• Nie Znaleziono Wyników

Miałem sposób na wykładowców - Dariusz Machnicki - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Miałem sposób na wykładowców - Dariusz Machnicki - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MACHNICKI DARIUSZ

ur. 1932; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Projekt Lublin. Opowieść o mieście, studia prawnicze na UMCS, wykładowcy, egzaminy, granie w zespole muzycznym, Halban Leon (1893-1960)

Miałem sposób na wykładowców

Studiując prawo na drugim roku poszedłem grać do Filharmonii, a do knajpy trafiłem w grudniu. To był z mojej strony nieprzemyślany krok, ale tak się paskudnie stało. W głowie nie miałem studiów. Przełaziłem przez te sesje egzaminacyjne raz lepiej, raz gorzej, ale ponieważ mam bardzo dobrą pamięć i łatwość wymowy, miałem metodę na profesorów. Na czym moja metoda polegała? Patrzyłem prosto w oczy, mówiłem głośno i wyraźnie. Czyli profesor, który już był znudzony, bo jeżeli zaczynał egzaminować, przykładowo, o godzinie dziewiątej rano, to nieraz egzaminował do godziny piątej, szóstej wieczorem. On miał potąd studentów. I jeżeli trafiał mu się taki klient jak ja, patrzący prosty w oczy, mówiący śmiało i głośno, jemu się zdawało, że ja umiem. Być może nawet nie słuchał tego. Już był tak znudzony, że wyłapywał już tylko jakieś karygodne błędy, a jakieś mniejsze już puszczał. Ale miałem również metodę, jak na przykład był profesor Buczkowski, który egzaminował drugą część cywilnego. Bo pierwszą egzaminował Aleksander Wolter. Bardzo mądry człowiek. A Buczkowski, to był dojeżdżający, on dojeżdżał z Warszawy. Na Buczkowskiego zastosowałem inny manewr. Udawałem, że się straszliwie boję, też mi ładnie wyszło.

I złapał się na to Buczkowski. Natomiast miałem egzamin u takiego profesora Halbana, to był profesor KUL-owski, który będąc chyba jednocześnie profesorem na KUL-u, wykładał na UMCS-ie. Przeraźliwy to był przedmiot - Powszechna Historia Państwa i Prawa. To był taki materiał, że było niemożliwością nauczenia się tego.

Niektóre moje koleżanki uczyły się pół roku, ja uczyłem się trzy dni. Bo ja grałem w knajpie, mi to wszystko, że tak powiem, zwisało. Miałem dziewczyny w knajpie, miałem wódkę w knajpie, miałem wielkie powodzenie wśród dam, no bo grałem w najlepszym zespole w Lublinie. Byłem najmłodszy, pozostali muzycy mieli dziesięć lat więcej ode mnie. A najstarszy był starszy o osiemnaście lat. A ponieważ do każdego egzaminu uczyłem się dwa albo trzy dni, tak samo potraktowałem i Halbana. Ale miałem szczęście. Powiem jeszcze o moich koleżankach, nie wymieniając ich

(2)

nazwisk, które były dyrektorami wydziałów, później, w sądzie. Jedna nazywała się Bolka. Ci, którzy ze mną studiowali, to wiedzą o kim mówię, ale poza tym nikt nie wie.

Bolka uczyła się pół roku i oblała. A ja uczyłem się trzy dni i zdałem. Zdałem, wyszedłem i wrzeszczałem przed Prawem, a wtedy Prawo mieściło się niedaleko...

na Placu Litewskim. Tam jest taki balkon, na który podczas wykładu myśmy wychodzili, opalali się chwilę. No i tam Halban również wykładał. Egzaminy były w mniejszych salach. Z reguły, po trzy, po cztery osoby wchodziły. Jeżeli ktoś nie zdenerwował profesora, to czasami się zdarzało, że cała czwórka zdała. Ale jeżeli zdenerwował już cholernym jakimś głupstwem, gafą, no to wtedy profesor się wściekał i nieraz cała czwórka wylatywała z dwójami. Albo jedna osoba tylko dostała tróję, a resztę won. Był taki profesor, już nie pamiętam kto to, ale jak się wściekł, kazał im wyjść i rzucał indeksami za nimi. Indeksy wylatywały na korytarz, wtedy już ci, którzy mieli wejść, potwornie się bali, bo wiedzieli, że profesor jest zły jak diabli.

No w każdym razie, ja zaczarowałem czymś Halbana. Może, jak zwykle, mówiłem prosto, głośno, wyraźnie, w oczka patrząc. No i kilka miałem takich egzaminów. U Waltera też zdałem za pierwszym razem, pierwszą część cywilnego. Też piekielnie trudny egzamin. Poślizgnąłem się kilka razy, no ale mówię, skończyłbym te studia, gdyby nie to, że nie chciałem skończyć. A dlaczego nie chciałem skończyć? Kiedy byłem już na ostatnim semestrze studiów, był wymagany podpis, było takie proseminarium i ja zapisałem się na pracę magisterską do profesora, chyba się nazywał Modliński. I pamiętam, że on wyjechał nie wiadomo dlaczego do Czech. I ja prześlepiłem ten moment, kiedy on wyjeżdżał. I nie miałem egzaminu w indeksie z proseminarium. A zastępował go inny człowiek, nie będę wymieniał nazwiska, bo to nie jest istotne, który bał się za niego podpisać i mi nie podpisał indeksu. I ówczesny dziekan, pan profesor Wieliński, profesor prawa, powiedział do mnie, palił fajkę: - „W tej sytuacji, panie Machnicki, nie widzę innego wyjścia dla pana jak urlop dziekański”.

- „Tak jest panie dziekanie”. Ten urlop dziekański dla mnie był wybawieniem. Bo stanąłem na komisję przydziału pracy i mówię: - „Proszę, panowie profesorowie, szanowana komisjo, proszę mi umożliwić skończenie studiów, i wtedy z chęcią podejmę pracę”. I to trwało dwa lata, na następny rok tą samą piosenkę zaśpiewałem. Wziąłem urlop dziekański znowu. A za trzecim razem już nie było nakazów pracy. I w ten piękny sposób zostałem zawodowym muzykiem. Później przeszedłem do Operetki.

Data i miejsce nagrania 2016-03-21, Lublin

Rozmawiał/a Joanna Majdanik

Redakcja Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chyba w gruncie rzeczy był człowiekiem uczciwym, oczywiście był komunistą, ale część ludzi musi być ateistami, część musi być komunistami, część musi być faszystami,

Wszystko zaczęło się w Świdniku, w tym czasie to było nawet takie powiedzonko – co to jest Lublin.. Lublin to jest taka miejscowość

Ksiądz miał również swoje dziwne zachowania, metody – na każdej lekcji religii trzeba było mieć kartkę poświadczającą o tym, że było się na porannej mszy

To był taki kulawy woźny, wchodzi blady jak trup, podchodzi do profesora i coś mu szepcze, a profesor mówi: „Czy na sali jest kolega Machnicki?” Ja wstaje, myślę sobie co

Odniosłem jednak wrażenie, że przemowy których tam słuchaliśmy były trochę populistyczne, takie obiecywanie gruszek na wierzbie, jednak wtedy to były słowa, których

W czasie okupacji było bardzo ciężko o jedzenie, jadło się wtedy wszystko - wróbla, wronę, gołębia, nutrie, koninę. Wtedy konina była źle widziana na stołach, ale matka

Polska jedna z pierwszych realnie i z wielkim sukcesem zbuntowała się przeciwko władzy, to było wręcz nie do uwierzenia szczególnie dla młodych ludzi, bo starzy ludzie,

Było coś takiego że od pierwszego dnia już się nie lubiliśmy, ale on miał nade mną małą przewagę - mógł mnie pytać, ja jego nie, on mnie oceniał, ja jego nie mogłem