M 18. Warszawa, d. 2 Maja 1886 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs za w ie : ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5
P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.
K om itet R edakcyjny stan o w ią: P . P. D r. T. C h a łu b iń s k i J . A lek san d ro w ic z b. d z ie k a n Uniw ., m ag . K. D eike,
# iag . S. K ra m sz ty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N a tan so n , D r J . S ie m ira d z k i i m ag . A. Ś ló sarsk i.
„ W sze c h św iat" p rz y jm u je ogłoszenia, k tó ry c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz z w ykłego d r u k u w szp alcie albo jeg o m iejsce p o b ie ra się za p ierw szy r a z kop. 7 1/-2,
za sześć n a s tę p n y c h r a z y k op. G, za d alsze kop. 5.
j^dres ZRed-ałsicyi: Podwale l>Tr <3= now y.
F ig . 1. G ejzer O lb rzy m w Y ellow stone - P a rk w S ta n a c h Z jed n o czo n y ch .
F ig . 2. G ejzer b ło tn y w Y ello w sto n e - P a r k w S ta n a c h Z jed n o cz o n y ch .
WSZECHŚW IAT. N r 18.
O G E J Z E R A C H
PRZEZ
ł. Slenu&daiiege,
G ieologija nie zna, ściśle biorąc, podziału w ulkanów na czynne i w ygasłe, uznając j e dynie pew ne kolejno po sobie następujące mniej lub więcej spokojne fazy czynności w ulkanicznej, k tóre trw ać mogą niekiedy po kilk a i kilkanaście wieków . W pew nych epokach w ulkan nie zdradza niczem swego gw ałtow nego c h a rak teru , tak, że lu d oko
liczny uspokojony z d ra d liw ą ciszą k ra te ru , zapom ina o daw nych jeg o w strząśnieniach, a okres spokoju ta k długim być niekiedy może, że sam a n a tu ra w ulkaniczna góry, w w ątpliw ość byw a podaw aną. T a k np.
olbrzym i G elung-G ung n a Jaw ie, uw ażanym b y ł zawsze przez krajow ców za niew inną górę, zanim straszliw y w ybuch w r. 1822 nie przekonał ich o sm utnej rzeczyw istości.
N ikt też dzisiaj w E kw adorze w ierzyć nie chce tw ierd zen iu geologów, że C him borazo je s t w ulkanem — poniew aż czynność je g o j e
dynie obecnością gorących źródeł się o b ja wia, a zapew ne niejeden spokojny m ieszka
niec O w ern ii lu b prow incyj nad reń sk ich niezm iernieby się zadziw ił wiadom ością, że najpiękniejsze je g o w innice rosną na k ra te rach w ulkanów , k tóre jeszcze kiedyś zb u dzić się mogą z uśpienia.
D o takich stadyjów spokojnych w u lk an i
cznej czynności, należy większość źródeł gorących, oraz w szelkie w ydzielania się g a
zu siarkow odornego i gorącój p ary w o
dnej, znane pod nazw ą solfatar, suffionów i gejzerów .
S koro tylko law a z k ra te ró w p ły n ąć przestaje, uspokojony w u lk an przechodzi w owe stadyjum solfataryczne, w k tó rem p ara w odna i siarkow odor, w ydzielające się przedtem w raz z law ą z k ra te ru •— same ju ż tylk o na pow ierzchnię ziemi się w ydo
byw ają. P rz y pew nych w arunkach , nad którem i bliżój w tćm m iejscu zastanow ić się chcemy, woda gorących źródeł w ulkanicz
nych, p rzesiąknięta zw ykle siarkow odorem , w ydobyw a się n a ziemię pod postacią b iją
cej z w ielką siłą przeryw anej fontanny — zw anej gejzerem .
N iegdyś gejzery uw ażane b yły za w y
łączną właściwość Island yi— tam też j e n a j
lepiej poznano. W późniejszym czasie od
kry to gejzery o wiele od islandzkich w ię
ksze i piękniejsze w Stanach Zjednoczonych, na Nowćj Z elandyi i wyspach A zorskich.
W ielk i g ejzer Islandzki, typ tego ro dza
j u zjaw isk, je s t płaskim stożkiem białej ja k śnieg krzem ionki, wysokości od 8 do 10 me
trów , o średnicy 70 m etrów w ynoszącej, po
łożony o 47 kilom, ku P n Z od H ek li, pośród rów niny, otoczonej ze wszystkich stro n lo
dowcam i. Na szczycie jeg o widzim y zb ior
nik o 1 8 —20 m etrach średnicy, głęboki na 2.30 m., n a dnie którego dostrzegam y k o m in gejzeru, trz y m etry szeroki, o ścianach m atem atycznie pionow ych i zupełnie g ład kich.
W oda w ypełniająca zb io rnik je s t zw ykle spokojną, a tem p eratu ra je j pow ierzchni wrynosi 76— 89°. N a głębokości je d n a k 2 2 */2 m etrów term o m etr w skazuje 127° p rzed w y
buchem i 122° po wybuchu.
O d czasu do czasu, zw ykle w odstępach od 24—30 godzin, bardzo je d n a k n iep ra w i
dłow ych, następuje gw ałtow ny wybuch, po- pi-zedzony k ilk u m niejszem i, a oznajm iony hukiem podziem nym i w strząśnieniem g ru n tu. W od a w ypełnia zb iornik aż po brzegi;
duże pęcherze pow ietrza zrazu co dw ie go
dziny, później coraz to częściej, w ychodzą na pow ierzchnię. Nareszcie potężny słup wody, 3 m etry w średnicy m ający, otoczo
ny obłokiem p ary w ystrzela w górę do w y sokości 30 a naw et 50 m etrów. P o upływ ie kilk u m in u t—wszystko się kończy; poziom wody obniża się o 2 '/2 m etry i zaledw ie po 6—7 godzinach podnosi się do daw nćj w y
sokości. S ilą rzu tu tego snopa wody w rą- cej obliczoną została n a 700 koni p aro wych.
W rą c a w oda g ejzeru nie je s t jedn akże czystą — drobny deszcz gorącej fontanny osadza n a wszystkich przedm iotach otacza
ją c y c h — skałach, drzew ach i t. p. w arstw ę białej delikatnej m ączki krzem iennej, zna
nej pod nazw ą gejzery tu , a m ączka ta n a grom adzona u podstaw y bijącój fontany tw orzy z biegiem czasu p o k ład coraz g ru b szy, przez co kom in coraz wyższym się staje,
N r 18. 275 aż wreszcie dosięga wysokości takiej, że
woda n a dnie je g o w rzeć ju ż nie m oże'—
a w tedy ustaje w łaściw a czynność gejzeru, natom iast tw orzy się t. zw. cysterna go
rącej wody, t. j . prześliczne źródła do 12 m etrów głębokie, z których pow ierzchni unosi się lekka p a ra —a przez lazu r niczem niezm ącony ich kryształow ej wody widnie
je na dnie o tw ó r gejzeru dziś ju ż nieczyn
nego.
P roces osadzania krzem ionki przez wody gejzeru nie je s t je d n a k ta k chemicznie p ro stym —woda gejzeru bowiem, przechodząc przedtem przez skałę zw ietrzałą, przesyco
na przytem siarkow odorem , kwasem solnym, rozpuszcza dzięki swój wysokiej tem pera
turze krzem iany alkaliczne, przetw arzając je w części na chlo rki i siarczany przyczem pozostające zw iązki krzem ionki zbyt są kw aśne, ażeby trw ałem i być m ogły—w skutek czego część tój ostatniej pozostaje wolną i osiada w postaci gejzerytu, podczas gdy pozostałe części m ineralne spływ ają w raz z wodą, w którój są rozpuszczone.
Z gejzeram i w zw iązku ścisłym pozostają gorące źródła błotne, czyli gejzery błotne, n a dnie k tórych gotuje się wiecznie szlam czarniaw y lub czarny, pryskający niekiedy n a wysokość 5 — 6 metrów. Jed e n z nich przedstaw ia załączony rysunek
G ejzery islandzkie należą wszystkie do kategoryi źródeł osadzających krzem ionkę—
znaczna jednakże liczba gejzerów w k ra ja c h obfitujących w skały wapienne, ja k w słynnym „ p a rk u narodow ym “ — Y ellow stone w górach S kalistych, przedstaw ia p ro ces chem iczny znacznie prostszy— osadzając przez proste parow anie w ęglan w apnia w nich rospuszczony ta k samo ja k karls- badzki S prudel i inne gorące źródła wa
pienne. .
W spom niany p rzed chw ilą „p a rk naro- dow y“ Y ellow stone w Stanie W yom ing w latach ostatnich zasłynął w śród turystów , k tó rzy zw iedzają go tłum nie. Istotnie też tru d n o sobie w yobrazić okazalszy przykład dziw actw przyrody: na przestrzeni 3575 mil kw adratow ych (ang.) mam y tu i olbrzym ie jezioro błotne, wzniesione na 2000 m etrów ponad poziom m orza i głębokie canony j e dynej w swoim rodzaju rzeki Colorado, i o k rągłe piram id y ziemne, słupy wapienne,
tarasy i bogactwo niezm ierne szczątków najdziw aczniejszych zw ierząt kopalnych—
przedew szystkiem zaś „g reat attraction “ sta
nowią liczne nadzwyczaj malownicze i wspa
niale gejzery, należące do najrozm aitszych typów tego ro d zaju zjawisk.
Szm aragdow e wody rzeki Y ellow stone płyną pośród skał m ieniących się wszyst- kiemi barw am i—od śnieżnej białości do żół
tych, czerw onych, zielonych, fijolkowych, czarnych, będących w znacznej części utw o rem gejzerów . M am y tu kolejno po sobie następujące w arstw y m artw ic w apiennych (travertin o) osadzonych przez stygnące w o
dy gejzerów w apiennych—i białe ja k śnieg osady gejzerytu, a wszystko p rzen ik ają ży ły i plam y kolorow e, zawdzięczające swój początek bądź traw iącćj czynności solfatar, bądź przesiąknięciu tlenkam i żelaza i innych metali, rozpuszczanych przez źródła go
rące.
N a brzegach rzeki napotykam y liczna gejzery błotne— w których kraterach , szero
kich n a 10 — 12 m etrów gotuje się gęste błoto, a z wrącćj pow ierzchni unosi się słup czarnćj pary, pryskającej na ściany k ra te ru kroplam i jasno-szarego błota, p rz y b ie rają
cego po wyschnięciu kształty lekkich, ząbk o
wanych stalagm itów. Naokoło k ra te ru osia
da z p ary drobny pyłek krzem ienny, p o k ry w ający g ru n t i drzew a okoliczne. R oślin
ność zam iera w pobliżu tych źródeł — zda
wałoby się niekiedy, że ziemię g ru b a w a r stw a śniegu pokryw a. O bok lodow atych strum ieni górskich, w idnieją lazurow e i szma
ragdow e zdroje uk ropu. P s trą g złowiony w pierw szym —może być k u wielkiój ucie
sze turysty , natychm iast w drugim ugoto-
j wany. G orące wody spływ ają do wielkie- i go słonego jeziora, pozostaw iając po sobie
| ślady żelaza i siarki; olbrzym ie m asy nacie
ków w apiennych i krzem ionkow ych tw orzą malownicze, barw ne kaskady i fontanny.
Powyżćj jezio ra Shoshone leży właściwe tery toryjum gejzerów —czyli U p p er geyser Bassin, lub M am m ock hot springs. N ajw ię
kszym z nich je st gejzer O ld F aithfu l. S łup wody w ylatując zeń na wysokość 50 m etr.
w postaci snopa, je s t otulony obłokiem pa- ry, wyrzucanej na 200 m etrów w górę — co przedstaw ia widowisko nadzwyczaj okaza
łe. G ejzer leży na rozległej polanie po
276 WSZECHŚW IAT. N r 18.
śród lasów szpilkow ych. W ody sąsiedniej rzek i F ire hole riv e r są ciepłe, ry b y w niej żyć nie m ogą z pow odu zabójczych dla nich w yziew ów siarkow ych. W ciągu dnia m o
żna zobaczyć kilka wybuchów. O ld F a ith - fu l je s t zawsze p u n k tu a ln y — w ybucha co 63 m inuty. Sąsiad je g o G re at G eyser tylko ra z n a dobę, w yrzucając w ciągu 10 m inut snop wody na 60 m etrów wysoki. O p arę- set m etrów dalej przedstaw ia sią oczom n a szym S plendid G eyser—istotnie okazały—
snop wody jego rozp ry sk a się na m iry jad y drobnych k ro p e le k , n a k tó ry ch często prom ienie słońca w y tw arzają po jedyńczą lub podw ójną tęczę, zw łaszcza o zachodzie słońca w idok je s t przecudny. W y bu chy trw a ją 10— 15 m inut, poczem w szystko w ra ca do daw nego po rząd k u — w ody sp ły w ają spokojnie do strum ienia, k ra te r gejzeru je s t pusty, słychać czas ja k iś jeszcze szm er p o d ziem ny, potem w szystko ucicha... P o 4— 5 godzinach pow tórzenie w idow iska.
O lbrzym (fig. 1) w ybucha ledw ie co 4 dni, wysokość snopa w ody w yrzuconej niew iększa od Splendid, zato w ybuch trw a przeszło i y 2 godziny - obłok p a ry w yrzuconej na 300 m etrów wysoko słońce częstokroć zasłania—
k ra te r jeg o prześlicznie rzeźbiony n u rz a się w wodzie.
Jeżeli gejzery Y ellow stonu są n ajp ię- kniejszem i, bez zaprzeczenia pierw sze m ie j
sce pod względem rozm iarów należy się g e j
zerom Nowój Zelandyi. P om iędzy w u lk a
nem T on g ariro i dym iącą w yspą W h a k a ri w zatoce Obfitości, gejzery, gorące źró d ła i źródła błotne w y try sk u ją w tysiącu m iej
scach. W jed n y m tylko punkcie doliny W aik ato liczba ich dochodzi do 76.
Jezio ro R otom ahana o trzy m u je m nóstw o dopływ ów gorącej w ody, z k tó ry ch n a j
w iększym je s t w odospad T e ta ra ta , sp a d a ją cy z wysokości 25 m etrów po śnieżnej b ia łości tarasach kam iennych, zbudow anych przez w ody kaskady. Z biornik , z któ reg o w y try sk a woda i p a ra je s t rodzajem k r a te ru , m ającego 75 m etrów obw odu. N iekiedy cała m asa tego zbiornika podnosi się w kształcie jednej olbrzym iej kolum ny i ba
sen opróżnia się do 10 m etrów głębokości.
T em p e ratu ra przy brzegu w ynosi 84° | w środk u zaś dosięga praw dopodobnie tem p eratu ry w rzenia.
G ejzery wyspy San M iguel w a rc h ip e la gu A zorskim zajm ują ostatnie miejsce za
rów no co do swój siły j a k i piękności. W do
linie Y al de F u rn as, k tó ra była przed trze
ma w iekam i siedliskiem gwałtowego w ybu
chu, n a przestrzeni około 1 h ek taru g ru n t cały je st p okry ty m nóstw em otworów, z k tó ry ch w y trysk a w oda gorąca i gazy sia rk o we, od czasu do czasu w ybuchając, ja k w ła
ściwe gejzery, powyżej opisane.
P ozo staje nam jeszcze w yjaśnić naukow o przyczynę w ybuchów gejzerow ych. Zasłu
ga odkrycia p raw w ybucham i temi rz ąd zą
cych należy się Bunsenowi.
F ig . 3. S c h e m a ty c z n y p rz e k ró j g e jz era .
Załączona tabliczka w skazuje ro skład tem p eratu ry w rozm aitej głębokości gejze- ru (fig. 3).
P u n k ty o b ser- w a cy i
G łębokość
T e m p e ra tu ra o b serw o w a
n a
T e m p e r a tu r a o d p o w ia d a ją ca w rz en iu w o d y w ty m
p u n k c ie
A 3 m 30 85°,5 107°
B 8 m 10 110° 116°
C 11 TO •— • • • • 120°,8
D 13 TO — 121°,8 123°, 8
E 18 TO '— 124° 130°
F 22 to 50 126° 136°
P o d łu g tej tablicy wszędzie tem p eratu ra słu p a w ody w kom inie gejzeru je s t niż-
N r. 18. WSZECHŚWIAT. 277 szą od tej, ja k a odpowiada tem peraturze
w rzenia w każdym punkcie, ta ostatnia bo
wiem, j a k wiadomo, zwiększa się w m iarę ciśnienia, p o d k tó rem woda pozostaje. W sta
nie spokoju zatem niem a na całój wysoko
ści kom ina ani jednego punktu, gdzieby się woda mogła zamienić w parę. Zauważmy jed n ak , że kiedy u podstaw y różnice pom ię
dzy istotną tem p eratu rą wody a tem peratu
rą w rzenia je s t = 1 0 °, u góry zaś je s t jeszcze w iększą, w środku kolum ny, w punkcie D, na 13 m od pow ierzchni, różnica ta wynosi zaledw ie 2°.
P rzypuśćm y teraz, że gorąca para, dosta
ją c a się do F przez szpary podziemne i wy
dostająca się na pow ierzchnię w postaci w ielkich pęcherzy, dosięgnie siły prężności, w ystarczającej do podniesienia poziomu wo
dy o dw a m etry, co też istotnie na pow ierz
chni p rzed każdym wybuchem ma miejsce:
wówczas w arstw a D ogrzana do 121°8 znaj
dzie się w jednaj chw ili w punkcie C, gdzie | tem p eratu ra w rzenia wynosi tylko ]20°8.
W arstw a ta zatem środkow a przem ienia się | w jed n ej chw ili w parę i w yrzuca wyżej po
łożone masy wody w pow ietrze. Łatw em ! wówczas będzie zrozum ienie przerw w czyn
ności gejzerów , potrzeba bowiem, ażeby za każdym razem woda dostająca się do kom i
na, na miejsce snopa w yrzuconego, została odpowiednio nagrzaną, oraz ażeby prężność p ary w punkcie F stała się w ystarczającą do podniesienia poziomu wody o dwa m etry.
T eoryja powyższa nie je st hypotezą, B un- sen bow iem spraw dził, że spom iędzy trzech kam ieni, zanurzonych w C, D i F , tylko pierw szy zostaje w yrzuconym w powietrze, co dow odzi jasno, że siedliskiem w ybuchu je s t p u n k t C.
Zjaw isko więc gejzerów objaśnia się w sposób bardzo prosty: w ody deszczowe lub pochodzące ze stopienia śniegów, dosta
j ą się przez k an a ły podziem ne do punktów , j gdzie tem p eratu ra je s t podniesioną w skutek j sąsiedztw a zbiorników law y. Ze zbiorników | tych w ydzielają się nieustannie gorące gazy i pary wodne, k tóre wodę źródlaną ogrze
w ają. Jeżeli k an a ły podziem ne nie przed- j staw iają żadnych właściwości szczególnych, pęcherze gazów gorących w ydostają się spo
kojnie na pow ierzchnię, dając początek go- j rącym źródłom i cysternom . Jeżeli jed n ak , I
wskutek k ieru n k u szpar i rospadlin skal
nych, gorące gazy łatw iej dostają się do pe
wnych punktów środkow ych kolum ny, ja k G i H (fig. 3), w yw ołują one w tych punk-
j tach lokalne podwyższenie tem peratury, po-
! ciągające za sobą peryjodyczne wybuchy pary. D ługość okresów spokoju i siła w y
buchów zależeć będą od położenia punktów G i H , od rozm iarów kom ina i obfitości ga
zowych w ydzielin u podstaw y. Chcąc do
św iadczalnie stw ierdzić słuszność teoryi p o wyższej, T yn dall ogrzew ał wysokie naczy
nie z wodą jednocześnie z dołu i zapomocą dodatkowej obrączki ogrzewającej środek naczynia— re zu ltat odpow iedział w zup eł
ności oczekiwaniom -sz tu c z n y gejzer w y buchał reg u larn ie co pięć m inut.
0 P O W S T A W A N IU RO SY
PODAŁ
S t a n i s ł a w K r a m s z t y k .
Ze i najlepiej napozór uzasadnione tcory-
! j ° * P °g lą d y naukowe ulegać mogą sprosto- [ waniom, uzupełnianiom i przeinaczeniom ,
| mam y nowy dowód w rospraw ie o pow sta
waniu rosy, złożonój niedaw no tow arzystw u królew skiem u w L ondynie, przez p. A itk e- na, znanego dobrze badacza p yłu atm osfe
rycznego; przed k ilk u laty szeregiem ści
słych doświadczeń w ykazał on mianowicie, że obecność takiego pyłu w pow ietrzu, je s t koniecznym w arunkiem sk rap lan ia się p ary w postaci mgły: w pow ietrzu zupełnie czy- stem m gła się nie w ytw arza '). R ospraw a, o której teraz mówimy, zam ieszczona w N a
turę, zmienia znów poglądy nasze na inne pokrew ne zjaw isko, na tw orzenie się rosy.
J a k wogóle o wszystkiem , co się tycze g a
zów i par, miano też długo opaczne bardzo pojęcie o pow staw aniu rosy; aż do wieku osiemnastego niem al mniemano, że spływ a ona z nieba; a poglądy te o „padaniu ro sy “ dotąd u ludu przetrw ały. P rofesor w M ont-
') Ob. W szechśw , t. 1, s tr . 79.
278 W SZECHŚW IAT. N r 18.
p e łłie r,L e R o i,d la w yjaśnienia rosy pierw szy zw rócił uw agę, że w arstw a wody w naczy
niu, w ystaw iona n a otw arte pow ietrze, n i
kn ie szybko i przechodzi w parę, k tó ra je st gazem praw dziw ym , rów nie p rzezroczy
stym ja k pow ietrze; w sposób rów nież nie
dostrzegalny w ystępuje znow u w oda z p o w ietrza i ja k o konglom erat n ag rom adzo
nych kropel, osiada rosa na ch ropaw ych, niegładkich m iejscach pow ierzchni ziemi, zw łaszcza zaś na roślinach. W ilson i Six tłum aczenie to pow staw ania rosy u zu p ełn i
li niezbędnym dodatkiem , że w czasie pogo
dnych nocy pow ierzchnia g ru n tu zarów no ja k i rośliny posiadają tem p eratu rę niższą, aniżeli pow ietrze otaczające. D opiero w szak
że w r. 1813 teo ryją obecnie p an u jącą ogło
sił W ells, a praca ta w swoim czasie uw a
żaną b y ła jak o wzór ścisłego bad an ia p rzy rodniczego. G dy ziemia stygnie przez p ro m ieniow anie nocne, a te m p e ra tu ra je j po
w ierzchni opadnie niżej p u n k tu , p rzy k tó rym pow ietrze nasycone ju ż je s t zaw artą w niem parą, to na przedm iotach oziębio
nych osiada p ara skroplona w postaci dro - j bnych kuleczek wody, tw orzy się rosa; zbie- | ra się ona tedy najobficiej na pow ierzch- I niach, k tóre najsilniej ciepło w ysyłają, n a ciałach chropaw ych, zatem na częściach ro ślin. Tłum aczenie to niew ątpliw ie ta k je s t jasn e i z ogólnemi zasadam i n au k i zgodne, że z zupełną słusznością m ógł p rz ed k ilk u laty Ja m in wypow iedzieć, że pow staw anie rosy wyjaśnionem je st aż do n a jd ro b n ie j
szych szczegółów.
O tóż właśnie przeciw tój pow szechnie przyjm ow anej teoryi W ellsa w ystąpił A it- ken, opierając się na badaniach tem p eratu ry g ru n tu i bespośrednio ponad nim u n o szących się w arstw pow ietrza.
D ostrzeżenia, m ianowicie w ciągu nocy prow adzone, w ykazały, że g ru n t w n iezna
cznej głębokości cieplejszy je s t zaw sze a n i
żeli pow ietrze otaczające; dopóki więc n a d m iar ten ciepła starczyć może do u trz y m a nia tem p eratu ry pow ierzchni ziem i wyżej p u n k tu rosy, p ary wznosić się m uszą z w il
gotnej ziemi i skraplać się będą wyżej, na oziębionych częściach roślin. W takim r a zie rosa nie m ogłaby pochodzić z w ilgoci, poprzednio ju ż w pow ietrzu zaw artej.
P rzedew szystkiem wszakże rosstrzy g n ąć
należało, czy w czasie nocy, w rosę obfitują
cych, p a ra w odna z g ru n tu się wydobywa.
J e d n a z wielu m etod, użytych w tym celu przez A itkena, polegała n a ustaw ianiu na ziemi zarosłej traw ą wąskich ko ry t m etalo
wych, zwróconych dnem do góry. D ośw iad
czenia te okazały, że pow ierzchnie w ew nę
trzn e k o ry t były każdej nocy rosą zmoczo
ne, a tra w a zak ry ta w ilgotniała najsilniej.
W czasie niektórych nocy zew nątrz k ory t rosa zgoła niew ystępow ała, a ilość wody skroplonej w ew nątrz k o ry t zawsze była w iększą aniżeli w około nich.
K o ry ta te sprow adzają w arunki takie, ja k b y pow ietrze pozostaw ało w zupełnym spoczynku. D opóki prężność p ary na p o w ierzchni g ru n tu je s t wyższą aniżeli na w ierzchołkach traw , p ara uchodzi z g ru n tu ale pow iew w iatru p o ry w a ją ze sobą i mię- sza z pow ietrzem suchszem , co dziać się nie może z parą, grom adzącą się pod korytam i;
dlatego też p rzy jednakiej tem peraturze na w ew nętrznej stronie tych naczyń osiada p a
ry więcej aniżeli nazew nątrz.
W in n y sposób rosstrzygniętą została ta kw estyja za pośrednictw em dw u term om e
trów , z k tó rych je d e n umieszczony został na pow ierzchni traw y, dru g i m iędzy jej źd źb ła
mi, tuż przy gruncie: ten d ru g i okazyw ał stale w czasie nocy tem p eratu rę o 5° do 10°
wyższą aniżeli pierw szy. Skutkiem podo
bnej różnicy tem p eratu ry p ara wodna p rze
nikać musi z cieplejszego g ru n tu do chło
dniejszego pow ietrza, a część jej w zetknię
ciu z zim ną traw ą osiada w postaci ciekłych kropel. W ogóle A itk en p rzekonał się, że w klim acie um iarkow anym , w czasie nocy obfitujących w rosę, g ru n t w ysyła p ary w o
dne, k tó re w przew ażnej ilości uchodzą w pow ietrze, a w mniejszej tylko części osia
d ają na silnie oziębionych m iejscach po
w ierzchni ziemi. G ru n t zarosły traw ą w y tw arza parę obficiej aniżeli g ru n t wolny od roślinności.
U w aża się to obecnie za fakt dostatecznie stw ierdzony, że rosa występować może obfi
cie jed y n ie tylko na traw ie, nigdy zaś na drogach, dlatego, że traw a silniej wysyła ciepło i g ru n t ochładza prędzej, aniżeli p o w łoka kam ienista. I to wszakże tw ierd ze
nie okazało się nieuzasadnionem — i na d ro gach rosa obficie się tw orzy; nie grom adzi
w s z e c h ś w i a t. 279 się wszakże, ja k n a roślinach, na pow ierz
chni górnej, kam ienie bowiem są. dobrem i przew odnikam i ciepła i łatw o się ogrzewa
ją , p ara zaś w odna posiada większą pręż
ność na ich pow ierzchni spodniej aniżeli na górnej, dlatego też rosa zbiera się pod ka
mieniami pokryw ającem i drogę. D la spraw dzenia tój okoliczności umieszczano płyty łupkow e n a piaszczystych, zarów no ja k na zupełnie tw ard ych częściach dróg; w czasie nocy, w których rosa w ystępow ała, wszyst
kie płyty p o k ry te były gęsto kroplam i na stronie spodniej, gdy tymczasem powierz
chnie ich górne, zarów no ja k i g ru n t ota
czający, pozostaw ały suchemi.
W p ły w ciepła przechodzącego z g ru n tu przez przew odnictw o ujaw niony został za- pomocą dw u kulek żelaznych, z których je - dnę umieszczano tuż na ziemi, d ru g ą zaś za
wieszano o kilka centym etrów wyżej. P ie r
wsza ogrzew ana przez bespośrednie zetknię
cie z gruntem pozostaw ała suchą, gdy tym czasem d ru g a w ilgotniała na całej swój po
wierzchni.
Ja sn ą rów nież je s t rzeczą, że w iatr, nie- dozw alając grom adzenia się wilgotnego po
w ietrza na pow ierzchni ziemi, pow strzym u
je osiadanie rosy.
P rz y ro sp atry w an iu różnych roślin i roz
m aitych ich części okazało się, że pod wzglę
dem obfitości okryw ającej j e rosy zacho
w ują się one zgoła niejednakow o, a różnic tych niepodobna tłum aczyć w ysyłaniem cie
p ła i skraplaniem pary. N a jednem i tem- że samem m iejscu okazuje się gatunek j e den zroszonym , d ru g i zaś suchym, a naw et na jednej i tejże samój roślinie w ystępuje części suche obok zw ilgoconych. Położenie większych m ianow icie kropelek pozw ala się domyślać, że zw iązane są one ściśle z budo
wą liści, nie stanow ią więc zw ykłej rosy, ale praw dopodobnie zostają w zw iązku z życio- wemi objaw am i roślin.
Z pracy A itk en a w idzim y więc, że rosa może być jeszcze przedm iotem zajm ujących bardzo poszukiw ań; dla zw olenników ob- serwacyj m eteorologicznych otw iera się no
wy i ciekaw y obszar dostrzeżeń.
O Z J A D L I W O Ś C I
B A K T E R Y I W Ą G L I K O W E J
n a p is a ł
Di Adstm Pr&żmmakL
(D okończenie)
Jak k o lw iek badania M etschnikoffa pozo
staw iają jeszcze liczne luki i w szczegółach mogą być niezupełnie d o k ładn em i,to jednak jeden ich w ynik można uważać ju ż dzisiaj za niew ątpliw y i stanowczo udow odniony, a m ianowicie stw ierdzenie walki pom iędzy białem i ciałkam i k rw i z je d n e j, a bakteryją wąglikow ą z drugiej strony. Istnienie ta
kiej walki nie sprzeciwia się zresztą żadnym innym znanym zjaw iskom fizyjologicznym, przem aw iają zaś za niem liczne analogije z dziedziny innych chorób pasorzytniczych.
Skoro więc w alka tak a istnieje, to nasu
wa się dalsze pytanie, dlaczego w ynik jój nie zawsze byw a jedn ak o w y idlaczego w je- dnych wypadkach organizm ulega chorobie, w innych znów zwycięsko j ą pokonywa? M a
ją c na względzie okoliczność, że w ynik cho
roby zależny jest, przy innych rów nych zre
sztą w arunkach, t. j . p rzy jednakow ej dy- spozycyi gatunkow ej lub indyw idualnej zwierzęcia, przedew szystkiem od jakości bakteryi zaszczepionej, można pytanie to także w ten sposób postaw ić, dlaczego białe ciałka okazują się silniejszem i wobec bak teryi osłabionej, a słabszemi najczęściej w obec b akteryi zjadliw ej? N a to pytanie możnaby wszakże dopiero w tedy napewno odpowiedzieć, gdybyśm y dokładnie wiedzie
li, czem się właściwie różnią p rą tk i osłabio
ne od zjadliw ych i co właściwie stanowi istotę zjadliwości? Tego je d n a k dotych
czas nie wiem y i pod tym względem może
my sobie robić tylko przypuszczenia, mniej lub więcój do p raw dy zbliżone lub od niej oddalone.
Ju ż M etschnikoff stara ł się dać odpowiedź na to pytanie, przyjm ując, że b a k te ry ja w ą
glikow a wyposażona je st zdolnością wy- I dziekania ze siebie jakiegoś płynu, którego
280 w s z e c h ś w i a t . K r 18.
istoty wszakże bliżej nie określa, a k tó ry m a tę własność, że wydzielony w większych ilościach przez p rą tk i, chroni je p rzed p o ł
knięciem przez białe ciałka. P rzy jm u je on d alej, że największą, ilość tego p ły n u w y dziela b ak tery ja w tem peraturze k rw i zw ie
rz ą t ssących, bo nietylko zw ierzęta te n a j
łatw iej ulegają w ąglikow i, ale i u zw ierząt zim nokrw istych można w yw ołać zakażenie wąglikow e przez pomieszczenie ich w tej tem peraturze. Na poparcie przypuszczenia swego nie może je d n a k M etschnikoff nic więcej przytoczyć prócz spostrzeżenia, że u jaszczurek, k tó re po zaszczepieniu z a ra z k a utrzym yw ane b y ły w p rzestrzen i o g rza
nej, znajdow ał po śm ierci we k rw i ja m y sercowój bardzo liczne p rą tk i, otoczone d o k o ła jaśniejszą obwódką, znikającą za doda
niem w ody dystylow anój. W tej obwódce widzi on właśnie przypuszczalny płyn, ch ro niący bakteryją przed napaścią białych cia
łek.
Zjaw isko obw ódki zew nętrznej spostrze
gałem i j a daw niej na p rą tk a ch w ąg lik o w ych u m yszy domowej i to nietylko we k rw i serca, ale także w śledzionie, zaw sze | je d n a k dopiero po śmierci zw ierzęcia. W y - | kazałem wszakże ju ż w tedy, że obw ódka ta | je s t niczem innem , ja k tylko napęczniałą i ześluzowaciałą błoną prątk ó w , a więc z ja wiskiem, spotykanem bardzo pospolicie u li
cznych innych i niechorobowycli balcteryj.
W pew nych w arunkach, m ianowicie p rz y zasuszaniu prątk ó w lub po przeniesieniu ich do innych ośrodków , np. ze krw i do ros- tw o ru ekstrak tu L iebiga, obw ódka ta tęże
j e i tw orzy w tedy dokoła pałeczki rodzaj osłony tw ardej, chroniącej pałeczkę przez czas dłuższy przeciw ko szkodliw ym w p ły wom zew nętrznym . W sprzy jający ch oko
licznościach przebija pałeczka osłonę tę w którem kolw iekbądź m iejscu, aby ju ż d a lej rosnąć i rozm nażać się zw ykłym sposo
bem. Spostrzeżenia te, ja k niem niej fak t, że naw et u całkiem nieszkodliw ych p rą tk ó w w ąglikow ych zew nętrzne w arstw y błony zazwyczaj silnie są ześluzow aciałe, sprzeci
w iają się przypuszczeniu, ja k o b y w arstw y te posiadały rzeczywiście przypisyw ane im
przez M etschnikoffa własności.
N ierów nie dalej poszedł de B a ry w spo
sobie tłum aczenia zjadliw ości b ak tery i w ą
I glikowej. De B ary przyjm uje, że baktery
j a w ąglikow a dla tego je s t zjadliw ą, że w y
dziela ze siebie praw dziw y jad , działający w prost zabójczo n a organizm zwierzęcy.
P rz y z n a je on w praw dzie, że dotychczas po
mimo licznych usiłow ań nie udało się n iko m u ani ze krw i chorych zw ierząt, ani z p ły nów sztucznej k u ltu ry wyosobnić substan- cyi, k tórab y po zaszczepieniu zw ierzętom w yw oływ ała choćby słabe objaw y choroby w ąglikow ój; sądzi jed n ak , że okoliczność ta nie przem aw ia jeszcze przeciw ko jeg o p rz y puszczeniu, bo albo ja d wydzielony byw a w bardzo małej absolutnej ilości a pomimo tego je s t skuteczny, albo też na zew nątrz organizm ów ulega szybkiem u rosldadow i, albo jed n o i d ru gie zarazem .
G dybyśm y się je d n a k zapytali o fakty, n a k tó ry ch de B ary opiera swoje p rz y p u sz
czenie, to znaleźlibyśm y ich bardzo mało.
D e B a ry pow ołuje się naprzód- n a spostrze
żenie M etschnikoffa, że białe ciałka po ły ka
j ą b a k te ry ją osłabioną z łatw ością, nieosła- bioną zaś nader rzadko i widzi w spostrze
żeniu tem dowód, że b ak tery ja nieosłabiona m usi wydzielać ze siebie jak ąś substancyją chemiczną, niweczącą norm alną działalność białych ciałek. Ze ta substancyja musi być praw dziw ym jad em , tego dowodzą, zdaniem de B arego, objaw y k arb u n k u łu u człow ieka, u którego tw orzy się w miejscu zakażonem naprzód g w ałtow ne zapalenie lokalne, róż
niące się od innych silnych zapaleń sk ór
nych w tym sam ym stopniu, j a k różne są m iędzy sobą objaw y lokalne, w yw ołane czy to przez odrębne i właściwe ja d y , czy to przez inne przyczyny. W tym odrębnym i swoistym charak terze zapalenia karb un -
| kułowrego u człow ieka, u p a tru je też de B a
ry je d e n z najsilniejszych argum entów p rz e
ciwko tłum aczeniu, jako by śm ierć przy w ą
g lik u by ła następstw em w yczerpania tlenu przez bakteryją, lub m echanicznego z a tk a nia naczyń krw ionośnych i zatam ow ania obiegu k rw i przez tw orzące się we krw i n a
grom adzenia bakteryj. Nareszcie o wy
dzielaniu ja d u wnosi de B ary przez analo- giją także z faktu, stw ierdzonego naprzód przez P asteu ra, że w chorobie, zw anej „cho-
| lerą k u rz ą “ , w yw ołująca ją b ak tery ja wy-
| dzieła rzeczywiście coś w rod zaju ja d u , któ-
! ry odosobniony od b ak teryi i zaszczepiony
N r 18. WSZECHŚWIAT. 281 kurom , sprow adza w nich objawy n ark o ty
czne, zbliżone do przejaw ów samej cho
roby. ^
M nie się zdaje, że przytoczone przez de B arego argum enty nie popierają wcale jego hypotezy „odrębnego ja d u w ąglikow ego8.
Co się tyczy naprzód spostrzeżenia Me
tschnikoffa, że b ak tery ja osłabiona z łatw o
ścią, bak tery ja zaś zjadliw a tylko w y jątk o wo byw a p ołykana przez białe ciałka, to okoliczność ta, zdaniem mojem, nietylko nie przem aw ia na korzyść hypotezy de Barego, ale się raczej jej sprzeciwia. G dyby bo
wiem białe ciałka nie p o łykały b akteryi dla ja d u przez nią w ydzielanego, to niepodobna- by zrozum ieć, dlaczego wogóle bakteryją zjadliw ą czasami połykają; musielibyśmy się chyba uciec dla w ytłum aczenia tego faktu do całkiem niepraw dopodobnego p rzy puszczenia, że nie wszystkie b akteryje z ja dliw e zachow ują w organizm ie zw ierzęcym zdolność do w ydzielania jad u . Następnie z doświadczeń M etschnikoffa nie w ypływ a wcale, aby b ak tery ja zjadliw a „wyjątkowo ty lk o 11 pożeraną była przez białe ciałka.
M etschnikoff dochodzi w praw dzie do takie
go wniosku, ale w yprow adza go ze spostrze
żeń czynionych na tru p ach , u któ rych od szukanie b akteryj w białych ciałkach może być trudniejsze niż w organizm ach jeszcze żyjących. B ardziej rosstrzygającem od te
go negatyw nego re zu ltatu na tru p ac h je s t w tym względzie spostrzeżenie jeg o doko
nane na zw ierzętach żywych, u których w kilkanaście godzin po zakażeniu znajd o
w ał stale białe ciałka z pochłoniętem i p rą t
kami.
Podobnie objaw y k a rb u n k u lu u człowie
k a nie dowodzą jeszcze w ydzielania ja d u przez b ak tery ją w ąglikow ą, lecz mogą być także w inny sposób wytłum aczone. N aj
pierw przypom nieć w arto, że M etschnikoff n a w łasnych ciałkach k rw i przekonał się, że one z łatw ością pożerają bakteryją zjadliw ą. N astępnie w iadom ą je s t rzeczą, że u człow ieka w w ypadkach zakażenia skórnego zarów no choroba, ja k i b ak tery ja j ą w yw ołująca, początkow o są zlokalizow a
ne i że dopiero z rozejściem się b akteryi po całem ciele w ystępują ogólne objawy choro
bowe. To początkow e zlokalizow anie bak
teryi w połączeniu z innenii w pływ am i,
o których zaraz będziem y mówili, może być przyczyną gwałtow ności i odrębności zapa
lenia karbunkułow ego u człow ieka, na co de B ary ta k wielki nacisk kładzie. Ju ż bak tery ja sam a jak o ciało bądźcobądź obce, m usi przez obecność swoję w tkance pod
skórnej, w yw oływ ać pew ien w pływ draż
niący, n a który tk an k a reaguje zwiększoną czynnością czyli zapaleniem . W m iarę roz
woju i m nożenia się bakteryj, przybyw a j e dnak jeszcze jed en bardzo ważny i zapewne silniejszy czynnik drażniący, a czynnikiem tym są p ro d u k ty roskładu krw i, tw orzące się w skutek odżyw iania się bakteryi. Ze produkty takie pow stają i pow staw ać m u
szą, to nie ulega najm niejszej wątpliwości:
nietylko bowiem wiem y wogóle o baktery- jach , że z odżyw ianiem się ich połączone są zawsze chemiczne ro sk ład y środka odżyw
czego, ale specyjalnie o bakteryi w ągliko
wej wiemy, że w sztucznych pożywkach wywołuje ważne zm iany, z wywiązywaniem się pew nych charakterystycznych p ro d u k tów, ja k np. am onijaku i t. p. Skoro zaś bakteryja w ąglikow a w sztucznych płynach odżywczych pow oduje przem iany chemi
czne, to nie można wątpić, że i we k rw i czy
ni to samo. T e p ro d u k ty roskładu krw i, ja k je tutaj ogólnie nazywam , mogą być właśnie przyczyną gw ałtow ności zapalenia, tworzącego się dokoła w rzodu k arb un ku ło
wego u człowieka i mogą mu nadaw ać tę cechę odrębną i swoistą, n a mocy której wy
różnia się ono od innych lokalnych i gw ał
townych zapaleń. Co więcej, rzeczone p ro dukty roskładu mogą także oddziaływ ać w pewien sposób na białe ciałka i spraw iać, że te ostatnie w dalszym przebiegu choro
by, nie mogą ju ż pochłaniać bakteryj tak łatwo, ja k to czyniły z początku. Na tój podstawie możnaby także zrozum ieć, dlacze
go po śmierci zwierzęcia stosunkowo rz a d ko znaleść można b ak tery ją w ew nątrz bia
łych ciałek, gdy przeciw nie z początku cho
roby zawsze się ją znajduje. •
P rzyznając istnienie produktów roskładu krw i w chorobie w ąglikow ej, sądzę wszak
że, że pomiędzy produktam i temi a pi-zy- puszczalnym jadem wąglikowym w pojęciu de Barego istnieją ważne i zasadnicze róż
nice; pierw sze bowiem nie są przyw iązane do istoty i treści prątków , lecz tw orzą się
282 W SZECHŚW IAT. N r 18.
nazew nątrz tychże, mogą. się zm ieniać do pe
wnego stopnia ze zm ianą śro d k a odżyw cze
go i nie przeszkadzają, wcale b iały m ciał
kom do połykania bakteryj, przynajm niej dopóty, póki w większej ilości się nie n ag ro madzą, a i wtedy wpływ ich na białe ciałka je st tylko pośredni; ostatni zaś zw iązany je s t ściśle z istotą bak tery j, w ytw arzać się musi niezależnie od śro d k a odżyw czego, a na białe ciałka działa bespośrednio, nie- dopuszczając ich od samego początku do połykania p rątków .
Co się tyczy .wreszcie analogii m iędzy w ąglikiem a cholerą k u rz ą, to zbytecznem - by było nad nią się zastanaw iać wobec te go, że je s t to tylko analogija i że w n atu rz e je d n e i te same lub podobne sk u tk i w yw o
łane być mogą przez bardzo różne p rz y czyny.
Z poprzedniego okazuje się, że p rz y to czone przez de B arego na korzyść jeg o h y potezy zjaw iska w części się jć j sprzeciw ia
ją , a przynajm niej je j nie p opierają, w czę
ści zaś dadzą się także w inny i, ja k sądzę, prostszy i n atu raln iejszy sposób w y tłu m a
czyć. Znam y je d n a k jeszcze inne fakty, których pogodzenie z tą hypotezą byłoby bardzo trudnem , praw ie niem ożebnem .
J u ż wyżój nadm ieniono, że M etschnikoff w yw oływ ał u żab i jaszc zu re k chorobę w ą
glikow ą przez pom ieszczenie zakażonych zw ierząt w tem p eratu rach w yższych od 30 do 39° C. T ak ie same dośw iadczenia i z tym samym skutkiem przeprow adził ju ż daw niej G ibier z żabami. Podobnie w y k a zał ju ż daw niej P a ste u r, że k u ry , k tó ry m w n o r
m alnych w arunkach zaszczepienie n a js il
niejszego n aw et za razk a w ąglikow ego zu pełnie nie szkodzi, zdychają n a w ąglik, j e żeli przez zanurzenie ich w w odzie zim nej obniżym y sztucznie te m p e ra tu rę ich ciała.
Jak ż e pogodzić te fa k ty z hypotezą sw oiste
go i odrębnego ja d u w ąglikow ego? T rze- baby chyba przypuścić, że b a k te ry ja w ą
glikow a tylko w pew nych określonych g ra nicach tem p eratu r p ro d u k u je ja d , w wyż
szych zaś i niższych tem p eratu rac h wcale go nie w ytw arza, albo przy n ajm n iej w n ie dostatecznych ilościach. T ak iem u p rzy puszczeniu sp rzeciw iają się je d n a k stanow czo dośw iadczenia sztucznej k u ltu ry , dow o
dzące, że niższe tem p eratu ry wcale nie osła- 1
biają zjadliw ości b ak tery i i naodw rót, że naw et w tem p eraturze 42—43° C zachow u
j e b ak tery ja w ąglikow a przez długi czas swoją pierw otną zjadliw ość i traci j ą powoli dopiero po dłuższym pobycie w tój tem pe
ra tu rze. Sprzeciw ia się m u rów nież spo
strzeżenie M etschnikoffa, że właśnie w tem p e ra tu rz e m iędzy 35 — 40° C białe ciałka ża
by ze zwiększoną en erg iją połykają b ak te
ry ją nieosłabioną. P rzy czy n y zakażenia w ąglikow ego u żab i jaszczu rek p rzy pod
niesionej, a u k u r przy obniżonej tem p era
tu rze ciała, należy więc szukać gdziein
dziej .
S koro więc nic nas nie zm usza do p rz y puszczenia, że przy w ągliku czynnikiem działającym zabójczo n a organizm je st ja d w ydzielany przez b ak tery ją, to cóż może być przyczyną tój zabójczej działalności?
Oczywiście, że w kw estyi tak zawiłej i tr u dnej nie m ożna jeszcze dzisiaj nic stanow czego orzec, zdaje mi się jed n ak , że m ożna dać p rzy najm niej odpowiedź, tłum aczącą lepiej i prościej znane fak ty i zjaw iska, niż to z pomocą hypotezy swoistego ja d u je s t możebne.
Przedew szystkiem musimy sobie u przy tomnić, że b ak tery ja w ąglikow a nie została odrazu stw orzoną ja k o taka, lecz m usiała być pierw otnie zupełnie nieszkodliw ą bak
tery ją saprofityczną, niezdolną do życia w organizm ach zw ierzęcych i że z tej for
my nieszkodliw ej w skutek właściwego p rzy
stosowania w yrobiła się z biegiem czasu b a k te ry ja chorobow a. O tej ostatniej wie
my, że w zw ykłych w arunkach je s t n ieru chomą, że zatem na m iejscu swego rozw oju znaleść musi potrzeb ny do życia tlen, że do norm alnego rozw oju potrzebuje podłoża obojętnego lub słabo alkalicznego, że n a j
lepiej się wyżywia rospuszczalnem i ciałami bialkow em i, a najpom yślniej rozm naża przy tem peraturze ciała zw ierzęcego lub p rzy nieco niższej. W szystkie te je j własności każą m niemać, że właśnie takie podłoża, ja k ie przedstaw iają organizm y zw ierząt ssących, m uszą być d la niej n ad er pomyśl- nem i, że zatem w prow adzona do k rw i, musi się w niej n a d e r szybko rozm nażać, a tem sam em prędzej lub później zapanow ać nad białem i ciałkam i krw i. N atom iast o bak te
ry i osłabionej lub nieszkodliwej powiedzieć
N r 18. W SZECHŚWIAT. 283 tego bynajm niej nie możemy; przeciw nie,
o ile z doświadczeń sztucznej k u ltu ry sądzić można, b ak tery ja w tym k ieru n k u zm ienio
na wymaga innych w arunków do energicz- nega i szybkiego w zrostu i rozm nażania się.
Jeżeli rzeczywiście ta k je st, w takim r a zie zjadliw ość, albo naw et nieszkodli
wość, bak tery i w ąglikow ej tłum aczyłaby się poprostu większym lub m niejszym sto
pniu jój uzdolnienia do w zrastania i roz
m nażania się we k rw i zw ierząt. W edług tego pojm ow ania form a zjadliw a bakteryi je s t dlatego zjadliw ą, że rozm naża się szyb
ciej niż ciałka krw i pochłonąć i przetraw ić ją mogą, form a zaś osłabiona jest nieszko
dliw ą dlatego, że w tych samych w arun
kach znacznie wolniej się rozm naża.
T akie zapatryw anie na przyczynę zjadli
wości pozw ala nam naprzód wytłum aczyć w sposób całkiem prosty zjaw iska sztuczne
go osłabiania b akteryi w ąglikowej przez wyższe tem peratury. W p ły w tych tem pe
ra tu r na bak teryją m ożna w dw ojaki sposób pojm ować: albo wyższe tem p eratu ry wywo
łu ją u niej stan chorobow y, a więc pewne czasowe osłabienie, albo też działanie ich polega na przyzw yczajeniu bakteryi do wyż
szych stopni ciepła, czyli w yrażając się ści
ślej, na w ytw orzeniu odm iany o wyższych wym aganiach ciepła. Rzeczyw iste osłabie
nie zdają się powodować tylko tem peratu ry od 47° C i w yżej, bo dłuższe działanie tych tem p eratu r zabija b ak tery ją, podczas gdy k ró tk ie — w pływ przejściow y tylko wy
wiera. N atom iast tem p eratu ra m iędzy 42—43° C może także działać początkowo w pew nym stopniu osłabiająco, z biegiem czasu je d n a k przyzw yczajać się będzie bak
tery ja pow oli do now ych w arunków życia, tracąc równocześnie coś z daw niejszej swo
je j n atu ry . P rzyzw yczajenie to może w dal
szych generacyjach dojść ta k daleko, że niż
sze tem p eratu ry staną się dla bak tery i mniej odpowiedniem i. Z tą chwilą, uważać ją moż
na ju ż za now ą odm ianę, a raczej rasę, ma
jącą wyższe w ym agania ciepła i dlatego nie- niogącą się dość szybko rozm nażać w tem p eraturze organizm ów zwierzęcych. O ile takie tłum aczenie w pływ u wyższych tem p e ra tu r na b ak tery ją w ąglikow ą zgodne je st z praw dą, o tem orzekać dzisiaj jeszcze nie
możemy; dopiero dalsze ścisłe porównawcze badania p rątk ó w osłabionych p rzy różnych tem peraturach mogą kw estyją tę ostatecznie wyjaśnić. Niemniój pozostawionem być m u
si późniejszym badaniom rosstrzygnięcie dalszój kwestyi, czy z przyzw yczajeniem do wyższych tem p eratu r nie zm ieniają się tak że inne własności fizyjologiczne bakteryi, np. w ym agania co do jakości ośrodka, po
karmów i t. p. Że je d n a k tłum aczenie po
wyższe nie je s t niepraw dopodobnem , za tem przem aw ia bardzo rospow szechniona ay pań
stwie roślinnem i zwierzęcem zdolność przy
stosow yw ania się ustrojów do w arunków zew nętrznych życia, a w szczególności do stosunków tem peratury, czyli, ja k inaczej także mówimy, zdolność aklim atyzow ania się. Zupełne podobieństwo pom iędzy zm ia
ną, objaw iającą się w p rątkach pod w pły
wem wyższych stopni ciepła, a zjaw iskiem aklim atyzacyi u w yd atn ia się jeszcze tem , że zmienione p rą tk i po przeniesieniu do n iż
szych tem peratur, w racają z czasem do pier
wotnego stanu; zupełnie to samo zdarza się często u aklim atyzow anych roślin i zw ie
rząt, gdy pow rócą do pierw otnej swej oj
czyzny.
Pojm ow anie bakteryi osłabionej ja k o oso
bnej rasy, mającej swoje odrębne w ym aga
nia i potrzeby życia, daje się także zastoso
wać w całej pełni i do tej form y bakteryi zupełnie nieszkodliw ej, którą otrzym yw ano wśród w arunków dotychczas bliżej niew y
jaśnionych. Bliższe scharakteryzow anie tej formy będzie jed n ak dopiero wtedy może- bne, kiedy znane nam będą dokładnie czyn
niki, pod wpływem których w ytw arza się ona z bakteryi zjadliw ej.
Spróbujm y teraz n a zasadzie 'tego zapa
try w an ia wytłum aczyć niektóre fakty z za
kresu choroby samej. A naprzód z a p y ta j
my się, na czem polegać mogą pom yślne skutki szczepienia ochronnego i dlaczego organizm y, które przebyły słabszą chorobę, zabespieczone są najczęściej przeciwko sil
niejszej? P rz y odpowiedzi na to pytanie będziemy się trzym ali w yłącznie stwierdzo- nego przez M etschnikoffa udziału białych ciałek w pokonaniu bakteryi, musimy zaś pozostawić na boku dalszą kw estyją, czy odporność organizm ów szczepionych polega w yłącznie na oswojeniu się białych ciałek