Jerzy Paszek
O polisemii "Oziminy" Berenta
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 66/1, 167-190
P a m iętn ik L iteracki LXVI, 1975, z. 1
JE R Z Y P A S Z E K
O POLISEM II „OZIMINY” BERENTA
Zresztą z k a żd eg o k ą ta b ije g w a łt — czasem g w a łt r a dosn y — za d a w a n y ję z y k o w i, gorący i za ciek ły d esp otyzm w ob ec słow a. P rzem oc to pisarza nad języ k iem . C zyżby dla od grod zen ia się od b ły s k o tliw e j i „ e le g a n c k ie j” p o sp o lito ści in n y ch ?
(Z. L. Z a le s k i)1
W w ydanej w r. 1930 książce Seven Types of A m biguity William Empson próbow ał wyodrębnić siedem różnych typów wieloznaczności poe tyckich (krytyka zauważyła, że przy psychologicznym podejściu, jakie reprezentuje ten badacz i poeta w jednej osobie — można wydzielić nieskończoną ilość klas polisem ii2). Dla Empsona jednym z rodzajów wieloznaczności jest także m etafora 3. W niniejszym artykule chciałbym
odróżnić wieloznaczność związaną z m etaforą od wieloznaczności — by tak rzec — niem etaforycznej.
Jak wiadomo, interakcyjna teoria m e ta fo ry 4 podkreśla potrzebę sy multanicznego uświadomienia sobie system u dwóch przedmiotów (głów nego i pomocniczego), które oddziaływając wzajemnie na siebie tworzą obraz przenośny. Przykładem metafor, przy których interpretacji posłu żyć się można narzędziam i tej teorii (dla banalniejszych przenośni w y starczają takie opisy, jakie zapew niają starsze teorie m etafory: porów- naniowa i su b sty tu c y jn a 5), są analizowane przez Janusza Sławińskiego
1 Z. L. Z a l e s k i , D zie ło i t w ó r c a . ( S t u d ia i w r a ż e n i a lite rackie ). W arszaw a 1913, s. 159. J e st to p rzed ru k z „G azety W a rsza w sk iej” (1911, nr 22).
2 Zob. S. E. H y m a n, The A r m e d V ision. A S t u d y in th e M e t h o d s of M o d e r n
L i t e r a r y C r it ic i s m . N e w Y ork 1955, s. 237— 239.
3 W. E m p s o n , S e v e n T y p e s of A m b i g u i t y . London 1947, s. 1—2.
4 M . B l a c k , M e ta fo ra . P rzeło ży ł J. J a p o 1 a. „P am iętn ik L iterack i” 1971, z. 3. O tr ó jo g n iw o w e j stru k tu rze m eta fo ry m ó w i J. J a p o l a w studium K u is to cie
m e t a f o r y . N e o t o m i s t y c z n a p r o p o z y c j a R. R. B o y l e ’a („R oczniki H u m a n isty czn e”
1973, z. 1).
w yrażenia „wiązana mowo lin” oraz „Zginie królestw o rzeczy — będzie rzecz pospolita” 6. W prozie także znajdziemy sporo oryginalnych m etafor, w których widoczna jest interakcja dwóch nakładających się szeregów semantycznych. W Oziminie 7 Wacława B erenta szczególnie wiele takich przenośni. W ybieram dość łatw y przykład obrazu persew erującego w omawianym utworze i w Ż yw ych kamieniach: „dwoista czara kobiecej pieszczoty” (s. 88), „czary rozmarzeń dwoiste” (s. 101). W obu tych u ję ciach, odnoszących się do opisu wydekoltowanych dam, w yodrębniają się dwa nałożone na siebie szeregi skojarzeń: 1) piersi (wyznaczane tu m. in. przez pow tarzający się epitet „dw oista”, „dwoiste”), 2) wino (wy znaczane tu przede wszystkim przez rzeczownik „czara” oraz kontekst,
mówiący m. in. o paniach, które „chyliły ochoczo biusty otw arte ku młodzieńcom bladym, niby na w ety rozm arzeń”). Można by więc powie dzieć, że w obrazie Berenta nie chodzi jedynie o wyobrażenia wizualne, ale i o smakowe (czara z winem a efekt rozmarzenia, „pieszczoty” bukie tu winnego). Jak widać, zrozumienie m etafory interakcyjnej często za wisło od tego, czy potrafim y dostrzec te dwa wpływające na siebie sze regi semantyczne, tę konieczną i założoną wieloznaczność obrazu m eta forycznego.
Inaczej jest w w ypadku wieloznaczności niem etaforycznej. Tu poli semia nie tyle ułatw ia i umożliwia zrozumienie danego fragm entu tekstu, jak w obrazie metaforycznym — ile raczej utrudnia. Prow adzi do tego, że czytelnik w końcu nie wie, k tó ry w ariant znaczeniowy ma w ybrać z kilku tak samo możliwych. Oto sym ptom atyczny i pouczający przykład z Oziminy:
Z agadując ją g w a łto w n ie, o d p a r o w a ł n ieja k o od reszty to w a rzy stw a , p rzyp arł do kąta i rozp o w ia d a ł coś ochoczo a prędko, p rzem ycając w tej ga w ęd zie raz po raz ja k ieś p y ta n ie u k ryte, [s. 53]
W zależności od interpretacji słowa „odparow ał” (n b . tworzącego wraz z czasownikiem „przyparł” sugestyw ną paronomazję) zdanie to ma cztery różne znaczenia: 1) 'oddzielił od tow arzystw a dzięki jak gdyby szermier czej paradzie’ (wtedy „odparować” pochodziłoby od włoskiego „parata” i francuskiego „paradę”), 2) 'oddzielił od towarzystwa, odrzucając napie rających w spółkonkurentów ’ („odparować” łączy się w takiej lekcji
6 J. S ł a w i ń s k i , K o n c e p c j a j ę z y k a p o e ty c k i e g o A w a n g a r d y k r a k o w s k i e j - W rocław 1965, s. 58—59.
7 Z asadniczo w arty k u le n in ie jsz y m op ieram się na w yd . 4 O z i m i n y (W arszaw a 1958), ale n iek ied y k orzystam też z w yd ań : 1 (W arszaw a 1911 [1910]), 2 {L w ów — — P ozn ań 1924), 3 (W arszaw a 1933), 5 (W rocław 1974, B N I 213). C ytaty z w y d . 4 lo k a liz u ję p rzez w sk a z a n ie stronic, p rzy cy ta ta ch z in n y ch w y d a ń liczb ę oznacza jącą stron icę poprzedzam n u m erem ed ycji. P o d k reślen ia w cy ta ta ch , je ś li n ie zazna czono in aczej, pochodzą ode m n ie.
z „odpierać”), 3) 'oddzielił od tow arzystw a parę, czyli siebie i dziew- szynę’ („para” — 'dw oje’), 4) 'ulotnił się z dziewczyną’ („para” — 'lot ny stan skupienia w ody’). Fantazja czytelnika oraz jego wyczucie popraw ności językowej mogą dyktować tu różnorakie rozwiązania.
O takiej właśnie sytuacji potencjalności — gdy można w ybierać po między dwoma lub naw et większą ilością znaczeń zdania (a można uznać je wszystkie za równoprawne interpretacje) — chcę dalej mówić jako o polisemii tekstu. Sposobów wprowadzania wieloznaczności do języka poetyckiego jest wiele: od paronomazji po przemilczenie. Najczęściej po lisemia powstaje wtedy, gdy pisarz odwołuje się do zleksykalizowanych w yrażeń (diachroniczna i synchroniczna wieloplanowość w y ra z u 8), gdy tw orzy neologizmy, gdy wyzyskuje zasoby słownikowe pokrewnych ję zyków (np. rosyjskie słowa w Oziminie). Figury syntaktyczne (inwersja, zeugma itp.) również mogą być podstawą zamierzonej niejednoznacznoś ci zdania. W końcu należy jeszcze wspomnieć o nadaw aniu dwojakiego sensu niektórym przedmiotom św iata przedstawionego utw oru, gdy się je umieszcza w motywach powracających w dziele, refrenach: m amy tu zwykle do czynienia ze znaczeniem realnym omawianych przedm iotów oraz sugerowanym znaczeniem symbolicznym.
Oprócz wymienionych już artystycznych sposobów w ytw arzania at m osfery zawieszenia i tajemniczości sprawcami wieloznaczności dzieła mogą być także czynniki zew nętrzne wobec utw oru literackiego. Zali czam do nich pomyłki druku (i trudność w ostatecznym ustaleniu po prawnego tekstu) oraz zniekształcenia tekstu związane z ingerencją cen zury politycznej. Zajmę się tu najpierw niektórym i zew nętrznym i przy czynami polisemii Oziminy, a następnie w ewnętrznym i, artystycznym i spraw cam i wieloznaczności powieści — na poziomie morfemu, słowa,, zdania, wreszcie całego utw oru.
Pom yłki druku są dla tak trudnych i am bitnych językowo utworów jak Ozimina prawdziwą klęską. W związku ze zniszczeniem przez pisarza wszelkich rękopisów powieści — zdani jesteśm y w wielu przypadkach tylko na domyślność i wyczucie wydawcy, na mniej lub bardziej szczę śliwe emendacje i rekonstrukcje. Oto charakterystyczny przykład tego nieuchronnie dwuznacznego przekazu tekstu powieści: w w ydaniu 1 Ozi m iny czytamy: „w świetliste c h r o m y tłum nej żądzy użycia” (1, s. 31;
5, s. 30), w w ydaniu 3 i 4 natom iast „w świetliste c h r a m y tłu m n ej żądzy życia” (4, s. 29). (Nb. dla wydawcy tekstu krytycznego powieści problem em będzie też sprawa różnicy w końcowej części cytaty:
„uży-8 Zob. O. H. С ем ен о в а , О семантической осложненностиречи в романе А .Н . Толстого
„Петр W zbiorze: Из истории слов и словарей. Очерки по лексикологии и лексикографии.
cia” — „życia”.) Obie te w ersje m ają swoje w ytłum aczenie w dalszym tekście epizodu, w którym pojawiają się raz sformułowania popierające lekcję „chram y” (tłum „pcha się oto w natłokach po m arm urow ych schodach świetlistego p a ł a c u ” — 4, s. 30; 5, s. 31), a raz — lekcję _,,chrom y” czyli 'barw y’ („w b a r w n y c h burzach nam iętności tłu m
n ych” — 4, s. 30; 5, s. 31). Aby umożliwić zrozumienie pełnego kontekstu tego wyimka przytaczam cały dw uznaczny akapit:
I biła od tej k o b iety fa n fa rą ow a m elo d ia w a rtk ieg o po sto lica ch ż y cia , gdy rozisk rzą się ś w ia tła w ieczo rn e i ro ztw o rzą n a jja sk ra w sze k r a m y p o d n ie t n erw o w y ch dla tłu m ów , gd y sztu czn ych ś w ia te ł p od n ieta g o rączk ow a zagra jakby do ataku w sz y stk im p u lsom w o li w ty m pod w ieczo rn y m n iep ok oju w i brującego w p ro st czasu, gd y b ruki sa m e n iosą ela sty c z n y m i kroki w ś w ie tlis te c h r o m y tłu m n ej żąd zy u życia. [5, s. 30]
Otóż wyrazy „kram y” i „chrom y” wcale nie w ykluczają możliwości albo zamierzonego rym u („kram y” — „chram y”), albo też dążenia do uniknięcia takiego rym u i paronomazji („n a j j a s k r a w s z e k ram y” — „ ś w i e t l i s t e chram y”: rym i podobieństwo epitetów m iałyby prow a dzić do utożsamienia tych dwóch tak bliskich artykulacyjnie brzmień). Berent, choć nazyw any „polskim F laubertem ” 9, nie przestrzegał reguły au tora Salam m bô, nakazującej unikać pow tarzania identycznych wyrazów i zgłosek na jednej stronicy utw oru. Lekcja „świetliste chrom y” w ydaje się nieco słabsza niż „świetliste chram y”, gdyż nie ukazuje oczekiwanego miejsca, w które wiodą ,bruki sam e”. Zamiast miejsca („pałac”) sugeruje się tu jedynie kierunek „w blask”, „w najjaskraw sze p unkty m iasta” („chrom y” kojarzym y bowiem z błyszczącym m etalem — „chrom owa niem ”).
Nie wszystkie pomyłki druku O zim iny przysparzają tyle trudności i pułapek interpretacyjnych. Faktem jednak pozostaje, że nie ma dotąd bezbłędnego w ydania tej powieści (ostatnie także przynosi kilka nowych zniekształceń te k s tu 10), a w edycji krytycznej przyjdzie rozwiązywać wiele problemów szczegółowych (np. powinno być „pod jedynej świecy gromniczne jakby p ł o n i e n i e ” 11, a nie jak we wszystkich dotychcza sowych wydaniach, „ p ł o m i e n i e ” — 4, s. 149; 5, s. 163) i generalnych (sprawa wyboru tekstu wydania 1 czy też 3) Oziminy.
9 Np. Z. L. Z a l e s k i , A t t i t u d e s e t d e stin é e s. Faces e t p r o f ils d ’é c r i v a in s p o lonais. P aris 1932, s. 293.
10 Np. m am y w w y d . 5: „ ta k o w y dzisiaj p lą s” (s. 68) za m ia st „ to k o w y ”, „ o sło n ić” (s. 108) za m ia st „ o sło n i-ć ”, „z w n ę k liw e g o d u ch a” (s. 308) za m ia st „ w n ę k liw sz e g o ”. 11 W zdaniach z tzw . rozp ęd n ik iem „pod” B eren t u ży w a z zasady rzeczo w n ik ó w o d sło w n y eh . P isa łe m o ty m w recen zji k siążk i: P. H u l t b e r g , S t y l w c z e s n e j p r o z y f a b u l a r n e j W a c ł a w a B eren ta . P rzeło ży ł I. S i e r a d z k i . W rocław 1969 („P am iętn ik L ite r a c k i” 1970, z. 3, s. 302).
Dopiero edycja 5 przyniosła prawidłową w ersję kilku fragmentów. Przykładowo: w symbolicznym obrazie kończącym powieść pow tarzało się stale „na tle murów wieżyc m iasta” (4, s. 253), zamiast „na tle murów i wieżyc m iasta” (5, s. 311). Brak spójnika „i” (zob. errata w wyd. 2, s. 240) powoduje istotną zmianę sensu — obraz m iasta zmienia się prze cież w zależności od tego, czy składa się ono z dużej ilości wieżyc (taka je st sugestia asyndetycznego zapisu!), czy też z wieżyc i m urów innych budowli. Nb. czytelnik znający topografię W arszawy — a chodzi tu o perspektyw ę sprzed Pałacu Staszica — od razu zauważa niestosowność tego fragm entu tekstu: Warszawa jako np. — konkretyzując — gotyckie miasto wieżyc... Spójnikowy zapis cytowanego wyimka przyw raca tu rea lizm opisu, bezspójnikowy — prowadzi w kierunku niezamierzonego eks- presjonizmu.
Jeszcze jeden przykład. W wydaniu 1 errata w skazują błąd druku: powinno być „rzeszach” zamiast „rzeczach”; pomimo uwzględnienia tej poprawki w następnym w ydaniu (2, s. 231), w w ydaniach 3 i 4 znów spotykam y błędną w ersję z wydania 1:
P ad ały i tu p ierw sze ziarna zasłych u , te grozą ta jem n iczo ści i zła n a jb a r dziej ro zsiew n e, n io są ce n iepokój w życie, w y w a ża ją ce je z b iern ości, d o cu ca - jące się sił w r z e c z a c h b ezw ła d n y ch stokroć p ew n iej n iźli w sz e lk ie agitacje, [s. 246]
W poprzedzających ten uryw ek wypowiedzeniach profesora z K rako w a mowa jest o „małodusznych gawędach ludzi zahukanych” i „wyo braźni tłum ów ”, o „tłumach bab i robotników”, a więc wiadomo, kto ma być przedmiotem „wszelkich agitacji”. Czcionka ,,c” zamiast „s” nadaje rozważaniom profesora niezamierzony polityczny odcień: „rzeczami bez w ładnym i” określa się tu właśnie tłum robotników. Błędny tek st jest więc wieloznaczny: co innego pokazuje wymowa całego utw oru (m. in. o uświadomieniu politycznym robotników), co innego zaś cytowane zda nie z metaforą urzeczowiającą, alienującą robotników.
Autocenzura jest drugim czynnikiem zew nętrznym sprzyjającym wie loznaczności tekstu Oziminy. Wskażę jedynie dwa fragm enty związane tem atycznie z w alką rew olucyjną. Oto wypowiedź młodszego Komierow- skiego skierowana do profesora z Krakowa:
— C zyjaż to w ła sn o ść je s t — te d u s z o g r o d y ? B o ję się, czy n ie p ie r w szego w iatru . M acie m i g n ić m arn ie i ro zsiew a ć ty lk o k o łem w a sz e zło b e z p łod n e, czy ń cie m i ted y m o je z ł o t w ó r c z e . [1, s. 281; 4, s. 210]
W wydaniu 2, w którym autor nie był już skrępow any carską cen zurą, ujawniono znaczenie tych tak bardzo młodopolskich w yrażeń (kto wówczas nie pisał o „ogrodach dusz”?). Pierwsze jest w r. 1924 skonkre tyzowane przez „te życia tu młode”, a drugie — przez „moją robotę”
(2, s. 180). Ani oksymoron „zło tw órcze”, ani symboliczne „ogrody du sz” nie są oczywiście jednoznacznymi sformułowaniami. Czytelnik w r. 1910 (a i w 1958 oraz w 1974) mógł rozmaicie konkretyzować sobie te poetyc kie wyrażenia, niekoniecznie tak, jak to zrobił B erent w 1924 roku.
W rozmyślaniach profesora pojawia się niejasne zdanie, reasum ujące w rażenia uczonego z pobytu u barona Niemana:
Tu już n ie d u c h y p o s t ę p o w e i „życia la m p y ”, lecz n ie w y r a ź n a atm osfera jak ich ś in n y ch d u ch ów , g a szą cy ch p ło m y k i zarodkow e, p otrącała m y śli czu jn ość w odrazie le d w o św ia d o m ej. [1, s. 278; 4, s. 208]
„Duchy postępowe” dzięki tem u, iż w ystępują obok „lamp życia” symbolizujących postępowe tradycje historyczne, wiążą się przede w szy stkim z przeszłością, nabierają zatem innego znaczenia niż to u konkret nienie, które przynosi wydanie 2: „duchy podziemia” (2, s. 178). W sło w ach profesora czytelnik w ydania 1 nie musiał dostrzegać aluzji do współczesności, na pewno przejrzystej dla czytelnika edycji z 1924 roku.
Oczywiście, wzgląd na cenzurę prowadził również do zupełnie drob nych retuszów tekstu: np. zam iast „kozak” — „ktoś” (1, s. 314; 2, s. 218; 4, s. 237), zamiast „szyldy dwujęzyczne” — „szyldy rozm aite” (1, s. 285; 2, s. 185; 4, s. 213) itd. Ale i te drobne popraw ki powodowały — gdy odbiorca ledwie domyślał się politycznych aluzji — wieloznaczność te k stu w wydaniu 1.
Jeśli powyższe przykłady wieloznaczności O zim iny można uznać za akcydentalne, nie związane z zam iarem artystycznym nadawcy, to zu pełnie inaczej ma się spraw a z przytoczeniami omawianymi poniżej. Podzieliłem je na cztery zasadnicze klasy: 1) kontekst morfem — słowo,
2) kontekst słowo — słowo, 3) kontekst słowo — zdanie, 4) k o ntekst słowo — utwór.
Na tę klasyfikację nakłada się jednakże jeszcze dodatkowy podział: „tekst w tekście”. Mam tu na myśli rolę, jaką spełniają w Oziminie· powtórzenia pewnych wyrazów, tworzących coś w rodzaju swoistych klas semantycznych. Taką klasę można dostrzec już na poziomie m or- femu. Przykładem niechaj będzie klasa wyrazów — przeważnie rzeczow ników odsłownych — z przedrostkiem po-. Tworzą one całą grupę okre śleń dźwiękonaśladowczych: pobrzęk, pogwar, pohuk, pokrzyk, pomruk, poszczęk, pcszmer, postuk, poswar itp. Wchodzą te w yrazy jednocześnie w skład olbrzymiej grupy, k tó ra wyróżnia się trój członowymi sekw en cjami — rzeczownik bez przedrostka, rzeczownik z przedrostkiem po-,
gw ar — p ogw ar — rozgw ar, huk — p ohuk — rozhuk, dzw on — p o d zw o n — rozdzw oń, m rok — pom rok — om rok, szept — p oszep t — zaszep t, szum — p oszu m — zaszum .
Ponieważ wyrazów bezprzedrostkowych tego typu jest w Oziminie najm niej (odwrotnie niż w Ż yw ych kamieniach, gdzie rzucają się w oczy takie osobliwe formacje, jak: „czołg” 'pełznące zwierzę, wąż’, „łeż”, „tryszcz”, „wid”, „szyd”, „nęk”, „zbrzęk”, „zjaw ”, „storcz”, „stęk”, „ ta jń ”, „tu h y ”, „zbocz”, „urąg”, „utysk”), słowa z przedrostkam i po-, za-, o-, roz- i w y- zw racają na siebie uwagę czytelnika. A są zauważalne ty m bardziej, iż w potocznej polszczyźnie pojaw iają się raczej rzadko. Odnosi się wrażenie, że B erent szczególnie lubi wprowadzać do swojej prozy form y prefiksalne rzeczowników na zasadzie charakterystycznej dla ję zyka niemieckiego, podczas gdy w polszczyźnie większość wymienionych rzeczowników z przedrostkam i pochodzi od czasowników („poszum” od „poszumieć”, „zaszum” — „zaszumieć” itd .)12.
Wymieniona grupa rzeczowników dźwiękonaśladowczych z prefiksem po- charakteryzuje się swoistą wieloznacznością. Weźmy np. wyraz „po szep t”: nie wiadomo, czy pochodzi on od czasownika „poszeptywać”
(czynność wielokrotna), czy też od „poszeptać” (czynność jednokrotna). S tąd też w konkretnych zdaniach O zim iny dochodzi do polisemii: nie wiadomo — gdy nie mówi o tym szerszy kontekst — o jaki odcień zna czeniowy chodziło pisarzowi. Przykładowo, w zdaniu:
I ty lk o jed en czło w ie k hardość ży cia m łod ego w niej b u d ził — c zło w ie k obcy, szabli p o b r z ę k i e m od in n y ch w p rzyp om n ien iu w yróżn ion y, [s. 178— 179]
— nie wiemy, jak ten „pobrzęk szabli” tłumaczyć: czy jako długie „po brzękiw anie”, czy jako krótkie „brzęknięcie”. Nie ma tej wątpliwości w w yrażeniu „krótki pobrzęk szabli” (s. 49) ani w przeciwstawnym „oddalali się w pobrzęku ostróg” (s. 130). W tej ostatniej cytacie w yrażenie przyimkowe „w pobrzęku” oznacza długotrwałość dźwięku (zob. pow ta rzające się w prozie B erenta w yrażenia typu ,,w huku dział”, „w poszumie m orza”) 13.
Wydaje się, że w opisie m azura również przym iotnik „poszumny” (Linde podaje czasownik „poszumieć” w znaczeniu: szumno żyć, pohulać) nie ma jednoznacznego sensu:
12 Zob. R. G r z e g o r c z y k ó w a, Z a r y s s ł o w o t w ó r s t w a pols kie go. S ł o w o t w ó r - s t w o o p is o w e . W arszaw a 1974, s. 118— 119.
Za ręce ku górze w y rzu cen i, su n ę li przed się: on g łu szcem p o s z u m n y m , ona Kokoszką drobiącą, [s. 63]
Dostrzegam tu trzy możliwości zrozumienia tego słowa: 1) 'b raw u ro wy, dum ny’, 2) 'z szelestem, z szuraniem ’, 3) 'posuw isty’ (przedrostek po- ma analogiczną rolę w ,,poszumny” jak w „posuw isty”, k tó ry także odnosi się do ruchu tanecznego). Jeśli dwa pierwsze odcienie sem antycz ne da się powiązać z dwuznacznością podobnego w yrazu „szumny” (przy słowiowe „szumnie i dum nie”), to trzecie znaczenie wnoszone je st bez spornie przez podwójną odnośność przedrostka po-: a) do szeregu w y ra zowego „poszumny” — „szum ny” — „dum ny”, b) do szeregu „poszum- n y ” — „posuw isty” — „polotny” — „poskoczny” (wyraz „poskoki’r spotykam y na s. 249).
Inną grupę wyrazów „tekstu w tekście” tworzą przym iotniki zakoń czone przyrostkiem -owy. Przym iotniki te opalizują zazwyczaj dw om a odcieniami semantycznym i. Tak jest np. we fragmencie mówiącym o balu:
„D ziś! — dziś! — d ziś!” — ła sk o ta ła w io lo n czela w s z y stk ie w yobraźnie- k rótk ie na t o k o w y d zisiaj p ląs. [s. 63]
„Tokowy pląs” może mieć różne interpretacje w zależności od tego,, z jakim podstawowym słowem zwiążemy przym iotnik „tokowy”. A prze cie istnieje łączność tego słowa z czasownikiem „tokować” i z rzeczow nikiem „tokowisko” (zob. na s. 20: „po salonach t o k o w i s k a ”), z rze czownikiem „tok” w znaczeniu: klepisko, boisko (zob. na s. 63: „naganiały ich rytm y dziarskie w b o i s k o o c h o t y ”), z rzeczownikiem „tok”" w znaczeniu: toczenie, obrót.
P rzy rekonstrukcji znaczenia słowa „tokowy” niełatw o być pew nym etymologicznych zabiegów autora. Nie wiemy, czy w ystępuje tu przy rostek -ow y („tok -j- ow y”, w yraz łączyłby się z „tokiem ”) — czy też jedynie m orfem przym iotnikowy -y („tokow -j- y ”, w tedy w yraz byłby deryw atem od czasownika „tokować”). Nie m am y takich wątpliwości przy innych przykładach z -owy, semantycznie również chwiejnych: „purpu- ratow e” słówko (s. 258), „wróżbowe w yczulenia” (s. 169), „poświatowa przepaska splecionych dłoni” (s. 275) itd. Przyrostek -owe w przym iotniku „purpuratow e” może nadawać wyrazowi znaczenie dzierżawcze (wyraz pochodziłby od rzeczownika „p u rp u rat”) albo jakościowe (wyraz łączyłby się z „p u rp u rą” lub znanym Lindemu przym iotnikiem „p u rp u ratn y ”), analogiczne do znaczenia słowa „purpurow y”. Podobnie z określeniem „wróżbowe w yczulenia”: -owe może nas kierować ku sensowi dzierżaw czemu (tj. związanemu z konkretną wróżbą) lub jakościowemu (wyczu lenia na wróżby). Inny przykład: „spiętrzenie dywanowych poduszek” (s. 9) — czy chodzi tu o tzw. pufy, poduszki leżące na dywanie, czy może o deseń tych poduszek zgodny z deseniem dyw anu?
bione przez Berenta stru k tu ry słowotwórcze {prefiksy po-, za- i inne; sufiks -owy) wnoszą pewną „swoistość” dykcji poetyckiej, jej „inność” w porównaniu ze współczesnymi mu pisarzami. Może ta inność powoduje, że charakterystyczne dla stylu autora Próchna formy wzbogacamy róż nym i zabarwieniam i opalizującymi? W każdym bądź razie, słowa te skła niają do zmniejszenia tempa lektury utw oru, do zastanowienia się nad nimi. Tworzą poetycki leksykon, w którym podkreśla się funkcje autote liczną i metajęzykową haseł. Na tle języka naturalnego form y Berenta zaskakują nas swoją innością, niezwykłością. A stąd już tylko krok do polisemii (coś nie znanego nam oglądamy zawsze z niedowierzaniem i z wielu stron...).
W języku naturalnym zdarzają się — nie tak znów często! — również, w yrażenia oparte na paronomazji. Przykładem „lekkokonny pułk staro- zakonny” z czasów napoleońskich, analizowane przez Jakobsona hasło powojennej kam panii przedwyborczej Eisenhowera „I like Ik e ”, powie dzonka w rodzaju „ani składu, ani ładu”, „widzieć i wiedzieć”, „przeżuć i przeżyć”, „podlec Dolecki” itp. W języku poetyckim zamierzone paro- nomazje zjawiają się już jako pewna reguła (np. tzw. poezja lingwistycz na, awangardowa poezja w. XX). A utor dąży do przekonania odbiorcy w irtualnego, iż w danym szeregu dźwięków istnieją dwa odmienne sensy, które jednak — tak jak i brzmienie — są do siebie podobne, w ynikają z siebie genetycznie, um acniają się wzajemnie. Znajduje np. podobień stwo dźwiękowe pomiędzy współczesnymi okrzykami i nawoływaniami w górach a imieniem Dionizosa:
I dziś jeszcze u sły szy ucho b aczn e po w in n ica ch a lp ejsk ich i po h a la ch k arp ack ich tenże, co i d rzew iej, dzik i krzyk żądzy życia i jej tryum fu:
— Ja — c h o o ! J a — c h o o ! . . . J a c h o s ! [s. 278; pod k reśl. Berenta],
Niby, że imię „Jachos” powstało z jakichś radosnych „ja-hop-hop”,. „juu-chuu” czy podobnych okrzyków! Mamy tu klasyczny przykład błędnej etymologii — poetyckiej etymologizacji obcej nazwy poprzez zestawienie ze znanym powszechnie okrzykiem.
Jeszcze bardziej sugestyw ny obraz paronomastyczny wiąże się z po stacią arty stk i Oli, przedstaw ianej jako ćma:
Przez szczelin ę le d w o u ch y lo n y ch d rzw i przem k n ęła się n ieb a w em osóbka m a lu tk a i cicha jak ć m a i cien iem zap ad ła w g łęb ok i fo te l n ajm roczn iejszego kąta pokoju. Coś jak b y sk rzy d ła tej ć m y zatrzepotało się k oło g ło w y p ło w ej — sp lo tły się d łon ie na tw a rzy i p rzy sło n iły oczy. [...] I ta k oto w n io sła ze sobą o ć m ę, k sięży c, ciszę i to trzep otan ie się stw orzen ia nocn ego, [s. 13— 14]
Skojarzenie „ćma — oćma” pojawi się jeszcze kilka razy w tekście Oziminy. W śnie na jawie Nina ujrzy Lenę i Olę jako straszydła:
O w e ć m y i n ietop erze, k tóre czaiły się tu jakby po ciem n y ch kątach na każdą c h w ilę w y czerp a n ia , z ja w iły s ię zn ó w — ty m ,r a z e m z tak ą siłą, że stają się dla oczu rojem cien i, b łą k a ją cy ch się cicho w o ć m i e pok oju , [s. 262—263],
W tym ostatnim fragmencie widać, że obok głównej pary słów („ćma — oćma”) w paronom azji biorą udział i inne w yrazy („ciem nych”, „cieni”), posiadające w rdzeniu miękką głoskę ć oraz półotwarte głoski m i n. Sugestia obrazu dźwiękowego jest tu bardzo spotęgowana: w ydaje się, że wszystko tonie w tym „ciemnym cieniu oćmy i ciem”. Tak więc m orfem ćm, pow tarzający się w szeregu wyrazów, utożsamia tu kilka wyspecjalizowanych znaczeń opartych na nim („ćma” 'ow ad’, „oćma” 'ciemność’) w jedno nadznaczenie: 'ciemność ciemności’...
Analogicznych chwytów w Oziminie jest o wiele więcej. Ju ż sama ilość tych „przypadkow ych” zestawień słów bliskobrzmiących (ale nie blisko znacznych!) mówi o celowym ukształtowaniu artystycznym w arstw y dźwiękowej powieści. O zamiarze nasycenia utw oru zdaniami wieloznacz nymi. Oto przykłady:
Sp ogląd ała na n ieg o przez rzęsy z n i e c i e r p l i w i e n i e m c i e r p k i m , [s. 96]
A ro z sie w a ją n am się jego [tj. p esym izm u ] ziarna [...] z tej p 1 e с h y i p l e ś n i , w ciera n ej jak sak ram en t w g ło w y m łod e. [s. 191— 192]
c h w y ta się sp o jrzen iem cudzej duszy, w ł a d n e j ł a d e m sw o im . [s. 108] K a ra w a n b rzy d k i aż do załkania k o ł a t a ł i zgrzytał c h w ie jn y m i к o- ł a m i [...]. [s. 31]
— K a w a l a r z y ! — uderzyło w to n a g le ja k m łotem . [...] — O dnoś sw e k o steczk i stąd precz, k a w a l e r z e ! [s. 230]
Ta u sen d sch lü sseU I o tw iera im m roczne g łęb in y życia w ich w ła sn y c h o s m u c e n i a c h ! — s u m i e n i a c h ! [s. 258]
Raz! — raz! — raz! — w y b ija ł z dala w p rzyn aglen iach ry tm em zm ylon ym m ł o t w a lc o w n i s w e g łu ch e ł o m o t y m etaliczn e, [s. 236]
W niektórych przykładach powyższych nie ma w zasadzie łączenia -dwóch wyrazów o podobnych rdzeniach w oparciu o błędną etymologię: „zniecierpliwienie” i „cierpki”, „plecha” i „pleśń” — mają, mimo nasze początkowe zasugerowanie odmiennością współczesnych znaczeń tych słów, wspólne praźródła etymologiczne. Jest to gra słów podobna do tej, w której B erent łączy takie wyrazy, jak „dzielne i samodzielne ich cele” (s. 165), „kolej okolna” (s. 58), „w kamień po dziś dzień zaklęte — prze k lęte” (s. 171), „O, z niesytości dosytów chyba” (s. 272). Sprowadzanie tych słów do ich wspólnych zalążków semantycznych nie jest nadużyciem (tu paronom azja działa dopóty, dopóki nie spojrzym y do słowników ety mologicznych B riicknera i Sławskiego). Inaczej jest natom iast z następ nymi przykładami, w których zderzenia słów o podobnym brzmieniu .a różnym sensie („łomoty” — „m łot”, „kołatał” — „kołami”) prowadzą do chwilowej wieloznaczności: wydaje się nam, że słowo „kołatać” jest
etymologicznie związane z „kołami” (podobną paronomazję spostrzegamy w w yrazie „tokkółata” z wiersza M. Białoszewskiego Pociągola\ S. Ba rańczak w yróżnia tu cztery znaczenia — 'tokkata toku kołaczących kół’ 14), „łom ot” — z „m łotem”, „w ładny” — z „ładem ”, „kaw alarz” — z „kaw alerem ”...
Z ostatnim przykładem („łomoty m łota”) wiąże się ponadto kontro w ersyjne zjawisko symboliki głoskowej (plan: fonem — słow o)1δ. Na gromadzenie w jednym zdaniu spółgłosek płynnych m, n i ł kontrastuje z początkowym potrojeniem ostrej spółgłoski r. „Łagodne” i „kobiece” głoski m, ł m ają tu oddać tw ardą i prężną onomatopeję uderzeń mecha nizmu fabrycznego („raz! — raz! — raz!”). Użycie tych „słodkich” gło sek 16 do opisu raniących, rażących ucho odgłosów można uznać za oksy- moron dźwiękowy. Podobny oksymoron dostrzega się w zdaniu Żerom skiego o okrutnym halniaku oraz m istralu: „W iatr haln y mącił las, jak m istral mąci Liguryjskie Morze” i7. A literacja głosek l i m sprzeczna tu jest z opisywanym przedmiotem, wcale nie tak miłym, jak to sugeruje w arstw a brzmieniowa wypowiedzi.
Wieloznaczność pow stająca w dziele literackim na poziomie najniższej w arstw y (plan: m orfem — słowo) ma — jak się w ydaje — charakter raczej „im presjonistyczny”: polisemia zniekształca tu sens wypowiedzi tylko chwilowo, na moment, w którym uświadam iam y sobie różnice se mantyczne podobnych brzmieniowo słów. Wyższe w arstw y dzieła mogą natom iast wprowadzić trw ałe, ekspresjonistyczne zniekształcenia seman tyk i tekstu. Tak jest przede w szystkim na poziomie leksykalnym utw oru (kontekst: słowo — słowo).
Słownictwo O zim iny jest nader urozmaicone i bogate. B erent czerpie pełnym i garściami ze Słow nika Lindego, z zasobów języka rosyjskiego (mniej z niemieckiego, francuskiego i łaciny). Tworzy także wiele orygi nalnych neologizmów. A trzeba też dodać, że przestrzeń sześciu dziesiąt ków lat dzielących nas od w ydania powieści również niesie ze sobą pewne niespodzianki językowe. K to dziś wiąże np. elektryczność z rozniecaniem ognia, jak to widać w zdaniu „lokaj zgasił świece na kominku i r o ż n i e
-14 S. B a r a ń c z a k , J ę z y k p o e t y c k i M iro n a B i a ł o s z e w s k i e g o . W rocław 1974, s . 47.
15 Zob. próbę r o zw ik ła n ia p rob lem u — L. P s z c z o ł o w s k a , M e t a f o r y d ź w i ę k o w e w p o e z j i i ic h m o t y w a c j a . W zbiorze: T e k s t i j ę z y k . P r o b l e m y s e m a n ty c z n e . W ro cła w 1974.
16 O sy m b o lizm ie g ło sk o w y m p is a ł I. F ó n a g y , np. w pracach: J ę z y k p o e t y c k i — f o r m a i fu n k c j a („ P a m iętn ik L itera c k i” 1972, z. 2, s. 222— 223); Die M e t a p h e r n i n d e r P h o n e t i k (The H agu e 1963, s. 87— 89).
17 S. Ż e r o m s k i , P o p io ł y . W arszaw a 1964, s. 268.
c i ł elektryczność” (s. 36)? K to dziś wie, co to jest suknia „reform ow ana” (s. 49), ostatni krzyk mody w 1900 roku?
Zacznijmy od przykładów wieloznaczności diachronicznej wyrazów, czyli od zdań, w których doszło do uaktualnienia dwóch różnych sensów danego słowa — sensu dawniejszego, zapomnianego już, oraz sensu współczesnego, XX-wiecznego. Przykładam i mogą tu być następujące fragm enty tekstu:
„O hyda fa łsz u i ob łudy, p a k o ść ja d o w ita porasta dziś te n iw y , na k tó ry ch ongi m ło d si zn a jd o w a li za c h w y c e n ie i p oryw , starsi — w o lę i d o k o n a n i e ”. [s. 32]
C złow iek zau fan ia, p o d a w szy p ro feso ro w i z god n ością palto, w y ś w i e c a ł ich w szy stk ich na sch od y, z a trzy m a w szy się przy d rzw iach ja k posąg. [s. 207]
P an H orod ysk i ro zp ro m ien ia ł w oka m gn ien iu . I, rad tej z n a j d z i e n ie sp od zian ej, zatarł su ch e ręce g o tu ją c się na dobrą rozm ów k ę, [s. 50]
W ostatnim zdaniu B erent narzuca nam etymologiczne znaczenie słowa „znajda” — 'znalezisko, to, co znaleziono’, a mniej wagi przyw ią zuje do zleksykalizowanego sensu tego w yrazu ('sierota’, 'podrzutek’). Mowa tu o samotnej em ancypantce w sukni „reform ow anej”: nie wiado mo więc, czy w yrażenie „znajda niespodziana” ma podkreślać osamotnie nie, „osierocenie” tej damy, siedzącej w pobliżu gabinetu męskiego, do którego nie śmiała wejść, czy też ma oryginalnie nazywać szczęśliwy tra f (lub „łup”) nadarzający się Horodyskiemu-podrywaczowi.
„Wyświecać” oznacza tu oczywiście: 'oświetlać, wskazywać drogę’, ale w podtekście całej sytuacji (profesor, młodszy Komierowski oraz dzia łaczka Wanda — jako niemile widziani goście w pałacu Niemana) może sugerować także archaiczny odcień semantyczny: 'w yrzucać’ (od średnio wiecznego zwyczaju relegowania przestępców z m iasta przy płonących świecach; zob. objaśnienie Głowińskiego: 5, s. 252).
Wyraz „dokonanie” w zdaniu Zarem by stylizowanym archaicznie (nie oczekiwana form a „pakość”) nosi znamiona dwuznaczności: 'wykończe nie, doprowadzenie do końca jakiejś pracy’, ale i 'śmierć, dokończenie
życia’ (zob. u Lindego hasło „Dokonać”). Nie jest też wykluczone, że „w ola” może być aluzją do dawnego znaczenia tego w yrazu ('wolność’). Ale sama gra dwóch znaczeń słowa „dokonanie” stanowi aluzję literacką do stylu Norwida, do jego wypowiedzi w rodzaju „Będzie konał, ale nic nie w ykona” 18.
18 I. F i k (U w a g i nad j ę z y k i e m C y p r ia n a N o r w id a . K ra k ó w 1930, s. 68) daje n a stęp u ją cy k om en tarz do tego c h w y tu p oety: „Ta gra słó w k o n a ć (um ierać) i w y k o n a ć jest dość częsta i św ia d czy o ch a ra k tery sty czn y m r y sie przekonań p o ety w ierzącego: a) że ży cie to dzieło, k tóre trzeba w y k o n a ć (śm iercią sk o ń czy ć dzieło); b) że śm ierć jest o rgan iczn ym m o m en tem życia, bardzo w a żn y m i w a r to ścio w y m ; c) że w y k o n y w a się d zieło przez k on an ie, cierp ien ie, trud, b o le ść ”.
Synchroniczna wieloznaczność polega na zaktywizowaniu w wypo wiedzi dwóch różnych, ale znanych współczesnym i tkwiących w ich świadomości, znaczeń słowa. Przykładem niech będzie subiektyw na ocena Zarem by dotycząca grona zebranego w salonie Niemanów:
I oto w sz y stk ie ob licza ty ch lu dzi, za słu ch a n y ch n ied a w n o w śp iew , zla ły m u się w w y o b ra źn i w jed n ą l a r w ę d u s z n e g o b ezw ła d u [...]. [s. 116— 117]
W yrażenie „larw a dusznego bezw ładu” opalizuje tu aż czterema sen sami. Zwróćmy bowiem uwagę na dwuznaczność rzeczownika „larw a” ('poczw arka’ lub 'm aska’), wyzyskiwaną częstokroć przez poezję rom an tyczną (szczególniej przez Goszczyńskiego), oraz na dwuznaczność przy m iotnika „duszny” ('związany z duszą’ oraz 'związany z zaduchem ’) per- sew erującą w O zim inie: „ d u s z n a dymnica cygar” (s. 51), „cena d u s z n e j pogody, radosności życia” (s. 114). Czyli gdy odpowiednio podstawi m y te potencjalne znaczenia, otrzym ujem y schemat: 1) 'poczwarka d u chowego bezw ładu’, 2) 'poczwarka zadusznego, ciężkiego bezwładu’, 3) 'm aska duchowego bezw ładu’, 4) 'm aska ciężkiego bezw ładu’.
W szystkie te w arianty m ają niejakie uzasadnienie w kontekście po wieści ekspresjonistycznej. Gdy dodam, że w Oziminie w yróżnia się me taforyka animalistyczna, łatw iej będzie przystać na nieco „kafkowski” (mam na myśli Przemianę, tego autora) sposób widzenia ludzi przez de kadenckiego literata Zarembę. Gdy natom iast przypomnę, że z głównymi postaciami utw oru powiązany jest m otyw maski (np. „maska obłudy” kobiet — s. 62, o Komierowskim: „Maskę jakąś obcą człowiek na tw arz w łożył” — s. 77, o Zarembie: „Popsuł się mechanizm m aski człowieczego czucia” — s. 119, o profesorze: „W racała mu na oblicze maska tej swoi stej próżności” — s. 141), to nie będzie można odrzucić „m askaradow ej” lekcji omawianego fragm entu. Fragm entu, k tó ry jest ściśle połączony z subiektyw nym punktem widzenia modernistycznego literata — Zarem by. Myślę, że tłumaczenie jednoznaczne analizowanego zdania (takiemu tłum aczeniu służy kom entarz Głowińskiego: „larw a” — tu: maska; 5, s. 126) zubożyłoby w arstw ę skojarzeniową tekstu — miejsca niedookreślo ne utw oru. Zresztą w tym konkretnym w ypadku m am y do czynienia z charakterystyczną dla B erenta retard acją inform acyjną: „larw a dusz nego bezw ładu” pojawi się w tymże samym rozdziale powieści w jedno znacznym kontekście, który w pewnym stopniu naśw ietla poprzedni od cinek utw oru:
P o p su ł się m ech a n izm m a s k i c z ło w ie czeg o czucia; w ła sn e ob licze sta ło się d la ń [tj. d la Z arem by] p o tw o rn y m zd rajcą d u s z n e g o b e z w ł a d u : b iern y m a w y su b teln io n y m do n iep ra w d o p o d o b ień stw a z w iercia d la n y m n a rzę d ziem k ażdej zew n ętrzn ej su g estii, [s. 119]
Ten fragm ent dotyczy nie obcych ludzi, o których tak drastycznie („larw y”) w yrażał się Bolesław, lecz jego samego — stąd zmiana cech
języka i ograniczenie dwuznaczności wypowiedzi. Ograniczenie konsek w entnie doprowadzone do końca: pułkow nik rosyjski widzi w Zarembie „duszny rozkład” (jest to powiedziane w następnym zdaniu po cytow a nym w yim ku ze s. 119). Takie naśw ietlanie nie rozprasza jednak ciem ności o trzy stronice wcześniejszego zdania i osądu. Gdyby bowiem pi sarzowi chodziło przede wszystkim o jednoznaczność (jak na s. 119), to nie używałby dwuznacznych wyrazów „larw a” i „duszny”.
Przejdźm y do innych przykładów wieloznaczności synchronicznej. Bę dzie ona polegać teraz na niejasności wprowadzanych przez pisarza neologizmów bądź łączeniu w jednym słowie aluzji do różnych sensów tego samego w yrazu w języku polskim i rosyjskim. N ajpierw dwie cy ta ty z niejasnym i nowotworami leksykalnym i Berenta:
D ziew czy n a od ęła się w m i l c z k ę [...]. [s. 247]
Z w n ę k l i w s z e g o ducha p ó łn o cn y ch lu d ó w G recji zstą p ił na pogodne bogi H ella d y ten sm ęt m isty c z n y i w ió d ł je w sk roś p rzez ta jn ik i dusz ludzkich, [s. 277]
W yrażenie przyimkowe „w milczkę” rów nie dobrze tłum aczy się jako 'zamilczeć’, jak i 'stać się milczką, czyli osobą milczącą’. Neologizm „milczka” byłby w yrażeniem paralelnym do „skoczki” z Ż yw ych ka mieni, natom iast całostka „odęła się w milczkę” (‘zam ilkła’) m iałaby od powiednik w frazeologizmie „popadła w zadum ę” („milczka” oznacza łoby tu 'zamilczenie, przemilczenie’). Trudniej w yjaśnić sens przymiot nika „w nękliw y”. Neologizm ten może pochodzić od czasownika „wnę- kać” („nękać -f- przedrostek w - 'zanękać’, 'udręczyć’). Może też łączyć się w odczuciu odbiorcy z rzeczownikami „w nęka”, „w nętrze” — tu sens przym iotnika oddać by można w słowach „nastaw iony introspek- cyjnie”. Neologizmy takie budzą w odbiorcy idealnym żyłkę języko znawcy, kiedy sam, na własną rękę, musi sobie odpowiedzieć na py
tanie, skąd się ta form a wzięła.
Prościej przedstawia się spraw a tych słów z O ziminy, które można nazwać „krzyżówkami” polsko-rosyjskimi. Chodzi mi o to, że w wypo wiedziach rosyjskiego pułkow nika pojaw iają się w yrazy, które mają inne znaczenie w polszczyźnie niż w języku rosyjskim . Oto dwa naj prostsze przykłady:
— Z tym i tu lu d źm i n igd y n ie z a ż y j e s z ! C oraz to grzeczn iej m iędzy n im i i coraz to bardziej ślisk o . K ażd y m a s ł o u p rzejm ości z oczu i u st sączy, b y łeś się o n iego n ie otarł od ręb n ością jaką, b y le ży c ie sam o p rześlizg n ęło mu się gład k o po duszy. [s. 47]
— Zresztą, tfu! czort! n ap lu ć na to. R yją lu d zie po sw o ich i cu d zych du szach, bo d z i e ł a m ęsk ieg o n ie m a. [s. 123]
„Masło uprzejmości” to barokowa m etafora złotoustnej wymowy. Obok swojego zasadniczego znaczenia wyraz „masło” może tu mieć także sens drugoplanowy: w rosyjskim oznacza on również 'olej, oliwę’.
To drugie znaczenie wiązałoby się przede wszystkim z powtórzonymi słowami „ślisko” i „prześlizgnęło” — olej i oliwa ułatw iają bowiem „prześlizgiwanie się”, chyba też chodzi o pejoratyw ną „śliskość”, „oślizg- łość”. Ale istnieje również przysłowiowe w yrażenie „jak po m aśle”... „Dzieło m ęskie” — to w polszczyźnie „dzieło rycerskie”, czyli 'służba w ojenna’. To także 'dzielność, tęgość’. Rosyjski wyraz „dieło” ma o wiele szerszy zespół odcieni znaczeniowych. Tu może chodzić o 'wielką, w ażną pracę’ — 'czyn’ i 'spraw ę’. „Dzieło m ęskie” przywodzi więc skojarzenia z dawnym i polskimi utartym i zwrotam i, ale i odwołuje się do znaczeń słowa „dieło” w języku rosyjskim.
Polskie i rosyjskie skojarzenia grup wyrazów „zażycie” — „zażyć” oraz „zachwat” — „zachw ytliw y” są w Oziminie szeroko rozprzestrze nione i w w yjaśnianiu poszczególnych zastosowań — bardziej nieuchw yt ne. W trzech kolejnych wydaniach powieści odmiennie w yglądała np. taka wypowiedź Komierowskiego:
trzeba w lu d zia ch p o d trzy m y w a ć to, co d zieln o ści w p ra w d zie n ie tw o rzy , rodzi za to... no! — „ z a c h w a t ” czyn em . [1, s. 283]
rodzi za to s z a l e ń c ó w . [2, s. 182]
rodzi za to... no! z a c h w y t czyn em . [4, s. 182]
W pierwszym w ydaniu „zachw at” oznacza i 'zachw yt’ (ten archaizm jest znany Lindemu; tu „zachw at” tłum aczony jest także jako 'letarg ’), i — jako wyraz rosyjski — 'zagarnięcie’, 'zabór’ (zob. 5, s. 256). Nie od daje tych skojarzeń wydanie 3, zaś wydanie 2 ma o tyle związek z edy cją 1, iż „zapał, entuzjazm ” często łączono z „szaleństw em ” i „obłąka niem ”. U Berenta — podobnie jak u Norwida — „zachwycić” w ystępuje w sensie 'pochwycić’, np. „zachwycił w oczy” (s. 58), „zachwyciło ucho” (s. 245). Wiele skojarzeń skupia w sobie także przym iotnik „zachwy tliw y”:
— w sz y stk ie te k o b iety sp ięła isk ra ży cia w jed en ła ń cu ch o c zek iw a n ia , p rzez k tóry p rzeb ieg a ł n iesp o d zia n y prąd n a m iętn o ści eg zo ty czn ej. I u d erzy ł w n ie ten prąd raz w raz! raz w raz! łech cąc, drażniąc, p o d ry w a ją c n erw y w cia ła ch tłu sty ch aż do z a c h w y t l i w e g o bólu. [s. 33]
„Zachw ytliw y” w języku polskim może oznaczać: 1) zachwycający, doprowadzający do zachwytu, 2) ten, który osiągnął niższy lub wyższy stopień zachwytu, 3) skłonny do zachwytu (por. „frasobliwy”, „osobli w y”, „spolegliwy”, „pam iętliw y”). W konkretnym przykładzie w yraz ten można interpretow ać na kilka sposobów, np.: ból z zachwytu (najwyższa form a entuzjazmu?), zachwycający ból (oksymoron dla w yrażenia szcze gólnej namiętności) jako reakcja dam na w ystęp śpiewaka. Ale istnieje rosyjski frazeologizm „m u zyka zachwatiła m ienia” (‘muzyka porw ała m nie’), który świetnie pasuje do analizowanego zw rotu z Oziminy. Znów więc neologizm mieni się polskimi i rosyjskim i asocjacjami.
W cytowanym poprzednio zdaniu rosyjskiego pułkow nika („Z tym i tu ludźmi nigdy nie zażyjesz!”) „zażyć” miało w yraźnie niepolskie piętno (znane są frazeologizmy „zażyć kogoś z m ańki”, „zażyć fortelem ”, ale nie wchodzą tu w grę). Mogło znaczyć 'zżyć się’, 'zaprzyjaźnić się’. Nie wiadomo natomiast, jakie znaczenie przypisuje Berent rzeczownikowi odsłownemu „zażycie”. W wyliczaniu upadków i szczytów kondycji czło wieka znajdujem y obok zestawione dwa w yrazy — „życie” i „zażycie”, co świadczy chyba o tym, że nie są synonimami:
A duszom , w y z w o lo n y m w u fn o ść do sieb ie, ra d o śn ie ś w ię ty m b y ło w szy stk o , co tętn o ż y c i a w y b ija : i m iło ść, i n a m iętn o ść, i n ien a w iść, i w różd a, i w o jn a , i z a ż y c i e , i rozkosz, i czyn, i p ieśń , i lek k o ść p u stoty, i sk u p ien ia m ądrość: w szy stk o , ku czem u p rzyzyw a z k o le i ż y c i a i p iersi czło w ie czy ch pełn ia, [s. 278]
Jakie są możliwości wytłum aczenia tego wyrazu u B erenta — wska zują następujące konteksty:
„ Z a ż y c i e ta k ieg o stw o rzen ia je s t p rzecież ty lk o p rzeb o lesn y m sk ła d a n iem o fiary z ciała ch łod n ego za g ło w ę gorącą”, [s. 17]
M iękka k o b ieca w o ń p erfu m w c h ło n ię ta w nozdrza sp o tę g o w a ła ty lk o to p oczu cie cielesn o ści oraz zm y sło w eg o w y d elik a cen ia w z a ż y c i u , [s. 99]
L ecz tam oto, w L en y a lk o w ie, przed p u ch ow ym o łta rzem jej białego ciała — d om ieszan e je st ju ż do rozk oszy z a ż y c i a coś w ię c e j: bo w in o ducha, tutaj zap rzepaszczonego! [s. 177— 178]
W tych kolejnych wyimkach dochodzi do głosu następująca sekwen cja znaczeń słowa „zażycie” : 1) 'żyw ot’, 'ciężkie życie’, 2) 'dobrobyt, zamożność, dostatek’ (odpowiednik znaczenia rosyjskiego), 3) 'użycie, życie rozkoszne’. Jeśli w w yrażeniu „larw a dusznego bezw ładu” mie liśm y do czynienia z retardacją inform acyjną, to tu taj (w cytacie ze s. 278) w ystępuje chyba „wspólny m ianow nik” wszystkich poprzed nich zastosowań słowa „zażycie”. K ontekst am biw alentny — „i wojna, i zażycie, i rozkosz” — pozwala na obarczenie omawianego tu w yrazu wszystkimi trzem a znaczeniami.
W arstwa leksykalna O ziminy — jak widać — wnosi do poprzednio rozpatryw anych czynników polisemii tekstu nowe wartości: wieloznacz ność diachroniczną i synchroniczną, wieloznaczność opartą na aluzjach do polskiej i rosyjskiej semantyki.
Dzięki niektórym konstrukcjom składniowym, np. elipsie, inwersji, zeugmie — pow stają zdania o dwóch lub kilku znaczeniach. Inw ersja po zwala nie tylko na stosunkowo proste operacje, w w yniku których je den epitet może odnosić się jednocześnie do dwóch różnych rzeczowni ków, ale także i na bardziej skomplikowane przekształcenia semantyki
tekstu. W yjdźmy od operacji prostych. Oto zdanie znajdujące się na pierwszej stronicy powieści, opisujące wygląd zew nętrzny Niny:
Z a sta w ia ł się za ten w y r a z g ł u p k o w a t y p o d b r ó d e k o m ig d a ło w y m o w a lu i m ięk k o ści d ziecięcej, [s. 7]
P rzym iotnik „głupkow aty”, umieszczony pomiędzy dwoma rzeczow nikami, łączy się tak samo dobrze z „w yrazem ” („głupkowaty w yraz” twarzy), jak i „podbródkiem ” („głupkow aty podbródek”, czyli 'dziecięcy’, jak wskazuje dalszy ciąg zdania). Intonacja wypowiedzenia, a także czę ste określenia w yglądu Niny, jak np. „wyciągały się usta z daleka w dłu gi i niem ądry dziób” (s. 52), rozchyliły się „w argi niem ądrze” (s. 53) ■— wskazują na ten drugi sens. Natom iast założenie inw ersyjnego szyku zdania, odwołanie się do frazeologizmów w rodzaju: w yraz tw arzy „asce tyczny”, „chorobliw y”, „dziki”, „kam ienny”, „naiw ny”, „obojętny” itp. — podpowiada znów pierw szy w ariant.
Bardziej złożone operacje syntaktyczno-sem antyczne zostały przepro wadzone w zdaniu, w którym dochodzi do opartej na inw ersji i dekli- nacyjnych modyfikacjach gry słów związanej z nazwą własną „Daleki Wschód” :
— O naż to je s t p ra w d ziw ie: M ora na poboisku! N ie w ró cić m i już pono do w a s m o iś c ie w y ! n ie w ró cić z on ych W s c h o d ó w z a D a l e k i c h ! [s. 244]
Powyższa wypowiedź w ybierającego się na wojnę rosyjsko-japońską Mazura kończy przedostatni rozdział powieści. Ma więc rangę zw racają cej na siebie uwagę pointy; pojawia się jak echo w ykrzyknika „W ajn al”, który jest słowem-kluczem zakończenia pierwszej części powieści. Roz bicie nazwy geograficznej „Daleki Wschód” na „Wschód za D aleki” two rzy nowy w ym iar przestrzenny — „Wschód za D aleki”, by można było z niego powrócić. Liczba mnoga w yrażenia („Wschody za Dalekie”) su geruje wym iar czasowy: dostrzegam y obraz w stającego słońca, rodzą cego się dna („dalekie wschody” 'odległe dni’). Aspekt czasowy to poli semia leksykalna, aspekt przestrzenny zaś to nowe znaczenie nazwy własnej, uzyskane dzięki inw ersji składniowej.
Na pograniczu inw ersji i elipsy składniowej znajduje się w yjaśnie nie chw ytu zastosowanego przez Berenta w wypowiedzi, którą baron kieruje do „grzesznej” Niny:
R y ch liw iej n iź li sp r a w ie d liw ie , już się tu p o d cięło ży cie m ł o d e w le k k o m y śln o śc i czy sz a le ń stw ie ja k im ś. — (B aczę ja dobrze na sło w a i w n et zło w ię p ło tk ę t a j e m n i c y m ł o d e j ! ) [s. 259]
Jeśli przyjm iem y tu istnienie inw ersji („młoda tajem nica”), to wy tłum aczenie jest proste: pisarz używa metaforycznego epitetu „młoda” w stosunku do ab strak tu „tajem nica”. Ale można podejrzewać także w tym zdaniu elipsę, naw iązującą do wyrażenia „życie młode” (tj. dziew
czyna, młodziutka Nina). W tedy koniec zdania drugiego — po uzupeł nieniu — mógłby brzmieć: „w net złowię płotkę tajem nicy młodej к o b i e t y ”. W arto dodać, że przym iotnik „m łody” pełni w polszczyźnie często rolę rzeczownika („młody” 'młody człowiek’), podobnie jak p rzy miotniki: „głuchy”, „ślepy”, „stary ”.
Inne rodzaje elipsy oglądamy w następujących przykładach:
T ylko, że u n ich ład u , składu, porząd k u p ięk n eg o w ch ęcia c h w ię c e j; a s m u tek ich d am u l w łóżk ach , gd y p r ó ż n e — p ięk n y , bardzo bo p ięk n y ! [s. 268]
— P an ty lk o ze m n ie w yciąga...
— L i s z k ę . P o liczk i m a panna N in a jak jabłka, [s. 12]
W pierwszym przytoczeniu „próżne” mogą być „łóżka” lub „dam y” ('bezpłodne’). Dochodzi tu do głosu dum a Mańki „Kalosz”, że nigdy nie miała „próżnego” łóżka; jest także aluzja do płodności pro letariatu (m at ka M ańki była mamką Leny) i arystokratycznych chorób.
W dowcipnym, dialogu Niny i Bolesława „liszka” może odnosić się do sprytu kobiecego młodej dziewczyny (chytry lis) albo do „jabłkow ej” urody (tj. pełnej, okrągłej twarzy) — w tedy chodzić będzie o „liszkę”, czyli 'gąsienicę’. Jeśli zdanie Niny oznaczymy jako A, dopowiedz Za rem by jako B, a rozwinięcie riposty jako C, to schem at dwóch odczy tań sensu dialogu przedstawiałby się następująco: 1) „lis” pojawia się w struk tu rze dialogowej: (A -f- B) -j- (C); 2) „gąsienica” — w stru k tu rze (A) -f- (В + C). Inaczej mówiąc, gdy człon С jest w yjaśnieniem dla B, to mamy obraz „gąsienicy”; gdy zaś В jest dopełnieniem А, а С nie wiążącym się z poprzednimi członami kom plem entem — „liszka” staje się daw nym „lisem”, alegorią chytrości i sprytu. Także antyteza skład niowa pojawiająca się w dłuższej wypowiedzi lub w kontekście obszer niejszego monologu prowadzi do efektów polisemantycznych. Oto frag m enty wypowiedzi Mańki oraz jej „mlecznej siostry”, Leny:
J a M ańka „ K a lo sz”! P a n i baron ow ej sio stra starsza. M leczn a sio stra . Jed n ą m am ką ssiem y . C h u - u d ą ! A ob ie s p a s ł e . . . N ie bój się śm iech u m ego. C hoć g r u b y . N ie bój ! [s. 268]
Chcę ty lk o p o w ied zieć, że n a si m ężo w ie, ta k bardzo zresztą słu sz n ie roz tropni i w y k r ę tn i w w o j n i e p o k o j o w e j , dają nam w e so łą n a u k ę g ię t kości. [s. 157]
W przeciwstawieniach pierwszego fragm entu („chu-uda” — „spasłe”, „chu-uda” — „gruby”) nie wyczerpuje się dwuznaczność tej wypowie dzi. „G ruby” jest tu nie tylko synonimem „spasłego” i antonim em „chu dego”, ale posiada jeszcze odcień znaczeniowy: 'grubiański, prostacki’. Oksymoron drugiego zdania oznacza życie jako 'walkę o b y t’, 'wojnę w czasie pokoju’. Epitet „pokojowy” może jednak mieć inny sens: 'zwią zany z mieszkaniem’, a w tedy całe w yrażenie będzie aluzją do niesna sek małżeńskich, w ojny „na małą skalę”.
W powieści ekspresjonistycznej ważną rolę pełni groteskowe ujęcie świata przedstawionego. Jednym z chwytów zapewniających taką wizję jest zeugma, odnoszenie jednego czasownika równocześnie do dwóch różnych rzeczowników (np. konkretnych i abstrakcyjnych). Oto przy kład zdań zbudowanych na zasadzie zeugmy:
N ad k la w ia tu r ą c h y lił się m łod y m u zyk , z n o s z ą c y z d eterm in a cją ta k ą tu r o l ę oraz p ro tek cy jn ą r ę k ę na sw o im ram ien iu , [s. 27]
W sa li b ila rd o w ej, słu żącej zarazem jako g a b in et do p a len ia , zb iera li się p a n o w ie, p r o s t u j ą c s we c z ł o n k i oraz i n s t y n k t y po n a zb y t d łu giej w ob ec dam g e n tilezzie. [s. 72]
B y za c h w ilę p o d n i e ś ć w p alcach b i n o k l e w raz z d alszą r e p l i k ą [...]. [s. 136]
L in ia m i su k ien sm u k ły ch , rzek łb yś, p ląsająca, jak w ąż g iętk a na tej b łęd n ej ścieżce, w y c h y l i ł a [Lena] z tłu m n eg o zam ętu w p ro st na p u łk o w n ik a u ś m i e c h tw a rzy ja k zorza ja sn y i otw a rtą d ł o ń przyjaźn i, [s. 61— 62]
L ecz profesor krótk im g estem dłoni w y p r a s z a ł sob ie d y s t a n s k r o k u i s ł o w a . [s. 232]
Z p u sty m i tu r ę k a m i w y s z ł a i z p u sty m pono s e r c e m , a jed n a k ... [s. 96]
C zasam i k tóraś u n osiła g ło w ę, lecz sło w a n iep ew n e s p a d a ł y z p o w r o te m w p i e r ś i z a d u m ę , [s. 163]
Polisem ia wprowadzana przez zeugmę polega na łączeniu z jednej strony — czasownika z rzeczownikiem, z którym on zwykle wchodzi w związek w norm alnej wypowiedzi języka naturalnego (sfera łączli- wości frazeologicznej), a z drugiej — na przełam yw aniu u tarty ch fra zeologicznych związków, nadaw aniu czasownikowi dodatkowego, prze nośnego znaczenia (sfera języka poetyckiego). Stąd w zeugmie czasow nik jest najczęściej używany w zwykłym i przenośnym znaczeniu (np.. „prostować członki” a „prostować in sty n kty ”). Zeugma może także na dawać jak gdyby konkretne znaczenie abstraktom („podnieść w pal cach binokle wraz z dalszą repliką”). Przykład z czasownikiem „w ychy lić” jest w ym ow nym potwierdzeniem zasady zderzania w zeugmie słów konkretnych i abstrakcyjnych: „wychylić dłoń przyjaźni”, „wychylić- uśmiech tw arzy ”.
Zeugm a odznacza się również lakonicznością: jeden proces, jedno „dzianie się” obejm uje dwa przedmioty. Ale B erent zna i inne środki skracające wypowiedzenie. Zastępuje np. niekiedy wyrażenie przyim - kowe jednym przysłówkiem, a zdanie podrzędne — w yrażeniem przy- imkowym. Oto przykłady Berentowego lakonizmu:
„O, bez w ą tp ien ia ...” — rzek ł n ieo k reślen ie i z n iezm iern y m szacunkiem^ z w ra ca ł k sięd zu te p o b o ż n i e zad ru k ow an e ćw ia rtk i p ap ieru , [s. 44]
To jed n o p ozostało w p am ięci: jego dusza sła b a , roztargan a tu ju ż w n iw e c z , i ciało b ezd u szn e, w y w le k a n e na w o jn ę d aleką. I ona sam a p o w a l o n a p o d s p o j r z e n i e m tej k u k ły M urzyna... [s. 179]
R oztargano ci d u s z ę za c i a ł o w ta k ą aż p o tw o rn o ść p rzeczu leń .
[s. 164] '
Ten lakonizm — co widać — prowadzi niekiedy do wieloznaczności zdań. Owe „pobożnie zadrukowane ćw iartki p ap ieru ” — to gazeta o po bożnej, religijnej treści albo... w ydaw ana i drukow ana przez bogoboj nych ludzi. W ypowiedzenie o „pow alonej” Ninie, budzi wątpliwości, czy kukła była sprawcą „powalenia” dziewczyny (Murzyn wiąże się w w y obraźni Niny ze śmiercią Woydy, stąd jej odraza do tej kukły), czy też jedynie świadkiem jej miłości. Również „roztargać duszę za ciało” można zrozumieć dwojako: 1) dusza może być rozbita, rozdarta „z powodu” grzechów ciała, 2) dusza może być rozbita „zam iast” ciała, czyli że Ola je st zdrowa fizycznie, lecz psychicznie chora. W yraz „pobożnie” może mówić o sku tku lub przyczynie, „pod spojrzeniem ” — może oznaczać: 'pod siłą spojrzenia’ lub 'w trakcie oglądania przez kogoś’, „za” — 'z po w odu’ lub 'zam iast’. Oto większe i mniejsze oszczędności, jakie przy nosi lakonizm. Lakonizm wszakże nie jest „m ałom ówny”, lecz „wielo- mówny” (jak „wielomówny tem peram ent zebrania” na s. 40).
Jest w Oziminie jeden wyraz, który wspaniale reprezentuje ideę polisemii słowa w kontekście całego utworu. Myślę o „korze” w n astę pujących dwóch fragm entach:
A jed n ak w b r e w w o li fa sc y n o w a ć ją p oczęły ta m ty ch oczu g łę b ie fio le to w e , opal tego czoła, ż y łk i b łęk itn e na w k lę słe j skroni, g ła d z iu tk ie p rzy czesa n ie w ło só w m ięk k ich o b a rw ie n ib y k o r a sch n ącej k rzew in y ; a w tej w ło só w fira n ce r y só w m a rm u ro w a szla ch etn o ść i spokój ja k spod dłu ta. [s. 67]
W p a m ięci ja w iła m u się zn ó w p rzod ow n a trójk a ow ej grom ad k i na u p ro w ad zen iu : a m ięd zy ty m jak chm urą sk rytym p o sęp n ik iem i ch łop em b ia ły m z ch leb em pod p achą — tam tej d ziew czy n y , W andy, u roda coraz to d z iw n ie jsz a w sp om n ien iom : o p al tw a rzy i oczu w ie lk ic h fio le t w ra m ie w ło só w n ib y k o r a schnącej k rzew in y , a ob licze to c a łe jak b y p rz e św ie tlo n e sk u p ien iem p rzezn a czen ia i sm ętu . [s. 253]
Oba przytoczenia odnoszą się do Wandy, która w wizji profesora z Krakowa przeistacza się w Persefonę „dzierżącą w dłoniach m artw ych granatu jabłko i kłosów pęk: symbole dwojakiej płodności ziemi” (s. 253). Te symbole — to „jasny” i „dzienny” symbol kłosów, „ciem ny” i „pod ziemny” symbol granatu (zjedzenie ziarnka granatu powoduje niemoż ność wyjścia z Hadesu; drzewa granatu miały w yrastać z krw i Dionizosa rozszarpanego przez bachantki). Oba symbole niedwuznacznie wskazują na Wandę — która dopiero co wyszła z podziemi więzienia i znów jest
uwięziona — jako na Persefonę, córkę Demeter. Córka po grecku — to „kóre”. Stąd córka Cerery zw ana była także po prostu Korą. W moim przekonaniu „kora” w opisie W andy jest dwuznacznikiem: ozna cza i korę krzewu, i Korę, córkę D em eter 19.
Należy tu podkreślić m istrzow ski sposób sugerowania, tworzenia przez Berenta w linearnym tekście powieści — drugiego tekstu, tekstu- -szyfru. Już bowiem w pierwszej części utw oru, w pierwszym obszer niejszym opisie Wandy, u k ry ta jest aluzja do jej symbolicznej roli
w dziele. Tę antycypację może w ykryć tylko taki czytelnik, który dokładnie i... co najm niej dw ukrotnie odczyta Oziminęl
Nasuwa się tu również uwaga, że fiolet oczu W andy (podobnie jak zieleń bluzki Niny), dzięki persew eracji tego motywu, staje się obrazem wieloznacznym: 1) konkret dotyczący opisu postaci, 2) aluzyjne symbo liczne znaczenie barw y (fiolet — żałoba, zieleń — młodość, nadzieja).
Powieść została tak skonstruowana, że obejm ują jej tekst dwie sym boliczne klam ry. Jedną z nich jest motyw rybaka i ryby, drugą zaś m otyw jabłka. Na pierwszej stronicy książki Zaremba jest określony jako „rybak [...] czarnej łodzi”, czyli fortepianu (czarna łódź kojarzy się jednak także z łodzią Charona...). A na ostatnich stronicach:
N a h a lizn y m a zo w ieck ie sp ogląd ał [profesor] jak na m o r z e . [...] W sie tu i ó w d zie w id oczn e, niby ł o d z i e r y b a c k i e w czas m orsk iej ciszy, tk w ią sen n ie w tej pustce, [s. 252—253]
Z motywem tym wiąże się ponadto persew erujący obraz „rybich” w arg barona Niemana, porównanie Zarem by do ryby w yrzuconej na pia chy (s. 31), skierowana do Komierowskiego przypowieść rosyjskiego puł kownika o pstrągach i morzu słowiańskim (s. 122). Obraz ryby mieni się tu kilkoma znaczeniami: najczęściej jest m etaforą o ujem nym dla opi syw anej postaci sensie (baron, Zaremba), ale w wymowie całego utw oru
ten swoisty „tekst w tekście” stanowi aluzję do symboliki ewangelicz nej (Chrystus — rybak, ryba — symbol chrześcijaństwa) i rew olucyjnej (wsie — łodzie rybackie oczekujące na w iatr, „od Wschodu w icher re w olucji”; 2, s. 2 0 5) 20.
19 W ydaje się, że do B eren to w sk iej W an d y-K ory n a w ią z y w a ł A. S t r u g w n a p isa n ej w 1912 r. p o w ie śc i P o r tr e t, w której w y stę p u je rew o lu cjo n istk a n o sząca rów n ież im ię Kora. S ym b oliczn ość tego im ien ia jest tu bardziej w y ra zista . K ora m a zabić w roga przez p o św ięcen ie w ła sn eg o życia. N osi na sobie go rset w y p ch a n y prochem : „B yła ży w a — a już n ie ż y ła ”. D la m alarza u tr w a la ją ceg o jej w iz e r u n e k „K ora m oże zgin ąć — n ie m oże za g in ą ć” (cyt. w ed łu g w yd .: W arszaw a 1957, s. 126, 140).
20 Zob. M. P ł a c h e c k i , R e t o r y k a r e w o lu c j i. T e c h n ik i lite r a c k ie j p e r s w a z j i w p r o z i e o r o k u 1905. W zbiorze: L it e r a tu r a p o ls k a w o b e c r e w o lu c j i. W arszaw a 1971, s. 312— 314.