• Nie Znaleziono Wyników

O polisemii "Oziminy" Berenta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O polisemii "Oziminy" Berenta"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Paszek

O polisemii "Oziminy" Berenta

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 66/1, 167-190

(2)

P a m iętn ik L iteracki LXVI, 1975, z. 1

JE R Z Y P A S Z E K

O POLISEM II „OZIMINY” BERENTA

Zresztą z k a żd eg o k ą ta b ije g w a łt — czasem g w a łt r a ­ dosn y — za d a w a n y ję z y k o w i, gorący i za ciek ły d esp otyzm w ob ec słow a. P rzem oc to pisarza nad języ k iem . C zyżby dla od grod zen ia się od b ły s k o tliw e j i „ e le g a n c k ie j” p o sp o lito ści in n y ch ?

(Z. L. Z a le s k i)1

W w ydanej w r. 1930 książce Seven Types of A m biguity William Empson próbow ał wyodrębnić siedem różnych typów wieloznaczności poe­ tyckich (krytyka zauważyła, że przy psychologicznym podejściu, jakie reprezentuje ten badacz i poeta w jednej osobie — można wydzielić nieskończoną ilość klas polisem ii2). Dla Empsona jednym z rodzajów wieloznaczności jest także m etafora 3. W niniejszym artykule chciałbym

odróżnić wieloznaczność związaną z m etaforą od wieloznaczności — by tak rzec — niem etaforycznej.

Jak wiadomo, interakcyjna teoria m e ta fo ry 4 podkreśla potrzebę sy­ multanicznego uświadomienia sobie system u dwóch przedmiotów (głów­ nego i pomocniczego), które oddziaływając wzajemnie na siebie tworzą obraz przenośny. Przykładem metafor, przy których interpretacji posłu­ żyć się można narzędziam i tej teorii (dla banalniejszych przenośni w y­ starczają takie opisy, jakie zapew niają starsze teorie m etafory: porów- naniowa i su b sty tu c y jn a 5), są analizowane przez Janusza Sławińskiego

1 Z. L. Z a l e s k i , D zie ło i t w ó r c a . ( S t u d ia i w r a ż e n i a lite rackie ). W arszaw a 1913, s. 159. J e st to p rzed ru k z „G azety W a rsza w sk iej” (1911, nr 22).

2 Zob. S. E. H y m a n, The A r m e d V ision. A S t u d y in th e M e t h o d s of M o d e r n

L i t e r a r y C r it ic i s m . N e w Y ork 1955, s. 237— 239.

3 W. E m p s o n , S e v e n T y p e s of A m b i g u i t y . London 1947, s. 1—2.

4 M . B l a c k , M e ta fo ra . P rzeło ży ł J. J a p o 1 a. „P am iętn ik L iterack i” 1971, z. 3. O tr ó jo g n iw o w e j stru k tu rze m eta fo ry m ó w i J. J a p o l a w studium K u is to cie

m e t a f o r y . N e o t o m i s t y c z n a p r o p o z y c j a R. R. B o y l e ’a („R oczniki H u m a n isty czn e”

1973, z. 1).

(3)

w yrażenia „wiązana mowo lin” oraz „Zginie królestw o rzeczy — będzie rzecz pospolita” 6. W prozie także znajdziemy sporo oryginalnych m etafor, w których widoczna jest interakcja dwóch nakładających się szeregów semantycznych. W Oziminie 7 Wacława B erenta szczególnie wiele takich przenośni. W ybieram dość łatw y przykład obrazu persew erującego w omawianym utworze i w Ż yw ych kamieniach: „dwoista czara kobiecej pieszczoty” (s. 88), „czary rozmarzeń dwoiste” (s. 101). W obu tych u ję­ ciach, odnoszących się do opisu wydekoltowanych dam, w yodrębniają się dwa nałożone na siebie szeregi skojarzeń: 1) piersi (wyznaczane tu m. in. przez pow tarzający się epitet „dw oista”, „dwoiste”), 2) wino (wy­ znaczane tu przede wszystkim przez rzeczownik „czara” oraz kontekst,

mówiący m. in. o paniach, które „chyliły ochoczo biusty otw arte ku młodzieńcom bladym, niby na w ety rozm arzeń”). Można by więc powie­ dzieć, że w obrazie Berenta nie chodzi jedynie o wyobrażenia wizualne, ale i o smakowe (czara z winem a efekt rozmarzenia, „pieszczoty” bukie­ tu winnego). Jak widać, zrozumienie m etafory interakcyjnej często za­ wisło od tego, czy potrafim y dostrzec te dwa wpływające na siebie sze­ regi semantyczne, tę konieczną i założoną wieloznaczność obrazu m eta­ forycznego.

Inaczej jest w w ypadku wieloznaczności niem etaforycznej. Tu poli­ semia nie tyle ułatw ia i umożliwia zrozumienie danego fragm entu tekstu, jak w obrazie metaforycznym — ile raczej utrudnia. Prow adzi do tego, że czytelnik w końcu nie wie, k tó ry w ariant znaczeniowy ma w ybrać z kilku tak samo możliwych. Oto sym ptom atyczny i pouczający przykład z Oziminy:

Z agadując ją g w a łto w n ie, o d p a r o w a ł n ieja k o od reszty to w a rzy stw a , p rzyp arł do kąta i rozp o w ia d a ł coś ochoczo a prędko, p rzem ycając w tej ga­ w ęd zie raz po raz ja k ieś p y ta n ie u k ryte, [s. 53]

W zależności od interpretacji słowa „odparow ał” (n b . tworzącego wraz z czasownikiem „przyparł” sugestyw ną paronomazję) zdanie to ma cztery różne znaczenia: 1) 'oddzielił od tow arzystw a dzięki jak gdyby szermier­ czej paradzie’ (wtedy „odparować” pochodziłoby od włoskiego „parata” i francuskiego „paradę”), 2) 'oddzielił od towarzystwa, odrzucając napie­ rających w spółkonkurentów ’ („odparować” łączy się w takiej lekcji

6 J. S ł a w i ń s k i , K o n c e p c j a j ę z y k a p o e ty c k i e g o A w a n g a r d y k r a k o w s k i e j - W rocław 1965, s. 58—59.

7 Z asadniczo w arty k u le n in ie jsz y m op ieram się na w yd . 4 O z i m i n y (W arszaw a 1958), ale n iek ied y k orzystam też z w yd ań : 1 (W arszaw a 1911 [1910]), 2 {L w ów — — P ozn ań 1924), 3 (W arszaw a 1933), 5 (W rocław 1974, B N I 213). C ytaty z w y d . 4 lo k a liz u ję p rzez w sk a z a n ie stronic, p rzy cy ta ta ch z in n y ch w y d a ń liczb ę oznacza­ jącą stron icę poprzedzam n u m erem ed ycji. P o d k reślen ia w cy ta ta ch , je ś li n ie zazna­ czono in aczej, pochodzą ode m n ie.

(4)

z „odpierać”), 3) 'oddzielił od tow arzystw a parę, czyli siebie i dziew- szynę’ („para” — 'dw oje’), 4) 'ulotnił się z dziewczyną’ („para” — 'lot­ ny stan skupienia w ody’). Fantazja czytelnika oraz jego wyczucie popraw ­ ności językowej mogą dyktować tu różnorakie rozwiązania.

O takiej właśnie sytuacji potencjalności — gdy można w ybierać po­ między dwoma lub naw et większą ilością znaczeń zdania (a można uznać je wszystkie za równoprawne interpretacje) — chcę dalej mówić jako o polisemii tekstu. Sposobów wprowadzania wieloznaczności do języka poetyckiego jest wiele: od paronomazji po przemilczenie. Najczęściej po­ lisemia powstaje wtedy, gdy pisarz odwołuje się do zleksykalizowanych w yrażeń (diachroniczna i synchroniczna wieloplanowość w y ra z u 8), gdy tw orzy neologizmy, gdy wyzyskuje zasoby słownikowe pokrewnych ję­ zyków (np. rosyjskie słowa w Oziminie). Figury syntaktyczne (inwersja, zeugma itp.) również mogą być podstawą zamierzonej niejednoznacznoś­ ci zdania. W końcu należy jeszcze wspomnieć o nadaw aniu dwojakiego sensu niektórym przedmiotom św iata przedstawionego utw oru, gdy się je umieszcza w motywach powracających w dziele, refrenach: m amy tu zwykle do czynienia ze znaczeniem realnym omawianych przedm iotów oraz sugerowanym znaczeniem symbolicznym.

Oprócz wymienionych już artystycznych sposobów w ytw arzania at­ m osfery zawieszenia i tajemniczości sprawcami wieloznaczności dzieła mogą być także czynniki zew nętrzne wobec utw oru literackiego. Zali­ czam do nich pomyłki druku (i trudność w ostatecznym ustaleniu po­ prawnego tekstu) oraz zniekształcenia tekstu związane z ingerencją cen­ zury politycznej. Zajmę się tu najpierw niektórym i zew nętrznym i przy­ czynami polisemii Oziminy, a następnie w ewnętrznym i, artystycznym i spraw cam i wieloznaczności powieści — na poziomie morfemu, słowa,, zdania, wreszcie całego utw oru.

Pom yłki druku są dla tak trudnych i am bitnych językowo utworów jak Ozimina prawdziwą klęską. W związku ze zniszczeniem przez pisarza wszelkich rękopisów powieści — zdani jesteśm y w wielu przypadkach tylko na domyślność i wyczucie wydawcy, na mniej lub bardziej szczę­ śliwe emendacje i rekonstrukcje. Oto charakterystyczny przykład tego nieuchronnie dwuznacznego przekazu tekstu powieści: w w ydaniu 1 Ozi­ m iny czytamy: „w świetliste c h r o m y tłum nej żądzy użycia” (1, s. 31;

5, s. 30), w w ydaniu 3 i 4 natom iast „w świetliste c h r a m y tłu m n ej żądzy życia” (4, s. 29). (Nb. dla wydawcy tekstu krytycznego powieści problem em będzie też sprawa różnicy w końcowej części cytaty:

„uży-8 Zob. O. H. С ем ен о в а , О семантической осложненностиречи в романе А .Н . Толстого

„Петр W zbiorze: Из истории слов и словарей. Очерки по лексикологии и лексикографии.

(5)

cia” — „życia”.) Obie te w ersje m ają swoje w ytłum aczenie w dalszym tekście epizodu, w którym pojawiają się raz sformułowania popierające lekcję „chram y” (tłum „pcha się oto w natłokach po m arm urow ych schodach świetlistego p a ł a c u ” — 4, s. 30; 5, s. 31), a raz — lekcję _,,chrom y” czyli 'barw y’ („w b a r w n y c h burzach nam iętności tłu m ­

n ych” — 4, s. 30; 5, s. 31). Aby umożliwić zrozumienie pełnego kontekstu tego wyimka przytaczam cały dw uznaczny akapit:

I biła od tej k o b iety fa n fa rą ow a m elo d ia w a rtk ieg o po sto lica ch ż y cia , gdy rozisk rzą się ś w ia tła w ieczo rn e i ro ztw o rzą n a jja sk ra w sze k r a m y p o d n ie t n erw o w y ch dla tłu m ów , gd y sztu czn ych ś w ia te ł p od n ieta g o rączk ow a zagra jakby do ataku w sz y stk im p u lsom w o li w ty m pod w ieczo rn y m n iep ok oju w i ­ brującego w p ro st czasu, gd y b ruki sa m e n iosą ela sty c z n y m i kroki w ś w ie tlis te c h r o m y tłu m n ej żąd zy u życia. [5, s. 30]

Otóż wyrazy „kram y” i „chrom y” wcale nie w ykluczają możliwości albo zamierzonego rym u („kram y” — „chram y”), albo też dążenia do uniknięcia takiego rym u i paronomazji („n a j j a s k r a w s z e k ram y” — „ ś w i e t l i s t e chram y”: rym i podobieństwo epitetów m iałyby prow a­ dzić do utożsamienia tych dwóch tak bliskich artykulacyjnie brzmień). Berent, choć nazyw any „polskim F laubertem ” 9, nie przestrzegał reguły au tora Salam m bô, nakazującej unikać pow tarzania identycznych wyrazów i zgłosek na jednej stronicy utw oru. Lekcja „świetliste chrom y” w ydaje się nieco słabsza niż „świetliste chram y”, gdyż nie ukazuje oczekiwanego miejsca, w które wiodą ,bruki sam e”. Zamiast miejsca („pałac”) sugeruje się tu jedynie kierunek „w blask”, „w najjaskraw sze p unkty m iasta” („chrom y” kojarzym y bowiem z błyszczącym m etalem — „chrom owa­ niem ”).

Nie wszystkie pomyłki druku O zim iny przysparzają tyle trudności i pułapek interpretacyjnych. Faktem jednak pozostaje, że nie ma dotąd bezbłędnego w ydania tej powieści (ostatnie także przynosi kilka nowych zniekształceń te k s tu 10), a w edycji krytycznej przyjdzie rozwiązywać wiele problemów szczegółowych (np. powinno być „pod jedynej świecy gromniczne jakby p ł o n i e n i e ” 11, a nie jak we wszystkich dotychcza­ sowych wydaniach, „ p ł o m i e n i e ” — 4, s. 149; 5, s. 163) i generalnych (sprawa wyboru tekstu wydania 1 czy też 3) Oziminy.

9 Np. Z. L. Z a l e s k i , A t t i t u d e s e t d e stin é e s. Faces e t p r o f ils d ’é c r i v a in s p o ­ lonais. P aris 1932, s. 293.

10 Np. m am y w w y d . 5: „ ta k o w y dzisiaj p lą s” (s. 68) za m ia st „ to k o w y ”, „ o sło n ić” (s. 108) za m ia st „ o sło n i-ć ”, „z w n ę k liw e g o d u ch a” (s. 308) za m ia st „ w n ę k liw sz e g o ”. 11 W zdaniach z tzw . rozp ęd n ik iem „pod” B eren t u ży w a z zasady rzeczo w n ik ó w o d sło w n y eh . P isa łe m o ty m w recen zji k siążk i: P. H u l t b e r g , S t y l w c z e s n e j p r o z y f a b u l a r n e j W a c ł a w a B eren ta . P rzeło ży ł I. S i e r a d z k i . W rocław 1969 („P am iętn ik L ite r a c k i” 1970, z. 3, s. 302).

(6)

Dopiero edycja 5 przyniosła prawidłową w ersję kilku fragmentów. Przykładowo: w symbolicznym obrazie kończącym powieść pow tarzało się stale „na tle murów wieżyc m iasta” (4, s. 253), zamiast „na tle murów i wieżyc m iasta” (5, s. 311). Brak spójnika „i” (zob. errata w wyd. 2, s. 240) powoduje istotną zmianę sensu — obraz m iasta zmienia się prze­ cież w zależności od tego, czy składa się ono z dużej ilości wieżyc (taka je st sugestia asyndetycznego zapisu!), czy też z wieżyc i m urów innych budowli. Nb. czytelnik znający topografię W arszawy — a chodzi tu o perspektyw ę sprzed Pałacu Staszica — od razu zauważa niestosowność tego fragm entu tekstu: Warszawa jako np. — konkretyzując — gotyckie miasto wieżyc... Spójnikowy zapis cytowanego wyimka przyw raca tu rea­ lizm opisu, bezspójnikowy — prowadzi w kierunku niezamierzonego eks- presjonizmu.

Jeszcze jeden przykład. W wydaniu 1 errata w skazują błąd druku: powinno być „rzeszach” zamiast „rzeczach”; pomimo uwzględnienia tej poprawki w następnym w ydaniu (2, s. 231), w w ydaniach 3 i 4 znów spotykam y błędną w ersję z wydania 1:

P ad ały i tu p ierw sze ziarna zasłych u , te grozą ta jem n iczo ści i zła n a jb a r­ dziej ro zsiew n e, n io są ce n iepokój w życie, w y w a ża ją ce je z b iern ości, d o cu ca - jące się sił w r z e c z a c h b ezw ła d n y ch stokroć p ew n iej n iźli w sz e lk ie agitacje, [s. 246]

W poprzedzających ten uryw ek wypowiedzeniach profesora z K rako­ w a mowa jest o „małodusznych gawędach ludzi zahukanych” i „wyo­ braźni tłum ów ”, o „tłumach bab i robotników”, a więc wiadomo, kto ma być przedmiotem „wszelkich agitacji”. Czcionka ,,c” zamiast „s” nadaje rozważaniom profesora niezamierzony polityczny odcień: „rzeczami bez­ w ładnym i” określa się tu właśnie tłum robotników. Błędny tek st jest więc wieloznaczny: co innego pokazuje wymowa całego utw oru (m. in. o uświadomieniu politycznym robotników), co innego zaś cytowane zda­ nie z metaforą urzeczowiającą, alienującą robotników.

Autocenzura jest drugim czynnikiem zew nętrznym sprzyjającym wie­ loznaczności tekstu Oziminy. Wskażę jedynie dwa fragm enty związane tem atycznie z w alką rew olucyjną. Oto wypowiedź młodszego Komierow- skiego skierowana do profesora z Krakowa:

— C zyjaż to w ła sn o ść je s t — te d u s z o g r o d y ? B o ję się, czy n ie p ie r w ­ szego w iatru . M acie m i g n ić m arn ie i ro zsiew a ć ty lk o k o łem w a sz e zło b e z ­ p łod n e, czy ń cie m i ted y m o je z ł o t w ó r c z e . [1, s. 281; 4, s. 210]

W wydaniu 2, w którym autor nie był już skrępow any carską cen­ zurą, ujawniono znaczenie tych tak bardzo młodopolskich w yrażeń (kto wówczas nie pisał o „ogrodach dusz”?). Pierwsze jest w r. 1924 skonkre­ tyzowane przez „te życia tu młode”, a drugie — przez „moją robotę”

(7)

(2, s. 180). Ani oksymoron „zło tw órcze”, ani symboliczne „ogrody du sz” nie są oczywiście jednoznacznymi sformułowaniami. Czytelnik w r. 1910 (a i w 1958 oraz w 1974) mógł rozmaicie konkretyzować sobie te poetyc­ kie wyrażenia, niekoniecznie tak, jak to zrobił B erent w 1924 roku.

W rozmyślaniach profesora pojawia się niejasne zdanie, reasum ujące w rażenia uczonego z pobytu u barona Niemana:

Tu już n ie d u c h y p o s t ę p o w e i „życia la m p y ”, lecz n ie w y r a ź n a atm osfera jak ich ś in n y ch d u ch ów , g a szą cy ch p ło m y k i zarodkow e, p otrącała m y śli czu jn ość w odrazie le d w o św ia d o m ej. [1, s. 278; 4, s. 208]

„Duchy postępowe” dzięki tem u, iż w ystępują obok „lamp życia” symbolizujących postępowe tradycje historyczne, wiążą się przede w szy­ stkim z przeszłością, nabierają zatem innego znaczenia niż to u konkret­ nienie, które przynosi wydanie 2: „duchy podziemia” (2, s. 178). W sło­ w ach profesora czytelnik w ydania 1 nie musiał dostrzegać aluzji do współczesności, na pewno przejrzystej dla czytelnika edycji z 1924 roku.

Oczywiście, wzgląd na cenzurę prowadził również do zupełnie drob­ nych retuszów tekstu: np. zam iast „kozak” — „ktoś” (1, s. 314; 2, s. 218; 4, s. 237), zamiast „szyldy dwujęzyczne” — „szyldy rozm aite” (1, s. 285; 2, s. 185; 4, s. 213) itd. Ale i te drobne popraw ki powodowały — gdy odbiorca ledwie domyślał się politycznych aluzji — wieloznaczność te k stu w wydaniu 1.

Jeśli powyższe przykłady wieloznaczności O zim iny można uznać za akcydentalne, nie związane z zam iarem artystycznym nadawcy, to zu­ pełnie inaczej ma się spraw a z przytoczeniami omawianymi poniżej. Podzieliłem je na cztery zasadnicze klasy: 1) kontekst morfem — słowo,

2) kontekst słowo — słowo, 3) kontekst słowo — zdanie, 4) k o ntekst słowo — utwór.

Na tę klasyfikację nakłada się jednakże jeszcze dodatkowy podział: „tekst w tekście”. Mam tu na myśli rolę, jaką spełniają w Oziminie· powtórzenia pewnych wyrazów, tworzących coś w rodzaju swoistych klas semantycznych. Taką klasę można dostrzec już na poziomie m or- femu. Przykładem niechaj będzie klasa wyrazów — przeważnie rzeczow­ ników odsłownych — z przedrostkiem po-. Tworzą one całą grupę okre­ śleń dźwiękonaśladowczych: pobrzęk, pogwar, pohuk, pokrzyk, pomruk, poszczęk, pcszmer, postuk, poswar itp. Wchodzą te w yrazy jednocześnie w skład olbrzymiej grupy, k tó ra wyróżnia się trój członowymi sekw en­ cjami — rzeczownik bez przedrostka, rzeczownik z przedrostkiem po-,

(8)

gw ar — p ogw ar — rozgw ar, huk — p ohuk — rozhuk, dzw on — p o d zw o n — rozdzw oń, m rok — pom rok — om rok, szept — p oszep t — zaszep t, szum — p oszu m — zaszum .

Ponieważ wyrazów bezprzedrostkowych tego typu jest w Oziminie najm niej (odwrotnie niż w Ż yw ych kamieniach, gdzie rzucają się w oczy takie osobliwe formacje, jak: „czołg” 'pełznące zwierzę, wąż’, „łeż”, „tryszcz”, „wid”, „szyd”, „nęk”, „zbrzęk”, „zjaw ”, „storcz”, „stęk”, „ ta jń ”, „tu h y ”, „zbocz”, „urąg”, „utysk”), słowa z przedrostkam i po-, za-, o-, roz- i w y- zw racają na siebie uwagę czytelnika. A są zauważalne ty m bardziej, iż w potocznej polszczyźnie pojaw iają się raczej rzadko. Odnosi się wrażenie, że B erent szczególnie lubi wprowadzać do swojej prozy form y prefiksalne rzeczowników na zasadzie charakterystycznej dla ję­ zyka niemieckiego, podczas gdy w polszczyźnie większość wymienionych rzeczowników z przedrostkam i pochodzi od czasowników („poszum” od „poszumieć”, „zaszum” — „zaszumieć” itd .)12.

Wymieniona grupa rzeczowników dźwiękonaśladowczych z prefiksem po- charakteryzuje się swoistą wieloznacznością. Weźmy np. wyraz „po­ szep t”: nie wiadomo, czy pochodzi on od czasownika „poszeptywać”

(czynność wielokrotna), czy też od „poszeptać” (czynność jednokrotna). S tąd też w konkretnych zdaniach O zim iny dochodzi do polisemii: nie wiadomo — gdy nie mówi o tym szerszy kontekst — o jaki odcień zna­ czeniowy chodziło pisarzowi. Przykładowo, w zdaniu:

I ty lk o jed en czło w ie k hardość ży cia m łod ego w niej b u d ził — c zło w ie k obcy, szabli p o b r z ę k i e m od in n y ch w p rzyp om n ien iu w yróżn ion y, [s. 178— 179]

— nie wiemy, jak ten „pobrzęk szabli” tłumaczyć: czy jako długie „po­ brzękiw anie”, czy jako krótkie „brzęknięcie”. Nie ma tej wątpliwości w w yrażeniu „krótki pobrzęk szabli” (s. 49) ani w przeciwstawnym „oddalali się w pobrzęku ostróg” (s. 130). W tej ostatniej cytacie w yrażenie przyimkowe „w pobrzęku” oznacza długotrwałość dźwięku (zob. pow ta­ rzające się w prozie B erenta w yrażenia typu ,,w huku dział”, „w poszumie m orza”) 13.

Wydaje się, że w opisie m azura również przym iotnik „poszumny” (Linde podaje czasownik „poszumieć” w znaczeniu: szumno żyć, pohulać) nie ma jednoznacznego sensu:

12 Zob. R. G r z e g o r c z y k ó w a, Z a r y s s ł o w o t w ó r s t w a pols kie go. S ł o w o t w ó r - s t w o o p is o w e . W arszaw a 1974, s. 118— 119.

(9)

Za ręce ku górze w y rzu cen i, su n ę li przed się: on g łu szcem p o s z u m n y m , ona Kokoszką drobiącą, [s. 63]

Dostrzegam tu trzy możliwości zrozumienia tego słowa: 1) 'b raw u ro ­ wy, dum ny’, 2) 'z szelestem, z szuraniem ’, 3) 'posuw isty’ (przedrostek po- ma analogiczną rolę w ,,poszumny” jak w „posuw isty”, k tó ry także odnosi się do ruchu tanecznego). Jeśli dwa pierwsze odcienie sem antycz­ ne da się powiązać z dwuznacznością podobnego w yrazu „szumny” (przy­ słowiowe „szumnie i dum nie”), to trzecie znaczenie wnoszone je st bez­ spornie przez podwójną odnośność przedrostka po-: a) do szeregu w y ra­ zowego „poszumny” — „szum ny” — „dum ny”, b) do szeregu „poszum- n y ” — „posuw isty” — „polotny” — „poskoczny” (wyraz „poskoki’r spotykam y na s. 249).

Inną grupę wyrazów „tekstu w tekście” tworzą przym iotniki zakoń­ czone przyrostkiem -owy. Przym iotniki te opalizują zazwyczaj dw om a odcieniami semantycznym i. Tak jest np. we fragmencie mówiącym o balu:

„D ziś! — dziś! — d ziś!” — ła sk o ta ła w io lo n czela w s z y stk ie w yobraźnie- k rótk ie na t o k o w y d zisiaj p ląs. [s. 63]

„Tokowy pląs” może mieć różne interpretacje w zależności od tego,, z jakim podstawowym słowem zwiążemy przym iotnik „tokowy”. A prze­ cie istnieje łączność tego słowa z czasownikiem „tokować” i z rzeczow­ nikiem „tokowisko” (zob. na s. 20: „po salonach t o k o w i s k a ”), z rze­ czownikiem „tok” w znaczeniu: klepisko, boisko (zob. na s. 63: „naganiały ich rytm y dziarskie w b o i s k o o c h o t y ”), z rzeczownikiem „tok”" w znaczeniu: toczenie, obrót.

P rzy rekonstrukcji znaczenia słowa „tokowy” niełatw o być pew nym etymologicznych zabiegów autora. Nie wiemy, czy w ystępuje tu przy­ rostek -ow y („tok -j- ow y”, w yraz łączyłby się z „tokiem ”) — czy też jedynie m orfem przym iotnikowy -y („tokow -j- y ”, w tedy w yraz byłby deryw atem od czasownika „tokować”). Nie m am y takich wątpliwości przy innych przykładach z -owy, semantycznie również chwiejnych: „purpu- ratow e” słówko (s. 258), „wróżbowe w yczulenia” (s. 169), „poświatowa przepaska splecionych dłoni” (s. 275) itd. Przyrostek -owe w przym iotniku „purpuratow e” może nadawać wyrazowi znaczenie dzierżawcze (wyraz pochodziłby od rzeczownika „p u rp u rat”) albo jakościowe (wyraz łączyłby się z „p u rp u rą” lub znanym Lindemu przym iotnikiem „p u rp u ratn y ”), analogiczne do znaczenia słowa „purpurow y”. Podobnie z określeniem „wróżbowe w yczulenia”: -owe może nas kierować ku sensowi dzierżaw­ czemu (tj. związanemu z konkretną wróżbą) lub jakościowemu (wyczu­ lenia na wróżby). Inny przykład: „spiętrzenie dywanowych poduszek” (s. 9) — czy chodzi tu o tzw. pufy, poduszki leżące na dywanie, czy może o deseń tych poduszek zgodny z deseniem dyw anu?

(10)

bione przez Berenta stru k tu ry słowotwórcze {prefiksy po-, za- i inne; sufiks -owy) wnoszą pewną „swoistość” dykcji poetyckiej, jej „inność” w porównaniu ze współczesnymi mu pisarzami. Może ta inność powoduje, że charakterystyczne dla stylu autora Próchna formy wzbogacamy róż­ nym i zabarwieniam i opalizującymi? W każdym bądź razie, słowa te skła­ niają do zmniejszenia tempa lektury utw oru, do zastanowienia się nad nimi. Tworzą poetycki leksykon, w którym podkreśla się funkcje autote­ liczną i metajęzykową haseł. Na tle języka naturalnego form y Berenta zaskakują nas swoją innością, niezwykłością. A stąd już tylko krok do polisemii (coś nie znanego nam oglądamy zawsze z niedowierzaniem i z wielu stron...).

W języku naturalnym zdarzają się — nie tak znów często! — również, w yrażenia oparte na paronomazji. Przykładem „lekkokonny pułk staro- zakonny” z czasów napoleońskich, analizowane przez Jakobsona hasło powojennej kam panii przedwyborczej Eisenhowera „I like Ik e ”, powie­ dzonka w rodzaju „ani składu, ani ładu”, „widzieć i wiedzieć”, „przeżuć i przeżyć”, „podlec Dolecki” itp. W języku poetyckim zamierzone paro- nomazje zjawiają się już jako pewna reguła (np. tzw. poezja lingwistycz­ na, awangardowa poezja w. XX). A utor dąży do przekonania odbiorcy w irtualnego, iż w danym szeregu dźwięków istnieją dwa odmienne sensy, które jednak — tak jak i brzmienie — są do siebie podobne, w ynikają z siebie genetycznie, um acniają się wzajemnie. Znajduje np. podobień­ stwo dźwiękowe pomiędzy współczesnymi okrzykami i nawoływaniami w górach a imieniem Dionizosa:

I dziś jeszcze u sły szy ucho b aczn e po w in n ica ch a lp ejsk ich i po h a la ch k arp ack ich tenże, co i d rzew iej, dzik i krzyk żądzy życia i jej tryum fu:

— Ja — c h o o ! J a — c h o o ! . . . J a c h o s ! [s. 278; pod k reśl. Berenta],

Niby, że imię „Jachos” powstało z jakichś radosnych „ja-hop-hop”,. „juu-chuu” czy podobnych okrzyków! Mamy tu klasyczny przykład błędnej etymologii — poetyckiej etymologizacji obcej nazwy poprzez zestawienie ze znanym powszechnie okrzykiem.

Jeszcze bardziej sugestyw ny obraz paronomastyczny wiąże się z po­ stacią arty stk i Oli, przedstaw ianej jako ćma:

Przez szczelin ę le d w o u ch y lo n y ch d rzw i przem k n ęła się n ieb a w em osóbka m a lu tk a i cicha jak ć m a i cien iem zap ad ła w g łęb ok i fo te l n ajm roczn iejszego kąta pokoju. Coś jak b y sk rzy d ła tej ć m y zatrzepotało się k oło g ło w y p ło ­ w ej — sp lo tły się d łon ie na tw a rzy i p rzy sło n iły oczy. [...] I ta k oto w n io sła ze sobą o ć m ę, k sięży c, ciszę i to trzep otan ie się stw orzen ia nocn ego, [s. 13— 14]

Skojarzenie „ćma — oćma” pojawi się jeszcze kilka razy w tekście Oziminy. W śnie na jawie Nina ujrzy Lenę i Olę jako straszydła:

O w e ć m y i n ietop erze, k tóre czaiły się tu jakby po ciem n y ch kątach na każdą c h w ilę w y czerp a n ia , z ja w iły s ię zn ó w — ty m ,r a z e m z tak ą siłą, że stają się dla oczu rojem cien i, b łą k a ją cy ch się cicho w o ć m i e pok oju , [s. 262—263],

(11)

W tym ostatnim fragmencie widać, że obok głównej pary słów („ćma — oćma”) w paronom azji biorą udział i inne w yrazy („ciem nych”, „cieni”), posiadające w rdzeniu miękką głoskę ć oraz półotwarte głoski m i n. Sugestia obrazu dźwiękowego jest tu bardzo spotęgowana: w ydaje się, że wszystko tonie w tym „ciemnym cieniu oćmy i ciem”. Tak więc m orfem ćm, pow tarzający się w szeregu wyrazów, utożsamia tu kilka wyspecjalizowanych znaczeń opartych na nim („ćma” 'ow ad’, „oćma” 'ciemność’) w jedno nadznaczenie: 'ciemność ciemności’...

Analogicznych chwytów w Oziminie jest o wiele więcej. Ju ż sama ilość tych „przypadkow ych” zestawień słów bliskobrzmiących (ale nie blisko­ znacznych!) mówi o celowym ukształtowaniu artystycznym w arstw y dźwiękowej powieści. O zamiarze nasycenia utw oru zdaniami wieloznacz­ nymi. Oto przykłady:

Sp ogląd ała na n ieg o przez rzęsy z n i e c i e r p l i w i e n i e m c i e r p k i m , [s. 96]

A ro z sie w a ją n am się jego [tj. p esym izm u ] ziarna [...] z tej p 1 e с h y i p l e ś n i , w ciera n ej jak sak ram en t w g ło w y m łod e. [s. 191— 192]

c h w y ta się sp o jrzen iem cudzej duszy, w ł a d n e j ł a d e m sw o im . [s. 108] K a ra w a n b rzy d k i aż do załkania k o ł a t a ł i zgrzytał c h w ie jn y m i к o- ł a m i [...]. [s. 31]

— K a w a l a r z y ! — uderzyło w to n a g le ja k m łotem . [...] — O dnoś sw e k o steczk i stąd precz, k a w a l e r z e ! [s. 230]

Ta u sen d sch lü sseU I o tw iera im m roczne g łęb in y życia w ich w ła sn y c h o s m u c e n i a c h ! — s u m i e n i a c h ! [s. 258]

Raz! — raz! — raz! — w y b ija ł z dala w p rzyn aglen iach ry tm em zm ylon ym m ł o t w a lc o w n i s w e g łu ch e ł o m o t y m etaliczn e, [s. 236]

W niektórych przykładach powyższych nie ma w zasadzie łączenia -dwóch wyrazów o podobnych rdzeniach w oparciu o błędną etymologię: „zniecierpliwienie” i „cierpki”, „plecha” i „pleśń” — mają, mimo nasze początkowe zasugerowanie odmiennością współczesnych znaczeń tych słów, wspólne praźródła etymologiczne. Jest to gra słów podobna do tej, w której B erent łączy takie wyrazy, jak „dzielne i samodzielne ich cele” (s. 165), „kolej okolna” (s. 58), „w kamień po dziś dzień zaklęte — prze­ k lęte” (s. 171), „O, z niesytości dosytów chyba” (s. 272). Sprowadzanie tych słów do ich wspólnych zalążków semantycznych nie jest nadużyciem (tu paronom azja działa dopóty, dopóki nie spojrzym y do słowników ety­ mologicznych B riicknera i Sławskiego). Inaczej jest natom iast z następ­ nymi przykładami, w których zderzenia słów o podobnym brzmieniu .a różnym sensie („łomoty” — „m łot”, „kołatał” — „kołami”) prowadzą do chwilowej wieloznaczności: wydaje się nam, że słowo „kołatać” jest

(12)

etymologicznie związane z „kołami” (podobną paronomazję spostrzegamy w w yrazie „tokkółata” z wiersza M. Białoszewskiego Pociągola\ S. Ba­ rańczak w yróżnia tu cztery znaczenia — 'tokkata toku kołaczących kół’ 14), „łom ot” — z „m łotem”, „w ładny” — z „ładem ”, „kaw alarz” — z „kaw alerem ”...

Z ostatnim przykładem („łomoty m łota”) wiąże się ponadto kontro­ w ersyjne zjawisko symboliki głoskowej (plan: fonem — słow o)1δ. Na­ gromadzenie w jednym zdaniu spółgłosek płynnych m, n i ł kontrastuje z początkowym potrojeniem ostrej spółgłoski r. „Łagodne” i „kobiece” głoski m, ł m ają tu oddać tw ardą i prężną onomatopeję uderzeń mecha­ nizmu fabrycznego („raz! — raz! — raz!”). Użycie tych „słodkich” gło­ sek 16 do opisu raniących, rażących ucho odgłosów można uznać za oksy- moron dźwiękowy. Podobny oksymoron dostrzega się w zdaniu Żerom­ skiego o okrutnym halniaku oraz m istralu: „W iatr haln y mącił las, jak m istral mąci Liguryjskie Morze” i7. A literacja głosek l i m sprzeczna tu jest z opisywanym przedmiotem, wcale nie tak miłym, jak to sugeruje w arstw a brzmieniowa wypowiedzi.

Wieloznaczność pow stająca w dziele literackim na poziomie najniższej w arstw y (plan: m orfem — słowo) ma — jak się w ydaje — charakter raczej „im presjonistyczny”: polisemia zniekształca tu sens wypowiedzi tylko chwilowo, na moment, w którym uświadam iam y sobie różnice se­ mantyczne podobnych brzmieniowo słów. Wyższe w arstw y dzieła mogą natom iast wprowadzić trw ałe, ekspresjonistyczne zniekształcenia seman­ tyk i tekstu. Tak jest przede w szystkim na poziomie leksykalnym utw oru (kontekst: słowo — słowo).

Słownictwo O zim iny jest nader urozmaicone i bogate. B erent czerpie pełnym i garściami ze Słow nika Lindego, z zasobów języka rosyjskiego (mniej z niemieckiego, francuskiego i łaciny). Tworzy także wiele orygi­ nalnych neologizmów. A trzeba też dodać, że przestrzeń sześciu dziesiąt­ ków lat dzielących nas od w ydania powieści również niesie ze sobą pewne niespodzianki językowe. K to dziś wiąże np. elektryczność z rozniecaniem ognia, jak to widać w zdaniu „lokaj zgasił świece na kominku i r o ż n i e

-14 S. B a r a ń c z a k , J ę z y k p o e t y c k i M iro n a B i a ł o s z e w s k i e g o . W rocław 1974, s . 47.

15 Zob. próbę r o zw ik ła n ia p rob lem u — L. P s z c z o ł o w s k a , M e t a f o r y d ź w i ę ­ k o w e w p o e z j i i ic h m o t y w a c j a . W zbiorze: T e k s t i j ę z y k . P r o b l e m y s e m a n ty c z n e . W ro cła w 1974.

16 O sy m b o lizm ie g ło sk o w y m p is a ł I. F ó n a g y , np. w pracach: J ę z y k p o e t y ­ c k i — f o r m a i fu n k c j a („ P a m iętn ik L itera c k i” 1972, z. 2, s. 222— 223); Die M e t a p h e r n i n d e r P h o n e t i k (The H agu e 1963, s. 87— 89).

17 S. Ż e r o m s k i , P o p io ł y . W arszaw a 1964, s. 268.

(13)

c i ł elektryczność” (s. 36)? K to dziś wie, co to jest suknia „reform ow ana” (s. 49), ostatni krzyk mody w 1900 roku?

Zacznijmy od przykładów wieloznaczności diachronicznej wyrazów, czyli od zdań, w których doszło do uaktualnienia dwóch różnych sensów danego słowa — sensu dawniejszego, zapomnianego już, oraz sensu współczesnego, XX-wiecznego. Przykładam i mogą tu być następujące fragm enty tekstu:

„O hyda fa łsz u i ob łudy, p a k o ść ja d o w ita porasta dziś te n iw y , na k tó ry ch ongi m ło d si zn a jd o w a li za c h w y c e n ie i p oryw , starsi — w o lę i d o k o n a n i e ”. [s. 32]

C złow iek zau fan ia, p o d a w szy p ro feso ro w i z god n ością palto, w y ś w i e c a ł ich w szy stk ich na sch od y, z a trzy m a w szy się przy d rzw iach ja k posąg. [s. 207]

P an H orod ysk i ro zp ro m ien ia ł w oka m gn ien iu . I, rad tej z n a j d z i e n ie ­ sp od zian ej, zatarł su ch e ręce g o tu ją c się na dobrą rozm ów k ę, [s. 50]

W ostatnim zdaniu B erent narzuca nam etymologiczne znaczenie słowa „znajda” — 'znalezisko, to, co znaleziono’, a mniej wagi przyw ią­ zuje do zleksykalizowanego sensu tego w yrazu ('sierota’, 'podrzutek’). Mowa tu o samotnej em ancypantce w sukni „reform ow anej”: nie wiado­ mo więc, czy w yrażenie „znajda niespodziana” ma podkreślać osamotnie­ nie, „osierocenie” tej damy, siedzącej w pobliżu gabinetu męskiego, do którego nie śmiała wejść, czy też ma oryginalnie nazywać szczęśliwy tra f (lub „łup”) nadarzający się Horodyskiemu-podrywaczowi.

„Wyświecać” oznacza tu oczywiście: 'oświetlać, wskazywać drogę’, ale w podtekście całej sytuacji (profesor, młodszy Komierowski oraz dzia­ łaczka Wanda — jako niemile widziani goście w pałacu Niemana) może sugerować także archaiczny odcień semantyczny: 'w yrzucać’ (od średnio­ wiecznego zwyczaju relegowania przestępców z m iasta przy płonących świecach; zob. objaśnienie Głowińskiego: 5, s. 252).

Wyraz „dokonanie” w zdaniu Zarem by stylizowanym archaicznie (nie­ oczekiwana form a „pakość”) nosi znamiona dwuznaczności: 'wykończe­ nie, doprowadzenie do końca jakiejś pracy’, ale i 'śmierć, dokończenie

życia’ (zob. u Lindego hasło „Dokonać”). Nie jest też wykluczone, że „w ola” może być aluzją do dawnego znaczenia tego w yrazu ('wolność’). Ale sama gra dwóch znaczeń słowa „dokonanie” stanowi aluzję literacką do stylu Norwida, do jego wypowiedzi w rodzaju „Będzie konał, ale nic nie w ykona” 18.

18 I. F i k (U w a g i nad j ę z y k i e m C y p r ia n a N o r w id a . K ra k ó w 1930, s. 68) daje n a stęp u ją cy k om en tarz do tego c h w y tu p oety: „Ta gra słó w k o n a ć (um ierać) i w y k o n a ć jest dość częsta i św ia d czy o ch a ra k tery sty czn y m r y sie przekonań p o ety w ierzącego: a) że ży cie to dzieło, k tóre trzeba w y k o n a ć (śm iercią sk o ń czy ć dzieło); b) że śm ierć jest o rgan iczn ym m o m en tem życia, bardzo w a żn y m i w a r to ­ ścio w y m ; c) że w y k o n y w a się d zieło przez k on an ie, cierp ien ie, trud, b o le ść ”.

(14)

Synchroniczna wieloznaczność polega na zaktywizowaniu w wypo­ wiedzi dwóch różnych, ale znanych współczesnym i tkwiących w ich świadomości, znaczeń słowa. Przykładem niech będzie subiektyw na ocena Zarem by dotycząca grona zebranego w salonie Niemanów:

I oto w sz y stk ie ob licza ty ch lu dzi, za słu ch a n y ch n ied a w n o w śp iew , zla ły m u się w w y o b ra źn i w jed n ą l a r w ę d u s z n e g o b ezw ła d u [...]. [s. 116— 117]

W yrażenie „larw a dusznego bezw ładu” opalizuje tu aż czterema sen­ sami. Zwróćmy bowiem uwagę na dwuznaczność rzeczownika „larw a” ('poczw arka’ lub 'm aska’), wyzyskiwaną częstokroć przez poezję rom an­ tyczną (szczególniej przez Goszczyńskiego), oraz na dwuznaczność przy­ m iotnika „duszny” ('związany z duszą’ oraz 'związany z zaduchem ’) per- sew erującą w O zim inie: „ d u s z n a dymnica cygar” (s. 51), „cena d u s z ­ n e j pogody, radosności życia” (s. 114). Czyli gdy odpowiednio podstawi­ m y te potencjalne znaczenia, otrzym ujem y schemat: 1) 'poczwarka d u ­ chowego bezw ładu’, 2) 'poczwarka zadusznego, ciężkiego bezwładu’, 3) 'm aska duchowego bezw ładu’, 4) 'm aska ciężkiego bezw ładu’.

W szystkie te w arianty m ają niejakie uzasadnienie w kontekście po­ wieści ekspresjonistycznej. Gdy dodam, że w Oziminie w yróżnia się me­ taforyka animalistyczna, łatw iej będzie przystać na nieco „kafkowski” (mam na myśli Przemianę, tego autora) sposób widzenia ludzi przez de­ kadenckiego literata Zarembę. Gdy natom iast przypomnę, że z głównymi postaciami utw oru powiązany jest m otyw maski (np. „maska obłudy” kobiet — s. 62, o Komierowskim: „Maskę jakąś obcą człowiek na tw arz w łożył” — s. 77, o Zarembie: „Popsuł się mechanizm m aski człowieczego czucia” — s. 119, o profesorze: „W racała mu na oblicze maska tej swoi­ stej próżności” — s. 141), to nie będzie można odrzucić „m askaradow ej” lekcji omawianego fragm entu. Fragm entu, k tó ry jest ściśle połączony z subiektyw nym punktem widzenia modernistycznego literata — Zarem ­ by. Myślę, że tłumaczenie jednoznaczne analizowanego zdania (takiemu tłum aczeniu służy kom entarz Głowińskiego: „larw a” — tu: maska; 5, s. 126) zubożyłoby w arstw ę skojarzeniową tekstu — miejsca niedookreślo­ ne utw oru. Zresztą w tym konkretnym w ypadku m am y do czynienia z charakterystyczną dla B erenta retard acją inform acyjną: „larw a dusz­ nego bezw ładu” pojawi się w tymże samym rozdziale powieści w jedno­ znacznym kontekście, który w pewnym stopniu naśw ietla poprzedni od­ cinek utw oru:

P o p su ł się m ech a n izm m a s k i c z ło w ie czeg o czucia; w ła sn e ob licze sta ło się d la ń [tj. d la Z arem by] p o tw o rn y m zd rajcą d u s z n e g o b e z w ł a d u : b iern y m a w y su b teln io n y m do n iep ra w d o p o d o b ień stw a z w iercia d la n y m n a rzę­ d ziem k ażdej zew n ętrzn ej su g estii, [s. 119]

Ten fragm ent dotyczy nie obcych ludzi, o których tak drastycznie („larw y”) w yrażał się Bolesław, lecz jego samego — stąd zmiana cech

(15)

języka i ograniczenie dwuznaczności wypowiedzi. Ograniczenie konsek­ w entnie doprowadzone do końca: pułkow nik rosyjski widzi w Zarembie „duszny rozkład” (jest to powiedziane w następnym zdaniu po cytow a­ nym w yim ku ze s. 119). Takie naśw ietlanie nie rozprasza jednak ciem­ ności o trzy stronice wcześniejszego zdania i osądu. Gdyby bowiem pi­ sarzowi chodziło przede wszystkim o jednoznaczność (jak na s. 119), to nie używałby dwuznacznych wyrazów „larw a” i „duszny”.

Przejdźm y do innych przykładów wieloznaczności synchronicznej. Bę­ dzie ona polegać teraz na niejasności wprowadzanych przez pisarza neologizmów bądź łączeniu w jednym słowie aluzji do różnych sensów tego samego w yrazu w języku polskim i rosyjskim. N ajpierw dwie cy­ ta ty z niejasnym i nowotworami leksykalnym i Berenta:

D ziew czy n a od ęła się w m i l c z k ę [...]. [s. 247]

Z w n ę k l i w s z e g o ducha p ó łn o cn y ch lu d ó w G recji zstą p ił na pogodne bogi H ella d y ten sm ęt m isty c z n y i w ió d ł je w sk roś p rzez ta jn ik i dusz ludzkich, [s. 277]

W yrażenie przyimkowe „w milczkę” rów nie dobrze tłum aczy się jako 'zamilczeć’, jak i 'stać się milczką, czyli osobą milczącą’. Neologizm „milczka” byłby w yrażeniem paralelnym do „skoczki” z Ż yw ych ka­ mieni, natom iast całostka „odęła się w milczkę” (‘zam ilkła’) m iałaby od­ powiednik w frazeologizmie „popadła w zadum ę” („milczka” oznacza­ łoby tu 'zamilczenie, przemilczenie’). Trudniej w yjaśnić sens przymiot­ nika „w nękliw y”. Neologizm ten może pochodzić od czasownika „wnę- kać” („nękać -f- przedrostek w - 'zanękać’, 'udręczyć’). Może też łączyć się w odczuciu odbiorcy z rzeczownikami „w nęka”, „w nętrze” — tu sens przym iotnika oddać by można w słowach „nastaw iony introspek- cyjnie”. Neologizmy takie budzą w odbiorcy idealnym żyłkę języko­ znawcy, kiedy sam, na własną rękę, musi sobie odpowiedzieć na py­

tanie, skąd się ta form a wzięła.

Prościej przedstawia się spraw a tych słów z O ziminy, które można nazwać „krzyżówkami” polsko-rosyjskimi. Chodzi mi o to, że w wypo­ wiedziach rosyjskiego pułkow nika pojaw iają się w yrazy, które mają inne znaczenie w polszczyźnie niż w języku rosyjskim . Oto dwa naj­ prostsze przykłady:

— Z tym i tu lu d źm i n igd y n ie z a ż y j e s z ! C oraz to grzeczn iej m iędzy n im i i coraz to bardziej ślisk o . K ażd y m a s ł o u p rzejm ości z oczu i u st sączy, b y łeś się o n iego n ie otarł od ręb n ością jaką, b y le ży c ie sam o p rześlizg n ęło mu się gład k o po duszy. [s. 47]

— Zresztą, tfu! czort! n ap lu ć na to. R yją lu d zie po sw o ich i cu d zych du­ szach, bo d z i e ł a m ęsk ieg o n ie m a. [s. 123]

„Masło uprzejmości” to barokowa m etafora złotoustnej wymowy. Obok swojego zasadniczego znaczenia wyraz „masło” może tu mieć także sens drugoplanowy: w rosyjskim oznacza on również 'olej, oliwę’.

(16)

To drugie znaczenie wiązałoby się przede wszystkim z powtórzonymi słowami „ślisko” i „prześlizgnęło” — olej i oliwa ułatw iają bowiem „prześlizgiwanie się”, chyba też chodzi o pejoratyw ną „śliskość”, „oślizg- łość”. Ale istnieje również przysłowiowe w yrażenie „jak po m aśle”... „Dzieło m ęskie” — to w polszczyźnie „dzieło rycerskie”, czyli 'służba w ojenna’. To także 'dzielność, tęgość’. Rosyjski wyraz „dieło” ma o wiele szerszy zespół odcieni znaczeniowych. Tu może chodzić o 'wielką, w ażną pracę’ — 'czyn’ i 'spraw ę’. „Dzieło m ęskie” przywodzi więc skojarzenia z dawnym i polskimi utartym i zwrotam i, ale i odwołuje się do znaczeń słowa „dieło” w języku rosyjskim.

Polskie i rosyjskie skojarzenia grup wyrazów „zażycie” — „zażyć” oraz „zachwat” — „zachw ytliw y” są w Oziminie szeroko rozprzestrze­ nione i w w yjaśnianiu poszczególnych zastosowań — bardziej nieuchw yt­ ne. W trzech kolejnych wydaniach powieści odmiennie w yglądała np. taka wypowiedź Komierowskiego:

trzeba w lu d zia ch p o d trzy m y w a ć to, co d zieln o ści w p ra w d zie n ie tw o rzy , rodzi za to... no! — „ z a c h w a t ” czyn em . [1, s. 283]

rodzi za to s z a l e ń c ó w . [2, s. 182]

rodzi za to... no! z a c h w y t czyn em . [4, s. 182]

W pierwszym w ydaniu „zachw at” oznacza i 'zachw yt’ (ten archaizm jest znany Lindemu; tu „zachw at” tłum aczony jest także jako 'letarg ’), i — jako wyraz rosyjski — 'zagarnięcie’, 'zabór’ (zob. 5, s. 256). Nie od­ daje tych skojarzeń wydanie 3, zaś wydanie 2 ma o tyle związek z edy­ cją 1, iż „zapał, entuzjazm ” często łączono z „szaleństw em ” i „obłąka­ niem ”. U Berenta — podobnie jak u Norwida — „zachwycić” w ystępuje w sensie 'pochwycić’, np. „zachwycił w oczy” (s. 58), „zachwyciło ucho” (s. 245). Wiele skojarzeń skupia w sobie także przym iotnik „zachwy­ tliw y”:

— w sz y stk ie te k o b iety sp ięła isk ra ży cia w jed en ła ń cu ch o c zek iw a n ia , p rzez k tóry p rzeb ieg a ł n iesp o d zia n y prąd n a m iętn o ści eg zo ty czn ej. I u d erzy ł w n ie ten prąd raz w raz! raz w raz! łech cąc, drażniąc, p o d ry w a ją c n erw y w cia ła ch tłu sty ch aż do z a c h w y t l i w e g o bólu. [s. 33]

„Zachw ytliw y” w języku polskim może oznaczać: 1) zachwycający, doprowadzający do zachwytu, 2) ten, który osiągnął niższy lub wyższy stopień zachwytu, 3) skłonny do zachwytu (por. „frasobliwy”, „osobli­ w y”, „spolegliwy”, „pam iętliw y”). W konkretnym przykładzie w yraz ten można interpretow ać na kilka sposobów, np.: ból z zachwytu (najwyższa form a entuzjazmu?), zachwycający ból (oksymoron dla w yrażenia szcze­ gólnej namiętności) jako reakcja dam na w ystęp śpiewaka. Ale istnieje rosyjski frazeologizm „m u zyka zachwatiła m ienia” (‘muzyka porw ała m nie’), który świetnie pasuje do analizowanego zw rotu z Oziminy. Znów więc neologizm mieni się polskimi i rosyjskim i asocjacjami.

(17)

W cytowanym poprzednio zdaniu rosyjskiego pułkow nika („Z tym i tu ludźmi nigdy nie zażyjesz!”) „zażyć” miało w yraźnie niepolskie piętno (znane są frazeologizmy „zażyć kogoś z m ańki”, „zażyć fortelem ”, ale nie wchodzą tu w grę). Mogło znaczyć 'zżyć się’, 'zaprzyjaźnić się’. Nie wiadomo natomiast, jakie znaczenie przypisuje Berent rzeczownikowi odsłownemu „zażycie”. W wyliczaniu upadków i szczytów kondycji czło­ wieka znajdujem y obok zestawione dwa w yrazy — „życie” i „zażycie”, co świadczy chyba o tym, że nie są synonimami:

A duszom , w y z w o lo n y m w u fn o ść do sieb ie, ra d o śn ie ś w ię ty m b y ło w szy stk o , co tętn o ż y c i a w y b ija : i m iło ść, i n a m iętn o ść, i n ien a w iść, i w różd a, i w o jn a , i z a ż y c i e , i rozkosz, i czyn, i p ieśń , i lek k o ść p u stoty, i sk u p ien ia m ądrość: w szy stk o , ku czem u p rzyzyw a z k o le i ż y c i a i p iersi czło w ie czy ch pełn ia, [s. 278]

Jakie są możliwości wytłum aczenia tego wyrazu u B erenta — wska­ zują następujące konteksty:

„ Z a ż y c i e ta k ieg o stw o rzen ia je s t p rzecież ty lk o p rzeb o lesn y m sk ła d a ­ n iem o fiary z ciała ch łod n ego za g ło w ę gorącą”, [s. 17]

M iękka k o b ieca w o ń p erfu m w c h ło n ię ta w nozdrza sp o tę g o w a ła ty lk o to p oczu cie cielesn o ści oraz zm y sło w eg o w y d elik a cen ia w z a ż y c i u , [s. 99]

L ecz tam oto, w L en y a lk o w ie, przed p u ch ow ym o łta rzem jej białego ciała — d om ieszan e je st ju ż do rozk oszy z a ż y c i a coś w ię c e j: bo w in o ducha, tutaj zap rzepaszczonego! [s. 177— 178]

W tych kolejnych wyimkach dochodzi do głosu następująca sekwen­ cja znaczeń słowa „zażycie” : 1) 'żyw ot’, 'ciężkie życie’, 2) 'dobrobyt, zamożność, dostatek’ (odpowiednik znaczenia rosyjskiego), 3) 'użycie, życie rozkoszne’. Jeśli w w yrażeniu „larw a dusznego bezw ładu” mie­ liśm y do czynienia z retardacją inform acyjną, to tu taj (w cytacie ze s. 278) w ystępuje chyba „wspólny m ianow nik” wszystkich poprzed­ nich zastosowań słowa „zażycie”. K ontekst am biw alentny — „i wojna, i zażycie, i rozkosz” — pozwala na obarczenie omawianego tu w yrazu wszystkimi trzem a znaczeniami.

W arstwa leksykalna O ziminy — jak widać — wnosi do poprzednio rozpatryw anych czynników polisemii tekstu nowe wartości: wieloznacz­ ność diachroniczną i synchroniczną, wieloznaczność opartą na aluzjach do polskiej i rosyjskiej semantyki.

Dzięki niektórym konstrukcjom składniowym, np. elipsie, inwersji, zeugmie — pow stają zdania o dwóch lub kilku znaczeniach. Inw ersja po­ zwala nie tylko na stosunkowo proste operacje, w w yniku których je­ den epitet może odnosić się jednocześnie do dwóch różnych rzeczowni­ ków, ale także i na bardziej skomplikowane przekształcenia semantyki

(18)

tekstu. W yjdźmy od operacji prostych. Oto zdanie znajdujące się na pierwszej stronicy powieści, opisujące wygląd zew nętrzny Niny:

Z a sta w ia ł się za ten w y r a z g ł u p k o w a t y p o d b r ó d e k o m ig d a ­ ło w y m o w a lu i m ięk k o ści d ziecięcej, [s. 7]

P rzym iotnik „głupkow aty”, umieszczony pomiędzy dwoma rzeczow­ nikami, łączy się tak samo dobrze z „w yrazem ” („głupkowaty w yraz” twarzy), jak i „podbródkiem ” („głupkow aty podbródek”, czyli 'dziecięcy’, jak wskazuje dalszy ciąg zdania). Intonacja wypowiedzenia, a także czę­ ste określenia w yglądu Niny, jak np. „wyciągały się usta z daleka w dłu­ gi i niem ądry dziób” (s. 52), rozchyliły się „w argi niem ądrze” (s. 53) ■— wskazują na ten drugi sens. Natom iast założenie inw ersyjnego szyku zdania, odwołanie się do frazeologizmów w rodzaju: w yraz tw arzy „asce­ tyczny”, „chorobliw y”, „dziki”, „kam ienny”, „naiw ny”, „obojętny” itp. — podpowiada znów pierw szy w ariant.

Bardziej złożone operacje syntaktyczno-sem antyczne zostały przepro­ wadzone w zdaniu, w którym dochodzi do opartej na inw ersji i dekli- nacyjnych modyfikacjach gry słów związanej z nazwą własną „Daleki Wschód” :

— O naż to je s t p ra w d ziw ie: M ora na poboisku! N ie w ró cić m i już pono do w a s m o iś c ie w y ! n ie w ró cić z on ych W s c h o d ó w z a D a l e k i c h ! [s. 244]

Powyższa wypowiedź w ybierającego się na wojnę rosyjsko-japońską Mazura kończy przedostatni rozdział powieści. Ma więc rangę zw racają­ cej na siebie uwagę pointy; pojawia się jak echo w ykrzyknika „W ajn al”, który jest słowem-kluczem zakończenia pierwszej części powieści. Roz­ bicie nazwy geograficznej „Daleki Wschód” na „Wschód za D aleki” two­ rzy nowy w ym iar przestrzenny — „Wschód za D aleki”, by można było z niego powrócić. Liczba mnoga w yrażenia („Wschody za Dalekie”) su­ geruje wym iar czasowy: dostrzegam y obraz w stającego słońca, rodzą­ cego się dna („dalekie wschody” 'odległe dni’). Aspekt czasowy to poli­ semia leksykalna, aspekt przestrzenny zaś to nowe znaczenie nazwy własnej, uzyskane dzięki inw ersji składniowej.

Na pograniczu inw ersji i elipsy składniowej znajduje się w yjaśnie­ nie chw ytu zastosowanego przez Berenta w wypowiedzi, którą baron kieruje do „grzesznej” Niny:

R y ch liw iej n iź li sp r a w ie d liw ie , już się tu p o d cięło ży cie m ł o d e w le k k o ­ m y śln o śc i czy sz a le ń stw ie ja k im ś. — (B aczę ja dobrze na sło w a i w n et zło w ię p ło tk ę t a j e m n i c y m ł o d e j ! ) [s. 259]

Jeśli przyjm iem y tu istnienie inw ersji („młoda tajem nica”), to wy­ tłum aczenie jest proste: pisarz używa metaforycznego epitetu „młoda” w stosunku do ab strak tu „tajem nica”. Ale można podejrzewać także w tym zdaniu elipsę, naw iązującą do wyrażenia „życie młode” (tj. dziew­

(19)

czyna, młodziutka Nina). W tedy koniec zdania drugiego — po uzupeł­ nieniu — mógłby brzmieć: „w net złowię płotkę tajem nicy młodej к o b i e t y ”. W arto dodać, że przym iotnik „m łody” pełni w polszczyźnie często rolę rzeczownika („młody” 'młody człowiek’), podobnie jak p rzy ­ miotniki: „głuchy”, „ślepy”, „stary ”.

Inne rodzaje elipsy oglądamy w następujących przykładach:

T ylko, że u n ich ład u , składu, porząd k u p ięk n eg o w ch ęcia c h w ię c e j; a s m u ­ tek ich d am u l w łóżk ach , gd y p r ó ż n e — p ięk n y , bardzo bo p ięk n y ! [s. 268]

— P an ty lk o ze m n ie w yciąga...

— L i s z k ę . P o liczk i m a panna N in a jak jabłka, [s. 12]

W pierwszym przytoczeniu „próżne” mogą być „łóżka” lub „dam y” ('bezpłodne’). Dochodzi tu do głosu dum a Mańki „Kalosz”, że nigdy nie miała „próżnego” łóżka; jest także aluzja do płodności pro letariatu (m at­ ka M ańki była mamką Leny) i arystokratycznych chorób.

W dowcipnym, dialogu Niny i Bolesława „liszka” może odnosić się do sprytu kobiecego młodej dziewczyny (chytry lis) albo do „jabłkow ej” urody (tj. pełnej, okrągłej twarzy) — w tedy chodzić będzie o „liszkę”, czyli 'gąsienicę’. Jeśli zdanie Niny oznaczymy jako A, dopowiedz Za­ rem by jako B, a rozwinięcie riposty jako C, to schem at dwóch odczy­ tań sensu dialogu przedstawiałby się następująco: 1) „lis” pojawia się w struk tu rze dialogowej: (A -f- B) -j- (C); 2) „gąsienica” — w stru k tu ­ rze (A) -f- (В + C). Inaczej mówiąc, gdy człon С jest w yjaśnieniem dla B, to mamy obraz „gąsienicy”; gdy zaś В jest dopełnieniem А, а С nie wiążącym się z poprzednimi członami kom plem entem — „liszka” staje się daw nym „lisem”, alegorią chytrości i sprytu. Także antyteza skład­ niowa pojawiająca się w dłuższej wypowiedzi lub w kontekście obszer­ niejszego monologu prowadzi do efektów polisemantycznych. Oto frag­ m enty wypowiedzi Mańki oraz jej „mlecznej siostry”, Leny:

J a M ańka „ K a lo sz”! P a n i baron ow ej sio stra starsza. M leczn a sio stra . Jed n ą m am ką ssiem y . C h u - u d ą ! A ob ie s p a s ł e . . . N ie bój się śm iech u m ego. C hoć g r u b y . N ie bój ! [s. 268]

Chcę ty lk o p o w ied zieć, że n a si m ężo w ie, ta k bardzo zresztą słu sz n ie roz­ tropni i w y k r ę tn i w w o j n i e p o k o j o w e j , dają nam w e so łą n a u k ę g ię t­ kości. [s. 157]

W przeciwstawieniach pierwszego fragm entu („chu-uda” — „spasłe”, „chu-uda” — „gruby”) nie wyczerpuje się dwuznaczność tej wypowie­ dzi. „G ruby” jest tu nie tylko synonimem „spasłego” i antonim em „chu­ dego”, ale posiada jeszcze odcień znaczeniowy: 'grubiański, prostacki’. Oksymoron drugiego zdania oznacza życie jako 'walkę o b y t’, 'wojnę w czasie pokoju’. Epitet „pokojowy” może jednak mieć inny sens: 'zwią­ zany z mieszkaniem’, a w tedy całe w yrażenie będzie aluzją do niesna­ sek małżeńskich, w ojny „na małą skalę”.

(20)

W powieści ekspresjonistycznej ważną rolę pełni groteskowe ujęcie świata przedstawionego. Jednym z chwytów zapewniających taką wizję jest zeugma, odnoszenie jednego czasownika równocześnie do dwóch różnych rzeczowników (np. konkretnych i abstrakcyjnych). Oto przy­ kład zdań zbudowanych na zasadzie zeugmy:

N ad k la w ia tu r ą c h y lił się m łod y m u zyk , z n o s z ą c y z d eterm in a cją ta k ą tu r o l ę oraz p ro tek cy jn ą r ę k ę na sw o im ram ien iu , [s. 27]

W sa li b ila rd o w ej, słu żącej zarazem jako g a b in et do p a len ia , zb iera li się p a n o w ie, p r o s t u j ą c s we c z ł o n k i oraz i n s t y n k t y po n a zb y t d łu giej w ob ec dam g e n tilezzie. [s. 72]

B y za c h w ilę p o d n i e ś ć w p alcach b i n o k l e w raz z d alszą r e p l i ­ k ą [...]. [s. 136]

L in ia m i su k ien sm u k ły ch , rzek łb yś, p ląsająca, jak w ąż g iętk a na tej b łęd n ej ścieżce, w y c h y l i ł a [Lena] z tłu m n eg o zam ętu w p ro st na p u łk o w n ik a u ś m i e c h tw a rzy ja k zorza ja sn y i otw a rtą d ł o ń przyjaźn i, [s. 61— 62]

L ecz profesor krótk im g estem dłoni w y p r a s z a ł sob ie d y s t a n s k r o ­ k u i s ł o w a . [s. 232]

Z p u sty m i tu r ę k a m i w y s z ł a i z p u sty m pono s e r c e m , a jed n a k ... [s. 96]

C zasam i k tóraś u n osiła g ło w ę, lecz sło w a n iep ew n e s p a d a ł y z p o w r o te m w p i e r ś i z a d u m ę , [s. 163]

Polisem ia wprowadzana przez zeugmę polega na łączeniu z jednej strony — czasownika z rzeczownikiem, z którym on zwykle wchodzi w związek w norm alnej wypowiedzi języka naturalnego (sfera łączli- wości frazeologicznej), a z drugiej — na przełam yw aniu u tarty ch fra ­ zeologicznych związków, nadaw aniu czasownikowi dodatkowego, prze­ nośnego znaczenia (sfera języka poetyckiego). Stąd w zeugmie czasow­ nik jest najczęściej używany w zwykłym i przenośnym znaczeniu (np.. „prostować członki” a „prostować in sty n kty ”). Zeugma może także na­ dawać jak gdyby konkretne znaczenie abstraktom („podnieść w pal­ cach binokle wraz z dalszą repliką”). Przykład z czasownikiem „w ychy­ lić” jest w ym ow nym potwierdzeniem zasady zderzania w zeugmie słów konkretnych i abstrakcyjnych: „wychylić dłoń przyjaźni”, „wychylić- uśmiech tw arzy ”.

Zeugm a odznacza się również lakonicznością: jeden proces, jedno „dzianie się” obejm uje dwa przedmioty. Ale B erent zna i inne środki skracające wypowiedzenie. Zastępuje np. niekiedy wyrażenie przyim - kowe jednym przysłówkiem, a zdanie podrzędne — w yrażeniem przy- imkowym. Oto przykłady Berentowego lakonizmu:

„O, bez w ą tp ien ia ...” — rzek ł n ieo k reślen ie i z n iezm iern y m szacunkiem^ z w ra ca ł k sięd zu te p o b o ż n i e zad ru k ow an e ćw ia rtk i p ap ieru , [s. 44]

(21)

To jed n o p ozostało w p am ięci: jego dusza sła b a , roztargan a tu ju ż w n iw e c z , i ciało b ezd u szn e, w y w le k a n e na w o jn ę d aleką. I ona sam a p o w a l o n a p o d s p o j r z e n i e m tej k u k ły M urzyna... [s. 179]

R oztargano ci d u s z ę za c i a ł o w ta k ą aż p o tw o rn o ść p rzeczu leń .

[s. 164] '

Ten lakonizm — co widać — prowadzi niekiedy do wieloznaczności zdań. Owe „pobożnie zadrukowane ćw iartki p ap ieru ” — to gazeta o po­ bożnej, religijnej treści albo... w ydaw ana i drukow ana przez bogoboj­ nych ludzi. W ypowiedzenie o „pow alonej” Ninie, budzi wątpliwości, czy kukła była sprawcą „powalenia” dziewczyny (Murzyn wiąże się w w y­ obraźni Niny ze śmiercią Woydy, stąd jej odraza do tej kukły), czy też jedynie świadkiem jej miłości. Również „roztargać duszę za ciało” można zrozumieć dwojako: 1) dusza może być rozbita, rozdarta „z powodu” grzechów ciała, 2) dusza może być rozbita „zam iast” ciała, czyli że Ola je st zdrowa fizycznie, lecz psychicznie chora. W yraz „pobożnie” może mówić o sku tku lub przyczynie, „pod spojrzeniem ” — może oznaczać: 'pod siłą spojrzenia’ lub 'w trakcie oglądania przez kogoś’, „za” — 'z po­ w odu’ lub 'zam iast’. Oto większe i mniejsze oszczędności, jakie przy ­ nosi lakonizm. Lakonizm wszakże nie jest „m ałom ówny”, lecz „wielo- mówny” (jak „wielomówny tem peram ent zebrania” na s. 40).

Jest w Oziminie jeden wyraz, który wspaniale reprezentuje ideę polisemii słowa w kontekście całego utworu. Myślę o „korze” w n astę­ pujących dwóch fragm entach:

A jed n ak w b r e w w o li fa sc y n o w a ć ją p oczęły ta m ty ch oczu g łę b ie fio le to w e , opal tego czoła, ż y łk i b łęk itn e na w k lę słe j skroni, g ła d z iu tk ie p rzy czesa n ie w ło só w m ięk k ich o b a rw ie n ib y k o r a sch n ącej k rzew in y ; a w tej w ło só w fira n ce r y só w m a rm u ro w a szla ch etn o ść i spokój ja k spod dłu ta. [s. 67]

W p a m ięci ja w iła m u się zn ó w p rzod ow n a trójk a ow ej grom ad k i na u p ro ­ w ad zen iu : a m ięd zy ty m jak chm urą sk rytym p o sęp n ik iem i ch łop em b ia ły m z ch leb em pod p achą — tam tej d ziew czy n y , W andy, u roda coraz to d z iw n ie jsz a w sp om n ien iom : o p al tw a rzy i oczu w ie lk ic h fio le t w ra m ie w ło só w n ib y k o r a schnącej k rzew in y , a ob licze to c a łe jak b y p rz e św ie tlo n e sk u p ien iem p rzezn a ­ czen ia i sm ętu . [s. 253]

Oba przytoczenia odnoszą się do Wandy, która w wizji profesora z Krakowa przeistacza się w Persefonę „dzierżącą w dłoniach m artw ych granatu jabłko i kłosów pęk: symbole dwojakiej płodności ziemi” (s. 253). Te symbole — to „jasny” i „dzienny” symbol kłosów, „ciem ny” i „pod­ ziemny” symbol granatu (zjedzenie ziarnka granatu powoduje niemoż­ ność wyjścia z Hadesu; drzewa granatu miały w yrastać z krw i Dionizosa rozszarpanego przez bachantki). Oba symbole niedwuznacznie wskazują na Wandę — która dopiero co wyszła z podziemi więzienia i znów jest

(22)

uwięziona — jako na Persefonę, córkę Demeter. Córka po grecku — to „kóre”. Stąd córka Cerery zw ana była także po prostu Korą. W moim przekonaniu „kora” w opisie W andy jest dwuznacznikiem: ozna­ cza i korę krzewu, i Korę, córkę D em eter 19.

Należy tu podkreślić m istrzow ski sposób sugerowania, tworzenia przez Berenta w linearnym tekście powieści — drugiego tekstu, tekstu- -szyfru. Już bowiem w pierwszej części utw oru, w pierwszym obszer­ niejszym opisie Wandy, u k ry ta jest aluzja do jej symbolicznej roli

w dziele. Tę antycypację może w ykryć tylko taki czytelnik, który dokładnie i... co najm niej dw ukrotnie odczyta Oziminęl

Nasuwa się tu również uwaga, że fiolet oczu W andy (podobnie jak zieleń bluzki Niny), dzięki persew eracji tego motywu, staje się obrazem wieloznacznym: 1) konkret dotyczący opisu postaci, 2) aluzyjne symbo­ liczne znaczenie barw y (fiolet — żałoba, zieleń — młodość, nadzieja).

Powieść została tak skonstruowana, że obejm ują jej tekst dwie sym­ boliczne klam ry. Jedną z nich jest motyw rybaka i ryby, drugą zaś m otyw jabłka. Na pierwszej stronicy książki Zaremba jest określony jako „rybak [...] czarnej łodzi”, czyli fortepianu (czarna łódź kojarzy się jednak także z łodzią Charona...). A na ostatnich stronicach:

N a h a lizn y m a zo w ieck ie sp ogląd ał [profesor] jak na m o r z e . [...] W sie tu i ó w d zie w id oczn e, niby ł o d z i e r y b a c k i e w czas m orsk iej ciszy, tk w ią sen n ie w tej pustce, [s. 252—253]

Z motywem tym wiąże się ponadto persew erujący obraz „rybich” w arg barona Niemana, porównanie Zarem by do ryby w yrzuconej na pia­ chy (s. 31), skierowana do Komierowskiego przypowieść rosyjskiego puł­ kownika o pstrągach i morzu słowiańskim (s. 122). Obraz ryby mieni się tu kilkoma znaczeniami: najczęściej jest m etaforą o ujem nym dla opi­ syw anej postaci sensie (baron, Zaremba), ale w wymowie całego utw oru

ten swoisty „tekst w tekście” stanowi aluzję do symboliki ewangelicz­ nej (Chrystus — rybak, ryba — symbol chrześcijaństwa) i rew olucyjnej (wsie — łodzie rybackie oczekujące na w iatr, „od Wschodu w icher re ­ w olucji”; 2, s. 2 0 5) 20.

19 W ydaje się, że do B eren to w sk iej W an d y-K ory n a w ią z y w a ł A. S t r u g w n a p isa n ej w 1912 r. p o w ie śc i P o r tr e t, w której w y stę p u je rew o lu cjo n istk a n o ­ sząca rów n ież im ię Kora. S ym b oliczn ość tego im ien ia jest tu bardziej w y ra zista . K ora m a zabić w roga przez p o św ięcen ie w ła sn eg o życia. N osi na sobie go rset w y ­ p ch a n y prochem : „B yła ży w a — a już n ie ż y ła ”. D la m alarza u tr w a la ją ceg o jej w iz e r u n e k „K ora m oże zgin ąć — n ie m oże za g in ą ć” (cyt. w ed łu g w yd .: W arszaw a 1957, s. 126, 140).

20 Zob. M. P ł a c h e c k i , R e t o r y k a r e w o lu c j i. T e c h n ik i lite r a c k ie j p e r s w a z j i w p r o z i e o r o k u 1905. W zbiorze: L it e r a tu r a p o ls k a w o b e c r e w o lu c j i. W arszaw a 1971, s. 312— 314.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozumie potrzebę uczenia się przez całe życie oraz konieczność ciągłego rozwoju osobistego i zawodowego z zakresu stosowania systemów informatycznych w

Zamawiający udostępnia Dostawcy klauzulę informacyjną dla kontrahentów („Klauzula”), której treść zawiera informację wymagane na podstawie art. 13 i 14 RODO, i jest ona

Dostrzega związek pomiędzy posiadaną wiedzą a możliwościami rozwiązywania problemów, potrafi podać kilkanaście przykładów.. Bejgier W., Ochrona osób i mienia,

P2 Cele i zakres prowadzonej działalności, zasady funkcjonowania, tryb pracy, metody i formy pracy poszczególnych wydziałów czy też wyodrębnionych komórek

ra ją one szkielety dinozaurów lub ich frag ­ m enty, natom iast rzadziej pojaw iają się poje­.. dyncze

Za- ªo»enie, »e M jest sko«czenie generowany mo»na opu±ci¢ (Kaplanski), ale dowód jest wtedy trudniejszy.. Zaªó»my, »e M

„Budowlani” w Warszawie, 03-571 Warszawa ul. Tadeusza Korzona 111. Zapłata należności nastąpi przelewem na konto Wykonawcy wskazane na wystawionej fakturze, w terminie 14 dni

Student definiuje wszystkie wymagane ogólne zasady prawa unijnego dotyczące stosowania prawa UE przez organy administracji publicznej, ale nie potrafi ocenić.. konsekwencji