikt z pośród nas nie zginął, to jednak w rzeczywistości i m iędzy nami byli tr.cy, którzy ofiarnie zło ­ żyli swe życi« na ołtarzu Ojczyzny.

Cisza głucha zapanowała i nikt o nich naw et nie wspo­

mina. C zyżbyśm y d o p ra w d y nie potrafili ocenić ich poświęce­

nia? To jest wprost n ie praw d o p o d ob ień stw e m , aby m ogło się zrodzić takie zobojętnie nie w sercach tych, których los m ó g ł­

by być podobnym . Sądzę, że teri in dyferentyzm wypłynął z innych przyczyn, a mianowicie z tych, iż ci którzy polegli nie należeli do pułku, w którym była większość naszych kole­

gów, a wskutek tego nie mieliśmy d okła dnej informacji, co się z nimi stało.

Dziś już nie m o ż e m y mieć co do tago najmniejszej w ą tp li­

wości. Trzyletni okres czasu kwestję za g a d k o w ą wyjaśnił. W y ­ pada więc pomyśleć, czem i w jaki sposób uczcić pam ięć n a ­ szych bohateró w. Przykładem powinny nam być inne gimnazja, któr« imiona swych poległych w y ch o w a n k ó w w yryły na mu- rach szkolnych, a to w tym celu, by od nich się uczyły n a­

stępne p okole nia kształcącej się młodzi jak „dulce et decorum est pro patria m o ri“ . Proponuję więc, ażeby z pośród panów profesorów, u c z iró w klas wyższych i starszego społeczeństwa, wyłonił się korwitet, k tó ryb y jeszcze w ciągu obecnego roku szkolnego zajął się poruszoną przezemnie .kwestją.

Myślą i czuję.

Myślę i czuję, na pro mieniach ducha Wznoszę się ponad te ziemskie błękity Do granic świata, do nadzmysłowości...

C zu ci* m e błądzi, to gaśnie, wybucha,

(11)

G d y b a d a m myślą w m g ła w ic e spowity ś w ia t pełen tw o ró w , świat nieskończoności,

F\ gdy w te mgliste, nieznane krainy Rwą s q me myśli, gdy w ciche zaświaty

Pędzę w marzeniu — w eteru głębiny W p a d a m i patrzę na ziemi tej sżmdty:

T o chciałbym dosiąść rum aka z wichury I lotem strzały wznieść się ponad chmury, Ponad stref ziemskich o bm arle kolisko, Wpaść ja k huragan we gwiazd środowisko, Z mącić obszaru bezkresnym og ro m em , Ducha potęgą nad gruzów ich zło m e m Stanąć . . i pyłu drgające kamie nie

Puścić w ruch twórczy, w ciągłe wszechtworzenie i oto — cud . .

Marzeń i złud . . . P rawieków myśli szczyt Zajaśniał już

W promie niach zórz T u — poprzez ludzki b y t . . . M oże me słowa — to rzucane w próżnię K a m ie n ie — bez ich dźwię ku giną w toni . . . Panie, wszak los nasz w T w e j spoczywa dłoni, Ty nim kierujesz, Ty swoją prawicą

Rządzisz nad światy rzuconą mgławicą.

Spraw by te duchy m ia ły tam ostoję, O tw ó rz przed nimi swe górne podwoje!

A wtedy lęk, Ludzkości jęk

Nie przejdzie p r/e z T w ó j próg . . . Przez życia wir,

Przez sm utków kir Poznają żeś Ty Bóg ! I ! O więcej, więcej litosnych promieni Rzuć na tę przystań grzechu i pokuty, Stojącą w morzu bez kresu i końca . . . W y d o b ąd ż duszę z pośród piekła cieni, O sw o b o dź ducha, gdy niemocą skuty, Daj więcej światła promieni i słońca Boże, wszak T w o ja wszechmocna potęga W szystko tu może . . a T w e w ła dne ramię Sięga do światów czarownego kręga,

Pozostawiając wła dzy T w o je j znamię . . . Mógłbyś swej mocy chociaż cząstkę jedną Rzucić na ludzkość . . . z n ę k a n ą i biedną,

(12)

i

12

Pragnącą życia, pragnącą w wieczności Choć odrobiną z T w o je j szczęśliwości;

ft w tedy może tego świata dziwy O miłosierny Boże, i straszliwy,

Będą nam szczęściem, weselem, radością.

Serca ku Tobie przepełnią miłością . . . T am gdzie T w ó j tron

T am hym nu dzwon

Wciąż chwałą będzie brzmiał, A jego dźwięk,

Zgłuszywszy lęk,

Serc ludzkich ry tm y grał . . . Kutno, dn. 2 5 /Y II 21 r.

Do P ie ś n i.

Graj Pieśni, dzwoń pieśni W anielski ton,

Niech z wieży kościoła D zwię czny brzmi dzwon ! Niech polne koniki Cicho nucą,

Niech brzozy płaczące Gną *ię i smucą 1 Niech roje pszczół złote Srebrnie brzęczą . . .

— Mień w barwy się pieśni, B łyskaj tęczą ! I

Niech zabrzmi pieśń srebrna W spiżowy dzwon,

Niech pójdzie po świecie Anielski ton !

Niech pójd zie pieśń srebrna W z a m d lo ną dal,

Niech przędzą osnuje, Stłum i ból i żal ! . . .

B o r o w ik , kl. IV.

Płock, d. 8. V. 1921 r.

(13)

ZE SZKOŁY i ŚWIATA.

R U C H S P O R T O W Y . Wiosna w cały m majestacie zbliża się do nas w szybkiem t e m p i e i wysyła naprzód silne p r o ­ mienie słońca, aby obudziły śpiących.

Jakoż przyroda zaczyna budzić się do życia, a tysiące niebieskich śpiewaków głoszą ziemi pieśń razkoszy i wesela, napełniają duszę czło wie ka ja kiem ś dziwnem nieprzepartem pragnieniem życia i szczęścia, a myśl ludzka wylatuje gdzieś w zaświaty, w bozkres. T e ra z dopiero zdaje sobie człowie k sprawę z tego, że życie jego w okresie z im o w y m snem był®, że dusił się w zim o w ej m artw ocie nie ty lk o fizycznie, ale i duchowo. Aż oto słońce rzuciło swój życiodajny czar na lu- dzi, zbudzili się oni i poczuł', że szybciej płynie im krew w tętnicach i silniej bije serce. Pomiędzy innemi objaw am i nowego wiosennego życia sporty wogóle a footbal w szcze­

gólności zajm uje je dno z pierwszych miejsc, zwłaszcza, ze z a ­ interesowanie się tym spertem jest powszechne, a uprawianie go wchodzi w nałóg. Wystarczy zaobserwować nie które klasy, niechętnie dość uczęszczające na lekcje gimnastyki, że o b e c ­ nie każdą wolną godzinę, nawet pauzy wyzyskują na u rz ą d z a ­ nie meczów. Koledzy, którzy czuli wstręt d® ćwiczeń g im n a ­ stycznych, dziś są najzacieklejszymi zw ole nnikam i foetbalu i m eczów. Oczywiście, że piłka nożna wyrabia n ie tylk o sprę­

żystość mięśni nożnych, ale i szybkość decyzji, sprawność działania a przedewszystkiem spaja niejako członków jednej partji we wspólnej myśli i działaniu.

Jed n ak gra w piłkę nożną ma w sobie wiele wad i trze­

ba bardzo um ie ję tnie w tej kwestji postępować. Przedewszyst- kiem nie należy wprost dawać footbalu młodszym chłopcem i o klasy Ili włącznie, gdyż przem ęczenie p o w oduje cz^ t o bardzo smutne następstwa, F\ o przemęczenie w grze w piłkę nożną nie trudno. Kiedy już dwie partje rozpoczną grę, to wszystkie siły wytężają, aby dopiąć celu. W y ra b ia się więc niezdrowa konkurencja, która często pnczy charakter człow ie­

ka i m oże zaciążyć na jego przyszłem życiu.

W roku zeszłym najwięcej żywotności w y ka zał Harcerski Klub Sportowy „K utnowia nka". Praw d o p o d ob n ie i w tym ro­

ku H. K. S. będzie urządzał mecze, które tak licznie były n a ­ wie dzane przez publiczność Kutnowską.

U nas jed nak w szkole wartoby pomyśleć oprócz fo o t­

balu i o innych sportach mniej męczących i wyczerpujących, a równie pożytecznych i miłych. *

WYCIECZKA DO KOLA I K O N I N A . Z wiosną I w ruchp wycieczko­

wym widać p#wne ożywienie. Na najbliższy przyszłość po świętach zapo­

wiada się wyciłczka naukowa do Kola, Korfinn ewentualnie I innych nich'm iast. Wycieczkę organizuje p. fttof.' Urban w celu zwiedzenia fabryki fajans*, Bliższych Jednak wl*<tomei«i/fe de taj.w y«la«ki b»ak,

(14)

— 1 4 —

TERMIN EG ZA M IN Ó W MATURALNYCH. Dowiadujemy się z Dyrekcji (jinpmzjum , że agzaminy maturalne w tym roku odbędą się w drugim t<?r- m in i* t. j. koto I I czerwca, koniec zaś egzaminów koto 21 czerwca.

• ^ [ ^ A SPRA A/A. Bezpośrednio Po św. Bsżego N. wywieszono na drzwiach skiepiku szkolnego ogłoszenie, że jest on zamknięty z powodu r DCZr,K^° S?.\SU ,elT13r,entu (to samo ogłoszono i w naszym miesięczniku

„Przebojem ) Dzięki Bogu już trzeci miesiąc upływa w nowym roku, a spi­

su jeszcze nie ukończono widocznie, gdyż mimo licznych nalegań sklepiku dotąd nie otworzono. Istotnie jast to opieszałość wprost karygodna. Ucz­

niowie muszą kupować zeszyty, ołówki, farby i inne m aterjaly na mieście, naturalnie drożej i w gorszym gatunku, ,gdy w szafie sklepiku jest pełno materjatu, tylko niema kto sprzedawać. Trudno przypuścić, aby się nikt u nas nie znalazł, odpowiedni na stanowisko sprzedającego. Najwyższy czes, aby Zarząd Br. P. wejrzał w tę sprawę i przynajmniej na tej dradze istotnie pomagał w czemś kolegom.

FERJE ŚWIĄTECZNE. Ferje wielkanocne rozpoczynała się 27/111 po­

południu i trwać będą do 9 ew. 10 kwietnia włącznie.

Z HUFCA HARCERSKIEGO. Komenda hufca harcerskiego w Kutnie denosi nam, iż Komendantem Hufca ®d dnia 17 lutego 1923 r, został m ia­

nowany p. prof A. Krajewski, przyboczuym Hufca F. Pietrzak.

Rozwiązanie łamigłówki i szarady z 3 zeszytu „Przebojem".

, Dobre r®związanie nadesłali: Lelewski kl, 3. Brzozowska Irena, Du­

dziński kl. 4. Kurski kl. 4. Sowiński kl. 4. Morawski, Tatar, Śmiechowski, Kezimierowicz, Dąbrowski, Ciechowicz.

Nagrodę wylosował Śmiechowski z Syndykatu.

KURS DLA INSTRUKTORÓW SAMOPOMOCY. W dniu 7/IV odbędzie

|<f (5Z* W'C staraniem Związku Samopomocy kurs jednodniowy dla Zarząd „Br. P.“ w naszem gimnazjum wysyła na ten kurs dwóch de­

legatów z pośród uczniów.

KOMUNIKAT. Oqólny wiec rodzicielski w sprawie budowy sali gimna- sycznej naszego gimnazjum odbędzie się dn. 8 kwietnia o godz. 1-ej w po­

łudnie w sali gimnazjum a nio w teatrze. Spodziewamy się. że w tym wiecu wezmą udział nietylko wszyscy rodzice lecz i szersze koła społeczeństwa.

Interesującego się wykształceniem młodziezy. Sprawa bardzo ważna. Jeśli bo­

wiem nie będziemy mieli sali gimn., to czeka nas z początkiem przyszłego roku zamknięcie klasy pierwszej lub zwinięcie nauki gimnastyki we wszyst­

kich klasach, a jedno i drugie byłoby wielką krzywdą dla szkoły. Uznajemy zabiegi i starania p. dyr. Kostry około rozbudowy i ulepszenia naszej u- czelni, ale widzimy, że najlepsze jego zamiary nie mogą stać się czynem wobijc ciężkiego położenia skarbu państwa. Nietylko nasi rodzice ale 1 ca- S?i°’ P °'v'* t u Kutnowskiego powinno czynnie poprzeć piękne

, n asi®^° Dyrektora. Żleby to świadczyło o kulturze naszego powiatu,

§ dyby jednej szkoły średniej n e mógł wystawić i należycie wyposażyć, poradyczne objawy ofiarności budzą w nas lepszą nadzieję. Oto W. P.

Zawadzki wspaniałomyślnie ofiarował dwie morgi ziemi pod ogród szkolny, w . P, Chełchowscy kilkadziesiąt drzewek owocowych, a Zarząd Dóbr Kroś­

niewice w osobie W. P. Murzynowskiego sto drzewek parkowych. Szlachet­

nym ofiarodawcom składamy serdeczna podziękowanie. Vivant segOentes 11

K R O N I K A .

D E K L f t M f t T O R . Dniii 2! lutego b. r. przybył do nas p.

prof Dulęba, deklam ator, którego mieliśmy sposobność p o ­ dziwiać już raz przed 3 ma laty. Uczniowie wysłuchali dekla - iDICji W dwpęłł p * r łj* ę h , ^ J i i e l n j e klasy 'starsze i

(15)

15

W y s tę o swój dzieli pan D u lęb : na d v i e części. Najpierw wygłasza utw ory o treści poważnej, patriotycznej, dru§ą część s ta n o w ią deklam acja lżejsze o formie żartobliwej i satyrycznej.

Z n ak o m ita d ykc;a i m odulacja głosu or;>z rmmika twarzy, m i­

m o podeszłego wie ku o. 0 . zyskały m u uznania i huczne brawa.

Przyjazd jogo stanowi bardzo mile urozmaicenie wśród nasze go szarego, szkolnego życia.

T y m razem z działu poważnego usłyszeliśmy: z „Paoa 3:slcera w Brazylji" — K o n m n ic k ia i — „Kazanie" „CJenerał So wińsk:", „B itw a pod Racławicami" i „Kwiczoł" Z działu w e so ­ łego d ek la m o w ał p. Dulęba: G a w *le w ic za .R o z m o w a 0 mio kia siity z pann:} a balu" (jes to satyra na prostactwo i niewyro bieńie towarzyskie kobiet). Rodocia — „Satyra" i inne.

SEANS M AG IC ZN Y. Dn a 22-111 wszyscy uczniowie za o- płatą 400 m k , ń- 5-ej le k c ji uczestniczyli w seansie magicznym, który urządził p rz y b y ły z W arszaw y p. N. Na wstępie zaznaczył on, że będzie p o ka zyw a ł różne dziw y, jed nak bez pom ocy sza­

tana lub innych zlłziemskich, nadprzyro dzonych sił, jak sądzą ludzie nieświadomi. W szystkie eksperymenty magiczne polegają t y lk o na zręczności palców. Najpierw byliśm y świadkam i stwa­

rzania czegoś z niazego, następnie zmiany materji (pao ier w c h u ­ steczkę jedwabną, woda w k o n fe tti i t d ) Dodać jed nak nale­

ży, że wszystkie owe cuda robiły się po kilku manipulacjach czarodziejską laseczką, która nawiasem m ówią c była znacznej grubości i chybn tylko kształtem przypominała laseczkę a raczej pałeczkę. Na po m o cn ik ó w zaprosił p. N. dwu młodszych kole­

gów. Z nimi w y p ra w ia ł m agik now e dziw y. I tak, pieniądz, k tó ­ ry przez chustęczkę trzymał „pan S tanisław w palcach, zniknął w zagadkowy sposób i wreszcie z n a la /ł się w nosie pomocnika.

Bardzo ciekawe b y ły manipulacje z kilkunastu kołami mosiężne- mi. N ajwię ksze j e d n i k zaciekawienie wzbudziła zamiana kulki .p a p ie ro w e j w sześć b u d n ik ó w , w ycią g a n ych kolejno ze starego

cylindra.

O S O B IS T E . Pan D y r e k to r Kostro powrócił dn. 17-111 z kuracji i obj^ł urzędowanie.

P O D Z IĘ K O W A N IE Zarząd Br. P. składa serdeczne p o ­ d zię kowanie Szanownem u panu Danglo wi z Bielawek, za p o ­ wtórną hojną ofiarę 50.000 m k na rzecz powyższej instytucji.

O B C H Ó D K O P E R N IK O W S K I. W sali teatru miejskiego w dniu 16 marca b. r. odbył się staraniem „Br. P.“ przy Gimna zjum wieczór muzyczno wokaln y ku cuci M ik o ła ja Kopernika.

Początek o godz 8 tn. 15 wiecz. Frekw encja słaba

Program wieczoru poprzedził .referat kolegi Zaczkiewicza, który w krótkich I dobitnych słowach skreślił sylw etkę naszego astronoma — ganjusza Następnie chór uczniowski i orkiestra n *p rzq m i« n pepis ywały siq ro jjr§m am i

(16)

Wreszcie kol. Starnawska wypowiedziała wiersz D eo tym y o Koperniku, nagrodzony hucznemi oklaskami. Program z a k o ń ­ czyła orkiestra 37 p. p. pod batutą p. Rulca, najlepiej wywiąza- ca się zawsze ze swej roli.

W IE C Z Ó R U R O C Z Y S T Y Z O K A Z J I IM IE N IN M A R S ZA Ł K A P IL S S D S K IE G O Koła Inteligencji Kutnowskiej urządziły wspól­

nie z garnizonem 37 p. p. w dniu 19 marca z okazji imienin Marszalka Józefa Piłsudskiego wspaniałą akademję. Sala kina Moderne już przed godz, 8-mą szczelnie była wypełnioną publicznością.

Program rozpoczęła orkiestra odegraniem H ym nu N aro­

dowego Działalność Józefa Piłsudskiego, jako wodza legjonaw, a potem W o d za Naczelnego i Naczelnika Państwa na tle panu­

jących stosunków skreślili: pp. Strzeżysław Bowbelski i poseł dr. Polakiewicz,

Wieczór zakończył sią śpiewem artystki opery petersbur­

skiej, deklamacją p. Jyrektorowej Kostrowej oraz występa­

mi chóru nauczycielskiego i orkiestry 37 p. p.

Z E B R A N IE R O D Z IC Ó W . Dnia 25-111 odbyło się w G im ­ nazjum okresowe zebranie rodziców. Frekwencja słaba. Z eb ra ­ nie uchwaliło dopłacać do wyznaczonej przez rząd sumy 20 000 M k za zużycie m aterjałó w szkolnych po 9.000 od każdego ucz­

nia

Ogłoszenia.

Komanda Hnfca Hąrcerskiego w Kutnie podaje d * wiadoścl Sz. Sz.

Kolegom i Druhom, iż zbiórka srebra na lilijkę do sztandaru odbywa sią codziennie na dużej pauzie w izbie l-aj d-ny.

* # *

Zarząd Bratniej Pomocy zawiadamia swych członków, że sklepik ucz­

niowski l powodu rocznego spisu ramanentu będzie zamkniąty aż do odwołania.

* * *

W sprawie prenumeratorów należy się rwrócać do kol. Filipowicza li*

słownie (Adres; Kutno Gimnazjum Męskie), albo osobiście w szkole podczas każdej pauzy,

* *

Wszelkie sprawy administracyjne załatwia kol. Filipowicz w szkole!

sprawy kancelaryjne w niedziele i święta między godz. U a ł-szą.

* * *

Redakcja poleca zdolnych korepetytorów dla każdej klasy i dla wszystkich przedmiotów,

Adres Redakcji I Administracji:

ul. T. Kościuszki, Gimnazjum Państwowe Męskie.

Ri-daktorzy: Odpowiedzialny W. BLOCH Wydawca: Zarząd Bratniej Po E. FILIPOW1C?. mocy w osob. prof. URBANA Druk <)■ Cflk(Wiki«fo w Kutoia,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Urojenie w jego umyśle tak splotło się z rzeczywistością, jedno tak zasłoniło drugą, że przedstawiciel tego typu, nawet mimo chęci najlepszej, nie zawsze

listych pól małą dolinę, którą przecina strumyk. Cała do- ła dolina porośnięta jest tr&amp;wą i zdała nie przedstawia nic nadzwyczajnego. Zeszliśmy na dno

Na taki stan rzeczy składają: się brak taniego kredytu, mała wydajność robotnika z powodu najkrótszego na świe- cie tygodniowego czasu pracy, ale również

Sarmatyzm jest nietylko satyrą na społeęzeństwo szlacheckie czasów saskich Nietylko wytyka wady dzikiego sarmatyzmu, lecz również przez ukazanie typów dodatnich,

Pociąg posuwa się w olno, ślizgajac się ja k wąż po zboczach zielonych wzgórz,, Do wzgórz przytulają się schludnie zabudowane w io ski i folw arki, bielą

zacyjnych, w których m ogłaby znaleźć rozrywką, zdrowy ruch, dopełnienie wiedzy i wreszcie oparcie w pracy samo- w ychow aw czej. A jednak młodzieży to nie

ro po dłuższym czasie dla stwierdzenia, czy chleb zapleśniał. Przynosi go gospodarzowi najdzielniejsza ze wszystkich żniwiarek, zwana przodownicą. Ten wieniec

Po odczytaniu referatu wywiązała się dyskusja nad kwestją, czy należało uwzględnić w odczycie kwestję polityczną, następnie zwrócono uwagę nia metodę