PRZEWODNIK MIŁOSIERDZIA
MIESIĘCZNIK ZWIĄZKU TOW. DOBROCZYNNOŚCI „C A R IT A S " I RAD WYZSZYCH KONFERENCYJ ŚW. WINCENTEGO
kPAULO MĘSK. I ŹEŃSK
R E D A K T O R O D P .: SEKRETARZ JE N E R A L N Y ZW IĄZKU X . W A LE N T Y D YM EK . ADRES R E D A K C JI I A D M IN IS T R A C JI:
POZNAŃ, A L E JE M A RC IN K O W S K IE G O , 221II - TELEFON 1989 - P. K. O. 206143
W tru n k i prs«dplatyi
Członkowi* Związku Towarzystw Dobroczynności „C aritaa" otrzymują organ Związku bez
płatnie. — Przedpłata dla oieczłonkńw wynosi 8 zł roczni*, płatnych w ratach kwartalnych.
Nr. 6 POZNAN, CZERWIEC 1928. II ROCZNIK VII Treść numeru: O potrzebie bibljoteki charytatywnej. — O opiekunach społecznych i o komisjach opieki społecznej. — O ustawowem wsparciu publicznem. — Siła twórcza cierpienia. — Metody zdobywania środków .na cele konferencyj św. Wincentego a Paulo. — Udział młodzieży w pracy charytatywnej. — Z r u c h u c h a r y t a t y w n e g o : Stella, Towarzy
stwo kolonij wakacyjnych i Stacyj sanitarnych, T. z. w Poznanin. K a
tolickie Towarzystwo Ochrony Kobiet w Poznaniu, T. z. Sprawozdanie z. działalności Pomorskiego Towarzystwa Opieki nad Dziećmi w Toruniu
za rok 1927. Pomysłowość w służbie miłosierdzia i higjeny.
O potrzebie bibljoteki charytatywnej.
Ruch charytatyw ny, obejmujący dziś tak szerokie pole zagadnień z rozmaitych dziedzin społecznych, w ym aga ści
słego i fachowego śledzenia jego przejaw ów w kraju i zagra
nicą, jak rów nież teoretycznego wyszkolenia pracow ników odnośnych dziedzin, by zdobycze nauki m ogły być w prow a
dzane w życie z jak najw iększym pożytkiem dla cierpiącej ludzkości.
Konieczną jest nam literatura, z której m oglibyśm y czer
pać w iadomości teoretyczne, czy też zdobycze czysto prak
tyczne, by inform ować społeczeństwo, w celu uniknięcia tak żm udnych, często długoletnich dociekań, które w w ynikach okazują' się niepraktyczne, a które inni badacze zastąpili już now.emi w ynalazkam i.
Okazuje się nagląca potrzeba rozszerzenia bibljoteki Z w iązk u w kierunku dostarczenia jej dzieł dotyczących za
gadnień naukow ych z dziedziny m iłosierdzia i opieki społecz
nej w Polsce jak i zagranicą. Pragnęlibyśm y rów nież posiadać, o ile możności w komplecie, starsze roczniki rozmaitych cza
sopism charytatyw nych, nietylko katolickich, lecz także pro
testanckich czy też humanitarnych. P rócz tego istnieją po
mniejsze broszury o katolicko-charytatywnych stow arzysze
niach, bractwach i zgromadzeniach zakonnych, biografje ich
członków , czy te*ż sprawozdania różnych instytucyj charyta-
ty w nych, w ydane z okazji jubileuszów, a znane tylko w szczu
płych kołach. W rękach pryw atnych posiedzicieli m ają one nieraz m ałą wartość, podczas gdy zebrane i uporządkow ane stanow iłyby historyczny fundament chrześcijańskiej Caritas.
Z w racam y się więc z prośbą do naszych Czytelników , by zechcieli nam pomóc w tem tak w ażnem dziele rozszerze
nia bibljoteki charytatyw nej. Z pewnością znajdzie się tu i ow dzie książka, m ogąca w zbogacić naszą szczupłą bibljote- kę. Trudno nam bowiem z w łasnych funduszów zaopatrzyć bibliotekę naszą naw et w niezbędną literaturę, a to z tej przy
czyny, że pociągałoby to olbrzymie koszta, których przynaj
mniej w części pragnęlibyśm y uniknąć przy ofiarnej pomocy społeczeństwa. — Ufamy, że Szan. C zytelnicy zechcą zrozu
mieć naszą prośbę i prześlą nam odpowiednie książki czy broszury do bibljoteki Zw iązku. (Aleje M arcinkowskiego 22 III p. pokój 67.)
Bibljoteka Z w iązku służy redakcji, w spółpracow nikom , członkom Z w iązku oraz w szystkim pracownikom w dziedzi
nie miłosierdzia, którym pragniem y książki w ypożyczać, b y
u łatw ić im pracę. I. K.
0 opiekunach społecznych i o komisjach opieki społecznej.
W Dzienniku U staw z 14 m arca br. znajdujemy rozpo
rządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej dotyczące opiekunów społecznych i komisyj opieki społecznej.
24 arty kuły om aw iają cel tw orzenia tych specjalnych or
ganów opieki społecznej, zakres ich działalności, obieralność opiekunów społecznych oraz skład poszczególnych rodzajów kom isyj opieki społecznej. '
Z w ym ienionych 24-ch arty k ułów om ów im y tutaj n ajw a ż
niejsze.
Art. 1. podaje za cel ustanawiania opiekunów społecznych 1 komisyj opieki społecznej: należyte w ykonyw anie opieki społecznej.
I tak w edług art. 2. w każdej gminie m a być co najmniej jeden opiekun społeczny, który w inien zająć się osobami po- trzebującemi opieki w danym okręgu opiekuńczym, w y zn a czonym mu przez radę gm inną (wzgl. miejską).
R ada gminna (miejska) w ybiera opiekunów społecznych na okres trzech lat z pośród osób, które m ogą być w ybrane do rady gminnej (miejskiej) pod warunkiem, że osoby te przynajm niej od roku stale zamieszkują w danej gminie.
W ojskow i czynni oraz funkcjonariusze policji państwow ej nie
m ogą być w ybierani na opiekunów społecznych (art. 3).
Ze w zględu na to, że art. 8. podaje, że stanowisko opie
kuna społecznego jest bezpłatne, a jedynie konieczne w ydatki poniesione przez opiekuna w zw iązku z jego obow iązkow em i czynnościami zostają pokryte z funduszów gminnych, dow ia
dujemy się w art. 4., że uchylić m ogą się jedynie od objęcia stanow iska opiekuna społecznego osoby, które m ają ponad 60 lat, dalej osoby chore, które przez trzy lata b yły opieku
nami społecznymi, osoby piastujące urząd publiczny, wreszcie ci, których rada gminna zw olni z tego obow iązku z w ażnych
pow odów . 1
Art. 6. nadmienia, że rada gminna (miejska) może w ka
żdej chw ili odw ołać opiekuna społecznego na wniosek gm in
nej komisji opieki społecznej.
Co do obow iązków opiekunów społecznych, to są one we- . dług art. 7. następujące:
Opiekun winien nietylko w spółdziałać z organami gmin- nemi w w ykonyw aniu opieki społecznej, lecz ma także czuwać, by osoby potrzebujące opieki otrzym ały pomoc, oraz badać z własnej inicjatyw y, czy też jeżeli zarząd gminy tego za żą da, w jakich warunkach materialnych znajduje się osoba wspierana lub pragnąca pomocy, by stwierdzić, czy wogóle i w jakiej mierze ma praw o do udzielenia jej pomocy doraź
nej z funduszów przeznaczonych na ten cel przez gminę.
Przynajm niej raz na rok musi opiekun zdać sprawozdanie ze swych spostrzeżeń zarządow i gminy, oraz gminnej komisji opieki społecznej ze swej działalności.
Następne artykuły od 10— 17 om ow iają gminne, pow ia
towe i w ojew ódzkie komisje opieki społecznej.
I tak art. 10. m ów i, że gminna komisja opieki społecznej ma być utw orzona w każdej gminie miejskiej oraz wiejskiej, która liczy ponad 5000 m ieszkańców. W y d zia ł pow iatow y ma praw o nakazać gminie, by utw orzyła komisję opieki spo
łecznej. W gminach wiejskich, które m ają mniej niż 5000 m ieszkańców i w których gminnych komisyj opieki społecznej nie będzie, zarząd gm iny w ykonuje uprawnienia gminnej ko
misji opieki społecznej (art. 21).
P rzew odniczącym gminnej komisji opieki społecznej jest przew odniczący zarządu gm iny lub członek zarządu tejże, w ybrany przez przewodniczącego. W dalszym ciągu w cho
dzą w skład komisji członkowie rady gminnej (miejskiej), w ybierani przez radę w ilości przez nią ustanowionej oraz opiekunowie społeczni, których sposób w yboru określa rada gminna (miejska). Ponadto mogą należeć do komisji przed
stawiciele stowarzyszeń społeczno-opiekuńczych, w ybrani z listy kandydatów , ustalonych przez radę miejską i to w tych miastach, które są w yłączone z powiatowego zw iązku komu
nalnego.
123
W k ażdy m w ypadku ilość członków całej komisji nie m o
że przekraczać liczby oznaczonej przez radę miejską (gmin- ną).
D ziałalność gminnej komisji opieki społecznej streszcza się w pięciu punktach w yrażonych w art. 11. jak następuje:
W y d a w a n ia opinji i inicjatyw a w zakresie:
1) organizacji i sposobu w ykony w ania opieki społecznej na terenie gminy,
2) koordynow anie w ykonyw anej przez gminę opieki spo
łecznej z działalnością opiekuńczą stow arzyszeń i instytucyj, istniejących na terenie gminy,
3) sprawozdań i spostrzeżeń opiekunów społecznych, 4) podziału gm iny na okręgi opiekuńcze, liczby opieku
nów społecznych i w yboru kand y datów na opiekunów spo
łecznych,
5) prelim inarza w ydatków na cele opieki społecznej.
P ow iatow a komisja opieki społecznej m a być utw orzona w każdym pow iatow ym zw iązku kom unalnym . S kład kom i
sji jest analogiczny do gminnej, t. zn. na czele jej stoi prze
w odniczący W y d zia łu pow iatow ego lub członek W y d ziału , następnie członkowie sejmiku pow iatow ego, opiekunowie spo
łeczni z gmin, które należą do danego zw iązku komunalnego oraz przedstawiciele instytucyj społeczno-opiekuńczych, k tó re istnieją na obszarze pow iatu (art. 13).
Zakres działalności pow iatow ej komisji opieki społecznej odpow iada zadaniom gminnej komisji opieki społecznej co do punktu 1-go i 5-go. P rócz tego pow iatow a komisja w inna ko
o rdynow ać działalność komisji gminnej i miast niewydzielo- r.ych z pow iatow ego zw iązku komunalnego jak i sto w arzy szeń z pracą zw iązk u komunalnego w odnośnym zakresie (art. 14).
W o jew ód zka komisja opieki społecznej pow ołana zostaje do czasu zaprow adzenia sam orządu w ojewódzkiego na całym obszarze Rzeczypospolitej. Skład jej jest znów analogiczny do w yżej om aw ianych komisyj. Na czele komisji stoi w oje
w oda (art. 16).
D ziałalność w ojew ódzkiej komisji opieki społecznej roz
szerza się na w ojew ództw o. Komisja m a w ięc dbać, by opie
ka społeczna była należycie w yko n y w an a na obszarze woje
w ód ztw a i koordynow ać działalność pow iatow ych zw iązk ów kom unalnych i miast w ydzielonych z pow iatow ych z w ią z k ó w komunalnych jak i stow arzyszeń (art. 17).
Art. 18, 19 i 22 odnoszą się do w oje w ód ztw : pom orskie
go i poznańskiego.
Art. 18 podaje szczegółow y skład w ojew ódzkich kom i
syj opieki społecznej w tych w ojew ództw ach. P rzew odniczą
jow y. Dalszy skład tw orzy sześciu członków sejmiku w oje
w ódzkiego, w ybranych przez sejmik na początku jego ka
dencji, czterech opiekunów społecznych, którzy są członkam i kcm isyj opieki społecznej pow iatow ej lub miejskiej (miast w y dzielonych z pow iatow ego zw iązku komunalnego), pow oła
nych przćz izbę w ojew ódzką, oraz czterech przedstawicieli stow arzyszeń społeczno-opiekuńczych, których listy ustana
w ia w łaściw a izba w ojew ódzka.
Art. 19. określa zadania w ojew ódzkich komisyj opieki społecznej poznańskiej i pomorskiej. M ają one w ydaw ać opi- nję i inicjatyw ę w zakresie:
1) organizacji i sposobu w ykonyw ania przez w ojew ódzki zw iązek kom unalny opieki społecznej,
2) koordynow ania działalności opiekuńczej innych zw ią zków komunalnych oraz stow arzyszeń i instytucyj z zadania
m i społeczno-opiekuńczemi wojewódzkiego zw iązku kom unal
nego,
3) prelim inarza w y d atków w ojew ódzkiego zw iązku ko
munalnego na cele opieki społecznej.
Art. 22. podaję ze w zględu na jego w ażność w brzemieniu dosłownem :
Na obszarze w ojew ództw pomorskiego i poznańskiego przepisy niniejszego rozporządzenia dotyczące opiekunów społecznych i gminnych komisyj opieki społecznej m ają zasto
sowanie do gmin stanow iących każda dla siebie miejscowy zw iązek w spierania ubogich jak rów nież do zbiorow ych zw iązk ó w wspierania ubogich.
Istniejące na obszarze w ojew ództw potnorskiegt) i poznań
skiego obszary dworskie łączą się dla celów opieki społecznej z gm inam i wiejskiemi w zbiorowe .związki wspierania ubo
gich, o ile takie połączenie już nie nastąpiło.
Rozporządzenie w ykonaw cze określi sposób połączenia obszarów dworskich z gminami wiejskiemi w zbiorowe zw iązk i wspierania ubogich oraz sposób ustanowienia opie
kunów społecznych i zorganizow ania komisyj opieki społecz
nej w zbiorow ych zw iązkach wspierania ubogich.
W końcu dow iadujem y się (art. 2.3), że w ykonanie rozpo
rządzenia o opiekunach społecznych i o komisjach opieki spo
łecznej porucza się M inistrow i Pracy i Opieki Społecznej oraz M inistrow i Spraw W ew nętrznych.
Ostatni wreszcie art. 24 nadmienia, że rozporządzenie w chodzi w życie z dniem ogłoszenia i obowiązuje na całym obszarze Rzeczypospolitej z w yjątkiem w ojew ództw a ślą
skiego.
I. K.
ł
Szczęsny O rłow ski.
O ustawowem wsparciu publicznem.
W sparcie publiczne jest to pomoc m aterialna udzielona ubogiem u na podstawie przepisów ustaw y w sparciow ej. Z tej definicji w ynika, iż wsparcie musi by ć faktycznie udzielone dla celów ustaw ą w sparciow ą przew idzianych i takie tylko w sparcie zasadniczo jest zw rotnem Z w iązk o w i w. ubogich siedziby w sparciu ubogiego, jeśli w sparcia udzielił Z w iąze k w. ubogich tym czasow ego miejsca pobytu. Jeśli ubogi prze
by w a w miejscowości nie będącej jego siedzibą w sparcia i po
trzebuje trw ałej pomocy publicznej, a taki zw iązek zam ierza ubogiemu udzielać św iadczeń ustaw ow ych, to w m yśl § 28 ustaw y o siedzibie w sparcia z 30. 5. 1908 zw iązek w . ubogich miejsca tym czasow ego pobytu m oże zaw rzeć w tym kierun
ku um ow ę z zw iązkiem w. ubogich siedziby w sparcia ubogie
go, a gdy osobnik jest ubogim krajow ym , to z K rajow ym Z w iązkie m w . ubogich.
Z w iąze k w. ubogich pierwszej instancji rozstrzyga o spo
sobie i rozm iarach w sparcia, przyczem nie w iąże go żadna taryfa. Nadmienia się, że taryfa m inisterjalna z d. 30. czer
w ca 1923 dotyczy jedynie zw ro tó w w y d a tk ó w poniesionych przez dany zw iązek w . ubogich na koszt drugiego zw iązk u w . ubogich. Natomiast taryfa ta nie przepisuje, jak w ysokie w sparcie m a być udzielane ubogim.
Pod względem sposobu udzielania rozróżniam y opiekę zam kniętą czyli zak łado w ą oraz otw artą, którą jest w szelka opieka niezakładow a. Dalej w ym ieniam y jeszcze opiekę po
m ocniczą, jeśli Zw iązek w . ubogich dla osobnika w szczegól
ności dziecka znajdującego się w jakiejś opiece np. na w y c h o w aniu w cudzej rodzienie udziela pewnego św iadczenia jako dodatku.
Pod w zględem rozm iarów w sparcia rozróżniam y z w y c z a j n ą opiekę spraw ow aną przez zw iązk i w. ubogich na podstawie ustaw w sparciow ych a nie będącą opieką udzie
laną przez K rajow y Zw iązek w. ubogich na podstawie § 31 ustaw y w ykonaw czej do ustaw y w sparciow ej (umieszczenie i leczenie w zakładach potrzebujących pom ocy ubogich u m y słow o chorych, idjotów , głuchoniem ych i niew idom ych, o ile tacy potrzebują opieki zakładow ej). Ostatnio w ym ienioną opiekę n azy w am y w łaśnie opieką nadzw yczajną.
Z w y czajna ustaw ow a opieka publ. przew iduje następują
ce św iadczenia: Konieczne utrzym anie daw ane jużto w go
tówce, jużto w naturze jak bielizna, odzież itp. W sparcie m o
że być udzielone także przez umieszczenie na czas potrzeby
w sparcia w gm innym domu ubogich albo też zw iązek w. ubo-
jrich może ubogiemu w skazać odpowiednią siłom pracę w e w n ą trz domu lub zewnątrz.
Umieszczenie w zakładzie pozamiejscow ym może nastą
pić na m ocy ugody zaw artej ze zw iązkiem w . ubogich, a jest
•ono szczególnie uzasadnione, gdy koszty utrzym ania w zak ła
dzie zam iejscow ym są mniejsze niż w miejscowym. Nadmie
nia się, że zasadniczo w ydatki na w ychow anie i naukę nie sta
nowią ustaw ow ych świadczeń zw iązku, ale jeśli cel umiesz
czenia w zakładzie był ten, by dziecko zachow ać od szkód i niebezpieczeństw, w ów czas w ydatki na utrzym anie w takim zakładzie są zwrotne.
Zw iązek w. ubogich w każdym razie winien potrzebujące
mu pom ocy publ. udzielić odpowiedniego umieszczenia albo zamiast tego może udzielić gótów ki na zapłacenie czynszu.
D alszcm świadczeniem ustawow em jest w ydatek na ko
nieczne leczenie i konieczne lekarstw a dla ubogiego. Koszty leczenia wenerycznie chorych także tu należą, o ile ubogi chory dobrowolnie zgłosił się do leczenia. Inaczej jest, gdy U rząd policyjny odstaw ił chorego wener. przym usow o do szpitala, bo w tedy w ydatki na ten cel ponosi policja.
Nadmienia się, że w ysyłki dzieci na kolonję letnią nie uznaje się za świadczenia ustawowe, inaczej jednak jest, gdy dziecko w ysłano dla celów leczniczych.
Koszty podróży zasadniczo są świadczeniem ustawowem tylko w w yjątkow y ch w ypadkach, a mianowicie, gdy w spar
cie dane na odbycie podróży w najłatw iejszy sposób posłu
ż y do tego, iż ubogi przestanie być przedmiotem opieki pu
blicznej w gminie pobytu albo gdy w miejscowości, do której zdąża, uzyskać może lepszą opiekę publ. lub pryw atną lub lepsze w arunki bytu.
Dalej świadczeniem ustaw ow em jest w ydatek na odpo- ni godności ludzkiej pogrzeb; dotyczy to także pochowania ubogich dzieci zm arłych w zakładach krajowych, jak głu
choniemych, niew idom ych, oraz w zakładach zapobiegawcze
go w ychow ania.
Pozatem w ydatki na utrzym anie w zakładach krajow ych ubogich głuchoniemych, niewidomych, epileptyków ponoszą z w ią z k i w. ubogich, przyczem jednak pow iaty zw racają gm i
nom 7 3 poniesionych na ten cel kosztów.
Siła twórcza cierpienia.
Nictylko radość ma moc tw órczą,ow szem cierpienie, zno
szone po chrześcijańsku, b y w a nierzadko źródłem dzieł zac
nych, przed któremi chylić nam czoła z uznaniem. Józefinę
Butler tragiczna śmierć córki skierow ała na drogę abolicjo-
ańzmu, stowarzyszenie „Dames du C alvaire“ , opiekujących
się chorym i na raka, stw o rzy ła 23-letnia w do w a opłakująca m ęża i dwoje m aleńkich dziatek.
N iezw ykła to była osobistość ta m łodziutka a tak już ciężko nieszczęściem dotknięta założycielka, o której bliższe szczegóły podaje styczniow y zeszyt „Correspondence lnter- nationale“ . U rodzona w L u g d u n ie w r . 1811, Joanna Franciszka C habot tak była im pulsyw na i niepohamowana, że W iz y tk i, które ją w y c h o w y w a ły , m iały z ta jedną uczennicą w ięcej kłopotu niż z całym zakładem . W 19 roku życia w y szła za m ą ż za pana Garnier a w 23-cim była już w do w ą i m ia ła dwoje dzieci na cmentarzu. Namiętna jej natura w yb uchła w k rzy k rozpaczy i buntu przeciw tej strasznej pustce, jaką śmierć tak nagle dokoła niej w y tw o rzy ła . U ratow ał ją w tej ciężkiej próbie duch pobożności w pojony od m łodu: z w łaści
w ą sobie żarliw ością zw róciła się ku -religji, tu szukając po
mocy i ulgi. W obrębie swej parafji rozw inęła niezmiernie gorliw ą działalność, oddając się na usługi biednym i chorym i nie cofajac się przed żadnym choćby najstraszliw szym w y padkiem.
Pew nego razu w spom niano jej o chorej m ieszkającej w dzielnicy ludnej, ale opuszczonej od w szystkich i pożeranej chorobą nieuleczalną. M ów iono, że to trąd. P ani Garnier po
szła do niej i na strychu w śród cuchnących oparów znalazła kobietę w łachmanach, której ciało było jednym w rzodem . Zdziczała była i nieufna, nie odpow iadała na żadne pytania.
Pani G arnier nie udało się w yd o b y ć z niej ani jednego słowa.
M im o to w róciła nazaiutrz i przychodziła odtąd co dzień.
Sprzątała izbę, m y ła chorą, robiła opatrunki, raz po raz w y chodząc na korytarz, aby zachw ycić pow ietrza, dusząc się praw ie w okropnym zaduchu. Chora staruszka patrzała obo
jętnie i daw ała ze sobą robić w szystko. W reszcie takje po
święcenie zm iękczyło jej serce. Pew nego ranka pocałow ała p. G arnier w rękę i rozpłakała się. W kró tce biedna trędow ata um arła opatrzona na drogę wieczności, pojednana, bez gory
czy. bez nienawiści, z okiem pogodnem w patrzonem w za
św iaty, w które nauczyła ją w ierzy ć miłość.
Ten jeden fakt rozjaśnił przed panią Garnier jej drogę.
Jakto, rzekła sobie, to w miastach naszych obok zby tku i przepychu, obok rozpusty, co się tak szeroko rozpościera, są takie nędze, takie cierpienia nieznane, takie kalectw a okropne, takie istoty opuszczone bez iskry nadziei?... Do zw y k ły ch szpitali ich nie przyjm ują, bo są nieuleczalne, dom y dla nieuleczalnych zam ykają przed niemi drzw i, bo niem a miejsca! M a jąż w ięc ginąć bez pom ocy, bez słow a otuchy, bez prom yka w iary, bez kubka w o d y ? Nie, trzeba je odszu
kać, obm yśleć dla nich schronienie, opatrzeć rany, ukoić zm ą
cone dusze. To potrafi tylko kobieta, a z kobiet najlepiej ta„
t
która ból w dow ieństw a nauczył miłosierdzia. P ani Garnicr postanowiła odezw ać się do w dów , aby je pozyskać dla swej myśli. Na początku natrafiła dużo trudności, lecz aprobata i zachęta arcybiskupa Lugduńskiego, kardynała de Bonald.
dopomogła je zw alczyć. Zaczęły otw ierać się sakiewki i od
najdyw ać pow ołania. Pani Garnier ułoży ła krótki statut dla swego stowarzyszenia, który dotąd obowiązuje w poszcze
gólnych „K alw arjach“ . O rganizacja obejmuje 1) panie w dow y, które m i e s z k a j ą w zakładzie i pielęgnują chorych;
2) panie w dow y, które p r z y c h o d z ą do zakładu opatry
w ać nieuleczalnych; 3) panie wdowy-zelatorki, które zbierają fundusze na niezbędne potrzeby; -1) członków , którzy w p ła cają składkę roczną. Cała organizacja opiera się na wdow ach.
Jeden z paragrafów m ó w i: Panie stowarzyszone nie tw orzą zakonu. Stow arzyszenie nie w ym aga od członków żadnych ślubów, ani wiecznych ani czasowych. Członkow ie nic rezy
gnują z rodziny, m ajątku, z wolności. To właśnie jest znamien
ną cechą tej organizacji i to ułatw ia zdobyw anie członków o naturze żądnej poświęcenia a przecie nie m ających w łaści
wego pow ołania zakonnego.
Dzieło to nie ograniczyło się do Lugdunu. Boleść innej ow dow iałej niew iasty zrodziła w krótce „Kalw arję Paryską**.
Pierw sze schronisko, bardzo prym ityw ne, w zaledwie znanej uliczce, obejm ow ało 5 w dów stow arzyszonych. P o roku było ich już 246. Ciasno było w maleńkim domku i niewygodnie.
Trzeba było pomyśleć o budowie większego zakładu, ale nie było pieniędzy. Bóg jednak tak rozgrzał serca, że fundusze w prędce się znalazły, i wnet stanęło schronisko na 60 do
tkniętych chorobą raka. Im w iększa nędza i im wstrętniejsze rany, tem łatw iej dostać się do „Kalwarji**. W r. 1924 Kal- w arja w P ary żu obchodziła 50-lecie swego istnienia. Z tej okazji jeden z lekarzy ordynujących w Kalw arji w gorących słowach oddał cześć temu .wdowiemu dziełu. Przypom inając, jak długo choroba raka traktow ana była w medycynie po m a coszemu, jak okropnym był los dotkniętych tą chorobą, sław i te, które w zięły sobie za zadanie łagodzić dolę tych nieszczę
śliwych. „W obec takiego zła jak ra k ‘ \ m ów i dr. Pradcl, „sa
me środki fizyczne, same lekarstwa, choćby najenergiczniej- sze,nigdy niestarczą. O dd ziały w aniem oralne jest jednym zgłów- nych czynników przy leczeniu przypadków nieuleczalnych.
Dzieło trwa, nie uroniw szy nic z ducha ofiary, w jakim zostało poczęte, a doskonaląc w ciąż w miarę postępu nauki lekarskiej środki fizyczne i urządzenia zakładowe.
Tak to na roli serc użyźnionych cierpieniem w zrastają cudne kw iaty poświęcenia i miłości.
„Którzy siali w łzach, będą żąć w radości**. (Ps. 123).
R. E.
129
Przewodnik Miłosierdzia.
0
Metody zdobywania środków na cele konferencyj św. Wincentego a Paulo.
Praca społeczna ma dziś wielu zwolenników i zwolenniczek.
Ponieważ w myśl ideologii św. Wincentego powinniśmy mieć dla wszystkich bliźnich jedynie miłość i życzliwość, przeto chcemy wierzyć, że ludzie dla tego na tej niwie pracują, iż poznali niski poziom uczuć samolubnych i pragną postępować według wskazań genjalnego i najpierwszego społecznika św. Wincentego, który pisał: „Życzeniem naszem być powinno, aby każdy przyczynił się do dobreigo na ziemi“.
Praca społeczna w dziedzinie charytatywnej nie może jednak pozostać na terenie abstrakcyjnym. Cel nasz jest istotnie wyższy, duchowy, ale idąc do niego musimy użyć środków bardzo real
nych, musimy żywić, leczyć, odziewać, a na to wszystko potrzeba funduszów. Ilekroć o konieczności zebrania ich wspominamy, w odpowiedzi słyszymy niezmienne narzekania na „wyjątkowo ciężkie czasy", na niebywałą drożyznę i zwiększającą się nie
ustannie trudność w pozyskaniu środków potrzebnych do wspie
rania ubogich.
Lecz mimo wspomnianych wyżej ciężkich czasów i drożyzny nie widzimy wokoło siebie zastraszających jej objawów. W y szedłszy na ulicę zauważymy zbytkowne sklepowe wystawy, futra, jedwabie i eleganckie obuwie na kżadej niemal osobie, kina i kawiarnie przepełnione. Jakoś ludzie na wszystko mają pie
niądze, widocznie im dochodów i zarobków wystarcza. Przecież, z małemi wyjątkami, stopa życia podniosła się raczej od czasu grozy lat wojennych. A że jednocześnie nastąpił przewrót nie
bywały w społeczeństwie, gdyż na wysokie stanowiska i intratne posady dostali się ludzie pozbawieni nieraz elementarnych zasad dobrego wychowania i kultury serca, która wielką inteligencję za
stąpić może, więc też serca ogółu są dziś twardsze i mniej wraż
liwe na ludzką niedolę. Zdobycie środków na rozliczne potrzeby ubogich jest bardzo trudnym do rozwiązania problemem, wymaga
jącym wielkiej energji i wielkiej pomysłowości. Musimy jednak koniecznie dopiąć tego napozór niedoścignionego celu.
Pierwszym warunkiem powodzenia jest wybór takich człon
ków zarządu, którzyby odpowiadali swemu zadaniu, oddali mu się całem sercem i wszystkiemi władzami swego- umysłu. Gdzie jest sprężysty zarząd, tam się towarzystwo dobrze rozwija pod względem moralnym i materialnym.
W wielu parafjadi np. liczba członków nigdy się nie zwiększa.
A przecież stale następują zmiany, nietylko mieszkańców przy
bywa, ale nieraz osoby, które przedtem nie należały do konferen
cji skutkiem pewnych okoliczności rodzinnych, dziś mogą być
i czynnemi i datkującemi paniami. Należy tylko zadać sobie trochę
trudu. Z kartoteki parafialne i lub też z ksiąg parafialnych trzeba
się dowiedzieć o osobach, które się do parafji sprowadziły i po
zyskać je na członków. Niezawsze jest to rzeczą łatwą; są kon
ferencje, które co roku wysyłają ,do nowych parafjan drukowane zaproszenia na członka Tow. Św. Wincentego. Martwe słowo rzadko wystarcza. Członkowie zarządu chcąc pracować dla idei św. Wincentego, chcąc zyskać mu jaknajwięcej zwolenników, muszą się własną pracą, własnym trudem do tego przyczynić.
Pani czynna, to nietylko ta, która osobiście ubogich odwiedza, ale każda osoba, która jakimkolwiek czynem przyczynia się do rozkwitu dzieła miłosierdzia. Trzeba więc zrzucić pychę z serca, uzbroić się w odwagę i w niewrażliwość na brak uprzejmości bliź
niego i samej ruszyć na ten zbożny werbunek. Trzeba bardzo uprzejmie zapukać nietylko do drzwi, lecz i do serc, poprostu przedstawić bolesny obraz szerzącej się nędzy i prosić o drobną, lecz stałą składkę.
Taka pielgrzymka napewno nam więcej członków zyska niż najbardziej kwieciście zredagowane odezwy. Nietylko bowiem Bóg musi pobłogosławić tej naszej ofierze z samych siebie, gdyż prosić i żebrać, nawet dla drugich, nigdy nie jest miło, ale i ludzie sami uwzględnią to nasze zaparcie się siebie i w dowód uznania pracy na członków się zapiszą.
Zwiększenie ilości członków, a co za tein idzie napływu skła
dek, nie wystarcza jednak na rosnące wciąż potrzeby ubogich.
Szukajmy dalej. Zarząd powinien stale współpracować z pro
boszczem danej parafji, który jest przeważnie dyrektorem kon
ferencji. Należy zatem prosić proboszcza, aby raz po raz polecał z ambony wiernym Tow. św. Wincentego a Paulo i zachęcał do popierania go, mówiąc o miłosierdziu, tej cnocie nadzwyczajnej, na której pełnieniu więcej moralnie korzystają ci, co ją czynią, aniżeli ci, dla których bywa wykonywana.
Znamy parafję! w Poznaniu, w której proboszcz, dziś jeden z wysokich dostojników Kościoła, rzucił pewnej niedzieli z am
bony myśl nową, a bardzo rozpowszechnienia godną. Oto poprosił parafjan, aby kto może, komu to wielkiego uszczerbku nie czyni, przyniósł raz na tydzień, w oznaczony dzień, w którym się odby
wają zebrania parafialne konferencji, do lokalu, gdzie się one od
bywają, jeden boćhenek chleba. Bochenek chleba, te dwa czy trzy funty, to groszowy wydatek. Chleb ten w większych ilo
ściach zebrany i przez panie czynne ubogim roznoszony w znacz
nej mierze odciąży budżet konferencji, byle tylko tych bochenków było dużo, bardzo dużo. Składać je może nietylko członek kon
ferencji, ale każdy człowiek, który nie zaciąga przez to żadnych zobowiązań a mimo to ma zasługę.
Znamy konferencję w jednem z większych miast wielkopol
skich, gdzie dzielna przewodnicząca, głęboko ideologją św. W in
centego przejęta, nie urządza nigdy żadnych imprez dochodo
wych, a używa tylko jednego wypróbowanego i niezawodnego środka. W adwencie, w czasie kiedy serca polskie są jakoby
9*
t
bliskiem nadejściem uroczystych świąt rozszerzone, gdy nawet bardzo samolubny człowiek nieraz się myślą o „gwiazdce" roz
czuli, bo mu odlegle dzieciństwo i dom rodzinny przed oczami stawia, zwraca się ta rozumna pani do swego proboszcza z wielką prośbą: aby z ambony rzucił wszystkim parafjanom gorące i ser
deczne wezwanie, aby czy w gotówce czy w naturaljach złożyli na probostwie ofiarę dla ubogicli św. Wincentego. Konferencja raz na rok tylko prosi, zresztą nigdy się nie narzuca, żadnemi zbiórkami ani kwestami, prosi zato bardzo serdecznie i bardzo swoich ubogich poleca. Rezultat bywa wspaniały: parafjanie do
browolnie śpieszą z datkami, a z drobnych ofiar 1000 złotych się zbierze, podczas gdy ponadto dary w naturze sumie tej niemal dorównują.
W wielu parafjach XX. proboszczowie chętnie się godzą, aby wszelkie ofiary pieniężne składane do skarbonki „na chleb ubo
gich św. Antoniego** wrętezane były Konferencji św. Wincentego, która je istotnie na chleb dla ubogich obraca. Konferencje też uzyskują łatwo od proboszczów zezwolenie, aby w dane święto czy niedzielę, czą&em dwa razy na miesiąc, panie stanęły z pu
szką w kościele czy przed kościołem i datki na swych ubogich zbierały. Powinniśmy wogóle ściśle złączyć naszych ubogich z naszą parafją i trochę po ludzkui tym razem rzeczy biorąc, wmówić naszym parafjanom, że trzeba, aby u nas, w naszej pa- rafji, naszym ubogim jak najlepiej się działo.
Polak niestety nie ma chęci do oszczędzania, tyle się rzeczy u nas marnuje, z których gdzieindziej tysiące na dobre cele zbie
rają, Kiedyś, przed wojną jeszcze, w Heidelbergu, grono Pań dobrej woli pragnęło założyć dom pracy dla biednych dziewcząt, które smutnym zbiegiem okoliczności znalazły się na ulicy, a z drogi grzechu do uczciwej pracy wrócić pragnęły. Środków naturalnie nie było, najgenialniejsze bowiem pomysły najwspa
nialszych dzieł miłosierdzia rodzą się przeważnie w bogatych w miłość sercadh, a nie przy pełnej kieszeni. Placówkę należało jednak zaraz stworzyć. Dzielne inicjatorki postarały się najpierw o kąt jakiś, o lokal, a następnie po całem mieście zaczęły zbierać wszystkie niepotrzebne już nikomu1 rzeczy: stare kapelusze, ga
zety, butelki, blaszanki, rondle, abażury, żelastwo, kalosze, nie
modne suknie, parasole, stare zabawki, pudelka, jednem słowem wszystko, oo w tylu domach bezużytecznie leży, miejsce zabiera tylko i staje się gniazdem szkodników. Uruchomiwszy pracownię, w której i własnych rąk nie szczędziły, dezinfekowały, 'czyściły, przerabiały i niebawem otworzyły magazyn, gdzie dostać można było i tańszą skromną odzież i pantofle domowe i ozdobne po
duszki z resztek wykonane, gałganki zaś, starą miedź i żelazo do fabryk sprzedawały. A schronisko dla dziewcząt całe swe utrzy
manie z tych dochodów czerpało. Dziewczęta nabierały chęci do
pracy, prześcigały się w pomysłowości, myśli ich i życie całe na
normalne i uczciwe wracało tory.
Na prowincji, w mniejszych centrach nieraz wcale ładny zysk przynosi umiejętne zorganizowanie „dnia kwiatka", byle tylko wybrać dzień jakiś specjalny, w którym dużo ruchu na ulicach.
Ponieważ każdy człowiek po pracy potrzebuje wytchnienia i rozrywki i z największą ochotą do niej dąży, wykorzystajmy ten moment psychologiczny, ale wykorzystajmy rozumnie, nie zba
czając ani o pół kroku z drogi wytkniętej nam przez wielkiego założyciela. Wiemy, że Konferencja św. Wincentego jest towa
rzystwem religijnem, że od członków jej wymagamy pewnego pogłębienia religijnego, od tej zasady odstąpić nam nie wolno dla żadnych względów ludzkich. Równocześnie więc nie wolno uży
wać dla dobrego celu metod zdobywania środków przeciwnych duchowi św. Wincentego. Dotkniemy tu palącej i bardzo drażli
wej kwestji, która już niejedną burzliwą dyskusję wywołała, dziś bowiem ludzie od 16-go do 50-go roku życia uznają jeden tylko rodzaj rozrywki, a nią jest taniec. Czy zatem w najgorliwszym zamiarze zebrania funduszów „na ubogich św. Wincentego" mo
żemy urządzać zabawy tańcujące? Bezwzględnie nie, gdyż to nie licuje z dostojnością konferencyj i poprostu im ubliża. Taniec w dzisejszycb warunkach mody, stroju, sposobu tańczenia nie może być tańczony „na chwałę Bożą i na pożytek bliźnich", a o to przecież w naszej pracy chodzi. Przecież dziś i książki i prasa, ani ascetyczne ani specjalne religijne, tylko poważne 1 rozsądne, głośno potępiają ten masowy szał tańca, któryi ogarnął ludzi każ
dej płci, wieku i stanu. Mamyż i my iść po linji najmniejszego oporu, hołdować modzie, przemijającemui, miejmy nadzieję, zwy
czajowi, aby usłyszeć z ust ludzi „tego świata", ludzi zdaleka od wszelkiego ruchu religijnego stojących, rzucone nam lekceważące, ironiczne pytanie: „Ach, więc i św. Wincenty tańczy?" — Sw.
Wincenty... Wyobraźmy sobie, jakie byłoby nasze względem niego położenie, gdyby On tak cudem wśród nas stanął w chwili, gdy dla rozszerzenia jego haseł, dla ulżenia nędzy jego ubogich urządzamy dancing.
A nasi ubodzy?...
Wyobraźmy sobie, że na zabawę tańcującą wejdzie nagle biedna, schorzała staruszka, lub matka opuszczona, której sze
ścioro drobnych dzieci w łachmanach, nigdy do syta najeść się nie może i w ciemnej izdebce promyka słońca nigdy nie ogląda, czyby nam to miło było, czy rumieniec wstydu twarzy by nam nie zalał?
Św. Wincenty stworzył wiekopomne dzieło, ale św. Wincenty nie tańczył, a żebrał.
Żebrajmy i my.
Odpowiedzą nam może, że dziś inne czasy, inni luidzie. Na
turalnie. Ale o ileż my dziś w stosunku do 17 wieku, czasu dzia
łalności św. Wincentego, jesteśmy więcej wykształceni i społecz
nie uświadomieni, jak się horyzont nasz umysłowy rozszerzył, ileż
przybyło potrzeb i rozrywek umysłowych?
Św. Wincenty dokonał sam niesłychanego przewrotu w oby
czajach współczesnych ludzi, którzy pojęcia nie mieli o obowiąz
kach sfer zamożnych względem nędzarzy. Idąc jego śladem mu
simy i my dążyć do wprowadzenia zmian na lepsze i wśród ubo
gich i wśród tych, którzy dla nich pracują. Rozrywki szukać wolno, ale godziwej, trzeba tylko chcieć zadać sobie dużo trudu, a celu napewno dopniemy.
Spróbujmy zorganizować ciekawe, popuJarne odczyty lub w y
kłady na tematy bieżące, ale wybierajmy dobrego prelegenta lub prelegentkę, który rzeczywiście potrafi zainteresować i porwać słuchaczy. Istnieją przecież prelegenci, na których wykład bile
tów braknie, trzeba tylko najpierw zrobić dobry wybór osoby, aktualnego lub ciekawego tematu, ogromną poprzeć go reklamą, jednem słowem nigdy trudu swego nie żałować. Ludzie lubią dziś widowiska krótkie, wesołe, mieszane, dlatego t. zw. wido
wiska kabaretowe cieszą się takiem powodzeniem. Wiemy jednak, że treść ich bywa poprostu nieobyczajna. Czy my jednak nie po
trafimy się zabawić wesoło i przyzwoicie? Czy my i w skarbach naszej literatury i w muzyce polskiej nie znajdziemy rzeczy po
godnych, wesołych, humorystycznych nawet, czyż nie wyszukamy ślicznych pieśni i piosenek, które zająć i zachwycić mogą, nie wkraczając niczem w dziedzinę tak ulubionej dziś pornografii?
Spróbujmy stworzyć coś w tym rodzaju, niech to będzie na
wet „kabaret1*, ale dla porządnych ludzi, nie dla rozwydrzonego motłochu. Niedawno interpelowaliśmy w tej kwestji, nie żadnego starego, a więc siłą rzeczy cnotliwego wujaszka, ale młodego 20-letniego, inteligentnego młodzieńca, studenta na trzecim kursie uniwersyteckim, znającego zagranicę, Paryż, Belgję i t. d.
Oświadczył nam kategorycznie, iż wcale nie trudno stworzyć tego rodzaju przyzwoitą rozrywkę i że dużo ludzi wdzięcznych za nią, tłumnie by na nią uczęszczało, tylko na początek potrzeba trochę trudu i wysiłku. O to mniejsza, wszak wiemy, że osoby pracu
jące „dla św. Wincentego" sił swoich nie szczędzą. Tej zimy jedna z konferencyj poznańskich urządziła t. zw. „Dziennik mó
wiony". Na estradzie przy stole redakcyjnym zasiedli „redaktorzy i reporterzy". Z kolei odczytywali i artykuł wstępny i telgramy i feljeton i wiadomości bieżące i ogłoszenia, a że w tem wszyst- kiem było dużo dowcipu i huimoru, tłumy publiczności witały je salwami śmiechu i bawiły się znakomicie. Dochód zaś był bardzo znaczny. W zapadłem miasteczku na prowincji brak rutynowa
nych „redaktorów", to też stawiając mniej wygórowane wymaga
nia, poszukajmy wśród inteligencji miejskiej i wiejskiej, wśród nau
czycieli, młodzieży, osób dowcipnych, zawsze się takie znajdą, byle umieć szukać i zachęcać i stwórzmy taki „mówiony Orę
downik powiatowy". Na prowincji jest zawsze tyle drobnych a interesujących wszystkich mieszkańców spraw lokalnych, że bez cienia złośliwości możemy stworzyć rzecz doprawdy miłą i za
bawną.
Doskonale,zwłaszcza przed świętami, Gwiazdką lub Wielka
nocą, udaje się nieraz wenta spożywcza.
Wykorzystując przedświąteczne uroczyste nastroje, rozliczne gospodarskie przygotowania, zbierzmy po dworach i od osób za
możniejszych w miasteczku różne zapasy, ciasta, wędliny i urzą
dziwszy skromnie, lecz gustownie jaką salkę, zorganizujmy wentę, naturalnie pod protektoratem najznaczniejszych i najbardziej wpły
wowych) w mieście osób, bo w tym wypadku względy ludzkie muszą być brane w rachubę. Przed Gwiazdką do wenty spożyw
czej dołączyć możemy sprzedaż zabawek, ozdóbek na choinkę, drobnych książek oraz różnych drobiazgów, które tyle osób na podarki gwiazdkowe kupuje, a nabywając je na takim bazarze czy wencie spełnią mimochodem zupełnie i dobry uczynek.
O ile znów w jakiem mieście jest wystawa rolnicza czy ogrod
nicza, czy wogóle duży zjazd okoliczny, poprośmy restauratora, gdzie się na obiad licznie schodzą, poprośmy elegancką kawiarnię, aby nam pozwolono postawić stolik i parę krzesełek, gdzieś nie
daleko drzwi, gdzie obowiązkowo każdy przechodzić musi, ustaw
my tacę i difżą kartę: „na ubogich", czy „na obiady ubogich św.
Wincentego" i niech dwie panife przy tym stoliku zasiędą, jaknaj- uprzejmiej mówiąc „Bóg zapłać" za najmniejszy nawet datek.
Ten sposób kwesty działa niezawodnie na ludzką psychologję.
Przeciętny człowiek — zakamieniałych skąpców i samolubów nie bierzemy tu w rachubę — wydawszy kilkanaście złotych na dobry obiadek, lub kilka na czekoladę z ciastkami czy lody, wstydzi się przejść obojętnie obok napisu: „dla biednych" czy
„głodnych".
Są miasta znaczniejsze, gdziei w czasie przedgwiazdkowym dana instytucja dobroczynna zwraca się do właścicieli większych sklepów z prośbą, aby zgodzili się na ogłoszenie w gazetach, iż tego a tego dnia w ich magazynie odbędzie się sprzdaż „rabatowa"
na cel wymieniony. Te a te panie tam zasiędą, im znaczniejsze i wpływowsze, tem naturalnie lepiej. Wówczas panie zasiadają przy kasie (mogą być przy obecnej kasjerce) i rzucają od czasu do czaśu z miłym uśmiechem zamożniejszym znajomym: „naddatki przyjmuje się z wdzięcznością", kupiec zaś 10% całodziennego obrotu oddaje na cel dobroczynny bardzo chętnie, gdyż o ile rekla
ma dobrze zorganizowana, a panie łubiane i gościnnie u siebie w domu przyjmujące, obrót bywa tego dnia ogromny.
Istnieją pozatem i żywe obrazy i teatr amatorski, rzeczy na razie dlatego „wyszłe z mody", że nikomu poprostu się nie chce zająć niemi. Spróbować jednak zawsze można. Jeśli moda ubra
nia, umeblowania, kwiatów nawet powrotną falą powraca zawsze co lat kilkanaście lub kilkadziesiąt, czemużby nie miała powrócić moda miłej, kulturalnej towarzyskiej rozrywki? Pamiętajmy tylko, że wybierając czy sztuki sceniczne czy temat do żywych obrazów musimy się stale trzymać pewnej linji i pewnych tema
tów, unikając fars, baletów i t. zw. popularnie lekkiej muzy.
■