Władyka, Wiesław
"Było - minęło", Bolesław Surówka,
Katowice 1980 : [recenzja]
Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 20/3, 95-96
A R T Y K U Ł Y R E C E N Z Y J N E I R E C E N Z J E
95
społecznym i p aństw ow ym polskiej radiofonii, która „z pryw atnego przedsiębior stw a urosła do rangi instytucji narodowej, środka informacji, upow szechniania ośw iaty i kultury...”; jest opracowaniem solidnym , wartym polecenia, bardzo sta rannie i bogato (ilustracje) przygotowanym przez W ydawnictwo.W i e s ł a w W ł a d y k a
Bolesław S u r ó w k a , Było — m inęło, K atow ice 1980, ss. 224.
W ydawnictwo „Śląsk” obdarzyło sw oich czytelników tomem w spom nień Bo lesław a Surówki, dziennikarza zw iązanego ze Śląskiem , w ieloletniego reportera i korespondenta katow ickiej „Polonii”, w Polsce Ludowej współpracującego z „Dzien nikiem Zachodnim”. Książka składa się dwóch części: pierwsza dotyczy okresu m iędzyw ojennego, druga kam panii wrześniow ej. I jeśli całość czyta się z w ielką przyjemnością i ciekawością, to historyka prasy interesow ać będą zw łaszcza frag m enty pośw ięcone latom 1918— 1939, gdyż zaw ierają w iele uw ag o śląskim czaso piśm iennictwie. Warto podkreślić w alory językow e i narracyjne pracy: napisana lekko, wzbogacona w spaniałym i anegdotami, przybliża się do form uły w ielow ątk o w ej gaw ędy o dawnych czasach i ludziach, odeszłych już, ale w artych pamięci.
B olesław Surówka należał do pokolenia dziennikarzy, które zdobywało szlify zawodowe przede w szystkim drogą praktyki. Przyszli dziennikarze debiutowali często w w ieku m łodzieńczym i jeśli m ieli szczęście i talent, przechodzili kolejne szczeble prestiżu i kariery bez w zględu na form alne w ykształcenie. Znakomita w iększość jednak nie sięgała Olimpu i przez w iele lat robiła to samo, w ykazując się rzem ieślniczą sprawnością w pisaniu reportaży, felietonów czy powieści odcin kowych. Specjalizacja w takim przypadku nie w ykluczała wszechstronności, gdyż w szyscy w redakcji m usieli znać się na sprawach związanych z w ydaw aniem ga zety — także poligraficznych i kolportażowych; m usieli być na usługi w ydaw nictw a w dzień i w nocy. B. Surówka odebrał staranne w ykształcenie uniw ersyteckie uzu pełnione studiam i zagranicznym i, które potrafił następnie wykorzystać w działal ności dziennikarskiej, ale praw dziw ym jego uniw ersytetem była redakcja „Polonii”, w której został zatrudniony będąc jeszcze studentem I roku prawa. Codzienne pisanie, gonitw a za inform acją, rady starszych k olegów — w ytraw nych dziennika rzy pozw alały ujaw nić, a następnie rozwinąć zdolności przydatne w tej pracy. Początki nie były jednak łatw e. Walka konkurencyjna i działanie praw rynkowych (publikowano tylko to, co było interesujące, a zwłaszcza to, czego nie zawierały inne pisma) elim inow ały z redakcji tych, którzy nie potrafili szybko i sprawnie pisać, docierać do źródeł wiadomości: „Nalatać się tedy m usiałem dosyć, bo te le fonicznie nie z każdą instytucją czy źródłem inform acji dało się porozumieć”. D zien nikarz m usiał um ieć przyciągnąć uwagę czytelnika: „Jedną z głów nych zalet kroniki lokalnej powinny być n ie tyle ilość inform acji, ale ich jakość, czyli forma poda nia — to znaczy m ożliw ie zwięzła, przede w szystkim zaś zaciekawiająca czytelnika. No i trochę dowcipna, byleby ten dowcip nie był ciągniony za w łosy”.
Książka Bolesław a Surówki jest tym bardziej cenna, iż przynosi dane o pra sie regionu, który do tej pory był dość po macoszemu traktow any przez history ków Drugiej Rzeczypospolitej. Niektóre z informacji zawarte w e wspom nieniach są całkowicie św ieże, a przy tym — co istotne — zostały podane w szerszym kon tekście, dzięki czemu widzim y dziennikarzy na tle społecznym , a prasa wkom po nowana jest w polityczny i kulturow y koloryt dzielnicy żyjącej w zdecydowanie innych warunkach niż pozostałe ziem ie polskie. Autor przybliża sylw etk i m iejsco w ych polityków (zw łaszcza z kręgu C hrześcijańskiej Demokracji), w ydaw ców i
dzień-96
A R T Y K U Ł Y R E C E N Ż Y J N E I R E C E N Z J Enikarzy. W iele uw agi poświęca pracy redakcyjnej, przypom ina niektóre akcje prasowe, cytując obszernie felietony i artykuły, pisze o „zakulisow ych” m echa nizm ach lim itujących w yniki peregrynacji dziennikarskich,· m.in. praktyki cenzury i władz adm inistracyjnych na Śląsku. Sprawy te, jakkolwiek dość powszechnie znane, w e wspom nieniach B. Surówki nabierają lokalnych znamion.
Do najbardziej cennych poznawczo w ątków zaliczyć należy fragm ent pośw ięco ny pismu popularnem u pt. „Siedem Groszy”, w ydaw anem u przez redakcję „Polo n ii” jako dziennik apolityczny z podtytułem: „Dziennik ilustrow any dla w szystkich o wszystkim . W iadomości ze świata. Sensacyjne pow ieści”. Autor przyznaje, że do powstania popularności, a następnie jej wzrostu przyczyniło się publikowanie ko m iksu pt. P rzy g o d y bezrobotnego Froncka, rysow anego przez Jana Struzika, a uzu pełnionego rym ow anym i podpisami, którą to pracą parał się cały w łaściw ie zespół redaktorski. Przygody Froncka „odznaczały się jednak czymś, co szczególnie brało tak zwanego szarego czytelnika — m ianow icie swoją powszednością oraz charakte rystyką śląskiego środowiska, no a przede w szystkim humorem. Humorem w praw dzie nie jakim ś nadto błyskotliw ym czy intelektualnym , lecz takim sobie, również codziennym i bardzo poczciwym ”. Z czasem Froncek stał się reklam ow ym sym bo lem całego w ydaw nictw a, a jego figurki zdobiły sam ochody „Polonii”, stały się też na Śląsku poszukiwaną maskotką. Drugim dziennikiem tego sam ego koncernu, o po dobnym charakterze, był „Kurier W ieczorny”, interesujący się głów nie sportem oraz procesami sądowym i.
W ydawnictwa popularne zdobywały z każdym rokiem coraz w iększe powodze nie i stały się inicjatywam i całkow icie dochodowym i — dzięki w ysokim nakładom. B. Surówka podaje, że „Siedem Groszy” miało od 100 tys. do 140 tys. egzemplarzy, która to liczba w ydaje się jednak być znacznie zawyżona, tym bardziej że autor pod tym w zględem niejednokrotnie rozmija się z prawdą, pisząc np., iż „Express Ilu strow any” z łódzkiej „Republiki” m iał ponad 600 tys. egzem plarzy (faktycznie nie przekraczał 100 tys.), a „Mały Dziennik” około pół m iliona (tu także zaw yżenie jest znaczne, gdyż w ydaw nictw o niepokalanow skie osiągało przeciętnie 120 tys. — 140 tys. egzemplarzy). W zmianki o prasie spoza Śląska znalazły się w książce w związku z opisem ostrej ryw alizacji m iędzy koncernami, przede w szystkim z Krakowa, W arszawy i Łodzi, próbującym i zdobyć czytelników w tym regionie kosztem prasy m iejscowej: „Śląsk — po W arszawie chyba najw iększy w Polsce rynek zbytu prasowego — stał się wkrótce oczkiem w głow ie szeregu w ydaw n ictw w kraju. Bardzo w iele pism zarówno popularnych, jak i poważniejszych starało się w ydaw ać specjalne m utacje śląskie, często kilkustronioowe, jak to na przykład czyniło kra kow skie »Tempo Dnia«, utrzym ując w K atow icach swoich stałych korespondentów oraz biura kolportażowe”. Autor ukazuje, jak rosło nasycenie rynku czasopiśm ien- niczego na Śląsku, jak powiększały się rzesze czytelników prasy szukających w po pularnych dziennikach n ie komentarzy politycznych, lecz przede w szystkim — po danych w lekkiej form ie — różnorodnych informacji, otwierających im „okno na św iat”. Zastąpienie kilku niskonakładow ych w ydaw nictw dziennikam i m asowym i pociągało za sobą reorganizację całego system u produkcji i kolportażu gazety, także pracy redakcyjnej i dziennikarskiej. W spomnienia B olesław a Surówki dostarczają w iele m ateriału na ten tem at. Można polecić lekturę każdemu deceniającem u w ar tości pam iętnika, który potrafi uszanować szczegół historyczny, oddać atm osferę środowiskow ą i regionalną, a także ma w szelkie cechy książki „do czytania”.
Na koniec n ie sposób nie zgłosić jednej uwagi. D ziw i m ianow icie dołączone do książki „Posłow ie”, które ma cokolw iek charakter propagandowej czytanki hi storycznej i stanow i jak gdyby sw oiste w ytłum aczenie (?) W ydawnictwa z podjęcia decyzji publikacji w spom nień B. Surówki, które — jak sądzę — ani na taką obronę nie zasłużyły, ani jej nie potrzebują. .