v./\2 5/i^i f
PRZEWODNIK MIŁOSIERDZIA
M IESIĘCZNIK ZW IĄ ZKU TO W. DOBROCZYNNOŚCI „ C A R IT A S " I R A D W YZSZYCH K ON FEREN CYJ ŚW. WINCENTEGO k PAULO MĘSK. IŹEŃ SK .
R EDA KTO R: SEKRETARZ JEN ERALNY ZW IĄZKU, X . WALENTY DYM EK.
. ADRES R ED A KCJI I ADM IN IST R A C JI:
POZNAŃ. ALE JE M ARCIN K OW SKIEGO, 22111 - TELEFON 1989 - P. K. O 206 143 Warunki przedpłaty i
Członkowie Związku Towarzystw Dobroczynności „Caritas” otrzymują organ Związku bez
płatnie. — Przedpłata dla nieczłonków wynosi 8 zł rocznie, płatnych w ratach kwartalnych.
Nr. 12. POZNAN, GHUDZ1EN 1927 ROCZNIK VI.
Treść numeru: Żłobki zamknięte. — Ktoś puka do naszych drzwi ? — W ojew ódzka Rada Opieki Społecznej. — Dobre książki. — Z r u c h u c h a r y t a t y w n e g o : Towarzystwo Pan Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. — W alne zebranie męskich Konferencyj św. W incentego a Paulo.
— Spis rzeczy „Przewodnika Miłosierdzia".
Stefan W ilczyński.
Żłobki zamknięte.
Podniesienie stanu zdrowotnego wśród dzieci oraz w alka z nadmierną umieralnością ich należy do najważniejszych i najaktualniejszych zadań opieki społecznej.
Umieralność niem owląt w pierwszym roku życia w wo
jew ództwie poznańskiem waha się w granicach od 15 do 25%.
Jest ona różna w poszczególnych miejscowościach i różna w poszczególnych latach, a nawet porach roku.
Dla ilustracji podaję statystykę z kilku miast w ojewódz
twa poznańskiego.
Miasto Bydgoszcz. Miasto Krotoszyn.
R ok
Liczba urodzeń Śmiertel
ność w 1 roku życia
w o/.
Rok
Liczba urodzeń Śmiartel- noić w 1 roku życia
w “/o ogółem żywych mar
twych ogółem żywych m ar
twych
1923 3287 3182 105 17,6 1923 372 358 15 19.2
1924 3109 3081 28 20,0 1924 360 352 8 13,6
1925 3286 3196 90 14,6 1925 393 385 8 15,3
1926 384 373 11 13,1
Miasto Strzelno. Miasto Wyrzysk.
Rok
Liczba urodzeń Śmiertel
ność w t ro
ku życia w o/o
Rok
Liczba urodzeń Śmiertel
ność w 1ro
ku życia w %
ogółem żywych mar
twych ogółem żywych mar
twych
1923 152 151 1 18,5 1923 52 49 3 20,4
1924 157 155 2 20,0 1924 52 47 5 27,4
1925 182 176 6 13,6 1925 58 56 2 26,7
1926 184 183 1 20,2 1926 60 58 2 12,0
Przcwodoik Miłosierdzia. I
Charakterystycznym przy teni zjawisku jest w iększy od
setek umieralności na wsi niż w mieście i w iększy w prow in
cjach agrarnych niż w prowincjach przemysłowych.
Nie posiadam danycli odnośnie stosunków powojennych w Polsce, nie zrobię jednak błędu, jeśli dla zobrazow ania tych stosunków sięgnę do cyfr z niektórych prow incyj Rzeszy Nie
mieckiej z okresu przedwojennego (1910 rok).
Stosunki te oświetla następująca tablica:
1910 rok
| w..,,.,. Berlin i Pomeranja Prusy Zachodnie _________i________.' Prusy Wschodnie Śląsk Środkowy
Umieralność dzieci w pierwszym roku
życia w % 12,5 15,7 19,3 20,1 18,9 19,1
Jak w idzim y w tej tablicy, umieralność dzieci w pierw szym roku życia w stosunku do liczby urodzeń w W estfalji
— prowincji bardzo uprzemysłowionej — wynosi 12.5%, gdy w Prusach Zachodnich — prowincji rolnej — 20,1%.
Nic wchodzę na tem miejscu w przyczyny tego zjawiska, a stwierdzam jedynie tylko fakt.
Zadaniem niniejszego artykułu jest zapoznać czytelnika ze żłobkam i zamkniętemi, jako jednym z czynników racjonal
nej opieki nad niemowlęciem, skutecznie przeciw działającym nadmiernej śmiertelności, pewnej zresztą tylko kategorji dzieci.
Zanim przystąpię do wymienionego tematu, t. j. do żłob
ków zamkniętych, uw ażam za wskazane poświęcić nieco słów roli stacji opieki nad m atką i dzieckiem, jako pierwszego og
niw a opieki społecznej nad dzieckiem.
Na temat ten pisałem dość często i ogłaszałem mniejsze lub większe prace w czasopismach, poświęconych zagadnie
niom opieki społecznej.
Nie podając celu, jakiemu służą te instytucje, i zadań, ja
kie spełniają, skreślę jedynie rozwój tych placówek na tere
nie W ielkopolski i wyniki, jakie osiągnęły w kilkuletniej swej pracy.
Pierw sza stacja opieki nad m atką i dzieckiem została uru
chomiona w Żabikowie pow. poznańskiego w 1920 roku.
Dalsza akcja w tym kierunku rozw ijała się bardzo po
w oli; dopiero po w ydaniu w tej sprawie okólnika pana w o jew ody w czerwcu 1924 roku poczęły organizować się stacje
w innych miejscowościach.
Stan akcji tej na dzień 1/1. 25 r. przedstawia! się jak na
stępuje :
Numer porządkowy.
S T A C JA
Liczba dzieci w pierwszym‘ daiukwartału. !
•ś E «■*
“ S.8
J * Wypisano. ; Zmario. Liczba dzieci j w ostatnimdniu kwartału. ■s-8
• f
•S.s°
■sŁa •ei - S
1 a *
•S-s:
„ >-0
■sst■S -S £■
.
a --S 3a •0* ft> i I I
i 2 3 4 5 6 7 8 9 10
i Bydgoszcz 254 95 58 5 286 32 3 3446
2 Poznań — 12 — — 12 — 3 —
3 Rawicz 86 26 — 1 111 32 31 2016
4 Szamotuły — 82 16 2 64 9 24 1130
5 Żabikowo 153 23 31 1 144 1 — 516
493 238 105 9 617 74 61 7108
Stan akcji na dzień 1 lipca 1927.
1 Bydgoszcz 299 101 90 6 304 150 34 6700
2 Gniezno 51 53 8 2 94 22 5 742
3 Inowrocław 210 39 56 3 190 52 1 6812
4 Kępno 19 8 6 — 21 21 — 2093
5 Kościan — 62 10 — 52 14 7 92
6 Krotoszyn 274 22 1 8 287 48 — 1024
7 Leszno 144 34 30 — 148 120 — 7280
8 Międzychód 77 34 — 2 109 120 — 865
9 . Oborniki 55 15 3 1 66 6 — 180
10 Ostrów 137 13 7 1 142 90 — 6043
Poznań:
U Al. Marcinków. 165 59 56 — 168 28 17 V ... ,
° " . S S
12 Główna 102 18 16 — 104 — — ■** •* o jat
13 Wrocławska 152 54 38 1 167 29 —
14 Wspólna 71 14 13 1 71 — — a
15 Marji Magda). 202 30 10 — 122 26 — 3102
16 Mogilno 12 70 — 2 80 — — 10
17 Ostrzeszów — 16 — 1 15 — 4 —
18 Rawicz 157 21 19 — 159 17 28 1787
19 Strzelno 132 25 14 5 138 91 5 6135
20 Środa - 163 15 28 3 147 17 — 3692
21 Szamotuły 130 31 24 2 135 35 — 2071
22 Wolsztyn 6 — — — 6 — 6 —
23 Września 85 19 6 2 96 42 — 301
24 Żnin 94 48 24 3 115 80 — 1627
25 Żabikowo 149 21 9 2 159 20 609
2886 822 468 45 3195 1028 58 51 l t ó
Z tablicy powyższej w idzim y, że na 2886 dzieci, zapisa
nych w pierwszym dniu kw artału zmarło 45, t. j. ilość zgo
nów w ciągu całego roku (czterech kw artałów ) w ynosiłaby przypuszczalnie 180, co wynosi 6,2%.
Najlepszy pod tym względem pogląd daje niżej podana tablica z działalności stacji w Żabikowie, najstarszej w Wiel- kopolsce i w zorow o prowadzonej.
Ogólna śmiertelność niemowląt w powiecie
poznańskim wynosiła
w r. 1923
w % w r. 1924 w r. 1925
w % j w % w r. 1926
w %
15.5 16,9 | 14,9 15,2
Śmiertelność wśród
niemowląt będących •
w opiece Stacji 4,2 11,5 i 4,5 4,6
Dane co do zgonów zaczerpnięte zostały z urzędów stanu cyw ilnego. (Rok 1924 — epidemja szkarlatyny.)
Jak w ykazuje nam ostatnia tablica, umieralność niemo
w ląt, korzystających z porad udzielanych na stacji, spadła do 30% w stosunku do ilości niem owląt pozostających poza opie
ką stacji.
Opieka, którą niemowlętom zapewnia stacja jest dopiero pierwszem ogniwem racjonalnie ujętej akcji.
Drugiem ogniwem tej akcji dla kategorji niem owląt opu
szczonych w zgl. pozbawionych odpowiedniej opieki są żłobki zamknięte.
Nazwa w mowie będącej instytucji nie jest jeszcze usta
lona. N azyw ają ją żłobkiem zam kniętym , domem podrzut
ków, schroniskiem w zgl. przytuliskiem dla niem owląt, siero
cińcem, a często — niesłusznie zresztą — szpitalikiem dla dzieci.
Przypuszczać należy, że powołane do tego ustawow o M i
nisterstwo P racy i Opieki Społecznej ustali w przyszłości no
menklaturę w szelkich urzędów opieki społecznej, a w tem 1 żłobka.
U w ażam osobiście nazwę „żłobek zam knięty " za najw ła
ściwszą, g d y ż w nazwie jej najlepiej uw idacznia się cel, k tó
remu on służy.
Nazwa ta jest w łaściw a i z tych w zględów , że podobna instytucja, służąca niem owlętom przez część tylko dnia zo
stała nazw ana urzędowo „żłobkam i*1 (patrz ustawa z dnia 2/V Il 1924 r. w przedmiocie pracy m łodocianych i kobiet Dz.
U. R. P. Nr. 65. poz. 636 oraz Rozporządzenie Ministra Pracy i Opieki Społ. z dnia 11 marca 1927 r. w sprawie żłobków Dz. U. R. P. Nr. 32, poz. 29.5).
Celem żłobka jest zapewnienie opuszczonemu, pozbaw io
nemu dostatecznej opieki lub znajdującemu się w nieodpowie
dnich w arunkach dziecku, w w ieku od dnia urodź,enia do ukoń
czonych 3 lat całkowitej opieki.
Cel ten osięga żłobek przez dostarczenie dziecku utrzy
mania, zapewmienie m u opieki lekarskiej i pielęgniarskiej, nad
to przez pomoc w zapewnieniu dziecku opieki materjalnej i prawnej od osób zobow iązanych do świadczeń w edług prze
pisów praw a cywilnego w zgl. od pow ołanych do tego z w ią z
ków publiczno-prawnych (miejscowych i Krajowego zw iązku wspierania ubogich).
Konieczność umieszczenia dzieck:#w żłobku zachodzi sto
sunkowo często.
Znane są w ypadki, że dziecko, szczególnie nieślubne, umieszczane „na garnuszek11 byw a traktowane przez swoja opiekunkę jako pozycja dochodowa w jej budżecie domowym.
Nic też dziwnego, że dziecko takie byw a bardzo często zaniedbywane, często wprost zagładzane.
Zachodzą i takie w ypadki, że opiekunka w porozumieniu z matką, chcącą pozbyć się niewygodnego dla niej dziecka, zupełnie świadomie doprowadza je do takiego stanu, że dzie
cko zamiera z wycieńczenia.
Bardzo mało lub wcale itie pomogą w takich w ypadkach opiekun sądowy, instytucja radców sierot, wreszcie wszelkie przepisy policyjne, jak naprzykład rozporządzenie policyjne pana wojewody z dnia 17/X 1926 r. 1. dz. 12986/27 V, doty
czące w ychow ania dzieci opuszczonych (Dz. Urzęd. W oj.
Pozn. Nr. 48 poz. 641).
W takich wypadkach pozostaje jedynie przekazanie dzie
cka w opiekę ludziom wypróbow anej uczciwości wzgl. umie
szczenie go w żłobku.
Żłobki — jak powiedziano w yżej — służą dzieciom opusz
czonym lub pozbawionym dostatecznej opieki. To też w pierwszym rzędzie wychow ankam i żłobków są dzieci nie
ślubne, kategorja najbardziej zaniedbanych dzieci.
Przychodzi ich na świat bardzo pow ażna ilość.
W edług I)-ra Zakrzewskiego („Polityka ludnościowa Pol
ski a stan opieki nad macierzyństwem i najpilniejsze w tej dziedzinie potrzeby" — W arszaw a 1925) na 100 urodzeń przy
padało w latach 1910— 1913 narodzeń dzieci nieślubnych w W arszaw ie 8,3, w Krakowie 25,3, w Poznaniu 20,2.
W edług tego samego D-ra Zakrzewskiego umieralność dzieci nieślubnych w W arszaw ie jest 5 razy większa niż umie
ralność dzieci ślubnych, w Łodzi i Sosnowcu 3 razy, w P o znaniu 6,4 razy.
Tą więc przedewszystkiem kategorją dzieci w inny zaj
mow ać się żłobki.
Żłobek musi być zbudowany w miejscowości, znajdującej się w jaknajlepszych w arunkach zdrowotnych.
Grunt, na którym pobudowany jest żłobek, powinien być przepuszczalny, sam żłobek leżeć w pewnej odległości od ruchliwych arteryj komunikacyjnych, zdała od fabryk zanie
czyszczających powietrze: o ile możliwe, winien być otoczo
ny ogrodem i posiadać własne trawniki, na których dziatwa m ogłaby spędzać czas w ciepłe pogodne dnie.
Ze względu na konieczność zapewnienia żłobkow i stałej opieki lekarskiej oraz ze względu na potrzebę takich urządzeń,
jak kanalizacja, wodociąg, elektryczność i t. p., winien on znajdow ać się w mieście, najlepiej jednak na jego peryfe
riach. ,
Idealnie pomyślany żłobek winien być rozplanowany w sposób następujący:
Na niskim parterze znajdują się kuchnia, lodownia, pral
nia m ożliw ie z kamerą dezynfekcyjną, spiżarnia, składy w ę
gla i t. p.
Na w ysokim parterze mieszczą się poczekalnia, pokój le
karza, służący jednocześnie na kancelarję, sypialnie dla dzieci, um yw alnia z łazienką, ustęp i pokój izolacyjny.
Na pierwszem piętrze znajdują się mieszkania pielęgniar- ki-kierowniczki, pielęgniarek-pomocnic i służby.
Ubikacje służące na pomieszczenie dla dzieci w inny być zwrócone oknami ku południow i, pożądanem jest w ybudow a
nie tarasu, zabezpieczonego od w iatrów , na którym dziatwa przebyw ałaby w czasie pogody wiosną, latem i wczesną je
sionią.
Umeblowanie żłobka i urządzenie jego są prawie te same co i żłobka dziennego.
Umeblowanie sypialni składa się z szeregu łóżeczek, w y konanych najlepiej z okrągłych rur metalowych, lakierowa
nych ha biało. Łóżeczko posiada wysokie boki, aby dziecko nie mogło z niego wypaść.
Unikać należy łóżeczek drewnianych lub koszykowych, jako łatwo zakurzających się, dostępnych dla robactwa i tru
dno dezynfekujących się.
Obok łóżeczka stoi szafka metalowa lub drewniana, po- lakierowana na biało z szufladką i dolną półką. Na górnym blacie leżą przybory do pielęgnowania dziecka, na dolnej pół
ce stoi miedniczka do mycia.
Tuż obok szafki stoi kubeł o podwójnej pokrywie do pie
luch.
Na ścianie wisi szafka szklana, w której mieszczą się za
pasowe materjały do pielęgnacji, jak szczotki, grzebienie, pu
der, gaza, wata, m ydełka i t. p.
D la dzieci pełzających ustawia się zagrodę drewnianą kw adratow ą lub okrągłą o dość wysokich bokach, uniemożli
w iających wypadnięcie z niej dziecka.
W każdym żłobku musi znajdować się pokój izolacyjny.
Ma on prawie to samo przeznaczenie i w podobny sposób jest urządzony co pokój izolacyjny w żłobku otw artym , będzie on jednak więcej używ anym , gdyż do żłobków dziennych przyj
muje się zasadniczo dzieci zdrowe, gdy tu w ypadki choroby są normalnem zjawiskiem. Musi więc pokój ten znajdować się zdała od części przeznaczonej dla zdrowych niemowląt i posiadać osobne wejście.
Umeblowanie jego jest identyczne z umeblowaniem sy
pialni z tem, że łóżka oddzielone są boksami i że nadto znaj
duje się w nim um yw alnia z miednicą do płynów odkażają
cych.
O umeblowaniu innych ubikacyj pisać nie będę, gdyż nie różnią się one prawie niczem od umeblowania takich instytu- c y j jak szpitale, żłobki dzienne i t. p.
W szystkie meble ze w zględów higjenicznych, estetycz
nych a także praktycznych (możność odświeżenia) w inny być pomalowane rów nież białą olejną farbą. *
W ubikacjach zajętych przez dzieci nie należy kłaść dy- w ana, zawieszać firanek i obrazów, ustawiać miękkich mebli,
t. j. wogóle przedmiotów gromadzących pył.
Ściany i sufity w inny być pomalowane białą farbą, olejną z dołu, podłogi pokryte linoleum lub pociągnięte masą pyło- chłonną.
Zrozumiale samo przez się, że każde niemowlę winno po
siadać własne łóżeczko.
Przestrzeń powietrza przypadająca na jedno niemowlę w inna wynosić nie mniej jak 15 m etrów kubicznych (§ 7 roz
porządzenia policyjnego z dnia 12/X11 1912 r. Dz. Urzęd. Rej.
pozn. Nr. 53).
W ym ogi tego przepisu przy obecnych stosunkach m ie
szkaniowych są istotnie w ygórowane. Przypuszczać należy, że ustawodawstwo nasze, liczące się z tem zjawiskiem, obni
ż y tę — słuszną zresztą w normalnych warunkach — normę do 12— 13 m etrów kubicznych.
Koszty urządzenia i utrzymania żłobka zamkniętego są w yższe, niż żłobka otwartego.
Urządzenie żłóbka na 30 niemowląt — o ile lokal jest p rz y g o to w a n y — wynosi około 7500 złotych.
Na pozycję tę składają się koszty zakupu łóżeczek, sza
fek, stołów, krzesełek, zegara, boksów, szaf, biurka, w anie
nek, balji, materaców, pościeli, bielizny pościelowej i osobi
stej dzieci, pieluszek, fartuchów, czepków, kubłów, spluwa
czek, środków opatrunkowych i medykamentów, przyborów kancelaryjnych i t. p.
Koszty utrzym ania żłobka wynoszą miesięcznie około 1700 złotych.
Na kwotę tę składają się następujące pozycje:
Pobory lekarza (1 godzina dziennie) około P obory 1 kierowniczki
pobory 3 pielęgniarek pobory 2 służących pobory 1 praczki utrzymanie niemowląt ntrzymanie personelu
130 zł 150 M
300 łł
90 łł
50 łł
485 280
łł
światło, opał, woda
mydło, szczotki, soda,*ścierki i t. p.
szycie i reperacja bielizny zakup nowej bielizny świadczenia socjalne różne inne w ydatki
35 „ 35 „ Roczne zatem utrzymanie żłobka w ynosi około 20 400 złotych.
W ydatek ten jest dość pow ażny dla czynników utrzym u
jących żłobek.
B y łb y on w tedy tylko niższy, gdyby ilość personelu była mniejsza i gdyby zatrudniać w żłobku personel o miernych albo żadnych kwalifikacjach, do czego jednak dopuścić nie można.
W ydatek .20 400 złotych rocznie jest wydatkiem brutto.
Zmniejsza się on znacznie, jeżeli żłobek pobierać będzie opła
tę za utrzymanie dzieci od osób prawnie do tego zobow iąza
nych.
Tak naprzykład zw iązki ubogich płacą już dziś od 20 do 40 złotych miesięcznie za utrzymanie dziecka, a opłaty te bę
dą w yższe z chwilą, gdy odpowiedniemi przepisami, mające- mi być w ydanemi w najbliższych kilku miesiącach, uregulo
w ana zostanie wysokość pobieranych od zw iązków komunal
nych opłat za w ychow yw anie dzieci pozostających w ich pieczy.
Koszty w ięc utrzymania żłobka zredukują się od 9000 do 12 000 złotych rocznie i ta kwota obciążać będzie związek wzgl. zw iązki komunalne, które w pierwszym rzędzie powo
łane są do organizacji żłobków .
Dodać wreszcie muszę, że pojemność żłobka ma swoje maximum. W ynosi ona 40— 45 miejsc.
Żłobki na w iększą ilość niemowląt nie są dopuszczalne, gdyż skupienie wielkiej ilości niem owląt przedstawia pow aż
ne niebezpieczeństwo w razie w ybuchu epidemji, co u m łod
szej dziatw y jest zjawiskiem dość częstem.
Ten moment był w swoim czasie bardzo często w ysu
w any przez przeciw ników żłobków , bardzo zresztą pow aż
nych lekarzy.
W ażnym , wprost pierwszorzędnym, czynnikiem w istnie
niu rozwoju żłobka jest jego personel. O n decyduje o tem, czy żłobek ma istotnie spełniać swe zadania, czy ma się stać
„fabryka aniolków “ .
Personel żłobka składa się z lekarza, pielęgniarki - kie
rowniczki, pielęgniarek-pomocnic i służby.
Praca lekarza, którym winien być o ile możliw e pedjatra zam iłow any w swoim zawodzie i rozumiejący zadania opieki społecznej, polega na codziennem odwiedzaniu żłobka, dokła- dnem badaniu dziecka przed przyjęciem go do żłobka, czu
w aniu nad rozwojem dziecka, leczeniu i zapobieganiu rozsze
rzania się chorób, czuwaniu nad stanem higjeniczno-sanitar- nym żłobka i t. p.
Lekarz jest jednocześnie zwierzchnikiem całego personelu żłobka.
Kierowniczka-pielęgńiarka musi posiadać bardzo wysokie fachowe przygotowanie. W inna nia być z reguły osoba z ukończoną szkołą pielęgniarską z programem 2—2¥‘ letnim.
Ponieważ szkół takich m am y w Polsce zaledwie trzy (w W a r
szawie, Poznaniu i Krakowie), a zapotrzebowanie na w y k w a lifikowane pielęgniarki jest bardzo wielkie i stale wzrasta, za
chodzi konieczność pow oływ ania na stanowiska kierowniczek żłobków osoby z mnicjszenii kwalifikacjami. Funkcje te w poszczególnych w ypadkach spełniają absolwentki krót
szych 6— 12 miesięcznych kursów.
Do prac kierowniczki-pielęgniarki należy współdziałanie z lekarzem w spełnianiu jego futikcyj służbow ych, czuwanie nad stanem higieniczno-sanitarnym żłobka, czuwanie nad w y konywaniem zadań pielęgniarek-pomocnic i służby, układanie planu codziennego życia w żłobku, administracja jego, nadzór nad inwentarzem i t. p.
Jest ona zwierzchniczką pomocnic-pielęgniarek i służby.
Do obow iązków pielęgniarki-pomocnicy w żłobku należy opiekowanie się dziećmi wyznaczanemi jej przez kierownicz
kę, zachowanie czystości, porządku i higjeny w swej sali, asy
stowanie lekarzowi podczas badań dzieci i t. p.
Podkreślam jeszcze raz konieczność posiadania przez per
sonel pielęgniarski wysokich kw alifikacyj fachowych, gdyż tylko z braku ich zachodzić mogą takie w ypadki, jakie stwier
dziłem w jednym ze żłobków w Wielkopolsce, że na 24 nie
m ow ląt, przebywających w ciągu roku w żłobku — zmarło 18, t. j. 75%>.
Państw ow y ustawrowy nadzór nad żłobkam i i podobnemi instytucjami należy do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecz
nej i jego organów.
W ładze te czuwać będą nad odpowiednim doborem per
sonelu w żłobkach i nie dopuszczą do pracy w nich osób, nie posiadających kwalifikacyj, określonych rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 22/IV 1927 r. o kontroli i nadzorze nad działalnością instytucyj opiekuńczych (Dz. U.
R. P. Nr. 40, poz. 354).
Nasz stan posiadania w omawianej dziedzinie jest bardzo skromny, albowiem w całem w ojewództwie liczym y zaledwie 8 żłobków zamkniętych, w których znajduje opiekę 176 dzieci.
Ubóstw o to uderza szczególniej, jeżeli porów nam y sto
sunki panujące u nas ze stosunkami w Niemczech, gdzie na
dzień l/III 1922 r. istniało 1091 żłobków i to przeważnie w ięk
szych.
W edług obliczeń moich W ielkopolska winna posiadać co- najmniej 65 żłobków z ilością łóżeczek około 2000— 2100.
Na ‘akcję organizowania żłobków kompetentne w ładze państwowe skierowały specjalną uwagę.
Pismem okólnem z dnia 29/XI 27 r. 1. dz. 9896/27 V, skie- rowanem dó pp. przewodniczących w ydziałów powiatowych, prezydentów miast wydzielonych i burmistrzów miast niewy- dzielonych, zaleca p. W ojew oda przystąpienie do organizacji żłobków przez samorządy miejskie i powiatowe na razie po jednym żłobku w każdym powiecie.
Pismo to podaje szczegółowo cel i zadanie żłobka, jego organizacje, koszty urządzenia i prowadzenia, kwalifikacje, jakich żądać się będzie od personelu i t. p.
Należy mieć nadzieję, że odezwa p. W ojew ody znajdzie w reprezentacjach naszego samorządu ży w y oddźwięk i od
nośne zamierzenia p. W ojew ody zostaną w najbliższych dwóch latach zrealizowane.
Ktoś puka do naszych drzwi?
Świąteczny nastrój w ycisnął specjalne piętno na ulicach miasta.
Błyszczą w słońcu mieniące się barw am i diamentów śniegowe płateczki, lekki przymrozek czyni powietrze czy- stem i raźnem ; suną ulicami w wesołym nastroju przechod
nie, rozkoszując się myślą o dniu wolnym od wszelkich obo
w iązkow ych zajęć, kombinując możliwości jaknajmilszego spę
dzenia czasu.
Południowa godzina i nieznacznie odzywające się uczucie głodu, nie tego dokuczliwego, bolesnego głodu nędzarzy, lecz głodu, który kojarzy myśli z pojęciem dostatnio zastawionego stołu zachęca do powrotu w domowe progi.
W mieszkaniu jednej z zamożniejszych dzielnic miasta zbiera się rodzina w pokoju stołowym, w śród rozgwaru bez- kłopotliwych rozmów.
W kuchni napełnia się półmiski smacznemi potrawami, pani domu w ydaje ostatnie zlecenia.
W tem lekkie, nieśmiałe pukanie do kuchennych drzwi przeryw a skupioną na dekoracji półm isków uwagę dwóch głów nych aranżerek uroczystej, odświętnej uczty, pani domu i kucharki. „Znów pewnie ktoś g łodny ", konkluduje kuchar
ka; „ach ci natręci*1, wzdycha niecierpliwie pani, i gniewnym ruchem otwiera drzw i na klatkę schodową, zw aną w domach zamożnych wejściem dla „służby i posłańców ."
„Tutaj nic się nie daje, od tego jest dobroczynność i urzę
dy ubogich", m ówi szorstko; i w poczuciu spełnionego obo
w iązku rozsądnej i oszczędnej gospodyni domu hałaśliwie za
myka drzwi.
P rzy stole wspomina o zajściu, które jej na chwilę zam ą
ciło św iąteczny nastrój.
„Ach to natręctwo, podejmuje pan domu, gdyby ich nie odprawiać od drzw i stanowczo, przyszłoby chyba w yłącznie pracować na takich pukających co chwila do drzw i leniu
chów ."
Kilkunastoletni syn domu osłuchany z tego rodzaju zasa
dami z ust rodziców, a przejęty z niewiadomego źródła pły- nącemi prądami, stwierdza cynicznie, że kto tak jest słaby, że sobie sam w życiu rady dać nie może, ten może zginąć bez szkody, bo jest tylko pasożytem społecznym; praw o do istnie
nia m ają w yłącznie jednostki silne.
Rodzice, którzy tymczasem przeszli do innych tematów rozmowy, ignorują to odezwanie się syna, podczas gdy resz
ta dom ow ników i gości słucha z mniejszem lub większem zgorszeniem w w yrazie tw arzy, lecz bez podniesienia pro
testu.
Tymczasem za kuchennemi drzw iam i stoi „natręt" przez chwilę nieruchomo. Spazm żalu i nieopisanej goryczy ściska mu krtań; budzi się bunt głuchy, graniczący z uczuciem nie
nawiści..
Pracował, złam ało się zdrowie, i znikąd nie było po
mocy. Pomoc oficjalna, urzędowa, podniosła go na siłach do tych granic najkonieczniejszych, by nie leżał bezsilny na łóżku.
Brak odżyw ienia odpowiedniego, zimno nieopalonego podda
sza nie pozw oliły wrócić do normalnego stanu sił; cierpienie stało się chronicznem, przewlekłem. Do pracy na jego miej
sce stanął inny, zdrow y człow iek; jego wysunięto po za na
wias życia. Lecz śmierć nie przychodziła.
Potężny nakaz głodu w zbudził w nim postanowienie za
pukania do cudzych drzwi.
I wszędzie podobne przyjęcie; z otwierających się drzwi kuchennych zalatuje za każdy raz ku jego powonieniu zapach potraw, potęgując uczucie głodu, zalatuje prąd ogrzanego po
wietrza, uw ydatniając tem silniej straszny dreszcz zimna, który wstrząsa stale jego wychłodzonem, źle odzianem cia
łem. Ł zy nieopisanego żalu nad w łasną niedolą napełniają oczy nędzarza, przed którym m ajaczy znów, łącząc się z po
jęciem odwrotu, zim na klatka schodowa i m roźna, dla niego ach tak strasznie pusta ulica!
* *
*
Po spożytym obiedzie przyjmuje córka domu, 15-letnia Haneczka, przyjaciółki swoje w panieńskim, różow ym poko
iku. Przy łakociach świątecznych, któremi wesołe panienki zapychają sobie buzie, układa się dalszy plan dnia. „Zatem najpierw przechadzka, aby lepiej smakował podwieczorek1*, proponuje jedna z panienek.
„Ja mam inną propozycję41, odzyw a się 14-letnia Izia po
w ażnie; „czy pamiętacie naszą daw ną freblankę, która przy
chodziła do nas, gdyśm y były małemi dziewczynkami, i za
baw iała nas wszystkie trzy ślicznemi grami, piosenkami i ro
bótkam i? M ówiono mi wczoraj, że mieszka stąd niedaleko, i że od szeregu tygodni choruje. C zy chcecie ją odw iedzić?
To musi być strasznie nudno, tak leżeć samej w łóżku w dzień świąteczny. Zaniesiemy jej trochę słodyczy i świątecznego pieczywa.**
Dziewczynki godzą się chętnie na propozycję Izi, lecz z ust ich sypią się wesołe żarty i drwinki na temat jej manji miłosierdzia. „Doprawdy**, m ów i Hela, najstarsza z przyja
ciółek, „ty masz przedziw ny talent w yszukiw ania cudzych nieszczęść i zm artw ień; nam nie przyszłoby to nigdy do gło
w y ." Izia zamyśla się pow ażnie: „zawdzięczam to matce mo
jej, m ów i z dobrym uśmiechem; nie uwierzycie, ile ślicznych i niezapomnianych chwil przeżyłam już, dzięki jej miłosierne
mu sercu i umiejętnemu opiekowaniu się potrzebującymi. Od najwcześniejszego dzieciństwra pomagałam jej w tej pracy;
a ile skorzystałam pod względem znajomości ludzi, społecz
nych potrzeb, jak nauczyłam się kochać tych co cierpią, a po
tem uśmiechem słonecznym dziękują za przyniesioną ulgę i doznaną pociechę, tego wam wypowiedzieć nie um iem ."
Zam ilkły rozszczebiotane panienki; myśli ich oderwały się od egoistycznego, materjalnego używ ania dnia i popłynęły szlakiem pow ażnych zagadnień życiowych.
Chmura smutku osiadła na czole Haneczki, córki domu.
W jej pamięci rozbłysło wspomnienie rzuconych uw ag na te
mat głodnych przy dzisiejszym obiedzie w jej rodzinnem ko
le. Haneczka rozm ow y takie i zasady słyszy często; pod w pływ em przyjaciółki jednak, z którą przestaje dużo, rażą ją coraz dotkliwiej.
W chwil kilka dziewczynki gotowe są do wycieczki, ka
żda zaopatrzyła się w^ drobny dar i szczerą chęć rozweselenia dawniejszej opiekunki.
Na trzeciem piętrze skromnego domu ubogiej dzielnicy miasta odnajdują panienki wskazane adresowy kartką mieszka
nie. Freblanka mieszka w jednym, odnajętym pokoju; gospo
dyni mieszkania dziw nym wyrokiem m ierzy eleganckich go
ści swej lokatorki.
„A tak, choruje", odpowiada na trochę nieśmiałe zapyta
nia panienek, „choruje od kilku miesięcy. Bieda u niej stra
szna; już się prawie całkiem w yprzedała na lekarstwo i d o ktora, ale jej nie pomaga. Trzym am ją tylko z litości, choć mi od
dam znać na urząd, niechby ją zabrali do nieuleczalnych. Mnie też grosz za taki pokój potrzebny. Zw łóczę tylko, bo się przed tą ostatecznością biedactwo broni; chodzi jej o te parę ostat
nich gracików, żeby jej nie przepadły, jak stąd pójdzie."
Ze ściśniętem sercem stukają panienki do wskazanych przez gospodynię drzw i a widok, jaki się u wejścia oczom ich przedstawia, przejmuje je smutkiem głębokiem: na łóżku spo
czyw a cień kobiety,' tak chora wychudzoną jest i żółto-bladą;
ostatnim wysiłkiem snać zachowanemi są czystość i ład po
słania. Pozatem szafa, krzesło i stół stanowią całe umeblo
wanie pokoju. Znikło wszystko, nawet firanki z okien, gar
deroba ze szafy, obrazki ze ściany, prócz jednego krzyżyka nad łóżkiem, wszystko co spieniężyć się dało, aby ratować siły, aby przyw rócić zdrowie, konieczne do dalszej pracy.
Chora zdziwiona przygląda się gościom. Osłabiony jej wzrok nie poznaje dorastających już teraz dawniejszych uczennic. Radosne zdumienie chorej i rozczulenie dziewczą- tek w prow adzają po kilku pierwszych minutach onieśmielenia i bezradności, dobry, serdeczny nastrój w szarą beznadziej
ność pokoju chorej.
W ypróżniają się portmonetki trzech przyjaciółek na stolik chorej, otwierają przyniesione paczki z przysmakami, krzy
żują zapytania o potrzeby i konieczności leczenia z żałosnemi skargami chorej.
Izia obiecuje przyprowadzić napewno swą dobroczynną mateczkę, Hela przyrzeka przynosić owoce i objąć codzienne dyżury celem czytania chorej, a Haneczka zdejmuje z ręki otrzym any „na g w iazdkę" zegarek i kładzie na stole, aby w skazyw ał chorej godzinę zażycia lekarstwa.
Z receptą od dawna nieczynną, podejmuje się chętnie pójść do apteki gospodyni mieszkania, gdyż zawartość port
monetek panienek, oddana chorej, um ożliw ia poczynienie nie
których w ydatków . W zm ogła się uczynność i życzliw ość go
spodyni mieszkania, gdyż widok eleganckich panienek, tak serdecznie zatroskanych o jej lokatorkę, podsunął jej myśl o wdzięczności w yrażonej przez pewną sumę w gotówce.
W ciepłym, różow ym pokoiku panieńskim gw arzą przy herbacie trzy młodziutkie przyjaciółki na temat doznanych w rażeń; ogromne ciepło zalewa ich serduszka na wspomnie
nie dobrego uczynku, silne postanowienie nieopuszczenia cho
rej rodzi się w ich dobrych, młodych duszyczkach.
Ze smutkiem jednak odzyw a się Haneczka: „ W moim do
mu tak inne panują poglądy, że ja choć czuję podobnie do W as, dziwnie jestem zawsze skrępowana i onieśmielona wobec
biednych i cierpiących; nie umiem m ówić ani zbliżyć się do nich, choćbym tak bardzo pomóc im pragnęła."
„Matka moja mówi, odpiera Izia, żc nędza i nieszczęście mają swój wielki majestat, swoje ogromne dostojeństwo, do których z czcią należną i wielką delikatnością zbliżać się na
leży. Aby nie obrazić uczuć cierpiącego przy udzielaniu im pomocy, trzeba się od najwcześniejszej młodości do pracy tej sposobić, kształcić od lat dziecięcych serce.
Człowieka wykolejonego z normalnego biegu życia tak łatwo dotknąć boleśnie nierozważnym czynem lub słowem, aby umieć obdarzyć, nie poniżając biorącego, aby podnieść na duchu, ukoić, w lać now ą do życia odwagę w serce zbolałe i wątpiące, trzeba dużo pracować nad sobą, a nadewszystko poznać trzeba dokładnie ten świat od świata naszego od
rębny, ten świat tak nam obcy i daleki, choć tak bliski cier
pieniem.
Gdybyście w iedziały, ciągnęła Izia dalej, jaki smutek i beznadziejność panuje nieraz w mieszkaniach, do których wchodzimy z mateczką, by nieść żywność, odzież lub zapo
mogę, a jak ona umie wnosić w te środowiska nadzieję, radość, ukojenie.
Kaz zastukała do drzwi naszych staruszka, szczelnie osło
nięta ciemnym szalem, w którym widocznie twarz swą ukryć pragnęła... Matka moja doskonale umie rozpoznać, czy stu
kający do drzwi naszych godnym jest pomocy, zresztą idzie
my zawsze sprawdzać potrzeby naszych petentów. Od naj
wcześniejszego dzieciństwa moim było obowiązkiem zajęcie się głodnym, który z rozkazu matki miał w domu naszym otrzymać posiłek. Podanie krzesła, przyniesienie łyżki, tale
rza lub kubka, w ogóle obsłużenie takiego gościa mojem było zadaniem. To też podobną przysługę oddałam, na życzenie matki, otulonej w szal staruszet. Czy uwierzycie, że była to kobieta niegdyś zamożna, która z winy syna swego doprowa
dzona do nędzy, w chwili ostatecznej rozpaczy, gdy pewnego poranka zabrakło żywności dla opuszczonej synowej i dwojga wnucząt, w yszła na ulicę, by błagać o pomoc ludzi obcych.
Odprow adziłyśm y staruszkę do wskazanego przez nią mieszkania, i oto co zastałyśmy: młoda matka, tuląca dwoje z głodu płaczących dzieci, siedziała wpatrzona w otwarte okno, które wychodziło z drugiego piętra na kamieniami bru
kowany dziedziniec. O dy otrzymana pomoc i kojące słowa matki rozw iązały jej usta, odpowiedziała, że ogarniało ją właśnie przed naszem wejściem nieprzeparte pragnienie w y skoczenia w raz z dziećmi przez okne. na dziedziniec, aby sie
bie i maleństwa uwolnić od cierpień. Nasze wejście uratow a
ło ją zatem od popełnienia zbrodni, od śmierci zlej, bo samo
bójczej, lub cieżkiego .kalectwa. W kilka tygodni później za
kwiliło w mieszkaniu tem trzecie dziecko."
Dziewczynki m ilczały wzruszone.
W tem głos zabrała Hela: „I ja opowiedzieć wam m ogę", rzekła, „historję tragiczną pewnej młodej dziew czyny; lecz ta #limo ciężkiej niedoli nie śmiała zapukać do cudzych drzwi.
Jak my, rozpieszczona w dzieciństwie, przeżyła nastę
pnie, przy boku rodziców niezaradnych, bo przyw ykłych przez pokolenia całe do dostatku, wszystkie etapy powolnego schodzenia na dno ostateczne rozbicia i nędzy. Choroba na
wiedziła wreszcie dom; ojciec i matka odeszli jedno za dru
gim z tego świata po długotrwałych cierpieniach.
Konieczność zaspokajania potrzeb chorujących rodziców i niezaradność życiow a panienki, w yczerpały ostatnie środki do życia.
W pewnej chwili została dziewczyna w opustoszałem mieszkaniu sama, bez grosza, bez znajomości świata i ludzi, niezdolna do zarobkowania.
Nieszczęśliwa w ytrw ała o głodzie w czterech ścianach swojego pokoju kilka dni. G dy wreszcie poczuła, że siły zu
pełnie ją już opuszczają, sądząc, że śmierć się zbliża, zawlokła się resztkami sił do najbliższego kościoła, aby pogodzić się po raz ostatni z Bogiem.
Zemdloną podniesiono ze stopni konfesjonału i odstawiono do szpitala. Z trudem tylko zdołali lekarze utrzym ać ją przy życiu.
Nie każdy wszakże człowiek zagrożony śmiercią głodową ma siłę woli i odwagę tej panienki".
„C zy ż to nie straszne", szepnęła Haneczka, „aby wśród tylu ludzi żyjących dostatnio, posiadających nawet środki po
nad konieczność swych potrzeb, zdarzały się przypadki gło
dowej śm ierci!" „Zaszłyśmy raz z matką do wskazanego nam mieszkania, zaczęła znów opowiadać Izia, i zastałyśmy w czystej, lecz lodowato zimnej izdebce kobietę w raz z 10 le- tniem dzieckiem, przytulonych z zimna do siebie, spoczyw ają
cych na jedynem w izdebce biednem łóżku; byli bliscy śmierci na tyfus głodow y."
„Ja niestety", wzdycha Haneczka, bardzo smutny w tej chwili przynominam sobie fakt z naszego domu. Oto pamię
tam, jak odmówiono u nas podarowania już niemodnego i nie- noszonego, lecz ciepłego płaszcza biednej szwaczce, która o niego prosiła. To za duży prezent, nazyw ało się później, to
% się jeszcze w domu na coś przydać może. Proszącą odpra
wiono kilku sztukami monety.
Szwaczka, zaziębiając się, kaszlała coraz silniej, wreszcie odmówiono jej pracy dalszej, bo mogłaby rzekomo wnieść do domu chorobę. Szw aczka umarła tej zimy, wskutek nieodży- wienia i zaziębienia silnego, tak opowiadała nasza służba".
Cisza zaległa panieńską komnatę. Dziew czątka zadu
m ały się głęboko.
292
Aż w ciszę tę w padł poważny, drżący wzruszeniem głos Izi. „ W sypialni moich rodziców wisi obraz, przed którym nie
raz długo rozmyślałam... U drzwi domu stoi Pielgrzym w ąJao- giej, sznurem przepasanej szacie; w lewej ręce dzierży laskę pątniczą, praw ą zaś stuka do zamkniętych drzw i; głowa Piel
grzyma pochylona lekko ku prawej stronie, zdaje się świadczyć o pilnem nadsłuchiwaniu, żali z w nętrza domu nic ozwie się jaki przyjazny głos, żali nie rozbrzmią kroki czło
wieka śpieszącego odemknąć drzw i na przyjęcie zdrożnego Gościa. Tak puka Pan nasz co dzień do serc naszych i do
m ów przez swych nagich, głodnych i spragnionych, lecz puka napróżno, bo samolubstwo, lenistwo lub skąpstwo czynią nas głuchymi i obojętnymi.
I odchodzi Boski Pielgrzym zasmucony od drzwri na
szych, bo wie, że za takiemi na pukanie Jego nie otwierają- cemi się drzwiam i mieszkają ci nieszczęśni, do których w owym strasznym ostatecznym dniu odnosić się będą słowa:
Byłem nagi, a nie odzialiście mnie, byłem głodny, a nic nakar
miliście mnie. Za zamkniętemi na głucho drzwiam i, choć pu
ka do nich niedola bliźniego, mieszkają ci, przed którymi nigdy nie otworzą drzw i niebieskich przybytków ."
Dreszcz w strząsnął ciałem Haneczki; zakryw szy twarz modlić się poczęła za swych najbliższych, aby zrozumieli wreszcie, jakie obow iązki w ło ży ł Bóg na posiadających do
stateczne środki materjalne wobec nędzę cierpiących w spół
braci.
Wojewódzka Rada Opieki Społecznej.
Aczkolwiek już przed wojną w ładze rządowe i samorzą
dowe zajm ow ały się intensywnie sprawami opieki społecz
nej, doszły one jednak do w łaściwego i systematycznego uję
cia w czasach powojennych. W tym przecież celu powołano do życia Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej, które przy Urzędach W ojew ódzkich stworzyło władze drugiej instancji pod nazw ą W y d ziałów Pracy i Opieki Społecznej.
Na terenie w ojew ództw a Poznańskiego chciano się od razu do pracy zabrać celowo, szukając ścisłej współpracy z samorządami oraz organizacjami dobroczynnemi, bez w zglę
du na ich kierunek ideowy. W tym celu w ojewoda P oznań
ski pow ołał rozporządzeniem z dnia 24-go czerwca 1921 r.
W ojew ódzką Radę Opieki Społecznej, na której pierwotnym składzie odbiły się silnie hasła demagogiczne pierwszego okresu naszej samodzielności politycznej. W obecnym roku dokonano reorganizacji Rady. Nie ma ona oczywiście i mieć nie może uprawnień praw odawczych ani nawet w ykonaw czych, a ma w yłącznie charakter doradczy i opinjodawczy.
Ma ona zastanawiać się nad sposobami w ykonania ustaw opieki społecznej oraz d ąży ć do skoordynowania działalności organów urzędowej opieki społecznej oraz organizacyj do
broczynności prywatnej. Może ona też w ystępow ać z szer
szą inicjatyw ą, którą U rząd W ojew ódzki przedstawia kom petentnemu ministerstwu.
C złonków Rady powołuje p. wojewoda, przyczein uw zglę
dnił najważniejsze czynniki tej dziedziny, jak Starostw o K ra
jowe, samorządy powiatowe i miejskie oraz organizacje do
broczynne i społeczne. Do Rady zostali powołani przedsta
wiciele akcji charytatyw nej z poszczególnych działów pracy.
Po przeprowadzonej reorganizacji odbyło się w dniu 25 października rb. w gmachu Urzędu W ojew ódzkiego pierwsze posiedzenie W ojew ódzkiej R ady Opieki Społecznej po jej ukonstytuowaniu się.
W nieobecności p. w ojew ody zagaił i przew odniczył ze
braniu p. naczelnik W y d ziału W ilczyński. Porządek obrad obejmował 1) referat prof. Dr. W ierzejewskiego o „O rgani
zacji opieki społecznej nad dziećmi ułomnemi (kalekam i)1*, który w nieobecności Dr. W ierzejewskiego w ygłosił p. Dr.
Grobelski, lekarz-asystent w zakładzie ortop. im. Gąsiorow- skicli, 2) referat prof. Dr. Jonschera o „Żłóbkach zamknię- tych“ , .3) referat ks. Kan. Schulza o „Opiece nad m łodzieżą pozaszkolną" z koreferatem Ks. Jarosza i 4) referat p. naczel
nika W ilczyńskiego o „Projekcie utworzenia W lkp. Muzeum Opieki Społecznej.“
Obecni z żyw em zainteresowaniem w ysłuchali w ygłoszo
nych referatów, zabierając w dyskusji głos. O żyw iona w y miana zdań św iadczyła o w ażności poruszonych tem atów oraz była dowodem, 'iż pow ażny odłam społeczeństwa śledzi ujemne objaw y i zagadnienia naszego życia narodowego i do
maga się napraw y złego. Zebrani byli zgodni, iż należy d ą
ży ć nawet do zm iany ustawy konstytucyjnej, poniewraż za
warte w niej postanowienia, mające w p ły w na ukształtow a
nie się w ychow ania dorastającej młodzieży, okazały się z bie
giem czasu jako szkodliw e. Pozatem postanowiono przystą
pić niezwłocznie do zrealizowania — w m iarę możności — przedyskutowanych i uchwalonych wniosków.
W obradach brał udział delegat Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej z działu opieki nad dzieckiem p. naczel
nik Krakowski, który informował zebranych o przygotow y
w anych ustawach w omawianej dziedzinie.
293
Dobra książeczka.
W śród pow'odzi złych, bezmyślnych i tendencyjnie d ą żą cych do obniżenia poziomu moralności w ydaw nictw , znajduje
Przewodnik Miłosierdzia. 2