2000, R. IX, Nr 1 (33), ISSN 1230-1493
Radosław Sojak
Konsekwentna niewspółmiemość.
Uwagi na marginesie „sprawy Alana Sokala”*
Geneza „sprawy Alana Sokala” sięga co najmniej 1996 roku. Wtedyto So
kal złożył w redakcji, znanego z postmodernistycznychsympatii, pisma „Social Text”artykuł zatytułowanyTransgressing the Boundaries. Towarda Transfor mative Hermeneutics of QuantumGravity. Tekst zawierał przeprowadzoną w kon- struktywistycznym duchu analizę społecznego znaczenia i implikacji fizyki kwan
towej. Wkrótce artykuł, bogatoinkrustowany odwołaniami do klasyków postmo- demy, ukazał się na łamach czasopisma,w numerzepoświęconym odpowiedziom nakrytykępostmodemizujących studiównadnauką*1. Sokal natychmiastujawnił, iżopublikowanytekst niezawiera nicprócz zręcznie skomponowanego pustosło wia2. Dałoto początek długotrwałeji momentami bardzo gwałtownej dyskusji mię
dzy wyznawcami postmodernistycznej ortodoksji a obrońcami naukowego sac
rum. Zorientowawszy się wtrakcie tej debaty, iż stopień ignorancji postmoder- nistów w kwestiach nauki jest znaczny, Sokal postanowił wytknąć najbardziej rażące błędy w formie książki3. Efektem tego przedsięwzięciajest omawiana praca.
* Autor chcialby podziękować za cenne uwagi uczestnikom dyskusji nad pierwszą wer
sją prezentowanego tu tekstu — Andrzejowi Zybertowiczowi, Ewie Bińczyk, Piotrowi Sku- zowi oraz Sławkowi Twarowskiemu.
1 A. Sokal, Transgressing the Boundaries. Toward a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity, „Social Text”, 1996, 46/47 (Wiosna/Lato), s. 217-52; treść tego artykułu przedrukowana została jako Dodatek A w omawianej książce.
2 A Sokal, A Physicist Experiments with Cultural Studies, „Lingua Franca”, 1996, 6 (Maj/
Czerwiec), s. 62-64.
3 Alan Sokal, Jean Bricmont, Fashionable Nonsense. Postmodern Intellectuals ’ Abuse of Science, Picador USA, New York 1998, ss. 300.
Powyższeokoliczności stawiająprzed nami dwa problemy. Z jednej strony, chcąc rzetelnie ocenić książkę, musimy zachować dystans względem szumnych słówi górnolotnychdeklaracji wypowiadanych z obu stron w trakcie debat nad
dowcipem i samą książką. Z drugiej jednak, całkowite pominięcie owego kon tekstu nie tylko utrudnia zrozumienie genezy Fashionable Nonsense, ale także niektórych wątkówstudium.W tejsytuacji niewidzę innego wyjścia niżpodzie lenie artykułu na dwieczęści.
W pierwszejzajmę sięsamą książką, abstrahując, na ile to tylko możliwe, od sporu nią podsyconego. W drugiej części zaproponuję socjologicznąredefinicję samegokonfliktu.
Spojrzenie pierwsze — książka
Trudności piętrzące sięprzed czytelnikiem Fashionable Nonsensenie ogranicza
ją sięniestety, do zasygnalizowanych powyżej. Część z nich wynikatakże z treś
ci oraz dwuwątkowejkonstrukcji samej pracySokala i Bricmonta.
Autorom przyświecały dwazasadnicze cele. Pierwszym była krytyka powta rzających się w postmodernistycznych tekstachnadużyć koncepcjii terminologii zaczerpniętych znauk ścisłych — szczególnie fizyki i matematyki4. Drugim ce lem, wyrażonym raczej implicite, było sformułowaniei przedstawienie — przy okazji dociekań nad geneząpostmodernizmu — własnego stanowiska w podsta
wowych kwestiach filozoficznych i politycznych. Znaczna część wywodu za wartego w FashionableNonsense służyrealizacji pierwszego z tychcelów. Na
leżytuwskazać przedewszystkim rozdziały „personalne”, poświęcone czołowym postaciom francuskiego postmodernizmu (celem krytyki stalisię kolejno: Jacques Lacan, Julia Kristeva,LuceIrigaray,BrunoLatour, JeanBaudrillard, GillesDe
leuze, Felix Guttari, Paul Virilo) orazdwa intermezza, dotyczące nadużyć w wy korzystywaniuwątków zaczerpniętych z teorii chaosu i twierdzeń Godła. Prob
lem sprawozdawcywobliczu wszystkich tych fragmentówsprowadza się właści
wie do jednej kwestii—nie pozostawiają one żadnego zaczepienia dla ewentual nej krytycznejdyskusji.
4 Termin„nadużycie” (abuse) Sokal i Bricmont zdefiniowali jako: 1) wykorzystywanie koncepcji lub słownictwa naukowego bez znajomości ich treści; 2) zapożyczanie koncepcji naukowych bez jakiegokolwiek wyjaśnienia i uprawomocnienia ich użycia; 3) czysto reto
ryczne wykorzystywanie terminów naukowych dla uzyskana pozoru erudycji oraz 4) łączenie fraz i manipulowanie sentencjami całkowicie pozbawionymi znaczenia (s. 4-5).
Z jednej strony bowiem, Sokali Bricmont z niesłychaną precyzją tropią i ob nażają przykłady karkołomnego postmodernistycznegopustosłowia, naszpikowa
nego naukowym słownictwem, tak iż obrona którejkolwiek z inkryminowanych osób staje się całkowicie bezsensowna. Z drugiej jednak strony, zważywszy, że odbiorcą dzieła mabyć przeciętnieobeznany w sprawach nauki humanista, zau
ważyć należy, że nie ma on żadnych możliwości choćbyczęściowej weryfikacji zarzutów stawianychna kartachFashionableNonsense. Wzwiązku z tym, jeśli chodzi o krytykę postmodernistycznegowykorzystania języka naukowego, mery
torycznądyskusję z autorami mogliby podjąćjedynie fizycy lub matematycy5. Niejest to wżadnym raziepowód, by podważać kompetencje Sokala i Bricmonta czy teżtrafność przeprowadzonej przeznichkrytyki— chodzi jedynie o to, iż na tym poziomie książka nie otwiera jakiejkolwiek płaszczyznydodyskusji między przedstawicielaminauki i szeroko pojętejhumanistyki.
5 Należy w tym miejscu dodać, że — o czym informują Sokal i Bricmont — przynaj
mniej w przypadku Bruno Latoura między samymi fizykami panuje różnica zdań, co do cię
żaru jego błędów w odczytywaniu teorii względności (s. 131-133). Przypadek Latoura jest o tyle jeszcze wart uwagi, iż był on (zob. We Have Never Been Modem, Harvester Wheatsheaf, New York 1993, s. 55-58, 132-136) i jest (zob. Pandora’s Hope. Essays on the Nature of Science Studies, Harvard University Press, Cambridge MA 1999, s. 1-23) — przynajmniej na poziomie deklaracji — gorliwym antypostmodemistą.
6 Odnośniki do recenzowanej książki w całym tekście zawierają jedynie numer strony.
7 Podnosząc ten argument wchodzą jednak na dość śliską ścieżkę. Już na następnej stro
nie, odrzucając argument, iż ich krytyka przedstawiona jest z pozycji siły czy autorytetu, pi- szą: „nasz krytycyzm nie dotyczy przede wszystkim błędów, lecz oczywistego braku znacze
nia {manifest irrelevance) terminologii naukowej dla przedmiotu dociekań postmodemis
tów” (s. 13). Wydaje się, że orzekanie o znaczeniu czegoś względem czegoś innego wymaga Niebyłby toistotny mankamenti przeszkoda —niemawszaknic zdrożnego w obroniedorobkuwłasnej dziedziny przed wykorzystaniemwcelach, które ktoś uważaza głupie czy niecne —gdybynie fakt, że autorzy wykluczają także jaką kolwiek dyskusję na tematformy i treści własnej krytyki postmodernizmu z me- tapoziomu. We wstępie, zapewnenauczeni doświadczeniami z dyskusji nad dow
cipem Sokala, wyliczajądziewięć sposobów krytyki, które, ich zdaniem, są nie istotnelub chybione w obliczu ich wywodu.
Przede wszystkim więc nie zgadzają się na umniejszanie roli wytkniętych błędów poprzez wskazywanie, iż krytykowane fragmenty stanowią jedyniedrob ne, często mało znaczące lub zdezaktualizowane wycinkitwórczości inkrymino wanych autorów. Sokal i Bricmont twierdzą, że wskazane przeznich potknięcia to nie tylko zwykłe błędy, lecztakże fragmentyznamionujące „ogromną obojęt
ność lub wręcz pogardę dla faktówi logiki” (s. 7)6i jako takie nietracą nazna
czeniu zewzględunamiejscewtwórczości krytykowanych autorów. Dlatego też autorzy Fashionable Nonsense nie zgadzają się z zarzutem, iż nie rozumieją kontekstukrytykowanych fragmentów —stoją na stanowisku, iżnie stanowi on żadnego usprawiedliwienia dlaużywaniasłownictwaczy koncepcji, o których nie ma sięnajmniejszego pojęcia (s. 9). Z tych samych powodównietrafiają imdo przekonaniaargumenty, iż postmodemistom przysługuje swoista licenciapoetica naużywanie słownictwa zaczerpniętego z nauk ścisłychi żeużywane jest ono je
dynie jako analogia lub metafora (s. 10). Nie dotyczy ich równieżkrytyka akcen
tująca fakt, że nie mają formalnegowykształcenia filozoficznego — zajmują się wszak wykorzystaniem terminologii i koncepcji naukowych, a niepsychoanalizą Lacana czy filozofią Deleuze’a (s. 12)7. Nie zgadzają się teżz zarzutami, iż po
pierwsze, nie wszyscy analizowani autorzy dają się podciągnąć pod etykietkę
„postmodernizmu” lub też, że można było krytykowaćzupełnie inne postaci, nie tylko francuskiego, życia intelektualnego (s. 14). Wszystko to, ich zdaniem, po- zostaje bez znaczeniadlamerytorycznejwartości krytykiprzeprowadzonej wFa shionable Nonsense.
Jeśli powyższe zastrzeżenia Sokala i Bricmonta wziąć za dobrą monetę, to okaże się,iż nametapoziomie jakakolwiekdyskusja o ichkrytyce postmoderniz mu jestprawie niemożliwa —jeśli potencjalny dyskutant nie zgadza się wcześ
niej z autorami w większościspornychkwestii. Niepowinnoto jednakw żadnym razie dziwić czytelnika. O ile bowiem zamknięcie dyskusji napoziomie konkret
nych argumentów tłumaczy troska fizyka o prawidłowe i zgodne z przeznaczeniem wykorzystywanie dorobku jego dziedziny, o tyle praktyczne wykluczeniedebaty na metapoziomie, staje się zrozumiałew kontekścietroski naukowcao „kanony racjonalności i intelektualnej uczciwości (honesty), które są (lub powinny być) wspólne wszystkim dziedzinom nauki (scholarly disciplines)” (s. 7). Natych miast ciśnie sięjednak na usta pytanie o to, jak Sokal i Bricmont definiują owe kanony naukowej racjonalności?
Wtymmiejscu docieramy do drugiego wątku Fashionable Nonsense,w któ rym autorzy porzucają przynajmniej częściowo role naukowców i starają się sformułować własnestanowisko w kwestii racjonalności i prawdy. Interesować nas tu będzie przede wszystkim intermezzo zatytułowane Epistemic Relativism in the Philosophy ofScience (s. 50-105) oraz fragmenty Epilogu (s. 182-211).
Starając się nakreślić własnestanowisko Sokali Bricmont nie porzucają całko
wicie wątków krytycznych. Wręcz przeciwnie, ich poglądy formułowanesą w o- pozycji względem znanych programów w filozofii nauki i socjologii wiedzy.
Ponieważ zasadniczym celem owej krytyki są różneformy relatywizmu (s. 51), negatywnymi bohaterami tego fragmentu będą kolejno Thomas Kuhni idea nie- współmiemości paradygmatów, teza Duhema-Quine’a, Paul Feyerabend i jego słynneanything goes, mocny program socjologii wiedzy Barry Bamesa i Davida Bloora oraz Bruno Latour. Znajdzie sięteżwtym gronie,choć z zupełnie innych powodów niżwymienienipowyżej,Karl Popper.
Stanowisko SokalaiBricmonta względem wszystkich tych myślicieli dykto wane jest dwoma zasadniczymi przekonaniami, które jednocześnie zdająsię być kluczowe dla ich własnegostanowiska w kwestiach prawdy i racjonalności. Po pierwsze, zakładają istnienie zasadniczej ciągłości międzycodziennym, zdrowo rozsądkowym poznaniem, aprocesami zachodzącymi w ramachnauki8. Podru
względnej przynajmniej znajomości obu tych rzeczy. Jeśli więc chodzi rzeczywiście o brak znaczenia, a nie o Wędy, fakt, iż Sokal i Bricmont nie znają się na psychoanalizie lub filozofii przestaje być bez znaczenia dla oceny ich dzieła.
8 Warto zaznaczyć, że wśród samych naukowców trudno o zgodę w kwestii tego, na ile między wiedzą potoczną a nauką zachodzi ciągłość. Lewis Woolpert broniący nauki częścio
gie, odrzucają (niezbyt zdecydowanie, jak sięokaże za chwilę) nadzieje najaką
kolwiek pozakontekstualną i ahistoryczną kodyfikację racjonalności naukowej.
Wpierwszymzpowyższychprzesądzeń autorzy Fashionable Nonsense szu kają sposobu na odrzucenie sceptycyzmui solipsyzmu — stanowisk, na których musi, ich zdaniem, wspierać się każda relatywizująca koncepcja nauki. Do po szukiwańrozwiązania fundamentalnych problemów teoriopoznawczych na płasz
czyźnie rozumowania potocznegoi w konfrontacji z praktyką życia codziennego, autorzy zmuszają się sami. Uznają bowiem, iż solipsyzm i sceptycyzm są kon cepcjami doskonale ilustrującymi Popperowskie wduchu stwierdzenie, że „z sa mego faktu, iż jakaś koncepcjanie poddaje się refutacji niewynikają jeszczeżad
nepowodyby wierzyć, że jest prawdziwa”(s. 54).Jeśli jednak trudna lub wręcz niemożliwa jest ich refutacja, należy znaleźć innepowody do odrzucenia solip syzmu i sceptycyzmu.Praktyka życia codziennego ma tu dostarczyć argumentów na rzecz przekonania,iż wprawdzie nie sposób odrzucić sceptycyzmu i solipsyz mu, nie sposóbjednak równieżuznać ich za sensowne i godne uwagi hipotezy.
Sokal i Bricmont wymagają bowiem,by sceptyk i solipsysta z taką samą rezer
wą, co istnieniena przykład elektronów czygenów, traktowali takżewiedzę, iż Ziemiajest kulą, krewkrąży wżyłach, a na świecie pojawiamy się, opuszczając łono matki. Autorzy Fashionable Nonsense uważają, że skonfrontowani z tak o- czywistymi i zdroworozsądkowymi faktami9, sceptyk i solipsysta będą musieli uznać odpowiednio swoją niekonsekwencjęi nieszczerość (zob. s. 54-55).
wo przynajmniej przed tymi samymi osobami (Barnes i Bloor) podkreśla raczej różnice mię
dzy nauką a poznaniem zdroworozsądkowym (zob. Lewis Woolpert, Nienaturalna natura nauki. Dlaczego nauka jest pozbawiona zdrowego rozsądku, Gdańskie Wydawnictwo Psy
chologiczne, Gdańsk 1996; zob. też Radosław Sojak, Zdroworozsądkowe wyjaśnienia,
„Przegląd Filozoficzny” 1996, nr 3, s. 174-79).
9 Inna kwestia, której nie chcę tu rozwijać, dotyczy tego, że gdyby Sokal i Bricmont byli, na przykład, antropologami kulturowymi, a nie naukowcami, to zapewne przytoczone przez nich przykłady nie wydawałyby im się tak zdroworozsądkowe i oczywiste. Bardzo pouczają
cy w tej kwestii może być fragment dyskusji, jaka miała miejsce jeszcze przed wojną między Tadeuszem Bilikiewiczem i Ludwikiem Fleckiem. Ten ostatni odpowiadając na zarzut, iż przecież dają się ustalić pewne uniwersalne oczywistości w rodzaju „ręka ma pięć palców”
odpowiada: „Liczne prymitywne społeczeństwa [...] posiadają tylko dla liczb 1, 2, 3 nazwy odrębne, poza tym mówią krajowcy: liczne, mnóstwo, wielka ilość. Więc zdanie «ręka ma pięć palców» nie daje się na ich język przetłumaczyć. Mówią oni «ręka ma mnóstwo pal- ców» i oto odmienna od naszej teoria. Inne prymitywne kolektywy (Papuasi) używają na o- kreślenie liczby pięć słowa: «ręka», dziesięć: «dwie ręcew. Ci nie mogą wypowiedzieć zdania
«ręka ma pięć palców» bez tautologii [... ] Karzełki z wysp Andamanowych mówią zamiast pięć «wszystko», więc ich zdanie brzmi: «ręka ma wszystkie palce». Oto znowu odmienna od naszej teoria, nie sprzeczna, lecz niewspółmierna z nią”. (Ludwik Fleck, Odpowiedź na uwagi Tadeusza Bilikiewicza, w: L. Fleck, Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowa
dzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1986, s. 200-201).
Argumenty zniekonsekwencji i nieszczerości zasługują na szczególną uwa gę, nanich bowiem spoczywa ciężarwywoduzmierzającego doradykalnego od rzucenia relatywizmu.Należyje w związku ztympotraktowaćoddzielnie.
Zarzut o niekonsekwencję wodniesieniu do sceptycyzmu możemieć zasadni czo dwie wersje. Pierwszą, można nazwać argumentem z niekon
sekwencji sceptycyzmu. Utrzymuje się tu, że powątpiewaniew możliwość zdobycia jakiejkolwiek pewnej wiedzy, wykluczaz zakresu swojej ważności sa mo to stwierdzenie. Drugą wersję zarzutu nazwę argumentem z niekon
sekwencji sceptyka. Zakłada on, iż radykalne powątpiewanie w możliwość uzyskania pewnej wiedzy owocować musi wstrzymaniem się od jakichkolwiek działańpraktycznych,takżetych najbardziej codziennych. Tylkotenwątek anty- sceptyckiejargumentacjimożnapotraktować jakorównoważnyz zarzutemo nie- szczerość solipsysty. Pojawiająsięw związku z tym rozróżnieniemdwaproblemy.
Po pierwsze, autorzy FashionableNonsense wyraźnie mieszają ze sobą oba sposoby antysceptyckiej argumentacji. Gdy ogólnie podważają sceptycyzm wy
starcza im całkowicie argumentacja z niekonsekwencji sceptyka (s. 55). Kiedy jednak odrzucają mocnyprogram socjologiiwiedzy Bamesa i Bloora oraz filozo fię naukiPaula Feyerabendazdająsię przynajmniej częściowo przechodzić do ar gumentacji z niekonsekwencji sceptycyzmu. Wskazują bowiem, że w obu tych przypadkachradykalnysceptycyzm dotyczący nauk ścisłych iwytwarzanej przez nie wiedzyłączony jest z zaufaniem poznawczym do metodologii filozofii bądź socjologii (zob. s. 81, 89). Chodzi więc oto, żepewne obszary działalności po znawczej — w obu przypadkach działalności samych sceptyków — wyłączone są spod ogólnejnormy wątpienia we wszelką wiedzę.
Taka argumentacja przeciwkoFeyerabendowi czy mocnemuprogramowi nie byłaby niczym problematycznym, gdyby nie fakt— tu dochodzimy do drugiej kwestii — żeprzynajmniej jedna zmożliwych strategii obrony przedargumentem z niekonsekwencji sceptycyzmu unieważnia automatycznie argument z niekon
sekwencji sceptyka.Ten ostatni może bowiem stwierdzić, że z równą rezerwą jak wszystkie inne przekonania, traktujewłasne mówiące o tym, że wszystkie prze
konania są godnerezerwy. Jeślitak, to jegopostawateoriopoznawcza— a właś
ciwiejej brak— nie może mieć żadnych konsekwencji dla działań praktycznych.
Sceptykmoże jeść,pić,poruszać się, a nawet płodzić dzieci nieuchybiając swe mu sceptycyzmowi, podwarunkiem, że nie spodziewa się po swoich działaniach żadnych pewnych skutków (tu sceptycyzmłączysię zestoicyzmem). Niechodzi w tej chwili o to,czy Bames i Bloororaz Feyerabend weszli na ścieżkętegotypu argumentacji — wiele wskazuje, że tego nie uczynili —oznaczato jedynie, że obu sposobów antysceptyckiej argumentacji nie można ze sobą bezrefleksyjnie mieszać. Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego, zwłaszcza Sokal i Bricmont, nie powinni łączyć tych sposobów krytyki sceptycyzmu. W argumencie zniekon sekwencji sceptycyzmu, kryje się bowiem nadzieja narefutację tego stanowiska, podczasgdy argument zniekonsekwencjisceptyka takiej nadziei nie zdradza. Łą
cząc te dwa typy argumentacji autorzy sprzeniewierzają się swemu własnemu stwierdzeniu głoszącemu niemożność refutacji sceptycyzmu. Nie grzeszą więc cnotą,której wymagają od innych.
Warto pójść tym tropem nieco dalej. Niezależnie od tego, czy sceptycyzm oraz solipsyzm da się obronić przed zarzutamio niekonsekwencję i sprzeczność, można spytać,czy autorom Fashionable Nonsense udało się zaproponować sta nowisko bardziej spójne.
ProblemySokala i Bricmonta zacznąsięjuż, gdy bliżej przyjrzymy się argu mentacji z nieszczerości solipsysty. Z niekonsekwencjąautorów mamy tudoczy
nieniaażna dwóch poziomach. Przedewszystkim należy wskazać, że argumen tacja z nieszczerości solipsysty jest w swojej zasadniczej strukturze powtórze
niem antysceptyckiegorozumowania Kartezjusza, opierającego się na założeniu o szczerości Boga. Oczywiście nieszczerość solipsysty nie jest gwarantem na
szych postrzeżeń i istnienia świata zewnętrznegow takim sensieontologicznym, w jakim jest istnienie Boga u Kartezjusza —służyjednak do tego samegocelu— by wobliczu niedostatku argumentów logiczno-spekulatywnych i empirycznych przerzucić pomost między nami a tym,co na zewnątrz. Rzecz w tym, że przerzu
caniemostu ratującego korespondencyjną teorię prawdy oraz racjonalizm przy pomocy argumentów teologicznych — jak w przypadku Kartezjusza, bądź mo ralnych — jak u Sokala i Bricmonta, sprzeniewierza się bronionym stanowiskom i prowadzi do niekonsekwencji.
Niekonsekwencję związaną z argumentem z nieszczerości solipsysty można jednak autorom wytknąć także na innym, bardziej bezpośrednim poziomie. Auto
rzy zdają sobie sprawę, że streszczone powyżej rozumowanie zbliża ich do wąt
kówKartezjańskich. Deklarowanapostawalewicowychintelektualistów każę im wzwiązkuz tym odciąć sięodwątpliwychargumentówfrancuskiego filozofa (s. 54).
Kiedy jednak nie udaje im się odrzucić tezy Duhema-Quine’a, sięgają na zakoń czenie właśnie po zakwestionowany wcześniej argument i cytują aprobatywnie słowa AlbertaEinsteina: „musimysobie wyobrazić, że Panjest subtelny, lecznie złośliwy” (s. 71). Jakież przewrotne potwierdzenie zyskuje w tym miejscu in tuicja LudwikaWittgensteinamówiąca, że: „zdanie «Wiem...» wyraża gotowość do wierzenia w pewne rzeczy”10.
10 Ludwik Wittgenstein, O pewności, ALETHEIA, Warszawa 1993, s. 69.
Podobne niekonsekwencje można znaleźć także przy bliższej analizie drugie gozpodstawowych założeń Sokala i Bricmonta. Wyraża się onow stwierdzeniu, że „nie istnieje (przynajmniej w chwili obecnej) kompletna kodyfikacjaracjonal ności naukowej i wątpimy, że kiedykolwiek taka kodyfikacja będzie mogła ist nieć” (s. 58). Przekonanie, iż tego rodzaju kodyfikacja jest możliwa, było właś
nie, zdaniem autorów, najistotniejszym błędem Popperowskiego falsyfikacjoniz- mu, a niepowodzenie kolejnych próbjej dokonania stało się istotnym impulsem
dla sformułowania relatywistycznych koncepcji nauki. W związku z tym, by od
ciąćod istotnejpożywkirelatywizm, należyodrzucić płonne nadzieje na kodyfi kację racjonalności naukowej. Takie rozstrzygnięcie pociąga za sobą jednak is totneproblemy.
Po pierwsze, trudno sobie wyobrazić, jak Sokal i Bricmont chcą pogodzić deklarowane we wstępie i jużprzeze mnie wspominane zadanie obrony kanonów racjonalności, wspólnych wszystkim naukom (s. 7)z deklaracją, iż wistocie nie jesteśmywstanie owego kanonuskodyfikować (s. 58).
Po drugie, stwierdzenie, iż nie możemy mieć nadziei na ustalenie kanonu ra cjonalnościnaukowejstawia autorów Fashionable Nonsensew filozoficznym to
warzystwie, które może być dla nich nieco kłopotliwe. Hilary Putnamzzadowo leniem wita odrzucenie prób definiowania racjonalności poprzez ścisłe stoso wanie kryteriówi to zarówno ahistorycznych, jaki i definiowanychkulturowo11. W tym względzie z Putnamem zgadza się Richard Rorty, skądinąd sympaty
zującyzKuhnem, Feyerabendem, anawet socjologami wiedzy, Rorty, który — dodajmy — uważany jest przecież za jednego z największych proroków post- moderny12.
11 Hilary Putnam, Reason, Truth and History, Cambridge University Press, Cambridge 1981, s. 126.
12 Zob. Richard Rorty, Filozofia a zwierciadło natury, Wydawnictwo SPACJA, Warszawa 1994, s. 287-297; R. Rorty, Solidarność czy obiektywność?, w: R. Rorty, Obiek
tywność, relatywizm i prawda, Fundacja ALETHEIA, Warszawa 1999.
Po trzecie, konsekwentnepotraktowanie twierdzenia, iż normy racjonalności nie są definiowane ahistorycznie i pozakontekstowo,pozbawiłoby w istocieauto
rów Fashionable Nonsense dodatkowych argumentówna rzecz odrzucenia pro
gramów Kuhna, Feyerabenda i innych, a tym samym ich rozumowanie wspiera łobysię tylko na wątłych, jakstarałem się pokazać, argumentach antysceptyckich i antysolipsystycznych. Nic więc dziwnego, że wobliczu wszystkichtych oko
liczności,także przekonania, iż racjonalność nie podlega kodyfikacji, autorzy nie traktują konsekwentnie.
Sokal i Bricmont przyjmują w obliczu tychproblemów doktrynę, którą naz wę tu koncepcją minimalistycznieskodyfikowanej racjonalności. Łączy ona dwa niespójnetwierdzenia — dzięki tej niespójnościzyskuje jednakswojąmoc reto ryczną i perswazyjną. W myśl pierwszego,już przywoływanego, racjonalności nie da się ostatecznie skodyfikować. Przyjmując takiezałożenie SokaliBricmont zręcznym unikiem wymykają sięcałej historycznie i socjologicznie zorientowanej krytyce neopozytywizmu. Drugie twierdzenie ma dwa warianty. Pierwszy zakła
da, że „trzy wiekirozwoju nauki dałynam mniej lub bardziej ogólne metodolo giczne zasady — przykładowo mówiące o konieczności replikowania ekspery
mentów, używaniagrup i zmiennychkontrolnychczypodwójnie ślepego testowa
nia w medycynie —które mogą być usprawiedliwione zapomocąracjonalnej ar
gumentacji” (s. 58, por. s. 81). Drugi utrzymuje, że takie dystynkcje, jak na przykład kontekst odkrycia i uzasadnienia, nie są wprawdzie niezależne od kon tekstu i ewoluują historycznie, ale mimo to „w każdym momencie historii takie rozróżnieni [a]istniej [ąj”(s. 82) i mogą posłużyćdo racjonalnej oceny teorii. Po
zostawmy na bokuewentualne sprzeczności między tymi dwoma sformułowania
mi. Daleko ważniejsze jest to, co je łączy —czyli intencja ocaleniaidei racjonal
ności popoczątkowej deklaracji oniemożności jej skodyfikowania. Tylko w ten sposób Sokal iBricmont są w stanie odeprzeć krytykę zestrony relatywistycznie zorientowanych,socjologicznych i historycznych koncepcji nauki.
Trzebawszakżez całąmocąpodkreślić, że wspomniananiekonsekwencjanie przeradza się w wywodzie Sokala iBricmonta wsprzeczność. Dzieje się tak, po nieważ eliminują oni ze swoich rozważań kwestie historyczne. I owa eliminacja jestjednak dość szczególna. Mamy tu bowiem do czynienia,jak wskazywałem
powyżej,z deklaratywnymprzynajmniejdocenieniem historycznego wymiaru ra cjonalności naukowej. Rzecz w tym, że dla rozumowania autorów Fashionable Nonsense nic z tego nie wynika. Zachowują się trochę tak jak botanik, który wziąwszyjakąś roślinę — powiedzmy pokrzywę — analizuje różne jej przekroje, na przykład korzenia, łodygi i stożka wzrostu, i stwierdza, że na każdym z tych poziomów roślina radzi sobie z przewodzeniemsubstancji odżywczych przy po mocy takich a takich tkanek, ale nie pyta, jak to się dzieje, że jedne tkanki,prze
chodząw inne, zanikają lubzmieniająformę. Sokali Bricmont czynią podobnie w odniesieniu donauki. Zadowalają się stwierdzeniem, że wkażdym historycz
nym momencie — w każdym przekroju — wiemy, jakiesą kanonyracjonalności i nie interesuje ich proces zmian.
Konsekwentne wprowadzenie do rozważań Sokala i Bricmontawymiaru his
torycznego zmusiłoby ich do porzucenia doktryny minimalistycznie skodyfikowa- nej racjonalności i zdecydowania się na przyjęcie któregoś z jej składowych twierdzeń. Innymi słowy, w obliczu historii nauki autorzy Fashionable Nonsense musieliby dokonać wyboru: albo mówienie o kanonach racjonalności i koniecz ność zmagania się z całą socjologicznie i historycznie zorientowanąkrytyką neo- pozytywizmu, albo akceptacja tezyokontekstowości reguł racjonalności i ogra niczeniesię tylko dotropienia postmodernistycznych pomyłek i nonsensów.
Sokal iBricmont, byuniknąć konieczności takiego wyboru, miast nahistorii nauki koncentrują się na jej sukcesie poznawczym13. Pociąga to za sobą kolejne
13 Wyjaśniać sukces czy historię nauki? Odpowiedź na to pytanie zależy zapewne w znacznej mierze od przyjmowanego stanowiska teoriopoznawczego. Jak pisze Wojciech Sady: „Rea
liści próbują wyjaśnić bezprecedensowe sukcesy nauk przyrodniczych twierdząc, że zachodzi jakieś istotne podobieństwo między obrazami sytuacji dostarczanymi przez teorie naukowe a rze
czywistością samą w sobie». W rezultacie dokonują systematycznych deformacji historii nauki [...] Antyrealiści dostarczają znacznie wierniejszego obrazu dziejów wiedzy naukowej, ale nie są w stanie wyjaśnić sukcesu nauki”. (Wojciech Sady, Pojęcie prawdy w naukach
problemy. Można im przedewszystkim zarzucić zamknięcie w kole logicznych wynikań — naukajestskuteczna, bo dociera do prawdy, ao tym, że do prawdy dociera wiemy, ponieważjest skuteczna. Owo koło rozbija tu oczywiście mini- malistycznie skodyfikowana racjonalność. Nawetjeśli zaakceptujemy takie roz
wiązanie, nie kończy to problemów Sokalai Bricmonta. Wraz z takim rozumo waniem skazują siębowiem na obronę korespondencyjnejteorii prawdy,przypo mocypragmatycznej kategorii skuteczności. Rzeczw tym, żenie mogą oni tego pragmatycznego wyjaśnienia potraktowaćkonsekwentnie. Musi ono bowiem pro
wadzić do destrukcyjnego dla ich rozumowaniawniosku, wmyślktórego „przy datność wspornika niema nic wspólnego z «reprezentowaniem» dźwiganych cię
żarów czy ze «zgodnością» z nimi, a przydatność kciuka — z przedmiotami, którymi manipuluje się zajego pomocą”14. Inaczej mówiąc, wydaje się słuszne stwierdzenie,że „istnieje kilka sposobów pływaniai każdy znichma swoje ogra niczenia, ale nie jest prawdą, żekażdy sposób poruszania ciałem jest jednakowo dobry w sytuacji, gdy niechcemy zatonąć” (s. 80). Trudno wszakżepowiedzieć, jak od takiego wniosku przejść do założenia o odzwierciedlaniu rzeczywistości.
Tak więc dochodzimy do miejsca,w którym wcześniejsza niekonsekwencja auto
rów w kwestii możliwości kodyfikowania racjonalności owocujezasadniczą, za maskowaną jedynie przez kategorię sukcesunauki, niespójnościąich stanowiska.
przyrodniczych, „Znak” 1996, nr 9, s. 32-33). Problemem staje się więc raczej to, czego po
trzebujemy bardziej — wyjaśnienia sukcesu nauki czy mechanizmów jej rozwoju. W świetle dotychczasowego wywodu, nie będzie zaskoczeniem, iż opowiadam się raczej za wyjaśnia
niem rozwoju nauki niż jej skuteczności. To ostatnie wydaje się potrzebne przede wszystkim dla komfortu psychicznego epistemologów, jeśli zaś przyjmiemy, że nauka prócz oczywis
tych skutków pozytywnych przynosi także zjawiska negatywne, co więcej, jeśli założymy, że z powodów chociażby cywilizacyjnych pożądane może być limitowanie tempa wzrostu wie
dzy, wtedy kluczowego znaczenia nabiera problem zrozumienia mechanizmów funkcjonowa
nia i rozwoju nauki. Dobrych argumentów na rzecz ograniczania rozwoju nauki — argumen
tów, dodajmy, nieinspirowanych bezpośrednio postmodernizmem, dostarcza w swoich teks
tach Tomasz Woźniak (zob. np. T. Woźniak, Pułapka cywilizacyjna, „Zagadnienia Nauko- znawstwa” 1998, nr 2, s. 189-200).
14 R. Rorty, Wprowadzenie, w: R. Rorty, Obiektywność..., dz. cyt., s. 16.
Ową niekonsekwencję autorów Fashionable Nonsense można, jak sądzę, in
terpretować na dwa sposoby. Mniej życzliwy zakłada, że Sokal i Bricmont, tak skorzy do tropienia niekonsekwencji u innychmyślicieli, saminiepotrafili zbudo
wać choćby odrobinębardziej spójnego stanowiska. Bardziej życzliwy może su gerować, żebyć może mówiąc o problemachprawdy, racjonalności, odniesienia przedmiotowegodotykamy spraw tak fundamentalnych, iż nie da się ich rozwi kłaćnie popadając w sprzeczności. Być może u źródełtychproblemów leżypo luhmannowsku rozumiany paradoks, którego nie można znieść, atylkochwilowo