J\fi 2. Warszawa, d. 13 Stycznia 1889 r. T o m V III.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHSWIATA.“
W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 2 przesyłką poczłow|: rocznie „ 10 półrocznie „ 6 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata
i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziok. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.
Uniw., m a g .lt Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew
ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Slósarski.
| „W szechśw iat11 przejm uje ogłoszenia, k tó ry ch treśó
| m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie
J albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 1/*
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
■A-dres Bed-eilscyi: K r a k o -^ r s M e -F r z e d m le ś c ie , N r e e .
ASTRO NO M IJA W CHINACH,
O przeszłości naukow ej C hin często sły szymy. S ta ry ten, osobliw y naród rozw i
j a ł niegdyś swą. k u ltu rę , robił odkrycia
i w ynalazki, snuł początki wiedzy; zaskle
piony je d n a k sam w sobie, odgrodzony m u- rem od prądów obcych, za k rzep ł w sw ym rozw oju, j a k rzek a m rozem ścięta. Ogólne te uw agi dają się w ybornie odnieść do astronom ii chińskiej, o którój dokładne po
jęcie d aje nam stan obserw atoryjum p ekiń
skiego. O pis tego obserw atoryjum , o któ
Obserwatoryjum astronomiczne pekińskie.
18 W SZECHŚW IAT. Nr 2.
rego istnieniu niew iele w E u ro p ie w iedzia
no, p o d ał świeżo prof. Russel, a w spółcze
śnie ad m irał M ouchez, d y re k to r obserw a
toryjum paryskiego, o trzy m ał za p o śred n i
ctwem am basady francuskiej w C hinach, szereg fotografij, przedstaw iających różne szczegóły w spom nianej in s ty tu c ji, p rz ezn a
czonych do m uzeum astronom icznego, które p. M ouchez, u rz ąd za obecnie p rzy o b serw a
to ry ju m paryskiem . K o rzy stając z reprO- dukcyj ciekaw ych tych fotografij, zam iesz
czonych w piśm ie „L a N a tu rę ”, podajem y dw a rysunki, z k tó ry ch je d e n p rzed staw ia w idok ogólny o bserw atory jum pekińskiego, d ru g i zaś sta ry p rz y rzą d astronom iczny z trzynastego stulecia.
O b serw ato ry ju m bowiem pekińskie n a j
starsze je st n a ziemi. W E u ro p ie n a jd a w niejsze je s t obserw ato ry ju m duńskie, za
łożone przez F ry d e ry k a I I I w r. 1576, w k tó rem Tycho B rahe p row adził pierw o tn ie sła
wne swe dostrzeżenia; obserw ato ry ju m k ró lew skie w P a ry ż u otw arte zostało dopiero w ro k u 1671, a w G reen w ich w trz y lata później, —• w P ek in ie zaś o bserw atoryjum założone zostało w ro k u 1279 za panow ania K u b laj-ch an a, pierw szego cesarza z dyna- styi m ongolskiej. Z ów czesnych p rz y rz ą dów trzy dotąd p rz etrw a ły : b y ły one p ra w dopodobnie używ ane do obserw acyi ko
m ety H a lley a w ro k u 1B78 i posłużą jeszcze za jó j najbliższym pow rotem , który p rz y p a
da za la t dw adzieścia dw a.
O b serw atoryjum , ja k w idzim y n a ryci
nie, um ieszczone je s t n a tarasie w zniesio
nym n a k ilk a m etró w ,p o staci kw ad ratow ej, obok fortyfikacyj P ekinu. B udow la p rz e cięta je s t tunelem , przez k tó ry przechodzi droga; w razie potrzeb y m ogłaby być u ży
tą do obrony stolicy. N a tarasie zn a jd u ją się przyrządy, którem i p o słu g u ją się u rz ę
dowi astronom ow ie chińscy, a m iędzy niem i i w spom niane ju ż wyżej trz y p rz y rzą d y daw niejsze. P ie rw o tn ie było ich cztery, w biegu czasu w szakże zag in ął je d e n z nich, m ianow icie globus niebieski. Z ostały one w yrobione z b ro n zu przez astronom a K uo- Szuking, k tó ry żył za czasów K ublaj-chan a.
In stru m e n ty bronzowe zresztą znane były ju ż daw niej i używ ane były w w ieku je d e
nastym w K a i-F e n g -F u , stolicy prow incyi H o nau , skąd zostały przew iezione do P e k i
nu. Za czasów K uo - Szukinga były ju ż wszakże zepsute, a położenie b iegu na róż
niło się o cztery stopnie, dlatego zbudow ał nowe.
N ajbardziej zaw iły z przyrządów K uo- S zukinga je s t instru m en t odpow iadający zupełnie sferze arm ilarnój, ja k ą się posługi
w ał ju ż H ipp arch. S fera arm ilarn a astro
nomów starożytnych stanow iła kom binacy- ją k ilku kół, k tó re m ogły być ustaw iane odpow iednio do k ie ru n k u zasadniczych li- nij astronom icznych, w yobrażanych n a sfe
rze niebieskiej. Jed n o z tych kół um iesz
czane było w płaszczyźnie po łu d n ik a d an e
go miejsca, drug ie, do niego prostopadłe, w płaszczyźnie rów nika; p rz y pom ocy dio
p try czyli p rz eziern ik a m ożna tedy było odczytyw ać położenie gwiazd względem r ó w nika. Jeżeli koło ustaw iane było w pła
szczyźnie ek lip ty k i, p rzy rząd nazyw ał się astrolabium . Sferę arm ilarn ą K uo-S zukin- ga przed staw ia załączona rycina. S kłada się ona z ciężkiego k o ła poziomego, o piera
jącego się na czterech sm okach bronzow ych;
każdy smok trzy m a je d n ą dłonią koło, od dru g iej zaś schodzi łańcuch do dolnego słup ka bronzow ego. Sm oki w yrobione są artystycznie. Z kołem poziom em połączo
ne je s t stale podw ójne kolo pionowe, w sp ar
te na w spom nianym ju ż słu pku . P u n k ty połączenia obu kół zw rócone są ku półno
cy i południow i. P rze z koło pionowe p rze
chodzi p ręt, odpow iadający położeniu osi św iata, k tó ra w P ek in ie pochylona je s t w zględem poziom u n a 40°. N a osi tój o b ra cają się dwa koła, jed no podw ójne, drugie pojedyńcze, p rostopadle zaś do osi przez środek sfery przechodzi koło, k tó re odpo
w iada zatem położeniu ró w n ik a niebieskie
go. Z dw u k ół, przechodzących przez oś, jed n o ustaw ia się w płaszczyźnie koła p rze
prow adzonego przez p un kty przesileń, d ru gie przez p u n k ty rów nonocne. O prócz nich je s t jeszcze trzecie koło, obracające się na tejże osi; je s t ono podw ójne, a między o k rę gam i tych kół przechodzi ru r a w ydrążona, k tó ra się zw raca k u obserw ow anej gwieź- dzie. D aw n iej p rzeciągn ięta b y ła przez ru rę nitk a, oznaczająca dokładniej kierunek w idzenia. P rz y użyciu p rz y rzą d u o bser
w ato r zw raca to ostatnie koło tak, że p ła szczyzna jeg o przechodzi przez obserw ow a
ną gw iazdę i spogląda na nią, przez rurę:
pochylenie ru ry względem koła rów niko
wego daje w tedy oddalenie gw iazdy od ró w nika czyli jój zboczenie, położenie zaś k o ła w zględem ró w n ik a pozw ala ocenić jój wznoszenie proste. K o ła podzielone są na 365'/t0, tak, że słońce posuwa się codzien
nie o jed en stopień, każdy zaś taki stopień podzielony je s t na dziesięć drobniejszych części.
Ł atw o dostrzedz, że przyrząd ten do ob- serw acyj je s t zby t zaw iły i niedogodny, po
siadając kilk a kół zupełnie zbytecznych.
D latego dwa inne przy rząd y K uo-S zukinga mają budow ę daleko prostszą. Jed en z nich stanow i ek w atoryjał, dru g i instrum ent do oznaczania wysokości gw iazd. E k w a to ry j a ł składa się z koła bronzowego, stale
umieszczonego w płaszczyźnie równoległćj do rów nika i z drugiego koła ruchomego, które się obraca dokoła osi, prostopadłej do koła pierw szego. K oło to ruchom e je st podw ójne, a m iędzy obu okręgam i przecho
dzi ru ra , k tó rą się zw raca ku obserwowanej gw ieździe. P rz y rz ą d ten zatem , pom ijając oczywiście zastosowanie lunet, zbliżony jest do dzisiejszych naszych narzędzi astro n o m icznych i pozw ala łatw o odczytyw ać zbo
czenia i wznoszenia proste gwiazd. P rz y rząd d ru g i ma budow ę podobną, ale koło rów nikow e zastąpione je s t przez koło po
ziome, mające położenie stałe; dokoła osi przechodzącej przez jeg o środek obraca się koło pionowe. P rz y pomocy tedy tego p rzy
rządu odczytyw ać m ożna wysokości i po- ziom ołuki (azym uty) gwiazd, czyli w znie
sienia ich nad poziom, oraz odległości od p unktu północnego lub południowego.
Godnem je s t uw agi, że wszystkie te p rzy rządy zupełnie są podobne do przyrządów , jakiem i się posługiw ał najbieglejszy obser
w ator nieba z czasów przedteleskopow ych, Tycho B rah e, k tó ry pierw szy w E uropie w yrabiał p rzy rząd y astronom iczne z m eta
lu. W idzim y więc, że chińczycy o całe trzy stulecia w yprzedzili E u ro p ę w rozw oju astronom ii i w sztuce rycia na metalu.
Z objęciem w ładzy przez dwudziestą p ie r
wszą dynastyją M ing 1368 r., ja k się zdaje, astronom ija popadła w zaniedbanie, a stare p rz y rzą d y w yszły z użycia. Je z u ita Y er- biest znalazł j e w ro k u 1670 w stanie do
Nr 2.
użycia nieprzydatnym . Jezu ita ten ode
grał ważną rolę w dziejach astronom ii chiń
skiej; gdy rachu nk i astronom a W u-M ing- H suena okazały się niezgodne z obserwa- cyjam i, Y erbiest zaś przeprow adził je do
kładnie, m inistrow ie polecili mu dokonanie obliczeń kalendarzow ych. Y erbiest p o p ra wił daw ne przyrządy i zbudow ał sześć no
wych; m ają one ogólny c h a rak ter takiż sam, ja k dawne, ale są dokładniejsze i do użycia dogodniejsze. K oła ich podzielone są ju ż na 360°, a każdy stopień na sześć równych części po 10'; przy pomocy zaś skali ruchomój można było odczytyw ać d a leko drobniejsze części stopnia. W czasach późniejszych przybyły dwa tylko nowe przyrządy; jeden stanow i k w a d ran t czyli ćw iartkę koła, do oznaczania wysokości gwiazd i pochodzi z roku 1715, drugi je s t sferą arm ilarn ą z roku 1745. P ierw szy z tych przyrządów , k tóry je st przedstaw io
ny na tarasie obserw atoryjum , ma być da
rem L u dw ika X I V dla cesarza K ang H si;
w edług innych wszakże wskazówek m iał być zbudow any przez pewnego jezuitę nie
mieckiego, zwanego w C hinach K ilian.
M iędzy innem i przyrządam i zw raca na siebie uwagę globus niebieski, m ający sześć stóp średnicy. W szystkie gw iazdy ozna
czone są na nim w ypukło, w miejscach b a r
dzo dokładnie odpow iadających istotnem u ich położeniu na niebie. K siądz Lecomte, któ ry zw iedzał obserw atoryjum pekińskie w końcu wieku siedemnastego, o globusie tym w yraża się z zachwytem , opisując jego ozdoby i uk ry te zazębienia, które pozw alają osi jego nadaw ać żądane położenie. W owym czasie był on tak dobrze zawieszonym, że dziecko mogło go obracać w k ieru nk u r u chu dziennego, jak ko lw iek ciężar jego w y
nosi 2000 funtów. Obok globusa znajdują się schodki, które pozw alają dokładnie go obejrzeć.
P rę t, ja k i widzimy n a ry su n k u obok ta rasu, stanow i gnomon, czyli rodzaj zegara słonecznego, do oceny każdodziennój wyso
kości słońca. Je stto p rę t bronzow y, o pa
trzony na szczycie a v blaszkę, m ającą otwo
rek okrągły o średnicy 3/io cala; gdy słońce prześwieca przez otw orek rysu je na ziemi jasne kółko, a z odległości tego kółka od podstaw y p rę ta obliczyć można wysokość
19 _
WSZECHŚW IAT.
20 W SZECH ŚW IA T. Nr 2.
słońca; w dniu przesilenia letniego, gd y słońce je s t najw yżej, odległość ta w chw ili p o łu d n ia je s t najm niejsza, gnom on ten za
tem służy do oznaczania czasów p rzesilenia i porów nania rów nonocnego. J e s t on zb u dow any na wzór daw niejszego gnom onu K uo-S zukinga; astronom ten p row ad ził p rz y pom ocy swego gnom onu obserw acyje b ard zo ścisłe, k tó re zyskały uznanie La- placea. A u to r M echaniki niebieskiej z n a j
du je w nich dowód zm niejszania się pochy
łości ekliptyki.
P rz y rz ą d y Y erb iesta zalecają się d o k ła dnością i bardzo dobrze św iadczą o b iegło ści i nauce ich tw órcy. W tym czasie j e d n a k , gdy były budow ane, w E u ro p ie do obserw acyj astronom icznych pow szechnie ju ż używ ano lunet. N iepodobna p rz y p u
szczać, żeby ich Y erb iest nie znał, dlaczegóż więc nie w p ro w ad ził ich do sw ych n a rz ę dzi? W idocznie C hińczycy u w ażali użycie lu n et za rzecz zbyteczną i d otąd się bez nich obchodzą. P ra k ty c z n y ich um ysł o b o jętn y
je s t n a w ielkie zjaw iska niebieskie, a je d y ne istotne zadanie astronom ów chińskich polegało i polega w yłącznie na urządzaniu i pilnow aniu kalendarza.
K a le n d arz chiński zbliżony je s t do ży
dow skiego. R ok je s t księżycowy, co zna
czy, że sk ład a się z dw unastu miesięcy księ
życowych, a dla w yrów nyw ania go z b ie
giem słońca w trącają co dw a lub trzy lata, albo dok ład niśj siedem razy w ciągu 19 lat, cały m iesiąc przybyszowy; rok zw ykły ma więc dni 354 lub 355, p rzestęp ny 383 lub
384. D oby liczone od północy, dzielą się n a 12 godzin; nie ra c h u ją też na stulecia, ale na okresy sześćdziesięcioletnie, a począ
tek ery d atu je od r. 2697 przed n ar. Chr.
N ow y ro k obchodzi się na pierwszym nowiu, po w stąpieniu słońca do gw iazdozbioru W odnika.
R ada astronom iczna zostaje pod z a rz ą dem jedn ego z wujów cesarza, któ ry zajm u
je rzęd piątego księcia k rw i i posiada ty tu ł kanclerza. S kłada się ona ze 196 osób, li
Przyrząd astronomiczny Kuo-Szukinga.
N r 2. w s z e c h ś w i a t. 21 cząc w to i studentów . G łów ni dygnitarze
po kan clerzu są. dw aj d y re k to rzy —chiński i tatarsk i, m ający praw o do guzika z d ro giego kam ienia na kapeluszu, a na piersiach ozdobieni obrazem k ru k a morskiego. N a
stępnie idą dwaj pod d y rek to rzy , znów ch iń ski i tatarsk i, oraz dwaj asystenci, pro w a
dzący rachunki. Ci ostatni, przed w ydale
niem jezuitów , obierani byli spom iędzy cu
dzoziemców. Z innych urzędników w ym ie
nić jeszcze należy strażnika budynków oraz strażn ika k lep sy d r czyli zegarów w odnych, jak iem i się dotąd posługują astronom ow ie chińscy, w yrzekający się chronom etrów , po
dobnie ja k i lu n et.
R achm istrze o bserw atoryjum posiadają tablice urządzone lub popraw ione przez je zuitów w wieku siedem nastym , k tóre im służą za podstaw ę do obliczeń kalen darzo
w ych i któ ry ch stara n n ie strzegą. W n a
stępstw ie tego, w brew zasadniczym ustawom adm inistracyi chińskiej, u rzędy astronom i
czne stały się dziedzicznem i; natom iast wszakże są honorow e i bezpłatne.
G łów ne zadanie tój rady, ja k pow iedzie
liśm y, polega n a ogłaszaniu kalendarza, najw ażniejszej książki w C hinach. O prócz bowiem faktów astronom icznych mieści się tam w ykaz dni pom yślnych i niepom yśl
nych, a bez tych wskazów ek żaden chińczyk spraw sw ych nie prow adzi. Innym obo
wiązkiem rad y je s t obserw acyja zaćmień i zdaje się, że do tego tylko celu używ ane są p rz y rzą d y . P r z y obliczeniach k alen d a
rzow ych astronom ow ie chińscy zn a jd u ją ziapewne pom oc w obserw atoryjum , założo- nem p rzez m isyjonarzy w Zi K a-W ej, w od
ległości 800 kilom etrów na południo-w schód P ek in u , w okolicy S zanghai; obserw ato
r i u m to posiada doskonałe przy rząd y i jest dobrze prow adzone. Istn ieje też k ilk a obserw atoryjów p ry w a tn y ch w sam ym P e kinie, urządzonych p rzy legacyjach e u ro pejskich.
W każdą w igiliją Nowego ro k u urzędow a ra d a astronom iczna zbiera się w komplecie o północy w o b serw atoryjum i rospatruje, w ja k im k ie ru n k u w iatry ro z w ija ją c h o rą giew ki, um yślnie wokoło rozwieszone. Od k ieru n k u tych w iatrów now orocznych zale- żyć m a stan pom yślności nadchodzącego ro ku. D nia 14 L u teg o 1888 r., który był
pierw szym dniem bieżącego, 56-go roku 76 okresu, w iatr dął od północo-wschodu, co stanow i k ieru n ek pomyślny: astronomowie zatem w ywróżyli, że następujący ciąg dw u
nastu miesięcy stanowić będzie ro k długie
go życia i obfitości.
W obec podobnych obowiązków urzędo
wych astronom owie chińscy są dalecy b a r
dzo od dzisiejszego stanu nauki; dlatego też k raj, gdzie astronom ija kw itła ju ż przed wiekami, do jój rozw oju ogólnego przyczy
niać się nie może.
I naszych stosunków.
N ieznajom ością pożytecznych nauk .... najw iększe królestw a giną.
(Naruszewicz).
Pośród mnóstwa nienorm alnych obja
wów, dręczących nasze społeczeństw o, dla nas, jako d la ludzi o pew nój barw ie nauko
w ej, do najgorszych należy niepraw idłow y stosunek ogółu do przedstaw icieli umieję
tności ścisłych. P rzy p a d ło nam bowiem w udziale stanow isko jakn ajm n iej licujące z istotnym naszym charakterem , odpowie
dniejsze raczej dla poetow lub artystów , k tó rzy często n a nie uskarżać się lubią, sta
nowisko ludzi niezrozum ianych, naw ołują
cych do jakieg oś m glistego, idealnego celu, przem aw iających językiem obcym dla resz
ty rodaków . Nasze zajęcia w ydają się ogó
ło w i beztreściow ą igraszką, conaj wyżej są cenione narów ni ze sportem albo nieszko- dliw em dziwactwem; opinija o naszej w ar
tości bywa najbłędniejsza, poniew aż o k ry tyce naukow ej jeszcze n ik t u nas nie sły
szał; naszych pism n ik t nie czyta, imion najlepszych spośród nas n ik t nie zna, losa
m i naszemi n ik t się nie zajm uje. N ie idzie nam bynajm niej o zadow olenie m iłości w ła
snej albo pychy, ale k ie ru je nam i przeko
nanie, że gdyby stosunki przyrodników z ogółem były ściślejsze, m oglibyśm y dale
ko szerzej i korzystniej rozw inąć naszę działalność, ku powszechnem u skierow aną pożytkowi.
22 W SZEC H ŚW IA T. Nr 2.
N iem a w ątpienia, że n a tak i stan rzeczy złożyć się m usiały liczne i rozm aite p rz y czyny. D ziałał tu zapew ne i p rz y k ła d cza
sów m inionych, k iedy to, oprócz duchow nój i w ojennój, każda n au k a b y ła lekcew ażona, niem al pogardzana. D ziałał i nastrój m a
rzycielski niedaw nej doby, k ied y „szkiełko i oko m ęd rca” były w ystaw iane ja k o n iedo łężne narzędzia zarozum iałości i błędu, p rz e czące zuchw ale je d y n y m praw dziw ym g ło som uczucia: B ra k poglądu kryty czn eg o spraw ił, że przeoczono w łaściw y zakres i isto tn e znaczenie słów w ielkich poetów , k tó rzy zbyt g orliw ym i byli k ap łan a m i P r a w dy, ażeby mieli uw łaczać jed y n ó j jój słu żebnicy — nauce. D odać trze b a zw ykły u człow ieka objaw u p rz ed ze n ia w zględem tego, czego się nie zna. T o w szystko j e dn ak nie w yczerpuje kw estyi. W iek i r y cerstw a i rom antyzm u przem in ęły daw no i bespow rotnie, n ieu n ik n io n a konieczność każe nam albo zdobyw ać sobie stanow isko w śród żyjących przez nau k ę i pracę, albo iść do k rólestw a cieni, a poza w pływ am i od nas niezależnem i, może raczój p o n ad tem i w pływ am i góruje nasze w łasne lenistw o d u chowe.
U derzm y się w piersi. U nas dotychczas je s t tylko m aleńka, bardzo m aleń k a g ar- steczka łudzi dobrze pojm ujących nasze za
d an ia i cele. M y jeszcze zaw sze robim y zaszczyt pracy, do którćj wziąć się ra czy my. N auka je s t jeszcze dla n as czemś do zrozum ienia niem ożebnem — nie um iem y dostrzedz m atery jaln y ch z niój korzyści, a to jój oblicze, k tó rem się zw raca k u so
bie samój, ja k o k u celow i, je s t nam tak obce, j a k ślepem u blask słonecznych p ro mieni.
Zdaje się nam , że pomówić o n ie p ra w i
dłow ym stosunku ogółu do p rzedstaw icieli n a u k przyrodniczych je s t rzeczą p otrzebn ą dla stron obu. C hcem y zkolei rospatrzyć k ilk a objawów tój niepraw idłow ości, w n a
dziei, że może ktoś z czytających zechce tak że zastanow ić się razem z nam i, albo, co byłoby najpożądańszym w ypadkiem , pod nieść głos publicznie. N iek ieru jąc się w zglę
dam i osobistemi, nie obaw iam y się, żeby słow a nasze d o tk n ęły kogoś osobiście.
I.
Książka przyrodnicza, a ogół.
W ielo k ro tn ie b yw ają podnoszone oskar
żenia, że nasze piśm iennictw o przy ro dn icze cierpi n a b rak i w szelkiego ro dzaju , że nie
tylk o niem a w niem żadnych pow ażniej
szych pom ników , ale n aw et i zw ykła p ro du kcy ja bieżących m ateryjałów , kw estyj czasow ych, szczegółow ych badań i podręcz
ników nadzw yczaj skąp a je s t i nied o state
czna. O skarżający dod ają ze słuszną go
ryczą, że u nas we w łasnym języ k u nietylko zgłębić nie m ożna żadnćj gałęzi n au k p rzy rodniczych, ale n aw et pow ierzchow nie z nią się zapoznać, b ra k bow iem wszelkich źródeł inform acy i nietylko ju ż dla badacza, ale naw et d la średnio w ykształconego czytel
n ik a. O sk arżający m ają zu pełn ą słuszność co do istotnego stan u rzeczy, m ylą się tylko zw ykle, kiedy przechodzą do w skazania j e go przyczyn.
Czem u p rzy pisać bogaty rozwój piśm ien
n ictw a n aukow ego u narodów zachodnich?
B ezw ątpienia — przedew szystkiem liczbie i uzdolnieniu piszących. Conajm niój w szak
że d ru g ie miejsce w rzędzie czynników tego rozw oju p rzy p ad a liczbie i uzdolnieniu czy
teln ików , tem u, że książka nie je st tam szczególniejszym lecz obojętnym fenom e
nem , ale w aru n k iem życia społeczeństwa.
Z n ajd u je nabyw ców i to jój zapew nia ma- te ry ja ln ą możność istnienia. Z najduje um ie
ję tn ą ocenę i to ją podnosi, z rzędu p rz ed m iotów zb y tk u p rz ep ro w a d za do rzędu istotnych potrzeb człow ieka i w prow adza na drogę d oskonalenia się w kolei tak zw y
kłych tam w ydań następnych. W eźm y pierw szą lepszą, książkę naukow ą np. n ie m iecką i porów najm y jó j nowe w ydanie z daw niejszem . P o m ijając to, co postęp n au k i wnosi nieustannie,—-jak tu doskonali się i w y k ład i ułożenie treści i postać ze
w nętrzn a. A u to r bowiem m iał sposobność n ab rać dośw iadczenia w p isaniu i w ysłu
chał pow ażnych a besstronnych głosów k ry ty k i nau ko wój.
J a k u nas w y g ląd ają te stosunki najlepićj wskażę, opow iadając dobrze mi znane dzie
Nr 2. W SZECHŚW IAT. 23 je jed n śj książki. Isto tn y i długotrw ały
b rak podręczników do n au k przyrodniczych i ponaw ian e od czasu do czasu żądania p u bliczności sk łoniły jed n eg o z wydawców do ogłoszenia zbiorku podobnych książek.
W ydaw ca naturalnie^ nie może być bezinte
resow nym filantropem , przedew szystkiem więc p ró buje nakłonić autorów , żeby za
m ierzony zbiorek był naśladow nictw em bardzo przestarzałej książki, k tó ra istniała w polskim przekładzie i roschodziła się, a to w celu dogodzenia konserw atyzm ow i na
bywców. N astępnie idzie o to, żeby w y
danie jak n ajm n ićj kosztow ało, bo zgóry wiadomo, że sprzedaż nie p o k ry je nakładu, a więc poskąpić trzeb a i na rozm iarach dziełka i n a ry su nkach i na czem się da wogóle. N areszcie, po w ielu a w ielu tr u dnościach, książka w ychodzi—należy ją z a prezentow ać p rzyszłym czytelnikom . P rz e glądając jak n ajp iln ió j w szystkie o rgany są
du publicznego, zn a jd u ję jed n ę tylko, w y
raźnie je d n ę , kilkunastuw ierszow ą ocenę w duchu naukow ym napisaną, w którój j e dnakże w ykazano tylko, może zresztą nie- całkiem zasadnie, co w książce owój je st pom inięte, o tem zaś co niepom inięte — li
teraln ie — ani słowa. D obre i to i bez- w ątpienia, gdyby k iedy przyszło do d ru giego w ydania, a u to r i z tój jednój k ry tyki pew ien pożytek w yciągnąćby m u
siał. A le to je s t bardzo mało do w yro
bienia sobie należytego sądu o własnem dziele i do w skazania innym piszącym, czego od nich mogą w ym agać czytający ich książki.
A teraz kilk a p rz y k ła d ó w liczbowych co do roschodzenia się u nas książek p rz y ro dniczych. K asa im. M ianow skiego w yda
ła dotychczas 50 dzieł naukow ych, w któ- rśj to liczbie spotykam y 8 książek p rzy ro dniczych. O tóż z tój liczby tylko jedne
„W iadom ości początkow e z fizyki” napisa
ne przez S. K ram szty k a w 2 tom ikach, wy
dane w 2000 egzem plarzy, a sprzedaw ane po 1 rb. 5 k. za oba tom y, rozeszły się i zo
stały pow tórnie w ydane.— „W iadomości p o czątkow e z gieografii fizycznej i m eteorolo
g ii”, w yborna książeczka, napisan a przez prof. uniw . Jag iell., A . W . W itkow skiego a kosztująca ty lk o 40 kopiejek, nie doznała ju ż tego niezw ykłego powodzenia. W cią
g u la t 5 sprzedano mniój niż 700 egzem
p larzy z w ydanych 2 000, to znaczy tylko 34% . Poniew aż księgarze liczą, że w cią
gu 5 la t po w ydaniu m usi się rosprzedać 75% nakład u, ażeby książka po 10 latach została w yczerpana, to dziełko prof. W it
kow skiego ma jeszcze przed sobą 30 lat spoczynku na pólkach księgarni, w tem przypuszczeniu, że przez ten czas nie bę
dzie wydany żaden inny podręcznik w tym samym zakresie i że nauka poczeka na nas ze swym rozwojem. Nawiasem mówiąc, re- dakcyja nasza jest zarzucana pytaniam i z zak resu m eteorologii, na k tó re wszystkie znalazłab y się odpowiedź w książeczce, o którój m ówim y i to podana w n ajp rzy stępniejszej formie.— „W iadom ości począt
kowe z botaniki”, w edług dzieła prof. Le M aout napisane przez d ra Filipow icza, wy
dano rów nież w 2000 egz., naznaczając ce
nę po 1 rb. za egzem plarz. Sprzedano w ciągu lat 5 .... 15% nakładu, książka więc może być w yczerpana za 100 lat, pod w arunkam i, wspom nianem i p rzy „W iadom . z gieogr. fiz. i m at.”. A jed n ak i to jest książka napisana w sposób zalecany przez pedagogów i nibyto pożądany p rzez p u b li
czność, to je s t z zastosowaniem m etody po
glądow ej, opartój na najpospolitszych n a
szych roślinach, książka przeznaczona do początkowój nauki i w ybornie odpowiada
ją c a swem u zadaniu, a ze względu na b a r
dzo liczne rysunki — niesłychanie tan ia.—
W zględnego powodzenia doznaje „Kosmo- grafija” J . Jędrzejew icza z rosprzedażą wy
noszącą 4 0% w ciągu 3 lat, ale i z tego dzieła, w ydanego w 10 00eg zp l., niem ała liczba z pewnością doczeka się przestarze- nia na półkach.—H uxleya „W yk ład bijolo- gii praktycznój” w tłum aczeniu prof. A . W rześniow skiego znacznie trudniój roscho- dzi się od „Kosm ografii”. Nielepiój też szedł
„P rzew odnik do badań z botaniki m ikro
skopowej ” prof. E. S tra sb u rg e ra , książka znakom ita w całem znaczeniu słowa, p otrze
bna każdem u, kto z m ikroskopem m a do czynienia, tłum aczona z niem ieckiego w y
dania n a wiele języków i m ająca zagranicą po k ilk a edycyj — szczęściem ogień przy szedł z pomocą żądnój wiedzy publice i z n a
k ład u ocalało kilkad ziesiąt zaledw ie egzem
plarzy, które doskonale zaspokoją nasze
24 W SZECH ŚW IA T. Nr 2.
um ysłow e potrzeby.— Szkoda, że losu „ P rz e w o d n ik a” nie p o dzieliła „M eteo ro lo g ija”
M ohna, bo i jój pow ażnie grozi m arasm a senilis na długo p rz ed w yczerpaniem . — Najśmieszniejszą, rzecz je d n a k chow am n a koniec. O to „S p raw o zd an ia z ru ch u n a u kow ego”, w ydaw nictw o, z k tóreg o m ożna było się dow iedzieć, co też d ru k u ją popol- sku w d ziale n a u k ścisłych, liczyło corocz
nie po k ilkudziesięciu zaledw ie nabyw ców . T a k to u nas ludzie sta ra ją się p o in fo rm o wać w rzeczach lite ra tu ry ścisłej. A je d n a k w ykazaliśm y kiedyś w naszem piśm ie, że społeczeństw o nasze liczy nie m niej ja k j a kieś 10000 osób, k tó re naukom p rz y ro dniczym zaw dzięczają swoję egzystency- ją . A le cóż — skończyli oni studyja, egza
m inów zdaw ać ju ż nie będą — pocóż im książka?
Żółw i ruch książkow y ciągnie za sobą tak ie potw orne zjaw iska, że p o glądy w y ro bione w naukach p rz ed dw udziestu i tr z y dziestu naw et laty są jeszcze d la nas now o
ścią. Raz w ydrukow any w tysiącu egzem p la rz y p o dręcznik w ystarcza d la k ilk u uczących się pokoleń, a o fachow ych a u to ra ch dzieł naukow ych naw et i m arzyć nam nie wolno. Jed n e m słow em pisać książek naukow ych u nas niem a kto i niem a d la kogo. A tym czasem rozwój książkow ej li
te ra tu ry przyrodniczej je s t dla naszego społeczeństw a sp ra w ą niesłychanie ważną.
N auki p rzyrodnicze bowiem m uszą i u nas być rów noupraw nione z innem i, gdyż bez nich w ykształcenie je s t niezupełne. P o m ija ją c n aw et ich pedagogiczne znaczenie i ta k
w ybujałą dzisiaj w ażność p rak ty czn y ch ich zastosow ań, m usim y przyznać, że człow iek, choćby n ajlep iśj w innych k ieru n k a ch w y kształcony, bez n au k p rzy ro d n iczy ch w ni- czem w yrobić sobie n ie zdoła uzasadnione
go i głębszego poglądu. K iedy zaś w ycho w anie publiczne tych n au k nam nie daje, m usim y j e zdobyw ać w łasną p racą, sam o- uctw em , ale sam ouctw em kierow anem k o niecznie przez w y tra w n y ch i d obrze p rz y gotow anych pisarzy dzieł naukow ych.
Zn.
NO WY SPOSÓB
WTRABIA1A BIEL! OŁOWIANEJ.
i ____
B ielą ołow ianą nazyw am y m ateryjał n ad zw yczajnie w ażny w rozm aitych gałęziach m alarstw a, najw ażniejszy może ze wszyst
kich. C iało to, znane także pod nazwą blej- wasu, je s t g łó w n ą — z m ałem zastrzeżeniem pow iedziećby m ożna — praw ie jed y n ą fa r
bą białą. Ś w ietną białością dorów nyw a w szelkim innym przetw orom , k tóre m ogły
by być użyte ja k o farby, subtelna m iałkość, do jak iej proszek blejw asu może być do
prow adzony, przewyższa w szystkie farby, ale w jed n y m i to k ard y n aln y m względzie z żadnym p rep aratem m alarskim porów nać się nie daje, w tym m ianowicie, że z klejem albo pokostem m ięsza się ja k n a j doskonalej i p o k ry w a m alow ane pow ierzchnie, dając się rosprow adzać n a w ielkiej przestrzeni.
B iel ołow iana je s t w ęglow odanem ołowiu.
Czy uw ażać ją należy za jedn o ro d n ą mię- szaninę w ęglanu i w odanu tego m etalu, czy też za sól pow stającą przez zastąpienie wo
d o ru ołowiem w kw asie w ęglanym naraz i w w odzie — ta stron a kw estyi je s t dla nas w tej chw ili obojętna. Id z ie nam tylko o to , że w każdym razie blejw as je st związkiem ołow iu, gdyż w tej okoliczności mam y ob ja
śnienie pew nym je g o własności ujem nych.
T a k przedew szystkiem , pod wpływem zw iąz
ków siarkow ych, zaw arty ch zawsze w p o w ietrzu, a szczególniej w pow ietrzu naszych m ieszkań, biel ołow iana żółknie, ciem nieje i zczasem zczernieć może zupełnie, ponie
waż w ytw arza się w niej ciem nobrunatny, p raw ie czarny, siarek ołow iu. S taran o się skutkiem tego zastąpić tę farbę innem i p rz etw o ra m i białem i, np. tlenkiem cynku, siarczanem b a ry tu i t. d., ale tu właśnie w ystąpiły na ja w te przew agi blejw asu, o k tó ry ch poprzednio w spom niano; żadne z ciał, m ogących współzaw odniczyć z nim w białości, nie daje farby ta k dobi-ze p o k ry w ającej i żadne nie m ięsza się ta k w ybor
nie z pokostem albo klejem . Pom im o więc czernienia, biel ołow iana nie straciła swojej
! olbrzym iej wziętości. G orszą w adą bieli
N r 2. w s z e c h ś w i a t. 35 ołow ianej, k tó rą dzieli ona ze wszystkiemu
zw iązkam i ołowiu, są jój tru jące własności.
N iebespieczeństw u o trucia się bielą ołowia
ną, rzecz p rosta, nie podlegam y m y, którzy tę farbę spotykam y na sprzętach i rozm ai
tych przedm iotach w postaci w arstw y do
skonale p rzylegającej, tru d n ej naw et do odkruszenia, ale ludzie zajęci je j przygoto
waniem są w wysokim stopniu narażeni, szczególniej, jeżeli skutkiem metody w yro
bu farba musi być k ru szona w stanie su
chym , poniew aż w tedy unosi się w pow ie
trz u je j p y ł n ad er d elik atn y i dostaje się do płuc robotników . O tóż z pow odu ta k sze
rokiego zastosow ania m ateryi, którój wy
rób dla zdrow ia ludzkiego je s t niebespiecz- ny, sądzim y, że każde ulepszenie w jej fa- ! brykacyi, ekonom icznie i technicznie dogo
dne a zarazem oszczędzające robotników , może i pow inno naw et zająć czytelnika W szechśw iata.
Ju liju sz Lowe z F ra n k fu rtu n ad Menem w ynalazł przed niedaw nym czasem metodę w yrabiania bieli, k tó ra przew yższa wszel
kie inne dotychczas nam znane. A żeby so
bie lepiej uw ydatnić wysoką wartość tego w ynalazku, postaram y się w kilku słowach opisać starsze m etody.
O dróżniam y obecnie głównie dw a sposo
by w yrabiania bieli: niem iecki i h olender
ski. — O tóż, w edług m etody niem ieckiej, ołów m etaliczny, w cienkie wywalcowany płyty, um ieszcza się w szczelnie zam knię
tych kom orach, gdzie na podłodze znajduje się w odpow iednich naczyniach kw as octo
wy, albo też p ły n y ten kwas zaw ierające.
P rz e z ciągłe w prow adzanie do kom ór świe
żego pow ietrza, p ary wodnej i dw utlenku węgla je s t dana sposobność tw orzenia się bieli ołow ianej. Jed n ak że ten sposób fa- brykacyi pochłania w iele czasu oraz o trzy
m uje się tu rów nocześnie p rod ukty małej wartości, które tylko z trudnością mogą być od bieli ołow ianej oddzielone. W ziąw szy jeszcze pod uw agę znaczne straty kwasu octowego, będziem y m ieli jasn e pojęcie o nieekonom iczności owej m etody.
P rz y fabrykacyi bieli ołow ianej sposo
bem holenderskim pozw ijane blachy oło
w iane um ieszczają się w donicach g linia
nych, do których tyle nalew a się słabego kw asu octowego, zaw ierającego w sobie
ciała łatw o zgniliźnie podpadające, naprzy- k ład drożdże, żeby p ły ty ołowiane cokol
w iek zanu rzały się w płynie powyższym.
Zam iast doniczek glinianych używ a się czę
sto w yasfaltow anych skrzyń drew nianych.
W obudw u razach naczynia te n ak ry w a się płytam i ołowianem i i ustaw ia rzędem jedne około drugich, otaczając je w arstw ą gnoju
| końskiego, garbow in lub innych ciał orga- j nicznych. W taki sposób przyrządzoną grupę nakry w a się słomą i gnojem, dając tym sposobem możność staw iania naczyń jed n e na drugich. D ziałanie chemiczne od
byw a się tu w następujący sposób: przy gniciu ciał organicznych w ytw arza się cie
pło i zarazem dw utlenek węgla. Ciepło to pomaga do ulatniania się kwasu octowego, który tw orzy z blachą, wobec pow ietrza at
mosferycznego, zasadowy octan ołowiu; wy->
dzielający się zaś jednocześnie dw utlenek węgla przem ienia powyższą sól w biel oło
wianą.
W jednój i drugiej m etodzie, po utwo
rzeniu się dostatecznie grubej w arstw y p ro du ktu na blachach, oddziela się go od n ie
zm ienionego m etalu zapomocą otłuk ania m łotkam i drew nianem i, w yginania blach w ręku i t. p , przyczem pow staje delikatny p y ł zw iązków ołowianych, unosi się w po
w ietrzu i dostaje do płu c robotników, na
rażając ich na groźne w następstwach za
tru cie ołowiane.
Jako pierw otnego m ateryjału do otrzy
m yw ania bieli ołowianój Lćiwe używa ros- puszczalnych w wodzie soli ołowianych, mianowicie azotanu lub octanu ołowiu.
Sama fabrykacyja je s t tu nadzw yczaj prosta i tania. E ospada się ona na dw ie części, tak że pierw sza operacyja polega na otrzym aniu obojętnego węglanu ołowiu ( P b C 0 3), który składa się z 8 3,5% P b O oraz 15,5% , C 0 2. T en związek otrzym uje się z rostw oru wyżej w ym ienionych w w o
dzie rospuszczalnych soli przez dodanie przy zwyczajnej lub nieco wyższej tem pe
raturze m ięszaniny obojętnego w ęglanu so
du, Na2 C 0 3, z kw aśnym w ęglanem tegoż m etalu, N a H C 0 3, w stosunku ł/s pierw szej do >/g ostatniej soli. J a k o p ro d u k t pobo
czny otrzym uje się tu azotan lub octan so
du — dw a zw iązki bardzo w technice cenio
ne. P rzy drugiej operacyi w ęglan ołowiu
W SZECH ŚW IAT. Nr 2.
w pro w ad za się do nieco w n adm iarze u ż y tego rostw oru zasadow ego octanu ołow iu.
P o krótkiem m ięszaniu i p rz erab ian iu dw u tych substancyj tw o rz y się n aty ch m iast biel ołow iana, co łatw o daje się za u w a
żyć, gdyż ziarn ista p rzedtem m asa w ęglanu ołowiu p rz y b ie ra zupełnie kleistą, postać.
W y tw o rzo n a w ten sposób b iel osadza się na dnie, pozostały zaś p ły n , zaw ierający w sobie cuk ier ołow iany czyli octan ołow iu obojętny (P b (C 2H 30 2)2), daje się znów ła two p rzep row adzić w zasadow y octan oło
wiu. W tak i sposób otrzy m an a biel o ło w iana posiada czysto b iałą barw ę, perłow y po łysk i n iezm iernie w ielką siłę p o k ry w a jącą . W ielo k ro tn e analizy w ykazują za
wsze zaw artość 86,20% P b O , 11,30% C 0 2, oraz 2,50% H 20 . P ołączen ie ta k ie z u p e ł
nie odpow iada form ule chem icznej 2 P b C 0 3 + P b (O H )2, t. j. na każde 2 cząsteczki w ę
glanu ( P b C 0 3) w y p ad a je d n a cząsteczka w odanu ołow iu (P b (O H )2), ja k to m a m iej
sce i w bieli otrzym yw anej daw niejszem i sposobam i.
W e d łu g zdania znaw ców biel, przy g o to w ana sposobem d ra L o w e , przew yższa w szelkie in ne g a tu n k i o trzym yw anego do dziś dnia p ro d u k tu . Nie tru d n o też sobie przedstaw ić o ile m etoda pow yższa je s t do
godniejszą i tańszą. N ie otrzy m u je się tu w cale p ro d u k tó w pobocznych, k tó reb y w te - chnice nie były poszukiw ane, lub k tóreby w części na m iejscu nie b y ły spotrzebow a- ne. R ów nież nie wym aga fa b ry k ac y ja ta żadnych specyjalnych u rządzeń oraz p o m ieszczeń fabrycznych, przez co k a p ita ł nakład ow y ogrom nie się red u k u je. W sz y stkie czynności fabryczne odb y w ają się tu z m asam i płynnem i lub w ilgotnem i, p rzez co u nika się szkodliw ego p y łu . W n ie d a lekiej przyszłości m ająca zacząć funkcyjo - now ać fab ry k a bieli ołow ianej, w ed łu g spo
sobu d ra Low e, w ypow ie stanow czo sil
ną ko n k u ren cy ją innym m etodom o trz y m yw ania tego tak w ażnego w technice a r tyk u łu .
K. Łagodziński.
ROŚLINY
FORMACYI WĘGLOWEJ.
Znajom ość flory okresu węglowego z n a kom ite uczyniła postępy w ostatnich cza
sach, dzięki licznym odkryciom dokonanym głów nie przez francuskich i angielskich ba- daczów. P oznano wiele faktów , które rzu cają ja s n y prom ień św iatła na h isto ry ją roz
w oju św iata roślinnego. W większej poło
wie zaw dzięczam y ten postęp badaniom m i
kroskopow ym szczątków roślinnych sk a m ieniałych w opal lub chalcedon (z A utun i G ra n d ’ C roix pod St. E tienn e), z których G ra n d -E u ry i R en au lt poznali budow ę an a
tom iczną znacznój liczby roślin formacyi w ęglow ej. W A n g lii postęp w tym k ieru n ku zaw dzięczam y głów nie badaniom m ikro
skopow ym W illiam sona i B inneya, dokony
w anym n a resztkach roślinnych skam ienia
łych, spotykanych w w ęglu kam iennym .—
Sk oro poznano w ew nętrzną budow ę tych p ra sta ry ch typów roślinnych, stało się już m ożliw ą rzeczą odtw orzenie całych istot ro ślinn ych z odcisków, k tóre dotąd tylko pojedyńcze części roślin p rzedstaw iały i p o w szechnie były uw ażane za oddzielne for
m y, a pokazało się po bliższem zbadaniu, że są częściami jed n eg o g atunku. T a k np.
C ordaites i A raucariox ylo n. Szczególniej o dk ry cie owoców roślin, których dotąd spo
tyk ano tylko gałązki i liście odciśnięte, skutkiem czego nie m ożna ich było ująć w żadną całość system atyczną, przyczyniło się do sprostow ania w ielu wątpliwości lub błędów . P o klasycznej pracy hr. S ap orta o ro ślinach ko palnych (Le M onde des plan- tes av an t 1’ap p a ritio n de l’homme) dzie
łem bardzo ważnem i n ad er pouczającem je s t h r. Solm s-L aubacha „W stęp d o p a le o - fitologii e tc .“ (E in leitu n g in die P alao p h y - tologie, vom botanischen S ta n d tp u n k te aus, L ipsk, 1888 r.), w którem je s t opracow ana k ry ty czn ie nietylko ogólna liczba gatunków roślin kopalnych, ale zarazem w ykazany stan b adań we w szystkich muzeach i zb io
ra ch pryw atn ych całego k o ntyn entu i A n glii.
W SZECHŚW IAT.
Do odbudow anych roślin z form acyi wę
glowej należy przedew szystkiem z grom a
dy nagonasiennych (Gym nosperm ia) grupa C ordaitaeeae, k tó ra ze w zględu na budowę kw iatów spokrew niona je st z roślinam i sa- gowcowatemi (Cycadeae), z powodu zaś bu
dow y anatom icznój zbliża się do roślin szyszkow ych (C oniferae). O ddzielne czę
ści tych roślin, skam ieniałe, były długo z n a ne pod różnem i nazwam i, ja k A raucarioxy- lon, A rtisia i t. p., zanim poznano, że są częściami jednój całości.
O bok tego drzew a, k tó re budow ą swoją zdawało się przypom inać szyszkowe, spoty
kano od b ardzo daw nego czasu liście wstąż
ko wate o nerw acyi rów noległej, które w gór
nych p iętrach form acyi węglowej bardzo licznie w ystępow ały. B ro n g n art, a po nim G oldenberg i W eiss, w spom inają o znajdo
w aniu się razem z tem i listkam i okrągłych, sercow atych lu b jajo w a ty c h ziarn skam ie
niałych (C ardiocarpus), k tóre daw niej uw a
żano błędnie za owoce palm y, mieszczonej W sąsiedztw ie C ycadeae. D opiero prace G ra n d -E u ry , R en au lta i najnow sze badania B ro n g n arta ro zjaśniły te domniem ania. N ie
tylko poznano anatom iczną budow ę liści ze szczątków zachow anych w węglu, ale n ad to, na podstaw ie znajdow anych gałązek uli- stnionych, oraz na podstaw ie budow y ich drzew a, przekonano się, że te części należą do znanego daw no A raucarioxylonu. In ne jeszcze szczątki o trzy m ały także swoje w ła
ściwe określenie. A m ianowicie poznano, że gałązki C ordaites odznaczały się obszer
nym rdzeniem , którego tk an k i wcześnie zni
kały, pozostaw iając tylko poprzeczne p rz e
gródki. P o w stałe tym sposobem puste m iej
sca, w ypełnione zostały masą kam ienistą i stąd pow stały pierścieniow ato członkowa- ne części kam ienne, uw ażane dotąd za od
dzielną roślinę pod nazw ą A rtisii.
Z naleziono rów nież kw iatostany męskie i żeńskie C ordaites, skam ieniałe w krze
m ionkę, ale dopiero w tedy stw ierdzono, że te kw iato stany n iew ątpliw ie należą do C or
daites, g dy na osobniku żeńskim oprócz kw iatów znaleziono jeszcze i liście C ord ai
tes. P oznaw szy w ten sposób kw iatostan żeński, szczególnym trafem dobrze przecho
w any, zauw ażył R en au lt w jego w nętrzu p ylnik , n apełniony pyłkiem , którego budo
w a charakterystyczna znana mu była z ba
dań kw iatostanów m ęskich. W krótkości nakreślona tu taj h isto ry ja odkrycia Cordai
tes, daje nam pouczający przy kład metody badań używ anej przez paleontologów, przy której wielką należy zachować ostrożność w przoprow adzaniu analogii pomiędzy for
mami żyjącemi, a prastaremu typam i ro
ślin.
Znajomość paproci z okresu węglowego poczyniła także ogrom ne postępy w osta
tnich latach. D aw niej przy systematycz- nem trak to w an iu paproci, opierano się p ra wie wyłącznie n a nerw acyi liści, w now szych czasach zw racają głównie uwagę na grupy owoców (ku pk i zarodni) znajdujące się na dolnej pow ierzchni liści. P od tym względem, pomiędzy innem i, mają rosstrzy- gające znaczenie badania Stursa, dzięki któ
rym przekonano się, że M arattiaceae w epo
ce węglowej były bardzo rospowszechnio- ne. N aw et cenne badania G ijpperta nad skam ieniałem i (w krzem ionkę) pniami pa
proci, zostały ugruntow ane przez badania m ikroskopow e francuskich i angielskich uczonych. T utaj nasuw a się jeszcze pyta
nie, gdzie będzie właściwe miejsce dla Sten- zelii (M ycloxylon). R enault uw aża M yclo- xylon za ogonki liści paproci, bo wynalazł rozgałęzienia, które w ystępują wyraźnie szczególniej na przekroju wielkiego liścia, nadto M ycloxylon (z miejscowości G rand- Croix) w ystępuje razem z pióreczkam i Ale-
| thopteris, a przytem R enault widzi podo
bieństwo pomiędzy budową M ycloxylon i dolną pow ierzchnią piórek A lethopteris, na którój silnie w ystępują nerw y. Schenlc uw aża wspom niane szczątki za ogonki liści Cycadeae, do których budową anatom iczną najwięcej się zbliżają i zostają w związku z pniem zwanym M edullosa. W ed ług h r.
Solmsa zestawienie to jest możliwe, należy tylko przypuścić, że w tym p rzypadku ma się do czynienia z ja k ą ś g ru p ą pośre
dnią.
D aw no u tarte przekonanie, że Lepido- dendrony, są bespośrednio spokrew nione z Lycopodiaceae, h r. Solms rozbiera k ry ty cznie i przytacza n a poparcie swoich arg u mentów niezm iernie bogaty skrzętnie na
grom adzony m ateryjał. T en daw no zagi
niony typ rośliny je s t ta k św ietnie opisany