• Nie Znaleziono Wyników

Działalność antykomunistyczna grupy młodzieży w Drezdenku w latach 1945-1952 - wspomnienia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Działalność antykomunistyczna grupy młodzieży w Drezdenku w latach 1945-1952 - wspomnienia"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Władysław Czyżewski

Działalność antykomunistyczna

grupy młodzieży w Drezdenku w

latach 1945-1952 - wspomnienia

Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny nr 4, 395-404

(2)

N a d w a r c i a ń s k i Ro c z n i k

Hi s t o r y c z n o- Ar c h i w a l n y NR 4 - ROK 1997

W ładysław C zyżew ski Gorzów Wlkp.

Działalność antykomunistyczna grupy młodzieży

w Drezdenku

w latach 1945-1952 - wspomnienia.

Urodziłem się w 1933 roku, w wolnej Polsce, w rodzinie głęboko patriotycznej. M im o, iż w roku 1939 m iałem 6 lat, docierał do m nie tragizm okupacji sow ieckiej z lat 1939-1941, niem ieckiej 1941-1944 i ponow nie sowieckiej 1944-1945. Lata te spędziłem w H orodecznie na Polesiu. W roku 1945 przesiedlono nas na ziem ie zachodnie i w yładow ano na stacji Stare Kurowo. O siedliliśm y się w e wsi O sów koło Drezdenka. Tam po raz pierwszy zacząłem chodzić do szkoły polskiej (w 1944 r. chodziłem do szkoły białoruskiej w mojej m iejscow ości rodzinnej w H orodecznie).

P rzez pierw sze dw a lata po w ojnie, m im o obecności w ojsk sow iec­ kich, aresztow ań członków P SL i w ielu działaczy Polski Podziem nej, o których to w iadom ości docierały do m nie, atm osfera w szkole i funkcjo­ nowanie w ielu dziedzinach życia społecznego były zbliżone do tej, którą zapamiętałem z pierw szych lat dzieciństw a. K ościół działał w ów czas sw o­ bodnie, księża byli obecni na w ielu uroczystościach publicznych, uczyli religii, organizow ali m sze św ięte dla dzieci i m łodzieży szkolnej, a w ażne uroczystości państw ow e rów nież rozpoczynały się m szą św iętą, często z udziałem pocztów sztandarow ych, przedstaw icieli w ładz lokalnych i for­ macji zbrojnych - np. w D rezdenku na m sze św ięte przychodzili kolejarze w szyku zw artym , ze sztandarem i jed n o stk ą uzbrojoną w karabiny typu mauser. H arcerze w szystkie sw oje uroczystości publiczne zaw sze rozpo­ czynali m szą św. W pierw szych latach po w ojnie organizow ano sporo

(3)

396

uroczystości o charakterze patriotycznym , były one zw iązane z rocznica­ mi narodow ym i i św iętam i państw ow ym i. O bchodzono w tedy 3 Maja, 11 Listopada, 15 sierpnia, 29 czerw ca - Dni M orza. W 1946 r. uroczyście obchodzono pierw szą rocznicę zakończenia wojny. S zkoła z Osowa brała udział w tych uroczystościach w Trzebiczu. N a szkolne im prezy przy­ jeżdżali różni prelegenci, którzy m ów ili o historii Z iem Zachodnich, o znaczeniu ich pow rotu do O jczyzny. O kolicznościow e przem ów ienia czę­ sto w ygłaszali m iejscowi organizatorzy adm inistracji lokalnej, w Trzebi­ czu często w ystępow ał w ójt gminy, pan C zuprykow ski. N ie pamiętam tre­ ści przem ów ień, ale utkwił mi w pam ięci aplauz po je g o wystąpieniach.

Patriotyczna atm osfera pierw szych pow ojennych lat nakładała się na m oje w ychow anie dom ow o - rodzinne, a w zbogacona nauką szkolną (a z nielicznym i w yjątkam i m iałem szczęście do dobrych nauczycieli), daw ała mi podstaw y do k rystalizow ania postaw y patriotycznej i zasad postępow ania w życiu publicznym . S zkołę pow szechną ukończyłem w roku 1948, zaczynając ją od klasy II w roku 1945, co było w tym czasie zjaw iskiem norm alnym i w p odobny sposób szkołę u kończyło wielu moich rów ieśników . B ędąc w klasie VI w stąpiłem do harcerstw a, które było no­ śnikiem w artości p atriotycznych i daw ało m ożliw ość wszechstronnego rozw oju zarów no duchow ego, społecznego ja k i fizycznego - dewiza: „B ogu i P olsce” by ła fu ndam entalną zasadą w ych o w aw czą Związku. 0 ile dobrze pam iętam , 24 V 1947 r. odbył się w D rezdenku zlot harcerski h ufca obejm ującego pow iat strzelecki. Po m szy św., któ rą odpraw ił ks. St. Z agrodzki, odbyw ały się im prezy organizow ane przez poszczególne dru­ żyny, a po południu został zorganizow any bieg harcerski. B yło to wiel­ kie przeżycie: po biegu o zachodzie słońca w ielkie ognisko,

a następnie

przem arsz przez m iasto z p ochodniam i i grom kim śpiew em „H ufce szere­ gam i płyną” . W tym m arszu czu ło się P olskę, m ło dzieńczy entuzjazm i głęboką w iarę w to, że O jczyzna m oże liczyć na n aszą siłę. H arcerstw o ze sw ym i zasadam i i piękną sym boliką określiło ostateczn ie m oją postawę i w ytyczyło kierunek postępow ania, który utrzym ałem w życiu m im o wie­ lu zaw irow ań.

R ok 1947 był, ja k się okazało, schyłkow ym okresem funkcjono­ w ania Z H P w tradycyjnej, narodow ej postaci. U trw alająca się po sfałszo­ w anych w yborach 1 9 11947 r. w ładza ludow a zaczęła likw idow ać

w szyst­

kie instytucje, które były nośnikiem polskich w artości narodow ych, usu­ w ano z życia publicznego ludzi, k tórzy byli no śn ik am i tych wartości.

(4)

Pziałalność opozycyjna gru py m łodzieży w Drezdenku.

397 Akcja ta nasiliła się w roku 1948. 22 lipca 1948 r. dokonano zjednoczenia lewicowych organizacji m łodzieżow ych i utw orzono Z w iązek M łodzie­ ży Polskiej, a 15 grudnia pow stała PZPR . Już ja k o gim nazjalista byłem świadkiem agitacyjnego spotkania w auli szkolnej, które zapoczątkow a­ ło pow stanie w naszej szkole ZMP. Z P oznania na zebranie przyjechał działacz ZM P-ow ski z zarządu w ojew ódzkiego tej organizacji. Był to M., którego znaliśm y ju ż w cześniej, gdyż uczęszczał do naszego gim nazjum , wcześniej, i o ile pam iętam , nie został dopuszczony do matury. W czasie nauki w gim nazjum i liceum M. był działaczem Z w iązku W alki M łodych (które dało początek ZM P) i, ja k się okazało, zdecydow anym w rogiem harcerstwa. Z ram ienia ZW M zajął nam harców kę, która m ieściła się w dość oryginalnym budynku przy stadionie. B yło tam kilka dużych sal i kominkowe piece, m ożna było organizow ać różne harcerskie im prezy dla kilku drużyn, w czasie im prez sportow ych była to nasza przebieralnia (a imprez sportow ych zaraz po w ojnie było sporo), m łodzież bardzo chętnie do nich się garnęła ze w zględu na to, że często w starszych klasach szkoły podstawowej i m łodszych gim nazjum m łodzież była w tym sam ym w ie­ ku, im prezy sportow e i różne rozgryw ki odbyw ały się w spólnie, a w ięc znaliśmy się dobrze. To zajęcie harców ki odbyło się trochę na zasadzie przepychanki, Z W M -ow cy m ając poparcie m iejscow ych w ładz po prostu zaczęli organizow ać sw oje im prezy w naszej harców ce, ale ja k to po w oj­ nie, nie w szystko b yło sz cz eln ie zam knięte, do budynku m ożna było wejść bez p rzeszkód bo kluczy było kilka. W czasie św ięta sportu w iosną 1948 r. (byłem jeszcze w szkole pow szechnej) prow adziliśm y bój z ow ym M., bo my harcerze p rzebieraliśm y się w harców ce, a on usiłow ał nas z niej wyrzucić. P am iętam , że w rzeszczał co ś w tym rodzaju j a k dano to dla

ZWM, to harcerze nie m ają tu nic do szukania. C zekał n a nas, kiedy

wracaliśmy po ubrania, ale w ykradliśm y je w chodząc przez okienka piw ­ niczne - udało się. B ył to pierw szy zw ycięski „bój” z Z W M -em , co m nie bardzo satysfakcjonow ało, a m iałem ju ż pełną św iadom ość, że je s t to organizacja kom unistyczna. P óźniej budynek, w którym była harców ka, przejęło liceum i urządziło tam internat.

C hyba w e w rześniu lub na początku października 1948 r. M. pró­ bował nam ów ić nas do zapisania się do ZMP, pow stałego 22 lipca. Po agitacyjnym przem ów ieniu i ośw iadczeniu, że byli członkow ie ZW M i OMTUR ju ż są członkam i ZM P, czekano na zgłoszenia niezrzeszonych i nowo przybyłych, do których należałem i ja ja k o pierw szoklasista. D y­

(5)

398

rektor Szudziński zarządził, że kto chce się zapisać niech zostanie na auli, a pozostali m ogą iść na przerw ę, pow iedział to w taki sposób, że wyczu­ w ało się je g o niechętny stosunek do tego now o pow stałego tw oru. Ucznio­ w ie zaczęli w ychodzić. W okół M. skupiła się bardzo m ała grupka aktywi­ stów. Stałem na sali i obserw ow ałem w ychodzących, serce mi rosło na w idok m asow ego w ychodzenia uczniów i bardzo m ałej garstki, która za­ pragnęła w stąpić do ZMP. Z sali w yszedłem ja k o je d en z ostatnich. Po­ czątkow o Z M P w naszej szkole był nieliczny, ale popierany przez zarząd pow iatow y i kom itet partii rozrastał się. M niej w ięcej po roku tylko nie­ liczni pozostali poza jej szeregam i. W śród nich byłem i ja . W ielka akcja w erbunkow a m iała m iejsce na je sie n i 1949 r. w zw iązku z 70 rocznicą urodzin „w odza narodów , tow. J. W. S talina” . M asow e uroczystości z tej okazji przeżyw ałem ja k o osobiste upokorzenie, p rzejaw serw ilizm u spo­ łeczeństw a i zaprzepaszczenie narodow ych w artości. W tym czasie wiszą­ cy na ścianie w naszej klasie portret S talina zniknął i znaleziono go po paru m iesiącach - stał cały zakurzony w pajęczynach za kaloryferem . Po­ dobne odczucia m iało w ielu m oich kolegów i to g łów nie w łaśnie druhów z harcerstw a, co stw arzało p łaszczyznę p orozum ienia i opracow ania me­ tod przeciw działania stalinizacji społeczeństw a. O kolicznością sprzyja­ ją c ą była m ądra profesura drezdeneckiego liceum . Jej patriotyzm i umie­ jętność przekazyw ania w artości narodow ych u trw alały w nas polskosc, u odpam iały na bolszew izację i w ynarodow ienie oraz zaszczepiały ducha służby dla Polski.

Po likwidacji harcerstw a w liceum , co nastąpiło na początku 1950 r., na placu boju pozostało tylko ZMP, które w m iejsce Z H P utworzyło na terenie szkoły podstaw ow ej OH (O rganizacja H arcerska). C hoć w nazwie pozostało harcerstw o, organizacja ta nie m iała nic w spólnego z polską tradycją skautow ską, a była odbiciem sow ieckiego „P ioniera” : wszyscy

nosili czerw one chusty, zlikw idow ano polską sym bolikę harcerską, wpro­ w adzając w to m iejsce em blem aty i obyczaje podobne do r a d z i e c k i c h .

OH nie m iało je d n ak w łasnej kadry instruktorskiej, a przynajm niej starsze dzieci szkoły podstaw ow ej potrzeb o w ały zajęć d o sto so w an y ch do ich w ieku i rozw oju. M usiano w ięc posiłkow ać się m łodzieżą harcerską s z k ó ł

średnich, która um iała organizow ać gry i zabaw y terenow e, obozy, wy* cieczki i podobne zajęcia. W ładza rep rezentow ana przez ludzi na ogół prym ityw nych akceptow ała każdego, kto w sposób w yraźny p r z e c i w k o

(6)

Działalność opozycyjna grupy m łodzieży w Drezdenku.

399 sytuacja w ytw orzyła się w szkole pow szechnej w D rezdenku, kiedy w roku szkolnym 1950/51 zjaw ił się młody, bo 20-letni am bitny nauczy­ ciel Bogdan R usinek, syn oficera-w eterana z roku 1920. K iedy dotych­ czasowy kierow nik F. K urow ski - m atem atyk - przeszedł do pracy w li­ ceum, K om itet M iejski PZPR , a konkretnie sekretarz Rusek, na stanow i­ sko kierow nika zarekom endow ał m łodego nauczyciela, który bardzo szyb­ ko w ykazał się spraw nym zarządzaniem i dobrą organizacją. Jako in­ struktor harcerski postanow ił w O H krzew ić w m iarę m ożliw ości ducha harcerskiego. D ość szybko naw iązał kontakt z pew ną grupą uczniów star­ szych klas liceum i pow ierzył im funkcje instruktorów harcerskich. O bo­ wiązki te przyjęli Z. K ubiak, R. Skrzypniak, R. B ielew icz i Z. Prorok. W taki sposób zaczęła się tw orzyć na terenie naszego m iasta tajna organiza­ cja harcerska, ja k o kontynuacja istniejącej przed rozw iązaniem drużyny Jana III S obieskiego. Z. K ubiak, syn oficera KOP, w ięźnia O staszkow a, zamordowanego na terenie Z SR R (dopiero w latach 90-tych okazało się, iż było to w okolicach M iednoje), był m oim przyjacielem , znaliśm y się dobrze od kilku lat, ale w spólną działalność konspiracyjną zaczęliśm y dopiero od w iosny 1951 r., choć jej początki m iały m iejsce około dw a lata w cześniej. B yliśm y w ów czas uczniam i klasy X, a w ięc rok dzielił nas od matury, (biorąc pod uw agę nasze roczne opóźnienie spow odow ane nieuczęszczaniem do szkoły w czasie w ojny). M ieliśm y po 18 lat, uśm ie­ chał się do nas świat i dziew częta, ale uw ażaliśm y, że O jczyzna była w potrzebie. Od w iosny rozw inęła się szersza działalność organizacyjna. Nasza konspiracja, pod nazw ą „H arcerstw o P olskie” , przyjęła harcerskie zasady ideowe, natom iast struktura organizacyjna polegała na system ie piątkowym, przy czym dow ódca piątki znał tylko bezpośredniego prze­ łożonego, by na w ypadek rozpracow ania jednej grupy pozostali nie byli narażeni na aresztow ania. S truktura ta zdała też egzam in w czasie nasze­ go aresztowania. D ziałalność grupy szła w kilku kierunkach. Kilku kole­ gów należało do ZMP, a w ięc m ieliśm y pełne rozeznanie, co się tam dzieje, przynajm niej na naszym terenie. S taraliśm y się m ieć w pływ na młodzież szkoły podstaw ow ej, utrw alając tam form y pracy i ideały har­ cerskie. R ozpoczęliśm y rów nież działalność propagandow ą przez reda­ gowanie i rozrzucanie ulotek oraz drobny sabotaż, polegający na zryw a­ niu czerwonych flag, propagandow ych plakatów i haseł, niszczenie por­ tretów w odzów rew olucji i kom unizm u. Do organizacji należało około 15 osób.

(7)

400

W szelkie nasze poczynania, choć byliśm y ludźm i jeszcze bardzo m łodym i, m iały zdecydow anie antykom unistyczny charakter i choć cza­ sam i w ykonyw ane indyw idualnie, były uzgadniane z bezpośrednim i prze­ łożonym i. Jednym z bardzo w ażnych działań było grom adzenie broni, albow iem organizacja m iała ch arak ter polityczno-w ojskow y, a młodzie­ ży m ęskiej tam tych czasów w ojsko im ponow ało, w ięc do tradycji i wzo­ rów w ojskow ych odnosiliśm y się z w ielkim pietyzm em . Stąd nauczycie­ le W F i P rzysposobienia W ojskow ego (PW ) nie m ieli z nami żadnych trudności, gdyż zasada „w zdrow ym ciele zdrow y d u ch ” była przez nas przyjm ow ana ja k o coś naturalnego, zresztą p rzypom inała harcerstwo. Nie prow adziliśm y szkolenia w ojskow ego, albow iem w szkole działała Po­ w szechna O rganizacja S łużba P olsce (PO SP), która od roku 1948 przeja­ w iała aktyw ność w trzech głów nych kierunkach: szkolenie wojskowe, zgodnie zresztą z p rzedw ojenną tradycją PW, praca, co wynikało z po­ trzeb zniszczonego w ojną kraju i n aw iązyw ało do przedwojennych Ju­ nackich H ufców Pracy, oraz w ychow anie polityczne, które z nielicznymi w yjątkam i gloryfikow ało ustrój socjalistyczny. D w a pierw sze założenia były nam bliskie i realizow aliśm y je z pełną akceptacją. Z a punkt honoru uw ażaliśm y zdobyw anie dobrych stopni z w yszkolenia bojow ego i z tym zw iązane ju n ack ie aw anse. S taraliśm y się też być uczestnikam i kursów PW, by poszerzać sw oją w iedzę w ojskow ą. Z ygm unt K ubiak ukończył taki kurs w akacyjny w roku 1950, z którego p rzyjechał ja k o patrolowy w m undurze ju n ack im i z dw om a krokiew kam i na naram iennikach. Ja otrzy­ m ałem stopień starszego ju n a k a w roku 1950, a patrolow ego w 34 bryga­ dzie P O S P w roku następnym . S łużbę w 34 b rygadzie odbyliśm y w mie­ siącach w akacyjnych - lipiec-sierpień 1951 r., w pow iecie braniewskim na W armii. P racow aliśm y przy w ydobyciu i przeróbce torfu. Brygada skła­ dała się z pięciu kom panii - razem około 600 osób ze szkół średnich w ojew ództw a zielonogórskiego. B y ła to przew ażnie m łodzież ostatnich klas, bo uczestnik brygady m usiał m ieć ukończone 18 lat. Brygadą do­ w odził kpt. K ruczek. Z organizow ani byliśm y na w zór wojskowy: druży­ ny, plutony, kom panie. Z D rezd en k a było nas, o ile dobrze pamiętani piętnastu i w chodziliśm y w skład I kom panii. P o pracy odbywaliśmy ćw iczenia w ojskow e z zakresu p rzeszkolenia piechoty: m usztra, zajęcia taktyczne, strzelanie do celu z broni sportow ej i w ojskow ej, rzut grana­ tem i terenoznaw stw o. P ełniliśm y rów nież n orm alną służbę wartowniczą z bronią. Z ajęcia polityczne m oi koledzy i ja traktow aliśm y jako indok*

(8)

pziałalność o pozycyjna gru py m łodzieży w Drezdenku..

401

trynację i o m aw iane tem aty staraliśm y się później przeanalizow ać w opar­ ciu o naszą znajom ość historii, w efekcie nie ulegliśm y w pływ om kom u­ nistycznym, choć daw ki p ropagandow e były duże. P W w ram ach SP zw al­ niało organizację od d odatkow ego szkolenia w ojskow ego.

R ok 1951 to organ izo w an ie przez Ja n a N ow aka-Jeziorańskiego Radia W olna E uropa (inauguracyjną audycję nadało 3 m aja 1952 r.). I z tym Radiem m ieliśm y trochę przypadkow ą, ale oryginalną przygodę. W pierwszych dniach w rześnia 1951 r. po przyjściu ze szkoły, pojechałem z ojcem po siano z drugiego pokosu. N iebo było piękne, je g o błękit prze­ słaniały częściow o b iałe obłoki i nagle bardzo w ysoko ukazał się orygi­ nalny sam olot. Z arów no sylw etka, ja k i dźw ięk m otorów różniły się za­ sadniczo od znanych m i m aszyn. P o pew nym czasie na łąkę zaczęły spa­ dać małe karteczki. B yły to ulotki inform ujące o organizow aniu się sekcji polskiej RW E: był tam „dzw on W olności” , na którym b yły w izerunki ludzkich postaci trzym ających się za ręce i inform acja o pow staniu roz­ głośni. Z apam iętałem słow a: „znaleźliśm y now y sposób trafiania do W as” , godziny nadaw ania program ów i częstotliw ości. B yła to w ielka zdobycz, bardzo w ażna politycznie i byłem je d y n y w m oim środow isku, który dys­ ponował takim oryginałem . P o zapoznaniu najbliższej ro d zin y i kilku pewnych sąsiadów , z treścią ulotki, przekazałem ją m ojem u bezpośred­ niemu przełożonem u Z ygm untow i K ubiakow i (dow ódcy konspiracyjnej piątki). Z apadła decyzja, że zostanie ona pow ielona i rozrzucona po m ie­ ście i okolicy, by ludzie w iedzieli czego i kiedy m ają słuchać.

W brygadzie przeżyliśm y także w ielką duchow ą rozterkę. W tym bowiem czasie odbyw ał się proces generałów K irchm ajera, M ossora, Ta­ tara i grupy w yższych oficerów , którym zarzucano najcięższe zbrodnie: zdradę i próbę obalenia ustroju, (m y na każde w ezw anie tych oficerów rzeczywiście stanęlibyśm y do w alki z reżim em kom unistycznym ). B ar­ dzo szybko dow iedzieliśm y się, że była to kom unistyczna prow okacja i że proces był sfingow any, bo był potrzebny R okossow skiem u dla prze­ prowadzenia czystek w w ojsku i pozbycia się tych ludzi, którzy byli gw a­ rantami utrzym ania polskich tradycji, a przede w szystkim polskiego du­ cha narodow ego i byli przeszkodą na drodze do sow ietyzacji A rm ii P ol­ skiej. Nie przypom inam sobie, skąd te w iadom ości do nas dotarły, być może z zachodnich rozgłośni radiow ych, a m oże ktoś przyw iózł je z ja ­ kiegoś w yjazdu służbow ego, bo i to się zdarzało, gdyż niektórzy koledzy Wyjeżdżali na egzam iny do szkół oficerskich. Politrucy m ieli pełne ręce

(9)

402

roboty, były m asów ki, w ielk ie o burzenie i ubo lew an ie, co by się stać m ogło z P olską, gdyby ci ludzie osiągnęli sw ój cel, w iele mówiono o czujności w ładzy ludow ej i o „p atriotach”, któ rzy udarem nili ten niecny zam iar. N asza grupa, a było nas w brygadzie z organizacji czterech - Zyg­ m unt K ubiak, R yszard S krzypniak, S tasiu G orbaczew ski i ja , przeżywali­ śm y boleśnie aresztow anie i proces p atriotów i z je sz c z e z w iększą niena­ w iścią patrzyliśm y na sow ieckich sługusów w Polsce. Podobne uczucia m iało rów nież w ielu junaków , choć byli też zagorzali kom uniści, głównie spośród aktyw istów ZMP.

Z brygady SP w róciliśm y chyba na tydzień przed rozpoczęciem nauki, opaleni, ze stopniam i ju n a ck im i i z ja k im ś poczuciem spełnionego obow iązku publicznego, bo choć to był drugi rok planu 6-letniego i wszę­ dzie m ów iło się i pisało o pracy dla socjalizm u, to m ieliśm y jednak prze­ św iadczenie, że służy ona polskiem u społeczeństw u. S zkołę zastaliśmy bardzo zm ienioną - skom unizow aną. U sunięto szereg profesorów a na ich m iejsce aw ansow ano nauczycieli ze szkół podstaw ow ych. W ramach eli­ m inow ania z ośrodków akadem ickich ludzi m ądrych skierow ano do Drez­ den k a d o k to ra Ja k u b o w sk ieg o i ch y b a je d y n e g o ab so lw en ta wyższej uczelni, ale były to tylko rodzynki w zakalcu. P oziom szkoły obniżył się bardzo szybko. N am to je d n a k ju ż niew iele zaszkodziło, bo byliśmy w klasie m aturalnej.

30 w rześnia 1951

r.

w godzinach w ieczornych

i

nocnych areszto­ w ano Z. Kubiaka, R. S krzypniaka, Z. Proroka, B. R usinka i mnie. Areszto­ w anie nastąpiło na skutek donosu „w ty c zk i” U rzędu Bezpieczeństwa, która penetrow ała środow isko uczniow skie. P rzew ieziono nas do Powia­ tow ego U rzędu B ezpieczeństw a P ublicznego w Strzelcach Krajeńskich, gdzie spędziliśm y noc. C ały czas w rzeszczano na nas, byliśm y posztur­ chiw ani i przesłuchiw ani. M nie p rzesłuchiw ał por. Stachurski

z

Woje­ w ódzkiego U B P w Zielonej G órze. N ie dano nam ani kolacji, ani śniada­ nia i nic do picia, choć nie czułem ani głodu ani pragnienia. Krótko przed obiadem zam knięto nas w celach, a oddziałow y kapral L enart z

Drezden­

ka bardzo w rzeszczał na m nie: „Ty b andyto” . W areszcie

siedzieliśm y

tylko parę godzin. W końcu, podobnie ja k innym aresztantom , tak i nam dano obiad. B yła to kasza jęcz m ie n n a bez żadnego sm aku, ni to gęsta, m to rzadka, nie zjadłem je j. N ie byłem je szc ze w ygłodniały. W celi

spotka­

łem trzech znajom ych chłopów z O sow a, T rzebicza i Przynotecka, któ­ rych aresztow ano za opóźnienia w obow iązkow ych dostaw ach

zboza i

(10)

D ziałalność opozycyjna gru py m łodzieży w Drezdenku..

403 innych kontyngentów . P óźniej spotkałem ich w w ięzieniu w Z ielonej Górze, otrzym ali po pół roku w ięzienia, żeby się nie spóźniali. We w cze­ snych godzinach popołudniow ych w yprow adzono nas z cel i w prow a­ dzono do specjalnego sam ochodu w ięziennego, posadzono m iędzy ube­ kami. Nie w olno nam było rozm aw iać i ruszyliśm y w drogę, gdzie?, do­ kąd? - tego nikt nie w iedział. Po przejechaniu S kw ierzyny i M iędzyrze­ cza nabrałem przekonania, że w io zą nas do Zielonej Góry, tak też się stało. Siedziałem tyłem do kierunku ja zd y i przez okienko zauw ażyłem , że za nami je d zie ubeckie auto osobow e, kiedy się zbliżyło, dostrzegłem na tylnym siedzeniu B ogdana R usinka, a zatem aresztow ano w szystkich, którzy przejaw iali najw iększą aktyw ność w działalności organizacyjnej. * Do Zielonej G óry przyjechaliśm y o zm ierzchu i w prow adzono nas do gmachu, w którym m ieścił się kontrw yw iad, tam postaw iono nas na kory­ tarzu w odległości około 2-3 m etrów je d en od drugiego, tw arzą do ściany, z rękami do tyłu. C zapki w cześniej kazano nam zdjąć. Z ygm unt K ubiak i ja trzym aliśm y w sposób w idoczny nasze czapki licealne - m aciejów ki z bordowymi w ypustkam i i licealnym i znaczkam i (rozw arta książka z ka­ gankiem ośw iaty). Tam udało mi się szepnąć do Z ygm unta - „Zyg - PM tylko ja i ty” , co m iało znaczyć, iż tylko m y m ieliśm y pistolet m aszyno­ wy. Zygm unt zrozum iał i uratow ało to R ysia Skrzypniaka od art. 6 M ałe­ go Kodeksu K aniego, czyli 5-ciu lat w ięzienia. Po parogodzinnym staniu i jakichś w rzaskach b ez przesłuchania zaprow adzono nas na w ydział śled­ czy, było to krótko przed capstrzykiem . W areszcie, który m ieścił się w suterenie, kazano nam się rozebrać, przeprow adzono gruntow ną rew izję osobistą: zabrano paski, sznurow adła, czapki, różne znaczki, legitym acje i inne drobiazgi z kieszeni. Z am knięto nas w celach, w których ju ż sie­ dzieli aresztanci, w zasadzie tylko polityczni. Ja trafiłem do celi n r 25, w której siedziało 3 aresztantów , w śród nich był inteligentny i m ądry Z b y ­ szek Paw łow ski z organizacji m łodzieżow ej z technikum w N ow ej Soli.

Jakiś czas temu wpadła mi w ręce praca B. Biegalskiego, Wykaz organizacji konspi­

racyjnych działających na terenie Środkowego Nadodrza w latach 1945-1956,

Zielona Góra 1994. Bogdan Rusinek figuruje w niej jako członek dwóch oddziałów • naszego oraz „Białych Sokołów” (s. 17, 20). Jest to jednak jakaś pomyłka, gdyż wedle mojej wiedzy nie miał z tamtą grupą nic wspólnego. Organizacja „Białe Sokoły” działała na terenie powiatu strzeleckiego i została zlikwidowana przez UB w roku 1951. W naszej opinii uchodziła za grupę rabunkową. Natomiast nasza 0rganizacja miała kontakt z działającą wówczas na terenie Gorzowa „Harcerską Organizacją Podziemną”, na czele której stał Aleksander Lenart.

(11)

404

Siedział ju ż od w iosny, a w sp ółw ięźniow ie za zd ro śc ili m u opalenizny. p0 trzech m iesiącach śledztw a o dbyła się ro zp raw a p rzed W ojskow ym Są­ dem R ejonow ym w Z ielonej G órze. R o z p ra w a trw a ła d w a dni, 6 lutego

1952 r. zapadły w yroki:

Bogdan R usinek - 10 lat w ięzienia, u trata praw p u b lic zn y c h , oby­ w atelskich i przepadek m ienia,

Zygm unt K ubiak - 7 lat w ięzienia, u trata praw p u b lic z n y c h i oby­ w atelskich oraz p rzepadek m ienia,

W ładysław C zyżew ski - 5 lat w ięzien ia, u tra ta p ra w publicznych i obyw atelskich, p rzepadek m ienia,

Ryszard S krzypniak - 2,5 roku w ięzien ia, u tra ta p ra w publicznych i obyw atelskich, przepadek m ienia.

Z byszek P ro ro k po paru d n ia ch p o b y tu w a re szc ie zo stał zwolnio­ ny, R yszard B ielew icz był ty lk o p rze słu ch iw a n y , S tasiu G orbaczew ski był rów nież przesłuchiw any, ale do n ic ze g o się n ie p rz y z n a ł i nic mu nie udow o d n io n o .

P rzeszliśm y przez k ilk a w ięzień i o b o zó w p ra c y - k o p aln ie i ka­ m ieniołom y. O dsiedzieliśm y p rze cię tn ie po p o ło w ie kary. P rz eż y cia wię­ zienne każdy z nas zako d o w ał w sw ej p am ięc i i p sy c h ic e . M n ie więzienie nie złam ało, ale w zm o cn iło m ój hart d u ch a. P atrzą c z p e rsp e k ty w y czasu m ożna dziś pow iedzieć, że by liśm y n aiw n i w ie rz ą c w c u d , b o w ja k i inny sposób m ałe grupki m łodych ludzi m o g ły o b a lić d o b rz e zorganizow ane państw o kom unistyczne, k tó re d y sp o n o w a ło arm ią, a p rz e d e wszystkim licznym i b ezw zględnym ap a rate m te rro ru ? W la ta c h 4 0 -ty c h i 50-tych istniała dość silna w iara w w y b u ch w o jn y p o m ię d z y W s c h o d e m i Zacho­ dem . N adzieją n ap a w ała w o jn a k o re a ń sk a , z w y c ię s tw o sił patriotycznych w G recji itp. Te zjaw isk a w p ły w ały n a w y o b ra ż e n ia lu d z i m ło d y ch , któ­ rzy podobnie ja k p rzo d k o w ie za ch o w a li w ia rę w w o ln ą O jc z y z n ę , naro­ dow ą dum ę i duch a o fiarn o śc i, czyli ty c h ce c h , d z ię k i k tó ry m nasi przod­ kow ie podejm ow ali d zia ła n ia d la sp raw y n a ro d o w e j. N ie z a le ż n ie jednak od konkretnych planów , b y ć m o ż e tro c h ę u to p ijn y c h , b y liś m y tym i, któ­ rzy przerzucili p onad P R L -e m p o m o st p o m ię d z y II a III R zeczpospolitą- Z ostało to zw ień czo n e p o w sta n ie m „ S o lid a rn o śc i” , k tó ra w a ln ie przy­ czyniła się do lik w id acji sy stem u k o m u n is ty c z n e g o w P o lsc e i całej E uropie śro d k o w o -w sc h o d n iej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mama wyszła wtedy do sklepu, ja byłam trochę przeziębiona, chorowałam, sąsiadka szła po wodę, pamiętam właśnie takie jakby sceny, obrazki bezpośrednio

Nie wiedzieliśmy w ogóle co się dzieje, bo Jurczyk zakończył strajk trzydziestego, Gdańsk zakończył trzydziestego pierwszego, powstały z tego powodu jakieś animozje

Była spora przestępczość, to wynikało z biedy po prostu, bo było bezrobocie, była bieda.. Mówiłem o tym, że mieliśmy sąsiada furmana, który

Ale dopiero później, kiedy program Johna Stuarta był już zaawansowany, Bentham rozwinął rozważania szczegółowe na temat edukacji, łącznie z planami Szkoły

zależnie od tego, czy wojna będzie trwała nadal, czy zakończy ją pokój, Polska, jego zdaniem musi się liczyć z wrogimi działaniami Rosji wobec siebie..

110 Co zdaje się podziałało, a dowodem tego byłoby poselstwo do wielkiego mistrza, przez które książę żalił sie, że nowy wybór (chodziło tu zresztą już o Bolesława) jest

Zauważmy jeszcze, że sama domkniętość dziedziny T ∗ da nam jedynie ograniczoność T ∗ -to może być nawet operator zerowy o dziedzinie {0}, ale wtedy nie możemy przejść

Zygmunt II August (1548 – 1572), syn Zygmunta I Starego i Bony Sforzy, wielki książę litewski od 1529 r., ostatni król na tronie polskim z dynastii Jagiellonów;