• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 9, nr 6 (1929)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 9, nr 6 (1929)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

POD ZNAKIEM

M A M I

m i e / i ę c z n i k

ZWI^ZKY /ODALICYJ MARJA^/KICH YCZNIÓW /ZKÓŁ /REDNICH W POL/CE

A D f t E / R E D A K C J I I A D M I N l/TRACJI

K I

J O Z E F W | H K O W / K I ZAKODAHE -M AŁO POLS KA -IVK A/ZCW KA

MARZEC 1929

---

(2)

Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem M arji“ (9 numerów rt cznie) na rok szkolny 1928 '9

z przesyłką pocztową

Całorocznie.

D la so d .-u tzm ó w „ j flla w sz ysiK ich i nslodz.

Nr konta F. K. 0. 406.680, Kraków.

r a s ??5 ?i - 315 150 ?i

k atego rii w P o lsce : L Ł 3 = w P o lsce : J 5 J z a 3 ,3 n ' E i ł Ł l *

Pojedynczy num er: (pół dolara)

3 S i £ r r 35|f. , Ł “ - 500f. |

!

® ® ® ® ® ® ® ® ® ® ® ® »® «® ® ® ® ® & ® ® ® »«® ® ® ® © »® ® ® ® © ® «® «® »®

TREŚĆ NUMERU: str.

•Jubileusz Ojca św. — W .... ...137

Obowiązek jako pedstawa prary sodal cyjnej — I. Sikecki (dokończ.) 139 Po rekolekcjach — M M e n ia... 141

Jak prowid2ić sekcję kandydatów? - A Ruszkowski ^dokończ.) . 143 Jego tajemnica — F W. (ciąg d a l s z y ) ... . 145

Paiić c/y nie palić? — II. - X. J W inkow ski... 148

Wiadomości katolickie — 2 Polski — ze ś w ia ta ... 150

Błogosławieństwo Kard. Prymasa Polski ... 153

Z niwy misyjnej ... . . . . . . . . . 153

Myśl! misyjne w porannej liturgjl W. Piątku — X Z Masłowski . 154 Z sodaiicyj kleryków i academików - Kraków — W iln o ... 155

Nowe książki i wydawnictwa (Kabe — Huonder — Zmartwychwsta­ ła — Ossend wskiHaberkantówna Kalendarz) . . . . 15.

Przegląd czasopism ... ... ... 157

Część urzędowa i organizacyjna Masze Sprawozdania (Barano*icze - Brzozów Ch -jni e — Ino wrocław — Jarocin - Jarosła w I Kat ufce K •" l‘ e I Kościerzyna I. — Kraków I. Ł ń m Ł<;cz>caj . . . . 15/

VI. Wykaz darów i w kładek ... ...!60

Z A L E G Ł O Ś C I K A S O W E stanowią największą plagę C entrali!

Okładkę projektował Sod. Stefan Żychoń, atud. architekt* W u w a w a . (ł>. sod. gim n. Zalcopan®).

(3)

Jubileusz Ojca świętego.

W dniu 20 grudnia 1929 roku minie lat pięćdziesiąt, od chwili, w której młodziutki kapłan, X. Achilles Ratti odprawił przed ołtarzem św. Karola Boromeusza w Rzymie pierwszą Najświętszą Ofiarę.

A przeto 20 grudnia 1928 roku rozpoczął się rok jubi­

leuszowy złotych gcdów kapłańskich Namiestnika Chrystuso­

wego, cały zaś świat katolicki, którego przyuczanie do "Stolicy Piotrowej wzrasta w oczach naszych z roku na rok, obchodzić poczyna już tę radosną rocznicę i uświetniać ją objawami mi­

(4)

133 ,P( D ZNAKIEM MARJ1' Nr 6 łości, hołdu i podziwu dla Białego Starca, który w dłoni swej dzierży kluce królestwa Bożego

Ojciec św Pius XI rządzi Kościołem dopiero od lat sie­

dmiu, a przecież już dziś ogólnie stwierdzają obserwatorzy Je­

go działalności, ?e w krótkim czasie zdołał On stać się w ca łem tego słowa znaczeniu postacią historyczną. Przejdzie też do dziejów Kościoła jako jeden z wielkich papieży.

Wielkich — zarówno szerokością i głębokością poglądu, jak przedziwną umiejętnością ujmowowania najistotniejszych idej i zadań Kościoła w czasach obecnych.

Jest Pius XI. wielkim Papieżem Misyj, które chyba nigdy z wysocza skały watykańskiej nie czerpały tyle światła, tyle miłości, tyle skutecznej, nieustannej pomocy i niczem niezra- żającej się energji, co w tych kilku latach Jego pontyfikatu.

Jest Pius XI. wielkim Papieżem katolickiej akcji społecz­

nej, który Swojem doświadczeniem i podziwu godnym zapa­

łem ujmuje w ręce rozwiązanie tej najbardziej palącej kwestji, narażonej na groźne zaognienie we wszystkich, nie na katolic­

kiej doktrynie społecznej opartych systemach i poglądach. On to wprowadza wiekopomne święto Chrystusa Króla narodów, społeczeństw, warstw wszystkich i rodzin i rzuca w świat kłę­

biący się nienawiścią i walką, wspaniałe, potężne, majestaty­

czne hasło: PAX CHRISTI IN REGNO CHRISTI.

Jest przez to wkońcu Pius XI. wielkim Papieżem Pokoju, i gdyby tylko ludzkość chciała iść za nieomylnemi, głoszone- mi przezeń hasłami, nierównie szybciej i pewniej wróciłaby równowaga w stosunkach między narodami i państwami, niż się tego można spodziewać przez narażoną na zmienność i intrygi akcję Ligi Narodów czy rządów państwowych.

A dla nas Polaków?

Pius XI. jest i lubi się nazywać ,,Polskim Papieżem*1.

Pierwszy Nuncjusz w naszej odrodzonej Ojczyźnie na zawsze głosić będzie w dziejach Kościoła i Polski miłość papiestwa dla naszego Narodu wbrew wszystkim, dziś nieraz z pełnią złej woli powtarzanym zarzutom o pewnych momentach sto­

sunku Rzymu do Polski w niewoli

Sodalicje marjańskie młodzieży, te wyborowe zastępy mło­

dych synów Kościoła świętego chylą się w jubileuszowym ro­

ku do stóp Chrystusowego Namiestnika z najgłębszym hołdem czci i przywiązania i wierności i Ojcu Chrześcijaństwa oddają czyste, synowskie serca sodalisów — na zawsze... CW.

(5)

Nr 6 P O D ZNAKIEM M A R jl 139

J E R Z Y S1WECK1 S. M.

stud. Uniwersytetu, Warszawa

Obowiązek jako podstawa pracy sodalicyjnej.

(Dokończenie)

Rodzice powierzają swe dzieci opiece szkolnej. W iele uwag d o ­ tyczących rodziny tfaioby się tu zastosować. Z braku miejsca nie bęaę ich poruszał. Jeśli chodzi o naukę, chciałbym sprostować błędne mnie­

manie, jakoby miarą obowiązkowości ucznia były jego oceny. W iele razy uczeń odznaczany bardzo dobremi notami obowiązku swego nie spełni. Przejdzie przez szkołę, a duszy swej, jac powinien, nie ukształci.

I staje do „wolności akademickiej" zgoła nieprzygotowany. Niedość zabłysnąć od czasu do czasu pięknem wypracowaniem i dobrze się w zadaniach algebraicznych orjentować. Trzeba umieć traktować naukę poważnie. Starać się zdobyć jaknajwięcej wiadomości, nawet, i wła­

śnie szczególnie z przedmiotu, któ, ego się nie lubi. O spełnianiu obo­

wiązku stanowi to, jak się kto uczy. Z systematycznością i wolą. A l i o wiem rola wychowawcza nauki szkolnej jest bodaj ważniejsza od kształ­

cącej. Spełniajcie obowiązki w różnej skali, zależnie od zdolności, ale niech każdy zrobi swoje optimum. Ma to szersze znaczenie. Jeżeli otrzymacie przysposobienie wojskowe, to dlatego, że Ojczyzna w pe­

wnym momencie może od was zażądać ofiary krv.i. M oże! A le nape wno zażąda zwrotu wyłożonych przez się na was wysiłków, w postaci pracy. Nie można oddać fałszywych war'ości. A ile razy w pracy obywatelskiej po 'jiurach i pracowniach wychodzą braki szkolnej nau­

ki i szkodzą państw u!

O bow iązki w z g l ę d e m s a m e g o s i e b i e dotyczą duszy i c irłi.

Musimy się doskonalić, jeśli się nie chcemy cofać. 1 nie wierzcie tym, co nazwą takie postępowanie „smażeniem s;ę we własnym sosie“, ego­

izmem. Bo przecie przez służenie Bogu i bliźnim człowiek się doskonali.

1 aby w tej służbie był stały, musi wyrabiać w sobie cnoty. 1 to w ła­

śnie jest praca nad sobą, która nie jest celem, lecz środkiem do celu.

Człowiek który siebie nie doskonali, innym także szczęścia nie przy­

niesie. Doskonalenie się to dziedzina po największej części religijna, o której napomknąłem wyżej. Nie jest mo]em zadaniem ją tu rozwijać.

Stwierdzam tylko, że to również jest obowiązkiem nie tylko wobec sie­

bie, ale wobec Boga i ludzi.

Czy dziś, w dobie sportu, trzeba mówić o obowiązkach względem c ia ła ? Trzeba. Bo i sportsmeni nie rozumieją nieraz, że nie wo.no szkodzić swemu zdrowiu przez akohol, tytoń i źle zrozumianą zabawę, a także przez nadmierne wysiłki. Z drugiej strony są, nieliczne wpraw­

dzie, jednostki, co z pogardą patrzą na wszelkie ćwiczenia cielesne.

Nie zdają sobie sprawy, że tylko silni ludzie wiele zdziałać m ogą i że człowiek jest odpowiedzialny za swój pełny rozwój.

Przejdę teraz do tych specjalnych obow iązków organizacyjnych, drobnych napozór, ale mających ogromne wychowawcze znaczenie. Są

(6)

140 PO D ZNAKIEM M ARJI Nr. 6

to : stałe uczęszczanie na zebrania, opłacanie składek, wygłaszanie w terminie podjętych referatów, sumienne prowadzenie protokółów, skarbu, bibljoteki, a nadewszystko terminowe załatwianie koresponden­

cji. W e wszystkich tych sprawach nie można być dość dokładnym.

Konsulta winna tu „przykręcać śrubę" jaknajwięcej. Są to obowiązki niesłychanie ważne. N a nich się urabia cnota, która szczególniej nosi miano obowiązkowości, polegająca na wypełnianiu podjętych przez się zobowiązań i dotrzymaniu terminów. Twarda próba obowiązkowości w życiu sodalicyjnem wywiera wpływ zbawienny. Sodałicja jest i musi być szkołą życia. I ktokolwiek zetknął się choćby listownie z pracami Centrali Związku, z dokładnością jej działania, kto przez ks. Prezesa był nieraz przynaglany i strofowany, wdzięczność za to przez całe ży­

cie zachowa.

Nieobowiązkowość bowiem jest plagą w Polsce. Przez nią staje wiele robót, przez nią giną tysiące złotych.

Klęskowym typem w życiu Polski jest człowiek, kierujący się tylko potrzebami i skłonnościami, który robi tylko to, co mu się w danej chwili podoba, pracę regularną uważa za nieszczęście, a jeśli coś robi, to dla interesu, idąc zresztą od dnia do dnia, nie dociągając niczego do końca. Trzeba mu przeciwstawić typ Polaka, który wie, czego chce, Polaka kierującego się prawem Bożem, człowieka z silnem poczuciem obowiązku i zamiłowaniem do regularnej pracy.

D zięki Bogu porywu, inicjatywy, zapału do wielkich czynów Pol­

sce nie brak. A le zgoła nam brak ludzi, którzyby umieli wytrwać w codziennej pracy, projekty obmyślone doprow adzić do końca, być dokładnym w drobiazgach życia codziennego.

Takich ludzi wyrobić niech będzie hasłem dnia dla sodalicji.

Przypominam sobie scenę z jednego z filmów niemieckich. O braz był ponury, malujący ciężką, beznadziejną pracę robotników w podziemiach nędzy, bez radości, bez celu. Przykład obowiązku, będącego jeno ze­

wnętrznym musem. W filmie tym grozę budził nowy wynalazek : czło­

wiek ze stali, który miał w pracy zastąpić człowieka żywego. Bezdu­

szna maszyna, która umiała myśleć. Symbol pracy niemieckiej twardej, zorganizowanej, mądrej a bezdusznej.

A z drugiej strony uprzytomniłem sobie atak okutej w stal, polskiej husarji pędzącej i zwyciężającej z okrzykiem: Jezus, M arja! myślę, że ten drugi obraz więcej nam odpowiada. A le dziś walka z wrogami piękna, dobra i prawdy, z wrogami chrześcijaństwa odbywać się będzie na terenie twardej pracy. Słuszne jest zdanie, że jak dawniej decydo­

wał wyścig żelaza i krwi, tak dziś przeważy wyścig pracy. I musimy

E

rzyznać, że nasi przeciwnicy pracują dobrze. Przeciwstawmy im naszą usarję pracy, Chrystusowym duchem mocną, a haftem zbrojną, z ryn­

grafem Marji na piersiach. D o wyścigu pracy stanąć musimy. Stanąć l wygrać!

(7)

Nr 6 P O D ZNAKIEM M A RJI 141

M. MENIA S. M.

kl. VIII. Kraków.

Po rekolekcjach

(Transkrypcja egzorty Ks. Prof. Dra Rychlickiego, temuż poświęcona).

Niedawno — wczoraj — dzisiaj — ot przed chwilą, Oblani szczęścia niebiańską pogodą,

Podobni cichym i lekkim motylom, Pchnęliśmy znowuż łódź naszą na wodę.

I mamy ciszę na niebie, na aiorzu, Na ustach, na dłoniach i w sercu gorącem, Bóg nam ramiona jak żagle otworzył, Pozwolił patrzeć twarzą prosto w Słońce.

1 tak się zdaje w tej zacisznej chwili, Żeśmy rozbici u tysiąca brzegów, Z dalekiej, długiej podróży wrócili, Do Ojca, Matki, rodzeństwa, kolegów.

I w Przenajświętszy wpatrzeni Sakrament, My dzieci małe, jak anieli biali,

Przypominamy sobie, że tesame

Chwile — jużeśmy w życiu swojem mieli.

I któż z nas? Któż z nas Bracia nie pamięta Dnia najdłuższego w życiu naszem całem, Tych drugich naszych narodzin i Święta — Przyprószonego ś iiegiem lilij białych?

Świece topniały pod Miłości żarem, — Spowici dymem kadzielnych ołtarzy, W ewangelicznym nimbie świętej Wiary śniliśmy sen nasz, najpiękniejszy z marzeń!

1 zapłonęły nam dziecięce lica,

Słowa na ustach nam kwitły jak kw iaty!

Znaliśmy wtedy Wielką Tajemnicę Zamkniętą w biały, pokorny Wijatyk!

0 tak! To jeden dzień jasny, płonący 1 jedna cisza dusz, wonna, niebiańska, Tam znaleźliśmy tę paproć kwitnącą, Jak w noc czarowną, tajną, Świętojańską.

I dziś nam jasno, ciepło i wesoło, Znamy swe imię i prostaczą mowę.

Znów otwarliśmy okna, myśl I czoło, Znów znamy Jedno Święte, Wielkie Słow o!

Ale Was pytam : czemu zadumani Drżycie jak srebrne, migocące liście?

Patrzycie temi samemi oczami Któremi wczoraj także patrzyliście?

Bo nie pomoże — wróść w ojczystą glebę Ciałem — a oczy wbić w niebo dalekie,

(8)

142 P O D ZNAKIEM M ARJI Nr 6

Wszak niebo będzie wciąż dalekiem niebem, A człowiek — zawsze zostanie człowiekiem I Na własnych dłoniach piastujemy wroga, Na ustach własnych zarazę nosimy,

Serca nam śliskim mchem porosła trwoga, Serca nam przędzie krysztalny szron zim y ! I tu — na zrębach naszych szkolnych godzin, Tu w czterech ścianach szkolnych na nas czyha!

Gdy żyje — martwa, lecz gdy uśnie — godzi, 1 z schodów w przepaść bezdenną nas spycha!

Czasem się zrywa jak kruki z ugora, Skrzydłem przekleństwa nas okrąża wkoło, Nakształt bladego, chudego upiora, Mruży nam oczy i marszczy nam czoło!

Gdzieś z patetycznej mknie ku nam oddali, Czuję jej szpony po wichrze, po woni — Nie wierzcie cichej i zalotnej fali,

Co Wam canzony srebrne w portach dzwoni!!

Nie wierzcie!! Za nią w zjadliwym szeregu, Przypełzną inne w czarny h, śliskich skrętach, Bluzną po Waszych jasnych, cichych brzegach.

Jak potępieńcze, korsarskie okręty!!

Nie wierzcie! Ot patrzcie jak się zdała wije, Lęk przeraźliwy — straszny żywioł ciemny,

Wskroś maszt nasz przeszył świst — fałszywie wyje...

I orkan płynie ogromny — tajemny ! Patrzcie! O patrzcie! Tak! To ona! Ona!

Skacze, skowycze i chrapie po żwirze — Z łoskotem dudni wściekła, roztańczona, Kruche na grobach z trzaskiem lamie krzyże!

Piorun druzgocze szciyt Waszych kościołów, 1 zboża kosi jak ognistym nożem !

Zapala spichrze i płodne slodoły, — Myśl z błotem nurza i z błękitem morze!

Jeszcze się zwija — przenikliwie jęczy — Jeszcze się tarza — kłóci — szumi — szumi — Potem zastyga — jak zwitek pajęczy —

Mknie — pełznie — cichnie —

— Lęk straszliwy umilkł t Oto symfonja — czarny wściekły koncert!

Wyrok przekleństwa i straszliwa Wieczność!

Za sobą trupów rozrzuca żyjących,

Lub nową wiosnę — świat nowy, słoneczny!

Trzaśnijmy z hukiem tem trumiennem wiekiem, Co nam krew ciśnie i co kości łamie!

Wieczorem cierpmy wraz z Bogiem-Człowiekiemt A jutro rano z Nim zmartwychpowstaniem.

Dość słów fałszywych i uścisków dłoni!

Dość odpowiedzi udzielonych gestem!

(9)

Nr 6 POD ZNAKIŁM MARJI 143

Dość głupiej pychy, dość kłamstwa, ironji 1 Powiedzmy sobie : Ja żyję !!! Ja jestem !!!

Niech nam zapłoną znów dziecięce lica!

i słowa na usiach niech kwitną jak k.viaty!

Poznamy Wielką, Świętą Tajemnicę Zamkniętą w biały, pokorny W ijatyk!

A później — znowu — tak jak dziś — przed chwilą — Oblani szczęścia niebiańską pogodą

Podobni lekkim i cichym motylom, Pchniemy łódź naszą na szeroką w odę!

I będzie cisza na niebie na morzu, Na ustach, na dłoniach i w sercu gorącem, Bóg nam ramiona jak żagle otworzy !

— Pozwoli twarzą patrzeć prosto w Słońce !

A N D R ZE J RUSZKOW SKI S. M.

Maturzysta sod. Warszawa I.

Jak prowadzić sekcję kandydatów?

(Dokończenie)

Jak słusznie zauważył ks. Rostworowski w swym znakomitym

„Przewodniku" sodalicyjnym, liczną frekwencję na zebraniu, czyli ży­

wy udział w pracy organizacyjnej osiąga się głównie przez takie prowa­

dzenie jej, że członkowie znajdują w zebraniu oprócz obowiązku — przy­

jemność i zadowolenie swych zainteresowań. To znów nastąpi wtedy, gdy w}żej opisana organizacja zebrań będzie staranna, a co najwa­

żniejsze, gdy ciekawe bedą tematy referatów i dobre ich opracowa­

nie. Jakież więc tematy wybierać na sekcję kandydatów? To ważne pytanie zadać sobie powinien instruktor i znaleźć na nie odpowiedź.

Rozróżniamy tu niejako trzy okresy w pracy rocznej sekcji.

Pierwszy okres będzie okresem uczenia się z referatów kolegów staiszych, czem jest sotialicja, jaka jest jej organizacja. Tematy więc będą n. p. takie: „Idea sodalicji marjańskiej", „Jakie korzyści przyno­

si organizacja sodalicyjna?" „Czego potrzeba dla wzmocnienia soda- licji?“ „Życie wewnętrzne w sodalicji", „Historja organizacji sodalicyj- nej i Związek sod marj. uczn. -szk. śr. w Polsce" i t. p. Na referen­

tów uprośmy co najtęższe jłowy w sodalicji, aby aspiranci uczyli się jednocześnie pisania referatów o jasnej budowie, treściwych i wyczer­

pujących. Rzecz prosta, że nie można takiego tematu opracować bez źródeł. Polecałbym szczególnie w tym względzie świetny „Przewodnik"

ks. Rostworowskiego oraz malutką broszurkę Sarjusza - Zaleskiego p. t.

„Idea marjańska, jej idea i zadania w Polsce idącej". Te dwie rzeczy i pewien zasób własnego doświadczenia ułatwią ogromnie pracę i um o­

żliwią doskonałe opracowanie tycb tematów. W drugim okresie przej­

ściowym zaczynają już pojawiać się prace samych kandydatów. Za­

(10)

144 P O D z n a k i e m MAR.II Nr 6

czyna się w:ęc praktyczna nauka pisania referatu. Tu pierwszym bywa zwykle temat: „Dlaczego zostałem sodalisem?" nie wymagający źró­

deł, lecz tylko wiernego przedstawienia przez kandydata stanu swej duszy w chwili wstępowania do organizacj'. Mad referatem tym m o­

że się rozwinąć bardzo pożądana dyskusja, będąca niejako ankietą wśród kandydatów. Dowiemy się z n ej, co ich najbardziej ku soda- licji pociąga.

Co do innych tematów, wybór tu jest ogromny. Dla przykładu mogę przytoczyć takie tematy jak: „Umartwienie w życiu codziennem“,

„Kształcenie woli", „O poko'ze“, „Kościół a postęp", „Czem jest m o­

dlitwa w życiu człowieka" „O doborze książek i umiejętnem ich czy­

taniu" „Wartość wid j wisk teatralnych i kinowych", „Kult Najśw. Ma- rji Panny w Polsce11 (można ten temat rozbić na kilka bardziej szcze­

gółowych) i wiele, wiele innych Jeśli nie wys arcza zesrań na to, aby wszyscy kandydaci opracowali referaty, należy tematy rozdzielić pomiędzy najchętniej szych, którzy też są zwykle najpracowitsi i naj­

zdolniejsi, aby w ten sposób dać. słabszym więcej czasu na osłucha­

nie się z referatami i zaznajomienie się z sodalicją. Pamiętajmy jednak zawsze, że im więcej piszących kandydatów, tem lepiej.

Poza referatami, lekturą, objaśnieniem ustaw i dyskusją na po­

rządku dziennym znaleźć się musi protokół, pisany przez sekretarza sekcji. Tu ma instruktor dwie drogi do wyboru : albo kolejno m iano­

wać na każde zebranie sekretarzem, a właściwie protokółującym po szczególnych kandydatów, a )y wszyscy nauczyli się potrosze „sekre­

tarzowania", albo też na pierwsiem zebraniu zarządzić wybór jednego z kandydatów na stałego sekretarza sekcji. Trudno rozstrzygnąć co jest lepsze, za pierwszem przemawia iiość, za drugiem jakość.

Instruktor musi pamiętać, że w całej pracy nad sekcją młodszych, a zwłaszcza na zebrania :h winien panować nie tylko porządek “dzienny"

ale i „niecodzienny" wprost wśród naszych organizac)j.

Lecz poza tą stroną oficjalną niejako działalności instruktora stać musi strona nieoficjalna, prywat ia. Powinien 011 mianowicie zbliżyć się jaknajbardziej do kandydatów, starać się poziać ich serca, jako starszy kolega dopomóc nieraz w szkole, udzielać dobrej rady, pozy­

skać sobie ich zaufanie. Nikt się może nie dowie o różnych żalach i skargach, jakie w cztery oczy mówi się temu koledze, który potrafił nietylko oficjalnie, jako iistruktor, lecz i jako człowiek zbliżyć się do nas.

Nie potrzebuję też chyba pisać o konieczności modlitwy do Ma­

tki Najśw. i Ducha św., którzy jedynie mogą umysł nasz słaby oświe­

cić i tak nim pokierować, żebyśmy jaknajlep:ei swe zadanie instru­

ktora spełnili. Nigdy też nie należy zbytnio ufać sobie, lecz zasięgać często rady ludzi doświadczonych w pracy sodalicyjnej, a zwłaszcza Księdza Moderatora prosząc, go o krytykę dotychczasowej działalno­

ści i o rady, tyczące dalszej pracy. Nie zapaminajmy też nigdy, że zależni jesteśmy od prezesa soJalicji i bez jego zgody nic nie powin­

niśmy robić. Naradzajmy się też z nim często nad planem pracy sek­

cji młodszych, nad sposobami wprowadzenia go w życie, nad postę­

pami, jakie wśród kandydatów widać.

(11)

Nr 6 P O D ZNA KIEM M A R JI 145 Skoro zaś uda nam się warunki te wypełnić i tchnąć własny za­

pał i miłość sprawy sodalicyjnej w kandydatów, wówczas ze spoko­

jem oczekiwać możemy na rezultaty swej pracy, która z pewnością nie pójdzie na marne, bo człowiek prawy, raz umiejętnie w sferę ide­

ałów sodalicji wciągnięty, pozostanie im wierny na zawsze, przy pomo­

cy łaski Bożej i Matki Najświętszej wciąż się doskonaląc na cześć i chwałę imienia Bożego i coraz większy swój pożytek.

jego tajemnica.

Opowieść sodalicyjna przez F. W. z rales. sod. „Unsere Fahne".

(ciąg dalszy)

W piątek, dnia 10 września wyjechali nasi studenci ze śpiewem i muzyką ze starego zamczyska nad jeziorem na dworzec kolejowy w miasteczku, a potem już prosto do Wiednia. I opustoszała Kolonja, zamek, jakby wymarły, dumał znów wśród drzew starego parku...

Żegnajcie wakacyjne wywczasv 1 Do widzenia za rok, dopiero za rok!

Ostatnim dniem wakacyj była niedziela 12 września. Całe przed­

południe spędził Alfred w swym pokoiku i z zapałem pisał dzienniczek.

Nie wziął go z sobą na Kolonję i oto teraz musiał weń wpisać całe dzieje wakacyjne, a było tego przecież niemało. I o życiu w Kolonji, i o nowych dwóch rycerzach, o misjach, o wszystkiem, czego doko­

nali w „służbie"...

Na samym końcu tych wielu, wielu kart dopisał jeszcze kilka zdań o swych planach na czas najbliższy: „Biedny, biedny Lolek. K u­

zyn sprowadził go na całkiem złe drogi. Ale ja muszę go zdobyć z powrotem. Chcę być dla niego jak najbardziej przyjacielski i szcze­

rze się nim zająć. O Jezu! wszak jestem Twoim rycerzem! Ty nie odmówisz mej prośbie. Pomóż mi Jezu nawrócić Lolka, żeby był, jak dawniej dobry i czysty! Gotów jestem ponieść dlań każdą ofiarę, ja ­ kiej odemnie zażądasz".

Po obiedzie podszedł do telefonu.

— Chciałbym zadzwonić do Leona — rzekł do matki — i po­

wiedzieć mu, że dziś popołudniu przyjdę do niego... H allo! Proszę numer 20 5-14.

— Tu Kohlerowa — słychać było głos matki Lolka.

— Tu mówi Alfred Kinzel. Proszę Pani, czy mogę odwiedzić Lolka dziś po obiedzie? Zastanę go w domu?

— A! dzień dobry Alfredzie! Lolek właśnie się zdrzemnął trochę...

Wybiera się potem z kuzynem na przejażdżkę autem. Możesz z nim pojechać. Ucieszy się z pewnością. Powiem mu, by po ciebie zajechał...

— Ah proszę pani, nie chcę mu robić kłopotu. Chciałem tylko zapytać, czy miałby czas dzisiaj na moje odwiedziny...

— Boże Drogi! Jakiż kłopot? Przeciwnie! Lolek się ucieszy, że się razem zabierzecie. Bądź tylko gotów. Kolo 3-ej zajedzie auto do was. Życzę więc miłej zabawy. A kłaniaj się mamusi!

(12)

146 P O D ZNAKIEM M A RJI Nr 6

Alfred wszedł do jadalni.

— Mamuś! Lolek wybiera się na przejażdżkę autem. Pani Kohle- rowa zaprasza mnie do towarzystwa. Kazała się kłaniać mamusi. Auto ma zajechać o 3-ej. Czy mogę się wybrać z nitni ?

— Owszem. Tylko się przebierz. Tak nie możesz jechać. Weź na siebie to popielate ubranie.

Było wpół do trzeciej, gdy Leon w altanie ogiodu spotkał się z kuzynem swym Karolem.

— Wiesz Karol, mama właśnie mi mówiła, że zaprosiła na prze­

jażdżkę Alfreda. Mamy podjechać po niego...

— Hm, hm — bąknął Karol puszczając kłąb dymu z papierosa...

— No, ale teraz już nie możemy jechać na tę plażę...

— A to czemu? zapytał drwiąco Karol. Leon zaczerwienił się cały.

— Przecież Kinzel całkiem nie do tego... 1 jeszcze gotów matce powiedzieć, żeśmy tam byli...

— Ech cóż ta m ! — chłodno zauważył Karol, teraz właśnie opła­

ci się jechać. Tego głuptaska musimy trochę „pokształcić11, a potem to już on sam nie będzie się chciał wygadać...

Leonowi nowa fala krwi uderzyła do głowy.

— Nie rób tego Karol! — prosił już całkiem naprawdę. Ale siedmnastoletni, elegancki gorszyciel spojrzał nań zimno i zjadliwie.

— Tchórz jesteś!

Lolek zagryzł wargi niemal do krwi, ale nie miał już nic do powiedzenia.

Punkt o trzeciej śliczna limuzyna stanęła przed mieszkaniem Kinzlów. Alfred czekał gotowy. Wsiadł do auta. Leon podał mu rękę przyjaźnie, ale jakoś nieśmiało. Karci kiwnął głową z protekcyjnym uśmiechem, lecz nasz Putz gdy dotknął jego zimnej ręki i spojrzał mu w oczy swym jasn)tn, dobrym wzrokiem, odczuł dziwny jakiś dreszcz. Tak to był nieprzyjaciel, z którego paści pragnął wyzwolić Leona!

Zapadł się w miękkie poduszki. Limuzyna ruszyła w drogę.

Karol wyciągnął z kieszeni srebrną papierośnicę i podał Alfredowi.

— Dziękuję — rzekł Putz — ja nie palę!

Lekid, ironiczny uśmiech zaigrał na wargach siódmaka.

— Na tym punkcie widać nie bardzo się zgadzacie, r. ekł i zwra­

cając się do Lolka podał mu papierosa. Lolek uśmiechnął się z przy­

musem i przyjął. Za chwilę wonny dym wypełnił w lekkich kłębach wnętrze samochodu.

Prowadzony pewną ręką doskonałego szofera pędził wóz przez ulice i place stolicy. Karol uchylił nieco okno i pozwalał sobie na uwagi o przechodzących dziewczętach.

Nasz Putz nie był przesadnie wstydliwym, ale przecież czuł, że krew mu twarz zalewa. Nie! Tego było za dużo! Chciał zmienić te mat, więc zapytał:

(13)

Nr. 6 P O D ZNAKIEM M A RJI 147

— Czy można wiedzieć dokąd właściwie jedziemy?

Karol udał, jakby go zaskoczyło to pytanie.

— Ahl przepraszam cię bardzo, żeśmy odrazu nie powiedzieli.

Jedziemy na plażę, do kąpieli „Luna".

Putz wzdrygnął się cały. Do „Luny", co osławiona była w całem mieście z bezwstydu!? W siąk jeszcze dni parę temu ojciec Alfreda, czy­

tając gazetę zawołał: „Nie! to się świat kończy, co te żydy tam wy­

rabiają! Uczciwy człowiek nawet się tam zbliżyć nie może!" I teraz on, Alfred, sodalis miał tam pojechać? W duszy chłopca wybuchła gwałtowna walka,.. Czy powiedzieć im, że ja tam nie jadę?... Wyśmie­

ją mnie!... Przecież nie wejdę tam za nic!... A jak mnie wciągną...

przemocą? gdy już raz tam będziemy...??

Karol zauważył rozpaczliwą rozterkę chłopczyny. Śledził ją ja­

kimś przyczajonym wzrokiem. Nagle Putz podniósł energicznie głowę:

— Ja tam jechać nie mogę — wyrzucił z siebie słowa szybkie z pewnym wysiłkiem.

—■A to dlaczego? — spytał Karol udając najwyższe zdumienie.

— Ojciec mi nie pozwala.

— Eh cóż tam ! — nie jesteś przecież dzieckiem. Pójdziesz z nami!

Alired milczał. Teraz był już niezmiennie zdecydowany, gdy auto stanie wyskoczyć i wrócić piechotą do domu. Spory to był kawał, bo właśnie wyjechali z miasta i samochód pędził szosą wzdłuż Dunaju.

Karol zmiarkował plany Alfreda. Nie wypuści on tak łatwo ofia­

ry. Z kieszeni wyciągnął mały pakiecik fotografij.

— Widziałeś to już? zapytał i podsunął pierwszą Putzowi przed oczy.

Chłopiec spojrzał, zczerwieniał cały i rzucił.

— Ha, ha! — wybuchnął siódmak — Toś ty jeszcze taki dzie­

ciak?? Jakoś to zrobimy inaczej! No, jak ci się pierwszy obrazek nie podoba, mam tu jeszcze inne i pokazał mu drugi.

Alfred zerwał się na równe nogi i odsunął gwałtownie od niego.

— Daj mi spokój — zawołał, drżąc cały z gniewu i wstydu — Ja wysiadam!

— O ho! drwił Karol — teraz nie można kochanie! Ale jak nie chcesz oglądać, poczekaj, to ja ci opowiem. Uważaj więc! Tutaj na pierwszej fotografji... o widzisz.

Nagle Alfred zwinął się w kłębek, potem wyprężył całą siłą, pchnął drzwiczki, które szczękły przeraźliwie... Z gardła Lolka wyrwał się okrzyk zgrozy...

Auto pędzi dalej z zawrotną szybkością... Drzwiczki otwarte...

Alfreda niema !

Szofer począł hamować co sił. Karol siedział blady, z zaciśnię- temi wargami. Lolek drżał na całem ciele. W yglądnął przez tylną szy­

bę i zobaczył... Tam daleko...jj za nimi, naj samej krawędzi chodnika leżał na ziemi Alfred.;,

(14)

148 P O D ZNAKIEM M A RJI Nr 6

Nareszcie samochód stanął. Nie czekając nawrotu, wyskoczyli obaj i pognali... Jakieś drugie auto, nadjeżdżające z miasta już stanęło na miejscu wypadku. Biegnąc, szeptał Karol do Lolka.

— Powiemy, że drzwiczki nie były domknięte i wypadł!

— N ie ! Ja powiem wszystko.

— Tak? — zasyczał Karol, patrząc nań jakimś strasznym wzro­

kiem. — Nie piśniesz ani słowa! A jakbyś spróbował, ja powiem wszystko ojcu o tobie! Przypomnij sobie, co było wczoraj wieczór! — Leon zbladł jak śmierć.

— No i cóż ?

— Nie powiem 1

(Dokończenie nastąpi).

X. JÓ Z E F WINKOWSKI.

Palić czy nie palić?

II.

W prześliczny, niemal letni, kwietniowy dzień wybrała się gro­

madka pięciu trzecioklasistów gimnazjum króla Sobieskiego w Krako­

wie na „naukową" wycieczkę botaniczną, na ulubiony przez krakow­

ską młodzież Sikornik. Na soczystych, zielonych łąkach, ciągnących się dość ostro w górę pod kopiec Kościuszki, w brzozowych, później w czasie wojny światowej bez litości dla celów strategicznych wycię­

tych gajach budziła się wiosna do życia z tą żywiołową potęgą, która zachwyca i nęci i czaruje każdego młodego chłopca i z murów miasta ciągnie z nieprzepartą siłą w ciepły, słoneczny, wilgotny, upajający świat.

Było nas pięciu, co najlepsi przyjaciele klasy... Jak dziś pam ię­

tam, dwóch Adamów, Jędrek, Romek i ja l Na dobrze już zielonej miedzy rozłożyliśmy się rozkosznie do słońca i patrzyli przed siebie w dal, ku północy, gdzie na linji kolejowej do Wiednia posuwały się małe, czarne, szare, czerwone gąsieniczki pociągów... i dalej ku M icha­

łowicom... ku nieszczęsnej, tak bliskiej granicy rosyjskiej i dalej je­

szcze ku szarzejącym nieco na zachód pagórkom i lasom Ojcowa i gwarzyliśmy tak dobrze, serdecznie, po koleżeńsku...

Nagle Romek — tak zdaje sią on — wyciągnął z poważnym gestem metalową papierośnicę i począł częstować z tym ruchem, na­

śladującym starego, nałogowego palacza, który... no właściwie... to pali już przecież od kolebki i papieros jest mu — oczywiście — rze­

czą samą przez siebie zrozumiałą...

Wszyscy skwapliwie wyciągają ręce...

Jak dziś pamiętam swoją pierwszą, wewnętrzną walkę na tle pa­

lenia. O dm ów ić? Przyznać się przed najbliższymi kolegami, że ja nie palę „już od pierwszej klasy" — okropność! Przyjąć i dławiąc się

(15)

P O D ZNAKIEM M ARJI 149

i łzawiąc, a może i gorzej... okazać, że pierwszy raz mam ten instru­

ment w ustach — druga okropność!

Ale przecież ojciec tyle razy zakazywał i ostrzegał... A w pierw­

szej klasie taka straszna awantura była o papierosa z Zygmuntem D.

Sam pan radca Sołtysik, straszliwy dyrektor przy szedł wtenczas do klasy i wydalił do domu po ojca naszego biedaka...

Siódme poty uderzyły na mnie. Zdawało mi się, że radca w swo­

ich złotych okularach, już, już wychyla się zza karłowatej wierzby, co rosła tuż przy nas.

I — pomyślcie sobie — zdobyłem się na akt szalonej, heroicz­

nej odwagi, z miłym uśmiechem wyszeptałem: „dziękuję ci bardzo, ale ja nie palę!"

Dziś przyznam się szczerze, że wówczas nie bardzo jeszcze ro­

zumiałem, dlaczego właściwie odmówiłem i naraziłem się na parę gorzkich docinków od tych „dorosłych i dojrzałych ludzi". A jednak to drobne, pierwsze zwycięstwo okazało się błogosławionem w sku­

tkach na całe życie! Papieros na zawsze stracił swój urok — nawet, nawet w dzień zdania matury!

Zakaz palenia był w szkole austrjackiej ostry, w domu takża mniejwięcej surowy. Słyszało się ogólnikowo, że to „podobno szkodzi"

ale nie przypominam sobie nigdy wogóle w całem życiu, aby ktoś tak poważnie, serdecznie nam młodym wyjaśnił, na czem to szkodze­

nie polega, co w tem wszystkiem jest zdrożnego, a pr/eciw.iie cala opinja koleżeńska, cała atmosfera klasowa uważała papierosa i pale­

nie, zwłaszcza z „zaciąganiem się" za dowód prawdziwej męskości i dojrzałości.

I tak zdaje się zostało do dziś. Zakaz jest, pouczeń naogół brak, więc dymią nasze szkoły, jak dymiły, albo i więcej, a szkody ro­

sną i rcśnie krzywda młodych organizmów i co gorsze — młodych charakterów.

Więc może i dobrze rzecz tę spokojnie po przyjacielsku a rze­

czowo omówić. I nie suchym jeno zakazem, jak już przed miesiącem wspomniałem przeciwdziałać, ale przyjaznem pouczeniem i serdeczną przestrogą nieco wyjaśnić i pogłębić.

Musimy się na jedno zgodzić. Jeśli i dziś przepis, szkolny, obo­

wiązujący młodzież polską, nazywa palenie tytoniu rzeczą „niewątpli­

wie dl? młodego organizmu szkodliwą", to motyw ten żadną miarą nie może być czczem, gołosłownem twierdzeniem. Chyba tyle zaufa­

nia musimy mieć do naszych władz i naszych wychowawców i leka­

rzy, że nie dla jakiegoś widzimisię wstawili te słowa w sprawę tak poważną, jak polskie Przepisy Szkolne.

Na dziś zatem stwierdźmy tylko to jedno. Medycyna uznaje z całą pewnością, że objawy towarzyszące zwykle, owszem niemal za­

wsze pierwszemu zapaleniu tytoniu, objawy zawrotu czy bólu głowy, zimnych potów, pociemnienia w oczach, szumu w uszach, silnego krztuszenia i wymiotów, bladości" twarzy i osłabienia są typowem-i

(16)

150 P O D ZNAKIEM M A RJI Nr 6 objawami zatrucia organizmu; zatrucia spowodowanego w tym w y­

padku wprowadzoną weń po raz pierwszy jadowitą parą nikotynową. *) Że nikotyna jest trucizną, dziś nikomu nie potrzeba dowodzić.

Trzeba to raczej przypomnieć. Doświadczenia wykazują, że pałeczka szklanna zmaczana w nikotynie i włożona do jamy ustnej kota, powo­

duje śmierć zwierzęcia po krótkim czasie. Nikotyna w formie dymu tytoniowego wprowadzona do ustroju człowieka, zwłaszcza człowieka młodego, wywiera nań powoli, lecz stale svoje niszczące działanie, które odezwie się kiedyś niewątpliwie w rozmaitych organach układu krwionośnego, nerwowego lub narządów trawienia. Nie należy przeto nigdy sądzić, że pozorny brak ujemnych skutków, po ustąpieniu obja­

wów pierwszego zatrucia, już dowodzi przyzwyczajenia się organiz­

mu do używania tytoniu i uodpornienia się na jego szkodliwe skut ki. To nastąpiła tylko chorobowa zmiana tkanki dróg oddechowych i ich błony śluzowej, trucizna dalej wnika w organizm i dostaje się do krwi. Tak więc pozorne zobojętnienie ustroju nie dowodzi wcale, by tam, w głębi nie dokonywały się maleńkie, lecz trwałe spustosze­

nia, które kiedyś zsumowane odezwą się z wielką nierzadko siłą.

Ale powrócimy jeszcze do tej ciekawej kwestji w następnej po­

gadance.

(Ciąg dalszy nastąpi).

WIADOMOŚCI KATOLICKIE.

Komunikaty .Polskiej Katolickiej Agencji Prasowej* w Warszawie

Z POLSKI.

Polski korpus oficerski a Sodalicja Mariańska. Dzirnnik rozkazów Minister­

stwa Spraw Wojskowych Nr. 2. z dn. 24-go stycznia b. r podaje, że na podstawie § 9.

przepisów służbowych o należeniu oficerów do towarzystw i związków, P. S. 325—585, zezwolono oficerom w służbie czynnej i w stanie nieczynnym na należenie do stowa­

rzyszenia Sodalicja Marjańska.

Papieskie odznaczenie Marji Rodziewiczówny Dnia 30 stycznia r. b. Biskup Piński J. E. Ks. Z. Łoziński udekorował w Warszawie p. Marję Rodziewiczównę krzy­

żem .P ro Ecciesia et Fontifice" w dowód uznania jej zasług- dla sprawy katolickiej, położonych szczególnie na Polesiu, na terenie diecezji Pińskiej, przedewszyftkiem w jej działalności pisarskiej, gdzie czcigodna autorka tak wyraźnie zaznacza siłę i wpływ w odrodzeniu narodu, czynników religijno moralnych, reprezentowanych przez Kościół katolicki. Oprócz tego p. Rodziewiczówna z rodzinnej Hruszowej na Polesiu, koło Ko- brynia, uczyniła ośrodek pracy społecznej, podtrzymując ducha narodowego w czasie niewoli, organizując oświatę tajną wśród ludu, a od czasów wojny światowej prowadząc akcję ratowniczą.

Federacja katolickich akademików w Polsce. W łonie Komitetu młodzieży przy duszpasterstwie akademickiem w Warszawie podjęto inicjatywę powołania do życia ogólnopolskiej federacji katolickich organizacyj akademickich. Federacja ma na celu zjednoczenie w swych szeregach wszystkich organizacji katolickich młodzieży akade­

mickiej dla skoordynowania i usprawnienia ich działalności. Po sumiennych przygoto­

waniach uchwalono przed paru dniami projel t statutu, który będzie przedstawiony do

*) Dr. Włodz. Koskowski, doc*nt Uniwersytetu we Lwowie | O nikotynie i pa­

leniu tytoniu, Lwów 1925, Książnic*-Atlas.

(17)

aprobaty mającemu się odbyć w najbliższym czasie zjazdowi przedstawicieli młodzieży katolickiej ze wszystkich środowisk uniwersyteckich w Polsce i do zatwierdzenia E p is­

kopatowi Polski.

ZE ŚWIATA.

Wspaniały rozwój prasy katolickiej w A nglji. Numer gw iaidkow y angielskie­

go, katolickiego .T he Universe* rozszedł się w 130.000 egzemplarzy. Jrst to najwyż­

sza liczba nakładowa, jaką wspomniane pitmo osiągnęło dotychczas w ciągu swego 68 letmego istnien.a. Jeszcze przed pięcioma laty nakład wynosił tylso 40.000. Prze­

ciętna liczba wydawanych egzemplarzy w chwili obecnej wynosi 100.000.

Francja w hołdzie Świętej Dziewicy Orleańskiej. W roku bieżącym zaczyna się we Francji długi szereg uroczystości jubileuszowych dla upamiętnienia tej drogi triumfów i cierpień, iaką przed 500 laty św. Joanna przebyła od swego miejsca ro­

dzinnego aż do stosu w Rouen. W Paryżu pod przewodnictwem prezydenta Republiki zawiązał się komitet, który postawił sobie za zadań,e utrwalić pamięć o Joannie d ’Arc w sposób zupełnie niezwykły. Cała droga, jaką Dziewica Orleańska przebyła od lutego r. 1429 do maja r. 1431, ma być wytknięta przez artystycznie pomyślane i obrobione kamienie pamiątkowe. Staną one na szosach od miasta do miasta; szczególnie wyraźnie ozdobią skrzyżowania dróg i znajdą się także na wszystkich mostach, przez które św. Joanna przechodziła. Odsłanianie kamieni będzie się odbywało w określone dni w związku z przewidzianemi uroczystościami jubileuszu 500-lecia.

Pierwszy kamień zostanie postawiony wśród wielkich uroczystości w dniu 23-go lutego w Vaucouleur przy Porte de France, skąd Joanna d ’A rc wyruszyła, udając się do Chinon. Każdy kamień, liczący półtora metra wysokości i 80 cm. szerokości, będzie miał obok rzeźb tyle wolnego miejsca, by zmieściły się na nim napisy, skąd Święta do danego miejica przybyła, kiedy i na jak długo się tam zatrzymała i jakie w tym czasie zas ,ły wydarzenja. Wspaniałe to dzieło zakończy się w maju 1931 r. w 500-tną roczni­

cę śmierci Dziewicy Orleańskiej. - Będzie to pomnik, jakiego nigdy jeszcze nie postawio­

no żadnemu bohateiowi wiary lub patrjotyzmu.

Przywrócenie zniesionych świąt w Czechosłowacji wywołało w całej Słowacji wielką radość. Na tę decyzję rządu czecho-słowackiego wpłynęły długotrwałe i usilne starania katolików. Ustawą z r. 1925 zostały zniesione następujące święta.' Nowy Rok, dzień Trzech Króli, poniedziałek po Wielkiej Nocy, Wniebowstąpienie, drugi dzień Zie­

lonych Świątek, Boże Ciało, dzień św. Piotra i Pawła, Wniebowzięcie Najśw. Marji Panny, Wstystkich Świętych, Niep. Poczęcie i drugi dzień Bożego Narodzenia. Przy­

wiązanie ludu do tych świąt było jednakże tak silne, że ostatecznie rząd musiał je uwzględnić.

Prezydent Paraguayu o moralnym wpływie Kościoła katol. D r. Guggiari, prezydent Paiaguayu przyjął niedawno delegację socjalistów, która interpelowała go z powodu mającego nastąpić wkrótce utworzenia archidiecezji paraguayskiej. Prezy­

dent przedstawił delegacji przyczyny, które z punktu widzenia narodowego i społecz­

nego skłaniają rząd do tego kroku, celem wzmocnienia autonomji Kościoła:

„Dobroczynna działalność społeczna Kościoła — mówił prezydent — jest tak oczywista, że trzeba zrewidować niewytrzyinujące krytyki uprzywilejowanie starych uprzedzeń. Wszystkie kraje starej kultury europejskiej, niektóre zmieniając nawet od kilku wieków trwające stanowisko, szukają dziś w Kościele pomocy dla nrzeczywistnie nia swych celów moralnych. Za naszych dni właśnie Kościół zwraca swą działalność ku inąsom robotniczym; chrześcijaństwo społeczne stało się jedną z najbardziej godnych uwagi sił życia politycznego Nam bardziej niż innym krajom potrzebny jest umoralnia- jący wpływ Kościoła, który w sposób istotny uzupełnia szkołę i inne instytucje wycho­

wawcze, mające na celu udoskonalenie moralne. O jak:ejś działalności obskurantów nie może dziś być mowy. Panowie raczej muszą dojść do przekonania, że wiara jest potężną siłą, która posuwa narody na drodze ku ich właściwemu udoskonaleniu. Niech Panowie wierzą, że moralność chrześcijańska jest jedyną moralnością, mogącą stworzyć środowisko, które um ożliwia zasadniczym cnotom urzeczywistnienie prawdziwego postępu społecznego. Wielkość naszej przeszłości jest rezultatem pracy prostego, silnego cnotami, pracowitego i wierzącego narodu, kfóry uformował się na łonie rodziny chrześcijańskiej... Musimy sprawić, by nasze życie społeczne znów rozwi-

Nr 6 P O D ZNAKIEM M A RJI _________ 151

(18)

1S2 PO D ZNAKIEM M ARJI Nr 6

Bąlo się na podstawie tych cnót tradycyjnych, cnót, które w przeszłości przyniosły nam tak wiele czci i które pozwalają nam radośaie patrzeć w przyszłość*.

Słowa, które trzeba rozgłosić i w Polsce. W Paryżu zmarł Ernest Vaughan, współzałożyciel wraz z Clemenceau dziennika „Aurorę", który przez długie lata był naczelnym organem antyklerykalizmu francuskiego. „Victoire“ z dn. 22 z. m. opublikowała bardzo znamienny list Vaughan’a do Gustawa H erve: .D ro g i Przyjacielu! Jestem u kresu mego życia. Wiesz, że przez całe moje życie szydziłem z religji, a ze raną szydziło z niej c;.łe społeczeństwo republikańskie. U tóż w chwili, kiedy mam umrzeć oświadczau , że podobnie ja k całe stronnictwo republikańskie, oszukałem się strasznie' i że wielką szkodę wyrządziliśmy krajowi. Najzupełniej jestem przeko­

nany, że niemożliwi, m jest dać społeczeństwu oparcie na m aterializm ie i a teizmie.*.

Muszę Ci oświadczyć, iż umieram iw pełnej zgodzie z W am i. Gdybym był wcześniej poznał to światło wiary, byłbym je propagował, jak Wy, bez obawy przed naśmiewa­

niem się i szyderstwem. Upoważniam Cię t o opublikowania tego, com|’powiedział, jest to bowiem ulgą dla mego sumienia”.

Rekołekrje posłów do parlam entu. Przed Bożem Narodzeniem 31 postów do psrlamentu węgierskiego odbyło pod kierunkiem Ks. Wojciecha Bangha T. J. trzy dniowe z a m k n i ę t e rekolekcje w nowym dom u rekolekcyjnym w Auwinkel pod Budapesztem, W śród rekolektantów znajdowali się: były prezes ministrów, pewien inny były min ster oraz obecny prezydent parlamentu dr Zsitvay-Po zakończeniu rekoiekcyj uczestnicy ich wysiali telegram hołdowniczy do O jca św. Wzruszający był widok, gdy w czasie nabożeństwa końcowego 31 posłów z zapalonemi świecami w rękach, poświę­

cało s;ę Najśw. Sercu Jezusowemu. — Kiedyż tak będzie i u n a s ?

Uznanie prezydenta m . Berlina dla zakonnic katolickich. W związku z otwar­

ciem nowego katclickif go szpitsla św. Józefa w Neu Tempelhof nadburmistrz Berlina, Boss, wyraził się w ten sposób o działalności zakonnic katolickich w Berlinie; Mo­

żna mieć wielkie przekonanie do pracy społeczeństwa, gm in i państwa, jednakże trzeba dodać, że działalność katolickich sióstr zakonnych w Berlinie nigdy nie^mogłaby być podjęta ani zastąpiona crzez ludzi świeckich".

128 profesorów francuskich uniwersytetów manifestuje na rzecz katolickich zakonów m is y jn y c h . Manifestacja ze strony 128 profesorów i uczonych francuskich na rzecz zakonów misyjnych wywołała w pewnych kołach lewicy zdziwienie,: jeżeli nie niepokój. „Populaire", crgan przywódcy socjalistów francuskich, Leona Bluma, zareago­

wał na nią w ten sposób: „Co mogło skłonić naszych profesorów do tego k roku ? Pytamy, ponieważ byliśmy dumni z możności nazywania się ich ucznjami 1 ;O n i to wpoi­

li w nas przekonanie, że religja jest czemś zgubnem, że szkodzi swobodnemu rozwo­

jowi ducha ludzkiego i że wszystkie ludy mają te same prawa. Ci przedstawiciele uni­

wersytetów francuskich z pewnością nie zgodziliby się na oddanie szkół francuskich księżom. W jaki więc sposób doszli do przeświadczenia, że, co im się wydaje zgubnem dla ich własnych rodaków, to jest dobre dla mieszkańców hiszpańskiej A m eryki? A je­

żeli kultura francuska w przedstawicielach zakonów misyjnych ma istotnie dobrych bo­

jowników, to nien a powodu zabraniać im rozsiewania u nas tych dobrodziejstw, jakie m ogą rozsiewać w pa mpasach”.

0 poselstwo japońskie przy Watykanie. Dobrze poinformowani korespoienci watykańscy utrzyn ują, że między Japonją i Stolicą Apostolską toczą się układy w spra­

wie utworzenia poselstwa japońskiego przy Watykanie i wysłania nuacjusza do Tokjo.

Wspaniałe rezultaty pracy biskupa-Hicdusa. Na skutek działalności pierwszego biskupa hinduskiego, X. Roche T. j. powróciło do Kościoła 2000 zbłąkanych katolików.

Prócz tego niezwykłym dowodem gorliwej pracy tubylczego kleru w ciągu pięciu lat od chwili obję ia diecez;i przez biskupa R oihe, jest 5000 chrztów, udzielonych ludziom dorosłym i 6 j0 0 ochrzczonych dz eci pogańskich. Diecezja ma miljon mieszkańców, z czego 80.000 katolików. Trzydziestu księży świeckich l induskiego pochodzenia obsłu­

guje 26 parafij.

Miłosierdzie chrześcijańskie na k u li ziemskiej. Rozmiary katolickiej pracy charytatywnej na całym świecie. Stttyslyka charytatywnej działalności Kościoła Ka­

tolickiego, i uejmujące prawie wszystkie kraje kuii ziemskiej, dostarcza wspaniałego cbrazu miłosiernej pracy katolików. 1. Szpitale, lecznice i schroniska dla starców:

liczba zakładów lo 700, liczba łóżek 752.000, liczba zatrudnionych w tych zakładach c»ób 135.000. 2 Zakłady wychowawcze: 13.4^0 zakładów, 668.000 łóżek, 70,600 pra­

(19)

Nr 6 PO D ZNAKIEM MAR.ji 153

cowników. 3. A m bulat ryjna opieka n a d c h o ry m i: liczba zakładów 96.300, przecię­

tna dzienna liczb* chorych 2.389.600. 4. Pomoc ro d zin o m : liczba instytucyj 140.000 5. Liczba kato lików , którzy poświęcają się tym pracom charytatyw nym: siostry’

zakonne 350.000, księża i zakonnicy 32.000, zawodowi pielęgniarze i pielęgniarki, rze­

mieślnicy it.d. 120.0GJ, bez żadnego wynagrodzenia pracuje 6.b50.000 osób. i dziś — pomyślcie — zjawiają się niestety także w Polsce dążenia, by całą akcję miłosierdzia oddać wyłączn e w lęce państwa 1

J. E. X. Kard. Hlond błogosławi sodalicyjnym adoracjom :

„Przed tak wielkim Sakramentem

PRYMAS POLSK! Poznań, 25. I. 1929

L. dz. 547/29. Pr. Ostrów Tumski v

W ielebny Ks Jó 2 e f ‘W inkow ski

Z ako pa n e Wielebnemu Księdzu Prefektowi dziękuję serdecznie za przesłaną mi książeczkę, przeznaczoną, by szerzyła wśród młodzieży adorację Najśw. Sakramentu. Chętnem sercem książeczce tej błogosławię i ja k najszerszego rozpowszechnienia je j życzę, Autorowi zaś gratuluję dokonanego dzieła!

f August Kard. Hlond

Prymas Polski.

Ks Lewandowski.

Z niwy misyjnej.

Miesięczna intencja misyjna na miesiąc marzec:

Za misjonarzy, pracujących w najtrudniejszych warunkach.

W miesiącu marcu mamy złączyć się z Namiestnikiem Chrystusowym w gorą­

cych modłach za tych pracowników w winnicy Pańskiej, którzy żyją i pracują w naj­

trudniejszych warunkach. Niezliczone są trudności, z jakiem i walczyć musi misjonarz!

Przebywając wśród ludzi sobie obcych rasą, kulturą, mową, obyczajami, powinien jed nak trafić do ich serc, zasiać ziarno prawdy i laski Chrystusowej. Potrzeby jego owie­

czek są nie tylko duchowe, ale także materjalne, a on przeważnie w biedzie, często brak mu nawet najpotrzebniejszych rzeczy. Nic dziwnego, Ze potrzebuje szczegól­

nej opieki i pomocy Bjżej. Miesią: marzec w tym roku, to czas W. Postu, w którym rozważać mamy mękę P. Jezusa, nie tylko poto, żeby z Nim współczuć, ale także, żeby u stóp Krzyża czerpać moc i siłę do życia ofiarmgo. Zło my nasze serdeczne modlitwy, drobne ofiary i małe umartwienia u stóp krzyża, by przez nie uprosić łaskę, światb i moc dla tych, którzy w najtrudniejszych warunkach rozsiewa­

ją Słowo Boże.

Miesięczna intencja misyjna na kwiecień:

O zachowanie krajów misyjnych od wszystkich błędów heretyków oraz o na­

wrócenie protestanckich misjonarzy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Takie zajmowanie się polityką jest dla młodzieży bardzo

Związek posiada na składzie drukowane deklaracje*). A może, może znajdą się w Polsce sodalicje uczniowskie, które podejmą z nami razem walkę ze szkodnikiem i

żącej mu całkiem poważnie przyszłości, niespostczeżenle, powoli... Koledzy udawali oczywiście, że nie wierzą, 1 podniecali chłopca coraz więcej swyin zwyczajem,

feratów: Sodalicja, jej zadania i cele, Sodalicja wyrabia elitę katolicką, Obowiązki religijne sodalisa, Obowiązki sodalisa względem szkoły, Obowiązki

ciele są zazwyczaj niezdolni do życia praktycznego, słyszymy to tak często, że długie rozmyślanie nie wydaje się nam być dla działania pożytecznem..

Na niektórych okrętach jeżdżą już nawet specjalni kapelani morscy Nabożeństwa kato- lickie cieszą się frekwencją nie tylko samych wiernych katolików, ale są

Postarano się o własny lokal, wybudowano scenę, urządzono poraź pierwszy w dziejach naszej wsi przedstaw ienie amatorskie wraz z zabaw ą taneczną; obecnie

narne, poprzedzane stale posiedzeniem zarządu. Sodalicję podzielono na sekcje, które mają różne pole działania, t.. Każda sekcja urządza s-ve miesięczne