• Nie Znaleziono Wyników

Przypisy w treści głównej są linkami oznaczonymi słowem „przypis” i numerem porządkowym wziętymi w nawias kwadratowy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przypisy w treści głównej są linkami oznaczonymi słowem „przypis” i numerem porządkowym wziętymi w nawias kwadratowy"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Uwagi do wersji zaadaptowanej:

Wersja elektroniczna książki została stworzona zgodnie z art. 33 z indeksem 1 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Zostały zachowane numery stron. Numer danej strony znajduje się nad tekstem danej strony i poprzedza go skrót str.

Wartości wyrażone w oryginale liczbami rzymskimi, w adaptacji przedstawiono cyframi arabskimi.

Rozstrzelenia tekstu zastąpione zostały podkreśleniem.

Przypisy w treści głównej są linkami oznaczonymi słowem „przypis” i numerem

porządkowym wziętymi w nawias kwadratowy. Linki te prowadzą do opisów przypisów, które zostały umieszczone na końcu dokumentu. Powrót do treści głównej po odczytaniu opisu przypisu jest możliwy poprzez link „Wróć do treści głównej” umieszczony na końcu każdego opisu przypisu.

Zakładki oznaczone literą „p.” i numerem porządkowym znajdują się w treści głównej, w miejscu występowania przypisu. Zakładki oznaczone słowem „przypis” i numerem

porządkowym znajdują się na końcu adaptacji – w miejscu występowania opisu przypisu.

Wykaz skrótów:

s. - strona nr - numer

przeł. - przełożył lub przełożyła i in. - i inni

podkr. - podkreślenie B.Sz. - Bogdan Szlachta red. - redakcja

por. - porównaj cyt. - cytat św. - święty n. - numero

par. - pars (część)

q. - quaestio (zagadnienie) a. - articulus (artykuł) kol. - kolumna

SJ - Societas Iesu

Koniec uwag do wersji zaadaptowanej.

(2)

Str. 123

Bogdan Szlachta

DEMOKRACJA A RZĄDY PRAWA

1.

Tytułowe kategorie niniejszego szkicu, przygotowanego na inną okazję (acz dotąd niepublikowanego), jeszcze za panowania w Stolicy Piotrowej Jana Pawła 2, stanowią przedmiot zainteresowania dwóch różnych, choć - należy mieć nadzieję - bliskich sobie dziedzin teoretycznych: refleksja nad demokracją podejmowana jest na terenie filozofii polityki, gdy problem rządów prawa uwikłany jest w szeroko rozumianą filozofię prawa.

Spoglądając z innej, „politycznej” perspektywy, ujmujemy je zwykle także w dwóch

różnych wymiarach: demokracja określa krąg podmiotowy i sposób sprawowania władzy, stanowi system - przywołajmy słowa Jana Pawła 2 - który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych i rządzonym gwarantuje możliwość wyboru i kontrolowania

własnych rządów, a także - kiedy należy to uczynić - zastępowania ich w sposób pokojowy innymi [przypis 1]. Rządy prawa relacjonowane są z kolei do sensu, treści i zasięgu decyzji podejmowanych w demokratycznych procedurach, określając element materialny,

dopełniający wymiar formalny owych procedur lub „mechanizmów demokratycznych”

[przypis 2]. Demokracja jako mechanizm dochodzenia do konsensu przez obywateli, często za pośrednictwem reprezentujących ich ugrupowań politycznych, ujęty w normy proceduralne, nie dostarcza jednak dostatecznej legitymacji porządkowi prawnemu, chyba że uznamy, iż usprawiedliwienia dostarcza element formalny (zasada większości jako istota owego mechanizmu); jeśli uznania takiego brak, to zmuszeni będziemy uzasadnić istnienie wymiaru materialnego, różnego od formalnego, jako usprawiedliwienia dla porządku prawnego.

Pytanie czy rzeczywiście dopełnienie takie jest wymagane, wyznacza istotę jednego z najważniejszych zagadnień współczesnej refleksji polityczno-prawnej. Teza o potrzebie

„dopełnienia materialnego”, która pojawia się w razie braku wspomnianego uznania, nie jest jednak traktowana jako oczywista: przeczy jej współczesne legitymizowanie ładu prawnego przez odwołanie się wyłącznie do „proceduralnej” lub formalnej zasady

demokratycznej, łączące się z eksponowaniem znaczenia woli większości wyznaczającej materialną treść norm prawnych, a realizowanej, jak w przywołanym ujęciu papieża, przez udział wszystkich obywateli (choćby przy pośrednictwie przedstawicieli wyłanianych w akcie wyborczym) w podejmowaniu decyzji politycznych.

(3)

Str. 124

„Bezpośrednio demokratyczny” charakter decyzji podjętej w referendum lub „pośrednio demokratyczny” wiązany z decyzjami parlamentu lub innego organu przynajmniej teoretycznie działającego w imieniu i na rzecz reprezentowanej nawet nie większości członków zwierzchnika politycznego, ale zbiorowego suwerena jako takiego,

obejmującego także tych, którzy pozostawali w mniejszości, nie wiąże się wprost z ustaleniem „materialnej podstawy” owych decyzji, chyba że za taką uzna się tylko treść arbitralnego aktu woli lub - jeśli ktoś chce - opinii bezpośrednio wyrażanej przez większość jednostek („lud”) lub przez jej reprezentantów. W takich ujęciach element formalny,

stanowienie prawa zgodne z demokratyczną procedurą, znosi element materialny i

redukuje problem prawodawstwa do jednego (właśnie proceduralnego) wymiaru. Formalna jednowymiarowość decyzji politycznych nie pozwala ani na uznanie wiążącej mocy

kryteriów sprawiedliwości lub słuszności jakiegoś ładu przedmiotowego określającego wybory jednostek lub ich reprezentantów, a dostępnego umysłom wszystkich, ani na podjęcie z utraconej perspektywy krytycznego oglądu norm proponowanych przez większość (perspektywy zastępowanej niekiedy rozważaniami na temat niesprzeczności nowej normy z istniejącym już systemem prawnym, przez niektórych współczesnych prawoznawców uzupełnianej postulatem, głoszonym w imię utrwalenia „autorytetu prawa”, uzgadniania systemu norm prawnych z systemem normatywnym innego rodzaju,

mianowicie systemem moralnym, tak jakby ów drugi system istotnie stanowił podobny prawnemu, a nawet wobec niego analogiczny, niesprzeczny, spójny i jeden system normatywny; na marginesie zaznaczmy, że zwolennicy takiego „uzupełnienia” przywołują w istocie ujęcia klasyczne, nieróżnicujące istotowo norm moralnych i prawnych, wobec których zajmują generalnie postawę krytyczną). Zagadnienie to wydaje się kluczowym elementem poszukiwań wszczynanych obecnie przez zwolenników osobliwie pojmowanej demokracji liberalnej, nazywanej niekiedy „agonistyczną”. Dość wspomnieć, że w

opublikowanej w 2000 roku pracy (przełożonej na język polski w 2005 roku) Chantal Mouffe (kontynuująca kierunek namysłu zapoczątkowany piętnaście lat wcześniej wespół z Ernestem Laclau w Hegemony and Socialist Strategy: Towards a Radical Democratic Politics, London 1985), wymagając uwzględniania nierozwiązywalności paradoksu wynikającego z połączenia wątku liberalnego z wątkiem demokratycznym we współczesnej demokracji liberalnej, podnosiła potrzebę „zerwania z dominującą perspektywą racjonalistyczną”, dostarczającą dotąd uzasadnień dla „momentu materialnego”, „i posłużenia się teoretyczną strukturą akceptującą niemożliwość

(4)

ukonstytuowania formy społecznej przedmiotowości, która opierałaby się na jakimś źródłowym wykluczeniu”. Mouffe podkreśla też znaczenie, „jakie dla właściwego zrozumienia demokracji ma nieesencjalistyczne podejście zainspirowane przez poststrukturalizm i dekonstrukcję”; podejście to „wreszcie” umożliwia zaistnienie

„pluralistycznej formy ludzkiej koegzystencji, w której prawa mogą istnieć i można z nich korzystać, wolność i równość zaś są w stanie współistnieć”.

Str. 125

Konkluzja autorki jest jednak najbardziej znacząca: okazuje się, że „taką właśnie

koncepcję liberalnej demokracji wyklucza stanowisko racjonalistyczne, które nie godzi się z trwałością tego napięcia” (między wolnością i równością) „i poszukuje metod jego eliminacji” (choćby w projektach deliberatywnych lub komunikacyjnych). „Trzeba więc wyrzec się iluzji, że racjonalny i wolny od napięcia konsens jest w ogóle możliwy, i zrozumieć, że pluralistyczna polityka to pragmatyczne, niepewne i z konieczności nietrwałe sposoby radzenia sobie z tkwiącym u jej podłoża paradoksem” [przypis 3].

Trwanie przy iluzji uniwersalizmu i racjonalizmu, właściwe choćby Jürgenowi

Habermasowi broniącemu wersji oświeceniowego racjonalizmu, nie wiąże się - wbrew jego między innymi zapewnieniom - z obroną nowoczesnego projektu demokratycznego, temu bowiem zagraża właśnie każdy esencjalizm, stanowiący fundament dla „momentu materialnego” ładu demokratycznego. Pluralizm, znoszący wszelki esencjalizm, „nie jest po prostu faktem”, na co godzą się krytycy w rodzaju Habermasa czy Rawlsa, nie jest tym, co „z niechęcią musimy tolerować albo próbować ograniczyć, lecz zasadą aksjologiczną”, o ile oglądany jest z bliskiej omawianej autorce „perspektywy teoretycznej

antyesencjalizmu”; perspektywy wymagającej traktowania pluralizmu jako

konstytutywnego elementu na konceptualnym poziomie „samej natury nowoczesnej demokracji”; oglądany z niej, pluralizm staje się czymś, „co powinniśmy gloryfikować i rozwijać”, uznaje on bowiem „pozytywną rolę różnic i kwestionuje cel, jakim jest”

(nieosiągalna w istocie, a mimo to broniona przez wielu jako warunek istnienia wymiaru materialnego demokracji) „jednomyślność i jednorodność, które bazują na aktach wykluczenia i zawsze okazują się fikcją” [przypis 4].

Str. 126 2.

Warto pamiętać, że proceduralna jednowymiarowość i samousprawiedliwienie ładu

demokratycznego to zjawiska stosunkowo nowe, których skutki pragną ograniczać autorzy

(5)

podejmujący jednak poszukiwania jakiegoś rodzaju „uniwersalnego kryterium” albo uniwersalnie ważnych treści pochodzących z ustaleń intersubiektywnych, ale wpływających wiążąco na treść woli ustalanej w procedurach demokratycznych.

Nowoczesna demokracja, uznająca powszechne prawo wyborcze za kluczowy moment uzasadniania przez „naród polityczny” jako zwierzchnika (suwerena) i piastuna

(przynajmniej „źródłowego” lub „genetycznego”) pełni politycznego władztwa, liczy niewiele ponad sto lat. Czy przyzwyczajenie kształtujące się przez jedno stulecie przełamuje krytyki kierowane pod adresem mechanizmu demokratycznego od dwudziestu pięciu wieków?

Czy zarzuty Platona i Arystotelesa dotyczące demokratycznej nietolerancji dla głoszących

„absolutną prawdę”, istnienie powszechników (do których poznawczo winna odnosić się jednostka i w nich znajdować m.in. treść człowieczeństwa) i dobra wspólnego

rozumianego nie jako suma „interesów indywidualnych” lub „dóbr jednostkowych” straciły aktualność w sytuacji, gdy normy prawne określane są przez wolę „ludu”, choćby

działającą (zwykle za pośrednictwem ciał przedstawicielskich) w partykularnym interesie tzw. większej części społeczeństwa? Jeśli uznamy aktualność tych zarzutów, wątpiąc w nieograniczoną stosowalność mechanizmu demokratycznego i po raz kolejny stawiając pytania obu świadków demokracji ateńskiej, to zmuszeni będziemy podjąć refleksję nad materialnym wymiarem demokracji; refleksję, która z jednej strony może nas doprowadzić do uznania niemożliwości wskazania jedynej treści owego „materialnego wymiaru”, z drugiej jednak do stwierdzenia problematyczności uzasadniania treści norm przez odwołanie się do elementu formalnego jako legitymizującego treść każdej normy jako zgodnej z wolą większości ustaloną w stosownych procedurach.

Warto też przypomnieć, że „proceduralne samousprawiedliwianie” demokracji było

traktowane jako istotny i niebezpieczny błąd przez wielu myślicieli politycznych aktywnych stosunkowo niedawno: krytyki formułowane pod jego adresem od przełomu 19 i 20 wieku przez Michelsa, Moskę, Pareto, Webera, a później Schmitta, Schumpetera i Jaworskiego ukazują, że demokracja pozornie jedynie stwarza możliwość współkonstytuowania ładu politycznego i prawnego państwa przez wszystkich obywateli; że nie zapewnia nawet udziału wszystkich obywateli w podejmowaniu decyzji politycznych, czego domagał się przywoływany Jan Paweł 2; że nie tylko „kolektywny suweren” („naród polityczny”) jest w istocie „personifikacyjną fikcją”, ale także, że pomysł demokratycznego uczestnictwa w sprawowaniu władzy zderza się z samą istotą polityki, skoro twierdzi się, że każdy ustrój polityczny posiada oligarchiczny charakter, a nawet, że przeczy istocie władzy z

konieczności ześrodkowanej w jednym, odpowiedzialnym ośrodku, którym nie może być

(6)

ani zróżnicowana i głęboka niekiedy podzielona w swych opiniach zbiorowość, ani wielogłowy jej reprezentant.

Str. 127

Z krytyką fikcyjności „kolektywnego suwerena”, złożonego z jednostek wyrażających własne, partykularne opinie, często za pośrednictwem partii politycznych, pozbawionych nawet wpływu na wskazywanych przez nie członków parlamentu wyłanianych w wyborach, niektórzy autorzy łączą tezę, zgodnie z którą wszystkie społeczeństwa złożone rządzone są przez niewielką grupę ludzi, a ich ustroje różnią się tylko charakterem mniejszości sprawujących władzę. Skoro tedy decyzje polityczne nie mogą być podejmowane przez wszystkich, to istotą polityki staje się ich podejmowanie dla zbiorowości, a nie przez nią samą, odsłanianie treści „dobra wspólnego” społeczności przez taką mniejszość,

kreowanie przez nią jakoś pojmowanego „interesu zbiorowego” albo nawet „interesu państwa” i ich realizowanie albo przydawanie mu ochrony za sprawą norm prawnych, a w końcu wskazywanie „zbiorowości poddanej mniejszości” przeciwnika lub wroga

przynajmniej w sytuacjach wyjątkowych (nadzwyczajnych). W konsekwencji nowa, krytyczna względem potocznie ujmowanej, formuła demokracji opiera się nie na udziale wszystkich w ustalaniu wprost lub za pośrednictwem świadomie wskazywanych

przedstawicieli treści decyzji politycznych całości, lecz raczej na rywalizacji elit: obywatele wpływać mogą na politykę jedynie przez elekcję jednej z rywalizujących elit, której

program uzyskuje w ich opiniach najszerszą akceptację. Wyborcy nie kontrolują wybranych przez siebie elit inaczej, jak tylko odmawiając im ewentualnie poparcia w kolejnych wyborach. Decyzje polityczne, także dotyczące rozstrzygnięć prawnych, nie są już, jak chcieliby papież i zwolennicy „potocznej koncepcji demokracji”, podejmowane poprzez indywidualną partycypację obywateli, lecz w „przetargu” prowadzonym przez elity zdolne zazwyczaj zawierać kompromisy.

Konkurencyjna struktura demokracji sprawia, że walka o treść ładu prawnego i o władzę sprowadza się w istocie do batalii o możliwie wielką popularność. To z kolei powoduje, że współczesna praktyka, a także - dodajmy - teoria ją opisująca, wyzbywa się szeregu aksjologicznych i normatywnych założeń cechujących klasyczną teorię demokracji, akcentując tylko elementy proceduralne i nieuchronnie dochodząc do wspomnianych przez nas jednowymiarowości i formalizmu [przypis 5]. Oto drugi element, nakierowujący refleksję na problem relacji zachodzących między formalnym, samousprawiedliwiającym się mechanizmem demokratycznym i materialnymi podstawami lub nawet granicami demokracji. Jest jednak także element trzeci. Współczesne demokracje lubują się w tego

(7)

rodzaju rzeczownikach, jak „pluralizm” i „tolerancja”. Mawia się: „demokracja to pluralizm, to nieograniczona tolerancja dla odmiennych zachowań, a zwłaszcza opinii”. Zwolennicy tego rodzaju stanowisk uznają z jednej strony, że uprawnione są wszystkie, nawet najbardziej ekstrawaganckie opcje polityczne, bo nie znajduje się legitymacji dla

wykluczenia ich poza nawias społeczeństwa obywatelskiego (choć niektóre spośród nich dyskwalifikuje się choćby jako tzw. populistyczne), nieznającego innych poza określonymi w ustawie konstytucyjnej lub uzupełniających ją aktach normatywnych kryteriów

pozwalających na dokonanie wykluczenia.

Str. 128

Tymczasem nierzetelny namysł nad tolerancją i pluralizmem wzmacnia jedynie zasadę liczby jako legitymację prawa, nie gwarantując przechowania najbardziej rudymentarnych, tradycyjnych dla danej społeczności reguł zachowań. Z drugiej strony, „tolerancja

absolutna” prowadzi nieuchronnie do jednostkowego nihilizmu moralnego i anarchizacji życia publicznego przez usunięcie fundamentu pozwalającego odnaleźć elementy tożsamości indywidualnej w kulturze zbiorowości, skoro nakazuje abstrahować od struktury rzeczywistości w imię pełnego uwolnienia jednostek od presji zewnętrznej.

W takich tezach tkwi niebezpieczeństwo, przed którym ostrzegał przed wieloma laty Leo Strauss:

„Jeśli nasze zasady nie mają innego uzasadnienia oprócz naszego ślepego wyboru, wówczas dopuszczalne jest wszystko, czego człowiek się podejmie […]. Liberalny relatywizm ma swe korzenie w tradycji tolerancji lub w idei, że każdy człowiek ma naturalne prawo do subiektywnie pojętego szczęścia, lecz liberalny relatywizm sam w sobie jest zarodkiem nietolerancji. Gdy uświadomimy sobie, że zasady naszego postępowania nie mają już innego oparcia, jak tylko ślepy wybór, wówczas już nie

będziemy w nie wierzyć. Nie możemy już szczerze postępować według nich, nie możemy już odtąd żyć jako istoty odpowiedzialne. Chcąc żyć, musimy zagłuszyć łatwo zresztą milknący głos rozsądku, który mówi nam, że nasze zasady są, same w sobie, tak samo dobre czy złe jak jakiekolwiek inne zasady. Im więcej będziemy rozwijać nasz umysł, tym łatwiej będziemy kultywować nihilizm; będziemy się także stawać coraz mniej lojalnymi członkami społeczeństwa [przypis 6] [podkr. B.Sz.].”

Krytyka Straussa odnosi się do demokracji opartej na koncepcjach absolutnej wolności jednostek i umowy społecznej zawieranej przez racjonalne jednostki i honorującej

(8)

ilościową jedynie zasadę większości. Ostrzegawczy głos brzmi jednak szczególnie donośnie wobec nowoczesnej „demokracji elit”: ich łatwość popadania w nihilizm i

„rozmywania odpowiedzialności” jest zagrożeniem, które przerasta nawet groźbę

nihilistycznej deprecjacji woli dawnego jedynowładcy lub monarchy, bo nie zna już relacji do osobowego Boga, tradycji, różnie pojmowanej „etyki absolutnej”, a nawet

uniwersalizującej rozumności albo racjonalności choćby typu oświeceniowego, a co za tym idzie - przynajmniej zdaniem krytyków - znosi podstawy odpowiedzialności różnej od ponoszonej wobec innych ludzi, tej zaś w analizowanym ujęciu w istocie brak.

3.

W poszukiwaniu elementów, które wypełniłyby materialną treścią demokratyczną formę i dostarczyły podstawy demokratycznym rządom prawa można się zwracać ku filozofii prawa, trzy wskazane przesłanki nakazują bowiem baczyć na granice stosowalności demokratycznego mechanizmu niezależnie od tego, czy przyjmiemy jego rozumienia klasyczne (wola większości) czy współczesne (konsens elit); przesłanki te nakazują nadto stale ujawniać niebezpieczeństwa związane z mechanizmami demokratycznymi: nihilizmu, nieobecności prawdy i nietolerancji wobec niej, ograniczenia usprawiedliwiania prawa do wymagań czysto formalnych oraz woli większej liczby nie tyle członków społeczeństwa, ile ich przedstawicieli.

Str. 129

Na gruncie filozofii prawa niebezpieczeństwa te wiąże się zwykle z pozytywizmem prawniczym, dla którego jedynym źródłem prawa staje się arbitralna w istocie wola prawodawcy, także zatem większości lub raczej - jak utrzymują krytycy - wola elit kierujących masowymi partiami politycznymi, korzystających z mechanizmów

demokratycznych. Czy w akceptowany powszechnie kontur pozytywizmu prawniczego można wpisać gwarancje chroniące przed nihilizmem i anarchią, usuwającymi fundament trwania wspólnoty politycznej? Jeśli przyjmiemy - jak często się czyni - że pozytywizm prawniczy przeczy istnieniu prawa naturalnego w każdej jego formie, to za Straussem możemy twierdzić, że „współczesne odrzucenie prawa naturalnego prowadzi do nihilizmu, co więcej jest identyczne z nihilizmem”. Dlatego nihilistyczna zgoda na negację prawa naturalnego w imię sofistycznego uznania, iż nie istnieją zasady, których ustawa nie może przełamać, skłania Straussa do uznania, że

„nasza niezdolność zdobycia prawdziwego poznania tego, co jest wewnętrznie dobre i słuszne, zmusza nas do tolerowania każdej opinii o tym, co słuszne i dobre, lub do

(9)

uznawania wszystkich upodobań czy wszystkich „cywilizacji” za jednakowo uczciwe [przypis 7].”

Tym samym wyzbywamy się jakichkolwiek odniesień wykraczających poza wolę aktualnej większości lub doraźną wolę elit politycznych. Z perspektywy nauczania przedstawionego przez Jana Pawła 2 w encyklice Centesimus annus tego rodzaju opcja jest nieuprawniona, w dodatku w sposób błędny funduje ona demokrację. Materialny ład demokratyczny, mimo poprawności formalnoproceduralnej, jest potencjalnie niesprawiedliwy, jeśli przyjmuje się, iż „agnostycyzm i sceptyczny relatywizm stanowi filozofię i postawę odpowiadającą demokratycznym formom polityki”. Akceptacja tego rodzaju demokracji prowadzi do zniesienia jej podstawowego tolerancyjnego wymiaru, zastąpienia solidarności relacją sprzymierzeniec-wróg, skoro wymaga, że

„ci, którzy żywią przekonanie, że znają prawdę i zdecydowanie za nią idą, nie są, z demokratycznego punktu widzenia, godni zaufania, nie godzą się bowiem z tym, że o prawdzie decyduje większość czy też, że prawda się zmienia w zależności od zmiennej równowagi politycznej [przypis 8].”

Mimo wspomnianych, istotnych przecież zastrzeżeń większość współczesnych filozofów prawa usiłuje odnaleźć w pozytywizmie prawniczym podstawę sensu demokracji [przypis 9]. Nie dostrzegają oni, że kluczowa dla niej zasada większości obarczona jest błędem metodologicznym (stan przeświadczeń, postaw i zachowań społeczeństwa - sfera faktów - ma określać sferę powinnego zachowania jednostek) i normatywnym (skoro wymaga od wszystkich stanowisk rezygnacji z absolutnego fundamentu) [przypis 10].

Str. 130

Błędy te, obok zarzutów wcześniej postawionych pozytywizmowi, uniemożliwiają uznanie go za dostatecznie zasadną podstawę materialnego wymiaru demokracji pojmowanej jako

„ustrój tolerancji dla prawdy”. Konieczne wydaje się odnalezienie elementów

ograniczających pozytywizm, który poza wszystkim wydaje się najwłaściwszym dla uzasadnienia demokracji pojmowanej w sposób - by posłużyć się określeniem Jacoba Talmona - „totalny”, tj. jednowymiarowy i samousprawiedliwiający się. Raz jeszcze przywołajmy słowa Jana Pawła 2, wyczulonego na materialną, przeciwną nihilistycznej, autentyczność demokracji:

(10)

„w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm [przypis 11].”

Jeśli demokracja ma zostać uzgodniona z rządami prawa, to w pierwszym rzędzie odnaleźć więc musi fundamenty w praworządności materialnej. Jej praworządność formalna może zostać spełniona w projekcie pozytywistycznym: wystarczy, by każdy akt podejmowany przez organy władzy publicznej pozostawał w zgodzie z normami

ustalonymi zgodnie z proceduralnymi wymogami stawianymi przez prawo kreowane przez demokratycznie umocowanego prawodawcę. Prawda, której istnienie w autentycznej demokracji jest tak istotne dla papieża, nie skrywa się jednak przecież w formalnej zgodności poczynań organów władzy z dowolnymi normami ustanowionymi przez

prawodawcę w odpowiednich procedurach, lecz odsłaniana jest przez umysły poznających podmiotów i czyniona podstawą treści normatywnych w porządku przedmiotowym

wyprzedzającym akty podejmowane przez człowieka jako podmiot moralny obdarzony autonomią, w tym również przez członków zbiorowego suwerena lub ich przedstawicieli.

Praworządność formalna jest istotną cechą demokracji; praworządność materialna

zaledwie nią bywa jako odnoszona do owego porządku przedmiotowego. Jej realizacja nie zależy od postępowania zgodnego z odpowiednio przepisanymi formami, od działań zgodnych z literą norm prawnych, która może przeczyć nie tylko interesom obywatela, ale również prawdzie człowieka uobecniającej się w owym ładzie przedmiotowym.

Praworządność materialna zależy od odnalezienia kryteriów pozwalających na

dokonywanie krytycznej oceny istniejących norm prawnych, kryteriów niezależnych od woli członków zwierzchnika politycznego, ich przedstawicieli i piastunów władzy stosującej przymus, działających zasadniczo w granicach wyznaczanych przez normy prawne.

Państwem praworządnym jest przecież takie jedynie państwo, „w którym - jak pisze papież - najwyższą władzę ma prawo, a nie samowola ludzi” [przypis 12].

Str. 131

Dlatego jeśli pragniemy, by demokracja oparta była na rządach prawa, a nie ludzi, nawet ludzi o najlepszych (ale subiektywnie lub intersubiektywnie ustalanych) intencjach, zmuszeni jesteśmy odnaleźć zasady pętające prawotwórczą wolę władzy, a zwłaszcza pozbyć się charakterystycznego nawyku bezkrytycznego utożsamiania prawa z wolą państwa (jak się często mawia) lub z wolą, arbitralną (o ile dopełnienia tego nie

(11)

odnajdziemy) piastunów organów uczestniczących w stanowieniu norm prawnych [przypis 13].

4.

W poszukiwaniu materialnej prawdy prawa nadającej kierunek „autentycznej demokracji”, ograniczającej niesione przez pozytywizm niebezpieczeństwa oraz budującej przesłanki dla wprowadzenia i trwania „rządów prawa”, filozofowie prawa sięgają po trzy rozwiązania.

Jedni uznają istnienie ostatecznej i najwyższej normy prawnej, którą za Hansem Kelsenem nazywają normą podstawową, niewymagającą dalszego uzasadniania; inni przypisują prawny charakter prawom człowieka jako pierwszym wobec woli prawodawcy;

jeszcze inni uznają istnienie norm różnie rozumianego prawa naturalnego jako

wykraczającego poza ład stanowiony przez organy państwa i wiążącego wolę organów prawodawczych.

Propozycja pierwsza, zwana normatywistyczną, przyjmuje istnienie prepozytywnej normy podstawowej (w porządku empirycznym zawartej w konstytucji państwa), która - sama będąc normą prawną i fundamentem ładu prawnego zarazem - stanowi podstawę wszelkich norm prawnych niższego rzędu, jako że ustala tryb ich powstawania i nadaje kompetencję odpowiednim organom do ich wydawania. Choć norma podstawowa stanowi jedyne uzasadnienie prawa, jednak ona sama jest przecież w „planie praktycznym”

ustanawiana przez jakiś organ (konstytuantę). Przyjmując termin „moc obowiązująca”

prawa, który w tradycjach klasycznych nakierowywał osobliwie na rozumność i dobro wspólne, normatywiści nadają mu charakter „prawny”. Przy bliższej analizie proponowana przez nich kategoria „prawnej mocy obowiązującej” okazuje się jedynie formalną,

określającą tworzenie prawa przez organ ustalający treść „normy podstawowej”, stającej się źródłem mocy nadawania waloru prawnego normom ustanawianym na jej podstawie przez organy władzy.

Str. 132

Zapoznanie istotnej dystynkcji pojęcia prawa, które winno posiadać moralną moc obowiązującą [przypis 14], i pojęcia formalnej przynależności do określonego systemu norm, sprawia, że normatywizm natrafia na niebezpieczeństwo podobne do tego, jakie czyha na zwolenników prawniczego pozytywizmu. To prawda, że bez wolnego od sprzeczności, wewnętrznie logicznego porządku prawnego budowanego na bazie podstawowej normy konstytucyjnej państwo praworządne nie mogłoby działać. Nie rozwiązuje to jednak problemu przedpozytywnego ufundowania normy podstawowej.

(12)

Normatywizm, stanowiący pewną modyfikację pozytywizmu, musi bowiem przyjąć, że norma podstawowa jest w ostatecznej instancji całkowicie dowolna.

Gdy Jan Paweł 2 mówi, że „autentyczna demokracja możliwa jest tylko w Państwie prawnym”, którego formalne znamiona może spełniać również uzasadnienie

normatywistyczne (dając każdemu działaniu organów władzy usprawiedliwienie

jurydyczne), to zaraz dodaje, że jest ona możliwa tylko „w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej” [przypis 15]. W tym ujęciu kluczowym momentem dla spełnienia postulatu zniesienia jednowymiarowości demokracji nie jest zatem sprowadzenie prawa

pozytywnego do ostatecznie dowolnie ustalanej przez jakiś organ (nb. niemający oparcia w takiej normie podstawowej), lecz uzgodnienie prawa pozytywnego z normatywnymi wymaganiami niesionymi przez gatunkową charakterystykę człowieczeństwa.

Normatywizm wyklucza jednak tego rodzaju odniesienie zwrotne do wymiaru

przedpozytywnego, skoro dla jego zwolenników (jak dla pozytywistów) norma zyskuje walor prawny, jeśli zgodnie z „logiką prawa” wynika z pozytywnej (bo ustanowionej wolą jakiegoś organu) normy podstawowej. Z tych względów także normatywizm nie dostarcza wystarczającego wsparcia teoretycznego dla prób wprowadzenia gwarancji rządów prawa, które wiązałoby wszystkie organy władzy dzięki zakorzenieniu przedpozytywnemu, skoro przyznaje on jednemu z organów (choć niestanowiącemu następnie „prawa

szczegółowego”) moc arbitralnego ustanawiania „normy podstawowej”.

Drugą opcję, usiłującą przekroczyć słabości pozytywizmu i normatywizmu, stanowi

związanie prawodawcy mocą wiążącą praw człowieka. Prawa te, będące - jak pisał Otfried Höffe - podstawą politycznej humanitas, zatem moralnym i przedpozytywnym

usprawiedliwieniem ładu prawnego, wyprzedzają logicznie państwo. Uprawnienia

obywateli wiążą wolę władzy państwowej, która w ten sposób zostaje ograniczona w swej prawotwórczej aktywności. Różny katalog praw człowieka wspiera się na różnych

podstawach: na jednostkowej racjonalności, konieczności ustalenia warunków wolności umożliwiającej realizację doskonałej osobowości człowieka, usprawiedliwionych przez długie, kształtujące się ewolucyjnie uprawnienia odpowiednio do stopnia rozwoju

cywilizacyjnego społeczności, wreszcie - a nie wyczerpuje to listy uzasadnień - na ludzkiej, gatunkowej godności i podobieństwie człowieka do Stwórcy.

Str. 133

Prawa człowieka, choć stanowią często powtarzające się i uznawane za jedyne godne polecenia stanowisko ograniczające niebezpieczeństwa pozytywizmu prawniczego oraz wskazujące kierunki i zakres aktywności prawotwórczej państwa, nie stanowią jednak

(13)

fundamentu, który usprawiedliwia się sam przez się. Jeśli prawa człowieka nie zostaną zakorzenione we wspólnej danej społeczności kulturze prawnej i etycznej, to będą odrzucone lub zanegowane. Co więcej jednak, jeśli wsparte zostaną na tym typie pluralizmu i tolerancji, który wynika z przedstawionej przez Straussa epistemicznej kapitulacji co do możliwości poznania jakiejkolwiek ostatecznej prawdy o człowieku, to łatwo mogą zostać poddane manipulacji i ulec instrumentalizacji. Uwaga Straussa, choć wychodzi z odmiennych przesłanek, zmierza w podobnym kierunku jak ostrzeżenia katolickiej nauki społecznej. Odnosi się bowiem do prób fundowania koncepcji praw człowieka (jak to czynią Höffe, Böckenförde i Kaufmann) na przesłance, którą poprzedza akceptacja nowożytnej rezygnacji z myślenia teleologicznego lub deontologicznego jako warunków wszelkiej etyki; przesłance, która wymaga poszukiwania owego fundamentu poza obszarem tradycyjnych w zachodniej kulturze sporów etycznych, mianowicie w koncepcji „negatywnego konsensu” zawieranego przez każdego z każdym w imię wzajemnej i powszechnej rezygnacji z zabijania, kradzieży lub utrudniania praktyk religijnych [przypis 16].

Obrońcy idei praw człowieka twierdzą, że choć same przez się nie realizują one dobra człowieka i nie są zakorzenione w tradycyjnym myśleniu etycznym, to ponieważ bronią przyrodzonych i niezbywalnych warunków początkowych, tego, co umożliwia człowiekowi bycie człowiekiem i dają mu możność swobodnego decydowania o swoim postępowaniu [przypis 17], stanowią jednak ograniczenie pozytywizmu, stwarzając przesłanki

pozwalające budować materialny wymiar współczesnej demokracji. W istocie jednak ogląd praw człowieka zależy od przyjęcia założeń antropologicznych i filozoficzno-społecznych:

jeśli uznamy, jak czynią niektórzy zwolennicy tego stanowiska, iż człowiek skażony jest grzechem, jest jednocześnie upadły i godny posiadania praw, to z łatwością dostrzeżemy egzystencjalne napięcie między „anarchicznym dążeniem” i prawami człowieka. Jak bowiem pisze Otfried Höffe, „tylko owa konfliktowość ludzkiej natury sprawia, że potrzebne są prawa człowieka. Tam mianowicie, gdzie istotą stosunków społecznych jest wzajemna pomoc […], gdzie przejawia się pozytywna strona społecznej natury człowieka - tam prawa człowieka tracą pole działania” [przypis 18].

Str. 134

Warto jednak dostrzec także to, że we wspominanym już projekcie Mouffe, prawa człowieka są postrzegane jako kluczowy element jurydyczny gwarantujący trwanie antyesencjalistycznej, agonistycznej demokracji, nie stanowią zatem elementu

ewentualnego „racjonalnego i uniwersalnego konsensu”, lecz umożliwiać mają jego stałe

(14)

przekraczanie lub przełamywanie (inna kwestia, czy w jej projekcie możliwe jest uzasadnienie ich istnienia).

W tradycyjnym oglądzie prezentowanym przez Leona 13, papieża przełomu 19 i 20 wieku, prawa człowieka nie były potrzebne. Zarysowana przezeń, zwłaszcza w encyklice Graves de communi, koncepcja demokracji chrześcijańskiej zasadzała się bowiem na idei

solidarności, współdziałania i wzajemnej pomocy ludzi powodowanych przyrodzoną skłonnością do współbycia z innymi. Prawa te nie byłyby też potrzebne, gdyby zbudowana została cywilizacja miłości i życia, nieskrywane marzenie kilku ostatnich papieży,

dostrzegane także w krytycznej, przywołanej wypowiedzi Höffego. Po traumatycznych doświadczeniach 20 stulecia katolicka doktryna społeczna, przynajmniej od czasów Piusa 12, także zaczęła się jednak powoływać na prawa człowieka jako fundamentalne dla rządów prawa w porządku demokratycznym, jako zaporę nie tylko przed totalitarnymi zapędami władzy, ale także przed wyzutą z odniesień materialnych demokracją formalną.

Stale eksponując słuszną autonomię przysługującą z natury każdej jednostce jako osobie ludzkiej, Jan Paweł 2 mówił na Filipinach:

„wspólny wysiłek wszystkich obywateli buduje prawdziwie suwerenny naród, w którym popiera się i chroni nie tylko słuszne interesy materialne obywateli, lecz także ich dążenia duchowe i ich kulturę. Nawet sytuacje wyjątkowe nigdy nie mogą usprawiedliwić

jakiegokolwiek pogwałcenia podstawowych praw, które tej wolności strzegą. Uzasadniona troska o bezpieczeństwo kraju, którego wymaga dobro wspólne, może rodzić pokusę podporządkowania państwu istoty ludzkiej, jej godności i praw. Każdy przejaw konfliktu między wymaganiami bezpieczeństwa i podstawowymi prawami obywatelskimi powinien być rozwiązany zgodnie z fundamentalną zasadą - zawsze głoszoną przez Kościół - że organizacja społeczna istnieje po to, żeby służyć człowiekowi i ochraniać jego godność oraz że nie może ona utrzymywać, iż służy wspólnemu dobru, gdy prawa ludzkie nie są zabezpieczone [przypis 19].”

Papież dostrzegał napięcie między przysługującymi obywatelom każdego państwa prawami człowieka, niewiązanymi z ich „obywatelskością”, z relacją do państwa, lecz z wymiarem poprzedzającym obywatelskość, wcześniejszym od stosunku jednostki do państwa, stosunku dopełniającego raczej niż warunkującego człowieczeństwo, i wyraźnie wskazywał na konieczność unikania negowania praw człowieka w imię realizacji „dobra wspólnego”: nawet bezpieczeństwo państwa, podstawowy wszak element wspólnego dobra, nie może usprawiedliwiać negacji lub gwałcenia praw przysługujących każdej

(15)

osobie ludzkiej. Stanowienie prawa ze względu na dobro wspólne, wezwanie wpisane w dziedzictwo kultury europejskiej od czasów greckich, nie może dokonywać się wbrew istocie gatunkowej człowieka, wyprzedzającej wszelkie wymagania partykularnych państw lub wspólnot.

Str. 135

Przyjęcie tezy o konieczności zachowania owej niesprzeczości wymaga jednak uznania przesłanki nieobecnej w myśleniu pozytywistów i normatywistów, jakoby możliwe było stwierdzenie „gatunkowego podkładu człowieczeństwa”, który każdy suweren winien respektować, jako że wyznacza on elementarne granice jego swobody prawodawczej.

Pytanie, czy ów podkład umożliwia konstatację jedynie negatywnych granic

normatywnych, które suweren winien honorować, czy stanowi on ostateczne źródło

zupełnego systemu prawnego, wydaje się - przynajmniej w tym kontekście – drugorzędne [przypis 20]. Podstawowe znaczenie ma bowiem konstatacja, iż dobro wspólne, o które zabiega suweren wedle swoich miar, nie przeczy dobru jego obywateli jako członków gatunku ludzkiego. O ile prawa obywatelskie mogą być tedy ograniczane w imię bezpieczeństwa państwa w sytuacji realnego zagrożenia jego istnienia, o tyle prawa człowieka (których katalog wciąż pozostaje przedmiotem istotnego sporu) nie mogą być negowane ani ograniczane, skoro ich istnienie nie tylko nie uniemożliwia trwania

bezpiecznego państwa, ale wręcz je warunkuje. Mimo teoretycznej problematyczności praw człowieka, różnych sposobów ich uzasadniania i sporów dotyczących granicy między nimi i prawami obywatelskimi, okazują się one użytecznym kryterium pozwalającym

ograniczać rządy samowoli ludzi przez odniesienie do wykraczającego poza nie „podkładu gatunkowego” oraz opartego na nim, a różnie identyfikowanego zestawu norm [przypis 21].

Trzecią propozycję uzasadniania rządów prawa w warunkach ładu demokratycznego przynoszą - także rozmaicie konstruowane (zależnie od tego, na jaki przedpozytywny moment kładziony jest akcent) - ujęcia naturalnoprawne. Wszystkim stanowiskom wspólne jest jednak zwrotne odniesienie do człowieczeństwa jako przedpozytywnego kryterium prawa; wspólne jest stwierdzenie, że istnieją normy ograniczające wolę prawodawców, kimkolwiek by oni byli, również wolę demokratycznej większości lub działających w demokracji elit. Istnieją normy chroniące prawo przed jego usprawiedliwianiem wyłącznie przez odniesienie do bieżącej działalności ludzi: chroniących prawo przed podległością aktualnej woli suwerena, pozwalających na uzasadnienie prymatu prawa względem woli ludzi, dających przeto możliwość odnalezienia rzeczywistego fundamentu rządów prawa

(16)

również w demokracji, wskazujących krytyczne warunki charakterystycznej dla niej tendencji do samousprawiedliwienia.

Str. 136

Przedstawmy kilka istotnych propozycji rozumienia prawa naturalnego, by móc wskazać owe warunki i wyjaśnić miejsce refleksji katolickiej w tej dziedzinie.

Św. Tomasz z Akwinu, reprezentant tradycji klasycznej, zwracał uwagę na istnienie dwóch materialnych elementów konstytutywnych prawa (obok dwóch formalnych, akceptowanych także przez współczesną demokrację). Oba stanowiły przedpozytywne „normy

podstawowe” dla wszelkich norm prawnych (także dla norm prawa wiecznego i naturalnego, a nie tylko prawa narodów i prawa cywilnego, stanowionych przez

człowieka): jednym było dobro wspólne, o którym czytaliśmy w przywołanych słowach Jana Pawła 2. Dobro to stanowiło kryterium, które winno być brane pod uwagę przez każdego suwerena i decydować o treści jego woli prawodawczej; jednak, odnoszone do każdej partykularnej wspólnoty politycznej poddanej danemu suwerenowi-prawodawcy, dobro to wpisane było w szerszy, hierarchiczny kontekst dobra stworzenia (dobrem

wspólnym stworzenia kierował się Bóg w akcie kreacji, a Jego zamysł w stosunku do ładu odzwierciedlanego w świecie materialnym miał także walor prawny, skoro nazywany był prawem wiecznym), a jego wymagania nie przeczyły ani dobru wspólnemu wspólnot

„mniejszych” niż stworzenie, ani dobru poszczególnych osób. Jedynie w stanach

wyjątkowych, gdy zagrożone było istnienie danej wspólnoty, „dobro partykularne” mogło stanowić uzasadnienie dla działań sprzecznych raczej z interesem niż „dobrem”

napastnika, jako takie nie stanowiło jednak racji uzasadnienia gwałcenia rzeczywistego dobra poddanych. Dobro wspólne konkretnej wspólnoty politycznej, także jej bezpieczne trwanie, stanowiło podstawę osobowego rozwoju wszystkich jej członków, osiąganego wszak w społecznym współdziałaniu. Dobro wspólne mogło stanowić rację ograniczenia podmiotowych praw obywateli, zobowiązanych poddać się nawet niesprawiedliwemu prawu, gdyby dobro wspólne cierpiało więcej wskutek nieposłuszeństwa niż odstępowania od obrony słusznego interesu partykularnego; zastrzeżenie to odnosiło się jednak bardziej do praw obywatelskich niż do praw człowieka i dotykało bardziej możności oporu w imię partykularnego, choć słusznego „interesu” niż swobodnego realizowania słusznych praw [przypis 22]. Jednostka (osoba), będąc elementem większej całości, jest tedy kimś więcej niż poddanym wyzutym z wszelkich własnych możności. Posiada rozum, znający zasadę niesprzeczności i umożliwiający rozpoznanie dobra i zła, pozwalający także poznać pierwszą zasadę prawa naturalnego, zgodnie z którą dobro należy czynić, a zła unikać

(17)

[przypis 23], dostarczający tedy podstawowej normy przedpozytywnej, unikający zaś otwarcie stwierdzanego przez Mouffe epistemicznego zwątpienia w możliwość autentycznego poznania dobra.

Rozumność (racjonalność) jest w ujęciu św. Tomasza drugim materialnym warunkiem prawa, podobnie jak pierwszy (dobro wspólne), łączącym normy prawne w schemat hierarchiczny, niepozwalającym na abstrahowanie prawa stanowionego od prawa hierarchicznie wyższego.

Str. 137

Prawo naturalne i prawo pozytywne stanowią powszechny i spójny związek odpowiedzialności i uwarunkowań, jeden system nieprzeczący hierarchicznie

najwyższemu prawu wiecznemu. Owa jedność nie jest bynajmniej wyłącznie logicznym czy formalnym a priori, jest raczej - jak pisze Marcić - „z góry niejako danym, a priori rzeczowym, ontyczno-ontologicznym stanem faktycznym” [przypis 24]. Ów stan nie pozwala na łamanie przez prawo stanowione norm podstawowych, będących pierwszymi wnioskami z zasady prawa naturalnego wymagającej czynienia dobra i unikania zła.

Tłumaczenie na język prawa stanowionego norm myślanych przez Boga w odniesieniu do gatunkowości człowieka (kwestia gatunkowych skłonności przyrodzonych), nie należy do dziedziny ars politica, nie poddaje się swobodnej decyzji politycznej, nawet jeśli jest ona podejmowana wedle procedur demokracji bezpośredniej lub pośredniej. Do tej dziedziny należy jedynie odnajdywanie przez prawodawcę, niezależnie od tego, kim jest, najbardziej praktycznych lub - jeśli ktoś woli - najbardziej użytecznych rozwiązań, to znaczy takich, które najlepiej służą realizacji wymagań rozumności i dobra wspólnego, które ułatwiają człowiekowi (poddanemu, adresatowi norm stanowionych) realizowanie jego gatunkowych skłonności. Z reguły rozwiązaniem najpraktyczniejszym jest to, które odpowiada

właściwym danej wspólnocie zachowaniom, wzmacniając je, a przez to ułatwiając

realizację przez konkretną osobę ludzką jej dojrzałości wewnętrznej dzięki zgodności norm ustanowionych z właściwymi mu cnotami, sprawnościami moralnymi w wielkiej mierze uzależnionymi od przyzwyczajenia do działań moralnie dobrych w trakcie procesu

wychowawczego (trwającego przez całe życie). Najpraktyczniejsze rozwiązanie wyklucza tedy możliwość konstytuowania za pomocą prawa stanu nieodpowiadającego konkretnej osobie i konkretnej społeczności, ale wyklucza także swoistą „uniwersalizację”

rozstrzygnięć prawnych wedle wzorców pochodzących spoza danej wspólnoty, o ile nie idzie o normy chroniące naturalne skłonności wszystkich przedstawicieli gatunku.

(18)

Inną propozycją prawnonaturalną jest koncepcja nowożytna wiązana z doktrynami

głoszonymi u progu nowożytności przez myślicieli protestanckich, między innymi Hugona Grotiusa, Johannesa Althusiusa, Samuela Pufendorfa i Christiana Thomasiusa, oraz przez korzystających z ich ustaleń (co na pierwszy rzut oka może się wydać paradoksalne) zarówno zwolenników absolutyzmu królewskiego, jak i liberalizmu [przypis 25]. Propozycja ta wspiera się na odmiennych od teorii klasycznych przesłankach: po pierwsze, odnosi się do ujmowanej abstrakcyjnie jednostki jako depozytariusza praw podmiotowych,

niezależnie od jej uwikłania wspólnotowego i środowiska kulturowego, w którym wzrasta.

Po drugie, nie znajduje problemu w grzeszności człowieka, zakłócającej rozpoznawanie przezeń prawa naturalnego; jest wysoce optymistyczna w odniesieniu do możliwości odczytywania przez indywidualny rozum jego istotowych uprawnień raczej niż norm, możności raczej niż reguł zachowania, a przy tym ufna w korzystanie z posiadanych przez jednostki możności bez szwanku dla dobra wspólnoty i słusznego interesu innych

jednostek.

Str. 138

Abstrakcyjnie pojmowana jednostka winna cieszyć się możliwie szerokim zakresem swobody, z której potrafi korzystać w sposób niegodzący w swobodę drugiego, nienaruszający jego sfery uprawionych możności działania. „Bezwzględny” charakter uprawnień podmiotowych jest trzecią cechą koncepcji, przyjmującą - wbrew tradycji klasycznej - prymat indywidualnych uprawnień wobec norm wspólnotowych. O ile jednak absolutyści, zbliżający prawodawcę-jedynowładcę do Boga przez przypisanie mu

uprawnień podobnych możnościom Stwórcy, uzasadniali na podstawie tej koncepcji prymat „rozumnej woli” twórcy prawa wobec wszelkiego ładu normatywnego,

przygotowując wystąpienie pozytywistów, o tyle liberałowie, koncentrujący się na swobodzie poddanych, przygotowywali tezę, zgodnie z którą każda jednostka jest w istocie depozytariuszem treści prawa jako zespołu norm chroniących przysługujące jej uprawnienia przyrodzone, a co za tym idzie, że jedyną racją legitymizacji normy prawnej jest zdanie większości jednostek (wniosku tego nie uznaliby jednak ani Hobbes, apelujący - jak się wydaje - do bezosobowego, by nie rzec abstrakcyjnego prawodawcy zwanego państwem, w imieniu którego działa suweren, ani Locke, epatujący tezą o rozumności prawa natury rozpoznawanego przez wszystkie dojrzałe intelektualnie jednostki w postaci zakazu wzajemnego naruszania skatalogowanych i znanych im uprzednio uprawnień przyrodzonych). Ostatnia przesłanka, wyznaczając krytyczne kryterium oceny

powszechnie obowiązujących ludzkich przeświadczeń moralnych, także prowadziła w

(19)

dalszej konsekwencji do uznania pozytywizmu prawniczego, który uznawany jest powszechnie za potencjalnie przynajmniej niebezpieczny dla demokracji. Zdaniem katolickich krytyków, nowożytna propozycja naturalnoprawna, kojarząca wolność człowieka z własnością i władzą, zapoznała bowiem odniesienie do obecności w

stworzeniu pomysłów gatunkowych Boga. Dzięki temu „racjonalny prawodawca” zyskiwał wymiar twórcy wstępującego w miejsce Stwórcy, pozwalający na konstruowanie nowej rzeczywistości politycznej, wprowadzanej w miejsce dotąd istniejącej, bez oglądania się na ład naturalny i specyfikę danej społeczności. Koncepcja ta gubiła zatem poczucie

rzeczowego, ontycznego stanu faktycznego, uznając prawo natury za wytwór intelektu człowieka, który w poszukiwaniu ładu gwarantującego bezpieczne korzystanie z

indywidualnych uprawnień przyrodzonych, przysługujących każdemu i zawsze, nie sięgał do normatywnych podstaw gatunkowych, kierując uwagę na „gatunkowe możności”; nawet znajdując wzór idealnego ładu obowiązującego niezależnie od czasu i miejsca,

prawodawca nie uwzględniał już wymagań hierarchicznie uporządkowanych dóbr wspólnych, lecz wskazywał jedynie normy służące swobodnej realizacji możności jednostkowych.

Str. 139

Szesnastowieczny i siedemnastowieczny konflikt absolutysty (mającego jedynowładcę za wyłącznego autora norm zapewniających swobodną realizację możności lub interesu państwa identyfikowanego z jego osobą) z liberałem (który wyposażał każdą jednostkę w zdolność wyjawiania treści norm odpowiednio do właściwych jej, a przysługujących

każdemu, uprawnień) prowadził w istocie do deprecjacji tych przedpozytywnych warunków sprawiedliwego materialnie ładu prawnego, o których wspominali przedstawiciele szkół klasycznych. W ich sporze można już odnaleźć główne stanowiska właściwe

współczesności i racje na rzecz praw człowieka jako elementarnych granic negatywnych dla swobody każdego prawodawcy. Ale można w nich również odnaleźć ślady

problematyczności tych ujęć, o których wspominaliśmy, zestawiając problem praw człowieka z papieskimi wypowiedziami, skoro poszukując uzasadnienia dla uprawnionej wolności jednostki, liberał otwierał szerszą niż klasycy perspektywę dla demokraty, znosił bowiem inne niż uprawnienia przyrodzone, zatem wszelkie normatywne, granice swobody prawodawcy (choćby miała nim być większość lub jej reprezentanci). Odtąd przedmiotem poważnego namysłu stanie się nie tylko ewentualny normatywny walor uprawnień

przyrodzonych, kwestia w filozofii prawa często pomijana, choć niewątpliwie kluczowa;

stanie się nim także problem wywołany wystąpieniem Rousseau, dotyczący możliwości

(20)

zakreślenia granic prawodawstwu pochodzącemu od ludu lub od większości jednostek, korzystających nie tyle z negatywnych uprawnień ustalających sferę ich „prywatności” (jak u liberałów), ile z pozytywnego uprawnienia do stanowienia prawa dla siebie, a przez to dla całej wspólnoty, niezależnie od wykształcenia i z coraz niższym cenzusem wieku.

Z niektórych założeń nowożytnej koncepcji prawa natury korzysta trzecia szkoła, którą zwie się niekiedy szkołą prawa naturalnego o zmiennej treści (wspomnijmy przede

wszystkim wpływowego wśród liberałów filozofa prawa Rudolfa Stammlera). Głosi ona, że prawo naturalne rozwija się wraz z kulturą i konkretnymi stosunkami społecznymi,

szczególnie zaś wespół ze świadomością prawną danego społeczeństwa, nie posiada zatem cechy niezmienności, kluczowej dla tradycji klasycznej, wiążącej konstatowane przez ludzki rozum normy prawa naturalnego z przyrodzonymi skłonnościami właściwymi ludziom jako przedstawicielom tego samego gatunku. Stanowiąc element świata kultury tworzonej przez człowieka, prawo naturalne jest jednak w tej koncepcji nie tyle

konstatowane lub deklarowane na podstawie uprzednich rozpoznanych treści skłonności, nie tyle zatem odkrywane jako oparte na fundamencie obiektywnym, ile konstruowane przez rozumnego człowieka zgodnie z ujęciem właściwym nowożytnej szkole prawa natury. Brak hierarchii norm wieńczonej przez prawo wieczne sprawia, że głównym elementem koncepcji staje się człowiek i wytworzona przezeń kultura, niosąca zmienne treści norm prawa naturalnego, wyznaczająca różne kryteria oceny prawa pozytywnego i określająca rozmaite porządki prawne, które winny być urzeczywistniane [przypis 26].

Str. 140

W działalności normotwórczej człowiek, uwarunkowany okolicznościami społecznymi, ekonomicznymi i kulturowymi swego czasu, stara się dostosować prawo do panujących obyczajów i uwzględnić ich ewolucję; nie dostrzega się, iż bezkrytyczne uznanie owej ewolucji sprawia, że prawo zostaje niejako poddane uwarunkowaniom badanym przez socjologię lub antropologię kulturową, że jego normy pozbawiane są kryteriów

wartościowania, a jedynymi obiektami zainteresowania stają się tzw. fakty normatywne.

Co więcej, skoro prawu naturalnemu o zmiennej treści podlegają jedynie ci, którzy mają wpływ na stanowienie prawa pozytywnego, przeto także ono poddawane jest presji nieograniczonej gry sił politycznych lub wspominanej na wstępie walce elit. Ta z nich, która zdoła narzucić swój pogląd, ustanawia prawo, powołując się często na zdolność reprezentowania tego, czego aktualnie pragnie „przeważająca opinia społeczna” lub co jest - użyjmy kategorii proponowanej przez Mouffe - odzwierciedleniem „powszechnego interesu ludu”. Prawo ponownie traci swą przedpozytywną podstawę, stając się w

(21)

najlepszym razie rzeczą konsensu (choćby przypisywano mu uniwersalny wymiar) lub konwencji. Z tych względów, mimo ogromnej popularności przeświadczeń o kulturowych (będących wynikiem ludzkiej twórczości) źródłach prawa, także teoria prawa naturalnego o zmiennej treści nie dostarcza gwarancji materialnych rządów prawa wyprzedzających rządy ludzi w warunkach demokracji formalnej.

Wśród dyskutowanych obecnie propozycji prawa naturalnego spotykamy jednak

koncepcję czwartą, zwaną dynamiczną, bliską ujęciom konserwatywnym i katolickiemu nauczaniu społecznemu przynajmniej od czasów Vaticanum 2. Modyfikując statyczny ogląd Akwinaty, koncepcja ta zwraca uwagę na wciąż trwającą ewolucję świata i człowieka, a przez to także na „rozwojowy charakter” prawa naturalnego. W tym ujęciu dynamizm prawa naturalnego nie narusza jednak niezmienności zasad

prawnonaturalnych, albowiem polega na aplikowaniu niezmiennych zasad do zmiennych okoliczności czasu i miejsca, kładąc akcent nie na rozumność człowieka skażonego grzechem (w tym politycznego lub prawnego „konstruktywizmu”), lecz na jego godność jako przedstawiciela gatunku ludzkiego. Rozum ludzki ma coraz doskonalej odkrywać i deklarować treści prawa naturalnego, nie konstruując ich jednak, wbrew dwóm

poprzednim podejściom. Godność, a nie prawda, staje się dla tego prawa odniesieniem podstawowym [przypis 27] i godność, a nie prawda, staje się przedpozytywnym

fundamentem (albo wręcz normą) prawa pozytywnego, umożliwiającym uwzględnienie wielości kultur, wyznań, nawet etyk, nie zapoznając przy tym sprawiedliwościowych kryteriów oceny przejawów pluralizmu, skrywających się w podstawowych zasadach. W różnych okolicznościach historycznych owe zasady, skodyfikowane - jak się niekiedy przyjmuje - w Dekalogu, mogą znajdować różną konkretyzację.

Str. 141

Nie zmienia to jednak ich wiążącego charakteru, choć zmienia ich konsekwencje w zależności od przemian dokonujących się w życiu społecznym oraz w świecie kultury.

Dekalogowe zasady, niezmienne i powszechnie obowiązujące, ograniczają nie tylko wolę jednostki, ale także zakres demokratycznego mechanizmu. Nie imają się ich (czy imać nie powinny) dywagacje dotyczące opinii większości, które stają się istotne dopiero w

momencie dyskusji nad najwłaściwszą dla danego społeczeństwa w danym momencie aplikacją zasad. Niesprzeczność z nimi stanowi kryterium usprawiedliwienia prawa pozytywnego, które swą moc obowiązującą czerpie z porządku przedpozytywnego. One uzasadniają nadrzędność rządów prawa względem rządów opinii i woli ludzi, przydając demokracji wymiaru autentyczności. One zapewniają materialną, a nie li tylko formalną

(22)

„prawność” państwu. One nadają działalności politycznej kierunek, chroniący przed instrumentalizacją prawa w interesie aktualnego prawodawcy, redukują sceptyczny relatywizm, zaś ich powszechne uznanie stwarza przesłanki dla budowy zaufania względem tych, którzy wbrew samousprawiedliwieniu zasady demokratycznej usiłują bronić ich absolutnego waloru. Nie idzie bowiem o to, by zasady te zostały wszędzie i na zawsze w jednakowy sposób zaaplikowane do różnych i wciąż zmieniających się

warunków, idzie natomiast o uznanie ich przedpozytywnego charakteru, przy pozostawieniu otwartą kwestii ich konkretyzacji. Dopiero ta dziedzina, wraz z całym

obszarem zachowań, które nie są objęte „jurydycznym determinizmem” zasad wiążących, jest terenem właściwym dla poszukiwania demokratycznego konsensu, poza którym znajdują się także nietykalne dla woli prawodawców prawa podmiotowe, gwarantowane jedynie przez stanowione przezeń normy prawa przedmiotowego, chroniące uprawnienia do życia, zdrowia, a w pewnym zakresie także własności, będące wyrazem łączności człowieka z Bogiem i stanowiące o jego godności jako członka gatunku wykraczającego poza porządek polityczny.

5.

Nie ulega wątpliwości, iż materialne związanie władzy koniecznością respektowania praw człowieka koresponduje z podobnym w zamiarze spętaniem tej woli przez prawo

naturalne. Więcej, często uznaje się, że prawo naturalne ujmowane jest obecnie w języku praw człowieka. Fenomen ten zauważalny jest zarówno po stronie liberalnej, a nawet konserwatywnej, jak i po stronie katolickiego nauczania społecznego, ale język ten jest (lub był) stosowany również przez socjalistów, z reguły sięgających po pozytywizm prawniczy i negujących wszelkie koncepcje naturalnoprawne. Dlatego konieczne wydaje się dokonanie krytycznego oglądu uzasadnień praw człowieka i odnalezienie właściwych im fundamentów, podobnie bowiem jak demokracja nie usprawiedliwiają się one same przez się, a co więcej pozostają najszerzej wykorzystywanym sposobem uzupełniania właściwych jej granic formalnych momentem materialnym o (krytykowanym przez Mouffe i zbliżonych do niej autorów) walorze esencjalistycznym.

Str. 142

Wedle dominującego stanowiska prawa człowieka pojmować należy w kontekście ustaleń nowożytnej szkoły prawa natury lub szkoły prawa naturalnego o zmiennej treści. Jest to propozycja popularna, charakterystyczna zarówno dla liberalizmu, jak i sporego odłamu współczesnego konserwatyzmu, powszechnie przyjmowana przez zwolenników

formalnych mechanizmów demokratycznych wszelkich odcieni politycznych. Zasadza się

(23)

ona jednak na epistemicznej rezygnacji z możliwości poznania ogólnie obowiązujących norm lub „prawdy o gatunkowości człowieka”, przekładającej się na język norm. Prawa człowieka ustalać się zatem będzie poza wymiarem etycznym, w drodze powszechnego negatywnego konsensu, jak chcą niektórzy zgodnie z zasadami sprawiedliwości

wymiennej [przypis 28] (wszyscy rezygnujemy z pewnych zachowań) lub - jak utrzymują inni - na podstawie pojmowanych absolutnie uprawnień jednostkowych [przypis 29].

Przywołując wcześniejsze rozważania, nadmieńmy, iż uzasadnienia te nie chronią rządów prawa przed uroszczeniami rządów „woli ludu” lub „woli jednostek”, ponieważ człowiekowi pozostawia się albo moc umownej kreacji zakresu i treści owych praw, albo swobodnego ich wypełniania bez odniesienia do zasad przedpozytywnych. Wobec takich uzasadnień demokracja może trwać jako ustrój zapewniający praworządność (pojmowaną jako zgodność poczynań organów władzy z obowiązującym prawem); mogą nawet trwać warunkujące moc obowiązującą prawa przedmiotowego prawa podmiotowe jednostki, jednak mogą trwać tylko do momentu, gdy w demokratycznej procedurze nie zostaną wskazane inne sposoby ustalania ładu prawnego państwa lub szerszej struktury zapewniającej sprawność działania i bezpieczeństwo obywateli.

Innego uzasadnienia dostarcza katolickie nauczanie społeczne, akcentujące nie tylko doczesny, lecz także transcendentny wymiar człowieka. Prawa przysługują człowiekowi z racji jego godności i podobieństwa do Stwórcy, lecz wymagają także spełniania

korelatywnych obowiązków spoczywających na uprawnionym. Prawa dane są człowiekowi wraz z jego istotą; są pierwsze wobec państwa i norm społecznych i jako takie muszą stanowić kryterium służące do oceny treści norm stanowionych. Podstawę praw człowieka, którego wymiar transcendentny musi zostać uznany, stanowi jednak zawsze

transcendencja Boga [przypis 30]. Fundament, jaki nadają katolicy tym prawom, jest zatem bardzo mocny. Ujawniając słabości koncepcji zobowiązań osób zawierających umowę społeczną i przyznających sobie wzajem roszczenia w razie naruszenia uprawnień drugiego oraz koncepcji historycznego usprawiedliwienia uprawnień, katolicy formułują ideę transcendentnego wymiaru osoby ludzkiej, dążącej do spełnienia swego bytu i cieszącej się na tej drodze swobodą gwarantowaną dzięki prawnej ochronie uprawnień.

Str. 143

Opierając się na tych przesłankach, Jan Paweł 2 wielekroć negował pokrewieństwo katolickiego ujęcia praw człowieka oraz bliskiego wielu (acz nie wszystkim) liberałom ujęcia oświeceniowo-racjonalistycznego z jego koncepcją abstrakcyjnej jednostki, oderwanej od naturalnego zakorzenienia w bliskiej jej kulturze, tradycji i wspólnocie

(24)

określonego czasu historycznego. Papież kieruje uwagę ku człowiekowi konkretnemu:

prawa osoby nie dotyczą jedynie kondycji człowieka jako autonomicznego, abstrakcyjnego indywiduum; przeciwnie, ich katalog musi być rozszerzony o uprawnienia do tożsamości kulturalnej i odpowiedzialnego uczestnictwa w życiu publicznym, uprawnienia, których istnienie negują oświeceniowe nurty liberalne oparte najczęściej na koncepcjach

wypracowanych przez twórców zaliczanych do nowożytnej szkoły prawa natury. Dlatego, zdaniem katolików, katalog praw człowieka nie jest zamknięty ani tożsamy dla każdego społeczeństwa w każdym czasie: fakt przyjęcia określonej interpretacji uprawnień

jednostkowych w pewnym kręgu kulturowym nie oznacza konieczności jego stosowania w takim samym sensie w społeczności kulturowo odmiennej. Istota zagadnienia kryje się w powszechnej akceptacji prawdy osobowej człowieka, realizowalnej jedynie w kontekście dekalogowych zasad fundamentalnych. Dlatego Jan Paweł 2 głosił, że prawnicy winni troszczyć się

„o ład społeczny, bez którego dobro osoby ludzkiej, a więc i dobro społeczeństwa, ulega zagrożeniu ze strony siły, która nie uznając praw czyni się prawem. Porządek prawny obowiązujący w społeczeństwie nie jest i nie może być […] celem sam dla siebie. Ma [przecież] charakter służebny w stosunku do człowieka, do osoby ludzkiej oraz w stosunku do wspólnoty społecznej, w której ta osoba spełnia swoje zadanie [przypis 31].”

W ten sposób zarysowuje się nowa perspektywa: demokracja nie powinna być pojmowana wyłącznie w wymiarze formalno-proceduralnym, kojarzona z rządzącym nią

mechanizmem. Winna natomiast być pojmowana jako szczególnego rodzaju ustrój, w którym możliwa będzie realizacja dobra człowieka, a poprzez nie - a nie na odwrót - realizacja dobra społeczeństwa. Ustrój, w którym siła wspólnoty uznaje prawa, tworząc prawo; ustrój służebny wobec człowieka i pozwalający na realizację prawdy jego osoby także w wymiarze transcendentnym. Ustrój pozwalający na budowanie ładu solidarności lub - przyjmijmy tezę słabszą - ładu współistnienia i wzajemnej tolerancji. Ładu, w którym dochodzi - na gruncie wspólnie akceptowanych, że użyję niemodnego zwrotu,

tradycyjnych cnot, wzmacnianych, a nie naruszanych przez prawo - do przełamania ostrych podziałów elit (i/lub społeczeństwa). Ustrój ten pozwala znieść relację sprzymierzeniec - wróg, bliską oglądowi zakorzenionemu w tradycji Hobbesa, przejmowaną przez Mouffe, obcą atoli „autentycznej demokracji”, o której realizację dopominał się Jan Paweł 2.

(25)

Str. 144

Stanowiące jej podstawę, państwo prawne, uwzględniające istnienie przedpozytywnych treści, nie wyczerpuje swojej treści w ładzie formalnym, mimo starań zwolenników

„państwa prawa”, przekonujących o tożsamości praworządności formalnej i materialnej.

We wspólnotach politycznych o kulturze chrześcijańskiej państwo prawne winno

realizować „obiektywny wymiar zasad materialnych”, podkreślając godność człowieka jako przedstawiciela gatunku ustanowionego przez Boga; godność, którą próbuje się odnaleźć mimo tej relacji, w sferze intersubiektywnej komunikacji swobodnie ustalającej treść człowieczeństwa, w tym nawet jego moment początkowy i końcowy. Poprawna koncepcja osoby ludzkiej, drugi warunek zaistnienia autentycznej demokracji, może być realizowana tylko wówczas, jeśli zaakceptowane zostaną przedpozytywne zasady ograniczające stosowalność zasady większości, a przez to także uzasadniające rządy prawa. W nich bowiem skrywa się element wymagający usunięcia poza sferę konsensu norm

warunkujących istotową godność człowieka.

PRZYPISY

Przypis 1. Jan Paweł 2, Centesimus annus, Warszawa 1991, par. 46. Wróć do treści głównej.

Przypis 2. Jan Paweł 2, Centesimus annus, Warszawa 1991, par. 46. E.-W. Böckenförde, Ethos współczesnej demokracji a Kościół, przeł. P. Kaczorowski, „Znak” 1992, nr 443, s.

31. Wróć do treści głównej.

Przypis 3. Ch. Mouffe, Paradoks demokracji, przeł. M. Kamińska i in., Wrocław 2005, s. 31 i 30. Mouffe, znajdująca w centrum swego projektu tzw. agonistycznie pluralistycznej demokracji kategorię „przeciwnika”, a nie „wroga”, uznaje wręcz tę kategorię za „kluczową dla zrozumienia specyfiki nowoczesnej pluralistycznej polityki demokratycznej”; jak pisze, nie tylko pozwala jej to „sprzeciwić się tezie Schmidta, że idea pluralistycznej demokracji jest wewnętrznie sprzeczna, lecz [także] zwrócić uwagę zarówno na ułomność teoretyków

»demokracji deliberacyjnej«, jak i polityki tzw. radykalnego centrum” (opierającej się zasadniczo na tezie o możliwości ustalenia treści konsensu). Atakując w szczególności

„późniejszą wersję politycznego liberalizmu Rawlsa”, ukazuje „problematyczne z punktu widzenia stanowiska pluralistycznego implikacje jego koncepcji »dobrze

uporządkowanego społeczeństwa«”, twierdząc, że „jeden z jej podstawowych braków

(26)

polega na dążeniu do wymazania pozycji przeciwnika i tym samym usunięcia

uzasadnionego sprzeciwu z publicznej sfery demokracji”. Podobne zarzuty stawiane są zresztą innej popularnej wśród demokratów propozycji tzw. trzeciej drogi (bliskiej nie tylko np. znanemu i wpływowemu socjologowi Anthony'emu Giddensowi, ale także politykowi Tony'emu Blairowi), także zmierzającej w istocie do zbudowania „»polityki bez

przeciwnika«, zgodnie z którą pogodzić można wszystkie interesy, a każdy - przyjąwszy naturalnie, że identyfikuje się z owym »projektem« - może być częścią »ludu«. Po to, by usprawiedliwić akceptację neoliberalnej hegemonii - utrzymując jednocześnie pozory radykalizmu - »trzecia droga« wykorzystuje koncepcję polityki, która usunęła wymiar antagonizmu i głosi istnienie »powszechnego interesu ludu«, którego realizacja sprawia, że w następstwie rozwiązania konfliktów nikt nie jest zwycięzcą ani nikt przegranym” (Ch.

Mouffe, Paradoks demokracji, przeł. M. Kamińska i in., Wrocław 2005, s. 33-34). Wróć do treści głównej.

Przypis 4. Ch. Mouffe, Paradoks demokracji, przeł. M. Kamińska i in., Wrocław 2005, s.

39-40. Wróć do treści głównej.

Przypis 5. Szerzej w piśmiennictwie polskim m.in. M. Żyromski, Gaetano Mosca. Twórca socjologicznej teorii elity, Poznań 1996, oraz L. Mażewski, Realistyczna koncepcja demokracji, „Rzeczpospolita” 1991, nr 219. Wróć do treści głównej.

Przypis 6. L. Strauss, Prawo naturalne w świetle historii, przeł. T. Górski, Warszawa 1969, s. 13. Wróć do treści głównej.

Przypis 7. L. Strauss, Prawo naturalne w świetle historii, przeł. T. Górski, Warszawa 1969, s. 12. Wróć do treści głównej.

Przypis 8. Jan Paweł 2, Centesimus annus, Warszawa 1991, par. 46. Wróć do treści głównej.

Przypis 9. Por. tekst niemieckiego filozofa prawa A. Kaufmanna, Recht und Sittlichkeit aus rechtsphilosophischer Sicht [w:] Recht und Sittlichkeit, red. J. Grundel, Freiburg-Wien 1982. Wróć do treści głównej.

(27)

Przypis 10. Por. szerzej T. Ślipko SJ, Aut Caesar aut nihil [w:] J. Krukowski, F. Mazurek, F.

Lempa (red.), Kościół i prawo, Lublin 1991, s. 21-52. Wróć do treści głównej.

Przypis 11. Jan Paweł 2, Centesimus annus, Warszawa 1991, par. 46. Wróć do treści głównej.

Przypis 12. Jan Paweł 2, Centesimus annus, Warszawa 1991, par. 44. Wróć do treści głównej.

Przypis 13. Na marginesie, zwróćmy uwagę na często pomijaną potrzebę odniesienia uwag poświęconych „materialnej demokracji” raczej do woli prawodawcy niż woli organów wykonawczych. Zauważmy, że choć w okresie kształtowania się namysłu nad racjonalnym prawodawcą, u progu epoki nowożytnej, związane z tym uwagi krytyczne kierowano głównie pod adresem króla, którego wola miała być ograniczana, a nawet porządkowana przez decyzje jakiegoś ciała przedstawicielskiego, to obecnie główne zagrożenia wolności indywidualnej wiąże się z poczynaniami organów egzekutywy, a nie ciał prawodawczych.

W końcu dostrzeżmy, iż rola legislatywy raczej niż egzekutywy wiąże się z odsłanianiem treści materialnych, co rodzi potrzebę przypisania każdemu członkowi suwerena i ciał przedstawicielskich odpowiedzialności za ich uwzględnianie w normach prawnych, a co za tym idzie przeniesienie zainteresowania w tym zakresie z aktywności organów prawo stosujących na działalność organów je stanowiących i znajdowania głównych zagrożeń dla

„rządów prawa” właśnie w aktach tych pierwszych. Wróć do treści głównej.

Przypis 14. Por. encykliki Leona 13 Diuturnum illud oraz Immortale Dei; por. szerzej Cz.

Martyniak, Moc obowiązująca prawa a teoria Kelsena, Lublin 1938, zwłaszcza s. 153-165.

Wróć do treści głównej.

Przypis 15. Jan Paweł 2, Centesimus annus, Warszawa 1991, par. 46. Wróć do treści głównej.

Przypis 16. Por. O. Höffe, Etyka państwa i prawa, przeł. Cz. Porębski, Kraków 1992

(głównie tekst Interesy transcendentalne. O antropologii praw człowieka, s. 96-117); E.-W.

Böckenförde, Prawo i wartości. O krytyce idei aksjologicznego ugruntowania prawa, przeł.

P. Kaczorowski, „Znak” 1992, nr 450, s. 56-69, oraz wspomniany tekst Kaufmanna. Wróć do treści głównej.

(28)

Przypis 17. Por. O. Höffe, Etyka państwa i prawa, przeł. Cz. Porębski, Kraków 1992, s.

100-105. Wróć do treści głównej.

Przypis 18. Por. O. Höffe, Etyka państwa i prawa, przeł. Cz. Porębski, Kraków 1992, s.

108. Wróć do treści głównej.

Przypis 19. Cyt. za: „L'Osservatore Romano” 1981, nr 3. Wróć do treści głównej.

Przypis 20. Zob. szerzej na ten temat B. Szlachta, Jan Paweł 2 a prawo, „Politeja. Pismo Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ” 2003, nr 1, s. 315-330 (wersja angielska: John Paul 2 and the Law, „The Polish Foreign Affairs Digest. English Language Versions of Papers Published in Polski Przegląd Dyplomatyczny and Other Journals in Poland”, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, t. 5, nr 2 (15), 2005, s. 85-106). Wróć do treści głównej.

Przypis 21. Różne sposoby pojmowania praw człowieka decydują o rozmaitych ujęciach kwestii tak istotnych, jak aborcja lub eutanazja. Wróć do treści głównej.

Przypis 22. Św. Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, 1-2, q. 96, a. 4. Wróć do treści głównej.

Przypis 23. Św. Tomasz z Akwinu, Summa teologiczna, 1-2, q. 94, a. 2. Wróć do treści głównej.

Przypis 24. R. Marcić, Recht [w:] Katholische Soziallexikon, Innsbruck 1964, kol. 908-910.

Wróć do treści głównej.

Przypis 25. Temat ten omawia R. Tuck w pracy Natural Rights Theories. Their Origin and Development, Cambridge 1979. Wróć do treści głównej.

Przypis 26. Por. C.J. Friedrich, The Philosophy of Law in Historical Perspective, Chicago 1963, zwłaszcza s. 154-177. Wróć do treści głównej.

Przypis 27. Vaticanum 2, Deklaracja o wolności religijnej, 2. Wróć do treści głównej.

(29)

Przypis 28. Por. np. O. Höffe, Etyka państwa i prawa, oraz J. Rawls, Teoria sprawiedliwości, przeł. M. Panufnik i in., Warszawa 1994. Wróć do treści głównej.

Przypis 29. Por. R. Nozick, Anarchia, państwo, utopia, przeł. P. Maciejko, M. Szczubiałka, Warszawa 1999. Wróć do treści głównej.

Przypis 30. Konstytucja Gaudium et spes, n. 76. Por. także Jan Paweł 2, Podstawowe prawa osoby ludzkiej a wolność religijna, wypowiedź na 5 Międzynarodowym Sympozjum Prawników, „L'Osservatore Romano” 1984, nr 5. Wróć do treści głównej.

Przypis 31. Jan Paweł 2 do uczestników pielgrzymki Krajowego Duszpasterstwa Prawników (cyt. za: „L'Osservatore Romano” 1986, nr 3). Wróć do treści głównej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nowym zjawiskiem stało się wykorzystywanie instytucji referendum w celu zmiany systemu wyborczego obowiązującego w wyborach do legislatur

Przyjęty zakres czasowy: 1787-1890 pozwala na pokazanie zmiany stosunku władzy federalnej do całego systemu szkolnictwa wyższego od początków istnienia federacji do przyjęcia

Jeszcze za czasów pontyfikatu Jana Pawła 2, przeprowadzając wywiady na temat obrazu polskich imigrantów w Rzymie, zdarzało mi się słyszeć opinie, że polski papież jest w

Przyznanie charakteryzowanej kompetencji nie tylko monarsze, ale także premierowi może w konsekwencji powodować naruszenie niezbędnej równowagi ustrojowej, która na gruncie

Ze względu na charakter wypowiedzi przedstawię tylko niektóre z istotnych postaw i zachowań osoby o samoakceptującej postawie: mocno wierzy w pewne wartości i zasady, gotowa jest

Mimo wydania po polsku już kilkunastu książek Irvinga, cieszących się sporą popularnością czytelników, osiągających wysokie ceny na rynku antykwarycznym i

W pierwszą każdy wpadał w chwili, kiedy w jego dramacie wydarzenia historyczne stawały się wyłącznie tłem dla losów indywidualnych, w drugiej natomiast znajdował się w

Jeśli życie jest ciemne, pulsujące, nieprzejrzyste, niedocieczone, niezgłębialne, niewyrażalne, tajemnicze, wymykające się nieustająco poznaniu, jeśli w dodatku to ostatnie