• Nie Znaleziono Wyników

Adres EZrako-wskie-Przedmieście, 2STr JSfs. 22.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres EZrako-wskie-Przedmieście, 2STr JSfs. 22."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfs. 22. Warszawa, d. 30 Maja 1886 r, T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA ,,WSZECHŚWIATA.“

W Warszawie: ro c z n ie rs.

8

k w a rta ln ie „

2

Z przesyłką pocztową: ro c z n ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 5 P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zagranicą,.

Komitet Redakcyjny stan o w ią: P. P . D r. T . C h a łu b iń sk i, J . A le k sa n d ro w ic z b. d z ie k a n U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m szty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N a ta n so n , D r J . S ie m ira d zk i i m ag. A. Ś ló sarsk i._______

„W sze ch św iat" p rz y jm u je o głoszenia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a

1

w ie rsz zw ykłego d ru k u w szp alcie a lb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z kop. 7*/i>

za sześć n a s tę p n y c h r a z y lcop. G, za dalsze kop. 5.

A d res IEced.a.ł£:cyi: EZrako-wskie-Przedmieście, 2STr G S .

F ig .

6

. A k so lo t (larw a .)

(d o s tr . 344).

(2)

338 w s z e c h ś w i a t . N r 22.

O D C Z Y T

@ e r m a n a < § o l a

p ro fe s o ra u n iw e r s y te tu g en ew sk ieg o przekład

T . IEt-

I.

I n s t y n k t .

Zanim postaram y się podać ścisłe o k re ­ ślenie term inu, któ ry zw ykło się często sto­

sować do objawów n ad e r różnych, dobrze będzie rzucić okiem n a zw ierzęta, p rzed sta­

w iające objaw ten w zupełnój jeg o czysto­

ści. P o d tym względem cenny p rz y k ła d przedstaw iają, nam ow ady błonkoskrzydłe, żyjące sam otnie, tak z pow odu doskonałości sw ych robót, ja k i dlatego, że obyczaje ich znalazły n ader biegłego h istoryka. N ie­

w ielka książka p. F a b re a „W spom nienia en­

tom ologiczne”, zaw dzięcza w części u ro k swój ważności filozoficznej ty ch zw ierząt, k tóre uchodzą za m istrzów , niep otrzebując się zgoła uczyć.

P szczoła m ularka, C halicodom a m u raria , b uduje na kam ieniu z m arg lu kom órkę, po­

staci flaszeczkowatój; następnie n ap e łn ia ją m ięszaniną m iodu i p y łk u kw iatow ego i sk ła­

da tam swe jajeczko, usunąw szy poprzednio starannie w szelkie nieczystości. N a ty c h ­ m iast po tem p rz y tw ie rd za gorliw ie p o ­ kryw kę.

A ż dotąd w szystkie te czyny w y d ają się zupełnie rozum nem u M ożna je d n a k długo rozm aw iać z m anijakiem i u w ażać rozm o­

wę tę za p rzy jem n ą, dopóki w yraz ja k iś nie­

dorzeczny nie wykaże nam jeg o m anii, a n a­

tychm iast człow iek rossądny zam ienia się w biednego szaleńca. P odobnież w y starczy nam drobnostka, aby odsłonić g łębo ką g łu ­ potę ta k biegłego architekta.

Jeżeli zrobim y wyłom na b rzeg u górnym kom órki praw ie ukończonej, pszczoła, k tó ­ r a zajęta jeszcze b y ła budow aniem , p o p ra ­ wia j ą bezzwłocznie. Je ż e li kom órka była

--- ---

j —

_

ukończoną, a ow ad zajm ow ał się ju ż zbio ­ rem miodu, załata j ą j akkolw iekbądź w chw i­

li, gdy kłaść będzie pokryw kę. Cokolw iek je d n a k zrobim y, nie porzuci on budow y dla zbioru miodu, ani też zbioru m iodu dla g ro ­ m adzenia m atery ja łu budow lanego.

A le, jeżeli wyłom zrobim y u spodu k o ­ m órki, tak, że przez szeroki ten otw ór miód w ypływ a, m ularka, chociaż szkodę tę do­

strzega, nie troszczy się o nią i dalój znosi miód; następnie złoży tam swe ja jk o i p rz y ­ czepi szybko pok ry w k ę do tego naczynia opróżnionego.

P odobnąż inteligencyją znajd ujem y u g a­

tunków , które nie poprzestają na jedn orazo- wem zaopatrzeniu swój gąsienicy na cały czas jój rozw oju, ale k tóre j e w ychow ują, znosząc im pokstrm ustaw icznie. D ośw iad­

czenia p. F a b re a nad osą, zw aną w ardzan ką (B em bex ro stra ta ) prow adzą do wniosków stanow czych. Jeżeli, podczas jed nej z wy­

p raw ow adu tego na m uchy, wygrzebiem y gniazdko jego z ziemi i pozostaw im y je otw arte obok miejsca, gdzie było zagłębio­

ne, owad, w racając ze swym łupem , roz- grzebyw ać będzie uporczyw ie piasek ściśle w tym punkcie, gdzie mieściła się jeg o k ry ­ jó w k a; nie poznaje je d n a k ani otw artej swój kom órki, ani gąsienicy, k tó ra się kręci na słońcu. Z najduje zadow olenie w składaniu much do otw oru, k tó ry wyżłobił, nie p o j­

m uje jed n ak celu tój czynności, podobnie ja k dziew czynka, k tó ra nie wie, dlaczego

tak lu b i pielęgnować swą lalkę.

Sam obserwowałem długo w jed n em z mych akw aryjów w Y illefranche-sur-M er, pew nego k ra b a (M aja), k tó ry tak je s t n aje­

żony w odorostam i, że niepodobna odróżnić go od kam ieni pokrytych roślinnością, w po­

śród których żyje. G dy runo jeg o roślinne w yrasta tak dalece, że staje się uciążliw em , w yryw a j e po ździebełku p rzy pomocy swych nożyc, oczyszcza się należycie na dnie, a następnie znow u przyczepia do ta r ­ czy swój grzbietow ój drobne strzęp y św ie­

żych w odorostów , które w yrastają ja k b y

z zasiewu. U żyteczność ty<;h czynności je s t

oczyw ista; k ra b w ten sposób przebran y

k ry je się łatw o śród zarośli i u n ik a zarów no

w zroku swych w rogów , ja k i zw ierzyny, za

k tó rą się ugania. P o stęp uje on je d n a k zu ­

p ełnie ta k samo i w akw aryjum , gdzie n ie ­

(3)

Ni- 22. w s z e c h ś w i a t . 339 ma otoczenia roślinnego; sprobow ałem raz

zabrać wszelkie zioła, k tórychby m ógł użyć do zasiewu, a w ich miejsce dostarczyłem kaw ałków słom y i białego papieru. P rz y ­ czepił sobie sum iennie do grzbietu te przed­

mioty, które m ogły przecież uczynić go tyl­

ko widoczniejszym , niż gdyby się zgoła nie odział. Z najdow ał więc szczęście w speł­

nianiu czynu, którego cel by ł mu niezna­

nym.

Bezrozum ność ta okazuje się jaśniej jesz­

cze, jeżeli to być może, z następnego do­

świadczenia, zapożyczonego z książki p. F a ­ brea. D w ie pszczoły m u lark i (Chalicodom a m u raria) zajm ują się konstrukcyją, każda na swym kam ieniu, w niewielkiej odległo­

ści je d n a od drugiój. P o dczas ich nieobe­

cności przem ieniam y ich kom órki, wraz z kam ieniam i, n a których się wznoszą. J e ­ den z tych owadów by ł w trakcie budowy;

kom órka jeg o m a postać szklanki. P o d sta ­ wiam y mu kom órkę ukończoną, zupełnie praw ie w ypełnioną miodem; potrzebuje ju ż tylko złożyć swe ja jk o i zakorkow ać szyjkę.

Czy będzie zadowolony, że oszczędzamy mu pracy? B ynajm niej; budow ał i buduje da­

lej. Co się tyczy praw do własności tej ko­

m órki, nie w ątpi o nich ani na chw ilę, zna­

lazł j ą bowiem w m iejscu, które obrał. D o­

daje cegiełkę do cegiełki, — ju ż to nie ko­

mórka, to wieża; m ało go to obchodzi. N a­

stępnie puszcza się na poszukiw anie miodu, chociaż ma go ju ż dosyć i gi-omadzi zapas praw ie podwójny. S k ład a nakoniec jajk o , w prow adza zatyczkę i odchodzi zadow olo­

ny. A le d ru g a pszczoła, którój zabraliśm y gniazdko p raw ie ukończone, aby je zastąpić innem, ledwie co rospoczętem ? I ta nie w ątpi, że należy ono do niej, przynosi je sz ­ cze cokolw iek m iodu, składa ja jk o i mozoli się n ad zam knięciem kom órki zbyt m ałej, w którój gąsienica rychło zginie z głodu.

Oto je s t instynkt. M echanizm cudow ny, głupota bezdenna. I jakżeżby mogło być inaczej? G ąsienica tegoroczna przepędzi zimę w postaci oprzędu, a następnej wiosny wydostanie się z kom órki, sierota i bez opie­

ki, pokolenie bowiem poprzednie w ym arło z pierw szem i przym rozkam i. K tóżby więc mógł nauczyć j ą w ciągu k ilku tygodni, ja k ma pielęgnow ać swe ja jk o , którego nie zo­

baczy naw et, aby z niego wyrosło potom ­

stwo, którego znać nie będzie nigdy! W oko­

licznościach takich gienijusz N ew tona lub D arw ina nie zdołałby odkryć, co robić na­

leży.

Te to w łaśnie szczególne okoliczności n a ­ dają tyle zajęcia obserwncyjom , prow adzo­

nym nad czynnościam i owadów rocznych.

W przypadkach tych nic może zachodzić naśladow nictw o, ani też niem a owej trad y - cyi, k tó ra odegryw a zapew ne ważną rolę u zw ierząt tow arzyskich. P o trzeb a im wie­

dzy w rodzonój, wrodzonej biegłości, instyn­

ktu jednem słowem. Czegoby gienijusz nie m iał czasu wynaleść, dro bn a m aszyna żyjąca wykonywa odrazu dobrze, ale głupio. Czyż dlatego należy m echanizm ten uważać jak o nadprzyrodzony, ja k owi dzicy, co tab ak ie r­

kę grającą uw ażają za ducha?

P rzytoczyłem ju ż kilka cytat z pięknej książki p. F abrea. P rzytoczę jed n ę jeszcze.

W ciepły dzień sierpniow y znakom ity ten obserw ator zajął swe stanow isko w prom ie­

niach wesołego słońca pro wansalskiego, czy­

hając na kochane swe błonkoskrzydłe. R a­

no przechodziło tam tędy k ilk a wieśniaczek, udając się na ta rg i w idziały go w tem po­

łożeniu. P o południu w racały i pojąć mo­

żemy łatw o ich zdum ienie, gdy zobaczyły go jeszcze nieporuszonego w tem że samem miejscu. Je d n a z nich odw róciła się i nie przeryw ając swój drogi, kiw n ęła tylko gło­

wą i rzuciła mu „U n p aoure inoucein, p6- caire” '). I zrobiła zn ak krzyża świętego.

Niew inny, w ustach wieśniaka prow ansal- skiego, znaczy jak b y idyjota, a w iara lud o­

wa uważa idyjotów za istoty święte, zosta­

jące, mniej lub więcej bespośrednio, pod opieką boską.

Otóż i p. F ab re sam nieinaczój postępu­

je ze swemi błonkoskrzydłem i. N iepojęt- ność ich zachwyca go nie m niej, aniżeli ich biegłość. W idzi on w tem dowód, że zw ie­

rzęta te prowadzone są bespośrednio przez O patrzność i w języ k u odm iennym i on ta k ­ że w ykrzykuje „U n paoure inoucein, pe- caire!” i robi także znak krzyża świętego.

K to przypisuje O patrzności wszelką nie- pojętność w przyrodzie, nie okazuje jó j tem

*) B ied n y n iew in n y , b ied a cz y sk o .

(4)

340 w s z e c h ś w i a t . , N r 22.

wielkiego uszanow ania. N a szczęście p. F a - b re się myli. G łupota niewięcćj je s t n ad ­ przyrodzoną., aniżeli inteligencyja; in sty n k t i idyjotyzm wchodzą w zak res faktów zu­

p ełnie przyrodzonych. In sty n k t je s t tylko g rą m achiny nerw ow ej, której ustrój nie je st cudow niejszy od organów m iejscozm ien- nycli lub od w nętrzności. K to w ytłum aczy początek jednego z tych system ów organów , w ytłum aczy też i początek drugiego, a też same teoryje dadzą się i tu i tam zastoso­

wać.

Istn ie je jeszcze d ru g i b łąd głęboki, b a r­

dzo je d n a k rospow szechniony w kw estyi instynk tu; polega on na pojęciu, że in sty n k t zastępow ać może zm ysły. W idzieliśm y, że w ardzanka i pszczoła m u lark a p oznają ko­

m órki swe je d y n ie z ich położenia. O w ad, w racając z polow ania, zatrzy m uje się przez chw ilę nieruchom o na skrzy d łach , a potem opuszcza się pionow o. W szelk a kom órka, k tó ra tam się znajduje, je st je g o własnością, chociażby mu j ą złośliw ie zam ieniono. W szy ­ stko, co je s t nieco dalćj, nie należy do n ie­

go. P . F a b re rostrząsa, ja k ib y to zm ysł m ógł być przew odnikiem ow ada i ostatecz­

nie w yłącza j e w szystkie; w niosek jeg o je st prosty: jeżeli to nie zm ysł, to m usi być in ­ stynkt. O tóż, in sty n k t, k tó ry b y m ógł ob­

chodzić się bez zm ysłów , ten byłby n a p ra ­ w dę cudow ny.

A więc i n a tym jeszcze p u nkcie p. F a ­ b re pobłądził. W y licz y ł on zm ysły, ale zapom niał o jednym . T e w ielkie oczy w y­

łu piaste, k tó re pszczoły i osy m ają po bo­

kach głow y, do czegóż one więc służą? Nie­

k tó rzy fizyjologowie chcieliby nas p rzek o­

nać, że ow ady źle widzą. M ylą się oni nie­

w ątpliw ie. Z apew ne, oczy ich nie są tak zbudow ane j a k nasze; je s tto zb ió r p rz y rz ą ­ dów w ąskich i w ydłużonych, rozłożonych w achlarzow ato, a org an ten służy w ybornie do odnalezienia m iejsca p rzez w yznaczenie kierunków n a w zór gieo m etry lu b rybaka, k tó ry chce odnaleść p u n k t oznaczony śród jezio ra. A le człow iek dojść do tego może dopiero po k ilk u operacyjach następujących po sobie, ow ad zaś swem i oczyma wachla- rzow atem i w ykonyw a to odrazu. In sty n k t n ie zastępuje oczu osy i pszczoły, uczy je tylko posługiw ać się tem i p rzy rzą dam i w pe­

wien, w łaściw y sposób.

P oleg ając n a zdaniu niektórych pisarzy, należałoby przypisać zw ierzętom specyjalną zdolność o ryjentow ania się, której w y tłu ­ maczyć nie można w skazów kam i, podaw a- nem i przez ich zm ysły. N apróżno je d n a k szukaliśm y w biblijografii p rz y p ad k u isto­

tnie autentycznego, w któ ry m b y p ow rót do m ieszkania zw ierzęcia, uniesionego w pudle ciemnem, nie d a ł się w yjaśnić jeg o w raże­

niam i zm ysłowem i, — w zrokiem , g dy idzie o gołębia, pow onieniem , gdy idzie o psa.

W zięliśm y, rozumie się pod uw agę znajo­

mość poprzednią, jak iej większa część zw ie­

rz ą t n abiera o zam ieszkiw anej przez siebie okolicy, a to w skutek wycieczek, które od­

b y w ają własnym swym ruchem . G dyby istn ia ł zm ysł specyjalny oryjento wania się, jak żeżb y można w ytłum aczyć p rzypadki tak częste, gdy pies ginie, naw et w niewielkiej odległości od m ieszkania, jeżeli tylko zn a j­

du je się w miejscowości, k tórej jeszcze nie zw iedził i gdy niem a śladów, któ reb y k ie­

ro w ały jego pow rotem ? Jakżeżby można w ytłum aczyć, że gołąb n ie o dn ajduje swej drog i, jeże li wypuścim y go choćby tylko o 50 kra od jego gołębnika, w czasie po­

chm urnym i bardzo nisko? D la czegóż po­

trzebow ałby nieba pogodnego, gdyby się nie kiero w ał wzrokiem ?

Czemś innein je s t to poczucie k ieru n k u , ja k ie um ieją zachow yw ać w swych w ędrów ­

kach trap erzy , pasterze i dzicy, a k tó re tłu ­ m aczy się pam ięcią, pew nym rodzajem no­

tow ania w umyśle, połączonego z czułą bar­

dzo obserw acyją pew nych punktów w ytycz­

nych; zw ierzęta zdobyw ać mogą lub posia­

dać zdolność analogiczną, k tóra, w ogólno­

ści je s t je d y n ie w ypadkow ą w rażeń zm ysło­

wych i zdolności powszednieli, udoskonalo­

nych w pew nym k ie ru n k u specyjalnym i tak wyćwiczonych, że spełniać mogą swe zada­

nie w sposób nieśw iadom y.

P rz y jm u ją c w ogólności określenie in­

sty n k tu podane przez p. H artm an n a, p .R o - m anes w prow adza' tu żyw ioł stateczności u tegoż samego g atu nk u zwierzęcego. D o­

d atek ten nie w ydaje mi się zgoła szczęśli­

wym , są bowiem in styn kty w spólne rod za­

jo m , a naw et całym rodzinom państw a zw ie­

rzęcego. T akiem i są in sty n k ty tyczące się

postaci i położenia gniazd ptasich, zwyczaj

zm yślania rany , którego używ a m atka u ku-

(5)

Ni- 22. W SZECHŚWIAT. 341 row atych, aby odciągnąć Strzelca daleko od

kryjów ki, zwyczaj udaw ania śm ierci i tyle innych. Są in sty n k ty właściw e pew nym ra­

som lub odmianom, ja k to przyznaje sam p. Romanes; są wreszcie i instynkty indyw i­

dualne, k tó re się o d n ajd u ją jed y n ie u p o ­ tom stw a pew nych osobników. In sty n k t ulega zatem tym że samym praw om dziedzi­

czności i klasyfikacyi, ja k i wszystka pozo­

stała organizacyja zw ierzęca; znaczy to, że tłum aczy się bardzo dobrze teoryją rozw oju i doboru.

Nie będę tu n astaw ał na trudności, jak ie teoryja ta napotkać może w tłum aczeniu in­

stynktów gm in zwierzęcych, ja k u błonko­

skrzydłych tow arzyskich lub u term itów . D arw in ro strząsał ju ż ten przedm iot ze zw ykłą swą wyższością i w ykazał, że tru ­ dności te nik n ą wobec zasady walki i dobo­

ru, ju ż nie m iędzy osobnikam i, ale między gm inam i. Nie będę się też zatrzym yw ał nad przypadkam i, w k tó rych instynkt, uży­

teczny w ogólności gatunkow i, ma w pew ­ nych szczególnych okolicznościach tę niedo­

godność, że pew ną liczbę osobników p ro w a­

dzi n a śm ierć pew ną. O w ady, które się rzucają na płom ień lub na wodospad, p rz e d ­ staw iają uderzający tego przykład.

P ra g n ę tylko zw rócić uw agę na niektóre przypadki, którem i, j a k się zdaje, nie z a j­

mowano się dotąd pod względem teoretycz­

nym, a których w ytłum aczenie, na podsta­

wie transform izm u, przedstaw ia pew ne tr u ­ dności.

C halicodom a u siłu je usu nąć od swych za­

pasów m iodu wszystkie drobne ciała obce, które tam w prow adzam y i sta ra się u k o ń ­ czyć szybko zam knięcie otw oru, skoro ty l­

ko ja jk o złożyła. In sty n k t ten w ydaje się ja k b y zwróconym przeciw pasorzytom , któ- reby m ogły składać swe ja jk a podczas n ie­

obecności pszczoły. Otóż, nie znam y nie­

przyjaciela, k tó ry b y w ten sposób działał;

może wszakże istnieje on w innych okoli­

cach. A le choćby n aw et dow iedziono, że obecnie nie grozi m ularce żadne z tój stro­

ny niebespieczeństwo, nic nam nie przeszka­

dza przypuszczać, że nieprzyjaciel, o k tó ­ rym mowa, istn ia ł niegdyś i że insty n k t, tak dobrze opisany przez p. F a b re a , przeżył przyczynę, k tó ra go wywołała.

Z drugiej strony, pszczoła m u lark a nie

przedsiębierze żadnej ostrożności przeciw niebespieczeństwu istotnem u, które zagraża jój potom stw u, m ianowicie ze strony g ą­

sienicy m aika (Meloe). M ożnaby sądzić, że pasorzyt ten je s t nowszy, aniżeli tam ten, któ ry zaginął.

Nasuw a się dalej inna kw estyja, czy m ia­

nowicie za początek wszystkich instynktów uznać można zmienność i dobór n aturalny , lub też, czy obyczaje nabrane pod wpływem inteligencyi, m ogły zw olna stać się dzie- dzicznemi, to je s t instynktyw nem i. D otąd, ostatnią tę hypotezę uważać należy za po­

gląd czysto dowolny, nie znam y bowiem ża­

dnego faktu, któregoby nie można w yjaśnić inaczej. In teligencyja, skoro raz się zjaw i­

ła, ma dążność raczój do wzm agania się, aniżeli do zm niejszania, a in styn kt zm ienia w tedy swój charakter; zam iast prostego me­

chanizm u nerwowego, w ystępują nam iętno­

ści wrodzone, które, jak k o lw iek dziedzicz­

ne i często nieświadome, w yw ierają n ie­

mniej w pływ absolutny n a inteligencyją.

Rzeczywiście też, pod ogólną nazwą in ­ stynktów łączym y zjaw iska różnego bardzo porządku, proste mianowicie odruchy i w z ru ­ szenia czyli nam iętności wrodzone. R oz­

różnienie niezawsze da się łatw o p rz e p ro ­ wadzić naw et u człowieka, a tembai-dziój u zw ierząt, gdzie p raw ie niepodobna od­

dzielić czynności świadomych od nieświado­

mych. T rudność wszakże rospoznaw ania i ustanaw iania granic m iędzy zjaw iskam i bardzo odrębnem i nie stanow i powodu do­

statecznego, by ich nie rozróżniać.

Zresztą, każdy z tych dw u różnych po­

rządków może się mięszać z właściwościami analogicznemi, ale nabytem i przez istotę ży­

ją c ą podczas trw ania jój by tu in d y w id u al­

nego, działaniem długiego naw yknienia. Są więc odruchy instynktyw ne czyli wrodzone i odruchy nabyte; są nam iętności in sty n k ty ­ wne i namiętności nabyte. A wszystkie te zjaw iska, jak k o lw iek różne w teoryi, mogą plątać się ze sobą tak dalece, że obserw ato­

ra w praw iają w silne zakłopotanie.

P ianista, k tó ry g ra sonatę, myśląc o czem innem zgoła; welocypodysta, k tó ry u trz y ­ m uje się w rów now adze, czując bespośre­

dnio najdrobniejsze odchylenie od k ieru n k u pionowego i zaradzając mu przez ruch w ła­

ściwy, bez żadnej o tem świadomości; sk ła­

(6)

342 WSZECHŚW IAT. N r 22.

dacz w d ru k a rn i, k tó ry dobiei-a i p o rz ąd k u ­ j e czcionki, nie wiedząc ani w yrazu z tego, ćo składa, — są to p rz y k ła d y u d erzające odruchów nabytych przez nazw y czajenie.

W kładam palec swój w u sta dziecięcia, k tó re się jeszcze nie narodziło; ssie go n a ­ tychm iast z przekonaniem , — j est to o d ruch Wrodzony. K u k u łk a , k tó rą w gnieździe śwefti w ylęgły gajów ki, m a jeszcze oczy Zamknięte i najdrobniejszego jeszcze nie posiada puchu na skórze, a ju ż stara się po­

dejść pod ciało pisk ląt, k tó re stanow ią jej rodzeństw o p rzybrane i usiłu je w yrzucić je z gniazda. Jestto jeszcze o d ruch w rodzony, ja k k o lw ie k zaczyna się u jaw niać dopiero drugiego dnia po w ykluciu i ustaje, po­

cząwszy od ósmego dnia. M rużenie oczu, k tó re dokonyw a się m im ow olnie, kiedy przedm iot ja k i zbliża się żywo w k ieru n k u tych przyrządów , poczyna się o bjaw iać u człow ieka dopiero w k ilk a m iesięcy po u ro ­ dzeniu, a je d n a k możemy je nazw ać w ro- dzonem; pow staje bowiem , chociaż żadne zgoła doświadczenie osobiste nie w ykazało jeg o użyteczności. T oż sam o dzieje się z rucham i nóg dziecka, k tó re w części p rz y ­ najm niej są in sty n k ty wne.

Tem więcej upow ażnieni jesteśm y d o u w a - żania w szystkich tych odruchów za dzie­

dziczne, że ich n a tu ra in sty n k ty w n a żadnej nie może ulegać w ątpliw ości u kręgow ych, k tóre rozw ijają się prędzej aniżeli człow iek.

D ośw iadczenia p. S paldinga nad pisklętam i k u r y i ind yka i nad kaczętam i, k tó re trz y ­ m ane były w odosobnieniu od chw ili wy­

klucia, okazują jasno, że zwyczaj czyszcze­

nia, grzebania w ziemi, biegania, pły w an ia, chw ytania m uch żyw ych, są to odruch y w rodzone, k tó re o bjaw iają się w niew iele godzin po w ykluciu. N ieinaczej uw ażać m ożna czynności osy z ro d zaju nęk (S ph ex', k tó ra um ie ta k dobrze w prow adzać kolec swój w spojenia pancerza ow ada p ro s to - skrzydłego, czem go ogłusza, aby z niego uczynić żywe pastw isko d la swej gąsienicy.

P . F a b re przesadza zapew ne stopień ści­

słości, jak ieg o w ym aga ta op eracyja, p. Schiff bowiem w ykazał, że ja d ty ch ow adów w ła­

snościam i swem i zbliża się do k u ra ry i w y­

w iera swe działanie, choć nie je s t w p ro w a­

dzony w w ęzeł ofiary, a ty lk o dostaje się w sąsiedztw o tego org anu. Niem niej ści­

słość tych czynności je s t zawsze dosyć zn a­

czną, by w yw ołać nasz podziw.

R ozróżniliśm y insty nk ty na odruchy dzie­

dziczne i na poryw y dziedziczne. Jestto j e ­ den z tych podziałów , k tó re istnieć m ogą w teoryi, pom imo licznych przejść i pom i­

mo trudności, jeżeli ju ż nie powiem niem o- żebności, wyznaczenia miejsca, ja k ie p rz y ­ znać należy m nóstw u zjaw isk zauw ażonych u zw ierząt. Rzeczywiście, możemy staw iać tw ierdzenia stanow cze tylko co do tego, co się nas samych tyczy; o czynnościach zw ie­

rz ą t wnosim y tylko przez analogiją, k tó ra może być o tyle bardziej zwodniczą, o ile zw racam y się do istot mniej do nas podo­

bnych.

S ubjektyw nie nam iętność in sty n k ty w n a tem się różni od odruchu, że nietylko jest św iadom ą, ale do swego zadow olenia wy­

m aga naw et czynnego udziału większej czę­

ści naszych uzdolnień um ysłowych. O bjek- tyw nie poznajem y j ą z tego, że czynności zw ierzęcia o d słan iają z jeg o strony znajo­

mość nie ostatecznego, ale bespośredniego celu in sty nk tu; poznajem y j ą z rozm aitości środków , jak ich zw ierzę używ a i z doskona­

łości, z ja k ą um ie je naginać do w arunków danych.

Niew iele je s t przedm iotów tak m ało p o ­ ciągających, ja k dziecię now onarodzone, a jed n ak m atka znajdu je je zachw ycającem . U w ielbia je i używ a wszystkiej swej inteli- gencyi do pielęgnow ania go. Czyż poczu­

cie obow iązku m acierzyńskiego waży wiele w tem zboczeniu sądu? W ogólności nie.

Nie waży ono nic zgoła w przyjem ności, j a ­ kiej doświadcza wiele panien w całow aniu tej istoty b rz y d k ie j, ani w zachw ycie, z je - kiem małe dziew czątka pielęgnują swe lal­

ki. D ziałają tak jed y n ie dlatego, że znaj­

du ją w tem swe szczęście, a szczęście to wy­

pływ a z zadow olenia nam iętności in sty nk ­ ty w nej.

A cóż powiem y o miłości, o tej nam ię­

tności in sty n k ty w n ej, k tó ra sama je d n a za j­

m uje dobrą połowę historyi i literatu ry . Ile ż inteligencyi zużytej d la je j zadow ole­

nia! A iluż je s t ludzi, coby kiedykolw iek

zastanaw iali się nad je j celem istotnym ?

A iluż je s t takich, coby zastanaw iajac się

n ad tem, k łopotali się o wnioski logiczne?

(7)

N r 22. W s z e c h ś w i a t . 343 P rze z analogiją sądzić możemy, że ptak

w ędrow ny chce w ędrow ać dlatego, że ma nam iętność w rodzoną do podróży w pewnćj epoce roku; podróż ta w ystarcza do uszczę­

śliwienia go, a jeżeli przeszkoda ja k a nie dozw ala n a jego odjazd, je s t bardzo nie­

szczęśliwym. T ak samo pies doznaje ros- koszy widocznej, gdy może biedź za swoim panem , je s t strapiony, gdy pozostaw ia się go w domu i używ a wszelkiej możliwej stra ­ tegii, aby dopiąć celu, k tó ry m u się podoba dlatego tylko, że system jeg o nerw ow y każe mu widzieć czyn piękn y w tow arzyszeniu panu.

In sty n k t przeto cechuje się tem, że je st w rodzony i że zm usza indyw iduum do dzia­

łania w celu, k tó ry w ogólności je s t niezro­

zum iałym . Znajom ość celu ostatecznego nie je st ani konieczna, ani naw et użyteczna do spełniania instynktu. D la w szystkich, z wy­

jątkiem k ilku umysłów filozoficznych, speł­

nianie in sty n k tu samo je st celem; spełnianiu tem u nadajem y m iano szczęścia, gdy ty m ­ czasem niezadow olenie jeg o w ystarcza do zatrucia istnienia.

Możemy więc, zm ieniając nieco form ułę p. H a rtm a n n a, określić in sty n k t jak o : p r a ­ gnienie nakazujące i wrodzone wykonywania szeregu działań dla osiągnięcia celu ostatecz­

nego, którego działacz w ogólności nie rozu­

mie.

AKWABYJUM POKOJOWE

I JEGO CUDA

p rzez

M&g. ł e s e l s . F a s ia u m i.

(D o k o ń czen ie).

A żeby trzym ać się pewnego system atu, opiszę naprzód płazy i ryby, zasługujące na hodow anie w akw aryjum , następnie zasta­

nowię się nad ow adam i, pająkam i wodnemi, skorupiakam i, m ięczakam i, robakam i i w re­

szcie — nad nielicznem i u nas przedstaw i-

j

cielami zw ierząt jam ochłonnych.

Z płazów radzim y przedew szystkiem ho­

dować w ak w ary ju m żaby. D orosłe je d n a k

i

żaby nie n ad ają się do akw aryjów pokojo­

wych, albowiem popierw sze przesiadują n a j­

częściej n a zew nątrz wody, pow tóre zaś, są strasznem i rozbójnikam i i niczego nie oszczę­

dzają. A le zato bardzo je st zajm ująco i korzystne obserw ow anie żab w m łodym stanie czyli larw ich zw anych kijankam i, Żyje u nas kilka g atunków żab, z których najpospolitsze są: żaba zielona (R ana escu- lenta), żaba wczesna (R ana tem poraria) ib ą- k la (B om binator igneus). W szystkie te ża­

by składają skrzek swój czyli ik rę w wo­

dzie, a wczesną wiosną możemy znaleść w każdym nieom al row ie i w każdej kałuży łąkowój sk rzek żabi w postaci w ielkich ślu­

zowatych mas, na pow ierzchni w ody p ły ­ w ających. S krzek taki um ieszczamy w ak ­ w aryjum , a po krótkim czasie z jajeczek wy- lęgają się m łode larw y żabie czyli tak zw a­

ne kijanki (fig. 5). N a czw arty ju ż dzień po złożeniu skrzeku (u żaby zielonej) może­

my obserwować ruch zarodków , w piątym lub szóstym d niu jajeczko pęka, a m aleńka kijanka, m ająca zaledwie m ilim etr długości, porusza się, drgając całem ciałem i w krótce zaczyna pływ ać. P rz y k ła d a ją c lupę do ścianki akw aryjum i obserw ując przez nią zbliżające się do ścianki kijaneczki, możemy ju ż dostrzedz oczy, gębę, a z boków główki małe fałdki, z których się w krótce rozw ijają skrzela, Isto tk a tak a zaczyna rosnąć b a r­

dzo szybko. G łów ka je j grubieje, pyszczek dziobkowato się kończy, ogon w ydłuża się i spłaszcza z boków; kijan k a ma postać r y ­ bią, nie posiada wcale z początku odnoży i żywi się naprzód pokarm em w yłącznie ro ­ ślinnym. P o pewnym czasie dziobek k ijan ­ ki zanika, skrzela się re d u k u ją , w yrastają nóżki, naprzód tyln a para, potem przednia, a ogon ulega także pow olnem u zanikow i.

G dy się młode żabki w ylęgają wyłażą sobie z wody na wysepkę. P o zupełnem doji-ze- niu, radzim y je z akw ary jum usunąć i przy pierw szej lepszej sposobności wpuścić je do jakiego ogrodu lub staw u. M usimy jeszcze zauważyć, że kijanki są istotkam i bardzo delikatnem i i żyjąc w akw aryjum , w w a­

runkach niezupełnie n aturalnych, z w ielką łatwością giną, tak, że bardzo nieznaczna tylko ich ilość do zupełnego dochodzi roz­

woju.

T raszka czyli try to n, którego dw a ga­

(8)

344 w s z e c h ś w i a t . N r 22.

tu n k i t. większa (T rito n cristatus) i t. m n iej­

sza (T . p unctatus) zamieszkują, w ody nasze i dają się łatw o dostrzegać na wiosnę w k a ­ łużach i row ach, nadają się rów nież bardzo dobrze do hodow ania w a k w ary ju m . S ch w y ­ tane wcześnie na wiosnę, sk ład ają na ro śli­

n y skrzek swój, a w ylęgające się m łode u le ­ gają także przem ianom . L a rw y traszek p o ­ siadają piórkow ate skrzela, o wiele większe aniżeli kijanki żabie; u larw ty ch zjaw iają się n aprzó d nóżki przednie, potem tylne, a skrzela powoli zanikają. T raszk i, podo ­ bnie ja k żaby, żyw ią się najrozm aitszem i m ałem i zw ierzątkam i: raczkam i, ow adam i, robakam i i t. p.

W reszcie wspomnę o jeszcze jednym , b a r­

dzo interesującym płazie, k tó ry zasługuje na tem w iększą uwagę, że obserw ow anie życia jeg o w a k w a ry ju m doprow adziło na- tu ra listk ę niem iecką pannę M aryją Chauvin do pewnego, bardzo ważnego odkrycia.

M am n a m yśli a k s o l o t a czyli amblistomę (A m blystom a mexicanum H ope fig. 6 n a str.

tytułow ej). P rze z długi czas znano tylko m łodocianą form ę tego zw ierzęcia, posiada­

ją c ą podobnie j a k larw y traszki piórkow ate skrzela. Zw ierzęta te, przyw iezione do E u ­ ro p y z M eksyku, uważano za form y m łodo­

ciane dopóty, dopóki nie zauważono w r o ­ ku 1865 w paryskim O grodzie Zoologicz-

F ig . 5. C a łk o w ity rozw ój ż a b y : 1, ja jk o p rz e d z ap ło d n ie n iem ; 2, ja jk o po z ap ło d n ie n iu ; 3, 4, 5, t r z y k o le jn e s ta d y ja rozw oju;

6

, rozw ój n ó g ty ln y c h ;

7, rozw ój n ó g p r z e d n ic h ;

8

, z an ik ogona; &, ż a b a d o jrza ła .

D orosłe traszki spraw iają w ak w ary jac h w ielkie szkody, z pow odu swój drapieżno­

ści. N ajlepiej więc trzym ać je tylko w ak- w ary ju m do czasu złożenia skrzeku. L a r ­ w y traszek są to ta k ładne zw ie rzą tk a , że stanow ią praw d ziw ą ozdobę ak w aryjum . K to m a w dom u m ikroskop, ten może ob­

serw ow ać w przezroczystym j a k szkło ich ogonku krążenie krw i; je stto w ielce cieka­

we i pouczające.

nym , że składają ja jk a . Zaczęto więc przy­

puszczać, że są form am i dorosłem i, lecz za- opatrzonem i w skrzela, gdy tegoż jeszcze ro k u D um eril zauw ażył, że aksoloty tracą pow oli sk rzela i w ychodzą na ląd, podobnie j a k traszki lu b salam andry. W tak i spo­

sób p rzekonano się, że aksolot je s t tylko for­

mą m łodocianą i po długim przeciągu czasu przeobraża się w form ę dorosłą, skrzel pozba­

w ioną, którój też nadano miano am blistom a.

(9)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 345 U czony niem iecki prof. A. W eism ann

z F re ib u rg a zadał sobie pytanie, czy nie mo- żnaby zm usić dorosłych larw aksolota do szybszego przeobrażenia się w am blistomę przez sztuczn:!. zm ianę w arunków życiowych.

Zoolog ten przedsięw ziął w tym kierunku szereg doświadczeń n ad aksolotam i, hodo- wanem i w akw aryjach, lecz do żadnego nie doszedł rezu ltatu , a dopiero uczenica jego p an n a M. C bauvin, pow tórzyła znów do­

świadczenia m istrza swego i do ciekawych doszła wniosków. D ośw iadczenia te wy­

m agały bardzo długiego czasu, niezw ykłej ostrożności i uw agi. D ośw iadczenia panny C hauyin polegały na tem, że przez pewien czas hodow ała ona aksoloty w coraz p ły t­

szych naczyniach, przez co zw ierzęta te sto­

pniow o były coraz bardziej przym uszane do oddychania pow ietrzem sprężystem . P a n ­ n a C hauvin doszła do w niosku, że „larw y—

aksoloty odbywają, w niedługim czasie swe przeobrażenie (t. j. przekształcają, się w am- blistom y), gdy, popierw sze zdrow e w ylęga­

j ą się z ja j i dobrze są odżyw iane, a pow tó- re gdy zn a jd u ją urządzenia, zmuszające je do przejścia od oddychania w wodzie do oddychania sprężystem pow ietrzem ”. Sto­

sując rozm aite urządzenia, panna C hauvin potrafiła dowolnie długi czas zatrzym yw ać zw ierzęta te na stadyjum aksolotów lub też przeobrażać je w amblistomy. D ośw iad­

czenia te bardzo są ciekawe i ważne, dowo­

dzą bowiem ja k w ielkim je s t w pływ w arun­

ków zew nętrznych na zjaw iska rozw oju zw ierząt.

A ksoloty trzym ają się w akw aryjach b a r­

dzo dobrze; karm ić j e należy glistam i, wy- suszonemi poczw ar kam i m rówek (t. z w. j a j ­ kam i m rówczem i), a także m ałem i k aw ałka­

mi surowego mięsa. Samica sk ład a ja jk a na rośliny wodne, a po trzech mniej więcej tygodniach w ylęgają się młode; kształtem swym i wielkością przypom inają one larw y traszki i są b arw y czarniaw ej. W począt­

k u należy je karm ić m ałem i owadkam i wo- dnem i i raczkam i (cyklopam i i pchłam i wo- dnemi); ale w krótce można je przyzw yczaić do siekanego mięsa. M łode giną nieraz prędko w ak w aryjum w skutek dziwnej j a ­ kiejś choroby, objaw iającej się puchnięcem brzucha.

A ksoloty, szczególniej m łode osobniki,

są bardzo piękną ozdobą akw aryjów i ra d zi­

my się koniecznie o nie starać. Poniew aż w w odach naszych nie żyją, trzeba je więc zakupow ać od h and lu jących zwierzętam i lub też w zakładach, zajm ujących się urzą­

dzaniem akw aryjów . D la w ygody czytel­

ników doniesiemy, że fab ry k an t akw aryjów L . B rau n w W u rzb u rg u sprzedaje i rossyła żywe aksoloty (w cenie po 1>50 m arek i wię­

cej za sztukę).

R yby stanow ią bardzo w ażną dla nas g ru ­ pę zw ierząt, albowiem liczne ich g atu nk i z wielkiem pow odzeniem hodować się dają w akw aryjach: przytem posiadają one b ar­

dzo wiele interesujących obyczajów, których obserw ow anie może nam niejednę u p rz y je­

mnić chw ilę.

R yby trzym ane w akw aryjach, ulegają bardzo licznym chorobom i nieraz też, nie- stety, giną w krótkim czasie. Z chorób naj­

częstszych zasługują na wzm iankę następu­

jące. T ak zw ana choroba grzybkow a by­

w a w yw oływ ana przez grzybek S aprolegnia ferox. G rzybek ten rozw ija się w wodzie na substancyjach organicznych, kaw ałkach mięsa, poczw arkach m rów ek, ow adach it. p.

stanowiących resztki pokarm ów . J e st on bardzo mnożny i z tych substancyj g n iją ­ cych przechodzi na ry by ,o sied lając sięprze- dewszystkiem w miejscach zranionych,gdzie tw orzy białą, pleśniow atą pow łokę i spra­

wia w krótkim czasie śmierć ryby. Należy, zdaniem wielu naturalistów , sm arow ać k il­

ka razy dziennie zajęte przez grzyb ek m iej­

sca na ciele ry b y mocnym rostw orem soli kuchennej, która podobno działa bardzo za­

bójczo na grzybek. W każdym razie ryby dotknięte chorobą, trzeba zaraz z ak w ary ­ ju m przenieść do jak ieg o innego czystego naczynia z wodą, a samo akw aryjum wy­

próżnić i napełniw szy silnym rostw orem so­

li kuchennej, zostawić j e tak przez dzieńlub dwa dni, a potem w ielokrotnie przepłókać i napełnić świeżą wodą.

In n a znów, również bardzo groźna choro­

ba, je st to tak zw ana ospa rybia. Polega ona na tem, że na ciele ry b y w ystępują śluzowate ekskrescencyje, pokryw ające się w krótce pleśnią i rów nież śm ierć spraw iają­

ce. Chorobę tę pow oduje pew ien w ym o­

czek, należący do rodzaju P an to trich u m ,

który w olbrzym ich nieraz ilościach ja k o

(10)

346 WSŹECHSW IAT. N r 22.

pasorzyt ry b się zjaw ia. W e d łu g L iv in g - stona Stone najskuteczniejszym środkiem przeciw ko tem u cierpieniu je s t rów nież ros­

tw ór soli kuchennej, k tó ra wym oczki za­

bija.

P ró cz tego istnieją, liczne inne mniej czę­

ste choroby ryb, o k tó ry ch ju ż nie wspo­

mnimy.

Do ryb, ja k ie szczególniej radzim y hodo­

wać w akw aryjach pokojow ych należą,: ró­

żanka, ciernik, w ielkopłetw czyli ryba ra j­

ska, o raz złota ry b k a

R óżanka (R hodeus am arus fig. 7), należą­

c a do rodziny karpio w aty ch , je s t je d n ą z najpow abniejszych drobnych ry b wód n a ­ szych, szczególniej w pew nych po rach ro k u

„kiedy po bokach je j ciała występują, złoci-

F ig . 7. R ó ż a n k a (R h o d e u s a m a ru s ).

sto szm aragdow e pręgi, m ieniące się cudo- wnemi b arw am i”. D zięki poszukiw aniom K esslera, M asłow skiego, a głów nie Siebol- da zostały dokładnie poznane ciekaw e z ja ­ w iska życia różanki. „Samce i sam ice róża­

nek, w yjąw szy czas tarła , jed n ak o w o są, ubarw ione; n ad e r ch a rak tery sty c zn ą je s t zielona, błyszcząca pręg a podłużna, ciągn ą­

ca się po bokach ciała od środka do ogona.

P łe tw y różanki są bladoróżow e, u podstaw y ciem niejsze. Podczas ta rła sam iec zrzuca z siebie tę niebogatą, skrom ną sukienkę i przyobleka się we w spaniałe sza ty wesel-

l) C z y te ln ik a , p ra g n ą c e g o p rz e c z y ta ć o b sz e rn ie j o o b y c z a ja c h ró ż an k i, c ie r n ik a i w ie lk o p łe tw a , o d ­ s y ła m y do szereg u a r ty k u łó w n a s z y c h p . t . „ Z ż y cia r y b " , d ru k o w a n y c h w ,,

1

’r z y r o l z ie i l’rz e m y ś le “ w r o k u 1880 i

1 8 6 1

.

I ne, k tó ry ch świetności, ja k pow iada Siebold, t r udno je s t dokładnie opisać. C ała pow ierz-

J

chnia ciała sam ca lśni się w tedy wszystkie- mi b arw am i tęczy, pośród któ ry ch p rzew a- J ża k o lo r błęk itn y i fijoletowy, a po bokach ciała w ystępują pyszne, szm aragdow ozielo- ne pręgi; kolor piersi i brzuch a w pada w po- m arańczow o żółty, a grzbietow a i brzuszna p łetw a silnie się czerw ienią i ja k b y czarną otaczają się o bw ó d k ą”.

P od czas ta rła sam ice zachow ują zw ykłą swą prostotę barw. N a brzusznej stronie ciała w y rasta w tedy u samic d ługa ru rećzka ko loru różowocielistego, k tó ra w ygląda zu ­ pełnie ja k g d y b y wiszący robak, do ryby przyczepiony. R ureczka ta m a bardzo waż­

ne znaczenie. A m ianowicie zapomocą niej sam ica różanki skład a ja jk a do ja m y skrze- lowój skójki (A nodonta). R óżanka unosi się p on ad m ałżem i gdy tenże silniej ros- tw ie ra sko ru pk i swe, ry b k a wpuszcza w szparę skrzelow ą ru rk ę i w o k a m g n ie n iu j sk ład a jajeczk o . Sam czyk p rzy p atru je się

tem u procesowi i natychm iast po złożeniu przez sam icę ja jk a w lew a w szparę sk rze­

low ą skójki nieco m leczka (nasienia), któ ­ re zap ład n ia złożone ja jk o . P o pew nym czasie znów się ten proces odbyw a przez cały ciąg okresu tarła . Zapłodnione ja je c z ­ ka różanki leżą pom iędzy blaszkam i skrze- lowemi skójki i tam się w ylęgają. R o zu ­ mie się, że kto p rag nie obserwować cały ten niezm iernie zajm ujący proces, musi w tem samem akw ary ju m trzym ać i różanki i skójki: w naturze także zazwyczaj ry b k i te i m ałże w jed ny ch żyją wodach. N iekiedy ja k tw ierdzą niektórzy badacze, może też ró ­ żanka składać jajec zk a swe w szczeliny i szpary pom iędzy kam ieniam i i zaroślam i wodnemi, ale czyni to wogóle niechętnie i tylko chyba w razie zupełnego b rak u skó- je k .

R óżanki trzy m ają się w ak w ary jach b a r­

dzo dobrze. W akw aryjum m ojem żyły trzy różanki w ciągu dwu lat. Znaleść moż­

na tę pow ab ną ry b k ę w naszych staw ach i wogóle w w odach stojących, gdzie całemi żyje stadam i. W arszaw iacy mogą znaleść różanki m iędzy innem i w staw ach (glinian­

kach) za ro g atk ą B elw ederską. Nazwa ła ­

cińska am arus, gorzki, pochodzi stąd, że ró ­

żanka posiada mięso gorzkaw e.

(11)

N r 22 . w s z e c h ś w i a t . 347 C iernik (G asterosteus aculeatus fig. 8),

p rzed staw ia rybkę rów nie ja k różanka zaj­

m ującą, a ze w zględu na obyczaje swe za­

sługuje może najbardziój ze wszystkich dro­

b n y ch ry b k rajow ych na hodow anie w ak- w aryjacli. R ybkę tę można bardzo łatw o poznać po trzech silnych, oddzielnie stoją­

cych kolcach n a grzbiecie z przodu płetw y grzbietow ej; n a brzuchu posiada ona także k ilk a m niejszych kolców. N a grzbiecie po­

siada ciernik barw ę szarozieloną, z boków i na spodzie srebrzystobiałą. J a k większość ryb, p rz y b ie ra ciernik samice podczas ta rła (od K w ietn ia do C zerw ca) jaskraw sze barw y.

C ierniki są to ryb k i żywe, ruchliw e, d ra­

pieżne, w ojow nicze i inteligentne. Dlatego też lubow nicy akw aryjów trzym ają chętnie w niew oli cierniki, dla obserw ow ania ich obyczajów. R y b k i te trzeba je d n a k trzy-

i j m j u:.-.

- /i J u tfjL

F ig . P. C iern ik (G astero steu s a c u le a tu s L ).

mać w większych akw aryjach, gdzie dużo je s t swobody ruchów ; w m ałych prędko gi­

ną, u d erzając wciąż główkam i o ścianki szklane ak w ary ju m i roskrw aw iając j e so­

bie. W puszczone do większego zbiornika wody, cierniki trzym ają się z początku w szystkie razem i ja k b y w celu zapoznania się z now ą nieznaną im m iejscowością,zw ie­

dzają każdy k ą t i każdą kryjów kę nowego swego pomieszczenia. „Zrazu jeden z d e r - ników bierze w posiadanie pew ien kącik w naczyniu i odtąd rospoczyna się zacięta w alka m iędzy nim i każdym innym cierni- kiem, któ ry ośm iela się niepokoić go”. C ier­

niki walczą, z sobą bardzo zawzięcie, zata­

piają swe ostre kolce w ciało przeciw nika, a krw aw e te zapasy kończą się nieraz śm ier­

cią jed n eg o z w ojowników. W ew nętrzne podburzenie cierników objaw ia się w zm ia­

nie ich ubarw ien ia, k tóre staje się bardzo

powabnem i jaskraw em : brzuch i szczęka dolna czerw ienieją, kolor grzbietu w pada w czerw onaw ożółty i zielony, a biaław a zwy­

kle źrenica lśni się pięknie zielonym b la ­ skiem.

C iern ik zasługuje na najw iększą uw agę z tego względu, że sporządza sobie kunszto­

wne gniazdko dla ochrony składanej ik ry i w ylęgających się m łodych. B udow ągniazd- k a zajm uje się samiec i on też bierze na sie­

bie rolę opiekuna i wychowawcy potom ­ stwa. L iczni badacze, a szczególnie W ar- rington, Coste i E v ers obserwowali w a k wa ­ ryjach sposób budow ania gniazdka ciernika, oraz ciekawe obyczaje, dotyczące rozm na­

żania się tój rybki. Sam czyk w yszukuje odpowiedniego m iejsca na dnie i znosi tam korzonki i inne części roślin wodnych. N a ­ stępnie zebrany m ateryjał przekłada i p rz e­

biera, porządkując go i splatając podług ży­

czenia. Przym ocow uje gniazdko swe do dna zapomoca piasku i kam yków, a według E versa wypuszcza ze skóry lepkie krople, służące do sp ajania m atery jału budow lane­

go. Szybko przesuw ając się w różnych kie­

runkach naokoło gniazdka swego i energi- O O o cznie poruszając płetw am i m ały budow ni­

czy stara się nadać gniazdku swemu odpo­

wiedni kształt. G niazdko dochodzi do w iel­

kości pięści i ma postać m ufki, zaopatrzonej w przedni i ty lny otw ór. Jed n y m z nich samica wchodzi do gniazdka d la składania tam ikry, drugim opuszcza gniazdko.

Gdy gniazdko zostało ukończone, samiec stara się zwabić do niego samicę i pośród wielu pieszczot w prow adza ją do weselnej kom naty. Zwykle stara się on zagnać swą małżonkę do gniazdka przez popychanie jej pyszczkiem i płetw am i; niekiedy energicz­

ny m ałżonek ucieka się naw et do użycia k o l­

ców. G dy sam iczka wchodzi ju ż do gniazd­

ka, drżąc całem ciałem, składa tam jajeczka, poczem samiec natychm iast w ypędza poło­

wicę swą z gniazdka, obaw iając się, aby m atka nie pożarła w łasnych ja j. Samica opuszcza tedy gniazdko, a los potom stw a więcój je j ju ż nie obchodzi. W jednem gniazdku kilka samic składa w podobny spo­

sób kolejno ikrę. Zato czuły ojciec zapło­

dniwszy złożoną ikrę, otacza potom stwo n ie­

zw ykłą troskliwością. A ni na chw ilę nie

odstępuje gniazdka, opływa je wciąż i r u ­

(12)

348 w s z e c h ś w i a t . N r 22.

chem płetw w yw ołuje p rą d wody, p o trze­

bny dla rozw ijającego się zary b k u . G dy się m łode w ylęgają, samiec ostrożnie usuw a { pyszczkiem szlam i piasek, u g n iatający gniazdko i rozrzu ca je z w ierzchu, by dać dzieciom większą sw obodę. Jeszcze teraz czuw a nad niemi i gdy tylko k tó re zanadto się od g n iazdka oddala, chw yta w usta i w y­

p luw a napow rót w gniazdko. W k ró tce m ło­

dzież opuszcza strzechę rodzin n ą, ojciec zaś opuszcza stanow isko i szuka sobie gorączko­

wo pokarm u, albow iem p rzez cały czas w y­

lęgu m łodych, ta żarłoczną ry b k a praw ie nic lub bardzo mało tylko ja d a . Cóż za pię­

kny p rz y k ła d miłości rodzicielskiej!

by ły drogie w E urop ie, za parę kazano so­

bie płacić po 150 rubli, lecz obecnie można ich dostać po k ilk a złotych za sztukę.

W ielko płetw samiec je s t b ardzo pięknie ubarw iony. Ł u sk i jeg o mienią się wszyst­

kie mi barw am i tęczy, od głow y do ogona ciągnie się szereg poprzecznych sm ug czer­

wonego lub błękitnego koloru na zielona- wem tle; grzbiet je s t k oloru brunatnozielo- nego z czarnem i centkam i; na pokryw ie skrzelow ej błyszczy szm aragdow ozielona plam a, otoczona ja s n ą obwódką. W ielkie płetw y, których k ształt w skazuje załączona tu figura, m ają piękną niebieskobłękitną barw ę. Sam ica je st mniejsza, znacznie skro-

F ig .

0

. W ie lk o p łe tw (P o ly a c a n th u s y irid ia u ra f us L ac.)

C ierni ki łatw o znaleść We w szystkich w iększych staw ach naszych. Je śli p ra g n ie­

my, by w ak w ary ju m naszem inne też ry b k i sk ład ały ikrę, cierniki należy usunąć, albo­

wiem ciernik je s t istnym m ordercą m łodego zaryb ka, a naw et m ałych, b ezbronnych do­

rosłych rybek.

W ielko płetw czyli ry b a ra jsk a (P o ly a- canthus v irid iau ratu s L ac. fig. 9) pochodzą­

ca z C hin, zasługuje na ja k n a jw ię k sz e ros- pow szechnienie w ak w ary jac h pokojow ych, w k tó ry ch trzym a się zarów no dobrze ja k złote rybki. N iegdyś w ielkop łetw y bardzo

m niejszą odziana sukienką i krótsze posiada płetw y. W czasie ta rła samiec przybiera tak przecudne barw y, że niepodobna pięk ­ ności ich opisać.

G ody weselne w ielkopłetw a i sposób za- bespieczania potom stw a n astręczają m iłośni­

kom akw aryjów sposobność do robienia wie­

lu zajm ujących obserw acyj. Oto ja k jed en z nowszych spostrzegaczy (A. W eis) opisu­

je całą tę spraw ę. W K w ietn iu lu b M aju samiec w ypręża swe płetw y, ja sk ra w o za­

czyna błyszczeć i ug ania się za samicą. Z po­

czątku sam ica nie zw raca żadnej uw agi, lecz

(13)

N r 22. w s z e c h ś w i a t . 349 w krótce także płetw y w ypręża i zaczyna |

w ykonyw ać swoiste, bardzo dziw ne ruchy.

A m ianowicie przyjm uje położenie pionowe z głową, zw róconą ku pow ierzchni wody, a płetw am i zaczyna szybko ruszać, w skutek czego ciała je j podskakuje wciąż do góry.

Tym czasem samiec k rz ąta się około budowy gniazdka. W tym celu zbliża się ku po­

w ierzchni wody, pochłania gębą dużo po­

w ietrza, znów się zanurza i Wypuszcza przez usta i otw ory skrzelow e pochłonięte powie­

trze w postaci licznych pęcherzyków, oto­

czonych cienką ścianką z gęstej piany ust­

nej. P ęch erzyki te podobne do baniek m y­

dlanych, zbierają się na pow ierzchni wody, tw orząc tu je d n ę spójną w arstw ę. Od cza­

su do czasu samiec p rzery w a tę robotę i po­

w raca do swej towarzyszki. Obie płci w naj­

rozm aitszy sposób okrążają się wzajem nie, przy jm u jąc najfantastyczniejsze pozy. N a­

gle samica zgina ciało swe tak, że głowa i ogon zbliżają się do siebie, a samczyk wchodzi w utw orzony przez ciało je j pierścień i zaczyna j ą obracać swemi płetw am i. Te rozm aite ciekaw e ru ch y dokładnie obserwo­

wali i opisali rozm aici badacze, a między in- nemi znakom ity zoolog szw ajcarski prof.

K a ro l Vogt.

S kładane przez samicę ja je c z k a rzadko spadają n a dno i zw ykle wznoszą się k u po­

w ierzchni wody, zatrzym ując się pod dolną ścianką w arstw y pęcherzyków pienistych;

gdy ja k ie jajeczko nie podpływ a p rzypad­

kiem pod pęcherzyki, samiec chw yta je w gę­

bę i w ypluw a na stosownein miejscu. Aż do czasu w ylęgnięcia się m łodych, ojciec, podobnie j a k ciernik, strzeże wciąż gniazd­

k a z najw iększem poświęceniem. N iektó­

rzy przyrodnicy, m iędzy innem i też Yogt obserw ow ali nieraz w akw aryjach swych krw aw e w alki, ja k ie po godach weselnych i po złożeniu ikry , samiec staczał z swą po­

łowicą. W y d z ie rał je j oczy, odryw ał płe­

twy i pastw ił się nad biedaczką w okrutny sposób. T ru d n o zrozum ieć, ja k ie pobudki kierują wtedy tym m ałym tyranem .

K ied y się m łode w ylęgną, należy dorosłe w ielkopłetw y usunąć z akw aryjum , albo­

wiem rodzice z w ielkim apetytem spożywa­

j ą dziatw ę swoję! Ż yw ić należy m łode (w e­

d łu g hodow cy ryb C arbonniera) posiekanem mięsem, m ałemi raczkam i,gąsieniczkam i i t. p.

Złote rybki czyli karasie złote (Carassius a u ra tu sL .) tak powszechnie hodowane w ak­

w aryjach pokojow ych, pochodzą z Chin, skąd w połow ie siedem nastego w ieku zosta­

ły przez anglików do E u ro p y sprowadzone.

P o trzeb u ją one akw aryjów większych ro z­

m iarów i trzym ają się w nich bardzo do­

brze. Żywić je należy poozw arkam i m rów- czemi, chlebem białym , owadam i i kaw ałka-

| mi mięsa; nie trzeba im je d n a k dawać b a r- J dzo w iele pokarm u, albowiem łatwo się i przejadają i giną. P rz y starannem obcho-

| dzeniu się z niemi, można je trzym ać w ak ­ w aryjum w ciągu k ilk u n astu lat. Podczas

j

ta rła zjaw iają się u samca na pokryw ach skrzelow ych m ałe, białe brodaw ki. Sa-

| m iczka skład a żółtawe swe jajec zk a na ro ­ śliny wodne, a po 3— 6 dniach w ylęgają się

| młode. Istn ieją bardzo liczne odm iany zło ­ tej rybki, różniące się pomiędzy sobą w iel­

kością i ubarw ieniem : istnieją ry b k i złote z przew ażającą barw ą czarną, karm inow ą, srebrzystą i t. p.

O prócz wym ienionych tu ryb, w ak w ary ­ ju m hodować możemy liczne inne jeszcze

gatunki krajow e: karaski, karp ik i, liny, p i­

skorze, płocie, uklej ki i inne, z których j e ­ dne zam ieszkują wody stojące, inne s tru ­ mienie i rzeki, a odpowiednio do tego po­

winny być trzym ane w akw aryjach z wodą

| stojącą lub też zaopatrzonych w krany, za-

| pomocą których w ak w ary ju m byłby u trzy -

! many ciągły p rąd wody.

W następnym a rty k u le poznamy innych mieszkańców akw aryjum pokojowego.

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e d z i e s i ą t e K o m i s y i t e o r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o ­ m o c n i c z y c h o d b y to się d n ia 20 M aja 1880 roku, w lokalu T o w a rz y stw a , o go d zin ie ” '/a w ie­

czorem .

') R o z m a ite o d m ia n y złotej ry b k i i sposoby ic h j ho d o w an ia w a k w a ry ja c h , p o d a n e są o b sz e rn ie w spe-

| c y ja ln e m dziele H. M u le rta : ,,T h e Goldflsh a n d itą

1

c u ltu re “.

(14)

350 WSZECH ŚWIAT.

1. P r o to k u ł p o sie d ze n ia p o p rz e d n ie g o zo stał o d ­ c z y ta n y i p rz y ję ty .

2. S e k re ta rz K o m isy i o d c z y ta ł z a w ia d o m ie n ie p.

M ic h ała W ie rzb o w sk ieg o z d. 30 K w ie tn ia 1886 r., w k tó r e m d o n o si K o m isy i o w y k ry c iu p rz e z sieb ie w a ż n y c h p ra w b ijo lo g icz n y ch .

3. 1’. B r. Z n ato w icz m ó w ił o w s p ó łc z esn y c h p o g lą ­ d a c h n a budow ę c h em icz n ą if u n k c y je m a te ry j o rg a ­ n ic z n y c h , sta n o w ią c y c h n ajw aż n ie jsz e m a te ry ja ły w o rg a n iz m a c h ż y w y ch i b io rą c y c h b e z p o ś re d n i c z y n n y u d z ia ł w z ja w isk a c h ż y cio w y c h . B u d o w a wo- d an ó w w ę g la i c ia ł b ia łk o w a ty c h w o b e cn e j c h w ili n ie m oże b y ć o b ja ś n io n a w n ie z a p rz e c z o n y sposób, p o n iew aż c h e m ija n ie p o sia d a jeszc ze ś ro d k ó w o k re ­ śle n ia w ie lk o ści c ząstecz k i ty c h zw iązków . J e d n a k ż e w c h w ili o becnej n a d e s z ła ju ż p o ra w ła śc iw a do tw o ­ rz e n ia u g ru n to w a n y c h n a d o św ia d c za ln e j p o d sta w ie p rz y p u szc z eń co do c h e m ic z n e g o z n a c z e n ia i p o c h o ­ d z en ia ow ych n a jw a ż n ie jsz y c h części s k ła d o w y c h u s tro ju ro ś lin n eg o i zw ierzęcego. Do w a ż n y c h b a d a ń n a d c h em icz n ą ró ż n ic ą żyw ej o d m a rtw e j p ro to p la - zm y, p ro w a d zo n y c h od la t ju ż k ilk u p rz e z p. p. L o e ­ w a i B o k o rn e g o (i z n a n y c h c z y te ln ik o m W sz ec h ­ św ia ta ze streszczeń p o p u la rn y c h ), p rz y b y w a w o s ta t­

n ic h c h w ila ch w ażn y p r z y c z y n e k —p ie rw sz a w h isto - r y i c h e m ii sy n te z a c u k ru , św ieżo d o k o n a n a p rz e z L oew a, o ra z w y k ry c ie o b e cn o ści k w asu glio k sy lo w e- g o w m ło d y c h , n ie d o jrz a ły c h o w o cach i czę śc ia c h ro ś lin p rz e z p. p . C h u a rd a i B ru n n e ra . O s ta tn i d w aj c h e m ic y m n ie m a ją , że kw . g lio k sy lo w y (COH.COOH) m oże byó p r z y ję ty za je d e n z p ie rw sz y c h p ro d u k tó w a sy m ila c y i, a je g o p o w s ta w a n ie m oże z n a jd u je w zór c h e m ic z n y w ró w n an iu :

2

CO (O II

) 2

- f 2 H

2

= 3 H „ 0 + COII. COOH kw . w ęg lan y kw . g lio k sy lo w y K w as g lio k sy lo w y je s t zw iąz k ie m o fu n k c y i m ięsza- n e j, kw asow ej i a ld e h id o w ej, a fa k t w y d z ie le n ia go in n a tu r a z ż y ją cy c h o rg a n ó w r o ś lin n y c h j e s t p ie rw ­ szym n iez a p rz e c z o n y m dow o d em , że z w iąz k i c h a r a k ­ t e r u a ld e h id o w eg o z n a jd u ją się g o to w e w r o ś lin a c h . D aw n iejszy p rz e to d o m y sł B a ey e ra, że w o d a u y w ę g la w ogóle tw o rz ą się w p rz y ro d z ie d ro g ą p o lim e ry z a c y i a n ie k ie d y i w spółczesnej k o n d e n sa c y i z ja k ie g o ś a l­

d e h id u (B a e y e r p rz y jm o w a ł—z a ld e h id u m ró w k o w e ­ go), z n a jd u je p ierw szy dow ód d o św ia d c za ln y , ja k k o l­

w iek n ie z u p e łn ie b e zp o ś re d n i. Ż e z w iązk i te m o g ą p o w staw ać w p ra co w n i c h e m icz n ej z a ld e h id u m ró w ­ kow ego, o ile się z d a je , zo sta ło d o w ie d zio n e p rz e z L oew a (W sze c h św ia t t . V, s tr . 331).— Co do b ia łk a , to śc iśle b io rą c je d y n y m fa k te m rz u c a ją c y m b e z p o ­ ś re d n ie św ia tło n a jogo c h e m ic z n ą n a tu r ę m o ż n a n a ­ zw ać zach o w an ie się p ro to p la z m y żyw ej w zg lęd em zw iązków m e ta li s z la c h e tn y c h . D opóki p ro to p la z m a ż y je — zach o w u je się w zg lęd em ty c h zw iązk ó w j a k a ld e h id , to je s t w y d ziela z n ic h m e ta l (szczegółow o sre b ro ), z c h w ilą ś m ie r c i—d z ia ła ć p rz e s ta je . N a tej z asad zie L oew p ro p o n u je w zó r b u d o w y b ia łk a , do k tó re g o w c h o d zą w zn a c zn e j liczb ie g ru p y z fu n k c y ją a ld e h id o w ą —CHNH-

2

— O —COH, p o łą c z o n e z in n e m i, II

o fu n k c y i a lk o h o lo w ej d ru g o rzę d o w e j o ra z w ęglo- w o d o rn ej. Z a śm ie rć b ia łk a ze s tr o n y c h e m ic z n ej

N r 22.

--- f .

ty c h g ru p a ld e h id o w y c h u w a ż a ć n a le ży p rz e jś c ie

w u k ła d —CH — N H

I I

C _ C — (OH ) H

W z ó r L oew a z n iez n ac z n ą ró ż n ic ą o d p o w iad a sk ład o w i b ia łk a p rz y ję te m u p rz ez L ie b e rk iih n a : C; j l l | i jN is S 0

2

o, a w y p ro w a d z ić je m o żn a w e d łu g teg o c h e m ik a d ro g ą k o n d e n s a c y i a ld e h id u m ró w k o w eg o z am o n ijak iem , p rz y cz em w pierw szem s ta d y ju m tw o rz y się a ld e h id k w a su am id o b u rszty n o w eg o , zb liż o n y z b a rd z o ros- p o w s ze c h n io n ą w ro ś lin a c h a sp a ra g in ą:

4 HCO H + 1I3N = I I j N - C H - C O H - f 2 H ,0 ,

I

c h 2- c o h

te n p rz e z d a ls zą w e w n ę trz n ą k o n d e n s a c y ją d a je zw ią z e k p o ś re d n i, n ie z n a n y w sta n ie o d d zieln y m :

H

2

N - C H - C O U

3 I = C

12

H n N

3

O

4

f- 2 H jO , C H j- C O H

a te n o s ta tn i z w o d o rem i sia rk o w o d o rem k o n d e n su - j e się n a b ia łk o :

6

C| ,H nN 304 -j- H

2

S-)-

6

H

.2

— Ci

2

11

112

N 2 H

2

0 . D o d ać n ale ży , że w zó r b u d o w y b ia łk a p o d a n y p rz e z L o ew a b a rd zo d o b rz e z g ad z a się z te m , co o jeg o c z y s to c h e m ic z n y c h ro sk ła d a c h w iem y z d o ­ ś w ia d c z e ń in n y c h u c zo n y c h , a zw łaszcza S chiitzen- b e rg e ra .

N a te m p o sie d zen ie z o stało ukończone.

K B O W K A N A U K O W A .

CHEM F JA .

— P rzyc zy n e k do z n a jo m o ś c i g a lu . F a b r y k a d r a T e o d o ra S c h u c h a rd ta w G o erlitz p ierw sza p rz e d się ­ w z ięła fa b ry c z n e p rz y g o to w a n ie galu.

Z e w zględu n a to , że n a w e t n ie w ie lk ie ilo ści teg o rz a d k ie g o m e ta lu z n a jd u ją c e się w h a n d lu , n ie są c h em ic z n ie czy ste ,—to p i się on p r z y te m p e ra tu r a c h d w a lu b tr z y ra z y w y ższ y ch o d te m p e ra tu r y to p li­

w o ści czy steg o m e ta lu (30,15° C )—w ezw ała pow yższa fa b ry k a d r a K u n e rta d o z b a d a n ia w aru n k ó w , p rz y zac h o w a n iu k tó ry c h m o żn a o trz y m a ć m e ta l c h e m i­

czn ie czy sty .

P o n iew aż zasto so w an e p rzez L ecoq d e B oisbau- d r a n a ro sp u szc za n ie b le n d y cy n k o w ej (n ajw ięcej g a lu z aw ie ra w sobie b le n d a z B e n sb e rg n a d R en em ), w w odzie k ró lew sk iej p o sia d a w ażn ą, zw łaszcza p rz y p rz e ró b c e fa b ry c z n e j, n ied o g o d n o ść, że d a je w ie lk ie m a s y p ły n u tr u d n o d a ją ce g o się zu ży tk o w ać, m e to d a ta z o sta ła z a n ie c h a n ą .

Z e w zg lęd u n a to, że g a l w o b ecn o ści zasadow ych soli c y n k o w y ch z o staje p rzez n ie p ra w ie ilościow o z a trz y m a n y m , d z ia ła ł K u n e rt n a p ra ż o n ą b len d ę c y n k o w ą k w asem sia rc z a n y m , w ilo ści, n ie w y s ta r­

cza ją c ej do z u p ełn ej p rz e m ia n y . P rz e z rospuszcze-

nie te g o p r o d u k tu w w odzie o trz y m u je się d o ść c zy ­

sty s ia rc z a n cy n k u , ja k o p o b o c zn y p ro d u k t te c h n i­

Cytaty

Powiązane dokumenty

mej astronom ii, w której odwoływano się do niego z pewną ufnością, znajdowało się zaw­.. sze pod wpływem z góry powziętych a n a ­ zbyt cenionych hypotez,

Z tego faktu wysnuwamy wniosek, że ogon komety składa się cały z cząsteczek materyalnych, być może oddzielonych od komety tylko pod działaniem ich własnego

my od Jow isza, odbitą je s t od obłoków, u n o ­ szących się w atm osferze, więc zmniejszanie się jasności tarczy Jow isza od środka ku brzegom da się

necznych doprowadziło, ja k wiadomo, do bardzo ciekawych wniosków o własnościach, zwłaszcza zaś o składzie chemicznym słońca. Od czasu badań epokowych Bunsena

Obecnie jednak może rzecz ta da się rozstrzygnąć przy pomocy wybornych foto- grafij słońca, które dozwalają na powierzch­. ni jeg o wyróżniać mnóstwo

czania zależy oczywiście nietylko od cynku ale i od tego, że w płynie znajdują się iony cynku, które w ytw arzają przeciwciśnienie; od stosunku dopiero, w

W ynika to ze znanego faktu, że opór przew odnika je s t odwrotnie proporcyonalny do pola przecięcia poprzecznego; dowodzi tego również ogrzewanie się przew odnika w

stają przezeń pochłonięte, gdy tymczasem wszystkie inne promienie światła słonecznego przechodzą przez ten roztwór swobodnie. Dla naszego oka jest zupełnie