• Nie Znaleziono Wyników

Sprawa Kazimierza K. o zabójstwo

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sprawa Kazimierza K. o zabójstwo"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Joachim Markowicz

Sprawa Kazimierza K. o zabójstwo

Palestra 4/12(36), 47-52

(2)

P R A H T Y H ! S Ą D O W E J

S p r a w a Kazimierza K. o zabójstwo

W yrokiem z dnia. 4 grudnia 1959 r. Sąd W ojew ódzki dla m. Łodzi skazał Kazim ierza K., mieszkańca miastta W., na dożywotnie więzienie za to, że w dniu 12 Upca 1959 r. w W. pozbawił życia przez uduszenie M. K., żoną swoją, z którą od kilku lat nie współżył, pozostając w trw a­ ły m zw iązku z inną kobietą T.

Ód w yroku tego och>'jołał się obrońca oskarżonego, adwokat S tefan C iem niew ski z Łodzi.

W Sądzie N a jw yższym w dniu 8 Upca 1960 r. w ystąpili dwaj obrońcy: autor rewizji, adwokat Ciem niewski, oraz adwoHat Joachim Markowicz z W arszawy.

N iżej zamieszczam y w streszczeniu przemówienie adwokata Joachi­ ma M a r k o w i c z a .

N a j w y ż s z y S ą d z i e !

Mój kolega, m ecenas Ciemniewski, w wywodzie rew izji i w przemó­ wieniu wygłoszonym w dniu dzisiejszym w yczerpał całość zagadnień, które należało rozważyć w niniejszej spraw ie. Nie będę więc mógł uchronić się od pow tórzenia niejednego z tego, co już ibyło powiedziane. Nie w ątpię wszakże, że Panow ie Sędziowie wykażą w te j m ierze da­ leko 'posuniętą (pobłażliwość, a to ze względu na ch arak ter spraw y. Ma bowiem zaipaść ostateczny w yrok w siprawie człowieka, k tó ry skazany został przez pierw szą instancję na w yeliminowanie ze społeczeństwa na zawsize.

K. w św ietle tego, co uczynił, nie może się przedstaw iać Wam, P a ­ nowie Sędziowie, sympatycznie. Dlatego właśnie ośmielam się prosić, abyście z cierpliwością słuchali naszych wywodów i nałożyli na siebie pancerz absolutnego Obiektywizmu.

(3)

4 8 J O A C H IM M A R K O W IC Z N r 12

Sąd Wojewódzki w m otyw ach w yroku podkreśla, że jest zagadnie­ niem decydującym w spraw ie K., w jakim stanie psychicznym on dzia­ łał: czy w stanie silnego afektu, czy też dopuścił się on zwykłego za­ bójstw a, kw alifikującego się jako zbrodnia z § 1 art. 225 k.k.

Sąd Wojewódzki rozstrzygnął te n dylem at na niekorzyść oskarżo­ nego.

My, obrońcy, twierdzimy, że był to afekt, i pragniem y przekonać 0 ty m Sąd Najwyższy.

W pierwszym tom ie „Mów sądowych”, k tó re pojaw iły się w m iędzy­ w ojennym dwudziestoleciu, zaw arte są m. i. przem ówienia obrończe w dwóch spraw ach, w których sąd uznał, że zabójstwa .popełnione zosta­ ły w stanie silnego wzruszenia duchowego. W obu w ypadkach były to zabójstwa żon popełnione przez mężów: zabójstwo dokonane przez Je­ rzego Rokossowskiego na osobie jego żony w lokalu nocnym „N irw ana” 1 zastrzelenie w Noc W igilijną żony przez Wesołowskiego.*

Mówię o tych dwóch procesach, gdyż w obu sąd przyjął afekt n ara­ stają cy w duszy męża pod w pływ em złego prow adzenia się żony. Mo­ m entem końcowym i w yładow aniem afektu w każdym wypadku był strzał, którym zabita została żona.

Mówię o tych spraw ach jako o notoriach sądowych, a jednocześnie pozwalam sobie zaznaczyć, że zadania obrońców w tam tych procesach były niepom iernie łatw iejsze aniżeli nasze.

Dlaczego?

Z różnych powodów:

1) Rokossowski i Wesołowski to ludzie ze środowiska inteligenckie­ go. Oni potrafią dać w yraz swej w ew nętrznej szarpaninie duchowej. N ie po trafi jednak zrobić tego człowiek-prym ityw , niezdolny do tego, by dać w yraz przeżyciom i doznaniom, jak ie w nim nurtow ały i w nętrze jego toczyły;

2) strzał z rew olw eru dany do żony budzi zawsze mniejszą odrazę aniże’i pierw otna, b ru taln a form a zaibójstwą, jaką jest zadławienie żo­ ny własnymi rękam i;

3) Rokossowski i Wesołowski mówili o wiarołomstwie, gdyż do mo­ m entu spowodowania śmierci współżyli oni — może raczej pozornie —

z e swoimi żonami, K. natom iast m a już od kUku la t inną towarzyszkę

życia w osobie T.

* M ow y sąd ow e, W arszaw a 1925, n a k ła d em K sięg a rn i F. H oesicka, tom I (ostatn ie d w ie pozycje: m o w y a d w o k a tó w B enlanda i Jarosza).

(4)

Czyż jednak wyszczególnione m om enty, którym i różni się od tam tych spraw a niniejsza, w yłączają afeikt?

Odpowiadamy na to negatyw nie. Nasz podopieczny pomimo wszystko również działał w stanie afektu.

N ie używ ajm y określenia „wzruszenie duchowe” , gdyż m a ono jakieś zabarw ienie rom antyczne. Skoro orzecznictwo nasze ten rom antyczny aspekt odrzuciło, uznając, że do zastosowania przeipisu § 2 w ystarcza stw ierdzenie, iż w czasie popełnienia czynu m om enty emocjonalne gó­ row ały nad rozumowymi, to lepiej jest używać w łaśnie w yrazu afekt, rozum iejąc przez to zwykły afekt fizjologiczny. Będzie to zgodne nie tylko z judykaturą, ilecz również z piśm iennictw em praw nym w tej m aterii.

Otóż Sąd Wojewódzki, który orzekał w niniejszej spraw ie, popełnił błąd dilatego, że uw ażał iż afekt musi być usprawiedliwiony. Orzeczni­ ctw o z takim zapatryw aniem nie jest zgodne. W kom entarzu Siewier­ skiego czytam y: „Powód wzruszenia może mieć znaczenie przy w ym ia­ rze kary. Inaczej na eży ccenić wzruszenie usprawiedliwione,, np. wy­ wołane ciężką zniewagą albo krzyw dą wyrządzoną spraw cy lub jego najbliższym, a inaczej w zruszenie w ynikłe z błahego powodu”. Zacy­ tow ałem powyższą tezę po to tylko, b y przekonać Was, Panow ie Sę­ dziowie, że naw et b ł a h o ś ć powodu nie wyłącza wzruszenia, może ona jedynie wpłynąć na w ym iar k ary (oczywiście w granicach sankcji § 2 art. 225). My nie twierdzimy, że przyczyna afektu u K. była błaha. G dyby naw et jednak przyjąq, że odezwanie się żony do męża, iż jedno z trojga aCimentowanych przez niego dzieci nie jest jego dzieckiem, zo­ stało potraktow ane jako błahy powód do afektu, to również w żadnym

razie nie ulega tu wyłączeniu § 2 art. 225 k.k.

Orzeczenie zaś biegłych zawiera inny, również istotny błąd.

Sąd Najwyższy w ielokrotnie — zarówno w Polsce Ludowej, jak i przed w ojną — w yjaśniał, że wzruszenia duchowego nie należy identyfiko­ wać ze stanem zmniejszonej poczytalności. A co mówią biegli? „.Ba­ dany K. — brzm i opinia — w chw ili popełnienia zarzucanego czynu nie działał pod w pływem afektu i m iał zdolność rozumienia znaczenia czy­ nu i kierow ania swoim postępow aniem zachowaną”.

Co natom iast po z waila nam w sposób kategoryczny tw ierdzić, że czyn popełniony p rzez K. nie b y ł zabójstwem z wyrachowania?

Przede wszystkim b r a k m o t y w ó w do popełnienia m orderstw a, gdyż:

1) chociaż K., jak m u to zarzucano w spraw ie, był ciężki w płaceniu alimentów, to jednak czyż zgładzenie żony, gdyby udało się tę

(5)

50 J O A C H IM M A R K O W IC Z N r 12

nię ukryć, uw alniało K. od obowiązku alim entowania dzieci? Przeciw ­ nie, sytuacja jego w tym względzie uległaby pogorszeniu. Dzieci s tra ­ ciłyby m atkę. Pozostaje im tylko ojciec. Na G., teściów K., może być przerzucone alim entowanie tylko jednego dziecka, nieślubnego;

2) uw olnienie się od żony nic nie d aje K., jeśli chodzi o T.

Nie zapominajmy, że T. nie jest osobą wolną. Jest ona związana ślu­ bem kościelnym ze swym mężem. W oczach mieszkańców W. nie prze­ staje ona być konkubiną naw et po ew entualnym zaw arciu ślubu cyw il­ nego z K. T., któ ra od kiiku lat żyje w konkubinacie z K. i ma z nim dziecko, już się z ty m stan em rzeczy pogodzić zdołała. Jeśli ona tw ier­ dzi, że jej n a ślubie z K. nie zależało i nie zależy, to powinno się jej wierzyć. Chociażby przez wzg’ąd na jej absolutną b e z i n t e r e s o w ­ n o ś ć .

Wszak na T. nie p ad ł żaden cień w totou śledztwa w tej spraw ie. Gdyby K. chciał się pozbyć żony po to, aby poślubić w sensie cywil­ nym T., to niew ątpliw ie T. wiedziałaby o ty m oraz wiedziałaby, że w y­ padnie jej wziąć odpowiedzialność za wielką grom adkę dzieci, swoich i cudzych. Nie dopuściłaby ona do takiego szaleńczego czynu. C harak­ terystyczne są je j zeznania: „Mnie ślub nie był potrzebny, bo ja mo­ głam t a k żyć, przedtem ja m iałam i ślub kościelny, i ślub cywilny, a żyłam pod psem ”.

T. — .powtarzam — nie można n ie wierzyć. Jedyną opieką oskarżo­ nego w obecnej chw ili jest T. Jej — jak już zaznaczyłem — zawdzię­ cza on olbronę. To dzięki niej przyszło tu nas aż dwóch. Postępowanie jej cechuje — co już też podkreślałem — bezinteresowność. Ona nie spo­ dziewa się, Panow ie Sędziowie, że za rok, dw a lub trzy K. do niej w ró­ ci. Ona wie, że k a ra term inow ego więzienia, na jaką może liczyć os­ karżony, nie będzie łagodna. Ona sobie na tej sali sądowej nie kupuje męża. Ta bezinteresowność czyni z niej świadka b e z w z g l ę d n i e wiarygodnego.

A jest nie do pomyślenia, alby K. uplanow ał coś ta k strasznego jak uduszenie żony bez zdradzenia się p rzed T. T. zaś nie dopuściłaby do

tak strasznej zbrodni. t

Brak zatem motywów. A w takich w ypadkach szuka się podłoża zbrod­ ni nie w przesłankach rozumowych, lecz w stanie em ocjonalnym, w ja­ kim znajdował się spraw ca przed popełnieniem zbrodni i w chw ili je j dokonania.

De m ortuis nil nisi bene. Nie mam praw a jako obrońca K. pam iętać

o tej zasadzie, gdy wypada m i mówić o denatce K.

(6)

wanie M. K. było takie, iż spowodowało rozkład1 pożycia małżeńskiego (a więc inaczej aniżeli biegli lekarze). Już to stw ierdzenie n ie pozwala wyłączyć w sposób kategorycznym że mogło ono w następstw ie stać się również powodem głębokiego afektu.

Znacznie surowiej aniżeli Sąd potępiają denatkę świadkowie przesłu­ chani w sprawie.

Jest rzeczą znamienną, że o K. mówią źle tylko jego teściowie i n aj­ bliższa przyjaciółka denatki, M. P.

Zwykle, kiedy mąż zabija żonę, opinia publiczna potępia go. Zwłasz­ cza, jeśli m orderstw o zostało popełnione w sposób b rutalny. Czyż nie uderza, że w niniejszej spraw ie jest inaczej? Wszyscy świadkowie mówili o K. jako o nałogowej alkoholiczce i osobie najgorszych obyczajów.

H., kierow nik gospody, i Ch., kelnerka, określają ją jako p i j a c z- k ę. P. S. i bracia J. widzieli ją leżącą w rowie z podkasaną sukienką. Widywali ją p ijan ą samą i w tow arzystw ie mężczyzn. S. spotkał ją na um ór pijan ą na odpuście. R. i M. zeznają tak samo. W ymienia się na­ zwiska mężczyzn, z którym i zadawała się: J. i N. Z. w ypędził ją ze swego domu. W. M. chciała ją z podwórza zaibrać do swego m ieszka­ nia, ale nie dała rady. M. K. powiedziała jej, że lubi wypić i „lubi chło­ pów”. Gorszące sceny przedstaw iły Sądowi wzmiankowana już W. M. oraz A. K. (in bacćho et in venere).

Zostało to niejako urzędowo 'potwierdzone przez przedstawiciela MO, Józefa G.

Jedna tylko W. K. zeznała; „Znałam denatkę, ale jej pryw atnym ży­ ciem nie interesow ałam się”.

Czy dla oskarżonego mogło być obojętne takie prow adzenie się m atki jego dzieci?

A przecież nie są prawdziwe sugestie, jakoby K. żonę swą zdem orali­ zował.

Są w tej spraw ie zeznania H. K. Gdy mąż w racał z p racy — zeznaje ona — żony nie zastawał w domu. Dzieci b yły głodne. M iejcie na uwa­ dze, Panowie Sędziowie, że żona je st przede wszystkim gospodynią.

Pow tarzam pytanie: czy fakt, że K. już nie mieszkał z żoną, m usiał go uczynić obojętnym na to, czym gorszyło się całe m iasto W.?

N arastał więc afekt.

A co było momentem, któ ry spowodował w yładow anie się tego afektu?

Było nim niewątpliwie odezw anie się K. w czasie kłótni, że nie tylko najmłodsze dziecko nie jest jego dzieckiem, lecz nie je st nim również jedno z trojga starszych.

(7)

52 J O A C H IM M A R K O W IC Z N r 12

Oskarżony mówi:

„Wówczas targnął m ną niewypow iedziany żal za stracony szm at ży­ cia

Mówi on dalej, że „żona znosiła m i dzieci, których nie był ojcem ”. „Nie wiem jak to tego doszło, że chw yciłem oboma rękam i denatkę za szyję i ścisnąłem (...)”.

C z c i g o d n i P a n <3 w i e S ę d z i o w i e !

W latach naszej młodości była często gryw ana n a scenach polskich sztuka Augusta S trindberga „Ojciec”. Treścią tej sztuki jest konflikt płci. Odbywa się w alka męża z żoną o duszę jedynego dziecka: któ re z nich jest powołane do w ychowania dziecka? A gdy ojciec w ysuw a ar­ gum ent uzasadniający jego praw o do kształtow ania duszy swego dzie­ cka na własną modłę, gdyż jako człowiek nauki o szerszych aniżeli żona jego horyzontach po trafi dać więcej dziecku — żona odpowiada pytaniem : „A gdzież pewność, że ty istotnie jesteś ojcem? A może jest nim ów student, k tó ry był wówczas naszym sublokatorem ? Czy za­ pom niałeś (cytuję z pamięci), że byłeś o niego zazdrosny?” Mąż, którą to rolę grał nieodżałowany Adwentowicz, chw yta stojącą na biurku pa­ lącą lamipę naftow ą i ciska w swą żonę, na szczęście chybiając. „Sły­ szałem — wołał on przy ty m — że dzicy w pewnych sytuacjach rzuca­ ją w swe żony ipłonące szczapy smolne. Nie rozum iałem tego, ale dziś rozum iem ”.

D arujm y mu, Panow ie Sędziowie, n iefortunne słowo „rozum iem”, a jednocześnie stw ierdźm y, że działał on w stanie afektu.

I dzicy, którzy rzucają palącym i się szczapami smolnymi, również działają pod w pływ em afektu.

I oskarżony, k tó ry znajduje się w połowie drogi między dzikim a uczonym, również popełnił swój czyn pod w pływem afektu.

Proszę o uwzględnienie naszych wniosków.

Sąd N a jw yższy, nie zmieniając kw alifikacji 'prawnej, 'złagodził karę, zamieniając więzienie dożyw otnie na trzynaście lat term inowego Uwię­

Cytaty

Powiązane dokumenty

– rozbiórka ścian murowanych w poziomie parteru, z pozostawieniem fragmentu ściany z rozbieranego muru oraz przypór nr P6.3, P6.4 i P7 w ścianie podłużnej

Oświadczam, że projekt przebudowy drogi powiatowej w miejscowości Aleksandrów gmina Jakubów został sporządzony zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz

Prócz wielkich szans wygrania.. flnrmii dadafkowe ciągnienie gw

Jeśli jednak zablokowanie aplikacji ogranicza sprawdzanie poczty elektronicznej, korzystanie z kalendarza, kontaktów lub dostęp do WiFi oraz VPN, być może warto zastanowić się,

Jak ważną rolę w tym kręgu odgrywał Loth, można było się przekonać podczas jego jubileuszy 80-lecia (2011) i 85-lecia (2016), organizowanych w IBL-u, oraz w dniu

Administracja Systemu &gt; Konfiguracja Systemu &gt; PDA – konfiguracja. W tym samym miejscu określane są szablony importu, które będą wykorzystywane podczas przeprowadzania importu

zabawa do świtu nawet do 5 rano tylko 7 minut do pomnika adama mickiewicza. zniżka do 25% na pokoje

Dworska Więcławice