• Nie Znaleziono Wyników

Strategie niedoczytania : Maria Bartusówna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Strategie niedoczytania : Maria Bartusówna"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Strategie niedoczytania : Maria

Bartusówna

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 15, 159-173

2009

(2)

Strategie niedoczytania: Maria Bartusówna

Z

niew olenie poezji M arii B artusów ny przejawiało się w strategii niedoczytania, którą należy rozum ieć jako w ybiórcze czytanie poezji przez krytyków pozytyw i­ stycznych; jakby pew na część tw órczości po prostu nie istniała lub była przypadkową ekstrawagancją, niepasującą do wizji artysty, stw orzonej przez krytyków. Strategia nie- doczytania w przypadku B artusów ny przebiegała dw uetapow o. N ajpierw poetkę chcia­ no czytać tak, by pasowała do stw orzonego w zoru sieroty-dziew icy i nie uw zględniano w recenzjach tego, co wystawało poza ten wzór. N astępnie, w późniejszych latach, pom ijaną dotąd część twórczości — cykl M yśli przed-ślubne1 ju ż czytano, ale inaczej: niezgodnie z intencją autorki. N ie brano pod uwagę pierw iastków em ancypacyjnych i genderow ych, a uw ypuklano sentym entalne. Strategia niedoczytania jest zatem swego rodzaju w yparciem , niedopuszczeniem do świadom ości istnienia pew nych treści.

M im o że M aria B artusów na pisała od w ielu lat, stało się o niej głośno dopiero po artykule W ładysława S. z końca 1875 roku. N ieznajom a poetka w ytw orzyła atm osferę w okół jej poezji, nierozerw alnie związaną z nią do końca. W artykule tym recenzent obficie rozw odzi się nad niezw ykłym talentem m łodej poetki, M arii B., której o n oso­ biście nie zna i naw et nie w ym ienia z nazwiska:

Ileż to razy zdarzało się nam czytać ubolewania, że sprozaiczniała nasza epoka i że na niwie poezji panuje nieurodzaj zatrważający2. [ . ] D o sze­

1 W pierw szym w ydaniu Poezje z 1876 roku tytuł był pisany z łącznikiem : Myśli przed-ślubne, n ato ­ m iast następne rozszerzone w ydanie z 1880 roku m iało „przedślubne” pisane łącznie. Pozostanę przy pisow ni pierw szej wersji, która wydaje się bliższa intencji poetki.

2 O p in ie o pow szechności tego sądu zdają się potw ierdzać słowa Piotra C hm ielow skiego: „Lira o d ­ zywa się rów nież bardzo rzadko. W yśm iano jej roztkliw ienie, pow iedziano, że w niej «pęknięcie serca

(3)

regu m łodych poetów naszych przybył talent, którem u nie tylko piękną przyszłość wróżyć, ale i świetną teraźniejszość przyznać m usim y3. I przytacza jej w iersz Wiosna:

Wiosna! W iosna się budzi! W m łodej listków zieleni, W chórze m uszek brzęczących radośnie,

I gdzie słuchać, gdzie spojrzeć, wszystko szczęściem prom ieni W szystko śpiewa i m ów i o wiośnie.

N astępnie przyw ołuje kolejne w iersze (Myśli, Odpowiedź), które w yw ołują jeszcze większą falę zachwytu. Twórczość M arii B. to: „rzeczy prześliczne, dziw ną świeżością, dziw nym urokiem w oniejące”4. Jakby tego było m ało, peany na cześć B artusów ny stają się coraz bardziej kunsztow ne i niepowściągliwe. N astępne zdania analizują jej nie­ zwykle dojrzały artyzm. Sabowski przytacza dw a krańcow o różne wiersze: M odlitwa majowa, która zawiera apostrofy do M atki Boskiej, oraz M yśli jesienne. praw ie 10 lat pó ź­ niej, w nekrologu Bartusówny, M aria K onopnicka zauważy, że pisała ona o zw iędłych liściach: „życie w róci w lica zbladłe / i zanuci chó r p ta s z ę c y . / zwiędłe kwiaty, liście spadłe / nie odżyją nigdy w ięcej”5. N a razie jed n ak w iersze te, a właściwie wyłaniające się z nich „dwa odm ienne stany duszy autorki”, są dla W ładysława S.:

najw ym ow niejszym świadectwem , że poetka nie tw orzy dlatego, że chce, tylko dlatego, że m usi, z odro dzen iem się otaczającej ją przy­ rody budzi się w niej wiara głęboka, dziecięca, przycichają zw ątpienia i pada na kolana przed ołtarzem M aryi. Ale w jesieni ob um iera przy­ roda, a żal za w iosną i w id ok jej zgonu otw iera u pu st m yślom rozpa- czonego zwątpienia6.

znać», w ięc naw yrzekaw szy na żelazny w iek prozy um ilkła, nie m ogąc znaleźć tonów, które by z pa­ nującym dziś akordem zgodzić się mogły. Z arów no starsze, ja k i m łodsze pokolenie, po kilku próbach zabrania głosu, daw ały pokój, m ów iąc sobie, że albo nie m a dla kogo, albo nie m a o czym śpiew ać.” W arto nadm ienić jednak, że strategia niedoczytania nie była środkiem , k tóry m ógłby prow adzić do p o ­ praw ienia sytuacji. (p C hm ielow ski, Zarys historii literatury ostatnich lat szesnastu, W ilno 1881, s. 173). 3 W ładysław S. Nieznajoma poetka, „O gnisko D o m o w e ” 1875, n r 60, s. 477.

4 Ibidem, s. 478.

5 F ragm ent w iersza M arii B artusów ny podany za: M . K onopnicka, Maria Bartusówna, „ św it” 1885, n r 81, s. 115.

(4)

Twórczość B artusów ny m ożna zam knąć w jed n y m zdaniu: „pieśni M arii dźw ię­ czą zawsze taką rzew ną i tęskną n u tą ”7. Jednak W ładysław S. od razu zastrzega się i usprawiedliw ia — tak sam o zrobi K onopnicka w iele lat później — że nie jest to prze­ cież jedno stro n n o ść talentu, lecz skutek jedno stron no ści życia Bartusówny. N a ko­ niec przyw ołuje utw ór Pożegnanie altanki, który jest typow o dziewczęcy, jakby wyjęty ze sztam bucha m łodej panny, która patrzy z rozrzew nieniem przez okno i przelew a na papier swoje emocje. Sposób, w jaki to robi, m om entam i jest epigoński w zględem po etów rom antycznych. W ystępuje nieodzow ny zestaw sentym entalnych akcesoriów: anioły, jaskółki, róże, bujna zieleń, kwiat czereśni, duch, rosa oraz wiosna.

Jednak dla W ładysława S. ów w iersz jest najlepszym przykładem świeżej, dziewiczej poezji. N ależy nadm ienić, że chcąc czytać B artusów nę jako „ubogą sierotkę”, solidnie ją odm ładzał: nie miała ona bow iem siedem nastu lat, jak tego chciał publicysta, lecz ponad dwadzieścia. Łatwo to obliczyć, skoro urodziła się w 1854 roku, a Sabowski pisał 0 niej w 1875. Jednak z praw dziw ym w iekiem nie pasowałaby ju ż tak dobrze do w zoru poetki-sierotki, więc zm odyfikow ano ten szczegół8.

W ładysław S. w sw oim ekstatycznym uw ielbieniu poezji B artusów ny napisał recen­ zję dość m ocno przeceniającą poetkę. Jej w iersze nie wydawały się aż takim objawie­ niem na „sprozaiczniałym ” firm am encie. I, właśnie? C zy napraw dę była taka urocza 1 dziewczęca, jak chciał W ładysław Sabowski? N a pew no widział ją w roli „ubogiej sierotki”, która miała ciężkie życie, los nie szczędził jej przeciw ności, a pisanie płynęło „prosto z serca”. Jego opinia bardzo zaciążyła na całym późniejszym odbiorze tw órczo­ ści B artusów ny w łaśnie przez pryzm at świeżej, dziew częco-naiw nej poezji „sieroty”. Jed nak to n tego artykułu, jego zdecydowanie zbyt pochw alny charakter, n adm ierny zachwyt nad form ą i treścią, w zbudziły w Bolesławie Prusie chęć sięgnięcia po pióro i ostudzenia em ocji, które wywołał tekst Nieznajom a poetka.

N ależy jeszcze dodać, że Sabowski ani słow em nie w spom niał o tej właśnie części twórczości, która do końca będzie padać ofiarą strategii niedoczytania. M ow a o cyklu

M yśli przed-ślubne. Został on całkowicie pominięty, a przecież pojawił się w tym sa­ m ym , opisyw anym wyżej tom iku. C o ciekawe, Sabowski przyw ołuje inne dzieła au ­ torki, „większe poem ata”, takie jak: Opryszek, Ostatni z Herburtów czy Biały narcyz, ale 0 Myślach przed-ślubnych milczy. N ie pasowały one do obrazu „ubogiej sierotki”, która pisała z potrzeby duchow ej o przyrodzie i Bogu; do w izeru n k u „słowiczka” w yśpiew u­ jącego słodkie i proste trele z głębi serca. W jej twórczości, czytanej jako „pieśń radości 1 w esela”, nie m a m iejsca na takie refleksje, jakich pełno jest w Myślach przed-ślubnych.

W róćm y jed n ak do odpow iedzi Prusa na artykuł Nieznajom a poetka, w której au­ to r Kronik dal wyraz tem u, co myślał o rzekom ej oryginalności i ogrom nym talencie

7 Ibidem.

(5)

M arii B. Prus zareagował bardzo żywiołowo: „uczciwość nakazuje wyznać, ze poezje te mają w sobie coś, to coś, co w prozie życia codziennego sm akuje jak trufle w mięsie, jak m yszka w starym w inie, j a k . ju ż nie w iem , co w czym ”9. N ajw idoczniej sam kom entarz nie m ógł pom ieścić ironii i złośliwości, bow iem ich najjaskrawszy wyraz przedstaw ił Prus traw estując dw a w iersze Bartusówny, którym i uprzednio zachwycał się W ładysław S. : D o wiosny oraz O n mnie nie kocha. W yśmiewał się w nich z chw y­ tów i tem atów charakterystycznych dla B artusów ny oraz całej m asy epigonów ro m an ­ tycznych, dodając swoje uw spółcześnione wersy, odnoszące się głównie do pieniędzy i spraw ekonom icznych.

Kiedy ju ż napisał te „w iersze”, spytał:

Pegazuś, P eguś... szłapeczku k o c h a n y ! . C zy ty uważasz, serce, że idzie nam jak po mydle? Jazda więc dalej, paszteciku!.. N ieśm ier­ telność, pow iadam ci, n i e ś . nieś (tylko tak nie trzęś), nieśm iertelność dostanie się nam obu, przynajm niej w dożyw otnią dzierżaw ę10.

Bez w ątpienia Prus przekroczył granice dobrego sm aku, gdyż na takie wykpienie poezja Bartusów ny nie zasługiwała, ale nie o to idzie. Już po tym pierw szym artykule pochodzącym z „Kuriera Warszawskiego” m ożna było dostrzec, że kwestia poezji, tej konkretnej, tw orzonej przez M arię Bartusównę, schodzi na dalszy plan, a wybija się obraz dzieł wyidealizowanej, nieistniejącej poetki, właściwie „wzoru na poetkę” utw o ­ rzonego przez publicystów, zgodnie z którym czytano B artusów nę. N aw et dla Prusa jest ona poetką-dziew icą. „Jakżebym ja miał pozwolić na to, aby 17-letnia dziewica sama jed n a podróżow ała po niebieskich szlakach poezji?” — zapytuje11. Już tu widać, że w zór

stw orzony przez Władysława S. zaczyna się sprawdzać jako jedyny obowiązujący. Jednak na takie zbezczeszczenie tej „ubogiej sieroty”, tego „słowika”, M arii B., nie m ógł pozw olić A ntoni Edw ard O dyniec, który na im pulsyw ny atak Prusa zareago­ wał jeszcze bardziej żywiołowo. N a łam ach „Biblioteki Warszawskiej” bronił poezji Bartusówny. Chciał ją, „robaczka świętojańskiego”, chronić przed podobnym i żartami z tego, „co ona sama za święte lub godne poszanow ania uważa”12. N ie ustawał w p o d ­ kreślaniu wyjątkowości i świeżości poezji m łodej poetki. N ajw ażniejsze jest jed n ak ostatnie zdanie tej m ow y obrończej: „młody, skromny, rozwijający się talent, czyste serce m łodych uczuć i cześć m łodej dziew icy-sieroty”13. To w łaśnie stanow i kw inte­

9 B. Prus, Kronika tygodniowa, „K urier W arszawski”, 1875 n r 268, 269. C yt. za: B. Prus, Kroniki, oprac. Z. Szweykowski, t. 2, Warszawa 1953, s. 206.

10 Ibidem, s. 207. 11 Ibidem, s. 206.

12 A. E. O dyniec, Korespondencja do Biblioteki Warszawskiej, „Biblioteka W arszawska” 1876, t. 1, s. 130. 13 Ibidem.

(6)

sencję niedoczytania, a właściwie tego, jak B artusów nę czytano: jako „dziew icę-siero- tę ”. I nadal ani słowa o Myślach przed—ślubnych.

W następnym n u m erze „Kuriera Warszawskiego” zaowocowało to u p ru sa respon- sem — tym razem obroną sam ego siebie. Kolejne artykuły nie poszerzyły odczyty­ w ania poezji B artusów ny o now e elementy, w zorzec „dziew icy-sieroty” panuje ju ż niepodzielnie. M ożna dodać do niego jeszcze coś, co się w e ń wpisywało, m ianowicie: obraz bladej, anem icznej panny, dla której pisanie w ierszyków było po p rostu m iłym zajęciem, takim jak granie na fortepianie czy m alow anie14.

oczyw iście, chociaż obaj publicyści startowali z przeciwległych obozów, obaj sto­ sowali strategię niedoczytania i obaj, naw et m im o bujnego rozw oju polem iki15, nadal nic nie pisali o Myślach przed—ślubnych, które ze sw oim i w ątkam i fem inistycznym i ab­ solutnie nie przystawały do wizji B artusów ny poetki, „sieroty-dziew icy”. D la prusa poezja M arii B. miała te same naiw no-dziew częce atrybuty, które pierw szy dostrzegł W ładysław Sabowski, a które następnie widział każdy krytyk.

polem ika m iędzy obozem zw olenników i przeciw ników B artusów ny pokazuje, jak wówczas czytano jej poezję. N igdzie nie m a słowa o Myślach przed—ślubnych, cią­

gle powtarzają się om ów ienia tych sam ych wierszy, a cała dyskusja z obszaru literatu­ ry przeniosła się na teren społeczn o-naro dow y i stała się ważką kwestią, której tu nie poruszam . A strategia niedoczytania, polegająca na ignorow aniu niew ygodnych ele­

14 Poniekąd to w łaśnie sugeruje P rus w odpow iedzi na atak O dyńca (B. Prus, Kronika Tygodniowa, „K urier W arszawski” 1876, n r 19, 20, cyt. za: B. Prus, Kroniki, op. cit., s. 271).

15 O dyniec nie poprzestał na „Bibliotece W arszawskiej”, atak na Prusa przeprow adził też na łam ach „Kroniki R od zin n ej” (m. in. artykuł Silva Rerum, „K ronika R o dzinna” 1875, n r 2), której był w spółpra­ cow nikiem . Poza tym w yuczył się kilku w ierszy B artusów ny i deklam ow ał je podczas spotkań w ary­ stokratycznych salonach literackich, m iędzy innym i podczas piątków literackich u hrabiego Kossakow­ skiego. N ajciekaw szy wydaje się skierow any przeciw ko Prusow i tekst Echo Warszawskie, zam ieszczony w „Przeglądzie Tygodniow ym ” (1875, n r 50). Wydaje się to swego rodzaju niekonsekw encją, gdyż swego czasu to w łaśnie ta gazeta artykułem A dam a W iślickiego Groch na ścianę (1866) w ypowiedziała walkę epigonizm ow i. P rus później kilkakrotnie w spom ina o tym incydencie, pisząc o „echistach”. N ato m iast za P ru sem opow iedział się „K urier W arszawski” (1876, n r 7), który bardzo ostro zaatakował O dyńca: „N ie m am y nic przeciw ko tem u, że chce p. A ntoni Edw ard O dyniec ja k sułtan D ahom eju uszykow ać dla siebie udział poetycznych am azonek, pragniem y tylko, ażeby jeżeli go napadnie znow u ferw or wojenny, zechciał um iarkow ać gorące sentym enty, które go popychają do używ ania w w erw ie bojow ej zbyt afrykańskich w yrażeń” (cyt. za: B. Prus, Kroniki, op. cit., t. 2, s. 653).

Bliski stanow isku O dyńca był m. in. spraw ozdaw ca lw owski „Biblioteki W arszawskiej” B ronisław Z a­ w adzki, który rów nież zachwycał się naturalnym , św ieżym w dziękiem tw órczości B artusów ny i tłu ­ maczył, jakie było źródło zainteresow ania poetką: „i jakież są te poezje, które podobały się dzisiejszej prozie czasów? C z y m oże schlebiają one jaskraw ym lub m o d n y m dążeniom chwili? dźw ięczy w nich n u ta popularnego dziś socjalizm u? [...] czy poezja ta m a w sobie takie pierwiastki rozstroju, które trująco działają na społeczeństw o, przyprawiając o dezorientację psychiczną całe pokolenie? O tó ż nie, i w tym leży jej w dzięk, podniosłość i siła m o raln a” („Biblioteka W arszawska”, 1876, t. 1, s. 496). Jak widać, każdy z recen zen tó w stosował strategię niedoczytania i pom ijał Myśli przed-ślubne, jakby nie istniały albo były dziełem innego autora.

(7)

m entów, ciągle się rozwija. Tak bardzo, że kolejni krytycy rów nież nie w spom inali nic o owym , jakże oryginalnym , cyklu. T ę passę przełam ała dopiero M aria K onopnicka we w spom nianym ju ż nekrologu.

N ek ro lo g ten w głównej części jest po prostu biografią, jed n ak pod koniec pojawia się opinia o twórczości B artusów ny K onopnicka jest w niej bliska Piotrow i C h m ie ­ low skiem u, zawęża tem atykę „do sieroctwa, zwiędłych kw iatów i rozw ianych liści złu­ d zeń ”16. „O gólne w rażenie, jakie się odnosi po przeczytaniu tom ik u tego to rzew ność myśli i słowa, w yrobiona tęsknotą sieroctw a”17 oraz w dzięczna form a. O ba te p u nkty świadczą o kontynuacji w zorca „dziew icy-sieroty”. D la Konopnickiej jest ona cichym, ubogim „ptaszęciem ”; sierotką, która nie chce walczyć, charakteryzującą się „ufnym

j a ”. Pisząc o jej twórczości, publicystka posługuje się epitetam i: „śliczne”, „piękne”, „świeże”, „rzew ne”, a więc cały czas pozostaje w w yznaczonym przez W ładysława S. kręgu w yobrażeń dotyczących twórczości „dziew icy-sierotki”, gdzie dom inują: przy­ roda, B óg i sprawy uczuciowe. Szeroko rozum iane przez Konopnicką „zwątpienie” B artusów na stawia „na zew nątrz siebie samej, jako zjawisko, które obserw ow ać i są­ dzić świadom ie jest zdolna”18. W łaśnie: „na zew nątrz siebie sam ej” — jakby poetka była tylko obserwatorką, a nie aktywnie przeżywającym po dm iotem . Tu w idać pew ne podobieństw o w odczytyw aniu tej poezji przez C hm ielow skiego, który rów nież p o ­ wątpiewał, czy m łoda poetka byłaby w stanie pisać o czymś, czego przecież sam a nie m ogła doznać.

Jednak K onopnicka przynajm niej nie udaje, że nie przeczytała M yśli przed-ślubnych.

Pisze i o nich, ale czyta je inaczej — zatem m am y do czynienia z drugim rodzajem niedoczytania. K onopnicka dow odzi, że i ow szem , nie są to lęki dziew icze przed stra­ ceniem wianka, nie jest to egzaltacja dorastającej panienki, lecz coś nieporów nanie bar­ dziej podniosłego etycznie: dylem at, jak pogodzić zasady niekłam ania przed ołtarzem z rzeczywistością, która kłam stwa właśnie wymaga?

Cały cykl M yśli przed-ślubnych jest zatem swego rodzaju walką przeciw ko kłam stw u. K onopnicka pyta:

C zem u życie narzuca obowiązki takie i potrzebę ofiar takich, które do kłam stw a zmuszają? Lecz m oże nie m a miłości? M oże to wszystko, o czym serce marzy, jest złudzeniem ?19

16 M . K onopnicka, op. cit., s. 117. 17 Ibidem.

18 Ibidem. 19 Ibidem.

(8)

Niestety, jest to bardziej interpretacja Konopnickiej niż poezja Bartusówny. M ożna przypuszczać, że dalej K onopnicka wykłada raczej swoją wizję m iłości, przeplatając ją cytatami z M y ś l i . Wydaje się to dość odległe od intencji autorki, zwłaszcza, jeżeli przypo m nim y sobie jej biografię. „N iedoczytanie” jest nadal w idoczne, bow iem b o ­ haterka M yśli przed-ślubnych nie rozważa istnienia czy nieistnienia miłości. N ie na tym polega przedstaw iony w tym cyklu w ew nętrzny konflikt.

C zy w obec tego w stereotypow ym w zorze „zalęknionego słowiczka” jest miejsce na G olgotę i cm entarz z M yśli przed-ślubnych? O dpow iedź wydaje się jednoznaczna, to ­ też K onopnicka poprzestaje na swojej interpretacji tego cyklu, jako niem ającego w iele w spólnego z tak traum atycznym i przeżyciami. Z dan iem Konopnickiej służy on raczej do zilustrow ania dylem atu m oralnego w pasującej do B artusów ny świeżej form ie, tj. egotycznego sonetu, dotyczącego w yłącznie spraw serca. N ie p ow inno to nadm ier­ nie dziwić, gdyż „wieszczka narodow a” ograniczyła się tylko do kilku wersów. A kurat te fragm enty sonetów, które zawierają cały ciąg skojarzeń pogrzebow o-piekielnych, nie znalazły m iejsca w jej interpretacji. Skupiła się ona jedynie na tych m niej ekspre- syjnych20. Poprzez ow o „niedoczytanie” pełne zrozum ienie cyklu staje się niem ożliw e, K onopnicka nie doprow adza lektury owej „egotyczności” do końca i nie dostrzega peł­ ni cierpienia, niezgody na patriarchalny świat, kryjącej się pod tym i pozornie dziew ­ częcym i lękami.

Interesująca wydaje się strategia niedoczytania u P iotra C hm ielow skiego. We w cze­ śniejszym Zarysie literatury polskiej z ostatnich lat szesnastu pozostawił M yśli przed-ślubne

jako niew arte uwagi. O samej B artusów nie napisał jedynie, że: „zbiorek poezji M a­ ryi B. zapowiadał serce proste, serdeczne, naiwne, które szczerze ze sw oich uczuć się spowiadało [ . ] dotychczas jed n ak nie m am y dow odów dalszego ro zw o ju ”21. A więc w zorzec, który Sabowski stworzył, a O dyniec udoskonalił, w zorzec „naiwnej sierotki” nadal funkcjonuje. D opiero pięć lat później, a więc ju ż po przyw ołaniu M yśli przed­ ślubnych przez K onopnicką, w następnym Zarysie literatury polskiej krytyk uzupełni swoje uwagi pośw ięcone B artusów nie i o ten cykl. Wydaje się to zastanawiające: być m oże, gdyby K onopnicka pierw sza nie poruszyła tego tem atu, to C hm ielow ski nie pośw ię­

20 K onopnicka skupia się na fragm encie z sonetu III („Jestże gdzie ołtarz prawdy, nad m n ó stw em oł­ tarzy, / Przed którym i od w ieków ludzkość czoło kłoni?”) oraz na fragm encie sonetu V II („Jak in n i d u ­ cha zaprzeć się nikczem nie / i nieść spokojnie łańcuch niew olniczej d o l i . / Ach! Słyszę głos znajomy, co w oła «daremnie!»”). Jeszcze je d e n cytat z tego sam ego sonetu służy K onopnickiej jako argum ent za tym , że bohaterka M y ś l i . m usi się zaprzeć prawdy, gdyż „dziecięca w dzięczność o to na kolanach błaga”. Poniew aż K onopnicka przyw ołuje go pozbawiając poprzedniego i następnego zdania, w yjęty z kontekstu, staje się on podstaw ą dla o d m iennej interpretacji, dzięki w ybiórczem u czytaniu — po­ m inięte jest w yjaśnienie, która poetka um ieszcza jako dokończenie tego w ersu „dla szczęścia biednej m atk i”. Z atem cała interpretacja K onopnickiej opiera się jedynie na kilku linijkach, bez w zięcia pod uw agę całości. Cyt. za: M . B artusów na, Poezje, L w ów 1876, s. 14-26.

(9)

ciłby m u ani słowa. Zresztą naw et po śm ierci B artusów ny nadal odbierał jej wiersze w edłu g w zorca „sieroty-słow ika”. C o gorsza, sam przyczynił się do jego rozszerze­ nia poprzez kontynuow anie p o rów nań Sabowskiego z poezją Władysława Syrokomli: „z w dziękiem podjęła tem at przez Syrokom lę niegdyś w yśpiew any i przedstawiając żale «słowika w klatce», odm alow ała cierpienia poety, kończącego na łożu śm ierci «ostatnią piosnkę niedoli»”22.

D la strategii niedoczytania o w iele w iększe znaczenie mają następne refleksje, doty­ czące ju ż bezpośrednio M yśli przed-ślubnych. O to, jak w idzi je C hm ielow ski:

kobieta, nie kochając, w ychodzi za mąż; nie o szczęściu marzy, ale o śm ierci [...] Położenie to istotnie pełne grozy tragicznej, ale go nie potrafiła poetka w całej potędze zużytkować, gdyż nie odsłoniła przy­ czyn, które ową kobietę do w strętnego zamążpójścia skłoniły; ogra­ niczyła się na w zm iance [...], że robi to z pośw ięcenia „dla drogiej istoty”, że narzeczony wyzyskuje jej „dolę tw ardą”. Wobec takiego braku wyjaśnienia p o b u d ek psychicznych, niekiedy czytelnik w pa­ da na przypuszczenie, czy też ta cała sonetow a tragedia nie jest a k ­ t o r s t w e m k o b i e t y p r z y w y k ł e j d o d r a m a t y z o w a n i a u c z u ć [wyróżn. K. T.]. W praw dzie szczerość poetki takiem u przy­ puszczeniu nie daje się utrw alić w umyśle, ale sytuacja bądź co bądź staje się zagadkową23.

K om entarz jest o tyle ciekawy, że C hm ielow ski, tak żądny scjentyzm u naw et w w ierszu, gdzie dom aga się psychologicznych m otywacji, nie widząc ich, całem u cy­ klowi odm aw ia prawa do w iarygodności i podchodzi do zagadnienia dość trywialnie: jak do histerii i egzaltacji osoby chorej na nerwy. To skłonni bylibyśmy przypisywać Em ilii Korczyńskiej, ale nie bohaterce M yśli przed-ślubnych. C hm ielow ski nie n a tru ­ dził się, żeby sprawdzić, kim była owa „droga istota” (to nie ukochany, lecz matka!) i na czym polegała „dola tw arda”. Jest to o tyle w arte w zm ianki, że sprawa niedoszłego m ałżeństw a B artusów ny nie była m oże pow szechnie znana, ale rów nież nie była trzy­ m ana w sekrecie — poetka nie miała biograficznego tabu jak kilku czołow ych pozyty­ w istów z Elizą O rzeszkow ą czy A leksandrem Św iętochow skim na czele.

Alina B rodzka na tem at lat 1870-1874 pisze:

konieczność rozstania z człow iekiem , z którym była uczuciow o zwią­ zana, zaważyła ciężko na życiu i osobistych losach M arii. Przenosząc

22 Idem, Zarys historii literatury polskiej ostatnich lat dwudziestu, W ilno 1886, s. 276-278. 23 Ibidem, s. 277-278.

(10)

się na pew ien czas do now ej siedziby ojczyma, w U torop ach , popadła z kolei w nieznośną sytuację rodzinną: usiłow ano zm usić ją do m ał­ żeństw a z zam ożnym m iejscow ym urzędnikiem 24.

B rodzka nie wyjaśnia, kto był obiektem uczuć m łodej poetki, ale w iadom o, że ch o ­ dzi o M ieczysława W ąsowicza, wydawcę pism a krytyczno-społecznego „Jutrzenka”, gdzie B artusów na publikow ała25. N ato m iast owa „dola tw arda” — cóż, sytuacja finan­ sowa poetki po śm ierci ojca, a następnie dziadka, rów nież nie była tajem nicą. N ajlep ­ szym rozw iązaniem w jej przypadku byłoby m ałżeństw o z człow iekiem m ajętnym .

C hm ielow ski w drugim Z a r y s ie . z M yślami przed-ślubnym i obszedł się dość ła­ godnie. Jednak ju ż we Współczesnych poetach polskich z większą zjadliwością stwierdził, że są one wyjątkowo nieudane. N aw et więcej: są „niezbyt szczęśliwie pod w zględem psychologicznym przeprow adzone”26 — skom entow ał krytyk. Jego niedoczytanie zda­ je się być fascynujące, bow iem nie jest takie oczywiste, że ta „sierota-dziew ica” nie

m ogła w ow ych sonetach czerpać z w łasnych doświadczeń. W edług niego była to pew ­ na poza, kreacja pisarska, sztuczna i fałszywa w przekazie. C hm ielow ski stwierdził, że to nie były jej uczucia. W szak B artusów na w ogóle nie rozporządzała „bogactwem dośw iadczenia”, a jako poetka charakteryzowała się tylko tym , że „opiewała swą sie­ rocą dolę, skarżąc się na świat zim ny i obłudn y”27. A utor Współczesnych poetów polskich

odbierał jej w iersze wyłącznie jako „głos słowika w klatce”, którego tw órczość m ożna określić jako: „kilka ładnych obrazków przyrody, przenikniętych rzew nym , tęsknym uczuciem ”28. C hm ielow ski bliski jest w swych przekonaniach poglądom K onopnickiej. przecież nie m ogą to być w iersze egotyczne, skoro m ów ią o czymś, czego — zdaniem krytyków — autorka nie doświadczyła.

C o zatem przeoczyli owi krytycy, skoro M yśli przed-ślubne to nie są rozterki i lęki dziewczęce, jak zauważyła K onopnicka, ani nadm ierna ckliwość rozhisteryzow anej pannicy silącej się na dram atyzm , co sugerował C hm ielow ski? N ie doczytali, że Bar- tusów na — od tej chwili pozw alam sobie identyfikować ją częściowo z po dm io tem

24 A. B rodzka, Maria Bartusówna, w: Literatura polska w okresie realizmu i naturalizmu, red. J. Kulczyc- ka-Saloni, H . M arkiew icz, Z. Żabicki, t. 1, Warszawa 1965, s. 357-372.

25 W ięcej na te n tem at w Szkicu biograficzno-literackim A dam a Stodora, w: M . B artusów na, Dzieła, W ilno 1914, s. 25 i następne. Stodor przyw ołuje w iersz Do *** (1871), k tóry B artusów na kieruje do Wąsowicza. M a szesnaście lat i będzie to jej jed y n a miłość. N iestety, on wolał pozostać przyjacielem poetki, a nie stać się jej w ielbicielem . p o tem rozstali się, poniew aż W ąsow icz wyjechał do Szwajcarii i N iem iec. (Fragm ent Do ***: „Ty! — ideale m ych jasnych snów! [...] i serce uczuć zalało m orze / i życie w rócił m iłości cud. [...] bo cię m a dusza nad życie ceni / i w tobie w idzi ideał sw ój”, cyt. za: M . B artusów na, Dzieła, op. cit., s. 27).

26 p C hm ielow ski, Współcześni poeci polscy, petersburg 1885, s. 353. 27 Ibidem, s. 351.

(11)

lirycznym , ponieważ cykl ten, jego czas, jak i okoliczności powstania, zdają się wskazy­ wać dość jednoznacznie owo podobieństw o — zatem, że B artusów na przez całe życie m iała wielką i nieustanną potrzebę zmiany.

U sposobienie M arii B artusów ny było zawsze dziw nie niespokojne. Z m ateriału biograficznego i na podstaw ie jej utw orów stwierdzić m ożna, że niem al przez całe życie prześladuje ją żądza zm iany m iejsca pobytu i sposobu życia29 —

— czytamy w poświęconym jej Szkicu biograficzno-literackim, napisanym prawie 30 lat po jej śmierci. Wydaje się, że Myśli przed-ślubnych nie pow inno oddzielać się od biografii autorki. N ie znając jej życia, nie rozum ie się wielu fragm entów tegoż cyklu. Tymczasem do życia Bartusówny, a dokładnie do epizodów łączących się w jakiś sposób z M y ś la m i.,

nie sięgnęli ani Chm ielowski, ani Konopnicka. U dało im się tego uniknąć bardzo prosty sposób: nie doczytywali właśnie tych fragmentów, gdzie zdaje się to nieodzowne, zatem w części odnoszącej się do samej osoby autorki. Chm ielowski zdecydowanie odrzucał taką możliwość, jaką nieprawdopodobną — założył o n przecież, że Bartusówna nie mogła cze­ goś takiego sama przeżyć, Konopnicka rów nież pośrednio zasugerowała coś podobnego, jako opisywanie „z zewnątrz”. M ożna przypuszczać, że było dokładnie na odwrót.

M aria B artusów na od początku była w ychow yw ana w dość specyficzny sposób, co bez w ątpienia w płynęło na ukształtow anie jej poglądów odnoszących się do ról dam - sko-m ęskich w społeczeństwie. Już od najm łodszych lat przebywała prawie wyłącznie w pracow ni ojca-m alarza, a po jego śm ierci jako pięcioletnia dziew czynka „garnie się do dziadka, a unika nie tylko towarzystwa babki i ciotek, ale naw et towarzystwa własnej m atki”30. Z upływ em czasu stają się sobie z m atką coraz bardziej obce, jed n ak łączy je silne poczucie obow iązku rodzinnego i w zajem nej troski.

W edług Sandry Lipsitz Bem , człow iek od urodzenia uczy się pojęć/skojarzeń/de­ finicji, które dzielą świat na kobiecy i męski. Schem at rozw oju, to zgodnie z teorią schem atu płci (gender schema), proces kształtowania się płci kulturow ej (psychologicz­ nej) w ciągu całego życia. Krystalizują się wówczas cechy zgodne ze społecznym i d e­ finicjam i „kobiecości” oraz „męskości”. R azem tw orzą schem at płci31. Kobiecość nie w yklucza m ęskości, ani m ęskość kobiecości, m ożna być bytem zarazem i kobiecym, i m ęskim . U małej M arii ju ż w dzieciństw ie zarysował się w yraźny podział na świat m ęski (ojciec, dziadek) i żeński (matka, babki, ciotki).

29 A. Stodor, Szkic biograficzno-literacki, op. cit., s. 41. 30 Ibidem, s. 16 i nast.

31 W ięcej na ten tem at m. in. w: A. Kuczyńska, Płeć w trzech wymiarach, w: Kobieta i kultura życia co­

(12)

Z drugiej strony, W łodzim ierz M ędrzecki pisząc o konw enansie w iejskim w X IX w ieku, zauważa, że czynnikiem określającym pozycję kobiety w strukturach społe­ czeństw a polskiego była właśnie płeć (w znaczeniu biologicznym , sex): „generalnie biorąc konw enans wyznaczał kobiecie pozycję podporządkow aną w stosunku do m ęż­ czyzny”32. A p u n k tem zw rotnym , który wywoła u piętnastoletniej M arii silną niechęć do konw enansów i tradycyjnego podziału na role społeczne przew idziane dla kobiet i im zakazane, będą ośw iadczyny w ójta w im ien iu syna33. N astęp ny m p u n k tem zna­ czącym drogę wiodącą ku napisaniu M yśli... była w spom niana ju ż nieodw zajem niona (ale nie nieszczęśliwa!) m iłość do W ąsowicza, a następnie zaręczyny z niekochanym m ężczyzną, bogatym urzędnikiem . Jak pisze A dam Stodor: B artusów na „żywi chyba w stręt i wzgardę, a nie miłość, do narzeczonego”. I dalej: „narzeczeństw o to [jest — dop. K. T.] niezm iernie przykre dla poetki i bolesne nawet, jak świadczy poem at M arii

M yśli przedślubne”34.

B ohaterka M yśli przed-ślubnych odczuw a tak silne em ocje jak pogarda czy obrzydze­ nie, i zdaje się podzielać zdanie Fryderyka Engelsa, że m ałżeństw o jest „najordynarniej­ szą prostytucją, upraw ianą częściej przez kobiety, sprzedające swe ciało raz na zawsze w niew olę”. C ytat ten przyw ołuje Barbara Tryfan, badając historię em ancypantek35. O pisuje ona kodeksy karne różnych krajów. W większości z nich, w paragrafie d o ­ tyczącym gwałtu nie m ieszczą się gwałty dom ow e, popełniane przez m ężów na ich żonach36. D la B artusów ny takie m ałżeństw o, a p o tem współżycie z niekochanym m ęż­ czyzną, jest gw ałtem na jej jestestw ie, p oniżeniem godności istoty ludzkiej.

Oczywiście, nie m ożna całkowicie utożsam iać po dm iotu lirycznego z autorką, je d ­ nak, jak zaznaczyłam wyżej, pew ne podobieństw a należy uwzględnić. Dlatego, chociaż wątki biograficzne zostały przetw orzone w w yobraźni artystycznej Bartusówny, w pły­ wają na interpretację jej twórczości. Jako ciekawostkę m o żna w tym m iejscu dodać, że A dam S todor — a z późniejszych badaczy Alina B rodzka czy Jolanta Sztachelska37, choć bez w ątpienia nie popadają w pozytywistyczną strategię niedoczytania — nadal jednak, m im o odniesień biograficznych, czytają B artusów nę w edłu g tego sam ego w zo­

32 W M ędrzecki, Konwenans wiejski i nowe wzorce zachowań kobiet na wsi, w: Kobieta i kultura..., op.

cit., s. 72.

33 Ślady tego są w idoczne w opow iadaniu Opryszek, którego tem atem jest w łaśnie m iłość „hucuła [sic!] do panienki ze dw ora.”

34 A. Stodor, Szkic biograficzno—literacki, op. cit., s. 32.

35 C ytat z Fryderyka Engelsa pochodzi z książki Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa: w zw iąz­

ku z badaniami Lewisa H . Morgana, cyt. za: B. Tryfan, Dylematy emancypacji, Warszawa 1989, s. 68.

36 Ibidem, s. 45.

37 Jolanta Sztachelska o Myślach przed-ślubnych pisze tak: „unikatowy zbiór w ierszy osobistych zapisują­ cych refleksje, cierpienie, rozpacz m łodej dziewczyny wydawanej za mąż w brew jej woli i sercu” (J. Szta­ chelska, Maria Bartusówna, w: Poetki przełomu X I X i X X wieku, red. J. Zacharska, Białystok 2000, s. 25).

(13)

ru. Całość M yśli przed-ślubnych potraktow ał o n przecież trywialnie i określił jako: „sza­ m otania duchow e kobiety, która w ychodzi za człowieka niekochanego”38.

Jan Tom kowski pisze, iż „prawdziwie now oczesną kobiecą wrażliwość w liryce za­ prezentow ała dopiero M aria B artusów na”39. poetka źle się czuje ze swoją kobiecością i płciowością, typow o kobiecym i obowiązkam i, podziałem ról społecznych na męskie i żeńskie. W sonetach w idoczny jest nie tylko lęk czy protest przeciwko uw ięzieniu d u ­ szy, ale słychać największy krzyk z głębi jestestw a Bartusówny. Krzyk, który oznajmia, że narzucone jej postępow anie jest absolutnie niezgodne z jej światopoglądem! N ie tylko z zasadami m oralnym i, jak odbierała to Konopnicka; tu chodzi o w iele szerszy obszar: o całe życie. Aż tak głębokie i burzliw e em ocje oraz „hardy u p ó r”, pojawiający się w sonecie VIII, na gruncie polskim są w ielkim zaskoczeniem i nowością, nieprzy­ stającą do dziew iętnastow iecznych realiów. Być m oże dlatego skazano M yśli przed-ślub- ne na „niedoczytanie”.

B artusów na pierw sza tak dobitnie przeciwstaw ia się sprzedaw aniu siebie dla pie­ niędzy (sonet X). Jednak M yśli przed-ślubnych, 12 sonetów, które składają się na poem at — nie należy czytać fragm entam i czy jako oddzielne utwory, poniew aż każdy kolejny sonet dopow iada coś do poprzedniego, jest jego rozw inięciem . W idać to na przykładzie ostatniego zdania sonetu III, które brzm i „serce, szarpiąc się w łonie — jest! Zaśw iad­ cza śm iało!” A sonet IV zaczyna się słowami: „Jest? W ięc ufam ci, serce”40.

Jednak to nie oryginalność budow y sonetów doprow adziła do ich „niedoczytania”. To treść była tym , co pom ijano ze w zględu na nieprzystaw alność do w zorca „dziewi- cy-sieroty”. C o zatem było takiego zaskakującego, niepasującego czy ekstrawaganckie­ go, co pom inęła w swej interpretacji naw et Konopnicka? O g ólny nastrój infernalny! Toż to klim at piekła, z uw ięzioną duszą potępieńca, z rozlegającymi się w tle przera­ żającymi odgłosami: w yciem i jękam i. poczucie bezradności, opuszczenia i absolutny brak nadziei na pom oc potęguje jeszcze m anichejska w izja świata z biernym Bogiem. W sonecie II B óg nie słucha, a w sonecie IV - ukryw a się i tylko w ysłuchuje, ale cze­

go? To nie jest m odlitw a, której skłonni bylibyśm y spodziew ać się po przyszłej pannie młodej:

Boże! D arm o się ścielę pod krzyż Twój ofiary, D arm o w dzieram się myślą w to niebios sklepienie By cię znaleźć [ . ]

Błądzę, jak d u ch po kutny41 (sonet II).

38 A. Stodor, Szkic biograficzno-literacki, op. cit., s. 80-81.

39 J. Tom kow ski, Samobójcy i marzyciele. O zabijaniu poetów, Kielce 2002, s. 216. 40 M . B artusów na, Poezye, op. cit., s. 17.

(14)

Alter ego B artusów ny towarzyszy ból, tak w idoczny w sonecie III. M ałżeństw o to czas, kiedy bohaterka nie będzie ju ż słuchać serca. N adchodzi epoka bez miłości, czas panow ania chłodu i pustki em ocjonalnej, będą to „zim ne przyszłości pustynie” (sonet IV42). Zgoda na tę przyszłość jest bardzo trudna, stanow i swego rodzaju sa- m oofiarę, w yrzeczenie się sw oich zasad w im ię poświęcenia się dla m atki. M aria p ro ­ testuje, krzyczy, ale nic nie m oże zrobić, m im o że to jest absolutnie niezgodne z jej uczuciam i. Przyszły m ąż w zbudza w niej „zabójczą pogardę”43. Cały cykl jest zapisem niezwykle silnego przeżywania nadludzkich em ocji, na które jest m iejsce w piekle, ale na pew no nie na ziem i i nie za życia. N a pew no nie jest to pam iętnik szczęśliwej panny m łodej.

N ajciekaw szy jest ostatni sonet, będący m ocną puentą całego cyklu. Oczywiście, w ystępuje tu cały zestaw określeń wyrażających głębię rozpaczy i zdrady samej sie­ bie, sw oich wartości. Pojawia się więc cierpienie, jęk, płacz, zgroza, kłam stwo. N aw et na pisanie brak ju ż sił44. Jednak najbardziej interesująca w tym w ierszu wydaje się jego dw uznaczność: każda z trzech pierw szych zw rotek zaczyna się od słów: „pojęłam cię”. Jest to o tyle w arte uwagi, że dopiero w ostatniej linijce pojawia się wykrzyknienie: „zgrozo”, więc m oże to oznaczać zarów no, że M aria „pojęła” (czyli zrozum iała) zgro­ zę, jak i to, że „pojęła” m ęża (za męża). Oczywiście, z p u n k tu w idzenia n o rm języko­ w ych jest to niepopraw ne, „pojąć” m ożna żonę, nie męża. Jednak nie zapom inajm y o zapatrywaniach B artusów ny na kwestie emancypacyjne. Była niezw ykle antypatriar- chalnie nastawiona, chciała rów noupraw nienia, nie godziła się na stereotypow y podział ról społecznych na m ęskie i damskie. Poza tym m oże oznaczać, że pojęła, czym jest m ałżeństw o. Jest po prostu: „kotwicą, dla tych, których los tu osierocił”45.

Cykl ten, mający źródła w biografii Bartusówny, z w id m em m ałżeństw a z n ieko­ chanym m ężczyzną w im ię poświęcania się dla m atki, ze swoją piekielną atm osferą bardziej pasowałby na pogrzeb niż na ślub. N ie dość, że nie m a tu żadnych cieplejszych uczuć, żadnej miłości do przyszłego m ęża46, to jeszcze w szystko przesiąknięte jest ro z­

42 Ibidem, s. 17.

43 „ [ . ] tego roztrąć Boże / na wieki w p ro ch nicestwa. [ . ] G dy puklerz m ych przekonań p o ś w i ę c e n i e kruszy, G dy dla d r o g i e j i s t o t y b ro ń u p o ru hardą Złożę u stóp człowieka, którego nie w zruszy Ból m ój, — co wyzyskuje dolę m oją twardą,

N iechaj zadrży pod słów tych z a b ó j c z ą p o g a r d ą :

Bierzesz tylko m e ciało, lecz nie w eźm iesz duszy!” (sonet VIII, ibidem, s. 21; w yróżn. K. T.). 44 „Zgrozo! A m uszę jeszcze śm iechem głusząc skryte jęki,

Pokąd od łez tajonych oczy m e nie zgasną,

B luźnić ci k ła m s tw e m ! . Pióro w ypada m i z ręki!” (sonet X II, ibidem, s. 25). 45 Ibidem.

(15)

paczą i rozdarciem m oralnym . N aw et środki artystyczne, krąg skojarzeń, w okół k tó ­ rych pozostajem y — dusza potępieńcza, która podzw ania „ciężkimi łańcuchy” wycia, jęki, świadom ość, że do zawarcia m ałżeństw a zamiast m iłości wystarczy „cielec złoty” (sonet X), bo m ożna albo kupić miłość, albo być ku pionym — wszystko doprow adza do tego, że nieszczęśliwa narzeczona w olałaby um rzeć.

Te uczucia i sposób ich wyrażania nie m ieszczą się w e w zorcu „dziew icy-sieroty”. C zy dziewczątko, które tw orzy w iersze o m iłości (sentym entalnej), przyrodzie i Bogu, m ogłoby pisać podobne herezje? Skoro odpow iedź brzm i: „nie”, to znaczy, że tej części poezji B artusów ny nie ma. N aw et, jeżeli ją w ydrukow ano, zawsze m ożna nie doczytać. I tak też postępow ano.

N ajdalej w lekturze dotarła K onopnicka, ale i ona doczytywała częściowo, w ybiera­ jąc jedynie co „bezpieczniejsze” i nie aż tak „gw ałtow ne” fragmenty, których absolutnie

nie spodziew alibyśm y się po „słowiczku żegnającym się z altanką”. Wyłaniający się z jej recenzji obraz bohaterki M yśli przed-ślubnych jest tylko fragm entem tego, co przedsta­ w iła B artusów na. Jednak ta brzydsza, „brudna” część nie przystawała ani do w zorca „poetki-słow iczka”, ani do pozytywistycznego gorsetu konwenansów. O w o p o m i­ nięcie doprow adziło do pew nej niekonsekw encji, w idocznej naw et w Zarysie literatury p o ls k ie j. C hm ielow skiego. Krytyk pisał o B artusów nie z pew ną aprobatą, tłumacząc, że jej dziewczęca naiw ność i prostota zyskiwały ogólną sym patię47. M oże to dziwić, jeżeli przypom nim y sobie jego w cześniejsze słowa, krytykujące naśladow nictw o „fra­

zeologii rom antycznej”, które częściowo m ożna odnieść do twórczości tej poetki. C hm ielow ski w ym ienia, co należy bezw zględnie tępić: „dużo rzeczy przestarzałych, dużo niepotrzebnego rozm arzenia, dużo ckliwej rozpaczy” oraz w iersze „pełne afek­ tow anego sm utku, pełne m elancholijnych zachw ytów do róży, lilii a naw et i ch ab ru ”48. B artusów nie przecież nieraz zdarzało się pisać o róży, by przywołać tylko Pożegnanie z altanką. D la kontrastu w arto przywołać jeszcze je d e n fragm ent, rów nież w ym ierzony przeciwko tem u, co bez w ątpienia charakteryzowało jej poezję: egotyczności, zarzuca­ nej jej rów nież przez Konopnicką: „było tędy rzeczą całkowicie naturalną, że m łodzież pragnąca prawdy, pracująca w im ię nauki [...] zwróciła się przede w szystkim przeciw tym egotycznym w ylew om zbyt rozłzaw ionych m arzycieli”49.

po zarzutach epigonizm u50 i egotyczności połączonej z m arzycielstw em , m oże dzi­ wić, że poezja B artusów ny m im o w szystko cieszyła się popularnością. Jednak cały czas

(sonet X, ibidem, s. 23).

47 p C hm ielow ski, Zarys historii literatury polskiej ostatnich lat szesnastu, op. cit., s. 180. 48 Ibidem, s. 32.

49 Ibidem, s. 34.

50 E pigonizm B artusów ny je st w idoczny także w in n y ch utw orach. Jan O rłow ski zauważa, że „m niej znane i cenione były natom iast p oem aty Bartusówny, w których naśladowała rom antyków (oto tytuły jej w ażniejszych poem atów : Sen powstańca, Opryszek — bohater romantyczny, Magdalena, Wilia szlachecka,

(16)

była czytana jako w yznania „dziew icy-sieroty” i krytyka nie zm ieniała tego wzorca. A przecież Myślach przed-ślubnych nie sposób określić jako cykl o różach i kwiatkach, napisany przez „rozłzawioną m arzycielkę”. Krytycy orzekli, że ona sam a przecież nie m ogła doświadczyć tak złożonych dylem atów m oralnych i te utw ory należy traktować jako zapis dram atyzow ania skłonnej do egzaltacji kobiety.

G rażyna Borkowska zwraca uwagę na to, że M arię B artusów nę łączy pew ne p o ­ dobieństw o z N arcyzą Żm ichow ską. O bie autorki cechuje postawa em ancypacyj­ na i antypatriarchialna. O bie też odbiegały od panującego w X IX w ieku w izerun ku skrom nego dziewczęcia i nie godziły się na tradycyjne obowiązki kobiece: m ałżeństw o i m acierzyństw o. Badaczka pisze, że „żadna inn a poetka poza B artusów ną nie m ia­ ła dość odwagi, by m ów ić w tak zdecydowany sposób o sw oim antypatriarchalizm ie, o poczuciu zagrożenia w świecie narzucającym kobietom określone reguły zachowa- ń ”51. W ątki em ancypacyjne czy fem inistyczne pojawiają się też w innych w ierszach poetki, np. w utw orze Dlaczego? B artusów na chce w yzwolić się z ciała i cieszyć w o ln o ­ ścią ducha, co, jak zauważa Borkowska, jest m otyw em rom antycznym , ale z wykładnią fem inistyczną52. Dlaczego zatem nie „doczytywano” ow ych utw orów ?

Tu pojawia się pew ien paradoks: m im o licznych w ysiłków dążących do ró w n o ­ upraw nienia obu płci, pozytywistyczna kam pania em ancypacyjna była pozorna, jako że ostatecznie i tak prow adziła do wyzbycia się kobiecości (strategia m im ikry). W świa­ topoglądzie krytyków nie m ieściło się, żeby autorka w ierszy o tem atyce m iłosnej chcia­ ła w nich dobrow olnie zrezygnować z kobiecości, gdy tego od niej nie żądano. Stąd C hm ielow ski, pisząc o „aktorstwie kobiety przywykłej do dram atyzow ania u czuć”, w bija B artusów nę w kostium w ybitnie kobiecy. N ie w idzi w jej pisarstwie (albo nie chce w idzieć) pierw iastków charakterystycznych dla m ężczyzn.

Z naczna część twórczości M arii B artusów ny w pisuje się w schem at kobiecości. Tu dyskurs jest „kobiecy”, ale nie dzieje się tak ju ż w przypadku M yśli przed-ślubnych.

Z a dużo jest w nich pierw iastków typow ych dla „m ężczyzn”. W dziew iętnastow iecz­ nej lekturze pom ija się więc fragm enty świadczące o tym , że poetce było źle ze swoją kobiecością. N ie m ieści się to bow iem w paradygm acie sentym entalnym , a wybiega ju ż ku prem odernistycznem u, kultu ro w em u rozu m ien iu płci (gender). Poezje stanowią zatem ogniw o m iędzy w izerunkiem rom antycznego „słowiczka” a genderow ą „duszą p o k u tn ą” zniew oloną w swej kobiecości.

Czarodziejska fujarka)” (J. O rłow ski, M otywy ukraińskie w poezji Marii Bartusówny, h ttp://w w w .pan-ol.

lublin.pl/w ydaw nictw a/T Z w iaz2/O rlow ski.pdf (stan z dnia 20.04.2009). 51 G. B orkow ska, Pozytywiści i inni, Warszawa 1996, s. 158.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Teologowie i tłumacze Pisma Świętego na języki narodowe posługiwali się łacińskim przekładem Biblii, dokonanym u schyłku IV wieku przez

Fiołkowa 1a , Bydgoszcz .( ogłoszenie ilustruje mniejsza figura z napisem pojazd czterokołowy nakładająca się na koło poprzednie ) OGŁOSZENIE 3.. W okolicy supermarketu

A zatem problemów decyzyjnych jest przynajmniej tyle, co nieskończonych ciągów zero-jedynkowych, czyli więcej niż liczb naturalnych, czyli więcej niż programów.. Tym

• kontrola jakości skrętu pokazuje jakość skrętu i decyduje o zakończeniu czasu działania płynu ondulującego (Producenci preparatów ondulujących zachowują margines

Słowa kluczowe: poezja europejska, poezja polska, sonet, cykl sonetowy, wieniec sonetów Key words: European poetry, Polish poetry, sonnet, sonnet cycle, wreath of sonnets Sonet

Do codziennej pracy należy używać konta użytkownika z ograniczonymi uprawnieniami – nie należy używać konta Administratora podczas przeglądania stron4. Konto Administratora

Dodanie katalizatora do środowiska reakcji znacznie obniża energię aktywacji, dzięki czemu możliwe jest jednoczesny udział w reakcji większej liczby cząsteczek..

Dzieje się tak, gdyż najwyższym priorytetem dla człowieka nie jest bynajmniej działanie zgodne z rozsądkiem, w imię największego pożytku, lecz poczynania zgodne z własną,