• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 14, nr 9 = 126 (1934)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 14, nr 9 = 126 (1934)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ WRRSSfWfl KREKÓW PGSNflŃOD

H lE S łĘ C Z N lK SODHUeyj MHRJflttSKffiH

n u e 3HIÓU S2łfÓŁ ŚREBNłeH W P O LSC E . C 3

R D R E S R E D .I R D M 1 N I S T R .

K S . 3 0 3 E P WINKOWSKI

2 H K G P H M E X M A Ł O P O L S K A X Ł U K a S Z Ó W K a .

(2)

Warunki prenumeraty na r. szk. 1933/4;

Całorocznie (9 numerów) z przesyłką poczt.:

Dla sod.-uczniów i młodzieży wszelkiej kategorji w Polsce do 20 egzemplarzy miesięcznie : 2'25 zł za każdy egzemplarz. Ponad 20 egzemplarzy miesięcznie 1'80 zł. — dla osób starszych w Polsce 3‘15 zł. — Dla wszystkich zagranicą 4-50 zł.

Pojedynczy numer z przesyłką pocztową:

Dla sod.-uczniów i młodzieży wszelkiei kategorji w Polsce 25 gr. Ponad 20 egzemplarzy miesięcznie 20 gr. — Dla wszystkich osób starszych w Polsce : 35 gr.

— Dla wszystkich zagranicą: 50 gr.

Nr. Konta P. K. 0 . 406.680.

TREŚĆ NUMERU: str

Nasze h a s ło : Kieruj się w życiu praw dą! ... 193

Na w a k a c j e ... 194

Wiadomość k o n g re s o w a ...195

Chrystus na ulicy — B W ó j c i k ... 195

Ku przebudowie zebrań sodalicyjnych — VIII. (dokończ.) — X . J. W inkow ski . 198 Jak się odbyła kanonizacja św. Jana Bosco ... 200

Jego sekret — S. M ...202

Z szatanów najzasłużeńszy — X. R o u x ... * ... 204

Wiadomości katolickie — ze ś w i a t a ... ... ?05

Dwudziestolecie S. M. u. g. p. w B o c h n i ...206

Z niwy misyjnej — Praca ml*, w Mezopotamjl, Persji I Azji Centralnej — Na­ wrócenie anlmlstów w Indjach — Misje wśród budystów BIrmanji — Na­ wrócenie hindusów Cejlonu — Praca dla mlsyj na waka ja' h — ). R ylew icz 207 Nowe książki i wydawnictwa — K rzesiński — K ow alski — M ichalak — E rem us 209 CZĘŚĆ URZĘDOWA i ORGANIZACYJNA : Komunikat Prezydjum Związku nr. 5 2 ... 210

Wiadomości kongresowe, rekolekcyjne, kolonijne ... 211

Nasze sprawozdania ( T r z e m e s z n o ) ... 211

MarjańskI kalendarz} k s o d a llc y jn y ... 212

N e k r o l o g j a ... 212 VIII. Wykaz darów 1 w k ła d e k ... na okładce

VIII W YK A Z DARÓW i WKŁADEK

(za czas od 19 kwietnia 1934 r. do 15 ma)a 1934)

Wkładki XX. Moderatorów (według ustawy konferencji XX. Moderatorów w Wilnie). X. Dzlurzyckl B u c z a c z 4, X. Hanelt B y d g o s z c z 4, X. Małachowski D z is n a 4, X. Romejko G r o d n o III. 4, X. Kaczmarek K o l u s z k i 6, X. Mens K r a- k ó w VI. 4, X. Fuksa K r o s n o II. 4, X. Gnitka K r ó l . H u t a 4, X. Oprzędklewlcz L w ó w VII. 4, X. Mołdoch L w ó w VIII. 4 05, X. Drygas P o z n a ń IV. 4, X. Jochem- czyk P s z c z y n a 8, X. Lublenluk S i e d l c e II. 4. X. Pogorzelski S ł o n l m II. 2, X. H let S t r y j I. 8 X. Basta T » r n ó w II. t, X. Chrobak T a r n ó w III. 4, X. Olszew­

ski T o m a s z ó w M a z o w . 4, X. Michałklewicz W ą g r o w 1 e c 4, X. Małachowski W e j h e r o w o II. 8.

Wkładki sodalicyj związkowych (po 4 gr. od każdego członka miesięcznie po­

dano w groszach) Będzin 200, Biała Mał. I. 140, Bochnia 380, Brodnica 220, Brzozów 200, Bydgoszcz V. 60, Chojnice 236 Chrzanów 140 Gdańsk 120, Gorlice 156, Gru- dziąc 11. 160, Jarocin 270, Jarosław I 116, Jasło 400, Kalisz 1. 720, Kępno 60, Kiel­

ce III 480, IV. 800, Kraków I. 504, III. 240, V. 768, VU. 2208, X 100, Krosno I. 272, II 288, Krotoszyn I. 176. Król. Huta II. 2000. III. 160. Łódź III. 148, IV. 120, Łuck 1000, Nowy Sącz I. 4220, Ostrów Pozn. 180, Pińsk 1060, Poznań IV. 760 VIII. 180, Pułtusk 144, Rawicz 560, Ruda Śl. 324, Rzeszów I. 140, Sanok 324, Siedlce II. 301, III 180, Stonlm II. 600, Starogard 900, Staszów 756, Stryj 168, Szamotuły 140, Tar­

nów IV. 212. Toruń I. 176 Wejherowo I. 960. II. 723, Wieliczka 400, Wilno I. 321, Wolsztyn I. 240, II. 480, Zakopane 560, Zduńska Wola 108. Razem sodalicyj 58.

OWi»<łlrę p m jf ilr to w n ł p ro f . K K l o t i o w i lc i , Z a l r o p a n * .

(3)

Następny numer wyjdzie dnia 1 października 1934.

We wrześniu miesięcznik nie wychodzi.

Nasze hasło na nowy rok:

Kieruj się w życiu prawdą H

D laczego nie: B ądź p r a w d o m ó w n y m — jak to dotąd zwykle b rzm iało ?

D laczego nie; M ó w praw dę, unikaj k ł a m s tw a ? ? Bo to w sz y stk o za m a ł o !

W dzisiejszych czasach trzeba nam czegoś więcej. Ż yje­

m y przecież w epoce dziwnej nieszczerości, fałszu, zakłamania.

N iestety — ale niemal każda dziedzina życia stała się p o d o b n ą do sceny, na której działają i m ów ią ludzie „uchara k te ry zo w a n i".

K ażdy stara się usilnie osłonić i ukryć sw oje istotne „ ja “ — i gra!

G ra w do m u , w szkole, w tow arzystw ie, gra słowem, miną, gestem , obejściem całem. Stąd ta o g r o m n a nieufność i podejrzliwość w śró d ludzi, naw et w śró d nas m ł o d y c h . . . S karga: dziś n ik o m u wierzyć już nie m o żn a — zeszła do n a j ­ m łodszych i zrodziła w nich przedw czesną gorycz pesym izm u, zniechęcenia, z a w o d u . . .

D la te g o m y sodalisi rzucam y hasło jasne, otw arte, s z c z e r e : K i e r u j s i ę w ż y c i u p r a w d ą !

P r a w d ą w myśleniu uczciwem i jasnem , b e z sofistycznych w y k rę tó w i p r z e s k o k ó w . . .

P ra w d ą w m o w ie : tak, tak — nie, nie, bez trującej na dnie k a ż d eg o zdania blagi.

P r a w d ą w czynie, w p o stę p o w a n iu chrześcijańskiem, mę- skiem, rycerskiem i h o n o r o w e m w obec w yższych i niższych, przyjaciół i w ro g ó w , swoich i obcych.

K i e r u j s i ę p r a w d ą !

I nie wierz ani na chwilę, że przez to s tr a c is z ! C h o ć b y ś d robną, doraźną poniósł szkodę — tw oja istotna w artość m o ­ ralna, twój charakter, jak praw da kryształow y i jak p raw d a

(4)

194 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 9

niezłom ny, zyskają ci uznanie i cześć w szystkich szlachetnych ludzi — o innych wszak dbać nie będziesz.

A g d y b y ś i d użo znieść i ścierpieć musiał dla praw d y — to pom nij, że w tej samej chwili otoczą cię niezliczone, wiel­

kie d u c h y m ęczenników praw dy, najlepszych, najszlachetniej­

szych z s y n ó w ludzkich i słodko przyjm ą cię w swe przejasne g r o n o i nazwą cię swoim druhem , rycerzem bez skazy i pra­

w d y m ajestatu sługą i wyznawcą. I już ci nigdy żal nie b ę ­ dzie, iżeś pracował, walczył i cierpiał, by się kierować w ż y ­ ciu m łodem , w życiu całem p r a w d ą !

— Czy ktoś z Was wątpi choć trochę, że wakacje sodalisa po­

winny na sobie odbijać wszystkie cechy tego wyższego życia, które znam ionują duszę członka m arjańskiego rycerstwa?

— Chyba nikt!

A przeto nikt nie będzie się dziwił, gdy powiem, że sodalicyjne wywczasy nietylko żadną miarą nie mogą być dla nas obniżeniem lotu i rozluźnieniem tężyzny duchowej, lecz przeciwnie, winny ją p o ­ głębić i utrwalić.

W jakim kierunku? — zapytasz.

Niech ci odpow iedzią na to będą trzy rady, trzy wskazówki.

Na wakacjach najpierw zbliż Twoją duszę do Boga, którego wi- nieneś wszędzie szukać i wszędzie znajdować. W modlitwie codziennej, w kościele częściej niż zwykle (tyle masz cz asu !), w Komunji świętej, w piękności i majestacie p rzyrody...

Zbliż twoją duszę do ludzi! Życie i obowiązki szkolne zoboję­

tniają cię w pewnym względzie dla spraw innych ludzi, zwłaszcza twoich najbliższych. Jakże często nie rozumiesz ich, nie chcesz, nie umiesz zrozumieć. Odsuwasz od siebie ich przeżyci?, ich troski, ich sprawy, zwłaszcza jeśli powoli wychodzisz z ich niższego położenia społecznego ku wyższym szczeblom inteligencji. W czasie wakacyj zbliż się do nich! Chciej szczerze zrozumieć ich, odczuć, wżyć się w ich ż y c ie ... W tedy może dopiero ocenisz, ile im zawdzięczasz i wtedy radosną ci będzie każda pomoc, każda usługa, każda odpła­

ta najbliższym ...

Zbliż się wreszcie do własnej duszy! Dziwi cię to wezwanie — prawda? Ale pomyśl, rozważ, jak ci nieraz obcą twoja własna dusza, jak odległą, obojętną. Jak dla niej w roku strasznie nie masz czasu, współczucia, o d d a n ia ... Tyle lat już żyjesz, ile w nich uczyniłeś dla duszy, dla twojej własnej duszy? Cóż ci szkodzi w długich dniach wakacyj choć czasem do tej duszy m łodej zaglądnąć, w sam otności

(5)

Nr 9 PO D ZNAKIEM MARJ1 195

obcow ać z samym sobą, na chwilę być sobą, pozbywszy wszystkich nalotów i tej całej warstwy nieszczerości, sztuczności, którą niby w strętną szminkę, życie nałożyło już na świeże, rum iane, czyste oblicze twej młodzieńczej duszy!

Ach! Ileż bezcennych skarbów dałyby ci takie w akacje!

Czyżbyś naw et nie m iał spróbow ać?

Nie w ierzę! Więc w w y siłk u : Szczęść ci B o że!

Jego Ekscelencja ,

Najdostojniejszy Książę - Metropolita krakowski

X. Dr A D A M STE F A N SA P IE H A

raczył objąć protektorat naszych jubileuszowych uroczystości jasnogórskich i przyrzekł osobiście przybyć na Kongres, odprawić dn. 5 lipca Mszę świętą dla sodalisów, wypowiedzieć arcypaster- skie słowo i udzielić nam Swego błogosławieństwa!

BRONISŁAW WÓJCIK T. J.

V als- p re s -le - Puy (Francja)

Chrystus na ulicy...

Taką myśl nasunęła mi mała książka, znaleziona na placu tar­

gowym w M ontpellier wśród starych powieści i czasopism. O bejrzał ją przedem ną jakiś podoficer artylerji, potem służąca, wreszcie student uniw ersytetu, który też podał mi ją, m ów iąc: „C’est pour vous, mon- sieur 1’abbe".*)

E w a n g e lja .

Zdawało mi się , że z pożółkłych kartek wyjrzała sm utna twarz C hrystusa — p y tając eg o : „Czy tylko dla c ie b ie ?“

Nowy T estam ent wydany w 1832 roku. W ciągu tego wieku przez ile rąk przeszedł? — ile czytało go o só b ? — ile serc czerpało

*) To dla k się d z a !

(6)

196 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 9

zeń pociechę? Był może pam iątką rodzinną i po wymarciu rodziny sprzedano go na licy tacji... Może zgubiono go w k o ściele ... A może, może z salonu, gdzie leżał na honorowem m iejscu, dostał się do bi- bljoteki, a stam tąd jako przedm iot niepotrzebny i zawadzający zawę­

drował do tej targowej antykw am i?..

1 Chrystus znalazł się na ulicy!

Dosłownie na ulicy.

Chrystus obok bohaterów powieści G ide’a, Loti’ego, P revoust’a, D ek o b ry ...

Każdy przechodzień m ógł Go oglądać i targow ać się o cenę. Bo nawet i cenę nałożono. Półtora franka.

Tylko półtora franka i przez trzy miesiące nikt książeczki nie kupił — westchnął kupiec.

Przypuśćmy, że w ciągu jednego dnia najm niej dziesięć osób otworzyło tę ewangelję. Tysiąc osób mniejwięcej przez te trzy m iesią­

ce spotkało się z Chrystusem na ulicy, na placu publicznym. Jaki od ­ ruch duszy towarzyszył tym spotkaniom ?

C hrystus na ulicy.

Za życia swego na ulicach Jerozolimy, N a zare tu , Kafarnaum, Betanji — obecnie na ulicach Warszawy, Berlina, P aryża, Londynu, na ulicach wszystkich miast. Gdybyśmy umieli patrzeć, znaleźlibyśmy Chrystusa na każdym kroku; gdybyśm y umieli słuchać, rozeznalibyś- my Jego głos w każdem słowie; gdybyśm y umieli kochać, ukochali­

byśmy Go w każdym bliźnim. Powszechnie mówi s ię , że w każdym ubogim , w każdym nieszczęśliwym kryje się Chrystus — Chrystus ubogi i prześladowany... Czy jednak Chrystus, który chciał przejść przez tajem nicę szatańskiego kuszenia, nie kryje się w studencie, walczą­

cym z p o k u są... w młodym robotniku, który właśnie opuszcza salę kinow ą, gdzie widział na ekranie przepych i rozkosze życia? Czy C hrystus, którego tłum chciał obrać królem , nie kryje się znów w dzia­

łaczu politycznym , którego proszą o objęcie wiadzy nad ruchem , nad partją, ku niezgodnym z Bożem prawem idącym ce lo m ? ..

Mówiąc o nakarm ieniu g ło d n y ch , napojeniu spragnionych, przy­

odzianiu nagich, Nasz Pan myślał może i o innem pragnieniu i o i n ­ nej n a g o śc i. . . Nie trzeba być poetą, by w iedzieć, że można być nagim w sm okingu, głodnym po bankiecie i mieć pragnienie po otrzeźwia­

jącym coctail’u. A przecież Chrystus powiedział: ....Byłem głodny, byłem n a g i..."

Stare i znane prawdy — powie ktoś.

Oczywiście — stare i znane prawdy.

Tak stare i tak znane, że przechodzimy obok nich obojętnie.

C hrystusa powinniśm y widzieć i nietylko widzieć w każdym czło­

wieku.

A tymczasem . . . zresztą to też znana prawda.

Chrystus umarł za nas na krzyżu. My wiemy o tern wszyscy.

Mv jesteśm y nadzwyczaj czu li, gdy chodzi o nasz ból, my jesteśm y

(7)

Nr 9 PO D ZNAKIEM MARJi 197

nawet pełni współczucia, gdy widzimy cierpienia bliźnich. Prześlado- dowania w Meksyku i w H iszpanji, straszna rzeź w Armenji i ucisk żydów, wspomnienia o katastrofach dawnych i obecnych wzruszają nas — i słusznie — jesteśm y ludźmi.

A obok Chrystusa na krzyżu przechodzim y obojętnie.

W pewnem muzeum widziałem przed rzeźbą przedstawiającą P ro­

meteusza grupę osób. Przez kilka minut wszyscy zachwycali się głośno mistrzowskiem oddaniem nadludzkiego bólu w rysach bohatera... Gdy przechodzili do następnej sali, pierwszy, który przekroczył próg, od' wrócił się, mówiąc:

— II n’y a qu’une croix par ici*).

I wszyscy przeszli do dalszych s a l... Przed wspaniałym, w gra­

nicie kutym krzyżem bretońskim nikt się nie zatrzymał.

Eh! Tu nic niem a! Jakiś krzyż tylko!

Przypomniało mi to słowa pewnego neopoganina, który w Arles pokazywał mi dwie wspaniałe kolumny m arm urow e, resztki teatru rzym­

skiego.

— One są tem dla m nie, czem dia was chrześcijan jest krzyż.

Przez trzydzieści lat codziennie spędzał godzinę przed dwiema marmurowemi kolum nam i, dźwigającemi resztki architraw u. . .

A my z jakiem uczuciem przechodzimy obok krzyża? Czy on nam nic nie mówi ? W niektórych miastach jest zwyczaj skupiania się czasem przez przeciąg jednej minuty przed grobem Nieznanego Żoł­

nierza, który zginął za ojczyznę. . . Czy my poświęcamy przynajmniej pół minuty dziennie Chrystusowi ukrzyżowanemu? Ukrzyżowanemu za wszystkich i za każdego z nas w szczególności?..

A do tego nie trzeba wiele.

Chrystusa spotykamy wszędzie, nawet na ulicy, w drodze do szko­

ły, na wycieczce, na boisku sportowem ; prawie we wszystkich naszych książkach znajdziemy imię Chrystusa. Nie omijajmy Go obojętnie!

Bo przecież cała nasza wartość polega na naszem osobistem ustosunkowaniu się do C hrystusa: a wykładnikiem jej jest odruch naszej duszy, spotykającej wielkie Jego Im ię. ..

Z jakiem uczuciem stajemy oko w oko z Chrystusem ? Cała rzecz jest w t e m !

Chrystus na ulicy.

Widzieliśmy, że przypomina nam Go w szystko, że od nas tylko zależy, by odczuć tę atmosferę C hrystusow ą, która nas zewsząd ota­

cza. W N im ruszam y się, żyjem y i jesteśm y. Mówią nam o Nim i rzeczy i ludzie.

Prawdziwie Chrystus na ulicy.

*) Tu nic niema ! Jakiś krzyż tylko !

(8)

198 PO D ZNAKIEM MARji Nr 9

Lecz wejdźmy nieco głębiej. Pow iedzm y — C hrystus na ulicy naszego serca. Czem u n ie ? Nasze serce jest m ia ste m , gdzie nasze ży­

cie kreśli ulice i place, przedm ieścia i dzielnice. W łaściwie głównym jego założycielem jest Chrystus P a n , który od chrztu naszego prze­

biega dro g i, ulice naszego ż y c ia ... naszego serca, zostaw iając w szę­

dzie niezatarte znam ię łaski.

Patrząc w nasze serce, z jakiem uczuciem zatrzym ujem y się nad śladam i Jego r ą k , które urobiły nam właśnie takie serce ? Są chwile, kiedy C hrystus jest szczególnie blisko nas. Naprzykład — Ko- m unja św., nasza pierwsza K om unja....

Jak odnosim y się do tej wielkiej godzjny naszego życia?

W pewnem m iasteczku południow ej Francji zauw ażyłem , jak na rogu jednej z głównych ulic prawie wszyscy mężczyźni odkrywali g ło ­ wy. Zaciekawiło mnie to. W pobliżu nie było przecież ani krzyża ani pom nika. O podal znajdow ała się reklam a świetlna kinoteatru. Na nią patrzyli wszyscy, zdejm ując nakrycie głowy. Zapytałem wreszcie prze­

chodzącego kleryka, czemu właśnie w tem miejscu trzeba zdejm ować kapelusz. O dpow iedział m i: „Proszę spojrzeć nieco wyżej". Na ścianie dom u widniał stary, deszczami napół zatarty obraz m iejscow ego p a ­ trona. Reklam a um ieszczona znacznie niżej przypom inała przechodniom jego obecność.

P roszę spojrzeć nieco w y ż e j!

Gdy przed nam i przesunie się w spom nienie naszej pierwszej Ko- munji św., jaki nam nasuw a ono obraz? Czy nie m yślim y w tedy o now ych białych rękaw iczkach, o wspólnej fotografji? O czywiście za­

chow aliśm y w pam ięci szczątki przem owy księdza, m oże naw et jakieś m aleńkie echo w zruszenia? A gdybyśm y tak spojrzeli nieco w y że j?

Gdybyśm y przypomnieli so b ie, że w tym dniu C hrystus osobiście zeszedł do naszego serca i od tej chwili coraz częściej pojaw ia się na jego ulicach ? Do tego nie trzeba wiele. Trzeba um ieć patrzeć na w ła­

sne serce, a jeżeli m am y choć odrobinę miłości ku Je z u so w i, nape- wno G o ujrzymy. I to zależy od nas sam ych. Otwórzm y szeroko k o ­ chające oczy, a znajdziem y C h ry stu sa ... W yjdźmy z ciasnego m ieszkania naszego „ ja “, a przed drzwiami spotkam y Chrystusa. On czeka na nas!

Zaiste C hrystus na ulicy.

Na targow ym straganie w M o n tp ellie r...

C hrystus wszędzie!

Ks. JÓ Z E F WINKOWSKI

Ku przebudowie zebrań sodalicyjnych.

VIII.

(Dokończenie)

O statnie słowa jeszcze poświęćm y kwestji samych pytań. Z n a­

tury rzeczy dadzą się one podzielić na pytania, że tak powiem „oso­

(9)

Nj 9 PO D ZNAKIEM MARJ1 199

b iste“, które nie nadają się do publicznego om aw iania na zebraniu chyba, żeby ich treść była istotnie interesująca dla ogółu, a osoba

pytającego m ogła bezwzględnie pozostać w ukryciu, i pytania ogólne, do których zaliczamy wszystkie niem al pozostałe.

O tóż czy wszystkie uwzględniać, czy na wszystko wyczerpująco odpow iadać?

Podzielam w zupełności stanowisko autora broszurki „Skrzynka zapytań", Dra W achowskiego, który radzi pewne pytania pozostawiać nierozwiązane, te mianowicie, na które przy pewnym wysiłku może znaleźć dostateczną odpowiedź' sam pytający. Nie należy go bowiem pozbawiać wartościowej sposobności do sam odzielnej pracy i, następnie i te, na które odpowiedzi m ogą zbiorowym wysiłkiem i dociekaniem dyskusyjnem dać sam i uczestnicy zebrania. Pozatem oczywiście p o m i­

jać należy pytania drażliwe, zwłaszcza te, które um yślnie chcą „za­

skoczyć” nieprzygotow anego kierownika (więc jakieś kwestje polityczne, drażliwe wypadki z lokalnego terenu i t. p.) Nie znaczy to jednak, aby o tych pytaniach z pełnym spokojem i wyrozum iałością nie w spo­

mnieć i nie zaznaczyć, dlaczego to one traktow ane w odpowiedziach nie będą. W reszcie przy niektórych pytaniach n. p zbyt obszernych, wskazaną rzeczy byłoby podać pytającem u odpow iednią literaturę, wskazać źródła, byle wartościowe, pew ne i najświeższe, w którychby sam m ógł znaleźć wyjaśnienie interesujących go zagadnień.

W pewnych, powiem, wyjątkowych wypadkach, gdy ogłas?a się tem at specjalny, m oźnaby na zebranie zaprosić jakiegoś fachowca w danem zagadnieniu, uprzedzając go dość wcześnie o naszym za­

miarze, by się do dyskusji m ógł przygotować. W prowadziłoby to na zebranie pew ną nowość i zwiększyłoby zainteresow anie członków.

Kierownik „Skrzynki p y tań “ w każdym razie obok gruntow nej wiedzy, dużego taktu i znajom ości psychologji musi posiadać jeszcze w wysokim stopniu cnotę wyrozumiałości.

Wszak dośw iadczenie dydaktyczne i pedagogiczne stwierdza nie­

mal na każdym kroku, jaką trudność niezdyscyplinow anym jeszcze w logicznem myśleniu, m łodym umysłom nasuw a ujęcie jakiejś kwe- stji w pytanie. Może naw et nietylko m łodym . Otóż i pytania wrzuca­

ne do naszej „skrzynki" aż nadto często grzeszyć będą naiwnością, niedołęstw em , wyolbrzymieniem lub przeciwnie ogrom nem zacieśnie­

niem zakresu danego zagadnienia. Nie m ożna ich, nie wolno skwalifi- kować jako nieudane, bezwartościow e i wrzucić do kosza. Przeciwnie uzupełnić niedołężną formę, dopowiedzieć brakujące słowo czy poję­

cie, wczuć się w zam iar i stanow isko autora — i odpowiedzi udzielić.

Jakie dobroczynne skutki dla niejednego chłopca może przynieść ten właśnie sposób ustosunkow ania się do jego intelektualnej, a przecież pełnej dobrej woli niezaradności!

Czas nam kończyć ten przydługi cykl pogadanek zmierzających „ku przebudowie zebrań sodalicyjnych“.

Podałem w nim, jak łaskawy czytelnik może pam ięta, n astęp u ­ jące punkty: a) wyrobienie u ogółu członków pełnej świadom ości i wy­

sokiej oceny wartości zebrań sodalicyjnych dla całego życia i istoty

(10)

200 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 9

sodalicji marjańskiej, b) zalety podziału ich na zebrania mołpszych i starszych, c) zmniejszenie ilości referatów a wprowadzenie w ich miejsce „pogadanek ankietowych®, d) wprowadzenie „skrzynki zapytań".

W szystkie te uwagi miały na celu, jak to jest oczywistem, oży­

wienie zebrań, podniesienie ich rzecaywistej wartości dla członków, a przez to pociągniecie ich do czynnego udziału, do pełnego osobi­

stego „przeżywania" zebrań i w następstw ie życia ich treścią, ich re­

fleksjam i i postanowieniam i. W tedy dopiero, zdaje mi się, życie so- dalicyjne tak niesłychanie ściśle zrośnięte z temi zebraniami, uderzy tętnem silnem i z teorji wejdzie na drogi tak pożądanej, tak konie­

cznej praktyki osobistej i zbiorowej.

Co niech zdarzy Bóg i Matka Najświętsza. (Koniec).

Jak się odbyła kanonizacja św. Jana Bosco.

Potrójna uroczystość, rświąt wielkanocnych, kanonizacji św. Jana Bosco i zamknięcia Roku Świętego, zgromadziła w Rzymie niebywałe rzesze pielgrzymów. Na uroczystości te przybyło do Stolicy świętej 207 pielgrzymek, i zdaniem mieszkańców, nigdy jeszcze tak olbrzy­

miego zjazdu nie przeżyto.

W niedzielę wielkanocną już od wczesnego rana olbrzymie tłumy zaczęły zapełniać plac przed bazyliką św. Piotra, oraz sam ą bazylikę, do której wydano 70 tysięcy biletów wstępu. Rozpoczęcie ceremonji wyznaczono na godzinę ósmą, ale już kilka godzin wcześniej trudno było docisnąć się do swego miejsca. Na placu przed bazyliką usta­

wiono kilka ołtarzy, przy których miały się odbywać, podczas nabo­

żeństwa papieskiego wewnątrz bazyliki, prymicje kapłanów salezjań­

skich, wyświęconych w dzień j oprzedni.

Z trudem dostawszy s ię rdo bazyliki, zajm ujem y miejsca. W idok wnętrza jest olśniewający. Ściany pokryte są dlugiemi, czerwonemi pasami adamaszku, a na każdym umieszczono od góry do dołu niez­

liczone świeczniki. Naprzeciw głów nego ołtarza, pod glorją Berniniego, ustawiono tron pod baldachim em dla Ojca św. Na trybunach obok tronu zajmują m iejsca członkowie rodzin królewskich, wśród których powszechną uwagę zwraca para królewska ze Sjamu, a wejście nastę­

pcy tronu włoskiego, ubranego w paradny m undur generalski, otoczo­

nego świtą, wywołuje oklaski tłu m u ; zajm uje on m iejce na specjalnej trybunie, tuż przy tronie papieskim.

Natychm iast po uroczystem przyjęciu następcy tronu ukazuje się początek orszaku papieskiego, w głównych drzwiach bazyliki.

Ojciec św. wyjątkowo życzył sobie, by go niesiono do bazyliki przez plac św. Piotra, by m ógł ukazać się już teraz zebranym tłumom . Wszyscy idący w orszaku nosą zapalone świece w rękach. Najpierw idą zakony, potem duchowieństwo świeckie, kanonicy bazylik rzymskich, proboszczowie rzymscy, następnie ukazuje się sztandar z obrazem Don

(11)

Nr 9 POD ZNAKIEM MARJi 201

Bosco, witany gorącemi okrzykami i oklaskami: Evviva Don Bosco.

Idą dalej szambelanowie Ojca św., kaznodzieja apostolski, prokurato­

rzy generalni, audytorzy świętej roty, penitencjarjusze bazylik, wreszcie las białych mitr opatów, biskupów, arcybiskupów i patrjarchów i człon­

ków świętego kolegium. Gwardja pałacowa, szwajcarska i gwardja szlachecka otacza sedia gestatoria z Ojcem świętym, którego witają, w miarę jak się posuwa wewnątrz bazyliki, coraz to nowe, zewsząd oklaski i okrzyki. Ojciec św. udaje się na krótką adorację Najświęt szego Sakramentu, poczem cały orszak posuwając się wzdłuż bazyliki, okrąża konfesję, ustaw'a się we właściwe każdemu miejsce. Rozpoczy­

na się niezapomniana w swej wspaniałości ceremonja kanonizacji.

Na potrójną prośbę ad vokata konsystorjalnego, by Ojciec św.

zechciał błog. Jana Bosco ogłosić świętym, odpowiada tenże wez­

waniem do modlitwy, poczem klęka, benedyktyni rozpoczynają litanję do Wszystkich Świętych ; po powtórzeniu prośby rozbrzmiewa Veni Creator, a po trzeciej prośbie Ojciec św. wstaje i uroczyście wypowia­

da formułę kanonizacji. To chwila najuroczystsza. Dzwony bazyliki rozbrzmiewają, by ogłosić światu kanonizację, z zewnętrznej loggji ukazuje się sztandar nowego świętego. Wewnątrz bazyliki rozbrzmiewa Te Deum, a radość zebranych wyraża się w okrzykach i oklaskach.

Ojciec św. udaje się teraz do małego tronu, przy którym przy­

gotowano szaty liturgiczne, potrzebne do Mszy św.

Rozpoczyna się Msza św. papieska, z właściwym jej cerem onia­

łem, podczas której naprzemian rozbrzmiewa chór kaplicy sykstyńskiej, śpiew gregorjański benedyktynów i chór alumnów greckich. Epistołę i e- wangelję śpiewa się przy Mszyśw. papieskiej zawsze i po łacinie i po gre­

cku, by okazać powszechość Kościoła. Po ewangelji Ojciec św. wypowia­

da po łacinie homilję ku czci św, Jana Bosco., w której podnosi szczególnie, że w gorliwości swej o chwałę Bożą i dobro dusz nowy święty nie dał się powstrzymać niedowierzaniu i niechęci, panującej dookoła nie go. Śmiałością myśli i współczesnemi metodam i oddał się wykonaniu swych szlachetnych planów, o których wiedział, oświecony wewnętrz nem św iatłem , że są zgodne z chwalą Bożą. Oddał się wychowaniu młodzieży, wychowaniu pełnemu i całkow item u, obejm ującem u całego człow ieka, które wdraża w nauki i wiedzę świecką, a nie zaniedbuje cnót nadprzyrodzonych i boskich.

Po odśpiewaniu Credo złożono Ojcu św. na Ofertorjum ofiary liturgiczne i dary sym boliczne, a zatem świece woskowe, Chleby, be­

czułki z wodą i winem i wreszcie klatki złocone z ptaszkami i golę biami, pochodzącemi z Turynu, które po kanonizacji mają być wypu szczone, by zaniosły do miasta rodzinnego Świętego radosną wieść o kanonizacji.

O jcie: św. przystępuje teraz do ołtarza, by złożyć Najświętszą Ofiarę. Otacza go, można powiedzieć, cały Kościół walczący na ziemi:

św ięte kolegjum , biskupi wszystkich ras i narodów — oto biskup z M adras w lndjach, tam kapłani murzyńscy i hinduscy, a oto bisku pi m ę;zennicy i wyznawcy, którzy latam i cierpieli za wiarę w więzie­

niach w Rosji, skazani na katorgę na wyspach sołowieckich, niedawno

(12)

stam tąd wypuszczeni drogą wymiany więźniów, których Papież pragnie mieć blisko przy sobie, wreszcie wierni i przedstawiciele Akcji katoli­

ckiej ze wszystkich zakątków ziemi. To też gdy Ojciec św. dźwięcz­

nym i jasnym głosem zaintonował p re fa c ję , szczególnego znaczenia nabrały słowa et idee cum angelis et archangelis, cum thronis et Do- m inationibus, cumąue om nt m ilitia caelestis exercitus hym n u m gloriae tuae canim us i czuło się dobrze, że tu jest cały Kościół Boży, jeden, święty, katolicki, apostolski, którego nie przem ogą bram y piekielne.

W śród głębokiego milczenia w ielotysięcznego tłu m u , rozbrzm ie­

wają na Podniesienie srebrne trąby. Ojciec św. po Mszy św. znowu zasiada na sedia gestatoria i w otoczeniu swego orszaku udaje się do zewnętrznej loggji, wychodzącej na plac św. Piotra. N agła burza, k tó ­ ra przychodzi, bynajmniej tłumów nie rozprasza, padają one wśród lejącego deszczu i grzmiących piorunów na kolana, by do ojczyzny przywieźć błogosławieństwo Ojca św. urbi et orbi, „dla pielgrzymów wszystkich ras ludzkich, ze wszystkich zakątków ziemi".

(Z .W iadomości Katolickich", Kraków, nr. 8 kwieć. 1934.)

202 POD ZNAKIEM MARJl Nr 9

Jego sekret.

Był czerw iec. . . Sam po czątek . . .

Jurek biegł szybko ulicą z jednej lekcji na d ru g ą , gdy poczuł raczej niż usłyszał, że go ktoś ztyłu dopędza. O glądnął się i ujrzał Zbyszka, kolegę ze swej klasy.

— Gdzież ty tak lecisz? Zdyszałem się i ledwo cię dopadłem!

— Lekcję mam u Janowskich, spieszę się, bo to kawał. Nie mam przecież na tak só w k ę. . .

— Eh ty z temi lekcjam i! Wiecznie pędzisz gdzieś, potem ku jesz, lecisz na zebranie i tak wkółko. Jak ty właściwie potrafisz?

— Tak, ja sam się dziwię c z a s e m ...

— Bo widzisz J u r e k ... ja już n ie ra z ... w ie s z ... chciałem z tobą pogadać, jak to właściwie j e s t . . . M ówią mi, że jestem zdolny, w do ­ mu mam wszystko, co mi potrzeba, a z moją nauką — no wiesz — ledwo, ledwo. Sam nie wiem, czy przelezę teraz do tej sió d m ej... Nic mi się nie chce robić. Bawiłbym się całemi d niam i, czytał powieści, siedział w kinie, na boisku, no i zawsze mnie jakoś ciągnie do tej

„grandy" naszej, a od takich jak ty - no nie gniewaj się , to coś mnie jakby o d p y ch a ło ... I sam nie wiem, co to je st? ?

— A cóżeś mnie tak zasypał pytaniam i — skądżebym ci ja to wiedział!

— No może nie wiesz, ale powiedz mi przynajmniej to, co wiesz napewno. Jak ty to robisz, że i nauka ci idzie, i w dom u m atce po magasz, i w organizacjach dużo robisz i sporty uprawiasz... Jak ty to wszystko godzisz z temi lekcjam i po mieście... To jakaś dla mnie za g a­

d k a ,.. No Jurek, powiedz m i, jak cię p ro s z ę ...

(13)

i-i. 9 POL) ZNAKIEM MARjl 203

— Eh ! Cóżbytn ci tam o takich rzeczach opowiadał. Możebyś nawet nie uw ierzył...

— No toś ty dobry kolega. Niema co! Jakiś egoista z ciebiel Jurek zaczerwienił się. Na twarzy jego odbiło się wahanie... A tak czasu nie miał na dłuższą rozmowę. U Janowskich czekają przecież.

O l się nigdy nie spóźnia. Nagle rozpogodził s ię ...

— Więc bardzo jesteś ciekawy Zbyszku?

— O kropnie! Mnie czasem już mierznie moje ż y c ie ... Możebym i ja potrafił, inaczej. . .

— Widzisz Zbyszku — jakoś miękko mówił J u r e k — teraz bardzo nie mam czasu. Ale jeśli chcesz gwałtem poznać m oją tajem nicę, przyjdź do mnie jutro tak — o wpół do siódmej.

Doskonale! wieczorem?

— Ależ n ie, rano!

— Co takiego? Ty kpisz! Ja ? Tak wczas! O co to, to nie!

— Więc bardzo mi przykro. Cześć! Spieszę się!

— No te, poczekaj. A napewno mi powiesz wszystko?

— Zaręczam. Wszystko będziesz wiedział.

Pożegnali się.

Zbyszko był napraw dę poruszony. Pożerała go ciekawość. Jerzy tak rzadko, właściwie nigdy nie mówił o sobie. To nadzwyczajne, co on mu jutro opowie. Ale dlaczego tak rano? To okropne!

Nadspodziewanie zbudził się przed szóstą i ku zdumieniu domo- mowników poleciał gdzieś szybko.

Po trzy schody pędził na trzecie piętro do Jurka. Z astał go ubra nego w drzwiach.

— Dzień dobry!

— Jak się masz! Idziemy!

— G dzie?

— No do kościoła, na mszę świętą.

— Poco?

— No jakto? No na mszę!

Rozczarowany i trochę zły, poszedł za nim n iech ę tn ie ... Cóż za pom ysł! 1 to d z iś ... ś r o d a ... żeby choć jakie św ięto .,. 1 tak się zry­

wać! Eee! Mało co mówili po drodze.

W kościółku klasztornym wyszła msza Jurek zapom niał o kole­

dze i zatopił się w m o d litw ie ... Na komup.ję świętą zbliżył się do b a la se k ... Przyjął swego U kochanego Zbawiciela i znów się zamodlił...

Zbyszkowi robiło się jakoś d z iw n ie ... Zpoczątku był zły, niemal w śc ie k ły ... Modlić się nie miał najm niejszej ochoty. O pacierzu d a ­ wno zapomniał. W domu o to nie d b a n o ... Rozglądał się po kościele, który o tej porze był dlań zupełną n ow ością... Szary, biedny iłum przeważnie kobiety, matki, gospodynie w wyszarzałych sukniach i chu­

s ta c h ... Tu i ówdzie jakiś ro b o tn ik ... k o lejarz... nawet inteligent Jakie to d z iw n e ... Przecież dziś środa, dzień pow szedni... Poco oni tu przyszli? A ten Jurek? I to jeszcze dziś się wybrał do Kom unji?

Kiedy on się spow iadał? Przecież dziś, tu, nie! Napewno nie! Dobrze patrzy łem ... 1 tak na tych podziwach zeszło mu cale z okładem pół

(14)

2Ó4 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 9

godziny. Siódma wybiła już w chórku zakonnic za ołtarzem. Jurek zam knął swą grubą książkę (też pomysł, chodzić m łodem u chłopcu z taką biblją!). Podniósł się, p rz eże g n ał...

Wyszli.

— No te — Jurek, dość tego nabożeństwa. G adaj teraz o tym sekrecie.

— Sekret? Wszak widziałeś!

— No w idziałem , bardzo pięknie, ale to dziś. A tak na stałe, to co ?

— W łaśnie na stałe! Ja tu jestem codziennie.

— Codziennie? Naprawdę? Zawsze? Przez cały rok? To niemo żliwe! Jakto i w zim ie?

— Aha!

— 1 codzień kom unikujesz?

— Dziwi cię to?

— No myślę! Dewotka z ciebie, nie chłopak!.. A ja m y ślałem ...

— Coś m yślał Z b y sz k u ? — pytał z dziwną słodyczą Jerzy... Py tałeś przecież, jak to wszystko potrafię robić, co cię tak dziwiło i jakoś trzymać się... zdaleka... od złego... No już wiesz. Każdy ranek .ak zaczynam, potem spełniam po kolei wszystkie moje obowiązki przez cały dzień, a Pan Bóg już robi resztę. Bo bez tegobym nic chyba nie p o tra fił...

Zbyszek zam ilkł... Zamyślił s ię ... Nic nie m ó w ił... Gdy się roz chodzili na ro g u , jakoś mocniej uścisnął rękę kolegi.

Zrozumiał.

D otknął się niemal Mocy, która szła gdzieś z wyżyn w życie, w p ra c ę ... w duszę Ju rk o w ą ... I coś się poczęło budzić w jego mło

dej, biednej, zaniedbanej duszy... S. M .

C zerw iec to m iesiąc S erca B o że g o i E u ch a rystii.

S p ie sz często do J e z u s a w o łta rzu i p r z y jm u j G~> w K o- m u n ji św . do serca.

Z szatanów najzasłuieńszy.

K siążę ciemności zw o ła ł ra z na naradę sw ych n a jbliższych w spółpracow ników ... Z a r a z na w stępie w szczęła się debata o pierw szeń stw o p r z y je g o tronie w edług pierw szeń stw a zasług...

— N a jg o d n iejszy, n a jza słu żę ń szy z w as niech usiądzie p o m ej pra w icy — rzek ł ksią żę ciemności...

— To m nie się n a leży — odpow iedział z a ra z duch nieczysty...

— M e za słu g i w iększe — chlubił się duch pychy...

— C óż dopiero m oje — w ołał duch kłam stw a...

S za ta n słuchał, rozw ażał, decyzja trudną dlań była.

(15)

'J r 9 F O D ZNAKtEM MARJl 205

N agle w y rw a ł się z g w a łto w n ym tupetem duch w iecznie drw ią­

cy i r z e k i:

— O ksią żę szatański, c z y ż w ą tp isz o m em p ierw szeństw ie ? C zem że je s t w szy stk o zło, którego tamci dokonują wobec moich triu m fó w ? ? Z ich. grzechów je s t w yjście i popraw a dta lu d zi — z mojego — n ig d y ! Tamci gubią poszczególne je d n o stk i — j a potra­

fię zgubić całe społeczeństw a i p a ń s tw a ! Tamci zachęcają do grze­

chu — ja zniechęcam do c n o ty ! Przecież to przezem nie — ginie w świecie za p a ł i e n tu z ja z m : P rzezem nie ginie spraw iedliw ość, p ra w ­ da m ilknie i lęka się w yjść z ukrycia, obow iązek staje się hańbą, a czystość w s ty d e m ..

— O p rzy ja c ie lu ! — za w o ła ł szatan, m a sz pełną rację i T yś na jza słu żę ń szy w mem królestwie. U sią d ź po praw icy m ojej na za w sze !

( Z p ism ks. R o u x).

W I A D O M O Ś C I K A T O L I C K I E

K om unikaty K atolickiej A gencji Prasowej w W arszawie ZE ŚWIATA :

Niezłomność katolików alzackich. Wśród katolików Alzacji 1 Lotaryngji zapa nowało silne wzburzenie spowodu zarządzenia miejscowych władz, przyznającego kierownikom sz'<ół prawo pozbawiania dzieci nauki religji na żądanie rodziców. Obec nie rząd centralny w Paryżu zażądał od władz alzacko - Ictaryńsklch statystyki, która ma stwierdzić, w jakim zakresie, ludność uczyniła użytek z tego rozporządzenia. Sta tystyka owa ujawniła niezwykle pocieszające zjawisko : oto mimo wszelkich zabiegów ze strony wolnomularstwa i mimo presji czynników oficjalnych wyccfano z nauki re- llgji m niej mii pól procent wszystkich dzieci.

O pieka nad re lig ją w S aksonji. Saskie ministerstwo oświecenia publicznego wydało ostatnio zarządzenie, by lekcje religji, «e względu na ich charakter i znaczenie z reguły umieszczano na czele innych przedmiotów szkolnych. Tylko w wyjątkowych wypadkach wolno w rozkładzie przedmiotów nauce religji wyznaczać środkowe lub końcowe miejsce. Władze szkolne mają ściśle stosować się do tego rozporządzenia.

Mimo gwałtow nego prześladow ania w spaniały wzrost. Według oficjalnych in- formacyj tygodnika kościelnego diecezji akwizgrańskiej liczba członków katolickiej or­

ganizacji młodzieży w tej diecezji z 5940 w dniu 1 stycznia 1934 wzrosła obecnie do 11994, czyli przeszło o 100%.

W szystkie m iasta w ł.sk ie n a d a ją ulicom nazwę Don Bosko. W Trjeście, Ge­

nui, Turynie, Bolonji, Foggji i w innych wielu miastach włoskich władze municypalne powzięły uchwały, by nazwać ulice imieniem nowego świętego, Don Bosko, ze zgro madzenia Księży Salezjanów Zdaniem „Tribuny" w przyszłości nie będzie ani jednej gminy we Włoszech, któraby nie miała ulicy Don Bosko. Nowy Święty jest tak popu lamy, jak Papież, który glębokiem zrozumieniem duszy narodu dokonał kanonizacji wielkiego Dobroczyńcy maluczkich.

Mussolini o chrześcijańskich zasadach życia. Przyjmując ostatnio Ryrerzy gro­

bu św., przybyłych do Rzymu dla odprawienia pielgrzymki jubileuszowej, Mussolini zaznaczył, że noszona przez nich m zw a przypominająca Grób Zbawiciela skierowuje myśli ku najwyższym ideałom ludzkości. Przyczyna, zpowedu której Europa i ludz­

kość odczuwa dziś tak głęboko kryzys, jest przedewszystkiem ta, że zapom niano o ty ch zasadach i ideałach, jakie stanowią fundament życia chrześcijańskiego.

Ciągłe naw rócenia n a katolicyzm . Niedawno na łono Kościoła katolickiego przyjęty został przez ks Ronalda Knox, kapelana katolickich studentów w Oxfordzie,

(16)

206 P O D ZNAKIEM MARJi N; 9

zn ny pisarz angielski, Arnold Lunn, autor oowieścl .T h e H arrcvlans', która w swoim czasie wywołała żywą polem ikę, życiorysu Johna W eslev’a (założyciela sekty M etodys­

tów), oraz ogłoszonej w r. 1924 książki .Roman Converts“ pełnej napaści na wyblt nych konwertytów angielskich, kardynała Newmana, Cherstertona i wspom nianego o. Ronalda Knox. Fakt tego nawrócenia wywarł w A ngjl bardzo wielkie wrażenie i wywołał ożywioną dyskusję na tem at ruchu konw ersyjnego.

Dzienniki katolickie w Stanach Zjednoczonych notują ostatnio jeszcze jedno nawrócenie, mianowicie znanego na terenie międzynarodowym dziennikarza, pisującego artykuły polityczne, W illiam’a Hard’a, który przeszedł na łono Kościoła katolickiego w końcu lutego b. r.

P ielg rzy m k a z Ia d y j w W iecznem M ieście. Na św ięta W ielkiej nocy przybyła do Rzymu pielgrzym ka z Indyj z arcybiskupem Madras’u oraz biskupami Kumbakonam, Tuticorin, Kotiar i Trincom alee (Ceylon) na czele.

F iasko p ro p a g a n d y a rty re lig ijn e j. „Gozizdat* (W ydawnictwo państwowe) w y­

dał ostatnio książkę p. t. „Walka z rellyją w nowej piatiletce", w której daje sprawo­

zdanie z dotychczasowych rezultatów akcji bezbożniczej na terenie Sowietów. Sprawo­

zdania te naogół są pesym istyczne o ile chodzi o wyniki nakładów finansowych i wysiłków bezbożników w walce z religją. Poszczególni agenci bezbożnicy stw ier­

dzają, że w Kołchozach chłopi w 90 p ro c e sa c h posiadają w swych domach obrazy św ięte, przed k tó re n i się modlą.

D w udziestolecie S. M. uczn. gimn. państw.

w Bochni.

N a całokształt uroczystości św ięconej w dniu 2 lutego b. r. złożyło s i ę : U roczyste nabożeństw o i akadem ja. W nabożeństw ie wzięła udział c a ­ ła m łodzież gim nazjalna i innych szkół oraz stow arzyszenia katolickie ze sztandaram i. N abożeństw o rozpoczęło się aktem przyjęcia w szere­

gi sodalicyjne nowych członków. W czasie mszy św. podniosłe kaza­

nie — O potrzebie S. M w śród młodzieży szkolnej — w ygłosił ks. katecheta Dobrzański, chór gim nazjalny zaś odśpiew ał szereg kolęd. Po mszy św. zabrzm iał potężnie w całym kościele hym n so d a lic y jn y : „Błękitne rozw ińm y sztandary".

A kadem ja odbyła się wśród b logieeo nastroju w yw ołanego o d e ­ graniem przez orkiestrę sym foniczną „Ave M aria" Szuberta, poczem u k a ­ zała się widzom w spaniale ubrana w zieleń statua M atki Boskiej, przed którą pochyliły się w hołdzie sztandary. N astąpiło „M isterjum śred n io ­ w ieczne". Na scenie zjaw iło się 30 uczniów z literam i na tarczach.

Ci ustaw ili się w szeregu, następnie zaś zm ieniając odpow iednio w śród pląsów i dźw ięków orkiestry porządek swych miejsc, utworzyli szereg napisów ku czci Najśw. M arji Panny. N astępnie sodalis Jan M arszałek w ygłosił przem ów ienie pośw ięcone pośw ięcone zadaniom i celom Sodalicji.

D rugą część akadem ji wypełniła 5 cio aktow a sztuka „W k ra i­

nie ideału", osnuta na tle życia św. Kazimierza, patrona naszej soda icji.

Prześliczne dekoracje w ykonane przez jednego z uczniów K as­

przyka W alentego ucznia kl. VII b , piękna gra zwłaszcza św. K azim ie­

rza dały licznej publiczności pełne zadow olenie m oralne, podniosły ją

(17)

Nr 9 PO D ZNAKIEM MARJ1 207

niezm iernie duchow o, oraz przem ówiły głęboko do jej uczuć religijnych- jakoteż i narodow ych, co dało piękny wyraz w sam orzutnem odśpie­

waniu przez wszystkich hym nu „Boże coś Polskę".

Z niwy misyjnej.

P ra c a m isyjn a w M ezo p o tam ji, P ersji i A z ji C e n traln ej.

(Intencja misyjna na czerwiec).

Stan chrześcijaństwa w krajach polecanych w czerwcu modlitwom katolików jest, trzeba powiedzieć, opłakany.

W M ezopotam ji zaszczepił chrześcijaństwo już św Tadeusz, apostoł, ale potem popadło ono w herezję i schizmę, a zniszczyli je Arabowie, Persowie i Turcy. O be­

cnie żyje w państwie Iraku może tysiąc katolików łacińskich, ale zato 70 tys. katoli­

ków obrządku chaldejskiego, syryjskiego lub ormiańskiego Chaldejczycy, najliczniejsi, (52 tys.) posiadają w łasne seminarium d u :h . Mimo wszystko katolicy giną wśród 3 mlljonów ludności, na którą składają się giównie mahometanie, potem żydzi, wyzna­

nia wschodnio chrześcijańskie i protestanci. Ci ostatni stanowią poważne niebezpieczeń­

stwo dla misyj katol. Obecnie grozi chrześcijaństw u Iraku nowe niebezpieczeństwo um niejszenia stanu posiadania przez projekt wysiedlenia 60 do 70 tys Asyryjczyków do Ameryki Południowej.

Praca nad mahometanami w P e rsji szła zawsze opornie, to też ograniczano się głównie do pozyskiwania schizmatyków. Już w XVII. w. karmelici pracujący w Persji oddali swą misję pod protektorat P o l s k i , która utrzymywała stosunki z szachami perskimi. Polscy misjonarze byli często równocześnie posłami króla polskiego na dwo rzc szacha. W czasie wojny światowej urządzano tu rzezie chrześcijan. Wyniszczony katolicyzm (5 tys. łacinników i kilka tys. katol. obrz. wsch.) dźwiga się powoli z ruin.

A fg an istan jest jeszcze na mapach misyjnych białą plamą. Fanatyzm muzułmański nie dopuszcza tu głosicieli .dobrej nowiny".

Niewiele, albo wcale nie lepiej jest w A zji C entralnej. W C h i ń s k i m T u r k i e s t a n i e , pracują 0 0 . Werbiści (w tem 2 Polaków), ale mają ledwie 600 katolików, wobec 1,800.000 mahom etan 1 1,200.000 pogan. W Turkiestanie Zach. pod władzą bolszewicką misjonarz nie może się pokazać. W T y b e c i e , mimo ponawia­

nych wciąż prób Paryskiego Seminarjum Misyj Zagr. nie można rozwinąć propagandy chrześcijańskiej. Dzisiaj j e d y n a gm ina chrześcijańska w Tybecie to Yerkalo (chiń­

ski Yeutsin).

Dalsze intencje na lipiec, sierpień i wrzesień 1934 r.

N a w r ó c e n i e a n i m i s t ó w i „ n i e t y k a l n y c h " w I n - d j a c h . (lip )

Mieszkańcy Indyj, kraju równego Europie (bez Rosji), dzielą się pod względem religijnym na hindusów (245 mil.), mahometan (75 mil.), buddystów (20 mil.), i t. d.

Katolicyzm liczy ledwie 3 mil. wyznawców i koncentruje się w południowych pro­

wincjach; na południe od llnji Ooa — Madras żyje ok. 2'/2 mil. katolików. Zato na północy mamy tylko miljon katolików wśród 275 miljonów innowierców.

Charakterystycznym tworem hinduizm u jest podział na kasty Siódma część lu ­ dności należy do kast niższych, nie posiadających przywilejów społecznych i towarzy' skich. Klasa upośledzona dzieli się znów na trzy warstwy, najniższa z nich stanowi uciskana, pierwotna ludność Indyj, wypchnięta w lasy i góry, oddająca po staremu cześć zmarłym 1 zjawiskom pr/.yrody (animiści).

Katolicy rekrutują się głównie właśnie zpośrod „nietykalnych*, (75°/o — 97%).

Mówi się często, źe to jest właśnie główną przeszkodą w nawracaniu najwyższej kasty, brahminów, a co zatem idzie, całych Indyj. ale właściwą przyczyną obojętno­

ści brahminów, są ich wierzenia, w których zagłębieni, nie czują potrzeby łaski i nie słyszą głosu Boga.

(18)

208 PO D ZNAKIEM MAKjl Nr 9 Zresztą w Indjach dają się odczuć silne prądy reformatorskie, wytwarza się re­

akcja przeciw uprzywilejowaniu kast wyższych, fundamenty tradycyjnego ustroju spo­

łecznego zaczynają niszczeć, to też może się chrystjanizm śmiało zwracać do klas upośledzonych, bo te mogą być jeszcze kiedyś przyszłością Indyj. Niestety ziawiają się już przeszkody tak ze strony obojętnego dotąd hindui :mu, który pragnie odzyskać dusze utracone na rzecz chrześcijaństwa, jak i ze strony zaborczego islamu. Trzeba sobie przytem uprzytomnić, że hindus przyjmujący chrześcijaństwo spada w oczach współrodaków poniżej wszystkich kast, a przyjmując islam podnosi się społecznie z niższej kasty, bo islam choć zaprowadził u siebie równość, jest religją szanowaną, jako religja zdobywców i długoletnich niegdyś władców Indyj.

M i s j e w ś r ó d b u d d y s t ó w B i r m a n j i i S j a m u . (sierp) Birmanja i Sjam to kraje opanowane zupełnie przez buddyzm i to wyjątkowo silnie zorganizowany 1 ruchliwy. W ręku buddyjskich mnichów', posiadających znaczne wykształcenie, spoczywa całe szkolnictwo, a ponieważ chłopcy muszą spędzać parę lat przy pagodach i żyć w mniszej sukni wspólnie z bonzami, nic dziwnego, że du­

sze Ich st»ją się niewrażliwe na słowa misjonarzy.

W Birmie już w XVI. w osiedlili się franciszkanie, jezuici i dominikanie. Po zniszczeniu całego dorobku misyjnego z końcem XVIII. w., obejmuje w XIX. w. Bir­

mę Paryskie Setn. Misyj Zagr. Misjonarze muszą walczyć z buddyzmem, a równocze­

śnie zręcznie lawirować wśród różnych rodzajów polityki, by nie ściągnąć na siebie zarzutów stronniczości i prześladowań; obecnie rosną, podsycane przez bolszewików, ruchy nacjonalistyczne tłumione ostro przez władze W całej Birmie jest ledwie 100 tys. katolików, obok przeszło 3 mllj. pogan i 300 000. mahometan.

Podobne stosunki panują w Sjam ie. Na 12 mil. ludności wyznaje katolicyzm tylko 40 tys i to w tem 25 tys. Chińczyków a 8 tys. Annamitów, którzy się tu chronili oddawna przed prześladowaniami w własnych krajach. — Na podstawie ukła­

dów z państwami europejskieml dostali się misjonarze do Sjamu w w. XVII., ale w połowie w. XVIII. zniszczyli misję Birmańczycy. Odnowiona potem znosiła wiele prześladowań ze strony buddystów. Ostatni władcy Sjamu okazują misjonarzom kato­

lickim wlelKą życzliwość, ale praca ewangelizacyjna idzie oporem. Buddyzm tutaj zor­

ganizował się. przyjmując pod pewnemi względami wzory chrześcijańskie; zaprowadził w swych świątyniach katechizację i kazania, wydaje czasopisma religijne 1 t. d. Od kilku lat działają na terenie Sjamu także protestanci.

N a w r ó c e n i e h i n d u s ó w 1 b u d d y s t ó w C e j l o n u , (w rz tś ) Praca misyjna na Cejlonie datuje się od r. 1517. Najpierw franciszkanie, potem jezuici rozwinęli tani działalność apostolską. W w. XVII. Holendrzy, zająwszy wyspę, wypędzili misjonarzy, a kilkuset katolików zamordowali. I tutaj napotyka się na silny opór buddyzmu, który zdaje się podnosić z uptdku, ale jest to zewnętrzne tylko od­

życie z braku wykształcenia religijnego wyznawców. Tembardzie.j misjonarz musi się starać o wykształcenie dzielnych chrześcijan, którzybv tworzyli silną tamę przeciw za­

lewowi buddyzmu. Ze wszystkich omawianych przez nas obecnie krajów azjatyckich ma Cejlon najwięk zy procent katolikó v. Na 4 miljony ludności przeszło lh miljona wyznaje katolicyzm. Terytorialni- podzielony jest Cejlon na archidiecezję Kolombo i 4 diecezje.

Najlepiej rozwija się archid. Kolombo, jeden z najbardziet kwitnących okręgów misyjnych Wschodu. Samo Kolombo, miasto najwięcej katolickie na Wschodzie liczy 460 tys (!) katolików.

Chluba Cejlonu jest szkolnictwo i prasa katolicka; co tydzień wychodzą dzie­

siątki broszur, czasopism, dzienników 1 książek w jęz. angielskim, tamulskim i syn- galeskśm. Akcja katolicka pod nazwą Unji Katolickiej urządza kongresy literatów ka­

tolickich, organizuje kolportaż zdrowej lektury, utrzymuje czytelnie 1 blbljoteki i t p.

Katolicyzm na Cejlonie, jak widzimy, mimo oporu hinduizmu i buddyzmu stoi na sil­

nych podstawach i spoKojnie patrzy w przyszłcść.

Praca dla misyj na wakacjach.

Nadchodzą wakacje.

Na przeciąg dwu miesię:y stanie praca w sekcjach misyjnych. Czy także w du­

szach naszych ma przygasnąć na ten czas zapal misyjny? Czy mamy zapomnieć o na­

szej ukochanej sprawie? Nie! właśnie wtedy, kiedy mamy czas wolny od zajęć zawo­

dowych, możemy swobodnie zająć się pracą dla misyj

Cytaty

Powiązane dokumenty

Biorąc czynny udział w życiu akade- mickiera unikaliśmy niepotrzebnego angażowania się w walki polityczne, staraliśmy się natomiast przez naszych członków

Joanna papieżyca (Władyka VIII.). Ożywiona niejednokrotnie dyskusja przyczyniła się wielce do pogłębienia wiedzy wśród młodzieży z zakresu tak zagadnien ogólnych

ceniem, porywając nas za sobą, podjął się tego zadania, starając się wykorzenić z nas wszystkie wady a wszczepić cnoty i zalety, głównie zaś

płańskich księży Moderatorów dla naszej młodzieży. Nie wątpimy, żei tutaj przy gorącem poparciu Najpr^ewielebniejszego Episkopatu polskiego, który całkiem wyraźnie,

Takie zajmowanie się polityką jest dla młodzieży bardzo

Związek posiada na składzie drukowane deklaracje*). A może, może znajdą się w Polsce sodalicje uczniowskie, które podejmą z nami razem walkę ze szkodnikiem i

żącej mu całkiem poważnie przyszłości, niespostczeżenle, powoli... Koledzy udawali oczywiście, że nie wierzą, 1 podniecali chłopca coraz więcej swyin zwyczajem,

Postarano się o własny lokal, wybudowano scenę, urządzono poraź pierwszy w dziejach naszej wsi przedstaw ienie amatorskie wraz z zabaw ą taneczną; obecnie