J)@. 17. Warszawa, d. 24 Kwietnia 1887 r. T o m V I .
TYGODNIK POPULARNY^POSW IĘCON Y NAUKOM P RZYROD NIC ZYM .
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2
Z przesyłka pocztową: rocznie „ 10
półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicy.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J . N atanson,
D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 ł/a,
za sześć następnych razy kop. 0, za dalsze kop. 5.
i^dres ZRed-ałscyi: Krakowsl2:ie-Przed.mieście, 3>Tr SS.
NOWY TYP
O W A D O Ż E R N O Ś C I
W Ś W IE C IE R O ŚLIN N Y M .
Charakterystyczno, cechą, roślin, o d ró ż
niającą je od zw ierząt, je s t zdolność w y
tw arzania z ciał nieorganicznych związków organicznych; zdolność tę zaw dzięczają one obecności W ich kom órkach chlorofilu czyli zieleni. Są wszakże w świecie roślinnym w yjątki, nieposiadające wcale zieleni albo też tak mało, że w ytw arzane p rzy je j po
mocy związki organiczne nie są w stanie zaspakajać potrzeb rośliny. W takich ra zach roślina żywi się, podobnie j a k zwierzę, związkam i organicznem i, otrzym yw anem i, albo raczej branem i z u stro ju innych roślin | lub naw et zw ierząt. Jeżeli grabież tak a od- j bywa się na żywych roślinach lub zw ierzę- ( tach, to ustrój grabiący nazyw a się pasorzy- tem, jeżeli zadaw alnia się tylko objadaniem tru pó w lu b gnijących szczątków, zwie się J
saprołitem . Jeżeli wreszcie, wyzyskiwacz sam je s t wyzyskiw any, t. j . jeżeli w zam ian za otrzym yw ane pożywienie musi służyć swem u gospodarzow i, wtedy mam y p rzy kład symbiozy, spółki, ja k np. spółka g rzy
bów. z wodorostami u porostów (Schwende- ner, B ornet), albo grzybów z korzeniam i drzew u M ycorrhiza (F rank, Kam ieński).
Zupełnie odrębny i niezm iernie ciekawy sposób żyw ienia się znajdujem y u całego szeregu roślin, znanych powszechnie pod nazw ą „ow adożernych.”
Istnieje bardzo wiele roślin, posiadają
cych specyjalne narządy, p rzy pomocy któ
rych drobne zw ierzęta, dotykające ich liści [ lub innych organów (np. kw iatów ), zostają przez nie chw ytane i zatrzym yw ane. W je dnych wypadkach organy te w ydzielają ma- teryje kleiste i przy ich pomocy zatrzym ują zwierzęta; w innych w ystępują klapy, zapa
dające się nad nieostrożnemi ofiarami; w in
nych wreszcie, znajdujem y praw dziw e pu łapki, do których wejść bardzo łatw o, z któ
rych w ybrnąć jednakże niepodobna.
Co się tyczy bijologicznego znaczenia tych urządzeń, to badania w ykazały, że po większej części m ają one na celu zabespie- czenie kwiatów od owadów, szukających
258 W SZECH ŚW IAT. N r 17.
w nich miodu a nieprzynoszących w zam ian roślinie żadnych korzyści. N iek tóre tylko z tych roślin, chw ytających zw ierzęta, nie zadaw alniają się tem , lecz schw ytaw szy nieprzyjaciela, zjadają, go jeszcze. Są to właściwe ow adożerne rośliny.
Sposoby ch w ytania zw ierząt przez rośli
ny są, bardzo rozm aite. M ożna powiedzieć, że istnieje praw ie tyleż sposobów chw yta
nia, ile gatunków roślin chw ytających.
W sysanie natom iast i traw ienie substan- cyj pożyw nych, znajdujących się w schw y
tanych zw ierzętach, odbyw a się bardzićj je dnostajnie. Do ostatnich la t znane były tylko dw a następujące typy: 1) N iektóre rośliny ow adożerne w ydzielają p rzy zet
knięciu z ustrojem zw ierzęcym z specyjal- nych gruczołów płyn, składający się praw ie w yłącznie z pepsyny i kwasów organicz
nych, w którym substancyje białkow e się rospuszczają, poczem zostają wessane zapo
mocą specyjalnycli narządów (np. D rosera);
2) inne znów nie posiadają gruczołów , w y
dzielających pepsynę; schw ytane zw ierzęta um ierają w pułapkach, gn iją i ro sk ład ają sic w nich, a p ro d u k ty gnicia zostają wessa
ne przez kom órki ssące, znajd ujące się n a dnie p u łap ek (np. N epenthes). D o dw u po
wyższych typów p rzybył jeszcze ty p trzeci, w zupełności przypom inający sposób ży
w ienia się korzenionóżek (R hizopoda). W y stępują tu m ianowicie z kom órek ru chliw e niteczki protoplazm atyczne albo w yrostki (nibynóżki korzenionóżek), otaczające ofiarę ja k b y siatką i wysysające z niój substancyje białkowe. P oznanie tego typu zaw dzięcza
my panom A . K ern ero w i i B. W ettsteino- wi z W iednia; wyniki badań tych uczonych postaram y się poniżój treściw ie p rzed
stawić.
W r. 1877 F ranciszek D arw in, syn K a ro la D arw ina, ogłosił w yniki swoich obser- wacyj nad włoskami gruczołkow atem i liści szczeci polnćj (Dipsacus sylvestris). D o strzegł on m ianowicie, że z głów ek g ruczo ł
kow atych włosków, znajdujących się na li
ściach (kubkach, ascidia) szczeci polnćj (D.
sylvestris), pod wpływem najsłabszych n a w et podrażnień w ystępują w yrostki n itk o wate, składające się z protoplazm y, zmię- szanój z pew ną substancyją gum ową. N a zagadzie całego szeregu dośw iadczeń w niósł
F . D arw in, że pierw otnie protoplazm a, znaj
d u jąca się w tych w ystępujących z kom órki nitk ach , służyła tylko do pomocy p rzy w y
dzielaniu owój gumowój m ateryi, późniój zaś została też zastosow ana do innej czyn
ności, do żyw ienia rośliny w ten m ianowi
cie sposób, że nitki owe zaczęły wsysać b iałk o w ate substancyje z owadów i wogóle zw ierząt, k tó re dostały się do liści (kubków ) D ipsacus, będących ja k u dzbanecznika (N epenthes) praw dziw em i pułapkam i dla drobnych zw ierząt; Dipsacus je s t więc obe
cnie, zdaniem F r. D arw ina, rośliną ow ado- żerną. O bserw acyje i doświadczenia jego nie w ydaw ały się je d n a k inny m uczonym w ystarczającem i dla stanowczego rossti-zy- gnięcia kw estyi i prof. F erd y n a n d Cohn w W ro cław iu, spraw dzając jeg o badania,
Fig. 1. Część łodygi podziem nej Lnskiew nika,
doszedł naw et do innego zupełnie wniosku co do znaczenia owych nitek protoplazm a- tyczno-gum o wycli, które, jeg o zdaniem , w y
stęp u ją jed y n ie w skutek pęcznienia ja k ie jś w ydzieliny (ekskretu).
P odobne obserw acyje, też niezupełnie ja s n e i rosstrzygające ro b ił F . L u dw ig nad w łoskam i gruczołkow atem i żółtw i (S il- phium perfoliatum ) i W . B reitenbach nad takiem iż samemi organam i przew dziękli (C om m elyna sp.) K w estyja, czy bijologi- czne znaczenie owych nitek protoplazm a- tycznych odpow iada znaczeniu zupełnie po dobnych do nich nibynóżek Rhizopodów, została rosstrzy gn ięta dopiero w zeszłym ro k u przez K e rn e ra i W ettsteina, n a p o d staw ie obserw acyj dwu roślin: łuskiew nika (L a th re a squam aria) i zagorzałka (B artsia alpina).
Ł usk iew nik zw yczajny (L a th rea squam a- ria ) je s t rośliną pozbawioną chlorofilu, b ar
N r 17,
dzo powszechną, w liściastych lasach E u ro py '); ja k większa część szelężnikowych (R hinanthaceae) rośnie ona pasorzytnie na korzeniach drzew . K orzenie je j w miej
scach zetknięcia się z korzeniam i gospoda
rza wypuszczają, krótkie w yrostki, przebi
jając e korzenie tego ostatniego aż do d re
wna i wysysające wznoszący się w nich sok:
wyrostki te nazywają, się ssawlcami czyli haustoryjam i. Ssaw ki łuskiew nika, ja k wogóle wszystkich szelężnikowych, wsysają, tylko t. zw. oskolnicę t. j . sok wstępujący, surow y, jeszcze nieasym ilow any przez li
ście pod wpływem św iatła; dlatego też rośli
ny te mają po większćj części liście zielone,
Ł uskiew nik posiada, ja k wiadomo, bujnie rozw inięte kłącze, którego rozgałęzienia g ę
sto okryte łuskowatem i liśćmi (fig. 1) mogą bespośrednio wydawać pędy nadziem ne.
Ł uskow ate liście kłącza odznaczają się szczególną budową; wierzchołki ich p rz e
gięły się w tył i na dół i zrosły się z zawi- niętem i brzegam i, w skutek czego poniżej ogonków ich utw orzyły się szerokie zagłę
bienia (fig. 2, g), z któi*ych roschodzą się prom ienisto wąskie kanaliki * w zgrubiałe miejsca przew inięcia się w ierzchołka i brze- gÓVV-
Na naskórku liści w zagłębieniach i ka-
* nalikach zn ajd u ją się dw ojakiego rodzaju
Fig. 2." Przecięcie podłużne liścia Ł uskie w n ik a '(p o większ onego): a m iejsce przyczepienia liścia, 6 — c górna pow ierzchnia liścia, k tó ry przy e zagina się ku dołowi, f dolna pow ierzchnia liścia, z wejściem
do jam y zagłębienia g.
by mogły przerabiać wodę, dw utlenek wę
gla pow ietrza i oskolnicę dostarczaną przez ssawki na wodany w ęgla i inn e składow e części ustroju roślinnego. Ł uskiew nik zie
lonych liści nie posiada, nie je s t więc w s ta nie w ytw arzać połączeń organicznych z ciał nieorganicznych, dostarczanych przez ssaw ki. Musi przeto istnieć jak ieś nieznane do
tychczas źródło, dostarczające m u tych osta
tnich.
') W okolicach W arszaw y znaleśó j ą też można m ianow icie w ogrodzie w Mokotowie, gdzie rośnie naw et dosyć obficie.
gruczołki: jed n e są osadzone na trzo n k u i m ają głów kę dwukom órkow ą (fig. 4); tych je st bardzo dużo; drugie, których ilość je s t znacznie m niejsza, są siedzące (fig. 3, b) i składają się z płaskiej kom órki podstaw o
wej, na pow ierzchni której znajduje się trzy do czterech w ypukłych na zew nątrz kom órek.
Do kom órek podstawowych gruczołów siedzących dochodzą stale końcowe, n a j
cieńsze rozgałęzienia wiązki naczyniowej, wchodzącój w ogonek łuskowatego liścia.
Do zagłębień i kanalików podziemnych łu*
skow atych liści łuskiew nika bezustannie wchodzą drobne zw ierzęta, ja k wymoczki, anguillulidae, drobne owady i t. p.; przy
Fig. 3. Kawałek liścia poprzecznie przeciętego, przy silnem pow iększeniu, w którym widać sie
dzący gruczoł i połączenie kom órki podstawowej a z końcem w iązki naczyniowej g,
260 W SZE C H ŚW IA T. N r 17.
zetknięciu się ich z wyżćj opisanem i g ru - czołkami następuje niezm iernie dziw ne zja
wisko: z kom órek, składających głów ki g ru czołów osadzonych na trzo n k u (fig. 4), ja - koteż z w y pukłych kom órek, stanow iących pow ierzchow ną w arstw ę gruczołów siedzą
cych (fig. 3, b), w ystępują n itk i protoplaz- m atyczne, otaczające ofiary i zatrzym ujące je , ja k nibynóżki R hizopodów .
Szczególnych pVzy tem w ydzielin nie za
uważono. Że zw ierząt, k tóre się do zagłę
bień dostały, badacze po niejakim czasie znajdow ali tylko szczątki, ja k szczecinki, zew nętrzne, tw arde (szkieletow e) części ow a
dów i małe, beskształtne bronzow e bryłki*
organicznej m ateryi; substancyje zaś biał-
F ig. i . G ruczołek (członek) głów kow aty z w y ro st
kam i protoplazm y, przechodzącem i przez ścianki kom órki głów kow atej; silnie pow iększony.
kow e praw ie że bez śladu znikały; należy więc przypuścić, że owe nitki protoplazm a- tyczne uskuteczniają też i wsysanie substan- cyj pożyAYnych z ustroju schw ytanych zw ie
rz ąt, tak samo ja k nibynóżki R hizopodów ; praw dopodobnie też tylko nitki w ychodzą
ce z kom órek gruczołów siedzących, do k tó rych jed y n ie dochodzą rozgałęzienia wiązki naczyniow ej, służą do wsysania p o ż y w ie n ia , n itk i zaś, w ypuszczane przez gruczoły osa
dzone na trzo n k u , zatrzym ują tylko ofiarę, by nie uciekła.
Mamy więc w łuskiew niku roślinę paso- rzytną, k tóra z je d n a j strony z korzeni go
spodarza wysysa sok pożyw ny, z drugićj j e dnocześnie chw yta w odrębny zupełnie spo
sób drobne zw ierzęta i z nich czerpie n ie
zbędne jć j do życia substancyje o rg a n i
czne.
D ru g a roślina, badana przez tych sam ych autorów , zagorzałek (B artsia alpina), jest jeszcze dziwniejsza: nietylko je s t owadożer- na i jak o pasorzyt wysysa z korzeni go
spodarza soki, ale może jeszcze sam odziel
n ie wysysać substancyje pożywne z ziemi przy pom ocy korzeni; roślina ta nadto nie je s t pozbaw iona chlorofilu, ja k łuskiew nik, może więc sama w ytw arzać połączenia o r
ganiczne z substancyj nieorganicznych.
F ig. 5. Przecięcie poprzeczne pączka podziem nego B artsia alpina; powiększone.
Nie będziem y rośliny tćj opisywać szcze
gółowo, zastanow im y się tylko nad tem, co w nićj nowego znaleźli pp. K e rn e r i W e tt- stein. N arządy, zapomocą k tó ry ch chw yta ona zw ierzęta i wysysa z nich substancyje
białkow e zn a jd u ją się na podziem nych p ą
kach rośliny (fig. 5), które kształtem swoim przypom inają pąki kasztana (A esculus hippocastanum ) i których bezchlorofilowe łuski częściowo zak ry w ają się wzajem nie ja k dachów ki; brzegi łusk są przytem w ten sposób zw inięte, że tw orzą kanaliki zakoń
czone ślepo w miejscach, gdzie pom iędzy F ig. 6. B rzeg łuski pączka B artsia, w przecięciu poprzecznem , z w łoskam i (przyrządam i) trzonecz- kow atem i (o) i beztrzoneczkow atem i (6), silnie
powiększony.
261 dwie górne łuski zachodzi trzecia, leżąca ni-
żój i częściowo je pokryw ająca. W k an ali
kach tych znajdują się m nićj więcćj w ten sam sposób, co i u łuskiew nika, zbudow ane gruczołki, m ianow icie osadzone na trzonku z główką, złożoną z dw u kom órek i siedzą
ce (fig.6), też z dw u kom órek złożone, przy- czem obiedwie leżą w jednój w arstw ie i są nazew nątrz w ypukłe, tak, że m ają razem kształt półkulisty.
Z kom órek gruczołów w ychodzą pod w pływem podrażnień nitki protoplazm aty- czne, można więc przypuszczać — tem bar- dziój, że drobne zw ierzątka wchodzą do wy- żój opisanych k analików bardzo często — że one i tutaj służą do chw ytania i wysysa
nia zwierząt, jak k o lw iek samego zjaw iska chw ytania i spożyw ania ofiar dotychczas nie obserwowano.
N a pozór przypuszczenie takie może się wydawać nieuzasadnionem i zbytecznem wobec tego, że z podziem nych pąków B art- sii, tworzących się w końcu jesieni, rozw i
ja ją się w następnym roku pędy, których liście posiadają podostatkiem zieleni (chlo
rofilu) i m ogłyby w połączeniu z korzeniam i odżywiać roślinę. A le, jeżeli rozważymy, w jak ich w arunkach B artsia żyje, będziemy musieli przyznać, że owadożerność je st dla niój bardzo korzystna, naw et potrzebna.
B artsia alpina należy m ianowicie do ro
ślin, rosnących na północy i na szczytach gór, t. j. w takich miejscach, gdzie nadzie
mne organy roślin są czynne przez kilka zaledwie letnich miesiący. P o upływ ie tych i kilk u miesięcy nadziem ne części północ
nych roślin albo zupełnie um ierają, albo po zostają n ad a l zielonemi, ale są pok ry te g ru bą warstw ą śniegu i wszelkie czynności ży
ciowe przerywfają się na dziew ięć lub dzie
sięć miesięcy. Śniegi w m iejscach wegie- tacyi B artsii spadają, kiedy ziemia jeszcze nie przem arzła, a coraz g rubiejąca w arstw a śniegu chroni ziemię od przem arznięcia i za
chow uje w nićj przez całą zimę tem pera
tu rę o kilk a stopni wyższą od zera.
P rz y takićj tem peraturze ani zwierzęce, ani roślinne życie nie zatrzym uje się całko
wicie i B artsia, wysysając z zw ierząt biał
kow ate substancyje podczas swego dziewię
ciomiesięcznego podziem nego życia, może w ten sposób nagrom adzić dosyć m ateryjału |
zapasowego, by z'nadejściem lata w ciągu kilku tygodni rozwinąć pospiesznie łodygę, liście i kw iaty.
Ju lija n Steinhaus.
S ł S T E M M A NATURALNA USTROJÓW
I N A JN IŻ S Z E K R E S Y ŻY C IA .
(Ciąg dalszy).
Istoty ożywione, zam ieszkujące obecnie pow ierzchnię kuli ziemskiój, tak pod wzglę
dem swego wydoskonalenia, ja k i pod wzglę
dem rozw oju swych funkcyj życiowych, bar
dzo się między sobą różnią. O bok wysoko uorganizow anych znajdują się i inne, budo
wy jaknajprostszój. Te ostatnie przeto, na jedynem drzew ie rodowem ustrojów , ozda
białyby w ierzchołki gałązek, biorących swój początek bardzo nisko, w pobliżu pnia osiowego. J a k w ytłum aczyć sobie zjaw i
sko, że wogóle te, tak bardzo proste istoty dotrw ały podziśdzień przy życiu? M iałyż- by one od zaczątków życia organicznego na ziemi przetrw ać aż dotąd bez zm iany, gdy
| inne niezachw ianie zdążały do coraz to większego wydoskonalenia się? P rzy p u sz
czenie takie, aczkolw iek nie niemożliwe, nie je st je d n a k prawdopodobneln. To' też wie
le bardzo głosów oświadczyło się różnemi czasy przeciw takiem u przypuszczeniu. S k o ro je d n a k nie zechcemy cofać się z n aj- prostszemi, obecnie żyjącemi istotam i wstecz, przez wszystkie okresy bytu ziemi, do epo-
| ki pierwszego pow stania życia, to jedno jedyn e pozostanie nam przypuszczenie, [ a mianowicie hipoteza późniejszego ich
powstania, otw ierająca nowe w idnokręgi
| w dziedzinie teoretycznych naszych rozm y
ślań. M ożnaby bowiem przypuścić, że róż
norodne dzisiaj żyjące istoty najniższej o r
g an iza cji nie są bynajm niej ustrojam i, k tó re na niskim szczeblu rozw oju bez zm iany pozostały, lecz że przedstaw iają zakończe-
j nia różnych, rozw iniętych i rozw ijających '[ się latorośli, które w rozm aitych okresach czasu, drogą sam orodztw a, pow stać musia-
262 W SZE C H ŚW IA T.
ły. U znanie sam orodztw a, ja k o sposobu p o w stania czegoś żyw ego z rzeczy przedtem m artw ej, nieuniknionem je s t teoretycznie dla w yjaśnienia początku życia i zachodzi tylko p ytanie, czy bardziej logicznem je s t przypuszczalny fa k t sam orodztw a o g ra n i
czyć do jednego, w yjątkow ego niby i je d n o razow ego ty lk o zjaw iska, czy też uznać mo- żebność p ow tarzania się tego faktu, nabie
rającego w tedy znaczenia bardziej ogólnego p ra w a przyrody? W a ru n k i do istnienia życia n a ziemi są dziś rów nie dobre ja k d a
wniej były; możnaby więc łatw o przypuścić także, że i w arunki do pow staw ania życia zachow ać się mogły.
O dpow iedź na to pytanie m ożnaby p rz e cież znaleść na drodze dośw iadczalnej, — tak wielu sądzi. D ośw iadczenie jed y n ie rosstrzygnąć winno tru d n ą k w es tyj a sa
morodztwa! Otóż, o ile w przedm iocie tym czynionemi były dośw iadczenia, to w yniki ich zawsze co do istnienia sam orodztw a by
ły n atu ry ujem nej. W chodzim y tu w dzie
dzinę w ielkich sporów , k tó re z nam iętnym zapałem toczyły się przez p arę dziesiątków
• la t bieżącego stulecia; dziś je d n a k należą one do historyi i dozwalają, całą spraw ę z czysto przedm iotow ego trak to w ać stano
wiska. G w ałtow ne utarczki P a ste u ra z P ou- clietem zakończyły się niezaprzeczonem zw ycięstwem pierw szego, gdy z wszelką możliwą, ścisłością, dowiódł, że skoro p rzy stęp zarodom życia zostanie zatam ow any, nic ożywionego, coby w idzialnem być mo
gło, wszcząć się w m artw ym ośrodku nie- może. W opis doświadczeń P a ste u ra , tylo
k rotnie ju ż om awianych, wdawać się tu nie będę; wspomnę tylko, że i wszystkie nastę
pne próby w yw ołania i uzm ysłow ienia sa
m orodztw a uważane być muszą w prost za chybione. N astępujący przy k ład niechaj nam posłuży do w ykazania, ja k doniosłe n a stręczać się mogą nieraz trudności. D o
św iadczenie nas jiczy, że z m artw ych ziarn m ączki czyli zwykłego krochm alu w y
biegają żw aw o m aleńkie, drobniutkie ży jąt
ka, o których przypuścić naw et trudno, aby pow staw ały inaczej niż przez proste p rz e
obrażenie samego krochm alu. Rzecz ma się je d n a k inaczej. P op rzed n io bowiem, je d n a lub więcej istotek, postaci niefore- m nój, rozlanej b ry łk i, zbliżyła się do dane
go ziarn a krochm alowego, ogarnęła je i ros- p ly nęła się, tw orząc dokoła jeg o pow ierzch
ni jaknajcieńszą, delikatną blonkę. Żywa ta, dokoła ziarna niew idocznie rostoczona pow łoczka p rzetraw ia w swem w nętrzu m a
sę m ączki, a z odżywionej ju ż kosztem m ateryi krochm alow ej istotki m acierzystej pow stają wówczas młode, na wsze strony rospraszające się żyjątka, niby żyw ę części z m artw ego rozradzające się krochm alu.
N ajnow szem i znów oto czasy dowodzono pow staw ania bakteryj z ziarenek, w chodzą
cych w sk ład zaw artości kom órkowej w tkance żyw ych roślin. O kazało się j e d n ak aż n adto prędko, że i to zjawisko po- p ro stu na błędzie obserw acyjnym polega.
Rośliną, k tó ra ten krótkoti-wały alarm n ie
daw no w yw ołała, je s t pew na w odna roślin
ka, o liściach pły w ających , częstokroć w szklarniach ogrodów botanicznych hodo
w ana, pochodzenia południow o-am erykań
skiego, do żabiego ścieku zbliżona (T rianea bogotensis). Jeśli przy odpowiednio mo- cnem pow iększeniu poddam y badaniu tk a n kę tej rośliny, to we środku kom órek u j
rzym y d rob niu tk ie ciałka, mające zupełnie w ygląd b akteryj. P rzed staw iają się one j a ko drobne, często w rzędy pospajane p ręci
ki, załam ujące św iatło, ja k w ogólności balt- tery je, dość mocno, a nadto dość żywym za
zwyczaj obdarzone ruchem . R uch ten j e dnak, ja k to dość łatw o rospoznać można, nie je s t bynajm niej czynnym, lecz polega na bier- nem p rzerzucaniu owych drobniutkich igie
łek przez żyw ą i poruszającą się zaw artość sokową kom órki; dodanie malej ilości kw a
su solnego w ystarcza, by całe te bakteryj o- w ate tw ory natychm iast znikły, co dowo
dzi, że pręciki te były to arcydrobne k ry ształk i szczawianu w apnia — soli, bardzo w tk an k ach ro ślinn ych rospowszechnionej.
W wiekach średnich i w początkach cza
sów now ożytnych, p rz y powszechnem m nie
m aniu, że cała wogóle przyroda je s t oży
w ioną, nie było oczywiście wyraźnej g ra n i
cy pom iędzy istotam i żyjącem i a substan- cyją nieożyw ioną. R obaki i owady w ypro
w adzano z gnijącej m ateryi organicznej, w edług A rysto telesa zaś naw et żaby i węże ze szlam u rodzić się miały. W m iarę, ja k wiadom ości o niższych istotach rosszerzały się i ro sły a m ikroskop coraz to nowsze
N r 17.
światy drobnych odkryw ał ustrojów , samo- rodztw o coraz więcój traciło z obszaru, na ja k im poprzednio panow ało. Czasowo schro
niło się ono na obszary wiedzy, jeszcze nie
znane i niezbadane, lecz na to tylko, aby i stąd zostało usuniętem. W ytężoną pracą p rz y trudnych tych badaniach ostatecznie stw ierdzić zdołano, że życie wszędzie z ist
niejących poprzednio wszczyna się zarodów i że najdrobniejsze i najprostsze n aw et spo
między istot w idzialnych u trzy m u ją swe ży
cie gatunkow e i zachow ują się w p rz y ro dzie jedynie na drodze rozm nażania się. Sa- m orodztw o więc w szystkich, znanych nam dziś istot powinno być odrzuconem ; pytanie je d n a k polega na tem: czy najm niejsze i n a j
bardziej proste spom iędzy znanych nam istotek są w rzeczy samej jestestw am i n aj
drobniej szemi i najprostszem i?
Badanie przy rody stopniow o, coraz to dalćj odsuwało dolne granice życia.
W m iarę doskonalenia się m ikroskopu i w zm agania się pow iększającej siły szkieł, poznawaliśm y coraz nowe, przedtem n ie
znane żyjątka. Często m niem ano przed
tem, że poznano najpierw otniejsze ju ż, n a j
prostsze ustroje. Zwłaszcza też poznanie pełzaka czyli ameby, istoty, będącej bes- kształtną i wszelkich w ew nętrznych różni
cowali pozbawioną bryłką białkow ej mate- ryi, dało w swoim czasie pohop do takiego mniemania. D alsze je d n a k postępy w wy
robie szkieł powiększających, a także wydo
skonalenie m etod, jakiem i przy badaniu drobnowidzowem posiłkow ać się nauczono, przekonały nas, że taka b ry łk a zw ana amebą daleko znaczniejsze w swem ciele k ryje nie
jednolitości, niżby to pierw otnie p rzy pusz
czać było można. N ajdrobniejszem i ze zna
nych obecnie istot są bakteryje; niektóre spomiędzy nich, kształtu kulistego, dosię
gają zaledw ie w średnicy w ym iaru jednój dwutysięcznej m ilim etra, co znaczy, że do
piero przez ścisłe ułożenie dw u tysięcy ta kich ustrojów , jednego za drugim , m ieli
byśmy za k ry tą grubość m ilim etra, t. j. g ru bość naszej srebrnej dziesięciogroszówki.
K uleczki tych w ym iarów przy najm ocniej
szych powiększeniach, jak iem i nateraz ros- porządzam y, przedstaw iają się nam zale
dwie jak o punkciki. M iałyżby je d n a k przez to bakteryje te być rzeczywiście n ajd ro
bniejszemi i najbardziej prostem i żyjątka
mi, jak ie istnieją? P rzypuszczenie podo
bne, z logicznych chociażby tylko powodów, w ydaje się arcyniepraw dopodobnem . Cóż- by to za dziwny był przypadkow y zbieg okoliczności, gdybyśm y teraz właśnie, przy obecnych naszych środkach badania, dosię
gnąć mieli najniższego kresu życia na zie
mi? Podobne z naszej strony przypuszcze
nie byłoby zarów no nieuspraw iedliw ionem ja k sąd badaczów dawniejszych, dla których ostatecznym kresem życia były najd ro b n iej
sze i najprostsze podówczas wymoczki. D a
leko logiczniejszem wydaje się przypuszcze
nie, że dalej ku dołowi, poza znanem i nam bak teryjam i ciągną się jeszcze szeregi całe drobnych i prostych jestestw .
D o takiego przypuszczenia skłania nas jeszcze badanie przejaw ów życiowych za
chodzących u najniższych z liczby znanych dziś ustrojów . J a k daleko bowiem sięgnęły dotychczas w tę stronę badania m orfologi
czne (postaci) i fizyjologiczne (czynności), wszędy spotkały się z przejaw am i i zjaw i
skami, względnie złożonej n atu ry , a więc wogóle skom plikowanem i, których nie m o
żemy uznać za pierw otne, przyrodzone, t. j.
m ateryi żyjącej ja k o takiej właściwe, lecz z istnienia których raczej wnosić powinniś
my, że w ynikły i przyswojonem i zostały odnośnym, obserwacyi naszej podległym ustrojom przez długi byt poprzedzających je przodków . Pom iędzy baktery jam i p rz e
cież znane sa gatunki, których historyja ro z
w oju zaw iłą je st i złożoną, gdzie różnolite co do postaci form y jed n a z drugiej kolejno w niezm iennym porządku pow stają. Form y nieruchom e następują po ruchom ych i ru ch liwych, a przez w ytw arzanie szczególnych zarodników „trw ały ch ” istnienie gatunku zabespieczonem zostaje na długi okres w a
runków niekorzystnych. W ielokrotnie prze
konano się także o podobnie zawiłej wy
trzym ałości i odporności tych ustrojów na światło, ciepło i czynniki chemiczne, co u istot ta k drobnych nieraz podziw praw dziwy budzić musi.
A żeby rozejrzeć dokładniej przejaw y ży
ciowe, odgryw ające się u najniższych, po
zornie jednorodnych w całej swej masie, ustrojów żyjących, zatrzym ajm y się p okrót
ce nad g ru p ą takich istot, które jak g d y b y
264 W SZECH ŚW IAT. N r 17.
um yślnie do badań tego ro d zaju stworzone- mi się wydać mogą.. Jestto oddzielna g ro m adka ustrojów , stojących pom iędzy zw ie
rzęciem a rośliną i zaliczanych to do zw ie
rzęcego, to do roślinnego znowu k ró lestwa. Nazwra, ja k ą u strojom tćj g ru p y nadaw ano, także chw iała się różnem i czasy pom iędzy w yrażeniam i: M ycetozoa i M yxo- m ycetes, co w dosłow nem tłum aczeniu ozna
cza raz: grzybozw ierzęta, d rugim zaś r a zem: śluzogrzyby; w łaściw ie zaś polska ich nazw a jest: grzyby śluzowe, lub krócej, ślu
zówce. U stro je te dosięgają niekiedy dość pow ażnych stosunkow o rozm iarów , tak , że dla gołego, nieuzbrojonego oka są w idzial- nemi, z którego to ty tu łu nie należałoby rospatry w ać ich w tem m iejscu, gdyby czę
stokroć, na innych znów szczeblach swego rozw oju, nie przedstaw iały bry łek protoplaz- m atycznśj, zupełnie gołej masy. Z takiem i samoistnem i kaw ałkam i ożywionej m asy białkow ej rzeczą było stosunkow o łatw ą przedsiębrać dośw iadczenia fizyjologiczne, ażeby się na tój drodze dowiedzieć, do j a kich czynności zdolną je st czysta taka p ro - toplazm a, nieprzedstaw iająca żadnych róż
nic w ew nętrznych. Śluzówce zachow ują byt swój w przyrodzie zapom ocą d rob niu- teńkich nasio n ek , zw anych zarodnikam i (spoi-y), m ających ch a rak ter i znaczenie po- j jedyńczćj kom órki. Z aw artość zarodnika j składa się z protoplazm y czyli zarodzi, tej samej m ateryi białkow atej, k tó ra je s t po d - j
stawowym składnikiem wszelkiej kom órki roślinnej lub zwierzęcej. C ząstka tćj p ro toplazm y, od reszty wyosobniona, stanow i tu ją d ro kom órkow e, właściw e zasadniczo wszelkiej, czy to roślinnej czy zw ierzęcej komórce. Celem ochrony delik atnej, mię- ki(5j zaw artości takiego zarodnika, cała pro- toplazm atyczna jego masa u jęta je s t dokoła błonką zew nętrzną bardziej stałą i tw ard ą.
G dy tak i zarodnik padnie do wody lub gdy um yślnie w wodzie go posiejem y, błonka j e
go czyli sk o ru p k a pęka, a zaw artość w ystę
puje nazew nątrz. G oła wówczas masa za
rodzi, z pęt sw ych zew nętrznych uw olnio- | na, je st niby kroplą, lecz, zdolną będąc do | ruchu, zmienia wciąż drobne swe k ontury . , Ostatecznie, zm iany zarysów kończą się na j wydłużonej, gruszkow atej postaci całego j ciała, które na przednim swym zaostrzonym I
końcu zwęża się i w ydłuża w rzęsę, stan o wiącą d la całości u stro ju , noszącego w tym stanie nazw ę pływ ki, rodzaj biczyka, k tó rym ona w wodzie steruje i żegluje, żwawo się w ten sposób poruszając. P o kilku dniach rzęsa pływ ki znika, zostaje do środ
k a wessaną, a pływ ka każda zamienia się znów na łatw o k ształt swój zmieniającą, n iere g u larn ą b ryłkę luźnej masy. P o p rz e dnio je d n a k , w stanie ruchliw ej pływ ki n a
stąpiło rozm nożenie się m ateryi przez po
dział, tak, że ilość pływ ek i pochodzących od nich luźnych b ry łek białka znakomicie się zw iększyła. B ry łki, postać swę powoli zm ieniające, w ykonyw ają ru ch y ja k b y p e ł
zające, a stąd im nazw ę „pełzaków ” n ada
no. P ełzak i te, czyli, używ ając powszech
nego term inu naukow ego, ameby, łączą się chętnie ze sobą w znaczniejszej liczbie i tw o
rzą śluzow atą m asę, „plasm odium ,” niby je d n ę w ielką amebę, w idoczną nieraz i dla gołego oka. T aki, rozm iarów poważnych dosięgający, pełzak porusza się, pełzając, po odpow iedniem dla siebie podłożu, w y
puszczając wciąż now e, a w ciągając stare odnogi, w ustaw icznym ruchu. U żyw ając pow iększeń dostatecznie m ocnych, widzieć m ożna pośrodku takiego ciała w artkie stru mienie i p rą d y przelew ającej się wciąż ze środka ku końcom i od brzegów ku środko
wi protoplazm atycznej masy. Całość sta
nowi je d n ę zawsze śluzow atą masę zarodzi, u obw odu bardziej gęstą niż w swym środ
ku, gdzie pośród luźniejszej m ateryi liczne zn a jd u ją się ją d ra kom órkow e i skupienia d ro bn iu tkich ziarenek. W iększego ponad to zróżnicow ania dostrzedz niepodobna, a je d n a k masa ta cała w ykonyw a ruchy i z u p e łn ą posiada możność w yżyw iania się, posiada zatem najcharakterystyczniejsze ce
chy życia. Żywienie to odbywa się nietyl- ko przez przyjm ow anie ciał płynnych ale i stałych. G dy bowiem plasm odium spotka na swój drodze ciała, mogące mu służyć za pożyw ienie, otacza je i w chłania do środka.
P och ło nięte m atery je ulegają powoli s tra w ieniu, części zaś straw ić się niedające, ja - koteż różne przy zjaw iskach życiowych po
w stające p ro d u k ty przem iany m ateryi, zo
stają n a z ew n ą trz— odw rotnie—-wydzielone.
R esztki ciekłego ja k b y śluzu, zaw ierającego takie p ro d u k ty w ydzielenia, pozostają ja k -
gdyby trop, po przebytej przez śluzowca drodze..—W szystkie te jed n ak właściwości nie w yczerpują obfitego zasobu przejaw ów życiowych, właściwych gołym tym bryłkom zarodzi. Jeśli śluzowcowe plasm odyjum poddam y działaniu strum ienia wody, z j e dnej napływ ającego nań strony, to poruszać się ono będzie zawsze przeciw strum ienio
wi. Może ono w tedy pełzać naw et i do gó
ry, przezw yciężając ciężar własnego ciała.
Tem objaśnić sobie można znajdow anie plasm odyjów na łodygach, pniach i liściach roślin lub drzew, gdzie często p rzy bierają one postać delikatnej, wzorzystej siatki.
Zarówno i we w nętrzu jakiegokolw iek po
dłoża, dostarczającego śluzowcowi pożyw ie
nia, ja k np. w spróchniałych, gnijących pniach drzew nych, masa plasm odyjalna po
dąża zawsze ku miejscom, zaspakajającym najbardziej je j wrodzone pragnienie wilgo
ci: zbyt m okrych je d n a k miejsc plasm ody
ju m unika, na rów ni ze zbyt suchemi. R ó
wnież wybierze ono sobie miejsce n a jb a r
dziej odpowiednio ogrzane, wym inie zaś za
rów no zagorące ja k i zazimne legowisko.
Z miejsc, w których grozić mu poczyna b ra k pokarm u, przenosi się n a swem podło
żu, aż dotrze do m iejsca,gdzie łatw iej wyży
wić się zdoła. Zjawisko to najw yraźniej występuje, gdy n aprzykład umieściwszy płasm odyja na długim kaw ałku drzew a, za
nurzym y go jednym końcem w rostw ór, za
w ierający części dla śluzowca pożywne.
W n e t obaczymy w szystkie płasm odyja u końca, będącego w zetknięciu z żywnością, gdy cała reszta drew ienka ogołoconą z nich będzie. O ile jed n ak zdołaliśm y je przynę
cić przez odpow iedni pokarm , o tyle zmusić je możemy do odw rotu przez czynniki, w y
rządzające im szkodę. Grdy w pobliżu m a
sy plasm odyjalnój umieścimy m aleńki k ry ształ soli kuchennej, tak, aby ten się mógł rospuścić, zmusimy stanowczo nasze p la
smodyjum do ucieczki z takiego osolonego miejsca. P ew ne zw iązki chemiczne mogą, zależnie od stopnia stężenia, w jakim użyte zostaną, działać ju ż to przyciągająco ju ż też odpychająco na gołą protoplazm ę pełzaków.
W ielki w pływ w yw iera też i światło: p la sm odyjum dobiera sobie św iatło o ściśle określonem natężeniu. Z oświetlonej m o
cno powiei^zchni danego podłoża pełznie ono,
szukając zagłębień bardziej, łecz tylko do pewnego stopnia, ocienionych; rzućm y teraz je d n a k cień na owę powierzchnię, a u jrz y my z łatwością ukazujące się znów odrostki wysuwającego się zwolna plasm odyjum . Z różnobarw nych prom ieni, jak ie białe świa
tło słoneczne w sobie mieści, na plasm ody
ju m działają tylko niebieskie i fijoletowe.
Św iatło żółte, które dla naszego oka n a jb a r
dziej w ydaje się jasnem , nie w yw iera tu ża
dnego wpływu, a w oświetleniu tem zacho
w ują się płasm odyja zupełnie tak ja k w cie
mności. S tarzejąc się, w m iarę postępu swego wieku, plasm odyjum zm ienia do pe
wnego stopnia swe własności. Szuka ono w tedy dla siebie m iejsc na podłożu n a jb a r
dziej suchych, aby tam w ytw orzyć swe za
rodniki; nieczułem ju ż jest teraz na w pływ światła, w najbardziej jaskraw em naw et owocując oświetleniu. Nie potrzeba się przecież nad tem rozwodzić, że dla ustroju, dla zachowania się jego w przyrodzie, ko- rzystnem wielce być musi w ytw arzanie n a
sion na miejscach możliwie odkrytych, na pow ietrze wystawionych, w któ ry ch nasion- k a te dojrzew ają, aby następnie m ogły się możliwie szeroko rossiewać po świecie i w y
rastały z kolei w miejscach nowych, n a j
bardziej rozw ojow i sprzyjających.
Do tego stopnia złożone zjaw iska mogą występować w gołych, beskształtnych ma
sach plazm atycznycli. Uczą nas one w spo
sób najbardziej stanowczy, że protoplazm a stanow i zasadniczą substancyją żywych ustrojów ; dowodzą nam , obok tego, ja k d a
lece złożone są własności tój m ateryi ju ż na tych najniższych poziomach znanych nam po dziś dzień organizm ów. To nam tłum a
czy rozgłos i szerokie znaczenie, jakiego n a
b ra ły doświadczenia z plasm odyjam i ślu- zowców dla fizyjologii ustrojów w ogól
ności.
Podobnie ja k opisywane wyżój plasmo- dyja zachow ują się też inne, mniej lub bar
dziej z niem i spokrew nione pełzaki czyli ameby, a które w ten sposób równic mało rościć sobie mogą praw o do uchodzenia w nauce za najprostsze ustroje p rzy ro dzenia.
(d. n.).
P rof. E dw ard Strasburger.
266 W SZE CH ŚW IAT. N r 17.
KWESTYJA
LĄDU AHTABKTYOZHIGO.
O kolice bieguna południow ego bardziej są d otąd tajem nicze aniżeli obszary podbie
gunow e północne. N iektórzy w praw dzie żeglarze zd ołali przedrzeć się w kilku p u n k tach poza 70 rów noleżnik *), w ogólności j e d n ak m ówiąc, koło biegunow e południow e odgranicza nieznaną zupełnie, zagadkow ą p rzestrzeń ziemi. Na k artach gieograficz- nych znajdujem y oznaczone rozległe w y
brzeża: stanowić one m ają granicę ląd u an- tarktycznego (t. j. przeciw ległego niedźw ie
dzicy, czyli w stronie przeciw nej bieguno
wemu północnemu). L ąd ten wszakże p rz y puszczalny je s t tylko, nie mam y bowiem zgoła pewności, czy w ybrzeża te należą do jednego lądu, czy też ograniczają wyspy odrębne, na m orzu podbiegunow em ro z rz u cone. W roku przyszłym , ja k wieści dzien
n ikarskie donoszą, słynny badacz stro n p ó ł
nocnych, N ordenskjold, przedsięw ziąć ma podróż w te dalekie strefy południow e; ko- lonije angielskie w A u stralii rów nież podo
bno k rz ątają się koło urządzenia w ypraw y do bieguna południow ego. B yć więc może, że w niedalekiój przyszłości ro sstrzygnie się pytanie, czy A n ta rk ty d a rzeczyw iście je s t lądem . Świeża wszakże podróż po m orzach południow ych statk u angielskiego Challen- ger przyniosła pew ne wskazówki, że odpo
wiedź na to pytanie wypaść może p o tw ier
dzająco. O podróży tej ogłosił spraw ozda
nie J a n M u rray w je d n e m z pism gieogra- ficznych angielskich, a treść tego p rzed sta
wienia znajdujem y w piśm ie niemieckiem
„N aturforscher,” skąd czerpiem y następne szczegóły.
R ozległa przegro da lodow a, k tó ra się cią
gnie w znacznych szerokościach południo
wych, w yd aje się ja k b y przednią granicą lodnika, pokryw ającego ów zagadkow y ląd
') Ob. „W ypraw y do bieguna południow ego11, przez d ra N adm orskiego, W szechśw iat z roku 1884, str. 497 i nast.
an tarktyczny. O k rę t, o którym mowa, przeprow adził sondow ania n a północ ziemi W ilkesa, która pod samem kołem bieguno- wem zajm uje przestrzeń od 100° do 160°
długości wschodniój względem Greenw ich.
Sonda w ydobyła odłam ki skał, rozrzucone po dnie morskiem tuż przed ową przegrodą lodową, a których budowa pozw ala wnosić, że pochodzą one praw dopodobnie z ląd u znacznój rozległości. S kładają się one bo
wiem z granitu, d y jo ry tu kw arcow ego, z łu p ku m ikowego i gliniastego i innych m ine
rałów , k tó re z drobnem i w yjątkam i nie bio
rą udziału w budowie wysp oceanicznych, natom iast zaś znane są dobrze jak o części składow e m as lądow ych. O kruchy tych skał stanow ią przeszło 3/ 4 m ułu niebieska
wego, któ ry po kryw a dno m orskie w pobli
żu przegrody lodowej. O 150 mil m orskich dalej na północ zaczynają ju ż przew ażać szczątki organizm ów mox-skich, tak, że pod 60° szerokości płd. 3/ t części substancyj z d n a m orskiego wydobywanych składają się ze skorup otw ornic (Foram iniferae), ko- rzenionogów prom ienistych (R adiolaria) o- krzem ków (Diatom eae). D alej ku północy p rzypada obszar czerwonej gliny podm or
skiej, k tó ra znów jest bogatsza w okruchy m ineralne, różniące się wszakże od m ate- ry ja łó w w ystępujących w pobliżu przeg ro dy lodowój, zaw ierają bowiem spat polny, augit, blendę rogow ą i pum eks.
W y p ły w a stąd, że osady m orskie w n a j
bardziej n a południe w ysuniętych obsza
rach, dokąd d o p ły n ął C hallenger, sk ładają się głów nie z okruchów skalistych, które po
chodzić mogą je d y n ie z w ielkich mas lądo wych i przez lody uniesione zostały n a mo
rze otw arte. M atery jał ten pochodzenia lądow ego w ystępuje w ilości tem mniejszej, im więcej oddalam y się od bieguna po łu dniowego, poza 47° szerokości płd. stanow i ju ż p odrzędną tylko część składow ą dna
m orskiego.
N ietylko je d n a k petrograficzne cechy tych osadów i znaczne ich rosprzestrzenienie przem aw iają za lądowem ich pochodze
niem; zgodne z tem są i fizyczne ich właści
wości. Z głębi 3000 m etrów w pobliżu p rzeg ro d y lodowój wydobyto głazy, okazu
jące w yraźne ślady działalności lodników.
N iektóre z tych głazów są znacznój wielko
ści, ważą, do 40 kg, mogły być przeto prze
niesione tylko przćz lodniki, k tó re się tw o
rzą na lądach. W ysokość zresztą tej p rze
grody lodowej dochodzi około 50 — 60 me
trów , a że ciężar właściw y lądu wynosi 0,9, przeto góra lodowa, k tóra n a 50—60 m n ad pow ierzchnię wody się wznosi, musi się w niej zagłębiać na 450 ■— 540 m. Otóż w pobliżu tój w arstw y lodów sonda sięgała d n a morskiego ju ż w głębokości 470 m,—
granica zatem lodu p rzypada w tój okolicy, gdzie masa lodow a ju ż napotyka większe głębie i gdzie ju ż może po wodzie pływać, co ma miejsce u wszystkich znanych, w mo
rze zachodzących lodników . Skoro zaś prze
g roda lodowa stanow i lodnik, to zdradza ona niew ątpliw ie sąsiedztwo lądu. Z tych wszystkich danych wnosi tedy M urray, że A n ta rk ty d a rzeczywiście je s t lądem.
Do podobnegoż wniosku dochodzi drogą zgoła odm ienną gieograf niem iecki H . Rei- ter. O piera się on mianowicie na analogii, ja k ą dostrzega m iędzy tą zagadkow ą A n
tark ty d ą a wybrzeżami innych lądów, ku oceanowi Spokojnem u zw róconych. Jestto mianowicie cechą tego oceanu, że wzdłuż brzegów jeg o na lądach lub na szeregach wysp ciągną się pasm a górskie, którym znów od strony oceanu tow arzyszą szeregi w ulka
niczne; lądy właściwe przypadają dopiero w mniejszej lub większój odległości poza te- mi pasmami. C h ara k te r taki przedstaw iają zarówno zachodnie w ybrzeża A m eryki ja k i wschodnie brzegi Azyi, opasane długim ciągiem wysp w ulkanicznych. Podobnież i ziemia W iktoryi, oraz wyspy i wybrzeża ciągnące się na południe A m eryki, o ile je dotąd znamy, m ają ch a rak ter w ulkaniczny, gdy znów ziemia W ilkesa przypom ina od
daloną od tego pasm a masę lądow ą. Cechy te w edług R eitera w skazują, że wszystkim tym podbiegunow ym wyspom i wybrzeżom przypada pew na wspólność budowy, która im nadaje ch a ra k te r jed n eg o lądu, choćby n a
wet znaczne jego obszary zalane były wodą.
R eiter opiera się tu w ogólności na poglą
dach Suessa, który dzieli lądy nie ze wzglę
du n a ich rosprzestrzenienie i granice ocea
niczne, ale przy ich podziale opiera się na pewnej jednorodności budowy czyli raczój n a tektoniczno - stratologicznym ich u k ła
dzie; A m eryka północna stanow i w edług
tych pojęć ląd różny od południow ej, która je st pochodzenia daleko nowszego i wodną swą powłokę u trac iła dopiero w połowie okresu trzeciorzędnego. D la podobnych też przyczyn podzielić wypada ląd stary na dwie odrębne części, na Indoafrykę i sil- nem pofałdow aniem pow ierzchni stanowczo od niój oddzieloną E urazyję, do którćj i ma
ła nasza E u ro p a należy. Do pięciu tedy lądów w edług ch arak terysty ki Suessa, do A m eryki północnej i południow ej, Indo- afryki, E urazyi i A ustralazyi, dodaje R ei
ter i szósty ląd jeszcze — A n tark ty d ę. Ja k - kolw iekbyśm y wszakże cenili podobne spe- kulacyje gieograficzne, rosstrzygnięcie kwe- styi przypadać zawsze będzie podróżnikom .
T. R.
FIZYKA SŁOŃCA I KSIĘŻYCA.
(Dokończenie).
P rz y wszystkich tych obliczeniach p rz y j
mowano dla uproszczenia, że gęstość słońca je st zupełnie jedn ostajna, rów na wszędzie gęstości jego średniej, k tó ra wynosi 1,4 względem wody, czyli w yrów nyw a mniej więcej czwartej części gęstości ziemi. R ze
czywiście wszakże gęstość górnych w arstw słońca musi być mniejsza aniżeli w arstw głębszych; ciśnienie bowiem ku środkowi znacznie w zrasta. Gdyby roskład gęstości w masie słonecznej był znany, możnaby ła tw o rachunek do tego zastosować; nie zdaje się wszakże praw dopodobnem , aby rezultat rachunku w ogólności mógł uledz znacznej zmianie.
W skazana tu ocena prom ieniow ania sło
necznego polega na daw niejszych obserwa- cyjacli P ouilleta. D okładniejsze pom iary natężenia prom ieniow ania słonecznego prze
prow adził niedawno Langley na górze W hi- tney w K alifornii, w wysokości około 15000 stóp ang. nad poziomem morza. Na podsta
wie tych obliczeń przyjąć należy, że ciepło wysyłane w ciągu sekundy przez jed en m etr kw adratow y jego pow ierzchni w yraża się przez 133000 koni parow ych, zamiast