Małgorzata Szpakowska
Kamienny świat pod kamiennym
niebem
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 139-145
Małgorzata Szpakowska
Kamienny świat
pod kamiennym niebem
L ite ra tu ra nasza b y w a na ogół dość optym istyczna. Może p rzez d y d ak ty czn ą tr a dycję; bo d y d a k ty k a łączy się przecież z nadzieją, że zło m ożna napraw ić, grzeszników — naw rócić, za popełnione w in y zaś — odpokutow ać. I choć w tej lite ra tu rz e zawsze w iele było cierp ień i b o h aterstw a, to n iep orów n anie m niej — zw ątpienia, a nihilizm nie pojaw iał się p raw ie nigdy. L ite ra tu ra polska w y p ełn ia p rze strz e ń m iędzy G ro ttg ero w sk ą łezką a S ienkiew iczow skim galopem , m iędzy bólem sz la c h et n y c h a heroizm em m ężnych. Z tak im w yposażeniem podejm ow ano te m a t o statn iej w o jn y — i stą d może bezsilność pisarzy.B orow skiem u p rzy zn aje się n a ogół, że on jed en nie był bezsilny. Może jeszcze opow iadania A n d rzejew skiego, M edaliony N ałkow skiej, a z książek o w iele la t późniejszy ch — p ow stańczy p a m ię tn ik M irona Białoszew skiego. I w iersze: B aczyńskiego, Gajcego. A le B orow ski sta w ia n y je s t n a jw y ż ej. Jeg o ro lę m o że n a w e t zw iększył bezsensow ny sk an d al i osk arże nia tow arzyszące pierw szy m opow iadaniom : a b s tra
Za mało nihilizm u
M A Ł G O R Z A T A S Z P A K O W S K A 140 Akt oskarżenia bardziej niż literatura W K am ien n y m św iecie literatura zw ycięża rzeczyw istość
h u jąc od rozbieżności św iatopoglądow ych m iędzy d y sk u tan tam i, k tó re u jaw n iły się w czasie polem iki w yw ołanej a rty k u łe m D obraczyńskiego — w łaśn ie w te d y bodaj po raz pierw szy dostrzeżono całkow itą odrębność postaw y a u to ra P ożegnania z M arią w o bec w ojny: próbę pokazania „św iata bez w arto ści” . O „św iecie bez w arto ści” m ów iło się potem w iele, zw łaszcza ostatnio, z okazji książek W e rn e ra i D rew nowskiego. M ówiło się głów nie w zw iązku z opo w iadan iam i oświęcim skim i; słusznie i niesłusznie. Słusznie — bo oczywiście tam była przyczyna; „u nas, w A u sch w itzu ” św iat został z w arto ści o d a rty w sposób n ajb ard ziej k o n se k w e n tn y i nam acaln y. N iesłusznie — bo opow iadania ośw ięcim skie są n ie tylko litera c k ą k reacją, lecz — przede w szystkim — d o ku m en tem i ak tem oskarżenia. R elacjonow ane fa k ty p rzesłan iają w nich, m uszą przesłaniać, sposób relacji. I choć w prow adzenie „ v o ra rb e ite ra T ad k a” , pierw szoosobow ego n a rra to ra , którego B orow ski n a d od atek obdarzył w łasny m im ieniem , jest oczyw is ty m i u d erzający m p rzekazem au to rsk iej in te rp re ta c ji — jed n a k sam a rzeczyw istość pow oduje, że to, co Vorarbeiter T adek opowiada, je s t w ostatecznym rac h u n k u zawsze w ażniejsze od tego, ja k to zostało opow iedziane. S kala opisyw anej zdrodni i u podlenia je s t niew spółm ierna ze skalą lite ra tu ry .
D latego bardiziej pisarzem B orow ski w y d aje się w
K a m ie n n y m świecie, zw łaszcza w tych odcinkach
cyklu, k tó re nie są pośw ięcone faktom drasty czn y m czy p rzerażający m . Z darza się bowiem , że i w ty m zbiorze rzeczyw istość zw ycięża lite ra tu rę . K iedy w
K olacji z g ra ja w ygłodniałych w ięźniów rzu ca się ku
świeżo zastrzelonym tow arzyszom , poniew aż „m ózg ludzki n a p ra w d ę (jest) ta k d elikatny , że m ożna go jeść bez gotow ania, zupełnie na surow o” — sam o w ydarzenie, sam a in fo rm acja działa silniej niż jej lite ra c k a obudow a. A le w kom pozycji K am ien nego
św iata sceny obozowe pełnią p rzede w szystkim rolę
w szystko inne. Bo przecież K a m ie n n y śioiat to nie tylko obóz. W każdym rażie — n ie tylko obóz w do słow nym , historycznym sensie. A k cja większości opow iadań rozgryw a się już po w ojnie, choć w ojna i obóz są w n ich stale — pośrednio — obecne. W łaś nie przez to, że i w ty m n o rm aln y m czy praw ie norm alnym — a p rzy n ajm n iej nie-ośw ięcim skim — św iecie raz zniszczonych w arto ści p rzyw rócić ju ż nie m ożna.
K a m ie n n y św iat je s t dziełem n ih ilisty czn y m i to n ih ilistyczn ym w sposób b ardzo k on sek w en tn y. Z w ątpienia i rozpacz dw udziestego w ieku, w szystkie d ek ad en ty zm y i jałow e ziem ie w y d a ją się w z esta w ien iu z nim trochę n iep raw dziw e i n iepotrzebnie egzaltow ane. B yły one w końcu tylko przeczuciem ; tym czasem Borow ski pisze ju ż po k atastro fie. I tak sam o, jak k a ta stro fa b y ła to taln a, ta k to ta ln a o ka
zuje się negacja.
Sięga ona u Borowskiego bardzo głęboko. O bejm uje n ie tylko skom prom itow aną p rzez człow ieka k u ltu rę , ale także n a tu rę , pejzaż, w szechśw iat. H ańba lud z k a rozciąga się na całe otoczenie człow ieka. Sam a p rz y ro d a jest brzydka, w roga, zła. „W ielki u p ał roz ża rz a ł i w ysuszał na popiół p o w ietrze” . „(...) nad po lem, sk arp ą i biedkam i sam otnie toczyły się po nie bie skłębione c h m u ry o liliow ych i ró żanych b rz u chach, ro zk w itały i w iędły n a w ietrze ja k p rzy sp ie szone k w ia ty ” . „N a nagim n ieb ie słońce leżało m a r tw o ja k w ysuszona kość” . „Po liszaju w y d ep tan ej ziem i biegały o b d arte dzieci” . To kilk a pierw szych z b rze g u opisów, zaczerpniętych z opow iadań nie- obozow ych. W obozie m róz, upał, deszcz b y ły d o dat k o w y m i źródłam i bezpośredniej u d ręk i i w sam ej p rzy ro d zie isto tn ie m ożna było dostrzec w roga. Na zim ow ych apelach zam arzano n a śm ierć. Ale poza obozem ?
Podobnie zanegow ane zostały w ięzi m iędzy ludźm i. I to od poziom u n a jb a rd zie j elem en tarn ego . W k a m iennym i św iecie nie m a m iejsca n a miłość, ero tyka
Negacja przyrody...
... więzi m iędzy ludzkich
M A Ł G O R Z A T A S Z P A K O W S K A
142
...i elem en tarnych uczuć
je s t biologiczna i m iesza się ze w strę te m . K obiety są ty lk o fizyczne i obrzydliw e, n a rz u c a ją się cielesnoś cią, k tó re j b ra k em ocjonalnych u sp raw iedliw ień . W
U p aln ym popołudniu leżąca na tra w ie dziew czyna:
„W ystaw iła chciw ie tłu stą, spoconą tw a rz do słońca, podciągnęła kolana i ro zch y liła zuchw ale i w yzy w a jąco rozlane, białe u d a ” ; w D zie n n ik u podróży o jugosłow iańskich dziew czętach m ów i się, że są n a j p iękniejsze n a świecie, chociaż „ n ie k tó re z nich b y ły lekko zeszpecone sy filisem ” . To ty lk o ciała: ciała niedoskonałe i zarazem takie, k tó re w każdej chw ili m ogą ulec zniszczeniu, z k tó ry m i k o jarz y się „za pach gnijącej k rw i kobiecej zm ieszanej z p o tem ” . Podw ażona zostaje zresztą nie ty lk o erotyka. I n a inne uczucia ele m en ta rn e nie m a m iejsca.
In sty n k to w n ie opiekuńczy stosunek do dzieci z a stą piony zostaje prag nieniem zem sty — jeśli dzieci są niem ieckie, w spom nieniem pisku — jeśli dzieci są ośw ięcim skie, albo po p ro stu obrzydzeniem — jeśli zw yczajnie się baw ią: „k opały piłkę ze szm at, po k rzy k iw ały o chryple i w y p lu w ały py ł z g ard ła. T w arze ich b y ły opuchłe i n ab iegły z w ysiłku k rw ią ” . To też są ty lk o zniszczalne ciała, ty le że m niejsze. Tym silniejszy w s trę t budzą dorośli. „D y ry g e n t w czarnym fra k u stał bokiem do sceny, ośw ietlonej od dołu tru p im , w oskow ym św iatłem . T w arz jego była żółta, a n a w pół o tw a rte u sta i za p a d n ięte oczy b y ły sine, ja k b y w y sch łe” . „M iał obrzękłą, ospow atą tw a rz i był albinosem . R zadkie w łosy sterczały na jego czaszce szty w n e ja k sierść” . „M ężczyźni leżeli półnadzy na kocach, oddychali ciężko, byli bladzi i rozm iękli jak gotow ane ry b y ” . A d ru g i człowiek, sprow adzony jed y n ie do n ie trw a łej cielesności, nie może być p a rtn e re m . Toteż je d y n ą dziedziną, w jakiej p rzejaw ia się ludzka soli darność — jest zbrodnia i zem sta. Je d n a k egzeku cja, dokonyw ana przez skrzy w dzo n ych na krzy w d zi cielach, łącząc ich — o d b iera im m o ralne p ro fity ,
jak ie ze sw ojej k rzy w d y m ogli czerpać. W czorajsze o fia ry bez tru d u p rzek ształcają się w k ató w i żadna ety k a nie je st w stan ie ich przed ty m pow strzym ać. W itym świecie nie m a m iejsca n a spraw iedliw ość ani — ty m bardziej — na m iłosierdzie.
R acja m oralna, p rzeciw staw iana tem u spustoszeniu, w ypada blado i śm iesznie. A m ery k ań sk i oficer, opo w iadający się po stro n ie p raw a, nie za trzy m a byłych jeńców p rzed sam osądem . R eligia um ożliw ia żałob ne m odły za dusze poległych żołnierzy SS: „N apisy głosiły, że oto synow ie i bracia, i m ężowie, i ojcow ie polegli w dalekich step ach Rosji i w g órach Ju g o sław ii, i n a p u sty n ia c h A fryki, i gdziekolw iek in dziej i że ich m a tk i i siostry, i żony, i córki m odlą się za nich, i że p a m ię ta ją ich, i o by Bóg d ał im szczęśliw y w iek u isty ży w o t” . S z tu k a je s t p re te k stem , n o n sen sem lu b po p ro stu k łam stw em . Niczego nie udało się ocalić i niczego nie m ożna odbudow ać. Nie m a stały ch p u n k tó w oparcia, „w szechśw iat w y cieka w p u stk ę ja k w oda p rzez p alce” . P adło ju ż tu taj słow o „n ih ilizm ” , m ogę pow tórzyć je raz jeszcze. Ż adnej bow iem z ty ch w artości, do k tó ry c h z t a kich czy inn y ch w zględów czujem y się p rzy w iąza ni, w K am iennym , św iecie nie d a się odszukać. P rz y roda, m iłość, litość, solidarność, praw o, religia, sz tu ka — w szy stk im na ró w n i odm ów iono znaczenia a l bo w ogóle ra c ji b y tu .
Czy rzeczyw iście niczego nie m ożna u ratow ać? I tak, i nie..N iczego — d la sam ego au to ra, k tórego sk ra jn a i n a m ię tn a ucieczka z kam iennego św iata zakończyła się ta k , ja k się zakończyła. Za pró b ę resty tu o w a n ia w a rto śc i zapłacił trag iczn ą cenę — ale to sp ra w a jego osobistego ra c h u n k u . D ra m a t p isarza rozegrał się na in n y m planie, choć p rzesłan k i jego zaw arte b yły ta k ż e w postaw ie zadem on stro w an ej w K a m ie n n y m
św iecie.
M oralistom , sk ło n n y m do łatw y c h potępień, m ożna p rzy p o m n ieć jed n o p rzed e w szystkim : to n ie sztuka
Racje etyki, religii, sztuki
M A Ł G O R Z A T A S Z P A K O W S K A 1 4 4 "Wartości nie obali żadna książka Negacja jest postawą zerową
by w a praw dziw ie odw artościow ana, nihilizm em za raża czasem po p ro stu życie. L u kro w anie i szm inko- w an ie rzeczyw istości, pow oływ anie się na to, że
przecież b y li i szlachetni, i cnotliw i — zachw ianych
w artości nie je s t w m ocy przyw rócić. J a k nie jest w ich m ocy — jeśli istn ieją — obalić żadna książka, n a w e t n a jb a rd zie j sugesitywna. Borow ski nie zm y ślał, pisał o czym ś, co się w ydarzyło; nie dlatego, by poszczególne an egdoty m u siały być w iarygodne, lecz dlatego, że kryzys, k tó re m u dał św iadectw o, n a stą p ił .n apraw dę; że w św iecie lag rów w artości ludzkie rzeczyw iście zostały zakw estionow ane, i że cierpienie — w b rew tem u, czego by się pragnęło — n a pew no łatw iej poniża i u pad la niż u szlachetnia. I n a w e t nie oskarżenie, zaw arte w K a m ie n n y m
świecie, w y daje się najw ażniejsze, lecz lekcja, k tó rą
raz jeszcze trzeb a pow tórzyć na uży tek poszukiw a czy w niosków p ozytyw nych.
L ek cja ta może być tak a: nic w świecie, k tó ry jest n am dany, sam o przez się w artości szczególnej nie m a. J a k p isał Borowski: „p rzed ziw n a m ieszanina, gig an ty czn a zupa u g o to w an a z tłu m u, p ły n ie w zdłuż ulicy n a d ry n szto k iem i nieom al z b ulgotem w siąka w nicość ja k w k an ał odp ły w ow y ” . N egacja je st po sta w ą zerow ą, n iejak o n a tu ra ln ą . W szystko inne — w ym aga w ysiłku. Ś w iat w artości nie je s t czymś, co istn ieje sam odzielnie i czego ew e n tu aln ie n ależy bron ić p rzed oszczercam i; je st on zawsze zadaniem do w ykonania. H istoria, tra d y c ja i pięk ne p rzy k ład y m ogą tu być pew ną, dość zresztą nik łą pom ocą, ale rzeczyw istego tw orzenia w arto ści n ig dy nie zastąpią. K u ltu ra je s t n ie trw a ła i zniszczalna, podobnie jak m y sam i — i o ty m trz e b a n ieu sta n n ie przypom inać. M ilczenie i złudzenia nic nie pomogą. L ite ra tu ra ,,ni- h ilisty czn a”, lite ra tu ra sięg ająca do sam ego ją d ra ludzkiej n ęd zy i nicości — pozw ala choć n a chw ilę uśw iadom ić sobie to, o czym nie chcem y pam iętać. Być może, g d y b y isitniała tylko ta k a lite r a tu r a — byłoby przeciw czem u protestow ać. Ale nie oszu
145
k u jm y się, ludzie zawsze chętn iej słu ch ają pięknych b ajek o sobie i c h ę tn iej tak ie b a jk i opow iadają. Ł a t w iej je s t żyć, gdy zło, k tó re tk w i w głębi, pozostaje zam glone. I łatw iej je s t protesto w ać, gdy ktoś tę m głę rozw ieje, niż b rać — n a siebie także — od pow iedzialność.
Łatwiej żyć ze złudzeniami