, M 5 . Warszawa, d. 2 lutego 1896 r. T o m X V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA11.
W W arszaw ie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z prze sy łkę pocztow ą: rocznie rs. lo półrocznie „ 5 Prenum erow ać można w R edakcyi „W szechświata*
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią Panowie:
Deike K ., Dickstein S., H oyer H., Jurkiewicz K., Kw ietniew ski W i., Kram sztyk S., M orozew icz J., Na
tanson J., Sztolcman J., Trzciński W . i W róblew ski W.
A d r e s ZRed-ałsrcyi: il^ r a ^ o -^ s ls ie -iF r z e d .r n .ie ś c ie , iŃTr ee.
O C H L E B I E .
Rzecz odczytana n a posiedzeniu Sekcyi chemicznej.
P rofesor T arn ie r w przedmowie swej do książki pp. G alippea i B arrego „O chlebie” ') powiada, źe mimo całej swej niechęci do pisa
nia przedmów, z przyjemnością, prawdziwą chwycił za pióro, ożywiony ciekawym tem a
tem, tem atem o szerokiej doniosłości. Z e wszech stron, istotnie, podnoszą się strwo
żone głosy, rozszerzające wieść o wyludnie
niu F ran cy i, o zmniejszeniu się wzrostu i tuszy je j mieszkańców, o przeczuleniu ich systemu nerwowego. P ow rót do dzielności fizycznej, ja k ą się cieszyli przodkowie te ra ź niejszych Francuzów , nie je st wszakże nie- moźebny, a najważniejszym czynnikiem tej pomyślnej zmiany byłoby stosowanie hygieny
*) G alippe et Barre. L e pain. Eneyclope- die scientifiąue des aides - memoires. Masson editeur.
i odżywiania, które wyrabiały siłę w latach minionych. Chleb je st podstaw ą pożywienia i był nim również w przeszłości, je st straw ą rozpowszechnioną w klasie bogatej i biednej, w biednej je s t nawet często wyłącznym lub przeważającym pokarmem —te właśnie wzglę
dy skłoniły pp. Gralippea, przewodniczącego pracowni przy wydziale medycznym w P a ryżu i B arrego , lekarza i agronom a, do wydania obszernego drukowanego dziełka
„O chlebie”.
W iększą część pierwszego tom u autorowie poświęcają wykazaniu ważnego znaczenia, jak ie przypisujem y fosforowi w spraw ach życiowych; istotnie, fosforany i ciała azotowe są to niezbędne części składowe wszelkiego organizmu, rośliny zatem i zwierzęcia. Gdy roślina wyda owoce i nasiona, dochodzi wów
czas do krańców życia, a kiełek, przeznaczo
ny do przedłużenia gatun ku , znajdzie w n a
sieniu wszystkie substancye, potrzebne mu do pierwotnego rozwoju. Obok związków azoto
wych i mącznych, nasienie zawiera zawsze sporą ilość fosforu, a ten ostatni powinniśmy uznać za czynnik niezbędny do życia.
W zrost rośliny ściśle jest związany z obec
nością azotu i kwasu fosfornego w gruncie,
z którego następnie czerpie swój pokarm .
Istnieje naw et pewna solidarność między
66 WSZECHSWIAT. N r 5.
związkami białkow em i i fosforanam i: tam , gdzie spotykam y najw ięcej azotu, widzimy też najw iększą ilość fosforu; rozbiory Bous- singaulta i M ayera, uskutecznione nad zbo
żem, w ykazują w yraźnie, źe tworzenie się ciał białkowych w ziarn ach zależy od ilości zaw artych w nich fosforanów. Zboże w ykła
da się wówczas, gdy wobec nadm iaru azotu nie m iało dostatecznej ilości ty ch soli; krzew winny w tychże samych będąc w arunkach, w ydaje owoce liche i opadające. F osforany, będąc niezbędnem i w nasieniu do podtrzym y
wania życia pow stającej rośliny, grom adzą się w owocach i nieodzowne są roślinie do owocowania; w ynikająca stą d konieczność nawożenia pól związkam i, zaw ierającem i fos
for, je s t rzeczą powszechnie znaną.
Rośliny przesycone są tym pierw iastkiem , a zw ierzęta i człow iek spożyw ając je , p rzy j
m ują i przysw ajają kw as fosforny, a raczej jego sole, z któ ry ch w apienna je s t jednym z najw ażniejszych pokarm ów m ineralnych dla nas ja k i d la zw ierząt. D oniosłość fosfo
ra n u w apnia w odżyw ianiu nie uszła baczno
ści żadnego z fizyologów; je s t on ważny dla organizm u na równi z solą kuchenną, wcho
dzi on w sk ład kości, ciałek krwi, mięśni, kom órek nerwowych; spotykam y go w związ
ku z ciałam i białkow em i we wszelkiej proto- plazm ie i śm iało powiedzieć możemy, źe bez niego białko nie istnieje. J u ż oddaw na ro l
nicy zauważyli, źe zw ierzęta, karm ione rośli
nam i, wschodzącemi n a ziemi ubogiej w fos
forany, są chude i w ątłe; system mięśniowy i szkielet ich nie może istotnie dojść do p e ł
nego rozwoju z powodu b ra k u fosforu, a w najlepszym razie rozwój ich podlega znacznem u opóźnieniu. K o ń , żywiony paszą b o g atą w fosforany, k s z ta łtu je swój szkielet przez pięć la t, gdy inny, którego straw a ubogą je s t w te sole, w przeciągu siedmiu la t z trudnością dojdzie do wielkości i tuszy pierwszego. N a mocy doświadczeń wielo
krotnie pow tarzanych, przekonano się, źe fos
forany przyczyniają się do u kształtow ania system u kostnego i mięśniowego, źe sk ra cają okres w yrzynania się zębów, zw iększają ilość m leka i wogóle są ważnym czynnikiem do rozwoju sił. Z w ierzęta instynktow nie poszu
k u ją pokarm u zaw ierającego fosfor, a zwy
czaj indyan jedzenia ziemi da się uspraw iedli
wić organiczną p o trze b ą fosforu, skoro zwró
cimy uwagę, źe pożywienie ich złożone jest przeważnie z korzeni roślinnych i sferm ento
wanych owoców. Fosforany ułatw iają przy
swajanie, zw iększają apetyt, przyczyniają się do rozwoju i zwiększenia wagi ciała. To teź m ają one podwójne znaczenie: podnieca
jącego bodźca fizyologicznego i pokarm u.
K om órka ferm entacyjna żyć nie może bez odpowiedniej ilości fosforanów, a w ich obec
ności rozm naża się z niezm ierną szybkością.
N iem a tkanki bez fosforanu wapnia, gdyż sól ta je st niezbędną do utw orzenia komórki.
W szędzie, gdzie życie objawia się przyśpie- szonem tętnem , czy to w ferm entacyi, w kieł
kowaniu lub pracy mięśniowej i umysłowej,
j znajdziemy zawsze dużą ilość fosforu. Ilość tego pierw iastku nie je st jed n ak ą w świecie zwierzęcym, gdyż je st proporcyonalną do mniej lub więcej czynnego życia: u ryb i ziemnowodnych fosforu je st znacznie mniej niż u ssących, a p tak i zaw ierają go najwię-
j cej. Możemy powiedzieć innemi słowy, źe
j
bogactwo tk anek w m niejszą lub większą ilość fosforu je s t proporcyonalne do tem pe
ra tu ry zwierzęcia.
K w as fosforny spotykam y w organizm ie w połączeniu z pięciu głównemi m etalam i:
fosforan żelaza stanowi część składow ą cia
łek krwi, a fosforan sodu — surowicy;
w kościach grom adzi się w wielkiej ilości fosforan wapnia, w substancyi mózgowej fos
foran potasu, sól wreszcie magnezową wi
dzimy w mięśniach. K w as m a we wszyst
kich tych związkach główne znaczenia, a za
sad a—podrzędne; organizm silniej odczuwa b rak fosforu, niż zasad, których przyjm uje ogrom ną ilość w pokarm ach. B ra k tego ze wszech m iar ważnego pierw iastku pociąga za sobą nietylko upadek siły mięśniowej, rozmiękczenie kości, rachitis i inne cho
roby u kładu szkieletowego, którym autorowie poświęcają obszerny rozdział, ale fatalne wywiera skutki n a system nerwowy; mózg bowiem i nerwy potrzebują fosforu bardziej niż inne organy, aby m ogły prawidłowo funkcyonować. S ubstancya mózgowa je st najbogatszą w kwas fosforny, zaw iera go 0)75%) w skórze fosfor znajduje się w ilo
ści 0,15% , gdy w innych tkankach liczba ta zniża się do 0,02% . N adużyw anie związ
ków fosforowych nie może być szkodliwe,
gdyż nadm iar je st wydalany z moczem; b a r
N r 5. WSZECHŚWIAT. 67 dziej szkodliwem je st w każdym razie n a d
mierne użycie pokarmów roślinnych, zawie
rających wielką ilość soli i związków mine
ralnych, takich ja k węglan wapnia lub potasu, gdyż te spowodować m ogą kostnienie tkanek;
dlatego też jarstw o (wegeteryanizm) je st uznane przez pp. G alippea i B arrego za tryb szkodliwie oddziaływający na zdrowie.
Fosforany stanowią składową część chleba, skutkiem czego chleb posiada pierwszorzędne znaczenie w żywieniu się całych narodów.
Chleb czarny musimy uznać jak o najpo
żywniejszy, gdyż więcej zaw iera części mine
ralnych i białkowych niż chleb biały. R oz
biory dokonane wykazały, że chleb przecięt
nie zaw iera następujące części składowe:
C iał azotowych (białko, włóknik roś linny, s e r n i k ) ...
C iał mącznych (krochm al, dekstry na, g lu k o z y )...
Fosforanów (wapnia, magnezu, po tasu ) ...
W o d y ... ■ ■ .
7,0%
36,7 0,6 3^,4
Razem 100
Gdyby chleb stanowił jedyną straw ę czło
wieka, należałoby wówczas przyrządzać go z grubej m ąki, gdyż substancye odrzucane przy oczyszczaniu ziarn i pytlowaniu m ąki są najpożywniejsze, jak o złożone przeważnie z ciał białkowych i m ineralnych. Możemy dokładnie przypatrzyć się różnicy, zachodzą
cej w składzie chleba białego i czarnego, w czem posłużyć nam mogą analizy porów
nawcze rozm aitych gatunków chleba:
1 kg zaw iera:
K w asu fosfornego z fos
foranem żelaza . . . W a p n a ...
M a g u e z y i ...
K w asu fosfornego w po
łączeniu z innemi m e
talam i (nie z żelazem) K w asu fosfornego ogółem
C h l e b stołowy żołnierski
0,05488 0,17300 0,39984 0,51968 0,42808 0,78840
2,48176 2,53654
3,98496 4,15796 T ablica ta stw ierdza wyraźnie, że prosty chleb żołnierski je st daleko bogatszy w ele
menty m ineralne od stołowego chleba fra n cuskiego. P p. Galippe i B arre dokonali wielu analiz pragnąc się przekonać, ile je st
kwasu fosfornego w chlebie białym i ezar- nym. M ąka niepytlowana zawiera, według ich wyliczeń, 0,621% kw asu fosfornego, przez pytlowanie i różne inne sposoby oczysz
czania traci ogromny procent tego ważnego produktu. Chleb czarny w najlepszym razie zaw iera go 0,524% ) gdy bielsze gatunki cbleba m ają już tylko kwas fosforny w ilości 0,270%) a w najpiękniejszej bułce liczba ta spad a do 0,231% . Znane je s t powszechnie doświadczenie M agendiego nad psami: k a r
mione chlebem białym zdychały po pięćdzie
sięciu dniach, gdy czarny chleb utrzym ywał je najdłuższy czas przy życiu. D r Blondel uznaje naw et czarny chleb za hygieniczniej- szy i za bardziej odpowiedni dla dyspepty
ko w, jak o łatwiej straw ny i pożywniejszy.
Chleb biały je st istotnie mniej pożywny, gdyż zaw iera szczuplejszą ilość ciał azotnych i soli mineralnych, a częścią jeg o składow ą w największej znajdującą się ilości je s t mączka czyli krochm al, której ilość dochodzi nieraz do 45% ; chleb ten pęcznieje niezm ier
nie w żołądku pod wpływem ferm entacyi i trudno się trawi.
W e F rancyi chleb stołowy je st biały, tak ja k nasze bułki; wskutek udoskonalonej i t a niej fabrykacyi, biedni robotnicy i lud żywią się białym chlebem. W Niemczech zaś chleb czarny niezmiernie je s t rozpowszechniony n a
wet wśród mieszczan: drobny ten napozór fakt, może mieć jed n ak szeroki oddźwięk w budowie fizycznej narodu i autorowie książ
ki „O chlebie”, zapy tują czy tem u rozpo
wszechnieniu białego chleba we wszystkich klasach nie należy choćby częściowo przypi
sywać skarłow acenia narodu francuskiego.
D ążąc do otrzym ywania ja k najlepszego chle
ba, zapomnieli F ran cu zi o korzyściach, jak ie organizm odnosi przysw ajając substancye mineralne; najbogatszą w kwas fosforny część pszenicy, stanowią otręby, przem ysł jedn ak odrzuca je z dniem niem al każdym co
raz to bardziej w oczyszczaniu mąki. W szyst
kie udoskonalenia, do których doprowadzono dziś sztukę piekarską, powinny przyczyniać się nietylko do n adania chlebowi w ykwintne
go sm aku, pięknego białego wyglądu, zap a
chu apetycznego, ale, co ważniej sza^ ulepsze
nia te powinny mieć na celu zdrowotność
pro du ktu i jego pożywność— należy dążyć do
otrzym ywania cblyba smacznego a jednocześ-
68 WSZECHŚWIAT. N r 5.
nie bogatego w związki pożywne i łatw o d a jące się przyswajać.
W dalszym ciągu pp. G alippe i B a rre przechodzą do ekspertyzy m ąki, zasadzającej się na rozbiorze w łasności fizycznych i che
micznych, na badaniach mikroskopowych i na próbie wypieku. A naliza chem iczna winna dać 11— 16°/0 wody, większa ilość nie pozwo
liłaby : przechowywać; p roduktu przez czas dłuższy. Sole, zaw arte w mące, są rozm aite, zależą .od .samej rośliny i od mniej lub więcej delikatnego mielenia je j ziarn; sole pochodzą przeważnie z okryw zabezpieczających nasio
na, — mąki pytlow ane zaw ierają najmniej związków m ineralny cli, grube zaś proste, g atunki m ąki d a ją najw iększą ilość popiołów.
O tręby pozostaw iają 4 ,8 3 % popiołu, a pytlo
wana m ąka tylko 0,97% . M ąka, pochodząca ze zbóż źle oczyszczonych lub pytlów źle utrzymywanych, może być rozpoznaną przez analizę popiołów, dających wówczas nadm iar krzem ionki, gdy ta stanowi b ardzo m a łą cząstkę składow ą zboża; m ożna zresztą te m ąki piaszczyste odróżnić w żuciu.'
Zwilżony p ap ier lakmusowy niebieski po
winien zabarw iać się n a różowo gdy przylgnie do mąki; m ało dotychczas znane kwasy o rg a niczne^ n ad a ją ce ten odczyn m ące, m ogą być oznaczane roztw orem sody gryzącej, dokładnie zm ianowanym zapom ocą kw asu siarczanego, m etoda je s t taż sam a, co przy oznaczaniu kw asu w winach. N orm aln a ilość kwasu w dobrej m ące w aha się między | 0,15—0,50% ; ilość ta zwiększa się, gdy m ąka leży, a w starych m ąkach dojść naw et może do 1,40% .
B łonnik pochodzi z łu p in zbożowych i r a zem z solam i w największej spotyka się ilo
ści w otręb ach i w gru bej mące; p ro d u k t ten, zupełnie dla organizm u niepożyteczny, opiera się działaniu większości odczynników che
micznych, daje się je d n a k usunąć zapomocą kwasu solnego i potażu gryzącego, mimo to w praktyce u ciek ają się najczęściej do je d wabnych sit o właściwej średnicy oczek.
M ąki pytlow ane za w iera ją 0,11 — 0,35%
czystego drzew nika, a w prostym chlebie żołnierskim liczba ta dochodzi pokaźnej su
my 0,90% .
N ajw ażniejszym składnikiem m ąki je s t m ączka, stanow iąca 2/ 3 jej wagi, a dająca się doskonńle rozpoznać pod mikroskopem,
gdyż w każdym gatu nk u zboża przedstaw ia się w innym kształcie charakterystycznym . W yg n iatając m ąkę pod cienkim strum ieniem wody można z niej oddzielić włóknik roślinny;
stanowi on substancyą azotną (białko roślin
ne) nierozpuszczalną, gdy inne rozpuściły się w wodzie i w ystępują w postaci białych szu
mowin, gdy wodę ową doprowadzimy do punktu wrzenia. Rozbiory stwierdziły, że ilość tych rozpuszczających się m ateryj co
raz się zwiększa z wiekiem m ąki, gdy ilość włóknika w coraz to mniejszej występuje ilości; wewnątrz mąki odbywa się zatem głęboka zm iana w ciałach azotowych, waga jed n ak azotu pozostaje niezm ienną i dlatego w prak tyce nie oznaczają całkowitego azotu w mące, ale tylko ilość włóknika, najw ażniej
szego z pomiędzy roślinnych związków azoto
wych. W dobrej mące ilość jeg o waha się między 26—35% .
Oznaczenie tłuszczów je s t niezm iernie waż
ne w rozpoznaniu młodej mąki od starej, gdyż im m ąka je s t starszą tem mniej zawiera w sobie tych ważnych związków, a po kilku latach d a ją się w niej odnaleźć zaledwo ślady tłuszczów. M ożna je oznaczyć rozpuściwszy poprzednio w eterze. N ajlepsze m ąki za
w ierają od 0,75 — 1,10% ciał tłustych, a w chlebie żołnierskim liczba ta w zrasta do 1— 1,40% , gdy w m ąkach gatunków pośled
nich ilość ta je s t jeszcze większą.
N a zasadzie tego zarysu_części składowych m ąki i zboża, możemy zdać sobie sprawę z poźywności chleba. W e d łu g wyliczeń pp.
G alippea i B arrego, w mące, używanej na chleb żołnierski, powinniśmy odnaleźć n astę
pujące części składowe:
w o d y ...11 — 15%
ciał m ineralnych . 0,60 — 1,30 kwasów . . . . 0,015— 0,50 drzew nika . . . 0,50 — 0,90 m ączk i... 60 — 72 włóknika . . . . 26 — 35 tłuszczów . . . . 1 — 1,40 Z a w a rta w chlebie ilość wody nie pochodzi wcale od wody, dodanej podczas w ygniatania ciasta i od niej nie zależy; ilość ta je s t
i
w pewnym stosunku z kształtem i wagą bochenka; ok rąg ły bochenek chleba, w ażą
cy 1500 g, zaw iera 39 % wody, takiegoż
kształtu , ale ważący tylko 750 g, będzie
N r 5. WSZECHŚWIAT, 69...
miał wody tylko 35 % , w chlebie wreszcie wązkim, długim na pół m etra, procent wody spada do 33% . Ten ostatni k sz ta łt je s t n a j
korzystniejszy i, według autorów, powinien być zaprowadzony w piekarniach wojsko
wych.
{Dok. nast.).
D -r Zofia Joteyko.
Z pow odu o d k ry c ia R entgena.
PROMIENIE KATODALNE
i now e ich pochodne.
(Dokończenie).
W doświadczeniach, o których dotychczas mówiliśmy, promienie katodalne pozostaw ały uwięzione w rurze szklanej, w której źródło
swe u elektrodu ujemnego brały, słabo za
ledwie do badań dostępne i zamącone innemi objawami, które tam wespół z niemi wystę
pują. Ograniczenie takie obecnie już nie istnieje, p. L en ard bowiem, uczeń i prepani;
to r H e rtz a , zdołał je z zamknięcia tego wy
swobodzić, dając im dostęp swobodny do przestrzeni otaczającej, zajętej przez po
wietrze, albo też przeprow adzając je do ru r czyli do k am er odpowiednich, w których pró
bom dokładnym poddaw ane być mogą.;
Prom ienie k atod aln e łatwo wprawdzie ule
gają pochłanianiu w ciałach stałych, przez
| dostatecznie wszakże cienkie ich warstwy przechodzić mogą swobodnie, a na tej właśnie zasadzie zbudowany je st przyrząd L enarda, na załączonej rycinie (fig. 1) przedstawiony.
K ato d O, złożony z płytki glinowej, umiesz
czony je s t n a osi rury, anodem zaś je s t wydrążony walec mosiężny, do jej ścian przy
legający. Przewód boczny D prowadzi do pompy, koniec zaś rury, względem elektro- dów przeciwległy, zamknięty jest osadą me
talową, przewierconą pośrodku okienkiem okrągłem F o średnicy 1,7 mm. D rob ny
F ig. 1. P rzy rząd L en a rd a do w ytw arzania promieni katodalnych.
A— anod, O —katod, I) —ru ra , prow adząca do pom py, Gr— osłona m etalowa. N a rysu n k u bocznym-—
arm a tu ra, zam ykająca ru rę .
WSZECHSWIAT. N r 5 .
70
i ---
ten otw ór zak ry ty je st p ły tk ą glinową, m ają
cą zaledwie 0,003 m m grubości, k tó ra wy
starcza do szczelnego zam knięcia ru ry , p ro mienie wszakże katodalne m ogą się przez nią z zupełną swobodą przedzierać i wydoby
wać w p rzestrzeń otaczającą. D ru ty , idące od obu elektrodów prow adzą do biegunów cewy indukcyjnej R uhm korffa.
A by doświadczenia swe ustrzedz od ubocz
nych wpływów elektrycznych, L e n a rd otoczył p rzy rząd cały walcowym płaszczem m etalo
wym G , kom unikującym z ziem ią i połączo
nym z anodem jako też z okienkiem, które n adto od strony wewnętrznej opatrzone je s t przegrodą z niewielkim otworkiem , ja k to widzimy na dodatkowym rysunku fig. 1.
J a k ju ż wiemy, prom ienie katodalne są
raźnych, geometryczne bowiem odgraniczenie tych cieni za ta rtem zostaje skutkiem ro z p ra
szania. N a skórę nie wyw ierają promienie katodalne żadnego zgoła wpływu; posiadać m ają wprawdzie pewien sm ak właściwy, dzia
łanie ich wszakże na język, podobnie ja k i rozpościerająca się dokoła nich woń, zależy zapewne od wytw arzającego się ozonu.
N a pły tę fotograficzną prom ienie k ato d al
ne działają bardzo energicznie, a w pobliżu okienka czernią j ą również prawie szybko ja k słońce chm uram i przysłonięte. Można więc do fotografii, korzystniej naw et aniżeli do fosforencyi, odwołać się przy bad aniu przezroczystości różnych ciał względem tych prom ieni, gdy bowiem przed p ły tą foto
graficzną umieszczane są płyty różnych
F ig. 2. R u ra , służąca do obserw acyi prom ieni katodalnych w próżni.
same przez się niewidzialne; aby przebieg ich uwidocznić, L e n a rd um ieszcza n a ich drodze k a rtk ę papieru jedw abnego, napojonego roz- ' tworem acetonu pentadecylo-paratolilow ego, który fosforyzuje silnie św iatłem zielonem.
U staw iając przegrodę tę pod róźnem i k ą ta mi względem okienka, otrzym ujem y różne przecięcia zajętego przez prom ienie k ato d al
ne obszaru, a tem sam em p ełn ą ich wiązkę ! dokładnie śledzić m ożna. D ostrzegam y w te
dy, że prom ienie te rozp rzestrzen iają się w powietrzu, ja k b y w śro d k u m ętnym , który je rozprasza; dzieje się tu tak , ja k z prom ie
niam i św iatła w pow ietrzu zapylonem , lub też w mleku albo w jakiejkolw iek innej cieczy m ętnej. S tą d też pochodzi, że przedm ioty, pow strzym ujące bieg prom ieni, rz u cają na p ły tę fosforyzującą cienie o brzegach niewy-
substancyj, stopień jej uczernienia je s t różny.
D la b a d a ń nad zachowaniem się promieni katodalnych w próżni lub w różnych gazach, należy je wpuszczać do oddzielnej kam ery obserwacyjnej, czyli rury szklanej B (fig. 2), k tó rą wprowadza się w zetknięcie z okien
kiem. W rurce tej zn ajd ują się elektrody, mogą one być p rzyd atn e do pewnych badań;
a z ro dzaju wyładowań elektrycznych między
niemi przebiegających ocenić można stopień
rozrzedzenia w ru rze pow ietrza. G dy więc ru ra
ta umieszczona je s t w zetknięciu z okienkiem
ru ry pierw otnej, w której wzbudzone są p ro
mienie katodalne, a elektrod jej opatrzony
je s t otworkiem, dostrzegam y n a drugim jej
końcu T plam ę jaśniejącą, przyczem zarazem
gaz w niej zaw arty okazuje słab ą fosfores-
N r 5. WSZECHŚWIAT. 71 cencyą. Jeż eli wszakże zapomocą pompy
ru ra obserw acyjna B coraz się bardziej z g a zu opróżnia, prom ienie bledną i s ta ją się wreszcie niewidzialnemi zupełnie, gdy współ
cześnie fosforescencya w końcu T żywszego nabiera blasku. D aje to więc dalszy dowód, że prom ienie katodalne rozchodzą się bez udziału bezpośredniego m ateryi ważkiej i źe należy je tedy uważać za objaw pewnego fa lowania, rozprzestrzeniającego się w eterze.
W iem y już, źe prom ienie katodalne ulega
ją zboczeniu, czyli odchylają się od swej d ro gi pod wpływem m agnesu. Do badań tych L en a rd używa również ru ry obserwacyjnej (fig. 3), do której przybyw ają promienie przez okienko ru ry pierw otnej E . W rurze obserwacyjnej promienie przechodzą naj-
prom ieni katodalnych w różnych substan- cyach.
Przedewszystkiem L en a rd za ją ł się ozna
czeniem zdolności pochłaniania powietrza atm osferycznego i wodoru. W tym celu na
p ełn iał ru rę obserwacyjną gazem badanym pod oznaczonem ciśnieniem i szukał takiego położenia ekranu fosforyzującego, w którem promienie katodalne wzbudzały najsłabsze, ale wyraźne jeszcze jego świecenie; po jak - najzupełniejszem zaś opróżnieniu ru ry znowu oznaczał podobnąż odległość graniczną, a z zestawienia obu tych rezultatów o trzy mywał zdolność pochłaniania pow ietrza pod danem ciśnieniem. W takiż sam sposób przeprowadzone zostały doświadczenia z wo
dorem , co do innych zaś gazów, zdolność ich
F ig. 3. P rz y rz ąd , służący do badań nad zbaczaniem prom ieni k a łodalnych n a polu magnetycznem.
pierw przez przegrodę z otworkiem drobnym , a po załam aniu przez m agnes ry su ją na po
bliskim ekranie T kółko fosforyzujące, k tó rego położenie daje m iarę odchylenia p ro mieni. Doświadczenia przekonały, źe od
chylenie to nie zależy zgoła od rodzaju gazu znajdującego się w rurze, czyli od n atu ry środka, w którym się prom ienie rozchodzą, co może być również uważanem za argum en t przeciw m ateryalnej ich teoryi, natom iast wszakże występuje pewna różnica, zawisła od stopnia rozrzedzenia pow ietrza w ru rce pierw otnej E. Upoważnia to do wniosku, źe wszelkie promienie katodalne nie są zupełnie identyczne, ale że rodzaj ich zależy w pew
nej mierze od ciśnienia gazu w rurze, w k tó rej wzbudzone zostają, a domysł ten popie
r a ją b adania L e n a rd a nad pochłanianiem
| pochłaniania wyprowadzoną została przez porównanie z powietrzem. Ogólny zaś rezul
ta t wszystkich tych poszukiwań wykazał, że zdolność pochłaniania różnych gazów wzglę
dem prom ieni zależy tylko od ich gęstości, i jakość zaś gazu wpływu nie wywiera żadne
go; gaz każdy pochłania prom ienie k ato d al
ne tem lepiej im je s t gęstszy, a pochłanianie 1 to w zm aga się w raz z ciśnieniem, pod j a
kiem gaz zostaje.
Praw idłow ość ta wszakże nie ogranicza się do gazów tylko, ale obejm uje teź i ciała stałe.
Glin, który posiada gęstość 2 200 razy więk
szą, aniżeli powietrze, przewyższa je 2090 razy zdolnością pochłaniania prom ieni k ato dalnych; nieznaczne ustępstw o tłum aczą oko
liczności uboczne. C ztery prążki jednakiej
grubości, z glinu, miedzi, sreb ra i złota,
7 2 WSZECHSWIAT. N r 5.
umieszczone zostały n a ekranie zdolnym do fosforescencyi, a po wystawieniu ich n a dzia
łanie prom ieni n a odwrotnoj stronie ekranu w ystąpiły cienie różnego natężenia; obok słabego cienia glinu w ystępow ał cień w yraź
niejszy gęstszej miedzi; czarniejszy był cień sre b ra, złoto zaś, posiadające gęstość n a j
większą, daw ało też cień zupełnie czarny.
Grdy znów w innem doświadczeniu p łytki m e
talowe dobrano tak , że w miejsce jednakiej grubości m iały przy równej powierzchni cię
ża r jednaki, cieni rozróżnić nie m ożna już było, okazywały natężenie jed n ak ie zupełnie. ! Podobnież zachow ują się i c iała ta k od m e
tali odrębne, ja k p ap ier, szkło, kolodyum, mika. T ak samo zatem , ja k to m a miejsce co do gazów, jednak ie masy ciał stałych p o ch łan iają jed n ak ie ilości prom ieni k ato d al
nych, zdolność pochłaniania proporcyonalna je st do gęstości. J a k bezwładność więc i ciężkość, ta k też i pochłanianie prom ieni katodalnych przez różne ciała je s t objawem od ich m asy jedynie zależnym ; jakościowe ich różnice i budowa w ew nętrzna, k tóre ta k wybitny wpływ w yw ierają na przezroczystość ciał względem prom ieni św ietlnych,gdy o p ro mienie katodalne idzie, m a ją znaczenie p o d rzędne jedynie. P ew n ą różnicę natom iast sprow adza rozm aitość sam ych prom ieni k a todalnych, zawisła od rozm aitości ciśnienia, przy jak iem wzbudzone zostają; prom ienie, w ytw arzane przy słabszem rozrzedzeniu gazu w rurze są silniej pochłaniane.
Znajom ość więc naszę prom ieni k a to d a l
nych prace L en a rd a znacznie posunęły; nie
którzy fizycy angielscy p ra g n ą wprawdzie ocalić jeszcze hypotezę m ateryi prom ienistej Orookesa, b adania ich nie przyczyniły się wszakże do rozjaśnienia tej rzeczy, możemy je tu przeto pom inąć, by zwrócić się do roz
głośnego odkrycia R o n tg en a.
Prow adząc dośw iadczenia n ad fluorescen- cyą, prof. R ontgen przyciem nił pracow nię swą stara n n ie , by obce światło nie p rz eszk a
dzało obserwacyi oczekiwanego słabego b la s
ku. W pracowni znajdow ała się r u r a Oroo
kesa, osłonięta również pow łoką z czarnej tektury, ta k grubej, źe nie przepuszczała ani śladu prom ieni słonecznych. W pobliżu umieszczony był ekran pokryty cyankiem b a ry tu i platyny, który to związek m a własność fluoryzowania barw ą b iałą, gdy je s t w ysta
wiony na działanie św iatła słonecznego lub też prom ieni katodalnych. Otóż, ilekroć
j przez wspomnianą ru rę Orookesa przebiegało wyładowanie elektryczne, przesyłane działa
niem silnego przyrządu indukcyjnego R uhm - I korffa, ek ran rozjaśniał się żywym blaskiem fłuorescyjnym, jakkolw iek r u r a by ła otoczo
na okrywą zupełnie nieprzezroczystą i dla oka zgoła niedostrzeźona. E k ra n usuwany być mógł aż do odległości 2 m , a jaśn iał za
równo, czy ku rurze zwrócony b y ł stroną po
k ry tą p rep aratem chemicznym, czy też stroną odw rotną.
Oczywiście tedy z ru ry Orookesa wybiega
j ą prom ienie, przedzierające się łatwo przez nieprzezroczystą, czarn ą tek tu rę, które na oko nasze zgoła nie d ziałają, ale na ekranie żywą w zbudzają fluorescencyą. Bliższa uwa
ga przekonała, że prom ienie te nie wychodzą z całej powierzchni rury, ale głównie z tych jej punktów, które fluoryzują pod wpływem padających na nie prom ieni katodalnych; wy
syłanie to nie je s t zresztą właściwością szkła, działanie bowiem okazuje się jednakiem , gdy promienie k atodalne u d erzają płytkę glino
wą, w ścianę ru ry w trąconą.
Nowy ten rodzaj prom ieni nazw ał R ontgen tymczasowo „prom ieniam i a?”; mówi się też o nich, jak o o „promieniach R ontgena”.
R ozm aite przegrody, umieszczane między źródłem tych prom ieni a ekranem fluoryzu
jącym , rzu cają nań wprawdzie cień, ale nie
! przytłu m iają zupełnie fosforescencyi; wszyst
kie więc w ogólności ciała są względem p ro mieni tych przezroczyste, jakkolw iek w ró ż nej mierze. K siążk a o tysiącu stronic, p ły ta drew niana a naw et m etalowa, niezbyt g ru ba, powstrzym ać ich nie mogą.
Przezroczystość, czyli przepuszczalność pew
nych ciał oznaczał R ontgen ze stosunku, w jak im osłabioną zostaje jasność fosfores
cencyi ekranu, gdy na drodze prom ieni umieszcza się różne przegrody. Drzewo oka- I zało się bardzo przepuszczającem ; p ły ta glino
wa grubości 15 m m osłabia tylko działalność promieni, ale ich nie znosi zupełnie; ebonit dopiero przy kilku cm grubości pochłania je zupełnie. Szkło ołowiane czyli flintglas posiada względem nich przezroczystość m niej
szą, aniżeli szkło zwykłe. P ły ta platynow a
o grubości 0,2 m m przepuszcza je jeszcze,
a p ły ta ołowiana 15 m ilim etrowa pow strzym u.
N r 5. W SZECHSWIAT. 73 je je zupełnie. Sole różnych m etali d ziałają
w tejże samej mierze co i same m etale.
W ogólności powiedzieć można, źe przepusz
czalność różnych ciał zależy przeważnie od ich gęstości, wyraźny wszakże wpływ m ają i inne warunki.
N ietylko użyty pierwotnie cyanek b ary tu i platyny, ale również i inne ciała fluoryzują
ce, ja k szkło, a zwłaszcza zielone szkło u r a nowe, sp at wapienny, kwarc, sól kam ienna, zo stają przez promienie R ontgena do świece
nia pobudzone. D z ia ła ją one nadto, podob
nie ja k prom ienie katodalne, na płytę foto
graficzną, co zresztą je s t może tylko objawem wtórnym , wzniecona bowiem przez nie fluo- rescencya żelatyny zapewne dopiero rozkład chlorku sre b ra na suchej płycie fotograficznej sprow adza. W połączeniu zaś z łatw em przedzieraniem się prom ieni R ontgena przez różne substancye działanie ich na płytę foto
graficzną wydaje rezu ltat bardzo osobliwy, pozwala bowiem otrzymywać obrazy fotogra
ficzne przedm iotów, umieszczonych poza przegrodam i nieprzezroczystemi, d la oka n a szego zatem zupełnie niewidzialnych. Obrazy te zresztą odrębne są od fotogramów zwyk
łych, chwytanych za pośrednictwem ciemni optycznej; są to bowiem właściwie utrw alone tylko cienie, na płytę fotograficzną rzucane, przyczem płyty nie p o trzeba naw et z osłania
jącej j ą skrzynki drewnianej wydobywać, pro
mienie bowiem R ontgena przez ścianę jej przechodzą. N atom iast znów od dalszego wpływu prom ieni p ły ty tej uchronić nie m oż
na przez zamknięcie skrzynki, ale jedynie przez usunięcie jej z obrębu ich działal
ności.
F o to g rafia płyty metalowej okazuje wy
raźnie wszelkie wewnątrz niej istniejące za
kłócenia jednorodności, jakie powstać mogły przy je j wykuwaniu lub odlewaniu, a w ogól- j ności p ły ta fotograficzna nie chw yta po
w ierzchni przedm iotu, ale ukryte wewnątrz niego części, które słabiej są względem p ro mieni R ontg ena przezroczyste. U derzającym zw łaszcza je s t fotogram ciężarków czyli gwichtów platynowych, zamkniętych w zwyk
łem do tego słuźącem pudełku drewnianem:
obok ciężarków również wyraźnie występują cążki, do ich ujmowania przeznaczone. T ak samo zwój d ru tu w cewie drewnianej ukryty je s t wiernie ze wszystkiemi swemi skrętam i
oddany, podobnie j a k busola w cienkiem pu
dełku metalowem zam knięta. K rts k i po
działu koła, wraz z wypisanemi obok nich liczbami, farba bowiem, do kreślenia ich uży
wana, dosyć słabo promienie R ontgena prze
puszcza. N a szczęście jeszcze [atram ent i zwykły tusz drukarski są względem nich silnie przezroczyste, inaczej bowiem pismo w kopercie zam knięte dałoby się dobrze od- fotografować.
B ardziej wszakże zdumiewające są foto
gram y ciała ludzkiego, mięśnie bowiem i inne części miękkie organizm u daleko łatwiej pro mienie R ontgena przepuszczają, aniżeli kości.
Gdy więc n a drodze prom ieni umieszczamy rękę, mięśnie słaby tylko pozostaw iają n a płycie ślad, gdy kości rysują się wyraźnie i w ystępują tak wybitnie, jakgdybyśm y przed sobą mieli fotogram szkieletu. Czarniejszo jeszcze obrazy w ydają pierścienie na palcach osadzone. Takie właśnie obrazy fotograficzne ciała ludzkiego szczególny rozgłos odkryciu R ontgena zjednały, budzą bowiem nadzieję, że sztuk a lekarska niezm ierną z nich korzyść odnieść zdoła. T ą drogą już podobno lek a
rze w W iedniu wykryć zdołali igłę w m ięś
niach u k ry tą, co dalej wydobycie jej ułatw iło.
J a k dalece wszakże m etoda ta da się udosko
nalić i o ile do celów praktycznych p rzy d atn ą się okaże, to przyszłość dopiero nauczyć zdoła. F otog ram y zresztą podobne otrzy
m ał ju ż w W arszaw ie współpracownik n a szego pism a p. W . B iernacki, który też za
pewne opisu swych metod i osięgniętych re zultatów podać w niem nie omieszka.
P o d względem dokładności i czystości o b ra
zy te ustępu ją znacznie zwykłym fotogra
mom, otrzymywanym przez działanie prom ie
ni św iatła, gdyż są to tylko, ja k powiedzie
liśmy, uchwycone cienie przedmiotów; stoso
wanie zaś soczewek je s t tu niemożliwe, p ro mienie bowiem R ontgena, przechodząc przez różnfe środki, nie doznają zgoła odchylenia od kierunku prostolinijnego, czyli nie ulegają wyraźnem u przynajm niej załam aniu. P ry z m aty mikowe, o kącie łam iącym 30°, n ap e ł
nione wodą i siarkiem węgla, nie wywo
łały żadnego zboczenia; pryzm aty glinowe i ebonitowe, również o kącie 30°, sprowadziły
| może odchylenie prom ieni, ale ta k nieznaczne,
że spółczynnik załam ania prom ieni wynosić
może co najwyżej 1,05; p ry zm aty m e ta -
N r 5.
lowe dały rezu ltaty bardziej jeszcze nie
pewne.
A by więc rozstrzygnąć kw estyą łamliwości nowych promieni, użył R ontgen innej je s z cze drogi. W iadom o, źe szkło na proszek utłuczone przezroczystość swą trac i, co się tem tłum aczy, źe prom ienie, przedzierając się wciąż ze szkła do pow ietrza, w skutek pow ta
rzającego się wielokrotnie całkow itego odbi
cia wewnętrznego, przedrzeć się wreszcie przez substancyą sproszkow aną nie mogą.
Tejże więc sam ej próbie poddał R ontgen o d kryte przez siebie prom ienie, a doświadczenia ze sproszkow aną solą, z proszkiem srebrnym , elektrolitycznie wydzielonym, oraz z pyłem cynkowym, żadnego ich zgoła przytłum ienia nie okazały,—sproszkow anie substancyi p rze
puszczalności je j względem tych prom ieni zgoła nie osłabia. N ie u legają one przeto załam aniu, soczewki ich nie skupiają, co też potw ierdziły doświadczenia bezpośrednie z so
czewkami ebonitowemi i szklanem i.
Objawów odbicia praw idłow ego nie okazu j ą również, ulegają tylko ro zpraszaniu, a cia
ła, przez które p rzebiegają, zachow ują się względem nich ja k środki m ętne. P od tym więc względem zachow ują się ja k prom ie
nie katodalne, ale pow ietrze po chłania je w znacznie słabszej m ierze, widzieliśmy bo
wiem, źe prom ienie k ato d aln e ledwie przez kilka cm w pow ietrzu przedrzeć się m ogą, gdy prom ienie R o n tg en a d z ia ła ją n a ekran fluorescyjny, w odległości 2 m umieszczony.
N ie u leg ają nadto wpływowi m agnesu, a to w ybitniejszą jeszcze cechę odrębności ich od prom ieni katodalnych stanowi.
J e s tto wszystko, co wiemy o w łasnościach nowych tych prom ieni, k tó re nie są prom ie
niam i katodalnem i, ale praw dopodobnie w blizkiem z niemi p o zo stają pokrew ieństw ie.
Czem one są, ja k ą je s t ich isto ta , tego zgoła nie wiemy; są to, w edług określenia R o n tg e
na, prom ienie x , niewiadome zatem , u k ry te w rów naniu, k tó re rozw iązania dopiero wy
m aga. P rzez prostolinijne wszakże swe roz
chodzenie się, przez wzbudzanie fluorescen- cyi i przez działanie n a p ły tę fotograficzną tyle przynajm niej do zwykłych prom ieni świetlnych okazują analogii, że w pierwszem przybliżeniu zaliczyć je możemy do tejże sa
mej kateg oryi zjawisk i przyjąć je zatem za objaw pewnego ruch u falowego. N asunąć
się mógłby dalej domysł, że od św iatła ilo
ściowo się tylko różnią, że są to promienie o falach krótszych jeszcze, o drganiach szybszych, aniżeli prom ienie chemiczne, roz
pościerające się w widmie poza fioletową jego częścią. Odrębność ich jed n ak je st zbyt znaczna, by je ta k blizko z prom ieniam i św iatła zestawiać m ożna było; należy raczej I przypuszczać, że mam y tu do czynienia z fa lowaniem innego rodzaju, z innemi drganiam i eteru.
W prom ieniach św iatła drgania, ja k wie
my ‘), zachodzą w kierunku poprzecznym względem biegu prom ieni, tak ie zaś drgania poprzeczne z budową gazow ą substancyi
| trudno pogodzić się dają. D latego też fizycy zarzucić musieli dawniejsze porównywanie eteru do powietrza, niesłychanie tylko su b telniejszego i sprężystszego od zwykłych g a zów, a natom iast skłonni są raczej do p rzy
pisywania mu budowy odrębnej, różnej zu pełnie od warunków stan u lotnego. M usi to być substancya ciągła, w sposób nieprzerw a
ny w ypełniająca przestrzeń wszechświata, o której niejakie wyobrażenie dawać nam mogą ciała podobne do g alarety lub smoły.
W takich wszakże substancyach obok d rg a ń poprzecznych istnieć mogą i d rg a n ia podłuż
ne, dokonywaj ące się w kierunku biegu pro
mienia; dlatego też przypuszczano już daw niej, że w eterze oprócz fal poprzecznych, zdradzających się objawami św iatła, rozcho
dzić się winny i fale podłużne, do tąd niezna
ne i nieujęte. Być więc może, że właśnie odkryte teraz prom ienie x są właśnie o b ja
wem tych szukanych fal podłużnych eteru.
R ontgen rzu ca ten domysł, ze wszelkiem oczywiście zastrzeżeniem , pozostaw iając roz
strzygnięcie tej kwestyi dalszym badaniom . W takim razie należałoby może i promienie katodalne do tejże kategoryi zaliczyć; byłyby to również prom ienie o tak ich sam ych drga- niąch podłużnych, różniące się długością fal jedynie. Prom ienie o falach dłuższych ł a t
wiej przedzierają się przez zawady m ate- ryalne, aniżeli prom ienie o falach krótszych;
tony niskie przedostają się przez m ury lepiej aniżeli tony wysokie; prom ienie czerwone
■) Ob. „O p o la ry z a c ji św iatła” (W szechśw.
z r. 1893, str. 657, 6 7 7 , 699, 713).
N r 5 . WSZECHSWIAT. 75 przebiegają przez pow ietrze obficiej, aniżeli
prom ienie fioletowe i ultrafioletowe. P ro mienie zaś R ontgena łatwiej przenikają przez wszystkie ciała, aniżeli promienie katodalne, według więc analogii powyższej, należałoby tym ostatnim m niejszą długość fali przypisy
wać. S ą to wszakże domysły bardzo luźne, którym dopiero ścisłe dochodzenia teoretycz*
ne i b ad a n ia doświadczalne dać m ogą podpo
rę istotną.
P ojęcie pierw otne św iatła, przez bezpo
średnie działanie wzroku zrodzone, znaczne
mu ju ż uległo rozszerzeniu. Obok prom ieni świetlnych, widocznych, czyli raczej na s ia t
kówkę oka działających, znamy te ra z p ro mienie pozafioletowe, chemiczne czyli akty- niczne, o falach krótszych, oraz promienie pozaczerwone czyli cieplikowe o falach dłuż
szych. P am iętne doświadczenia H e rtz a uo
gólniły bardziej pojęcie św iatła, gdy do po wyższych rodzajów prom ieni dodały promienie elektryczne o falach dłuższych jeszcze, m ie
rzących się n a centym etry i na m etry nawet.
S ą to wszakże wszystkie objawy jednorodne zupełnie, jedn akie fale poprzeczne, ilościowo jedynie między sobą różne. Pokrew ną im zapewne, ale odrębną już kateg o ry ą tw orzą prom ienie katodalne i nowo odkryte pro
mienie R ontgena; niedostrzeżone dla oka, ośw ietlają wszakże nowe, nieznane nam i n ie
dostępne dotąd tajn ik i przyrody.
S .K .
ZAGADNIENIA
z dziedziny ato m ist y k i.
MOWA W. MEYERA,
wypow iedziana n a Zjeździe przyrodników i lekarzy niemieckich w r. 1895.
(Dokończenie).
S tarałem się wyżej udowodnić, źe a n a li
tyczne badanie pierwiastków nie je s t niedo- stępnem dla nauki zadaniem ; chciałbym teraz
zwrócić waszę uwagę n a pewne próby synte
tyczne, które chociaż nie osiągnęły nowych substancyj elem entarnych, lecz niemniej do
prowadziły do ciał, posiadających wszelkie funkcye i znamiona niektórych pierwiastków chemicznych. R ozdział ten, którego pierw sze początki sięgają daleko wstecz, może być dopiero teraz w wyż zaznaczonym kierunku traktow any, teraz, gdy mianowicie udało się otrzym ać pewne ciała, które w każdym wzglę
dzie zachow ują się ja k pochodne złożonego m etalu ciężkiego.
Pozwólcie mi, panowie, sięgnąć cokolwiek dalej i przywołać wam naprzód na pam ięć własności chemiczne tych najbardziej elektro- dodatnich pierwiastków, jakiem i są t. zw.
m etale alkaliczne, którem to mianem obejm u
jem y pierwiastki: potas, sód, cez, rubid.
N ajw ażniejsze związki ich, mianowicie tlenki i węglany, posiadają pewne własności chemiczne, którem i m etale te zasadniczo się różnią od wszelkich ciał analogicznych. T len
ki tych m etali są łatw o rozpuszczalnemi w wodzie, re ag u ją silnie alkalicznie i chciwie przyciągają dw utlenek węgla z powietrza, węglany ich także re a g u ją alkalicznie i także łatwo się rozpuszczają w wodzie. W p rz e
ciwieństwie do nich węglany wszystkich in
nych m etali w wodzie są nierozpuszczalne, także i tlenki ich są w wodzie trudno lub wcale nierozpuszczalne.
Otóż te cechy charakterystyczne, właściwe m etalom alkalicznym, pow tarza w swem za
chowaniu się chemicznem, ja k ogólnie w ia
domo, pewna, złożona z kilku atomów grupa, t. zw. g ru p a amonowa, k tóra, ja k to zm usze
ni jesteśm y przyjąć, stanowi część składową soli am oniakalnych; dlatego też ju ż oddawna mówimy o hypotetycznym m etalu alkalicz
nym, amonie, złożonym z azotu i wodoru.
W szakże nie udało się dotychczas otrzym ać analogicznego z sodą gryzącą lub potażem wodanu amonu, a przypuszczenie istnienia związku tego w wodnym am oniakalnym roz
tworze nie zostało przez fakty stwierdzone.
O grom ne przeto m usiało zapanować w świe- cie chemików zadziwienie, gdy przed pół wie
kiem A . W . H ofm ann odkrył w chemii o r
ganicznej t. zw. zasady amonowe, k tóre w wszelkich swych własnościach i całem swem zachowaniu się chemicznem do złu
dzenia podobne są do wodanu potasu i sodu.
70 WSZECHŚWIAT. N r 5.
Słusznie H ofm ann nazywa te „pochodne alki
lowe am onu” wodanam i nieznanych m etali alkalicznych, k tó re nie są elem entam i, lecz posiadają skom plikow aną budowę, sk ład ając się z azotu, czterech gru p alkilowych i hy
droksylu.
Do tych samych wyników prow adzą b ad a
nia O ahoursa i H ofm anna n ad związkami fosfonowemi i arsonowemi, również ja k i nad zasadam i sulfonowemi, k tó re później odkrył j Oefele. T e znakom ite odkrycia rzuciły c a ł
kiem nowe św iatło na isto tę alkaliczności, lecz wyprowadzać z nich głębiej sięgających wniosków o n atu rze pierw iastków m etalicz
nych nie byłoby postępowaniem naukowem, gdyż szło tutaj jedynie o pojedyńczą własność chemiczną, własność dawniej tylko w pier
w iastkach obserwowaną a te ra z odnalezioną i w pewnych związkach chemicznych.
Inaczej rzecz się nam przedstaw i, gdy przy
stąpim y do ro zp atrzenia klasy związków, k tó ra łączy w sobie dwie całkiem różne właściwości chemiczne m etali: alkaliczność, t. j. zasadniczą cechę m etalów lekkich i nie
które cechy zasadnicze ciężkich m etali.
W spólne występowanie tych dwu w łasno
ści o przeciwnym ch a rak terze w jednej sub
stancyi było nieznane aż do odkrycia talu, odkrycia, k tóre zawdzięczam y Crookesowi i L am yem u. M etal ten zajm uje w szeregu pierw iastków chemicznych całkiem odosob
nione miejsce, ponieważ posiada, w przeci
wieństwie do innych elem entów, wyraźnie dwojaki ch arak ter. Jak k o lw iek z powodu wysokiego ciężaru właściwego i własności zew nętrznych je s t on podobny do sre b ra i ołowiu, należy je d n a k bezw ątpienia do g ru py m etali ciężkich; ta k samo ja k i one zostaje strącony przez siarkow odan am onu w p o sta
ci siarku nierozpuszczalnego w wodzie i po
dobnie ja k srebro i ołów tw orzy trudno roz
puszczalne, w postaci osadów strącan e, związ
ki z chlorem , brom em i jodem . Z drugiej je d nak strony tlenek jeg o i w ęglan posiadają takie cechy, że z tem sam em praw em może
my pierw iastek ten postaw ić w jednym rz ę dzie z m etalam i alkalicznem i. Jed en ze związków tlenowych ta lu je s t prawdziwem alkali: je s t on łatw o rozpuszczalny w wo
dzie, re a g u je silnie alkalicznie, pochłania dw utlenek węgla; odpowiednio do tego węglan ta lu przedstaw ia sól z w łasnościam i alkalicz
nemi, rozpuszczalną w wodzie, podobną więc do sody i potażu. Należenie jednoczesne pierw iastku do dwu ta k różnych od siebie typów je s t zjawiskiem, które dotychczas było w chemii zupełnie odosobnionem.
Dopiero w ostatnich czasach pomiędzy związkami organicznemi zostało odkryte z ja wisko analogiczne. Podczas badań nad związkami arom atycznem i jo d u niespodzia
nie natrafiłem n a cały szereg nowych zasad organicznych, zbudowanych zupełnie podob
nie ja k związki amonowe H ofm anna, zasad, zaw ierających jo d jak o pierw iastek, od któ
rego zależy ich zasadowość i nazwanych przeto zasadam i jodonowemi, na podobień
stwo zasad amonowych, zaw ierających azot.
C iała te, składające się z jodu, fenilu i hy
droksylu, są ju ż z tego powodu godnemi uwagi, źe dowodzą nam możliwości istnienia zasadowych a więc elektrododatnich sub- stancyj, zbudowanych z rodników, które przywykliśmy uważać jak o silnie ujem ne.
Szczególne zajęcie budzą one jed n ak przez wzgląd n a całe swe chemiczne zachowanie się. Podczas gdy tlenki ich i węglany, na- wzór podobnych związków m etali alkalicz
nych, są łatw o rozpuszczalne w wodzie i re a gują alkalicznie, związki ich z chlorowcami, tw orzące tru d n o lub wcale nierozpuszczalne osady, są analogiczne z chlorkiem , bromkiem i jodkiem talu. Jeszcze w yraźniejszą stanie się ta analogia, gdy dodamy, że te zasady zupełnie ta k sam o ja k m etale ciężkie i w zu- pełnem przeciwieństwie do wszystkich innych zasad organicznych, zo stają strąc an e przez siarek am onu w postaci gęstych osadów kłaczkow atych, składających się z ich siar- ków i z pozoru swego łudząco podobnych do świeżo strąconych siarków m etali ciężkich.
T a analogia, z jednej strony z alkaliam i, z dru g iej— z m etalam i ciężkiemi, k tó ra nas swego czasu zadziwiła przy odkryciu talu , pow tarza się więc we wszelkich szczegółach w jodonie, który z tego względu— niech b ę
dzie mi dozwolonem użyć tego w yrażenia—
m ógłby otrzym ać nazwę złożonego talu.
I jeżeli ju ż podobieństwo zasad amonowych z wodanami sodu i potasu zdaw ało się do
wodzić pewnej analogii w budowie wewnętrz
nej tych ciał, to głębokie podobieństwo p o między związkami ta lu i zasadam i jodonow e
mi nasuw a nam z przekonyw ającą siłą myśl,
WSZECHŚWIAT, że niem a zasadniczej i wyraźnej różnicy po
między obiema tem i klasam i ciał. W zajem ny ich do siebie stosunek zdaje się być, jeżeli nie takiż sam, to w każdym razie analogicz
ny z tym , jak i ma miejsce pomiędzy oddziel- nemi wyrazami szeregu homologicznego związków organicznych. Oby się kiedykol
wiek okazało, że ta przepaść, dzieląca proste i złożono m etale, nie je st niemożliwą do przekroczenia.
Z bliżam się ku końcowi. Z łożona n a tu ra pierw iastków jeżeli dotychczas nie dowie
dziona, to jed n ak m a już dziś pozory dosta
tecznie uzasadnionego przypuszczenia, które jesteśm y zupełnie upraw nieni obrać za punkt wyjścia do dalszych w tym k ieru n k u badań.
Lecz w tym razie nie minie nas zapewne za
rzut, który czyniono chemii prawie za każ
dym razem , gdy ze stanowczością zw racała swe kroki ku szerszym dziedzinom poznania:
jeżeli, zam iast trzym ać się dokładnie z b a d a
nych pierwiastków, zaczynamy liczyć się z nieznanem i ich częściami składowemi, to może to stać się powodem oskarżenia nas o lekkomyślność, ponieważ wprowadzamy do nauki coś nieznanego, o naturze i istocie cze
go tym czasem nic absolutnie powiedzieć nie jesteśm y w stanie.
Tego ro dzaju zarzu t nie powinien nas przestraszać. W szak podobny za rzu t pod
noszono przeciwko chemii i wtedy, gdy teo- ry a wartościowości rozpoczęła w niej swój pochód tryum falny. A tymczasem fakty wykazują, że jeden z systemów naukowych, najm niej luk posiadających, mianowicie teo- ry a chemii organicznej, właśnie przez zasto
sowanie pojęcia wartościowości, o którego istocie dziś jeszcze nie umiemy niczego pew
nego powiedzieć, p o trafiła wznieść się do tych wyżyn, n a jakich dzisiaj świeci pełnym blaskiem . To samo da się powiedzieć i o po
winowactwie, k tóre w ostatniem dziesięcio
leciu rozwinęło się w oddzielną potężną ga- łęź wiedzy. Niewiedząc nic o wewnętrznej istocie powinowactwa chemicznego, p otrafi
liśmy dokładnie mierzyć jego zjaw iska i po
kazało się, że ta k samo je s t możliwą ścisła nauka o powinowactwie bez znajomości przy
czyn samego powinowactwa, ja k wobec tak ie
go sam ego b rak u nau ka o wartościowości
mogła rozwinąć się ze wszystkiemi szczegó
łam i pozostałem i.
Okoliczność, źe wciąż jeszcze bywają p od noszone przeciwko chemii podobnego rodzaju zarzuty dowodzi, że nie w ygasła jeszcze ten- dencya stosowania do tej młodszej siostry fizyki innej m iary niż ta, ja k ą bez nam ysłu uważamy za dozwoloną w dziedzinie starszych nauk przyrodniczych. W szak z niemniej- szem praw em moźnaby podobny zarzut czy
nić naw et Newtonowi za to, że odważył się stanowić praw a ciężkości, nieposiadając żad
nych danych co do ich przyczyny. Z e jed nak ta odw aga była uzasadnioną, dowiodła tego historya nauki. W ieki przeszły a nau ka jego stoi niewzruszona, gdy tymczasem o istocie ciążenia wiemy i dzisiaj tyle zaledwie, ile wiedział sam mistrz. Oo więcej, kto godzi się z wnioskami, do jakich doszedł m atem a
tyk P aw eł du Bois Reymond w rozprawie swej: „O niemożności zbadania istoty siły ciążenia”, ten będzie m usiał oswoić się z myślą, źe rozwiązanie tej zagadki je st wogóle niedostępne d la nas nazawsze.
M ając to na względzie powinien więc che
mik z zim ną krw ią odpierać zarzuty, jakich mu nie szczędzą. Nie do poznania ostatecz
nych przyczyn powinniśmy dążyć odrazu.
N auka zagląda w tajniki przyrody, postępu
jąc krok za krokiem , stopniowo przechodząc od zadań łatwiejszych do trudniejszych i eks
perym ent naukowy, zam iast zapuszczać się na niedostępne wyżyny, powinien raczej t a kim zakresem badania się ograniczyć, w któ rym spółczesny stan naszej wiedzy i naszych um iejętności daje nadzieje niezawodnych wy
ników. Pierwszy krok ku nowym dziedzi
nom poznania został uczyniony, gdy stłum i
liśmy ra z w sobie wiarę dogm atyczną w ich
niedostępność, więc i dziś powinna zadowol-
nić nas świadomość, że znikły ju ź te m ury
spiżowe, jak ie opasywały naszą dziedzinę
wiedzy. P ełn i nadziei oczekujemy nowych
badań, niestrwożeni przez owe „Ignorabi-
m us”, co wszakże oznacza tylko ostateczne
granice ludzkiego poznania wogóle, a nie m a
zam iaru stawiać zapory usiłowaniom g łęb
szego wniknięcia
wtzagadnienia wiedzy. Na-
szem zadaniem powinno być przy pomocy
wszelkich środków badania naukowego dążyć
do dalszego rozkładu m ateryi, choćbyśmy
dojść mieli znowu jeszcze nie do ostatnich
78 WSZECHŚWIAT. N r 5.
jej ułamków; ostatecznym wszakże celem, który nam przyświeca, a do którego może dopiero późnym wnukom naszym dane bę
dzie się zbliżyć, powinno być przeświadczenie, że zagadnienie o o statnich cegiełkach świata, fizycznego nie należy do tajników przyrody zam kniętych na klucz wiecznej tajem nicy.
Tłum . W. M.
Getynga.
In sty tu t elektrochemiczny w Getyndze.
M ieszkając od ro k u w G etyndze, ja k o słuchacz i w ydziału filozoficznego m iejscow ego uniw ersyte
tu , byłem naocznym św iadkiem pow stania świeżo zbudow anego, a obecnie rozpoczynającego swą działalność naukow ą in s ty tu tu chemii fizycznej i elektrochem ii p ro f. N ern sta . Niech mi będzie ! wolno w korespondencyi n in ie jsz ej zaznajom ić | pobieżnie czytelników W szechśw iata z tą m łodą, lecz wielce obiecującą siostrzycą nielicznych je s z cze d otąd w N iem czech, a i naw et w całym świe- cie, pracow ni tego ro d zaju .
G eneza pow stania tego nowego p rz y b y tk u nau
k i w Ge*yndze, pośród w eteranów ta k wielce z a służonych na polu czystej nauki, ja k ie m i są liczne in sty tu ty naukow e tego wszechśw iatow ej sławy uniw ersytetu, da się streścić w następujących sło
wach. M łody lecz znany szeroko w świecie naukowym ze swych licznych b adań teore'ycz- nyeh i dośw iadczalnych n a polu chemii fizycznej i elektrochem ii p ro fe so r nadzw yczajny (podów
czas) fa k u l‘e‘u filozoficznego getyngeńskiego, d -r W alter N ern st, w je sie n i ro k u 1 8 9 4 zo staje pow ołany, ja k o zastępca p ro f. B olłzm ana, na k a te d rę zw yczajną fizyki dośw iadczalnej w M ona
chium. Ciało naukow e miejscowego uniw ersytetu zanadto je d n a k dobrze znało i prześw iadczone było o zdolnościach naukow ych młodego uczone
g o by go, raz p rzyj ąwszy do swego grona, chciało u stąpić innej wszechnicy. Z szybkością nadzw yczajną, s*araniem uniw ersytetu, a p o p ar
ciem sfer decydujących po w staje nowa k a te d ra w G etyndze, a w raz z nią bud u je się now a p ra cownia, nowy p rzy b y te k nau k i. Dziwnym i szczę
śliwym zbiegiem okoliczności nowy in sty tu t zn a j
d u je sobie pom ieszczenie w budynku uprzednio ju ż istniejącym i znakom icie się nadającym do urządzenia pracow ni naukow ej. T a okoliczność właśnie przyśpiesza je g o pow stanie i otw orzenie, | pracow nia je d n ak nic nie tra c i na swem u rzą d ze
niu i dogodności, a po ostatecznem wykończeniu odpowiadać będzie wszelkim wymaganiom nowo
czesnym tej gałęzi nauki, tem bardziej, że w śro d ki m ateryalne została w tym celu znakomicie uposażoną (60 0 0 0 Mk. na same urządzenia i przy rząd y naukowe).
In auguracya in sty tu tu nastąp iła z początkiem letniego sem estru zeszłorocznego, wykończenie je d n a k robót m urarskich i wewnętrznego urzą-
| dzenia obecnie zaledwie dobiega końca w nowo- przybudow anej części. K ierunek pracow ni i ro b ót w niej wykonywanych w arunkuje, ja k w ia
domo, te n lub inny rodzaj je j rozplanow ania
J