• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 14, nr 8 = 125 (1934)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 14, nr 8 = 125 (1934)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ WRRSSflWft KRHKÓW P02NAŃ □□

M łE S łĘ C S N łK SODHMGUJ MHRJflftSKiCH CIlUe2HiÓW S2KÓŁ. ŚREBMłCH W POLSCE. EZ3

H B R E S RED. I R O M I N I S T R . K S . 3 0 3 E F W I N K O W S K I

2 R K 0 P H M E >-< M A Ł O P O L S K A X Ł U K H S S Ó W K 3 .

O

g.

zb. Nr. 125 ______________ M A J _ Ł 2 3 i

(2)

Warunki prenumeraty na r. szk. 1933/4;

C ałorocznie (9 nu m eró w ) z p rz e s y łk ą p o c z t.:

D la sod.-uczniów i młodzieży wszelkiej kategorji w Polsce do 20 egzem plarzy miesięcznie : 2-25 zł za każdy egzemplarz. P onad 20 egzem plarzy miesięcznie 1'80 zl. — dla osób starszych w Polsce 3‘iS zł. — Dla wszystkich zagranicą 4'50 zł.

P o jed y n czy n u m e r z p rz e s y łk ą po czto w ą:

D la sod.- uczniów i młodzieży wszelkiei kategorji w Polsce 25 g r. P onad 20 egzem plarzy m iesięcznie 20 g r. — D la wszystkich osób starszych w Polsce : 35 g r,

— D la wszystkich z a g ra n ic ą : 50 gr.

Nr. Konta F. K. 0. 406.680.

T R E Ś Ć N U M E R U : str.

M atka Boża — 5. R o g a c z e w s k i ... ... . . 1 6 9

Majowe d a r y ... 169

W ezwanie na Jasn ą G órę . ... ... 170

Maj — T. S tefa n iszy n ... ... 171

Sylwetki katolickie — D r J. Moscati — M., £ . K a c z m a r e k ...171

Ku przebudow ie zebrań sodalieyjnych — VII. c. d. — X . ] . 'W in ko w ski . . 173

Trzy obowiązki m aturzysty - sodalisa , ... . 175

C ud Najmiłosierniejszej M a t k i ... . 1 7 5 Przygotujm y się do .społecznych w a k a c y j* ... 179

W isdomości katolickie — z P olski— ze św iata . . . . . . . . 180

Z niwy misyjnej — Niebezpieczeństw o zislamowania A frjki Zach. J . £Rylewicz . 183 Misyjny „Fundusz O d k u p i e n i a " ... ... 184

Czem u nie p iszecie? ...185

N asza pierw sza a n k i e t a ... ... . 186

My chcemy f e t o g r a f i j ... . . . . . 187

N ow e książki i wydawnictwa .(A uffray — C ieszyński t- W arol — Burger — P ostacie Św iętych — Ż yw e s ł o w o ) ... 188

CZĘŚĆ URZĘDOWA i ORGANIZACYJNA : Komunikat Prezydjum Związku nr 5 1 ... 189

Z C e n t r a l i ...189

W iadomości kongresow e ... 190

V. Kolonja na Ś a ie ż n ic y ... . . , . . . . 190

R ekolekcje zam kn. sodalisów - m aturz. w 1934 ... ... . . 191

N asze spraw ozdan a (P oznań I I . ) ... . . . . . 191

M ariański kalendarzyk scdslicyiny n a maj . . , . . . . . . 192

Vi. Wykfiz w kładek (dokończenie) ... 192 VII Wykaz darów i w k ł a d e k ... na okładce

VII WYKAZ DARÓW i WKŁADEK

(za czas od 20 marca 1934 r. do 19 kw ietnia 1934)

W k ład k i XX. M oderatorów (według uchwały Konferencji XX. M oderatorów ' w W,l aie). X. Lubas L e ż a j s k 6, X. Kwiatkowski L w ó w II. 4. X. Godlewski P ł o c k I 6, X. B ruzdew cz P u ł t u s k 3.

W k ła d k i so d aiic y j zw iązkow ych (po 4 g r od k a żd e g o członka m ie sięczn ie p o ­ dano w groszach.) Aug-ustów 96, Biała Mał. I. 140, Bielsko 40U, Brodnica 224, Brzo­

zów 400, Bydgoszcz V. 60, Chojnice 236, Cfcyrów 1000, Chrzanów 140, Dębica 360, G dańsk 140, Gniezno 212, G rudziądz I 150. II. 400, Jasło 200, Kalisz II. 600, Kępno 120, Kraków U. 260, III. 120, IV. 100, V. 748, V/, 736, IX. 480, X. 100, Król B a ta III. 160, Lwów IV. ) 16, Łomża I. 200, Łódź IV. 120, VII. 440, Mjechęw 432, Mikołów 320, Nakło 272, Nieśwież 200, O strów . Wielk. 189, Pelplin 176, Piotrków I. 140, Poz*

nań 11 350, IV. 352, V 400, VII. 300, VIII. 180. P ło c k i. 15' 0, Pułtusk 144, Sandom ierz 492, Siedlce 1. 420, Skarżysko 100, Świec‘e 268, Tarnów II 430, IV 428, Tczew 110, W arszawa 111. 300, IV. 200, W ^ ro w ie c 152, W ejherow o U. 1180, Wilno 1. 162, VII. 120, VIII. 400. W olsztyn 1. 235, W rześnia 100. R azem so d a iic y j 59.

O W » llcę p rn jf^ cto w a ł p ro f. K . K ło «*o w s Ic i, Z a k o p a n * .

(3)

ST A N IS Ł A W P A G A C Z E W S K l S. M.

kl. VIII. K raków V.

Matka Boża.

K rólow a p ta kó w porannych K rólow a m gieł wieczornych K rólow a żn iw upalnych K rólow a szum ów wodnych.

M atka szybkich jaskółek M a tka lękliw ych saren M a tka łanów pszenicznych M a tka dorodnych ziaren, P ani jasn eg o błękitu

Pani lesistej zieleni Pani kw itnących sadów P ani pachnącej ziemi...

Czytałem niedawno w pięknej powieści, której akcja rozgrywała się w serdecznie kochającej się rodzinie, jak to nadchodzący dzień imienin ojca czy matki już na długo przedtem wprawiał ich dzieci w gorączkowe jakby podniecenie... Wszystkie razem układały program tego rodzinnego święta, obmyślały przybranie pokoju i stołu, a poza- tem każde zosobna wysilało się, by z drobniutkich oszczędności przy­

gotować jakąś, choćby m aleńką niespodziankę, jakiś podarek z własnej pracy, z talentów i zdolności... I gdy nadszedł dzień upragniony, zda­

ło • się, że samo słonko z nieba przywędrowało w gościnę pod ów dach rodzinny, tyle tam było światła, szczęścia i radości,..

Miesiąc maj, cały maj to wielkie święto najdroższej M atuchny naszej...

Dzieci Jej najmilsze, synowie ukochani, my sodalisi już w tam ­ tym miesiącu zapewne niejedno obmyśliliśmy ku Jej czci, ku Jej ra ­ dości, zrobiliśmy pewne postanowienia, złożyliśmy serdeczne, synow ­ skie obietnice...

Majowe

(4)

170 PO D ZNAKIEM MARJł Nr 8

Ale i to pewnem, żegniektóre sposoby sprawienia Jej radości wcale nie przyszły nam na m y ś l.. Więc może nie od rzeczy będzie tu je Wam przypomnieć, podsunąć i gorąco do ich spełnienia w m a ­ ju na cześć Najświętszej Matki zachęcić...

— Co mógłbym w tym miesiącu dla Niej uczynić ?

0 ileż tych darów przedemną, niby cudnych kwiatów wiosennych, rozkwitłych kobiercem na łące,.. A co jeden to piękniejszy, co jeden to cudowniej pachnący... Kwiaty, kwiatuszki Marji. . Niech się niemi całkiem zapełni majowy kalendarz pracy nad sobą na okładce pism a!

Codziennie rano przed szkołą będę na Mszy świętej i przystąpię do Kcmunji świętej... Dar to iście królewski, ofiara wspaniała, n aj­

droższa...

Uczynię to przynajmniej w każdą sobotę, ten marjański dzień maja...

Codziennie pójdę na wieczorne nabożeństwo majowe i całem sercem śpiewać będę przecudną litanję loretańską i pieśni maryjne....

Dołożę starań, by do tych świętych aktów zachęcić i pociągnąć choć raz... choć jednego kolegę, zwłaszcza zpoza sodalicji..

Odir.ówię codzień cząstkę lub dziesiątek różańca.

Przeczytam jedną książkę o Najświętszej Pannie...

Obrazek Jej w dom u stroić będę w zieleń i świeże kwiaty...

Małej jałmużny udzielę dla Jej miłości ubogim...

Czcić Ją będę w mojej m atce’i w tym miesiącu w stosunku do matki odzwierciedlę zawsze stosunek Jezusa do Marji, w poszanow a­

niu, miłości, pomocy, posłuszeństwie...

Czuwać będę w szczególny sposób nad czystością duszy. Myśli mej, uczucia, oczu, uszu, języka i ciała strzec będę pieczołowicie przed najdrobniejszą skazą na wzór tej Lilji Przeczystej...

Prace moje i obowiązki spełniać będę sum iennie i wiernie, jako Ona je pełniła w ubogim domu Nazaretu...

1 jeszcze codzień od rana do wieczora wzbudzać będę często p o ­ czucie świętej dumy i radości i wdzięczności, iż oto mnie, nędznego i grzesznego i niegodnego zpośród setek i tysięcy w sodalicji w licz­

bę synów swoich i za wiernego poddanego przyją ć raczyła...

X.

Jubileuszowy rok Odkupienia ju ż się rozpoczął na całym kwiecie. N ajpiękniejszą jego chwilą dla nas będzie jubileuszo­

w a pielgrzym ka i Kongres sodahcyjny w piętnastą rocznicę powstania Związku na świętej, Jasnej Górze. C zy bardzo g o ­ rąco pragniesz w tern miejscu cudownem O jczyzny naszej pokłonić się z tysiącem braci sodalicyjnej u stóp Jezusa i M arji? C zy bardzo? O ! bo w tedy przełamiesz wszelkie prze­

szkody i przyjdziesz choćby piechotą! Łaski, które na całą młodość z rak M atki odbierzesz, zapłacąć w szystk o !

Więc p rzy b y w a j!

(5)

Nr 8 POD ZNAKIEM MAK,)) 171

T A D E U S Z S T E F A N /S Z Y N S. M.

N o w y S ącz I.

Maj.

W zie lo n y m p lu s z u k w ia ty h a fto w a n e — K obierce ż y w e ką p ią się w błękicie...

N a tr y sk ie m słońca zło tem p rz e p la ta n e — I b ezm ia r z o r z y za tc h n ą ł się w z a c h w y c ie ..

P ierścionek z tęczy i b ry la n t ze słońca, D o p ełn ia p ięk n a cu d o w n ej p rz y r o d y — D ro g i g d zie ś ciągną w p o ch o d zie bez końca ..

P ie lg rzy m y w p y le zło cistej pogody.

S z u m i w ia tr w zło cistych kło sa ch a rja m i — 'W p o w ie tr z u d rg a ją k w ia ty — ró j m o ty li — D o m y się stro ją p a ch n ą cem i bzam i,

Z b o ża się chylą w u ro czystej chw ili..,

W o d św ię tn e j szacie, sz e p ta m i za c h w y tu U czucie kipiące w ty ła c h się p rze le w a — P o d nieb o łta rze m od św itu do ś w itu Cała p rz y r o d a h y m n M a rji śp iew a !

MARJAN LECH KACZMAREK S. M.

Rzym (b. sod. Poznań II).

Sylwetki katolickie

D oktor Józef Moscati (1880 — 1927)

Świętość Kościoła katolickiego, znamionująca prawdziwą owczar­

nię clirystusową nigdzie jaśniejszego nie znajduje wyrazu i potw ier­

dzenia, jak w wzrastającym stale zastępie świętych Pańskich, wycho­

wanych na łonie tegoż Kościoła i przezeń na ołtarze wyniesionych.

Rok obecny, upływający pod znakiem Jubileuszu O dkupienia rodzaju ludzkiego pozwala nam radosnem sercem podziwiać obfity plon n o ­ wych beatyfikacyj i kanonizacyj, odbywających się w niebywale uro­

czystym nastroju w Wiecznem Mieście. Błog. W incentyna Gerosa, św.

Andrzej Fournet, błog. Józef Pignatelli, błog. Marja Pelletier, św. Ber­

nadetta Soubirous i ostatnio św. Jan Bosco, oto nowe gwiazdy na fir­

mamencie Kościoła, Który był i jest prawdziwą M ater Sanctorum.

A ileż to osób zmarłych w opinji świątobliwości w ciągu o stat­

nich kilkudziesięciu lat doczeka się jeszcze kiedyś wyniesienia na oł­

tarze, gdy żmudne i skrupulatnie przeprowadzane procesy beatyfika­

cyjne dobiegną do końca? Zechciejmy wierzyć, że tak, jak wieki średnie, jak wiek XIX miały swoich świętych, tak i wiek XX, choć

(6)

172 POD ZNAKIEM MARJ1 Ni 8

pełen przewinień wobec Boga, nie pozbawiony jest dusz wybranych, będących narzędziami w ręku Tego, który potrzykroć jest Świętym.

W śród zgiełku życia współczesnego, tak bardzo tłoczącego nas ku zie­

mi, pozwala Bóg pojawiać się sługom swym umiłowanym, jasno w niebo patrzącym, pozornie jakże często podobnym do reszty ludzi, mieszkającym nie na pustyni, ale wśród nas. Święci naszych czasów, jak się ktoś wyraził, we frakach chodzą. Ocieram y się w życiu o nich, obcujem y z n im i: — niech jako przykład posłuży, choćby taki czcig.

Contardo Ferrini, profesor uniwersytetu, o którego beatyfikacji mówi się bardzo poważnie.

Do takich uprzywiljowanych dusz, które przyrównaćby można do delikatnych, ręką sam ego Boga wypielęgnowanych kwiatów, nale­

żał i niedawno zgasły lekarz włoski, Dr. Józef Moscati. Życie tego głęboko uczonego docenta uniwersytetu było jednym wielkim zniczem płonącym miłością Boga i bliźniego. Słowa, jakie nad M oscatim jesz­

cze niemowlęciem wyrzekł pewien za k o n n ik : — to dziecko św iat za­

dziwi — ąuesto fanciullo fara stupire il mondo, — sprawdziły się, bo sława zgasłego w opinji świątobliwości lekarza z dnia na dzień ro ś­

nie i wybiega już daleko poza granice Neapolu, gdzie M oscati pra­

wie stale przebywał.

Józef M oscati urodzony w 1880 r., poświęcił się w młodości swej studjom medycznym, a po ich ukończeniu pracował przez długie lata jako naczelny lekarz szpitala dla nieuleczalnych w Neapolu. W iel­

ka sława naukowca, jaka go słusznie spotkała, odpowiedzialne i w y­

sokie stanowisko w szpitalu, katedra wszechnicy neapolitańskiej, nie wzbudziły w M oscatim wysokiego o sobie m niem ania. Pozostał zawsze pełnym pokory i poświęcenia i miłości. Sam czysty, jak anioł, nakła­

niał często swych pacjentów do życia zbożnego. W tem apostolstw ie heroicznem dla cierpiących miał w sobie coś z św. W incentego a P au ­ lo. Nazwisko jego powtarzano sobie z ust do ust. W studentów uni­

wersytetu, do których miewał wykłady medyczne, um iał wpajać wiarę w Boga i miłość. Razu pewnego na początku wykładu ukazując z e ­ branym studentom świeżo zawieszony na sali krzyż, odezwał się: „In- tronizowaliśmy Króla Boleści, oddajm y teraz cześć najlepszem u z le ­ karzy!" Prawie każdy dzień zaczynał Moscati od wysłuchania mszy św. i przyjęcia Komunji św. w jednym z neapolitańskich kościołów.

W cieniu tabernaculum znajdował, jak tylu innych świętych, prawdzi­

wą radość duszy, Dewizą życiową M oscatiego było — leczyć ciało, zbawiać dusze. I rzeczywiście, dobro, jakie działał dla ciała swych pacjentów, wracało im niejednokrotnie zdrowie duszy. Obdarzył Pan Bóg M oscatiego darem odgadyw ania tajników serc, z czego raz poraź korzystał na chwałę bożą i dla dobra swych pacjentów.

W postawie swej, w obcow aniu z ludźmi i w wypowiedzeniach miał Moscati coś, co cechuje świętych. — „Piękność ziemska — pis-se w swym pamiętniku, — cały wdzięk życia mija... i pozostaje tylko wieczysta miłość, będąca wszechprzyczyną rzeczy, miłość, która żyje w nas, która stanowi naszą nadzieję i religję... bo miłością jest sam Bóg. M iłość ziemską, którą się szatan stara nieraz upodlić i zbrukać,

(7)

Nr 8 P O D ZN AK IEM M A K ji 173

Bóg oczyszcza przez śmierć... O śmierci wspaniała... tv która nie jes­

teś końcem, ale początkiem tego, co wzniosłe i Boskie i wobec czego kwiaty i piękność są niczem !“

Wzdychał do śmierci i nadeszła tak, jak ją przepowiedział, t. j.

dnia 12 maja 1927 r.. Zakończył życie pełne cichego apostolskiego trudu. W ymowny napis, umieszczony na jego g ro b ie : — Scientia cla- rus — religione elarior — obrazuje doskonale osobistość Moscatiego.

Czczony dziś przez wielu tych, którzy znali go za życia, ufajmy, że dozna kiedyś publicznej czci ze strony całego Kościoła i wzbogaci zastęp świętych Pańskich.

Ks. JÓ ZEF WINKOWSKI

Ku przebudowie zebrań sodalicyjnych.

VII.

(Ciąg dalszy)

Od czasu do czasu, choć naogół dość rzadko, w sprawozdaniach naszych sodalicyj, zamieszczanych w każdym numerze miesięcznika, czytamy o zaprowadzeniu t. zw. „skrzynki zapytań". Raz naw et ba­

wiąc w gościnie w pewnej sodalicji gimnazjalnej, słyszałem na zebra­

niu, jak ks. m oderator odpowiadał na kilka pytań, jakie w ciągu mie siąca złożyli sodalisi do skrzynki. Były one powyrywane z najrozm a­

itszych dziedzin religijnych, a odpowiedzi na nie, krótkie i spieszne przypomniały mi odrazu artykuliki z jakiejś podręcznej encyklopedji.

Zapewne, że i tak postawiona „skrzynka zapytań" ma swój sens i może zrobić trochę dobrego. Pom ieszanie jednak całego szeregu zu­

pełnie niełączących się z sobą pytań i to pytań interesujących z ma- łem i wyjątkami tylko pewne, dane jednostki czyni i tę „trochę" dość problematyczną, bo pom yśl:ny tylko taki przypadkowy szereg z a p y ta ń :

— Czy msze święte gregorjańskie napewne wybawia duszę z czyśca?

— Czy ślubowarye sodalicyjne obowiązuje pod grzecLem ? — Kto to byli właściwie centurjatorzy ? — Czy można wysłuchać w niedzielę końca jednej a początku następnej Mszy św,, by spełnić przykazanie?...

Przepraszam pięknie, ale mimo wszystko trąci to mocno przysło­

wiowym „grochem z kapustą" i zdaje mi się, że do rozwiązania tych zagadnień nie trzeba aż zebrania sodalicyjnego,

Nie o taką więc „skrzynkę" dziś mi tu idzie. W ruchliwej i peł­

ne zawsze inicjatywy, poznańskiej spółce wydawniczej „O stoja" (ul.

Pocztowa 15) ukazała się niedawno broszurka Dra Marjana W achow­

skiego p. t. „Skrzynka zapytań'1 (str. 24). Właściwie wystarczyłoby może polecić zarządom sodalicyjnym dokładne zapoznanie się z jej treścią i dyskusję nad możliwością powszechnego wprowadzenia takiej właśnie „skrzynki" na nasze zebrania. „Przebudowa" ich byłaby już przez to na długi czas dokonana i zamknięta. Spieszę też odrazu b ro ­

(8)

174 POD ZNAKIEM MARJ1 fti 8

szurkę powyższą najgoręcej polecić, czynię to zaś tem chętniej, że w przeciwieństwie do „pogadanek ankietow ych0 nie miałem jeszcze wcale sposobności wypróbować tej nowej m etody we własnej sodalicji.

Ale mam poważną i uzasadnioną obawę, że tylko bardzo nieliczne sodalicje, mimo wszystko, tę groszow ą książeczkę zakupią i przestudjują.

I dlatego o niej i o „skrzynce" dziś i może jeszcze w czerwcu słów k ilk o ro !

Zasadniczo idzie u Dra W. o teren nieco odm ienny od zebrań so- dalicyjnych, bo o kurs oświatowy, prowadzony w jakiejś organizacji przez fachowego kierownika. Tem at wykładów i dyskusji jest zgóry znany, związane z nim ściśle zagadnienia wypisują uczestnicy (imien­

nie lub anonim owo) na kartkach i wrzucają do skrzynki. Kierownik je sam czyta, układa w pewną tem atow ą całość i przygotow uje wyczer­

pujące odpowiedzi, przyczem może je opracowywać także razem z u- czestnikam i kursu. Skrzynka przez swą anonimowość ośmiela ich do wysuwania kwestyj, zwłaszcza nieco drażliwych, kierownika zaś orjen- tuje w terenie i poziomie intelektualnym i moralnym słuchaczy.

Na zebraniu sodalicyjnem sytuacja jest odm ienna. O dpada cią­

głość stałego kursu, gdyż zebranie jest faktem doraźnym, raz na m ie­

siąc się zdarzającym, trudniej przeto tutaj taką skrzynkę uczynić in ­ strum entem ciągłej, system atycznej pracy.

Mimo to — mam takie „teoretyczne" wrażenie — od czasu do czasu m ożnaby w sodalicjach organizować nowe, „skrzynkowe zebra­

nia", co przy kilku zebraniach z referatami i kilku z pogadankam i ankietowem i, wniosłoby ogrom ne ożywienie w nasze zbiórki sodalicyjne.

Jakże te zebrania sobie w yobrazić?

T em at wybrany do omówienia przez ks, moderatora (myślę, że jedynie ks. m oderator może kierować zebraniam i „skrzynkowem i", po­

dobnie jak „pogadanką ankietow ą") powinien być podany członkom na m iesiąc naprzód, na zebraniu poprzedniem , z tą zapowiedzią, że wszystkie kwestje, jakie ich w bliższym czy dalszym związku z tem a­

tem mogą interesować, winni w formie jasnych i konkretnych zapy­

tań wrzucać do skrzynki w term inie określonym (jakieś 7 — 10 dni ostatnich powinno już być rezerwowanych dla księdza celem przygo­

towania zebrania). Anonimowość lub im ienność kartek m ożna zostawić członkom do woli. Wybrać należałoby imienność, zastrzegając oczy­

wiście zupełną dyskrecję.

Kartki zabiera ks. m oderator, i przemyślawszy dokładnie ich treść, układa logiczny, szczegółowy program om ówienia tem atu i dyskusji.

Przypuściwszy, że na zebranie sodalicyjne przychodzi stale 25 członków, przyjąć należy, że 10 — 15 z nich żywo zainteresuje się tem atem i pospieszy z pytaniami. G dyby każdy ograniczył się tylko do 2 pytań (przypuśćmy, że będzie pewna ilość identycznych), można liczyć na 20 — 25 punktów. Jest to już wcale bogaty m aterjał do bardzo interesującego, bardzo aktualnego i pożytecznego zebrania.

Oczywiście niektóre pytania trzeba będzie pominąć, inne nieco roz­

szerzyć, pogłębić, wczuwając się w zamiar i zainteresowanie m łodego chłopca, a może naw et od siebie dorzucić parę kwestyj pom iniętych

(9)

Nr 8 PO D ZNAKIEM MARJ1 175

przez członków, zwłaszcza, gdy chodzić będzie o logiczne powiązanie punktów dyspozycyjnych, wkońcu zdaje mi się, nic nie powinnoby stać na przeszkodzie, aby już w czasie sam ego zebrania nie dopuścić zgłaszania nowych, dodatkowych pytań, nasuwających się logicznie w toku omówienia lub dyskusji. Oczywiście, gdyby któreś z nich z a ­ skoczyło kierownika (— nie może on być przecież „chodzącą encyklo- pedją"), trzeba je spokojnie i szczerze odłożyć na następne zebranie, by mieć czas odpow iedź należycie przygotować. Z m etody zebrań

„skrzynkowych" wszelka dorywczość powinna być stanowczo usunięta, gdyż nic im napewno tak jak ona, nie zaszkodzi. Powaga kierownika i sodalicji wymaga, aby odpowiedzi były ścisłe i rzeczowe pod wzglę­

dem treści, a jasne, proste i wartościowe pod względem formy. Tiud to niemały dla kierownika, ale owoce zebrań niewątpliwie mu go

wynagrodzą. (Dokończenie nastąpi)

Trzy obowiązki maturzysty - sodalisa :

Odprawić sumiennie i pobożnie pomaturyczne rekolekcje zamknięte.

Zapisać się natychmiast po wakacjach do sodalicji mar- jańskiej akademików, przedstawiając świadectwo sodalicji szkol­

nej, którego każdy winien zażądać od niej przed m a tu rą :i:) Podać w październiku b. r. swój nowy adres księdzu m o­

deratorowi dawnej sodalicji szkolnej**)

Cud Najmiłosierniejszej Matki...

Mała dziewczynka wspięła się na palce i wyciągając z wysiłkiem jak najwyżej swą rączkę zziębniętą, dosięgła wreszcie dzwonka.,. P o ­ ciągnęła raz i drugi... Urywane, potem długo drżące tony rozjęczały się w dalekiej sieni starej plebanj i, dziwnie niepokojące w zupełnej ciszy nocnej. Wszak minęła zaledwo czwarta i probostwo wraz z ca- łem miastem spoczywało jeszcze w głębokim śnie. Zbudził je gw ałto­

wny głos dzwonka. Ktoś poczłapał po chwili ku bramie... po drugiej chwili zabłysło mdłe światło w sypialni proboszcza, obudzonego szyb- kiem pukaniem w drzwi...

— Księże proboszczu, księże proboszczu do chorego...

— A któż tam ?

— Nie wiem jeszcze. Dziecko posłali... na taki z ią b ! Musi coś nagłego...

*) G otow e form ularze do nabycia w Składnicy (Zakopane) po 8 groszy.

**) D rukow ane karty pocztow e do nabycia j. w. po 5 gr.

(10)

176 POD ZNAKIEM MARJI Nr 8

— W staję zaraz. Przygotować klucze od kościoła, latarnię, mój płaszcz...

— Wszystko będzie w tej chwili.

Zkolei zabłysły świece w zakrystji, w kościele, jak tyle, tyle już razy o tej nocnej godzinie, gdy Boga wzywano do człowieka m ające­

go odejść stąd na zawsze...

I znów minęło niewiele minut, a ksiądz R. de Luxeuil, zawinięty w płaszcz zimowy i poprzedzany przez drżącą z zimna i przejęcia dziewczynkę opuszczał świątynię, unosząc na piersiach utajonego Je ­ zusa...

Szli spiesznie, brnąc w świeżym, puszystym śniegu, który nie­

spodzianie tej nocy okrył całe miasto nieskalanym całunem...

Mijali właśnie stary ratusz, gdy na wieży miejskiej poczęła zwol­

na, przeciągle bić piąta. Przeszli potem koło gotyckiej dzwonicy kla­

sztoru, w którym przed laty świątobliwe życie pędził ojciec Ebroin, niegdyś burmistrz miasta, potem zakonnik, wkońcu kardynał św. koś­

cioła.,. Skręcili w boczną ulicę. Dziewczynka stanęła przed jakim ś sta­

rym, posępnym domem. Przy bramie uchylonej czekała już na nich starsza kobieta, z różańcem w ręku i wyrazem wielkiej niecierpliwości na twarzy. Ujrzawszy wreszcie tak oczekiwanego kapłana, uklękła, po­

czerń powstała i pochyliwszy się mu do ucha, szepnęła1:

— Prędko, prędko księże proboszczu — i świecąc, wskazała drogę.

Kapłan wszedł do pokoju, na którego ścianach widać było cały zbiór zdobycznej broni, a gdy się już oswoił nieco z panującym tu mrokiem, dojrzał w kącie loże, na niem zaś jakąś poważną, niem al d o ­ stojną postać, na której wychudłej i bladej twarzy znać było wyraźnie ciężkie cierpienia. Jakiś starzec poczynał najwidoczniej umierać...

Od wielu, wielu dni, jego stara, zacna gospodyni, pani M ałgo­

rzata błagała żarliwie Boga, aby promień Swego światła, Swej laski raczył spuścić na tę biedną, w ciemnościach pogrążoną duszę, która wielkiemi krokami zbliżała się do progów wieczności. W szczerej swej prostocie i żarliwej pobożności zwróciła się już dawno z gorącą m od­

litwą do Najświętszej Panny i nieustannie powtarzała prześliczne, os­

tatnie zdanie Anielskiego Pozdrowienia, które jej się zdawało najlep­

szą prośbą i najskuteczniejszem b łag an iem : Św ięta M arjo, M atko Boża, m ódl się za nam i g rzeszn ym i teraz i w godzinę śmierci naszej.

Modliła się z całą, z zupełną ufnością, wierzyła, że słowa tej m odlit­

wy trafiają prosto z jej serca do niepokalanego serca najlepszej Mat­

ki i uproszą jej panu niewątpliwe nawrócenie w ostatniej, nadcho­

dzącej szybko godzinie.

A przecież I Serdeczne, wymowne słowa kapłana nic nie zdziała­

ły. Gorliwy sługa Boży nie zawahał się naw et rzucić na kolana przed konającym i błagać go i zaklinać na wszystko, by pomyślał o swej duszy i jej zbawieniu. Wszystko napróżno. Umierający pułkownik Saint • Eustachę, stary wiarus napoleoński, nie chciał słyszeć^o niczem i wkońcu wyrzucił kapłana przybitego, zgnębionego tym straszliwym zawodem i zupełnem niepowodzeniem najserdeczniejszych wysiłków.

(11)

N A D Z W Y C Z A J N Y D O D A T E K I L U S T R A C Y J N Y

Z A MAJ 1934.

☆ ☆ ☆ ☆ ☆ ☆ ☆

Najświętsza Panienko Majowa, Matko Dobrej Rady

wspieraj sodalicje nasze najlepszą radą Twoją i macierzyńską pomocą!

N a p o ż eg n a n ie d ru g ie g o sezo n u koionji śnieżnickiej o s ta tn ia w ycieczka k o lo n istó w n a g ran icy n a sz eg o p a ń stw a leśn eg o .

(12)

S odalicje M arjań - skie gim n. p a ń stw , w T o m a sz o w ie lu ­ belskim w dzień sw ej p atro n k i N ie­

p o k a la n ej (8 g r u ­ d n ia 1933) u rz ą ­ dziły u ro czy ste ś lu ­ b o w a n ie sodalicyj- n e, w ie cz o rem zaś a k ad e m ję M arjań -

ską.

S odalicja G ro d n o II. p o w zięła ś w ie tn ą m yśl u rz ąd z en ia w ła ­ snych rekolekcyj zam kniętych dla sw ych m atu rzy stó w w Skidlu.

O to ich uczestnicy z księdzem k ierow nikiem .

S cena w p a ła cu cesarsk im z d ra ­ m atu «Tarzycjusz»

w y s t a w i o n e g o przez sodallcję mar­

iańską C h e ł m ż a w czasie A kadem ji

M arjańskiej.

(13)

Nr 8 POD ZNAKIEM MARJi 177 Zaledwo ksiądz opuści! izbę chorego, gdy ten uległ strasznemu atakowi. Gorączka rosła z minuty na minutę, przytomność poczęła za­

nikać. Od czasu do czasu odzyskiwał ją jakby na chwilę i wtedy prze­

stawał bredzić. W takim momencie, nie widząc swej gospodyni, która padłszy na kolana zalewała się łzami i błagała Matkę Najświętszą o cud i ratunek, powtarzając żarliwym szeptem swą ulubioną modlitwę, począł ją wołać i wzywać do łóżka. Gdy się zbliżyła, chwycił ją za rę­

kę i przerywanym, zdyszanym głosem sz e p ta ł:

— Pamiętasz Berezynę ? Gdyśmy ją przechodzili, uratowałaś mi życie. Potem przyszłaś tu i opiekowałaś się moją starością. Teraz ko ­ lej na mnie Małgorzato, bym pomyślał o tobie, o twojem życiu i przy­

szłości. Chcę ci ją zapewnić. Cały mój m ajątek oddaję ci, żyj spokoj­

nie i szczęśliwie... No! — ale czemuż ty płaczesz? Robisz mi tem przykrość M ałgorzato! O d w a g i! Spokoju do kroćset stu tysięcy kano­

n ó w !! Słuchaj no ! Zaśpiewaj mi tu żołnierską piosenkę, tę z wojny, z biwaku — Pam iętasz? To lepsze od jakiegoś De profundis czy proboszczowskich ojczenaszków !,..

Biedna, stara Małgorzata zbyt miała ściśnięte serce, aby w tej chwili zabrać się do śpiewu. Zresztą od długich już lat nie śpiewała nic, prócz kościelnych hymnów i pieśni nabożnych. Wstąpiwszy do bractwa różańca świętego, stała się wkrótce wzorem słodkiej poboż­

ności. Więc i w tym momencie, tak dla niej niesłychanym, wstrząsa­

jącym, modliła się tylko z całym zapałem i żarem ; błagała Boga o zba­

wienie duszy swego pana. Wśród jej spracowanych palców przesuwały się nieustannie paciorki różańca wyświechtane już mocno długiem i częstem użyciem.

Po chwili chory pułkownik jakoś się trochę uspokoił. I wtedy właśnie do drzwi zapukał ktoś energicznie. Do pokoju wszedł, salutu­

jąc, stary jakiś oficer, w wyszarzałym już, orderami zdobnym m undu­

rze. Umierający podniósł się nieco na jego widok i ożywił się najwi­

doczniej, jak ożywia się lampa, by rzucić swe ostatnie blaski...

I wkrótce między dwoma żołnierzami zawiązała sie rozmowa, w której pokazało się, że gość przybyły, to dawny, kochany kolega wojenny pułkownika, towarzysz dzielny i bohaterski z niezapom nia­

nych dziejów napoleońskiej epopei, kapitan Remy. Służył niegdyś z naszym chorym w strzelcach gwardji cesarskiej i bił się we wszyst­

kich bitwach, zbierając liczne i zasłużone odznaczenia.

— Wyobraź sobie, mój kochany, opowiadał ciężkim, przerywa­

nym głosem umierający, że jakiś klecha odważył się tu wtargnąć do mnie... może ze dwie godziny temu. Zachciało mu się, żebym ja, puł­

kownik napoleoński umierał jak... jak kapucyn...

— No... wiesz mój stary, to mi się zdaje całkiem prostem, żeby przed odejściem na tam ten odcinek zameldować się i zarekom endo­

wać u Głównodowodzącego niebieskim frontem,

— Jakto i ty...? ! — żachnął się pułkownik... I tybyś tak ukląkł, jak mniszka, przed klechą, żeby mu do ucha opowiadać o swoich sprawkach... Ehe... trząsł się już z gniewu stary żołnierz...

(14)

— A czemużby n ie ? Robiłem to nieraz i zrobię jeszcze nieraz...

— No to tyś przedtem — no nie m ogłeś być pod Austerlitz !

— Ależ mój kochany, cesarz tam był, a przecież gdy mu przy­

szło na koniec, to i on księdza sobie zawołał, by się z Bogiem poje­

dnać i odwagi nabrać na ostatni atak skonania...

— Co ty g a d a s z ! Napoleon ? cesarz by ci się spowiadał ?

— Tak, tak mój d rogi! Cesarz! Ajakże! Umarł jak chrześcija­

nin, krzyż mial w rękach, a imię Jezus na ustach...

Pułkow nik zamilkł. Opuścił głowę na piersi i zadum ał się g łę­

boko. Widać było, źe w duszy jego poczyna się toczyć jakaś walka niezwykła. A stara, poczciwa M ałgorzata, upadłszy na kolana w kącie pokoju, wśród łez powtarzała ciągle szeptem swoje gorące b ła g a n ie , Św ięta Mar/o, M a tko Boża, m ó d l się z a nam i g rze szn y m i, teraz i w godzinę śm ierci naszej...

Tam zaś w niebiosach... przesłodka, najświętsza Dziewica słuchała tych próśb żarliwych i niosła je przed tron Boskiego S y n a : „O Jezu mój, chciej spojrzeć miłosiernie na tę biedną duszę, która bez szaty godow ej stanąć ma za chwilę przed Twym m ajestatem , by usłyszeć swój wyrok wiekuisty.,. Racz wspomnieć, ile to już razy wzywano mnie w jego im ieniu o ratunek i miłosierdzie na tę chwilę ostatnią.

Ach. Jezu najdroższy, póki jeszcze czas, racz tej duszy udzielić łaski żalu za grzechy, odpuść przewiny żołnierskiego życia, spuść promień łaski i uczyń ją godną wejścia w przybytki niebieskie..."

178 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 8

N agle um ierający zerwał się na łóżku i zawołał g ło ś n o :

— Remy, R e m y ! Ty mi go sp row adzisz! Ja wierzę w B o g a ! Księdza mi wołaj ! Ja chcę księdza!

— Ksiądz już jest, mój koleg o !

— Gdzie jest? Niech przyjdzie I

— Tu, przy to b ie ?

— Ja k to ? Co to znaczy? Czyżbyś ty R em y!...?

— Tak pułkow niku! Twój dawny towarzysz broni i ksiądz, k tó ­ regoś dziś rano odpędził, to j a ! Więc zaczynajmy, mój s y n u !

Konający pułkownik rozpoczął wśród łez wzruszenia swą spo­

wiedź, której dokończył z najgłębszem przejęciem.

Gdy chory uspokojony, pojednany z Bogiem i szczęśliwy odzys­

kał znów zdolność mówienia, którą z przejęcia na chwilę stracił, ode­

zwał się do towarzysza broni, który klęczał, modląc się przy jego łó ż k u :

— No już wszystko dobrze, mój Remy, bądź sp o k o jn y ! Widzisz stary, teraz zkolei ja się będę modlił za ciebie, ale już nie tu na zie­

mi, lecz w niebie, gdzie się spodziewam wnet stanąć za łaską Boga.

M ałgorzata uklękła również przy łóżku pułkownika, który odczu­

wał już tylko jej obecność, gdyż oczy jego nie mogły więcej dojrzeć nic na świecie. Gospodyni m odliła się z wszystkich sił swej duszy,..

A im bardziej zbliżała się nieunikniona, ostatnia chwila, tem bardziej potężniał żar jej błagania, gdy palce nieustannie przesuwały paciorki starego różańca.

(15)

Nr 8 POD ZNAKIEM MARJI 179 I nagle konający raz jeszcze urywanym szeptem otworzył zacis­

kające się na wieki wargi...

— M ałgorzato! Na wiosnę pojedziesz mi do Szwajcarji... wiesz?

— Tak, proszę pana...

— Do Matki Boskiej... do Einsiedeln

— Rozumiem, panie...

— Będziesz się tam modlić przez dziewięć dni za duszę starego grzesznika.,. Widzisz, Małgorzato, moja matka miała zawsze wielkie nabożeństwo do Matki Boskiej w tem cudownem miejscu...

Ostatni wysiłek dużo kosztował chorego... Siły życiowe zanikały z każdą sekundą... ale oto jeszcze coś wyszeptał gorąco do p roboszcza:

— Mój bracie kochany, przyjmij odem nie na pamiątkę ten krzyż... • Dostałem go od cesarza,.. Był na mej piersi pod Austerlitz i ocalił mi życie. Daję ci go, a ty mi daj swój, ten ze Zbawicielem przybi­

tym, niech ocali dziś mą duszę od zguby...

O statnie to były słowa pułkownika Saint - Eustachę...

Małgorzata wydała jęk serdeczny.,.

Żołnierska dusza stanęła do raportu przed swym Najwyższym Wodzem.

Było to dnia 15 kwietnia 1840. Jakaś kobieta w czarnych suk­

niach, z różańcem w ręku schodziła ostrą ścieżką wiodącą z miastecz­

ka Hacken. Była to nasza Małgorzata, udająca się do Einsiedeln.

Spełniała ona obietnicę daną swemu panu w chwili zgonu, że za sp o ­ kój jego duszy odprawiać będzie nowennę modlitw u stóp Najświęt­

szej Panienki, tej najlepszej, najdroższej Ucieczki grzeszników...

(zdarzenie prawdziwe — oprać, z franc.)

Przygotujmy się do „społecznych wakacyj".

— Czy ksiądz dobrodziej jest kierownikiem tutejszego Stow a­

rzyszenia Młodzieży Polskiej ?

— Tak jest. Czem mogę służyć?

— Jestem N. uczeń VIII kl. gimnazjalnej. Należę od 3 lat do So­

dalicji M arjańskiej. Przyjechałem tu do moich krewnych na wakacje.

Czy mógłbym w czemś przysłużyć się Stowarzyszeniu ?

— Ależ nam pan jak z nieba spada ! Mamy w program ie festyn na dochód Stowarzyszenia w lipcu. Na sierpień marzą chłopcy o przedstawieniu amatorskiem. Zdałby się też po żniwach choć jeden odczyt w jaką słotną niedzielę. Roboty huk, jak Pan widzi, a pom oc­

ników prawie nie mam.

— Doskonale. W miarę sił postaram się dopomóc. W akacje by­

wają takie nudne, banalne, przez to może i trochę niebezpieczne.,.

(16)

— Otóż t o ! Więc zapraszam na jutro, wieczorem do naszej izby związkowej obok Kółka Rolniczego i serdecznie dziękuję.

— Będę zpewnością i bardzo się cieszę...

180 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 8

Czy to bardzo w yjątkow a rozmowa — jak m yślicie? Bo ja są­

dzę, że w tej czy owej formie pow innaby się na progu wakacyj w kilkuset przynajm niej wydaniach powtórzyć. W mieście, miasteczku i na wsi tylu jest młodych Polaków, braci naszych, choć nie ze szkol nej ławy, którym m łody inteligent z gim nazjum może coś niecoś ze swego użyczyć... — Ze swej wiedzy, ze sw ego czasu, z swej pracy, pom ysłowości — no i z gorącego, sodalicyjnego serca!

Mały referacik, pogadanka, ostatecznie przeczytanie głośne, wzo­

rowe ustępu czy rozdziału z dobrej, ciekawej książki, jakieś opow iada­

nie, wspólny śpiew, pom oc w jakiejś imprezie... Byle się zgłosić, za­

cząć, nie zrażać się początkiem, przełam ać pierwsze lody — a można zrobić tyle dobrego. O dznaka sodalicyjna stanie za legitym ację a serce złote o reszcie zadecyduje.

Ale już dziś przygotujcie sobie pewien program , dobierzcie z po- n p c ą ks. m oderatora pewne książki czy broszury, poznajcie się ze statutem S. M. P. czy Krucjaty Eucharystycznej, czy innego katolic­

kiego związku młodzieży, by nie tracić potem czasu i nie iść całkiem po omacku. A może pomówicie o tein na majowem zebraniu soda- licyjnem ?

Więc któż z Was będzie pierw szym ?

A kto po wakacjach coś do nas o tem napisze, jak mu się „na niwie społecznej" pow iodło?

Czekać będziem y n iecierpliw ie!

WIADOMOŚCI KATOLICKIE

K om unik aty K atolickiej A gen cji Prasowej w W arszawie.

Z POLSKI;

B iskupem - su fragan em śląsk im zam ianow ał O jciec św . ks. prał. dra Teofila Brom boszcza. proboszcza w M ysłow icach.

R ek olek cje w ielk op ostn e m łod zieży a k ad em ick iej urząd zo n e w e w szystkich m iastach u niw ersyteckich P olski udały się i w tym roku w spaniale. W W arszaw ie o d ­ były się aż 3 serje. Ilość uczestników doszła na w szystkich do blisko 10.000. osób.

K ościół akadem icki był w prost natłoczony, zaszło kilka w ypadków om dlenia ! Żyw io­

łow ym był także u dział akadem ików w P oznaniu, zgórą 2.500 osób. Przypuszczać n a ­ leży, że w całem p aństw ie 16 — 18.000 m łodzieży akadem ickiej uczestniczyło W tym roku w rekolekcjach. Je st to cyfra w prost im ponująca i ogrom ną otuchą napełniająca nas na przyszłość. Praca w sodalicjach uczniow skich przecież nie idzie na m arne !

ZE Ś W IA T A :

Masowy powrót robotników do K ościoła k a to lick ieg o w W iedniu trw a n ie­

przerw anie od tragicznych w ypadków lutow ych I stale się w zm aga. O gólna ilość osób, któ re zgłosiły dotychczas sw ój pow rót do religji w e w szystkich kościołach W iednia, obliczana je s t na k ilkadziesiąt tysięcy.

(17)

Nr 8 PO D ZNAKIEM MARJi 181

Rozporządzenie M ussoliniego w sprawie św ięcenia n ied zieli. M ussolinl w ysto­

sow ał do w szystkich prefektów okólnik w spraw ie ścisłego przestrzegania odpoczynku św iątecznego i niedzielnego w handlu, przem yśle I rzem iosłach. W uzasadnieniu tego rozporządzenia ,11 D u c e ' zaznacza, że św ięcenie niedzieli jest jednym z bardzo w aż­

nych czynników m oralnego podniesienia w arstw robotnicych i należy do rzędu etycz­

no ■ religijnych postulatów , którem i rząd kieruje się w sw ej polityce socjalnej.

M usim y m ieć szk oły w yznaniow e - m ówi gubernator am eryk ańsk i G uber nator stanu Oklahom a podkreślił niedaw no w publicznem przem ów ieniu znaczenie n a ­ uki religji w szkołach. Mówca, którego audytorjum składało się z około 600 w yb it­

nych przedstaw icieli wszelkich sfer społecznych i wszelkich zawodów , p o w ie d ział:

.M usim y mieć szkoły w yznaniow e. Wiara jest fundam entem wielkości narodow ej. Jest ona źródłem miłości Ojczyzny, uczciw ości i m oralności. H istoria dowodzi, że naród nie m oże Istnieć bez wiary, a my stale dostrzegam y, że najgłębszą przyczyną upadku w ielkiego narodu jest bezbożność. N ie potrzebow alibyśm y zupełnie obawiać się obecnego kryzysu św iatow ego, gdybyśm y byli wierzącymi. Jeżeli będziem y m ieli tylko szkoły państw ow e, to lud nasz bezapelacyjnie w ydany zostanie na łup ateizm u*.

S ocjalista hiszp ań sk i za powrotem do K ościoła. Dr. Canada, profisor fakulte­

tu m edycznego u n iw ersytetu w Sewilli, znany bojow y działacz socjalistyczny hiszpański, ośw iadczył ostatnio w czasie obchodu uniw ersyteckiego publicznie, że wraca do chrześ cljaństw a i Kościoła. „W H lszpanji dzisiejszej — m ów ił — niem a wolności dla dobra, zło zato m oże rozwijać się z całą sw obodą. Uratow ać H iszpanję może tylko wiara w Boga". W dalszym ciągu sw ego przem ów lania prof. Canada ośw iadczył, że po do­

kładnej rozw adze doszedł do przekonania, iż najw ażniejszym obow iązkiem w szystkich rodziców jest dziś w ychow anie dzieci po katolicku. Wiara katolicka jest jedyną drogą, którą H iszpanja w yjść może z dzisiejszego chaosu.

H indus pochwala szkolnictw o katolickie. B urm istrz Bom bay’u, M. C. Javle, wygłosił podczas pokazów sportow ych urządzanych dorocznym zw yczajem w wyższej szkole im. św. S ebastjana w tem mieście, przem ów ienie, w którem z w lelkiem uzna­

niem wyraził się o szkołach katolickich. .W ychow anie oraz religja — m ów ił — m u­

szą ściśle w spółpracow ać b y rezultatem było stw orzenie typu nienagannego obyw ate­

la". N astępnie burm istrz, w spom inając o sw em dlugoletnlem urzędow aniu na tem sta ­ now isku, zaznaczył, że na podstaw ie obserw acyj i spostrzeżeń sw ych doszedł do w nio­

sku, iż tylko to w ychow anie m łodzieży jest dobre, które opiera się na m ocnych pod­

staw ach niew zruszonych zasad w łaśnie takich, jakie propagują tw órcy szkól katolic­

kich w Indjach.

K ryzys w k o ściele anglik ań sk im . K ryzys w ew nętrzny w kośćciele anglikańskim w ostatnich czasach znacznie się pogłębił. Św iadczy o tem najlepiej list otw arty, w y ­ stosow any niedaw no przez księcia A rgyll do p ew n eg o proboszcza. Autor tego listu pisze m. In. o gospodarce w ew nętrznej kościoła anglikańskiego, o życiu jego kapła­

nów i w yższych jego dostojników , którzy coraz m niej troszczą się o sw ych wiernych.

D uchow ieństw o anglikańskie cechuje przedew szystkiem w ielka chw iejność w sądach i przekonaniach, w przeciw ieństw ie do duchow ieństw a katolickiego, w prow adzającego w czyn zasady, głoszone przez papieża w encyklikach na w szystkie najbardziej palące tem aty, jak kom unizm , socjalizm , m ałżeństw o i t. d. .K ościół rzy m sk o -k ato lick i — p i­

sze w zakończeniu książę Argyll — coraz w iększe posiada i posiadać będzie znacze­

nie w św iecle, jako opoka, na której w spierać się ma potęga, przeciw staw iająca się sile zła, tak niebezpiecznie szerzącego się w ostatnich czasach".

Z nakom ity pisarz czesk i nawrócony. Znany pisarz czeski, dr E rnest Dvorak, zm arły niedawno, na m iesiąc przd śm iercią powrócił na łono Kościoła katolickiego.

D r Dvorak jeden z w ybitniejszych w spółczesnych pisarzy dram atycznych w C zecho­

słowacji, był autorem całego szeregu dram atów historycznych. U lubiony jego tem at stanow iły burzliw e w ydarzenia za czasów w ojen husyckich. Dr Dvorak dopiero w ob liczu zbliżającej się śm ierci powrócił do w iary sw ych o jc ó w ; przez całe życie był on zagorzałym przeciw nikiem Kościoła. Stosow nie do życzenia zm arłego dw oje jego dzie ci otrzym ało obecnie chrzest św ięty.

Przywrócenie audycyj religijn ych przez radjo we Francji. Rząd francuski po­

stanow ił przywrócić audycje religijne na państw ow ych rozgłośniach radjow ych, które sw ego czasu zostaiy zakazane przez rząd C hautem ps, składający się, jak wiadom o, w w iększości z członków m asonerjl.

K rucyfiks w parlam encie irlandzkim . .Irisch Independent" donosi, że w sali posiedzeń parlam entu irlandzkiego za fotelem prezydenta um ieszczony b ęd zie obecnie

(18)

krućyfiks. P ostanow ienie to jed n ogłośn e parlam entu jest w yrazem głębokich uczuć katolickich, tkw iących w narodzie irlandzkim bez w zględu na przekonania polityczne.

Nawrócenie w yb itn ego m asona. W M ilw aukee w tam tejszem szpitalu Shorc- wood zmarł w skutek poparzeń odniesionych w ciągu w ieloletnich badań nad prom ie­

niam i R oentgena znany fizyk John Mac Intosh, n iegdyś w ybitny m ason 32 stopnia.

Zmarły uczony przed półtora rokiem dzięki częstym rozmowom z o. B tren sem T. J.

rektorem unfw ersytetu M arąuette, nawrócił się 1 przystąpił do Kościoła katolickiego.

Hołd New Orleanu dla zakonnicy k atolick iej. U niw ersytet w New O rlęanle u dzielił niedaw no ty tułu Dockor C aritatis (doktór m iłosierdzia) zakonnicy katolickiej, siostrze S tanisław ie M alone z okazji złotego jubileuszu jej pracy w charakterze pielę­

gniarki chorych. W uroczystości w zięły udział w ielkie rzesze publiczności gdyż siostra Stanisław a jest najbardziej popularną i najbardziej cenioną kobietą w całym stanie Loulsiana. Ojciec św. przesłał jubilatce specjalne błogosław ieństw o apostolskie a p re ­ zydent Roosevelt złożył jej życzenia dalszej, rów nie ow ocnej pracy we w łasnoręcznie napisanym liście. G ubernator Louislany przybył z gratulacjam i do zakładu osobiście I w ziął udział w uroczystej M szy św. w kościele klasztornym .

Trzynastka akadem ików - konwertytów. Na uniw ersytecie Illinois trzynastu akadem ików przeszło w dniach ostatnich na w iarę katolicką. W yznanie w iary 1 przy­

jęcie Ich do Kościoła katolickiego odbyło się wobec kapelana słuchaczy uniw ersytetu, ks. dra Jana A. 0 ’B rlen’a.

N awrócenie w ybitnego uczonego an g ielsk ieg o . W tych dniach do Kościoła ka­

tolickiego przystąpił dr Alfred Piney, dyrektor oddziału patologicznego przy londyń­

skim Instytucie rakow ym . M imo m łodego w ieku (dr Piney liczy obecnie 38 lat życia) jest obecnie jed n ą z najw iększych pow ag w dziedzinie badań nad rakiem. Je st on członkiem Royal M edical Society, tow arzystw a patologów, zw iązku lekarzy i autorem w ielu cennych prac naukowych.

Chiński prezyd en t m inistrów z a k o n n ik ie m ! Mało kto wie, że w benedyktyn skim klasztorze św. A ndrzeja w B ruges w B tlg ji jako skrom ny zakonnik przebyw a b. prem jer 1 m inister spraw zagranicznych rządu chińskiego, Lu - C zang - Cziang. Przed w ojną był on posłem chińskim w Petersburgu, później — prem jerem republiki ch iń ­ skiej, a w r. 1919 przew odniczącym delegacji chińskiej przy rokow aniach pokojow ych i traktacie wersalskim . W krótce potem porzucił pogaństw o i przystąpił do Kościoła katolickiego. O d r. 1927 zam ieszkał w opactw ie św. A ndrzeja w B ruges 1 tam też przed trzem a laty przyw dziat habit m nisi jako brat Piotr Celestyn. O becnie brat Piotr ukończył studja teologiczne 1 w yśw ięcony został na kapłana.

Nawrócenie księcia pruskiego. W nuk W ilhelm a II, książę Fryderyk Leopold Pruski, porzucił protestantyzm i w ubiegłą W ielką Sobotę przystąpił w Rzymie do K o­

ścioła katolickiego. W dzień W lelklejnocy książę Fryderyk Leopold, przed wzięciem udziału w uroczystościach kanonizacji św. Jana Bosko przyjął sw ą pierw szą K om unję św.

Pierwsza Msza św. w sam olocie. W św ięto C hrystusa Króla nad morzem, mię dzy zatokam i koryncką i Patras, w hydroplanie kursującym m iędzy Sajgonem a Mar- sylją odpraw iona z o stali pierw sza w dziejach Msza św. w pow ietrzu. O dpraw ił ją pe w len zakonnik zdążający z mlsyj francuskich na W schodzte do Marsylji, korzystając z udzielonego m u w tym celu upow ażnienia. Jako m inistrant służył do Mszy św.

jeden z podróżnych

W ielkanoc w Moskwie. Mimo gw ałtow nej agitacji bezbożników 1 ogłoszenia oficjalnie św iąt W ielkanocy, przypadających w C erkw i praw osław nej w roku bieżącym na 8 kw ietnia, za dnie pracy, nieliczne już dziś św iątynie M oskwy przepełnione były wiernym i. Znam iennym objaw em , godnym zanotow ania jest fakt, że w nabożeństw ach w zięli udział bynajm niej nietylko ludzie starzy, w ychowani w epoce przedrew olucyj-

ej, ale także bardzo liczne zastępy m łodzieży.

182 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 8

Przyjedź na Kolonję na Snieinicy !!

(19)

Nr 8 PO D ZNAKIEM MARJI 183

Z niwy misyjnej.

Niebezpieczeństwo zislamizowania Afryki Zachodniej.

(Intencja misyjna na maj).

Od dłuższego czasu nadchodzą z Afryki Zachodniej alarmujące wieści o gw ał­

tow nym zalew ie tego obszaru przez m ahom etanizm . Przez Afrykę Zachodnią lozum ie- my w ybrzeża O ceanu A tlantyckiego, począwszy od Senegam bjl, a skończyw szy na K a­

m erunie Francuskim 1 dorzeczu N igru (t zw. Francuska Afryka Zachodnia).

M ahom etanie rozpoczęli podbój Afryki Zachodniej już w w. XI, kiedy się tam jeszcze o m isjach katolickich naw et nie śniło. W ojow nicze plem iona arabskie i bedu- Ińskie zajęły zachodni S udan 1 potw orzyły tam potężne państw a. N ajeźdźcy żyli w osobnych obozach, zapew niając poszczególnym państw om spokój i bezpieczeństw o, a poddani zobow iązani byli do dostarczania im utrzym ania. Czarni, skłonni do naśla­

dow nictw a, przyjm owali religję sw ych panów, tem bardzlej, że innym religjom zaka­

zano wszelkich w ystąpień zew nętrznych. G dy nadto w ytw orzył się absolutyzm I n as­

tąpiło zrów nanie białych I czarnych m ahom etan, islam zaczął zyskiw ać coraz w ięcej na sile.

Z czasem upadłv m ahom etańskie państw a czarnych i ich m iejsce zajęły kolonje państw europejskich. W płynęło to na tem szybszy rozwój islamu. W krajach cieszą­

cych się obecnie spokojem i lepszem l warunkam i kom unikacyjnem i, m ogli w ydatniej pracować krzewiciele m ah o m etan izm u : kupcy, m arabuci i urzędnicy adm inistracyjni.

K u p c y , objeżdżając kraj za sw emi interesam i, docierają do najdalszych jego zakątków , obok w łasnych korzyści dbają też gorliw ie o rozszerzenie m ahoaietańsklego stanu posiadania. Nie zaniedbują też żadnej okazji pozyskania pogan dla Islamu.

Z naczniejsi utrzym ują często obok sklepu szkołę koranu.

Za kupcam i nadciągają t. zw. m a r a b u c i , zaw odow i nauczyciele religji Ma­

hom eta. W yzyskują oni łatw ow ierność m urzynów , strasząc ich różnego rodzaju prze­

pow iedniam i (przyczem niezbyt przejm ują się Ich niespełnieniem się), podtrzym ują za- bobonność czarnych, rozdając am ulety, mające zabezpieczać od nieszczęść 1 chorób.

C iągną z tych praktyk naturalnie duże zyski, Dla zyskania zaufania m urzynów ota­

czają się atm osferą pobożności I głoszą w yzw olenie czarnych przez islam.

Cała prawie inteligencja m urzyńska jest m ahom etańiką, to też m uzułm anam i są kolonjalni u r z ę d n i c y a d m i n i s t r a c y j n i , zwłaszcza m ianowani przez rządy na­

czelnicy plemion, którzy, w yw ierając na sw ych poddanych przem ożny w pływ , a faw o­

ryzując swych współw yznaw ców , przyczyniają się wielce do w zrostu potęgi islamu.

W ogóle polityka państw kolonialnych przynosi w iele korzyści Islamow i, a szko­

dy m isjom katolickim. Państw a te popierają w szędzie islam, a n. p. szkołom katolic­

kim rząd francuski odm aw ia tam zasiłków,

M isje katolickie rozw inęły się głów nie na wybrzeżach. Północna część kraju opanow ana jest przez islam. Widać to choćby w angielskiej N ig e rji; w w ikarjacie Po- łudn. N igerja liczono 60 tysięcy katolików i przeszło 100 tys. katechum enów , w w i­

karjacie zachodnia N igerja 16 tys. katolików i 8 tysięcy katechum enów , a w Północ­

nej N igerji tylko \ lh tys. katolików l ledw ie stu katechum enów . Zato m uzułm anów jes t na północy do sześciu m iljonów (na 10 milj. ludności). N iestety I na południu są już dw a m iljony m ahom etan, a przecież Pd. N igerja uw ażana jest tam za jeden z najbardziej kw itnących wlkarjatów .

W ostatnich czasach islam zaatakował także Kam erun, a naw et północną jego część opanował. Katolicyzm posiada tam 274 tysięcy wyznaw ców i 120 tys. k atech u ­ m enów. W najcięższych w arunkach pracują m isjonarze w północnych okręgach m isyj­

nych (Bamako, U agadugu i Bobo ■ Dlulasso), bo otoczeni są zew sząd morzem islamu.

Z resztą i fetyszyzm broni się uporczywie. Liczba katolików doszła tam ledw ie do d zie­

sięciu tysięcy.

Czarni przyjm ują chętnie islam dla łatw ości tej nauki (przynajm niej w Afryce).

Byle czarny ośw iadczył gotow ość uznania M ahom eta za proroka a koranu za księgę św iętą, byle odm aw iał stale „salam* (m odlitwa), nie dba się o to, czy on zachow uje nadal sw oje pogańskie przesądy 1 zabobony. Jak opow iadał Msgr. M olin, w ikarjusz apost. Bamako, w ielu czarnych m ahom etan uw aża jedynie religję katolicką za p raw ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

ży niewyrobionej, przez takie reklamowanie tanio zarobionej sławy, przymnaża się narodowi, społeczeństwu całe pokolenie darmozjadów, wykolejeńców, rozbitków

— Rozweseleni takim rankiem szybko załatwiamy się ze śniadaniem i gromadzimy się na Mszę świętą w kaplicy.. — Przedtem jednak odnawiamy przed wielkim

remne i zostały uwieńczone pomyślnym wynikiem. Zadowoleni byliśmy, weseli jak może nigdy w życiu. Zapraszaliśmy się wzajemnie, urządza- Kamy zabawy, wycieczki —

niczyć w nim nie może z powodu koniecznego wypoczynku waka- eyjnego po całorocznej pracy, wypoczynku i tak jeszcze zagrożonego przerwą wskutek zjazdu

Związek posiada na składzie drukowane deklaracje*). A może, może znajdą się w Polsce sodalicje uczniowskie, które podejmą z nami razem walkę ze szkodnikiem i

Hojny dar złożyły nam obie sodalicje lubelskie (Lublin I. raczyły przesłać centrali. Sodalicyj starszego społeczeństw a: Sod. Jednym, to mój pobyt w

Na, drugi dzień po Mszy świętej, więc w sobotę przed Zesłaniem Ducha Świętego przyjął Molumbo swoją ostatnią Komunję i święte Namaszczenie... Wzruszeni

Cieszymy się niezmiernie, iż i w tym roku udało się nam zapewnić dla rekolekcyj kierownictwo najwybitniejszych mówców i konferen- cjonistów kościelnych, ufamy