• Nie Znaleziono Wyników

Adres IRsa-Stłccyi: KrakowsMe-Przedinieście, 2STr ©S. AJ.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres IRsa-Stłccyi: KrakowsMe-Przedinieście, 2STr ©S. AJ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

AJ. 3 5 . Warszawa, d. 28 sierpnia 1898 r. T o m X V II.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P3ENUNIERATA „W SZECHŚW IATA11.

W W a rs za w ie : rocznie rs. 8 , kw artalnie rs. i Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5 Prenum erow ać można w Redakcyi .W szechśw iata"

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią P anow ie D eike K., D ickstein S., H oyer H. Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W l., K ram sztyk S., M orozew icz J., N a- tanson J., Sztolcm an J ., T rzciński W . i W róblew ski W .

A dres IRsa-Stłccyi: K rakow sM e-P rzedinieście, 2STr ©S.

O pochodzeniu nafty.

P rzed kilku miesiącami p. R udolf Z uber, profesor geologii na uniwersytecie we Lw o­

wie, ogłosił w jednem ze specyalnych czaso­

pism niemieckich ł) wielce zajm ującą i pełną eru d y cji rozprawę, której zadaniem były tr e ­ ściwe lecz krytyczne zestawienie i ocena hy- potez o pochodzeniu nafty. Ze względu na ważność przedm iotu, mogącego obchodzić

„szersze koło” publiczności, oraz ze względu na to, źe w przedmiocie tym zab rał głos tak wytrawny znawca geologii nafty, jakim je s t prof. Z uber, uważam za rzecz pożyteczną zapoznać czytelników W szechświata z tre ś ­ cią jego cennego tra k ta tu .

Dzisiejsze teorye tworzenia się nafty prof.

Z uber dzieli na dwie g ru p y : jed n a z nich obejm uje hypotezy m ineralnego pochodzenia oleju skalnego, d ru g a — organicznego. Zwo­

lennicy hypotez pierwszego rodzaju przy­

puszczają, że n afta je st produktem reakcyj chemicznych, ja k ie mogą się odbywać tylko

l) Kritiscbe Ben.erkungen iiber die moder- nen Petroleum-Entstehungs Hypothesen. Zeit-

schrift f Praktisclie Geologie, 1898, zeszyt 3.

w głębi ziemi, pod ciśnieniem bardzo wiel- kiem i w tem peraturze mocno podniesionej, a więc w w arunkach wręcz odmiennych od tych, jakie mamy na powierzchni. Reakcye te m ają polegać na działaniu pary wodnej na roztopione jąd ro ziemi, bogate w m etale i zaw ierające rozpuszczony w nich węgiel.

P a r a wodna, w warunkach wymienionych reagu je na węgiel w taki sposób, że jeden z jej pierwiastków, a mianowicie wodór, tw o­

rzy z węglem związki, zwane węglowodora­

mi '). Wyznawcy takiego pochodzenia nafty, a na czele ich stoją głośne imiona chemików JBerthelota i Mendelejewa, trzym ając się kon­

sekwentnie swego założenia, tw ierdzą nadto, że olej skalny, utworzywszy się w głębi jako gaz, skondensował się następnie w górnych i zimniejszych jej warstwach. Innem i słowy, według tej hypotezy, nafta spoczywa w ziemi nie na pierwotnem miejscu swego powstania, lecz na wtórnem.

Odmiennego zdania co do pochodzenia nafty trzym ali się, lub dotąd trzym ają Hum- bold, L apparent, H o ch stetter i in., twierdząc,

*) Związków tycli jest bardzo w iele— znane

są węglowodory lotne, ciekłe i stałe. Nafta

czyli olej skalny, jest, jak wiadomo, mieszaniną

węglowodorów ciekłych.

(2)

546 'W SZECH ŚW IAT N r 35.

że olej skalny je st w prost produktem odby­

w ającej się w głębi ziemi destylacyi węgla kam iennego i innych ciał organicznych i źe tworzenie się jego pozostaje w ścisłym związ­

ku z procesam i wulkanicznemi.

T e i tym podobne hypotezy, połączone ści­

śle z pojęciem o w tórnem położeniu nafty w pokładach ziemi, zwane są hypotezam i em anacyjntm i. O gólną ich cechą, a z a ra ­ zem wadą, je s t zbyt przeciągnięta spekula- | cyjność i nierachow anie się z ustalonem i

J

przez studya geologiczne faktam i, ja k k o l­

wiek przyznać należy, że teorye B erth elo ta i M endelejewa m ają za sobą doświadczenia chemiczne, stw ierdzające ich możliwość. N a ­ tom iast nie możemy tego powiedzieć o bypo- tezie d esty lac ji węgla, gdyż je s t ona w r a ­ żącej sprzeczności z ogólnie znanem i fa k ta ­ mi, wedle których z węgla otrzym ujem y nie naftę, lecz produkty wręcz odmienne.

Najw ażniejszym jed n ak szkopułem , o któ­

ry rozbijają się hypotezy em anacyjne, są wielokrotnie sprawdzone i zupełnie ustalone obserwacye geologiczne, dotyczące p okła­

dów, kryjących w sobie większe lub mniejsze masy oleju skalnego i ciał jem u pokrewnych.

"Wiemy dziś z pewnością, źe n a fta w ystę­

puje wśród warstw rozm aitego wieku geolo­

gicznego, lecz pochodzenia zawsze osadowe­

go i m orskiego, w arstw , posiadających pew­

ne cechy wspólne i im tylko właściwe. W a r­

stwy te utworzone są po największej części z łupków gliniastych i rozm aitych glin, p stro ­ k ato zabarw ionych, ułożonych naprzem ian z piaskowcami i konglom eratam i. W p o k ła­

dach naftowych z d a rz a ją się wprawdzie i wa­

pienie, ale te nigdy praw ie nie zaw ierają ole­

ju skalnego, lecz tylko bitum iny czyli sub- stancye smoliste. G dy wśród tych pokładów znajd ą się przypadkiem osady słodkowodne, to nie zaw ierają one zwykle bituminów.

W ażn ą n ader je st ta okoliczność, źe w G ali- cyi, posiadającej kilka pokładów naftowych, te ostatnie rozdzielone są w arstw am i zgodnie ułoźonem i, lecz ani nafty, ani naw et smoły (bitum ów) zgoła niezawierającem i. Z d a rz a ją się naw et przypadki bardzo ciekawe, w k tó ­ rych rozm aite pokłady naftow e danej m iej­

scowości zaw ierają olej skalny różnej w arto ­ ści i składu.

W ielkie ilości n afty spoczywają zwykle w potężnych w arstw ach piaskowca, a tow a­

rzyszą im praw ie zawsze pokłady soli k a ­ miennej oraz źródła słone i siarczane. N a d ­ to w pokładach naftodajnych lub w ich po­

bliżu spotykamy zazwyczaj wosk ziemny czyli ozokeryt, w postaci gniazd w glinach trzecio­

rzędowych; dalej 8mołę kopalną i asfalt, które przenikają bądź wapienie bitumiczne, bądź też inne skały, tw orząc w nich skupie­

nia, będące resztkam i pozostałem i po wypa­

rowaniu nafty.

Co zaś dotyczy domniemanego związku pomiędzy wytryskiem źródeł nafty i zjawis­

kam i wulkanicznemi w ścisłem słowa teg o znaczeniu, to niestosowności takiego tw ier­

dzenia dowiódł ju ż Gttmbel, wyjaśniając, źe t. zw. „wulkany błotne” nie m ają nic wspól­

nego z wulkanizmem prawdziwym i źe nazy­

wać je raczej należy „szprudlam i b łotn em i”.

Prof. Z ub er je s t też zdania, źe t. zw. „sopki”

B aku i półwyspów Tam ańskiego i K erczeń- skiego, wyrzucające błoto, parę wodną i węglowodory, bezw ątpienia nie są pocho­

dzenia wulkanicznego. Co więcej, prof. Z u ­ ber osobiście stw ierdził fakt bardzo ciekawy, wedle którego w A rgentynie, w okolicach św. B afa ła (St. B aphael), naftodajne pokła­

dy mezozoiczne w ciągu epoki trzeciorzędo­

wej zostały przerw ane wybuchami law tra- chytowych i andezytowych. W pokładach tych niem a juź dzisiaj nafty właściwej, lecz tylko potężne masy asfaltu, koksu i t. p. produk­

tów, będących rezultatem działania ognisto- płynnej lawy n a olej skalny. Okolica ta je st przytem zupełnie pozbawiona wulkanów i źró­

deł błotnych, któreby zaw ierały węglowodo­

ry. S tąd wniosek prosty, źe wybuchy wul­

kaniczne nie mogą sprzyjać powstawaniu źródeł nafty, a jeszcze w mniejszej mierze bezpośrednio wytrysk ich wywoływać, lecz raczej w prost przeciwnie, mogą je zatam o­

wać i do zupełnego zaniku doprowadzić.

P rzytoczone tylko co fakty i spostrzeżenia geologiczne, których prawdziwość, stw ierdzo­

na wielokrotnie, żadnej dziś zdaje się nie u leg a wątpliwości, pozostają w zupełnej sprzeczności z hypotezami em anacyjnem i, według których olej skalny tworzy się w nie- ) dościgłych dla nas głębokościach skorupy, j a raczej j ą d r a ziemi, a następnie dopiero u latn ia się i zbiera w pokładach wyżej poło-

| żonych. Przypuszczenie to nie d a się żadn ą

1 m iarą pogodzić ani z niewątpliwie pierw ot-

(3)

N r 35. WSZECHŚWIAT 547 nem położeniem ogromnej większości źródeł

nafty, ani z charakterystyczną jednostajno- ścią przechowujących j ą warstw, ani wresz­

cie z ich niegłębokiem stosunkowo położe­

niem i pochodzeniem osadowo-morskiem.

D latego teź nie będziemy dłużej za sta n a­

wiać się nad tem i przestarzałem i ju ż dziś hypotezami em anacyjnemi i przejdziem y do rozpatrzenia teoryi organicznego pochodze­

nia nafty kosztem rozkładu ciał niegdyś oży­

wionych, k tóre zostały pogrzebane w w ar­

stwach tych samych, w których dziś znajdu­

jem y olej skalny.

I tu jednak napotykam y znaczne różnice w poglądach rozm aitych autorów co do po- | chodzenia pierwotnego m ateryału organicz- ; nego, którym mogły być zarówno obum arłe

j

zwierzęta, ja k i rośliny, co do przeobrażeń | chemicznych, stanowiących i wywołujących proces rozkładu i gnicia i dających w rezul­

tacie n aftę,— wreszcie co do sposobu nagro­

m adzania się m ateryału organicznego, m a­

jącego z biegiem czasu przekształcić się w olej skalny i inne ciała chemiczne.

Możnaby narachować znaczną liczbę au to ­ rów, którzy w kwestyach tych głos zabierali.

W ostatnich jednak latach największą popu­

larność i najliczniejszych zwolenników zyska­

ła hypoteza, odróżniana zwykle mianem dwo- istem H ófer-E nglera i do godności teoryi naukowej podnoszona, a to dlatego, że głów- n ą je j podwaliną są doświadczenia i prace chśmiczne E nglera.

Geolog H ofer usiłuje dowieść, że pierwot­

nym m ateryałem , z którego pow stała nafta,

j

są organizm y zwierzęce. Dowody geologicz­

ne, przem aw iające za takiem przypuszcze­

niem, polegają głównie na tem, że w pokła­

dach, zawierających naftę, znajdujem y, we­

dług H ófera, szczątki zwierzęce, gdy roślin­

nych albo wcale nie dostrzegam y, albo w nie­

znacznej zaledwie ilości. To samo utrzym uje H ofer i o łupkach bitumicznych, używanych do eksploatacyi nafty i parafiny, a zaw iera­

jących, według niego, wielką ilość szczątków zwierzęcych, roślinnych zaś—znikomo m ałą.

P rof. Z u b er nie zgadza się jed n ak z tak kategorycznem twierdzeniem H ofera i przy­

tacza fakty dowodzące niezbicie, źe i o rga­

nizmy roślinne nie są obce pokładom nafto­

wym. W Galicyi mianowicie t. zw. łupki menilitowe, obfitujące w szczątki ryb, nie są

wcale najbogatszym w naftę utworem geolo­

gicznym. Przeciwnie, bardziej produkcyjne- mi są pokłady kredowe i eoceńskie, zaw iera­

jące liczne, jakkolwiek źle zachowane szcząt­

ki roślin. Mioceńskie zaś gliny okolic B o ry ­ sławia, kryjące w sobie pokłady soli i odzna­

czające się bogactwem ozekerytu i nafty, prawie całkowicie pozbawione są szczątków zwierzęcych, gdy rośliny kopalne znajdywane są w soli borysławskiej niekiedy w ilościach wielkich, bądź w stanie zwęglonym, bądź też przeobrażone w wosk ziemny. Szczątkam i tem i są przeważnie szyszki drzew iglastych.

I Jeżeli zatem pochodzenie nafty, zachowanej

i w menilitowych czyli rybnych łupkach k ar- : packich, słusznie przypisać należy procesom

| rozkładowym ciał zwierzęcych, to z równą

| słusznością i logiką przyczyn tworzenia się nafty w pokładach galicyjskiego eocenu i k re ­ dy szukać należy w przeobrażaniu się obu­

m arłych organizmów roślinnych. J e s tto wniosek jedynie możliwy i logiczny tem bar- dziej, źe pokłady owe oddzielone są od łu p ­ ków menilitowych potężnej grubości war­

stwami, pozbawionemi bituminów i nieprze­

puszczalnemu co wyklucza możliwość łącze­

nia się obu źródeł nafty.

G odną podkreślenia je st okoliczność, że O rton, badacz północno-amerykafiskich po­

kładów naftodajnych, doszedł do wniosków, zupełnie zgodnych z wywodami prof. Z u be­

ra , opartem i na stosunkach galicyjskich.

Geolog am erykański utrzym uje mianowicie, że nafta, w ytryskująca z pokładów wapien-

; nych kanadyjskich, jest pochodzenia zwie­

rzęcego, gdy przeciwnie nafcie pensylwań­

skiej przypisuje on pochodzenie przeważnie roślinne.

Z powyższego wynika, że dowody geolo­

giczne, na jakich H ofer przeważnie opiera hypotezę swą o wyłącznie zwierzęcem pocho­

dzeniu nafty, są jednostronne i nie w ytrzyj m ują krytyki. N aw et ciekawe i nadzwyczaj ważne doświadczenia E n g lera, których istotę zaraz poznamy, i na które się H ofer powo­

łuje, nie przechylają szali słuszności na jego stronę. E ngler dowiódł mianowicie, źe tłusz­

cze i zaw arte w nich w postaci rodników

kwasy tłuszczowe, oleinowy, palmitynowy

i stearynowy, w stanie czystym dadzą się

w pewnych warunkach (podniesione ciśnienie

i tem p eratu ra) przeprowadzić w mieszaninę

(4)

5 4 8 WSZECHŚWIAT ^ 'r 3 5 . węglowodorów lotnych, ciekłych, a w części |

i stałych, które są głównem i częściam i skła-

j

dowemi nafty i tow arzyszących jej ciał p al­

nych. Zaznaczyć je d n a k trzeb a, że całko­

wite tru p y zwierzęce (ryby lub mięczaki), trak tow ane t ą sam ą m etodą i w w arunkach identycznych, nie daw ały wcale rezultatów pomyślnych. N ad to E n g le r w rozpraw ie swej wyraźnie zaznacza, źe proces przem iany tłuszczów na węglowodory odbywa się d ale­

ko łatwiej i zupełniej, jeżeli tłuszczem bada nym je s t oleina, niż jeżeli nim je st— ste a ry ­ na. Jed n o z n ajbardziej ud atnych i intere- j sujących doświadczeń E n g le ra przeprow a­

dzone zostało na tran ie. D oskonały wynik doświadczenia nie zależał jed n ak od zw ierzę­

cego pochodzenia użytego w nim tłuszczu, i lecz od tego, że w tłuszczu tym przew ażała oleina W iem y jed n ak dobrze, źe ciała tłuszczowe nie stanow ią bynajm niej jakiejś niepodzielnej właściwości organizmów zwie- l rzęcych, że są one raczej rozpowszechnione | w państwie roślinnem bardziej, niż w świecie ! zwierząt. Poprzestaniem y tu na wymienie­

niu wielu nasion, obficie w tłuszcze zaopatrzo­

nych, olejów roślinnych, jakiem i s ą : olej m igdałowy, oliwa, olej kokosowy i t. d.

S tud ya doświadczalne E n g le ra są bezw ąt- pienia bardzo cennym przyczynkiem , hojnie wzbogacającym wiadomości nasze o przyro­

dzie chemicznej tłuszczów oraz możliwości przeobrażania się ich w pewnych w arunkach w węglowodory,—nie m ogą one jed n ak roz­

strzygnąć kwestyi zwierzęcego czy roślinne­

go pochodzenia nafty, a to wobec fa k tu , że tłuszcze w równej przynajm niej mierze n ale­

żą do części składow ych ta k zw ierząt, ja k roślin i z jednakow ą słusznością powinny być poczytywane za pierw otne ź ró d ła nafty.

Prof. Z u b er zw raca jeszcze uwagę na to, że doświadczenia E n g lera , przeprow adzone pod ciśnieniem 20—25 atm osfer i w tem p e­

ra tu rz e 365 —420° C, nie m ogą być wprost stosowane do w yjaśnienia genezy n afty wogó- le. Jakkolw iek nie podlega żadnej w ątpli­

wości, że proces tworzenia się nafty w przy­

rodzie odbywać się musi pod ciśnieniem n a ­ wet znacznie większem, niż w doświadcze­

niach E n g lera , to je d n a k wszystkie dane geologiczne przem aw iają za tem , że te m p e ­ r a tu r a zachodzących w nim reakcyj nie mu­

siała być zbyt wygórow ana i nie o wiele

p rz ek ra cza ła zwyczajną. Z tego p unktu wi­

dzenia badania E n g le ra nie objaśniają do­

statecznie tworzenia się nafty w tej ogromnej większości przypadków, gdzie znaczne pod­

niesienie się tem p eratury nie mogło mieć m iejsca. W praw dzie wysokie ciśnienie może zastąpić do pewnego stopnia brak niezbędne­

go do reakcyi chemicznej ciepła, ale dziś nie wiemy jeszcze z pewnością w jakich sto sun ­ kach ilościowych zam iana ta k a odbywać się może i w jakich granicach. W ogóle zarówno H ofer, ja k i wielu innych zwolenników hypo- tezy zwierzęcego pochodzenia nafty, nieodpo­

wiednio oceniają znaczenie eksperymentów E n glera, zwiększając skalę ich znaczenia geologicznego, a częstokroć błędnie je nawet rozumiejąc. Je d e n z nich zapewnia np., jakoby E n gler, poddając destylacyi pod zwiększonem ciśnieniem 492 kg ryb, wprost otrzym ał naftę!

D aleko prostszą i n aturalniejszą je st inna hypoteza tworzenia się nafty, dotychczas m a­

ło znana geologom, ale bezwątpienia głęboko w istotę interesującego nas zagadnienia się ­ gająca. N ależy ona do chemika, a je s t nim I profesor wszechnicy Jagiellońskiej, R ad zi­

szewski. H ypoteza ta ujrzała światło dzien­

ne w szacie polskiej, i dlatego, chociaż liczy ju ż przeszło 20 la t istnienia, mało je s t znaną w świecie specyalistów. Z a prawdziwą za­

sługę poczytujemy to prof. Zuberowi, źe głę­

boko pomyślaną i nader w skutki owocną ideę prof. Radziszewskiego dał do poznania szerszem u kołu geologów.

P ierw otną pobudkę do wysnucia swej hy- potezy Radziszewski znalazł w studyach che­

micznych nad źródłam i jodowemi Galicyi zachodniej. W ody m ineralne pozostają tu w ścisłym związku ze źródłam i nafty, a także z n ader osobliwem źródłem wrącem, zna- nem w całej Polsce pod nazwą „B ełk o tk i”

(w Iwoniczu). W szystkie te źródła i zdrojo­

wiska położone są na kopulastem wygięciu warstw eoceńskich i od la t wielu są przed­

miotem eksploatacyi nafty.

Co dotyczę w szczególności B ełkotki, to

je s t ona niewielkiem źródłem , pozostającem .

w nieustannem wrzeniu wskutek ciągłego

wydzielania się gazów. Jeżeli do burzących

się pęcherzy zbliżyć płonącą zapałkę, to gazy

te wybuchają silnym płomieniem i p alą się

w ciągu kilku dni. Prócz tego, na po-

(5)

N r 35. W SZECHŚW IAT 549 wierzchnię źródła często wydostają się k ro ­

pelki nafty i rozpływ ają się po niej w postaci cieniutkiej iryzującej powłoki.

C hcąc dokładnie zbadać i wyjaśnić stosun­

ki, zachodzące pomiędzy tem i źródłam i i łu p ­ kami, zawierającem i naftę, prof. Radziszew­

ski poddał pod rozbiór chemiczny zarówno wodę m ineralną i gazy B ełkotki, ja k i wspomniane tylko co łupki. Z badań tych okazało się, że woda jodowa zawiera wszyst­

kie części składowe wody morskiej, że z po­

między gazów B ełkotki najobficiej wydziela się gaz błotny, czyli m etan (C H 4), a prócz niego, w ilościach mniejszych kwas węglany (00*), oraz etan (C2H 6) i propan (C3H 8), źe wreszcie łupki, zarówno ja k i woda m ine­

raln a, w ykazują reakcyą alkaliczną i zawie­

ra ją w niewielkiej ilości związki, charak tery ­ zujące skład wody morskiej, a mianowicie : chlorek sodu, czyli sól kuchenną, siarczan sodu (sól glauberską) i siarczan magnezu (sól

j

gorzką).

Streszczone tu pokrótce wyniki długich

i

i pracowitych studyów chemicznych prof.

Radziszewskiego stanowią szereg faktów, na

j

których opiera on swoję hypotezę tworzenia się nafty. Do faktów tych dodać jeszcze n a­

leży jeden znaczenia pierwszorzędnego. J e s t nim odkrycie L . Popowa, który dowiódł, że podczas procesu ferm entacyi gnilnej ciał roś­

linnych, wskutek rozkładu drzewnika, wy­

dzielają się gaz błotny i kwas węglany.

H ypoteza, a raczej teorya Radziszewskie­

go w krótkich słowach d a się wyrazić w spo- sów następujący. N a fta je s t rezultatem fer­

mentacyi gnilnej roślin pogrzebanych w ile n a dnie morskiem. Głównemi produktam i tej ferm entacyi są kwas węglany i metan, po­

w stające kosztem rozkładu drzewnika, pod- rzędnemi zaś—inne węglowodory, ja k etan, pentan, oktan, dekan i t. d. R eakcyą tę roz­

kładu drzewnika uzmysłowić możemy zapo­

mocą bardzo prostych równań chemicznych, ja k np. :

D rz e w n ik P ro d u k ty g łó w n e P r o d u k ty p o d rz ę d n e

^ o H kj O ij = 5 C 0 2 -(- 2CH4 + C5H |2 ,

a l b o :

4C6H10O5 = 10C 02 + 4CH4 + C2H6 + C8H18,

a lb o je sz cze :

6C6HioO; = 15CO, + 6CH4 + C2Ha + C4H10 + C3H io i t. d.

R zeczą je s t zupełnie zrozum iałą, że do iłu morskiego wraz z roślinam i dostają się także i tru p y zwierząt i że obok drzewnika ro z k ła ­ dowi podlega wiele innych ciał pochodze­

nia zarówno roślinnego, ja k zwierzęcego i d a ­ je produkty odmienne. Okoliczność ta tłu ­

maczy nam różnice, zachodzące w składzie chemicznym nafty z rozmaitych czerpanej źródeł.

P ro f. Radziszewski zwraca również uwagę n a ogrom ną masę gazów, towarzyszących źródłom nafty i na to, źe gazy te w wielu bardzo miejscowościach wydzielały się lub wydzielają w ciągu całych wieków, że przeto one to raczej powinny być uważane za głów­

ny produkt ferm entacyi gnilnej, a n afta właściwa—tylko za drugorzędny.

N ie dość jed n ak na tem. P rof. R adzi­

szewski zapomocą osobnych doświadczeń nad gniciem roślin w ile morskim, rzuca również światło na nieporuszaną dotąd przez nikogo kwestyą udziału soli morskich w procesie ferm entacyi. Z doświadczeń wzmiankowa­

nych wyłania się wielce ciekawy i ważny re ­ zultat. Oto ferm entacya gnilna roślin w wo­

dzie morskiej sprowadza tworzenie się znacz­

nych ilości ciał tłuszczowych i smolistych, gdy w wodzie słodkiej zjawisko to odbywa się inaczej i polega na wydzielaniu się p ra ­ wie wj łącznie tylko kwasu węglanego i gazu błotnego. W ynik ten doświadczeń la b o ra ­ toryjnych zgadza się najzupełniej ze spo­

strzeżeniami geologicznemi, które wielokrot­

nie sprawdziły, źe nafcie zawsze towarzyszą pokłady soli kam iennej, źródła słone i ciała smoliste (bitumiczne).

Dalsze b adania nad ciekawem i w ekono­

mii przyrody niezmiernie ważńem zjawis­

kiem ferm entacyi drzewnika, przeprowadzone przez H oppe-Seylera z wielką ścisłością, stwierdziły najzupełniej schem at wyżej po­

dany. Hoppe-Seyler odkrył w ile wód sto­

jących osobne bakterye, wywołujące ową ferm entacyi, a M. Om eljanski pomiędzy jej produktam i odróżnił jeszcze wodór i znaczną ilość kwasów tłuszczowych. P ak ty te rzuca­

ją nową wiązkę promieni, coraz więcej

oświetlających hypotezę Radziszewskiego

i czynią z niej zupełnie prawdopodobną i n a ­

tu ra ln ą teoryą roślinnego pochodzenia nafty,

której prof. Z u b er oddaje pierwszeństwo

przed naciągniętą hypotezą E nglera.

(6)

550 W SZECHŚW IAT N r 35.

Takie są najważniejsze poglądy i rozum o­

wania prof. Z ubera, dotyczące pochodzenia nafty. Pom ijam tu dalszą ju ż kwestyą ozo­

kerytu (opracowaną przez prof. K re u tz a z K rakow a), ja k również kw estyą sposobu nagrom adzania się organizmów roślinnych i zwierzęcych w zacisznych zatokach m or­

skich, k tó rą to kw estyą i sam a u to r tra k tu je zresztą pobieżnie, i poprzestanę na pow tórze­

niu za nim zdań, streszczających najw ażniej­

sze wyniki jeg o wielce pouczającego i in te re ­ sującego tra k ta tu :

1. Węglowodory kopalne są pochodzenia organicznego; m ogą się one tworzyć zarówno z ciał zwierzęcych, ja k i roślinnych.

2. N ajgłów niejsze reakcye chemiczne tw orzenia się tych węglowodorów polegają w części na rozkładzie tłuszczów zwierzęcych i roślinnych (E ngler), w części zaś, a może naw et przeważnie, na ferm entacyi gnilnej drzewnika (Radziszewski).

3. Obecność soli m orskich w tych reak- cyach wpływa głównie n a tworzenie się wę­

glowodorów ciekłych (nafty) i stałych (wosk ziemny czyli ozokeryt), gdy woda słodka sprzyja powstawaniu gazów i węgla.

4. N ajkorzystniejszych warunków tw o ­ rzenia się nafty szukać należy w g łębo­

kich, lecz zacisznych zatokach morskich, na których dnie dla jak ich bądź przyczyn, zbie­

ra ją się wielkie masy ciał organicznych (w postaci planktonu) i iłu, który je wkrótce zamula. D o takich zatok należy np. zatoka m orza K aspijskiego, K a rab u g az .

5. W ogromnej większości przypadków n afta kryje się w tych samych przeważnie gli­

niastych pokładach, wśród których pow stała;

i tylko wyjątkowo może przedostaw ać się na m iejsca wtórne, dzięki sąsiedztw u sk a ł po­

rowatych i spękanych.

N a zakończenie niech mi wolno będzie z ła ­ mów W szechśw iata przesłać podziękowanie prof. Zuberowi za podjęcie pracy koło tak w ażnej, lecz zagm atw anej dotąd kwestyi, k tó ra jed n ak w jego jasnej i przekonyw ają­

cej in terp retacy i pozbyła się w znacznej mie­

rze otaczającego j ą przedtem mroku.

J . Morozewicz.

M e to d y badań m ikro sk o p o w yc h w biologii.

Wiadomo powszechnie, ja k olbrzymie u słu ­ gi oddaje mikroskop nauce nowożytnej, ta k teoretycznej, zarówno ja k i stosowanej.

Dzięki niemu jesteśm y w stanie przeniknąć w niedostępne dawniej tajniki budowy ciał zwierzęcych i roślinnych, poznać olbrzym i szereg nieznanych przedtem procesów w cia­

łach tych zachodzących; dzięki niemu pozna­

liśmy całe nowe grupy form zwierzęcych, wykryliśmy nikłych lecz strasznych w zbioro- wem działaniu wrogów naszych—bakterye i zarazem środki przeciw działania im; sło­

wem, użycie mikroskopu odsłoniło nauce c a ­ ły świat nowy, którego poznanie stanowi dziś podwalinę nauk biologicznych wogóle.

J u ż dawniej W szechświat zapoznał swych czytelników z m etodam i bad ań m ikroskopo­

wych w petrografii, dziś więc pomówić tu chcemy o m etodach m ikrograficznych w n a u ­ k ach biologicznych, gdzie m ikroskop o wiele dawniej figuruje w rzędzie najniezbędniej­

szych narzędzi.

N ie będziemy tu opisywali budowy m ikro­

skopu—przyrząd to zbyt dziś już znany; za­

stanowimy się natom iast nad tem, w ja k i sposób poddajem y obecnie badaniu objekty zwierzęce i roślinne, m ając n a względzie możliwie ścisłe zachowanie cech za życia im właściwych, oraz jaknajdokładniejsze wy­

krycie drobnych szczegółów budowy m orfo­

logicznej.

M inęły dawno czasy, gdy przedm iot bad a­

ny wprost kładziono n a stolik m ikroskopu w wodzie lub innym płynie obojętnym : dro­

gą tą bardzo niewiele wykryć można, gdyż po pierwsze tk a n k a każda, bądź roślinna, bądź zwierzęca, szczególniej zaś ta o statnia, po pewnym przeciągu czasu po wycięciu jej z całego organizm u, obum iera i rozkładając się, daje nam błędny obraz zmian pośm iert­

nych; powtóre zaś różnice współczynników załam ania św iatła w w arunkach takich po­

między róźnem i częściami składowemi danej

tkan ki są n ader nieznaczne, wobec czego

otrzym ujem y w większości przypadków obraz

mętny, jednostajny, W reszcie koniecznem

je s t badanie danej tkanki, czy organu, na

(7)

N r 3 5 WSZECHŚWIAT 551 skraw kach możliwie najcieńszych i jed n ak o ­

wej przytem wszędzie grubości.

D la zadosyćuczynienia głównym w arun­

kom powyższym uciekamy się dziś do całego szeregu dość często złożonych manipulacyj, które wogóle d ają się sprowadzić do trzech : utrw alania, k ra ja n ia i wreszcie barw ienia preparatów .

Utrwaleniem nazywamy szybkie zabicie tkanki lub całego (rozumie się m ałego) zwie­

rzęcia czy rośliny, tak , aby zostały zacho­

wane drobne szczegóły budowy, oraz ich sto­

sunek wzajemny, a także, aby dany objekt nie podlegał—o ile to jest możliwe—żadnym procesom zmian pośmiertnych,

Ponieważ, ja k wiadomo, zasadniczą sub- stan cy ą ciał żyjących je st zaródź (protoplaz- ma), będąca agregatem najróżnorodniej­

szych ciał białkowych, więc substancya utrw alająca powinna przedewszystkiem ści­

nać białko.

W spółczesna technika mikroskopowa po­

sługuje się całym arsenałem środków u trw a­

lających : mam y tu więc alkohol absolutny, mieszaninę tegoż alkoholu z kwasem octo­

wym stężonym, roztw ór nasycony chlorni- ku rtęci (sublim atu) w wodzie, lub też w słabym (t. zw. „fizyologicznym”— 0,75% ) rozczynie soli kuchennej; dalej używane są ciecze, w których skład wchodzi kwas chro­

mowy w różnych proporcyach, przez różnych badaczów wypróbowanych, a także kwas osmowy, chlornik platyny i t. d.

W płynach tych przechowują się okazy czas niejaki, zależnie od odczynnika oraz wielkości samego okazu; gdy zaś przypusz­

czam y, że płyn utrw alający przeniknął ba­

d aną tkankę lub organ zupełnie i wszędzie swe ścinające białko działanie wywarł, na- ówczas przenosimy nasz objekt do wody lub słabego alkoholu, aby wymyć zeń ślady od­

czynnika, obecność bowiem jego objawia się ujem nie na m anipulacyi barwienia

Jeż eli objekt nasz je st odpowiednio m ały, ta k że nie potrzebujem y badać go n a skraw ­ kach, to zaraz po wymyciu śladów płynu utrw alającego możemy przystąpić do b a r­

wienia. M anipulacya ta je s t konieczną z po­

wodów następujących : po pierwsze, wskutek wymienionej wyżej słabej różnicy współczyn­

ników załam ania św iatła, tkan k a lub organ niezabarwion* wydałyby się ńam jednakowo

blado przezroczystemi, różne zaś anatom icz­

ne części składowe odmiennie przyjm ują d zia­

łanie barwiące różnych barwników i przez to kontrastow o wyraźnie zarysowują się nam drobne szczegóły budowy; po drugie zaś, ponieważ w danym organie, czy tkance, czy komórce nawet, w różnych częściach różne się zbierają substancye chemiczne (często bliżej dotąd nieokreślone), więc wykryć je można zapomocą różnej ich zdolności w chła­

niania różnych barwników.

W ten sposób barwniki często mogą odgry­

wać rolę wprost odczynników chemicznych.

Dawniej używano jako barw nika przed e­

wszystkiem karm inu, dzisiaj liczba będących w użyciu barwników w zrasta z dniem każ­

dym; szczególniej do badań nad szczegóła­

mi budowy zarodzi oraz wzajemnych sto su n­

ków różnych składników morfologicznych komórki używa się często bardzo skombino- wanych substancyj barwiących. Przetw ory anilinowe m ają tu wybitne znaczenie. D la badania stru k tu r jądrow ych używa się ro z ­ tworów safraniny, hem atoksyliny, rozmaicie przyrządzonych, dla zarodzi zaś t. zw. czer­

wieni magdalowej, erytrozyny i t. d. Do rozróżniania wydzielin i gruczołów używa się roztw ór tioniny. T u taj wkraczamy w dzie­

dzinę barw ień specyalnych, ja k np. „srebrze­

nie” fotograficzne zapomocą azotanu sreb ra substancyi międzykomórkowej w tkance na- błonkowj, lub słynna m etoda Golgiego, po­

legająca na tem , źe tk ank a nerwowa posiada specyalną własność czernienia wskutek od­

k ład ania się w niej osadów chromiann sre ­ bra. W ostatnim przypadku m anipulacya utrw alania i barwienia je s t niezwykle zło­

żoną.

Z preparatu zabarwionego usuwamy wodę zapomocą kolejnego zanurzania go w alko­

holu różnej mocy, aż do absulutnego.

P rzy m anipulacyi utrw alania, wskutek ści­

nan ia się b iałka, cały m ateryał m ętnieje, staje się nieprzezroczystym. D la badania zaś mikroskopowego, które, ja k wiadomo, odbywa się w świetle przechodzącem, nie- zbędnem jest „prześw ietlić” preparat, t. j.

uczynić go przezroczystym, ja k kawałek p a ­

pieru tłuszczem zwilżony, ta k aby wystąpiły

wszystkie drobne szczegóły budowy b a d a n e ­

go okazu, wskutek ich różnej własności z a ­

łam yw ania światła.

(8)

5 5 2 WSZECHŚWIAT D la tego celu zanurzam y go w olejek

gwoździkowy lub ksylol (pochodny grupy benzolu), a następnie pomiędzy szkło przed­

miotowe, na którem spoczywa p re p ara t, a cienkie szkiełko pokrywkowe wprowadza­

my kroplę balsam u kanadyjskiego, substan­

cyi, posiadającej współczynnik załam ania św iatła ten sam , co szkło.

W tej ostatecznej formie p re p a ra t je s t go­

tów i może być poddany badaniu m ikrosko­

powemu.

Lecz przeważnie zachodzi potrzeba z b a d a ­ nia m ateryału na skraw kach cienkich. J e s z ­ cze z objektam i roślinnem i można sobie jako tako poradzić i zapomocą zwyczajnej b rz y t­

wy, o ile, rozumie się, nie chodzi o subtelno­

ści cytologiczne, lecz tkanki zwierzęce ogrom ­ nie trudno je s t p o k rajać ta k cienko i równo.

U ciekano się dawniej do k ra ja n ia kawałków tk an ek między dwuma kaw ałkam i rdzenia bzowego, lecz ostatecznie przekonano się, że najskuteczniej je s t „zatopić” dany m ateryał w jakiejbądź łatw o dającej się k ra ja ć su b ­ stancyi, ja k mydło, wosk, fotoksylina, lub wreszcie, co się używa obecnie najczę­

ściej, parafina. Chodzi tu przedewszystkiem o nadanie badanem u okazowi tejże samej konsystencyi, co np. parafina; dla tego celu usuwamy wodę z niego zapomocą alkoholu absolutnego, następnie zaś przepajam y ksy- lolem, potem m ieszaniną ksylolu z parafiną (co się odbywa w równo ogrzanym te rm o sta ­ cie, często w przeciągu kilku dni— zależnie od wielkości okazu). W reszcie zalewamy nasz okaz w foremce z czystą parafiną, szyb­

ko, j ą ostudzając w zimnej wodzie, aby zapo- biedz krystalizowaniu się parafiny. O trzy ­ m any w ten sposób „bloczek” m ożna już k ra ­ ja ć na skrawki dowolnej grubości.

Mikrografowie dawniejsi dochodzili do nie­

zwykłej biegłości w k ra ja n iu brzytw ą w prost od ręki. Pokolenie młodsze ju ż dziś p rz e ­ ważnie sztuki tej nie posiada, wyrugow ują j ą powoli przyrządy n ad e r dokładne, o k tó ­ rych pomówimy teraz.

Im skraw ek je s t cieńszy, tem silniejsze m ożna doń zastosow ać powiększenie, tem więcej m ożna n a nim wystudyować szczegó­

łów. W pracow niach m ikrografów używa­

ne są obecnie m ikrotomy (jj-wpóę— drobny, tź[Łveiv— krajać), zapom ocą których z łatwo-

N r 35.

ścią otrzymywać można skrawki cienkie na- V3oo mm.

J e s t kilka systemów mikrotomów. Opi­

szemy tu ta j najbardziej prosty, i, właściwie, najwygodniejszy.

M ikrotom systemu R iveta składa się z pio­

nowej płyty żelaznej (a), po obu stronach któ­

rej ułożone są dwie kolejki (c i b): dla sane-

Fig. 1. Mikrotom Riveta ( '/ 3 w. nat.) czek ( / ) , do których przytw ierdza się brzy­

tew (g), i saneczek (d ) z bloczkiem, zaw iera­

jącym okaz do k ra ja n ia przeznaczony. P ła sz ­ czyzna, w której chodzą saneczki z brzytw ą, je s t pozioma, ta zaś, gdzie przesuwać się m ają sanki z okazem, wznosi się lekko w kie­

runku A —B, tworząc równię pochyłą o b a r­

dzo małym kącie.

P rzy początku tej równi znajduje się klam ­ ra , przez k tó rą przechodzi śru ba mikrome- tryczna. Z a każdym obrotem tej śruby, sa­

neczki z okazem przesuw ają się ku wierz­

chołkowi równi pochyłej, jednocześnie pod­

nosząc się n a dowolnie nieznaczną ’) wyso-

') Przesunięcie się saneczek z okazem o 1 mm

naprzód odpowiada y ioo mm wzniesienia się

w górę.

(9)

N r 3 5 . WSZECHŚWIAT 553' kość (choćby na '/ 3 oo mm) i za każdym r a ­

zem prowadzona w kierunku B —A wprost rę k ą brzytew ścina skrawek odpowiedniej grubości.

Tym sposobem możemy otrzym ać całą se- ry ą skrawków, z których można zapomocą rysunku odtworzyć całość okazu, a jed n o ­ cześnie mamy możność wystudyowania n a j­

drobniejszych szczegółów budowy wewnętrz­

nej. Skraw ki te następnie przykleja się do

j

szkiełka przedmiotowego, i, usunąwszy z nich zapomocą zanurzenia w ksylolu parafinę, za­

wiera się w balsam kanadyjski.

T a k a m anipulacya stosuje się do bardziej grubych poszukiwań, do badań nad budową anatom iczną drobnych zarodków i t. p. Lecz o ile chodzi o drobne szczegóły budowy tk a ­ nek, lub wreszcie o delikatne stru k tu ry we­

wnątrzkom órkowe— wówczas barwienie oka­

zu w całości, przed pokrajaniem nie wy­

starcza.

W takich przypadkach, po wytrawieniu parafiny zapomocą ksylolu z naklejonych na szkło przedmiotowe skrawków, zanurzam y je znów w alkoholach różnej tęgości, od ab ­

solutnego zaczynając, aż do wody sam ej, na­

stępnie zaś wkładam y je do cylindrów szkla­

nych z roztw orem odpowiedniego barwnika.

Z bytek substancyi barwiącej wymywamy znów w spirytusie; alkoholem absolutnym usuwamy ślady wody, znowu „prześwietla­

m y” p re p a ra t w ksylolu—i, wreszcie, zawie­

ram y go w balsam .

Oto są najważniejsze manipulacye w dzi­

siejszej technice mikroskopowej używane.

Rozumie się, niepodobna się łudzić, że o bra­

zy mikroskopowe w ten sposób otrzymywane d a ją wierne odbicie rzeczywistych, n a tu ra l­

nych stosunków. N ajw ażniejszą w tej mie­

rze je s t spraw a utrw alania m ateryału:

wprawni badacze są w stanie poznać na za­

barwionym już preparacie, jakim odczynni­

kiem był dany m ateryał utrwalony.. S a­

m a ta okoliczność wskazuje na to, że na­

sze ciecze utrw alające zm ieniają n atu rę objektów.

„W zabitych, zmienionych przez odczyn­

niki kom órkach — mówi O. H ertnig — mo-

j

żerny zebaczyć tylko ruiny protoplazm y”. I W każdym razie w szczegółach technika mi krograficzna doskonali się prawie z dniem każdym , a przecież równolegle do rozwoju

metod badania idzie ilość faktów nowych, wraz z ich krytyką, oraz możliwą, względnie do ogólnego stanu wiedzy, syntezą.

Ja n T u r.

K a rła tk a 1 jej za sią g

R ozkład roślin na powierzchni ziemi, s ta ­ nowiący przedm iot geografii botanicznej, za­

leży od znacznej liczby czynników, z pomię­

dzy których nie wszystkie są dotąd poznane, lub należycie zbadane. Z asiąg jakiejkol­

wiek rośliny je s t wynikiem warunków geolo­

gicznych epok ubiegłych, sposobów rozm na­

żania się i rozsiewania rośliny oraz czynni­

ków klimatycznych, które oddziaływały na roślinę, aż do chwili, w której stała się ona przedmiotem spostrzeżeń.

W yborny przykład przedstaw ia nam pod tym względem jedyna europejska palm a—

k a rła tk a (Cham aerops humilis). P . Ch. M ar- tins, uderzony podobieństwem zasiągu kar- łatk i do sfery rozpowszechnienia m irtu, ole- andru, figowca, g ranatu, oliwnika i t. p , i uważając je jak o pozostałości dawnej flory, doszedł do przekonania, że zapewne zostanie ona odkryta w stanie kopalnym w pokładach trzeciorzędowych, w których odkryto ju ż śla­

dy innych palm, nie istniejących obecnie, a które nie wytrzymały zmian klimatycz­

nych.

Rzeczywiście, szczątki kopalne k a rła tk i zostały odkryte w piaskowcach dolnego mo- lasu miocenicznego, n a brzegach jezio ra Zu- rychskiego; w tym więc okresie k a rła tk a sięgała przynajm niej do tej szerokości.

O dtąd północna granica jej cofała się ciągle ku południowi; na początku bieżącego wieku rosła ona jeszcze dziko w okolicy N i- zy i G enui ta k obficie, że z liści jej w yrabia­

no miotły. W r. 1851 Cosson widział o s ta t­

ni krzak tej rośliny. K aro l M artin3 przy­

pisuje ostateczne jej zniknięcie gorliwości botaników-zbieraczy. Być może działają tu jakieś ogólniejsze przyczyny, gdyż p. Ch.

Combes zauważył w Czarnych górach (dep.

A ndes) podobne cofanie się oliwnika.

Obecnie najbardziej północnem stanowis­

kiem k arłatk i jest Monte A rgentario (525 m

wysokości), tw orząca niewielki półwysep na

(10)

5 5 4 N r 35.

wybrzeżu toskańskiem , naprzeciw S ardynii,

j

pod 42°22' szerokości północnej. S tąd za­

siąg kieruje się ku K a la b ry i, a na wschód- | niem wybrzeżu dochodzi do B rindisi; znaj­

dujem y j ą również n a wielu drobnych wys-

J

pach włoskich, Sardynii i Sycylii, gdzie kozy chętnie jed zą jej słodkaw e owoce, wiel­

kością i kształtem przypom inające m ałą śliwkę.

D alej ku zachodowi spotykam y k a rła tk ę n a wyspach B alearskich, ale szczególniej obficie w Andaluzyi, około A lcala de G u a- daira, niedaleko Sewilli, gdzie tworzy obszer­

ne zarośla, jedynie z niej złożone. Z arośla te m ają nie więcej 40 cm wysokości. P a l­

ma rośnie tak obficie, że na rynku w A lcali spotyka się stale jej m ięsiste korzenie, sm a­

kiem przypom inające sago.

W P o rtu g alii, w A lgarw ii, k a rła tk a rośnie n a wysokości 425 m, p. D aveau, w 1881 r., odkrył stanowisko bardziej wysunięte n a pół­

noc, w okolicy S etubal, pod 38°30' szerokości północnej. Nakoniec napotykam y j ą w A fry ­ ce północnej od M aroko do Tunisu; połud­

niowy jed n ak jej zasiąg nie je s t znany.

O bszar, zajmowany obecnie przez tę p al­

mę, je st przeważnie wynikiem przeszłości j geologicznej i zmian klim atycznych. W sp ó ł­

czesną jej obecność we W łoszech, Sardynii, Sycylii, wyspach B alearskich, półwyspie Iberyjskim i B e r bery i możemy objaśnić istniejącą dawniej łącznością pomiędzy E u ro p ą i A fry k ą —zapomocą wysp i pół wyspów.

Rozsiewanie się k a r ła tk i je s t bardzo po­

wolne i ograniczone z powodów n a stęp u ją­

cych : 1) na wielu osobnikach organy że ń ­ skie znikają zupełnie, pozostają tylko pręci­

ki; 2) na kw iatach zupełnych pospolicie dwa zawiązki pozostają płonne i tylko jeden pod­

lega opyleniu; 3) nieliczne owoce, które doj­

rzewają, m ają sferę rozsiew ania się bardzo ograniczoną. W ynika stąd , że bardzo znacz­

nego czasu potrzeba, aby k a r ła tk a mogła zdobyć nowe obszary i dostać się na nowe stanow iska. M a ła płodność tłum aczy rów­

nież szybkie znikanie tej palm y z pewnych stanowisk, ja k np. z okolic N izy i G enui.

(Według P. Combes). W . W.

S A C H A R Y N A .

W roku 1879 w laboratoryum chemicznem w B altim ore, d r K onstanty F ah lb erg i I r a Rem sen, badając pochodne destylatów smoły gazowej, odkryli ciało, którego słodycz zwró­

ciła ich uwagę. Bliższe badania wyjaśniły, że jestto anhydroortosulfatnin kwasu benzo­

esowego, czyli sulfimid tego kwasu, o wzorze

c ‘h *CsCŚ > h

Początkowo nowy ten związek był znany jedynie chemikom. W roku 1884 E ah lb erg zaw iązał spółkę z Listem z Lipska, op aten ­ tował wykryte przez siebie połączenie i zało­

żył pierw szą fabrykę, produkującą sulfimid kwasu benzoesowego na szerszą skalę. R ów ­ nocześnie z powstaniem pierwszej fabryki omawianego przetworu zmieniono sam ą jego nazw ę: „sulfimid” został zastąpiony mianem

„sacharyny”, z powodu słodkiego sm aku, jed n ak zupełnie niesłusznie, ponieważ nazw a ta w nauce ju ż była znaną i stosowała się do ciała o sm aku gorzkim, wykrytego przez P eligota, a będącego bezwodnikiem kwasu cukrowego.

W ciągu następnych la t powstało w E u ro ­ pie kilka innych fabryk, produkujących bądź- to sacharynę, bądź też przetw ory chemiczne bardzo do niej zbliżone, otrzym ane tylko in- nemi drogam i chemicznemi i objęte przeto różnemi patentam i. W szystkie te związki, znane pod różnorodnem i nazwami cukieryny, sykozy, krystalozy, sulfimidu i t. p., s ą —z a ­ leżnie od swej czystości— od 300 do 500 razy słodsze, niż cukier trzcinowy ,^§|

Czysta sacharyna otrzym uje się z toluolu, jest białym proszkiem bez zapachu, posiada sm ak nadzwyczaj słodki, rozpuszcza się c a ł­

kowicie w acetonie, z którego wydziela się w postaci dużych bezbarwnych kryształów . S ah ary n a rozpuszcza się także w spirytusie;

im spirytus jest mocniejszy, tem łatwiej się rozpuszcza, ale gdy spirytus je s t mocniejszy nad 8 0 % , rozpuszczalność saharyny znowu m aleje *). W eterze sacharyna rozpuszcza

•) W litrze alkoholu : rozpuszcza się

J sacharyny:

10%-ego . . . . 5,41 g

8 0 % ... 32,15

9 0 % ... 31,20

1 0 0 % ... 30,37

(11)

N r 3 5 WSZECHŚW IAT 5 5 5

się w stosunku 1

:

100. W wodzie o temp.

j

25° rozpuszcza się 0,33—0,43 części sacha- [ ryny na 100 części wody. Sacharyna topi się w tem peraturze 220° C.

Główniejsze reakcye charakterystyczne sa­

charyny są następujące :

1) bardzo nieznaczne ilości jej, po odparo­

waniu na szkiełku zegarkowem, d ają słodką reakcyą smakową;

2) roztw ór sacharyny czerwieni papierek lakmusowy (działa kwaśno);

3) gotowana z żelazocyankiem potasu s a ­ charyna daje zielone zabarwienie, przyczem wywiązują się m ałe ilości kwasu pruskiego;

4) w stopie sacharyny z wodanem potasu i sa le trą potasową powstaje kwas siarczany, a w stopie jej z wodanem sodu—kwas salicy­

lowy ').

5) N a m ieszaninę F ehlinga sacharyna nie działa.

W szystkie jednakże, znane dotąd, metody analityczne, służące do wykrycia sacharyny, j posiadają pewne b raki i nie zawsze d ają się

j

zastosować w praktyce. Np. m etoda E .

j

B ornsteina, polegająca na tem , że drobne ilości sacharyny d ają z rezorcyną i kwasem 1 siarczanym charakterystyczną fluorescencyą, również niezawsze daje pewne rezu lta­

ty, ponieważ okazało się, że tę samę reak­

cyą dają żywice, gorycz chmielowa, kwas winny i wiele innych ciał.

Z d aje się, że po dokładnem opracowaniu nowej metody H erzfełda i W olffa, opartej na własnościach sublimacyjnych sacharyny, wykrycie i ilościowe jej oznaczenie nie b ę­

dzie przedstaw iało wielkich trudności.

Oprócz słodkiego sm aku, sacharyna nic wspólnego z cukrem nie ma, nie je s t więc po­

żywną, ja k ten ostatni; jakie jednak działa­

nie sacharyna wywiera na organizm y—dotąd nic stanowczego i pewnego powiedzieć nie można, ponieważ zdania najpoważniejszych fizyołogów są w tej kwestyi zupełnie podzie­

lone. W każdym razie, po badaniach Stu- tzera, Stifta, B ruylants i innych, okazało się, źe sacharyna, przy jęta do wewnątrz, w prze-

') Z boraksu sacharyna wydziela kwas bor­

ny, według wzoru :

2 C e H < S O > H + N a A ° J + 1 , H ^ ° =

= 2 H C 7 H j O , -J - N a ^ S O j + ( N H 4)2S O , + 4 H 3B 0 3 .

ciągu pół godziny przechodzi zupełnie nie­

zmieniona do moczu, czyli jakgdyby filtruje się tylko przez tkanki organizmu; następnie S tift upewnia, że w zaobserwowanych przez niego przypadkach sacharyna działała na organizm osłabiająco i powodowała u trud nie­

nie procesu traw ienia; wreszcie morzone gło­

dem psy i koty nie chciały przyjmować po­

karmów, słodzonych sacharyną. Jak o otw ar­

ci przeciwnicy sacharyny występują również : B erthelot, Liebreich, P lugge, Adduco, M os­

so, G irrard , G aus, Jak sch i Nothnagel.

W każdym razie sacharyna, konkurując

| z najpowszechniejszą m ateryą słodzącą— cu ­ krem, przynosi szkodę przemysłowi cukrow­

niczemu. Z powyższych względów w o stat­

nich czasach dość energicznie zajęto się wykrywaniem sacharyny w produktach spo­

żywczych i napojach, uw ażając jej obecność w tych arty ku łach, jako zafałszowanie. T a ­ kie zafałszowania nie należą jed nak wcale do faktów rzadkich, ponieważ dość ważne zastosowanie znajduje obecnie sacharyna w fabrykacyi konserw owocowych, syropów, wyrobów cukierniczych, wód owocowych i le- monad gazowych, dalej przy wyrobie likierów i słodkich wó lek, wreszcie przy fabrykacyi piwa.

Rozpowszechnienie sacharyny, mogące z czasem przynieść znaczną szkodę prze-

| mysłowi cukrowniczemu, je s t łatw e do zro-

! zumienia z następujących względów : cena sacharyny jest nieznaczna, mianowicie 1 hek- togram kosztuje obecnie rub. 1 kop. 65, a przy tej cenie słodycz sacharyny je s t od 6 do 11 razy tańsza od słodyczy cukru; cło przywozowe od pomienionego p re p a ra tu wy­

nosi zaledwie rub. 2 kop. 40 od puda. a n a­

stępnie kontrola ilości sacharyny, dowożonej zzagranicy, nie może być ściśle przeprow a­

dzoną, ponieważ sacharyna na kom orach celnych nie je st oddzielnie rubrykow aną, a zostaje zaliczona do preparatów farm aceu ­ tycznych.

W ykrywanie więc sacharyny ma zapobiedz rozpowszechnieniu tego prep aratu , tak ze względów fiskalnych, ja k również w celu zabezpieczenia przemysłu cukrowniczego i związanej* z nim gałęzi rolnictwa.

Z. P.

(12)

5 5 6 W SZECHŚW IAT N r 3 5 .

B R U D N I C A M N I S Z K A

O C N E R I A M O N A C H A ).

W niezbyt obfitych lasach naszych w wie­

lu miejscowościach pojawiły się niebezpieczne szkodniki : brudnica nieparka i brudnica m isz- ka. 0 pojawieniu się pierwszej pod Sandomie­

rzem pisał w Gazecie Radomskiej ks. Targowski, teraz zaś d, 20 i 23b. m. w Kuryerze Warszaw­

skim czytamy wiadomość o zjawieniu się brud­

nicy mniszki w leśnictwie bodzentyńskiem, szydłowieckiem, zwoleńskiem, biłgorajskiem, za- moyskiem i okolicznych.

Wobec tego mamy zamiar poinformować czy­

telników :to fym ostatnim szkodniku — brudnicy mniszce (o brudnicy nieparce patrz W szechświat n r 32), oraz wyliczyć Cechy, któremi różnią się te dwa gafunki.

B r u d n i c a m n i s z k a . Samiec barwy zasa^

dmczej białej z odwłokiem różowawym. Na grzbie­

cie czarne pla- ^

my. Przednia para

skrzydeł z wyraź- ^ a a a » ^ v K i BS5S nemi zygzakowate-

mi czarnemi linia mi, spotykają się skrzydła prawie całkiem czarne. Sa­

mica podobna do samca, trochę od niego większa, p o ­ siada pokładełko.

Gąsienica z tyłu głęwy pośrodku ma czarną plamę. Bro­

dawki na bokach ciała (11 par) drob­

ne , ciemne sza- ro-niebieskie. Na 3-cim segmencie z boku i na 7— 9 po środku brudno-

białe plamy. W ielkość gąsienic: 3 3 — 4 0 mm.

Poczwarki błyszczące, brunałne lub zielonawo- czarne. W łoski prawie białe dość obfite i długie.

Otworki między głową i tułowiem ledwo dostrze­

galne.

B r u d n i c a n i e p a r k a . Barwa zasadnicza samca ciemniejsza niż mniszki; rysunek skrzydeł mniej wyraźny ciemno brunatny. Grzbiet bez plam. Samica od samca dużo mniejsza, jaśniej­

sza, bez pokładełka. Gąsienica na drugim pier­

ścieniu niema plamy czarnej. Pierwsze pięć par brodawek— niebieskie, następne 6 — czer­

wone. W ielkość gąsienic : 53 — 60 mm. Poczwar­

ki ciemno brunatne, u łosk i brunatne nieliczne.

Otworki między głową i tułowiem bardzo duże i wyraźne.

Brudnica mniszka zw ykle spotyka się w bar­

dzo niewielkiej ilości. Od czasu do czasu jed ­

nak z przyczyn dotąd niewyjaśnionych r o z ­ mnaża się ona liczniej i wtedy staje się groź­

ną, groźniejszą od opisanej w n rze 32 pisma naszego brudnicy nieparki, ponieważ przelaty­

wać może, jak podają niektórzy, od 20 do 50 wiorst, do czego ta ostatnia zdolną nie jest.

Mniszki-ćmy w dzień siedzą spokojnie na drze­

wach, przypominając zdaleka porosty. Nocą la ­ tają i samica z samcem szukają się wzajem.

Samice zapomocą pokładeika znoszą jajeczka pod korę, mech i porosty, trudno je przeto zna­

leźć. Jaj szukać należy na dolnej części pnia, tam bowiem składane są najczęściej. Jajeczka zimują, a na wiosnę wykluwają się gąsienice.

Te, które wyszły z jednej kupki jajek, przez pięć dni trzymają się zwykle razem, następnie rozpraszają się i uchodzą na wierzchołek drzewa.

W ydzielają one ze szczęk pajęczynę, po której, zaniepokojone, spuszczają się na dół. Objadł­

szy igły lub liście jednego drzewa, gąsienice po ziemi przełażą na inne. Każda z nich przeto przynajmniej raz w życiu jest na ziemi i musi

6

1 i

1 3

Brudnica mniszka (0 2 — samce, 3, 4, 5 — samice,

dorosłe, 8 — poczwarka (2/ 3

wdrap\ wać się na drzewo. Korzysta­

jąc z tej okolicz­

ni ści można tępić je, smarując pnifr drzewa dookoła klejem na pewnej wysokości.

Z innych środ­

ków walki najsku- teczniejszem jest oczyszczaniedrzew z jajek , tępienie form dorosłych , poczwarek i gą­

sienic; te ostatnie niszczyć najłatwiej póki siedzą razem wkrótce po wyj - ściu z jaj. Jak wyżej wspomnia­

łem , gąsienice mniszki przechodzą z drzewa na drzewo po- ziemi, można przeto zapobiegać szerzeniu się szkodnika, otaczając zarażone przestrzenie lasu deskami, wysmarowanemi klejem, tak aby gąsie­

nice przez nie przedostać się nie mogły. Bądź- cobądź walka z tym szkodnikiem jest bardzo tru­

dna, szczególniej z motylami; należy więc tępić je w porze lęgu; nadewszystko zaś nie pozwolić na zbytnie ich rozmnażanie się. Jeżeli w lesie do zapalonych nocą ogni zlatywać się będą te owady w ilości znacznej, jeżeli następnie przy oglądaniu drzew na większości z nich znajdzie­

my mniej więcej po 50 jajek, to las taki uważać należy za zarażony i bezwłocznie wystąpić da walki ze szkodnikiem.

Mniszka najniebezpieczniejszą jest dla lasów jodłowych, gdyż z jodły objada igły doszczętnie i drzewo usycha. Na sosnach zwykle część

8 cneria monacha).

6 — gąsienice, 7 — gąsienice

wielkości naturalnej).

(13)

N r 3 5 . W SZECHŚW IAT 5 5 7 igieł pozos'awia i mogą one jeszcze przychodzić

do zdrowia. Drzewa liściasto, utraciwszy nawet wszystkie liście, mogą okrywać się nowemi i opie­

rać się w ten sposób niszczącemu działaniu szko­

dnika.

U nas mniszka najbardziej dała się we znaki 1 8 5 5 — 1856 roku, kiedy w ówczesnej gubernii augustowskiej wyniszczyła 400 włók lasu.

W 1892 roku srożyła się ona w lasach Księstwa Łowickiego. Na przestrzeni 55 włók uschło tam 30 0 00 sosen. Do walki z mniszką używa­

no wtedy pierścieni z kleju.

J a n Sosnotcski.

Międzyrzec, d. 31 lipca 1898 r.

„"Sykorhizy” u niektórych paproci (F lices).

Badania Reessa, Kamińskiego, Mollberga, Franka i innych botaników udowodniły, że sy­

stem korzeniowy i kłącza wielu roślin jawnokwia- towych pozostają w ścisłym związku z grzybnią, która, według obecnie przyjętych zapatrywań, ma dopomagać lub pośredniczyć tym roślinom w pobieraniu pokarmów z ziemi. W powyż­

szych przypadkach grzybnia rzadko kiedy ogra­

nicza się na powierzchownem oplataniu organów wegietacyjnych, zwykle wnika w komórki ich skrajnych warstw i żywi się zawartemi wewnątrz sokami, w zamian dostarczając roślinie wody z rozpuszczonemi w niej solami, którą wchłania z ziemi zapomocą swych nazewnątrz będących s frzępków. Podobnego rodzaju symbiotyczne połączenie korzeni z grzybnią nazwano myko- rhizą. Termin ten, wprowadzony przez prof.

Franka, który użył go najpierw dla oznaczenia spółki grzyba z korzeniami roślin miseczkowa- tych (Cupuliferae) został następnie nadany wszystkim mniej lub więcej analogicznym zja ­ wiskom, rozumie się, jeżeli grzybnia w owych organach nie zdradzała właśności wyłącznie pa- sorzytniczych i nie powodowała swą obecnością zmian patologicznych. 0 ile powyższe objawy u jedno i dwuliścieniowych były już wielokrotnie obserwowane i opisywane, o tyle u skrytokwia- towych naczyniowych, czyli paprołników pozo­

stały zdaje się mało zbadane. Jedyne dotąd znane mi przykłady prawdopo dobnej spółki grzy­

ba z chwytnikami (rhizina) przedrostków niektó­

rych skrzypów i widłaków, wspomniane były w rozprawach Bruchmanna i Sandebecka, poda­

nych w streszczeniu w IV tomie Wszechświata.

W rozprawie Schlichta p. t. „Beitrag zur Kennt- niss d. Yerbreitung u d. Bedeutung d. Myko- rhizen” , drukowanej w r. 1889, oprócz 73 g a ­ tunków jawnokwiatowych, opatrzonych roykorhi- zą, nie wymieniono ani jednego z działu paprot­

ników. Z tego powodu chcąc się przekonać, czy nadmienione rośliny w stanie zupełnego rozwoju nie podlegają ogrzybieniu, nie zaniedbywałem przy sposobności w bieżącym miesiącu obserwo­

wać ich organy wegietacyjne, Z 21 gatunków j paprotników, rosnących w okolicach Między­

rzeca, rozpatrywałem 14, między temi skrzypy i widłaki pozbawione były mykorhizy, która u paproci w większym lub mniejszym stopniu, o ile wnosić mogłem z nielicznie oglądanych oka­

zów, jest dosyć zwykłem zjawiskiem, występu- jącem n aj wybitniej u Botrychium Matricariae Spr. vel. B. ternatum (Thub) Sw. Wzmianko- 1 wana paproć, zebrana w końcu lipca, w czterech egrzemplarzach, w wyciętym sosnowym lesie,

Fig. 1. Część brzeżna podłużnego przecięcia kłą­

cza Botrychium Matricariae Spr. (około 400 razy powiększona). — a naskórek, b komórki kóry, c grzybnia zewnętrzna, d grzybnia wewnętrzna, strzępki luźno powikłane zawarte w komórkach, w któryah nienarysowano ziarn mączkowych,

e grzybnia wewnętrzna, jej postać kłębiasta.

Fig. 2. Kłębek grzybniowy rozgnieciony i roz(arty między szkiełkami (ok. 4 0 0 razy

powiększony.)

posiadała dość długie, cienkie, włókniste kłącze, o gładkiej powierzchni, żółtawej barwy, rozdzie­

lające się zaraz od nasady łodygi na kilka nie­

licznie rozgałęzionych odnóg, pozbawionych ko­

rzeni i włośników. Uderzający brak dwu ostat­

nich narządów, spotykanych u wszystkich roz­

patrywanych gatunków, już na pierwszy rzut oka obudził domysł, że może grzybnia spełnia tutaj czynności brakujących organów, co też nie­

bawem mikroskop potwierdził, wykazując jej obecność na powierzchni i wewnątrz kłączy.

Na powierzchni ukazywała się w małej ilości,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Detektor odbiera większą częstość, gdyż poruszające się źródło, goniąc wysyłane przez siebie fale, wysyła w kierunku swojego ruchu fale o mniejszej długości fali

Niebo, jako spełnienie miłości, zawsze może być człowiekowi tylko darowane; piekłem zaś dla człowieka jest samotność, wynikająca stąd, że nie chciał tego przyjąć,

Można by powiedzieć, że forma przedstawiania (wyra ­ żanie) jest cechą swoistą obrazu, natomiast forma odwzorowania, czyli aspekt formy logicznej, jest wspólna obrazowi i

Obecnie jednak może rzecz ta da się rozstrzygnąć przy pomocy wybornych foto- grafij słońca, które dozwalają na powierzch­. ni jeg o wyróżniać mnóstwo

Przedew szystkiem więc, ferm ent nieorganizow any pow inien sam przez się pobierać wodę w tych samych w arunkach, w których ujaw nia swe działa­.. nie w

Zwykle stara się on zagnać swą małżonkę do gniazdka przez popychanie jej pyszczkiem i płetw am i; niekiedy energicz­. ny m ałżonek ucieka się naw et do użycia

Aging 2010: Mitochondrial ROS production correlates with, but does not directly regulate lifespan In drosophila. Postulaty

Pokonywanie wątpliwości – prościej jest dokonywać zakupu, gdy coś się widzi, można to obejrzeć ze wszystkich stron, przetestować, a przynajmniej potrzymać w rękach.. Produkt