• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 10, nr 3 (1929)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 10, nr 3 (1929)"

Copied!
34
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ w r m s s H W f t k r r k o w p o s h h n o d

MfESIĘCENIK SW1H2KU SODHLłCHJ MflRJRN.

n m u e i f i i ó w s 2 k ó ł ś r e d n i c h w p o L s e s . i z u

HDRES RED.I BDMINISTR.

K S . 3 0 3 E P WINKOWSKI

2 H K 0 P R M E >-< M f l Ł O P O L S K H X ŁUKRS 2 ÓWKf U GRUDZIEŃ 1929

(2)

W arunki prenum eraty m iesięczn ik a „Pod znakiem Marji“ (9 numerów rocznie) na rok szkolny 19 2 9 /3 0

z przesyłką pocztow ą niezm ienione

C ało ro czn ie :

i . w r . s S m ii J ? » 5 f ‘ 315 zj „ “ W""1 K O i\

kategorii w Polsce! U. w Polsce: J £J LI. granic*. ł JU Ll.

Dla sad.-acziiiów * . r » r > Dla w szystkich . w szelkiej / / 1 / { osćli starszych

w Polsce: Ł Ł 1 * w Polsce:

P o je d y n c z y n u m e r : (pół d o la ra )

Jd .-u czn ió w . w szelk iej kategorji w Polsce:

a sod.-uczniów - j r Dla w szystkich , r D|a w szystkich [ f i p r

, m todz. w szelkie, [ ] [ o s o h t e y c h j j ^ ^ S I .

Nr konta P. K. 0 . 4 3 6 .6 8 0 , Kraków.

TREŚĆ NUMERU: *<r

Ojcu św. w jubileuszowym hołdzie — R e d a k c ja ...S7 Pius XI. a m isje katol'ckie — X . Z. M ...

Pim XI. a zjednoczenie Kościołów Wschodnich — X Z M. . . . . 60

Zjazd misyjny kształcącej się młodzieży niemieckiej w M iguncji — X Z y g m u n t M a s ł o w s k i ...62

Kilka d;-t statystycznych — K 'm uniknty m i s y j n e ... . f>9 O kształceniu woli — Wł. Zam brzycki (ciąg d a łs z \) ...70

Ku wybrzeżom b ‘ękitnego Jadr.inu — Ii. (ciąg d a l s z y ) ... 72

Z radosnych kart — X E y m i e u ... 75

Wiadomości katolickie — z Polski — ze ś w i a t a ... 76

Z życia sodalicyjnego w P o ls c e ... 73

Uroczystości w naszych sodalicjach (C hilm ża — Wejherowo I) . . 19

Z listów do R e d a k c j i ... ...£0

Nowe książki i wydawnictwa (M uth — B zo w ski — Ż urow ska — M sza w spólna — K alendarz — S p r a w o z d a n i e ) ... • . 80

Przegląd c z a s o p i s m ... ... 8 J Część urzędowa i organizacyjna : Komunikat Prezydjum Związku nr 3 ( 2 0 ) ... 82

Od W y d a w n ic tw a ... ... 8 5 Z Centrali Z w i ą z k u ... 83

Sprawy K o l o n j i ... ... 81

N e k r o lo g ja ... 84

Nasze sprawozdania (Będzin — Biała małop — Czernichów — Kalis' I. — Kraków IV. — Lwów VIII. — Pszc/yna — Rzeszów II. — Slc- nim II — Stryj — Szamotuły — Tar lobrzeg — Tarnowskie Góry I. — Tarnów 111. — Wejherowo I ) ... 85

I'I. Wykaz darów i w k ł a d e k ...88

O k ła d k ę p r o je k to w a ł prof. K K ło sso w sk i, Z a k o p a n e .

(3)

Ojcu świętemu w jubileuszowym hołdzie.

D nia 21 grudnia 1929 roku mija pół w ieku od chwili, w której m łodziutki kapłan wioski, X. Achilles R atti z najgłębszem przejęciem i drżeniem w jednej ze św iątyń wiecznego R zym u po raz pierw szy przystą p ił do ołtarza Pańskiego, by Wszechmogącemu Bogu za sie­

bie, Kościół i św iat cały złożyć Przenajświętszą, Bezkrw aw ą Ofiarę.

Od roku spieszą więc do R zym u ze w szystkich zakątków zie­

m i niekończące się szeregi wiernych, aby u stóp Nam iestnika Chry­

stusowego składać w yra zy swego hołdu, swych życzeń, sw ej miłości.

I od roku w e w szystkich zakątkach odbyw ają się uroczyste obchody i manifestacje na cześć Najdostojniejszego Jubilata.

Ż yw iąc w sercu ojcowską troskę o wieczne dobro i szczęście sw ej owczarni, pragnie Ojciec św ięty obfitsze niż zw ykle otworzyć j e j zdroje łask i błogosławieństw, ogłasza przeto nadzw yczajny rok jubileuszow y, ogłasza dla R zym u i dla całego św iata odpust zupeł­

ny, a w jego warunkach ja sn o i otwarcie oświadcza, co M u najbar­

(4)

58 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

dziej leży na sercu, co pragnie wspomóc, rozszerzyć, wzbogacić...

Oio jałm użnę jubileuszow ą przeznacza na wsparcie dla katolickich misyj.

Przed paru tygodniami, łącząc się z sodalicjam i m ęskiem i ca­

łego Kościoła świętego, zło żyliśm y jego Ojcu nasz hołd sodalicyjny i synow skie ślubow ania i stw ierdziliśm y j e podpisam i imion naszych.

D ziś, chcąc Jego sercu sprawić radość, z głębi du sz naszych złó żm y M u hołd ja k o Papieżow i M isyj, rozpalm y w sobie umiłowanie dzie­

ła misyjnego, które On tak bardzo umiłował, propagujm y w naszych drużynach mariańskich ukochaną przezeń ideę m isyjną, która krze­

wiąc wiarę w narodach pogańskich umacnia wiarę n a szą ; spie­

sząc z ofiarą serca, za lądy odległe i morzarozszerza i bogaci serca nasze; a ucząc naw skróś Chrystusowej m odlitw y do Ojca nas w szystkich ludzi, który je s t w niebie pogłębia w nas j e j ducha i j a k nic w świecie zapow iada i p rzyb liża wielkie, w szechludzkie braterstwo miłości i pokoju.

Ojcu świętemu przeto w m isyjnym darze poświęcam y tych kilka skromnych kart grudniow ego numeru pism a naszego, z głębi serca pragnąć, by one p rzyc zyn iły się choć w pew nei mierze do bujnego w zrostu i rozkw itu w sodalicjach zw iązkow ych ideałów m isyjnej służby i pracy.

RED AKCJA.

Pius XI a misje katolickie.

P o k ó j C h r y s t u s o w y w K r ó l e s t w i e C h r y s t u s o w e m

— ot o hasło obecnego papieża-jubilata, Piusa XI. Ustanowienie święta C hrystusa K róla było teg o hasła uroczystem potw ierdzeniem . U grun­

tow anie zasad nauki C hrystusa w życiu tak poszczególnych jednostek, jak całych narodów oraz rozszerzenie ich tam, gdzie są jeszcze niezna­

ne i to przy pom ocy świeckich katolików pod kierownictwem hierar- cbji kościelnej, to przedm iot „A kcji ketolicKiej". N iejednokrotnie już Stolica A postolska określiła akcję katolicką jako uczestnictwo świeckich w hierarchicznem apostolstw ie Kościoła. Słusznie więc nazwać można obecnego papieża papieżem akcji katolickiej.;^

Niemniej jednak zasługuje O n na zaszczytne miano papieża mi­

syj katolickich.

P raca misyjną bowiem, mającą na ęelu zaszczepienie zasad nauki Chrystusa w sercach tych, którzy ich jeszcze nie znają, jest integralną częścią akćii katolickie/.'

C o (dćzyrtif piapićŻ Pius XI. dotychczas dla m isyj?

'■«. /ftSsAłJWi '-.ii "*V‘. . •• i- • ' .

(5)

Nr. 3 P O D ZNAKIEM MARJ1 59

Możemy tutaj przytoczyć tylko najważniejsze czyny misyjne o b e­

cnego papieża.

W roku jubileuszowym 1925, papież Pius XI doprow adził do skutku projektow aną przez B enedykta XV wystawę misyjną, która ukazała światu wielowiekową pracę K ościoła nad urzeczywistnieniem K rólestw a Chrystusow ego w śród narodów.

W swojej encyklice R erum Ecclesiae gestarum wydanej w roku 1926 przypomniał, pogłębił i rozszerzył wytyczne dla pracy misyjnej, ogłoszone przez papieża B enedykta XV.

Niedwuznacznie podkreślił papież, że w sp ieran ie m isyj j e s t obo­

w iązkiem w szy stk ich kato lik ó w . Wy naga przecież od nas obowiązek miłości Boga, żebyśmy nie tylko w edie sił pomnażali liczbę tych, którzy G o znają i czczą w duchu i prawdzie, ale też żebyśmy poddaw ali jak najwięcej ludzi panowaniu u k o ch aieg o Zbawiciela, którem u nic nie jest tak miłe, jak troska o to, żeby wszyscy ludzie byli zbawieni i d o ­ szli do poznania prawdy, jak mówi papież Pius Xl w swojej encyklice.

T a myśl o obowiązku misyjnym ma wniknąć głęboko w świadom ość katolików. D latego papież popiera wystawy, zjazdy, kongresy misyjne, b o one wciąż budzą zainteresow anie misyjne i przypominają obowiązek misyjny.

W tym też celu ustanowił papież na prośby Najwyższej Rady G eneralnej Dzieła Rozkrzewienia W iary świętej przedostatnią niedzielę października jako dzień modlitwy i propagandy na rzecz dzieł misyj­

nych.

P odkreślając znaczenie modlitwy, pragnie papież, żeby modlitwa za misje .była stałą praktyką, w ypełnianą szczególnie gorliwie przez m łodziej. Żeby jeszcze więcej zachęcić do stałej modlitwy. O jciec św.

zatw ierdza miesięczne intencje misyjne A postolstw a Modlitwy.

Pius XI nie tylko zachęca do niesienia misjom pom ocy mater- jalnej, ale sam składa różne datki na potrzeby misyj. W iele uwagi i troski poświęca papież przygotow aniu nowych misjonarzy. W ymaga o d nich nie tylko wielkiej świętości, ale i głębokiej wiedzy, dlatego popiera naukowy ruch misyjny. O d wszystkich misjonarzy żąda, żeby w swej pracy misyjnej mieli wyłącznie na oku dobro duchow e swych owieczek, a wystrzegali się zupełnie zbytniego nacjonalizmu.

P oleca kierownikom misyj zakładanie szkół nie tylko elem entar­

nych, ale także zawodowych, średnich a naw et wyższych. To też w 1923 roku otw orzono wyższą szkołę handlową w Tientsinie, kierow aną przez O O . Jezuitów, w 1924 uniwersytet w Pekinie, kierowany przez G O . Benedyktynów. K iedy angielski rząd kolonjalny w A fryce pizyśtąpił do reform y szkolnictwa afrykańskiego, papież wysłał osobnego wizyta­

to ra szkolnego, ks. prałata Henisley, żeby bronić praw K ościoła katol.

K atolickie szkoły średnie i wyższe to jedyna d ro g a do stworzenia intencji katolickiej w śród nowonawróconych.

Najważniejszem zadaniem współczesnej pracy misyjnej, którem u papież poświęca szczególnie wiele trosk'*, to wyęłjówąĄje i wykształcenie duchow ieństw a krajow ego. N arody naw rócone żądają swoich kapłanów-

(6)

60 P O D ZNAKIEM MARTI N r 3

Bez duchow ieństw a krajow ego uważają tubylcy chrześcijaństwo za coś obcego i narzuconego. O jciec św. pragnie, by kler krajowy dorów nał pod względem wychowania i wykształcenia duchownym z Europy. Tak bowiem pisze: „Nie powinno się czynić żadnej różnicy i żadnego roz działu między misjonarzami z Europy, a tubylcami, lecz jednych i d ru ­ gich powinno ściśle łączyć poszanow anie wzajemne i miłość" (Encykli­

k a: Rerum Ecclesiae gestarum ). Dzisiaj już wielu duchow nych tubylców zajmuje naczelne stanowiska w hierarchji kościelnej. W spomnijmy tylko o sześciu biskupach Chińczykach, którym papież osobiście udzielił sakry biskupiej w roku 1926 oraz biskupa Japończyka, konsekrow anego w uroczystość C hrystusa Króla w roku 1927.

Widzimy, że obecny papież wszechstronnie ujmuje SDrawy misyjne.

Możemy podziwiać um iejętność stosow ania starych zasad w nowych zmienionych w arunkach życia, stanowczość i rozmach w podaw aniu nowych praw ideł i w=kazań.

Czy tylko podziw iać? N ie!

Przecież nasze sodalicje skupiają młodzież katolicką, dążącą d o doskonałości, mają wyrabiać elitę katolicką, żyjącą wszechstronnem życiem Kościoła, rozumiejącą żyw otne jego potrzeby i gotow ą do p o ­ mocy i w spółpracy. D latego młodzież sodalicyjna uważać winna pracę misyjną nie tylko za bezmyślne zbieranie znaczków i stanjolu, ale za dzieło apostolstw a, za pracę nad zbawieniem dusz. Studjum spraw mi syjnych, pom oc m aterjalna, a, g d y taka wola Boża, pośw ięcenie w łasntj osoby dla pracy misyjnej, oto sposób w spółpracy w dziele misyjnem*

oto najlepszy dar jubileuszowy w 50-tą rocznicę kapłaństw a obecnego papieża Piusa XI.

X . Z. M.

Pius XI a zjednoczenie K ościołów W schodnich*).

Ut om nes unum sint — aby w szyscy b yli jedno (Jan 17, 21), tak modlił się nasz Zbawiciel w przededniu swej śmierci, tego pra­

gnęli zawsze jego Namiestnicy. N iestety, dzisiaj przeszło 170 miljonów ' chrześcian na wschodzie nie należy do jedynej, prawdziwej owczarni C hrystusa, nie uznaje Nam iestnika C hrystusow ego w Rzymie, chociaż uznaje C hrystusa, Jeg o O fiarę i Sakram enta św.

O becny papież otoczył kościoły w schodnie szczególną opieką i miłością. N ajgorętszem pragnieniem jego jest połączenie kościołów w schodnich z Rzymem. Świadczą o tem dobitnie przem ówienia papieża, wypowiedziane przy różnych sposobnościach : „N iech Eminencja powie i napisze — tak mówił w grudniu 1923 do K ardynała Tacci, sekreta­

rza kongregacji dla spraw w schodnich — że tem błogosław ieństw em błogosław im y wszystkich chrześcijan na W schodzie, nie wykluczając

*) O pracow ano n a pod staw ie arty k u łu O . Schw eigla S . J., p ro feso ra P apie­

skiego In sty tu tu S tu d jó w W schodnich: „ P a p s t Pius XI. und die K ircben d es O rie n t* "

w K atholische M issionen, 1929 str. 209.

(7)

Nr 3 P O D ZNAKIEM M ARJI 61

tych, którzy jeszcze nie należą do jednej owczarni, którzy się nazywają i nazywać pozwolą owem zimnem i smutnem mianem „schizmatyków".

Niech Eminencja im powie, że nigdyśmy ich z swoich modlitw nie wykluczali i wykluczać nie będziemy. Niech Eminencja powie, że za nich szczególnie się modlimy, dlatego właśnie, że od nas są o d d alen iJ).

W roku 1927 na audjencji, udzielonej przez papieża Instytutowi W schodniem u, przemówił między innem i: „Nie jest żadną tajem nicą, że jednem z moich najgorętszych pragnień, jest pozyskanie do jedności Kościoła tych wiernych, którzy na nieszczęście od niego zostali o d łą­

czeni... Kocham W schód z jego różnorodnością ras i obrządków ...

Kocham W schód złączony z Rzymem, dla tego, że jest złączony i Wschód odłączony, dlatego właśnie, że b ędąc odłączony, szczególniej potrzebuje opieki.2)

W innem przemówieniu powiedział papież te znamienne s ło w a :

„Nie dawajmy łacinnikom pow odu do przypuszczenia, że można chrze­

ścijan W schodu pozbawić ich liturgji, przywilejów i praw. Chcemy jedności, ale nie jednostajności3.)

Powyższe pragnienia i wypowiedzenia potw ierdza O jciec św.

licznemi czynami, mającemi przygotow ać połączenie W schodu z Rzy­

mem. Papież wie, jak wielką przeszkodą w dziele zjednoczenia jest nie­

znajomość spraw wschodnich. Z niej łatw o m ogą wypłynąć uprzedze­

nia i fałszywy sposób postępow ania w obec chrześcijan wschodnich.

D latego stara się gorliwie o to, żeby zachęcić katolików do głębszych studjów spraw w schodniego Kościoła, żeby te studja p o sta v ić na wy­

sokim poziomie naukowym. Reorganizuje więc Instytut wschodni, zało­

żony już w 1917 roku przez papieża B enedykta XV, pow ierzając k ie­

rownictwo tej uczelni O jcom Towarzystwa Jezusow ego, przenosi go d o nowego gmachu przy kościele S. Maria M ag^iore, przygotow uje bibljotekę w schodnią, która już dzisiaj liczy 25000 tomów. W roku 1928 powiększa Kolegjum Etjopskie, założone przez swego poprzednika.

S tara się stale o coraz lepsze przygotow anie kapłanów obrządku wschodniego. Przygotuje dla katolików obrządków wschodnich ujedno­

licenie prawa kanonicznego.

W ostalniej encyklice o studiach spraw w schodnich poleca za­

kładanie kated r nauk wschodnich n*e tylko na uniw ersytetach, ale także w seminarjach duchownych.

Szczególną jed n ak miłość okazuje obecny papież nieszczęśliwe­

mu narodow i rosyjskiemu. Może nie wszystkim jest znany fakt, że jako W izytator A postolski w Polsce w 1918 roku prosił papieża B enedykta XV o zezwolenie na udanie się do Rosji, żeby tam pracow ać dla d o ­ bra dusz, lub, gdyby tego była potrzeba, um rzeć za odłączonych braci.

Zezwolenia nie otrzymał, ale zato obecnie jako papież tem skuteczniej może dla nich pracować. Pius XI dał już wiele dow odów wielkiej mi­

łości i troski dla narodu rosyjskiego. W spom nę tylko niektóre jak:

') O s se rv ato re R om ano z 9X11. 1923, w tłom aczeniu O. Schw eigla S. J. w K ath . M issionen 1929 n r 7, str. 210.

2) K ath. M issionen 1928, str. 210.

s) K ath. M issionen 1929, s tr . 211.

(8)

62 P O D ZNAKIEM MARJI Nr 3

dalsze prowadzenie akcji ratunkowej dla głodnych w Rosji, utw orze­

nie osobnej Komisji kościelnej dla spraw rosyjskich, załóż-nie w Rzy­

mie Kolegjum Rosyjskiego pod wezwaniem św. Teresy od D zieciątka Jezus, w którem ma się kształcić na kapłanów przr dewszyskiem mło­

dzież rosyjska wschodniego obrządku, dokładne wskazówki, dotyczące przyjmowania Rosjan schizmatyckich do Kościoła katolickiego są najle­

pszym wyrazem jego ofiarnej miłości.

O niej świadczą też stówa wypowiedziane w październiku 1924 r.

„K ażdego dnia bez wyjątku już od dłuższego czasu... pam iętam y podczas ofiary Mszy św. o Rosji, o wszystkich jej kapłanach, wyznaw­

cach, wiernych tak katolikach jak niekatolikach.

W stępujemy z Jezusem Chrystusem do Rosji w każdej Mszy św., każdego dnia przebywa tam z nami Pan Jezus od Mińska do W iady- wostoku, od Ty flisu do W yso Sołowieckich. Błogosławimy im, modli­

my się, miłujemy i ufamy równocześnie, cierpimy z nimi wszystkimi.*) Tak mówi Namiestnik Chrystusowy o swoich wysiłkach, ofiarach i modłach dla narodu, z którym my sąsiadujemy.

Czy możemy pozostać obojętnymi?!

X ZYGMUNT MASŁOWSKI Wolsztyn I.

Zjazd misyjny

kształcącej się młodzieży niemieckiej w Moguncji.

Niemiecka młodzież szkolna (według naszej nomenklatury m ło­

dzież szkół średnich) posiada swą organizację misyjną, zwaną „Kru­

cjata misyjna kształcącej się młodzieży", kierowaną przez O. Schutza T.J.

Liczy ona obecnie 50.000 członków i dzieli się na dwa oddziały i męski i żeński. Organem związkowym jest miesięcznik Weltmission.

Numer majowy tego czasopisma podał ogłoszenie, że w początku sierpnia b. r. odbędzie się Zjazd misyjny. Następne zaś przynosiły coraz to nowe, interesujące szczegóły.

Powstało więc u piszącego te słowa, pragnienie uczestnictwa w powyższym Zjeździe, żeby poznać, jak nasi sąsiedzi pracują i żeby potem podzielić się wrażeniami z Wami, Drodzy S od alisi! Lecz jak się tam dostać? — Oto ważne pytanie! Na listowne zapytanie u orga­

nizatora Zjezdu, O. Schutza, otrzymuję krótką, dobitną o d p o w ie d ź : Herzlich W illkom m en! Hauptsache, dass Sie zu, uns kom m en! Fiir alles andere sorgen wir. (Serdecznie w ita m y ! Najważniejsza, że Ksiądz przyjedzie. O wszystko inne postaramy się na miejscu). Nasuwa się nowa' trudność: paszport, wiza, koszta! Kancelarja Prymasa Polski przychodzi mi z pomocą. Nareszcie wszystkie przeszkody pokonane.

*) K ath. M issionen 1929, str. 213.

(9)

Nr 3 PO D ZNAKIEM MARJ1 63

W sobotę rano, 3 sierpnia b. r., rozpoczynam już podróż p o ­ spiesznym pociągiem międzynarodowym, który mnie wiezie w szalo­

nym pędzie do upragnionego celu, do „złotej Moguncji" (nach dem

„goldenen Mainz“) przez Zbąszyń, Frankfurt n. Odrą, Berlin, Erfurt, przez piękną Turyngję, Fuldę, gdzie się zatrzymuję na kilka godzin, żeby zwiedzić grób św. Bonifacego i pomodlić się przy nim, potem przez Frankfurt nad Menem. Nareszcie w niedzielę, 4 sierpnia popo­

łudniu staję na dworcu mogunckim. Widzę żołnierzy francuskich...

słyszę obcą mowę. Wszędzie obce twarze. Ogarnia mnie jakieś uczu­

cie osamotnienia. Wtem obstępuje renie kilku studentów, rzucając p y ­ tanie: „Zur M issionstagung?“ (Na Zjazd misyjny?). Wyjaśniam, że przyjeżdżam na Zjazd, ale aż z Polski, z archidiecezji poznańskiej.

Widać zdziwienie i zainteresowanie ::a ich twarzach. Uprzejmość je d ­ nak bynajmniej się nie zmniejsza. Odbierają bagaż, a po stwierdzeniu kwatery w biurze kwaterunkowem, towarzyszą mi do miejsca obrad w biskupiem gimnazjum przy kościele św. Szczepana. Tam już gwar i ruch, bo przybyły różne grupy młodzieży. O. Schiitz, uśmiechnięty, wita wszystkich przybywających, daje potrzebne informacje. Po zaję­

ciu kwatery, leżącej w sąsiedztwie miejca obrad i po najkonieczniej- szem „ucywilizowaniu się“ wracam na dziedziniec gimnazjalny, bo niezadługo ma się rozpocząć wieczerza, a potem otwarcie Zjazdu. T e­

raz na dziedzińcu widać już grupki księży, z którymi mam się poznać.

Jakież zdziwienie!

„To ksiądz z Poznańskiego?" pyta mnie po polsku nieznajomy ksiądz! Tegom się nie spodziewał. W trakcie rozmowy, prowadzonej w języku polskim dowiaduję się, że to O. Hortmann T. J., który pra­

cując w Dusseldorfie wśród Polaków-wychodźców, zaczął uczyć się polskiej mowy. Potem był jakiś czas w Krakowie, uczestniczył w K on­

gresie misyjnym w Poznaniu, a obecnie pięknie włada językiem pol­

skim. Na tem nie koniec niespodzianek. Powoli poznaję O. Janszens’a, Belgijczyka, przedstawiciela młodzieży szkolnej belgijskiej, zrzeszonej w oiganizacji „Pro Apostolis". Po kolei poznaję przedstawicieli orga- nizacyj misyjnych młodzieży włoskiej (student Maddalena z Rzymu) szwajcarskiej, niemieckiej z Czechosłowacji i młodzieży austrjackiej.

Czy to ma być posiedzenie Ligi Narodów ? —• pytam się sam siebie!

Ależ nie, to Zjazd młodzieży katolickiej. To lepiej wyjaśnia powsze­

chność Kościoła, aniżeli wszystkie wywody podręcznika dogmatyczne­

go. Jeszcze nowa niespodzianka: O. Schiitz prosi, żeoy na posiedze­

niu inauguracyjnem przemówić w języku polskim. Niech i tak będzie!

Otwarcie Zjazdu.

Po złożeniu hołdu Ks. biskupowi mogunckiemu przed jego pa­

łacem, zaczyna się otwarcie Zjazdu z udziałem Ks. Biskupa. Witają wszystkich uczestników gospodarze Zjazdu. Potem przemawiają przed­

stawiciele zagraniczni w następującym p o rz ą d k u : z Polski, Belgji, Flandrji, Włoch, Szwajcarji, Austrji i Czechosłowacji, każdy w języku ojczystym. Ogarnia mnie dziwne jakieś uczucie. Pierwszy raz w tej sali mają zgromadzeni — a je st samej młodzieży około 300 — u sły ­ szeć mowę polską!

(10)

64 _______ _ P O D ZNAKIEM M A R JI______ ____ Nr 3

Napięcie wśród starszych i młodszych niezwykłe! Wszystkich oczy zwrócone na mównicę. Nastaje chwila grobowej ciszy. Padają pierwsze słowa dźwięcznej, polskiej mowy. Młodzież rozbawiona n o ­ wością dźwięków, wybucha salwą śmiechu, potem znowu zupełna cisza. Takiego języka ta młodzież jeszcze w życiu nie słyszała. Po przemówieniu polskrem powtarzam to samo w języku niemieckim, informując o pracy misyjnej w naszych sodalicjach, podkreślając, że jako katolicy jesteśmy jedną rodziną i pracować chcem y zgodnie nad urzeczywistnieniem Królestwa Chrystusowego na ziemi. Inni mówcy informują także krótko o pracy wśród swej młodzieży szkolnej. Wszy­

scy podkreślają międzynarodowość dzieła misyjnego.

Ks. Biskup wyraża radość, że Zjazd spontanicznie stał się kon­

gresem międzynarodowym. Cieszy się, że młodzież katolicka różnych narodów chce pracować w zgodzie i w miłości dla Chrystusa. Jest to tylko możliwe na zasadach katolickiej religji. Wita zgromadzonych jako bojowników i apostołów akcji katolickiej. Wytwarza się podnio­

sły, serdeczny nastrój. Żałuję, że nie było żadnego z naszych soda- lisów. Każdy bowiem uświadomił sobie wówczas potęgę naszej wiary, jedność i powszechność Kościoła Chrystusowego. Wspólną modlitwą misyjną kończy się pierwszy dzień Zjazdu.

Obrady Zjazdu misyjnego młodzieży w Moguncji na dziedzircu gimnazjum biskupie­

go — w pośrodku X. Schiitz.

W poniedziałek rano po wysłuchaniu w wspaniałym kościele św. Szczepana Mszy św., podczas której wszyscy wspólnie odmawiali głośno modlitwy mszalne (missa recitata) i przynajmniej 73 uczestni­

ków przystąpiła do Komunji św., po spożyciu śniadania rozpoczęły się obrady. Najpierw O. Schiitz pokazał nam pierwszą część prze­

pięknego filmu o św. Franciszku Ksawerym. Więc ujrzeliśmy potężną

(11)

Nr 3 FUL) ZNAKIEM MARJ1 65

scenę walki anioła światła z szatanem, aniołem ciemności, potem

•Chrystusa wysyłającego apostołów na podoój świata. Przesunęły się przed nami długie szeregi misjonarzy, wśród których ujrzeliśmy św.

Franciszka udającego się do Azji, by rozszerzać światło Chrystusowej nauki. Na tem film przerwano. Van der Velden, generalny dyrektor katolickiej organizacji ludowej (Kath. Volksverein) wygłosił wspaniałe, ogniste przemówienie, pomyślane jako wezwanie młodzieży do walki ze złem i do służby dla Chrystusa. Kto chce innym wiarę głosić — wywodził dostojny mówca — musi najpierw sam w duszy swej wia­

rę ugruntować, kto chce innych moralności Chrystusowej uczyć, m u­

si sam stanąć na wyżynie moralnej. Wzorem niech bedzie Ks. biskup Ketteler. Solą ziemi ma być młodzież zorganizowana w Krucjacie misyjnej.

P o przerw.e odbyła się na dziedzińcu swobodna pogadanka, na którą złożyły się sprawozdania z różnych kół misyjnych, projekty, plany, słowem wymiana myśli. O. Schiitz swoim zdrowym humorem umilał tę pogawędkę.

Popołudniu, po zwiedzeniu potężnej, romańskiej katedry, gdzie spoczywa sławny biskup niemiecki Ketteler, oglądaliśmy interesujący film misyjny przedstawiający życie, prace i trudy misjonarzy w Alasce.

Ciekawe objaśnienia dawał O. Schiitz.

U roczystość k u czci C hrystusa-K róla.

Po wieczerzy wyruszyli wszyscy uczestnicy w długim szeregu przez miasto na drugi brzeg Renu do Mainz-Kastel, gdzie miała się odbyć wspaniała uroczystość ku czci Chrystusa Króla, połączona z p o ­ święceniem symbolicznego ognia. P ochód posuwał się pewnym, ra­

źnym krokiem w zupełnem. jakby tajemniczem milczeniu. Na czele kroczył chorąży z sztanda­

rem Krucjaty, a ponad na- szemi głowami powiewały liczne białe proporczyki z czerwonym krzyżem, w któ­

rego środku widniało białe koło (wyobrażenie hostji) z m onogramem C h r y s t u s o ­ w y m : X. P. Dla publicz­

ności była to niespodzian­

ka. Komuniści zaczepiali pochód o krz ykam i: „Nach M o s k a u !“ lub „Rote Front 1“

Katedra w Moguncji. 1 ł ; P- U r .o k z a P a d ł - z a r " i ' gotały pierwsze gwiazdy, kiedyśmy stanęli na drugim brzegu Renu. Na Renie ruch z każdą chwilą słabł. Ustawiliśmy się w półkolu przy wielkim stosie, mając przed sobą migotliwą wstęgę Renu, a za nią morze świateł... miasto, z którego do- fchodził przytłumiony zgiełk uliczny. Za nami zaczęła się gromadzić cie­

kawa publiczność. Ustawiono mikrofony i megafony. O. Schiitz wyjaśnił Widzom cel naszego przybycia. Do mikrofonu, ustawionego tuż przy

(12)

66 P O D ZNAKIEM MAKjl Nr. 3

rzece, przystąpił Ks. Van der Velden, by wygłosić swe przemówienie o Chrystusie-światłości świata. W tym momencie wysoko nad mia­

stem, na ciemnem tle nieba zajaśniał potężny słup świetlany — ilu­

minowana, masywna wieżyca prastarej katedry. Zdawało się, że pło ­ myk wiecznej lampy, migocącej przed tabernakulum, rozgorzał, spo- tęźniał i zamienił się w olbrzymi, ognisty slup, przypominający świa­

tu, błądzącemu wśród ciemności, że żyje wśród nas nadal Jezus Chry­

stus, który jest światłością świata. Mnie się przypomniały słowa na­

szego h y m n u :

Pan id zie! Sloneczność R ozlew a się w krąg,

Pan idzie na św iata siąść tron...

Mówca przy mikrofonie rozwijał swój temat o Chrystusie-świa­

tłości świata, a słowa jego docierały wśród ciszy sierpniowego wie­

czoru daleko poprzez fale rzeki ku m ia s tu : „Na drugim brzegu w po ­ tężnym tumie pali się światełko przed utajonym Bogiem, który i dzi-

Pochód uczestników Zjazdu mis. na adoracię N Sakramentu — (X. Schiitz (x), X. Z. Masłowski (xxj.)

siaj głosi, że jest światłością świata, dzisiaj w tym lp o tęż n y m przeło­

mie duchowego i religijnego życia. Jesteśmy powołani, by światło to roznieść w świat daleki, w okolice tropikalne, w .lo d o w e pustynie arktydy, wszędzie gdziekolwiek ludzie mieszkają. To światło jest świa­

tłem miłości i zgody wśród narodów. Niesiemy to światło bez fana­

tyzmu, pełni cierpliwej wyrozumiałości. Wiemy, jak ciężkie są zma­

gania wielu o zdobycie prawdy. Szanujemy każdego, kto szczerze szuka. Ufamy wewnętrznej, zwycięskiej potędze światła, odradzającego duszę, potędze światła wiary i miłości. Wołamy więc z radością w świat daleki wesołą n o w in ę : Lum en Christi; Św iatło Chrystusowe, A lleluja i W tej chwili zapalono stos, buchnęły płomienie i rozproszyły

(13)

Nr 3 t-OD ZNAKIEM MARJ1 67

ciemności nad zgromadzonemi. Do ognia zbliżył' się ks. franciszkanin w komży i stule, z krzyżem w ręku, odmówił modlitwę liturgiczną

i poświęcił ogień, od któ­

rego każdy z uczestni­

ków zapalił swą pochod­

nię. Czyż to nie głęboka sym bolika? Piękny wie­

niec świateł zamigotał w około palącego się stosu. Po chórowem o d ­ mówieniu przyrzeczenia wierności Chrystusowi Królowi i wzniesieniu okrzyku, który jest ró­

wnocześnie hasłem Kru­

cjaty m isy jn e j: Christus m uss herrschen! Gott w ill es ! (Chrystus niech Ilum inacja wieżycy katedralnej w cz«sie uroczystości króluje! Bóg tak chce!)

ku czci Chrystusa-Króla na drugim brzegu Renu. uformował Się pochod z palącemi się pochodniami wzdłuż Renu i z powrotem. G dy stos przygasł, zgaszono pochodnie i znów w skupieniu wróciliśmy do kwater. Wieża katedry wciąż j a ­ śniała przed nami jak słup ognisty.

Drugi dzień Zjazdu.

W następnym dniu Ks. prof. Dr. Berg, dawniejszy kierownik Krucjaty misyjnej, potem kierownik duszpasterstwa wśród Rosjan em i­

grantów w Berlinie, przedstawił słuchaczom w wykładzie z przeźro­

czami : życie, obyczaje i religijność narodu rosyjskiego. Przyznać trze­

ba, że chociaż Niemiec, doskonale wczuć się potrą fił w słowiańską duszę Ro sjan. P otem zaznajomił słu­

chaczy z niebezpieczeństwa­

mi bolszewizmu dla religji i kultury europejskiej, w sk a­

zał na trudności pracy nad zjednoczeniem schizm aty ckiej Rosji z Kościołem ka­

tolickim. Podreślił odważnie i szczerze znaczenie katoli­

ckiej Polski w obronie przed zarazą bolszewizmu. Słucha­

cze interesowali się żywo Przejażdżka po Renie, zagadnieniami pracy nad

pozyskaniem Rosji dla Kościoła.

P opołudniu program przewidywał wytchnienie w formie miłej przejażdżki na Renie aż do Bacharach (w kierunku Bingen). Wesoło

(14)

68 P O D ZNAKIEM MARJ1 Nr 3

wśród śpiewu ł pogaw ędek płynął nam czas. Przesunęły się przed nami liczne i bogate winnice na stromych stokach wybneży, ro m an ­ tyczne ruiny zamczysk, a w dolinie nowoczesne miasteczka i wioski.

Podziwialiśmy bardzo ożywiony ruch na Renie. Gdybym miał jednak wybierać między przejażdzką wygodnym parowcem na Renie, a prze­

jażdżką naszemi, góralskiemi łodziami na Dunajcu, bez wahania wy­

brałbym Dunajec i Pieniny. Ileż tam romantycznego, dziewiczego piękna, nieskażonego „ kulturalnym komfortem11.

Trzeci dzień Zjazdu-

Ks. Dr. Kremer, sekretarz generalny z Centrali misyjnej w Aachen*, przedstawił w głęboko, jasno i barwnie ujętym referacie gfębię duszy Hindusów i ich religijność, podkreślił trudności w pracy misyjnej oraz ważność pozyskania tego kraju dla Chrystusa. .

Popołudniu zobaczyliśmy film, przedstawiający nam życie szcze­

pu Ajnu, żyjącego na Sachalinie. J e g o . życie i obyczaje wyjaśnił nam O. Wolfgang, franciszkanin, długoletni misjonarz w Japonji. Niestety, dla religji C hrystusa szczep ten jest prawie stracony, bo przez pijań­

stwo i niemoralność zwyrodniał zupełnie. Za kilkanaście lat wymrze całkowicie. Tragiczne losy tego szczepu zrobiły na słuchaczach silne wrażenie i pobudziły do poważnych refleksyj.

Ostatni dzień Zjazdu.

W czwartek rano udaliśmy się do katedry na 'Aizą św. i w spól­

ną Komunję św. Po Mszy św. zgromadził O. Schiitz całą m łodzież około wielkiego ołtarza i odmówił wspólnie akt oddania się na wier­

ną służbę Chrystusowi Królowi: „... Chcemy się modlić, chcem y składać ofiary, chcemy pracować, żeby Królestwo Jezusa Chrystusa rozszerzało się na świecie. C hcem y ciemność zwalczać światłością*

fałsz prawdą, pogaństwo chrześcijaństwem... O Jezu, Królu nowej Krucjaty, przyjmij służbę Twoich rycerzy. Walczymy pod Twoim sztandarem. Naszem hasłem : Chrystus niech króluje! Bóg tak c h c e !“

W skupieniu opuściliśmy wspaniałą świątynię.

Na dziedzińcu gimnazjalnym pożegnaliśmy się z wdzięcznością głęboką w sercu dla Chrystusa i organizatorów Zjazdu, że przeżywać mogliśmy tak wspaniałe i wielkie dni.

R efleksje.

Niema dzieła ludzkiego bez usterek. Nie brakło ich też w M o­

guncji. Jednak nie o nich chcę pisać, lecz podkreślić dodatnie strony..

Zjazd był obmyślony i zorganizowany naprawdę oryginalnie i do psychiki młodz eży dostrojony. Duszą Zjazdu był O. Schiitz, wybitna osobistość, dawniejszy misjonarz w Indjach. Potrafi doskona­

le wczuć się w potrzeby młodzieży, swoim zdrowym, słonecznym hu­

morem, gdy potrzeba i stanowczością, pozyskać umie sobie duszę młodz-eńca. Zakreślił sobie program tylko w ogólnych ramach, a szcze­

góły pozostawił wymogom chwili i usposobieniu uczestników. W sku­

tek tego nie było miejsca na szablonowość i pedanterję.

(15)

N r 3 P O D ZNAKIEM MARJ1 69

Poważne na wysokim poziomie, a jednak przystępnie utrzymane referaty, przeplatane filmami, obrazami świetlnemi, pogadankami, swo­

bodną wymianą myśli, nie nużył), ale interesowały, chwytały za serce, przekonywały, zachęcały do czynu. Młodzież uczestniczyła całą duszą tak w pracy, jak i w rozrywce. Wogóle należy podnieść, że byli to młodzieńcy weseli, szczerzy, szczęśliwi, że posiadając wiarę katolicką, posiadają pełnię prawdy, radość i pewność, jakiej brak młodzieży zo- bojętniałej, gotowi nieść naukę Chrystusa w daleki i szeroki świat.

W Zjeździe, jak w całym ruchu Krucjaty misyjnej podkreślano wyraźnie znaczenie wychowawcze idei misyjnej. Praca nad utrwale­

niem Królestwa Chrystusa w własnej duszy, to w arunek konieczny owocnej pracy misyjnej.

W Zjeździe mogunckim wyznaczyli organizatorowie należyte miejsce czynnikowi nadprzyrodzonemu. Każdy dzień rozpoczynał się wspólną Mszą św., a w południe gromadzili się wszyscy w powa- żnem skupieniu w zacisznej kaplicy na wspólną adorację Najśw. Sa­

kramentu. Myślą przewodnią tych adoracyj było w pierwszym dniu dziękczynienie, w diugim przebłaganie, w trzecim uwielbienie.

Wogóle całe obrady tak były owiane ideą powszechności i mię- dzynarodowości naszej katolickiej religji, że wszyscy czuliśmy się przedewszystkiem dziećmi wspólnej matki, Kościoła katolickiego. O ży­

wiała nas jedna wielka idea, potężniejsza od ciasnych form organiza­

cyjnych, pokrywających częstokroć martwotę wewnętrzną, idea poświę­

cenia wszystkich sił w służbie dla Chrystusa.

Chrystus niech króluje! Bóg tak chce! Oto dewiza Zjazdu i pra­

cy m isyjne j!

Kilka dat statystycznych.

„ U n sere F ah n e“, rocznik 1929/30, n r 2, str. 48, podaje ciekaw e d a n e sta ty ­ sty c zn e :

W ed łu g najnow szej staty sty k i żyje na ziemi 1816 miljonów ludzi. Z tej liczby p rty p a d a na chrześcijan 684 miljony, a n a niechrześcijan 1132 miljony.

D o niechrześcijan zaliczam y 15 miljonów Żydów, 225 m iljonów m ahom etan, 200 miljonów buddystów , 217 miljonów H indusów , 300 miljonów wyznaw ców K onfu­

cjusza i 175 miljonów p ogan pierw otnych.

D o chrześcijan należy: 330 miljonów katolików, 210 miljonów p ro testan tó w , 144 miljony schizm atykó ».

K apłanów jest 310 tysięcy, 110 tysięcy z nich pracuje jako m isjonarze.

Komunikaty misyjne.

1. Intencja m isyjna na gru d zień :

„Z e b y m aho m eta n ie u zn a li w reszcie C hrystusa Zbaw icielem i B o g ie m ".

P raca misyjna w śród m ahom etan należy do n ajtrudniejszych zadań K ościoła n a ­ szeg o . Fanatyzm religijny unicestw ia p racę m isjonarzy.. T rzeba więc wiele się modlić, ż eb y Bóg łaskaw y d opom ógł w tej żm udnej pracy.

(16)

70 „ P O D ZNAKIEM MARJI N r 3

O fiarujm y w g ru d n iu nasze Msze św , i K om unje św. w pow yższej intencji, k tó rą nam w skazał N am iestnik C hrystusow y. Przecież jeszcze 225 miljonów ludzi h o łd u je islam izm ow i!

2. Intencja m isyjna n a sty c z e ń : do tąd n ie ogłoszona.

WŁADYSŁAW ZAMBRZYCKI S. M.

ucz. ki. VII. Warszawa

O kształceniu woli.

(C iąg dalszy)

Jak z dotychczasowych wywodów widzimy, rozmyślanie jest przedziwnie sk u te c z n e : zachcianki zamienia w energiczne postanowie­

nia, hamuje wpływy namiętności, podwala przewidzieć niebezpieczeń­

stwa wewnętrzne, uniknąć tego, aby świat zewnętrzny, środowisko, przychodziły z pomocą naszym przyrodzonym, złym skłonnościom.

Oprócz tego rozmyślanie doprowadza do tego, że możemy z doświad­

czenia codziennego wyprowadzić pewne reguły, które z biegiem czasu wzmacniają się coraz bardziej, przybierając formę dokładniejszą, o state­

cznie zdobywają powagę i określoność k i e r o w n i c z y c h z a s a d p o s t ę p o w a n i a . Tworzą się te zasady przez powolne układanie, się w myśli wielu spostrzeżeń poszczególnych; pokłady takie nie m o ­ g ą się utworzyć u roztrzepańców lub u ruchliwców, przez co doświad­

czenia przeszłości na nic się im zdają. N atomiast ludzie myślący, rozmyślający, przeszłość i teraźniejszość łączą w jedną lekcję, która im pozwala w przyszłości nie powtarzać omyłek, dających się uniknąć.

Tyleśmy już mówili o rozmyślaniu, wykazaliśmy jego pożytek, teraz pozostało nam wyjaśnić w jaki sposób m am y rozmyślać. Prawidło absolutne polega na tem, żeby zawsze wyrazy zastępować rzeczami, obejrzanemi szczegółowo, drobiazgowo. M usimy zawsze myśl naszą uszczególniać, czyniąc ją konkretną. Mówiąc prościej, musimy myśleć obrazami; tak n. p., gdy idzie o jakiś uczynek mający ucieszyć rodzi­

ców, trzeba wywołać postać ojca, przyjrzeć się objawom jego radości na wieść o naszem powodzeniu, wyobrazić sobie dumę matki.

Słowem, przez dokładne wywołanie szczegółów, ruchów, wyrazów trzeba starać się głęboko zakosztować szczęścia tych ukochanych, o ucieszenie których nam chodzi.

Weźmy drugi przykład. Przypuśćmy, że chcemy powziąć p o sta­

nowienie: „nie p ić “ ! Róbmy to w ten sposób. Zbadajmy wszelkie szkodliwości i niewygody używania alkoholu, od nadwyrężenia zdro­

wia do w ydatku; uprzytomnijmy sobie, że alkohol przytępia zdolności umysłowe. Takiemi uwagami wzmocnimy postanowienie niepicia, po­

stanowienie powzięte w chwilach panowania nad sobą. Drugie prawi­

dło polega na tem, że gdy rozmyślanie wywoła w nas jakieś uczucie, jakieś odgłosy, ponieważ one zwykle prędko znikają, musimy wynaleźć

(17)

N r 3 P O D ZNAKIEM M ARJI 71

i zachować formułę, zapomocą której moglibyśmy je w razie potrzeby przypomnieć i któraby je streściła. Jest to o tyle pożyteczne, że ści­

sła formuła utrwala się w umyśle bardzo mocno. W ywołuje się z p a ­ mięci z łatwością, a prowadzi za sobą przypomnienie połączonego z nią uczucia.

Podkreślić tu należy, że gdyśmy już doszli do jakichś dobrych poruszeń trzeba korzystać z nich, jak z wołającego na nas głosu B o­

żego, i wesprzeć je, wcielając zaraz w czyn, nie odkładając ich wyko­

nania na później, gdyż nie korzystać z nich natychm iast dla w ytw o­

rzenia dobrych nałogów — jest to tosamo, co wyrzac się idei kształ­

cenia woli.

Aby kwestję ro z n y śla n ia wyczerpać ostatecznie, musimy jeszcze odpowiedzieć na pytanie: Jaki czas na rozmyślanie jest najstosowniej­

szy. Odpowiedź jest krótka: każdy. Tak, czas na rożlnyślanie zawsze jest równie dobry. Cóż .łatwiejszego bowiem, jak zasypiając wieczorem, budząc się w nocy, w czasie, spoczynku, z rana, gdy się zbudzimy, gdy się ubieramy, gdy idziemy do szkoły, odnowić sobie dobre p o ­ stanowienia, rozstrzygnąć coś, nakreślić plan postępowania na przy­

szłość. Po pewnym czasie częstego rozmyślania przechodzi ono w piękne przyzwyczajenie. D odać należy, że do owocnego rozmyślania potrze­

bna jest samotność, polegająca na tem, aby nie dopuścić przystępu myślom marnym, zmusić się do wchłaniania względów jedynie m o g ą ­ cych poruszyć w nas uczucia, których doznawać chcemy. Jak widzie­

liśmy nie wymaga to już bynajmniej zamknięcia się w klasztorze i doskonale daje się pogodzić z zajęciami codziennemi. R o z m y ś l a ­ n i e wesprzyjmy silnie dobrą lekturą, odrzuciwszy wszystko, co nie będzie pom ocą dla naszej woli, a wtedy staniemy się prawdziwym człowiekiem, prawdziwą inteligencją panującą nad sobą. Nie będziemy już popychani w najsprzeczniejszych kierunkach przez towarzyszy, otoczenie, wypadki. Unikniemy wtedy zależności od namiętności i sta­

łych błędów, a postępowanie swe ukształtujemy podług w z o ró v Prawdy.

Każda świadoma celu i pewna siebie działalność jest wynikiem g łę ­ bokiego rozmyślania. Jakoż wszyscy wielcy działacze zanim cokolwiek poczynali, diugo się namyślali.

Słowem w rozmyślaniu, jak widzimy, idzie o rozbudzeniu w nas potężnych wzruszeń uczuciowych, o wywołanie postanowień, o ustale­

nie p r a w i d e ł p o s t ę p o w a n i a , o uniknienie wahania się pomiędzy świadomością wewnętrzną, a świadomością wywołaną podnietami świata zewnętrznego. Rozmyślanie więc jest niezbędne, samo jednak przez się nie przyniosłoby korzyści. Łączy ono rozpierzchłe siły duszy, n a ­ daje im rozpęd, ale naw et najsilniejsze uczucia zanikają, jeśli nie p o ­ zostawią śladu pod postacią n a j d r o b n i e j s z e j bodaj c z ą s t k i d z i a ł a n i a , gdyż rozmyślanie mimo wszystko nie doprowadza nas do tego, o co nam najwięcej chodzi, do wyrobienia dobrych nałogów czynnych. Powiedzieliśmy: najdrobniejszej cząstki działania, czyny b o ­ wiem nasze, naw et najbardziej nieznaczne na pozór, częslo powtarzane, po miesiącach tworzą całość zapisującą się w pamięci pod postacią trwałych nałogów, zrazu nieprzyjemnych może, później przekształco­

nych w potrzeby nasze, gdyż po dokonaniu pierwszego czynu, nawet

(18)

72 P O D ZNAKIEM MARII Nr 3

przykrego, powtórzenie jego kosztuje już mniej, za trzecim, za czwar­

tym razem wysiłek maleje jeszcze bardziej aż do zaniku, a naw et czyn, tak trudny z początku, jak już zauważyliśmy, staje się powoli potrzebą. Bez wielkich i trwałych nałogów kształcenie woli jest niemo- żliwem, gdyż bez nich musielibyśmy ciągle ponawiać wysiłki. J e d y ­ nie nałogi pozwalają nam utrwalać podboje i posuwać się naprzód.

Otóż takiego utrwalenia energji naszej w nałogach dokonać może n i e r o z m y ś l a n i e , l e c z d z i a ł a n i e . Właśnie działając, zaprawia­

my się do walki ze zgubnemi skłonnościami naszej natury, do stałego i drobiazgowego zwyciężania każdego wroga, stojącego na drodze do zupełnego zapanowania nad sobą. Pozatem objawianie woli naszej nazewnątrz t. zn. czyn wzmacnia postanowienia nasze zarówno samo przez się, jak też przywołując na pom oc opinję.

(Ciąg dalszy nastąpi)

Ku wybrzeżom błękitnego Jadranu...

Kartki z dziennika podróży.

II.

Polska emigracja ,d o P eśtu” — Ojcowskie dla niej serce w ielkiego Arcybiskupa —

„Polski proboszcz* — „Lengyel ternplom" — Niezapomniana sum a i kazanie — W spomnienie Śnieżnicy aż tu ! — W szędzie ci sam i!

O d najwcześniejszych lat spędzając rok rocznie w akacje na P o d ­ halu i stykając się blisko z ludem tam zamieszkałym, pam iętałem , jak nieraz mówiło się i słyszało o bardzo silnym ruchu stałej lub sezono- wej jego emigracji „do P e ś tu “. Ł atw o tam było znaleźć ro b o tę zaró­

wno w wielkich fabrykach, jak w organizacjach rolnych, które p o trz e ­ bowały m nóstwo rąk do pracy i bardzo chętnie korzystały z naszego, pierw szorzędnego m aterjału ludzkiego, co to, jak stwierdzono, u.nie na obczyźnie dwoić się i troić w pracy, gdy w domu niejeden dzień bez skrupułu trawi na niczem i marnuje.

Szły więc przełęczami karpackiem i całe szeregi polskich chłopów na W ęgry i stworzyły sw ego czasu w Peszcie silny i zw arty ośrodek naszej emigracji. Z początkiem cbecn eg o wieku miała liczba Polaków w Budapeszcie dochodzić do 40.000 dusz. A biedne to były dusze.

Niezwykle trudny i niezwykle obcy język madyarski, brak jakiejkolwiek opieki duchownej i społecznej, uniemożliwiały wpływy m oralne, co od bijało się fatalnie na stosunkach życiowych tych tysięcznych rzesz pol­

skich w naddunajskiej stolicy. Dodajm y jeszcze, że przed wojną św ia­

tow ą miasto miało najgorszą opinję i przodow ało pośród stolic euro pejskich w zepsuciu i demoralizacji.

Zwrócił na te stosunki uw agę wielki, kresow y strażnik polski, czuły na każdą niedolę sw ego ludu ś.p. A rcybiskup lwowski, X. Bilczew- ski. O n to w krótce po swej konsekracji biskupiej, jadąc na w ypo­

czynek do Dalmacji, skierow ał swą podróż przez B udapeszt i sam, osobiście na miejscu zbadał położenie Polaków, którzy wówczas osie-

(19)

Nr 3 P O D ZNAKIEM MARJ1 73

dliii się we wschodnim, X. okręgu miasta, zwanym K obanja — (to jest kamieniołomy) i stworzyli w tej dzielnicy spore polskie miasteczko.

A rcypasterz odprawił dla swych rodaków niedzielne nabożeństwo w pa­

rafialnym kościółku kobańskim, który powstał z dawnej kaplicy myśliw­

skiej cesarzowej Marji Teresy i najzupełniej już nie odpow iadał celowi świątyni parafjalnej dla kilkudziesięciotysięcznego przed mieścia. To też dwa swoje kazania, polskie wygłosił on na dworze, co miało wywołać zdumienie u księży węgierskich i ich węgierskich parafjan. rtle X. A rcy­

biskup nie zwykł był ograniczać się do słów. Pojechał na audjencję d o ministra oświaty i wyznań religijnych w rządzie węgierskim, hr.

Apponyi, przedstawił wymownie i stanowczo sprawę obywateli polskich tak najzupełniej opuszczonych, przyrzekł przysłać księdza polskiego ze swej archidiecezji, byle rząd węgierski zobowiązał się wypłacać mu pensję. Minister nie mógł się oprzeć polskiemu, dostojnem u księciu Kościoła, przyj; ł warunek i lak to Czcigodny „Proboszcz- polski" X. W in­

centy Danek przybył z woli swego arcypasterza na węgierską pla­

ców kę, na której dokonał już cudów i na której do dziś pracuje.

Skorzystajmy z tego, za właśnie wyjechał do Warszawy na pierw­

szy zjazd Polaków z zagranicy i autora tych kartek zupełnie przypad­

kow o zachęcił do małego, wakacyjnego zastępstw a w swej „parafji“...

a przeto nieobecny nie będzie słyszał opowieści o swej pracy, do któ- rejby w wzruszającej skromności nigdy pewno nie dopuścił...

Duża to ofiara rzucić kraj rodzinny i umiłowaną d ecezję, a ru­

szyć w obce zupełnie środowisko, nie znając w dodatku języka tak niezbędnie potrzebnego w stosunkach choćby z władzami, nie mówiąc już o potrzebach codziennego życia... A potem pracować, pierwotnie właściwie bez swojego kąta, przynajmniej dopóki nie stanie na Kobanji nowy, wspaniały kościół parafjalny węgierski. G dy się to bowiem na­

reszcie stafo, n ó g ł duszpasterz polski objąć dawny kościółek myśliw­

ski, <hoć nie na długo, gdyż w m agistracie Budapesztu zapadła decy­

zja zburzenia go ze względu na plan regulacyjny, w którym kaplica Marji Teresy znalazła się nagle na samym środku ulicy T rzeba więc było myśleć o własnym kościele. 1 X. Danek zbudow ał kościół polski, ów sławny „Lengyel tem plom ", na roku ulic A ppaffy i O hegy, zzew- nątrz bardzo niepozorny, mimo dobudowanej ostatnio wysokiej wieży, ale wewnątrz niezmiernie miły, nawet okazały, choć jeszcze niewykoń­

czony.

O fiarą Polaków, a nawet W ęgrów sprawiono prześliczny, marmu­

rowy ołtarz z M atką B. Nieustającej Pomocy, pod mensą z św. S ta n i­

sławem Kostką umierającym, sprawiono piękne witraże z postaciami świętych Patronów polsko-węgierskich, z takiemiż dwujęzycznemi napi­

sami, które najwymowniej gł ,szą o starych i szanownych tradycjach związku między Polską a Królestwem św. Stefana. Jest tam i św. W ła­

dysław i św. Kinga i Jolanta i Melchjor Gródecki i wielu innych.

Spraw iono ołtarz Matki B. Częstochowskiej i ie r c a Pana Jezusa. 1 to wszystko stanęło, zdobiło się i bogaciło troską serdeczną jednego, ubogiego kapłana polskiego! Ileż trudu, ileż mozołu i cierpień pro­

boszcza musiało wsiąknąć w te drogie mury polskiej świątyni na Kobanji!

(20)

74 P O D ZNAKIEM MARII Nr 2

Aż przyszedł, cios, który zabolał najgłębiej i n ajserdeczniej! M o ­ bilizacja austro-w ęgierska na wielką wojnę rozprószyła polską o w c zan rę naddunajskiej stolicy... A po wojnie przyszła katastrofa W ęgier... Za­

stój ekonomiczny, drożyzna, zamknięcie wielu warsztatów pracy i wskutku teg o nawet wydalanie obcych poddanych, by nie zabierali posad i chleba swoim. Polska kolonja, a więc i „parafja" w Peszcie poczęła topnieć w szybkiem tem pie, niemal z dnia na dzień. A dziś z 40.000

dusz mieszka tu podobno (we-

p . , i* I dług twierdzenia Konsulatu pol-

[ *T* skiegf-) 1500. X. Proboszcz

L. .. . . -f jednak mówił mi, że ledwo 1000 można się doliczyć i to już rozrzuconych po całem olbrzymiem mieście... Rozumiem i czuję głęboko, jaka to dla niego tragedja...

W pierw szą niedzielę m e­

go pobytu od sam ego rana d u iy i silny dzwon polski cią­

gnięty krzepką dłonią kościel­

nej Klary w ołał i wołał na całą Kobanję. że przyjechał ksiądz z Polski, z O jczyzny i będzie miał sumę i kazanie...

Przyszło więc dość ludzi, ale głów nie tylko z X ej dziel­

nicy i podczas sumy wcale nieźle śpiewali nasze d ro g ie pieśni kościelne. Dziwnym zbie­

giem okoliczności w ypadła na tę niedzielę Ew angelja o płaczu Główny ołtarz kościoła polskiego w Budapeszcie. J e f u s a Pana n a d ojczystą J e ro ­ zolimą, więc Boskiego F atrjotę za przykład wziąwszy,'mówiłem im gorąco o obowiązku miłości Ojczyzny, 0 ukochaniu wiary ojców i języka, historji i tradycji, o katolickiem 1 polskiem wychowaniu dzieci... Słuchali z wielką uwagą i serdecznie po kazaniu odkrzyknęli „Panie Boże zapłać", a potem w zakrystji gorąco prosili, bym Koniecznie został n a przyszłą niedzielę i jeszcze im Słowa B ożego użyczył.

C hoć więc w nocy na ową drugą niedzielę wrócił przezacny X. Proboszcz z W arszawy, zmusiłem go, by choć trochę wypoczął i ci­

chą Mszę św. odpraw ił, a sam objąłem znów niedzielne obowiązki.

P o sumie przyszli do mnie i gwarzyli już, jak starzy znajomi.

— A wyście s k ą d ?

— O ja, to prosę Jegom ości o d Skomielnej, od Białej...

— D aw no tu ?

— O jeszczem przed wojną przyjechał... Zeby to kiedy wrócić...

' k i l L

I m ł

gph h -Xp;j?;

I £

| P |

I S P l i l i i

li

Cytaty

Powiązane dokumenty

Płomień naszego idealizmu wielkim gotów jest jeszcze wybuchnąć pożarem i może życiodajnem naród ogrzać ciepłem, gdyż leży on w naturze naszej polskiej, bo

ciele są zazwyczaj niezdolni do życia praktycznego, słyszymy to tak często, że długie rozmyślanie nie wydaje się nam być dla działania pożytecznem..

Na niektórych okrętach jeżdżą już nawet specjalni kapelani morscy Nabożeństwa kato- lickie cieszą się frekwencją nie tylko samych wiernych katolików, ale są

Postarano się o własny lokal, wybudowano scenę, urządzono poraź pierwszy w dziejach naszej wsi przedstaw ienie amatorskie wraz z zabaw ą taneczną; obecnie

narne, poprzedzane stale posiedzeniem zarządu. Sodalicję podzielono na sekcje, które mają różne pole działania, t.. Każda sekcja urządza s-ve miesięczne

dzinnego aż do stosu w Rouen. W Paryżu pod przewodnictwem prezydenta Republiki zawiązał się komitet, który postawił sobie za zadań, e utrwalić pamięć o

Sodalis, który „nie może wytrzymać bez papierosa“, sodalis, który czuje się przygnębiony, rozdrażniony, zdenerwowany bez ulubionego dymka, sodalis, który może

stwo, Domek św.. Bejzyma, W jaki sposób mołna się przysłużyć sprawie misyjnej, Stan Kościoła w Chinach. Przy sodalicji istniały także Kółka św. Stanisława