• Nie Znaleziono Wyników

Historia nauki i techniki bliżej społeczeństwa : z profesor Ireną Stasiewicz-Jasiukową

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Historia nauki i techniki bliżej społeczeństwa : z profesor Ireną Stasiewicz-Jasiukową"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Z PROF. DR IRENĄ STASIEW ICZ-JASIUKOW Ą ROZMAWIA MAREK AR PAD KOWALSKI

M. A. K.: — W m a ju 1956 r. ukazał się p ierw szy n u m e r „ K w a rta ln i­ ka H istorii N auk i i T echniki” . Czy po trz y d z ie stu lata ch u k azy w an ia się tego czasopism a m ożna pow iedzieć, że było to znaczące w y darzen ie w nauce? Je śli p y ta m o rzecz — zdaw ałoby się — oczyw istą — to d la­ tego, że w ogóle h isto ria nau k i jest dziedziną stosunkow o m łodą. W n a u ­ ce zaś la t trzy d zieści — to odcinek czasu n iew ielki.

I. S.-J.: — Z ain tereso w an ie histo rią n a u k i i tec h n ik i — uw ażane pow szechnie za w y tw ó r czasów najnow szych — m a w naszym k ra ju bardzo odległe i ciągłe tra d y c je . Rolę h isto ry czn y ch asp ektów w n au cza­ n iu poszczególnych dyscyplin dostrzegano już w R zeczypospolitej X V II w ieku, zaś w X V III stu leciu T ow arzystw o do K siąg E le m e n ta rn y c h u si­ łow ało n a w e t w ydać podręczn ik h isto rii n auk , sztuk i rzem iosł. W końcu X IX w ieku utw orzono na U niw ersy tecie Jag iello ń sk im K a te d rę H istorii N au k Ścisłych — jed n ą z pierw szy ch w św iecie; w okresie m iędzyw o­ jen n y m — dzięki staran io m W ładysław a Szum ow skiego i A dam a W rzo­ ska — p o w stały n a p ięciu ów czesnych u n iw e rsy te ta c h k a te d ry h isto rii i filozofii m edycyny. O ty m w szystkim m ów i zresztą szczegółow o o p ra ­ cow ana przez zespół autoró w obszerna książka pt. D zieje nauczania h i­ storii n a u ki i historii tec h n iki w Polsce — w y d an a przez O ssolineum w ro k u 1982.

Je śli chodzi o periodyki, k tó re w yprzedziły w czasie „ K w artaln ik H isto rii N auki i T ech n ik i” , to należy w ym ienić przede w szystk im w y ­ chodzące od 1924 r. „A rchiw um H istorii i Filozofii M edycyny oraz H i­ sto rii N auk P rzy ro d n iczy ch ” . Po dru giej w ojnie św iato w ej, w ro k u 1953, rozpoczęto w yd aw an ie ukazu jący ch się do dnia dzisiejszego „S tudiów i M ateriałów z D ziejów N au k i P o lsk iej” ; w ychodziły one jed n a k nie­ periodycznie i o g ran iczały się — jak w sk azu je ty tu ł — do p roblem ów n a u k i w Polsce. „ K w a rta ln ik H isto rii N auk i i T echniki” odróżnia się od sw ych poprzedników częstotliw ością u k azyw an ia się, objętością — liczy bow iem około 80 ark u szy w ydaw niczych rocznie, przede w szystkim jed ­ nak zakresem p o ru szanej p ro b le m aty k i oraz — co jest chyba n a jw a ż-KW ARTALNIK HNiT, NR 3—4/1985

(3)

478 W ywiady

niejsze — no w y m sposobem pojm ow ania h isto rii nauki, tra k to w a n e j nie ty lk o jako sum a dziejów różn y ch gałęzi nauk i. J e s t to więc w zakresie n aszej d y scy plin y czasopismo z całą pew nością znaczące, zresztą nie ty l­ ko w w ym iarze polskim ; znan e je s t ono rów nież za granicą, do czego p rzy c z y n ia ją się m .in. zarów no obszerne obcojęzyczne streszczenia arty k u łó w , ja k i uk azu jące się od czasu do czasu całe obcojęzyczne n u ­ m e ry bądź bloki tem atyczne.

M. A. K.: — Trzydzieści lat, to dostatecznie dużo, by „ K w a rta ln ik ” zm ieniał sw oje oblicze, ty m b ard ziej, że p o jaw ia ły się now e problem y w n auce, w ro zm aity ch okresach inaczej pojm ow ano naukę: i w sensie filozoficznym ," i w sensie m etodologicznym , inaczej postrzegano też jej rolę w społeczeństw ie. J a k ą koncepcję „ K w a rta ln ik a ” p rz y ję ła P a n i P ro ­ feso r w ciągu dziesięciu la t k iero w an ia ty m pism em , gdy pełn i P an i fu n k cję re d a k to ra naczelnego?

I. S .-J.: — Z aw sze m i się w ydaw ało, że w h isto rii n a u k i b ard zo d uży nacisk kładzie się na przed m io t badań, na to, czym się ludzie zajm u ją, n a to m ia st stosunkow o m ało m ów i się o podm iocie, czyli o człow ieku, k tó ­ ry tw o rzy naukę. A jeżeli m ów i się, to p rzew ażn ie w a rty k u ła c h teo re ­ tyczn ych , często posłu g ujący ch się dość herm ety czn y m językiem . W re ­ zultacie byw a tak , że a rty k u ły te nie tylk o nie zbliżają do czy teln ik a sy lw etk i uczonego, ale w ręcz e lim in u ją ją ze sfe ry ludzkich zain tereso­ w ań. Są też a rty k u ły pisane z okazji jubileuszow ych. M ają one odśw ięt­ ny, a co za ty m idzie nierzad k o k re u ją c y c h a ra k te r. P o n ad to szerokie k ręg i odbiorców w idzą uczonego w sposób tak i, w jaki u k azu je go tele^- w izja, rad io i często nie m ożna dojrzeć codziennego życia tw órców n auk i. Nie w idać, że w łaściw ie są to ludzie n a d e r zajęci od początk u do o sta t­ nich d ni sw ego życia. Bo w nauce e m e ry tu ra nie jest żad ną granicą aktyw ności. Z atem dzieje się tak , że w w yobrażeniach odbiorców ów uczony jest p o strzeg an y n iejed n o k ro tn ie w ręcz niepraw idłow o, jak o czło­ w iek, w którego biografii d om inują zaszczyty, zasłaniając codzienną, żm u d ną uciążliw ą pracę; nie w idać, że uczony m usi sta le rezygnow ać z n o rm aln ego życia, b y osiągnąć cel.

M. A. K : — To praw da, jak jed n ak m ożna pokazać w p erio d y k u nie ty le sylw etkę uczonego, ile c h a ra k te r jego pracy?

I. S .-J.: — W łaśnie do teg o zm ierzam . Otóż z te j to p rzyczyny, od czasu, kied y ob jęłam redagow anie „ K w a rta ln ik a ” , w prow adziliśm y zu­ p ełnie now ą form ę p rezen to w an ia uczonego, m ianow icie, poprzez jego w łasn ą autobiografię. Z ty m , że nie jest to jakiś k ró tk i życiorys pole­ g ający w yłącznie n a pod aniu d at i w y d arzeń naukow ych, ale jednocześ­ nie re fle k sja o życiu i p rac y naukow ej. Są to autobiografie bardzo ob­ szerne, n iejed n o k ro tn ie dochodzące do s tu s tro n m aszynopisu, bogato ilu stro w an e, p rzy czym fotografie m ają bardzo często w artość doku­ m en taln ą. Takie są autobiografie np. filozofa — prof. W ładysław a T a ta r­ kiew icza, h isto ry k a — prof. S te fa n a K ieniew icza, filologa — prof. K on­

(4)

ra d a G órskiego, chem ika — prof. Tadeusza U rbańskiego, c h iru rg a -o rto - pedy — p rof. W itolda Degi, f ty z ja try — pro f. T adeusza K ielanow skiego czy szeroko znanego prof. S tan isław a L o ren tza. W ym ieniam , oczywiście, przykładow o, ty lk o niektóre.

N a początku, kied y po w stał p ro je k t p u b lik o w an ia au tobiografii, w K om itecie R ed ak cy jn y m — pow iem szczerze — w zbudziło to pew n e za­ strzeżenia, a jeżeli nie zastrzeżenia, to w każdym razie sta w ia n o liczne znaki zap y tan ia. M ianow icie było w iadom o, że przecież nie w szyscy n a j­ w y b itn iejsi uczeni będą m ogli opublikow ać sw e nau ko w e w spom nienia. W zw iązku z ty m obaw iano się, czy w środow isku n aukow ym nie w y ­ n ik n ą jakieś anim ozje z tego powodu. Z naleźliśm y rozw iązanie n a s tę p u ­ jące: postanow iliśm y, że będziem y zw racać się do uczonego, k tó ry jest tw ó rcą albo jak iejś szkoły nauk o w ej, albo m a jakieś oczyw iste, pow ­ szechnie uzn an e osiągnięcia w sw ojej dziedzinie, że p rz y ty m będ ziem y się zw racać dopiero w tedy, kiedy p rzejd zie on już na e m e ry tu rę . D la­ czego? D latego, iż uw ażaliśm y po p ro stu , że w łaśnie w ów czas będzie m ógł on bardziej obiektyw nie dokonać re tro sp e k c ji sw ojego naukow ego życia, co zresztą wcale nie oznacza, że je s t to k res jego nau ko w ej bio­ grafii. M am y bow iem p rzy p ad k i, że au to b io g rafia byw a u zu p ełn ian a — w ym ień m y tu prof. K ieniew icza czy w zm iankow anego już prof. T a d e u ­ sza K ielanow skiego.

M. A.K.: — Do w ym ienionych p o przednio dorzuciłbym jeszcze jedno zastrzeżenie wobec autobiografii. K ażde tego ro d za ju w spom nienie p isa ­ ne byw a nieco subiektyw nie. Socjologow ie z a jm u ją c y się p a m ię tn ik a r- stw em ostrzegają, że do tego ty p u źródeł należy podchodzić ostrożnie. Człowiek bow iem , z n a tu ry rzeczy, podśw iadom ie n a w e t upiększa sw oje czyny. Oczywiście, u naukow ców sam o k ry tycyzm jest znacznie b ard ziej ro zw in ięty z ra c ji ich p ro fesji, jed n ak że i w ty m p rz y p a d k u nie o trz y ­ m u jem y m a te ria łu w stu p ro ce n tac h obiektyw nego.

I. S .-J.: — B ierzem y i te n pogląd pod uw agę, ale bierzem y rów nież pod uw agę i to, że czy teln ik obcując z tego ro d za ju te k ste m jednocześnie uzyskuje dw a n a ń spojrzenia. M ianow icie k o n fro n tu je spojrzenie uczo­ nego na jego w łasne życie ze swoim spo jrzeniem , z boku. Czasam i w idzi się, że te n czy ów uczony m a spojrzenie b ard ziej egocentryczne, a in n y znów b ard ziej w ychodzi n ap rzeciw ludziom . Ale w łaśnie to je s t bardzo cenne i in te resu jąc e , że m am y możność czy n ienia po rów nań, k o rzy sta ją c z m a te ria łu podanego „z pierw szej r ę k i” . D odajm y: żaden uczony n ie ' pow ie, że dokonał czegoś, czego nie dokonał; n a jw y ż ej może oęeniać w sposób sobie w łaściw y w łasne czyny.

M. A. K.: — Dobrze, w ycofuję się więc ze zgłoszonych zastrzeżeń, ty m b a rd z iej, że i człow iek p a trz ą c y z zew n ątrz nie ocenia innego w spo­ sób isto tn ie ob iekty w ny, bow iem będzie zawsze m iał, niekoniecznie uza­ sadnione rozum ow o, sym patie i a n ty p a tie . Jed n ak że, p y ta ją c dokładn iej,

(5)

480 Wywiady

co P a n i P ro fesor chciała uzyskać w „ K w a rta ln ik u ” w pro w ad zając doń autobiografie?

I. S .-J.: — M uszę pow iedzieć, że w łaśnie dzięki autobio grafio m „ K w ar­ ta ln ik ” p rze stał być, jak to się n ieraz zdarza z naukow ym i p erio d y k a ­ mi, czasopism em h erm ety czn ym , budząc zain teresow anie w w ielu k rę ­ gach społecznych. Dow odem może być fa k t, że zw racają się do nas ga­ zety codzienne z pro śb ą o w yw iad n a te m a t tej czy in n ej autobiografii że tygod nik i k u ltu ra ln e dokonują p rzed ru k ó w frag m en tó w ty c h w spom ­ nień. G dy ukazała się autob io g rafia W ładysław a T atarkiew icza w iele osób prosiło nas o w ypożyczenie n u m eru , faktycznie od p o czątk u nie­ osiągalnego, b y móc przep isyw ać fra g m e n ty tego pięknego tek stu . W po ­ w yższym p rzy p ad k u decydow ała w ielka osobowość W ładysław a T a ta r­ kiew icza, ale podobnie by w a i z in n y m i nau ko w ym i w spom nieniam i. Ś w iadczy to o p ozy ty w n y m społecznym odbiorze te j w łaśnie fo rm y w y ­ powiedzi.

M. A. K.: — 7 K iedy p rzegląd ałem kolejne n u m ery „ K w a rta ln ik a ” za­ uw ażyłem , oprócz autobiografii, tak że a rty k u ły z bardzo rozm aitych dyscyplin naukow ych. Czy zainteresow anie „ K w artaln ik ie m ” nie bierze się tak że i z tego, że jeśli w jed n y m n um erze z n a jd u ją się tek sty , przykładow o — z archeologii, m edycyny, techniki, historii, te d y z a in te ­ resow anie jest w iększe niż gdyby p e rio d y k był pośw ięcony jed nej ty lk o dyscyplinie. Po p ro stu adreso w an y jest do różnorodnego grona specja­ listów.

I. S .-J.: — N a pew no jest to jedn a z przyczyn. A le zdarza się i tak, że lek a rza z a in te re su je np. au tob io g rafia prof. Degi, ale p rzy okazji także a rty k u ł z dziedziny n au k społecznych i w ted y sta je się on w p rz y ­ szłości czyteln ikiem następnego n u m eru . Z d ru g iej stro n y jedn ak, s ta ­ ra m y się często u k ieru n k ow yw ać poszczególne n u m e ry czasopism a, dając na p rzy k ład całe bloki z określonej dyscypliny, gdyż w ierzym y, że tą drogą tra fi pism o do szerokiego grona osób, rep re z en tu ją c y c h określoną gałąź w iedzy. P osuw am y się n aw et ta k daleko, że dobieram y p o d ok re­ ślonym k ątem w idzenia i recenzje, s ta ra ją c się dać p rz y ty m ja k n a j­ więcej in fo rm acji o książk ach w y dan y ch za granicą, często niedostęp­ nych u nas. L iczym y m ianow icie n a to, że jeśli np. auto b io g rafia w y b it­ nego p rzed staw iciela n a u k m edycznych przyciągnie lek arzy — c zy tel­ ników, to zapoznają się oni p rzy okazji już nie ty lk o z ty m tek stem , ale i z in n y m i a rty k u ła m i oraz recenzjam i.

M. A. K : — W „ K w a rta ln ik u ”-d o s trz e c m ożna znaczny ro zrz u t te ­ m aty czn y zam ieszczanych tam arty k u łó w , co w ynika, oczywiście, z kon­ cepcji tego periodyku. J e d n a k m usi istn ieć dla p ism a pew ien w spólny m ianow nik tem aty czn y . Rozum iem , że zam ieszczane są bloki tek stó w dotyczących tego sam ego tem a tu , czy szerzej — k rę g u spraw . Ale chyba z drugiej stro n y nie jest tak , by cały n u m e r m ógł być pośw ięcony je­

(6)

dynie m edycynie, czy jedynie filozofii, itd . N a czym więc polega ta w spólna k oncepcja scalająca różnorodność zaw artości „ K w a rta ln ik a ” ?

I. S .-J.: — O dpow iem n a jp ie rw , że nie zd arza się, b y całe n u m e ry b y ły pośw ięcone jed n ej ty lk o nauce. P o pierw sze dlatego, że je st to k w a rta ln ik histo rii n a u k i i techniki. N iezależnie od tego, czy b ard ziej sk ru p u la tn ie czy m niej u k ieru n k o w u je się jakiś n u m er, m usi być w n im uw zględniona h isto ria tech n ik i, wokół k tó re j — do d ajm y — toczą się w naszy m środow isku odw ieczne d y skusje, czy „ K w a rta ln ik ” pow inien zam ieszczać a rty k u ły z h isto rii tech n ik i czy ty lk o z histo rii n a u k te c h ­ nicznych. Bo jeszcze i tu w prow adza się rozgraniczenie. D la m nie oso­ biście podział ten posuw a się już za daleko i m om entam i w y g ląd a na spór jałow y, ty m b ardziej, iż w p ra k ty c e nie m ożem y w „ K w a rta ln ik u ” ograniczyć się do dziejów n au k technicznych, gdyż k to d rukow ać będzie w ów czas a rty k u ły z h isto rii tech n ik i, n iera z bardzo w ąsko specjalisty cz­ ne? D odajm y, że h isto ry cy techn ik i n a d e r s k ru p u la tn ie d b a ją o to, by w „ K w a rta ln ik u ” b y ła zrów now ażona ilość p u b lik a c ji z p rez e n to w a n ej przez n ich dyscypliny i z dziejów in n y ch nauk. To, oczywiście, d e te r­ m in u je także p ro fil poszczególnych n u m eró w czasopism a. Toteż częściej zam ieszczam y tem aty czn e bloki. B ył n a p rz y k ła d blok pośw ięcony L u d ­ w ikow i Fleckow i, z re sz tą w język u angielskim , gdyż postać ta budzi duże zainteresow anie n a świecie — n a jed n y m ze sp o tk ań naczeln y ch red a k to ró w perio dy k ó w z h isto rii n a u k i k rajó w socjalistycznych zobo­ w iązałam się, że w y d am tak i zestaw arty k u łó w , do którego te k s ty przy ślą a u to rzy z różnych p a ń stw i, rzeczyw iście, u d ało się n a m d o trzy ­ m ać słow a. B ył też blok a rty k u łó w w języku fran cu sk im , pośw ięcony p roblem aty ce O św iecenia. T u ta j bardzo znacznie pom ógł nam I n s ty tu t R om anistyki U n iw e rsy te tu W arszaw skiego, a przede w szystk im p. prof. Ew a R zadkow ska (była wówczas d y rek to rem In s ty tu tu ) o raz d r A nd rzej Siem ek. S k u tk i w y d aw an ia tak ich n u m eró w są n ieraz nieoczekiw ane. Pisze do m nie np. list w zm iankow any już prof. T adeusz K ielanow ski, k tó ry kształcił się w e F ra n cji, że w stydzi się, iż dostrzegał ty lk o R ous­ seau, W oltera, D iderota, a nie doceniał Staszica i K o łłątaja; dopiero te ­ raz uśw iadom ił sobie w artość ich dzieł historiozoficznych. I to pisze lekarz!

M. A. K : — D om yślam się przeto, że w spólnym m ianow nik iem dla „ K w a rta ln ik a ” i zam ieszczanych w nim a rty k u łó w je st w yszukiw anie pew nych p rąd ó w p rzen ik ający ch w szelkie d yscypliny naukow e w o k re­ ślonej epoce.

I. S.-J.: — Oczywiście, h isto ria n a u k i d aje m ożliw ość w ydobyw ania tak ich w spólnych trendów ; dodajm y: nierzadko różne gałęzie nauk i i różne dziedziny k u ltu r y w y ra ż ają p rz y pom ocy różnych środków w y ­ raz u te sam e treści, znam ienne dla o kreślonej epoki h istoryczn ej. Chcia­ łab y m jed n a k pow rócić do c h a ra k te ry s ty k i m ego okresu działania w „ K w a rta ln ik u ” . Otóż cieszy m nie n iezm iernie, że w yszedł on poza

(7)

482 W ywiady

k rąg profesjo nalistó w ty lk o i jest czy tan y rów nież przez ludzi nie in te ­ resu jący ch się zawodowo h isto rią nauk i. Z resztą — m uszę się p rz y ­ znać —- w iążą się z ty m także pew ne kłopoty. M ianow icie ludziom z zew n ątrz w y d aje się, że red a k to r naczelny m a w ielką szafę, w k tó re j stoi rząd „ K w artaln ik ó w ” i k ied y ktoś pro si o określony nu m er, to m ogę go w ydobyć i osobie zain tereso w an ej ofiarow ać. N iestety , n ak ła d nie jest duży. W ro k u 1980 osiągnęliśm y n a k ła d 1000 egzem plarzy, obecnie liczy on około 750 egzem plarzy, czyli jest to sta n ta k i, jaki istn iał m niej w ięcej przez cały okres 30-lecia u kazy w an ia się pism a.

M. A. K : — To bardzo sk ro m n y n ak ład , n aw et jeśli założyć, że „ K w a rta ln ik ” m a obsługiw ać jedynie najściślejsze grono specjalistów , a cóż dopiero mówić o tym , b y tra fia ł do szerszych kręg ó w odbiorców, 0 czym P a n i P ro feso r w spom inała.

I. S .-J.: — W łaśnie! W zw iązku z ty m dochodzi do tego, że b ard zo często m uszę robić kserograficzne odbitki niek tó ry ch arty k u łó w , żeby wysłać je za granicę. T am też bow iem m am y licznych odbiorców. Jeśli m am posłużyć się żartem , to powiem , że m ogłabym n a ty m n aw et za­ rab iać i to dużo, gdyż zagraniczni klienci p ro p o n u ją opłatę w do larach za niek tó re n u m ery „ K w a rta ln ik a ”, byle je mieć. A naw iasem m ówiąc, bardzo by n a m się te d o lary p rzy d a ły w R edakcji, np. n a zakup m a ­ szyny z czcionką rosy jsk ą, jak iej nie m am y, a k tó ra jest n am bardzo potrzebna!

Szczególne zaintereso w anie w zbudzają autobiografie, do tego stopnia, że kiedyś bodajże A rs Polona, w y stę p u ją c a w c h a ra k te rz e pośrednika, proponow ała n am za n u m er pism a z au to biografią W ilh elm in y Iw anow ­ skiej reko m p en satę w dewizach! Oczywiście ze w zględów form aln ych jest to niem ożliw e. By skończyć z autob iog rafiam i powiem , że w łaśnie w ty m jubileuszow ym num erze, w k tó ry m znajdzie się nasza rozm owa, zam ieszczony będzie te k s t dość rew elacyjny: otóż odnalazła się nau ko­ w a autobiografia prof. W ojciecha Sw iętosław skiego!

M. A. K.: — J a k to? Dopiero teraz? N ik t o niej nie w iedział?

I. S.-J.: — S p raw a jest b ard zo św ieża, rękopis odnalazł się w końcu m arca tego roku. M ożna by to p o trak to w ać jako d a r sp ecjalny — zesła­ n y przez los do jubileuszow ego n u m eru „ K w a rta ln ik a H istorii N au k i 1 T echniki” ! No, ale zostaw m y czytelnikom przyjem ność sam odzielnego zapoznania się z ty m tekstem !

M. A. K : — Szczyci się P an i Pro fesor słusznie tym , że „ K w a rta ln ik ” doczekał się szerokiego zainteresow ania, znacznego odbioru społecznego poza środow iskiem specjalistów . Ale skrom ny n a k ła d 750 egzem plarzy w pływ a h am u jąco na upow szechnianie pism a. M yślę w tej chw ili o fo r­ m ule „ K w a rta ln ik a ”. M ianowicie p rzeciętn y człowiek, n ie zaangażow any zawodowo w n aukę, z w y ją tk ie m hobbystów , n iezb y t o rien tu je się, co się w n iej dzieje. Z aw ierza ted y nauk ę profesjonalistom . C hciałby jed­ nak m ieć jakieś w iadom ości n a te n tem at. Czy „ K w a rta ln ik ” m ógłby

(8)

być w ty m pom ocny? U w ażam bowiem , że n a u k a p o w in n a pośw ięcać się nie tylk o badaniom , k o stru o w an iem teorii, hipotez. Oczywiście, jest to jej głów ne zadanie. A le po w in na też pokazyw ać się społeczeństw u, po ­ kazyw ać, co czyni, b y w szyscy w iedzieli, że nie jest to jak aś sp raw a tajem nicza, ezoteryczna, lecz że w bliższej czy dalszej p ersp e k ty w ie s łu ­ ży — bezpośrednio lub pośrednio -— ludzkości.

I. S .-J .: — S p rób u ję odpowiedzieć przy k ład em . W iem y, że sz y k u je się III K ongres N auki Polskiej i w iem y, że stosun ek doń jest b ardzo różny. Jeżeli u k azu ją się a rty k u ły n a te m a t K ongresu, m ające c h a ra k ­ te r n iejak o przygo to w ujący , są to albo tezy teo rety czn e, albo te o re ty c z ­ ne rozw ażania. M ówiąc szczerze: ludzie m ają b ardzo często z b y t w iele teo rety cznej reflek sji i chcieliby spojrzeć na n a u k ę tro ch ę inaczej: albo od stro n y w a rszta tu , albo też p rzy jrzeć się bliżej jej tw órcom — uczo­ nym . Co p ostanow iliśm y zrobić więc w „ K w a rta ln ik u ” ? Obok jednego a rty k u łu teoretycznego dać tek st b ard ziej niety p o w y —• tj. w spom nienia prof. W itolda Now ackiego, p iastu jąceg o w lata ch 1978— 1981 godność prezesa Polskiej A kadem ii N auk i zw iązanego z tą in sty tu c ją przez la t 30, tj. od ro k u 1952 do ro k u 1982. W idział więc w łasnym i oczam i n ie ­ m al w szystko, zresztą fu n k cje p iastow ał też rozm aite, poczynając od se­ k re ta rz a W ydziału IV N auk T echnicznych poprzez se k re ta rz a n au k o w e­ go PAN, w iceprezesa i p rezesa A kadem ii. Prof. W. N ow acki m a liczne spostrzeżenia, m a praw o do ocen, k tó ry m i się dzieli, podobnie jak i do­ św iadczeniam i z różnych okresów życia Polskiej A kadem ii N auk.

W ydaje m i się, że ta k i te k s t jest czasem w ażniejszy aniżeli reflek sja teoretyczna. Bo daje ludziom dużo do m yślenia, w p row adzając ich w m echanizm y fu n k cjo n ow an ia nau k i, w p ro b lem y p ra c y uczonych. U w a­ żam, że to jest w łaśnie zbliżanie n au k i do społeczeństw a, co w inno być — m oim zdaniem — jed ny m z w ażnych celów n auk ow eg o p e rio ­ dyku.

Oczywiście tak ie podejście stw arza rów nież kłopoty, gdyż odzyw a się w ielu am atorów , k tó ry c h a rty k u ły n a d a ją się raczej do p op u larn eg o pism a. Ale ów kłopot m a dwie stron y , tj. rów nież stro n ę p ozy tyw ną. Bo czyż m ożna nie cieszyć się, że pism o jest czytane, że z n a jd u je od­ dźw ięk społeczny, że zachęca do pisania? Z d ru g iej stro n y —- nie m oże­ m y, oczywiście, w szystkich tekstów drukow ać. W k ażd ym razie sta ra m się u trzy m y w ać k o n ta k ty z różnym i środow iskam i w całej Polsce. N a p rzy k ład o trz y m u je m y z O strow ca Św iętokrzyskiego in fo rm acje o dzia­ łalności T ow arzystw a M iłośników O strow ca w zakresie och ro ny zab y t­ ków techn ik i czy sy stem aty czn e spraw ozd ania z bardzo' żyw ej d ziałal­ ności K om isji H isto rii i O chrony Z ab y tk ó w H u tn ictw a w K atow icach. O statnio do działu kro n ik i n a p ły w a ją tek sty , w skazujące na ożyw ioną działalność h isto ry k ó w farm acji.

M. A. K : — W ydaje m i się, że w łaśnie k o n ta k t z ro zm aity m i regio­ naln ym i to w arzy stw am i może być bardzo ow ocny. M ają one szanse

(9)

484 Wywiady

w nieść do h isto rii n a u k i rzeczy może p rzy czy n k arsk ie, ale w ażne. Do­ dam , że często n a p ro w in cji dzieją się rzeczy ciekaw e, a w W arszaw ie n iez b y t często dostrzegane.

I. S .-J.: — Pod ty m w zględem u trz y m u je m y — ja k już sygnalizow a­ łam — żyw e k o n ta k ty ze środow iskam i w całej praw ie Polsce. N a p rz y ­ k ła d dru k o w aliśm y n ied aw n o in te re su ją c y a rty k u ł, o p a rty na m a te ria ­ łach arch iw aln y ch , nad esłan y ch z Cieszyna, a u k a z u ją c y działalność założonego w 1878 r. K lu b u T echników w C ieszynie. Zaznaczam : n ie są to te k s ty zam aw iane, lecz po p ro stu przysyłane. R ed ak cja naszego czaso­ pism a p ielęg n u je k o n ta k ty z te re n e m całej Polski. Chodzi o to, aby p o ten cjaln i a u to rz y w ierzyli, że nas in te re su je to, co piszą, i że w skali ogólnopolskiej isto tn e jest to, co robią.

M. A. K .: — W ty m p y ta n iu jeszcze raz chcę w yjść poza grono pro­ fesjonalistów . Czym w ięc ludzie n a jb a rd zie j się in te resu ją, czym n a j­ bard ziej p asjo n u ją? J a k im i dyscyplinam i czy też ro d za jam i nauk? Tech­ nicznym i, społecznym i, p rzyrodniczym i, hum an istycznym i?

I. S .-J.: —- J e s t to dla m nie sp raw a o statn io dość zaskak ująca. M uszę pow iedzieć, iż z te re n u , bez zam ów ień, o trzy m u ję b ard zo dużo m a te ria ­ łów z z a k resu h isto rii techniki. Żyw e są pod ty m w zględem k o n tak ty z Zagłębiem S taropolskim , ze Śląskiem — zw łaszcza z K atow icam i, gdzie działa w zm iankow ana K om isja H istorii i O chrony Z abytków H u tn ictw a. O trzy m u jem y sta m tą d system atycznie rela cje o sesjach, różnego ro d zaju przedsięw zięciach. P rz y k ła d y można, oczywiście, m nożyć. Rów nież sto­ sunkow o dużo w p ły w a obecnie do R ed akcji m ate ria łó w z zak resu n a u k ścisłych; kiedyś b yło ich znacznie m n iej. N aw iązaliśm y żyw y k o n tak t z T oruniem , z G dańskiem , skąd o trzy m aliśm y np. niedaw no te k s t o dzie­ jach a rc h ite k tu ry okrętów . Ale też b ard zo ciekaw e jest zjaw isko, że m a­ m y znaczny n a p ły w a rty k u łó w z z a k resu h isto rii n a u k m edycznych. A przecież uk azu je się sp ecjaln y p erio dy k z teg o zakresu , tj. „A rchi­ w um H isto rii M edycyny” . To też dla m n ie je s t zaskakujące.

N atom iast stosunkow o m ało o trz y m u je m y nie zam ów ionych tekstów z h isto rii n a u k społecznych. Oczywiście, jeżeli w eźm iem y pod uw agę dział au to b iografii naukow ych, gdzie u k azy w an y jest człow iek w róż­ n y ch k o n tek stach , wów czas p ro p o rcja po p raw ia się. J e d n a k au to b io g ra­ fie rządzą się w łasn y m i praw am i, je s t to raczej pogranicze różnych nauk, a p rz y ty m m y sam i zw racam y się do uczonych z prośbą o n a p i­ sanie nau kow y ch w spom nień. T ak więc a rty k u ły z h isto rii n au k społecz­ n y ch m u sim y zam aw iać, żeby je m ieć, zaś a u to rz y z in n y ch dyscyplin d ziałają n a zasadzie in ic ja ty w y w łasnej.

Je ste śm y p rzeto św iadkam i bardzo ciekaw ego procesu zm iany w za­ in tereso w an iach społeczeństw a nauką. Podczas m o jej kad en cji red a k to ­ r a naczelnego w prow adziliśm y swego czasu dział p re z e n ta c ji m uzeów h isto rii n a u k i i techn ik i w sk a li m iędzynarodow ej. M ieliśm y np. a rty k u ł z W iednia o ta m te jsz y m m uzeum h isto rii m edycyny, o m uzeum tec h ­

(10)

niki w P ra d ze itd . Żyw e są także stałe k o n ta k ty z polskim i m uzeam i. Jeżeli np. odbyw a się jak aś ciekaw a w y sta w a w M uzeum Z iem i czy M uzeum T echniki w W arszaw ie, w ów czas d o sta je m y do k ro n ik i jej opis. K o n ta k ty te u trz y m u je m y zresztą nie ty lk o z dużym i placów kam i, lecz także z m niejszym i: n iejed n o k ro tn ie są one bardzo in te resu jąc e , a nie doceniane.

M. A. K : — J e st to sp ra w a godna zastanow ienia. U kazuje bow iem , jeśli m ożna w y su nąć pośpieszną hipotezę ty p u socjologicznego, p rz e su ­ nięcie się zain tereso w ań społecznych. E y łem p rzek o n an y , a u tw ie rd z a ły to przeko nan ie zarów no stereo typ y , jak i sondażow e bad an ia ankietow e (praw da, że w ycinkow e), iż znacznie w iększe zain tereso w an ie b u dzą u nas nau k i społeczne i h u m an istyczn e aniżeli inne.

I. S .-J.: — Proszę w yłączyć n a m o m en t m agnetofon, dobrze? S ięgnę po zestaw ienie liczbowe, dokonane przez m ego Kolegę — doc. Jerzeg o Róziewicza, dotyczące ro d zaju tek stó w zam ieszczanych w „ K w a rta ln i­ k u ” w okresie 30-lecia. ...Otóż z h isto rii n a u k społecznych było 510 p u ­ blikacji, z histo rii n a u k biologicznych — 161, m edycznych — 305, ro ln i­ czych i leśn ych — 88, m atem aty czn y ch , fizyczny ch i chem iczny ch — 546, n a u k o ziem i — 415, a z h isto rii tec h n ik i i n a u k techniczny ch — 1050! A tera z proszę docenić m oją bezstronność, w szak jestem p rze d staw ic iel­ k ą n a u k społecznych...

M. A. K : — „ K w a rta ln ik ” sta ra się być, jak z teg o w idać, czy n ni­ kiem in te g ru ją c y m rozm aite dyscypliny w iedzy na po dstaw ie h isto rii n a u k i ro zu m ianej jako całość.

I. S .-J.: — To jest n a tu ra ln ie jego celem . I — do dajm y — w sensie nie ty lk o p rzed m io tu b adań, ale i podm iotu, dzięki k tó re m u ro zw ija się h isto ria nauki. Podm iotu, czyli człow ieka, uczonego.

M. A. K : — Czy ten cel jest osiągalny? Nie m ów ię osiągnięty, po­ niew aż zawsze, bez końca człow iek dąży do ideału, co najw y żej może się do n iego zbliżyć, nie dochodząc n ig dy ostateczn ie. W każd y m raz ie, ja k owo p rzybliżanie się do id eału w y g ląd a na łam a ch „ K w a rta ln ik a ” ?

I. S.-J.: — S ta ra m y się uw y p u k lać to, co łączy nau k i, ale to nie jest jeszcze te n stan , jaki b y m chciała w idzieć. P ra w d a , w y raża się to w co­ raz w iększej liczbie a rty k u łó w sy n tety zu jący ch , w polityce, jak ą R ed ak ­ cja i K om itet R ed ak cy jn y prow adzą. Ale, n iestety, nie jest to proste. W iele a rty k u łó w jest pozbaw ionych w alo rów m etodologicznych, są one ty lk o relacjonow aniem faktów , w yd arzeń , czy opisem tego, co robi się w h isto rii d anej dyscypliny. No, ale ta k ie te k sty p u b lik u jem y rów nież, m im o w szelkich zastrzeżeń, gdyż to jest te n pierw szy etap, k tó ry p ro ­ w adzi do w iększych uogólnień.

M. A. K : — Siłą rzeczy rozw ój n a u k i zm ierza do tego, że w iedza roz­ d rab n ia się na coraz bard ziej drobne dyscypliny, now e, szczegółowe. W y­ n ika to z n a tu ra ln y c h p rąd ó w specjalizacji nauki. J e s t w szakże ju ż chy­ b a niebezpieczne jej szatkow anie, dzielenie n a coraz drobniejsze p o letk a,

(11)

486 W yw iady

pozbaw ione n a tu ra ln e j łączności z sąsiednim i. W ielu św iatły ch ludzi do­ strzega to niebezpieczeństw o. Z aczyna być więc w idoczna ten d en cja do tego, by naukę trak to w ać, a p rz y n a jm n ie j postrzegać, w sposób zespolo­ ny, całościow y. M yślę, że sporą rolę m a tu do odegrania h isto ria nauki, a p rak ty c zn ie także „ K w a rta ln ik ” .

I. S .-J.: — Tak, w łaśnie chodzi n a m o to, by dążyć — w sensie, k tó ry nazw ałab y m poziom ym —- do in te g ra c ji nauki. P rzykładow o: żeby le­ karz, k tó ry zajm u je się, pow iedzm y, radiologią dziecięcą, m ógł znaleźć w „ K w a rta ln ik u ” tak ie a rty k u ły , k tó re m u u k ażą m odel lek arza o w szechstro nn y ch zain teresow an iach , może n a w e t podejm ująceg o p ro b ­ lem y filozofii m edycyny? N a ty m polega w łaśnie narzucanie w spom nia­ nego in teg racy jn eg o m odelu nauki. J e s t w szakże jeszcze jed n a spraw a, na k tó rą chciałab ym zw rócić uw agę. M ianow icie chodzi n a m o to, b y po­ w iązać przeszłość z teraźniejszością i przyszłością. Z dajem y sobie bow iem spraw ę, że obecnie, p rz y szybkim rozw oju techniki, to, co dzisiaj jest te ­ raźniejszością, ju tro , a n ajd alej p o ju trz e stanie się przeszłością. Tedy w ielki nacisk k ładziem y na to, by reje stro w a ć to, co dzieje się istotnego w bieżącej chw ili. J e s t to sp raw a tru d n a , gdyż szczególnie h isto ry cy tw ierdzą, że m usi być pew ien p u n k t odniesienia, że p o trz e b n a jest p e r­ spek ty w a czasowa, ażeby rzecz lub zdarzenie należycie ocenić, że nie m ożna praw id łow o osądzać „na gorąco”, albow iem nie m a się d y stan su m yślowego. W ydaje m i się jed nak , że ta k a re je s tra c ja jest konieczna, po­ niew aż w przeciw nym razie stra c im y to, co się dzieje obecnie, i to s tra ­ cim y bezpow rotnie. T ak więc w polityce red a k c y jn e j kładziem y nacisk n a najnow szą h isto rię nau k i.

Dużo m ów iliśm y o au tobiografiach. Ale w „ K w a rta ln ik u ” u k azu ją się tak że i in ne a rty k u ły o c h a ra k te rz e w spom nieniow ym . N a przy k ład bardzo często w y b itn y specjalista, m ają cy za sobą uznane osiągnięcia, jak np. od kryw ca złóż sia rk i w rejo n ie T arn o b rzeg u — prof. S tan isław Paw łow ski, pisze o swoich dokonaniach i dośw iadczeniach. To już jest p e w n y m zapisem dzisiejszego sta n u n au k i, którego, gdybyśm y z niego zrezygnow ali, w przyszłości już nie będzie. Takie zapisy m a ją przecież b ezcenny w alo r źródłow y. D ru k zaś u trw a la to, co może zaginąć, zaś w fo rm ie a u to relacji jest n iep ow tarzaln e.

W iąże się z ty m jeszcze jed na b ardzo w ażna spraw a. N astąp iła obec­ nie znaczna zm iana w system ie m y ślen ia ludzi. Z n ik ają ci, k tó rz y m ieli W szechstronne zainteresow ania, k tó rz y b y li h u m an istam i w szerokim te ­ go słow a znaczeniu — niezależnie od ich specjalizacji. T eraz w łaśnie specjalizacja, zbyt w ąska, zabija szerokie h o ryzo nty m yślenia. Dlatego chcem y n iejak o u trw a lić w czasie ty c h ludzi, k tó rz y p re z e n tu ją m odel m yślenia, nie zacieśniony do w łasn ej, w ąskiej dziedziny. Bo i m odel uczonego też się zm ienia. Być może i z te j przyczyny, że ludzie w alczą z czasem , że ciągle b ra k u je im ty c h godzin, by n ieu sta n n ie rozszerzać w łasne horyzonty, w ychodzić poza w łasną dyscyplinę, że nie starcza im

(12)

czasu na ro zejrzenie się wokół, dostrzeżenie tego, co czynią inni. K iedyś w ielcy uczeni — byli to w ielcy hum aniści, k tó rz y m ieli w ielopłaszczyz­ now e spojrzenie na św iat. Dzisiaj zd arzają się w y b itn i naukow cy, k tó rz y nie in te re su ją się niczym , co nie dotyczy ich dyscypliny. Toteż n a łam ach „ K w a rta ln ik a ” w y stę p u je m y z p ew n y m i propozycjam i po jm o w ania i u p raw ia n ia nauk i, p re z e n tu je m y w zo ry uczonego — oczywiście różne. N ie w iadom o, czy nasze zam ierzen ia będą m iały jakieś p rak ty c zn e zna­ czenie. Ale ja jestem o p ty m istk ą i dlatego chcę w ierzyć w sens działa­ nia.

(13)

Cytaty

Powiązane dokumenty

coated budesonide; XRPD of uncoated and ALD-coated budesonide; SEM and TEM after mACI predispersion; dissolution for di fferent budesonide doses with and without mACI

de werken op serk!.refid... (oversenkomende met

ks. Michał Drożdż, prof. 1958) – polski duchowny katolicki, kapłan diecezji tarnowskiej, teolog, filozof, medioznawca, redaktor, doktor habilitowany nauk hu- manistycznych w

We reproduced the coseismic surface deformation of the 8 February 2016, Mw=4.2 earthquake at Los Humeros, with a two-component rectangular dislocation model approximating

[r]

Ta orientacja Kongresu — chociaż wartościowa — przesunęła jednak na plan dalszy „klasyczną" problematykę historii nauki, problematykę wielkich systemów naukowych, a

W dyskusjach prowadzonych w tych sekcjach nie dostrzegłem jakiegoś zasadniczego sporu: do- tyczyły one raczej szczegółów, najczęściej toczyły się między uczestnikami

go — co „obce". Przeszłość nauki jest ujmowana terytorialnie i oce- niana z punktu widzenia wartości narodowych. Przezwyciężenie tych tendencji byłoby obecnie bardzo