• Nie Znaleziono Wyników

Empiryczne prognozy skończyły się doszczętną kompromitacją

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Empiryczne prognozy skończyły się doszczętną kompromitacją"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Jak już wspomniałem, podczas lektury omawianej tu książki wyłania się nam bardzo wyraźny obraz naszych przywar, będących, chcąc nie chcąc, cechami naszego narodowego, a więc wszystkim nam wspólnego, charakteru.

M ożna się z tym obrazem pogodzić, można też go odrzucić, stwierdzając, iż jest on nazbyt tendencyjny i kreuje raczej typ idealny „Polaczka” , a nie Polaka. Moim zdaniem, wytykanie naszych błędów i wad, a więc to, co (chyba mimowolnie) robi Edmund Lewandowski, jest rzeczą niezmiernie pożyteczną.

Przypomina nam bowiem o tym, jacy być nie powinniśmy i co musimy w sobie zmienić. A jednak, gdy czyta się tę książkę, doznaje się bardzo dziwnego uczucia dumy, nawet z naszych narodowych wad, jak gdybym to ja - polski czytelnik owo warcholstwo, niestałość, pijaństwo i zamiłowanie do szabli miał we krwi.

Tomasz Szlendak

Teorie z odzysku

NICOS MOUZELIS: Sociological Theory. W hat Went Wrong? Diagnoses and Remedies, Routledge, London, 1995, 220 s.

Socjologowie nie mają specjalnych powodów do radości z teoretycznego rozwoju swojej dyscypliny. Empiryczne prognozy skończyły się doszczętną kompromitacją. M ancur Olson próbował dowieść w słynnej Logice działań zbiorowych, że masowe ruchy polityczne są niemożliwe, gdyż Amerykanie roku 1964 zajęci są wytężoną konsumpcją. Ale właśnie w chwili, gdy jego książka ukazywała się na półkach księgarni „Cody’s” w Berkeley, późniejszy mąż Jane Fondy, Tom Hayden i jego kolega, M ario Savio zaczynali swój protest na trawniku obok tzw. Free Speech Movement (który należał do detonatorów olbrzymiego ruchu protestu młodzieży i lewicy przeciwko wojnie w Wietnamie; ruchu, któremu udało się, choćby przelotnie, zmobilizować miliony obywateli). Telewizja, a nie religia, okazała się opium dla połączonego w żelaznym uścisku telełączy ludu konsumpcyjnego miast i wsi. Religia natomiast pozwoliła papieżowi i wiernym obalić imperium Józefa Stalina bez żadnej dywizji i niemal bez ofiar w ludziach. W zakresie ambitnej teorii socjologicznej sprawy nie mają się wcale lepiej. Wszyscy przeczuwamy, że Pareto i Michels mieli sporo racji pisząc o krążeniu elit i o żelaznym prawie oligarchii, ale badania elit są rzadkie i trudne.

Wszyscy powtarzamy za Simmlem, że w gospodarce rynkowo-pieniężnej formy kulturalne umierają i zmartwychwstają coraz szybciej, ale „M TV”

czy „Disco-Polo” zaskakują nas równie niechybnie, jak fundamentalizmy religijne i polityczne.

(2)

Mouzelis* uważa, że słabość współczesnej socjologii wynika z jej unikowej strategii poznawczej. Ponieważ epoka nie sprzyja śmiałym uogólnieniom i przebojowym wizjom (z Freuda i M arksa zostały metodologiczne „mokre plamy” na metodologicznych ringach), więc też socjologowie postanowili zachować ostrożność w stosunku do aktorów w skali makro (takich jak narody, klasy społeczne czy grupy wyznaniowe). W obawie przez zarzutami reifikacji przesunęli się ku hermeneutykom i etnometodologom, cofając się przed wyzwaniem, jakie rzuca nam wszystkim cały szereg procesów uspołecznienia - ot, choćby wyłanianie się naszych wyobrażeń o sobie i świecie z ducha wymiany i walki, jak podejmowanie grupowych decyzji i przełykanie ich konsekwencji w skali masowej itd. Naturalnie socjologowie nie są osamotnieni;

tak samo postępują przedstawiciele innych dyscyplin, psychologii, filozofii2, ekonomii. Ale to nie jest żadne usprawiedliwienie; toteż Mouzelis m a rację twierdząc, że gorliwi zwolennicy poglądu, iż każdy jest kowalem wizji wspól­

nego losu (a więc każdy współtworzy rzeczywistość społeczną, w której żyje) zapominają o czymś, o czym już i Marks, i Freud dobrze wiedzieli. O tym mianowicie, że jednostki i grupy, czyli zbiorowi i pojedynczy aktorzy działań społecznych różnią się między sobą. Różnią się zaś przede wszystkim nierów­

nym dostępem do zasobów, środków produkcji - gospodarczych, politycznych czy kulturalnych. A co za tym idzie, różnią się także wkładem, jaki mogą wnosić i faktycznie wnoszą w tworzenie rzeczywistości społecznej. Mouzelis daje przykład drogi sercu każdego Polaka: mówi o spotkaniu Churchilla, Roosevelta i Stalina w Jałcie pod koniec II wojny światowej, w lutym 1945. Przypomina, że

1 Mouzelisa poznałem w klubie wallersteinowskim, bodajże w Atlancie, w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Zajmował się wówczas statusem Grecji jako półperyferii w myśl definicji Wallersteina, a mnie zainteresował dlatego, że zawsze mi się wydawało, iż nasza droga do europejskiej integracji bardziej będzie przypominała drogę Hiszpanii czy Grecji niż Belgii albo Szwecji, bardziej Włoch czy Portugalii niż Francji lub Austrii. Spokojny, nieco wycofany, w dużych rogowych okularach, sprawiał niekiedy wrażenie pedantycznego lewicowego akademika, którego drażni blichtr późnokapitalistycznej konsumpcji i tryumfujący ton reaganowsko-thatcherowskich liberałów (wystarczyło ruszyć się poza kampus uniwersytetu Emory by zauważyć, że większości Murzynów w mieście Coca-Coli, mauzoleum M artina Lutera Kinga i CNN nie wiedzie się najlepiej). Mouzelis dołącza do omawianej pracy szkic autobiograficzny, z którego wynika, że wywodzi się z rodziny chłopskiej, która próbowała szczęścia w handlu. On sam sprzeniewierzył się tej drodze społecznego awansu i zaczął pracować na LSE w Londynie, co radykalnie ograniczyło jego możliwości finansowe, choć z drugiej strony zwiększyło prestiż kulturalny (po dziś dzień pisuje komentarze do najpoważniejszych pism greckich).

2 W latach dwudziestych dwóch wybitnych filozofów, uczniów Edmunda Husserla, zakochało się w inteligentnych koleżankach, a z ich romansów mogły wymknąć przełomowe dla filozofii tego stulecia koncepcje stanowiące odpowiedź na pytania zawarte w „Kryzysie nauk europejskich i filozofii transcendentalnej” . Nie wynikły: Edytę Stein Niemcy wyłuskali z klasztoru i zamordowali, a Hanna Arendt zmarnowała swój talent filozoficzny, choć przyczyniła się do uprawomocnienia pewnej analogii z dziedziny nauk politycznych (a mianowicie analogii między totalitaryzmem Stalina i Hitlera).

(3)

spotkanie tych trzech przywódców miało konsekwencje, które wykraczały poza osobiste przeżycia owej trójki. Decyzje, jakie podjęli, przesądziły o kształcie Europy i losach milionów ludzi prawie na pół stulecia. Czy w takim razie można, pyta retorycznie Mouzelis, mówić o wydarzeniu w skali mikro?

I odpowiada na to pytanie przecząco: interakcje polegające na kontaktach twarzą w twarz, nawet interakcje ograniczonej liczby jednostek, nie muszą bynajmniej zaliczać się do wydarzeń w skali mikro. I analogicznie wielkie instytucje nie muszą występować wyłącznie jako olbrzymie struktury, mogą one - i w doświadczeniu jednostek tak się najczęściej je dostrzega - przybierać formę „m ikro”. Służba Bezpieczeństwa w PRL miała charakter instytucji ogarniającej cały teren naszego kraju, ale większość z nas odczuwała jej obecność na skutek zetknięcia się z konkretnymi informatorami lub funkc­

jonariuszami.

Mouzelis sądzi, że socjologowie powinni szukać teoretycznego zbawienia nadrabiając zaległości w zakresie analiz hierarchii społecznych i wyszukiwania pomostów między analizami w skali makro a analizami w skali mikro. Pomosty takie można, jak sądzi, przerzucać dzięki rekonstrukcji logiki agregacji i re­

prezentacji, a więc logiki wypływającej poniekąd z ledwo widocznych powiązań, sieci zależności, „pajęczyn” (autor pisze o hierarchical networks), dzięki, jednym słowem, rekonstrukcji logiki i dynamiki „gier mikrointerakcyjnych”, roz­

grywanych w owych zhierarchizowanych sieciach współzależności. Jeżeli bo wiem rozpatrujemy społeczeństwo z punktu widzenia działających w nim jednostek, to widzimy boiska społecznych gier jako hierarchicznie uporząd­

kowane drużyny zawodników rozgrywających różne mecze, zajętych złożonymi grami, konfliktami, współpracą itd. Jeżeli natomiast poczynamy sobie nieco śmielej ontologicznie i analizujemy społeczeństwa jako pewne systemy, to widzimy wówczas układy hierarchicznie zróżnicowanych ról, miejsc, pozycji, które pozostają „potencjalne”, czy - jak to się teraz mówi - „wirtualne” aż do chwili, gdy uaktywni je i wykorzysta jakiś konkretny aktor społeczny. Krytyka Colemana i Elstera służy wykazaniu, że socjologów czeka jeszcze długa droga, nim dotrą do nietrywialnych hipotez wyjaśniających systemy i aktorów w społe­

cznym i historycznym kontekście, nim potrafią korzystać z takich kategorii jak normy i interesy. Nie lepszy los spotyka Foucaulta i poststrukturalistów - ich strategia decentralizacji, dekonstrukcji podmiotu i obalania granic między dziedzinami podmiotowych działań też nie prowadzi do uzyskania teoretycz­

nych przewag. Działający podmiot przesunięty zostaje na margines wizji teoretycznej, na jej peryferie, a krajobraz społeczny robi się płaski jak wizja świata przed odkryciami geograficznymi. „Konkludując”, poststrukturaliści mają rację odrzucając rozróżnienie materialne-idealne, które wprowadziło wiele zamieszania w naukach społecznych. Poza bowiem nieruchomymi przedmiota­

mi kulturalnymi (np. maszynami) nie należy mówić o interesach materialnych, materialnej bazie, materialnych stosunkach produkcji. Jednakże odrzucenie tej

(4)

fałszywej dychotomii nie musi doprowadzać do odrzucenia pojęcia repre­

zentacji i empirycznych odpowiedników. Jeśli rzeczywistość społeczna jest tworzona dyskursywnie, to wolno nam zachować weberowskie pojęcie obie­

ktywizmu tłumacząc „materialne” na zjawiska tworzone dyskursywnie i re­

produkowane, a jednocześnie nader trwałe i odporne na manipulacje je­

dnostek. Chodzi mi o to, że argument „materialne” kontra „dyskursywne”

różni się znacznie od kwestii: odpowiedniki empiryczne a reprezentacje.

Poststrukturalistom to się miesza, co ich prowadzi od całkiem rozsądnego antyesencjalizmu do niedopuszczalnego relatywizmu albo negatywizmu”

(s. 53).

Zauważmy, że Mouzelis wychodzi z założenia, iż rozwój nauk społecznych po Marksie i po Parsonsie polegał na swoistej korekcie ich nacisku na strukturę kosztem podmiotu. Socjologie rozumiejące, interpretatywne, hermeneutyczne, postmodernistyczne skupiają uwagę na działającym podmiocie, jak gdyby dla zrekompensowania nadmiaru teoretycznej uwagi poświęcanej na gruncie m ark­

sizmu i parsonizmu strukturom, systemom, uwarunkowaniom działań. Nie brak jednak prób nowego ujęcia problematyki pomostów między analizą społeczeństwa w kategoriach struktury czy systemu a analizą w kategoriach podmiotu czy agencji. D o ważniejszych prób tego rodzaju autor zalicza socjologię konfiguracji N orberta Eliasa, koncepcję strukturalizacji Giddensa i teorię kapitału kulturalnego Bourdieu. Eliasowi zarzuca atomizm teoretyczny;

odkrywszy długotrwałą tendencję w dziejach społeczeństw europejskich, a mia­

nowicie proces cywilizacyjny, który jak cień towarzyszy dziejom Europy od średniowiecza, Elias ograniczył się do lokalnych opisów rosnącej rafinady i poprawy obyczajów. Nie zadał najciekawszego teoretycznie pytania o to, w jakich warunkach pewne proporcje rosnącej współzależności jednostki od innych i rosnącej jednocześnie zdolności do samodzielnej regulacji własnych zachowań prowadzą, a w jakich nie prowadzą, do zmian cywilizacyjnych. Jest to jednak krok wstecz w porównaniu do M arksa, który pokazywał reguły gier w kapitalizmie, ale zarazem poszukiwał odpowiedzi na pytanie, dlaczego reguły te bywają na ogół przestrzegane, ale tylko do chwili, gdy świadomość, że grając zgodnie z nimi nie można wygrać, doprowadzi część aktorów do ich zarzucenia.

Eliasa ukazuje Mouzelis jednak skrótowo, gdyż rdzeniem jego książki jest pewna reinterpretacja Parsonsa, na gruncie której próbuje analizować koncep­

cje Giddensa i Bourdieu. Reinterpretacja jest w gruncie rzeczy prosta, ale m a doniosłe konsekwencje. Mouzelis proponuje, by „logikę A G IL”, a więc logikę organizacji społecznej jako pewnej zbiorowości (dającej się podzielić na podsys­

temy A - adaptacji, G - goal achievement, I - integracji i L - latency) zastosować konsekwentniej niż to m a miejsce u samego Parsonsa i nakazać empiryczne badanie funkcjonalności instytucji i organizacji miast je zakładać ex dejinitione, gdyż dopiero wówczas uda nam się ukazać faktyczne, a nie dopiero

(5)

zreifikowane twarze zbiorowych podmiotów życia społecznego. Dopiero połą­

czywszy wyjaśnienie instytucjonalnego i konfiguracyjnego tła gier społecznych uda nam się wyjaśnić faktyczne zachowanie jednostkowych i zbiorowych podmiotów (a pod tym względem analizy technologicznych, własnościowych czy zawłaszczeniowych i instytucjonalnych porządków znajdywane u M arksa nadal pozostają cenne). Dopiero wówczas uda nam się odpowiedzieć na pyta­

nie o to, kto stoi za systemem, instytucją, konfiguracją, odpowiedzieć na pytanie „kto”. A w tym celu, powiada Mouzelis, trzeba wystrzegać się marksistowskiego redukcjonizmu ekonomicznego, ale można sobie pomagać marksistowskimi analizami systematycznych powiązań między tłem instytucjo­

nalnych działań a strategiami działań jednostkowych i zbiorowych.

Brzmi to nieco sucho i nieprzekonująco, toteż należy się przyjrzeć analizom poglądów Bourdieu i Giddensa w świetle tak „uzupełnionej”

elementami marksizmu teorii Parsona. Kluczowe u Bordieu jest wyjaśnianie współzależności między podmiotem, czyli aktorem, który może być jedno­

stką, organizacją formalną, elitą władzy lub historycznym zlepkiem, takim jak państwo narodowe z jednej, a „całością społeczną” z drugiej strony. Ta całość społeczna też może mieć postać małej grupy odniesienia dla jedno­

stkowego aktora, ale może być dużą organizacją formalną albo wręcz światową gospodarką czy zespołem suwerennych państw, jeśli taki jest akurat układ odniesienia naszego aktora. Bourdieu, jak wiadomo, wprowadził pojęcie „habitusu”, a więc jak gdyby systemu predyspozycji do pewnych zachowań społecznych, który ukształtował się u aktora jednostkowego lub zbiorowego pod wpływem dotychczasowych procesów uspołecznienia. Proce­

sy uspołecznienia zaś odzwierciedlały struktury społeczne, w których doj­

rzewał aktor. Podejmując zatem jakieś działanie daje wyraz historycznym wpływom, jakim ulegałem w trakcie mojej biografii wtłoczonej w zhierar­

chizowane układy uspołeczniające, a także, pośrednio, historycznym zlepkom obiektywnych, zewnętrznych struktur społecznych, które starałem się zinter- nalizować. Widać zatem, że według Bourdieu nie daje się zrozumieć aktorów społecznych nie rekonstruując trzech odmiennych logik - trzech odmiennych wymiarów gier społecznych. Z jednej strony mamy zatem logikę ról społecz­

nych, a więc potencjalne miejsca na boisku, z drugiej mamy dyspozycje, a więc graczy wytrenowanych przed meczem, a wreszcie mamy do czynienia z logiką sytuacji interakcyjnych, z faktyczną kotłowaniną na boisku - żadna z tych logik nie daje się sprowadzić do pozostałych, żadnego z tych wymia­

rów nie można zredukować do pozostałych.

Czy należy się zatem zgodzić z Goffmanem, który w słynnym przemówieniu do członków Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego powiedział w ro ­ ku 1983, że logika interakcji twarzą w twarz różni się od logiki ładu instytu­

cjonalnego, obie zaś są co najwyżej „luźno” ze sobą powiązane? Nie bardzo:

„Aczkolwiek zgadzam się w pełni z koncepcją sytuacji interakcyjnej jako

(6)

obdarzonej własną logiką, nie zgadzam się ze stawianymi przez Goffmana znakami równości pomiędzy „ładem interakcji” a skalą mikro i pomiędzy

„ładem instytucjonalnym” a skalą makro. Jak już wskazywałem zarówno struktury interaktywne, jak i instytuq'onalne mogą być jednocześnie mikro i makro. Jeśli tak założymy, łatwiej nam będzie ująć koncepcyjnie charakter ładu interaktywnego sui generis; zwrócimy uwagę na fakt, że gry w skali mikro i makro odznaczają się trzema podstawowymi wymiarami pozycji, dyspozycji i sytuacji interakcyjnych. Wszystkie te wymiary charakteryzują się własną logiką - w tym sensie, że nie da się żadnego spośród nich wyprowadzić z pozostałych.” (s. 107)

Wynikają z tego konsekwencje metodologiczne. Przede wszystkim socjo­

logowie nie powinni starać się wyeliminować poprzedników, ale ich uzupełnić w taki sposób, by komplementarne analizy i rekonstrukcje trzech wymiarów i trzech logik działań społecznych pozwalały na pełniejsze zrozumienie proce­

sów społecznych. I tak koncepcja „habitusu” Bourdieu nie eliminuje, zdaniem Mouzelisa, etnometodologii Garfinkla ani symbolicznego interakcjonizmu M eada czy teorii racjonalnego wyboru Colemana lub Elstera, lecz je uzupełnia.

Należy skończyć z paradygmatycznym imperializmem - w teorii społecznej, jak w demokratycznym społeczeństwie, chodzi o przerzucanie mostów między paradygmatami, o podtrzymanie dialogu i zachęcanie do wymiany zdań między różnymi szkołami teoretycznymi. Tylko w taki sposób uda się zachować i pogłębić wieloparadygmatyczny charakter współczesnej socjologii3.

Po drugie - dostrzeżenie tej konsekwencji to główny tytuł Mouzelisa do metodologicznej chwały - należy zdać sobie sprawę z tego, że powiązania między badaniami w skali mikro i makro nie mają postaci prostej zależności między wielkimi strukturami instytucjonalnymi (a więc poziomem makro) z jednej, a uczestnikami, jednostkami, podmiotami (a więc poziomem mikro) z drugiej strony. Struktury instytucjonalne mogą występować w skali makro i mikro, aktorzy mogą być w skali mikro i makro, a powiązania występują między całą czwórką;

3 Giddens nie dostaje się do nieba politycznie słusznych kompromisowo nastawionych socjologów. Co prawda jego teoria strukturalizacji doczekuje się życzliwego omówienia, ale komentarz ostateczny jest negatywny. Zdaniem Mouzelisa, Giddens trafnie próbuje uwzględnić dwa spośród trzech istotnych wymiarów działań społecznych wprowadzając pojęcie struktury (jakby paradygmatycznego magazynu reguł i rekwizytów dla aktorów) i systemu społecznego (faktyczne interakcje i uporządkowane stosunki społeczne) i łącząc je dzięki pojęciu strukturalizacji, które zdaje sprawę z tego, jak aktorzy posługują się strukturami, w wyniku czego wyłaniają się systemy społeczne. Grzeszy jednak wadliwym pojmowaniem „mikro” skali (na przykład spotkanie wielkiej trójki w Jałcie musi być w jego terminologii wydarzeniem w skali mikro) i zastępuje całkiem pożyteczne rozróżnienia rozróżnieniami pozornymi, przez co znika całkowicie z pola widzenia rola hierarchii społecznych w ustalaniu reguł i przebiegu społecznych gier (Mouzelis pisze wręcz, że nie dostrzegając roli tych nierówności skazani jesteśmy na pływanie w basenie, z którego spuszczono wodę).

(7)

struktury instytucjonalne makro *■4--- ►

aktorzy makro

struktury <--- ► aktorzy instytucjonalne mikro mikro

I całą czwórkę oraz powiązania między nią należy analizować pragnąc zrekonstruować hierarchicznie zorganizowane gry społeczne, czy też hierar­

chicznie zorganizowane przestrzennie, w których gry takie będą rozgrywane.

Hierarchie nierówności istnieją we wszystkich dziedzinach życia społecznego - autor wymienia hierarchie ekonomiczne, prawno-biurokratyczne, społeczne i kulturalne (przykładem tych ostatnich są gwiazdy postmodernistycznej teorii społecznej - Habermas i Lyotard, których wypowiedzi zmieniają reguły gry teoretycznej dla niżej postawionych w hierarchii kulturalnej teoretyków o lokal­

nym znaczeniu).

Powrót hierarchii w epoce mody na struktury poziome - oto jak można by podsumować wkład Mouzelisa w nasze rozumienie teorii sozologicznej (hierarchie są technologiami, technologiami naginania wyników przyszłych gier w interesie tych, którzy hierarchie tworzą i utrzymują): „Należy podkreślić, że podobnie jak w przypadku kapitału gospodarczego, gry związane z nabyciem kapitału społecz­

nego też mają z reguły charakter zhierarchizowany w tym sensie, ,że gracze nadrzędni ustalają granice i stwarzają szanse dla graczy podrzędnych. W naszym przypadku ograniczenia i szanse nie są ustalane przez mechanizmy biurokratyczne ani rynkowe, lecz przez skład grup odniesienia, które narzucają standardy, modele i style żyda, jakie należy naśladować. Jeśli rozważymy działania makro albo gry rozgrywane przez jednostki z „lepszych sfer”, bogaczy, albo sławnych i głośnych polityków to zauważymy, że we wszystkich tych wypadkach gracze podrzędni i ambitni pragnący pomnożyć swój kapitał społeczny (w którymś z powyższych wymiarów albo we wszystich) uważnie śledzą to, co się dzieje wyżej.” (s. 143)

Innymi słowy; wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre zwierzęta są równiejsze od pozostałych. Wszyscy aktorzy społeczni są zarówno twórcami, jak i wytworami świata społecznego, ale najważniejsi aktorzy w skali makro są w znacznie większej mierze jego twórcami niż wytworami. Jeśli tak się rzeczy mają, to trzecią konsekwencją metodologiczną explicite formułowaną przez Mouzelisa jest postulat pracy nad zdecentralizowaną, demokratyczną, opartą na dialogu „federacją” teorii i szkół socjologicznych - mają temu służyć próbne postulaty metodologiczne dołączone jako „wytyczne” (gui- delines) do konkluzji. Wytyczne są nieco ironiczne, gdyż jedna z pierwszych

(8)

zakazuje zachwytu nad czystą metodologią i każe uprawiać socjologię, zamiast komentować jej uprawianie. Dlatego wybrałem wytyczną numer VII.4, która stanowi jak gdyby próbę zrozumienia postmodernistycznej kondycji naszej zatomizowanej rzeczywistości społecznej. Mouzelis pisze: „Jednym z powodów, dla których współczesne społeczeństwa dostarczają tak pokawałkowanych, nieciągłych, kruchych przykładów organizacji społecznej jest rosnąca rozbież­

ność między pozycyjnymi, dyspozycyjnymi i interakcyjnymi wymiarami gier społecznych. Im większe rozbieżności między tymi trzema wymiarami, tym większe szanse na to, że uczestnicy zarzucą reguły obowiązujące w każdym z tych trzech wymiarów” (s. 158).

Jest to jeden z najbardziej eleganckich apeli o „niewylewanie dziecka funkcjonalizmu z parsonsowską kąpielą” , na jaki natrafiłem w najnowszych pracach socjologicznych. Zasługuje na uwagę i przemyślenie. Można zaryzyko­

wać twierdzenie, że Mouzelis przedstawia teorię socjologiczną z odzysku - po fali krytyki socjologii „rozumiejącej” i symbolicznego interakcjonizmu z etno- metodologią odzyskuje dla socjologów parsonsowski i marksowski funkc- jonalizm oczyszczony z jednostronnego redukcjonizmu instytucjonalnego bądź ekonomicznego.

Sławomir Magala

Polacy w oczach innych

Narody i stereotypy, red. T e r e s a W a l a s , Kraków: Międzynarodowe Cent­

rum Kultury 1995, 320 s.

Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie zorganizowało w 1993 roku konferencję pod tytułem „Narody i stereotypy”. Życzliwością i pomocą intelektualną służyła Profesor Antonina Kłoskowska, zajmująca się od pew­

nego czasu tą problematyką. Organizatorami byli Teresa Walas i Jacek Woźniakowski. Zgodnie z ideą imprezy przedstawiciele różnych narodów mieli mówić o stereotypowym widzeniu siebie samych, a potem o swych sąsiadach.

Chodziło też o prezentację tego, jak stereotypy wrastają w naszą wyobraźnię poprzez działanie literatury, sztuki i mediów. Konferencji towarzyszyło wiele koncertów, projekcji filmowych, przedstawień teatralnych. D la niniejszego tekstu najważniejsze jest jednak samo sympozjum i książka, która powstała z części referatów na nim wygłoszonych. Skoncentruję się tu oczywiście na książce.

Zbiór nie m a charakteru socjologicznego, ale dla profesjonalnego badacza społeczeństwa jest ciekawy. Wśród 43 autorów znajdujemy troje socjologów (nie m a wśród nich żadnego Polaka). Teksty napisali przede wszystkim filologowie, występujący w różnych rolach społecznych: jako historycy literatu­

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

• Prawo Charlesa mówi, że przy stałej objętości gazu stosunek ciśnienia i temperatury danej masy gazu jest

Projekt jest to przedsięwzięcie, na które składa się zespół czynności, które charakteryzują się tym, że mają:.. 

W każdym bądź razie trzeba było się orientować, co się robi i tak zawsze zrobić, żeby dobrze

Często, jak [uczeń] nie miał odrobionej lekcji albo źle się uczył, to nauczyciel mówił, że jak się tak będzie dalej uczył, to pójdzie do PGR-u albo do budowlanki..

Przez całe życie zawodowe zajmował się architekturą wnętrz, chociaż pasjonował się heraldyką, a także interesowało go myślistwo.. Szlacheckie korzenie,

zachwyt skutecznością metod logicznych; irytacja, że najlepsi logicy mało mają ochoty zająć się problemem racjonalizacji języka i metod filozofii; mniemanie, że w świetle

Słowa kluczowe projekt Polska transformacja 1989-1991, przełom w 1989 roku, PRL, przemiany ekonomiczne i społeczne, nowa gospodarka, Tadeusz Mazowiecki, Leszek Balcerowicz,