• Nie Znaleziono Wyników

Tom XX.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XX."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSTe 10 W arszawa, dnia 10 marca 1901 r.

Tom X X .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A " . W W a r s z a w ie : ro c z n ie ru b . 8, k w a rta ln ie ru b . Z . L p r z e s y ł k ą p o c z t o w a : ro c z n ie ru b . 1 0 , p ó łro c z n ie ru b . ft.

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i w e w szy st­

k ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z a g ra n ic ą .

K o m itet R e d a k c y jn y W s z e c h ś w ia ta s ta n o w ią P a n o w ie : C zerw iń sk i K ., D e ik e K ., D ic k ste in S .. E ism o n d J ., F la u m M , H o y e r H . Ju rk ie w ic z K ., K r a m s z ty k S .f K w ie tn ie w sk i W l., L ew iński J . , M o ro z e w ic z J., N a ta n so n J . , O kolski S ., S tru m p f £ . ,

T u r J . , W e y b e r g Z., Z ieliński Z .

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od g. ń do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.

_A.ćlres R e d a f e c y i : - 3?rzed.:m.leście, ŁT-r SS.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

OSKAR HERTWIG.

R o z w ó j b io lo g ii w w i e k u XIX.

Szanowni Panowie.

Pierwszy z szeregu odczytów J), których ce­

lem je s t dać W am na przełomie dwu wieków krótki pogląd na zdobycze nauk przyrodni­

czych, pierwszy ten odczyt dotyczył dziedzi­

ny, na której najwidoczniejszy jest ich po­

stęp. Z dobyta przez mozolne badania la b o ra ­ toryjne chemika i fizyka znajomość sił przy­

rody, sta ła się punktem wyjścia do technicz­

nego ich opanowania, co sprowadziło zasa­

dnicze zmiany w życiu narodów kulturalnych.

Niepozorne częstokroć odkrycia chemiczne i fizyczne dały początek olbrzymim odłamom przemysłu, stały się podstawami coraz po­

tężniejszego handlu; zrodziły się z nich roz­

maite urządzenia techniczne, coraz większą człowiekowi dające władzę nad czasem i prze­

strzenią : siła pary bez zmęczenia przenosi go na olbrzymie odległości, a po przez ocea­

ny z szybkością błyskawicy wędruje myśl ludzka.

*) Odczyt L . Boltzmana; ob. nr. 2 6 W szech ­ świata z r. z.

Równie świetnych wyników nie wykazuje biologia, z której rozwojem w ciągu X I X wieku będę miał zaszczyt W as zapoznać.

A jednak, śmiem twierdzić, umysł człowieka na polu biologii zdobył wiadomości równie ważne dla wiedzy i kultury ludzkości, jak wynalazki i odkrycia doktryn fizyczno-che- micznych. Głębszy pogląd na zawikłane prawa, rządzące zarówno organizmami, jak ciałami nieożywionemi, znajomość budowy organizmów, ich pochodzenia, zjawisk życio­

wych, znajomość stosunków między organiz­

mami i między niemi a resztą przyrody, dają nam możność zapanować również nad świa­

tem istot ożywionych; uczymy się w niezli­

czonych kierunkach wyciągać z nich korzy­

ści, lub też bronić się hygieną tam , gdzie spotykamy wrogie nam organizmy. Co waż­

niejsza, biologia wyjaśnia nam naszę w łasną istotę pod względem cielesnym i psychicz­

nym, dając nam w ten sposób możność pano­

wania nad samym sobą. W m iarę postępu w tym kierunku zmieniają się nasze pojęcia', m oralne i społeczne, budzą się nowe siły, pod których wpływem zmienia się nasze ży­

cie równie znacznie, ja k za przyczyną tech­

nicznego opanowania przyrody, zapewnione­

go przez chemią i fizykę.

Pole biologii szerszem jest jeszcze od dzie­

dziny nauk fizyczno-chemicznych. Ogólniko-

(2)

146 WSZECHSWIAT

wyra przeto być może tylko pogląd na jej rozwój w ciągu X I X stulecia; wytkniemy tylko kierunki poszczególne, w których’naj- większe ten odłam wiedzy poczynił postępy.

W krótkiem określeniu zawrzeć niepodob­

na [istoty organizm u i życia. To tylko p o ­ wiedzieć możemy, że życie zależy od pewnej szczególnej organ izacyi m ateryi i że z orga- nizacyą tą zw iązane są pewne czynności czyli funkcye, zgoła w m artwej nie znane przyrodzie. S tą d podział poszczególnych nauk, badających zw ierzęta i rośliny, na dwie grupy, n a anatom iczne i fizyologiczne, na takie, co budową i organizacyą tworów żywych się zajm ują, i takie, których treścią są ich czynności, a więc sprawy życiowe.

W obudwu kierunkach niezm iernie rozsze­

rzyły się nasze wiadomości w ciągu la t setki.

W ieki X V I i X V I I wielkich wydały a n a to ­ mów, co ja k Eustachiusz, Eallopiusz, Vesa- liusz lancetem i nożyczkami otworzyli przed nami tajniki licznych organów ciała ludzkie­

go, a medycynie dali trw ałe podstawy a n a to ­ miczne; w wieku X I X największe biologia poczyniła zdobycze na polu anatomii m ikro­

skopowej. JNowy świat żywy, jakiego nie przeczuwano nawet, odkryć mogli anatom o­

wie, w cudowną broń opatrzeni, w mikroskop złożony, przez optyków doprowadzony do do­

skonałości.

Bez wahania je d n ą z największych zdoby­

czy biologii mienię przekonanie, że zw ierzęta i rośliny sk ład ają się z komórek, czyli z nie­

zliczonych drobniutkich organizm ów p ier­

wiastkowych. N asze wiadomości o organi- zacyi substancyi żywej zostały rozszerzone i pogłębione wskutek pracy licznych sły n ­ nych biologów, że wymienię tylko Schleidena i Schwanna, H u gona v. Mohla, Nagelego, R em aka, K ollikera i Virchowa. W teoryi kom órek i protoplazm y anatom ia i fizyologia otrzym ała równie trw a łe podstawy, jak pod­

staw ą chemii s ta ła się nauka o atom ach i cząsteczkach.

W raz z teoryą komórkową powstał cały szereg nader ważnych pojęć. Jeżeli rośliny i zw ierzęta są do pewnego stopnia koloniami czy też społeczeństwami elem entarnych istot ożywionych, to zjaw iska życiowe są nader skomplikowaną wypadkową licznych pier­

wiastkowych procesów, zachodzących w ko­

mórce. S tąd krok tylko do ciekawych po­

równań między współdziałaniem poszczegól*

nych członków społeczeństwa ludzi, a budo ­ wą i życiem ciała zwierząt i roślin. Te czyn­

niki, które wywołały podział społeczeństw na liczne stany i niezliczoną rozmaitość czynno­

ści ludzi, praw a podziała pracy i różnico­

wania, zostały słusznie przez M ilne-Edward- sa, Spencera i innych zastosowane do wyja­

śnienia budowy organizmu z poszczególnych narządów i tkanek. W raz z Lionelem Bea*

le i Maksem Schultze nauczyliśmy się od­

różniać substancyą twórczą, protoplazmę komórki, od jej wytworów; wiemy obecnie, że komórki spełniające szczególne funkcye, dla dobra całości zm ieniają odpowiednio swoję wewnętrzną budowę i w ten sposób po­

w stają rozliczne tkanki i organy.

K ilka pokoleń badaczów pracowało nad rozwojem nauki o komórkach i tkankach i stworzyło potężny ju ż gm ach anatom ii m i­

kroskopowej zwierząt i roślin. A jednak i w tej dziedzinie wiele ważnych zagadnień czeka n a rozwiązanie, szczególnie kwestya struk tury ją d ra komórki i jej protoplazm y, budowa mikroskopowa układu nerwowego i narządów zmysłowych; z każdym rokiem ukazują się nowe badania i nowe, nieraz do­

niosłe, czynione są odkrycia-

Dzięki mikroskopowi złożonemu biologia odkryła nam drugi nowy, nieznany świat oży­

wiony, świat najprostszych istot jednokom ór­

kowych, przez niektórych badaczów wyodręb­

niony w królestwo pierwotniaków, na ru bie­

ży św iata roślinnego i zwierzęcego. W po­

łowie naszego wieku podziwiano odkryty przez E hren berga fakt, że całe warstwy sko­

rupy ziemskiej sk ład ają się z maleńkich, częstokroć niewidzialnych gołem okiem o r­

ganizmów, które w niezliczonych ilościach zamieszkują wody słodkie i morza. P o śmierci tych istot rozpada się ich protoplaz- ma, lecz wapienne czy kizemionkowe szkiele­

ty nie giną, opadają na dno, i tam , choć mi­

kroskopowo m ałe, w ciągu la t tysięcy w m i­

liardach nagromadzone, w ytw arzają na setki metrów grube pokłady.

Od tych ciekawych faktów ważniejszym jednak dla ogólnego na przyrodę poglądu je s t drugi szereg odkryć, który obok teoryi komórkowej uważam za drugie z podstawo­

wych odkryć biologii ubiegłego wieku. P o ­ znano w jednokomórkowych wodorostach,

(3)

N r 10 W S Z E C H S W I A T 147

grzybach, bakteryach i pokrewnych m ikro­

organizm ach przyczyny szeroko rozpowszech­

nionych zjawisk gnicia, fermentacyi i licznych chorób zwierząt i roślin.

Trzech wielkich uczonych najwięcej w tym kierunku zdziałało: w botanice de B ary d ał podstawy nauce o chorobach roślin, wy­

tw arzając odpowiednie metody obserwacyi i kultury, w dziedzinie zaś bakteryologii P a ­ steur i R obert Koch. Genialny francuz, równie biegły chemik jak biolog, i Koch w swych metodach doświadczalnych, że wy­

mienię czyste kultury, sztuczne odżywki, ho­

dowle na żelatynie i szczepienie, dali nam środki i wskazali drogi, którym zawdzięcza­

my wzbogacenie naszej wiedzy.

Znowu w ciągu dwu czy trzech lat dzie­

siątków nowa powstała gałąź wiedzy : bakte- ryologia. Cechą charakterystyczną naszego okresu jest to, źe gdy nowy cel zostanie wy­

tknięty i w skazana doń droga— metoda nau­

kowa, p raca gorączkowa wre wszędzie, jak nigdy przedtem ; a przyczyną tego niebywałe zainteresowanie nauką, doskonała organiza- cya pracy naukowej, liczne instytucye n a u ­ kowe, ułatw iona i przyśpieszona wymiana myśli przy pomocy pism specyalnych, a na­

wet prasy codziennej. Jak ż e szybko i nagle rozjaśniona została spraw a mikrobów po pierwszych nieudanych naw et próbach. Od­

kryto i zbadano właściwości licznych istot chorobotwórczych, przyczynę karbunkułu, zakażenia, róży, tyfusu, febry i cholery, gru­

źlicy i innych chorób zakaźnych u ludzi i zwierząt aż do owadów i robaków.

Pięknem je st do skarbu wiedzy nowe do­

dawać odkrycia; równą je s t zasługą obalenie i usunięcie błędu, który do wiedzy się za­

kradł. Im mniej ongi wiedziano o zjawi­

skach życiowych, tem łacniej wierzono w sa- morództwo, za fakt przyjmowano stwierdzo­

ny, że niższe istoty ożywione bezpośrednio z martwej powstawać mogą przyrody. W wie­

ku X V I I I wnętrzniaki i wymoczki, dlatego tak zwane, przez samorództwo, generatio aequivoca, powstawać miały; tak samo póź­

niej tworzyć się miały bakterye i inne mi­

kroby, tak m ałe i proste napozór, które ni stąd, ni zowąd ukazują się w cieczach.

I wielką je s t P a ste u ra zasługą, że naukowe- s mi niezbicie dowiódł m etodam i, że i bakte­

rye podlegają ogólnemu praw u „omne vivum

e vivo” , żywe od żywych pochodzą istoty;

odeń wiemy, że zarodki mikrobów znajdują się w mniejszej lub większej ilości w wodzie, powietrzu i ziemi.

Podczas tworzenia nauki o komórce rów­

nież przez pewien czas daw ał się odczuć szkodliwy wpływ teoryi samorództwa. W e ­ dług Schleidena i Schwanna nowe komórki w ciele zwierząt i roślin miały powstawać drogą jakiejś krystalizacyi z roztworów od­

żywczych wewnątrz lub też nazewnątrz ko­

mórek macierzystych. Mozolna praca, usil­

ne badania Mohla i Nagelego, R em aka, Kol- likera i Virchowa oraz innych podniosły fakt, że komórki powstawać mogą jedynie tylko drogą podziału, na stanowisko ogólnego p ra ­ wa biologicznego : „omnis cellula e cellula”.

Wogóle bez względu na wszystkie postępy wiedzy przepaść pomiędzy przyrodą ożywio­

n ą a. m artw ą nietylko nie zmalała, lecz prze­

ciwnie głębszą i szerszą się stała. Z roku na rok uczą nas głębsze studya, w parze z dociekaniami filozoficznemi, że kamień wę­

gielny przyrody ożywionej, komórka, nie jest szczególną olbrzymią cząsteczką czy też ży- wem białkiem, że nie należy ona jeszcze do dziedziny tak kolosalnie rozwiniętej chemii.

Sam a kom órka to organizm złożony z licz­

nych drobniejszych jeszcze jednostek żywych o różnych własnościach chemicznych, w nie­

znany nam jeszcze sposób w proces życiowy zespolonych. T u kryje się jeszcze jakiś n a j­

drobniejszy świat żywy, do którego zbadania bezsilnemi są nasze mikroskopy i metody pracy; miejmy jednak nadzieję, źe i ten świat tajemny odkryje biologia przyszłości z udo- skonalonemi przyrządam i i metodami.

Uczyniono już początek, wykształcając me­

todę barwienia, po której spodziewać się jesz­

cze możemy znacznego udoskonalenia i więk­

szej czułości; doniosłym jest również pogląd na zjawisko, zachodzące podczas podziału Jcomórki i ją d ra , jaki zawdzięczamy bada­

niom Biitschliego, S trasburgera, Flem m inga, van Benedena i wielu innych. Widzimy przecie podczas karyokinezy, źe niekiedy od­

różniać możemy w komórce najdrobniejsze cząstki o różnych właściwościach chemicz­

nych, śródciałka, włókna wrzeciona, chro- mozomy, jąd erk a, nici protoplazmatyczne;

widzimy, ja k pod wpływem sił nieznanych utwory te w złożone grupują się figury, aby

(4)

148 W S Z E C H S W I A T N r 10

równomiernie na dwa pochodne rozdzielić się organizmy.

Przedewszystkiem jed n ak na korzyść p rzy ­ puszczenia, źe sama kom órka jest nader zło­

żonym organizmem pierwotnym, przem awia jej znaczenie w rozwoju wyższych roślin i zwierząt. Gdyż, ja k wyłożył N ageli, w j a j ­ ku i ciałku nasiennem zaw arte są te niezli­

czone własności, którem i różnią się między sobą poszczególne gatunki; sk ład ają się one tedy z substancyi przenoszącej cechy dzie­

dziczone, z idyoplazmy, k tó ra musi być wy­

soko organizowaną, o ile wnosić możemy z faktu dziedziczności.

T u dochodzimy do trzeciej wielkiej zdoby­

czy biologii wieku X I X . W ięcej, niż kie­

dykolwiek przedtem panuje obecnie idea rozwoju. W e wszystkich dziedzinach, w filo­

zofii, historyi, filologii, w socyologii i geologii idea ta była odżywczym ferm entem , w żadnej jed n ak równie potężnego nie wywarła w pły­

wu, ja k w zakresie biologii. W szak istota ożywiona je s t jedynym tworem , na którym w ciągu krótkiego przeciągu czasu widzieć możemy rozwój od ja ja zapłodnionego do dojrzałego organizm u, nowe stwarzającego życie.

Dwa zagadnienia zawiera kwestya rozwoju organizm u : dotyczące rozwoju osobniczego, czyli cyklu zjaw isk zachodzących od chwili zapłodnienia ja ja do śm ierci przyrodzonej, i drugie p y ta n ie : w jak i sposób naturalny pow stał w ciągu historyi ziemi tak skompli­

kowany utwór przyrody, jakim je st dla nas organizm . Na dwie tedy dziedziny rozpada się nauka o rozwoju organizmów, na ontoge- nią i filogenią, źe użyjemy ukutych przez H aeckla wyrazów.

Tylko ontogenią bezpośrednio naukowo b a­

dać możemy. Poczynając od zapłodnienia, krok za krokiem badać możemy rozwój zwie­

rz ą t i roślin. T u znowu mikroskop dał nam możność zgłębienia tajników ontogenii i wy­

prow adzenia praw ogólnych. Od czasów P a n d e ra i K aro la E rn e sta von B aera, dla niespożytych zasług „ojcem historyi rozw oju”

zwanego, zbudowano obszerny, wspaniały i trw ały gm ach embryologiczny, dźwignięty przez usiłowania licznych badaczów różnych narodowości. Chociaż dokładniej zbadać n a ­ leży szczegóły wielu zjawisk, w ogóle wyja­

śniona je s t stro n a m orfologiczna rozwoju

osobniczego; słusznie tem pysznić się może­

my, szczególnie gdy przypomnimy sobie, że najwięksi filozofowie i przyrodnicy minionych stuleci, H aller, Leibnitz, Cuvier, nie mogli rozwiązać zagadki rozwoju, a metody ich wo­

bec niego okazały się bezsilnemi.

Z e każde zwierzę, a więc i człowiek w po­

czątkach swego życia przechodzi stadyum jednokomórkowe, że kom órka ta dzieli się wielokrotnie, a powstające w ten sposób licz­

ne komórki w listki zarodkowe się układają, z których znowu poszczególne organy swój biorą początek, i źe dojrzały organizm two­

rzy się drogą uspołecznienia kom órek po licznych przekształceniach, sąto fakty, o któ­

rych każdy z łatwością przekonać się może;

sąto trw ałe, pewne podwaliny nauki.

H ypotezam i natom iast tylko odpowiedzieć możemy na drugie zagadnienie: w jak i spo­

sób powstały w ciągu rozwoju ziemi istnie­

jące obecnie organizmy. W prawdzie p rzy ­ gotowany filozoficznie badacz za ogólną uwa­

ża zasadę, że istniejące- obecnie organizmy nie zamieszkiwały niegdyś ziemi w dzisiejszej swej postaci i źejprzebiedz m usiały drogę ro z ­ woju od form najprostszych, k tó rą H aeckel odróżnia jak o filogenetyczną. Do wniosków tych doprowadzą go dane z różnych dziedzin biologii zaczerpnięte; opierać się on będzie mianowicie na rozwoju osobniczym, który wykazuje faktycznie przem ianę prostszych w bardziej skomplikowane postaci; powoła się również na anatom ią porównawczą w wie­

ku bieżącym przez Cuviera iM eckela, J o h a n ­ nesa M ullera i G egenbaura do znacznej d o ­ prowadzoną doskonałości.

Nie mamy jed n ak żadnych podstaw fa k ­ tycznych do szczegółowego określania, w j a ­ kiej specyalnej postaci żył którykolwiek z współczesnych organizmów w zamierzchłej przeszłości. Z niezliczonych miliardów istot żywych, jakie ziemię zamieszkiwały w ciągu okresów na lat miliony długich, dochowały się nieliczne części szkieletów w stanie ko­

palnym; d ają one niedokładne i ogólnikowe tylko wyobrażenie o odpowiednich miękkich częściach ciała. A zresztą nigdy rozstrzygnąć nie możemy, czy twór przedpotopowy, którego szczątki badamy, nie wymarł zupełnie, tak że za przodka postaci współczesnych uw aża­

nym być nie może.

Dwukrotnie w ciągu naszego stulecia spra­

(5)

A i 10 WSZECHSW1AT 149 wa pochodzenia gatunków żywo poruszyła I

badaczów i dyletantów i silny wpływ na świat j ideowy wywarła, opromieniając sław ą n a ­ zwiska L am arcka i Darw ina. W ielki fra n ­ cuski zoolog La m arek ogłosił w początkach wieku X I X , w dobie rozkwitu francuskiej i niemieckiej „naturfilozofii” słynną swoję

„Philosopbie zoologiąue”, pomnik niezależne­

go poglądu filozoficznego na świat organicz­

ny. W roku 1859 K a ro l Darwin wydał swe podstawowe dzieło o pochodzeniu gatunków, wybitne wskutek zebrania i ocenienia licznych nieuwzględnianych przedtem faktów, jeszcze wybitniejsze przez liczne nowe punkty widze­

nia, które w genialny sposób objaśniały po­

mijane uprzednio wzajemne stosunki o rga­

nizmów i stosunek ich do otaczającej przy­

rody.

Szczęśliwszy od poprzednika, którego za­

sługi potomność dopiero uznała, D arw in wi­

dział, jak nauki jego na podatniejszą padły glebę i wywołały entuzyastyczny ruch nauko­

wy z jego związany nazwiskiem—darwinizm.

W H aecklu Darw in znalazł gorącego rzecz­

nika, lepiej przygotowanego pod względem anatomicznym i embryologicznym, a więc bę­

dącego dlań poźądanem dopełnieniem. Ł u ­ dzono się nadzieją, że poznano prawdziwe przyczyny powstawania nowych gatunków i że objaśniono je zapomocą teoryi doboru.

W alka o byt, wybór odpowiedniejszego, do­

bór n aturalny—były to formuły, wyjaśniają­

ce pochodzenie świata organicznego. Nowa doktryna licznych pozyskała wrogów i zwo­

lenników; ze zmiennem szczęściem toczyła się walka zażarta, ja k rzadko przy hypote- zach naukowych. Odróżniano darwinistów, ultradarw inistów i antydarwinistów, haeckli- stów i weissmanistów; W eissm ann ra d y k a l­

niejszy od D arw ina głosił „wszechmoc dobo­

ru natu raln eg o ”, H erbert Spencer, przeciw­

nie, akcentow ał jego bezsilność.

Ja k ż e wyjaśnić to zjawisko, zrozumiałe w zagadnieniu politycznem, lecz niepojęte w nauce. Mnie się zdaje, że formuły „walka o byt, wybór odpowiedniego, dobór” sąto wyrażenia ta k ogólnikowe, że otrzym ują j a ­ kiekolwiek znaczenie dopiero w zastosowaniu do poszczególnych przypadków. Do czego też nie stosowano wyrażenia „walka o byt” ! P ojąć można dlaczego pozyskało ono prawo obywatelstwa w pismach z dziedziny ekono­

mii i polityki, trudniej atoli, źe w chwili n a j­

większego przypływu fali darwinizmu du P rel

„walką o b y t” objaśniał ruchy ciał niebie­

skich. Poszczególnego przecież przypadku nie objaśniamy ogólnikami lub objaśniam y po­

zornie tylko, a prawdziwy związek przyczy­

nowy potem jak przedtem jest dla nas tajem ­ nicą. Celem atoli badania naukowego je st odnalezienie bezpośredniej przyczyny każde­

go zjawiska, lub raczej przyczyn, gdyż żadne zjawisko od jednej nie zależy przyczyny.

Otóż niewątpliwie powstawanie świata or­

ganicznego pod działaniem przyczyn przyro­

dzonych je st sprawą nader zawikłaną i tru d ­ ną. Ż ad n a cudowna formuła jej nie roz­

strzygnie, ja k niem a panaceum na wszystkie choroby. Głosząc wszechmoc doboru natu­

ralnego W eissmann przyznał jednocześnie, że „zazwyczaj nie możemy dowieść, że pewne przystosowanie nastąpiło skutkiem doboru naturalnego”; znaczy to innemi słowy, że żadnego nie mamy wyobrażenia o całokształ­

cie przyczyn, warunkujących dane zjawisko.

„Niemoc doboru naturalnego” powtarzamy ze Spencerem.

'W tym sporze naukowym, który kończy nasz wiek, ściśle rozróżniać należy teoryą roz­

woju—ewolucyi, od hypotezy doboru. W raz z Huxleyem powiedzieć m ożem y: „Gdyby hypoteza D arw ina zginęła bez śladu, teory a ewolucyi zostałaby ta k ą samą, ja k przed­

tem ”. J e s t ona, teorya ewolucyi, jed n ą z n aj­

większych zdobyczy ubiegłego wieku, op artą na faktach niewzruszonych.

(B ok. nast.).

Tłum. J . L .

MIKOŁAJ KOPERNIK.

Studya nad pracami Kopernika, oraz materyały biograficzne

opracow ał i z e b r a ł Ludwik Antoni Blrkenmajer.

Część pierw sza. Kraków, 1900. S t r . XIII, 711, 4 -a.

Pod takim tytułem wyszło nakładem A k a­

demii Umiejętności dzieło poświęcone Uni­

wersytetowi Jagiellońskiem u w roku jego ju ­ bileuszu. J e s tto owoc długoletniej pracy niezmordowanego au to ra , znawcy i badacza niezrównanego wszelkich spraw historyczno- naukowych. Ogrom nagromadzonych stu-

(6)

150 W SZECH SW IA T Nr 10

dyów i nad wyraz bystra ocena n ajdrobniej­

szych szczegółów w tekście przytoczonych mogą wprawić w podziw każdego czytelnika.

W krótkiem omówieniu, gdyż na obszerne brak mi czasu, pragnę powiadomić czytelni­

ków W szechśw iata o treści dzieła.

W przedmowie au to r słusznie mówi, źe dw a główne momenty dotyczące K opernika, a mianowicie narodowość wielkiego m ęża i ge­

neza nieśm iertelnego odkrycia, bywały w ży­

ciorysach bardzo nierównomiernie uwzględ­

niane. D ługotrw ały spór o narodowość K o ­ pernika był praw ie głównym celem, do któ ­ rego różni autorow ie zm ierzali; gdy tym cza­

sem spraw a daleko ważniejsza, bo wyśledze­

nie tego procesu m yślenia, który doprow a­

dził K opernika do wiekopomnego odkrycia, pozostała zupełnie na uboczu, albo była tyl­

ko domysłami zbywana.

Otóż p. B irkenm ajerow i chodzi przew aż­

nie o wyśledzenie genezy Kopernikowskiego odkrycia. Nie szczędził ,on niczego, by do­

piąć powziętego zam iaru, liczne podróże, od­

szukiwanie rękopismów i ślęczenie nad ich odczytywaniem nie ubezw ładniły niestrudzo­

nego pracow nika, lecz przeciwnie podsycały jego wytężone usiłowania. P rą g n ą ł on ze­

brać m ateryały „sui generis re g e sta ”, któ ­ rych tylko sam K opernik dostarczyć może, ju ż to w swoich zwięzłych zapiskach, już to w głównem dziele „O obrotach ciał niebie­

skich”. A le same m ateryały sucho i bez wszelkiej krytyki zebrane nie m iałyby n au ­ kowej wartości; „potrzeba zanurzyć się w c a ­ łą po K opern iku spuściznę jego myśli, o ile ona ocalała w wszelkich jego pismach, czy to obszernych czy też drobnych i najdrobniej­

szych, lecz własnoręcznych” (Przedm owa, str. X I).

T ak też uczynił p. B. i chociaż w yraża pewne powątpiewanie co d o zupełności takie go przedsięwzięcia, ja przeciwnie sądzę i po­

czytuję jego pracę za źródłow ą skarbnicę, za kam ień węgielny, n a którym następni b a d a ­ cze tego przedm iotu dalszą budowę wznosić mogą.

C ałe dzieło składa się z 34 rozdziałów.

W 14-tu pierwszych mieszczą się mozolne

„S tu d y a”, zajm ujące więcej niż połowę całej książki; pozostałe rozdziały, od 15—34, z a ­ w ierają wszelkie zeb ran e wiadomości, odno­

szące się do życia K opernika. Przytoczę tu ta j kolejno następujące po sobie roz­

działy.

Rozdział I. Epitome Joannis de Monłe- regio in Almagestum Ptolemaei (str. 3— 25).

Wiadomo, że A lm agest Ptolem eusza był źródłową książką do nauki astronomii; epito- m at tu taj ^wymieniony je st jego objaśnieniem.

K opernik znał obie książki i epitom at z ro ­ ku 1496 nabył prawdopodobnie w czasie pierwszej swojej do W łoch podróży; z niego też zaczerpnął mnóstwo wiadomości, a nawet miejscami całe frazy stam tąd przejął (str. 5).

Porównania wyjątków z A lm agesta, z epi- tom atu i dzieła K opernika są w tym rozdzia­

le szczegółowo przytoczone. Różne sprzecz­

ności, które K opernik znajdow ał w księgach swoich mistrzów, zrodziły w nim powątpie­

wanie o prawdziwości podstaw ich nauki.

Dlatego też mówi p. B . : „W genialnym umyśle 20-letniego scholara krakowskiego rozpoczynało się właśnie dzieło przewrotu tych wyobrażeń, niczem prócz zgrzybiałością nie uświęconychu (str. 29).

Rozdział I I. Tabulae Alphonsi i Tabu•

lae directionum (str. 26 -6 4 ).

J e s t tutaj bardzo szczegółowe objaśnienie tablic astronomicznych króla hiszpańskiego Alfonsa z r. 1492, i tablic R egiom ontana z r.

1490. Obie książki znajdują się w uniwersy­

teckiej bibliotece w Upsali, są razem opra­

wione z własnoręcznym podpisem K opernika i różr.emi a licznemi jego zapiskami. Z j a ­ ką skrzętnością p. B. bada! tę spuściznę K o ­ pernika, może każdy z tego miarkować, że podaje ryciny okładek całej książki i rycinę tytułowej k arty tablic Alfonsa. Przytacza zapiski K opernika, objaśnia je dokładniej i zupełniej, aniżeli to czynili autorowie nie­

mieccy, Prove i Curtze.

Do tego rozdziału p. B dołączył dwa do­

datki; w pierwszym mieści się „Uzasadnienie interpretacyi greckiej tablicy astronomicznej K opernika”, znajdującej się wśród upsalskie- go egzemplarza tablic Alfonsa, w drugim dodatku podaje „K ilk a słów o katalogu gwiazd stałych w Revolutiones orbium coele- stium ”. Cały rozdział z dodatkam i je st wy- mownem świadectwem nadzwyczajnej bystro­

ści autora.

(7)

N r 10 W S Z E C H S W I A T 161

Rozdział I I I . Gommentariolus (str. 70 do 88).

Całkowity ty tu ł tego pisemka b rz m i: „Ni­

colai Copernici de hypothesibus motuum coelestium a se constitutis Commentarolus”.

Pierw szą niezupełną kopię tego pisemka wy­

nalazł dopiero w r. 1877 prof. C urtze w ce­

sarskiej bibliotece w W iedniu, drugą zupełną prof. A rvid Lindhagen w Stockholmie.

W brew przyjętem u mniemaniu p. B. twierdzi, że ten tra k ta c ik K opernika był napisany nie w r. 1533, a naw et 1539, ale o ćwierć wieku wcześniej, a zatem wtedy, kiedy autog raf

„De revolutionibus“ jeszcze nie istniał. D o ­ wodzi dalei p. B., źe Commentarius nie może być uważany za zapowiedź głównego dzieła K opernika, gdyż w nim mechanizm heliocen- tryczny je st zupełnie odmienny od tego, na którym opiera się główne dzieło. Dowody są m atem atycznie przekonywające i cy tata­

mi poparte. Ostatecznym wnioskiem p. B.

jest to, że „Commentariolus'wyszedł na jaw stanowczo przed 5 czerwca 1512 r., a bardzo prawdopodobnie nawet przed 1 stycznia tego samego roku” (str. 79). N a tejże stronicy p. B. mówi dalej : „N ajpóźniej w r. 1515 przekonał się K opernik zapomocą obserwa- cyi, źe cały szereg jego twierdzeń (w Com- m ent.) wypowiedzianych wymaga gruntowne­

go sprostowania. Wówczas to zarzucił on (K opernik) homocentryczny mechanizm dwu- epicyklowy, a wprowadził mimośrody u planet, których wpierw, prócz u ziemi, nie było w je ­ go konstrukcyi heliocentrycznej. P rzem iana j

wyobrażeń i faktów sięga tak głęboko, tyle po- [ między równoległemu twierdzeniami sprzecz­

ności, źe K opernik nie mógł nie żałować te­

go. że „Oommentariolus” dostał się z Warmii na zew nątrz”. Prawdopodobnie pisemko by­

ło posłane zaufanej osobie z lała od W arm ii jako list z którego porobiono kopie, niedaw­

no odnalezione.

Rozdział IV. Averroes (str. 89—98).

W rozdziale 10 pierwszej księgi Revolutio- nura „D e ordine coelestium orbium ” K o­

pernik roztrząsa różne mniemania starożyt­

nych co do porządku, w jakim planety doko- nywają swoich obiegów, rozumie się naokoło ziemi, naokoło której i słońce miało swój bieg odbywać. N ajtrudniej było umieścić planety W enus i M erkurego, czy bliżej ziemi

niż słońce, czy też dalej. Zwolennicy pla­

tońskich wyobrażeń utrzymywali, że obie te planety muszą mieć drogi zewnątrz słońca, bo w przeciwnym razie m usiałyby czasem podobnie jak księżyc, wywoływać zaćmienia słońca, czego jednak nikt nie widział. Zwo­

lennicy Ptolem eusza odpowiadali na to, że te planety niekoniecznie muszą być tak nie­

przezroczyste, jak księżyc, mogą nawet mieć własne światło; zresztą w porównaniu ze słoń- sem są ciałami tak małemi, że zaledwo setną część tarczy słonecznej mogłyby zakryć i dla­

tego niełatwo możnaby je na słońcu do- strzedz. Kopernik powołuje się na A rerroesa (zm arł 1198 po Cbr.), który miał widzieć j a ­ kąś czarną plamę na tarczy słońca podczas złączenia tegoż z M erkurym i dodaje, że obie planety, W enus i M erkury, odbywają swój bieg wewnątrz drogi słońca. P . Birkenma- je r, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tem zjawisku M erkurego i spostrzeżeniu Averroe- sa, przestudyował wszystkie źródła, mogące tą sprawę wyjaśnić i wskazać, skąd Kopernik zaczerpnął wiadomość o rzekomem spostrze­

żeniu Averroesa. Nigdzie jednak nie mógł znaleźć na to pytanie odpowiedzi i prawie zwątpił o możności znalezienia jej. Dopiero w jednem z pism K eplera odszukał wzmian­

kę, że wiadomość o M erkurym na tarczy słońca podał M irandulanus (starszy) w „Di- sputationes adversus astrologiam divinatri- cem, Bononiae 1495”, a K opernik przejął ją od M irandulana i zmienił nazwisko „Aven- R odan” na „A ven-Rois”. Lecz K epler myli się, przypisując zmianę nazwiska K operni­

kowi, gdyż ona została uczyniona przez M i­

randulana w pierwszem wydaniu jego tr a k ta ­ tu, który był znany Kopernikowi w czasie redagowania I-ej księgi Revolutionum, a więc około r. 1520.

Rozdział V. Słudya hellenistyczne Ko­

pernika (str. 99—127).

W łoscy autorowie, piszący o Koperniku, ja k Dominik B erti 1876, K a ro l M alagola 1878, a za nimi niemieccy, jak Leopold P ro- ve 1883, utrzym ują, że K opernik uczył się języka greckiego w Bolonii od Urceusa Co- drusa. Ksiądz dr. H ipler zaprzeczył tem u w r. 1884, twierdząc, źe K opernik praw do­

podobnie dopiero w Padwie r. 1503 zaczął nabywać znajomości tego języka. P . B irken-

(8)

152 W SZECHŚW IAT

m ajer rozbiera tę sprawę na swój krytyczny sposób, przegląda folianty i zapiski K o p e r­

nika na nieb, a osobliwie n a słowniku g re­

ckim Chrestoniusa i zarazem mówi, „że K o ­ pernik posługiwał się g ram atyką Teodora I Grazy z r. 1495, że więc na niej prawdopo­

dobnie uczył się języka greckiego” (str. 109), i „że studya greckie K opernika rozpoczęły się nie wcześniej, ja k w jesieni r. 1501 (str.

103), gdy U rceus Codrus zm arł w lutym r. 1600. P . B. przychyla się do zdania ks. H iplera, że prawdopodobnie w Padw ie odbywały się te greckie studya K opernika.

Znajom ość języka greckiego była potrze­

bna Kopernikowi, między innemi celami nau- kowemi, do ustalenia nazw i kolejnego n a ­ stępstw a miesięcy greckich w porównaniu z łacińskiemi; spraw a dla astronom a nie­

odzowna.

P od koniec rozdziału jest mowa o tłu m a ­ czeniu „Listów T eofilakta” i „Listu Lycida do H ip p arch a” z greckiego n a język łaciński.

N a zakończenie p. B. podaje ciekawą rzecz o podwójnem p w nazwisku K op ernika, ja k to nowsi pisarze niemieccy chcą ustalić, p i­

sząc K oppernik, kiedy astronom pisał zwy­

kle jedno p , ta k nazywając się z łacińska, podług ówczesnego zwyczaju, Copernicus, ja k z greck a K opernikos. Otóż Broscius na egzem plarzu R evolut. w bibl. J a g ie llo ń ­ skiej wydania am sterdam skiego podał wia­

domość o nazwisku „K opfernikos”, które miało znajdować się w nagłówku epigram a­

tu : „Nicolaos ho Kopfernikos pros Joanen ton Linodesm ona” (rozumie się greckiem i literam i), który to epigram at Broscius wi­

dział w r. 1618 w rękopiśm ie D antyszka.

P rzy wierszach D antyszka „Epitalam ium in nuptias", wydanych w K rakow ie 1512, epi­

gram atu K opernika brakuje. Dopiero w ro ­ ku 1658 R adym iński, znalazłszy ten wierszyk i w notatkach Brosciusa, ogłosił go drukiem w „Com m entatio de vita et scriptis N icolai Copernici”, a po raz wtóry Dominik Szulc w r. 1855.

Niemieccy pisarze, korzystajac z tego n a ­ zwiska „K opfernikos”, zaczęli je w yprow a­

dzać od wyrazu „K opfer, K upfer” (miedź).

P rzez podobieństwo głosek łatwo zrobić

„K oppernikos”, albo „K offernikos”, ja k kto chce, gdy tymczasem „K o p er” (ziele) je s t | podstawowem brzm ieniem nazwiska : K oper- |

nik. Gdyby tenże chciał wyprowadzać swo­

je nazwisko od „K upfer” (miedź), znalazłby był grecki wyraz „chalkos” i byłby p rzetłu ­ maczył to nazwisko na greckie, podobnie ja k to uczynił z nazwiskiem F lachsbinder (Linodesmon, Dantyszek).

R o zd zia ł V I. P o n ta n u s, B essa rio n i A ra - tos z kom entarzem Theona (str. 128— 153).

K siążka, o której je st mowa w tym roz­

dziale, składa się z trzech druków razem oprawionych; je st ona jednym z n ajstar-

| szych, dotąd znanych, zabytków po K o ­ perniku. D ruki są weneckie; najpóźniejszy z nich B essarion m a rok druku 1503.—P o n ­ tanus zm arł w Neapolu 1505; tamże był nauczycielem i wysokim urzędnikiem na dworze króla neapolitańskiego F erdynanda I i jego następców. Liczne jego pisma treści moralnej i astronomicznej wyszły w Wene- cyi 1501. —Bessarion, kardyn ał i p atryarcha konstantynopolitański, tłumaczył i objaśniał pisma P lato na po łacinie. — A ratos, grecki poeta, au to r „Fenom enów”, w których miesz­

czą się wiadomości astronomiczne; Theon, j e ­ go tłum acz na język łaciński. — Na om a­

wianej książce są różne notatki i sprostowa­

nia, ręk ą K opernika robione; odnoszą się one przeważnie do nazw miesięcy greckich i egipskich. Zbadanie tych zapisek i ich ob­

jaśnienie przynosi niemały zaszczyt p. B ir- kenmajerowi.

R o zd zia ł V I I . R aptularzy/c upsalśki (str.

154— 210).

T ak nazywa p. B. zeszycik z 16 k a rt pa­

pieru do pisania złożony i dołączony do „T a- bulae Alphonsii i T ab. directionum ” (roz­

dział I I ) . W tym to zeszyciku są liczne za­

piski własnoręczne K opernika i różne tablice astronomiczne.

Odcyfrowanie wszystkich szczegółów i obja­

śnienie ich może tylko ten ocenić, kto miał do czynienia z podobnemi sprawami. Ponieważ w trzech tablicach „rap tu larzy k a” K oper­

nik używa jeszcze roku zwrotnikowego, prze­

to p. B. sądzi, źe powstanie tych tablic nale­

ży odnieść do czasu studyów w Krakowie, pierwsze zaś rozmyślania K opernika nad ru ­ chomością ziemi sięgają przynajmniej czasów drugiej jego podróży do W łoch (str. 168).

Do niniejszego rozdziału dołączone są dwa i

(9)

N r 10 WSZECHSW IAT 153

dodatki; w pierwszym p. B wyprowadza ogól­

nie i szczegółowo rachunkiem „wielkość pe- ryodów”, na których opiera się jed n a z tablic raptularzyka, w drugim rozbiera porównaw­

czo jednę z zapisek tegoż z pisemkiem „Com- m entariolus” (rozdz. I I I ) .

Rozdział V III. Apianus, Geber, YiłeUio

(str. 211—219).

W bibliotece uniwersytetu upsalskiego zuajdują się druki, będące własnością K o­

pernika. F oliant, o którym tu ta j wspomnę, o b ejm u je: „Instrum entum pnm i mobilis”

P io tra A piana, „A stronom ią” G ebera i „O p­

tykę” kW iteliona, wydane w Norymberdze r. 1534, 1535. N a brzegu jednej karty pierwszego tra k ta tu je s t tabelka w łasnoręcz­

nie przez K opernika napisana, z cyframi i znakami ciał niebieskich. Prof. C urtze, który szczegółowo opisał tra k ta t, o którym mowa, utrzym uje, że tabelka zawiera daty jakiegoś horoskopu i tryum fuje, że znalazł czysty i jasny dowód na piśmie, jakoby K o ­ pernik nie pogardzał astrologią w różbiar­

ską. Przeciw tak stanowczemu twierdzeniu również stanowczo oświadcza się p. B. i wy­

kazuje, że tabelka ma ściśle astronomiczne znaczenie i odnosi się „do ważnej astro n o ­ micznej kwestyi ruchu punktów równonoc- nych, t. j. do tej samej m ateryi, w której nasz astronom odkryciem stożkowego ruchu osi ziemskiej przenikliwością swoją nas zdu­

miewa i któ rą w długim liście do Wapow- skiego tak żywo ro z trząsa” (str. 214).

W traktacie a ra b a G ebera (Gebri filii A fla), który chciał poprawiać Ptolom eusza, prostuje K opernik fałszywe nazwiska, lub robi swoje uwagi; na tytułowej zaś karcie pod wyrazami „G ebri filii A fla ” d o p is a ł:

„E gregii calum niatoris P tolem aei”. Tenże G eber żył o jakie 4 wieki wcześniej, niż K o ­ pernik; w bistoryi m atematyki ma on poczes­

ne miejsce; tra k ta t był przełożony na język łaciński w 12-ym wieku; późniejsi m atem aty­

cy wieków średnich niemało z niego korzy­

stali, osobliwie z jego trygonom etryi.

N a „O ptyce” W iteliona są także ślady ręki K opernika.

Rozdział IX. Matematyka Kopernika.

Głównie jest tu taj mowa o trygonometryi K opernika, która była wydana przez R h ety - k a w r. 1542 w W irtemberdze.

Do wszystkich działów astronom ii wchodzi trygonom etrya, jako nauka pomocnicza; bez niej żaden astronom nie może się obejść.

Tem bardziej była niezbędną pomocnicą re ­ form atora astronomii; musiał on dokładnie obrobić i przyswoić ją sobie, ażeby mógł d al­

sze stawiać kroki i nową budowę nauki wzno­

sić. Daleko wcześniej, niż powstało wieko­

pomne dzieło, K opernik musiał przygotować sobie cały m atematyczny ap arat, przy k tó re­

go pomocy wykonywał swoje obliczenia i po­

równywał je ze spostrzeżeniami. Dlatego bardzo słusznie mówi p. B irkenm ajer, że K opernik „z trygonom etryą wogóle zapoznał się już w Krakowie przy sposobności takich wykładów, ja k Tabulae resolutae, Theorica et tabulae eclipsium, Theoricae planetarum z kom entarzam i Brudzewskiego, które już powołują się na trygonom etryą i to w n a j­

nowszej jej postaci” (str. 235). Do Bolonii przywiózł też K opernik (24 letni) dostatecz­

ną znajomość trygonom etryi i um iał z nią so­

bie radzić. Co do czasu powstania trygo­

nometryi K opernika nie można ściśle roku oznaczyć; takie książki nie piszą się w ciągu jednej doby, wszelako p. B. sądzi, źe ona

„gotową była nie później ja k w r. 1512” (str.

235), a wydana została w 30 la t potem; po­

zostawała zatem długo w rękopiśmie i nie­

jednokrotnie była zapewne przez au to ra sprawdzana.

( C. d. nast.).

Kowalczyk.

H. POINCARŹ.

Teoryą i doświadczenie w fizyce.

(Mowa, wypowiedziana w dniu 7 sierpnia 1900 roku na mię­

dzynarodowym kongresie fizycznym w Paryżu).

(D okończenie).

To co powiedziano powyżej wyświetla jed­

nocześnie także i rolę zasad ogólnych, jako to zasady najmniejszego działania i zasady zachowania energii. Zasady te, mające ol­

brzymie znaczenie, znaleziono wtedy, gdy szukać poczęto wspólnych cech w formułowa­

niu rozmaitych praw fizycznych. P rzedsta­

wiają one treść i kwintensencyą niezliczonej, ilości spostrzeżeń.

(10)

154 W SZECH SW IA T N r 10

J u ż z samej ogólności tych zasad wynika, że, ja k to zaznaczyłem we wstępie do mych wykładów term odynam iki, nie poddaje się ich już więcej sprawdzeniu. Ponieważ je d ­ nak nie jesteśm y w stanie dać ogólnego okre­

ślenia pojęcia „energii”, więc zasada zacho­

wania energii oznacza tylko to, że istnieje

„coś”, co się niezmiennie zachowuje.

Jakichkolw iek nowych wiadomości o świę­

cie zewnętrznym dostarczą nam badania przyszłe, jednakowoż zawsze naprzód mo­

żemy być pewni, że „coś” będzie pozostaw a­

ło niezmiennie i to właśnie „coś" można na­

zwać energią. To nie może znaczyć bynaj­

mniej, że zasada sam a niem a sensu i ginie w tautologii, lecz przeciwnie wskazuje, źe różne przedmioty, którym my nadajem y n a ­ zwę energii, związane są między sobą wę­

złem ścisłego pokrewieństwa i że zasada ta u stanaw ia między niemi związek rzeczywi­

sty. Lecz chociaż zasada sam a ma racyą bytu, to jednakow oż m ogłaby być nawet fa ł­

szywą; być może, że nie mam y praw a roz­

szerzać nieograniczenie granic jej stosowa­

nia, a tym czasem zawsze z zupełnem ^przeko- naniem twierdzimy, że ona w ytrzym a spraw­

dzenie doświadczalne. K to może nas tedy uprzedzić, gdy dojdziemy do granic możeb- nych zastosowań zasady? To będzie można po­

znać samo przez się, gdyż wtenczas przestanie ona być pożyteczną i nie pozwoli bezbłędnie przepowiadać nowych zjawisk.

Większość teoretyków lubi posługiwać się objaśnieniam i z mechaniki lub dynamiki, n ie ­ którzy zaś byliby zupełnie zadowoleni, gdyby mogli objaśnić wszystkie zjaw iska rucham i molekuł, wzajemnie przyciągających się we­

dług pewnych praw. Inni, bardziej w ym a­

gający, chcieliby usunąć zupełnie działanie na odległość; ich molekuły opisują linie pro­

ste, z których zbaczać mogą jedynie wskutek uderzeń. Jeszcze inni wreszcie, ja k np, H e rtz , odrzucają i siły, lecz mówią, że molekuły tworzą geom etrycznie podobne konstrukcye na wzór konstrukcyj mechaniki praktycznej, ci chcieliby sprowadzić dynam ikę do pewne­

go rodzaju cynematyki. Jednem słowem wszyscy radziby wcisnąć przyrodę w wyzna­

czone ram ki, poza którem i już umysł ich nie znajduje zadowolenia. Ciekawem je s t tylko, czy przyroda okaże się dostatecznie podatną

■do tego?

Poruszałem już tę kwestyą w przedmowie do mego dzieła „Elektryczność i optyka”;

dowiodłem, że zawsze, gdy zasada energii i najmniejszego działania są zachowane, ist­

nieją wyjaśnienia mechaniczne i przytem w ilości nieograniczonej; wtenczas wszystkie zjaw iska można sobie objaśniać albo przy pomocy konstrukcyj mechanicznych, albo sił centralnych, albo wreszcie przez proste ude­

rzenia. W razie takiego objaśnienia nie można naturalnie poprzestawać na ro zp atry ­ waniu tylko grubszej m ateryi, działającej na nasze zmysły, i której ruchy obserwujemy bezpośrednio. T rzeba wtedy albo przypu­

ścić, że zwykła m aterya sk ład a się z a to ­ mów, których ruchy są dla nas niedostępne, a tylko jak o całość objaw iają się naszym zmysłom; lub też należy wystawić sobie je ­ den z tych nieuchwytnych płynów, które pod nazwą eteru lub jakąkolw iek inną odgrywały zawsze tak wybitną rolę w teoryach fizycz­

nych.

N iektórzy idą dalej i rozważają eter jak o jedyną m ateryą pierwotną. B ardziej um iar­

kowani biorą zwykłą m ateryą za eter zgęsz- czony, inni zaś, jeszcze bardziej niwecząc znaczenie m ateryi, uważają j ą tylko za geo­

metryczne miejsca jakichś osobliwości eteru.

T ak np. dla Kelw ina to, co nazywamy m a­

teryą, je st tylko zbiorem punktów, w których eter posiada ruch wirowy; dla R iem anna jestto zbiór punktów, w których e te r się wciąż rozpada; dla późniejszych autorów, W iecherta i L arm ora, jestto zbiór punktów, w których eter ulega pewnego rodzaju skrę­

caniu. Jeżeli będziemy brali za podstawę jeden z tych sposobów widzenia, to przedsta­

wia się jednocześnie pytanie : jeżeli eter je s t prawdziwą m ateryą, to na jakiej zasadzie przenosimy nań własności m echaniczne m a­

teryi zwykłej, która jest przecież tylko fał­

szywą materyą.

Dawniejsze nieważniki—cieplik, elektrycz­

ność i t. d .—odrzucono odrazu, gdy tylko z a ­ uważono, że ciepło może znikać i przekształ­

cać się, chociaż zresztą potemu były i inne przyczyny. M ateryalizując te nieważniki, jednocześnie zaznaczyliśmy dobitnie ich indy­

widualność i tworzyliśmy między niemi prze­

paść. Gdy zaś uznanie jedności przyrody zaczęło na całej linii przeważać i gdy zauwa­

żono bliskie związki, łączące oddzielne ich

(11)

N r 10 W SZECHŚW IAT 155

części, tę przepaść trzeba było koniecznie czembądź zapełnić. Dawniejsi fizycy, po­

większając liczbę nieważników, nietylko two­

rzyli rzeczy całkiem zbyteczne, lecz tem sa- mem niweczyli jednocześnie istniejące związ­

ki. Nie wystarcza bowiem, aby teorya tylko nie wskazywała fałszywych związków, trzeba jeszcze zawsze, aby ona nie ukryw ała związ­

ków rzeczywistych. A nasz eter, czy też on w rzeczywistości istnieje? Przypomnijmy sobie tylko, ja k powstała wiara w jego is t­

nienie.

Jeżeli światło z jakiej odległej gwiazdy dochodzi do nas w czasie kilkunastu lat, to w ciągu tego czasu nie znajduje się ono ani n a gwieździe, ani na ziemi, lecz musi p rze­

cież się gdzieś znajdować, mieścić się na j a ­ kiejś podstawie m ateryalnej.

T ęż samę myśl można wyrazić w m atem a­

tycznej i bardziej abstrakcyjnej formie. O b­

serwowane działania św iatła zawierają się w zmianach, doznawanych przez cząstki ma- teryalne; widzimy np., źe nasza płytka foto­

graficzna wykazuje skutki tego, co la t k ilk a­

naście tem u odbywało się na rozpalonej bry ­ le niebieskiej. W zwykłej jednak m echani­

ce stan układu badanego zależy od stanu w chwili bezpośrednio ubiegłej, układ zatem czyni zadość równaniu różniczkowemu; gdy­

by zaś pizeciwnie eter nie istniał, to stan świata m ateryalnego zależałby nietylko od bezpośrednio poprzedzającego stanu, lecz i od stanów bardziej ubiegłych i w tym więc razie układ czyniłby zadość równaniom o różnicach skończonych. Aby więc nie n a ­ ruszać ogólnych praw mechaniki, przypuści liśmy istnienie eteru; ten wzgląd każe nam wypełniać eterem tylko m iędzyplanetarne przestrzenie, lecz nie zmusza nas jeszcze do wprowadzania go wewnątrz m ateryalnych ośrodków. Fizeau wswem doświadczeniu z in­

terferen cją promieni, przechodzących przez powietrze i wodę, wykazał dwa różne ośrodki, wzajemnie się przenikające i przemieszcza­

jące się jeden względem drugiego. T ak więc zdaje się tu, że namacalnie napotykamy eter *).

*) W oryginale podane są jeszcze dwa p r z y ­ kłady, które ze w zględu n a bardziej specyalny charakter zostały w poniższem streszczeniu zu ­ p ełn ie pom inięte. (Przyp, tłum.).

Poświęcimy w końcu słów kilka dzisiejsze­

mu stanowi nauki. W historyi rozwoju fizy­

ki dają się zauważyć dwa przeciwne prądy.

Z jednej strony wciąż są odkrywane nowe związki między przedm iotami, które, ja k się zdawało, nazawsze powinnyby pozostać w odosobnieniu; rozproszone fakty przestają być dla siebie obcemi, wszędzie daje się zau­

ważyć ruch na drodze wielkiej syntezy—nau­

ka dąży wciąż do jedności i prostoty.

Z drugiej zaś strony obserwacya codziennie odkrywa nowe zjawiska, dla których często długo trzeba szukać miejsca w gmachu n a u ­ ki, a nawet dla ich pomieszczenia wypada niekiedy niweczyć część tego gmachu; w pew­

nych zjawiskach, gdzie nasze grube zmysły nic nie widzą ponad jednorodność, codziennie spostrzegamy najróżnorodniejsze szczegóły;

to, cośmy uważali za proste, staje się złożo- nem i zarazem nauka staje się coraz bardziej złożoną i różnorodną.

K tóry tedy z tych dwu przeciwnych kie­

runków, z których każdy po kolei bierze gó­

rę, zatryum fuje ostatecznie? Jeżeli pierwszy, to nauka jest możebna, lecz a priori tego do­

wieść nie można i należy się nawet obawiać, źe po bezowocnych usiłowaniach nagięcia przy i ody i doprowadzenia jej do naszego ideału jedności, gubiąc się w falach ciągłego przypływu nowych bogactw, odstąpimy od ich rozmieszczania, pozostawimy swój ideał i sprowadzimy naukę do prostego regestru niezliczonego mnóstwa recept. N a pytanie to nie jesteśm y w stanie dać odpowiedzi.

Możemy jedynie obserwować wiedzę dzisiej­

szą i porównywać jej stan ze stanem wczo­

rajszym. Takie porównanie pozwala n a tu ­ ralnie na wypowiadanie pewnych przy­

puszczeń.

P rzed półwiekiem byliśmy pełni wielkich nadziei. Odkrycie zasady zachowania ener­

gii i jej przekształceń ujawniło wtedy jedność działań przyrody. Wskazało, że zjawiska termiczne można objaśnić przez ruchy mole­

kularne. Jak ie są te ruchy, tegośmy napew- no nie wiedzieli, lecz nie posiadaliśmy wąt­

pliwości, że poznamy je wkrótce. W sto­

sunku do światła zadanie zdawało się zu peł­

nie wyczerpane; co dotyczy zaś elektryczności, to tu rzecz cała nie była tak jasna. E lek ­ tryczność wtedy dopiero zaczynała przyłączać do siebie magnetyzm, co stanowiło ju ż znacz­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czy istnieje taki k-elementowy zbiór S wierzchołków grafu G, że każdy z pozostałych wierzchołków jest osiągalny z jakiegoś wierzchołka należącego do S drogą składającą się

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o

Kiedy dokonuje się uwierzytelnienia dokumentów opracowanych przez wykonawców prac geodezyjnych lub prac kartograficznych na potrzeby postępowań

W pływ położenia ru rk i na kierunek ruchu ciała daje się wytłumaczyć tylko przez przy­. puszczenie, że ściany ru rk i, naelektryzowane zawsze odjemnie,

Stosunek ten jest istotnie zdumiewający, tem bardziej, że je st jedyny i że spotyka się w tak względnie niskiej grupie zwierząt. J e s t rzeczą zupełnie

przepro- wadzanego w Europie badania European Trial in Atrial Fibrillation or Flutter Patients Receiving Dronedarone for the Maintenance of Sinus Rhythm (EURIDIS) oraz

W Azji małą gęstością zaludnienia charakteryzuje się między innymi zachodnia część Chin i Półwysep Tajmyr położony w azjatyckiej części Rosji nad Morzem Arktycznym.. Zapisz

Przy- wodzi też na myśl czasy późniejsze, kiedy pojawiło się pojęcie etosu pracy w kontekście refleksji nad wartością życia zawodowego dla społeczeństwa i samej