• Nie Znaleziono Wyników

Teka Zamojska. R. 3, nr 3 (1920)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teka Zamojska. R. 3, nr 3 (1920)"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

U b J ł

Rok III Zamość, M arzec 1920 r Nr. 3.

T,E KR

H Z R M d P l J K R

M I E S I Ę C Z N I K

WRRUMKI PRZEDPŁATY Kwartalnie . Mk. 8

Półrocznie .’ „ 16

I '

Koconie

i CEfIR OGŁOSZEŃ

Mk. 30 Cała strona Mk: 320 II } j t strony . . Mk. 90 Vi strony? ? - 170 t f y i strony . • , 50

I=©j©d. 3 r 3 a.cz 3 r z e s z y t l^osztiaje 4 naetrlci.

TREŚĆ NUMERU. Dr. Stanisław Łempicki: „Wielki Tolerant“, jezuici i Skarga. — Prof. Dr. Marceli Handelsman: Rola Stanisława Zamoyskiego, ■*- Stefan Pomarański: Wspomnienia Stanisła­

wa D ekańskiego o powstaniu itycźniow em w Zamojszczyźnie. — Kazimierz Moszyński:

Budownictwo ludowe w okolicy Zamościa (z ośmioma ilustracjami). — Dr. Kazimierz Sochaniewicz: Przywilej Zygm unta III z roku 1588, dla miasta Zamościa.

■ , i d ^ lIS llS łE II^ Ł , , ■ jj ,|

F a & r y f c a n a r ^ ę c t ^ i r o t y ic s y c f j

ŁEKS*"nEB FIUTKOWSKI

w K ońskich, Ziem i R adom sk iej,

wyrabia i polata:

Cemiesze,

Odkładmce,

płozy g

do pługów system owych: Zawadzkiego, Sucbeniego, Ventzkiego i in.

Gotowe jednokonne o silnej budow ie pługi Nr. Nr. o , i, 2.

Reprezentant na Polskę

STEFAN BEKRYCHT

w W arszaw ie; ul. M arszałkow ska 91

(w lo k a lu d r u k a r n i „ S A T U R N ” ).

Z A M O S C

Zygmunt Pom arański i Spółka.

(2)

T o w .ln k . *

„ZIEMIANIN",

które i m za zadanie uregulowanie handlu pło-

\ darni rolnemi i rozwój przemysłu rodzimego, opartego na rolnictwie, zamykając bilans dru­

giego roku działalności, z dniem 30 czerwca r. b. rozpoczyna sprzedaż

:;;Ąs;.* 5 = 2,000 sztuk akcji — na sumę koron 4,000,000

po cenie nominalnej koron 2,000 za sztukę z do­

płatą 2 proc. podatku skarbowego;

Przystępujący do Towarzystwa muszą być zatwierdzeni przez Zarząd.

Wpłaty przyjmują Mura Towarzystwa w Za­

mościu, Lublinie i Warszawie, Złota 3, m. 8,

oraz Bank Warsza w ski, oddział w Lublinie. -1

(3)

& V 4S

Rok III. Zamość, M arzec 1920 t. Nr. 3.

TEKR

ZRM0 J 5KR

M I E S I Ę C Z N I K _________________

„N ie wierzm y tym pismom, co namiętnościom tylko dogadzając, uczucie podburzają i krzyuiią-, uwierzm y raczej w pracę, w naukę ,

która nam pomoże do wygodnego wypełniania naszych obowiązków co­

dziennych, bo dużo zaległości mamy, a nieodrobienie ich ciąży na na- szem sumieniu: praca zaś do szczęścia się naszego p r z y ło ż y “.

Andrzej August Zamoyski. Kilka prawd t tkanoniji politycznej.

Dr. Stanisław Łem picki.

„Wielki Tolerant", jezuici i Skarga.

(dalszy ciąg)

„ Wi e m, ż e t o t o w a r z y s t w o (Jezusowe) z b a w i e n n e o w o c e p r z y n o s i r o d z a j o w i l u d z k i e m u ”, czytamy tutaj, „jednakże, na miłość Boską, ma przecie tak wielką ilość znakomicie uzdolnionych członków, że śmiało mogłoby się obejść bez tego jednego młodzieńca, w Polsce urodzonego, którego praca w tem miejscu, gdzie żadnych niema pracowników, więcej Bogu i Kościołowi jest potrzebna, zwłaszcza w jego ojczyźnie (Rusi) i tej części królestwa tego, która jest jakoby w s t r ę t n e m p u s t ­ k o w i e m , jeśli zwrócisz uwagę na zaniedbanie nabożeństwa, wyludnienie świątyń, n a j ­ w s t r ę t n i e j s z y c h h e r e z y j ró ż n o ś ć ...,." Prosi, w dalszym ciągu biskupa płoc­

kiego, aby wstawił się u o. Generała w tej sprawie i wyjednał pozostawienie Śmi- gleckiego w hetmańskiej służbie, boć przecie niepięknie to ze strony jezuitów, obfi­

tujących w taleuta, „wydzierać biedaczkowi jedyną owieczkę.“ Radzi też Wolskiemu, poprosić o pośrednictwo papieża i kardynała Kommensem, a Marcina przywołać ■ do siebie i dobrze nałajać. „O. Generałowi niechaj powie Wasza Dostojność", dodaje w końcu, „że zamiast owego młodzieńca, j a s a m t u w R z e c z y p o s p o l i t e j b ę d ę g r a ł r o l ę j e z u i t y , a może przecie niemniej korzyści odniesie towarzystwo z m o­

j e g o p o p a r c i a i m o j e j p r a c y w t e m k r ó l e s t w i e , niż z talenciku jedne­

go młodzianka.” Podobne, jak Wolski, zlecenia otrzymywał w dalszym ciągu od „fra­

sującego się na Patres Societatis Jesu“, hetmana i x. Tyczyn ’).

‘) Arch. II. nr. 529. .

(4)

34 TEKA ZAMOJSKA JMa 3 Mimo to wszystko, uraza Zamoyskiego do jezuitów nie przyoblekała się w ż a ­ d n e o s t r z e j s z e k s z t a ł t y . Kołatając niezmordowanie do zabiegów Wolskiego, jeszcze w styczniu 1582, pisał hetman bez cienia złości: „W ielką zaiste pizykrość spra­

wią mi ci d o b r zy o j c o w i e i zgrzeszą sami przeciwko owemu przykazaniu: „Nie p o ż ą d a j . t e g o zaś młodzieńca (t. j. Śmigieckiego) przywiodą do grzechu przeciw przy­

kazaniu: „Czcij ojca i matką twoją." Proszę, aby nie stawali na przeszkodzie moim uczciwym zamiarom" '). Wszystkie te środki i pośrednictwa Woli®)ego, Tyczyna, kar­

dynałów, nie odnosiły przecież skutków wobec, niezłomności Marcina i konsekwencji jezuitów rzymskich. Użył tedy hetman jeszcze ostatniej próby: p r o t e k c j i rektora wileńskiego, zdawna sobie znajomego, o. S k a r g i . I oto d r u g i p r z e j a w wzajem­

nych stosunków tych dwóch niepospolitych ludzi, a przyznać trzeba, że przejaw bardzo znamienny. „Pisałem niedawno Waszej Wielebności", tak odzywa się S k a r g a do generała Akwawiwy 14 lutego 15822), „iż przestrzegł mnie Kanclerz i Hetman, że bardzo byłoby mu niemiło, gdyby wychowanek jego, Mikołaj (sądziłem, że on nazywa się Marcin), został przyjęty w Rzymie do naszego towarzystwa, ll-g o b. m. napisał znów do mnie z, obozu pod Pskowem jeden z jego najzaufańszych sekretarzy, Żółkiew­

ski, że doniesiono z Rzymu hetmanowi ze strony biskupa płockiego i Tyczyna, jakoby Mikołaj (!) został już przyjęty do naszego towarzystwa, a Wasza Wielebność nie uwzglę­

dniła próśb biskupa płockiego, by go przeciwko woli kanclerza nie przyjmować. Po­

czytuje on (t. j. Zamoyski) to sobie teraz za największą obelgę i objaw lekceważenia i tak dalece ma być tein urażony, iż należy się obawiać z jego strony wielkiego prze­

śladowania dla nas i naszych kollegjów. W co wierzę snadnie, bo człek to, który nie tak łatwo umie się pokonywać w takich rzeczach, a po królu nikt mu tu nie zrówna w potędze i znaczeniu. Mógłby więc strasznie kollegjom naszym szkodzić, g d y do­

t y c h c z a s m i e l i ś m y w n i m z a w s z e n a j w i ę k s z e g o p r z y j a c i e l a i p r o ­ m o t o r a w s z y s t k i c h n a s z y c h p o s t ę p k ó w " . Opowiadał już nawet Skarga o tej sprawie, jak dalej donosi, samemu królowi Jegomości, lecz ten, choć ni o d z i w i ł s i ę g n i e w o w i k a n c l e r z a , zapewnił go jednak, że gniew Zamoyskiego wnet ustą­

pi rozsądkowi, skoro tylko przekona się o wytrwałości młodzieńca.

S k a r g a doradza, mimo wszystko, Akwawiwie, by obrał drogę ugodowego za­

łatwienia sprawy. „Dobrzeby... było", cytuje słowa królewskie, „dla przejednania kan­

clerza o d e s ł a ć mu o w e g o m ł o d z i e ń c a , a jeśli ten wytrwa w swych zamiarach, to niech ruu będzie wtedy wolno wstąpić w szeregi towarzystwa".. 1 natychmiast pra­

wie powtarza raz jeszcze z naciskiem: „Dobrzeby było może p o s ł a ć t e g o m ł o d z i e ń ­ ca k a n c l e r z o w i , niechby sam wyjednał sobie u niego pozwolenie, abyśmy my czło­

wieka tak potężnego i krzywdę, którą mu rzekomo wyrządziliśmy, długo pamiętającego, przeciwko sobie nie podrażnili". Wszystko to pozostawia ostatecznie pokorny o. Piotr rozsądkowi swego przełożonego do rozstrzygnięcia. List ten Skargi zasługuje, mojem zdaniem, na baczną uwagę z dwóch względów: Najprzód znajdujemy w nim ś w i a ­ d e c t w o n a j p o w a ż n i e j s z e , wprost nie dające się zakwestjonować, bo w tajnej korespondencji dwóch jezuitów zawarte, a stwierdzające z c a ł ą s t a n o w c z o ś c i ą w i e l k ą p r z y j a ź ń i ż y c z l i w o ś ć h e t m a n a d l a j e z u i t ó w w p i e r w s z y m

') Arch. II. nr. 689.

Listy x. P. Skargi T. I. z lat 1566—1610, podług autografów w ydał i objaśnił x. Jan Sy-

gański T. I. Kraków. 1912, str 171 — 172. Streszcza ten list także Sygański op. cit. str. 32 — 34, lecz

pewne szczegóły objaśnia mylnie.

(5)

M 3 TEKA ZAMOJSKA 35 o k r e s i e r z ą d ó w B a t o r e g o . Powtóre pada tu światło na Skargę, występującego w roli przyjaznej dla hetmana, znającego jego zasługi i ułomności, przemawiającego w imię tychże z a ś r o d k a m i J a g o d n e m i , za utrzymaniem d o b r y c h s t o s u n ­ k ó w z polskim potentatem. Ta r o l a p o ś r e d n i k a uderzy nas jeszcze i później.

Co się tyczy sprawy Smigleckiego, to ta jednak mimo wszystko' przepadła. Marcin został jezuitą, a całe to, nieprzyjemne dla hetmana, zajście dało polskiemu katolicyzmo­

wi jednego z najtęższych apologetów i harcowników w bojach z arjanami1). 24. paź­

dziernika 1582 donosił już S k a r g a Akwawiwie: „Co do przyjęcia Marcina do towa­

rzystwa, to sądzę, że kanclerz już się uspokoił i że o. prowincjał (Kampano), który się z nim w Warszawie rozmówił, dał mu już satysfakcję"2). Niewątpliwie gniew kanclerza wnet stracił na sile, srogie „persecutiones", których obawiał się rektor wi­

leński, nie nastąpiły, lecz czy grot urazy nie utkwił w dumnej duszy potężnego ma­

gnata. to inna sprawa. We wrześniu 1584 r. robi np.. Zamoyski jezuitom t r u d n o ś ­ ci p r a w n e w uzyskaniu starego kościoła św. Szczepana w Krakowie na dom dla no­

wicjatu towarzystwa3); czyżby w tym fakcie nie wypadało się dopatrywać pierwszych prób odwetu?

Tymczasem oliwy do ognia dolał, zapomniany już potrosze w Polsce, pater Possevino. W r. 1586. ukazało się w Wilnie dziełko jego p. t.: „MoscoAia"; podawał w niem autor do wiadomości publicznej takie listy i fakta z czasów pamiętnej kampanji, których publikację z różnych względów kanclerz widział bardzo niechętnie. Zrażony nieco już dawniej do jezuitów, teraz rozgorzał gniewem na exdyplomatę. I znowu winięszał się w całą tę aferę p o ś . r e d n i c z ą c y , k o j ą c y n i e s n a s k i z a k o n u z h e t m a n e m , g ł o s o. S k a r g i . Widocznie w otoczeniu Zamoyskiego wiedziano wprost o słabości x. Piotra, naówczas rektora rezydencji krakowskiej, dla kanclerza, skoro domownicy i przyjaciele tegoż udawali się do Skargi o interwencję. Czynił to niegdyś St. Żółkiewski, nie inaczej postąpił obecnie sekretarz i panegirysta Zamoyskie­

go, Imć Pan Maciej Piskorzewski. O n. to przybył w październiku 1586. osobiście do o. Piotra i doniósł, „że kanclerz okrutnie rozsierdził się na o. Possewina, że usta­

wicznie miota nań publicznie i prywatnie groźby z powodu wydania książeczki ó Mos­

kwie". S k a r g a wystąpił natychmiast z alarmującym listem do Akwawiwy*), w któ­

rym też spisał punkt po punkcie, z ust Piskorzewski ego, wszelkie „gravamina“, czy­

nione przez hetmana jezuickiemu pisemku. Oburzał się tedy Zamoyski na publikację dokumentów królewskich i innych, powstałych w jego kancelarji, nie tylko dlatego, że były poprzysiężone, jako tajne, lecz z motywu c z y s t o h u m a n i s t y c z n e g o . . . , że styl ich był niepiękny i nieklasyczny; gniewał się za przychylność Possewina dla Szwecji, tutaj ujawnioną, za rozgłaszanie surowych, rzekomo i nieokrzesanych, obyczajów polaków, za narzekanie na głód, jaki miał niegdyś cierpieć w Polsce, za chełpliwość i dumę, nieprzystojącą mnichowi etc. etc. Wobec tego wszystkiego obawiał się Skarga, a z nim i niektórzy polscy jezuici, nowego jakiegoś niebezpieczeństwa, czy skandalu dla zakonu ze strony kanclerza. „Wie już Wasza Wielebność", pisał generałowi, „co za powagą cieszy się w Królestwie ów człowiek i jak może szkodzić towarzystwu, jeśli damy mu do tego jakąś słuszną przyczynę”. Z słów tych przegląda niedwuznacz­

nie rada, aby zapobiedz zawczasu ewentualnej pomście hetmana.

‘) G r a b o w s k i Tad.: Literatura Arjańska, wedle indexu.

'-) S y g a ń s k i str. 194.

3) Tamże str. 212.

4) Tamże str. 246—247. List Skargi streszczony u Sygańskiego op. cit. str. 9 9 —100.

(6)

36 TEKA ZAMOJSKA J4 3 Niebawem jednak nadeszły i n n e c z a s y . Po nagłym zgonie Batorego, poczęły się długie rządy Zygmunta III. „jezuickiego wychowanka", —ucznia o. Warszewickiego i o. Gołyńskiego, który objąwszy tron polski, otoczył się jezuitami, w ich duchu i z ich pomocą prowadził politykę1); na kaznodzieję zaś nadwornego powołał w r. 1588, wsła­

wionego już wymową, wpływem i pismami P i o t r a S k a r g ę . Zbyteczne powtarzać dzieje zatargów nowego monarchy z kanclerzem, co byczyńskiem zwycięstwem utorował mu drogę do królestwa. Wszechpotężny do niedawna minister, istna „prawica" i podpora tronu za Batorego, skoligacony z zmarłym królem,—staje teraz w gwałtownej opozycji przeciw „nowemu panu“, zwalczrjąc konsekwentnie aż do zgonu, jego austrjacką po­

litykę; on to, urażony dotkliwie w miłości własnej, że nie jego radami kieruje się bez­

względnie młody monarcha, ale wprowadza „homines novos“, — usuwa się dumnie na zaszczytne ubocze, knuje sposoby na „regalistów", wprowadza zabójcze dla powagi ma­

jestatu widmo „sejmu inkwizycyjnego", staje się wreszcie duchowym ojcem rokoszu Zebrzydowskiego*).

Mówiąc o kamaryli dworskiej, tak . nienawistnej teraz Zamoyskiemu, wymienia się zawsze „regalistów" — senatorów (Jan Tarnowski, Tęczyński, Miński. Opaliński, Myszkowski), podkomorzych Denhoffa i Andrzeja Bobolę, pannę Mejerin i... jezuitów3);

„Jezuici to “, pisze Piasecki4), „w prywatnych rozmowach z królem, do których droga stała im zawsze otworem, naprzykrzając się królowi, tak go ścisnęli, że wszystko za ich radami czynił, a nadzieje i obawy dworzan tylko od ich faworu zależały. Ba.

nawet w sprawach publicznych podsuwali królowi, co ma postanowić!" Nie wchodząc tutaj w ocenę słuszności tych p o w s z e c h n y c h n a . ó w c z a s pomawiań, zapytajmy raczej, jaki był stosunek Zamoyskiego, zwalczającego namiętnie „kamarylę”, do jezui­

tów? W ostatnich latach Batorego p o c z ą t k o w a z a ż y ł o ś ć i w z a j e m n a sym- p a t j a . jak widzieliśmy, psuć się poczęły wskutek sprawy Śmigleckiego i publikacji Possewinowej; czyż jednak węzły porwały się zupełnie, czy gorliwy pośrednik, o. Skar­

ga, nie umiał przecież uraz zażegnać? Ciekawą byłoby także rzeczą zbadać, jak w obec­

nej swej roli kaznodziei dworskiego, odnosił się wielki jezuita do opozycyjnej polityki pana na Zamościu. Nie na wszystko jednak możemy już dzisiaj znaleźć odpowiedź.

Usunąwszy się w znacznej mierze z widowni publicznej, zajmuje się kanclerz w latach najbliższych uporządkowaniem swej iście królewskiej fortuny, podniesieniem i świetnem urządzeniem wspaniałego swego „Tusculum", Zamościa. Powstaje tu tedy pyszna renesansowa świątynia: kollegjata św. Tomasza, zbudowana przez archijektę włoskiego, Bernardina Morando, której przyozdobieniem zajmował się między innymi Tintoretto młodszy i szereg innych znakomitych artystów, powstaje też długo planowana i w różne fazy przejściowe zamykana, a k a d e m j a, zrodzona ostatecznie w roku 1595-tyu)r Począwszy od Sołtykowicza (1810);>), daje się od czasu do czasu słyszeć opinii, jakoby Zamoyski, widząc szerzenie się nadmierne szkół jezuickich w Europie, założył swój uniwersytet, „ z a p o b i e g a j ą c , ażeby przynajmniej w Królestwie Polskiem, t e n s zko-

■)

B o b r z y ń s k i :

Dzieje Polski. Wyd. 3-cie, T. II. Kraków 1890, §. 84; Szujski: Dzieje Pol­

ski. Lwów 1864. T. Ul. str. 139.

2) O tem dokładniej Z a ł ę s k i op. cit. I. 2 str. 480. i nst; S z u j s k i : 1. c. str. 134—135, 1 3 6 -1 3 8 , 160.

3) Z a t ę

s

k i, 1 c. I. 2. str. 503.

4) :j('hronica Gestorem in Europa singularium 358.

5) O stanie Akademji krakowskiej i t. d. Kraków 1810. str. 63.

(7)

Nb 3 TEKA ZAMOJSKA 37 dl i wy p r z y k ł a d n i e z n a l a z ł n a ś l a d o w c ó w i nie rozszerzył się po woje­

wództwach Rusi P o ł u d n i o we j Z d a n i e to, wedle mego przekonania, jest nieuzasad­

nione; kto zna dokładnie genezę i kolejne przeobrażenia projektu kanclerza; by ufun­

dować w Polsce szkolę humanistyczną i obywatelską na modłę Sturmową, kto dojrzy pierwszych wyraźnych błysków tych myśli już w r. 1577, w planie założenia „College Royal"1) i w r. 1580 w projekcie, przedłożonym Kaligarjemu,— ten inaczej z pewnością będzie sądzić. „Akademja zamojska" z r. 1595 i 1600 (plan studjów) jest tylko osta- tecznem uwieńczeniem zamysłów, związanych najściślej z całą duchowością kanclerza i jego poglądem na świat polski, zamysłów, istniejących już wówczas, kiedy szkoły je ­ zuickie w Polsce jeszcze się nie zagnieździły i nie potrzeba się ich było obawiać.

Z drugiej strony poglądy ostatniego dziejopisa akademji zamojskiej3) na jej początki, rzekomo tragiczne dla kanclerza-liberała, przypuszczenia, jakoby śniło mu się kiedy­

kolwiek o zakładaniu szkoły dyssydenckiej, liberalnej w duchu religijnym, obsadzonej szlachtą—ziemianami w roli profesorów, wyzwolonej z pęt organizacji kollegjacko-aka- demickiej. uśoniętej . c a ł k o w i c i e /, pod wpływu duchowieństwa, — również na bardzo kruchych, nieraz wręcz mylnych, opierają się przesłankach. Omawiamy zresztą tę sprawę szeroko na innem miejscu. Że jezuici z założenia tej szkoły zadowoleni nie byli, to inna sprawa. r Słyszę, iż patres Jesuitae z tej Waszej Miłości Akademji nie kontenci", donosił Zamoyskiemu 18. kwietnia 1594 r. Łukasz Górnicki3), a w auten­

tyczność tej relacji nie możemy powątpiewać. Sądzę wszakże, że chodziło tu nie o żadne obawy natury wyznaniowej przed „liberalną" uczelnią, lecz poprostu o względy kon­

kurencyjne. Przeciei równocześnie oburzała się na nową akademję „Alma Mater"

krakowska i na wszelki sposób starała się znaczenie jej obniżyć4). Szkoła zamojska żadnych celów, ni znamion antyprawowiernych, żadnych, nawet pozorów liberalizmu, czy obojętności religijnej nie miała; miała być i była uczelnią h u m a n i s t y c z n ą , o b y w a t e l s k ą , n a r o d o w ą , ale równocześnie także k a t o l i c k ą , kierowaną w części przez xięży, a o p a r t ą o k o l l e g j a t ę , bo tak było najwygodniej i najtaniej! Ani w Polsce, ani za granicą nie widziano w niej współcześnie żadnych tendencyj przeciw- kościelnych, czy także przeciw jezuickich''); co więcej zagorzały luteranin, Maciej Dres- ser, profesor historji w Lipsku, zerwał na jakiś czas z Zamoyskim korespondencję, bo posłyszał plotkę, że jego akademja zamojska jest siedliskiem jezuitów...!6)

Nie myślimy omawiać w tem miejscu mnożących się także w epoce Zygmun- towskiej objawów religijności i gorliwości kanclerza, bo ostatecznie z sprawą jezuicką nie wiele ma to wspólnego. Nawiasowo zaznaczamy, że wtedy zaprowadza kanclerz w dobrach swoich, dzierżonych przedtem przez innowierców', katolicyzm np. w sta­

rostwie międzyrzeckiem, gdzie w Skwirzynie i po wsiach odbiera heretykom kościoły,

4) St. Ł e m p i c k i: Jan Zamoyski jako reformator wyższego szkolnictwa w Polsce. Część I.

Rozprawy Akademji Umiej,

w

KraJtowie.

W yd r.

filo). Tom 57. str. 281 nst..

2) J. K. K o c h a n o w s k i : Dzieje Akademji Zamojskiej. Kraków 1899 1900.

3) U st

z

1 8

.

Aprilis 1 5 9 4 w Ms. Bibl. Zamoj.

4) Por. list Akademji Krak. do hetm ana z 3. X. 1594. w Ms. Bibl. Ord. Zam. (zob. dalsze tomy Archiwum).

5) Jeden tylko Dresser utrzymuje później, że kanclerz „indicavit.“ scholas existere et liberalia studia foveri et propagari etiam sine Jesuitis posse*. ( C o l l e c t a n e a vitam resąue gestas J. Zamoyscii illustrantia, Posn. 1861. str. 304), lecz informacje jego były wogóle niedokładne i zabarwione subjektyw - nie, bo niestw orzone rzeczy opowiadał o nienawiści hetmana do jezuitów.

6) C ollectanea ętc. str 303.

(8)

3s t e k a z a m o j s k a m 3 szkoły, posiadłości i dochody kościelne1), ' wtedy opatruje niejedną świątynię, zwłaszcz umiłowany kościół w Zamościu2), troszczy się o przetłumaczenie .„Katechizmu Trydem kiego"*), drukuje podręczniki i dziełka5 nabożne4), wspiera hojnie bractwa kościelm np. św. Anny5), wtedy staramy się usilnie o unję z kościołem greckim i t. d.fi) (c.il.n Prof. Dr. M arceli Handelsman.

Rola 5 tan'sława Zamoyskiego w roku 1812.

Myśl sięgnięcia w momencie rozpoczynającej się wojny z Rosją do tradyci przedreformacyjnycli Polski, plan dobycia stamtąd dawnej organizacji nadzwyczajnej którą poprzednie pokolenie potępiło, rozkaz utworzenia obok normalnego rządu Xięstwi warszawskiego równoległej w kompetencji swej nieokreślonej, z sejmu powstałej Kon federacji Generalnej Królestwa Polskiego, dookoła której miały się zbiegać powstańcza wysiłki całej Rzeczypospolitej, a która bez siły faktycznej miała być tylko narzędzien w ‘ręku ambasadora francuskiego, ten pomysł był zaprzeczeniem całego dotychczaso wego rozwoju Xięstwa. Wyrosła z ducha instytucji cesarstwa, przystosowanych d(

dawnych przywiązali polskich, przepojona zasadą równości wobec prawa i legalności jako podstawy życia państwowego, organizacja Xięstwa nie mieściła się we wspólnycl ideowo ramach z ową „Juntą powstańczą", którą-obok niej czy też nad nią ffiiałi utworzyć wola cesarza. Jako przeciwieństwo do dotychczasowego ustroju konfederacja r. 1812 mogła uchodzić za powrót do czasów przedrozbiorowych, w oczach ogółi a zwłaszcza w oczach tych wszystkich, którzy niezadowoleni z kodexu Napoleona i artykułi 4-go konstytucji pragnęli częściowej przynajmniej odmiany statutu Xięstwa w duchu konserwatywnym, stawała się punktąm oparcia w tym nowym momencie przewrotu wojennego. Uchodzić mogła więc Rada konfederacji za teren, skąd za zezwoleniem cesarza wyjdzie „naprawa" konstytucji warszawskiej, gdzie znaleźć się. winni wszyscy przeciwnicy porządku nowego. Skazana na działalność agitacyjną, a złożona z ludzi energicznych, rada konfederacji nie znajdowała zaspokojenia w przepisanych jej ramach.

Rodzi się inicjatywa, nie licząca się z drażliwościami dworu saskiego i prawną pod­

stawą własnego istnienia—rozszerzenia swej władzy. A na czele owej akcji staje zięć Czartoryskich, niedawny prezes Rządu Tymczasowego Galicyjskiego z r. 1809, rzecznik odrębności ustrojowej zdobytych w wojnie z Austrją ziem polskich, z jednej strony spółuczestnik akcji politycznej jakobinów warszawskich, z drugiej niechętny Francji, acz pozyskujący protekcję Napoleona nieoficjalny ambasador polski, w Paryżu w r,. 1810,

!) S o b i e s k i : N ienaw iść etc, str. S I. (oraz Ms. Bibl. Zamoj. S. I

pl.

37 oryginały.) Goś- licki, biskup poznański, pisał 30. Jan. 1604 do Zamoyskiego: „Iż z przejrzenia Bożego a z c z u j n e g o i g o r ą c e g o n a b o ż e ń s t w a

W

Mci w Starostwie Międzyrzeckiem fides S. Catholica zaczęła się i imię Boskie w S. Kościołach Jego z pożytkiem dusz ludzkich laudatur, tem uż P. na wysokości niech będzie wieczna chw ała.."

W

d. c. żąda odebrania jeszcze pewnych kościołów, szkół i t. d. protestantom.

s) H eidenstein w CoUeclanea str. 140; Spraw. Kom. Hist. Sztuki. Ak. Uin. T. VIII. zesz. I—IJ. str.

C L X IV - CLXX.

3) List do Nuncjusza Apost. z Felina 28. Apr. 1602. w Ms. Bibl. Zam.

4) „Institutio Christiana* dla szkoły Zamojskiej, w 2. wyd. Hym ny nabożne Cieklińskiego i t. d.

5) Por. list drukarza Januszowskiego z 2 0

.

Jul. 1 5 9 9 o druku Statutów „Societatis Sanctae

Annae*

kosztem kanclerza w 500 egz. Ms. Bibl. Zam. (Zob. nast. tomy Arch. Zam.)

6) S o b i e s k i : Nienawiść i t. d. str 51; Tretiak J.: P. Skarga w dziejach i liter. Unji Brzeskiej. Krak.

1912. str. 128—129, 188—189, 204 i 213. M ieszkańcy Zamościa mieli wedle przywileju erekc. w yznaw ać tylko

wiarę rzymsko-katolicką.

(9)

Jsl* 3 TEKA ZAMOJSKA 39 obecnie wiceprezes i jedyny kierownik Rady konfederacji, odnowiciel własnej dynastji—

ordynat Zamoyski.

Początkowo ograniczona tylko do swej aktem konfederacji przepisanej roli, rada pilnowała zazdrośnie, „iżby żadne pisma, tyczące się ducha Konfederacji, bez jej wiadomości drukiem ogłoszone nie byly“ (31 lipca). Jednak sfera jej działania za­

cieśniała się z każdym dniem z konieczności. Drukowanie mniej wybitnych akcesów nie mogło zadowolnić niczyjej ambicji. Wtedy w jej łonie powstaje myśl rozszerzenia własnej kompetencji, a mianowicie na zewnętrzne i wewnętrzne stosunki, dotyczące odbudowania Polski, na uzbrojenie powszednie i nadzwyczajne pobory, na nakładanie w tym celu podatków i na przygotowanie materjałów dla konstytucji przyszłego kró­

lestwa. Proponowano utworzyć osobny Komitet, złożony z 3 osób, któryby zajął się rewizją konstytucji. Król nie miał nic przeciwko ostatniemu projektowi, ze swej stro­

ny przeznaczył na członka komitetu konstytucyjnego min. Matuszewica, oparł się jednak stanowczo zakusom rady na swoje atrybucje, uciekł się nawet do poparcia cesarskiego.

Wobec oporu króla postanowiono skorzystać z odpowiednich pozorów i udać się wprost do cesarza. Zjawiła się nowa propozycja, uwierzytelnienia przedstawiciela Konfederacji przy osębie Napoleona. Nie ograniczano się do drogi normalnej, przez Drezno i Wilno prowadzącej do Moskwy, lecz pomyślano także o wpływach bezpośrednich. Zamoyski, właściwy kierownik rady, bez żadnej formalnej misji udał się 8 września do Wilna.

Zamierzał starać się o zdobycie dla siebie stanowiska agenta przy osobie Napoleona, a także o usankcjonowanie projektowanych zmian zasadniczych.

Misja Zamoyskiego pod tym względem nie dała żadnych rezultatów. Bassano nie zgodził się na nominację ambasadora Konfederacji generalnej. Pobyt jego w Wil­

nie dał inny konkretny wynik. Zamoyski miał wpłynąć na zepsucie reputacji Pradta, który był oddawna w zatargu z radą konfederacji z powodu nieliczenia się z jego po­

prawkami do ogłaszanych odezw, choć żył w dobrych stosunkach z samym Zamoyskim1.).

Może wiedząc o tern ambasador nie omija teraz żadnej sposobności, któraby mu pozwo­

liła dokuczyć radzie Konfederacji. Chciała ona wydać odezwę, donoszącą o zamknięciu sejmików, odwołującą się do polaków, jeszcze nie skonfederowanych, odezwę, któraby zaznaczyła — i to był jej cel istotny —■ pierwszeństwo władzy konfederackiej.. Amba­

sador wyłożył, jak nie polityczną byłaby taka odezwa, i rozumowanie jego musiało być uwzględnione. „ J a* fait, powiada, de tous ces articles l'objet dinsinuations officieuses qui ont produit leur effet“.

W Radzie generalnej nie zaniechano jeszcze myśli zdobycia wpływów u boku cesarza. Upadł projekt wysłania stałego przedstawiciela, odrodził się natomiast w no­

wej postaci. Na posiedzeniu 28 września przygotowano notę, w której zapytywano Pradta, czy nie należałoby do Moskwy wysłać deputaeji dla złożenia cesarzowi powin- szowań. Ambasador dał odpowiedź ustną, że: zapyta o to Bassany, że podobne życzenia muszą być uprzednio przez cesarza zatwierdzane, a przytem wyraził swoje własne zda­

nie, że jednak istnieje różnica w przyjmowaniu deputaeji w bogatej Moskwie, a na jej zgliszczach.

Dostało się wprawdzie ambasadorowi od Bassany za ujawnianie uczuć z powo­

du pożaru Moskwy, lecz deputacja do cesarza nie pojechała.

Tak niefortunnie zakończy! się pierwszy akt wysiłków konfederacji, które miały jej zapewnić większą rolę, które nie lecz doprowadziły do niczego, a które odrodzą się

w nowej postaci w chwili stanowczych zwycięstw rosyjskich, już w r. 1813.

') Z raportu Bauma. 21 paźdz. 1812 „Man hat den Graf Zamoyski in Verdacht, dass er w8h-

rend seiner letzten A nw enseheit in W ilno gegen Ihn intrlguirt h a t.“

(10)

40 TEKA ZAMOJSKA M; 3 Stefan Pomarański.

Wspomnienia 5^an*s^aWa Dekańskiego o powstaniu styczniowem w Zamojszczyźnie.

Dzieje powstania styczniowego, choć są najbliższą dla naszego pokolenia prze­

szłością, stanowią niezbadany dotąd las dziewiczy. Złożyły się na to fatalne warunki walki, pozbawionej bazy operacyjnej i wspólnej wytycznej w działaniu. Zorganizowaną i planową akcją w tej wojnie można nazwać jedynie sam moment wybuchu: noc z 22 na 23 stycznia. Wszystko, co nastąpiło potem, było już tylko konsekwencją tego kro­

ku, polegającą na inicjatywie i przedsiębiorczości poszczególnych kierowników, często przygodnych. Brak od początku owej podstawy, brak centralnej i silnej władzy woj­

skowej zaciążył na losach walki wraz ze świtem po tej pamiętnej nocy. Akcja prze­

ważnie poszła samopas, a raz puszczona na. wolne wodze, nie dała się już ująć w jedną dłoń, jedną wolę i jeden plan. Nie pomogły późniejsze wysiłki dowódców i naczelni­

ków powstania, działających bez swobodnego ośrodka działania: cała akcja rozsypała sie na fragmenty, choć wielkie bohaterstwem, ofiarnością i tragizmem, lecz znikome w rezultatach, jak bywa w nierównej walce samotrzeć. I jak ginęli ąktorowie tego dziejowego dramatu, tak ginęła wieść o nich, zamknięta w mogiłacli bezimiennych. Przez długie lata popowstaniowej rezygnacji tłukła się tylko po sercach z lękiem zwierzana tradycja rodzinna i snuła się długa opowieść tych,

c m

pozostali z zawieruchy.

Te dwa czynniki: tradycja i opowieść, są właściwie dotąd jedynym wyrazem i świadectwem ostatniej walki powstańczej. Z czasem spisano je w liczne już dziś wspomnienia i pamiętniki. Dopiero zmienione warunki polityczne umożliwiają wydo­

bycie z archiwów rodzinnych i zbiorów prywatnych, skrzętnie przechowywane przed prześladowaniem zaborców, strzępy dokumentów urzędowych ówczesnych władz pow­

stańczych, dotąd tylko fragmentarycznie znanych i publikowanych. Państwo polskie przejęło również liczne archiwa rządowe rosyjskie, w których znajdują się bezcenne wprost materjały do dziejów tych krwawych lat.

Powoli z chaosu i niepamięci wyłania się rzeczywistość, przybiera konkretne kształty, oraz skupia się z poszczególnych fragmentów w wielką i potężną całość.

Zanim te ogniwa przez badaczów zastaną ujęte w jeden i wierny obraz dziejowy, nim wyłonią się z niego bohaterskie postacie „ludzi leśnych* z przed półwiecza, upłynie dużo wytężonej pracy. W tym względzie wielki dług zaciągnęła nauka polska, która niewątpliwie spłaci go w najbliższej przyszłości.

O ile powstanie województw południowo-zachodnich znalazły już stosunkowo dość liczne i gruntowne opracowania (Tokarz, Stanisław Długosz, Jan Długosz i in.), o tyle wo­

jewództwo lubelskie i wogóle obszar Królestwa prawego brzegu Wisły jest prawie nietknięty. Zjawisko to zrozumiałe, bowiem punkt ciężkości powstania odrazu przeniósł się do województw lewobrzeżnych, a zwłaszcza Krakowskiego i Sandomierskiego. Zło­

żyły się na to przedewszystkiem właściwości terenu, sprzyjające najbardziej walce par­

tyzanckiej, większa kultura mieszkańców, blizkość granicy galicyjskiej, oraz przebiega­

jący przez te prowincje trakt główny między Warszawą — siedzibą Rządu Narodowe­

go, a Krakowem—miejscem wytchnienia, arsenałem i ostoją moralną powstania, wreszcie

słabsze niż gdzieindziej załogi i garnizony rosyjskie. Wszystko to sprawiło, że woje­

(11)

TEKA ZAMOJSKA 41 wództwa południowo-zachodnie stały się niejako kluczem strategicznym, terenem de­

cydującym dla walki, — walki o bazę operacyjną dla całego powstania. Prócz tego materjały, a zwłaszcza dokumenty .urzędowe powstańcze, znalazły bezpieczne i troskliwe schronienie w bibljotekach i archiwach krakowskich, oraz w zacisznym Muzeum Na- rodowem w Raperswilu, co już uprzystępniło je znacznie dla badań.

Do dziejów powstania w lubelskiem, a stąd i zamojszczyzny, podówczas obejmują­

cej znacznie większy teren, gdyż cały południowo-wschodni kąt gubernji, odnalazł po­

ważne materjały w dawnem archiwum gubernjalnem i uchronił od zniszczenia Dr Józef Seruga; były konserwator zabytków archiwalnych i bibljotecznych przy b. Generał Gu­

bernatorstwie w Lublinie. Są to raporty i sprawozdania władz administracyjnych, a więc materjał jednostronny, ujmujący cały okres z punktu widzenia władzy rządowej i specjalnie oświetlający fakty. Materjały te Dr Seruga opracowuje i przygotowuje do wydania. Pozwolą one wtedy zdać sobie sprawę z przebiegu powstania w dawnej gubernji lubelskiej, choć nie wszechstronnie, bowiem zawierają tylko to, co władze o powstaniu wiedziały. Dzięki uprzejmości D-ra Serugi, czytelnicy „Teki Zamojskiej"

zapoznają się choć częściowo z dziejami powstania w naszej okolicy, narazie w formie poszczególnych przyczynków, a może z czasem i monografji, obejmującej całokształt tak żywotnego dla nas zagadnienia.

Niewiadomo natomiast, czy odnajdą się dokumenty drugiej strony, walczącej w tym kącie Królestwa, hipotezą wogóle jest, czy istniały kiedykolwiek, czy zajmowano się nimi w odmęcie nierównej i rozpaczliwej walki. Pomocniczy jednak materjał, jak wspomnienia i pamiętniki uczestników z biegiem czasu ujrzą światło dzienne i choć częś­

ciowo wyrównają dotkliwy brak.

Jeden taki pamiętnik, dotyczący wyłącznie terenu nas obchodzącego i przez mieszkańca naszych stron napisany, znajdował się w mem posiadaniu. Są to wspomnienia Stanisława Leona Dekańskiego, byłego urzędnika ordynackiego w Zwierzyńcu. Autor,

„chyląc się ku starości, osłabiony fizycznie, zbliżając się do grobu", przystąpił do skre­

ślenia swych przeżyć. Spisywał je już od kilkunastu lat i ukończył w początku 1914 r.;

lecz podczas inwazji rosyjskiej w Galicji, po upadku Przemyśla, gdzie od dłuższego czasu mieszkał, jako urzędnik kolejowy, bojąc się, jako poddany rosyjski, represji i może tułaczej starości na wygnaniu,—w kwietniu 19l5j,roku cały zeszyt, obejmujący około 20 arkuszy ścisłego pisma, wraz z oryginalną m etryką spalił. Nawała moskiewska jednak, odbiwszy się o Karpaty i mury Krakowa-, odpłynęła z powrotem, a sędziwy weteran, pragnąc, „aby pamięć o synach wiernych Ojczyźnie, których osobiście znał, a którzy w boju z odwiecznym wrogiem polegli śmiercią bohaterską, nie poszła w za­

pomnienie, oraz na pamiątkę dla swoich dzieci", podjął nanową swą pracą, której re­

zultatem są „ Mo j e w s p o m n i e n i a " .

Bezpretensjonalny ten pamiętnik obejmuje całe życie autora, aż do chwili

obecnej. Ma on być, jak czcigodny Autor w korespondencji'ze mną wspomniał, wydany

przez pewną instytucję w Krakowie. Nim jednak cenna ta praca ukaże się. z druku,

spieszymy podzielić się z czytelnikami .Teki" tym materjałem że „wspomnień11, który

dotyczy bezpośrednio powstania w zamojszczyźnie. Czynimy to w tem przekonaniu, że

zadośćuczyni on naglącej potrzebie i przyczyni się do wyświetlenia wielu ciekawych

kwestyj, a może zachęci niejednego z pośród żyjących uczestników i świadków tych

zapasów, do skreślenia swych pamiętników, ku pożytkowi potomnym, a chwale tych,

którzy odeszli.

(12)

42 TEKA ZAMOJSKA M 3 Stanisław Leon Dekański urodził* się 18 listopada 1846 roku z ojca Adama i Marji z Zarzyckich, we wsi Rybnicy w parafji Tomaszowskiej. Rybnicę ojciec jego dzierżawił od 1831 roku, wraz z prawem pańszczyźnianem do okolicznych sześciu wsi, od hrabiego ordynata Zamoyskiego. Przedtem trzymał Łabuńki, odległe o 5 wiorst od Zamościa, w których jednak, podczas oblężenia przez rosjan twierdzy w 1831 roku, został zrujnowany doszczętnie przez wojska rosyjskie. Ich obóz i szańce objęły łabu- nieckie pola, niszcząc „pełne plony11. Sam pan Adam Dekański, katowany i bity przez żołdaków, z reisztką zrujnowanego mienia, uszedł ledwo z życiem wraz z żoną i małem dzieckiem. Po tej katastrofie osiadł w Rybnicy, biorąc się z zapałem do pracy. Lecz i tu los mu nie oszczędził biedy; po para latach gospodarki ogień niszczy doszczętnie zbudowaną przezeń gorzelnię wraz z całym zapasem Okowity. Ta nowa klęska zmusiłago do całkowitego zlikwidowania swego majątku dla zaspokojenia wierzycieli. Niebawem objął po­

sadę-urzędnika do szczególnych poruczeń w zarządzie głównym ordynacji w Zwierzyńcu.

Tutaj po roku umiera, zostawiając wdowę' z sześciorgiem dzieci w opłakanych warun­

kach materjalnych. Stanisław był najmłodszy i liczył wówczas 6 lat. Ciężka więc dola stała się udziałem jego dzieciństw^. Powoli siostry i bracia pozakładali własne ogniska rodzinne, matka zmarła i dziesięcioletniego Stanisława wzięła siostra Włady­

sława Seklucka do wsi Osuch, na wychowanie. ( Idy wyrósł na młodzieńca objął w biurach ordynackich w Zwierzyńcu posadę kancelisty, zrazu bezpłatną, widocznie „na praktykę", z czasem jednak został przyjęty 1 na , etat stały z pensją roczną 200 złp., potem 600 złp. 0 stosunkach służbowych, panujących wówczas w zarządzie ordynackim, za­

chował jaknajgorsze wspomnienie. Jedyną rozrywką dlań w sierocem życiu było czytanie książek, bądź polowanie, czemu oddawał się całą duszą.

Miał lat 16, gdy wybuchło powstanie.

O samym wybuchu pisze Dekański w pamiętnikach mało i niejasno, o przygo­

towaniach poprzedzających je zgoła nic. Widocznie, jako jeszcze zamłodego, jak sam się wyraża „smarkacza11, nie dopuszczono go do tajemnic spiskowych, a może i pamięć zawodzi? Tem nie mniej, od pamiętnej insurekoyjnej nocy styczniowej znajduje się w szeregach powstańczych. 23-go w południe kolega biurowy Edward Dziewiszek za­

prosił go do siebie na wieczór. Gdy zabawiali się preferansein, około godziny 10'/, w nocy, Weszło do mieszkania 5 czy 6 uzbrojonych w strzelby myśliwskie, noże i czekany, młodzieńców. Z pośród nich wymienia tylko jedno nazwisko — Edwarda Platę. Wtedy właśnie dowiedział się o powstaniu.

Grupka ta, wyszedłszy z mieszkania Dziewiszka, połączyła się z większą, 10 do 12 ludzi, którzy czekali pod domem. Razem udano się do kaplicy na wyspie, gdzie xiądz Chmurski „pobłogosławił wszystkich, wzywając do walki z wrogiem n a , życie i śmierć1. Z kaplicy udano się dAvójkami w. stronę Biłgoraja, „aby napaść tamże znajdującą się pół roty piechoty moskiewskiej". Jednakże uszedłszy kilometra za­

trzymano się i po krótkiem zastanowieniu, Obliczywszy widocznie niewspółmierność siły, z zwłaszcza z powodu lichego uzbrojenia, postanowiono napad od łożyć do następnej nocy. Ten bardzo powierzchowny opis nie daje nam żywego obrazu owej chwili.

Oprócz kolegi Dziewiszka wymienia z nazwiska jeszcze Krowickiego, a to z racji jego wesołości i gry na harmonji, którą urozmaicił im pozostałą część nocy. P o z a t e m pisze:

„ktoś nas poprowadził"; „przewódcy ptfzyszli do przekonania" i t. p., co potwierdza, że calem zajściem • był zaskoczony i że nie orjentował się narazie w sytuacji.

( c . c l . » . )

(13)

Kazim ierz Moszyński

Budownictwo ludowe w okolicy Zamościa. \i. ej

3. KUŹNIE Z OKOLIC ZAMOŚCIA:

a) W W IEPK ZeU , b) NA PRZEDMIEŚCIU LUBELSKIEM.

R y s. K. Moszyński.

W niektórych wsiach, jak Kossobudy i Wola Wieprzecka, spotykałem wielkie drewniane wrota nakryte daszkiem i wpra­

wione w plot; według Moklo- wskiego określają one przeo­

brażenie zwykłej chaty w za­

grodową najczystszego typu;

tutaj jednak zdarzają się bar­

dzo rzadko. Poza ogrodzeniem stoją budynki gospodarskie,bar­

dzo pospolitego typu, o których w pobieżnym szkicu mówić nie warto. Na szczególną uwagę

zasługują tylko stodoły, raz dlatego, że strzecha ich tworzy bardzo często rodzaj wznie­

sienia nad wrotami, wspartego na podniesionych kotwicach, a powtóre dlatego, że w nie­

których okolicach, zamiast stodół drewnianych, widzimy plecione z chróstu. Taką stodołę powszechnie uważają badacze za pozostałość dawnych czasów, kiedy to człowiek sam w podobnym „koszu* mieszkał. Są one, jak za Gluziśskiego, „z łoziny czyli z chróstu w słupy umocowane" i były dawniej szeroko rozpowszechnione; obecnie widziałem je tylko na wschodzie w kilku wsiach pod Komarowem (Cześniki, Śniatycze), a wiadomo mi, że i w Zubowicach, między Komarowem a Tyszowcami, podobne stodoły istnieją. Naleiy podkreślić związek między niemi a krajobrazem, który w tych okolicach jest prawie bezleśny i stanowi niejako przejście do czarnoziemnych step#w Nadbuża.

Powiedziałem uprzednio, że w okolicach, przezemnie zwiedzanych, nigdzie nie spotkałem chaty z wejś­

ciem od szczytu, to jest chaty powszechnie u- znanej za pierwotną, a której n a j p r o s t s z y m przykładem jestjednoi- zbowa kleta. Kleta — to p o p r o s t u czwo­

rokątna izba, nakryta dachem, nieco wystają­

cym nad ścianą wejścio­

wą i tworzącym rodzaj podsienia, z w a n e g o przyzbą przyzba opiera się albo na wypuszczo-

d o m y d r e w n i a n e

w J

ó z e f o w i e

. fo t. wi. K rz a c z y n sk i. nych ze ścian rysiach,

(14)

44 TEKA ZAMOJSKA albo na wbitych w ziemię

słupach. Ponieważ ważne są wszelkie szczegół y, dotyczące rozprzestrzenie­

nia i postaci tego typu, podaję więc niżej szereg' podobizn budynków, które doskonale go przechowały.

Są niemi liczne kuźnie całego omawianego obsza­

ru; kuźnie te zawsze skła­

dają się z izby i podcie­

nia, opartego bądź na słu- „ , , ■ .

’ ' ® 1 r». DOMY -P o n C IE M o W E W TOMASZOWI*. fot. WI. K rzaczyński.

pach (rys. 3b), bądź na

wystających ze ścian dylach (fot. 6), bądź wreszcie na deskach, stanowiących przedłu­

żenie ścian (rys. 3a). W ścianie jest zawsze wyrżnięte pierwotne okno, zamykane drew­

nianą zasuwą; takie okna musiała posiadać dawna chałupa chłopska. Tylko wyjątkowo w kuźni z Ruskiego widzimy rodzaj okiennicy, obracanej na zawiasach. Kuźnia ta zresztą zasługuje i pod innym względem na uwagę, posiada bowiem wysunięcie dolnych bełek, które odpowiada niejako wystającemu okapowi i upodabnia cały budynek do sań na drew­

nianych płozach (porówn. fot. 6). Obok licznych kuźni zasługują jszcze na uwagę, jako ciekawe zabytki budownictwa ludowego, karczma w Lipsku i chata podcieniowa w Dubie.

Obie one posiadają narożne podcienia,~ wsparte na paru słupach. Mówię „narożne", gdy tylko połowa przyżby jest oparta na słupach, diugą zamknięto ścianami i zamieniono w^chlew lub skład. Chata dubiecka przypomina znaną z Kolberga chatę kujawską, z tą

jednak zasadniczą różni­

cą, że podcienie oparte jest nie na jednym, lecz

na dwóch slupach.

Jak nić do kłębka, prowadzą nas oba te do­

my podcieniowe do swej braci miejskiej, do domów podcieniowych Kr a s n o ­ brodu, Józefowa (fot. 4), Tyszowiec, Tom aszow a, (/ot. 5) i Nowej Osady pod Zamościem. Wszystkie te miasta posiadają ich jesz­

cze bardzo wiele, a całe połacie rynków Józefowa i Nowej Osady są niemi

’ zabudowane. Owe domy

b. KUŹiMA W KUSKIEM. fot. Wl. K rzacz y u sk i. ‘ *

podcieniowe nie mogą się jednak równać z temi, jakie podał Łopaciński z blizkiego Goraja: niema tu ani tak pięk­

nych słupów, ani tak pięknie wycinanych odrzwi. Ze wszystkich, które spotkałem,

(15)

M 3 TEKA ZAMOJSKA 45 najozdobniejszyni jest budynek piętrowy w Józefowie; jego podcieniowe łuki zdradzają obce wzory. Zato dachy do­

mów podcieniowych i wogóle drewnia­

nych z miast okolicznych przedstawia­

ją niezmierne bogactwo kształtów. Spo­

tykamy tu prawie wszystkie dachy pols­

kie, począwszy od zwykłych, zupełnie ściętych w szczycie (dom drugi w rzą­

dzie fot. 4) lub ozdobionych małym szczy­

tem dymnikowym w węższej połaci (fot: 5), a skończywszy na barokowych mansardach (pierwszy z rzędu na (fot. 6) i najprzeróżniejszych facjatach. Szcze­

gólnie piękny jest dach facjatowy bóż­

nicy gasydów w Krasnobrodzie. Zazna­

czywszy jeszcze, że podcienia tutejsze zawsze mają pięć słupów, przejdźmy teraz do kwestji powstania domów pod­

cieniowych, Nie tu miejsce szczegóło­

wo omawiać przypuszczenia Mokłowskie- go i Puszeta, dotyczące tej sprawy;

pomijając więc całkowicie dziwaczną

7 k a p l i c z k a p o d g ó r e c k i e m k o ś c i e l k e m . r . „ , w i .

teor^ P ^ w s z e g o i odsyłając ciekaw yeh do prac odnośnych ’), zaznaczę tylko, że najprawdopodobniej dom podcieniowy pierwotnie był pozbawiony podcienia i powstał przez zrośnięcie dwu chat zagrodowych lub przyrośnięcie sieni wzdłużnej do jednej takiej chaty. Kto zna miasteczka na­

sze i wie, jak często pomiędzy domami, stojącemi szczytem do drogi, tworzą się wązkie przej­

ścia. teru zrozumie łatwość, z ja ­ ką przez nakrycie obu domów sąsiednich i owego przejścia wspólnym dachem, może pow­

stać wielki złożony dom z sie­

nią pośrodku, lub przez zam­

knięcie tego przejścia ścianami ■ i nakrycie wspólne z jednym tylko domem, — drugi typ, b ar­

dziej prosty, z sienią bliżej brze­

gu. Ponieważ zaś dawniej ruch małomiasteczkowy był znacznie od dzisiejszego większy, ponie­

waż dalej cały targ odbywał a. d o m w n o w e j o s a d z i e p o d Z a m o ś c i e m . tot. w i . Krzacsyński.

*) Obacz prócz „Sztuki l u d o w e j * Mokłowskiego i „Chaty* L. Puszeta osobne rozprawy, poś­

więcone tem u przedmiotowi, w .Spraw ozdaniach komisji do badani* hist. sztuki" VII, str. CCCXXIV

(referat M okłowskiego) i itr. CCCXLIV (uwagi Puszeta).

(16)

46 TEKA ZAMOJSKA .Ni 3 się przed domem, jak to ztesztą i dziś

się dzieje, więc z konieczności u do­

mów miejskich wytworzyły się naprzód wystające okapy, a później słupami pod­

parte podcienia. Że zaś zrastanie do­

mów wogóle nie jest wcale zjawiskiem rządkiem, niech pokaże choćby dom z Nowej Osady, którego podwójna sień świadczy o zestawieniu z dwóch oddziel­

nych budynków (fot. 8).

Poznaliśmy więc siedziby człowieka, poznajmy teraz siedziby jego Świętych i Boga. Zanim jednak rozpoczniemy

i j i . * # • » / i i • 9 . K A R L I C A M . 13. W P O D K L A S Z T O R Z U l o t . W ł . K r z a c z y ń s k i

przegląd cerkwi, kosciołow i kaplic, NAD wieprzem . poświęćmy choć kilka chwil krzyżom

i świątkom przydrożnym. Krzyże nie są tu wszędzie jednakie: na wschodzie, w okolicy Cześnik, spotykamy nizkie, ledwie wysokości człowieka dorastające, lecz zato ozdobione na końcach wszystkich ramion, trzema żelaznemi krzyżykami: na zachodzie krzyż jest ogromny i często dźw iga'na sobie Bożą Mękę, przykrytą blaszanym okapem. Dookoła niego częstokroć widzimy obejście czworokątne, słupkami ogrodzone, z wrotyczem i mal­

wą, a od ramion jego wysokich ku słupkom narożnym ogrodzenia zwisająlekkieini luki długie wisiory nanizanych liści; nieraz splatają się one wzajem nakształt węży lub opla­

tają krzyż, niby zwojami bluszczu. Piękny ten zwyczaj jest bardzo rozpowszechniony w okolicy Ruskiego i Krynicy, a szczególniej w okolicy Zwierzyńca; girlandy zawieszają

w czasie święcenia pól, a więc przez całą wiosnę.

Jeszcze piękniej, jeszcze p i e r wo t n i e j wyglądają krzyże z pod Jarosławca i Majdanu, uie zawieszają ich tuniśćmi, lecz stawia­

ją między cztery olbrzy­

mie srebrnolistne wierz- by; cztery olbrzymie pnie otaczają wysoki krzyż, którego r a m i o n a giną wśród zieleni. Szerokie rozpowszechnienie tego zwyczaju wt całej Polsce przemawia za tem, że po­

chodzi on z czasów bardzo dawnych.

10. KAPLICA ŚW. ANTONIEGO W PODKLASZTORZU.

fot.

WL

K l- z a c z y ń s k i.

O b o k k l ’Z y Ż y

S p o t y k a ­

my w tych stronach bar­

dzo wiele figur przydrożnych. Wszystkie one, z małemi wyjątkami, są polskie, noszą

datę 1905- 1907 roku, oraz nazwisko oliłopa-założyciela i nie przedstawiają nic cieką-

(17)

Ks 3 TEKA ZAMOJSKA 47 wego. W kilku starszych (np. pod Cześnikami, w Niewiaro wie i indziej) znajdują się dość ciekawe drewniane posążki, wyobrażające najczęściej siedzącą nagą postać, zapew­

ne Chrystusa, z której tylko tułów bez głowy pozostał. Na szczególną uwagę zasługuje stara polska figura z pod Komarowa, na której po obu stronach niszy-wymalowano czerwoną barwą słońce i xiężyc, a na bocznych ścianach-po jednej gwieździe. Cieka­

we są także dwie kapliczki z Górecka Kościelnego i z pod Józefowa. Pierwsza zawiera posążek Chrystusa ({ot. ?■) i nosi napis: „ J e z u m i ł o s i e r n y z m i ł u j s i ę n a d n a ­ mi. P a m i ą t k a S t a n i s ł a w a R o z a l i i Gaia R. 1863“.

Druga jest bardzo do niej podobna; zawiera ciekawy posążek Matki Boskiej z chustką na głowie i koralami na szyi, oraz nagi kadłub drewniany bez głowy. Napis brzmi: „ J e z u s i e N a z a r e.ń s-ki K r u lu Ż y d o w s k i z m i ł u j s i ę % a d n a mi . D. 22 St. 1865 r.“

Kaplic większych brak zupełnie. Jedyny wyjątek pod tym względem stanowi okolica Podklasztorze pod Krasnobrodem, gdzie w borze sosnowym, obfitującym w cu­

downe źródła, miało być dawniej, według „Słownika geograficznego",osiem oddzielnych kaplic. Dziś widziałem tylko cztery, a słyszałem o piątej, innych podobno niema.

Okrągła kaplica św. Onufrego, klasztor i piękny kościół tutejszy są murowane, pozo­

stałe trzy, przezemnie widziane, kaplice drewniane. Z tych jedna, pod wrezwaniem M. B., stoi jeszcze dzisiaj na krańcu sosnowego boru i zbudowana jest na palach, po­

grążonych w wody świętego źródła (fot. 9); dwie ińne (św. Antoniego i Matki Boskiej), (fot. 10) bardzo do siebie podobne, znajdują się już w czystem polu po obu stronach drogi, wiodącej z lasu do klasztoru.

(c. d. n.) Dr. K azim ierz S o ch an iew icz.

Miscellanea archiwalne do dziejów Zamościa.

IV. Przywilej Zygmunta III z r. 1588. dla miasta Zamościa.

Ogłaszając niniejszy dokumet, datowany-podczas sejmu koronacyjnego w Krako­

wie z dnia 28. stycznia 1588 r., podkreślić musimy, że wzmiankowany przywilej po­

przedziły dwa inne przywileje tegoż króla, datowane 27 stycznia 1588 r., a więe o jeden tylko dzień wcześniejsze. P i e r w s z y m z nich Zygmunt III potwierdza zatwierdzenie Stefana Batorego z 12. czerwca 1580 r. przywileju Jana Zamoyskiego, lokującego Zamość z 3. kwietnia 1580 r. (zob. Arch. J. Zajn. II p. 395 nota 5. wzmianka o ist­

nieniu). D r u g i m tenże król potwierdza przywilej'króla Stefana Batorego dla Za­

mościa z 1585 r. Oryg. tego przywileju znajdował się niegdyś w archiwum aktów dawnych lubelskich, a następnie został przewieziony do Wilna, gdzie według katalogu wil. publ. bibljoteki umieszczono go w sali B szafie 1 nr. 410.

Przywilej, obecnie ęgłoszony na podstawie textu Metryki Kor. X. 134. k.

80 — 80, p. t. ,;Privilegium civitatis Zamoście’ (Archiwum główne. Warszawa), łączy się organicznie z przywilejem drugim z 27. I 1588, bo do przywileju Stefana Batorego z r. 1585.'tamtym potwierdzonego swą treść nawiązuje.

O ile chodzi o stronę prawną samego przywileju, to trzeba zaznaczyć, że

określa on stosunek prawno skarbowy miasta Zamościa do króla, a nadając wr tym

(18)

48 TEKA ZAMOJSKA M 3 zakresie odpowiednie wolności stanowi dowód szczególnej Jaski królewskiej: w tej mierze obecnie publikowany przywilej, jak i przywilej Batorego z 12/6 1580 r. i przywilej, tegoż króla z 28. lutego 1585 r., dające rozliczne wolności skarbowe w stosunku do państwa, są też dowodem niezwykle siliiego wpływu Zamoyskiego na króla, którego widocznie kanclerz był bardzo pewien, skoro w przywileju lokacyjnym wyraźnie wsze­

lakie wolności w zakresie opłat na rzecz państwa zyskać obiecuje; „Quod vero attinet ad contributiones regales et publicas ab iis me quoque a S. Reg. M-te immuuitatem ipsis ad temporis statutis periuissi decursum impetratunim esse promitto ac cum hac immunitate immunitatem perpetuam a solvendis tełoneis quibnsTis nitra regnum praeter capitalia et finitima Reg. M-tis ac etiam immunitatem ad aliąuod certum tem­

pus certamąue sum mani pro gratia ipsiug Reg. M-tis a praedictis maioribus et finiti mis tełoneis una cum depositorio salis et mercium in eodem oppido iuxta iuris publici dispositjonem". (Arch. J. Zam. II p. 394). Do przywilejów tej grupy, co i wyżej wymienione, należą też, jako dalsze rozwinięcie także przywileje Władysława IV i Jana Kazimierza, przezemnie w Misce]laiieach ogłoszone (Teka Zamojska R. II nr. 3 str. 47—48).

iSigimundus Tertius etc. Significamus etc. Quod ąemadmodum Serennissimus praedecessor noster Rex Stepbanus annis fere ab hinc tribus dum Zamosciensi in Rus- sia Civitati, ab Ulustri et magnifico Joannę de Zamosczie, Supremo Regni Cancelłario, in fundo suo haereditario paterno Skokowka antea dieto, condi et locari coeptae, pri- vilegium fundationis seu lócationis concederit, inter caeteras immunitates ac praero- gativas et libertates' illi tributas, immunem quoque eam tamenąue recens condi et loca­

ri eoeptam a solvendis publicis contributionibus ad certum temporis spatium, ad ąuin­

decim nimirum annos fecerat, i ta et nęs confirmato eo ipso Divi praedecessoris pri- Tilegio et omnibus, quae in eo continentur, Civitati eidem concessis imumnitatibus et li- bertatibus ac indultis hanc etiam nominatim immunitatem a contributionum sołutione confirmavimus et innovavimus, quam litteris etiam his nostris innovamus, proenomi- natamąue Civitatem łiberam et immunem facimus a sołvendis et conferendis publicis contributionibus, tam his. quae hoc presenti Conventu generali Cracoviensi Coronationis nostrae, sancitae et institutae sunt, (cum nonnisi tres anni a concessione eius immuni- ta.tis elapsi sunt) quam etiam, quae deinceps ad decursum usque legitimi et concessi eius immunitatis temporis sancientur et instituentur. Quod omnibus, ąuorum interest, praesertim vero publicarum contributionum in Terra Chelmensi Exactori seu exacto- ribus eorumque vicariis ac quibusvis etiam Regni officiis potissimum autem Capitaneis et vicecapitaneis notum esse yolumus. mandantes, ut eam Civitati praenominati Zamo­

sciensi a Divo praedecessore nostro concessam et a nobis confirmatam ac iimovatatn immunitatem, ratam habeant et observent neque ad ullas contributiones cives ac in- colas quoscunque eiusdem civitatis adigant. Pro gratia nostra. In ąuorum fidem etc.

Datae Cracoviae in conventu generali Coronationis nostrae die yigesima octava Janu­

arii. Annno Domini M. D. L. XXX0 octavo. Regni nostri primo.

Sigismundus Rex>.

Adres Redakcji i Administracji: Z a m o ś ć , B a z y lja ń s k a L. 2.

Redaktor: S te f a n Pom arański. — , ■ W ydawca: Z y g m u n t Pom arański.

Złożono i odbito czcionkami tłoczni. „SA T U R N ", w W arszawie, M arszałkow ska 91.

(19)

Hi#

il1 ••

Jlłp

* $1

pntv-

ilE : ;»•

ii jtp i.d|i iM

0 „ 2 O L NI E R Z ! P O L S K I ”

Pismo poświęcone czynowi i doli żołnierza polskiego.

W ycho dzi d w a ra zy w tygodniu,, p środy i w soboty.

Cena przedpłaty mk, 2 z przesyłką mW. 5.

Pismo redagowane przez kapitana JJL!fLJUSŻA KADEN-BANDROWSKIEGO.

A d re s R e dakcji i A d m in is tra c ji: W a rs z a w a *.W ie rz b o w a Ne 9 , ll-ie p iętro .

„WlRR US" tygodnik dla żołnierzy, wydawany przez Departament Naukowo-Szkolny Ministerstwa Spraw Wojskowych.

pod redakcją porucznika Dr.

Wacława Tokarza.

Przedpłata wraz z przesyłką pocztową wykosi: kwartalnie 12 mk. rocznie 45 mk.

ADRES REDAKCJI:

Warszawa, Zamek Sekcja 4 Dep. Naukowo-Szkolnego Adres Administracji: Centralna Księgarnia Wojskowa w Warszawie,

Nowy-Świat 69.

, „R Z Ą D I W O JS K O "

je s t pism em n ie zw ią za n e m z żadn ą p a rtją --- --- i zu p e łn ie n ie za w is łe m . = = — —

;RZĄD I W OJSKO" był za czasów okupatji taj­

nym organem walki, organizującym siły obozu nie­

podległościowego. N aw oływ ał do utworzenia rzą­

du, w ytopionego tylko z woli narodu, i budow y ,'» 'J armji, zależnej tylko od w łasnego rządu.

„RZĄD I W O JSK O - przetrw ał w ytężone prześla­

dowania policji pruskiej i obecnie, już jako ty g o d ­ nik legalny, podjął nowe zadania i rozszerzył za-,

kres swej pracy.

„RZĄD 1 WOJSKO* usiłuje to jow ącdrogąpaństw o- wcitwórczą nowo obudzonym siłom narodu i pog­

łębić ideologję demokracji polskiej.

.RZĄD 1 WOJSKO* za szczególne swe zadanie uważa potęgow anie ducha obyw atelskiego w żołnie­

rzu poiskim, wzmacnianie tych węzłów, które łączą naród z jego obrońcą i nawzajem żołnierza nasze­

go z pracą i ideami narodu.

.RZĄD I W O JSK O ” jest organem bezpartyjnym i niezależnym . Wyraża ideologję ludzi, którzy stali pfży sztandarze, dźw igniętym w d. 6 sierpnia 19W ć.

Redaktor ANDRZE.I.STRUG.

Adres tym czasow y R edakcji i Adm inistracji:’ sz p ita ln a ia . Warunki przedpłaty: W W arszaw ie z odnoszeniem do domu kw artalnie Mk. 10t— na prow incji pod opaską kw . Mk. 12.

Cena egzemplarza 1 Mk.

Prenam eratę; przyjm ują księgarn ie, biura dzienników ' i ogłoszeń:

r— Do nabycia w kjoskach i księgarniach.

DRUKHRNIH, LITOGRHFJH i INTROLIGHTORNIH

„SflTURtT

w W A R S Z A W IE ,

Marszałkowska 91. Telefon 20-44.

W Y K O N Y W A :

W S Z E L K IE R O B O T Y W C H O ­ D Z Ą C E W Z A K R E S G R A F IK I S Z Y B K O i D O K Ł A D N IE - - - - -

C E N Y U M I A R K O W A N E ^ —

(20)

W L U B L I N I E .

RG ENTURfi w ZA M O Ś C IU .

Kasa czynna od godz. 9 do 4 po południu, ul. Franciszkańska Ns 3.

SPRZEDAJE asygnaty Polskiej Pożyczki Państwo­

wej z 1918 r „ Z M l EU I f l pieniądze;

PRZYJMUJE korony; ruble i franki na oprocento­

wanie;

T W O R Z Y i finansuje spółki handlowe i przemy­

słowe,

P O P I E R A rozwój rolnictwa, przemysłu i handlu polskiego.

Kupujcie akcja Banku, t będziecie ipółwłaścicielami instytucji polskiej, przy- czynicia się do stworzenia dobrobytu zarówno w powiacie jak i w kriju!

L O K U JC IE C A Ł Ą S W O J Ą GOTÓW KĘ W BANKU!

K a p ita ł z a k ła d o w y 5 ,0 0 0 ,0 0 0 k o r-

INSTYTUCJA CENTRHLNH w LUBLINIE

A g e n i u r y i w Kowlu, Krasnymstawie, Puławach, 1 Zamościu, Opocznie i Sandomierzu.

R e p re z e n ta cje : w W a rsz a w ie i Łodzi.

3 f i r n

C M I P O L S K I E J

Cytaty

Powiązane dokumenty

D wunasty artykuł. Gdyby który mistrz cechu tego chciał przyjąć chłopca na naukę do rzemiosła, takowy chłopiec ma być na upodobanie w mistrza dwie.. niedzieli;

ża w Polsce.. Nienawidził on feudalizmu, kast, przywilejów, lecz bezwzględnej równości jako niepodobnej nieprzypuszczał, uznawał tylko równość w obliczu prawa.

Między wsią Tereszpolem a owym lasem, gdzie czaili się powstańcy, ciągnął się spory pas zagajnika, w którym przed kilkoma laty stała wspaniała pasieka,

skiego sprawione. Gdy wszyscy zasiedli swoje miejsca, zaczęły się oracje w języku łacińskim. Rektor składał na stole pieczęć akademicką, .insygnja, rozbierał

') F.(ranciszek) M.(orawski).: Życie Kajet«na Koźmiana. wzmianka Piotr Chmielowski: Historja literatury polskiej. 15.: .Zwyczajem ludzi, w głęboką starość posu-

Tak więc z kroniki powiatu i miasta staliśmy się organem naukowym najbliższej okolicy; staliśmy się teką, która postrzępione i rozrzu­. cone okruchy,

tychczas stanowczych danych do upatrywania w Stefanie li tylko „politycznego11 katolika Przyjaźń dozgonną z niedowiarkiem Bekieszem, trzymanie na dworze heretyckiego

Wielkopolska była krajem drobnej własności szlacheckiej; wielkie posiadłości spotykały się tu bardzo rzadko 2). Mnożące się rodziny szlacheckie dzieliły się