OBLICZE N A TU R Y
OBLICZE NATURY
ODCZYTY, PRZEMÓWIENIA I SZKICE
PRZEZ
Dra WŁADYSŁAWA NATANSONA
PRO FESORA U N IW ER SY TETU JAGIELLOŃSKIEGO
W KRAKOWIE 1924
N A K Ł A D E M K R A K O W S K I E J S PÓŁKI W Y D A W N I C Z E J
K--^ m
ux- y°(-
KRAKÓW - DRUK W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI
This booke is not for every rude and unconm jnge m an to see, but for clerkys and uery gentylm en th a t understand gen- tylness a n d Scyence.
Caxton
Wł. N atanson: Szkice. 1
I. NAUKA WOBEC ŚWIATA.
P rzem ów ien ie w ygłoszon e w dniu 7-ym października 1922 r., p od czas u ro czy sto ści inauguracji roku akadem ickiego w U n iw ersytecie
Jagiellońskim.
I
W ustroju publicznego nauczania Uniwersytety są naj- wyższemi szkołam i, przeznaczonem i dla dojrzałej m ło
dzieży. Kształcąca i kształtująca działalność tych szkół, niezm iernie w ażna i nazew nątrz najbardziej widoczna, ściśle łączy się z inną, zazwyczaj mniej znaną ale nie
mniej istotną ich pracą. Nauczając, Uniwersytety n ie
przerw anie zarazem uczą się same. Uczą się pojm ow ać owe znaki tajem ne, które na niebie i ziemi są wypisane.
Usiłują czytać w trudnej, zawiłej księdze przeszłości a także, o ile podobna, w stokroć mniej jeszcze czytel
nej księdze przyszłości. W patrują się w niezm ęczoną grę zjawisk w gm atw aninie N atury, szukają dróg jasnych w labiryncie ludzkich uczuć i myśli, w odmęcie naszych popędów i tęsknot. Duszę ludzką chcą uzbrajać w siły wielkie, przeczyste; dośw iadczają sposobów i dróg, ażeby rzeźbić powoli lepszego człowieka.
Nauka nie jest bynajm niej zbiorem przepisów i re
cept, ani też sum ą wiadomości, potrzebnych w rozm aitych zawodach; nauka jest m otorem umysłowego życia na
rodu. Tą praw dą oddycham y w Uniwersytecie; tą praw dą jesteśm y przejęci. Gdybyśmy zadaw alniali się tutaj nauką
1*
— 4 —
urobioną, gotową, spostrzeglibyśm y wkrótce, że ona prze
radza się w bezpłodną i bezduszną uczoność. Poszuki
wanie, dostrzeganie, doświadczanie, badanie nie jest uzu
pełnieniem lub upiększeniem uniwersyteckiego nauczania;
ono jest jego treścią żywotną, jego koniecznością naj- pierwszą. Gdy U niw ersytet jest czynnym warsztatem, w k tó rym w ytw arza się narodow e jutro, gdy w nim kipi myśl twórcza, gdy zeń w ybiegają śm iałe lecz m ądre idee oraz dobroczynne odkrycia, wolno nam wówczas powiedzieć, że działa nietylko na szczupłą garstkę młodzieży, która w jego m urach przebyw a; w olno wówczas powiedzieć, że jest pochodnią, przed narodem płonącą, że jego p ro m ieniow anie podąża w kraj cały a nieraz także i poza jego granice.
II
Człowiek jest słabą istotą, fizycznie nieudolną i nie
m al bezbronną, na k tó rą czyha tłum wrogów, ogromny zastęp niebezpieczeństw i klęsk. W ciąż znajdujem y się wszyscy w ogniu w alki o byt i dobrobyt, o chleb i po
wietrze, o światło i ciepło, o zdrowie fizyczne i o czy
stość m oralną, o teraźniejszość i przyszłość, o życie i śmierć;
prow adzim y wciąż walkę, ponurą i groźną, do której zm u
sza nas nieubłagana Natura. Bronim y się nieprzerwanie, bronim y się rozpaczliwie. Bronim y się, pom agając i ufa
jąc sobie w zaje m n ie; bronim y się, sprzym ierzając się w rodziny, społeczeństw a i państwa. Bronim y się, ucząc się i nauczając innych; bronim y się ręką i (o wiele sku
teczniej) bronim y się głową. Pracując, budując, oszczę
dzając, kochając i wierząc, bronim y się. Gdy podpatru
jem y zjawiska, gdy przenikam y ich praw idłow ość i zwią
zek, gdy rozum ujem y, uogólniam y i przewidujemy, bro
nim y się wówczas. Bronim y się doświadczeniem pokoleń i nagrom adzoną przez nie m ądrością; bronim y się rozu
mem, bronim y się cnotą.
- 5 -
N auka zatem jest osłoną i tarczą, jest orężem w walce, jest narzędziem czynu; ale jest także opiekunką, je st wy
chowawczynią. N auka w skazuje ustrój i ład w cudach stw orzenia; poza tem, co dzisiaj odsłania, pozw ala dom y
ślać się niepom iernie piękniejszego jutra. Nauka otw iera przed nam i bezm iar przestrzennych otchłani; ich nie
skończone milczenie uspakaja duszę. Gdy w patrujem y się w odwieczny potok przeobrażeń i zdarzeń, czujemy się przem ijającą ich fazą, znikom ą ich falą, drobiazgiem gi
nącym w oceanie wszechrzeczy. Nauka nam pow iada, że N atura jest konieczna i jest niepojęta; przed splotem jej potęg, przed ogromem jej tchnienia kto potrafi pam ię
tać o niskich celach, o m ałostkow ych zabiegach? kto w jej obliczu zechce oddaw ać się lichem u i zgubnem u p od
patryw aniu i podsłuchiw aniu własnej swojej osoby? Kto nie zrozumie, że owa szczodra ale surow a m istrzyni żąda od nas bezstronności, spokoju, panow ania nad grubym popędem ; że nas prow adzi ku sądom beznam iętnym , d o j
rzałym, ku ścisłemu i praw em u m yśleniu? Kto nie do
strzeże, że wymaga ofiar i w yrzeczeń bez liku, że każe kochać cel idealny stokroć bardziej aniżeli siebie samego?
Zawiłość każdego zjawiska, każdego szczegółu rzeczywi
stości napom ina i uczy, że niepodobna wiedzieć w szyst
kiego, odrazu, natychm iast; zm uszając do staw iania istot
nych zapytań (na które m ożna wogóle otrzym ać odpo
wiedź), czyni każdego z nas szeregowcem w arm ji ba
daczy, pokolenia zaś w plata, jak ogniwa, w niezm ierzony łańcuch ludzkości.
Tylko nieuk może być wrogiem nauki. W ydarza się
nieraz, że zaślepienie i płytkość, nie zrozum iaw szy jej
ducha, usiłują pogardzać nauką, próbują lub pragną ją
obniżyć i zachwiać. Ale czują one wówczas tak dobrze
niedorzeczność własnego swego dążenia, że, ja k prorok
T o m a s z a M o o r e ’a, szukają zasłony, ażeby zakryć
szpetne swoje oblicze.
— 6 —
N auka wówczas przynosi najwięcej owoców, gdy ich nie szuka, gdy się o nie zgoła nie troszczy. Z jej istoty wynika, że nauka musi mieć w zrok zw rócony ku praw dzie; gdy spogląda w jakąbądź inną stronę, traci moc i przenikliw ość spojrzenia, staje się w krótce ślepą prze
w odniczką ślepych. Jak w yrzekł Lord B a c o n : lucifera, non fructifera, sunt qnaerenda.
Tw órcze myślenie, sam otne pasow anie się z nierozwią
zaną, często z nieprzeczuw aną przez nikogo zagadką jest je d n ą z wielkich i czystych radości, które są duchowi ludzkiem u doslępne. Ale tę radość trzeba przypłacić. Oku
pić ją trzeba zm ęczeniem dni pracow itych, niepokojem nocy bezsennych; trzeba ją zdobyć, brnąc przez zniechę
cenie i gorycz, trzeba ją posiąść w ytrw ałością i harlem.
Do naukowego badania pow ołani są tylko nieliczni, szczę
śliwi i nieszczęśliwi zarazem, dla których ta praca jest koniecznością organizacji duchowej.
III
Tutaj, w tej sali, w ognisku starodaw nego naszego Uni
wersytetu, nie potrzeba tu mówić o w artości nauki, o do
stojeństw ie myślenia. Cokolwiek zbudow ano na ziemi, nie jestże przyobleczeniem czyjegoś pom ysłu w szatę rze
czywistości? Ponad niem ocą przem ocy, ponad m artw otą obojętności, myśl unosi się i płynie swobodnie. Myśl drąży świat, myśl go ubiera i znow u rozbiera, myśl go przędzie i pruje, myśl go dźwiga i myśl go wywraca. — Przed czterem a wiekam i, w sklepionej celi klasztornej, rozm yślał mąż cichy, samotny, skupiony, niem al nieznany spółczesnym ; to rozmyślanie, w naszym Uniwersytecie poczęte, przew ażyło powszechne m niem ania ludzkości;
m yśl K o p e r n i k a odw róciła nam świat. — W półtora
w ieku później, w drobnej wioszczynie angielskiej, stała
skrom na zagroda farm era pomiędzy obórką a stajnią;
— 7 —
na poddaszu, w ciasnej izdebce, przesiadyw ał za stołem 23-łetni, smukły, zam yślony młodzieniec. Tam , w tem ubogiem domostwie, genjusz N e w t o n a zerw ał zasłonę z posągu N atury; tam w zniosła się myśl ludzka do nie- wyśnionej przedtem wyżyny. — P rzed mniej więcej stu laty, w dom u przy Albem arle Street, na ówczesnem przed
mieściu Londynu, w niezasobnej pracow ni, człowiek nie
śmiały, lękliwy, syn ubogiego kowala, niedaw no jeszcze uczeń introligatorski, samouk, który nie uczęszczał do szkół i żadnych nie posiadał dyplom ów, zatrudniał się igłami, drutam i, sznurkam i, różnem i kaw ałkam i szkła albo drew na; obojętny widz byłby może osądził, że ówr pracow nik traci czas na próżną zabawkę. Ale taki sąd byłby był m ylny; F a r a d a y wówczas przenikał powoli sens jednej z najdziw niejszych zagadek w urządzeniu N atury. Dziś płoną wszędzie lam py elektryczne, telegraf i telefon roznosi po kuli ziemskiej m ow ę naszą i myśli, fale elektrom agnetyczne przebiegają ocean, p rądy elek
tryczne w edług naszego rozkazu przerabiają materję. Lecz to jeszcze bynajm niej nie wszystko. Dzięki F a r a d a y o w i , dzięki M a x w e 11 o w i i ich dalszym następcom, pozna
liśmy coś, co nie jest m aterją, co je st może raczej k o lebką m aterji; coś, do czego praw a m echaniki ani nawet, być może, praw a geom etrji nie stosują się wcale; pozna
liśmy próżnię, pierw otną osnowę wszechświata.
IV
Naj ważni ej szem narzędziem nauki są jej oderw ane pojęcia, naprzykład pojęcia przestrzeni i czasu, pojęcia m aterji i siły, które zostały zdobyte po długim w ysiłku i które i dzisiaj, w całych obszarach myślenia, oddają największe usługi. Ale i one, ja k wszelkie wogóle poję
cia, są tylko utw orem naszej wyobraźni. Jak T e z e u s z
w »Snie nocy letniej«, możemy o nich powiedzieć: the
_ 8 —
best in this kind are but shadows; najdogodniejsze, n aj
mocniej w nas zakorzenione są jeno m irażem i złudą, której dosłow nie nie odpow iada nic rzeczywistego. Opis w szechświata, jeśli m a być n a u k o w y , pow inien być niezależny od opisującego obserw atora; otóż w takim opisie w ym ienione przed chw ilą pojęcia n i e mogą być użyte bez przeobrażenia.
Przez kilka stuleci fizyka snuła obraz m aterjalnego w szechświata z niezależnych, z obcych sobie pierw iast
ków: z pustej, nieskończenie rozległej, jednorodnej i bez
względnej Euklidesowej przestrzeni; z zalegających ot
chłań bezm iarów powszechnego eteru; z rozsianych w ży
wiole bezw ładnych a l e graw itujących ku sobie fragm en
tów m aterji. Obraz ten ożywiały i urozm aicały dodat
kowe pojęcia czasu i ruchu, sił oraz energji. Lecz te wiel
kie abstrakcje nie zespalały się harm onijnie, nie tw orzyły całości; fizycy rozum ieli oddaw na, że m ają w swej kon
strukcji zbyt wiele prym ordjalnych abstrakcyj. W iemy dziś, że ów n adm iar pojęć i niezupełna ich zgodność po
chodziły z nieuśw iadom ionych lub tylko mglisto uśw ia
dam ianych założeń, które zakradły się, w zaraniu nauki, do budow y jej gmachu i zepsuły jej układ.
Dziś w izerunek św iata zaczyna zmieniać się w n a szych umysłach. Rozumiemy dzisiaj, że wielkości prze
strzenne (np. długości), że okresy trw ania, że ruchy i siły p o z o r n i e tylko tkw ią w świecie zew nętrznym . P rze
strzeń Euklidesow a i powszechny czas jednostajny zni
kają nam z oczu, ja k mgła nocna zrana; w yrasta powoli głębsze i zapew ne trw alsze pojęcie, z którego własności, jak o o b j a w , w ynika bezw ładna a z a t e m i graw itująca materja. W ielu fizykom w ydaje się dzisiaj, że tak zwana m a t e r j a jest tylko subjektyw ną w skazów ką pewnego objektyw nego zakłócenia, w ydarzającego się w owym szerszym utworze, w tej »przestrzenno-czasowej rozm ai
to ścią W edług tego poglądu, m aterja tylko dlatego zw raca
— y —
na siebie naszą uwagę, że jej zawiłość jest t r w a ł a , że skłonny do uprzedzeń um ysł ludzki temu tylko, co po
trafi wyróżnić, przypisuje objektyw ne istnienie. Czy m a
rzenie K a r t e z j u s z a : w yrugow anie z nauki wszystkich jakości, sprow adzenie św iata do prostych ilości, zaczyna zatem się spełniać? Czy geom etrja stanie się fizyką, czy fizyka będzie dążyła do rozpłynięcia się w geom etrji?
Granica tych nauk zaciera się szybko. Granice wszystkich nauk niew ątpliw ie są sztuczne; pozorne są ściany, które pomiędzy niemi w znosimy codziennie. N iew ątpliw ie cała nauka ludzka jest jedną, j e d y n ą nauką.
Najnowsza fizyka, której tu kilka tylko słów pośw ię
ciliśmy, zadziwia nas pięknem, pociąga polotem ; przy
słuchując się tej nauce, m ów im y za biedną O f e l j ą : twoja m owa brzm i tak słodko, że wzbogaca i wypełnia treść wszelką. Ta ponętna doktryna nie jest-że jed n ak wynikiem zbyt pobieżnego spojrzenia na w szechświat?
Pow raca ona do mechanicznego, do uogólnionego w praw dzie, lecz apriorycznego sposobu myślenia; dążność do zm echanizowania zjawisk, praw da że w w ysubtelnionej postaci, znów ją opanowała. A jed n ak spółzaw odnictw o w Fizyce m etod apriorycznych i aposteriorycznych nie je st ukończone; zagadnienie ostatecznej odw racalności lub nieodwracalności zjawisk nie jest rozstrzygnięte. Roz
wój nauki zaskoczył nas nagle szybkim wzrostem, onie- mal rozkw item założeń t. zw. quantowych, niemecha- nicznych a naw et antymechanicznycli. 0 w szystkich tych ostrzeżeniach m usim y pamiętać, jeśli dążym y do synte
tycznego ujęcia świata. Ale poza granicam i fizyki jakież niezmierzone bogactwo nowych i niepom iernych dla m e
chanicznego myślenia trudności. Przeciwko nauce, która
znosi różnicę pomiędzy » w c z o r a j « a » j u t r e m « , bio-
logja cała i psychologja podniosą się w buncie. Ogrom
procesów organicznego w przyrodzie rozwoju, a także
fakt fundam entalny p a m i ę c i (najgłębiej może sięga
—
1 0
-jący z pomiędzy wszystkich znanych nam faktów) — wszystko zdaje się za wnioskiem przem aw iać, że całko
w ity opis N atury nie mieści się w ram ach mechanicznej doktryny.
V
N ew tonow ska Mechanika jest otw arcie i ściśle determ i
nistyczną nauką; na determ inizm ie polega jej siła i urok;
L a p 1 a c e w ypowiedział tylko explicite założenie, na któ- rem (jako na oczywistym pew niku) system at N e w t o n a był zbudowany. Fizyka relatyw istyczna posuw a się o krok dalej; dla niej nietylko przyszłość je st w ynikiem prze
szłości; dla niej, z rów ną słusznością, przeszłość zaw iera się w przyszłości; całkowitość w ydarzeń w Kosmosie jest w edług niej dana nieodwołalnie, jest dana statycznie.
Przeciwko determ inizm ow i nurtuje jed n ak w fizyce głę
boka wątpliwość. Od M a x w e l l a rozpoczął się t. zw.
statystyczny sposób m yślenia w naszej nauce. Rozumiano go początkow o jak o pogłębienie, ja k o idealizację staro dawnego atomizm u, który wielu umysłom w ydaje się dzisiaj zbyt naiw nie konkretny. Ale statystyczne m yśle
nie wzmogło się, rozw ielm ożniło się obecnie w całym obszarze badania wszechświata; może ono pociągnąć za sobą przejm ującą zm ianę w stanow isku naszem wzglę
dem procesów Natury. Nie przecząc determ inizm ow i, statystyczne rozum ow anie obchodzi się bez jego założeń;
zadaje m u tem sam em cios, oczywiście śmiertelny. Nie w chodząc w konieczność w ydarzeń, statystyczny rachu
nek z ich wielkiej mnogości w yprow adza przeciętne lub ogólne sumy; badając rozdział w ydarzeń dokoła prze
ciętnej, znajduje ich prawdopodobieństwo. Statystyczne praw a nie są zatem rów nie bezwzględne jak klasyczne tw ierdzenia N e w t o n a albo L a p 1 a c e’a; jeśli tak wolno powiedzieć, nie żądają tak bezw arunkow ego posłuszeń
stw a od zjaw isk Natury. Jeżeli liczba elem entarnych fak
- l i
tów składow ych je st (dla człowieka) ogromna, statystyczne praw a obow iązują praktycznie, ale wówczas nie w yklu
czają drobnych, przelotnych, coraz się pow tarzających uchyleń od norm swoich w łasnych; przeciwnie, przew i
dują tę chwiejbę i w skazują praw dopodobny jej zakres Takie wahania, zw ane fluktuacjami, poznano istotnie, pod kierunkiem teorji, w rozm aitych oddziałach zjaw isk fi
zycznych; było to ulubione pole pracy nieodżałow anego naszego kolegi, ś. p. M a r j a n a S m o l u c h o w s k i e g o .
D eterm inizm długo święcił tryum fy; każde przejście planety przez pole widzenia astronom icznego narzędzia, każda oscyllacja w ahadła potw ierdzać się zdaje, że on obowiązuje w przyrodzie. Ale zdolność przew idyw ania Newtonowskiej Mechaniki m a pew ne granice. D eterm i
nistyczna teorja w yprow adza stan następujący z poprze
dzającego; tym sposobem przesuw a wstecz odpowiedź na każde pytanie, spycha niejako o piętro niżej naszą niewiadom ość; jest to wielkie zwycięstwo, ale nie całko
wite. Mechanika Niebieska zapożycza naprzykład z do
świadczenia wiadomości, które w yrażają kształt, rozm iary i masy składających go brył, dalej ich rozkład i ruch w dowolnej chwili, zwanej »początkową«. P raw a determ i
nistyczne w ypow iadają się wogóle w różniczkow ych rów naniach; ażeby przejść do praw dotykalnych, całkowych, przybieram y do pom ocy rozm aite dodatkow e w iadom o
ści, t z w. »kollokacyjne«; ogół tych w iadom ości leży poza ram am i praw roztrząsanego zadania. Ażeby być doskonałym , zupełnym , determ inizm m usiałby objąć — wszystko.
Statystyczne teorje (przynajm niej w dotychczasowej postaci) m ają ograniczenia jeszcze dotkliwsze. Gdy zm niej
sza się liczba elementów, składających zjawisko lub układ, fluktuacje (o których przed chw ilą m ówiliśm y) w zm a
gają się; w bardzo prostych układach, w jednolitych zja
wiskach, w ahania stają się nadm ierne, w ykraczając poza
— 12 —
ram y statystycznego rozum ow ania. Ze stanow iska staty
stycznego ruch jednego, odosobnionego p u nktu m aterial
nego albo pole jednego, odosobnionego elektronu, w ydaje się fluktuacją potw orną, która jest nie do pojęcia. Czy m am y powiedzieć, że w dostępnym nam świecie niem a nic prostego, elementarnego, odosobnionego, jednolitego?
Możnaby mniemać, że taki postulat pow ołujem y tylko na ratunek zagrożonej, niedoskonałej m etody myślenia.
A jednak ku takiem u założeniu zdaje się zm ierzać roz
wój niem al każdej nauki. Świadomość nasza, naprzy- kład, na pierwszy rzut oka, w ydaje się faktem prostym , elem entarnym . Spostrzeżenia i zastanow ienie się uczą, że je st ona, przeciwnie, niezm iernie zawiła. Często byw a w taki sposób zaw iła ja k zegar przedziwny, złożony z tysięcy zazębiających się kółek; niekiedy bywa raczej podobna do roju pszczół, do m row iska lub do tum anu pyłków, chaotycznie tańczących w prom ieniu słonecznym.
VI
Ludzkość przebyła odm ęt dzikości i okrucieństwa, długie wieki ohydnego tępienia się i niedorzecznej, bez
myślnej grabieży. W ychodzim y zaledwie, może raczej za
czynamy wychodzić, ze smutnego okresu prześladow a
nia i unieszczęśliwiania ludzi przez ludzi. Przez trudy i walki, przez nieporozum ienia i błędy, przez uprzedze
nia i krzyw dy, przez niedolę, cierpienia i rozpacz, przez potoki łez i okropny ocean krw i idziemy ku niew iado
mej przyszłości. Czy nie przedziera się coś przez bolesny ów chaos? Przez w ir prób nieskutecznych, przez zw aliska w iązań nietrw ałych coś się przesącza, coś z zam ętu w y
rasta, co nie leżało w ludzkich zam iarach, coś, co prze
wyższa i obejm uje nas wszystkich, nad czem pracujem y m im o woli i wiedzy.
Młodzi spółobyw atele Rzeczypospolitej naszej ak a
demickiej! tow arzysze pracy, których sercem witamy! Tu, w tej Wszechnicy, któi;ą N aród w ciągu stuleci wy dźwi
gnął, tu powinniście zrozum ieć ów pochód; tu możecie poznać i pokochać ową m ozolną pod górę w ędrówkę;
tu sami m acie stanąć w szeregu. Czy wolno nam życie uważać za fantasm agorję w rażeń przyjem nych lub przy
krych, którym pozw alam y świadom ość naszą zabawiać?
Nie; człowiek praw y nie pojm uje życia w ten sposób.
Każdy czysty człowiek ślubuje, że pozostawi ludzkość choć nieco lepszą aniżeli ta, którą zastał. Każdy z nas je st spadkobiercą niezliczonych poprzedzających pokoleń;
każdy jest odpow iedzialny za niezliczone następne. Każdy z nas jest cząstką większej i wyższej całości, każdy jest aktem niepojętej Potęgi.
Do W as się zwracam , m łodzi przyjaciele, którzy je steście obietnicą naszej narodow ej przyszłości. Głos mój je st słaby, sąd m oże być łatw o zaw odny; lecz pragnę W am to tylko powiedzieć, co wszyscy tu zgromadzeni jasno lub niejasno czujemy, co rozum ieli najm ędrsi, czem żyli najlepsi z pomiędzy najlepszych. Przedew szystkiem W am przypom inam , że każdy człowiek m iał i m a w isto
cie jednego nauczyciela: siebie samego. Każdy tylko to umie, co posiadł pracą, co przeorał w łasnym wysiłkiem.
Nasz U niw ersytet pragnie gorąco zapewnić W am możność i łatw ość tru d u umysłowego, chce W am służyć zachętą pobudką, radą, wskazówką; ale uczyć musicie się sami, nie oczekując od nas szkolnego przymusu. Pracujcie z za
pałem, pracujcie radośnie! Miejcie w iarę we w łasne siły, w przyszłość naszego Narodu, w godność życia ludzkiego, w przedziw ną moc Praw dy. Bez entuzjazmu, bez wiary nic nie zdziałano; nie może być dzieła, niem a naw et ży
cia, bez nadziei. Gdybyście dziś byli chłodni, gdyby szla
chetne dążenie pobudzało W as tylko do niedołężnego uśmiechu, kiedyż zaznalibyście szczęścia młodości? Nie bądźcie autom atam i; nie pow tarzajcie bezdusznie, co usły
—
13 —
— 14 —
szeliście; nie obaw iajcie się rozum ow ania. W usiłow aniu intellektualnem błąd i pom yłka nie jest nieprzyjacielem ; wrogiem je st tylko zam ęt, niejasność i chaotyczność myślenia. Stwórzcie dokoła katedry atmosferę zaintere
sowania; myślom, które głosimy, dajcie dźwięczne echo.
Przynoście nam śmiałość, chociażby naw et naiw ną; przy
byw ajcie z dojrzałem i lub niedojrzałem i, ale własnemi W aszem i myślami. U niw ersytet zaprasza W as do spół- pracy, do owego zm agania się, które je st jego pow oła
niem naczelnem ; uczestnicząc w tej walce, nauczycie się nauki praw dziw ej, żyjącej; nauczycie się czegoś, co trudno z książek wyczytać; nauczycie się sztuki myślenia.
Zw racałem się do W as, przyjaciele, którym niebawem pozostaw im y do w ykończenia Ojczyznę. Lecz jakżebym pragnął, ażeby słowa, które jeszcze chcę wypowiedzieć, wybiegły także i poza m ury tego budynku. Ucząc się myśleć, m usim y także i tego się uczyć, ja k godzi się po
stępować. Chcąc wiele zrozumieć, w inniśm y dbać także i o to, ażeby wiele odczuwać. Kam ienne serce jest k ru chą podstaw ą istnienia; i jest nietylko zawodne, jest (oprócz tego) godne pogardy. Musimy się zbroić; ale w walce posługujm y się szlachetnym orężem. Gotujmy się do obrony od groźby N atury, a niestety także od ludzkiej; ale nie zapom inajm y wówczas o najgorszym z wrogów, w duszach usadow ionym : o kłam stw ie, o złości i niskiej zawiści, o chciwości i krótkow zrocznej pry w a
cie, o niekarności i obmierzłej swawoli, która niewolą się kończy. Kto umie być m ądrym , niechże będzie szla
chetny, m a bowiem stokrotnie wzmożone obowiązki i względem Ojczyzny i względem bliźniego. Science scins conscience est une erreur de l’dme; o tej wielkiej praw dzie m am y wszyscy w życiu pamiętać. Największy cud na tej ziemi, ludzkie sumienie, je st także na niej najwyższą potęgą.
Otwieram, w imię Boże, now y rok akademicki, od za
łożenia Uniwersytetu naszego 559-ty.
II. POGLĄD NA RODZAJE ZJAWISK W MATERJALNYM WSZECHŚWIECIE.
W naszych trudach, zabiegach, staraniach, oceniając je z pewnej strony, w yróżniam y to, co nazyw am y pracą.
Uczmy się wszędzie pracę dostrzegać; cały wszechświat niezm ierny sam nad sobą nieustannie pracuje. Oceany pracy przew alają się po nim ; z tych usiłujem y niekiedy, jeszcze bardzo nieśmiele, drobne strum yki kierow ać w ludz
kie nasze koryta.
I
Tak patrząc na wszechświat, myślimy o nim »ener- getycznie«. Zważając bieg pracy w Naturze, spisując ra chunki z jej w ydatków i dochodów pracy, czujemy, że nowe pojęcie, energja, pojaw iło się w naszem myśleniu.
Jest-że to jednolite pojęcie, proste, jasne, którego treść zmieściłaby się w ścisłem określeniu? Może w ypada ra czej ją nazw ać zbiorow iskiem i gm atw aniną pojęć, może trzeba ją przyrów nać do tkaniny, której barw y świetne i w zór geometryczny zasnuwaj ą się co chwila w mgłę niewiadomości.
Pierw szą jej stroną, rozum ianą dotychczas najlepiej,
jest praca; ta jest oznaczona w chaosie wydarzeń. Każda
w świecie odbyw ająca się zm iana wym aga w ykonania
pewnej oznaczonej ilości pracy, danej przez sam ą istotę
— 16 —
tej zmiany; ilość ta może być zresztą dodatnia albo ujem na lub też rów na zeru. Taka praw idłow ość spełnia się, o ile w iem y dotychczas, ściśle i powszechnie; m am y ją w łaści
wie na myśli, gdy w ypow iadam y t. zw. zasadę zacho
wania energji, która, ja k widzimy, mogłaby nazyw ać się, może stosowniej, zasadą oznaczoności pracy.
II
Ale praca jest tylko stroną, jest tylko pew nym w ido
kiem pojęcia energji i jego treści nie wyczerpuje. Zasada oznaczoności pracy (lub zachowania energji) chwyta tylko jed n ę cechę z urządzenia Natury. Możnaby może pow ie
dzieć, że obejm uje ją niejako za luźno, ż e ją w praw dzie dokoła otacza, ale zanadto zdaleka. Każde naukow e tw ier
dzenie m ożnaby m oże przyrów nać do sita, które rzeczy możliwe oddziela od niemożliwych; w takim razie za
sadę zachowania energji należałoby w paraboli uznać za sito niedosyć gęste. W praw dzie zjawiska, które ona odrzuca jako niemożliwe, nigdy i nigdzie nie dochodzą do skutku; lecz m iędzy temi, na które pozwala, znajdują się pospołu: zjawiska rzeczywiste, codzienne, jakoteż i takie, któfe się nie odbywają, o których wiemy, że są przeciw ne porządkow i Natury. Możemy inaczej wyrazić myśl naszą. W yobraźm y sobie świat, nad którym p an o w ałaby jedynie tylko zasada zachow ania energji; może w nim odbyw ałyby się w ydarzenia urojone, które piętnuje i odpycha doświadczenie codzienne. W ystaw iona na dzia
łanie płom ienia, w oda w tym świecie mogłaby zam arzać na lód, byleby jednocześnie gazy płom ienne rozgrzew ały się jeszcze silniej. Swobodnie puszczony kam ień mógłby tańczyć w pow ietrzu i zataczać w niem kręgi dowolne, byleby prędkość, k tórą w pewnej chwili osiąga, była ści
śle ta, ja k a w ynika z zasady zachow ania energji. Trące
się naw zajem o siebie dw a kaw ałki drew na m ogłyby
— 17 —
oziębiać się dzięki tarciu, gdyby zarazem względna pręd kość ich ruchu w zm agała się, zam iast się zmniejszać. Gdy odkształcam y lub przesuw am y względem siebie w za
jem n ie dwa elektryczne obwody, płyną w nich prądy, posłuszne praw om dobrze znanym , praw om nieodm ien
nym; w świecie, który przestrzegałby jedynie zasadv za
chowania energji, owe prądy mogłyby być nieporów na
nie m ocniejsze lub słabsze, byleby w stosownej m ierze pracow ały źródła elektrobodźcze obce, np. cieplne albo chemiczne. Podobne przykłady możemy m nożyć bez końca;
lecz idzie nam tylko o wniosek, do którego one prow a
dzą: zasada zachowania energji je st praw dą, ale nie jest całą praw dą bynajm niej.
III
Skoro zasada zachow ania energji nie w ystarcza, p ró bow ano zatem, dla opanow ania zjawisk, poszukiw ać praw dalszych, które dopełniałyby ją, które obok niej byłyby ważne. P raw a takie zdołano istotnie poznać w rozm aitych oddziałach nauki, w stopniach ogólności bardzo roz
maitych. Znaleziono je przedewszystkiem w T erm ody
namice. Tu posiadam y, pod wiele m ów iącą nazw ą dru
giej zasady, wielkie uogólnienie, które dali nam C a r n o t , C l a u s i u s i K e l v i n . Przenikliw ość tych i innych jeszcze fdozofów w ytknęła drogę, po której biegnąc myśl ludzka zagłębia się dziwnie daleko pod zew nętrzny po
zór Natury. Przez długi czas przypuszczano, że poza tą praw dą, przecież ju ż bardzo w yniosłą, stoi niedaleko, o jeden zdaw ałoby się krok, myśl jak aś jeszcze szersza, praw da jeszcze bogatsza; dreszcz entuzjazm u poruszał umysły w nadziei, że jasność tę ujrzą wprost, w jej pełnym blasku.
Dojrzalsza rozw aga i w ym ow ny głos niepowodzeń uczą, że droga, któ rą próbow ano postępow ać w ten spo-
Wł. N atanson: S zkice. 2
- 18 —
sób, była zawodna. Niema słusznego powodu, ażebyśmy mieli zaczynać budow ę nauki koniecznie od zasady za
chow ania energji. W iemy, że ta zasada nie daje naogół całkowitego rozw iązania zagadnień; może zatem utrudnia opanow anie zadania, przeszkadzając jednolitości um ysło
wego wysiłku. W ydarza się niekiedy, że przedm iot w y
daje się zawiły, gdy chcemy zdobywać go kolej nem i sta- djam i; niekiedy byw a łatw iej posiąść naraz tajem nicę zagadki, jednym rzutem intuicji ją uchwycić, podobnie ja k łatwiej je st zrozum ieć ideę całkowitego posągu ani
żeli porąbanego na części.
P rzypom nijm y sobie koleje rozw oju innego działu nauki, starodaw nej, czcigodnej Dynamiki. W Dynamice, przez przeciąg z górą stulecia, nie troszczono się wcale, lub bardzo mało troszczono się o zasadę zachowania energji. Nikt w Dynamice nie poszukiw ał twierdzeń, które dopełniałyby zasady zachowania energji, podobnie jak w Term odynam ice poszukiw ano ich długo; dążono w niej odrazu do całkowitego rozw iązania zagadnień; szukano w niej t. zw. praw ruchu i znaleziono te praw a. G a l i l e u s z przeczuw ał je, niejako przez mgłę; N e w t o n je dostrzegł, pochw ycił i dał każdem u do ręki. D ’A l e m - b e r t i L a g r a n g ę , H a m i l t o n , K e l v i n i M a x w e l l , H e l m h o l t z , H e r t z , G i b b s i inni wyposażyli je w siłę i w polot ogólności, pnąc się coraz wyżej i wyżej po szczeblach oderw anego myślenia. W yobraźm y sobie n aj
prostszy dynam iczny przypadek; przypuśćm y, iż chcemy poznać ruch dw óch m aterjalnych punktów , swobodnych w przestrzeni. Nie przychodzi nam na myśl rów nanie, w yrażające zasadę zachowania energji; byłoby to budo
w aniem dom u od górnego piętra; układam y odrazu sześć rów nań, w edług praw zasadniczych N e w t o n a . Zadanie jest rozw iązane przez układ tych sześciu rów nań, albo
wiem sprow adza się ono do wyznaczenia sześciu wiel
kości w zależności od czasu; w tych sześciu rów naniach
tkwi już zasada zachow ania energji, jest w nich implicite zawarta.
Taki, nadzwyczaj elem entarny przypadek je st poucza
jący. Dlaczego, w uogólnionej nauce o zm ienności fizycz
nego świata, nie m ielibyśm y rów nie bezpośrednio atako
wać zagadnień? Poszukujm y ogólnych praw , ogólnych rów nań w ydarzeń fizycznych. A jeżeli lak rozum iane rów nania m ają w różnorodnych przypadkach postać zbyt niejednostajną, poszukujm y raczej ogólnej m etody two
rzenia ich w każdym przypadku; poszukujm y pierw otnej macierzystej formuły, z której m ożnaby wywieść je zawsze.
Jeśli ją posiądziemy, będziemy upew nieni, że rów nania zmienności, pom im o rozm aitych kształtów , głoszą jednę zasadę, w ypow iadają treść w istocie tę samą. Taką drogą m yślenia szedł po raz pierw szy w XVIII-em stuleciu M a u p e r t u i s, m ąż śmiałego i płodnego, lecz fantastycz
nego umysłu. Taką drogą szedł później wielki H a m i l t o n , H e l m h o l t z , m nóstw o .innych uczonych; idziemy nią dzisiaj w najtrudniejszych, w najdrażliw szych ba
daniach.
IV
Kołysząc się, w ahadło naprzem ian bądź wznosi się ku górze, bądź znowu opada. Obiegając słońce, planeta zbliża się ku niemu, oddala się, poczem znow u się zbliża i lak dalej bez końca. W niejednakow o wzniesionych, nagle połączonych zbiornikach w oda może płynąć w jednę stronę i w drugą; podobnie może chw iać się pow ietrze między dw om a niejednakow o niem naładow anem i n a
czyniami. Pręty, sztaby, błony, nici, sprężyny mogą wy
ginać się i rozprostow ywać, wyciągać się i znow u się kurczyć, mogą skręcać się albo rozkręcać. Płyny mogą zgęszczać się, ściskać, napływać, bądź rów nież rzednieć, rozprężać się i stosownie odpływać. W oda może p aro wać i potem się skraplać, może krzepnąć, zam arzać
2’
;V- :
—