• Nie Znaleziono Wyników

Wizyta w Stanach Zjednoczonych w 1989 roku - Zbigniew Janas - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wizyta w Stanach Zjednoczonych w 1989 roku - Zbigniew Janas - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

ZBIGNIEW JANAS

ur. 1953; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Stany Zjednoczone, PRL

Słowa kluczowe Stany Zjednoczone, opozycja, opozycja w PRL, NSZZ

"Solidarność", Jan Nowak-Jeziorański, Okrągły Stół, Zbigniew Brzeziński

Wizyta w Stanach Zjednoczonych w 1989 roku

Wierzyliśmy, że to się zmieni. Dlaczego? Jeszcze wcześniej, w lutym 1989 roku wyjechałem do Stanów Zjednoczonych na zaproszenie organizacji pozarządowej zajmującej się promowaniem demokracji. Ona właśnie, zapraszała różnych ludzi do Stanów Zjednoczonych. Pojechałem z Grześkiem Kostrzewą-Zorbasem, z którym współpracowałem. On wydawał „Nową Koalicję”, takie właśnie analityczne artykuły o tym, jak się będzie zmieniała Europa Wschodnia. To była gazeta, a właściwie taki kwartalnik książkowy, „Nowa Koalicja” się nazywał. I to były rzeczywiście analityczne, bardzo poważne artykuły. Grzesiek był jakby szefem tego [wydawnictwa] i stąd się wzięła nasza współpraca. Ja mu przemycałem różne teksty z drugiej strony i tak współpracowaliśmy. Polecieliśmy obaj na pięć tygodni do Stanów Zjednoczonych właśnie jako ludzie zajmujący się Europą Środkowowschodnią, współpracujący z opozycją. Mieliśmy bardzo wiele spotkań, bo to było półtora miesiąca prawie, pięć tygodni bardzo luksusowego pobytu. Myśmy tylko palcem pokazywali, gdzie w Stanach, chcemy być. Dostaliśmy plik biletów i przewodnika, który cały czas z nami jeździł i wszystko załatwiał, żebyśmy mieli głowę zajętą tyko rozmowami z ludźmi i spotkaniami. Mieliśmy tych spotkań olbrzymią ilość. Dostaliśmy plik pieniędzy, dla nas wtedy to była niewyobrażalna ilość. Sześć tysięcy dolarów każdy z nas dostał.

Mieliśmy oczywiście za to opłacać sobie hotele i tak dalej. Ale nie mieliśmy prawie żadnej okazji. Jedyny hotel, który żeśmy opłacili był w Las Vegas. I też się okazało, że pierwszy kierowca, który po nas przyjechał był Polakiem. Jak usłyszał, że jesteśmy z Solidarności, to już nas chciał ściągnąć do siebie do domu. Wszędzie byli Polacy i oni nas gościli. W ogóle, nie było mowy, żebyśmy tam gdzieś poszli do hotelu. Bo wszyscy byli tak złaknieni [informacji], a tu nagle przyjeżdżają faceci z konspiracji, znani i zajmujący się ciekawymi rzeczami. Dla Polaków tam, to po prostu było jak powietrze, którego im brakowało. Polskie. Ja o tym mówię dlatego, że to po prostu był szok, bo do tej pory nikogo z nas nie wypuszczali. Nagle jedziemy do

(2)

Stanów, mamy luksus, ja nie jestem przy Okrągłym Stole, tylko jestem niejako wydelegowany, żeby mówić z tymi ludźmi o tym, co się w Polsce będzie działo. Ale nie tylko w Polsce. Również w całej Europie Środkowowschodniej. Przylecieliśmy do Waszyngtonu. Pierwszym, który po nas wychodzi jest Jan Nowak-Jeziorański, który oczywiście się nami tam, w Waszyngtonie, opiekuje. On nam przygotowuje cały program wizyt, tych politycznych. Wiezie nas do Brzezińskiego, to jest oczywiste.

Wiezie nas do Białego Domu. Wiezie nas do Departamentu Stanu. Mamy cały szereg spotkań na uniwersytetach. I tu będzie anegdota. Bo ja jestem prosty robotnik, prawda? Jeszcze tu z konspiracji, z Polski. Wchodzimy do Departamentu Stanu.

Wychodzi po nas szefowa tego [działu] wschodniego, Europy Środkowowschodniej.

Wita się, całuję ją w rękę i tak kątem oka widzę, że Jan Nowak-Jeziorański zesztywniał patrząc na to. Zaczęliśmy rozmowę, długą bardzo rozmowę. Widać, że oni się bardzo dobrze orientują, ale cały czas jest przekonanie, że to się wszystko może jeszcze źle skończyć, mimo, że jest ten Okrągły Stół. Tak długo rozmawialiśmy i używaliśmy tak poważnych argumentów, a i oni nas uważnie słuchali, ponieważ nie mieli takich kontaktów, jaki mieliśmy my. I wiedzieliśmy bardzo dużo, bo przecież nie tylko z Czechosłowacją mieliśmy kontakt, ale i z Niemcami Wschodnimi, z Ukrainą, z Węgrami. Przecież ja byłem też założycielem Solidarności Polsko-Węgierskiej, więc mieliśmy te kontakty. I oczywiście wiedzieliśmy, że to wygląda różnie w różnych krajach. Bardzo żeśmy ich przekonywali, że całe ich myślenie, myślenie o tym, co robić musi być nastawione na to, że te zmiany będą i to bardzo szybko. Nie tylko w Polsce, ale w Polsce są najbliżej. Bo jak się Okrągły Stół zakończy powodzeniem, to zwyczajnie będzie rewolucja. Ale za tym muszą pójść zmiany. Pytanie jest tylko, kiedy? Jakim kosztem? Tak, że Ameryka musi być na to przygotowana. Mieć odpowiedź. Musi to śledzić. Musi to bardzo dokładnie opisywać. Politolodzy muszą jeździć, wsłuchać się, żeby mogli nam potem realnie pomóc. Bo za tym też muszą pójść decyzje polityczne, jak nam pomóc? Bo przecież to są „zbankrutowane” kraje.

Wiele z tych krajów jest na skraju bankructwa. Więc jak się to wszystko załamie, jak ludzie nie będą mieli chleba, to zrobią jakąś rewolucję. Wszyscy wiedzieli, jaka jest sytuacja gospodarcza. I myśmy im tłumaczyli, że my musimy mieć ich wsparcie wtedy, gdy będziemy przeprowadzać te reformy, jak będzie zmiana systemu, co jest bardzo prawdopodobne. Że musimy od naszych przyjaciół mieć wsparcie. I myślę, że tym żeśmy ich przekonali. To zresztą mówił Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński. Bardzo żeśmy na nich liczyli, że oni potem, po tych rozmowach z nami zaczną też ten establishment amerykański, rządowy przekonywać. Skończyliśmy te rozmowy i jakoś wieczorem zadzwonił do mnie pan Nowak-Jeziorański. I mówi: „Wie Pan co? Jednak ja się myliłem. Widziałem się z tą panią, którą pan w rękę pocałował.

Powiedziała, że jej się to bardzo podobało. Pierwszy raz ktoś ją w rękę pocałował”. A to była Condoleezza Rice. I otóż ta piękna dziewczyna, zawsze taka elegancka była tam szefową. Tam też poznałem Dana Frieda późniejszego ambasadora [w Polsce].

Który teraz też przyjechał, nasz stary przyjaciel, jako przedstawiciel rządu, żeby się

(3)

dowiedzieć, co tu się dzieje pod obecnymi rządami. Dan wtedy był tam ważnym człowiekiem, ale szefową była Condee. I to, że ja ją pocałowałem w rękę, to potem zaowocowało też taką anegdotką. Ja się z nią oczywiście potem nie widziałem, ale Dan mi mówił, że zawsze jak rozmawiali o Europie Środkowej, to ona mnie wspominała, pamiętała mnie. I dostała ode mnie jeden z tych znaczków w prezencie.

Przysłała mi serdeczne pozdrowienia i też o tym wspomniała. Chyba nadal byłem jedynym, który ją pocałował w rękę. Potem polecieliśmy do Bostonu. Tam też mieliśmy różne spotkania, na przykład ze [Stanisławem] Barańczakiem, który wtedy tam wykładał na Harwardzie. Na Harwardzie mieliśmy spotkanie z szefem instytutu ukraińskiego – tu też taka anegdotka – on mówi, że za chwilę przyjdzie Ukrainiec, specjalista, który tu się zajmuje Ukrainą. Dobrze, czekamy. Myśmy się spodziewali jakiegoś atamana, a tu kto wchodzi? Wesoły, fajny facet. Kompletnie czarny. Oni wiedzieli, że to zrobi na nas wrażenie, sami się śmieli. Cała Ameryka! Mieliśmy tam też takie bardzo fascynujące rozmowy nie tylko o Polsce, ale też o Ukrainie.

Opowiadaliśmy, co wiemy na ten temat, dlaczego to dla nas też jest ważne. Z Bostonu polecieliśmy do San Francisco. A tam mieliśmy najważniejsze spotkanie z Polonią. Wszędzie, oczywiście, Polska, zmiany, Europa Środkowowschodnia. W Stanford poszliśmy do księgarni. I rozmawialiśmy po polsku. Ja nie czytałem jeszcze wtedy po angielsku, a Grzesiek tak. On politolog taki, amerykanista, w telewizji czasami go widać, jak o Ameryce mówi. I jakaś dziewczyna się tak nam przysłuchuje, podeszła. Całkiem dobrze po polsku mówiła, pyta: „Panowie są z Polski? Teraz przyjechaliście? Bo ja tutaj wykładam na Stanfordzie. Ale chce pojechać do Polski na stypendium i chcę się Polską zajmować i w ogóle Europą Środkowowschodnią”.

Bardzo śmy się ucieszyli, oczywiście zaprosiliśmy ją, daliśmy do siebie kontakty.

Powiedzieliśmy, że umożliwimy jej wszystkie kontakty, poznanie ludzi, bo wszystkich znamy z opozycji. Za chwileczkę, być może, z władzy, bo to już był Okrągły Stół.

Długo żeśmy rozmawiali i rzeczywiście, przyjechała do Polski, zadzwoniła.

Pootwieraliśmy jej wszystkie drzwi. To było to pierwsze spotkanie. Kompletnie przypadkowe, w księgarni. A drugie było na plaży. Byliśmy w AFL-CIO, największym amerykańskim związku zawodowym, który zawsze Solidarności pomagał.

Rzeczywiście był zaangażowany. Szliśmy ze tymi znaczkami Solidarności na tej plaży, a tam była cala grupa studentów, młodzieży takiej zwariowanej. Wygłupiali się, a jak zobaczyli te znaczki, wołali: „Solidarność! Wałęsa!” I to w Kalifornii, na plaży.

Ameryka! To pokazuje jaka była reakcja, jak ta Solidarność i oczywiście Wałęsa się kojarzył. A teraz niszczymy ten mit. Albo niektórzy niszczą. To pokazuje głupotę, po prostu. Ja wielokrotnie się o tym przekonałem, jaka jest jego siła. I to zawsze było związane z Polską. Z Solidarnością i z Polską. Tak to było. W Las Vegas, w Nowym Jorku tam wszędzie mieliśmy spotkania, z Polonią też. A jeszcze wcześniej w Chicago, tam mieliśmy tylko spotkanie z Polonią. Ja, znaczy, miałem. Z kolegami. To nie były przyjemne spotkania. Po pierwsze, że tutaj nagle przylecieliśmy. Jakby mieli pretensje, że się zmienia i oni już tu nie mają nic do roboty. Chociaż moi koledzy

(4)

wywiali stąd, po prostu. Niektórzy podpisali coś i od razu wyjechali. I nagle okazało się, że ja jestem dla nich największym problemem. Bo to byli tacy, co mieli takie pomysły, że oni będą krew przelewać. Wtedy oni będą tutaj znani. Będą pieniądze płynęły. I to po prostu było tak podłe. Mieli do nas pretensje, że my nie robimy rewolucji, tylko jakieś tu rozmowy z komuchami [prowadzimy]. To po prostu było podłe. Zwyczajnie. Bo oni chcieli to zrobić rękami tych, którzy tutaj byli, żeby ci zginęli, a oni tam wtedy będą „bohaterami dnia”. To było nieprzyjemne. A jeden z kolegów, to się ze mną nie przywitał, mimo, żeśmy się widzieli ostatni raz w grudniu.

A krzykacz był i pierwszy schrzanił z Polski. Ale przeprosił mnie po latach. To jeszcze jedno muszę mu przyznać, że mnie przeprosił, publicznie. Ja przyjeżdżam, dopiero wyszedłem z więzienia – bo przecież ja siedziałem w więzieniu, w 1988 roku w sierpniu mnie wsadzili. A on mi tutaj pokazuje bohaterstwo, chociaż jeden z pierwszych uciekł. Ale oczywiście, nie z wszystkimi Polakami tak było. Potem polecieliśmy, już bardzie tak turystycznie, do Memphis. Z Chicago, gdzie był mróz, wiatr i śnieg polecieliśmy do Memphis, gdzie była wiosna. Dwadzieścia pięć stopni.

Jackson, Memphis. To były miasta takie trochę inne, niż te normalnie amerykańskie.

Tam nie było wieżowców, chodząc tam czułem się jak w Radości, w Falenicy, Międzylesiu. To właśnie te klimaty. Oczywiście chodziliśmy do klubów jazzowych i folkowych. I pamiętam, w takim jednym klubie, sporo ludzi, stali, siedzieli przy barach.

Trochę tych stolików było, a jeden był dla nas zarezerwowany. I siedzimy sobie tam, chyba we czterech, oni zaczynają grać. Głównie czarni. Grają, grają i potem pytają ludzi: „Skąd jesteście?” – „Z Ohio” –„Z Kalifornii”. Dochodzą do nas: „A wy skąd jesteście?”. My mówimy: „Poland”. –„What?”.– „Poland”. –„Oh, Solidarity”. I zrobiło się strasznie miło, bili nam brawo. Byliśmy tam bohaterami wieczoru. Potem polecieliśmy do Nowego Jorku. To był ten bardzo trudny czas, kiedy Nowy Jork właściwie bankrutował. Jeździł z nami wynajęty przez USAA Chris Bezanowski, dziennikarz i felietonista Radia Wolna Europa, znany dość – ci, którzy słuchali, to dobrze go znali. Nowy Jork wyglądał na miasto upadłe. Dopiero potem przyszedł Gulliani i zrobiła się rewolucja, zaczęło się zmieniać rzeczywiście. Tam najważniejszym naszym spotkaniem było spotkanie, zresztą niejedno, z Jerzym Kosińskim. Myśmy zostali przez niego zaproszeni do domu, byliśmy tam u niego.

Pamiętam, mniej więcej, jak wyglądało to jego mieszkanie. To nie było takie mieszkanie wielkiego bogacza. Ono było eleganckie, fajnie wyposażone. Z dużą, bardzo dużą ilością zdjęć. Bo jego żona, zresztą Węgierka, robiła bardzo dużo zdjęć.

Nam też zrobiła zdjęcia. Ona tam była, ale się nie wtrącała, siedzieliśmy wyłącznie z Jerzym Kosińskim. Ona była taką jego menedżerką. Wszystkim, tam była. Wszyscy byli ciekawi, oczywiście, co tu się stanie, co się może stać i w ogóle, jak my to oceniamy. Było widać wielkie zainteresowanie, co się u innych będzie dziać. Bo wszyscy mieli świadomość tego, że Polska będzie o wiele bezpieczniejsza, jak

„walnie” tam i tam też się zacznie zmieniać. Poprosiłem o jego książkę. Dostałem po angielsku „Malowanego ptaka” z wpisem dla mnie. I on mi zrobił własny portret w niej,

(5)

narysował mi w tej książce swój portret. Tak, że mam taką pamiątkę po tym, żeśmy się spotkali. Mieliśmy potem oczywiście różne spotkania też z Polonią, z dziennikarzami polonijnymi – to były bardzo, bardzo fajne spotkania. Natomiast później, wieczorem Kosiński nas zaprosił na kolacje i tam poznałem Ule Dudziak. Bo oni w tym czasie ze sobą byli. I z Ulą to się do dzisiaj znamy. Zresztą, ona ma zdjęcie z tego naszego spotkania pierwszego, obiecała, że mi je da i tak ciągle mi je daje.

Ona ma tych zdjęć pewnie dużo, nie wierzę, że je odgrzebie. Ciągle zaganiana. Jak to Ulka. Ale tam żeśmy się wtedy spotkali, mieliśmy wspólnie długie Polaków rozmowy przy dobrym obiedzie. Jak [Kosiński] przyjechał tu pierwszy raz do Polski, to ja go zaprosiłem do „Ursusa”. Jako przewodniczący Solidarności. Jako Solidarność żeśmy go zaprosili do „Ursusa”. Co ciekawe, on miał kontakty z biznesmenami i nawet jakieś plany biznesowe. Przyjechał z grupą biznesmenów amerykańskich, przywiózł ich do Ursusa i były rozmowy o tym, jak tutaj inwestować. Nic z tego nie wyszło, ponieważ ja odszedłem. No, a to trzeba było to ciągnąć. Zostałem posłem i po prostu już się zajmowałem innymi rzeczami. Tu były nowe władze. Już nie byli zaineresowani. Nie umieli. Nie mieli tej otwartości. Już zaczęło się to wszystko zamykać, zaczęła panować inna mentalność, niż za moich czasów. Bo ja, jak wróciłem, to miałem taką komisję, grupę ludzi, młodych menedżerów, których wysyłałem na przykład do Szwecji. Tam, gdzie były restrukturyzacje zakładów. Jak to zmieniać, żeby to utrzymać? A oni już nie byli zainteresowani taką działalnością i się skończyło to bankructwem „Ursusa” w końcu. Natomiast Jerzy Kosiński chciał rzeczywiście tutaj się angażować. Bardzo był zainteresowany. Nawet nie to, że on chciał zarabiać na tym. Tyko po prostu on chciał coś dla Polski zrobić. Bardzo był rzeczywiście nastawiony pozytywnie i cieszył się z tych zmian. On jako pisarz był ciekawym człowiekiem i świetnie opowiadał. Na tych spotkaniach miał słowotok, ale ciekawy słowotok. Cały czas mówił tak nerwowo bardzo, ale to były bardzo ciekawe rozmowy. Natomiast, jest jedna rzecz, którą zapamiętałem dosłownie w szczegółach.

Mianowicie jego łazienkę. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego. A to jest ta łazienka, w której on popełnił samobójstwo. Tam, gdzie sobie obwiązał głowę tym workiem. W tej wannie. Ja ją zapamiętałem. I ja ją mam w ogóle w oczach. Dlaczego ja ją zapamiętałem? To jest pytanie. Przypadek? Nie przypadek? Ale właśnie łazienkę zapamiętałem. Dużo bardziej szczegółowo, niż pokój na przykład. I to mi się zawsze kojarzy z Jerzym Kosińskim. Z tym, jak go poznałem i z tą jego tragiczną śmiercią.

Data i miejsce nagrania 2016-04-14, Lublin

Rozmawiał/a Joanna Majdanik

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Weterynaria jest kierunkiem dosyć znanym z tego, że się lubi odstresować.. My byliśmy

Ja z taką radością mówię do niej: „No i wybrany Polak papieżem, Polak papieżem!” A ona, no, nieładnie powiedziała, może nie o samym kardynale Wojtyle, tylko o funkcji

Szkoła była duża, murowana, ale niedługo można tam było uczyć, dlatego, że wtedy zaczęły się już takie walki pomiędzy Polakami i Ukraińcami, i musieliśmy chować

Z tym, że w dalszym ciągu on jeszcze oczywiście daleki był od picia piwa, czy tam [palenia] papierosów, nie, był bardzo grzeczny, ale było widać, że jest dumny, że jest w

Że można było dostać dużo łatwiej, no wiadomo, że to było na pożyczkę, prawda, ale nie było tak, że nie było chleba, były wszystkie artykuły, były wędliny, nabiał,

Tak że być może w jakiś aktach takie coś leży, ale ponieważ nigdy nic się ze mną dalej nie działo, to być może to gdzieś poszło na przemiał.. Po wielu, wielu, wielu,

Podobno ten pociąg miał gdzieś jechać na wschód, wieźć jakieś towary i właśnie od tego się wszystko zaczęło. O tym słyszałem już w

Wcześniej nie [było wiadomo], to było pewne zaskoczenie, że to w Lublinie się w zasadzie zaczęło. Data i miejsce nagrania