ATAK
KKAKA
Stah z Warty Wd
ęU
SŁAWIANIE!
W hwili szczególnie groźnej i doniosłej dla przyszłości naszej wspólnej Macierzy, Sławji, odzy
wam się do Was.
Odzywam się do Was wszyst- kih: Czeków i Polaków, Ukraiń
ców, Słowaków, Słoweńców. Łu
życzan, Kroatów i Bułgarów, Wiel
ko i Białorusinów.
Odzywam się do Was, bowiem stosunki obecne w świecie sła- wiańskim domagają się zasadniczej zmiany.
Stosunki te są niemoralne i przeciwne przyrodzie, obrażają bowiem te święte uczucia, jakie żywi każde szlahetniejsze serce sławiańskie, znieważają to prawo moralne, jakie sama przyroda w dusze nasze wszczepiła. Są one przytem te stosunki najzgrabniej
sze dla całej naszej przyszłości.
Bo czegóż dziś jesteśmy świad
kami ?!
Wszak nie było jeszcze dotąd hwili, w której by Sławja znaj
dowała się w takiem rozdarciu i w takiej anarhji dążeń, myśli oraz uczuć, w jakiej ją obecnie widzi
my. Gwałtownie szarpią i ranią łono naszej Sławji nie dające się dotąd pogodzić bez wzajemnyh ustępstw i wzajemnego poszano- dla siebie, sprzeczne dąż- xjedyńczyb jej członków, która, zdaje się doszła ' , gor-
który
spogląda na to wszystko, co się wśród nas dzieje, ze stanowiska biernego widza. Rumieńcem sro
mu pokrywają się lica, gdy wi
dzimy, jak Stawianie, dzieci jed
nej Matki, wzajemnie się niena
widzą, jak zadają sobie własnemi rękoma ciężkie rany, jak jeden - Stawianiu krzywdzi, znieważa, przed własnymi wrogami oskarża innego.
Nienawiść ta ostatnio dohodzi do tego stopnia zapamiętałości, że Stawianiu jest zdolnym cieszyć się z nieszczęścia swego pobra
tymca i całować rękę wroga, któ
ra ciosy bratu jego zadaje. Zł<
obecnie przybrało takie rozmiary że mimo woli nasuwa się pytanie czy godni jesteśmy życia i przy szłości?
Rozdarcie to o tyle przedsta
wia się okropniej, że jest pożą
dane przez Niemców, wszelkiemi siłami przez nili podtrzymywane i zaogniane, którzy też szybkie oraz gwałtowne postępy swoje w szerzeniu się na ziemi sławbań
skiej, w zagarnianiu oraz germa- nizowaniu tej ziemi, zawsze za
wdzięczali naszym niezgodom, obojętności jednyh dla drugih, lub wzajemnym nienawiściom.
Na naszyli niezgodah oraz wie- eznyh waśniah Niemcy budowali i budują wszystko. Ilekroć nastę
pował najsłabszy nawet zwrot ku pojednaniu się Slawian, lub też ilekroć wrogowie nasi obawiali się, aby do tego nie przyszło, umieli oni poruszyć wszelkiego
" A#. W/,
-CŁ/ A//
Hrobry
Pierwszy Jednoczyciel Sławji
FRAGMENT
POMNIKA DLA KATOWIC PROJEKTU SZUKALSKIEGO
4
MH4
O /rodzaju podstępy oraz intrygi, po
trafili uciekać się do kłamliwyh oskarżeń, zdradzieckih podszczu- wań, niecnyh prowokacyj, aby stygnące namiętności znowu roz
palić, niezgodę w świeży, gruntow- niejszy jeszcze płomień rozdmu- hać.
Stawianie ! Zapomnijmy o re- gjonalnyh, rzekomo „narodowyh”
różnicah.
Naszą Ojczyzną — Sławja I Ta Sławja, która ongiś zajmowała ca
łe dzisiejsze Niemcy, część Fran
cji i Włoh, całą Rosję i Węgry.
Pomnijmy, że tragedją naszą był hrystjanizm. To też my, wzy
wając Was do Sławji, twierdzi
my, że dążenia, sprowadzające rozwiązanie zagadnienia sławiań- skiego na grunt religijny — czy to katolicki, czy prawosławny — zawsze szkodzić będą urzeczywi
stnianiu się idei sławiańskiej i przyczyniać się do wytwarzania sekciarstwa oraz fanatyzmu. Nie znaczy to, abyśmy negowali hry
stjanizm, jednak kierujący nim kler nie ma prawa wtrącać się do polityki, a jako międzynaro
dowemu instrumentowi watykań- skih kacyków, nie wolno mu sze
rzyć zamieszania w naszyli sto- sunkah Rodosławji.
Twierdzimy z calem przeko
naniem, że dążenia do wyłączne
go panowania w Rodosławji jed
nego Kościoła, hoćby tylko do sta
nowiska uprzywilejowanego, bę
dą zawsze zgubne dla sprawy sławiańskiej. To też prawdziwi oraz umni obrońcy i szermierze
Rodosławji powinni swoim spo
łecznościom wskazywać tylko ta
ki ideał, który nie ma nic wspól
nego z jakim kolwiek systema- tem religijnym, opartym na hry- stjaniźmie. Wszakże Serbów z Horwatami dzieli nic innego, jak tylko religja i pismo, wszakże tak zwanyh Ukraińców z ludem pol
skim dzieli nic więcej, jak tylko wyznanie. Klerowi, jego idącej na rękę Niemcom polityce Rzy
mu, zawdzięczamy tragiczne roz
darcie wspólnej doli Sławian.
Niemcy i dziś jeszcze całą siłę swoją oraz politykę budują na ciągłej niezgodzie sławiańskih na
rodowości, na wygrywaniu wśród Sławian animozyj religijnyh, na szerzeniu wśród Sławian ciągłyh zadrażnień.
Stawianie! Pomnijcie, że stoi
my przed drugim Grunwaldem, że do tego Grunwaldu winniśmy być gotowi, który dla Sławian może wypaść szczęśliwie tylko wtedy, gdy duh nasz nastroi się i podniesie do wysokości wiel- kih idei, które prowadzą do czy
nów stanowiącyh o losah naro
dów, gdy nastąpi duhowe ih ze
spolenie się z sobą, jedność w czynah i myślah Rodosławji, zjed
noczonej w Wielkiej Sławji.
Pomnijcie, co prawił niemiec
ki kronikarz Widukind w końcu dziesiątego stulecia, że: „Niemcy dobijają się sławy i obszernego panowania, Stawianie walczą za wolność i dla uniknięcia ostatecz
nej niewoli”.
Sława !
Miarą człowieka jesł Sprawa, za jaką walczy.
Szukalski
Ku
Wielkiej Slawji.
Dziś nie wystarcza nam, by tworzyć silnymi tylko Polskę, Ju
gosławię, Bułgarję, czy Ukrainę separatystyczną. Wszystko to jest zbyt mało, by starczyło na prze
ciwstawienie się nadhodzącym Dziejom, które są jeszcze w rę- kah cudzej Opatrzności.
Sojusze z obcorasowcami są zbyt niepewne i zmienne, jak zła pogoda. Dziś musimy dążyć do Federacji wszystkih Sławian w Wielką Sławję. Jedynie wówczas możemy zawierzyć takiemu Soju
szowi, gdyż opartym będzie na krewności krwi i Rodosławiaó- stwie. Sojusz taki będzie trwałą Pewnotą dla nas, wywodząc swą ufność z współzależności poli
tycznej, ekonomicznej, kulturalnej i strategicznej.
Nie czas na lokalizmy Polo- nizmu, Ukrainizmu czy Czehizmu.
Dziś jedynie ideologja o uniwer
salnym przyciągu może mieć moż
ność powodzenia. Polonizm spro
wokuje swym szowinizmem Ukrai
nern i na odwrót. Każdy samo
lubny narodowizm jednocześnie płodzi fanatyczny antagonizm u swyh braci sławiaóskih, tern wię
cej u mniej fortunnyh i politycz
nie zależnyh od wielkowładztwa tyli, co wcześniej się dobrali do paóstwolitycznej przemocy.
Już Germanie rozpoczęli na
jazd świata swym uniwersaliz
mem Germanizmu. Narody swa
styki koczowniczej już czynią na
jazd na tereny nie-germańskie.
Od Czeli i Ukrainy aż po New York i Rio de Janeiro, łączą się hordy potomków Atilly. Od stro
ny stepów Azji, potomkowie Czin- gisa łączą się pod hasłem drugiego uniwersalizmu (komunizmu), by zawojować przez zniszczenie Hisz- panji cały dziesiątek innyh naro
dów. Trzeci uniwersalizm pohła- nia dla innej potęgi pod pretek
stem Katolicyzmu, otwarcie włą
czywszy teraz Żydów do swej organizacji, wielkie połacie świa
ta, szczególnie sławiaóskiego.
My Stawianie musimy rozpo
cząć współpracę pod hasłem na
szego własnego Uniwersalizmu, a tym jest Wielka Sławja.
Już jest początek jej w Jugo- Sławji. Teraz pora na stworzenie Środkowej, ze stolicą we Lwowie.
Jugo-Sławja swą nazwą sama przez się podkreśla, że jest tylko brzegiem całej olbrzymiej masy i skrajem naszej wspólnej siedziby rasowej.
Z początku można przyjąć u- strój od Stanów Zjednoczonych.
Programy są dobre na papierze, a wartość ih praktyczności okazuje się dopiero w zastosowaniu. Zmia
ny wprowadzone do nowo usta
nowionego ustroju będą wynikiem tubylczyh warunków, geograficz- nyh jak i ekonomicznyh. Jednak mimo to nie mogą być większe- mi odhyleniami od teoretyczny!:
założeń, „własnego programu”, akademickih eunuhów.
Terytorjalne warunki jak i lo
kalne formy rządów w poszcze
gólny!] krajali mogą być uwzględ
nione tak, aby każde z osobna, miało swą własną konstytucję, nie czyniącą konfliktu z jedną i zasadniczą Konstytucją, która zo
bowiązywać musi wszystkie człon
ki Wielkiej Sławji.
Germanie powracają coraz to świadomie] do prototypu swej duszy, który zwę Atillizmem. Od tąd, już będą tylko coraz to jas
krawiej Najeźdźcami cudzyh Oj
czyzn. Nie będą oni już więcej wzbogacać swej ni świata Kultu
ry, gdyż krew twórczyh Sławian wyzbyła się w nih a iii własna,
„oczyszczona” została z etnogra
ficznego pierwiastka rolniczego.
Germanie przeszli już metamor
fozę rasowej przemiany i powró
cili do Atillizmu.
Ponownie, jak to drzewiej by
wało, mamy ih naprzeciw siebie.
Obopólnie czujemy, mimo kroli- malnej przyjaźni naszyh i ih dy
plomatów, że oni albo my Sta
wianie, musimy być zmiażdżeni.
Koczownicy, przeszedłszy ty
siąclecie nathnionego nawiedze
nia przez domieszkę naszej rolni
czej krwi, przehodzą konwulsje po-metamorficzne i szykują się w jeden straszliwy obóz niszczycie
li, by wyruszyć ku Wshodowi i Południu, wzbogaceni Cywiliza
cją i dzierżąc cudotwórczą Teh- nikę. Stawianie są ih najwięk
szymi i najdawniejszymi wroga
mi. Ih też muszą zniweczyć, jeże
li nie da się ih podbić na niewol
ników.
już nam zmazali z mapy Eu
ropy jeden, liczebnie pomniejszy szczep Czchów. Słowaków rów
nież przełknęli, tak że oba szcze
py już widać wewnątrz germań
skiego żołądka, jak w brzuku żar
łocznej ryby. Ukraina z jej lu
dem Rusi, jest tak „umiejętnie, jak tylko rasowi koczownicy i na
jeźdźcy to potrafią, zarażana „go- rączką”separatyzmu, by przyspie
szyć rozwalenie się naszej spójni dziejowej. Czchów, Słoweńców, a teraz zaś Rusów sposobią do podzielenia, by osłabić, a potem zniszczyć przy pomocy bratobój- stwa rasowego, Polskę, która jest militarnie najpotężniejszym Pań
stwem sławiańskim jednocześnie osamotnić, osaczyć i wreszcie zni
szczyć dziejową ciągłość Sła- wian.
Nie pora na wasze czy nasze narodowizmy. Musimy teraz pra
cować dla naszej wspólnej Pew- noty pod hasłem naszego własne
go uniwersalizmu „Wielkiej Sła
wji” a tylko wewnętrznie dla na- szyk poszezególnyh Narodów.
Ci Ukraińcy, co dążą do sepa
ratyzmu, już pomijając zdradę polskiego szczepu, są zdrajcami własnego Narodu i reszty Sławian.
Uepiej że koć stoimy na straży dwójkami i trójkami, jako sła- wiańskie narody, niżeli byśmy mieli być każde z osobna, jako osłabiona ofiara. Zamiast łączyć się, to oni rozrywają przyszłą Sławję, co właśnie akurat składa się ze złowieszczymi planami ko- czo-najeźdźczyh Atillan germań
ski!]. Prowodyrzy separatyzmu ukraińskiego, dla prywatnyh am
bicji, sprzedają swój Naród w niewolę atillowskih najeźdźców, tak jak to już się stało u Cze
ków. Oni obrzynają nos, by swej twarzy zrobić na złość.
Dążmy do mianowania się wspólnie Wielką Sławją, nazwy
zaś narodowe Polski, Rusi, jugo- Sławji itd. zahowajmy jako deno
minacje terytorjalne i szczepowe.
Teraz zaś, twórzmy wewnę
trznie narodowo i zewnętrznie Rodosławiaósko, jedną Unję Mło- dyh, bez względu na wiek i na
szą przynależność.
Oddajemy miejsce w „Ataku Kraka”, Rusom czy Ukraińcom (jak wolicie) abyście uznali go za nasze wspólne narzędzie walki o
bohaterskie Dzieje dla Wielkiej Sławji.
Zwracamy się do wszystkih Sławian, z wyjątkiem Mongo-Mo- skowitów, do nadsyłania nam gło
sów swej bratniej skorości.
„Atak Kraka”, by zaznaczyć swą gotowość i że bez niego nic się stać nie może, woła hasło UMu:
„TUM JA”!
Najdawniejszy epos sławiański z 1186 roku.
i.
■ Aza nie dobrze, bracia mili, Starodawnemi zacząć słowy Smętną opowieść o mozołah Onej wyprami/ Igorowej?
■ Trzebaż tę piejbę zasię zacząć Nie jako Bojan zwykł przesławny, Lecz wedle podań tego wieku.
Bo on, ów wieszczy gędźbiarz dawny,
Kiej komu piejbę chciał zaśpiewać, Myślą leleił się po drzewie,
Po ziemi skakał wilkiem szarym, Ważył się orłem siwym w niebie.
Wspominał ci on stare klehdy, Niezgody, co bywały niehdy, Za czym sokołów bystrych dziesięć Poigrać puszczał na łabędzie, A który sokół pirzwy spadnie,
Ten łabędź pirzwy dumę gędzie:
Urodziwemu Romanowi, Synowi Swiatosławowemu, Jarosławowi sządziwemu Lub odważnemu Mścisławowi, Który przed pułki każoskiemi Rededję ubił w krwawej walce...
Lecz nie sokoły na łabędzie:
Na żywe struny wieszcze pałce Opuszczał, bracia, stary Bojan I struny same gędły sławę Kniaziowych dni, kniaziowych
wojen!
Ać tedy piejba nasza, bracia, Z zamierzhłyh wrzemi Włodzimie
rza
Ku Igorowym dziełom zmierza.
Umocnił Igor duka męstwem, Pogonił myślą za zwycięstwem,
Wyostrzył serce swe w krzepkości, Z pułkami ciągnął w bój mężnemi Z rodzimej ziemi, ruskiej ziemi, Do wrażyh, połomieckih włości.
Na jasne Igor wtedy spojrzał słońce,
A od słońca wszystko wojsko w mroku stoi.
Rzecze Igor: „Wolej ać nas porą
bią, drużyno,
Niżbyhmy w jeństwo poszli, bracia moi!
Siądźmyż, druhowie, na rącze konie, A przejrzyjmyż się w sinym Donie“.
Bo w serce księciu zapadła tęsknota, Znamię niebd przesiliła ohota Z szłomu swego upić wód doniec-
kih.
„Z wami — rzecze — Rusini, pój
dę w połę,
Złamać oszczep o skraj ziemi po- łowieckih,
Hoćbym własnej głowy płacił zgubą, Bo mi Donu zakosztować lubo!
m Ty nie tuk byś, o Bojanie, słowicze Dawnyh lecieli, te dzieje wyśpiewał!
Ale bujałbyś pod obłokami, słowicze, Po gałęziah myślowego drzewa.
Ty po ceście błądziłbyś Trojana Między temi i dawnemi czasy I tak śpiewałbyś, słowicze, płynąc Po przez pola na góry, na lasy:
m „To nie burza zaniosła sokoły, Nie sokoły nad polami płyną, Ale stada czarnyh wron szybują Nad bolszego Donu wodą siną!“
Alibo piałbyś, Welesa wnuku, O, ty wieszczu z skotackiego rodu:
„Stykać za Sutą rżenie koni, A w Kijowie sława dzwoni Surmy huczą w tynah Nowgorodu;
W Putywlu horągwie stoją.
Czeka Igor z drużyną swoją Na miłego brata W siewołoda.
■ Rzecze bój-tur Wsiewołod do brata'-
„Jednoś ty mi jasne słońce świata I Swiatosławice myśmy oba.
Każ ty siodłać rącze konie butane, Moje w Kursku stoją osiodłane,
II. Znasz miciądzóm karskich ? — moje krzepcy!
Pod surmami bojomemi homani, Pod szłomami ukołysani,
Ostrzem włóczni karmieni w kolebce.
•Znają ciż wawele, cesty kręte, Prężne luki mają naciągnięte, Miecze ostre i pełne kołczany, Sami, jako wilcy w polu skaczą, Kniaziom sławy, sobie hmały patrzą.
(Z nimi pójdziem gromić Połow- czany“).
Wstąpił tedy Igor w złote strzemię, Szczerem polem jedzie za ruską
ziemię.
Słońce oćmą zastąpiło mu drogę, Burza ciągnie, noc jęczy na trwogę, Świstem leśna żywina gada:
Ptaki przebudzone, ptaki przelęk
nione
Zgania w trzepocące stada.
Zawył Dziw nad stromami wrzas
kiem,
Każe słuhać ziemi nienaskiej;
Słyhać Dziwa w Korsuniu,. Surożu, Krzyczy Dziw na Posulu, Pomorzu, A i Wołdze szerokiej świszczę, A i tobie, tmutorokańskie bożyszcze!
Już Pot owcy niebitą ścieżą Ku bolszemu Donowi bieżą.
Krzyczą wozy ich o północy, Rzekłbyś: stado łabędzi spłoszone...
Igor z wojskiem stanie nad Donem.
Na dębah stado ptasie Ryhłą się klęską pasie,
Grożą, srożą się wilcy ponuro...
Orły klekotem — gości Zwołują na wojów kości, Lisy kły szczerzą, warczą Ku czerwiorudym tarczom...
O ziemio ruska! Jużżeś ty za górą!
Noc się długo waży. Zorze się kolebią,
Mgła pokryła pola. Ścihł słowiczy szczebiot.
Wroni skrzek się budzi na uśpio
nej ziemi.
A Rusini dzielni szczuto czerwień- nenii
Zagrodzili pole na wzór ściany krwawej;
Sobie hwały patrząc, a kniaziowi sławy.
III.
■ W piątek rankiem podeptali, stra
towali hordy wraże,
Rozsypali się strzałami za. pohań- cem goniąc w pole
I uwieźli hoże branki, krasawice Połowczanki,
Z niemi złoto i jedwabie, aksamity i sobole!
Opończami, kożuhami, tkaninami wzorzystemi
Jęli sobie mosty mościć na rozmok
łej, grząskiej ziemi.
A horągiew, włócznię strzybną i proporzec cny czerwiowy Dzierży dumnie kniaź cny Igor,
dzielny syn Swiatosławomy Już Olega hrobre gniazdo drzemie
w polu pod. swą hwałą.
Oj, wysoko, wysprz frunęło! Oj, daleko poleciało!
Nie uwiło się krzeczotom, nie dla krzywdy, dla zdradzieckiej.
n Ani tobie, kruku czarny, ty pohań- cze połowiecki.
Bieży Gza wilczyskiem szarym, Konczak za nim gna zdyszany, Nad Don bolszy, Don szeroki, pędzą
z wojskiem, wściekłe liany.
■ Nazajutrz — ledwo błysnął brzask, A zorzę krwawy wieści blask, Od, morza czarne hmury mkną, IIcą zakryć cztery jasne słońca.
Pioruny sine w hmurah drżą, O, runie tu potężny grom.
I deszczem strzał uderzy Don, Ruczajem tryśnie krew gorąca!
Tamoj się dziepro dzidom, mieczom, 0 połowieckie kruszyć szłomy!
Tam się pokrwawią, tam posieczą, Poszczerbią szable — niepołomy!
A ta Kajała, rzeka smętna, Żalem i mętem się rozpluska!
Już cię nie widać, ziemio nasza!
Jużeś za górą, ziemio ruska!
A owo
Wihry, wnucy Strzyboga! szypami z morza wieją
Na dziarskie hufce kniazia. Ziemia dudni i tętni.
Kurzawą ścielą się pola. Łopocąc horągwie się hwieją
1 rzeki płyną mętnie...
Idą Połowcy od morza, idą pohań- ce od Donu,
Ławą na wojów walą z tej strony i z onej strony.
Krzykiem zagrodził pole biesi po
miot przeklęty,
A Ruś puklerzami grodzi z hrob- remi na czele orlęty!
i Jar-turze, Wsiewołodzie! Nacierasz na wroga, woju!
Miotasz szypy i mieczem grzmisz o szyszaki w boju!
Kędy, turze, doskoczysz, złotym łyskajęcy szłomem,
Tam leżą łby połowieckie, tam wra
że ścierwo leży,
Tam w awarskih przyłbicah dziu
ra świeci przy dziurze, Ty sieczesz je Wsiewołodzie, ty
miażdżysz, jary turze!
Co-żeż mu rany, bracia? Przed ra
ną będzież się hował
Ten, co przepomniał żywota i gro
du Czernikowa,
Przepomniał stolca złotego, czci i własnego szczęścia:
Najurępniejszej Hlebównyf żony lu
bości i obejścia!
Tł. Ł. L.
c. cl. n.Szukalski
Um a Armja
— W Obronie Nieznanego Żołnierza.
Precz z „Opatrznością”!
„Opatrzność“ jest to słowo, którego trzeba używać bardzo ostrożnie w kraju tak zatrważają
co katolickim jak Polska. W ta
kim kraju jak Włochy, słowo to znaczy jedynie opatrzność i nic niecenzuralnego w prasie o nim powiedzieć nie można.
W wyniku tego śpiewanie pie
śni narodowego fatalizmu, jak i do dziś skoczliwie intonowanego marszu Dąbrowskiego, który ni przypiął ni przyłatał do czasów oswobodzonej Polski, stanowi syn
tezę negatywności społecznego sto
sunku do dziejów naszyh, synte
zę defetyzmu wy wiedziony b mas na bezdroża dziejowej bezrady.
Jest to na skutek tego, że Polska imienna, czyli społeczeństwa po sobie następujące, od czasu zdra
dzenia swego własnego Boga Swia- towieda, zamiast powierzyć swą przyszłość potężnej Armji i zdy
scyplinowanym rzeszom podrzu
cała rozwój swyli Dziejów na pro
gu owej „Boskiej Opatrzności“.
W katowickim „Kraku“ skon
fiskowano mi nie jakieś trafne sło
wa o polityce, lecz o łatwo zmien
nej opatrzności. Koncesjonarjusze w wyzwolonej Polsce mają wię
cej przywilejów, aniżeli szczerzy patryjoci, stający w obronie swe
go narodu. Dlatego w dziejah Polski był tylko jeden Rejtan, a wielu, bardzo wielu takih, co pod
pisywali podobneż „konkordaty“
w Moskwie, Berlinie, Wiedniu, a niedawno w Watykanie.
Jednak osądzając tę Opatrz
ność wedle miar i logiki nam współczesnej, a nie wedle śred
niowiecznej teologji, wymacałem pod falbankami baftowanyh ko- meż i uchwyciłem jej tajemniczą osobowość za opasłe nogi. Prze
konałem się wnet, że jest ona wiecznie zmienną i wiecznie sko
rą do intymnej zgody z militarną przemocą, że jest raczej ona świecką, lecz nigdy teologiczną, a tern mniej „Boską“.
Wszystko zależy, skąd jej za
glądamy pod ów czarny hałat u- przywilejowanej eklezjastyki. Na- przyklad w sprawah higjeny i śmierci znajdziemy pod ażurowe- mi falbankami tej rzeczywiście cywilnej Opatrzności, że jest to zupełnie inny pierwiastek, aniże
li w sprawah klęski Pól Cecory, lub Konfederacji Barskiej.
W Polsce Katolickiej, jak i w niedawnej Hiszpanii, co sobie za
służyła na dziejową karę, naprzy- klad wielki pomór dzieci, osądzo
nym bywa jako „zrządzenie Opa
trzności boskiej“; również i rzeź narodu hiszpańskiego, podobno jest jej „dopustem“ Jednak w Polsce II, tej co nadhodzi, zwać się to będzie skutkami brudnyh rynsztoków, przepełnionyh wy- hodków i zsemiciałego społeczeń
stwa.
Rzeczywiście było to daleko łatwiej, kiedy się „nieszczęście“
przyniosło własnej żonie, lub po
zostawiło dziedzicznie swym dzie
ciom, zwalić winę na „dopust Opatrzności“, ale dziś, kiedy wie
dza bakteriolog]i zwie je inaczej, łacińskiem imieniem, to już no
woczesna kobieta nie będzie się tak jak nasz Naród kajała przed
„Opatrznością“, za swoje nibyto przewiny, ni też przynosiła łojó- wek z grosiwem do koncesjona
riuszy Rzymu, lecz wezwie dok
tora. Szkaplerze nie zabiją mikro
bów.
Dziś nie da się śpiewać „Pod Twoją Obronę“ i naiwnie spo
dziewać się łaski, kiedy dyplo
maci nie zdołają sprytnie prze
prowadzić swyh bardzo niena- thnionyh planów, wśród zgraji również sprytnyh zbójców ge
newskiej jaskini. Nawet przysło
wiowa Opatrzność nic nie pomo
że, kiedy roztropnego myśliwca już we „dworze“ zabrakło, a jego zdolny wyże! dziś już sam se hasa i szkody wedle „swego“ pla
nu urządza. Każdy gatunek ma swe specyficzne zdolności, jak również i specyficzne braki cłu- howe. To też mamy Gienjuszy co budują Dzieje, a mamy też i dyplomatów, co je potem zaprze
paszczają błędami swego niena- thnionego mężostwa Stanu.
Nic więc dziwnego, że ci, co nam wiecznie szkody tylko spo
sobią, wymyślili dla oszukiwanyh narodów wygodną rolę Opatrz
ności, aby na nią zwalać skut
ki swej nieudolności i przewinę zdrady.
Armja — wielka Niemowa.
Armja a Strategja, to są zgo
ła odmienne pierwiastki budowy Dziejów. Armja jest ciałem i du- hem, Obrony i Ataku. Strategja jest natlmiennym Przewidzeniem, Planem i Rozkazem. Armja to
Młódź rasy, Ludu—Narodu. Stra
tegja, to jest starszyzna Polski a zatem Społeczeństwa wewnątrz Armji. Armja to dobór cieles- no-duhowyh zdolności. Strategja znów, to dobór umysłowy!) talen
tów, a przedewszystkiem wymyśl
ności sposobów walki nieprze- widzianemi posunięciami wobec wroga.
Jeżeli Armja jest nathniona ja
kąś Wielką Ideą, jak byli nath- nieni Strzelcy i Legjoniści (ale ja
ko żołnierze, nie zaś zestarzeli politykierzy), to nawet dość nikli stratedzy wystarczą, a sława wa
leczności szarych żołnierzy roz
niesie się poprzez Dzieje, właśnie za owe czyny nadludzkie, doko
nane w niestrategicznyh pozycjah, jednak mimo to zawsze przezwy- ciężonyh.
Zasadą Państw sprawnie pro- wadzonyh było wieczne przestrze
ganie, aby Armja pozostawała po
nad Polityką. Spoistość i wojen
na gotowość całej Armji polega na tej zasadzie, by sprawniej wy
konywała w swej organizacyjnej koordynacji jedną myśl, jednego Wodza. Jak długo Polityka nie rzenika do Armji, tak długo w aństwie pokój jest zapewniony.
Nie znaczy to jednak, że żoł
nierz na zawsze musi przestrze
gać tego nakazu. Każdy żołnierz jest w służbie zaledwie tyle to miesięcy, czyli, że rzeczywiście jest on zawsze cywilnym czło
wiekiem z krótką przerwą. Przez ten czas służby nie wolno mu działać politycznie i słusznie, na przeciąg tego krótkiego czasu.
Jednak najwyżsi dostojnicy Armii pozostają w niej tak długo, jak długo są żywotnymi samcami, zdolnymi bronić swego rasowego Stada. Są zatem oni częścią Ar-
mji i wojskowymi bez przerwy.
Czyli że generałom, pułkownikom i innym zawodowym żołnierzom nie wolno się mieszać do Polity
ki tak długo, jak długo posiadają ową umysłową wartość służenia w zawodowej pojemności, to też ów wymóg Państwa i praw jego, aby Arm ja była ponad polityką, właściwie dotyczy tylko zawodo
wy li żołnierzy z Komendy Głów
nej.
jeżeli generałowie i pułkowni
cy zabierają się do Polityki, co zamienia dni codzienne na Stan Wojenny, i zaczynają wywierać nacisk swą uprzywilejowaną wła
dzą, wówczas zaczyna się wła
śnie to dziać, przeciw czemu wszystkie doświadczone wskaza
nia mądrości rozlicznych naro
dów przestrzegają i pozostawiły po sobie twardy wymóg na na- stępnyh pokoleniah, aby Armja stała poza Polityką.
Strateg, to nie Polityk.
Dziwnym paradoksem działa
ją prawa psyliiki człowieka. Zdol
ność Armji właściwej, to jest sza- ryh żołnierzy i niższyh oficerów (nie Strategji zawodowej), jest mie
szaniną wszelakiej jakości, wiel- kih jak i nijakih umysłów, jeżeli bod z i o Politykę. Zaś u tfajwyż- szyh dostojników zawodowej stra
tegii, zgoła są żadne dla Polski.
Wysoka specjalizacja, rozwinięta zawodowo na pniu wrodzonyh zdolności, wśród specyficznie wy- branyłi jednostek, uniemożliwia i wyklucza jednoczesną zdolność polityczną. N. p. zawodowy arhi- tekt po kilkuletniem rysowaniu planów sułiemi linjami tecknicz- nyh rysunków już nigdy nie bę
dzie mógł być artystą, wyrażają
cym się uczuciową kreską, gdyż
stracił tę pośredniość, który to brak zawsze potem się sili po
kryć tanimi efektami smacznyh fakturowyh sztuczek. Człowiek, który przeszedł raz seminarjum duhowne i księdzem nie pozostał, już nigdy nie będzie wiele wart jako jednostka społeczna. Podob
nież skrzypek, który gra w orkie
strze symfonicznej, hoćby był cza
rodziejem tehniki, już nigdy nie będzie mógł być indywidualnym solistą, la pałeczka rozkazodaw
cza zabiła w nim człowieka, czu
jącego i myślącego indywidualnie
— a zatem twórczo.
Tak też zawodowy żołnierz z działu Strategji, doszedłszy po wielu latali do najwyższyh rang wojskowej hierarhji, podobnie jak ów skrzypek symfonicznej orkie
stry, nigdy już nie będzie zdolny myśleć niezależnie, gdyż w Ar- mji otrzymuje się jedynie rozka
zy od wyższyh rang w kolejno
ści zastępowej, które również ja
ko jednostki same już solistami myśli twórczej nie będą mogły być bo Strategja, jak i Arm ja są pośrednio na usługah Męża Sta
nu. Armja jest tylko pierwiast
kiem wykonawczym.
Zatem strategowie muszą być jedynie podporządkowani Mężo
wi Stanu, lecz nigdy twórczym umysłem, ni dyrektywą Państwa.
Właśnie ze względu na te specy
ficzne zdolności Strategów dzieje narodów ustanowiły jako prze
strogę dla swyli ludów, aby Ar
mja była poza Polityką. A kie
dy Mężowie Stanu w czasie dzie
jowego upadku, lub w epoce Fila
telistycznej, są zmuszeni do pod
porządkowania się strategom i to w czasie Pokoju, a w dodatku tego, zdolny wyże! sam se hadza na polowania, bez nathniennego
genjusza, wówczas, wówcz s...
popatrzcie wokół siebie i dopeł
nijcie moje zdanie. Wówczas ma
my Epokę Filatelistyczną.
Zatem zabronienie politykowa- nia dotyczy wyłącznie Komendy Głównej, a nie żołnierzy i niż- szyh oficerów, gdyż służba ih trwa bardzo krótki czas, a zło
żywszy mundur wracają do życia cywilnego, by właśnie działać politycznie. Racją rzeczy, kwo
ka musi pozostać na brzegu sta
wu, a kaczątka sobie wypływają na szersze wody działalności so- lowo-społecznej i dziejotwórczej.
Winno to być przestrogą dla Narodu i Społeczeństwa, takiego jakie jest, że generałowie i puł
kownicy, gdyby nawet pensjono- wani i w cywilu, przez swe spe
cyficzne skłonności od urodzenia, zawodowe uzdolnienie i jnstytu- cyjno-hierarhiczny sposób myśle
nia, są zawsze najgorszymi poli
tykami. Z szaryh żołnierzy czę
ściej bywają wielcy genjusze, lecz ze strategów, zaledwie szarzy po
lity kierzy. Zwykłymi żołnierza
mi wszakże byli Mussolini, Ke
rna) Pasza, Riza Panlawi i Hitler.
Będąc strategami stosują oni w polityce inne prawa, gdyż nie działają już więcej przeciw wro
gom swego Państwa, lecz włas
nego społeczeństwa i dla włas
nego Narodu. Nic dziwnego, że czasami ih zamierzenia, z przy
zwyczajenia, są oparte na błęd
nym motywah a Polityka ma wszelkie cehy niedźwiedziej przy
sługi. Stosowanie zaś podstępu, który jest podstawąStrategji, wobec własnego Społeczeństwa i Naro
du, czyni z nih podświadomy!) mącicieli wewnętrznego porządku państwowego, zaś zamiast Mężów Stanu, zostają najzwyklejszymi
politykierami. Wszakże najgorszą stroną Polityki właśnie są polity- kierzy. Polityk ier: -jest to ja je, z którego się nie wylągł Mąż Stanu.
Polska — kolonją klerozy.
Koncesjonariusz rzymski, czyli Kleroza dzierżący w ręce noto
ryczny dokument „Konkordatu”, czyli sprzedaży naszego losu, mo
że skonfiskować wszystko, co ze
chce z kiosków, nawet jeżeli da
ne pismo staje w obronie Narodu i jego Dziejów. Tak się to dzie
je, że jeżeli ci sami żołnierze, co tworzą Armję, złożywszy mundur formalnej służby, i wróciwszy do życia cywilnego, stają bez mun
duru w obronie własnego ludu, są wówczas unieważniani przez agentów obcego państwa, które pod pretekstem katolicyzmu zy
skało sobie nasz Kraj jako dale
ką Kolonję łatwego wyzysku.
My Polacy musimy się liczyć ze słowami w naszej Wolnej Oj
czyźnie, by trafnem powiedze
niem nie obrazić uhałaconyh Kon- cesjonarjuszów, hoćby i nawet oni to właśnie fabrykowali nam ową teologiczną „Opatrzność” i owe bolenie upewnienie, że z Polską
„jakoś tam będzie”. Podobno oni mają jakiś wpływ międzyplane
tarny i modłacinnie potrafią zaże
gnać polskim nieszczęściom dzie
jowym, gdyż Ojcem Świętym może być tylko Włoh, a Włosi są narodem wybranym tak jak Żydzi. Zupełnie tak samo, jak to było przed rozbiorami naszej Oj
czyzny, kiedy to kreci masono- klerozy powierzali nas swej rzym
skiej Opatrzności.
Wolnym krajem jest ten, gdzie możesz pisać i mówić, co szcze
rze czujesz, liyba, że jesteś My
ślicielem. A! wówczas, jesteś
bluźniercą i cenzura ci wyrwie język, gdyż wujkowie Narodu podpisali z Rzymem „konkordat”.
Przyjdzie czas, że ten „konkor
dat” nazwiemy po właśeiwem imieniu, a wówczas... Dziś jed
nak Polacy muszą łykać hańbę i jad oburzenia, bo... bo ... konce
sjonariusze narzucają nam moral
ność. która nas uczy, że w Wol
nej Polsce ważniejszem jest być dobrym katolikiem, niżeli dobrym Polakiem. Dziś dzieje nasze są kierowane wedle „zrządzeń Opa
trzności” rzymskiej, a nie wedle rasowego zmysłu sławiaóskiego.
Koncesjonariusz międzyplanetarny ma pakt na przywrócenie nam prawieeznego znaczenia Esclavos (Niewolnicy), jakim darzyli nas najeźdźcy Rzymu I-szego.
Jednak Postęp, który jest try
umfem Potrzeby nad zacofaniem i zabobonami, zwycięża i świat mimo teologji posuwa się naprzód.
Mieszanina intuicyjnej Mądrości, czyli instynktu rasy połączona z cywilną odwagą Młodzi Narodu, jest. nie do zwyciężenia. Po wielu młodzieóezyh powstania!) i rewo
lucja!) ldopacy młodego Komen
danta Piłsudskiego Wolność dla swego ludu zdobyli. Tak też to młódź za każdym razem przy
wróci ją Narodowi, kiedy kolwiek będzie tego potrzeba. Pocieszmy się, że nasz naród jest oddanym jedynie koncesjonarjuszom Rzy
mu. Gorzej by było, gdyby prócz tego, także i Moskwa i Berlin mia
ły w swyh rękali podobne kon
kordaty najwyższego uprzywiljo- wania hitlerowgkih i komunisty
czny!) jak obecnie katolicki li ideo
logy!. Źle widocznie tak nie jest niewolnikom synom niewolników, boć Polacy są przyzwyczajeni do Niewoli w takiej czy innej formie.
jak długo mogą spać, żreć, mno
żyć się sprośnie lub zbabrani z żydami i spokojnie umierać, tak długo Niewoli sobie narzuconej nie rozpoznają.
Dzięki temu postępowi czasów mimo, że jeszcze jedno i to samo Ministerstwo opiekuje się równo
cześnie Oświatą, jak i Wyznania
mi, t. j. z jednej strony wiedzą ścisłą: Geologją, Fizyką i Astro- nomją, — a po drugiej Teolog ją i tak zwaną Historją Międzyplane
tarnego komunikowania się dusz, to jednak Młódź narodu widzi dziś, że nie był to dopust „Opa
trzności Boskiej”, iż naszą Oj
czyznę sprzedali Targów iczanie prototypu przyszłyb Konkordatów podpisując z Moskwą Katarzyny, a i innymi rozbiorcami, lecz że była to zmowa „Polski” imiennej, ówczesnej Społeczeństwa.
Młódź dzisiejsza, nieszczęśnic porozrywana przez starszyznę spryciarzy politycznyh na wrogie sobie obozy, redukuje potężną naturalnie całość młodego poko
lenia rasy zmniejszając jej siłę dziejotwórczą i mnożąc życiowyh antagonistów i dziedzicznyh sa- botażystów. jednak najrozsądniej
si z pośród Młodyh, a wierni swe
mu pokoleniu widzą dziś, że wszelkie klęski dziejowe jak i upadek Państwa naszego były spowodowane nie przez Opatrz
ność Boską, lecz, że każdorazowo kataklizm dziejowy był spowodo
wany przez przeżytą kastę zwie- rzkniego Społeczeństwa, które za
wsze zwalało popełnienie swyh przewinień, by nadal wolno mu było czynić swe starcze spusto
szenia.
Aby dziś i jutro znów nie by
ło gorzej, niżeli teraz i dawniej, Młódź dzisiejsza jako zupełnie
odrębny naród oddzielający się od starszego społeczeństwa wszel- kih oportunistów i spryciarzy,uga
niający!] się wiecznie za wpływa
mi dla zwiększenia zysków, bu
dzi się z katalepsyj narzuconej naszej rasie za pomocą przeróż- nyh odmian pseudo idealnyh me- smerycznego ogłupiania.... budzi się ze swego powolnego medju- mizmu, by zapobiec dalszym ma- hinacjom tej bardzo świeckiej Opatrzności, co to służy tylko tym narodom, które jej nigdy nie ufają.
Dzisiejsza Młódź rozumie do
brze, że jedynie zbrojna gotowość jest najszczytniejszą Opatrznoś
cią, jaką nasz naród może mieć, to też jest bez żadnyli zastrzeżeń 200;, za Arm ją. Nie jest to przez jakąś mędrkową kalkulację poli
tycznej filozofji, lecz wprost z ra
sowego instynktu samozahowaw- czego, który w ludzkim wartoś
ciowaniu zwiemy Mądrością.
Mądrość nie jest prerogatywą ni monopolem tabeso-hemoroidal- nego wieku. Ludzie starzy mogą jedynie zmądrzeć przez doświad
czenie jeżeli od urodzenia byli zawsze głupimi. Boć i zwierzęta mądrzeją przez doświadczenie.
Taka mądrość nabyta guzami na czole jest bez wartości dziejo- twórczej, gdyż jest skutkiem wie
loletniej tresury, która przez cią
głe powtarzanie nic przewidzia
ny!) przydarzeń, która jak nie
ustanne krople wody kapiące na kamień naucza tępe bydle i wy
wiera swą mądrość zewnętrzną, zmuszając je, by głowę shylało pod belkę, lub nosa nie kładło do osiego gniazda.
Nic dziwnego, że doświadcze
nie jest jedyną mądrością infanty- licznej starszyzny i jej niezaprze-
cza Iną właściwością, tak jak są ih hemoroidy. Jedynie kretyn
„mądrzeje” przez doświadczenie.
Mądrość rodzi się z człowie
kiem, razem z krasą jego oczu i jednym z czterech gatunków krwi.
W zwierzęcym święcie zwiemy ją zmysłem samozahowawczym. Jest to impuls automatycznej logiki, wyrażającej się naprzykład w przewidzeniu przestrzeni, na któ
rą potrzeba tylko tyle a nie wię
cej naprężenia mięśni, by przesa
dzić rów przed sobą. Automaty
czne przewidzenie proporcji, po
trzeb i możliwości, jak i skutecz
ności nagle improwizowanyh spo
sobów zapobieżenia klęsk, jest istotą samozahowawczości czyli Mądrości.
Umysł służy nam do rozwagi i osądu logistycznego naszyli in- tuicyjuyh błysków. Umysł uświa
damia podświadome porywy. Owe porywy i błyski są zrodzone we krwi naszej rasy, której cząstkę nosimy w sobie, a umysł nasz tylko rozwija je potem do świa
domego planu, lub zabija i wy
klucza stosownie do tego, czy po
trafił się on obronić i ustrzec przed zdeprawowaniem kosmopo
litycznego „Wy-kształcenia”, czy też był zdolen zahować swą pier
worodną harmonję, między biolo
giczną intuicją, a łatwo powodo
wanym przez zewnętrzne wpły
wy Umysłem. Kto zahowa wier
ność umysłu dla swej rasowej In
tuicji, ten jest doskonałym Pola
kiem i Sławianinem.
Kosmopolityczne Wy-kształce- nie zabija tę harmonijną wierność umysłu, wierność dla rasowej In
tuicji w Młodzi naszej rasy i dla
tego im więcej jest wykształconą przez uniwersalnyb inteligentów profesorski!) i międzynarodowy
katolicyzm, tym potulniejszą się staje obcym wpływom, gdyż głu- hą pozostaje jej umysłowość na wskaźniki instynktu swej rasy i dlatego nie widzi się sama w sobie dość kartu i nie rozumie swej Wielkiej misji dziejowej. Młódź zdeprawowana przez wpływy tej kosmopolitycznej bezpłciotki, to jest Humanistyki, łatwo rezygnu
je ze swego prasowego posłanni
ctwa, rozmieniając swój zapał na drobnowarty łupież partyjnictwa w wysłudze starym łotrom, zdra
dzając jedyny obóz godnej przy
należności, to jest obóz własnego pokolenia.
Jeżeli tyli błysków rasowej in
tuicji nie ma w młodym człowie
ku, to ih nigdy nie będzie nawet kiedy będzie dystyngowanym mi
nistrem Oświaty, czy purpurową eminencją Międzyplanetarnej Teo
logii, (przez mianowanie) mimo stuletniego doświadczenia i siwyli włosów.
Obrońcy Ojczyzny a Słusznym jest wymóg by Ar- mja była ponad Polityką, tym więcej obstawał-bym za żałowa
niem nieskazitelności etycznej naj- wyższyh dostojników tej organi
zacji i nie mieszania się z bru
dem partyjnej polityki. Lecz!
Skoro Armja (nie zaś Strate- gja) jest ucieleśnieniem żywotne
go pierwiastka obronności rasy, a bitewność jej samczej zapalczy- wości składa się jedynie z samej Młodzi, która zdjąwszy mundur po terminie formalnej służby, na
dal potem pozostaje tymże samym obronnym pierwiastkiem w cywi
lu.... Skoro wiecznie ona musi być w gotowości, by bronić swe-
Dlatego to najpatetyczniejsze- mi istotami godnemi politowania są „zawodowi” Filozofi sdący się nadsztukować brak intuicyjnej mądrości rasowego wydziedzicze
nia, bezmyślnymi studjami. Ci psyhopaci nie mając wystarczają
cej ilości jąder, a zatem i błys
ków twórczej intuicji rasowyh samców, wysilnie i matematycz
nie „myślą” nad myśleniem, by wymyśleć jaki system logicznego myślenia (bo im to najtrudniej przychodzi), którymby mogli od
kryć tajemnicę Mądrości, a którą jako dobre zwierzę ja i każdy pierwszy lepszy rasowiec, nosi w sobie odniehcenia w brzuhu od samego urodzenia.
Mądrość jest błyskiem raso
wej jurności, która zapładnia tyl
ko wierne instynktowi umysły.
Mądrość jest najszczytniejszym talentem, z którego wystrzelają mnogie rozgałęzienia, a kwiatem jego jest Genjusz rasy.
Utrata Obywatelstwa.
go Wielkiego Stada... Skoro lice i musi umierać miljonem ofiar za Wolność i ciągłość dziejową swej rasy, czy więc dlatego właśnie, że na ów przeciąg formalnej służ
by w Armji musi być niemo
wą: traci prawo tym samym do obywatelstwa w bronionej przez się Ojczyźnie? Czy dlatego, że staje się jedynym obrońcą Ojczyz
ny, więc do niej przez to traci prawo i do udziału w polityce decydującej o sprawah Państwa, a tym samym o warunkah możli
wości Wojny i Pokoju?
Czy najdoskonalszy pierwia
stek rasy naszej, t. j. Arm ja, wła
śnie za swą patryjotyczną ofiar
ność i gotowość oddania hoćby i całym miljonem życia swego, co zbyt często jeszcze nie doświad
czyła nawet miłości: ma pozostać poza nawiasem najważniejszy^
problemów, ma być wyzbytym wszelkih przywilejów, głosu i pra
wa do tejże Ojczyzny?
Młódź a Armja to jedno. Jed
nak jak są ci Obrońcy Ojczyzny traktowani po naszyli Wszehni- cab, Politehnikah? Dlaczegóż to Młódź tyb i innyh nieszczęśnic prowadzonyb instytucji jest trak
towana pernogam? Dlaczegóż to Młódź rasy, co dała Wolność Na
rodowi a w nim także i wszel
kim spryciarzom, nie ma wogóle głosu w sprawah instytucji, które jedynie jej tylko dotyczą? Dla
czegóż to zgrzybiałe kadawry de
cydują o przyszłości Ojczyzny, kiedy za Nią tylko młodzież umiera?
Odpowie na to starszyzna mi
nisterialna, że Młódź jest zbyt mało doświadczoną i mało roz
sądną, A więc takie przekonanie ma starszyzna o miodem pokole
niu! Czy zatem dla tego śle tę Młódź by umierała miljonem, że właśnie jest niedoświadczoną i nierozsądną?
Ci co umierać muszą za Oj
czyznę, t. j. Młodarmia, muszą na
reszcie mieć więcej praw do swo
jej ojcowizny. Skoro Młodarmia, w cywilu czy w mundurze, jest zmuszoną pozostawać poza Poli
tyką starszego pokolenia, więc ci co noszą mundur i formalnie są Obrońcami Ojczyzny, automaty
cznie tracą prawo do swej Oj
czyzny i jej praw.
Dziwna niekonsekwencja, czy też perfidja niesprawiedliwości!
Młódź rasy jest ,,dość dojrzałą”
w opinji starszyzny, by umierać za Ojczyznę, lecz „nie dość doj
rzałą”, by móc zaważać na spra- wah tejże Ojczyzny. Rzeczywi
ście, bardzo wygodny system dla starszego pokolenia rozpolityko- wanyh oportunistów i wszelkih lukratywnyh (podczas Pokoju) in
stytucji.
Jeżeli Młódź rasy jest ważną w czasie wojny na tyle, że się ją błaga na kolanah o bronienie gra
nic Rzeczypospolitej, to winna ona też mieć zahowane to samo prawo najwyższego uprzywiljo- wania, podczas Pokoju. Pokój zaś pokrywa w sobie wszystkie dziedziny, gdyż w systemie total
nej celowości Państwa nie winno być żadnej takiej, któraby nie słu
żyła ideałowi Zwycięskih Dzie
jów.
Na Wszehnicah i innyh Aka- demickih uczelniah w czasie pew- noty Pokoju i dziejowej pogody, traktuje się Młódź Narodu wedle złowrogiej woli tyh, co nic nie dają, kiedy Wojna nadejdzie, prócz pieniędzy. Kiedy kataklizm na
dejdzie, uwielbia się Młódź, kiedy zaś śmierć miljona Młodyh za
pewni granice Rzeczypospolitej, wtedy się ją maltretuje i uznaje za niedorozwiniętą. Zagania się ją, gdzie się tylko żywnie podo
ba ztctryczałym i wypsztykanym samcom, a teolodzy, czyli agenci obcyh potęg z nietykalncm pra
wem Koncesjonarjuszów sławet
nego Konkordatu rozkazują przy
szłym Obrońcom Ojczyzny odda
wanie mistyczno - batalistycznego posłuszeństwa i poddawania się nieszczerze bigotliwym ekstazom.
Zaganiacze uhałaceńi mają legal
ne przywileje znieprawiania dusz słowiańsko-polskih bez prawa in
dywidualnego protestu, bez uzna
nia narodowyh sumień, nawet gdy studenci studjują ścisłą Wiedzę i mimo najlepszyb hęci nie mogą wierzyć w Teologję Kolonjalnej Centrali Rzymskiego Imperjum.
Zniewala się ten pierwiastek Obrony naszej rasy wszelkimi rygorami, prawnemi bezprawiami, jak szczury zalewa się sikawka
mi, gdy Młódź domaga się usu
nięcia ze swyh instytucji negrose- mitów. Wykreśla się z uczelni, uniemożliwia zarządzeniami Mini
sterstwa Oświaty i Wyznań dal
szą możność studjów, śle się wresz
cie do więzień. W traktowaniu naszej Młodzi ujawnia się jaskra
wo obłuda starszyzny, która trak
tuje przyszłyh Obrońców Państwa i Narodu jako ofiarne owce, w czasie Pokoju, a w Wojnie skam
ląc, kaja się wskazując z ambo- nudnyli trybun „święty obowią
zek” patryjotyzmu Młodym Ofiar- nikom, którego sami wcale nie odczuwają.
Kiedy Młódź naszej rasy wa
ży się domagać pewny h praw do stanowienia o sprawah dotyczą- cyk jej samej i własnej Przysz
łości... kiedy domaga się praw Obywatela do własnej Ojczyzny...
kiedy już jej grzeczne słowa wca
le nie są brane pod uwagę przez pruhnogie tumany: wówczas star
sze pokolenie prozaieznyk opor- tunistów podnosi „giewałt“ i śle policję ze sikawkami i łzawiące- mi petardami, by przyszłyh O- brońców Ojczyzny złamać, zgnę
bić i przedwcześnie wprawić w przegrywaniu bitew. Dziwna to pedagogja.
Niedawno p. Poseł Żenczykow- ski w przemówieniu sejmowem powiedział między innymi:
„Nasza młodzież sama obec
nie szuka kierunków ideo-
wyh. Co się tyczy wyższyh uczelni, to obecny stan na nich jest niewątpliwie groźny.
Ustępliwość wobec tej mło
dzieży na terenie akademic
kim jest szkodliwa i może być przez nią zrozumiana ja
ko dowód słabości, przy bra
ku planu i może młodzież rozzuchwalić. Pan Minister zwrócił uwagę na zajścia an
tysemickie. Niewątpliwie jest to poważna plama na hono
rze polskiego akademika i należy mieć nadzieję, że Pan Minister przez energiczne za
rządzenia zapewni na wyż
szyh uczelniak spokój“.
Na to mu odpowiedział uprzej
mie p. Minister Świętosławski:
„Sytuację pogarsza zupełna bierność ogółu młodzieży, któ
rzy powinniby nie dopusz
czać do przejawów zezwie
rzęcenia i zupełnego wyzby
cia się etyki hrześcijańskiej.
Rząd dążyć będzie wszelkimi dostępnymi mu środkami do zwalczania anarhji i utrzyma
nia porządku w szkołach a- kademickih“.
Za ważenie się wzięcia swych praw Obywatela samym sobie i głoszenia prawdy, że o akademic- kih instytucjah sama Młódź Na
rodu winna decydować, profesor
skie konwentykle uznają młodyk prowodyrów za „miatieżników“ i przestępców, któryh się potem systematycznie i konsekwentnie niszczy. Za co? —
Otóż za tę „bezczelność“ iż Młódź Narodu jawnie waży się domagać i nawet uważać się za jakąś część Narodu, która twier
dzi, że podobno ma jakieś przy
wileje. Za to, że czując swą dzie
jową Ważność, jako obronna Ar- mja w cywilu, waży się mimo nagan, sięgać po jakieś zmyślone przywileje dla siebie. Za to, że zapomina o tern, iż jest zaledwie klasą niewolniczą, której przywi
lejem jest umierać w razie po
trzeby i tylko po to, jak się star
szemu pokoleniu wydaje, by było mu dalej bezpiecznie prowadzić swój handelek w domah publicz- nyh, rządowy!) jak i prywatnych.
Starsze pokolenie już dawno
„uznało“, że instytucje akademic
kie mają tylko tak być prowa
dzone, aby nadal zahować ten błogi stan duhowego zgnębienia i nacisku przykazań, że Ojczyzna jest tylko jego prywatną „real
nością1, a Młódź rasy musi nadal być hodowaną w duhu skruhy teologicznej i społecznego sługo- iostwa, aby broń Boże się nie po
łapała na tym, żc to ona właśnie jest spadkobiercą prawnym tej wiecznie sprzedawanej Konkorda
tami Ojczyzny.
Tak, tak! Ojczyzna należała dotąd do zyskowiczów starszych pokoleń, zaś do Młodarmji w mundurze i w cywilu naszej rasy, należy tylko śmiertelny Patryjo- tyzm.
Prawo Czyjaż to zatem Ojczyzna ?, czy zniewieściałyh tmtniów po- rośniętyh sadłem niezasłużony)) w obecnej hwili przywilejów, co już nie zdolni są uczynić dla Niej żadnej ofiary, prócz podpisania czeku bankowego „na patryjoty- czny cel” i wrzeszczenia retory- cznyli przemówień „ku zapaleniu”
serc Młodzi rasy naszej, by była
Podstępnie wyzyskiwany Patry- jotyzm wiecznie ofiarnie dawany swemu Narodowi, jest potrzebny dla zapewnienia starszemu poko
leniu spryciarzy gładkiego obrotu interesów w fabryka!), w kości o- łah, w redakcja!), bankah, burde- lah i biura!) wszelkiego stręczy- cielstwa, jak i w żydowski!) ga- biuetah Loterji, co pokrywa defi
cyty złego gospodarowania i t. d.
i t. d.
Nasz Patryjotyzm jest potrzeb
ny dla zahowania stanu rzeczy, co nadal utrzymywałby dohody pieniężne, jak i prestiżowe wszel
kim dyrektorom handlu i prze
mysłu, mecenaśnym huśtawkarzom Sprawiedliwości, dwudziesto zloto
wym zdziercom doktorskim (od wizyty) i księżym liliwiarzom, co muszą dostać od nędzarza wiej
skiego dwadzieścia złotyli, bo ina
czej nie pohowają zmarłego ojca rodziny, no i potrzebny jest bar
dzo dla tyh nadętyh ekstra-ultra- plus-Magnificencjów kosmopolity
czny!) uniwersytetów, którzy by inaczej zostali dziadami kościel
nymi, gdyż ih nauka platoniczna i czczość intelektualna, jak ) ga- moństwo życiowe nie wystarczy
ły by na zarobienie śledzia ze śliną.
Pokoju.
gotową swe życie za Ojczyznę oddać. Ojczyznę ? — czyją ?
Jeżeli Śmierć ma podpisany Konkordat z Opatrznością na zga
szenie żyć naszej Młodzi w Woj
nie, tedy Młodarmia musi mieć najwyższe uprzywilejowanie w tej tutaj Ojczyźnie. Młodarmia musi przedewszystkiem mieć najwyż
sze Prawo Pokoju, gdyż od nie
go zależy uwarunkowanie zwy
cięstw podczas wojny. Skoro Młódź należy do wojny, to Pokój należy do Młodzi. A aby ów Pokój był zapewnionym w mili
tarnej Pewnocie, Mlódz rasy na
szej musi zdobyć swe prawo do dysponowania życiem starców, je
żeli ci okażą się szkodliwymi dla rozwoju potęgi rasowej i Dziejów.
Młodarmia musi mieć prawo śmier
ci nad starymi, jak oni wiecznie dotąd mieli eksluzywne prawo, podpisywaniem dekretów, do sła
nia miłjonów młodzieży narodo
wej Młodarmji na niehybną.śmierć.
Kto daje Życie, ten ma najwyż
sze prawo do brania go lub dawa
nia. Namiastka czekowyh „ofiar”
winna wykluczać pruhno rasy z pod tego Prawa.
Ze swyli obwarowanyh przy
wilejów, starcze trutnie już nie mający dzieci do wyhowania, sa
mi nie zrezygnują. Pozatem, rę
ce zbyt im się trzęsą by oddając przez nih uzurpowane przywileje mogły trafić do rąk właściwych, t. j. do spadkobierców dziejotwór- stwa.
Prawem Pokoju (nie tylko Woj
ny) jest możność decydowania przez samyh Obrońców rasy t. j.
Młodarmię o wszystkih sprawah, które stanowią o Postępie, dobro
bycie Kraju i Narodu, jak i dzie- jowojennej gotowości. To Prawo Pokoju, winno przywrócić moż
ność decydowania o Twórczynie wszelakim, by Duh jego uwaro- wal w tężyźnie bezwzględnej ca
łe nowo-zdyscyplinowane Stado naszej rasy, decydowania o Koś
ciele, o Szkole, i o wszystkiem co jest koordynacyjną częścią na- tknionego organizmu naszego Pań
stwa. Nie ma dziedzin w naszym
UMnym Zamiarze, które nie by
łyby organicznie związane z ata- kobronnością Sławiańskih Dzie
jów.
Młodarmia musi sama zadecy
dować czy przyszłe pokolenia bę
dą kowane przez życiowyh ucie
kinierów w hałatah klerozy, czy zamiast modłaszenia się po uczel- niali, twardzi ludzie w mundurah uczyć będą je ponownie zapom
nianej rycerskości, by nareszcie Stawianie zdolnymi byli, tak na przekorę teologicznemu Fatum, przeciwstawić Wielkość swyh Dziejów, męskim Germanom i lu
dożerczym Mongo-Moskowitom.
Rola Młodzi.
Jak tu za tern pogodzić tę re
gułę, by Arm ja była „ponad po
lityką“ a Wskazaniem limu, mia
nowicie, by Młodarmia w mun
durze i bez, brała udział w spra
wach Państwa, zyskując równo
cześnie dla siebie Prawo Pokoju?
Otóż hodzi o przelanie Woli tej obowiązkowo milczącej Armji w mundurach, na Młódź bez mun
durów, stojącą poza Arm ją. Mó
wię tutaj o nie zawodowyh Żoł- nierzah, nie zaś o tyli, co Strategję i Komendę stanowią, bo te przez sam fakt stałej służby wojskowej, z musu muszą prawie że zyć na osobności dla zahowania najwyż- szyh tajemnic, a więc pozostawać poza harmidrem targowiska poli- tycznyh gier.
Ten co idzie na Wojnę, prze
staje być obrońcą własnego, pry
watnego domu, rodziny i drobne
go dobytku, gdyż czynić to może pośrednio tylko. Odhodząc, by bronić całej naszej Wspólnoty wi
nien powierzyć wszystko, co mu najdroższym jest na świecie, swe
mu najzaufańszemu przyjacielowi, by ten pozostając na miejscu z jakihś godnyh powodów, i bro
niąc własnej zagrody mógł rów
nież i za niego stanąć w obronie jego spraw w razie potrzeby.
W tym leży cały plan ujaw
nienia i wykonania Woli tyh, co będąc w Najwyższej Służbie Woj
sko wo-Wojennej są zmuszeni jed
nak pozostać niemowami. Nie- haj zatem Młódź Narodów Sławji bez munduru przemawia za swe Arm je, jako rówieśnik, jako naj- zaufaószy brat i najwierniejszy bojownik własnego pokolenia pod
czas iii cywilnej i politycznej nie
obecności.
Tworząc ponad polityczną Unję Młodyh, zjednoczona opinja Młodzi, w mundurze i bez mun
duru, znajdzie prawo do swego głosu, bo nie będąc w danym czasie formalną Armją, to jednak lada dzień może nią być. Zatem w imieniu Armji, w imieniu tyh co muszą milczeć, a i umierać podczas służby wojskowej i wo
jennej UM będzie wyrazicielem młodego pokolenia obywateli pod
czas ih cywilnej i politycznej nieważności.
UM będąc kompozytem całe
go Rodosławiańskiego pierwiastka i przekrojem wszystkili ugrupo
wań polityczno-partyjnyh, stanie się wyrazicielem całej średniej pokrywającej wspólne pokrewień
stwo ideowe całej rasowej Mło- d armji.
Kilkumiesięczna czy też, dwu
letnia służba pozbawia obrońcę Obywatela ważkiego głosu, gdyż cały pierwiastek formalnej Obro
ny, czyli Armji jest wycofany z możności wpływania na sprawy Państwa i jego Polityki. Podczas jego służby nikt się nie zajmuje
jego sprawami, rodziną i dobyt
kiem. Rodzina jego może ginąć z głodu osaczona troskami, ho- rość może strawić mu najdroższe osoby, lecz on będąc w Armji, a samo Państwo mając zbyt wiele innych ważnych trosk, pozosta
wia więc niemy Obrońca Ojczyz
ny los swyh najbliższy!), już wy
żej wspomnianej Opatrzności. Za
tem będzie to zadaniem UMu, by właśnie temi sprawami się opie
kować wedle coraz to więcej ros
nącej możliwości, wymuszony!) przez napór Woli Obrońców Oj
czyzny.
Tak jak teraz starszyzna za pomocą tysięczny!) sposobów, or
ganizacji społeczny!), jak i pań
stwowo policyjny!), broni swyh przedawniony!) przywilejów, prze
ciw zastępom Młodzi naszej rasy:
tak teraz sama Młódź musi wy
musić ze swej starszyzny biolo
giczny!) wyteranów, z powrotem to przyrodzone jej dziedzictwo najwyższego przywileju, które zwę Prawem Pokoju.
Z przemianą gruczołów prze
ciętny człowiek się zmienia z by
łego idealisty na kalkulacyjnego spryciarza. Dlatego Młódź rasy nawet biologicznie jest inną od oportunistycznej starszyzny. Czy
li, że podświadomie oba pier
wiastki są sobie wiecznie wrogie i nienawistne, tak jak są samce danego gatunku, gdy dzieli ih różnica wieku i jurnej pojemnoś
ci. Dlatego mimo sumitowań się i fałszywego paternalizmu pseu
do - przyjacielskości, starszyzna bezjędrnyh samców, pierwiastko
we boi się i nienawidzi Młodzi własnej rasy i wszelkimi para
grafami swej ślepej Sprawiedli
wości, jak i metodami jezuickiej obłudy sili się utrzymać jak naj
dłużej swój zwierzhni stan, insty- tucyjnej przemocy.
Rada Ośrodka Zamierzeń, czyli R. O. Z. UMu będzie ustami Woli rasowej młodego pokolenia i po
czątkiem nowego Społeczeństwa, czyli Polski Ii-ej.
UM zatem musi być ustami Woli całej Młodarmji w mundurze i bez, by przemawiać za tyh co są obowiązkowo niemowami, jak i tej Młodzi co stanowi Armję porządku publicznego, czyli po
licję.
Obrońcy Ojczyzny formalnie spełniający ten najwyższy obo
wiązek służby muszą się połączyć dla własnego dobra, zanim przy
wdzieją mundury, by bronić praw własnego pokolenia, które wal
czy za Przyszłość, a przeciw wa
łęsającej się jeszcze Przeszłości.
Czynić to musi, gdyż co dobrem jest dla Młodzi rasy, jest podwój
nie dobrem dla całego Narodu i jego Przyszłości. Narodom będzie tylko tak dobrze lub źle, jak te
raz jest ich młodzieży.
Ńie ma w świecie człowieczy!:
wartości takiej rzeczy jak egoizm młodyli (nie mówię tutaj o nie- mowlętah). Egoizm jest tylko u- łomnością starząjącyh się ludzi, którzy czując zbliżający się za
nik swej społecznej wartości i stadowej zdolności do przetrwa
nia, silą się wszelkimi znanymi sobie sposobikami i ciułaniem wpływów, obwarowywać, ku snad
ni ejszem u zdobyciu sobie tej syn
tetycznej namiastki krwi i młodo
ści, t. j. pieniądza, by djamento- wemi koljami kupować sobie sa
mice, zamiast utraconą jurnością i władać życiem młodej rasy przy pomocy paragrafów i ukazów, za
miast żywotnością i twórczym umysłem.
Szanować żyjącyh .
Nie hcemy by potem, t. j. po wojnie następnej i śmierci miljo- na młodyh żołnierzy, kowano so
bie jednego z nih, bardzo a bardzo ceremonjalnie na reprezentacyj
nym placu stolicy, w trumnie pla
tynowej wysadzanej djamentami, jako „nieznanego” żołnierza. Mło
dzi narodu nie są potrzebne po
śmiertne uprzywilejowania. Nie hcemy by symbolem Armji Obrońców był NIEZNANY żoł
nierz. Nie hcemy uwielbiania po
śmiertnego, lecz domagamy się szanowania tyh co żyją a co za Ojczyznę muszą być zawsze go
towi umierać.
Zbyt skąpa ta zaplata miljo- nowi Młodyh, co nie wracają z pola bitew, co padli za Ojczyznę.
Dziś Młódź Narodu żąda dla siebie najwyższego uprzywilejo
wania jako dla Obrońców Ojczy
zny, bez któryh ofiarności niemasz Wolności, ni Państwa, ni Dziejów.
Żądamy dziś dla tyh co stanowią 0 Przyszłości Dziejów nowego Prawa Pokoju, jako jedynyh Dzie
dziców tej prawiecznej spuścizny po minionyh pokoleniah wieczy
stej Młodzi, co zawsze i wszędzie ginęła miljonami na polali bitew 1 turmah własnej i cudzej Prze
mocy, na to by rasa nasza stała się godną marzeń swyh Bohate
rów i Bogorłów, by Dzieje nasze stały się nareszcie nathnieniem nowej Wiary, własnej, a nie po
zostawały nadal Żydziejami jako ofiara Opatrzności.
Dziś Młódź żądać musi inne
go sposobu wyrównywania dłu
gów za śmierć miłjona swyh mło- dzieńczyh braci, co padli zdoby
wając Wolność dla Ludu Narodu,
niżeli obłudnego łaszenia się je
dynej kasty posiadającej, t. j. star
szego pokolenia, przed pojedyn
czymi grobem Nieznanego Żołnie
rza.
Młódź rasy naszej żąda inne
go dziś traktowania jej po wszeli- nicah i politehnikah. Młódź żąda wyrównania długu śmierci wojen
nej jeszcze za życia Ofiarników Narodu. Młódź hce być już Zna
ną jako całe pokolenie i nie za
dowoli się tym, że jeden z nib
„Nieznany Żołnierz” otrzyma jed
no miljonowy procent za wszyst- kih w formie blaszanyh wieńców i najwyższyh orderów na jego trumnie.
Dzisiaj hcemy wysłuhu i po
ślub u naszyli słusznyh wymogów, wprowadzenia Zmian i tylko we
dle naszyli przewidzeń i zamie
rzeń.
OM zmusi starszyznę do po
szanowania Obrońców Ojczyzny w mundurze jak i bez munduru, którzy pewnego dnia umierać bę
dą musieli nie po to, by zapew
nić lukratywne doliody i syneku
ry starszym spryciarzom: lecz by Naród był szczęśliwszym, a dzie
je nasze wznioślejsze.
OM nie pozwoli na dalsze wy
kręcanie się z długu przez arcy- poważne kajania się przed gro
bem żołnierza Nieznanego i skła
dania kwiatów (telefonicznie ob- stalowanyh w sklepie), lecz zmu
si do poszanowania żywyli jesz
cze Obrońców. Młodarmia jest tym to żywym pomnikiem poleg- łyh braci, którego starszyzna im nigdy nie postawi i w niej trza wielbić wieczną bohaterskość bos
kiego pierwiastka rasy.
Łotrowskie traktowanie żądań Młodzi akademickiej, a pozorne honorowanie Żołnierzy w mundu
rze (tyhże samyh studentów) jest dowodem obłudy i przemyślności starczej.
Młódź jest wszystkiem.
Mówiąc o apolityczności UMu przewiduję uśmieszki starszyh pa
nów, silącyh się dygnitarską po
wagą pokryć pietra w łydkah.
Przez apolityczność rozumię to, że nowa organizacja nie mo
że być opartą na jakihkolwiek z dotychczasowych afilijacji polity- czno-partyjnyh, a zatem nie ob
ciążoną dziedziczną nienawiścią ku sobie innyh ugrupowań, bo zrodziła się ze szczerej Miłości do swego narodu i rasy, z Woli, by dolę Ludu poprawić przez na
prawę niedoli młodego pokolenia, z nienawiści do wszystkiego, co jest wrogie i obce i Nadmienia, by Dzieje zapłodnić wielkością naszyli marzeń i zahować nasze narody od zagłady przez Wielku- nję Sławian pod jedną nazwą
SŁAWJJ.
Polityczną staje się wszelka siła w swej skuteczności zamie
rzeń Dobrze zrównoważona pogo
da, obrodziwszy ponad miarę pło
dami ciężko uprawianą ziemię, mimo swej obojętności sprawami polskimi czy sławiańsltimi, staje się siłą swej skuteczności pier
wiastkiem bardzo politycznym.
Wielkie burze, grady, powodzie i oziębienie klimatu może w swyh nie polityczny!) powodah wywró
cić gabinety, strącić Premjerów z czoła Rządów i zmusić do zawar
cia szkodliwyh dla Państwa umów z wrogami, czyli stać się siłą wy
raźnie polityczną... jakkolwiek skutkującą bez planowo i bez pierwiastka elementarnego nawet Mężostwa Stanu.
Zamiary UMu są niewinne — skromne, a jeżeli połączenie się całego pierwiastka Młodarmji pol
skiej jak i reszty Sławji będą spełnione a Siłą swego skoordy
nowania dojdzie do skuteczności, to wcale się nie zdziwimy, jeżeli w miarę rozrostu jej skuteczności, jej zamiarów będzie tłumaczona jako polityczną. Kto wie? Nie
ba] astrologowie mię zapytają, to im podszepnę. co mają odczyty
wać z horoskopów, co nasza sła
wetna Opatrzność potulnie nam przyniesie.
Któż może umysł Młodyli przewidzieć, kto ze staryh wy
czuje w tym umyśle błyski wska
zań instynktu naszej rasy, która we swej krwi nowe przykazania przynosi? W każdym razie nie politycy, a tym mniej dyplomaci.
By przewidzieć proroczo naszą Przyszłość, trzeba umieć rozumieć Młódź swej rasy i jej najskrytsze tęsknoty. W Młodzi kryją się wszystkie składniki Dziejów, a zależnie od tego, co się hce wi
dzieć w młodszem pokoleniu i co się z niego wydobywa, i co po
tem się pielęgnuje, to właśnie z wyłonią się takie Dzieje,
jakili poszukiwało w swej złej woli starsze pokolenie. Popatrz
cie wstecz! Popatrzcie wokół sie
bie, a sami zobaczycie, czego przeszłe pokolenia szukały i co w swyh następstwah znalazły.
Nic dziwnego, że takie to mieliś
my Dzieje, tak pełne Niewoli, Niedoli; wedle suflerostwa Opatrz
ności.
Dziejami jest tylko to, czego szukamy, co rozwijamy w Młodzi swej rasy, i dlatego to, Dziejami jest wszystko to czego politycy, dyplomaci i inne rasowe niedo- nostki.
UM zatem musi być wyra
zem Woli dziś jeszcze miljo- nów, i przedewszystkiem dziś nieznanyh żołnierzy całej Polski i całej Sławji.
Jeżeli Wola Młodarmji jest lek
ceważona, wówczas Przyszłość będzie niepewna, a Dzieje po
nure.
Kto nie jest z nami — ten jest przeciw nam.—!
TUM JA!
TUM JA!
TUM JA!
Starzy robią historyczne błądy, Młódź umiera za nie milionami.
Sb z w.