• Nie Znaleziono Wyników

"Na skałach Calvados" - powieść krytyczna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Na skałach Calvados" - powieść krytyczna"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

Zenon Uryga

"Na skałach Calvados" - powieść

krytyczna

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 60/2, 81-119

(2)

• ZENON URYGA

„NA SKAŁACH CALVADOS” — POWIEŚĆ KRYTYKA

1

Powieść Na skałach Calvados jako pierwsza z utworów Sygietyńskiego doczekała się naukowego opisu, który uw ydatnił jej zasadniczo natu- ralistyczny charakter, zgodność opisywanych elementów z uniw ersalnym modelem n a tu ra liz m u l. Aby jednak uświadomić sobie, jaki właściwie naturalizm powieść Sygietyńskiego reprezentuje, w arto i trzeba odwołać się do świadectwa rękopisów, wejrzeć w k ry teria doboru i sposoby zu­ żytkow ania naturalistycznych recept twórczych oraz spróbować w ydo­ być spod różnych naw arstw ień stylistycznych pierw otne czynniki kształ­ tujące w ew nętrzny św iat powieści. Zbadać zatem, jak dorastała ona do nazwy „pierwszego w Polsce utw oru naturalistycznego”. W arto i trzeba, albowiem powieść Sygietyńskiego — pełna mielizn artystycznych i, być może, nie uspraw iedliw iająca obecnie swymi w aloram i estetycznym i mo­ nograficznych zabiegów — była dziełem twórcy o wysokiej świadomości estetycznej, pow staw ała równolegle z jego głośnymi wówczas, a do dziś atrakcyjnym i intelektualnie studiam i o powieściopisarzach francuskich, odbiła w sobie wreszcie i utrw aliła z rzadką wyrazistością obraz poszu­ kiw ań artystycznych w początkach la t osiemdziesiątych.

Rękopis Na skałach Calvados, który po ostatniej w ojnie znalazł się w raz z papieram i po Stanisław ie Witkiewiczu w krakowskiej Bibliotece P A N 2, wymownie ilustru je rzetelny wysiłek pisarza: jest upstrzony szeregiem popraw ek wyrazowych, zawiera liczne skreślenia i uzupełnie­ nia na m arginesach, posiada też podwójną num erację — rezu ltat głęb­ szych przem ian kompozycyjnych tekstu. Mimo tak forsownych udoskona­ leń rękopis ów w w ielu miejscach bardzo się jeszcze różni od drukow a­ nej w ersji. Pozwala nam to bez większego zdziwienia sięgnąć we w rocław­ skiej Bibliotece im. Ossolińskich po drugi, zakupiony w 1961 r. od

ro-1 Zob. J. S p e i n a , „Na skałach Calvados'’ Antoniego Sygietyńskiego. S tu ­

diu m analityczne. „Zeszyty Naukowe UMK w Toruniu”, N auki H um anistyczno-

-Społeezne, z. 6 (1962).

2 Rkps Bibl. PA N w Krakowie, sygn. 2437 I (= K). Zawiera on 55 kart zapisa­ nych dwustronnie. W niniejszej pracy odwołuję się do autorskiej (?) num eracji stron (1— 101), pom ijającej stronice czyste lub odrzucone.

(3)

dżiny pisarza, rękopis pow ieści3, który, jak w skazują znaki i uwagi adiustacyjne oraz ślady drukarskiej farby, stanow ił dopiero podstawę druku. Przepisując tekst na czysto, autor pewne fragm enty opuścił, inne przeredagował, dorzucił też zupełnie nowe partie. 'Nie była to atoli ostatnia faza poprawek. W czystopisie obserwować możemy liczne, gęstnie­ jące w m iarę zbliżania się do ostatnich scen, retusze dokonywane nie­ bieskim atram entem na w yblakłym czarnym . Te z kolei w raz z pozo­ stałym tekstem ulegały dalszym przekształceniom, nanoszonym tym ra­ zem atram entem intensyw nie czarnym. Drobne zaś odstępstw a pierwo­ druku od tej ostatniej w ersji rękopiśm iennej świadczą, że pew nych po­ praw ek dokonywał autor jeszcze w korekcie.

Powstanie brulionu powieści możemy dość dokładnie umiejscowić w czasie. Pomiędzy 19 a 30 stycznia 1880 napisał Sygietyński rozdział, który ukazuje przyjazd do rybackiej osady G randcam p projektującego falochron inżyniera. W ciągu następnych dziesięciu dni zarysował wcześniejsze wypadki, począwszy od kłótni „m alca” G abriela Orange z „gospodarzem” statku, a skończywszy {9 lutego) na jego bójce ze sta­ rym, po uwiedzeniu Berty. W dwa dni potem pow stał panoram iczny zarys targu o posag, ślubu G abriela z B ertą i owładnięcia statkiem . A utor jednak przekreślił zaraz ten fragm ent, by po dwu tygodniach pracy (od 12 II) nad opisem zalotów inżyniera do B erty powrócić- do tych scen. Zajął się nimi ponownie 27 II, a dokończenie tego rozdziału i zobrazowanie tragicznych w ydarzeń końcowych zajęło m u przypusz­ czalnie (brak dalszych dat) znaczną część marca.

Trudno natom iast tak dokładnie ustalić, kiedy tekst został przepi­ sany. Datę na pierwszej stronie czystopisu: „24 grudnia 1883 ro k u ”, trzeba odnieść do m om entu oddania powieści do druku. D ata na ostatniej stronie: „w kw ietniu 1880 ro k u ”, w przeciw ieństw ie do wspomnianych poprzednio nieprecyzyjna, zapisana została tym samym atram entem co notatka w stępna i ostatnie poprawki, znalazła się więc pod rękopisem przypuszczalnie tuż przed drukiem , jako inform acja dla czytelnika o właściwym czasie powstania, a może o długotrw ałym dojrzewaniu utw oru. Jeżeli zatem główne przemieszczenia stru k tu raln e tekstu da się zlokalizować dość ściśle, to nie potrafim y tak dokładnie uchwycić dal­ szych etapów jego przeobrażeń. Możliwie, że czystopis był już gotowy w kw ietniu 1880, z końcem tego roku au tor stw ierdzał bowiem w liście, że utw ór czytano już w kilku warszawskich re d a k c ja c h 4. Wydaje się

3 Rkps Bibl. Ossolineum w e W rocławiu, sygn. 13208 II ( = W).

4 Zob. Korespondencja Antoniego Sygietyń skiego i Piotra Chmielowskiego.

Dwugłos z lat 1880—1904. Opracował, w stępem i komentarzem opatrzył E. K i e r -

(4)

jednak prawdopodobne, iż tekst wędrował tam w swej pierwotnej po­ staci, gdyż wiadomo z innego listu, że pisarz obiecywał sobie dopiero osta­ tecznie ukończyć powieść w połowie 1881 roku 5. Nie wiemy, czy po­ prawki zostały wprowadzone w tym term inie i czy wiązały się one z przepisyw aniem tekstu, czy też zaznaczyły się już w gotowym czysto- pisie śladam i niebieskiego atram entu. Pew niej nieco możemy tylko przy­ puszczać, że ostatnia faza zmian była równoczesna z przygotowywaniem powieści do druku pod koniec roku 1883.

2

Powieść o zbrodni, która dokonała się w rybackiej osadzie na ska­ łach Calvados, opatrzył autor pierw otnie tytułem W piątą rocznicą 6 — i fakt ten, m ający czytelnikowi uświadomić upływ czasu od ślubu B erty Boudard do cudzołóstwa, świadczy wymownie o wadze, jaką posiada tu problem atyka rozkładu małżeństwa. Kiedy jednak od tej strony zechce­ my na u tw ór spojrzeć, uderzy nas zbieżność jego tem atu z działalnością publicystyczną Sygietyńskiego. Zagadnieniu małżeństwa i rodziny oraz sprawie kobiecej poświęcił on w czasie pobytu we F rancji kilka arty k u ­ łów, przygotow yw ał naw et na ten tem at szerszą rozprawę:

mam przygotow ane notatki do obszernego studium o... (nie przeraźcie się moją śm iałością!) ... O m ałż eństw ie. Chciałem kiedyś dla „Nowin” pisać o Divorce Dumasa. W ziąwszy się do roboty spostrzegłem się, że tak dobrze Dumas, jak i ja byliśm y tylko ofiaram i literackiej gorączki, dziennikarskich potrzeb i ch w i­ low ych dobrych chęci, nie zaś praw dziw ym i przew odnikam i idei. Od książki w ięc do książki, od źródła do źródła zaszedłem w taki stos m ateriałów, że dziś um iałbym je tylko zużytkować jako poważniejszą całość, nie zaś dorywczą, podjazdową szerm ierkę dzienn ik arza7.

Ów fragm ent listu do redaktora „A teneum ” rzuca światło na domi­ nantę nastrojów i dążności Sygietyńskiego w momencie powstawania powieści — pasję publicystyczną. Były student Szkoły Głównej przy­ jechał bowiem do P aryża nie tylko dla pogłębienia studiów estetycznych; interesował się żywo problem atyką obyczajową, społeczną i polityczną, przesyłał wówczas do kraju korespondencje o sprawach, którym i żyła prasa paryska: o polemikach, skandalach, dyskusjach parlam entarnych. Da się w tych wypowiedziach zauważyć przywiezione z k raju przekona­ nie o zasadniczej wartości ustroju republikańskiego, w przeciwieństwie

5 Ibidem, s. 37.

6 Tytuł ten, w pisany pod datą 19 I 1880 na początku pierwszego w num eracji arkusza, w dalszej fazie pracy został przez autora skreślony i w końcowym u kła­ dzie rozdziałów znalazł się po przenum erowaniu na s. 51 brulionu K.

(5)

do władzy arystokracji, która „we F rancji tak dobrze jak w innych naro­ dach nie zrzeka się przedawnionych praw rządzenia narodem ” 8. Rzeczy­ wistość, co prawda, rychło zawiodła oczekiwania polskiego pozytywisty. Gdy w połowie 1878 r. dopatryw ał się w w ystaw ie powszechnej poli­ tycznego dowodu siły ustroju republikańskiego, to w pół roku później zżymał się już:

[republikanizm] jak dotąd ograniczał się na przyjęciu dawnych ustaw i tra­ dycji w m ilczeniu i na zm ianie napisów L[udwik] N[apoleon] na R ép ub liq ue] F ran çaise]. W szystko zresztą zostało się tak samo, jak było przed sedańską zbrodnią, tylko że policja nie aresztuje za śp iew an ie M a r s y lia n k i 9.

Demaskując oportunizm mieszczańskich parlam entarzystów , próbował jednak Sygietyński w iną za obserwowane w życiu francuskim zło ob­ ciążyć głównie konto rządów arystokratycznych w okresie R estauracji i Drugiego Cesarstwa. Moralność Francji, jego zdaniem, zatruw ają „reszt­ ki upadłego cezaryzm u”, korzystające z poparcia elem entów klerykalnych. Za szczególnie jaskraw y przejaw zachowania reakcyjnego status quo uważał Sygietyński system kształcenia młodzieży. W skazywał na skandale w opanowanych przez zakony szkołach męskich oraz na arystokratycz­ ny i religijno-m istyczny model wychowawczy pensji dla d ziew cząt10. Drugą dziedziną podobnych obserw acji była w łaśnie przeciągająca się w parlam encie w alka o reform ę praw a małżeńskiego. W dobie, kiedy dojrzewał pomysł i ostateczny kształt literacki Na skalach Calvados, au to r powieści relacjonow ał w prasie w yniki debat parlam entarnych, streszczał w swym notatniku głosy posłów i wypowiedzi publicystów n , recenzował w prasie szersze ro z p ra w y 12. Z istniejącego stanu rodziny francuskiej wyprowadzał wniosek o potrzebie rozwodu jako instytucji um oralniającej. Zbywał przy tym ironicznie właściwe dojrzałej fazie mieszczańskiego społeczeństwa 'przekonania o znaczeniu rodziny jako „kam ienia węgielnego”, „ostatniej komórki społecznej”, „zarodka pań­ stw a” 13, naw iązując w argum entacji do wolnomyślnych idei z okresu

8 W a s [A. S y g i e t y ń s k i ] , Z w y s t a w y paryskiej. „Przegląd T ygodniowy” 1978, nr 20, s. 232.

9 [A. S y g i e t y ń s k i ] , W n ętr ze Francji. „Przegląd T ygodniow y” 1878, nr 45, s. 506.

10 A. S y g i e t y ń s k i , Z obcej niw y. „Nowiny” 1880, nr 106. — A. W. S. [A. S y g i e t y ń s k i ] , K ronik a paryska. „Przegląd T ygodniow y” 1878, nr 51 ; 1879, nr 6.

11 W notatniku podręcznym S y g i e t y ń s k i e g o (rkps Bibl. Ossolineum, sygn. 13217 I, s. 19—29) zachowały się zapiski z lektury rozpraw deputowanego N a q u e t a Le Divorce (1877) i A. D u m a s a - syna La Question du divorce (1880).

12 Zob. A. S y g i e t y ń s k i , S p raw a kobiet (E. Legouvé). „Prawda” 1881, nry 14, 16.

(6)

Wielkiej Rewolucji. W związku z wypowiedzią deputowanego Naqueta notował :

Dla Kościoła m ałżeństw o jest nieczystością, a celibat stanem zdrowszym i doskonalszym . Praw o cyw ilne zachęca do m ałżeństw a i toleruje tylko celibat. Kościół w alk ę z potrzebam i natury i w strzem ięźliw ość chuciow ą nagradza nie­ bem w perspektyw ie. Prawo cyw ilne chce się tak udoskonalić, aby ułatw ić człow iekow i zadow olenie w szystk ich jego potrzeb i usunąć nacisk porządku socjalnego na jego osobiste namiętności. Jeżeli w ięc rozwód sprzeciwia się z dogmatem katolicyzm u, to bynajm niej to nie powinno nikogo dziwić ani też zrażać do w alk i o swobodę, która pod form ą rozwodu jest tylko jedną z bardzo w ielu, jakie na katolicyzm ie i dzisiejszym praw odaw stw ie w yw alczyć trzeba. Rozwód jest w yrazem spraw iedliw ości i interesów społecznych. Precz z n ierozw iązalnością!!!14

Zapalczywość, z jaką Sygietyński te śmiałe uwagi formułował, świad­ czy o mocnym zaangażowaniu się w walkę o nowe poglądy na kwestię małżeństwa. Słuszniej zresztą będzie poszerzyć krąg rozważań: intere­ sują pisarza również dodatkowe aspekty tego problemu, tj. sytuacja ko­ biet uwiedzionych i praw ne wykluczenie poza nawias społeczeństwa dzieci naturalnych — a więc całe drażliwe tło „sprawy kobiet”, jak na­ zwany został ogół tych zagadnień w omawianej przez niego w 1881 r. pracy E rnesta Legouvé. Z autorem Spraw y kobiet, którego dwie książki na podobny tem at w arszawscy pozytywiści kolportowali już w latach 1874— 1875 15, Sygietyński zgadzał się co do kierunku reform , akcentując jednak nie postulat zmiany w kodeksie, lecz potrzebę propagandy oby­ czajowej:

Popraw m y obyczaje, w płyńm y na zmianę przekonań, przeprowadźmy w a l­ kę przeciw ogólnej ciem nocie i przesądom, a praw a znajdą się same, ponie­ w aż kodeks liberalny czy w steczny jest tylko w yrazem ob yczajów 16.

Czy w swej pierwszej powieści przyjął Sygietyński podobny punkt wyjścia, czy odnajdziem y w niej ślady propagandy idei, pozytywis­ tycznej tendencji? Sam autor zastrzegał się, że nie: „Piszę nie dla ten­ dencji, lecz dla praw dy i artyzm u” — tw ie rd z ił17. Wszelako w jego no­ tatkach z lek tu ry łatwo dostrzec mocny węzeł spajający w arstw ę fabu­ larną utw oru z rozważaniami publicysty. Szczególną mianowicie uwa­ gę pisarza zyskał podstawowy argum ent zwolenników rozwodu:

bardzo często zbrodnia rozwiązuje m ałżeństwo, jak o tym przekonują roczniki p r a w n e 18.

14 Notatnik, s. 22.

15 Nakładem „Przeglądu Tygodniowego” w yszły w ów czas w W arszawie, w tłu ­ m aczeniu J. T r z c i ń s k i e j , jego Dzieje moralne kobiet (t. 1—3; 1875) oraz Ojco­

w ie i dzieci w X I X w ie k u (1874).

16 S y g i e t y ń s k i , S p raw a kobiet, s. 185.

17 K orespondencja Antoniego Sygie tyńskie go i Piotra Chmielowskiego, s. 31. 18 Notatnik, s. 20.

(7)

Obszerna rozprawa Dumasa La Question du divorce stanowiła zamk­ nięcie niezwykle bujnej i hałaśliwej dyskusji, toczącej się od r. 1872, i była już drugim głosem autora Żony Klaudiusza w tej sprawie. Sygie- tyński znał — świadczą o tym wzmianki w studium o Zoli — także jego pierwszą wypowiedź, rozgłośną rozpraw ę U H om m e-jem m e, w której autor na marginesie procesu hrabiego de .Bourg, oskarżonego o zabój­ stwo niewiernej żony, zaatakował tezę, jakoby w im ię miłości chrześcijań­ skiej należało cudzołożnej żonie przebaczyć. Okrzyk, którym swą w y­ powiedź kończył: „tue-la”, doradzając mężowi jako jedyny środek w y z­ wolenia — zabójstwo, obliczony był na postawienie w dyskusji kw estii rozwodu 19. W obu rozprawach dążył Dumas do wykazania, że istniejące w arunki praw ne sprzyjają m orderstw u i że jedynie rozwód mógłby się stać środkiem napraw y obyczajów, regulatorem działania namiętności. Sygietyński w swych notatkach zajął się głównie rozdziałem poświęconym zasadzie „ tue-la”, zaznaczył sobie naw et odpowiednie stronice rozpraw y. Mnożące się wypadki m orderstw żon daw ały silny argum ent za reak ty ­ wowaniem rozwodu jako rozwiązania dla kobiety korzystnego.

Ona to zyskuje na rozwodzie, a nie m ężczyźni, którzy przy rozw iniętym obecnie duchu tu e-la dają sobie radę inną drogą i tylko w razie cudzołóstwa żony 20.

Gdy od rozważań publicystycznych Sygietyńskiego przejdziem y na teren powieści, zauważymy, że jej osią -fabularną jest historia mężczyzny, który um iał „dać sobie rad ę”, wyzyskując właśnie cudzołóstwo żony. Wyraziście rysuje się to zwłaszcza w drugiej części utw oru. W czasie gdy do Grandcam p przybyw ał inżynier A rm and de Coux, Orange dla żony „z uwodzącego kochanka stał się obojętnym, a następnie niena­ widzącym ją mężem” i rozmyślał, „jak się pozbyć Berty, która bezpro­ centowo siedziała mu na k ark u ” . Radził się naw et księdza, „czy nie można by tak jako się z nią rozwieść, bo dzieci nie mają, a nie pasują do siebie wcale”. Ten jednak zalecił tylko „zdać się z ufnością na wolę Boga, który może, choć późno, nawiedzić ich swoją łaską, kiedy Mu się podobało połączyć ich z sobą na zawsze” (s. 175) 21. Słowa księdza, dla ironicznego efektu, następują tuż po scenie cudzołóstwa. Kochanek po­ śpieszył z pomocą mężowi w konflikcie między sztywnym stanowiskiem kleru a społeczną potrzebą rozwodu. W iarołomstwo żony, mimo że zrazu wzburzyło i ubodło ambicję O range’a, dawało mu szansę uwolnienia się

19 D u m a s w yjaśniał w La Question du d w o r c e (wyd. 11. Paris 1880, s. 197):

„Je vois là un des arguments destinés à faire adopter la loi du divorce”.

20 Notatnik, s. 28.

21 W ten sposób odsyłam y do wydania: A. S y g i e t y ń s k i , Na skalach C a l­

(8)

i zdobycia bogatej wdowy z sąsiedniej osady. Toteż Sygietyński pod­ kreśla stopniowe przechodzenie motywów uczuciowych m yśli o zbrodni (zadraśnięta ambicja) w rozumowe (możność zdobycia m ajątku i statku) i pieczętuje rzecz w ostatniej scenie słowami Julka: ,,To to on pewnie po rozwód z waszą córką pojechał na skały” (s. 211). Zobowiązuje nas takie rozwiązanie fabuły do zwrócenia pilniejszej uwagi na charakter związków powieści Sygietyńskiego z Madame Bovary, związków, które parokrotnie podnoszono, ze względu zwłaszcza na podobieństwo postaci kobiecych22.

B ohaterka Na skalach Calvados jest bez w ątpienia literacką córką Em my Bovary, nosi zresztą — zbieg okoliczności czy też zamierzony efekt? — imię, jakie Emma nadała swemu dziecku. Lecz podobieństwo nie sięga zbyt głęboko. B erta nie spełnia w konstrukcji utw oru takiej roli jak bohaterka Flaubertow ska, której myśli, przeżycia i czyny orga­ nizują cały tok opowieści. Jest bierna, bezwolna, pozbawiona inicjatywy. W pierw szej części utw oru sceny układają się w dram atycznie rozwi­ n iętą historię G abriela Orange, który z chłopca okrętowego pragnie w ciągu paru lat wybić się na właściciela statku i którem u jedna nie­ szczęśliwa burza przekreśla am bitne plany. B erta nie w ystępuje zupełnie w rozdziale pierwszym, zawierającym ekspozycję, również rozległa scena katastrofy usuwa ją sprzed oczu czytelnika; w spółpartnerką dra­ m atu pozostaje tylko w tej jego fazie, gdy młody rybak pragnie ją zdobyć, by pozyskać zarazem pieniądze Boudarda. Podobnie przedstaw ia się ta kw estia także w drugiej części, skonstruowanej wokół zawiązania oraz dram atycznego rozwiązania małżeńskiego trójkąta, przy czym czynna rola i tym razem przypada mężczyznom. Rozmiary wszystkich scen, w których w ystępuje bohaterka — choćby w tym tylko sensie, że jest świadkiem (naw et milczącym) jakichś wypadków lub wypowiedzi — nie przekraczają połowy tekstu powieści.

Berta różni się jednak od Emmy nie tylko swą nikłą rolą w konstrukcji w ydarzeń, lecz głównie — co może jej pozycję w powieści uzasadnić — ukształtow aniem psychicznym. Wątła, lim fatyczna dziewczyna, dw ukrot­ nie w powieści ulegająca z przerażeniem woli kochanka (najpierw jest nim O range, potem inżynier) i ponosząca za to straszliwą karę, nie ma przede wszystkim potęgi zmysłów Emmy, rozw ijającej się choroby na­ miętności, chęci zaspokojenia za wszelką cenę „nieosiągalnego pragnie­ nia i tęsknoty do nieskończoności”. Borys Reizow, akcentując za Baude- lairem heroiczność ch arakteru Emmy, uważa owo „wielkie nieprzejed­ nanie” za chorobę identyczną z cierpieniami „szalonych” bohaterów* mło­

22 Zob. np. J. Z. J a k u b o w s k i , W stęp do: A. S y g i e t y ń s k i , Pisma k ry tyc zn e . K r y t y k a literacka i artystyczna. W arszawa 1951, s. 11.

(9)

dego F lauberta i pełnię rysunku rozterek i udręk pani Bovary wywodzi z osobistych przeżyć autora, stanowiących już wszakże w tej powieści przedmiot analizy socjologicznej23. W powieści Sygietyńskiego rzecz przedstawia się odmiennie: analiza przeżyć jednostki w ybujałej uczu­ ciowo i skłóconej ze środowiskiem jest jedynie wynikiem przyjętych tu krytycznych założeń, nie ma oparcia w doznaniach w ew nętrznych sa­ mego autora, wychowanego raczej w atm osferze dążeń racjonalistycz­ nych i utylitarnych.

Podobieństwo B erty do Emmy Bovary w ypadnie więc ograniczyć do zbieżności ich kolei życiowych. Obie bohaterki wychowane przez „dobre” (u Flauberta), „pobożne” (u Sygietyńskiego) „siostry” w klasztornej a t­ mosferze mistycyzmu i egzaltacji, obie zapalone opowieściami „pewnej starej panny” (u Flauberta), „starej kuzynki” (u Sygietyńskiego) do czytania rom antycznych historii miłości z przeszkodami, nie mogą się przystosować do pospolitości życia, doznają zawodu w m ałżeństw ie i po­ tajem nej miłości, a wreszcie giną tragicznie. Zarysow ując postać B erty, przeniósł Sygietyński z francuskiego dzieła głównie m otyw rom antycznej lektury i jej zgubnych skutków w wychowaniu kobiety. Warto wspo­ mnieć, że w brulionie powieści wymieniał naw et z imienia — za wzorem Flauberta — „wiersze Lam artina, chłopską powieść pani Sand i Manon

Lescaut” (К 21). Motyw ten, akcentow any w partiach narracyjnych bez­

pośredniej charakterystyki, staje się w niektórych w ypadkach w yłącz­ nym wyznacznikiem postępowania B erty. O jej zainteresow aniu się Gabrielem zadecydowała jedynie wyjątkowość postaci młodego rybaka na tle niezgrabnego otoczenia (s. 43—44) 24, a o tym, że doszło do m ał­ żeństwa — sprzeciw ojca.

A jeżeli ojciec pozwoli? [...] Nie, to nie pójdę za niego. Przecież znowu nie jest tak piękny... nie ma w ąsów ... ręce grube, paznokcie krótkie. A jeżeli nie pozwoli?... [s. 46]

Wyjątkowość bohatera i perypetie przedślubne kochanków, czynniki konstrukcyjne obce Madame Bovary, znajdują pewne w yjaśnienie w po­ wieści Sygietyńskiego jako zabiegi uw ydatniające wpływ lektury na poczynania życiowe bohaterki. W ątek m ałżeństw a B erty służy krytyce wychowania kobiet w edług schematów rom antycznych, w niezgodzie z potrzebam i życia. W piętnow aniu „fatalnego błędu dzisiejszej demo­

23 Zob. B. R e i z o w, G ustaw Flaubert. Przełożył J. J ę d r z e j e w i c z . W ar­ szawa 1961, s. 205—209.

24 Rzecz ma się tu odwrotnie niż w Pani Bovary. W pierwszym planie pow ieści w prawdzie bohaterka Flauberta „z początku kocha sw ojego męża, dosyć przystoj­ nego m ężczyznę, dobrze zbudowanego i eleganckiego”, lecz w dalszym rozwoju pomysłu autor redukował do m inimum miłość, a jednocześnie pozbawił Karola Bovary urody i obniżył jego poziom intelektualny (zob. ibidem, s. 241—242).

(10)

k racji” dostrzegał bowiem autor studium o Flaubercie główną myśl jego d z ie ła 25, ceniąc w nim prócz obserwacji społecznej także tendencyjną krytykę, i ten rys przeszczepiał do swej powieści przede wszystkim.

Jakkolw iek publicystyka nie wkroczyła do powieści Sygietyńskiego bezpośrednio ani też nie nadała jej ch arak teru budującego, a lekcewa­ żącego prawdopodobieństwo, przykładu, to jednak pozostawiła ślad na sposobie zorganizowania elementów utw oru w całość zmierzającą logicz­ nie i w yraziście do założonej z góry, choć nie wypowiedzianej, konkluzji społecznej. Umieszczenie w kulm inacyjnych punktach obu części momen­ tów sensacyjnych (rozprawa z Boudardem jako zamknięcie chytrej in­ trygi Gabriela, następnie zabójstwo z prem edytacją) zakłóca flaubertow - ską kompozycję powieści opartej na upływ ie czasu i rozwoju nam ięt­ ności. Sprawia, że zam iast organizującego fabułę obrazu przeżyć człowie­ ka znajduje się w centrum uwagi autora taki dobór scen, które by mogły odpowiednio uw ydatnić główną myśl utw oru. Uzyskiwał przez to pisarz niewątpliw ie przesunięcie akcentu z obserwacji psychologicznej na socjo­ logiczną.

Istnienie w dziele śladów pasji publicystycznej autora nie wydaje się sprzeczne z jego krytycznym i opiniam i o powieściopisarzach naturalistycz- nych. Chociaż imponowało mu dążenie F lauberta do malowania życia po­ wszedniego, redukow ania roli wyobraźni, analizy „dokum entów ludz­ kich”, choć pochwalał rezygnację z podmiotowości, istotny krok naprzód w stosunku do powieści Balzaka, to jednak nie myślał o całkowitym od­ rzuceniu „moralizującego i filozofującego »ja«”, które „robi z powieści sztuczną wiązankę nauki i sztuki”, lecz o jego ukryciu i podporządkowa­ niu form ie artystycznej. Twierdził:

potrzeba było, aby m oralista, filozof i artysta w ydali dzieło jednolite, trzym a­ jące się silnie jak odlew z brązu i przedm iotowo p ię k n e 26.

Pogląd ten pow tarzał w studiach o Zoli i braciach Goncourt, tym ra ­ zem w form ie zarzutu. Powieści Zoli raziły Sygietyńskiego „oportu­ nizmem”, poprzestaw aniem na konstatowaniu faktów i nieumiejętnością ich uogólniania, inaczej mówiąc — brakiem m oralistycznej tezy, „myśli, która by na umysł ludzi oddziałała jako filozoficzny bodziec” 27.

Jak dalece uważał pisarz powieść za narzędzie walki, środek wypo­ wiadania poglądów społecznych, świadczy paralela filozofii Littrégo, po­ lityki G am betty i pisarstw a Zoli. Ze znaną z artykułów społecznych pa­ sją antyklerykała i radykalnego republikanina potępiał u przywódców francuskiego mieszczaństwa brak walki z działalnością Kościoła, w ystę­

25 S y g i e t y ń s k i , Pisma k rytyczne, s. 54. 26 Ibidem, s. 46.

(11)

pującego przeciw nauce i władzy państwowej, i tolerowanie instytucji odziedziczonych po cezaryzmie i monarchii, mimo że są one sprzeczne z ideami demokracji. Podobnie u Zoli, choć społeczne znaczenie jego twórczości um iał właściwie ocenić, potępiał Sygietyński poddanie się faktom, to, że „zamiast moralizować” Zola pragnie tylko „notować nie- moralność Francuzów ” .

Filozofia ta nazyw a się pozytywizm em w socjologii, oportunizm em w p oli­ tyce, a naturalizm em w powieści. Kto ją przyjmie?... Ten tylko, kto w alczyć nie umie, nie chce lub nie p otrzeb u je28.

Demaskatorskiej, bojowej pasji trudno było Zoli odmówić, zarzut skierow any był zatem w gruncie rzeczy w artystyczny kształt jego utw o­ rów. Sygietyński krytykow ał je stając na gruncie powieści, której kon­ strukcja ma zmierzać do wypowiedzenia tezy autora. W dziele pozba­ wionym bezpośredniej ingerencji twórcy funkcję w yrażania jego stano­ wiska powinny, zdaniem krytyka, przejąć na siebie: odpowiedni dobór faktów, ich kompletność i właściwy układ.

A by jednak psychologia robiła w rażenie prawdy, potrzeba czegoś w ięcej niż proste notow anie faktów ; potrzeba w niosków autora, tak jak przy oskar­ żeniu zbrodniarza potrzeba w niosków prokuratora, które by pojedyncze fakty uogólniły i nadały im ton. Zola zadaw alnia się konstatow aniem faktu, m ówiąc, że „eksperym entator w niosków staw iać nie potrzebuje, poniew aż dośw iadczenie samo w nioskuje za niego”. A ni słowa! I w oskarżeniu prokuratora także fakty powinny m ów ić za niego. Jeżeli jednak fakty są oderwane, sprzecznej natury i w niczym lub m ało tylko popierające jego sąd, oskarżenie chybia c e lu 29.

Gdy Zoli wykazywał przesadę w notowaniu faktów nie zawsze pod­ porządkowanych charakterystyce postaci i przypadkowość ich zesta­ wiania w miejsce logiki prokuratorskiego wywodu, Goncourtom, kierując się tą samą myślą, zarzucał niedostatek faktów, luki w rozwinięciu całe­ go dram atu psychologicznego przy mistrzowskim charakteryzow aniu pew ­ nych stanów duszy człowieka. Atakował zaś tę „wadliwość kompozycji”, w ynikającą z niedokładności rysunku psychologicznego, z tego powodu, że „nie pozwoliła autorom dowieść tezy w sposób nam acalny” . W yjaśniał przy okazji, że przez dowodzenie tezy rozumie „dem onstrację faktów tak ścisłą i pełną, ażeby ją za jedno z uogólnieniem wziąć było m ożna” 30. Stojąc na gruncie w ym agań przem yślanej i logicznej kompozycji, zży­ mał się również Sygietyński na inną cechę naturalistycznych utw orów — uprzyw ilejow anie realizm u szczegółów, zbieranie notatek „byle tylko wiernie i dużo” oraz montowanie z nich powieści za pomocą

melodra-28 Ibidem, s. 150—151. 29 Ibidem, s. 194— 195. 30 Ibidem, s. 239—240.

(12)

m atycznych a przypadkow ych spięć sytuacyjnych. Wyżej sobie cenił in­ trygę, historię, fabułę posiadającą przebieg dram atyczny i kulm inacyjny punkt, z którego można objąć jednym rzutem oka całość obrazu i m y ś li31. Sygietyński zachował, jak widać, znaczną rezerw ę w stosunku do wzorca form alnego francuskich powieści naturalistycznych. Zgadzał się raczej z jego form ą zalążkową, aprobował Flaubertow ską zasadę obiekty­ wizacji wypowiedzi artystycznej. Jednakże F laubert autonomizował rów ­ nocześnie swój św iat powieściowy, natom iast u autora Na skałach Cal­

vados przew ażały dążności logiczne, chęć zracjonalizowania przedstawio­

nych obrazów i budow ania powieści na przejrzystym wzorze układu pu­ blicystycznej rozpraw y. Wyborem takim kierowała, jak można przy­ puszczać, obok osobistych skłonności umysłu pisarza-krytyka i oddziały­ w ania scjentyzm u, ogólna sytuacja pozytywistycznej twórczości w kraju, szukającej dróg wyjścia ze zbyt jaskraw ej tendencyjności, a zarazem nie rezygnującej z am bicji kierow ania rozwojem społecznym. K rytyczne opi­ nie Sygietyńskiego o naturalistach potw ierdzają przekonanie, że pierwsza jego powieść była próbą wypowiedzenia poglądów w sposób nowocześnie zmodyfikowany.

Niemniej m orał owej z ducha pozytywistycznego wolnomyślicielstwa poczętej tendencji, w zespole haseł tego czasu dość zresztą marginesowy, został zdystansowany i przesłonięty w oczach współczesnych i potomnych przez dem askatorską wymowę obrazu społecznego. F akty m otywujące „konieczność” tragedii Sygietyński ugrupował, zgodnie ze wskazanym uprzednio podziałem ról w powieści, głównie wokół postaci Gabriela. Ry­ bak w dążeniu do osiągnięcia niezależnej pozycji chw yta się to intryg (ożenek), to niebezpiecznych operacji finansowych (wyprawa przem ytni­ cza). Coraz bardziej też zadłuża się i uzależnia od szynkarza a zarazem arm atora, ojca Renouf. F akty owe m otyw ują rozpaczliwą decyzję zamor­ dowania żony, w swej zaś obiektyw nej funkcji odsłaniają system w yzy­ sku 32, w ypaczający kierunek działania tak skądinąd pozytywnych sił człowieka, jak energia, am bicja i stanowczość. D rugi czynny bohater po­ wieści, Armand de Coux, reprezentuje w środowisku Grandcamp współ­ czesną mieszczańską cywilizację i swym postępowaniem i zachowaniem jaskraw ię ją kom prom ituje. Silne uw ydatnienie i napiętnow anie

niemo-31 Ibidem, s. 181.

32 W artości poznawcze pow ieści Sygietyńskiego skrupulatnie om awia rozprawa S p e i n y (op. cit., s. 128). Autor utrzym uje słusznie, że ostrości przedstawienia kolizji socjalnych nie tow arzyszy tu, odmiennie niż to ma m iejsce u pozytywistów, w yraźniejsze zaangażowanie emocjonalne. W yjaśnieniem tego zjawiska może być sam kierunek tendencji: reforma prawa m ałżeńskiego, w obec którego sprawy te leżą na uboczu. Odm iennie już jednak w ygląda ustosunkow anie się pisarza do losu Berty.

(13)

ralności i hipokryzji, religijnego i dem okratycznego frazesu, lichw iarskie­ go wyzysku wreszcie — było niew ątpliw ie w ynikiem pogłębiającego się stale u pisarza rozczarowania i zniecierpliwienia wobec oportunizm u i za­ maskowanej reakcyjności republikańskiego systemu. Rys ten uchwycił trafnie Józef Tokarzewicz, towarzysz paryski Sygietyńskiego, wskazując na „żywy, głęboki w autorze zasób wzgardy, poniew ierki i obrzydzenia do wszystkiego, co jest takim, jakim jest w jego w ieku i otoczeniu” 3S. N astroje te spowodowały, że w powieści analiza krytyczna obrazu życia przeważyła nad założoną tezą.

3

W uproszczonym i statycznym ujęciu postaci w powieści Speina do­ strzegał

rezultat przyjęcia doktryny naturalistycznej, uzależniającej życie w ew nętrzne jednostki ludzkiej od czynników sprawczych, które leżą poza osobowością człowieka, poza jego w olą, i działają niezm iennie (prawa dziedziczności i w p ływ środow isk a)34.

Wydaje się wszakże w świetle dotychczasowych obserwacji, że niemałą rolę odegrały tu również, z jednej strony, nacisk pasji dem askatorskiej, dyktujący w yjaskraw ienie satyryczne, z drugiej — logizująca stru k tu ra powieści z tezą, która wymaga wyposażenia postaci w cechy stosowne do funkcji, jakie m ają one spełniać w akcji. Rękopisy utw oru rzucają wiele św iatła na problem y kreacji postaci, odsłaniając w kolejnych prze­ kształceniach tekstu istotne kierunki zabiegów stylizacyjnych.

Odstępstwo od Flaubertowskiego modelu fabuły pociągnęło za sobą zm iany w sposobie kreślenia bohaterów. Prosta, biograficzna konstrukcja

Madame Bovary, przesuw ająca akcent z wypadków fizycznych na analizę

psychologiczną i nadająca dramatyczność „w ydarzeniom m oralnym ”, u ła­ tw iała uchwycenie praw dy życiowej portretu. Granice kategorii liryzmu i w ulgarności — zauważmy za Reizowem — przebiegają w tej powieści nie między postaciami, lecz w samych duśzach bohaterów. Emma łączy w sobie organicznie tęsknotę za wzniosłością i tryw ialność mieszczki, jej mąż — uosobienie niedołęstwa, płaskiego filisterstw a i prow incjonali- zmu — posiada zarazem sporo cech dodatnich i wzruszających. Również w portretach dwu kochanków zauważyć można dążność do unikania linii zbyt ostrych i rysów wyolbrzymionych, przy jednoczesnej trosce o zróż­

33 J. T. H o d i [J. T о к a r z e w i с z], Realizm w pow ieści naszej. „Kraj” 1884, nr 21. Cyt. za: Polska k r y t y k a literacka (1800—1918). Materiały. T. 3. War­ szawa 1959, s. 283.

(14)

nicowanie cech psychicznych, które by zacierało zbyt natarczyw ą wymo­ wę logiczną pow tarzającego się schematu. F laubert nie zabiega o hierar- chizowanie w ydarzeń podług ich ważności i rozmyślnie gasi efekty (nie chce np. „zabijać swej bohaterki pod koniec sztuki” i przesuwa finał znacznie poza m om ent samobójstwa 35).

U Sygietyńskiego zdarzenia wchodzą do powieści nie na praw ach re ­ lacji wobec n u rtu życia fizjologicznego i psychicznego Berty, lecz b ar­ dziej niezależnie, jako kolejne etapy brutalnej gry mężczyzn, w której bohaterka biernie uczestniczy. Powoduje to odmienny rozkład świateł i cieni. W m iarę rozwoju akcji B erta coraz mniej jest przedm iotem ana­ lizy krytycznej, zanika ironiczny dystans w przedstaw ianiu jej przeżyć, a potęguje się współczucie 36; jej postać skupia w sobie m aterię liryczną utw oru dzięki podkreślaniu wrażliwości i niezasłużonej niedoli. Zna­ m iennie ilu stru ją ten proces przem iany redakcyjne końcowych p artii tek­ stu, począwszy od momentu cudzołóstwa. Zrazu scena miłosna była mocniej rozbudowana i pozbawiona jeszcze akcentów dem askujących uczucia inżyniera, bezpośrednio zaś po niej następow ała relacja rzucająca św iatło na czynną postawę Berty:

Odtąd w każdą noc inżynier w chodził na kam ienne schody i lekko stukał w e drzwi. Czasem Berta stała w kuchni i nadsłuchiwała, czy nie idzie. Wtedy, zanim inżynier zdążył przeskoczyć przez płot do ogrodu, drzwi otw ierały się po cichu i jakby sam e w puszczały kochanka do izby. Z początku Berta dozna­ w a ła pew nych w yrzutów sum ienia, zwłaszcza na w idok Gabriela, niosącego bochenek chleba w jednej ręce, a raję lub płaszcza w drugiej. Pow oli jednak pogodziła się z tym stanem i od czasu przeniewierzenia się m ężowi zyskała na stanow czości w odpowiedziach. Na jego grubiańskie przym ówki Boudardowi, zam iast się troszczyć o w ydostanie od ojca posagu, w ysyłała obojętnym gło­ sem G abriela do niego po pieniądze, jeżeli mu tak bardzo potrzebne były. [K 88 ]

Ujęcie to przekreślone zostało już w brulionie, a na jego miejsce w pro­ wadził autor relację o obojętności i nienawiści O range’a, o jego próbach uzyskania rozwodu oraz szerzej rozbudowaną scenę, w której brutalny rybak wypędza żonę do teścia po pieniądze, a w odpowiedzi dowiaduje się od nieszczęśliwej kobiety o jej odmiennym stanie. Zam iast uw ydat­ nienia rozwoju nam iętności B erty i łączących się z tym zmian w sposobie bycia — otrzym ujem y sceny akcentujące jej niedolę. Wszystko, co doty­ czy dalszego związku kochanków, sprowadza się w powieści do opisu tęsknych spojrzeń rybaczki w okno inżyniera. Walor uczuciowy takich drobnych scenek oczekiwania autor wzmacniał w m iarę dojrzewania tek­ stu. W w ersji brulionowej B erta śledzi przez firankę ruchy rozbierającego się inżyniera, spodziewając się, że jeszcze do niej przyjdzie, a gdy n a­

35 Zob. R e i z o w , op. cit., s. 248—250, 258. 36 Zob. S p e i n a, op. cit., s. 150.

(15)

dzieją się nie spełnia, skarży się sm utnym głosem. Czystopis rozbudow uje przeżycia (niepokój, ham owane łzy) i sublim uje je (Berta czeka, że A r­ mand przyjdzie „ją popieścić, choćby pocieszyć, niechby zresztą »dobra­ noc« powiedzieć”). Wprowadza nadto kontrastow e zestawienie obrazków: inżyniera, klepiącego się w łóżku „z zadowoleniem po w ypukłej klatce piersiow ej”, i kobiety, która „w osłupieniu długo jeszcze stała przy oknie i patrzyła w ciemną ścianę oberży”. Zam yka wreszcie wszystko bezpo­ średnią oceną autora: „Był to jedyny w yrok skargi [...]; więcej nad to powiedzieć nie m iała praw a i nie um iała (por. s. 188— 189 i К 96). Po­ dobne zmiany zachodzą również w innych miejscach tekstu. Dopiero czy­ stopis wprowadza do sceny odwiedzin B erty w szynku jej silnie zabarwio­ ny uczuciowo p o rtret z w yrazem naiwnego sm utku na tw arzy, rękam i skrzyżowanymi na łonie i nieśm iałym spojrzeniem dużych niebieskich oczu (por. s. 193 i К 97). Scena, w której bohaterka znajduje chustkę A rm anda, pam iątkę „minionych chwil szczęścia”, wspom nienie „jedynego jasnego prom ienia szczęścia” „na posępnym niebie jej życia”, doszła w ca­ łości do przepisanego już na czysto tekstu w fazie popraw ek bezpośred­ nio poprzedzających druk powieści.

K onstruując zatem po rtret Berty, Sygietyński wzmacniał, natężał jego uczuciowe akcenty i tłum ił w ulgarne rysy prowincjonalnego cudzołóstwa. Zjawisko to, podobnie jak dram atyczny efekt śmierci bohaterki w końco­ wej scenie, w skazuje na oddziaływanie innej niż u F lau b erta idei porząd­ kującej m ateriał. F laubert malował kobietę, k tóra pod w pływ em wycho­ w ania i w arunków zatęchłej mieszczańskiej prow incji rozprzęga się mo­ ralnie, autor Na skałach Calvados, mimo że za wzorem francuskiego m i­ strza nacechował swą bohaterkę pospolitością, nie zam ierzał jej kom pro­ mitować, przeciwnie, przedstawiał ją w jednolitej, uszlachetniającej to ­ nacji cierpienia i sm utku, modelował stosownie do jej roli ofiary. O d trą­ cona przez męża, pod wpływem fałszywego m arzycielstw a w ybiera na kochanka nicponia, lecz darzy go do końca uczuciem prawdziwym.

W odm iennej tonacji, choć zgodnie z tą samą zasadą uw ydatniania i w yjaskraw iania odpowiednich cech, zarysował Sygietyński postać p ary ­ skiego inżyniera. Od pierwszej sceny, w której widzimy jego niewielką, „starannie p rzykrytą melonikiem głowę”, „sterczącą” obok główek k apu­ sty wśród jarzyn na wózku ojca Renouf, mamy do czynienia z ujęciem groteskowym i ironicznym. Strój i zachowanie, mentalność, poglądy este­ tyczne i społeczne, moralność wreszcie — wszystko to jest przedm iotem szyderstw a. Ujęcie zabawnej figury zarozumialca, odgryw ającej w po­ myśle utw oru istotną rolę 37, przechodzi również znaczną ewolucję w okre­ sie dojrzewania powieści.

37 Sygietyński rozpoczął pracę nad pow ieścią od opisu podróży inżyniera i z tego w zględu trudno tę postać, mimo że w ystęp uje dopiero w drugiej części, traktować jako figurę wprowadzoną ad hoc na karty utworu (zob. ibidem, s. 131).

(16)

Już w pierwszej redakcji kpinę, ironię i rysy kary katu raln e wydo­ byw ał pisarz głównie za pomocą opisu. Dworując sobie z uczonej po­ wagi „przodownika cyw ilizacji”, przedstaw iał jego w ygląd z odpowiednim nadużyciem scjentycznej terminologii. Wyliczał po kolei „z jednej stro­ ny organ oddychania, a z drugiej siedzenia”, „zmysł jego w zroku”, w ydat­ ną wypukłość k latki piersiowej (s. 122, 116). Zestawiał drobiazgowo skład­ niki stroju, „przyrządy męskiej kokieterii” i różne imponujące przybo- ry do pracy. Podkreślał prozaiczne, banalne czynności, w ykonywane przez inżyniera „sum iennie”, „porządnie” „system atycznie” i „staran­ nie”, lub dla odm iany — szczegóły zachowania nie licujące z akcento­ w anym dostojeństwem, owe „erotyczne napady”, „podrygi” (w rozmowie z hotelową dziewczyną), „ziewanie na całe gardło”, „wytrzeszczanie” oczu itp. (s. 116, 119—121 i in.). Niechęć pisarza do tej postaci w yrażają zwłaszcza epitety i hiperbole. Inżynier, człowiek „przyzwoity”, „starannie w ychow any”, „szanujący się w tow arzystw ie”, „o wykształconym sma­ k u ”, „poważnym rozumie” i „estetycznej naturze” wykłuwa zęby „z wdzię­ kiem człowieka dobrego tonu”, a w pyle ulicznym pozostawia „ślad czło­ w ieka dobrego to nu ”. Jest „republikaninem poważnym” i „katolikiem rozsądnym ” oraz „przewodnikiem postępu i cywilizacji” (s. 112, 118— 122, 134, 164). R ezultatem takich zabiegów stylistycznych była postać zdecy­ dowanie antypatyczna i karykaturalna.

Zmiany redakcyjne nie dodały Armandowi żadnych rysów mogących jego p o rtret psychiczny pogłębić, uw ydatniły natom iast zatajone pro­ stactwo, w prowadzając szereg wypowiedzi, w których inżynier sam się komicznie dem askuje. W brulionie powieści nie ma jeszcze sceny, kiedy to A rm and wyznaje, że jest dem okratą, tj. człowiekiem, „który się zadaje z niższymi od siebie” . Również w opisie tragicznej wycieczki brak jego płaskiej reakcji na odgłos dzwonu („byle tylko nie nam, to niech sobie i dzwonią” (s. 202)), podobnie jak i pseudopoetycznego westchnienia za­ chw ytu („Ach! Chciałbym tak płynąć wieczność całą!” (s. 203)). Maka­ bryczny komizm obu tych przedśm iertnych wypowiedzi rozbudowany zo­ stał jeszcze później dodaniem w czystopisie scenki targu o życie. W tej sa­ m ej fazie popraw ek przeredagował Sygietyński rozmowę inżyniera i szynkarza z banalnej na charakterystyczną. A rm and w obecności Re- noufa deklam uje: „Ja nie jestem jednym z tych ludzi, co nadużyw ają swojej wyższości”. N astępnie zaś:

Brak w ychow ania w ludziach pracy nie m oże obrażać człow ieka na moim stanow isku i z moim w ykształceniem .

Podobnie jak tu nadętość, w innym miejscu uw ypuklają przeróbki hipokryzję inżyniera. Oto pretensje uwodziciela:

Ach, jaka to szkoda, że takie stworzenie nie zna się na uczuciach delikat­ nych... Zwierzęcość i tylko zwierzęcość, to całe ich życie. [Por. s. 180, К 91 i W 74; podobnie: s. 168 i К 84; s. 202—206, К 100—101 i W 82; s. 189 i К 96.]

(17)

Znam ienne też popraw ki zachodzą w scenie miłosnej. W brulionie, jak już zauważyliśmy, jest ona znacznie dłuższa; inżynier po pierwszych unie­ sieniach zapala papierosa, by za chwilę znów wrócić do kochanki. W czy- stopisie scena się skraca, a zakończenie staje się oskarżającym do­ wodem:

Niedługo potem inżynier zapalił papierosa, którego ogień pom arańczo­ w ym odblaskiem zam igotał w w ilgotnych oczach Berty w patrującej się w n ie­ go z uwielbieniem , i w yszedł. [Por. s. 174 i К 88]

A rm and jest w powieści Sygietyńskiego w cieleniem kary katu raln ej figurki Prudhom m e’a. Jego wypowiedzi przypom inają podpisy pod h u ­ m orystycznym i rysunkam i i służą przez swe jaskraw e efekty do zdema­ skowania i napiętnow ania frazesów, hipokryzji i prostactw a inżyniera. Uzupełniają „dokum entem ” słów — utrzym anych w podobnie k ary k atu ­ ralnej, jak wygląd zewnętrzny, konwencji — obraz jego „w yczesanej” głowy, wykrochmalonej i wydętej piersi, które Tokarzewicz nazywał sym­ bolami „tej samej cywilizacji, która dziś strój damski w ydym a akurat z odwrotnej stro n y ” 38.

Z podobnie jaskraw ych i zarazem konw encjonalnych rysów utkał pi­ sarz sylwetki szynkarza Renouf i matki Gibert. Ta ostatnia, obłudna i złośliwa plotkarka, pojawia się w powieści czterokrotnie, tylko w mo­ mentach odpowiednich dla swego charakteru. Opowiada kobietom i zdra­ dza Boudardowi wyszpiegowany sekret kochanków, zawiązując w ten sposób nić intrygi; po bójce pielęgnuje starego rybaka, „dum na, że może być u samego źródła nieszczęścia” (s. 78); pojawia się również, „zawsze usłużna w nieszczęściu” (s. 211), w końcowej scenie, by zapalić grom­ nicę przy łóżku O range’a. Rozsiawszy tu i ówdzie takie w łaśnie cierpkie kom entarze autor wyposażył ponadto sceny, w których w ystępuje m at­ ka Gibert, specjalnym i akcentam i deprecjonującym i jej postać. Taki sens ma np. zakończenie plotkarskiej opowieści w yrazam i obawy, by ludzie nie oczernili B erty przed ojcem, lub wzmianka o pieniądzach, która za­ m yka epizod miłosiernej posługi przy chorym 39. Tę charakterystykę Sy­ gietyński odpowiednio wzmocnił w ezystopisie, dodając p o rtret starej handlarki „o m ałych oczkach, spiczastym nosie, wąskich ustach i chu­

dej, w ydłużonej postaci” (por. s. 59 i К 28).

Tradycyjnie wygląda również postać oberżysty, wyposażona w tak zrośnięte z tym zawodem cechy, jak spryt, drapieżne przyczajenie, chy- trość i nieśpieszne w ykonywanie poleceń. Pewien ry s świeży, fakt, że

38 T о к a r z e w i с z, op. cit., s. 284.

39 Uderzają tu pokrew ieństw a z metodą piętnow ania postaci w komediach M o l i e r a , np. pani Pernelle w Ś w ię toszku kończy dłuższą um oralniającą tyradę w ym ierzeniem policzka służącej.

(18)

Renouf jest wyzyskiwaczem rybaków, rzekomym „dobroczyńcą cierpią­ cej ludzkości” (s. 24), tylko wzmacnia ujem ną ekspresję postaci, zgodną z jej rolą w układzie fabularnym . Taki kierunek m ają też i tu taj przem ia­ ny redakcyjne. Oto ojciec Renouf w oczekiwaniu na Gabriela wypuszczo­ nego z „kozy” (podkreślono w yrazy dodane w czystopisie):

chudy, k o ś c i s t y n a t w a r z y , z u s t a m i m o c n o ś c i ś n i ę t y m i i w i e c z n i e m igoczący siw ym i oczkam i na w szystk ie strony, stał w tej ch w ili przed szynkiem ze skrzyżowanym i na piersiach rękoma i, j a k g d y ­ b y t o g o ż y w o o b c h o d z i ł o , w patryw ał się w zachodzące słońce dla w ybadania z jego kolorow ych przepowiedni rodzaju pogody na jutro. [Por. s. 19 i К 10]

Pierw sze ukazanie się szynkarza w powieści zawarło w wyniku po­ praw ek kom plet rysów fizjonomicznych zwiastujących jego późniejsze funkcje. Udane zainteresow anie przyrodą zdradza od razu sekret jego po­ stępowania.

Inaczej nieco przedstaw ia się ojciec B erty. Przem ienia on się na oczach czytelnika z twardego i brutalnego gospodarza statku w zramola- łego starca, a w dwu mom entach zdradza się z głębszym uczuciem dla córki (s. 87, 210), co nadaje m u pewną indywidualność. Lecz są to jedy­ ne odstępstw a od szablonu, który przedstaw ia zawsze gniewnego i ską­ pego ojca.

Rysów konw encjonalnych w owych portretach zatem niemało: zgod­ ność cech w ew nętrznych z rolą postaci w powieści, z jej zawodem nie­ kiedy, odpowiednia do tego zespołu łatwo czytelna fizjonomia (także u głównych bohaterów) 40. Wszystkie one, wraz z dodatkiem satyryczne­ go ujęcia postaci, stanow ią zespół środków tradycyjnej komedii miesz­ czańskiej, nierzadko dotąd przez powieść eksploatowanych.

Pozostaje jeszcze postać Gabriela, odm ienna w ujęciu: bez satyrycz­ nych akcentów, wyposażona w liczne cechy pozytywne, a mimo to na­ zbyt uproszczona i prostolinijna w postępowaniu. W rażenie takie jest również rezultatem w yjaskraw ienia, lecz nie groteskowo-satyrycznego, tylko bardziej zgodnego z regułam i tragedii spotęgowania rysów nam ięt­ ności. I tu taj, podobnie jak w poprzednich w ypadkach, rękopis zachował

40 Zdaje się naw et, że i niektóre nazwiska nie są przypadkowe. Boudard ko­ jarzy się fonicznie z bouder ‘dąsać się’; nazwisko m atki Gibert przywodzi na m yśl

g ib et ‘szubienicę’; kochanka, który w brulionie nazywa się jeszcze A lfred de Qoux,

niew iele chroni od złośliw ego skojarzenia z ‘osełką’ (queux) i jej gm innym odpo­ w iednikiem . Zob. u w agi H. U. F o r e s t a (L’Ësthetique du roman balzacien. Paris 1950, s. 129) o nie zaw sze łatw ych do sprecyzowania, lecz niew ątpliw ie istnieją­ cych u Balzaka sygnałach fonicznych w nazwiskach bohaterów K om edii ludzkiej, które pozw alają np. kojarzyć postać Vautrina z tarzaniem się (se vautrer), roz- daw cę święconej w ody, Toupilliera, z kropidłem (goupillon) itp.

(19)

ślady owej — przeciwnej zabiegom stylistycznym F la u b e rta 41 — te n ­ dencji.

Za przykład mogą posłużyć trzy kolejne redakcje charakterystyki trybu życia G abriela po przeniesieniu się na now y statek. A więc do­ wiadujem y się z redakcji pierwszej:

Pracował w ięcej niż inni, pił równo ze w szystkim i, a jeżeli w ygrał w k rę­ gle jednej niedzieli, to przegrał w kości na drugą.

Zarabiał, fundow ał i w ydaw ał tyle co inni, lecz jakąś część zarobku umiał zaoszczędzić, unikając dłuższych libacji (sztuczki z udaw aniem pi­ janego). Również w drugiej redakcji autor stwierdzał, że

m łody rybak [...] prowadził się tak jak w szyscy. Pracow ał na pokładzie n ie oszczędzając sił, pił w szynku z hałasem i łech tał dziewczyny pod pachy, śm iejąc się z ich pozornych gniew ów . [K 13]

Wzmacnia się teraz jednak motyw oszczędności: ry b ak ukradkiem , w tajemnicy, składa u ojca Reno uf po 20 franków miesięcznie (zebrał 520), czym zdobywa uznanie i poparcie szynkarza, dzięki którem u nieraz pije na rachunek swych zamroczonych kolegów. W ersja ostateczna w pro­ wadza gruntow ną zmianę proporcji. O range pieniędzy już nie przejada i nie przepija, z dziewczętami nie chodzi i nie daje im prezentów, nie gra w kręgle, lecz posiadając talent do „kom binacji um ysłowych”, w y­ grywa od kolegów w domino porcje kawy, co m u w ystarcza za całą przy­ jemność. Nie zważając n a niewygody i drw iny, nie nosi skórzanych b u ­ tów, lecz drew niane saboty. Ma w osadzie u mężczyzn opinię łapigro- sza, niedźwiedzia — u kobiet. Idzie, jak podkreśla autor, „prosto do celu, do tego statku, któ ry był jego życiem, jego duszą”, na którym mógłby się „uważania u ludzi dobijać” (s. 24—25). Już druga redakcja kończy cha­ rakterystykę rozmową Gabriela z Renoufem, w której rybak objawia swe skąpstwo, odmawiając wzięcia z oszczędności małej sumy na podróż do wojska. W w ersji ostatecznej głównym akcentem tej rozmowy stało się zdeponowanie u szynkarza uskładanej dotąd kwoty (dopiero teraz, i od razu 726 franków) na tak lichwiarskich w arunkach, że przeraziły one n aj­ większego lichwiarza w Grandcamp.

A utor więc zdecydowanie w yostrzył kontury charakterystyki, nadał bohaterowi wyjątkowość i podkreślił działanie namiętności, trak tu jąc zresztą „chciwość grosza” nie samą w sobie, lecz w nierozdzielnym zwią­ zku z chęcią zdobycia „uważania u ludzi”, co odbiera uporowi w groma­ dzeniu pieniędzy jednostkowe znamię wrodzonej biologicznie w ła­ ściwości.

41 R e i z o w (op. cit., s. 245) porównując dwa plany Pani B ov ary z w ersją ostateczną zauważył „subtelny retusz, który w ygład ził zbyt ostre lin ie” i sprawił, że psychologia osłoniła fizjologiczną osnowę tragedii w Yonville.

(20)

Powyższy przegląd pozwala uchwycić dość istotną prawidłowość. Mi­ mo zachw ytu Sygietyńskiego dla dzieła Flauberta, którego piękność — jak pisał — nie leży „w przesadnym powiększaniu osobistości, w posta­ ciowaniu cnót lub wad, w uosabianiu śmieszności lub zalet” 42, w praktyce pisarz konstruow ał postaci m etodą bardziej u ta rtą i tradycyjną, niejako na jednym tonie, nie unikając rysów jaskraw ych i ch arakterystycznych4S. K ieru n ek taki, zakreślony w pewnej mierze przez sam układ fabularny, m iał niew ątpliw ie i inne uw arunkow ania teoretyczne i praktyczne. Moż­ n a w nim dostrzec obok w pływ u tradycji powieściowej również w yraźny oddźwięk reguły Taine’a, która nakazyw ała dziełu sztuki ujaw niać ja­ kąś cechę istotną lub w ydatną dokładniej i jaśniej, niż przedstaw ia się ona w rzeczywistości.

Domysł to nie bez pokrycia. Sygietyński studiując w Paryżu estety­ kę słuchał wykładów Hipolita Taine’a o filozofii sztuki. Późniejsze przekłady dzieł francuskiego filozofa i stosowane w praktyce krytycznej k ry te ria ocen mogą świadczyć, jak głęboko przejął się poglądami nauczy­ ciela. Teoria Taine’a, pomyślana w założeniu jako zespół zasad służą­ cych do tłum aczenia i wartościowania dzieł sztuki, zawierała zarazem sze­ reg sform ułow ań norm atyw nych oraz odpowiednich przykładów a rty ­ stycznych — w tym sensie mogła wywrzeć istotny wpływ na kształt pierw szej powieści krytyka-tainisty. Wpływ, jak się zdaje, w wielu punk­ tach ham ujący oddziaływanie nowatorskich posunięć artystycznych Flau­

berta.

Powołując się na sposób postępowania nauk przyrodniczych, Taine przenosił do badań hum anistycznych (a pośrednio do literatu ry o ambi­ cjach sc jen tycznych) metodę poszukiwania „cechy podstaw ow ej” (faculté

maîtresse). Traktow ał człowieka jako pewien system, „maszynę złożoną

z uporządkow anych mechanizmów” 44, i drogą klasyfikacji cech dążył do uw ydatnienia stru k tu ry całości.

Była to psychologia indywidualna, ale zarazem typologiczna, strukturalna. W ynikała ona z jego m etody, ustalającej pośród faktów indyw idualnych jakąś przyczynę zjaw isk pozostałych, a w śród przyczyn rozm aitych przyczynę do­ m inującą 45.

42 S y g i e t y ń s k i , Pism a krytyczne, s. 47.

43 U żyliśm y tego term inu w znaczeniu, jakie w ykształcił on sobie w teatrze (charakterystyczny aktor, rola) i teorii sztuki — zob. J. B i a ł o s t o c k i , Teoria

i tw órczość. O tra d y cji i in w encji w teorii sztuki i ikonografii (Poznań 1961, s. 78):

„Kategoria tego, co »charakterystyczne«, jest w ięcej lub m niej identyczna z k ate­ gorią ludzi gorszych niż ci, których się spotyka na ogół w życiu ”.

44 H. T a i n e , Essais de critique et d ’histoire. Paris 1920, s. III. Cyt. za: S. M o r a w s k i , Studia z historii m y śli es tetycznej XV III i X I X wieku. War­ szaw a 1961, s. 361.

(21)

K lasyfikacja i stru k tu raln y opis wiązały się ściśle ze statycznym u ję­ ciem postaci. Tak w łaśnie ujęci są bohaterowie powieści Sygietyńskiego. A utor określa w nich najpierw z góry siły dominujące, któ re są w y ab stra­ howanymi odpowiednikami uczuć, pojęć i postaw właściwych ep o ce46 (u B erty — marzycielstwo, u G abriela — żądza wzbogacenia się, u inży­ niera — zarozumiała pewność siebie), a następnie stara się ukazać, jak przejaw iają się one w zdarzeniach i jakie dają rezultaty. D om inantę po­ staci określa w bezpośredniej relacji autorskiej, posługując się zew nętrz­ nym lub psychologicznym opisem 47, poprzedzanym zresztą najczęściej obrazem postaci w działaniu. Dobór zdarzeń nie wnosi do tej charakte­ rystyki żadnych rew elacji, logicznie ją tylko ilu struje.

Na powieść Sygietyńskiego oddziałała również zasada „zbieżności ce­ chy”, która w ym agała nadaw ania cechom ważnym w ypukłości i w ięk­ szej niż w n atu rze widoczności, naw et kosztem naruszenia ich rzeczy­ wistej proporcji. Mężna to było osiągnąć, za radą Taine’a, poprzez kom ­ pozycję odpowiednio w yzyskującą intrygę dla wydobycia cech, „którym bieg jednostajny zwyczaju przeszkadza wydostać się na światło dzien­ ne” 48. Próbowaliśm y już wykazać, że obok niezdecydowanej próby prze­ szczepienia biograficznej konstrukcji losu bohaterki działają w powieści silne rudym enty tradycyjnej intrygi.

Druga możliwość polegała na wyposażeniu postaci w cechy uderzają­ co silne. W arunkiem ich powstania jest zbieżność różnorodnych sił kształtujących od dzieciństwa los człowieka: a więc cech dziedzicznych, które w raz z tem peram entem tworzą „wniosek pierw otny”, dalej wycho­ wania, przykładów, term inatorstw a i wszystkich zdarzeń późniejszych 49. Jest to, jak się zdaje, przypadek G abriela Orange. In terp retacje tej po­ staci, nie biorąc pod uwagę możliwości oddziaływania estetyki Taine’ow- skiej, w yciągały zbyt dalekie wnioski z faktu, że stanow i on indyw iduum wyjątkowe. Dostrzegłszy w żądzy posiadania objaw patologiczny, uważa się na ogół tę sylw etkę za przykład zastosowania doktryny naturalistycz­ nej, która zajm uje się analizą szczególnego w ypadku namiętności, zgłę­ bia jej fizjologiczne podstaw y i kieruje uwagę na znaczenie dziedziczności i biologiczne zdeterm inowanie czynów człowieka 50. Tymczasem w yjątko­

46 I b id e m : „Siła dominująca to nic innego, jak ów podstaw ow y elem ent p sy ­ chiczny, dający się odkryć u jednostki a w łaściw y dla całej klasy zjaw isk społecz­ nych z danego momentu historycznego”.

47 Sposoby charakteryzowania postaci om awia obszernie S p e i n a (op. cit., s. 13©—14il). Określa je słusznie jako uproszczone i nieskom plikow ane i w iąże z dą­ żeniem autora do ideału naukowej powieści-studium .

48 H. T a i n e , Filozofia sztuki. Lw ów 1911, s. 206. 49 Zob. ibidem, s. 202.

50 Szerzej tę tezę rozw inęli S p e i n a (op. cit.) i T. W e i s s (Posłowie do: A. S y g i e t y ń s k i , W ysadzony z siodła. Powieść z życia współczesnego. Kraków 1955, s. 270).

(22)

wość swą zawdzięcza bohater raczej wskazówkom estetycznym Taine’a. Zgodnie z nim i cecha dom inująca — dom inująca również w społeczeń­ stw ie — żądza posiadania, została w yjaskraw iona, skoncentrow ana i po­ trakto w an a w akcji jako czynnik is to tn y 51. Rolę dziedziczności należy sprowadzić do właściwych rozmiarów jednego z elementów m otyw ują­ cych i nadających prawdopodobieństwo owej z gru n tu socjologicznej kon­ strukcji, obok poniżającej sytuacji nieślubnego dziecka, wyzysku, skąp­ stw a otoczenia, k o n k u re n cji52. Pochodzenie Gabriela owiane jest pewną tajem nicą, nie w iem y nic o jego przypadkow ym ojcu, autor uzasadnia dziedziczeniem jedynie fizyczną odrębność bohatera od reszty rybaków (s. 39). Zależności żądzy wzbogacenia się od wpływ u czynników dziedzicz­ nych możemy się zaledwie domyślać; autor do biologicznych uogólnień nas nie prowadzi 53, spożytkow uje ów czynnik raczej w sposób podobny jak Balzak, w którego dziełach większość łotrów (np. Tillet, Gobseck, Ce- riset, V autrin) legitym uje się dość m ętnym lub w prost n aturalnym po­ chodzeniem 54. Podobieństwo to nie powinno dziwić. Taine, rozwijając za­ sadę zbieżności cech, w skazywał właśnie na św ietną jej realizację w po­ wieściach Balzaka.

W zory postaci Balzakowskich wyeksponował jednak francuski filozof najmocniej z okazji zasady ,,dodatniości cechy”. Kanonizował w niej mo­ dele oparte n a historycznie zam kniętych już konwencjach przedflauber- towskiej powieści realistycznej i na tradycjach szekspirowskiego i klasy- cystycznego teatru . Za najgłębsze postacie uważał bohaterów padających ofiarą nadm iernie rozw iniętej namiętności, np. monomanów Kom edii

ludzkiej, gdzie „dziesięć razy na dwanaście osobistość główna jest [...] 51 Można by ją uznać raczej za rodzaj tzw . typow ości ekstrem istycznej (zob. H. M a r k i e w i c z , T ra d yc je i rewizje. Kraków 1967, s. 138).

52 Takie to raczej m otyw y zaw ierał usunięty przez autora w brulionie dłuższy fragm ent, który analizował stosunki społeczne w osadzie, by na tym tle określić pozycję Gabriela. Czytamy tam m. in. (К 19): „Wszyscy rybacy lubili w Orange’u tow arzysza i pracownika, w szyscy obawiali się w nim przedsiębiorczego w sp ół­ zawodnika, który w yrzucony przez um ierającą z głodu m atkę na brzegu Normandii, w zaraniu życia poczuł się samotnym , bez opieki i innych środków niż w łasna praca, w ola i w ytrw ałość. Prowadzony od ósmego roku życia tym i cnotami, tym i siłam i doszedł dziś do tego, że m iał moralne prawo do m arzenia o gospodarstwie statku. Chociaż w szystk ie stery obsadzone były, w szyscy dostawcy m ieli już gospo­ darzy. D la Orange’a nie było m iejsca”.

53 W iadomo, że zdaw ał sobie sprawę, jaka do takiego celu powinna by pro­ w adzić droga. K rytykow ał cykl Rougon-Macquart za to, że postaw iw szy sobie za cel ukazanie roli biologicznych praw, nie um ie pisarz do pożądanego uogólnienia doprowadzić (Pism a k ry tyc zn e , s. 162): „Ścisły i bezstronny obserwator, mając do czynienia z organicznym skażeniem w pew nej rodzinie [...], przede w szystkim położyłby silny nacisk na wspólność tego skażenia w e w szystkich osobnikach”.

(23)

m aniakiem lub zbrodniarzem ” 55. Obok nich w yróżniał z jednej strony postacie idealne, które zresztą w yraźnie rezerw ow ał dla epok cywili­ zacyjnych bardziej pierw otnych i naiwnych, a z drugiej — osoby ogra­ niczone, płaskie, głupie i pospolite. Są to typy w y jęte z pierwszego pla­ n u komedii Moliera i z tła Komedii ludzkiej, k tó re pisarz trak tu je z „uśmiechem karcącym i mściwym”. Estetyka norm atyw na Taine’a za­ m ykała więc twórcę w ciasnym kręgu metod charakteryzow ania jaskra­ wego, wahającego się między ekstrem istycznym obrazem nam iętności a dobitnością typizacji satyrycznej.

W podobnym kierunku popychał także przypuszczalnie Sygietyń­ skiego niedoceniany zazwyczaj, bezpośredni a bliski k o n tak t z książkami Balzaka. Równocześnie z w łasną pierwszą powieścią w ydał przecież w Warszawie (1884) w swoim tłumaczeniu cztery jego utw ory: Jaszczur,

Arcydzieło nieznane, Marany i Poszukiwanie bezwzględności. Trudno

ustalić, kiedy pracę przekładową rozpoczął, skończył ją jednak nie póź­ niej od ostatnich popraw ek powieści. Wydaje się słuszne widzieć w tej pracy drugi, obok w pływ u estetyki Taine’a, czynnik, kierujący pisarza ku tradycyjnym środkom malowania bohaterów.

4

Pierw otny pomysł powieści z tezą, zafascynowanie estetyką Taine’a, sam wreszcie typ umysłu krytyka, którego arty k u ły nieprzypadkowo spraw iały na współczesnych w rażenie „geom etrycznych tw ierdzeń” — były to czynniki niesprzyjające przeszczepianiu flaubertow skiej analizy psychologicznej. Poszukiwania artystyczne Sygietyńskiego skupiły się ra ­ czej wokół problem atyki narracji, istotnej dla przełam ania kryzysu po­ wieści tendencyjnej. W ówczesnych jego artykułach w ybija się na czoło zainteresow anie naukow ym sposobem grom adzenia wiedzy o świecie oraz obiektywnym , w strzemięźliwym i chłodnym tonem referow ania tej wie­ dzy w prozie F lauberta. Przeciwstawiał taką postawę zbyt jawnem u ma­ nifestowaniu sym patii lub niechęci autora do bohaterów i obciążaniu form y powieściowej gawędami z czytelnikiem, dygresjam i publicystycz­ nym i i m oralizatorskim i interw encjam i pisarza.

Pierw szy zwłaszcza etap kształtow ania się tekstu Na skałach Calva­

dos dostarcza bardzo charakterystycznych przykładów zm agania się pi­

la rz a z przerostem osobistych kom entarzy i słabo związanych z akcją opi­ sów. Zaobserwować to można najlepiej w pow stałym na początku roz­ dziale, który opisywał przybycie inżyniera. Pozbawiony wyraźniejszych zdarzeń i m ający w pierw otnym zamyśle służyć w prowadzeniu do akcji,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niemal bezpos´rednio nawi ˛ azuje do kultu Larów poszerzonego przez Augusta o centraln ˛ a postac´ własnego Geniusza:.. Mille Lares Geniumque ducis, qui tradidit illos, Urbs habet,

In 1973, Chaplain Malanowski returned to USAREUR and the Seventh Army Headquarters as Deputy Chaplain and Delegate to Cardinal Cooke.. In 1974, he was nominated by President

The subject of this doctoral thesis was to examine the usefulness of modern, non- invasive measurement techniques, such as terrestrial laser scanning and ground- based

The research question that we sought to answer was: What is the contribution of the WeShareIt game to strategic foresight of Nile Basin policy makers on climate change induced

Pierw szego sierpnia na kominach fabrycznych fabryk w ojskow ych w Skarżysku, Konskiem i innych m iejscowościach pojaw iły się czerwone sztandary, które w isiały

[r]

Z punktu widzenia praktyki stosowania praw a przyjęcie poglądu o braku obowiązku Policji w zakresie u stalania tożsamości sprawcy przestępstwa prywatnoskargowego rodzi

Эльвина Котвицкая, Московский государственный университет им. Ломоносова, Москва, Россия. Морфологическая категория „Русские числительные” является