• Nie Znaleziono Wyników

Przebojem. R. 1, z. 3 (1923)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przebojem. R. 1, z. 3 (1923)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

I I f

PRZEBOJEM

MIESIĘCZNIK UCZNIOWSKI POŚW. NAUCE i ROZRYWCE.

g a i~i'b sYiYa s 'TaTe Ya YaYsY YbYiYpYi Yli»i a m u s bYsYb 5 9 Tb

KC ITN O N f t D O C H N ią , DNIfl 15 MflRCrt 1923 ROKU.

g»Tia i i g i-B t Y sT m s a nfiTs a m s i gi 11 aYaY iY i Y Y ii b'sib

) R O K I. | CEHR 600 MK. Z PRZESYŁKĄ 700 MK. 1 ZESZYT 3. |

TREŚĆ ZESZYTU 2-ego. Mikołaj Kopernik. Harcerstwo wobec zadań wy­

chowania narodowego. Ogłoszanie. Wilk w opalach. Morze polskie. Ze szkoły i świata. Kronika. Kącik humoru. Odpowiedź Redakcji. Łamigłów­

ka. Myśli. Ogłoszenia.

Mikołaj Kopernik.

(1 47 3 — 1543).

Mikołaj Kopernik urodził się w Toruniu, który znajdował się wówczas pod berłem polskiem O jciec jego, również M iko­

łaj, przeniósł się do Torunia z Krakow a, gdzie rodzina Koper­

ników należała do znanych rodzin mieszczańskich; członkow ie jej piastowali róż-ie urzędy m iejskie i zajmowali się rzem iosła­

mi. Do K ra k o w i rodzina Koperników przeszła prawdopodobnie ze Śląsk a (a w ięc ziemi również polskiej) z osady, noszącej nvano Kopernik, która do dziś dnia na Śląsku istnieje, a w y ­ m ienioną była już w wieku X III. W Toruniu ojciec astronoma o ie n ił się z Barbarą W ajselro d ów ną, pochodzącą z zamożnej szlachty pomorskiej, i przez c z p s dłuższy zajm ował urząd ła­

wnika. Brat Barbary, Łukasz W ajselrod, był biskupem w arm iń­

skim. O dzieciństwie przyszłego astronom a nic prawie nie wiem y. O jciec odumari go dzieckiem, w ychow aniem jego o- raz starszego jego brata Jędrzeja zajął się biskub warm iński.

Po ukończeniu szkó.ł w Toruniu, M ikołaj Kopernik został w ro­

ku 1491 w ysłany przez y iija do ftkadem ji Krakow skiej, gdzie przez dwa h ta studjow ał m edycynę oraz nauki m atem atycz­

ne zajm ował się też malarstwem.

Je d n y m z profesorów flkadem ji był W o jciec h z Brudze­

wa, znakom ity astronom i m atem atyk, którego w ykład ściągał do Krakow a młodzież z Czech, W ęgier, Niemiec, a nawet ze Szwecji; w yw arł on pra"'doDodobnie w p ływ na dalszy kieru­

nek m yśli Mikołaja. W r. 1493 pow rócił Kopernik na Pom orze i powziął m yśl, aby siadem wuja obrać zawód duchownego.

(2)

— 2 —

otr.

<5>

c<**

|

O ?

j -3 Ł.7 1

O m

jJL»i

ca '.-51 ta0 C0 * ^

1 L —

W ow ych czasach zawód ten najbardziej sprzyjał badaniom naukow ym , zapew niając spokój i niezależność; wielu p rofeso­

rów, lekarzy, poetów i filozofów naieżalo do stanu d uchow ne­

go. W r. 1495 udał się>Mikołaj do W ło ch dla w ydoskonalenia się w m edycynie i filozofji. Na uniw ersytecie w Padw ie za­

pisał się do albumu Polaków ; z Pad w y robił częste wycieczki do Bolo nji, gdzie zajm ow ał się obserw acjam i astronomiezne- mi razem za znanym w ów czas astronom em Dom inikiem Ma- rys z Ferrary. W r. 1499 doktoryzow ał się w P ad w ie z filozo­

fji i m ed ycyn y. W tym czasie biskup warm iński m iano w ał obu sw ych siostrzeńców kanonikam i i w yjednał u kapituły fundu­

sze na dalszą ich edukacje; to też po krótkim pobycie w k ra ­ ju M ikołaj wraca do W ło ch , gdzie, przedstaw iony przez D o m ini­

ka z Ferrary papieżowi Aleksandrow i VI mu, otrzym uje kate­

drę m atem atyki i astronom ji w Rzym ie. Podanie głosi, ie w y ­ kłady jego cieszyły się liczna frekw encję; pom im o tego po-

; w raca on w r. 1503 do Krokowa, gdzie przyjmuje święcenia kapłańskie.

W czasie pobytu we W łoszech Kopernik, prócz w y d o sk o ­ nalenia się we współczesnych mu m etodach badań astronom i­

cznych, miał sposobność zetknięcia się z literaturą starożytną i taorjam i uczonych greckich, dotyczącem i budowy świata. Tu j u i szukać należy narodzin w ielkiej idei o obrocie ziemi i eiał niebieskich, która zapewnić miała Kopernikow i nieśm iertelność.

W epoce przed Kopernikiem wszechwładnie panow ał w nauce astronom icznej system Ptolom eusza, system geocentryczny, t.

j. przypisujący ziemi centralne stanow isko we w szechświecie.

Ptolem eusz, urodzony w Egipcie,\ żył w Ałeksandrji w II. w.

po Chr. Cijął on w system spostrzeżenia dawniejszych astro­

nom ów , g łów nie H ipparcha. Księga jego w r 827 została prze­

łożona na język arabski i znana jest pod arabską nazwą Alma- ,estu. W ed łu g księgi tej, nieruchom a ziemia znajduje stę środku wszechświata, a dookoła niej po epicyklach krąży księżyc, słońce i planety. E p icyk le te b y ły to linje krzywe tak skom p likow an e, ie sam Ptolem eusz miał się wyrazić, że .ła t­

wiej chyba poruszać planety, niż pojąć ich ruch złożony*. Sta­

nowisko Ptolom eusza tłum aczy się stanem pojąć mechanicz­

nych w jego epoce, które ograniczały się do teorji ruchu A rystotelesa. W ow ym czasie w filozofji panował kierunek perypatetyczny, zapoczątkow any przez Arystotelesa, a w y p a ­ czony przez niektórych jego następców. W zastosowaniu do fizyki zw olennicy tego kierunku trzymali się m etody deduk­

cyjnej. W ych od ząc z pew nych założeń lub hypotez wyjętych z dzieł Arystotelesa, w ysnuw ali z nich drogą sylogizm ów pe­

wne wnioski, jak zjawiska pow inny zachodzić w przyrodzie?

wniosków tych jednak nie sprawdzali doświadczalnie. Prócz tego przy wyjaśnianiu zjawisk posługiwali się pojęciom „wian-

(3)

ności ukrytych , Na zapytanie no dlaczego m agnes przyciąga żelazo, fizyka peryoatetyczna daw ała mni<*j w ięcaj następującą odpowiedź: w obecności magnesu substancja żelaza nabiera pewnej własności ukrytej i naturą te] zdolności jest przycią­

ganie żelaza do magnesu. Ja ło w a te m etod y nie m ogły zado- w®lić późniejszych uczonych Ó w cześni astron om ow ie i m a­

tem atycy zwalczali pr/eto teorje obrotu ziemi, które istniały już przed Ptolem euszem . M iały one być pochodzenia egipskie- fl* i rozwijane: b yły przez Pitagorasa (582— 500 przed Chr.) i filozofów greckich szkoły pitogorejskiej. Z temi pog odami daw nych astronom ów zapoznał się M ikołaj Kopernik we Wło-

* szech.

Po p ow rocie z W ło c h w r. 1503 Kopernik os>'adł w K ra ­ kowie. Zaw iązał stosunki z uczonymi, którzy g r o n id z ili się koło flkadem ji K rakow skiej, i tu również w r. 1507 rozpoczął sw aje w ielkie dzieło „O obrotach ciał n ieb ie sk ich "..

W r. 1509 biskup Łukasz W ajselrod pow ołał go do W arm ji, do Franenburga, gdzie odtąd przez lat 33 stale prze­

bywa. biorąc, obok zajęć naukow ych, czynny udział w sp ra­

w ach publicznych.

W r. 1523 został w yb ra n y na adm inistratora diecezji i bronił kapituły od zakusów krzyżackich. W r. 1526 op racow ał na żądanie króla Zygm unta Starego rzecz „D e optim a m one­

ta cudenda", zaw ierająca projekt uregulow ania kwestji m enni­

czej na Pom orzu.

K o ło roku 1526 Kopernik zdał rządy kapituły Ferberow i, sam zaś oddał się znowu m ed ycyn ie (bezinteresow nie lecząc i w spierając ubogich) ornż astronom ji. Przy kościele Frauen- burskim zbudował obserw atorium ; drugie mniejsze obserwa- torjum astronom iczne m ia ł na wsi w O bertynku, k t ó r y wziął w zarząd ©d kapituły. Dorn m ieszkalny w O bertynku, urząd ił Kopernik odpow iednio do pracy naukowej.

Tu dojrzała wielka idea Kopernika. Nie spieszył się jed ­ nak z ogłoszeniem jej. Nie chciał się narażać na zatarg z W a ­ tykanem , gdyż twierdzenie jego w yd aw ało się sprzecznem z brblijnem pow iedzeniem Jo z u e g o „S tó j sło ń ce", władze zaś Kościoła katolickiego, narażona w tym czasie na w alkę z re ­ form acją, m ogły w -idei jego dopatryw ać się now ego odszcze- pieństwa. Je d n a k treść id e i jego, rozchodząc się d r o g ą pry­

watną, dotarła do uczonych zachodnio europejskich (Erazm a z Rotterdam u) i do Rzymu, Kopernik w r. 1536 odebrał o d Kar dynała M ikołaja Schenberga z Rzym u list, zachęcający go do ogłoszenia dzieła drukiem. Liczeni niem ieccy wysłali w r, 1539 Je rz e g o Rethika, profesora m atem atyki z W ittenbergu, do K o ­ p e rn ik a ,^ którego spędził on czas pewien, zapoznając się z treścią jego dzieła. W r. 1540 Rathik ogłosił drukiam stre-

(4)

szczenią trzech pierwszych ksiąg dzieła Kopernika. W reszcie Kopernik, ulegając nam ow om przyjaciół, zdecydow ał się na w ydanie swego dzieła i n a p s a ł przedm owę do papieża P a ­ w ła lii.

Papież, znawca m atem atyki, d s d y ta c jn orzyjął i w nauce Kopernika nie widki&ł błędu. Dopiero w r. 1616 została ona potępiona pr;ez kongrcgację lndeksu'(pism a Kopernika zostały skreślone z Indeksu w r 1835). D z itło Kopernika drukowane b yło w Nt-vyrr.L;erdze, zgięli się niem uczeni niem ieccy Osian- dgr I .Jan Sclv> ner'i pierwszy, jego egzemplarz przesłali do Frauenburga d og oryw ającem u antorowi.

Dzieła „D o rewolutionibus orvbium co sle stiu m ” pisane b y ­ ło po łacinie. Treść jago dzieli się na sześć ksiąg. Zaw iera ono z dzisiejszego stanowiska nauki pew na błędy (K opernik p rzypisyw ał naprzykład planetom bieg kołow y), błędy te za­

stały w następstwie popraw ione p rze: Kepplera. W ie lk a idea * Ko -»rnik:i zapłodniła u m ysły późniejszych badaczy ' dopro­

wadziła w dais?vj konsekw encji tlew tona do odkrycia ciążc- nia powszechnego.

O orzyrodzie Kopernik mówił, że „n ajw łaściw iej jest p o­

stępow ać za przezorną wrzyrodą, która najm ocniej się strzegła tworzyć coś zbytecznego, lub nieużytecznego, a często jedną rzecz obdarzyła w ielorakiem i skutkam i."

H. Urban.

Harssrstwo wobas zadań \a y ta a rsia naroilcwgoo.

Na podstaw ie książek o H arcerstw ie d hów:

P aw ełka i W oronieckiego.

Sto lat mija od chwili, qdy n* U niw ersytecie W ileń sk im tlić się zaczęły płom yki filofnackie, krzesane przez młodzież, by rozjaśniać drogi ku szczęściu O jczyzny w iodące.

S to lat mija od chwili, gdy w blasku tych prom ieni rzu­

cono hasła .O jczyzna, nauka, cn ota". I nic to, że przemoc stłum iła przedwczesne ow o zarzewie, że hasła brutalnie stłu­

m ione, nim zabrzmieć m ogły w ten pełny; — w yryło je po latach harcerstwo.

Nam to harcerzom polskim przypadło w udziale dzie­

dzictwo filaretów. Naszym obow iązkiem — w ych o w ać obyw a­

teli, którzyby stali na straży Znicza, i nie pozwolili mu zgasnąć I baczyli czy nie zasuwa się dym am i, złem podsycany pali- w tm .

(5)

Na um o tyw ow an ia, że harcerstw o zrozum iało tej sp uści­

zną duchow a, przytoczę u ryw ek z r>:sma harcerskiego z 19i>.

r , w którem autor tak określa zadania harcerzy: „M a m y p o ­ siąść spraw ność i nieu;traszoność przodków — rycerzy, zd o l­

ność i sam orządność w pośw ięceniu, ja k ą mi.-li m ęczennicy polscy, ale przy tern w szystkiem ; m 1) :;imy s'ę opasać twarde, nieustępliw ą obręczą o b y w a la h k .j. M u w n y w-yluzować / na ry polskiej sam ow olę i jednostkow e sobkost "o , luzacką, n>- usłuchliw ość i nieporadność. Mu/, my! B o k M y z n«s ma być b u do w n :czym i zołnierzem o d r^ i- m in O jczyzny*. C ały szerru zasłu żonym uczonych, znanych z działalności na niw ie w y c h o ­ w ania narodow ego, jak: St. Pigoń, Masonius, Ks. Lutosław sk i, widzą w H arcerstw ie potężny czynnik O drodzenia, n aw ołując do popierania jego zadań.

Szkoła i Skauting, to d.wa systetny w ych o w an ia, różne zasadniczo, ale blisk>e życiow o. H.v carstwo bezw arunkow o podporządkuje się s z k rl* i ustępuje jc*j d zU ł n ajw iększy — rozwój u m ysła w y, ale nie rnożs jej w c -łości ustc wić ani roz­

w oju fizycznego, ani m oralnego w znaczeniu bu dow ania cii.

rakteru. Zadaniem szkoły jest dać sw ym w ych o w an k o m w ie ­ dzą, zdrowie, charakter — ale d^je przeważnie wiedzę, zd ro­

wia nie daje, tylko go odbiera. Po d p o w ia d a n ie , d onosicielst \ o.

ściąganie, oto grzyby szkolne która dodatnio na charakter me w p ływ ają. M am tu na m yśli d^wną ro syjską .uczelnie*, w szko­

le polskiej coraz m niej takich środków .

Szkoła w ych o w u je nas w atm osferze ciągłego p rzygoto­

wania się do lekcji, w ychod zim y z niej, nie w ynosząc ani d z id - ności oni e n e rfji, ani zaradności i przygotow ania się do życia, H arcerstw o aaje nam czyn natychm iastow y, bo w ych o w u je lu cizi do czynu.

Dzieło Baden-Pow ella, w yro sło pónad pierw otne za m ie ­ rzenia. N ieb yw a ła fala entuzjazm u i zapału do now ego syste ­ m u zalała nietylko W ie lk ą B ry ta n je i jej kolonią, lecz i świat cały. S ystem to śm iały z nieb yw ałym rozm achem i pew nością siebie staw iany, ale niekoniecznie now y dla nas Polaków . Ma polu w ych o w a n ia m łodzieży zamsze staliśm y w yso k o i p atrzy­

liśm y na tę spraw ę odpow iednio Z dum ą w spom nieć m oże­

my, m yśm y to właśnie mieli pierwsze w. Eu ro p ie m inisterjurn oświaty w postaci Kom isji Ed u kacyjn ej.

W tym że czasie m ieliśm y słynną szkołę rycerską, z któ­

rej w ysz«dł Kościuszko. W ied ząc „że takie są dzieje narodów , jakie ich m łodzieży chow anie* — staraliśm y się, ab y ono było jak najlepsze, ow iane duchem patrjotyzm u i szlachetności.

Tą drogą kroczyliśm y zawsze, ten typ chłopca, którago c h cie ­ liśm y w ychow ać, stoi naw et wyżej, niż angielski typ Skauta.

W eźm y wiersz Pola .W staw a j rano — sypiaj twardo —

(6)

Hartuj ciało — jadaj miernie — Z bólem łam sią t młodu hardo — I dochowaj słowa w iern ie".

Te ujęcie jest bodaj wyższem duchowo od angielskiego, a uderzając w struny tradycji, przemawia jak głos historji i du­

cha rycerskiego narodu.

Ostatnim pn.wie dziełem Sienkiew icza jest cenna powieść dla młedzieży: „ W pustyni i w puszczy". Pisarz, m ający tyle poważnych dzieł za sobą, u szczytu swej światowej sławy, pi­

sze książką, której bohaterem jest kilkunastoletni Staś Tarko w ­ ski.

Staś Tarkowski na tle tej powieści rysuje sią jako w y ­ marzony do najdrobniejszych szczegółów harcerz polski. Ten, któ­

ry w dziw ne'* przeczuciu przyszłych aspiracji młodzieży p ol­

skiej dał nam harcerza polskiego, pozostawił nam także w doskonali m sform ow aniu podstaw ow e niedom aganie w sp ół­

czesnego w ychow ania, którem u właśnie harcerstwo chcą zasadzić.

W wieku X IX zdrowy instynkt ' zachow aw czy m łodych pokoi ń zaczął coraz silniej w ysuw ać najżywotniejsze postu­

laty codziennego życia i szukać now ych dróq do ichu zaspo­

kojenia.

Je d n y m z najsilniejszych przejawów tej reakcji życiowej jest skauting W y ro s ły z gorącego serca B id e n Paw ella, zna­

lazł doskonale przygotow any grunt u m łodzieży tak, że dziś liczy w sw ych szeregach setki tysięcy chłopców i dziewcząt we wszystkich już niem al krajach cyw ilizow anego świata. M ło ­ dzież bardziej niż kto inny odcruw ala niem oc doktryn peda­

gogicznych ostatnich w ieków ; niezdająs sobie całko w icie spra-.

w y z tego, gdzie tkwi błąd, przeczuwała niejako, ie w y ­ chow anie nie może ograniczyć sią do gadania i moralizowenia, do zakazów i kar, lacz ża jest ono przedewszystkiem zależne od środowiska, któreby ujęło jednostką w pewne karby or­

ganizacyjne i bez m orałów, sam o sw oją atm ssferą nadaw ąło m łodej i niewyrobionej jeszcze woli stałe pobudki do czynu.

To właśnie przyniósł Skauting On wezwał młodzież do tworzenia, przy w spółudziale starszych, własnych ram organi­

zacyjnych, w których m ogłaby znaleźć rozrywką, zdrowy ruch, dopełnienie wiedzy i wreszcie oparcie w pracy samo- w ychow aw czej. W stęp u jąc samorzutnie i bez przymusu w szeregi harcerskie, młodzież rozumie dobrze, że postawione jej zostaną poważne w ym agania m oialne O w iana najwyższemi Ideała ni n rło ści Bog a i O jczyzny atm osfera środowisk harce- cersk ch mn bardzo wyraźne cele w ychow aw cze, z którymi jed ­ nak się nie kryje. A jednak młodzieży to nie odstrasza, bo w ycho w anie harcerskie nię ma na celu nudnego moralizowa- nia, ale raczej charakter swobodnego rozwoju władz młodej

(7)

— 7

duszy w św latl* odw iecznych zasad m oralności chrześcijnń skiej, z a sto *o va riych w. form ę prawa harcerskiego do potrzeb

młodzieży.

Nieraz s ę zdarzuło, ż« g i y starsze pokolenia o Jp o w is- dzialne za w ycho w ania m łodzieży, rre umiały sobie dać z n :i rady, ta ostatnia s a n a , intuicyjnie, próbow ała sobie s ty o rz y ć srodow isko w ychow aw cza, któr«by lepiej potrzebom od p o w ia ­ dała; działo sie to szczególniej w cłiwila^h przełom ow ych d z ie ­ jów . Przykładem takiego dążenia młodzieży do stworzenia s o ­ bie środow iska w ychow aw czego był ruch filom acki w W ilnie.

c. d. n.

Introfigatornia harcerska ^

PRZY I-ej DRUŻYNIE j Przyjm uje cjo oprawy K S I Ą Ż K I .

W ykon yw u je na zamówienia:

A L B U M Y , T E C Z K I , B L O K I i i n.

Zamówienia należy składać w warsztatach, mieszczłcyćh sle I I Leona iC’ 'Ub zast<!pcy kierownik». *-ha Gniazdowskiego ,

Kierownik Warsztatów drużynowy E. KflRPItŚSKI j

Wilk w opałach.

Część II.

W tem drgnął. N ieo m yln y instynkt długoletniego m iesz­

kańca puszczy ostrzegł go przed jakiam ś zbliżającem się nie­

bezpieczeństwem. Za bardzo niespokojnie zachowywały się wrony z wrzaskiem zryw ając się z drzew; naw et dzięcioły zamilkły i zdawały się bacznie czemuś przyglądać. Cisza ogar­

nęła puszczę prażoną p ałudniow em słońcem . W ie trz y k ucichł zupełni* i tylko od czasu do czasu przynosił na pow iew n ych

•krzydłach om d lew ające wonie kw iatów i ziół leśnych. Zw ykły śmiertelnik nie znalazłby w tej upajającej atm osferze nic p od ej­

rzanego. Czuły jednak węch w iika poch w ycił zapach cz ło w ie ­ ka a nadstawione uszy w yczuw ały lekkie ledw o słyszalne stąpanie i trzask łam anych gałęzi W idocznie ktoś zbliżał się prosto do jam y, bo szelest stawał się coraz wyraźniejszy.

Trzeba się ukryć i to jak najprędzej! — Nie nam yślając się dłu-

(8)

go, w ym knął się ostrożnie stary włóczęga z siedziby i p om ­ knął v gł.jb lasu. Nie na wiele to się zri :io. Z drugiej strony kniei usłyszał szum, który stopniowo w zm acniając się, prze­

mienił się w krótce we wrzawę. Można już było odróżnić chrzęst suchych gałęzi, ujadanie psów i jakieś nieartykułow ane dźwię­

ki w ychodzące, jak można było wy w nioskow ać, z instrum entów m uzycznych. Krótki i w rzaskliw y ton trąbki mieszał się z gru­

bym basem bębna i z ordynarnem biciem kijam i po drzewach.

— Po chwili przestraszony do głębi ducha zauważył w oddali szereg wrzeszczących ludzi i parę psów z nosam i przy ziemi.

— Za chw ilę zbliży się — trzeba uciekać! A is d o k ąd ? — W rócić się nie mógł za żadną cenę, bo w padłby na drugi oddział ^ obław ników . Rzucił się w ięc w bok i rwał jsk opętany, ile m iał sił w nogach, a szaleństwo i przestrach skrzydła do bie­

gu mu przypinały. Z wysuniętą neprzód p szczą i podw inię­

tym ogonem, błyskaw icą przecinał gąszcze leśne, lub łukiem wyginał się nad zwalonem i kłodami. Zziajany w yp ad ł na polan kę. Tu w r/?ł ruch w całej pełni; bryczki i w ozy przepełniona m yśliw ym i nadjeżdżały z głębi. Strzelcy zeskakiw ali prędko i szykowali się do w ypraw y, psy poczi)wr>.y m ilą woń lasu,

r w a ł y się na sm yczach. W ilk ujrzał teraz że jest otoczony ze

wszech stron i lodowaty dreszcz przejął go do sżpiku kości.

-r Trzeba uciekać, bo za chwile psy spuszczą i może przyjść ostatnia chw ila! — O d w rócił się i pobiegł znowu do ostępww, upatrując miejsca gdzieby mógł się schronić 1 przeczekać czas najgorszy. Mn szczęście rosły w pobliżu gęsto krzaki leszczyny poplątane tak misternie, że można było się w nich ukryć. Po długiem węszeniu, znalazł sobie k ryjó w kę w opuszczonej li­

siej norze. Skulił się, by <eająć jak najm niej przestrzeni; naje­

żył sierść na karku i czekał z biciem serca na dalszy rozwój w ypadków Las — zdaw ałoby się — zamarł. Cisza głęboka, a zarazem ponura i pełna oczekiwania Z daleka dochodziło za­

jadle ujadanie psów. Cienki, krzykliwy ton ogarów harm oni­

zował z poważnem naszczekiwaniem w yżłów i grubym basem brytanów ; te ostatnie specjalnie były w ycho w yw an e; do walki z wilkami. Pam ięta jeszcze kły jednego i ma od nich ślad na karku! G d yb y me pom oc towarzyszow, kto wie, coby się z nim w tedy stało Lecz tera; nie pora na to filozoficzne rozm yśla­

nie, teraz chodzi o życie, tego trzeba bronić za wszelką cenę a jeśli zajdzie skrajna ostateczność sprzedać drogo i upoić się w idokiem konających psów Las się już ożywił. Pom knął, ogią dając się na wszystkie strony zając, przecwałował© stadko łań, podreptał dzik,' niem ile zbudzony z poobiedniej drzemki, tu i owdzie przesuwał się krętacz nad krętaczami-lis, .chytrze klu­

cząc przed psami. W szystkie zwierzęta* uciekając przed obłą- wą, w padały na łańcuch zastawionych strzelców i ginęły pod m orderczem i strzałami. W iele zajęcy odpokutow ało w tym dniu

(9)

sw ą w ycieczką do lasu; oślepione Irw o^ ą w p ad ały w prost pod strzał i dziesiątkam i zaścielały ziemie:. M łod e trw ożliw e łanie, ze łzą w w ilgotnych, łagodnych oczach, żegnały się z życiem . Je d n a dziki śm iało szły na śm ierć, a naw et ranione ośm ielały się a ta k o w a ć ludzi, tak groźnych ognistą bronią. Pierw sza partja psów rozogniona p o ścig o m , przem knęła się m im o nie zauw a­

żywszy w c a le rabusia, dopiero, brytan w eteran zasłużony w w alkach z w ilkam i, podejrzliwie j>o liągnąl nosem , zaw ochał się ch w ilę i pobiegł w kierunku krzaków . Sierść n ajeżyła mu się na grzbiecie, w oczach zabłysły Krw aw a ogniki, w yprężony ogon chw iał się n erw ono na w szystkie strony. W ilk zrozum iał że niem a ratunku, trzeba w alczyc na śm ierć i życie z napastni­

kiem , zerwał się w ięc raptow nie i z głuchym pom rukiem w y ­ sunął się z nory. Na w idok w roga urw ane szczeknięcie w yrw a ­ ło się z paszczy brytana; m uskularne nogi odbiły się od ziemi, olbrzym ie cielsko, zatoczywszy łuk w powietrzu, spadło na kark w ilkow i; tylko nadzwyczajna szybkość ruchu w stecznego, ochronił rabus a. B ry ta n m iał zamiar skoczyć na kark i s c h w y ­ ciw szy kłam i za szyię, zdusić. N ie bardzo mu się coprew da udało i z=sraz poniósł dotkliw e skutki sw ej nieostrożności. W ilk z ko lei w ysu n ął się raptow nie i sch w ycił psa za gardło. Tu b yłby ju i koniec, gd yb y nie pew ne okoliczności: otóż psy u- żyw ane do polow ania na wrtki m ają na szyi żelazne, nabijane kolcam i obroże dla ob ron y przed kłarni, w taką to obrożę wbił zęby w ilk i pokaleczył się dotkliw ie. Nie bacząc w ięc już na nic w ściek ły rzucił się naprzód. Rozdarty bok brytana za­

czął bluzgać krwią, warczenie zam arłu mu w paszczy, z za­

jad łością zatopił kły w łapie przeciw nika. K aw ał zdartej skóry, odsłonił czerw one mięso. Je sz cze raz zwarli się z sobą, ząb za ząb, łapa na łapę, szarp ali się k ła n r, rozdzierali niem iłosiernie pa­

zurami. Szał ogarnął obie strony, ftni w ilk ani brytan nie cofnęli się naw et na pół m etra, każdy dążył cio zw ycięstw a.

T raw a w około była zdeptana, kw iaty skropione obficie krw ią;

roz po raz z gardzieli napastników w yryw n ł się ryk w ściekłości lub bólu. Tym czasem p olow anie się skończyło, m yśliw i ze­

brawszy. zwierzynę, zasiedli o k o ło ogniska, bigos odgrzewał się w kociołku, flasze w ód ek kekioteryjrtie w ygląd, ły z koszyka.

Rozpoczęły się opow iadania wrażeń. Każdy ch ciał udow odnić, że on właśnie położył najw iększą ilość zw ierzyny, ża jem u na­

leży się sław a najlepszego stizelca. Krążyły kielichy gęsto, dźwięcznie śm iechy u k r y w a ł y rozm ow ę. N agle ktoś z o b e c­

nych usłyszał odgłosy w a łk i. Pospieszyli w ięc wszys :y w stro nę krzaków i zobaczyli straszny w idok: dw óch n apastników zlanych potem i krw ią zapam iętale tarzało się na utratow anej ziemi.

Nie przeszkadzajm y im, niech w alk ę prowadzą do końca — odezwał się jeden z obecnych.

(10)

10 —

Z g ada! — odkrzyknięto. W ilk w szale b ojo w ym nie zważał na obecność"ludzi. Nareszcie udało mu się schw ycić przeciwnika za kark, chrzęstrięły głucho kręgi i brytan bewła- dnie upadł na ziemię. W ilk zaw ył triumfalnie, ale niedługo cieszył sią zw yciestw em . W id zow ie postanowili pom ścić śmierć najdzielniejszego z psów. B ły s n ę ło — dziesięć kul rozerwało cia­

ło rabusia. Ciężko zwalił się na ziemię, kijka konw ulsyjnych drgnień i cielsko zesztywniało, a twarze m yśliw ych rozjaśniły iię w triumfie.

A las obojętnie przyjął tę tregedję, tylko odw ieczny dąb szumiał poważnie.

______ Cierń.

M O RZE PO LSKIE.

10 lutego b. r. m inęła trzecia rocznica przyłączenia w y ­ brzeża m orskiego do Polski. O d najdaw niejszych czasów na­

rody ciągle w alcz yły o dostęp do morza i gdy przejrzym y kar­

ty historjf przekonam y się, jak bogatą była kultura ludów nad­

morskich. Je d n y c h p o ryw ały przygody tylko, lub swoboda nie­

ograniczona, drudzy m ieli na wzgledzie pobudki m aterjalne (korsarstwo, lub handel), innych pociągała tylko ciekaw ość, lecz wszyscy przysparzali po szczeblu w wielkiej drabinie cy ­ wilizacji. Ludzi tych cechow ała ruchliw ość i bystrość, zdolność i odwaga w yrobiona w alką z żywiołem.

Morze łączy ludzi i kraje, a nie dzieli jak myl-nio się sądzi.

Któż tu zaznaczy granice przynależności do państw ? Któż o- kreśli komu w alno przep ływ ać? Morze nie dało się ujarzmić, jest sobie najwyższą władzą. O to pow aby, dla których ludzie porzucają stały ląd. K raj śródkontynentalny pozbaw iony jęst w ie­

lu udogodnień ekom om iczno-politycznych. Handel a nieraz i byt polityczny jest zależny od państw ościennych. Dla tych to po­

wodów ludzie dążyli, dążą i będą dążyli do opanow ania choć­

by skrawka wybrzeża, skąd mogą w yfrunąć na bezkres rucho­

my odetchnąć w olnem , ażyw czem powietrzem.

Polska praw ie zawsze była upośledzoną pod tym wzglę­

dem. Charakter słowianina bardziej łagodny, choć wesoły miał więcej um iarkow ane dążności, nie gonił on za przygodą jak południowiec, wolał p racow ać na roli. 0'atego Polska na morzu zostawała w tyle za innemi państwami. Gdy Kolumb odkrył Amerykę, Anglja toczyła w alki na morzu, francuska flota pod wodzą Ja n a de V ien ae atakow ała wybrzeża angiel­

skie, wpływając n aw et do ujścia Tam izy; Polska zdobyła się jedynie na kaperstwo. Pierw szy zajął się flotą polską król Zygmunt August, a adm iralstwo złożył w ręce Sierpińka. Zyg­

munt III Waza prowadził wojnę ze Szw ecją na wypożyczony**

okrętach. Późniejsze usiłowania spełzły na niczem, a to dzięki

(11)

słabem u poparciu ze strony narodu, flż wreszcie po wielu la­

tach niew oli i klęsk Polska posiada dostęp do morza. [Sie zraża się niepow odzeniam i, m im o braku sił fachow ych, mimo w yd arcia portu G dańska .n ieg d yś naszego" wraz z ujściem W isły, jednak podejm uje w ielką pracę pr/y organizacji floty.

Mała wieś G dynia zamieni się w przyszłości w wielki port Pol­

ski. Prace już tak daleko postąoiły, że m ógłby zawinąć tam nie­

w ielki okręt transatlantycki. Flota w ojenna o wiele gorzej przedstawia się, składa sią ona z sześciu niew ielkich torpe­

d ow ców , należących daw niej do N iem iec, a przyznanych n»m traktatem w ersalskim , z sześciu kanonierek,*) paru holowni­

ków i m otorów ek i z okrętu żaglow a m otorow ego „L w ó w ", który został zakupiony przez rząd Polski w Holandji. ftby za­

radzić brakowi sił fach ew ych, została założony szkoła morska w Tczewie. Daje ona niższe w ykształcenie, w ięcej praktyczne z zakresu m echaniki i nawigacji. W mies ącach letnich (od 15 maja do 15 października) szkoła podróżuje na okręcie „Lw ó w *.

W zeszłym roku odbyto w ycieczkę do brzegów ftnglji, prze­

trzym ując bohatersko naw et burzę na morzu. Dalsze studja można o d b yw ać w specjalnej szkole oficerskiej w Toruniu.

Do celów praktycznej nauki ofiarow ano kanonierkę „H aller*.

Marynarki handlow ej jęszcze Polska, w całem słow a tego znacztniu, nie posiada. „T o w . G ry f" posiada parę okrętów u- prawiających żeglugę przybrzeżną na „M ałem m orzu "1"*), „T o w . Żegl. Przybrzeżnej", posiada także niew ielką ilość okręcików . Brak Polsce jeszcze stoczni własnej, choć w G dyni poczęło już budowę rybackich statków.

W szystko to świadczy, że Polsk a odrodzona o wiele ener­

giczniej bierze się do rehabilitacji imienia państwa, jako po­

tęgi m orskiej.

Po d ajcie w ięc m arynarze żagle wiatrom i pod biało ama­

rantową flagą głoście odwieczną baśń Ba łtyk u !

___ M.

ZE SZ K O ŁY i ŚW IATA.

Sprawa w jcisczck, crcanizawanjth przez Radę Ped.

Rada Pedagogiczna Gimnazjum Państwowego im. H. Dubrowskieg*

w Kulnie uznaje wycieczki szkolna za konieczny środek wychowawczy i na­

ukowy; z tego względu uważa je z * obowiązkowe dla uczniów.

Koszty wycieczek pokrywają uczniowie względnie ich rodzice lub opiekunowie.

*) Kanonierka — okrąt lekko uzbrajany, przeznaczony do służby pomocniczej.

**) Zatoka Pucka.

(12)

12 —

W razie stwierdzenia przez Radę Ped. niemożności zapłacenia ze strony ucznia, tan ostatni będzie mógł otrzymać od Bratniaj Pomocy po­

życzką zwrotaą. (Protokół Poś. R. P. Na 11 z r 1922).

Kulig (wozami).

Zapowiadający się tak szumnie kulig do Mieczyslawowa odbył się, ale wozami. O rjodz. 10 zajechały przed gmach szkolny dwie fornalki kol.

Otty. Zabrawszy z s»bą pUkę neżną, wsiedliśmy na wozy, ilu nas było i dalej w drogę! Po drodze zabieraliśmy wszystkich, ale Amerykan, Turków, Tatarów, Włochów, Korsykan — nie było z nami. Pozatem wszystko według wezwania. Więc daiej i dalej! Przewodził p. prof, Drozdowski. Z wozów dy­

mi i pali . . . Z wnętrznościami nawjjół powytrząsauemi dojeżdżamy do Mięczysławowa. Na schodach wita nas p. dyr. Migdałio i zaprasza do swo­

ich apartamentów.

Kancelarja urządzona dośf gustownie. Zwraeają uwagę łowickie ki­

limy, krzesła i fotele wiklinowe własnego wyrobu. P6 chwili oczekiwania przychodzi pan Starzyński i zaczyna się właściwe zwiedzanie.

Najpierw — historja szkoły, potem zwi*dz«nie ogrodu z rzadkiemi o kazami drz*w, potem oglądanie obór, stajni, chlawów etc. W ogrodzie 1 parku informował nas łaskawie p. Zydorcznk. Zabudowania gospodarskie utrzymań* wzorowo. Wszystkie prace wykonują sami uczniowie, których jest 35-ciu; nawet doją krowy. Następni* rozegraliśmy mecz piłki nożnej Przeciwnie d-ny składały *ię z pomieszanych: uczniów gimnazjum i Mie- czysławówiaków. 1 d-na— kap. Iżycki, 11 d-na— kap. Szulciswski. Rezultat gry 4:1, na korzyść d-ny Iźyskiego Zmordowani i spoceni udaliśmy się do gmachu szkoły, gdzie zaproszono nas do smacznag > i obfitego obiadu, który zapiliśmy frarbalą z nadzwyczajnej wielkości kubków. Podczas obiadu nasz redaktor zawiązał stosunki z miejscową redakcją „Głosu Koleżeńskie­

go", umawiając się jednocześni# o wymianę pisemek.

Po obiedzie jak zwykle w takich razach wybujaliśmy p. dyr. Migdałłę, dziękując mu za tak gościnne i sympatyczne przyjęcie. Pana prof Drozdow­

skiego wynieśliśmy na ramionach, aż do wozów i żegnani przez Mieczysła- wowiaków ze śpiewem wyjechaliśmy do Kutna.

Straszny dzień sądu.

Pierwsze półrocze zakończyło się 1 lutego. Następny tydzień był przeznaczany na sesje Rady Pedagogicznej. Codzienni® przez ten tydzień niespokojnego oczekiwania przewiawała jaksś nowa złowieszcza fala alar­

mujących wiadomości.

— Z czwartej klasy wydalono 7-miu. z pisjtej — 4-ch, a z innych też tyle, albo mniej lub więcej. Ten ma tyle dwój, ten tyle.—Nauczyciele oble­

gani na lekcjach, na korytarzach, jednak milczą jak zaklęci.

— Niedziela wam pokażal — Aż wreszcie riades?.la owa oczekiwana ze drżeniem niedziela. Zaroiły się korytarze szkolna od tatusiów, „rnamu- siów“ , „ciociów", a nawet zauważono narzaczoną pewnego kolegi. Bardzo przykładnie.

Po pr*emó\vieniu ks. prof. Wolanina, p. dr. Podczaskiego i p. Demi- nikowskiego, rodzice rozeszli się po klasach, aby otrzymać świadectwa swoich pupilków.

W szkole nie było eksasów, ale w domu, t® tam różnie się zdarzyło.

Redakcja „Przebojem" liczyła na znaczną frekwencję kupujących i dlatego wystawiliśmy stolik z pisemkiem. Srodze się zawiedliśmy. Kupiono znikomą liczbę dziesięciu egzemplarzy. Rodziców nie wypada krytykować, więc łamię pióro.

(13)

O s t a t k i .

— 13 —

Inaczej oehockono w tym roku u nas w gimnazjum uroczyste święta ostatniego tyqodnia , *pustn«gte. Owe święta, tak zawszasławna wśród uczniów, dające tyle soosobn^śei do wesołych łobuzerskich popisów, obchodzono te­

raz „wielklem niczsm", W żadnej klasie nia zauważono, ani posmarowana) tablicy, porwanym,crąsto męża fciednej matas, smalcem ani żaden profesor nie kruszy! kawałków cukru na tablicy, ani wreszcie żaden z nauczycieli nie skarżył się w kancclarji, ża mu podano złamane pióro ! wodę w kałamarzu.

Tradycja zanika nietylko w tym często dzikim rodzaju świętowania, ale nawat w niewinnem zupełnie rysowaniu na tablicy Bartka z Bartków*

i dzieckiem przy misie pączków. Dlaczego tak jest— pomyślci* i osadźcie!

K R O N i K R.

WYCIECZKA DO M IECZYSŁA W O W I. Dnia 3 lutego odbyła się wy­

cieczka klas: VIII i VII do sikały rolniczej w Mieczysławowia. W wycieczce wzięło udział 18 uczniów pad przewodnictwem p. prof. Drozdowskiego. Szcze- gółowsze sprawozdania umieściliśmy wyżej.

ZABAWA KARNAWAŁOWA. Dnia 10 lutago staraniem Br. P. odbyła się w szkala zabawa taneczna z podwieczorkiem pączkowym dla klas: VIII.

VII i VI, oraz zaproszonych panien, koleżanek i znajomych.

Jakkolwiek początek zabawy zapowiedziany by! na godz. 5-ą, to jednak zaczęto się bswić dopiero o 8 aj. Zawiodły nas pania raz, a spra­

wozdawcę dwa razy. Już od godziny 5-ej. chodząc po korytarzach i spoglą­

dając przaz szyby na uginający się pod pączkami i innemi przysmakami stół, uśmiechał się on do polskiej punktualności I ostrzył pióro na ostrą satyrę. Marzył o jakimś fantastycznym pamfiade na wszystkich i wszystko.

Chodziły mu po głowi«i bardzc osobliwa pomysły i cieszy! się w duchu, ie zabawa może się nla uda. Radzi! już Sz. Komitetowi, aby postąpił' jak ów ewangeliczny gospoderz i rozesłał sługi swoje na ulice miasta. . . Wszyscy dokoła mieli skwaszone miny, on jeden się uśmiechał, myśląc, że niema tpgo złago, coby na dobre nie wyszło.

Jednak zasmuciło się jego serce, bo oto koło godz. 8-aj wpadł ktoś do sali balowej i nieprzytomny” z radości wrzasną! na dwu małych skrzyp­

k a _ Grajcie marsza, panny idą. — Od tej chwili zmienił się los. Spra­

wozdawca spochmumiał, wszyscy zato rozjaśnili oblicza. Zabawa zawrzała w całej pełni. Wyciągnięto fartepian, za który Komitet skład* p. prof Kensce serdeczne podziękowanie, i przy jegc* akompaniamencie zaczęły się pląsy, trwające do godz. 1 w nocy.

Popłynęły do sufitu i rozlały się szaroką falą po całym gmachu szkolnym lekkie i ciche tony O n i—Śtepa (w braw zakazowi). Tańczono zresztą przeważnie dawne staropolskie tańce.

Przy sposobności Komitat składa za naszem pośrednictwem Sz. Pani Grochocklej, za zupełnie bezinteresowną grę na fortepjanie, oraz Sz. Sz.

Paniom: Sokoppowej i Marjanowskiej za łaskawą pomoc przy bufecia, ser­

deczna podziękowanie.

ZAKOŃCZENIE I-EGO PÓŁROCZA. Pierwsze półrocze zakończyło się 1 lutego b. r. Świadectwa rozdano rodzicom w niedzielę 11 lutego.

OSOBISTE. Pan dyr. Kostro J lijtego wyjechał do Zakopanego dla poratowania zdrowia. Pana dyr. zastępuje ks. prof. Wolanin.

OSTATKI. W ostatki w tym roku nia świętowaliśmy. W środę po- pielcową lekcy) nia było, tylko ucżnjpwia uczestniczyli w nabożeństwie i w urouystoćti posypywania poplokm.

(14)

— 14 —

Kącik humoru.

NA E G Z A M IN IE.

Nauczyciel: Griinenstick powie nam coś o Ksśaiaszcel

Grunanstick: Kaiciussko... Kościuszko to był wielki polski poeta Nauczyciel. Zastanów się!, ao mówisz?

mvm S e! łtlCi l :. Kiedy t0 Kl,*8'u“ k» potrzebuje sobie stać na *a- mym końcu książki, a ja tam jeszczs n e czytałem.

* * *

Nauczyciel: Dlacz#g« mórie jest słone? Co...? nikt nie wie!

Icek. Ja.

Nauczyciel: Mówi

Icek: Dlatego, że w ni»m są śledzie.

* * *

Nauaiyciel: Ile koń ma zębów?

Ucz aft Skąd ja mogę wiedzieć, konia mamy, ale ja mu w zęby nie

aaglądałem... okrutaie gryzie.

K T O B Y Ł N A JD A W N IE J.

Na statk# płynącym z Saturna do Konstantynopola kilku pasażerów rozmawia bardzo poważnie o hist >rji, polityae i f;lozofji. S i ta: aiarokat lekarz, inżynier i bolszewik.

W pewnym momencie adwokat zadaje sptłtowarzyszom podróży następująca pytanie: kto z nas jest najstarszy w tern towarzystwie za wzglądu na swój zawód? Wszyscy myślą chwilę, pocżem adwokat mówi;

Według mnie ja jestem najstarszy, gdyż kiedy Abal został zabity pria* Kaina, potrzebny był obrońca w tej głośnej sprawie.

Przepraszam, odzywa sią lekara-chimrg, ja mam w takim razie pra­

wo do starszeństwa, gdyż Pan Bóg stwarsając Ewę potrzebował napewno pomocy jednego * moich poprzedników po fachu, aby wydobyć żebro Adama,

Mylicie się obaj wtrącił inżynier, tytuł starszeństwa przypada me­

mu zawodowi, gdyż j-*den z mnich poprzedników oddzielił ciemię od wody.

Bolszewik, który słuchał uważnie, teraz zabrał głos, mówiąc:

Mylicie się wszysey, moi panowie. Bolszewizaa jest pradziadem was wszystkich, gdyż istniał w czasie chaasu.

Odpowiedzi Redakcji.

J . ZAŁUDZE.

Sonet nie nadaj# się do naszego pisemka. O ile to własne mySli—

—świadczą one o zbyt prędkiem przeżyciu autora.

AUTOROWI „SZKOŁA A NAUKA” .

Potraktowanie rzeczy jest zbyt pebieźna i niedostateczne. Prosimy O gruntowniejsze opracowanie tego samego tematu.

AUTOROWI „SPOTKANIE z DUCHEM", i RIFT1NOWI.

Wydrukuje sią w jednym i na«t*pnycii numerów „Przebojam",

(15)

CZEKUCIE.

Oba artykuły wyglądają na wyjątki z jakiej* powieści albo nowelki.

Ujęcie jest zbyt pobieżne, i jjdaostronne („w Zabawi* na wsi").

Drukować nie będziemy, ale ma nalsiy się tem xrainć, lec* próbować dalej s>ł.

Łamigłówka.

Nadesłali /V P.

Zbudować z niżej podanych sylab wyrazy, z których pierwsze litery, czytając z góry na dół, określają nazwisko jednege z bohaterów polskich ostatniej wojny.

flr, ci, for, go, krjo, ki, ko, lan, ljon, lon, ma, na, na, o, plaz, ra, rens so, szu, ty, u, ur, wen.

Wyrazy oznaczają:

1) Prawodawca Rleński,

2) Taniec wirowy urozmaicony różnemi figurami.

3) Bóg wschodzącego słońca w starożytności.

4) Miast* we Włoszech.

а) żakon żeński założony w XVI wieku.

б) Składowa materja tworów organicznych.

7) Przyrząd do zamrożenia wody.

8) Powieść z okresu pozytywistów.

Termin nadsyłania rozwiązań do 15 marca 1923 r. Za trafne rozwią­

zanie łamigłówki i szarady Redakcja przeznacza do rozlosowania książką Małaczewskiego „Koń na wzgórzu".

Szarada.

P i e r w s z e , t r z e c i e — oznacza nam eałe Członka rodziny—imią zdrobniałe.

D r u g i e — t r z e c i e — e z w a r t e rozmaitej treści Bywają de ćwiczeń elbo do powieści.

D r u g i e i p i ą t e — książkami wypchana Mieści sią pod pachą wielmożnego pana.

C z w a r t e p i ą t e — w ogrodach potrzeba;

W ziemi eobie siedzi, celując do nieba.

P i ą t e p i e r w s z e — rzeka to w Rosji płynąca Ze sweml wodami do Wołgi dążąca.

w s z y s t k o razem tworzy w całości, Trudną nauką, sławną w mądrości.

(16)

— 16 —

M y ś l i .

Wybrali H. i B.

Nauka jest potężnym środkiem przeciwko smutkowi, pes- symizmowi. W naiwności swojej i optymizmie niezdarnym nau­

ka sądzi, że świat zrozumiałym jest w swej całości zarówno jak w szczegółach, że najwyższem dobrem jest wiedza, a nieświa­

domość źródłem wszystkiego złego, że zapomocą wiedzy czło­

wiek dorosnąć zdoła wszelkiej cnoty, aż do tragicznego bohater­

stwa, jako do szczytu.

O F r . N ie tz ic h e m — L ic h te n b e rg e r.

Ogłoszenia.

Zarząd Bratniej Pomocy isawiadamia swych człenkow, te sklepik uczniowski z powodu rocznago spisu remanentu będaie zamknięty a i 4o edwołaaia.

* * *

W sprawia prenumeraty mleźy się zwracać do kol Filipowie**

listownie (Adres: Kutno Gimnajtjum Męskie), albo osobiście w szkole

pedczas każdej pauny. '

* * *

Wsrelk:e sprawy administracyjne załatwia kol. Filipowicz w szkols;

sprawy Kancelaryjne w niatizitle i święta między godz. I I a l-»zą.

* * *

Rid^kcja poleca zdolnych korepetytorów dla kaidej klasy i dla wszystkich przedmiotów.

fidres Redakcji I Administracji:

ul. T. Kościuszki, Gimnazjum Państwowa Męskie.

Redaktorzy: Odpowiedzialny W. BLOCH Wydawca: Zarząd Bratniej Po- E. FILIPOWICZ, mocy w osob. prof U.RBRNR.

1 , 1 ---a r a c . a z m u c t u = ^ r w « T . - 3 a a » ł w « t km. r n r i w g w r e * ;

9ruk J. ędkow*)M f|* w Kutnie,

Cytaty

Powiązane dokumenty

ru nie były w stanie się rozwinąć, a pewne wady nawet miały ciche uznanie i poparcie, to teraz należy energicznie im przeciwdziałać i starać się o to, by

giną lub zgermanizują się.. proces rozwojowy narodu i państwa, napastowani ustawicznie przez wrogów Mam potrzeba było wybitnej jednostki, któraby mogła

Sarmatyzm jest nietylko satyrą na społeęzeństwo szlacheckie czasów saskich Nietylko wytyka wady dzikiego sarmatyzmu, lecz również przez ukazanie typów dodatnich,

I oto na tle tego wszystkiego rodzą się owe egzotyczne w ysiłki w yrw ania się z trybu naszego nienaturalnego życia, notow ane zwykle w rubryce sensacyj..

rów jesiennych, i rapsodami, szumiącemi wśród orlich skrzydeł husarskich i stworzył pifeśń o Polsce... Jesień uchodzi a ukejetaie słodkie spływa na całą

Pociąg posuwa się w olno, ślizgajac się ja k wąż po zboczach zielonych wzgórz,, Do wzgórz przytulają się schludnie zabudowane w io ski i folw arki, bielą

Tym czasem w oddali ukazują się białe punkciki, które po pewnej chwili zamieniają się w strzeliste wieże kościołów, kopuły cerkiew i kom iny

ro po dłuższym czasie dla stwierdzenia, czy chleb zapleśniał. Przynosi go gospodarzowi najdzielniejsza ze wszystkich żniwiarek, zwana przodownicą. Ten wieniec