• Nie Znaleziono Wyników

Cześć Świętych Polskich. R. 6, nr 3 (1939)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Cześć Świętych Polskich. R. 6, nr 3 (1939)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Ćza&ć Su/iątifch PoLókiek

I Z o k 6 a H ipiae- U/rzaćiań /Vr 3

Dnia 3 sierpnia b. r. przypada setna rocznica beatyfikacji błog.

Bronisławy, N orbertanki, P atronki K rakowa. W związku z tym PP. N orbertanki, strażniczki czcigodnych relikw ii swojej wielkiej Siostry, przygotowują szereg uroczystości, które przypom ną nam wszystkim o konieczności modlitw i starań w celu uproszenia u Stolicy Apostolskiej kanonizacji błogosławionej Polki. Z tych też powodów z największą radością num er niniejszy czasopisma poświęcamy bł. Bronisławie.

Redakcja.

S. M. A U G U S T Y N A t

Suriąci a A.keya K ato lick a

K ażdy człowiek stw orzony j est do działania, do czynu. Obdarzony w spaniałym i w ładzam i duszy, rozum u, pam ięcią i wolą, k tó re oświe­

cone w iarą, udoskonalone daram i D ucha św., są odblaskiem Bożej m ądrości, pow inien człowiek przez w ysiłek, pracę, stw orzyć najpierw w głębi swej istoty w ielkie dzieło człowieka doskonałego, a potem udoskonalać innych.

P rzy k ład C hrystusa P ana, przez lat 30 pracującego w ukryciu d om ku nazaretańskiego, p rzy k ład Świętych, uczą nas w ym ow nie tej praw dy. Również przyroda, z całym swoim cudow nym . m echanizm em w ysiłku, by życ, rozw ijać się i w ydaw ać owoce swej pracy, uczy nas, że i człowiek do pracy stw orzony. W iara św., dając nam w S ak ram en ­ tach św iętych nadprzyrodzone siły do tej pracy, ukazuje nam rów nież w spaniałe jej owoce: zadowolenie z życia, spokój sum ienia tu n a ziemi, a kiedyś w niebie szczęście bez granic. Lecz co się dzieje?

P rzyroda słucha nak azu Stw órcy, pola, ogrody, łąk i okryw ają się zielenią i kwieciem, owocami, k tó re żywią człowieka, a ten k ró l stw o­

rzenia zaniedbuje się w obow iązkach swoich, nie chce pracow ać i w iel­

bić swego Boga, nie chce praw dziw ego szczęścia, k tó re m a źródło u w y ­ siłku. I dlatego psuje się wszystko n a świecie... nie m a szczęścia, nie ma zadowolenia, a ludzie p ły tk o myślący mówią, że „w iara się p su je“, że trzeba now ych dróg szukać ludzkości. I w skazują te drogi now e bez Boga, bez religii, bez m oralności: nowoczesne pogaństwo. Puścić wodze w szystkim nam iętnościom , wyw rócić wszelki porządek społeczny — nie zależeć od nikogo, nie krępow ać się niczem — oto w edług ich planu szczęście wolnego człowieka. — A zapom inają o tem , że człowiek bez p raw i bez religii, gorszy je st od zwierzęcia, jak to widzim y w dzisiej­

(2)

szej Bolszewii i Niemczech, że spokój i szczęście może zapewnić każde­

m u jedynie porządek społeczny i św. wiara.

I organizuje się bezbożnictwo, by uchwycić w swe ręce ster ludz­

kości, narzucić jej swoje poglądy. W takich chwilach nie wolno nikom u siedzieć bezczynnie! Pow staje now y obowiązek pracy społecznej, zbio­

row ej. To też raz po raz pada wezwanie Ojca św. do modlitwy i pracy w szeregach Akcji katolickiej, modlitwy, by uprosić sobie łaskę Bożą do czynu wielkiego, mądrego, ofiarnego, do pracy, by pogłębiać swe życie w iary, organizować się, by w razie potrzeby stanąć silnym m urem w obronie praw Boga, religii, sumienia.

Każdy przyzna, że to zadanie bardzo tru d n e i odpowiedzialności pełne, a jednak w dzisiejszych czasach konieczne. Dlatego oglądamy się mimowoli za środkam i pomocniczymi. K u lt Świętych to środek po­

tężny dla katolickiej A kcji nietylko jako bogate źródło łaski, tak po­

trzebnej do wszelkiego czynu dobrego, ale także jako wzór działalności natchnionej łaską, m ądrze prowadzonej i dlatego bogatej w owoce.

P. Bóg, dając nam Świętych, dał nam w nich wielkie skarby, z których czerpać możemy po wszystkie wieki, bo Święci nie są isto­

tam i przejściowymi, których urok i siła w pływ u przem ija, gdy znikną z powierzchni ziemi. W tym m niem aniu Sem inarium Zagraniczne pod­

jęło się w ydawnictwa kw artalnika „Cześć Świętych Polskich", w tym też przekonaniu prow adzi konw ent PP. N orbertanek n a Zwierzyńcu w K rakow ie od szeregu lat żywą propagandę k u ltu bł. Bronisławy, P atro n k i K rakow a i całej Polski.

Tysiące życiorysów, nowenn, obrazków, obrazów, m edalików itp.

rozchodzi się rok rocznie między czcicieli bł. Bronisław y nietylko w n a ­ szym k ra ju ale i w Ameryce, którzy polecają w staw iennictw u Błogosła­

wionej nietylko osobiste potrzeby, ale całego Kościoła, jak to w yraża modlitwa, drukow ana n a obrazkach i odmawiana podczas nowenny.

Głównym ośrodkiem k u ltu to nieustanna now enna ku czci bł.

B ronisławy, k tóra odprawia się od lat kilku w kościele PP. N orberta­

nek w K rakow ie przed ołtarzem i relikw iam i bł. Patronki. W każdy w torek o godz 7 i pół odpraw ia się Msza św. śpiewana k u czci bł.

Bronisław y, poczem kapłan odmawia litanię do Błogosławionej oraz inne modlitwy jako now ennę w oznaczonych intencjach.

Na intencje składają się nietylko osobiste prośby, nadsyłane przez w iernych ale w szystkie wielkie i naglące potrzeby Kościoła i całej ludzkości, jak to w ykazuje księga Mszy św., w której zapisuje się intencje.

W ten sposób k u lt bł. Bronisławy, pominąwszy osobiste widoki uzyskania Jej kanonizacji, stanął na usługach Akcji katolickiej, p rzy ­ k ładając skuteczne lekarstw o na wszystkie bolączki ludzkości w dzi­

siejszych ciężkich czasach przez różne łaski, wyproszone w staw ien­

nictw em u P. Boga bł. Bronisławy. Może nie wszystkie owoce tego nadprzyrodzonego w pływ u oglądać będziemy na tej ziemi, zostawiamy to jednak P. Bogu, który nagradza zawsze każdy czyn dobry, m ający na celu Jego chwałę.

(3)

Z w ydaw nictw k u czci bł. B ronisław y w ostatnich dniach zasłu­

guje na uwagę broszura — 675 łat k u ltu bł. B ronisław y — oraz obrazy i obrazki kolorowe, odbitki z obrazu ks. prof. K aczm arczyka, w p ięk ­ nym w ykonaniu d ru k arn i św. W ojciecha w Poznaniu, życiorys:

„Lilia P re m o n stra tu “ i najnowszy: „Miesiąc bł. Bronisław y".

P ropagator bł. B ronisław y w A m eryce ks. A ntoni Gonet, proboszcz z L yndora Pa, urządza rów nież dzięki w spółpracy innych ks. ks. p ro ­ boszczów now enny i czterdziestogodzinne nabożeństw a k u czci bł.

Bronisław y, w różnych parafiach polskich w A m eryce, odpraw iane bardzo uroczyście. W ierni z w ielką m iłością -garną się pod biały płaszcz świętej N orbertanki i liczne otrzym ują łaski.

W ten sposób wznosi się potężny głos modlitwy k u niebu, w sparty w staw iennictw em bł. B ronisław y o lepsze ju tro . Je st to w ielki czyn, k tó ry niezaw odnie zaznaczy się dodatnio w dziejach ludzkości.

W spraw ie łask otrzym anych za w staw iennictw em bł. B ronisław y druków i ofiar n a kanonizację, prosim y zwracać się pod adresem : K lasztor PP. N orbetanek w K rakow ie na Zwierzyńcu.

J. E. X . B ISK U P ST . A D A M S K I

0 (jl. liro n i& Ł a u tio .

Z listu pasterskiego J. E. X. Biskupa Stanisława Adamskiego.

Jeszcze się nau k a C hrystusa nie zakorzeniła głęboko w um ysłach 1 sercach naszych przodków, jeszcze nie przekształciła jak kw as ew an- gelijny ducha n arodu i poszczególnych dusz, gdy silny powiew ze- świeczczenia zaczął zgubnie oddziaływać n a społeczeństwo, jeszcze nie ugruntow ane w. żywej wierze. W czasach bratobójczych sporów, kiedy Piastowicze prow adzili zbrojne i krw aw e w alki o w ładzę w k raju, k ie­

dy w śród szczęku broni rozpanoszyło się zdziczenie obyczajów, w y ­ uzdanie, rozpasanie i gw ałty, ujrzała w ro k u 1203 B ronisław a św iatło dzienne w K am ieniu n a Śląsku Opolskim n a zam ku znakom itego pol­

skiego ro d u Odrowążów. Jak o córka szczerze i głęboko religijnych ro ­ dziców otrzym uje B ronisław a staran n e wychowanie; w rażliw a jej dusza zapala się do wszystkiego co dobre i szlachetne; wznosi się do Boga na skrzydłach najśw iętszej miłości, uczy się szczególnie współczucia dla cierpiących i potrzebujących pomocy. W rodzinie Odrowążów m u ­ siał panow ać duch dobry, atm osfera iście C hrystusow a. Iwo O drow ąż jest B iskupem K rakow skim , siostrzeńcy jego, a dwaj stryjeczni bracia Bronisław y, Jacek i Czesław, w yrzekają się św iata i zaciągają się do służby w arm ii C hrystusow ej. W nowo przez św. Dom inika założonym zakonie kaznodziejskim przyw dziew ają biały habit i przyjm ują św ię­

cenia kapłańskie. Szesnastoletnia B ronisław a idzie także za głosem w ołania Bożego. Za przykładem sw ych krew nych opuszcza w ygodne

35

(4)

kom naty pałacu wielkopańskiego, zryw a w ęzły rodzinne i w r. 1219 podąża do K rakow a, gdzie po odbytym dw uletnim nowicjacie p rzy j­

m uje skrom ny w elon zakonny w surow ym klasztorze klauzurow ym PP . N orbertanek n a Zwierzyńcu.

Świat dzisiejszy, tonący w spraw ach dnia bieżącego, często nie zdaje sobie spraw y ze znaczenia klasztorów zam kniętych, oddanych w yłącznie modlitwie, pokucie, chwale Bożej. Zdaje m u się, że to za­

kłady zbędne i bezużyteczne, gdyż ocenia je tylko po swojemu, obli­

czając wyłącznie pożyteczność doczesną i korzyści nam acalne.

Są korzyści duchowe, niewidzialne, a przecież większe od widzial­

nych. K lasztory, to przybytki modlitwy, um artw ienia i pokuty, po­

zbawione pociech i radości tow arzystw a ludzkiego, to m iejsca płom ien­

nej miłości Bożej, zadośćuczynienia i przebłagania Boga za grzechy ludz­

kości, to ołtarze ofiary błagalnej o m iłosierdzie i łaskę Bożą dla tych, co Boga i dusze zaniedbują w łasne. Dla kilku spraw iedliw ych Bóg był gotów zlitować się n ad Sodomą i Gomorą. Sprawiedliwi, zrzeszeni w klasztorach, z miłości Boga i dusz nieśm iertelnych poświęcając r a ­ dości życia doczesnego, w strzym ują w ym iar Bożej kary, grożącej św iatu za niegodziwości ludzkie, upraszają łaskę i pomoc Bożą dla tych, k tó ­ rzy o nią nie proszą i nie dbają.

K iedyś, gdy przy wielkim rach u n k u sum ienia całego św iata „księgi spisane w ystaw ią" przew inień ludzkich, łask Bożych, św iatu udziela­

nych i czynów m iłosierdzia Bożego, ze zdum ieniem św iat ujrzy, że tym klasztorom pogardzanym , tym zakonnikom i zakonnicom poniew ie­

ranym zawdzięcza naw rócenie i ocalenie wiele dusz, k tórym groziło niebezpieczeństwo wiecznej zguby. Modlitwa, pokuta, śm ierć ofiarna niepozornych a pokornych zakonnic i zakonników, tych prawdziwie nieznanych żołnierzy Boga, tak ą ma u Stwórcy potęgę, iż w strzym uje karzącą rękę Stw órcy nad ludźm i i światem , ocalając dusze, oddając przysługi, o jakich m arzyć nie mogli najpotężniejsi m ocarze i w ładcy tej ziemi.

D ziękujcie Bogu za klasztory. Módlcie się często, aby Bóg w skrze­

sił liczne pow ołania zakonne, by nie zm niejszyła się liczba tych, co idąc drogą K rzyża, ze szczególną gorliwością i ofiarnością całego siebie u z u ­ pełniają Wasze modlitwy, b rak Waszej pokuty. Niechaj zawsze i silnie płoną te ogniska miłości Bożej i zadośćuczynienia Bogu za grzechy świata. Bez nich byłoby zginęło wiele dusz zbłąkanych, które dopiero n a sądzie Bożym dowiedzą się, kom u zawdzięczają uproszenie łaski, k tóra nagłego dokonała przew rotu w ich sercu i pojednała ich z Bogiem.

W takim klasztorze, w cichej, ustronnej celi zakonnej, zapraw ia się Bronisław a w pełnieniu z miłości Bożej rad ewangelicznych, dobrow ol­

nego ubóstwa, dozgonnej nieskalanej czystości i zupełnego posłuszeń­

stw a wobec przełożonych. Odcięta zupełnie od świata, oddaje się n a j­

trudniejszej form ie czci Bożej — modlitwie, um artw ieniu i pokucie za

(5)

siebie i innych, upraw iając m iłosierdzie i zm iłow anie Boże dla grzesz­

nego świata, a przede w szystkim dla swej ojczyzny. Żyjąc „życiem u k r y ty m z C hrystusem w Bogu“'), w zrastając w bogom yślnej dosko­

nałości, użyźnia sw ym życiem Chrystusow ym , sw ym w staw iennictw em , sw ym um artw ieniem prace duszpasterskie sw ych b raci stryjecznych:

Czesława, k tó ry po krótkiej działalności w P rad ze w raca do ojczystej śląskiej ziemi i funduje we W rocław iu osiedle zakonne Dom inikanów

— i Jacka, który, złożywszy w w iecznym mieście śluby zakonne, w bia­

łej dom inikańskiej szacie spieszy do ojczyzny i otrzym aw szy od stry ja swego, biskupa krakow skiego Iw ona Odrowąża, kościół św. Trójcy w K rakow ie, staje się apostołem podw aw elskiego grodu. Św. Jacek przynosi ustalony przez Ojca i założyciela zakonu kaznodziejskiego św. Dom inika sposób m odlitew no-rozw ażający różańca św. i podaje go św iątobliw ej krew nej swej B ronisław ie, z prośbą, by odm aw iając z w spółsiostram i tę piękną, p ro stą a zarazem bogom yślną modlitwę, ofiarow ała ją za te dusze, k tó re on n a am bonie i w konfesjonale będzie zdobyw ał dla nieba Oto pierw sza k ru c ja ta m odlitw, cierpień i u m a r­

tw ień za dusze oziębłe i zagrożone. Oto pierw sza placów ka M isji W e­

w nętrznej, k tó rą zainicjow ał nasż rodak św. Jacek i bł. B ronisław a.

Z tych daw nych wzorów bierzm y przykład, w jak i sposób i m y w in­

niśm y uczestniczyć w m odłach i pracach Misji W ew nętrznej naszej diecezji i w spierać tru d duszpasterski naszych kapłanów .

Po 20-letnim spokojnym życiu zakonnym dopuszcza O patrzność Boża na B ronisław ę ciężkie naw iedzenie. Z dalekiego wschodu, ze stepów Azji, w padają w r. 1241 dzikie hordy ta tarsk ie do Polski, paląc, niszcząc i obracając w perzynę wioski, m iasta, św iątynie, klasztory, m ordując wszystko, co tylko ostrzem miecza zdołali osiągnąć. P rzed hordam i barbarzyńców , którzy w szalonym pochodzie dotarli aż pod bezbronny K raków , chronią się zakonne dziewice n o rb ertań sk ie pod przew odnictw em swej bohaterskiej przełożonej B ronisław y, trzym ając krzyż w ręce, z cichych m urów klasztornych do pobliskich lasów, zw a­

n ych „Panieńskim i Skałam i". T atarzy zrabow ali klasztor i św iątynię;

ocalał jed y n ie u k ry ty w lesie drew niany kościółek S alw atora. O rkan ta ta rsk i popędził dalej n a zachód i północ, pod Lignicę i W rocław.

B ronisław a po tej b urzy w raca ze sw ą rodziną zakonną na zgliszcza i ru in y zniszczonego klasztoru. Ja k o „mężna niew iasta“*) nie traci d u ­ cha. „Przepasawszy mocą biodra swoje i w zm ocniw szy ramiona swo]e“3) zabiera się, pełna ufności w Bogu, do odbudow y skrom nych d rew nianych domeczków, później klasztoru.

N ajazd tatarsk i pozostaw ił ogrom nędzy, całe grom ady opuszczo­

nych, osieroconych dzieci, bezdom nych, głodnych, nagich, chorych.

Wówczas B ronisław a „rękę swą otw orzyła ubogiem u a dłonie sioe w y ­

■) Kolos. 3, 3.

- ) Przyp. 31, 10.

3) ' Przyp. 31, 17.

(6)

ciągnęła k u biednem u"4). W szystką tę biedotę przygarnia pod swój płaszcz, jak miłości pełna m atka, osusza łzy, karm i, poi, przy odziewa, daje wychowanie, dokonując cudów poświęcenia. Tę cichą działalność p rzeryw a po 18

latach pow tórny najazd tatarski.

B ronisław a po raz drugi ucieka z odbudowanego z wielkim tr u ­ dem klasztoru do lasów zw ierzy­

nieckich. Tam, w sam otnej pustel­

ni, na tzw. Si- korniku, n a w y­

gnaniu, dusza jej, oczyszczona cierpieniem , po­

krzepiona łask a­

mi sak ram en tal­

nymi, obm yta w krw i Baranka, przechodzi dnia 29 sierpnia 1259 przez próg wiecz­

ności. Bóg p rzy - j ął B ronisław ę do grona swych w y­

bran y ch i okazał to w sław iając ją po śm ierci licz­

nym i cudami, zdziałanym i za jej przyczyną nad

jej grobem.

Święte życie, święta śmierć.

Gdy zaw ieru­

cha tatarsk a m i­

nęła, przeniesio­

no jej zwłoki do

~ klasztornego k o ­

ścioła PP. N or-

ł b ertan ek na

■£*■§ Zwierzyńcu w

K rak o w ie, gdzie H się dotychczas

znajdują.

O łtarz i relikw ie błog. Bronisław y kościele PP. N orbertanek w K rakow ie

„Kiedy w pogodną noc zatapiamy wzrok w prze­

strzeni niezmierzonej, spoglądając wzwyż, dostrzegamy mnóstwo św iateł błyskających, wskazujących na wspa­

niałość i ogrom stworzenia. A le czymże są te blaski w porównaniu do nieba jaśniejącego gwiazdami św ię­

tości!... Najskromniejszy, najbiedniejszy z wiernych może sobie wywalczyć tu na ziemi miejsce w tym wspaniałym orszaku Świętych — i na tym polega godność i wielkość chrześcijaństwa".

Ojciec św. Pius XI.

38

(7)

M IC H A Ł A S A N K A -J A P O Ł Ł

S u /ią ta óif,mboLizująca zb ra ta n ia PoLóki za Siąókiam : OL Tironiólaw a ( i203-7259)

W dobie „m istrza" W incentego K adłubka (* 1160, f 1223) ,autora:

„Chronica Polonorum “ (polski przekład: Andrz. Józefczyka i M arcelego Studzińskiego, z r. 1862, w K rakow ie!) — przeżyw am y ciekawą ewolucję.

Z barbarzyńców -pogan, przeradza się społeczeństwo — w naród, stw a­

rzający od X III w ieku dw a przedm urza: „antem urale C hristianitatis et C u ltu ra e “. U dział religijnego pierw iastka — w tej, obopólnej akcji, po­

tęguje nasilenie w artości przedm u­

rza. Na tle em an­

cypacji szlachec­

kiej (rycerskiej), na podłożu k ie ł­

kujących ideałów, jakie hodow ał Z a­

chód Europy,, na z r ę b a c h już trzechw iekow ej państwowości m am y w Polsce w łasne oblicze n a ­ rodu, państw a, że możemy za K a ­ d łubkiem pow tó­

rzyć: „K lejnoty są naprawdę naszym i te, które się rodzą w skrzynce serca n a s z e g o . Mieliś­

m y wówczas W iel- Odrowążowie, Gryffowie

kie Serce, kobiece, a mianowicie: bł.

B ronisław y, sy m ­ bolizującej zbra­

tanie Śląska z Pol­

ską, na ty m — w spólnym pom o­

ście ideałów! S tąd i „nasze k lejnoty“

— serca, w iary i kultury!

Urodzona w K a ­ m ieniu (n. O drą), n a Śląsku Opol­

skim, pochodziła z Odrowążów — a przez m atkę z Gryffów; rodów, k tó ry ch pom niki

„przedm urza k u l­

tu ry " pozostały w arcylicznych k o ­ ś c i o ł a c h , jakie wznosili, żeby w raz z chw ałą Bożą „czyniły Błog. Bronisława

^ ---- ---, ----j

zadość... potrzebom ducha narodu..." K ażdy kościół — obok nieodzownej szkoły, b y ł rzecznikiem ekspansji k u lturalnej.

Tradycja Ja h sy z Miechowa, rycerza św. Grobu, uczestnika bojów krzyżowcowych, odbiła się echem w K am ieniu, że przecież córka S tan i­

sław a Odrowąża i A nny Gryfficzanki, B ronisław a, nasłuchała się sporo o „rycerzu", jako i o kulcie szczerej w iary C hrystusa, by mogła zrozu­

mieć treść zdania: „K rólestw em św iata i w szelką chw ałą świecką w zgar­

dziłam dla miłości P an a mego, Jezusa C hrystusa..." (od obłóczyn, po ostatnie chwile, ulubiona pieśń bł. B ronisław y).

39

(8)

Zrozum iała — dzięki w ychow aniu. W biografiach bł. B ronisław y nie znajdujem y szczegółów, k tó re by nam m ogły udostępnić obraz życia w K am ieniu, uw ypuklić c h a rak ter nauczania i szczepienia ideałów, jak to już przekazują zapiski X V I wieku. W każdym razie — obok n au k i elem entarnej, O drow ążów na m usiała słyszeć, czy o księdze Ja n a z S a- lisbury ( f 1180), niesłychanie popularnej, omal że encyklopedii onych czasów, czy znów starożytnych — boć współczesne śląskie zapiski n o tu ­ ją, iż: „czytano n a dw orach pańskich: V ergila, Horacego, Ovidego, L u - kana, Stacyusza, Ju v e n a la “... P rzy pożegnaniu — Stanisław Odrowąż, ojciec B ronisław y — Iw ona Odrowąża, odjeżdżającego do Rzymu, do papieża Horioryusza III, w raz z synowcami: Jack iem i Czesławem, p ra ­ w ił mowę łacińską, cytując Horacego, ja k i L ukana, że dziwno było Iwonowi, takie „ukształcenie b ra ta 11, „lubo nie w duchownym , lecz świec­

kim stanie..."

P rzy tej okazji poznała O drowążówna K raków , aby, zobaczywszy N orb ertan ek klasztor, na Zw ierzyńcu, zapałać: „miłością stan u zakonne­

go..."

Towarzysząc ojcu, matce, zaznajom iła się i z lokalnym ku ltem św ięte­

go Stanisław a, co też skłoniło B ronisław ę w stronę „życia Bogu, a sercom ludzi, którzy ła k n ą bożej miłości od bliźnich nade wszystko..." W w iek później — w dalekiej Sienie, postać w y kw intu k u ltu ry duchowej, w n a j­

szczerszej m ierze serca, podobnie palić się będzie — w słow ach S anta C atherina da Siena (1347—1380), w jej: „dialogu o zupełnej doskona­

łości", której w zór rzeczyw isty uczyniła z życia swego B ronisław a O dro­

wążówna, Ślązaczka, a w K rakow ie, łącząca zachód śląski z m ałopolską rubieżą k u ltu ry ówczesnej Polski. Odrow ążów na w stępuje do N orbertanek.

Tam — przetrw am y czasy inw azji tatarskiej, aby udowodnić, iż „Krzyż może jedynie zwycięstwo głosić", jak b y pow tórzyć jej przyszło znacznie późniejsze, urobione zdanie: „aut cruces gem inat luces, aut luces g em i- n a n t cruces“ (z K rzyża rodzi się św iatło, ze św iata rodzi się krzyż).

Polska ra tu je wówczas Europę, aby unicestw ić ta ta rsk ą chęć zniszczenia k u ltu ry K rzyża, co dzieje się z dziw ną energią i bł. Bronisław y, r a tu ­ jącej m niszki i „ducha w iary" przed zalewem hordy, lecz jakżeż „indo- lętnej", wobec silniejszej w ładzy — już nie miecza, ile... Ducha! Zapiski np. D aniela K raszew skiego („Żyw oty Św iętych" II), czy bogata lite ra ­ tu ra biograficzna bł. B ronisław y, podkreślają — jej w ybitnie w ielki, bezapelacyjnie ascetyczno-religijny charak ter, przy um yśle bogatym ,

„ukształconym " („D rei schlesische Landesheilige", d r J . Chrząszcz, W ro­

cław 1897!), a nad e wszystko łączy się tam i pew na ciekawa, argum entam i stw ierdzona teza, że ta „św ietlana P ostać" łączy Śląsk — zachodni kraj naszej kolebki — z środkow ą (M ałopolską), gdzie w ytw orzyło się „Serce Polski" (K raków tak nazw any!), dzięki tem u K adłubkow em u „sercu naszem u", jak ie biło w ty m już w ieku — m iłością w iary i ku ltu ry ! N ie można negować, że jedynie: „duch narodu, mocen w w ierze i charak­

terze" — jak pisał później podkanclerzy K azim ierza W ielkiego, Ja n k o (Dokończenie na stronie 43).

40

(9)

Z O F IA P O R E Y K O

J72. Tioóka ćzą& tochou/óka uf życiu Tirata AiLGarta

U lubioną pieśnią B ra ­ ta A lberta była pieśń, k tó ­ rą ułożył Kazim ierz Ja g ie l­

lończyk, św ięty królew icz polski:

J u ż od rana rozśpiewana C hw al o duszo, Maryję!...

Od rana... J e s t rano dnia, je st i rano życia czło­

wieka.

W idać lubiał B ra t A l­

b e rt cofnąć się m yślą w ran o swego życia, spojrzeć i ucieszyć się, że już w tedy dusza jego była rozśpiew a­

na n a cześć M atki Boskiej.

Ja k b y n a znak, że b ę ­ dzie Jej w iernym synem, je st p rzyjęty do Kościoła w św iątyni Jej imienia.*)

M usiał w dzieciństwie zaglądać do kaplicy M atki Boskiej Szkaplerznej w tym kościele. Słodko patrzy tam Ona z obrazu, garnąc k u sobie Dzieciątko Boże. Mo­

że tu w łaśnie prosi Adaś, by w iernie ukochał i n a śla­

dow ał Jej Dziecię. Tu, lub w kościele Franciszkanów ,

Dom inikanów, przed Jej obrazam i odczuwał pociechę, gdy jego wrażliw e serce dziecięce kurczyło się z bólu po stracie ojca, a potem matki...

Z aglądał też pew nie do kościoła Paulinów , gdzie jest P a n i Ja sn o ­ górska w o łtarzu pięknej kaplicy. W dużym oknie w itraż m ieniący się zdecydow anym i barw am i, przykryw ającym i oczy dziecka. M atka Boska

*) W kościele Najśw. M aryi P anny w Warszawie na Nowym Mieście.

41

(10)

w płaszczu szafirowym trzym a tak Dziecię Boże, jakby chciała pow ie­

dzieć: „Przyszłam spuścić mego Syna n a ziemię, między was...“

Kolorowy, piękny, w słońcu m ieniący się w itraż i ciemne, o p rzy ­ gaszonych barw ach m alow idła ścienne kaplicy: Zwiastowanie, Ucieczka do Egiptu... nastrój ciszy, pobożnego nam odlenia każdego kątka, kw iaty i św iatło n a o łtarzu i ten śliczny kolorow y w itraż, na k tó ry m M aryja i Dzieciątko Boże m ają tak piękne, dobre, m ądre a jednak i sm utne tw arze — m usiał lubieć bardzo ten chłopiec, którem u Bóg dał duszę artysty...

Z domu, gdzie pobożność była głęboka, i naw skroś polska, m usiał wynieść B ra t A lb ert ukochanie M atki Boskiej Częstochowskiej. Ale ta kaplica pełna m odlitew nego n astro ju mogła być miejscem, gdzie się rozw ijała ta miłość...

B rat A lb ert b y ł przekonany, że życie swoje w yniósł z pow stania dzięki opiece M atki Boskiej.

Siedem nastoletni chłopak, pełen odwagi i męstwa, podjeżdża z li­

stem do dowódcy na w ielkim siwym koniu i czeka n a odpowiedź. Obaj stoją na wzgórzu, w okół świszczą kule, p u łk strzelców finlandzkich wziął sobie dowódcę i chłopca za cel. W śród g radu kul A daś C hm ie­

lowski czeka. Żadna kula nie trafia ani Adasia, ani dowódcy. Dopiero gdy chłopiec zjechał ze wzgórza, zabłąkana kula trafiła go w nogę, którą później odjęto. Moskale zajęli wieś, A daś dostał się do niewoli i do rosyjskiego szpitala.

K apitan strzelców finlandzkich odwiedzał rannych jeńców i w y­

pytyw ał, gdzie k'.óry otrzym ał ranę.

— A pan — rzecze do Adasia — byłeś może tym , k tó ry tam na górze, sta ł na siwym koniu? Toż mój p u łk słynny z w ojny krym skiej celow ał do was obu, a w y jesteście żywi?... Chyba czort b y ł z wami!...

— Nie — odparł A daś — oddaliśm y się w opiekę M atki N ajśw ięt­

szej, która nas nigdy nie opuszcza.

Modlić się w niebezpieczeństwie, każdy potrafi, ale jak szlachetną i m ężną trzeba mieć duszę, by w yznać sw ą w iarę wobec wroga!

Im staw ał się starszy i gdy później całe swe życie ofiarow ał Bogu i ubogim, rosła jego miłość do M atki Boskiego Dzieciątka, k tó re tak ukochał, k tóre chciał naśladować.

Łączyło go z M aryją Dzieciątko Boże, łączyło go to, że jak Ona prag n ął do Jej Syna przyprow adzić ludzi, a przede w szystkim n ajb ied ­ niejszych, chciał, jak Ona, pokazać im jako w zór najśw iętsze i ubogie życie Je j Syna.

W każdej kaplicy dom u dla ubogich i dzieci zawiesza B rat A lbert obraz M atki Boskiej Częstochowskiej, a cakże w każdej celi sióstr i w celach braci.

N ikt nie wie, ile w swych w ędrów kach po Podolu nam alow ał, lub odnow ił Jej obrazów. Zostały tylko dw a obrazy niedokończone, lecz pełne, mimo to, nadziem skiego w yrazu: O przepięknych rysach, M atka

42

(11)

Boska Częstochow ska z D zieciątkiem i N iepokalana. Dziwnie skupiona i p okorna je st postać N iepokalanej, jak b y z obrazu k u ludziom scho­

dzącej.

Szczęśliwie zachow ała się n o tatk a B rata A lberta, w której pisze:

M atkę N ajśw iętszą obieram za O pieku n kę w m oich trudnościach, chcę ją czcić osobnym nabożeństw em przez cały ciąg życia m ego i przez wieczność.

K rótkie, jakby żołnierskie ślubow anie, spełniane aż do ostatniego tchu. Na łożu śm ierci poda B ra t A lb ert siostrom i braciom obraz M atki Boskiej Częstochowskiej i powie: „To jest wasza M atka B oska“.

Jak że jed n ak bezinteresow na, p ełn a zaufania i w spaniałom yślności je st m iłość B rata A lb erta do Najśw iętszej Panny.

N ajśw iętsza Pani, zdaję się na Tw oją łaskę, daj żebrakow i, co chcesz, albo nie daj, w edług w oli Tw ojej.

To tak, jakby mówił: „Jesteś ta k dobra, że Cię sam Bóg w y b rał za M atkę, jesteś M atką najlepszą, mogę tylko myśleć, że chcesz dobra dla m nie, a czyż jestem w art, byś o m nie m yślała?...

N azyw a się żebrakiem , je st pokorny... P ok o rn ą była M aryja, k tó rą czcił i ukochał, a chciał być Jej podobny... Jej, k tó rą Dzieciątko Boże ukochało najwięcej-....

Czci J ą modlitwą, śpiew em serdecznym , odm aw ia n a Je j cześć ró ­ żaniec, myśląc o tajem nicach życia Jej Syna, ta k bardzo złączonego z Je j życiem. Czci J ą w iernością, szlachetnością sw ych uczuć, m ęską odwagą, siłą swego przekonania o Je j nieograniczonej, m acierzyńskiej do­

broci, czci J ą bezinteresow ną wspaniałom yślnością, najbardziej jednak czci J ą i kocha przez naśladow anie Je j m iłości do Boskiego Dzieciątka.

(Dokończenie z strony 40).

z C zarnkow a, o parł się naw ale T atarów , nie zm arniał w epoce podzia­

łów (Bolesław K rzyw ousty), ale jednoczył się w postaciach, ja k bł. B ro ­ nisław a, w e wspólnocie k u ltu raln ej, narodow ej, szafującej skarbam i duchow ym i hojniej, aniżeli sobie w yobrażam y ubóstw o średniow iecza kulturalnego... Nic dziwnego, że dzisiaj N o rb ertan k i zabiegają o k an o n i­

zację bł. B ronisław y, że w idzą w kulcie Je j, krakow sko-śląskim , n a ­ praw dę doniosłą w artość zb ratan ia i zcem entow ania Polski - dzielnico­

wej, w całość — jak i w X III w., kiedy może z perspektyw y niem al 7 wieków, zatarła się w rażliwość, ale pozostała rzeczywistość triu m fu D ucha w iary — z k u ltu rą , jakąśm y na w ierze ugruntow ali. Co świadczy i pieśń o bł. B ronisław ie, gdzie jedna ze strofek brzm i ze średniow ie­

cza, ale i n a czasy obecne:

W spom nij na Polskę, w którejś się zrodziła, I na to m iejsce, gdzieś Bogu służyła,

W eź w swą opiekę — to miasto K rakow skie, K rólestw o Polskie!

43

(12)

O. B E R N A R D OD M A T K I B.

14/ c i a n i u w L a l k i a j , w y c h o w a w c z y n i W przedm ow ie do pewnej k s ią ż k i1) pisał Ja ą u e s M aritain:

„Trzeba stać się miłością. Dusza doskonała je st cała tylko m iło- ścią“. 2) N auka duchow na św. Ja n a od K rzyża nie je st metafizyczna, lecz ewangeliczna, nie je st niczym więcej, ja k w ytłum aczeniem rad o ­ snej tajem nicy O dkupienia. To ogołocenie się przez nią zalecane, ta próżnia um ysłu — jest tylko gruntow nym zastosowaniem — naw et na szczytach życia w ew nętrznego — p raw K rzyża i upodobnieniem się do C hrystusa w m yśl ośmiu Błogosławieństw. Pozostawać w praw dzi­

w ym ubóstw ie duchowym , J e s t to bezwględny obowiązek duszy w edług rad y Syna Boże

go: ten, kto nie porzuci w szystkie­

go co posiada, nie może być m oim uczniem 1'. „O d u ­ sze, k tó re m arzy­

cie o tym , aby w pokoju i pocie­

szeniu iść po d ro ­ dze duchowej, gdybyście w ie­

działy, ja k n ie­

zbędnym je st pod­

danie w as p ró ­ bom, aby osiąg­

nąć przez cierpie­

nia ten pokój i po­

cieszenie! G dyby­

ście wiedziały, do

M. Cecylia Łubieńska

jakiego stopnia jest niemożliwe osiągnięcie tego celu, do którego dusza wzdycha, bez prób, jak bez nich oddala się dusza od tego ce­

lu — nie szuka­

łybyście żadnych uciech, ani n ie ­ biańskich, ani ziemskich. W ola­

łybyście dźwigać krzyż, przyw ią­

zując się do n ie­

go i nie pragnąc innego napoju, jak żółć i czfysty ocet“s). T ak trze­

ba postępować, aby dojść do upragnionego przekształcenia się w B o­

gu, jak ziarno, k tóre m usi być zakopane w ziemię i tam zamrzeć, aby mogło przynieść plon — nisi granum frum enti... W tym celu w y­

rażony b y ł w łaśnie nadprzyrodzony fak t W cielenia i Odkupienia.

„Szczęśliwy, k to po C hrystusie obrał sobie za mistrzów: św. Tom a­

sza z A kw inu, k tó ry m u da najwyższą wiedzę naukow ą i św. Ja n a od Krzyża, k tó ry m u w skazuje drogę do utrzym ania wiedzy objawionej.

N auka św. Ja n a od K rzyża jest czysto katolicką n au k ą o życiu m istycz­

nym. M ożnaby przypuszczać, że św. J a n został w naszych czasach ogło­

! ) >>Sajnt Je an de la Croix“ par P. Bruno de J. M.

2) Pieśń duchowa, strof. 27 3) Żywy płomień strof. 3.

44

(13)

szonym za D oktora K ościoła dlatego, że epoka nasza szczególnie po trze­

buje jego nauki, rów nież ja k n au k i św. Tomasza. N aturalizm ta k dzi­

siaj zm arnow ał i w ypaczył pojęcie rzyczywistości, że sprostow anie te ­ go pojęcia i n aw rót do trw ały ch poglądów rozum u je st możliwy tylko przy całkow itym uznaniu pierw iastka nadprzyrodzonego i absolutnego, oraz zasad Ewangelii i żywej w iary.

S tęsknione do radości dusze straciły już nadzieję, aby ją mogły osiągnąć. U m ierając w prost z pragnienia ukochania czegoś, p ogrą­

żają się tłum nie w m istyce stw orzenia i w tęsknocie potępionych. A tym ich bezw iednym pragnieniem nie je st nic innego, ja k tylko, aby im b y ­ ło ukazane oblicze praw dziw ej miłości.

W czasach ogólnego załam ania się w szystkich podstaw życia lu d z­

kiego każdy jest pow ołany do tego, aby przeciw staw ić się sw ej nędzy heroicznym w ysiłkiem

T rzeba nam zgłębić najsk ry tsze tajn ik i mądrości i siły. K rzyż za­

w ażył cafym ciężarem zapoznanej miłości n ad tym niewdzięcznym św iatem , k tó ry go, nienaw idzi, a k tó ry jęczy n a próżno. N ie pozosta­

je nic innego, jak tylko um iłow ać ten krzyż — on nas uniesie, p r u ­ jąc jak dziób szybkiego okrętu, fale żyw ota wiecznego. A czy może być stern ik lepszy n ad św. Ja n a od K rzyża „D oktora Ciemnej N ocy“?

W spółczesnem u człowiekowi porw anem u w w ir działalności ze­

w nętrznej ta k łatw o zapom nieć o aktyw ności w ew nętrznej, k tó ra nie tylko w inna iść w p arze z pierw szą, ale pow inna być jej przyczyną.

D ynam ika duchow a w ytw orzona przez heroizm cnoty, modlitwy i miłości — oto tajem nica pow odzenia działalności św iętych. Dusza każdego działacza, bez różnicy czy on jest z szeregu ludzi świeckich, czy też kapłanów , zakonników i zakonnic — m usi być ja k kielich w y ­ pełniony po brzegi życiem w ew nętrznym —: k tó re ostateczny w yraz zn ajduje w miłości — i z swego przepełniania rozlew ać się n a innych.

Bez tego cała działalność zew nętrzna: nauczanie, przepow iadanie, w y ­ konyw anie, praca chary taty w n a będzie tylko — w edług treściw ego o k re­

ślenia św. P aw ła — ja k „miedź brzęcząca i cym bał brzm iący1'.

O tym zapominać nie wolno, a jednak jakoś bardzo nieszczęśli­

wie o tym zapom ina wielu. Jakżeż często uderza nas w śród dzisiej­

szych ludzi śmieszna, rażąco p ły tk a megalom ania. W ielu ludzi, patrząc n a szerokosiężne czyny w ielkich postaci, a nie rozum iejąc gdzie i jakie było źródło tej ich często zdum iew ającej działalności — usiłują ich naśladow ać. Zdaje im się, że święci posługiw ali się tylko zasobami n atu raln ej swej bujnej indyw idualności, więc sam i posługują się ró w ­ nież tylko tym i środkam i przym iotów w rodzonych. I rezu ltat tej dzia­

łalności? brzęk m iedzi dość głośny, ale sk u tk u żadnego.

W ielką więc przysługę świadczy zdrowej świadomości katolickiej w Polsce M. J. u rszulanka z W arszawy, kreśląc sylw etkę duchow ą wielkiej swej Siostry i M atki Cecylii Ł ubieńskiej, będącej bezsprzecznie jed n ą z najw ybitniejszych postaci kościoła katolickiego w Polsce

(14)

w obecnej dobie.1) Postać to rzeczywiście była niezw ykła, zakrojo­

na na m odłę „olbrzymów ducha“.

Najbliższe osoby pisały o niej po jej zgonie słowa, k tóre nie były frazesam i lecz sam ą treścią i życiem.

„Gdy patrzym y dziś z perspektyw y śm ierci na jej potężną ducho­

wą indywidualność, n a decydujący wpływ, jak i w yw arła na k sz ta łtu ­ jącą się psychikę naszego Zgrom adzenia moglibyśmy powiedzieć o niej, że była tym w ielkim Bożym im pulsem , k tó ry rozbudził w nas d yna­

miczne, niezrealizow ane jeszcze siły, możliwości, o któ ry ch się dawniej nie śniło, pełną tajem niczych przeczuć energię potencjalną.

Choć zrealizow ała sama takie mnóstwo zamierzeń, że starczyłoby ich na w ypełnienie k ilku pracow itych żywotów ludzkich; choć droga, jak ą poszedł Zakon od cichych, skrom nych czasów, gdy p rzek ra­

czała, jako m łodziutkie dziewczątko, progi tarnow skiego klasztoru, do chwili jej śm ierci — swój rozrost olbrzymi jej przew ażnie zawdzięczała;

mimo to, gdy stan ął nad nam i jej wielki, wymagający cień, zrozum ia­

łyśmy, że jej najw iększa zasługa nie leży w statycznych w artościach dzieła już dokonanego — ale w łaśnie w rozkołysaniu tw órczych sił, m ających realizować się na w szystkich odcinkach przyszłości. I d la­

tego jej śm ierć nie jest zakończeniem i nie jest zerwaniem ".

„Odeszła od nas Ta, k tóra była mózgiem, duszą i sercem Z grom a­

dzenia."

B yła m ózgiem naszym. Je j w ybitna inteligencja nie pozwalała zacieśniać myśli Bożej — szerokiej, ja k wszechświat cały.

Rozum iała doskonale, że zakon U rszulanek jako zakon w ycho­

wawczy nie może odciąć się od życia. Toteż nie b y ł jej obcy żaden jego objaw, żaden nowy kierunek, żaden p rąd nowy, wciskający się w dusze ludzkie.

Śledziła pilnie i z nadzw yczajną intuicją — przekonania i myśli mas całych — i badała, czy w tej fali, zalewającej życie, nie k ry je się niebezpieczeństwo dla duszy nieśm iertelnej.

C hrystusa dać młodzieży, do C hrystusa zbliżyć — zasady C h ry stu ­ sowe wpoić w serca — oto m ądrość praw dziw a, m ówiła często.

W całym program ie naszej pracy wychowawczej ta m yśl M atki jest cudow nym światłem , przew ija się jakby nić złota, wiążąc w szystkie inne wskazania.

Pragnęła, by szkoły nasze stały wysoko, by odpow iadały w ym a­

ganiom obecnym, by wychodziła z tych szkół młodzież przygotow ana do życia kulturalnego, ale przede w szystkim do życia katolickiego.

W ierzyła gorąco, że pokolenie, wychow ane w szkołach urszulańskich odnowi życie rodzinne, a tym sam ym życie społeczne, którego każdy objaw przeżyw ała, gorąco, serdecznie.

1) M. Cecylia Łubieńska ur. 7/VI 1874 z Witolda i Elżbiety z Morawskich, zm. 23/IX 1937. Doskonałe szkolnictwo urszulańskie skupiające elitę Mło­

dzieży żeńskiej w Polsce jej zawdzięcza swój rozkwit, od., niej wyprowadza swój doskonały kierunek wychowawczy — „Głos Karm elu" listopad,, h - r.

(15)

B yła też M atka duszą Zgrom adzenia. G łęboko pojm ow ała życie- zakonrie.'; -§glachetne były w tym- k ie ru n k u jej myśli — n a pulsie te ­ go życia rę k ę Sw ą zawsze trzym ała.

M iała to przekonanie, że w szystkie reguły, przepisy, ćwiczenia,, zwyczaje zakonne naw et m odlitw y — to tylko środki, prow adzące do życia z w iary, do zjednoczenia z C hrystusem , do adoracji Boga w sei;cy w łasnym i w sercach w spółsióstr zakonnych.

R ozum iała, że podstaw ą życia w klasztorze to miłość Jezu sa i miłość bliźniego, połączona z w yrozum iałością dla biednej duszy lu d zk iej.

B yła wreszcie M atka zm arła sercem zgrom adzenia, k tó re kocha­

ła gorąco. K to b y ł sm utny — odchodził od niej pocieszony. K to b y ł m ałoduszny, n ab ierał przy tym gorącym , w ielkim sercu sił now ych do pracy nad sobą. K om u ciężar życia dokuczył, zbliżał się do d obre­

go m atczynego serca •— a czasem jedno m ocarne słowo w ielkiej M atki spraw iało, że szło się dalej, choć ciężką drogą — k u szczytom ".')

Te w ielkości jej indyw idualności, ten dziwny „im puls11 z jakim pchnęła n a now e drogi w ielkie dzieło, w ielu przypisyw ało w rodzonej inteligencji, w ykształceniu i przym iotom osobistym. Przym ioty te b y ­ ły w ielkim i danym i M atki Łubieńskiej, ale nie były głów ną sp ięży - n ą jej życia. P raw dziw e w ytłum aczenie jej dynam izm u duchowego daje nam M. J. w szkicu jej duchowości.

D ow iadujem y się, że ś. p. M atka Cecylia była pilną uczennicą, św. Ja n a od K rzyża, przez całe życie trw a ła w jego szkole surow ej i tw ardej, ale niezaw odnej jeśli chodzi o w yciosanie granitow ego po­

sągu doskonałości i o orli lot k u szczytom najw yższej świętości. Wszak napisał sam ten D oktor M istyczny: „Gdy się uwolnisz od rzeczy zew ­ nętrznych, w yzujesz z duchowych, nie będziesz uw ażała za w łasność sw oją łask Bożych — nie usidli cię pom yślność ani przeciw ność nie skrępują ci lotu“ (R ada 46). D rugą część tego zdania widzimy spełnio­

n ą w życiu W ielkiej U rszulanki, a to dowód, że i pierw szą m usiała zrealizować w swej pracy duchowej.

Rzecz dziw na i rzeczywiście rew elacyjna, k tó ra zaskoczy wielu.

M łoda zakonnica oddana studiom , organizatorka szkół i długoletnia przełożona n a której głowie tyle spraw spoczywałó>— znajduje zawsze czas na czytanie, studiow anie i rozw ażanie dzieł Ja n a od Krzyża.

Tam znalazła praw dziw ą m ądrość, nam aszczenie ducha a przede w szyst­

kim tę rów now agę w ew nętrzną i spokój, k tó re ją zawsze cechowały, a k tó re sa nieodzowne do praw dziw ej, owocnej działalności zew -

nętrznej. . #■ *

Gdy niedaw no tem u ukazała się,k siążk a rów nież o jednej z n a j­

większych postaci św. kościoła^w Polsce Bracie A lbercie C hm ielow ­ skim -), w skazująca, P ovęrello swą potężną postać m o ral­

ną w szkole św. Jana^jed H&pzyża w ypracow ał uczony filolog prof.

i) Biuletyn

>śc Ęfrata Alberta, K raków 1938.

:iej zak. św. Urszuli, Nr II 1937.

:iej 2)

(16)

d z e ó ć ó u/ . f l a n a l ^ a n i a ą o

i ó w . K a z i m i e r z a k r ó l e w i c z a w ć f l i r t a c h Nie tak dawno tem u W. O. K urtyka, misjonarz w Chinach, w swym liście do Redakcji doniósł nam, że dwie kaplice nowozbudowane poświęcił czci n a- szycn Świętych: św. Janowi K ontem u i św. Kazimierzowi, królewiczowi. Na tę wiadomość pewne osoby z W arszawy i Wilna zaofiarowały 240 zł na obrazy ołtarzowe do tych kaplic. Obecnie otrzym aliśmy list z doniesieniem, że oby­

dwa te obrazy, tak św:: Jana Kantego, jako też św. K azi­

m ierza królewicza przedstaw iają się wspaniale.

Tam tym razem*) o. m isjonarz przy­

słał nam zdjęcie fo­

tograficzne kaplicy św. Ja n a Kantego, a obecnie podobne zdjęcie kaplicy św.

Kazimierza i te cie­

płe i serdeczne w y­

razy:

„Łaska P ana n a ­ szego niech będzie zawsze z nami.

Nareszcie mogę ię wywiązać z p rży-

i *j i i ' . ' i i . . jętego obowiązku.

.Posyłam widok kosciołka misyjnego w Jii-tchu, pod wezwaniem św. Kazimie­

rza królewicza. Kapliczka jest mocno uczęszczana, naw róceń nie b rakuje dzieci juz chrzczą imieniem św. Kazimierza. — Podobnie i kaplica św. Ja n a Kantego przepełniona: niedawno zbudowana, a już za m ała, katechum enów dużo. Dzię­

ki Bogu, obrazy m ajestatycznie się przedstawiają, są prawdziwą ozdobą.

Najserdeczniej pozdrawiam i proszę o modlitwy. W miłości Jezusa i M aryi .Niepokalanej oddany pokorny sługa

(—) X- P aw eł K urtyka, misjonarz z Wenchow."

Kaplica św. K azim ierza w Chinach.

*) Zobacz: „Cześć Świętych Polskich" 1936 r., n r 4, str. 11.

BZBRRKBSBSIC

Sm ko nazw ał ją rew elacją, „gruntow nym zbadaniem i w ykazaniem ze stanow iska psychologii św iętych, gdzie by ły podstaw y jego p ra w ­ dziwej wielkości".

Jeśli podobna rew elacja o w ielkiej w ychow aw czyni M atce Ł u ­ bieńskiej zostanie nie tylko poznana, ale p rzy jęta i naśladow ana, to z pew nością ziarna przez nią rzucone b ę d ą się u sto k ro tn iały i' w p sy ­ chice jej duchowego pokolenia będzie tętn iła podobna energia i zapał dla spraw szczytnych i Bożych ja k i w ypełniał jej przestrzenne, serce.

Cytaty

Powiązane dokumenty

U jem ną stronę żywotów świętych tego okresu stanowi zaniedbanie pierw iastka ludzkiego oraz pomieszanie pierw iastków historycznych i powieściowych, co się

Później Bobolowie przenieśli się do M ałopolski, w X V w ieku zajm ują już różne średnie stanow iska królew skie, rozpleniają się licznie, w iernie trw a ją

Sam a śm ierć sług Bożych przedstaw iona jest bardzo szczegółowo i plastycznie, ale nie godzimy się ze daniem Kętrzyńskiego, jakoby życiorys m iał być.. „w

B rat Albert modli się często przed nią.. Oczyma artysty widzi

go zgadzania się z wolą Najwyższego, z pomocą którego ciężar życia staje się lekkim , a cierpienie zm ienia się w radość.. Piotrze Sem enence. Nie ma

W ojciecha po jego śm ierci łączył się ściśle z czcią, jak ą w ierny lud chrześcijański otaczał niebios Królowę.. A przecież właśnie Święci przywracali

Zresztą, na taki stan rzeczy, jaki jest obecnie, co do obchodu uroczystości św. Stanisława, głównego i pierwszego patrona Polski, zdaje się, żaden gorliwy

Do tego kościołka ciągną rzesze wiernych tak z Krakowa, jak też i okolicy, by pomodlić się u grobu Wielebnej M atki Teresy Marchockiej, za przyczyną której, jak